Pokój Marcelli
AutorWiadomość
Pokój Marcelli
Choć ściany utrzymane są w bieli, Marcella zadbała, aby w jej przestrzeni nie brakowało odpowiedniej ilości zupełnie bezużytecznych, ale za to jakże ślicznych bibelotów. Wszechobecne zasłonki, poduszki i koce sprawiają, że pokój na samym szczycie wieży Figgów jest niezwykle przytulny i urokliwy. Ze ściany na przychodzących gości spogląda mężczyzna z papierosem, który został namalowany przez ulicznego artystę i Marcy nawet nie zna jego imienia - po prostu widziała, że potrzebuje pieniędzy i kupiła jego obraz za parę knutów.
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
- No już, już! - Dziewczyna krzyknęła do Connie, gdy przekraczała próg swojego pokoju, mierzwiąc swoje włosy delikatnie. Ostatni raz pisała się na coś takiego. Chłopcy chorowali, a siostra biegała między nimi ciągle podając jakieś nowe specyfiki z apteki plus poiła ich ogromną ilością herbaty. Ciągle narzekała, że nie ma na nic czasu i była strasznie rozhisteryzowana, więc poprosiła młodszą siostrę o uwarzenie chłopakom eliksiru wzmacniającego, coby trochę im pomóc. W końcu już się kończył i musiały uzupełnić zapasy! Znaczy poprosiła to za dużo powiedziane, rozkazała siostrze to zrobić.
Ustawiła kociołek siostry na stoliku, z którego zsunęła wszystkie bibeloty na podłogę po czym złapała za wielką książkę z przepisami na eliksiry, którą położyła tuż obok kociołka i sprawnym okiem wyszukała informację na temat wywaru wzmacniającego.
Zaczęła od skrzeku żaby, który wylądował w kociołku po czym bardzo delikatnie wymieszała wywar. Następnie skruszyła skorupki jak papugi i ponownie wymieszała, dokładnie przyglądając się czy wywar nie gotuje się zbyt mocno.
W dłoniach porwała liście magnolii i wrzuciła je do wywaru. Dopiero po tym dodała skrzeloziele, przy czym była bardzo ostrożna, starała się nie zepsuć substancji. Kilka rozgniecionych owoców ognika i gałązki wierzby trafiły na koniec. Wystarczyło już tylko poczekać na odpowiednią barwę.
| używam skrzeloziela, astronomia - I
Ustawiła kociołek siostry na stoliku, z którego zsunęła wszystkie bibeloty na podłogę po czym złapała za wielką książkę z przepisami na eliksiry, którą położyła tuż obok kociołka i sprawnym okiem wyszukała informację na temat wywaru wzmacniającego.
Zaczęła od skrzeku żaby, który wylądował w kociołku po czym bardzo delikatnie wymieszała wywar. Następnie skruszyła skorupki jak papugi i ponownie wymieszała, dokładnie przyglądając się czy wywar nie gotuje się zbyt mocno.
W dłoniach porwała liście magnolii i wrzuciła je do wywaru. Dopiero po tym dodała skrzeloziele, przy czym była bardzo ostrożna, starała się nie zepsuć substancji. Kilka rozgniecionych owoców ognika i gałązki wierzby trafiły na koniec. Wystarczyło już tylko poczekać na odpowiednią barwę.
| używam skrzeloziela, astronomia - I
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
The member 'Marcella Figg' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 68
'k100' : 68
Chłopcy nadal chorowali. Kaszleli jeden przez drugiego niemal ciągle. Ciągle słyszała to zza ściany. Najgorsze były noce, kiedy nie dawali jej spać. Wydawało jej się, że w tych domu ceglane ściany będą lepiej tłumić wszystkie dźwięki, ale o tym nie było mowy. Eliksir wzmacniający się skończył, a nim ten, który uwarzyła ostatnio będzie gotowy miał minąć jeszcze jeden cały dzień, a przecież zwykła grypa to coś, co trzeba przeleżeć. Tak przynajmniej im powiedział znajomy magimedyk, którego Connie zaprosiła, żeby ocenił stan jej kochanych synków. Wtedy też nastąpił mały trybik w głowie Marcelli, który trochę odmienił jej myślenie. Nawiązała bowiem dialog z tym panem. Zawsze wyglądał w jej mniemaniu bardzo zabawnie. Miał lekko posiwiałe, długie włosy, które związywał w niski kok i kozią bródkę, za to nigdy nie widziała go z wąsami, które musiał starannie golić. Pomimo że poza siwizną włosy miał zupełnie czarne, bródka ta raczej trzymała się w odcieniach typowo brązowych. Mężczyzna badał jednego z łobuzów, gdy ten skarżył się na ból na plecach.
- To ból w płucach, pewnie od kaszlu. - powiedział, co bardzo zaskoczyło dziewczynę.
- To płuca nie są z przodu? - Poczuła na sobie taki wzrok, że aż poczuła się całkowicie głupio. Nie, nawet nie głupio. Poczuła się zwyczajnie głupia. To było jedno z uczuć, którego naprawdę nie cierpiała, a który czuła na sobie ostatnio zbyt często. Spojrzenie człowieka, który uważał ją za kompletnego nowicjusza, nie traktował jej poważnie.
Powrót do pokoju był trudny. Położyła się na łóżku, żeby na chwilę uspokoić myśli. Nie dopuściła do siebie myśli, że mogłaby mieć tak szczątkową wiedzę w jakimś temacie. Raczej jej kompletny brak. I to nie tak, że uważała się za osobę, która zawsze musiała wiedzieć. Nie była aż tak interesowna, choć trochę uwłaczał jej fakt, że kompletnie nie zna się na temacie tak codziennym jak własne ciało.
Strasznym było też, jak bardzo przez codzienną pracę zaniechała rozwijania się na bardziej spokojne metody. Zazwyczaj pracowała nad sobą w bardzo dynamiczny sposób - bieganie, rzucanie zaklęć, jakieś treningi, pojedynki. Śledzenie postępowania przestępców również było dla niej całkiem dynamiczne, a już samo wypełnianie papierków w pracy to zupełnie inna kategoria. Nie rozwijała się przecież dzięki temu, prawda? Raporty były bardzo mechaniczne i nie wymagały od niej dużo skupienia. Po prostu wypełniała kartki tak, aby jak najlepiej było je czytać komendantowi.
Przyszedł czas, żeby powiedzieć temu stanowcze nie! Zbyt długo czekała z mózgiem zapuszczonym do tego stopnia, że porósł mchem. Widziała więcej plusów niż minusów zabrania się do czytania na ten temat. Poniosła się w końcu z łóżka, gdy patrzył na nią mężczyzna z obrazu i uśmiechnęła się do niego łagodnie. Nazwała do Rick, choć nie miała pojęcia jak się nazywał. Co więce, on sam nie miał pojęcia.
Zeszła do salonu, żeby spotkać się tam z Connie i spytać ją o poradę. Siostra, oczywiście, próbowała jej powiedzieć, że powinna radzić sobie sama. Od tego przecież były starsze siostry - od zbywania swojego upierdliwego rodzeństwa, kiedy te zaczynało mieć jakieś głupie zachcianki. Najwyraźniej nie rozumiała po co dziewczynie taka wiedzy, gdy przecież mieli zaprzyjaźnionego uzdrowiciela, a i Constance mogła podawać jakieś podstawowe eliksiry uzdrawiające i nawet nieco się na tym znała. Bycie matką zmuszało do rozwoju swoich umiejętności.
Wielki kubek kawy i kilka książek pożyczonych zarówno od przyjaciół jak i tych wziętych od siostry. Mogła zamknąć się na cały wieczór na studiowaniu kolejnych części ciała, poczynając od nóg, kończąc zaś na czubku głowy. Temat łatwy nie był i zajęło to dłużej niż sądziła, żeby zapamiętać wszystkie potrzebne sprawy. Wiedziała jednak, że to będzie jej potrzebne. Zarówno do pracy jak i w przyszłych wydarzeniach, które miały ją spotkać. Pomoc była nieoceniona, a jakże można pomóc, gdy nie wie się nawet w którym miejscu znajdują się ludzkie płuca? Nie zawsze rzucenie zaklęcia ochronnego mogło pomóc. Czasami trzeba było liczyć się ze zdobytymi ranami, które mogły utrudnić wykonanie zadania. Na to nie mogła sobie pozwolić.
Zaczęła od kości, ucząc się od podstaw ich nazw, które odpowiadają za co i w jaki sposób się łączą. To nie było takie proste dla osoby, która wcześniej zupełnie się nie interesowała. Czuła, że nie skończy się na jednym wieczorze i na pewno nie na jednym kubku kawy.
Człowiek miał w sobie podobno nawet dwieście sześć kości. Dla niej najważniejsze było zakuć na pamięć te najważniejsze - to, że kręgosłup składał się z odcinka szyjnego, piersiowego i lędźwiowego, że łączył się z mózgoczaszką oraz żebrami, których było dwanaście par i w większej części łączyły się z mostkiem. Gdzieś w połowie drugiej kawy kobieta zorientowała się dlaczego dotąd jej nauka takich rzeczy spełzała na niczym - nie była najlepsza w czystej pamięciówce, chociaż temat niesamowicie ją ciekawił. Zatrzymała się gdzieś przy omawianiu budowy kończyn górnych, klasyfikacji składowych, gdy zauważyła, że godzina jest już późna, po grubo po północy. Perspektywa wstawania z samego rana, żeby w jakiś sposób wyspać się do pracy nie była teraz najpiękniejsza, więc swoją książkę zostawiła na później, na kolejny dzień.
Jak to często w życiu bywa dopiero w wolnej chwili wróciła do tematu, po paru dniach. Zauważyła też wtedy, że większość informacji wypadła jej z głowy jakby woda przelatujaca przez sito. Wtedy też zaczęła robić notatki, a na pokracznych patyczakach (bo rysować nie umie i nigdy nie umiała) zaznaczała po kolei wszelkie nowo nauczone się sprawy. Układ kostny powtórzyła i przeszła do mięśni. Przede wszystkim poznała ich typy oraz jak je rozwijać, co w tym momencie było tematem najciekawszym. Okazało się, że książki zawierają dużo wskazówek odnośnie tego, jak trenować i odżywiać się, by było to jak najbardziej wydajne dla organizmu. Podobne informacje znalazła również w dziale z układem żołądkowym, o którym nauczyła się podstaw - budowy i działania żołądka, przełyku, jelit. W końcu przeszła do układu nerwowego oraz oddechowego. Ten pierwszy był łatwiejszy. Na jej potrzeby wystarczyło wiedzieć, że łączy się on z mózgiem i to on jest centrum dowodzenia całego ciała. Układ oddechowy z kolei pozwolił jej poznać w jaki sposób skuteczniej pomagać ludziom nieprzytomnym. Dowiedziała się w jaki sposób udrożnić drogi oddechowe. Nim właściwie się zorientowała tonęła wręcz w notatkach stworzonych z kartek wydartych ze swojego ulubionego zeszytu. Wiedziała, że po prostu przestudiowanie tego przy jednym kubku kawy nie da takich rezultatów jakich by chciała. Tego dnia więc odpuściła już kolejne wertowanie tego samego tematu, za to każdego wieczoru przez następny tydzień siadała w pokoju i przeglądała swoje notatki, zapisane swoim koślawym pismem, działającym prawie jak jakaś enigma, bo poza nią nikt nie potrafił się przez to przedrzeć. Marcella natomiast nie dostrzegała ich problemu, doskonale radząc sobie z czytaniem tych literek.
Każdego wieczoru przez ten tydzień ona i jej kubek kawy w duecie wracali do kości, żołądka, trzustki, płuc i całej masy mięśni, które musiała nazwać i dowiedzieć się jaką mają funkcję. Nie prosiła nikogo, żeby ją przepytał. Connie pewnie śmiałaby się z jej oślego uporu jak zwykle, a Arabella…? Pewnie byłaby w szoku, że Marcelka nie wie takich rzeczy, a wolała nie próbować robić z siebie głupka w oczach siostry. Dlatego powtarzała sama, tonąc w masie notatek i kolejnych pożyczonych od znajomych książkach. Miała tyle szczęścia, że zaprzyjaźnieni czarodzieje mieli naprawdę różne zainteresowania i mogła korzystać z ich nieocenionej pomocy. Prawda była jednak taka, że wolała uczyć się teorii w samotności, by móc się w pełni na tym skupić. Towarzystwo wolała zdecydowanie do bardziej manualnych zajęć, na przykład treningów, nawet jeśli samotne bieganie również praktykowała.
Trzydziestego października zasnęła późno, zapewne przez żołądek pełen kawy. Miała pewność, że nic jej nie może już zaskoczyć.
| zt
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Eliksiry nie były do końca jej bajką. Raczej zajmowała się tym tylko wtedy kiedy musiała, ale pewien pomysł, który zrodził się w jej głowie sprawił, że usiadła do kociołka dzisiejszego chłodnego dnia. Wydawało jej się, że przygotowała wszystko, łącznie z książką, którą jak zwykle podkradła siostrze. Zamknęła się w pokoju na trzy spusty, żeby przypadkiem Arabella nie wparowała jej do pokoju... Ona nie jest najlepszym towarzystwem do eliksirowania. Wszystko przez te nagłe wybuchy.
Usiadła za małym stolikiem na ziemi i zaczęła powoli od wrzucenia skrzydełek bahanki, które najpierw roztarła na bardziej sproszkowaną wersję. Następnie w ruch poszedł aloes, pocięte liście. Dokładnie wymieszała całość. Żeby nadać koloru dodała olej z czarnej porzeczki, a najważniejszy składnik, czyli włosie akromantuli dodała zaraz po nim. Na dopełnienie całości jeszcze dodatkowo dodała sproszkowany róg nosorożca. To powoli ogrzewała na małym palenisku, by sprawdzić, co się stanie.
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
The member 'Marcella Figg' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 13
'k100' : 13
Wywar nie spełnił swojego zadania. Nie otrzymała reakcji, która powinna właśnie wystąpić, nawet po dokładnym wymieszaniu według instrukcji. No cóż, nie była orłem, ale musiała dalej próbować.
Pozbyła się nieudanego eliksiru i zaczęła od nowa, pozwalając sobie na jeszcze jedną próbę. Tym razem zaczęła od włosia akromantuli, a zaraz po niej dodała skorupki jaj kukułki. Wymieszała dokładnie całość, aby zaraz po tym dodać jeszcze owoce ognika. Patrzyła na bulgoczącą lekko miksturę. Na razie wydawało się, że wszystko idzie po jej myśli, więc nie przestawała. Dodała do całości podkradziony z kuchni szafran, a całość przyprawiła jeszcze skrzydłami bahanki. Całość wymieszała.
Pozbyła się nieudanego eliksiru i zaczęła od nowa, pozwalając sobie na jeszcze jedną próbę. Tym razem zaczęła od włosia akromantuli, a zaraz po niej dodała skorupki jaj kukułki. Wymieszała dokładnie całość, aby zaraz po tym dodać jeszcze owoce ognika. Patrzyła na bulgoczącą lekko miksturę. Na razie wydawało się, że wszystko idzie po jej myśli, więc nie przestawała. Dodała do całości podkradziony z kuchni szafran, a całość przyprawiła jeszcze skrzydłami bahanki. Całość wymieszała.
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
The member 'Marcella Figg' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 34
'k100' : 34
Z westchnieniem ponownie wylała nieudany eliksir z kociołka. Trudno się mówi, nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Kolejny zaczęła przygotowywać już dla treningu, by zobaczyć, czy w ogóle się uda. Zaczęła od dodania do kociołka jadu jadowitej tentakuli z małej probówki zamkniętej korkiem. Następnie pokrojone igły szczpiczaka i wymieszała dokładnie wywar, nim dodała jeszcze kieł węża. Zaraz po nich do mikstury trafiły płatki narcyza. Poczekała chwilę aż wywar znowu zacznie się gotować po dodaniu kolejnych ingrediencji po czym zaczęła powolnie mieszać drewnianą łyżką całość. Na koniec wrzuciła do kociołka kolce kaktusa.
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
The member 'Marcella Figg' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 64
'k100' : 64
stąd
Gdy tylko Marcella wpadła do komnaty, oszołomiony Steffen pokazał jej palcem szkatułkę z potrzebnym Zakonowi artefaktem i wychrypiał:
-Już jest bezpieczny, nie ma na nim klątwy, odzyskaliśmy go! - próbował okazać entuzjazm, ale był blady i miał rozbiegane oczy. -Tylko... tylko... - oczy nagle zaszły mu łzami, gdy spojrzał z przerażeniem na swoją towarzyszkę. -Nie wiem, gdzie jest ta klątwa! Finite nie zadziałało, ale zniknęła z przedmiotu, ale musi tu gdzieś być... nie wiem, w tej jaskini... musimy uciekać! - pisnął, a potem zaczął popiskiwać cichutko, bo instynktownie zmienił się w szczura. Tak szybciej uciekną, to nie tchórzostowo... prawda?
Marcella mogła zabrać i Steffena i poszukiwany artefakt i bezpiecznie dotrzeć do domu. Drogi nie zagrodziła jej już żadna klątwa, policjantka mogła co najwyżej domniemywać, że może Eris nie działa na szczury.
Gdy dotarli do Szkocji, Steffen wyskoczył na łóżko Marcelli i przemienił się w człowieka. Pisnął cicho, mentalnie wciąż w szczurzej formie.
-Ja... nie dałem rady, nie dałem rady jej zdjąć! - jęknął, chwytając się za głowę. Powaga sytuacji docierała do niego coraz bardziej. Naraził na straszne konsekwencje siebie i co gorsza Marcellę! Może nie powinni byli zabierać tego przedmiotu? Może klątwa będzie podążać za nimi dalej, może narażą cały Zakon? W głębi duszy wiedział, że to nieprawda. Był doskonale wykształconym łamaczem klątw i wiedział, że choć nie udało mu się poprawnie zdjąć klątwy, to z całą pewnością nie było jej już na artefakcie. Ale nie mógł racjonalnie myśleć, nie teraz.
-Różdżka mnie nie słuchała... i w ogóle, co ze mnie łamacz klątw, na co ja się przydam Zakonowi? - wychlipał, bo z oczu zaczęły płynąć mu łzy. -Nie obrażę się, jak im powiesz, że do niczego się nie nadaję, naprawdę! Masz tu jakąś wódkę albo alkohol? - płakał, zwijając się w kłębek. Najwyraźniej nieudana (?) próba zdjęcia klątwy naprawdę mocno wpłynęła na jego psychikę, albo od zawsze źle znosił niepowodzenia i stres. Marcella mogła tylko obserwować, jak samoocena biednego Cattermole'a pikuje w dół, a on pogrąża się w samoumartwieniu.
Gdy tylko Marcella wpadła do komnaty, oszołomiony Steffen pokazał jej palcem szkatułkę z potrzebnym Zakonowi artefaktem i wychrypiał:
-Już jest bezpieczny, nie ma na nim klątwy, odzyskaliśmy go! - próbował okazać entuzjazm, ale był blady i miał rozbiegane oczy. -Tylko... tylko... - oczy nagle zaszły mu łzami, gdy spojrzał z przerażeniem na swoją towarzyszkę. -Nie wiem, gdzie jest ta klątwa! Finite nie zadziałało, ale zniknęła z przedmiotu, ale musi tu gdzieś być... nie wiem, w tej jaskini... musimy uciekać! - pisnął, a potem zaczął popiskiwać cichutko, bo instynktownie zmienił się w szczura. Tak szybciej uciekną, to nie tchórzostowo... prawda?
Marcella mogła zabrać i Steffena i poszukiwany artefakt i bezpiecznie dotrzeć do domu. Drogi nie zagrodziła jej już żadna klątwa, policjantka mogła co najwyżej domniemywać, że może Eris nie działa na szczury.
Gdy dotarli do Szkocji, Steffen wyskoczył na łóżko Marcelli i przemienił się w człowieka. Pisnął cicho, mentalnie wciąż w szczurzej formie.
-Ja... nie dałem rady, nie dałem rady jej zdjąć! - jęknął, chwytając się za głowę. Powaga sytuacji docierała do niego coraz bardziej. Naraził na straszne konsekwencje siebie i co gorsza Marcellę! Może nie powinni byli zabierać tego przedmiotu? Może klątwa będzie podążać za nimi dalej, może narażą cały Zakon? W głębi duszy wiedział, że to nieprawda. Był doskonale wykształconym łamaczem klątw i wiedział, że choć nie udało mu się poprawnie zdjąć klątwy, to z całą pewnością nie było jej już na artefakcie. Ale nie mógł racjonalnie myśleć, nie teraz.
-Różdżka mnie nie słuchała... i w ogóle, co ze mnie łamacz klątw, na co ja się przydam Zakonowi? - wychlipał, bo z oczu zaczęły płynąć mu łzy. -Nie obrażę się, jak im powiesz, że do niczego się nie nadaję, naprawdę! Masz tu jakąś wódkę albo alkohol? - płakał, zwijając się w kłębek. Najwyraźniej nieudana (?) próba zdjęcia klątwy naprawdę mocno wpłynęła na jego psychikę, albo od zawsze źle znosił niepowodzenia i stres. Marcella mogła tylko obserwować, jak samoocena biednego Cattermole'a pikuje w dół, a on pogrąża się w samoumartwieniu.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie widziała w tym tchórzostwa - było to całkiem racjonalne działanie. Zwłaszcza, gdy misja ostatecznie została wykonana, amulet był w jej rękach, a nie wyobrażała sobie bezpieczeniejszego miejsca w tej chwili niż ukryty pod zaklęciami zabezpieczającymi dom na Szkockich wrzosowiskach, zupełnie niepozorna czarodziejska siedziba. Niektórym mogło się wydawać, że jest na samym końcu świata. Teraz mógł im towarzyszyć tylko szum wiatru chłodnej nocy, znacznie chłodniejszej niż ta w Irlandii, w której było zazwyczaj cieplej. Trochę mu zazdrościła, że komfort w takiej sytuacji potrafi znaleźć w swojej mniejszej, kieszonkowej formie, bo doskonale znała to rozdzierające uczucie gdy magia zaczyna zawodzić i wydaje się, że nieważne co zrobisz, skończy się to jedynie niepowodzeniem. Odetchnęła cicho i odłożyła świstoklik na swój stolik, oddychając cicho. W tym momencie zrozumiała, jak wiele zawierzyła podczas misji na barkach Steffena i więcej nie powinna nigdy tego robić. Powinna skupić się na współpracy, nie zostawiać niczego wyłącznie w rękach drugiej osoby.
- Spokojnie, już nic Ci nie grozi. - powiedziała, po czym usiadła na łóżku obok Steffena. Zgrabna dłoń kobiety lekko przeczesała jego zmierzwione włosy w uspokajającym geście. W końcu to właśnie powinni robić wśród wszystkich, którzy chcieli pomagać - wspierać się nawzajem. Skrzywiła się jednak lekko, kiedy wspomniał o wódce. - Nie będziesz tu pił, to po pierwsze, a po drugie... Chcesz pić wódkę w Szkocji? - Poczuła jakby go trochę pogrzało od tej porażki. - Połóż się. Zaraz coś na to zaradzimy.
Na chwilę odeszła od łóżka. Wzięła jedną ze swoich szkatułek na biżuterię, wysypała jej zawartość i umieściła w środku amulet, by później zamknąć zamek zaklęciem Colloportus. Przynajmniej na razie, póki nie przeniosą go do Oazy. Później napisała list, na który na szczęście szybko otrzymała odpowiedź, którą chciała otrzymać. Arkady wrócił z drugą sową u boku, sową, która niosła maleńki pakunek. Dwie opisane fiolki z eliksirami. Wolała nie ryzykować z samodzielnym warzeniem, kiedy sprawa była tak nagląca.
- Spisałeś się świetnie. Najważniejsze, że mamy amulet. Może klątwa się przemieściła na inne miejsce w jaskini? Nie wiemy tego i pewnie się nie dowiemy. Ale nie wszystkie pytania muszą mieć odpowiedź. - Starała się go uspokoić. Złapała za wzorzasty koc leżący na jej łóżku i przykryła nim chłopaka, starannie go otulając, choć w samym pomieszczeniu było naprawdę ciepło.
- Masz... Do dna. - Fiolka z napisem eliksir słodkiego snu została przez nią otwarta i podstawiona pod usta chłopaka, by wypił całą porcję aż do ostatniej kropli. - Powinno pomóc. Lepiej niż... opijanie się whisky. - Jeszcze raz uspokajająco pogłaskała jego włosy, po czym usiadła na ziemi, opierając się o łóżko plecami. Dopóki Steffen nie zasnął na dobre.
| podaję Steffenowi eliksir słodkiego snu
- Spokojnie, już nic Ci nie grozi. - powiedziała, po czym usiadła na łóżku obok Steffena. Zgrabna dłoń kobiety lekko przeczesała jego zmierzwione włosy w uspokajającym geście. W końcu to właśnie powinni robić wśród wszystkich, którzy chcieli pomagać - wspierać się nawzajem. Skrzywiła się jednak lekko, kiedy wspomniał o wódce. - Nie będziesz tu pił, to po pierwsze, a po drugie... Chcesz pić wódkę w Szkocji? - Poczuła jakby go trochę pogrzało od tej porażki. - Połóż się. Zaraz coś na to zaradzimy.
Na chwilę odeszła od łóżka. Wzięła jedną ze swoich szkatułek na biżuterię, wysypała jej zawartość i umieściła w środku amulet, by później zamknąć zamek zaklęciem Colloportus. Przynajmniej na razie, póki nie przeniosą go do Oazy. Później napisała list, na który na szczęście szybko otrzymała odpowiedź, którą chciała otrzymać. Arkady wrócił z drugą sową u boku, sową, która niosła maleńki pakunek. Dwie opisane fiolki z eliksirami. Wolała nie ryzykować z samodzielnym warzeniem, kiedy sprawa była tak nagląca.
- Spisałeś się świetnie. Najważniejsze, że mamy amulet. Może klątwa się przemieściła na inne miejsce w jaskini? Nie wiemy tego i pewnie się nie dowiemy. Ale nie wszystkie pytania muszą mieć odpowiedź. - Starała się go uspokoić. Złapała za wzorzasty koc leżący na jej łóżku i przykryła nim chłopaka, starannie go otulając, choć w samym pomieszczeniu było naprawdę ciepło.
- Masz... Do dna. - Fiolka z napisem eliksir słodkiego snu została przez nią otwarta i podstawiona pod usta chłopaka, by wypił całą porcję aż do ostatniej kropli. - Powinno pomóc. Lepiej niż... opijanie się whisky. - Jeszcze raz uspokajająco pogłaskała jego włosy, po czym usiadła na ziemi, opierając się o łóżko plecami. Dopóki Steffen nie zasnął na dobre.
| podaję Steffenowi eliksir słodkiego snu
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
-A...co się pije w Szkocji? - wychlipał, pociągając nosem, bo nigdy nie interesował się ani kulturą Wielkiej Brytanii ani kulturą picia. Wręcz unikał wszelkich zbyt mocnych używek, a mając słabą głowę, upijał się nawet zwykłym piwem. Koneserzy piwa wyśmialiby zresztą jego gust, bo chłopak oszczędzał na czym mógł i żal mu było pieniędzy na lepsze ale - wydawał je na zwykłe sikacze.
Posłusznie położył się, bo w tonie Marcelli było coś rozkazującego, kojarzącego mu się z mamą Cattermole. Z mamami się nie dyskutuje, więc chłopak legł na poduszki i spróbował uspokoić oddech, ufając, że Marcella zajmie się amuletem. Na pewno lepiej niż on - chodząca porażka. Wciąż był oszołomiony działaniem, a później nieudanym zdjęciem klątwy i trudno było mu uwierzyć, że są już bezpieczni, że naprawdę przejęli cenny artefakt i w sumie zakończyli misję sukcesem.
-Naprawdę świetnie? - podniósł się na łokciach, spoglądając na Marcellę z niedowierzaniem. -Jesteś...taka mądra. - rozchylił usta w odpowiedzi na jej mądry aforyzm. Nie wszystkie pytania muszą mieć odpowiedź, no no! Nie wiedział, że ma przyjaciółkę filozofkę.
-Jesteś taką dobrą przyjaciółką! - uśmiechnął się blado, wdzięczny za wsparcie w chwilach ciemności i wdzięczny za ciepły koc. Była taka kochana... może nawet nie powie o nim nic złego Zakonowi?
-Mogę tu spać, to nie problem? - zdziwił się, spoglądając na etykietkę na eliksirze. Co, jeśli jej szkocki ojciec nakryje ją w pokoju z jakimś chłopakiem?
Coś w tonie Marcelli kazało mu jednak nie zadawać więcej pytań, więc posłusznie wypił eliksir. Ziewnął, opadając na poduszki.
-Daj mi jakiś kilt, jakby twój tata albo wujek chcieli mnie przegonić... - wyszeptał, pochłonięty ostatnimi (nie do końca) trzeźwymi troskami. Skoro miał już spać, to chciał spać spokojnie.
-A ty gdzie uśniesz? - zaniepokoił się, ale mówił już niewyraźnie, a powieki zamykały się mu, dziwnie ciężkie. Po chwili zapomniał już o troskach i zapadł w objęcia Morfeusza...
/zt x 2
Posłusznie położył się, bo w tonie Marcelli było coś rozkazującego, kojarzącego mu się z mamą Cattermole. Z mamami się nie dyskutuje, więc chłopak legł na poduszki i spróbował uspokoić oddech, ufając, że Marcella zajmie się amuletem. Na pewno lepiej niż on - chodząca porażka. Wciąż był oszołomiony działaniem, a później nieudanym zdjęciem klątwy i trudno było mu uwierzyć, że są już bezpieczni, że naprawdę przejęli cenny artefakt i w sumie zakończyli misję sukcesem.
-Naprawdę świetnie? - podniósł się na łokciach, spoglądając na Marcellę z niedowierzaniem. -Jesteś...taka mądra. - rozchylił usta w odpowiedzi na jej mądry aforyzm. Nie wszystkie pytania muszą mieć odpowiedź, no no! Nie wiedział, że ma przyjaciółkę filozofkę.
-Jesteś taką dobrą przyjaciółką! - uśmiechnął się blado, wdzięczny za wsparcie w chwilach ciemności i wdzięczny za ciepły koc. Była taka kochana... może nawet nie powie o nim nic złego Zakonowi?
-Mogę tu spać, to nie problem? - zdziwił się, spoglądając na etykietkę na eliksirze. Co, jeśli jej szkocki ojciec nakryje ją w pokoju z jakimś chłopakiem?
Coś w tonie Marcelli kazało mu jednak nie zadawać więcej pytań, więc posłusznie wypił eliksir. Ziewnął, opadając na poduszki.
-Daj mi jakiś kilt, jakby twój tata albo wujek chcieli mnie przegonić... - wyszeptał, pochłonięty ostatnimi (nie do końca) trzeźwymi troskami. Skoro miał już spać, to chciał spać spokojnie.
-A ty gdzie uśniesz? - zaniepokoił się, ale mówił już niewyraźnie, a powieki zamykały się mu, dziwnie ciężkie. Po chwili zapomniał już o troskach i zapadł w objęcia Morfeusza...
/zt x 2
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Pokój Marcelli
Szybka odpowiedź