Alannah Vandelopa “Lana” Begmann
Data śmierci: 2 lipca 1839 roku
Okoliczności śmierci: Uduszenie poprzez przygniecenie klatki piersiowej
Nazwisko matki: Cattermole
Miejsce zamieszkania: Rudera w Dolinie Godryka
Czystość krwi: półkrwi
Zawód: przed śmiercią była znachorką, wytwórcą eliksirów zdrowotnych
Wzrost: 163 cm
Kolor włosów: krucze, choć z powodów przezroczystości, bardziej określane jako szare
Kolor oczu: szare
Znaki szczególne: półprzezroczytość, zwiastujący nieszczęście chichot, urokliwy uśmiech
Hufflepuff
Owca
Ojciec idący w jej stronę
zapach starego drewna, papieru oraz piołunu
Siebie w towarzystwie ukochanego mężczyzny. Za każdym razem innego.
życiem innych. Wiejski radar, obserwuję ludzi z okna.
nikomu, nie interesuję się.
uprzykrzam ludziom życie, przenikam do pokoi w niezręcznych momentach, podsłuchuję rozmowy, wykłócam się o prawa własności.
szumu drzew.
Rooney Mara
Dziwaczka Lana
Jak brak jej dzieciństwa, dawnych czasów, kiedy świat wydawał się prostszy, jaśniejszy. Idealizujemy te wizje, zapominając jak dalekie od perfekcyjnych były. Lana pamięta bieganie po łąkach, zapach trawy, dłonie matki kojące i ciepłe, gdy uderzyła się zupełnie przypadkowo. Zapomina zaś o strachu, o ojcu, który powróciwszy do domu nie bał się sięgnąć po alkohol, podniósł rękę na matkę, podniósł rękę na córkę. Zapomniała potłuczonych talerzy, zapomniała wszystkiego co złe.
Ludzie lubią plotki. Zawsze dużo mówili. Uciśniona, biedna Fiona Begmann, po cóż brała tego zwyrodnialca. Zapominają, że nie zawsze nim był, kiedyś był mężczyzną dobrym i ciepłym, idealnym mężem. Gdy należało pomóc, nie zaglądali za drzwi domu w Dolinie Godryka.
Była bardzo mała, gdy zapragnęła, by ten dom wyglądał inaczej. By na ścianach nie było już widać zadrapań po uderzeniach, zatrzeć wszystkie ślady. Odesłać wszystko co złe do zapomnienia. Inne dzieci nie lubiły Lany. Była inna. Apatyczna, nie żartowała podobnie do nich, ale zabiegała o ich względy. Chciała, by ją lubiono, więc czasami ulegała bardzo głupim sugestiom. Raz nawet spadła z drzewa i złamała sobie rękę. Jedynie jeden chłopiec okazywał się wobec niej przyjazny. Na imię miał Charles.
Była córką czarownicy. Matka spodziewała się, że przedziwne rzeczy, które wywołała Lana są spowodowane magią, którą ukrywała przed swoim mężem. Jej włosy odrastały w ciągu jednego dnia po ścięciu, za każdym razem zamieniając się w wodospad czarnych kosmyków. Dostała list z Hogwartu w dniu jedenastych urodzin, w dzień świętego walentego. Prawdziwym spiskiem było to, jak kobieta poradziła sobie z wysłaniem Alannah do szkoły bez wiedzy męża. Podobno miała zostać wysłana do szkoły dla dziewcząt, tak naprawdę udając się do zupełnie nowego miejsca, całkiem magicznego i całkiem innego.
Hogwart był jak z baśni o księżniczce uwięzionej w zamku. Tak lubiła sobie siebie wyobrażać. Otworzył się przed nią świat ze snu, który eksplorowała tak długo jak tylko mogła. Została uczennicą Hufflepuffu, przez swoje łagodne podejście, towarzyskość i dzielenie się rzeczami, których i tak nie miała wiele.
I była obiektem wykorzystywania, nie zdając sobie z tego sprawy.
Gdy mogła pomóc, cieszyła się, nie oczekując nic w zamian. Wspierała swoich znajomych pomocami naukowymi, częstowała słodyczami, czasami kupowała upominki w Hogsmeade podczas wyjść. Twierdzono, że próbuje kupić przyjaźnie, choć nigdy nie powiedziano tego w twarz Alannah. Nie otrzymywała nic od swoich rówieśników, ponieważ nigdy tego nie oczekiwała.
Lana rosła na mądrą dziewczynę, skupioną na pomocy innym. Uwielbiała naukę leczenia i zielarstwa, wszystkie rzeczy, które mogły być w mniejszym lub większym stopniu altruistyczne. Miała w głowie całą masę zaklęć codziennego użytku, uczyła się piec ciasteczka, a od matki - grać na pianinie, na którym potrafiła wystukać proste, urokliwe melodie, których nikt nie chciał słuchać. Nie była świetną uczennicą, stawała się wycofana podczas zajęć i rzadko zgłaszała się do odpowiedzi. Płynęła z prądem, który wyznaczali jej przyjaciele. Dni wyglądały tak podobnie, tak jasno i spokojnie, w zaślepieniu beztroskim słońcem.
Miała szesnaście lat, gdy pierwszy raz była świadkiem tragedii. Charles, jej przyjaciel z Doliny Godryka, jedyny, który okazywał jej szczerą sympatię, jak się okazało, również był czarodziejem, jednak krwi mugolskiej. W Hogwarcie widzieli się często pomimo przydziału do dwóch różnych domów, podobnie było również w wakacje. Latem, w najcieplejszy dzień lipca wybrali się na miotły, jednak Charles spadł ze swojej prosto do wody. Zostal otoczony przez druzgotki, a czekająca na jego wypłynięcie Lana nie zdążyła zareagować w porę…
Odbiło się to na niej. Rozmawiała z ludźmi rzadziej, coraz częściej przebywając samotnie w szklarni czy nad kociołkiem w pustej sali. Nikt nie przejmował się małą Laną. Stała się duchem przenikającym powoli w tłumie.
Ukończyła naukę w Hogwarcie i wyprowadziła się od rodziców, nie chcąc mieć wiele wspólnego z ojcem. Z matką zaś korespondowała. Oddała się całkowicie zielarstwu i powoli oddalała się od społeczności czarodziejskiej. Zamieszkała w leśnej chacie, służąc pomocą podróżnym oraz przejezdnym. Leczyła zranione w lesie zwierzęta, z dnia na dzień zapominając o upływie czasu. Potrzebowała go bardzo dużo nim zaczęła czuć się samotna, gdy ciche pomiaukiwania kotów przestały wystarczać. Zapragnęła kogoś pokochać…
I rzeczywiście poznała odpowiedniego czarodzieja. Przyjaznego, ciepłego, miłego mężczyznę, niewiele starszego od niej. Może nie najprzystojniejszego na świecie, jednak to jej nie przeszkadzało. Był tak samotny jak ona. Bez przyjaciół, bez rodziny. Szybko straciła głowę. Zaręczyli się i wzięli ślub, gdy Lana miała dwadzieścia dziewięć lat.
Miała trzydzieści lat, gdy to się skończyło. Koniec czerwca, miotła pozwoliła jej dostać się do domu, do Doliny Godryka. Matka nie pisała do niej listów już bardzo długo, przywiodło ją zmartwienie. Jej dom zmienił się. Wcześniej urokliwy, niewielki domek który matka odziedziczyła po rodzicach teraz zdawał się zupełnie inny. Ponad ziemię wystawał ledwie spadzisty dach, jakby dom został zalany ziemią ze wszystkich stron, jednak grunt wokół niego wskazywał na zupełnie coś innego… Wyglądało to jakby tak było od początku.
Lana weszła do swojego domu i zaatakował ją okropny smród. Było ciemno, wszystkie okna zgasły, choć wcześniej miały w sobie obrazy pięknego, letniego nieba. Po każdym pomieszczeniu latały małe muszki, przywiedzione zapachem śmierci. Prawda ukazała się przed nią, gdy trafiła do sypialni rodziców.
Ciało matki, zimne i puste leżało w łóżku, a zaraz obok niej ojciec, całkiem żywy, choć bez człowieczeństwa wewnątrz siebie. Mężczyzna tego dnia zafundował kobiecie największą z traum życia.
Niemal nie pamięta jak to się stało, choć początek nawiedzał ją w najgorszych koszmarach. Ojciec podniósł się i mętne, ciemne spojrzenie posłał w jej stronę, mrożąc krew w żyłach, przerażając jak nic dotąd na świecie. Lana cofnęła się, ale dopadł ją, jego ręce, szorstkie i silne zacisnęły się na gardle. Tylko dzięki magii udało jej się wyswobodzić i uciec z ramion śmierci. Niedługo później pojawili się ludzie z Ministerstwa, zawiadomieni przez coraz liczniej zamieszkujących Dolinę czarodziejów. Gdy przyjechali nie odnaleźli już duszy ojca rodziny, ten w przypływie szaleństwa zabił się, wbijając nóż we własne gardło.
Lana wróciła do męża, przerażona i zlękniona, ten zaś przez kilka dni poprawiał jej humor, chcąc, by stanęła na nogi. Niedługo później dostali wiadomość… W ręce Alannah trafił spadek po matce, skrytka w Gringotcie pełna złota i dom rodzinny, wszystkie zniszczone ściany mogła odbudować to zupełnie sama. Mogła spełnić marzenie…
Odwiedzili znów Dolinę Godryka razem. Odkryli, że magia matki Lany chroniła oczy przed prawdziwym wyglądem tego domu, który był nadzwyczaj magiczny. Gdy zginęła, ojciec odkrył wszystkie tajemnice. Stracił rozum.
Pokoi był ogrom, każdy inny i na każdy miała inny pomysł. Chciała stworzyć swoją pracownię, miejsce gdzie będzie trzymała eliksiry, może nawet własną lecznicę. Świat kreował się na piękny, na cudowny, na pełen nadziei. W tym samym momencie, w którym dotknęła starej ramki ze zdjęciem matki z nóg zbiło ją uderzenie w głowę. Upadła.
Przez przymknięte powieki dostrzegła jego. Ukochanego, swojego męża, tego samotnego mężczyznę, który poświęcił jej lata swojego życia. Jak pochylił się nad nią i przygniótł jej mostek nogami, jak złapał za gardło i powoli powoli odbierał jej dające powietrze życie. Nikt jej nie uratował, nie zdołała już uratować się różdżką. Ostatnie co pamiętała to jego spojrzenie. Spojrzenie tak mętne jak to ojcowskie.
Lana usiadła w powietrzu, by wyglądało to tak jakby spoczywała na komodzie. Szare spojrzenie przyglądało się trójce ślicznych dziewczynek biegających po Ruderze. Do salonu weszła najpierw kobieta, jasnowłosa piękność i obok niej… Mąż. Ten sam, który wyssał z niej życie. Wszystko to było kłamstwem i Lana we wściekłości dopilnowała, by nie została zapomniana. Powiedziała światu kto sprawił, że została tylko duszą. Nie miała pojęcia co zwróciło jej temu światu, jednak zdecydowanie nie wróciło wszystko z tej kobiety, która umierała tamtego pięknego lipcowego popołudnia. Lana początkowo tułała się z furią i wściekłością, odganiając każdego człowieka od swojej posiadłości. Po wielu latach smutnej tułaczki zaczynała się zmieniać i początkowe przekonanie, że duch z Doliny Godryka przynosi pecha i zwiastuje przestępstwo w rodzinie zmieniło się zupełnie. Lana zaczęła opiekować się ludźmi, którzy tu mieszkali - dawała im rady korzystając z wiedzy, którą posiadała. Jedynym warunkiem było to, że nie można naruszać jej domu.
Ostatnio zmieniony przez Lana Begmann dnia 06.04.19 21:06, w całości zmieniany 1 raz
want to maltreat him,
I want to squeeze him
and break his
neck, neck, neck, neck
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzał: Tristan Rosier