Kuchnia i spiżarnia
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Kuchnia
Typowo starokawalerska kuchnia - poprzedni właściciele zadbali, aby było tu sporo przestrzeni, ale Michael zawalił wszystkie użyteczne powierzchnie gratami albo gazetami. Nie wiadomo, jak funkcjonowałby tutaj bez zaklęć, które pomagają mu sprzątać.
W kuchni znajduje się duży stół, chociaż Mike rzadko miewał gości. Lubi za to tutaj przesiadywać, czytać i robić notatki - pokój ma okna od południowo-zachodniej strony i jest dobrze nasłoneczniony.
Znajduje się tu też spiżarnia - mały pokoi, zapełniony półkami. W przeciwieństwie do kuchni jest idealnie zorganizowana. Michael przechowuje tutaj składniki alchemiczne i część swojego zapasu eliksirów. Spiżarnia jest zamykana na kluczyk, bo zgromadzone w niej rzeczy są dla niego cenne - chociaż czasami wrzuca tam choćby też worek ziemniaków.
Can I not save one
from the pitiless wave?
8.11
W kuchni unosił się zapach spalenizny. Michael użył już zaklęcia, aby posprzątać po kulinarnej katastrofie, ale powinien chyba otworzyć okno, aby w pełni pozbyć się dowodów porażki. Tyle, że od ponad tygodnia lało jak z cebra, a nie chciał zalać sobie kuchni. Westchnął ciężko, wyrzucając do kosza spalone ciasteczka według przepisu mamy, który znalazł w starym zeszycie. Nie umiał jednak piec ani gotować, więc nie wiedział, co go podkusiło, aby przetestować przepis. Po raz pierwszy miał gościć u siebie Gabriela i Just razem i czuł się dziwnie zestresowany. Brat nie miał jeszcze okazji zobaczyć jego nowego lokum. Oboje byli zajęci swoją pracą w Londynie, a gdy Michael rozpaczał tu w samotności nad klątwą likantropii, Gabriel przebywał za granicą. Z kolei Just i mama próbowały go odwiedzać, by zbyt często zostać odprawione spod drzwi albo przyjęte na kwadarns niemal od niechcenia. Mike wzdrygał się teraz ze wstydu na własne zachowanie sprzed miesięcy. Nie wiedział, czy trauma i żałoba z powodu wilkołactwa mogą je usprawiedliwić, ani jak przeprosić siostrę po tylu miesiącach. Żałował, że nigdy nie będzie już mógł przeprosić mamy.
W teorii mieli się spotkać w sprawach zawodowych i nawet przyjemnych. Bones poprosiła ich o ułożenie szyfru dla sprzeciwiających się Malfoyowi aurorów, policjantów i członków wiedźmiej straży. Jako dzieciaki uwielbiali takie zabawy i tworzyli zgraną drużynę - kreatywna Just, odważny Gabriel, uporządkowany Mike. Teraz mieli zająć się tym na poważnie, wykorzystać własne atuty i umiejętności aby wspomóc rebelię w Ministerstwie. Może Just i Gabriel mieli na głowie jeszcze ważniejsze i bardziej brawurowe i efektowne rzeczy. Ale Michael nie wiedział przecież nic o Zakonie Feniksa, więc układanie szyfru wydawało mu się niesamowicie ważne i przydatne.
Tyle, że już nie byli drużyną. Mike usiłował skupić się tym, że mają do wykonania zadanie. Jego myśli wciąż biegły jednak ku straconej nodze Just. Ku temu, że dowiedział się o jej pobycie u św. Munga od postronnych, a Gabriel najwyraźniej został bezpośrednio poinformowany. Że znał same ogólniki, a nazwisko napastniczki poznał dopiero na szkockich wzgórzach, razem ze wszystkimi zgromadzonymi. Czy był już dla własnej siostry tylko jednym z aurorów? Czy tak mało wiedział o życiu swojego rodzeństwa, czy był przez obojga odsunięty na bok, czy też wpadał w paranoję? Usiłował nie wpadać w spiralę podejrzeń, uspokoić się i oddychać. Byli rodziną, na pewno wszystko jest w porządku. Może tylko zmyślił sobie ten dziwny dystans - to, że pomimo tego, że wszyscy odnosili się do siebie z solidarnością i sympatią, wciąż mia wrażenie, że młodsi Tonksowie coś przed nim ukrywają. Gdy patrzył z dystansu na ostatnie kilka miesięcy, miał wrażenie, że Just wciąż potykała się na schodach albo obrywała niefortunnie podczas kursu aurorów - a on nie wnikał w to wszystko, ale stracona noga przebrała nieco miarkę. Z drugiej strony, odkąd został wilkołakiem, wciąż miał wrażenie, że wszyscy przypadkowi ludzie o tym wiedzą i odnoszą się do niego z podejrzliwością i niechęcią. Zdawał sobie sprawę, że to irracjonalne i ostatnim czego chciał było przeniesienie tej paranoi na własną rodzinę. Nie mógł już ufać własnym osądom ani emocjom, ale uparcie starał się trzymać i udawać, że wszystko jest w porządku. Dlatego chciał upiec głupie ciasteczka, dlatego kupił ser i krakersy i zaparzył herbatę, dlatego przygotował papier i czekał na rodzeństwo z przyklejony do twarzy uśmiechem, jak smutny i wierny pies.
W kuchni unosił się zapach spalenizny. Michael użył już zaklęcia, aby posprzątać po kulinarnej katastrofie, ale powinien chyba otworzyć okno, aby w pełni pozbyć się dowodów porażki. Tyle, że od ponad tygodnia lało jak z cebra, a nie chciał zalać sobie kuchni. Westchnął ciężko, wyrzucając do kosza spalone ciasteczka według przepisu mamy, który znalazł w starym zeszycie. Nie umiał jednak piec ani gotować, więc nie wiedział, co go podkusiło, aby przetestować przepis. Po raz pierwszy miał gościć u siebie Gabriela i Just razem i czuł się dziwnie zestresowany. Brat nie miał jeszcze okazji zobaczyć jego nowego lokum. Oboje byli zajęci swoją pracą w Londynie, a gdy Michael rozpaczał tu w samotności nad klątwą likantropii, Gabriel przebywał za granicą. Z kolei Just i mama próbowały go odwiedzać, by zbyt często zostać odprawione spod drzwi albo przyjęte na kwadarns niemal od niechcenia. Mike wzdrygał się teraz ze wstydu na własne zachowanie sprzed miesięcy. Nie wiedział, czy trauma i żałoba z powodu wilkołactwa mogą je usprawiedliwić, ani jak przeprosić siostrę po tylu miesiącach. Żałował, że nigdy nie będzie już mógł przeprosić mamy.
W teorii mieli się spotkać w sprawach zawodowych i nawet przyjemnych. Bones poprosiła ich o ułożenie szyfru dla sprzeciwiających się Malfoyowi aurorów, policjantów i członków wiedźmiej straży. Jako dzieciaki uwielbiali takie zabawy i tworzyli zgraną drużynę - kreatywna Just, odważny Gabriel, uporządkowany Mike. Teraz mieli zająć się tym na poważnie, wykorzystać własne atuty i umiejętności aby wspomóc rebelię w Ministerstwie. Może Just i Gabriel mieli na głowie jeszcze ważniejsze i bardziej brawurowe i efektowne rzeczy. Ale Michael nie wiedział przecież nic o Zakonie Feniksa, więc układanie szyfru wydawało mu się niesamowicie ważne i przydatne.
Tyle, że już nie byli drużyną. Mike usiłował skupić się tym, że mają do wykonania zadanie. Jego myśli wciąż biegły jednak ku straconej nodze Just. Ku temu, że dowiedział się o jej pobycie u św. Munga od postronnych, a Gabriel najwyraźniej został bezpośrednio poinformowany. Że znał same ogólniki, a nazwisko napastniczki poznał dopiero na szkockich wzgórzach, razem ze wszystkimi zgromadzonymi. Czy był już dla własnej siostry tylko jednym z aurorów? Czy tak mało wiedział o życiu swojego rodzeństwa, czy był przez obojga odsunięty na bok, czy też wpadał w paranoję? Usiłował nie wpadać w spiralę podejrzeń, uspokoić się i oddychać. Byli rodziną, na pewno wszystko jest w porządku. Może tylko zmyślił sobie ten dziwny dystans - to, że pomimo tego, że wszyscy odnosili się do siebie z solidarnością i sympatią, wciąż mia wrażenie, że młodsi Tonksowie coś przed nim ukrywają. Gdy patrzył z dystansu na ostatnie kilka miesięcy, miał wrażenie, że Just wciąż potykała się na schodach albo obrywała niefortunnie podczas kursu aurorów - a on nie wnikał w to wszystko, ale stracona noga przebrała nieco miarkę. Z drugiej strony, odkąd został wilkołakiem, wciąż miał wrażenie, że wszyscy przypadkowi ludzie o tym wiedzą i odnoszą się do niego z podejrzliwością i niechęcią. Zdawał sobie sprawę, że to irracjonalne i ostatnim czego chciał było przeniesienie tej paranoi na własną rodzinę. Nie mógł już ufać własnym osądom ani emocjom, ale uparcie starał się trzymać i udawać, że wszystko jest w porządku. Dlatego chciał upiec głupie ciasteczka, dlatego kupił ser i krakersy i zaparzył herbatę, dlatego przygotował papier i czekał na rodzeństwo z przyklejony do twarzy uśmiechem, jak smutny i wierny pies.
Can I not save one
from the pitiless wave?
Podwójne zmiany - jedne, które znajdowały się w ewidencji, kiedy ścigali rzekomo pozostałych wyznawców Grindelwalda, albo załatwiali pomniejsze sprawy. Może nie ona - nie całkowicie, jej dni w większości czasów zajmowały szkolenia i treningi, ale widziała, że niektóre z nich zmieniły się. Stały się mniej wymagające i łagodniejsze. Nie dlatego, że ona tak mocno się rozwinęła, ale jakby specjalnie wyciszano poziom ich ćwiczeń. Widziała w nich nierówność, która dyktowana była tym, kto prowadził konkretne zajęcia. Jakby czasem sprawowano nad nimi kontrolę - inną niż ta, która była do tej pory. Teraz musieli sami zadbać zarówno o rozwój jak i zamykanie tych, których powinni byli zamykać. Pomimo tego, że nie było łatwo spotkanie na wzgórzach coś im jednak dało. Może nie im, ale jej - pokazało, że są ludzie którzy chcą walczyć. Którzy nie godzą się na taki stan rzeczy i nie poddadzą się tyrani i układowi w którym o wartości człowieka nie świadczą jego czyny, ale filozofia czystości krwi. Czyż nie była dowodem na to, że nie ma ona znaczenia? Pochodziła ze związku mugola i czarownicy, której krew przez kolejne pokolenia rozrzedzała się. A jednak, to nie zmieniało faktu że otrzymała dar, nietypowy, rzadki, taki który jedynie mocniej poświadczał jej magiczności. A jednak zdarzali się tacy, którzy niezmiennie próbowali jej wmówić, że to jedynie pomyłka, lub - co gorsza, ukradła tą moc podstępem. Jej głupia, brudna jednostka, obalała całe podwaliny ich założeń. Dlatego jeszcze mocniej ich irytowała.
Ustalenia ze spotkania na Zamglonych Wzgórzach weszły w życie niezauważalnie. Wiedzieli tylko o tym oni, a wśród osób na wzgórzach większości powierzyłaby własne życie - zrobiła to już wcześniej nie raz. Szyfr jednak był potrzebny. Po całym dniu ćwiczeń wędrowała w deszczu i błyskawicach kierując się do mieszkania najstarszego brata. Poluźniła relację ze wszystkimi zamykając się mocniej i bardziej, uczestnicząc w czymś, co pozostawało niezmiennie sekretem. I robiła to świadomie, zdając sobie sprawę z tego, że ich przeciwnicy wiedzą o jej zaangażowaniu. Czyż nie była największą z możliwych hipokrytów chodzących po Londynie? Sama dopuszczając się się właśnie tego i nie godząc się na to, by Skamander zrobił to względem niej. Ale czy sytuacja nie była inna? Czy nie była już silniejsza, czy nie była w stanie być dla niego wsparciem? Nadal nie wiedziała. Zacisnęła lekko dłonie odkrywając, że znajduje się już pod wejściem do lokum brata. Swąd spalenizny rozchodził się i wzbudziło to jej niepokój. Co się stało? Czyżby dotarli do niego? Wyciągnęła białą różdżkę i nacisnęła klamkę wchodząc do środka. Stawiała powoli krok za krokiem a każdy z nich brzmiał inaczej ze względu na drewnianą protezę.
- Michael?! - krzyknęła, odrzucając możliwość zaskoczenia przeciwników - jeśli jacyś się tutaj znajdowali.
Ustalenia ze spotkania na Zamglonych Wzgórzach weszły w życie niezauważalnie. Wiedzieli tylko o tym oni, a wśród osób na wzgórzach większości powierzyłaby własne życie - zrobiła to już wcześniej nie raz. Szyfr jednak był potrzebny. Po całym dniu ćwiczeń wędrowała w deszczu i błyskawicach kierując się do mieszkania najstarszego brata. Poluźniła relację ze wszystkimi zamykając się mocniej i bardziej, uczestnicząc w czymś, co pozostawało niezmiennie sekretem. I robiła to świadomie, zdając sobie sprawę z tego, że ich przeciwnicy wiedzą o jej zaangażowaniu. Czyż nie była największą z możliwych hipokrytów chodzących po Londynie? Sama dopuszczając się się właśnie tego i nie godząc się na to, by Skamander zrobił to względem niej. Ale czy sytuacja nie była inna? Czy nie była już silniejsza, czy nie była w stanie być dla niego wsparciem? Nadal nie wiedziała. Zacisnęła lekko dłonie odkrywając, że znajduje się już pod wejściem do lokum brata. Swąd spalenizny rozchodził się i wzbudziło to jej niepokój. Co się stało? Czyżby dotarli do niego? Wyciągnęła białą różdżkę i nacisnęła klamkę wchodząc do środka. Stawiała powoli krok za krokiem a każdy z nich brzmiał inaczej ze względu na drewnianą protezę.
- Michael?! - krzyknęła, odrzucając możliwość zaskoczenia przeciwników - jeśli jacyś się tutaj znajdowali.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
[08.11]
Krople deszczu skapywały na czubek jego nosa. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, cieszył się z tego, że jego dni stały się krótsze, dużo bardziej intensywne w związku z podwójną działalnością Biura Aurorów i działaniem na rzecz Zakonu. A gdy wracał do pustego, zimnego domu rodzinnego to jedynie po to, aby zatrzasnąć za sobą drzwi i odbyć najkrótszą drogę z przedpokoju do kanapy, gdzie przeważnie zasypiał, kołysany do snu przez strzelający w palenisku ogień. Później wstawał rano i cały proces rozpoczynał się od nowa. Nie miał czasu na myślenie o sobie, o przyszłości i o tym co dzieje się teraz w jego życiu prywatnym. Dopiero pięć dni po spotkaniu na Zamglonym Wzgórzu, zadanie, które trzeba było wykonać ponownie zmusiło go do pochylenia się nad rodzinnymi problemami. Bo mieli je, odczuwał je coraz bardziej, zdając sobie sprawę z tego jak bardzo oddalili się od siebie na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy. Nigdy nie miał w zwyczaju moralizować, to nie było nigdy jego rolą w tej rodzinie, ale z drugiej strony jak mógł przejść obok tego wszystkiego obojętnie? Nie wiedział. Być może na razie liczył, że wszystko - jakimś cudem - wróci na właściwe tory.
Szybko przemykał londyńskimi uliczkami, kierując się w stronę mieszkania Michaela. Przed wejściem do środka poprawił skórzaną torbę, którą zawsze miał przewieszoną na ramieniu i szybkim ruchem dłoni zgarnął z włosów nadmiar wody, która chlusnęła o podłogę na korytarzu. Wszedł do środka i już przy samym wejściu dotarł do niego smród spalenizny. Serce zabiło dwa razy szybciej, obijając się o żebra. Zacisnął mocniej palce na różdżce, starając się stawiać kroki, jak najciszej. W głowie układały mu się różne scenariusze. Głównie pomyślał o tym, że jego brat padł ofiarą niekompetentnych łowców wilkołaków, a swąd, który docierał do jego nozdrzy to nie zapach zwęglonego wilkołaka, ale przypalonego jedzenia. - Mike? Just? - gdzieś miał dyskrecję, kiedy w grę wchodziła jego rodzina, chociaż pewnie też przekonywał samego siebie, że nie ma co panikować, a źródło nieprzyjemnego zapachu można wytłumaczyć w racjonalny sposób, który nie zakładał śmierci żadnego z nich.
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Mike otworzył okna, aby wywietrzyć dym po spalonych ciasteczkach. Według przepisu mamy, ale nie zadał sobie trudu aby nauczyć się go przy niej, gdy jeszcze żyła. Został ze starym zeszytem, gorzkim smakiem porażki w ustach i dymem w płucach, oraz świadomością, że teraz może podać rodzeństwu tylko herbatę i krakersy.
Nie zorientował się, że dym wygląda dla postronnych poważniej niż efekt spektalarnej, kulinarnej porażki. Zaalarmowały go dopiero głosy rodzeństwa, które brzmiały bardziej jak alarm niż powitanie.
-No hej... - wyszedł im na spotkanie z kuchni i chociaż przed chwilą był onieśmielony, to z trudem pohamował rozbawienie na widok ich zatroskanych min.
-Spokojnie, nie wysadziłem domu, tylko próbowałem coś...upiec. Nie śmiejcie się. - wytłumaczył prędko, lekko zażenowany. Co mu strzeliło do głowy z tym pieczeniem? Chyba za bardzo się starał, ale przecież nawet gdyby ciastka się udały, nie osłodziłoby to jego stosunków rodzinnych.
-Ułożymy ten szyfr przy herbacie...i krakersach. - obwieścił szybko, aby uciąć temat. Podekscytowanie perspektywą współpracy jak za starych dobrych czasów mieszało się w nim ze smutkiem, że nic nie jest tak jak dawniej i że czuje się dziwnie skrępowany przy własnym, młodszym rodzeństwie. Kiedy oni tak szybko dorośli? I czemu Gabriel, w przeciwieństwie do Michaela, wyglądał z brodą jakoś tak korzystnie a nie głupkowato?
-Jak Twoja noga? - zapytał Just na pozór ze spokojem, wiedząc, że siostrze zapewne trudno było przebyć drogę do jego chatki bez nogi. Pewnie nie ściągałby jej aż tutaj, gdyby nie szyfr i konieczność zupełnej dyskrecji. Starannie stłumił żal w swoim głosie, choć odruchowo zerknął na Gabriela. Just nie napisała do niego, gdy trafiła do szpitala, a tożsamość jej napastniczki poznał dopiero na szkockich wzgórzach w obecności wszystkich. Wczorajsze, przypadkowe spotkanie z Sigrun wcale nie poprawiało mu humoru. Czy Gabriel wiedział więcej o tym, co działo się w życiu Just? Michael wiedział, że długo nie było go w jej życiu. Że obaj opuścili dom aby oddać się karierze aurorów i siostra dorosła jakoś, gdzieś po drodze. Czy to naturalne, że miała teraz swoje sprawy, czy był po prostu złym bratem - tym, który już zawsze będzie zjadany przez poczucie winy, że nie z własnej woli i uporu nie rozmawiał ani z matką ani z siostrą przed ich przesłuchaniami?
Nie zorientował się, że dym wygląda dla postronnych poważniej niż efekt spektalarnej, kulinarnej porażki. Zaalarmowały go dopiero głosy rodzeństwa, które brzmiały bardziej jak alarm niż powitanie.
-No hej... - wyszedł im na spotkanie z kuchni i chociaż przed chwilą był onieśmielony, to z trudem pohamował rozbawienie na widok ich zatroskanych min.
-Spokojnie, nie wysadziłem domu, tylko próbowałem coś...upiec. Nie śmiejcie się. - wytłumaczył prędko, lekko zażenowany. Co mu strzeliło do głowy z tym pieczeniem? Chyba za bardzo się starał, ale przecież nawet gdyby ciastka się udały, nie osłodziłoby to jego stosunków rodzinnych.
-Ułożymy ten szyfr przy herbacie...i krakersach. - obwieścił szybko, aby uciąć temat. Podekscytowanie perspektywą współpracy jak za starych dobrych czasów mieszało się w nim ze smutkiem, że nic nie jest tak jak dawniej i że czuje się dziwnie skrępowany przy własnym, młodszym rodzeństwie. Kiedy oni tak szybko dorośli? I czemu Gabriel, w przeciwieństwie do Michaela, wyglądał z brodą jakoś tak korzystnie a nie głupkowato?
-Jak Twoja noga? - zapytał Just na pozór ze spokojem, wiedząc, że siostrze zapewne trudno było przebyć drogę do jego chatki bez nogi. Pewnie nie ściągałby jej aż tutaj, gdyby nie szyfr i konieczność zupełnej dyskrecji. Starannie stłumił żal w swoim głosie, choć odruchowo zerknął na Gabriela. Just nie napisała do niego, gdy trafiła do szpitala, a tożsamość jej napastniczki poznał dopiero na szkockich wzgórzach w obecności wszystkich. Wczorajsze, przypadkowe spotkanie z Sigrun wcale nie poprawiało mu humoru. Czy Gabriel wiedział więcej o tym, co działo się w życiu Just? Michael wiedział, że długo nie było go w jej życiu. Że obaj opuścili dom aby oddać się karierze aurorów i siostra dorosła jakoś, gdzieś po drodze. Czy to naturalne, że miała teraz swoje sprawy, czy był po prostu złym bratem - tym, który już zawsze będzie zjadany przez poczucie winy, że nie z własnej woli i uporu nie rozmawiał ani z matką ani z siostrą przed ich przesłuchaniami?
Can I not save one
from the pitiless wave?
Adrenalina krążyła w krwi szybciej, podnosząc ciśnienie, stawiając w gotowości wszystkie jej zmysły. Bała się. Wiedziała, że chcąc ją osłabić, sprawić by przestała podejmować logiczne wnioski najpierw ruszą ku tym, których kochała najmocniej. Dlatego odsuwała się od nich. Tak samo, jak on odsuwał ją od siebie. Tylko, czy rzeczywiście, to było właściwą drogą? Znajomy głos wołający jej imię zwrócił jej uwagę.
- Tutaj. - odpowiedziała bratu, którego sylwetkę odnalazła już za chwilę. Spojrzała na niego, skinając mu lekko głowa. Sama szła dalej, ostrożnie, powoli martwiąc się tego, co mogą spotkać i zobaczyć dalej. Jednostka jej najstarszego brata pojawiła się przed nimi. Cała… i względnie zdrowa. Uniosła lekko brew i spojrzała na Gabriela, wzrokiem znów wracając ku Michaelowi.
- Upiec? - powtórzyła po nim, pozwalając, by druga z brwi uniosła się ku górze. Opuściła powoli dłoń z różdżką. Pociągnęła nosem, wciągając raz jeszcze zapach spalenizny. Wywróciła lekko oczami i uniosła dłoń, by założyć jasne kosmyki za ucho. Weszła dalej do kuchni rzucając krótkim spojrzeniem na blat.
- Wolałabym kawę. - odpowiedziała bratu zgodnie z prawdą.Wsadziła różdżkę w kieszeń i ruszyła do szafek, z której wyciągnęła kubki. Zachowując się tak jak zawsze, tak, jakby nie była u kogoś a u siebie. Woda nie gotowała się długo, a przygotowanie napojów nie było wymagającym przedsięwzięciem. Już po chwili te były gotowe. - Usiądźmy gdzieś i zaczynajmy. - poprosiła, choć w jej głosie prośba zdawała się wypływać na równi z poleceniem. Pytanie zadane przez Michaela przyciągnęło jej wzrok ku niemu.
- Bardziej chyba jak jej brak. - poprawiła łagodnie brata. Wzruszyła lekko ramionami i uniosła lekko wargi ku górze na kilka chwil. - Upierdliwy, ale do przeżycia. - odpowiedziała krótko, zwięźle i na temat. Uważnie zmierzyła spojrzeniem brata od góry do dołu. Wiele potrafił ukryć, choć oni znali się zbyt dobrze. Nie skomentowała jednak tego. Przeszła do salonu w którym zajęła miejsce siedzące zsuwając z stopy but. Ze swojej pozycji spojrzała na młodszego z braci.
- Wygrałam z Rookwood w klubie pojedynków. - poinformowała ich spokojnie, bez większych emocji. Nie wbiła jej w deski, kobieta rzuciła zaklęcie kończące nim zdążyła pozbawić ją przytomności. Informację przekazała bardziej jako stwierdzenie. Zwyczajnie, po prostu je rzucając. - Będziemy potrzebowali czegoś do pisania - dodała spoglądając znów na Michaela. Powinni zaczynać. Kod musiał być dostarczony do Bones i zaczął funkcjonować możliwie jak najszybciej usprawniając ich prace.
- Tutaj. - odpowiedziała bratu, którego sylwetkę odnalazła już za chwilę. Spojrzała na niego, skinając mu lekko głowa. Sama szła dalej, ostrożnie, powoli martwiąc się tego, co mogą spotkać i zobaczyć dalej. Jednostka jej najstarszego brata pojawiła się przed nimi. Cała… i względnie zdrowa. Uniosła lekko brew i spojrzała na Gabriela, wzrokiem znów wracając ku Michaelowi.
- Upiec? - powtórzyła po nim, pozwalając, by druga z brwi uniosła się ku górze. Opuściła powoli dłoń z różdżką. Pociągnęła nosem, wciągając raz jeszcze zapach spalenizny. Wywróciła lekko oczami i uniosła dłoń, by założyć jasne kosmyki za ucho. Weszła dalej do kuchni rzucając krótkim spojrzeniem na blat.
- Wolałabym kawę. - odpowiedziała bratu zgodnie z prawdą.Wsadziła różdżkę w kieszeń i ruszyła do szafek, z której wyciągnęła kubki. Zachowując się tak jak zawsze, tak, jakby nie była u kogoś a u siebie. Woda nie gotowała się długo, a przygotowanie napojów nie było wymagającym przedsięwzięciem. Już po chwili te były gotowe. - Usiądźmy gdzieś i zaczynajmy. - poprosiła, choć w jej głosie prośba zdawała się wypływać na równi z poleceniem. Pytanie zadane przez Michaela przyciągnęło jej wzrok ku niemu.
- Bardziej chyba jak jej brak. - poprawiła łagodnie brata. Wzruszyła lekko ramionami i uniosła lekko wargi ku górze na kilka chwil. - Upierdliwy, ale do przeżycia. - odpowiedziała krótko, zwięźle i na temat. Uważnie zmierzyła spojrzeniem brata od góry do dołu. Wiele potrafił ukryć, choć oni znali się zbyt dobrze. Nie skomentowała jednak tego. Przeszła do salonu w którym zajęła miejsce siedzące zsuwając z stopy but. Ze swojej pozycji spojrzała na młodszego z braci.
- Wygrałam z Rookwood w klubie pojedynków. - poinformowała ich spokojnie, bez większych emocji. Nie wbiła jej w deski, kobieta rzuciła zaklęcie kończące nim zdążyła pozbawić ją przytomności. Informację przekazała bardziej jako stwierdzenie. Zwyczajnie, po prostu je rzucając. - Będziemy potrzebowali czegoś do pisania - dodała spoglądając znów na Michaela. Powinni zaczynać. Kod musiał być dostarczony do Bones i zaczął funkcjonować możliwie jak najszybciej usprawniając ich prace.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
Każde z nich miało wrogów wśród najgorszych - z tym wiązała się praca aurora i miał nadzieję, że Justine w końcu do tego dojdzie. Ryzykowali, każde z nich na innych sposób, ale tak czy inaczej stawiało swoje życie na szali. Po prostu byli jeszcze w różnych momentach swojego życia. Gabriel był zdania, że odcinając się od wszystkich popadłby w paranoję. Nie dało się iść przez życie samemu, szczególnie teraz. Bo gdyby nie mieli bliskich to za kogo mieliby walczyć?
Nie ukrywał, że miał ochotę się roześmiać, kiedy Michael cały i zdrowy stanął naprzeciw nim z miną szczeniaka przyłapanego na rozkopywaniu grządek w ogródku. Rozbawiony uśmiech chował się gdzieś w gąszczu brody, którą Gabriel z pieczołowitością i uporem hodował przez ostatni czas. Chociaż miał ten przywilej i nie musiał się długo męczyć z czekaniem aż urośnie na odpowiednią długość. Widocznie przy rozdawaniu genów, ten trafił się właśnie młodszemu z braci. - Krakersy brzmią dobrze - rzucił, co by nie było, że Tonks nie docenia starania starszego brata. Owszem, wszyscy oddalili się od siebie, ale to nie zmieniało w żaden sposób tego co czuł do swojego rodzeństwa i tego jakim człowiekiem był Gabriel.
Na nieco rozkazujący ton Justine zareagował jedynie teatralnym wywróceniem oczu, które mógł z pewnością zauważyć Michael, a towarzyszył temu też uśmiech, którego nie określiłby żaden przymiotnik. Był po prostu na wskroś gabrielowy i to powinno wystarczyć. A następnie skierował swoje kroki w stronę salonu, który mieli okupować. Zsunął wcześniej ciężkie i mokre buciska, po czym zajął miejsce - zwyczajowo na podłodze, plecami opierając się o stojący nieopodal fotel. - Aż żal, że nie było mnie na widowni - stwierdził, skinąwszy siostrze z uznaniem głową. On osobiście nie uważał, żeby klub pojedynków był miejscem dla niego. Być może uważał, że ma zbyt dużo na głowie, a swój skrawek czasu wolnego postanowił wykorzystać w inny sposób. Natomiast bardzo cieszyło go zwycięstwo siostry. Tym bardziej, że Rookwood nie była pierwszą, lepszą czarownicą, która przypadkiem trafiła do klubu. Takie było zdanie Gabriela. - Macie jakieś pomysły? - przecież każde z nich musiało o tym już wcześniej myśleć. Gabriel myślał, ale wolał usłyszeć najpierw spostrzeżenia rodzeństwa.
Nie ukrywał, że miał ochotę się roześmiać, kiedy Michael cały i zdrowy stanął naprzeciw nim z miną szczeniaka przyłapanego na rozkopywaniu grządek w ogródku. Rozbawiony uśmiech chował się gdzieś w gąszczu brody, którą Gabriel z pieczołowitością i uporem hodował przez ostatni czas. Chociaż miał ten przywilej i nie musiał się długo męczyć z czekaniem aż urośnie na odpowiednią długość. Widocznie przy rozdawaniu genów, ten trafił się właśnie młodszemu z braci. - Krakersy brzmią dobrze - rzucił, co by nie było, że Tonks nie docenia starania starszego brata. Owszem, wszyscy oddalili się od siebie, ale to nie zmieniało w żaden sposób tego co czuł do swojego rodzeństwa i tego jakim człowiekiem był Gabriel.
Na nieco rozkazujący ton Justine zareagował jedynie teatralnym wywróceniem oczu, które mógł z pewnością zauważyć Michael, a towarzyszył temu też uśmiech, którego nie określiłby żaden przymiotnik. Był po prostu na wskroś gabrielowy i to powinno wystarczyć. A następnie skierował swoje kroki w stronę salonu, który mieli okupować. Zsunął wcześniej ciężkie i mokre buciska, po czym zajął miejsce - zwyczajowo na podłodze, plecami opierając się o stojący nieopodal fotel. - Aż żal, że nie było mnie na widowni - stwierdził, skinąwszy siostrze z uznaniem głową. On osobiście nie uważał, żeby klub pojedynków był miejscem dla niego. Być może uważał, że ma zbyt dużo na głowie, a swój skrawek czasu wolnego postanowił wykorzystać w inny sposób. Natomiast bardzo cieszyło go zwycięstwo siostry. Tym bardziej, że Rookwood nie była pierwszą, lepszą czarownicą, która przypadkiem trafiła do klubu. Takie było zdanie Gabriela. - Macie jakieś pomysły? - przecież każde z nich musiało o tym już wcześniej myśleć. Gabriel myślał, ale wolał usłyszeć najpierw spostrzeżenia rodzeństwa.
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Z zażenowanym uśmiechem przyjął ich komentarze odnośnie żałosnych kulinarnych prób i z ulgą postawił przed rodzeństwem krakersy. Obserwował ich zachowanie, wciąż nieco obce po niedawnej "rozłące" - spotykali się w końcu o wiele rzadziej niż w młodości. Gabriel był spokojny jak zawsze, choć zdaniem Michaela nieco zbyt spokojny. Ich siostra straciła nogę, a on zachowywał się niemal jakby nic się nie stało. Justine z kolei była inna niż wcześniej: bardziej pewna siebie, opanowana, naturalnie przejmująca kontrolę nad sytuacją i kierująca uwagę zebranych na zadanie zawodowe, czyli szyfr. Michealowi-aurorowi przemknęło przez głowę, że będzie z niej dobra liderka. Oczyma wyobraźni zobaczył Just na czele grupy aurorów, planującą akcje i przejmującą dowodzenie. Na moment poczuł nawet dumę...ale Michael-brat był lekko poirytowany. Nie dość, że młodsza siostra wystawiała się na niezrozumiałe dla niego ryzyko, to zaledwie dzień wcześniej spotkał Rookwood na Pokątnej. Sigrun obiecała, że zapoluje na niego w pełnię, co akurat było do przewidzenia. Bardziej martwiła go jej nienawiść do całej ich rodziny, do Just.
-Gratulacje, ale wcześniej to ona pozbawiła cię nogi. - zauważył, zanim zdążył ugryźć się w język. -Też miałbym satysfakcję z rewanżu - dodał łagodniej -ale co właściwie między wami zaszło? - Rookwood drwiła mu z tego powodu w twarz, a on nie wiedział dlaczego. W dodatku Just i Gabriel jeszcze przed chwilą wydawali się zaalarmowani głupim dymem. Mugolacy mieli w obecnych czasach sporo wrogów, ale czyżby młodsi Tonksowie już o jakiś wiedzieli?
-Nawiasem mówiąc, możliwe, że spędzę kolejne pełnie w innych miejscach. Nie martwcie się, jakbyście nie mogli mnie wtedy zastać tu ani nigdzie. Znajdę coś...odludnego. - dodał, skoro byli już przy temacie łowczyni wilkołaków. Nie wchodził jednak w szczegóły - wiedzieli, że dzięki eliksirowi tojadowemu nikogo nie skrzywdzi, a jego własne bezpieczeństwo to jego zmartwienie, nie ich. Najwyraźniej był w tym przekonaniu bardziej podobny do Just niż myślał.
Ględzenie raczej nie poprawi jego stosunków z rodziną, więc - zdając sobie z tego sprawę - szybko przeszedł do konkretów. Rozdał rodzeństwu ołówki i papier i zalał wrzątkiem herbaty dla siebie i Gabriela i sypaną kawę dla Just.
-Pamiętacie nasze szyfry z dzieciństwa? - zagaił znad kuchennej lady. -Czasami układaliście własny, niezrozumiały dla nikogo język... - uśmiechnął się do siebie pod nosem, bo młodzi zadziwiali go w dzieciństwie swoją kreatywnością. Jako starszy brat, trochę nimi wtedy rządził, a trochę ich podziwiał. ...ale bardziej zorganizowanym sposobem było szyfrowanie cyframi słów, ukrytych na danej stronie konkretnej książki. Trzy cyfry na każde słowo: strona-wers-słowo w linijce. Nie wiem tylko, jak zamaskować podobny szyfr, by nie wzbudzał podejrzeń: może jako ciąg dat? I jakiej książki można by użyć, nie może być ani zbyt łatwo dostępna i oczywista, ani zbyt rzadka, by każdy mógł mieć egzemplarz. - postawił kubki (starzy kawalerowie nie mają filiżanek) przed Just i Gabrielem, ciekaw ich przemyśleń.
-Gratulacje, ale wcześniej to ona pozbawiła cię nogi. - zauważył, zanim zdążył ugryźć się w język. -Też miałbym satysfakcję z rewanżu - dodał łagodniej -ale co właściwie między wami zaszło? - Rookwood drwiła mu z tego powodu w twarz, a on nie wiedział dlaczego. W dodatku Just i Gabriel jeszcze przed chwilą wydawali się zaalarmowani głupim dymem. Mugolacy mieli w obecnych czasach sporo wrogów, ale czyżby młodsi Tonksowie już o jakiś wiedzieli?
-Nawiasem mówiąc, możliwe, że spędzę kolejne pełnie w innych miejscach. Nie martwcie się, jakbyście nie mogli mnie wtedy zastać tu ani nigdzie. Znajdę coś...odludnego. - dodał, skoro byli już przy temacie łowczyni wilkołaków. Nie wchodził jednak w szczegóły - wiedzieli, że dzięki eliksirowi tojadowemu nikogo nie skrzywdzi, a jego własne bezpieczeństwo to jego zmartwienie, nie ich. Najwyraźniej był w tym przekonaniu bardziej podobny do Just niż myślał.
Ględzenie raczej nie poprawi jego stosunków z rodziną, więc - zdając sobie z tego sprawę - szybko przeszedł do konkretów. Rozdał rodzeństwu ołówki i papier i zalał wrzątkiem herbaty dla siebie i Gabriela i sypaną kawę dla Just.
-Pamiętacie nasze szyfry z dzieciństwa? - zagaił znad kuchennej lady. -Czasami układaliście własny, niezrozumiały dla nikogo język... - uśmiechnął się do siebie pod nosem, bo młodzi zadziwiali go w dzieciństwie swoją kreatywnością. Jako starszy brat, trochę nimi wtedy rządził, a trochę ich podziwiał. ...ale bardziej zorganizowanym sposobem było szyfrowanie cyframi słów, ukrytych na danej stronie konkretnej książki. Trzy cyfry na każde słowo: strona-wers-słowo w linijce. Nie wiem tylko, jak zamaskować podobny szyfr, by nie wzbudzał podejrzeń: może jako ciąg dat? I jakiej książki można by użyć, nie może być ani zbyt łatwo dostępna i oczywista, ani zbyt rzadka, by każdy mógł mieć egzemplarz. - postawił kubki (starzy kawalerowie nie mają filiżanek) przed Just i Gabrielem, ciekaw ich przemyśleń.
Can I not save one
from the pitiless wave?
- Czuję jak wywracasz oczami. - mruknęła do brata, skrzywiając na kilka chwil usta nie przestała jednak wchodzić do salonu. Oczywiście, że czuła. Może nie widziała, ale znali się zbyt dobrze i zbyt długo, by nie potrafiła poznać - a może bardziej przewidzieć - reakcji własnego brata. Usiadła, podciągając nogę pod siebie.
- Tobie też chętnie skopię tyłek. - spojrzała na Gabriela zajmującego miejsce na ziemi w momencie posyłając mu lekki uśmiech, gdy Michael trafnie zauważył, że spotkała się z Rookwood więcej niż raz. Przeniosła na niego jasne spojrzenie, które wszyscy zdawali się mieć podobne. Wbiła je w niego przekrzywiając lekko głowę.
- Pomijając fakt, że jestem szlamą, którą gardzi? - zapytała spokojnie, nie spuszczając z niego spojrzenia. Pamiętała jak kiedyś zaszła ją z bratem. Ludzie tacy jak ona, nie potrzebowli powodu, bby krzywdzić. Nie, mieli powód. Całkowicie irracjonalny - dla nich jednak zdawał się wszystkim. Wiedziała, że ma jej za złe. Nie, nie za złe. Jest zawiedziony? A może ubodło go to, że nie powiedziała mu co się stało. Powinna, ale wytłumaczenie tego gdzie się znalazła i co tam robiła, wywołałoby kolejne pytania. - Spotkaliśmy się w miejscu w którym nie obowiązują zasady. - powiedziała nie wdając się szczegóły, nawiązując do tych, które obowiązują w klubie pojedynków. Nie odejmowała od niego poważnego spojrzenia. - Wypiła coś. Musiało ją to wzmocnić, bo rzuciła każde zaklęcie po które sięgnęła. Zaskoczyła mnie. A ja dałam się zaskoczyć. Zatrzymała czas. Próbowałam nie dać jej skrócić dystansu między nami, ale magia mnie zawiodła. Zabrała mi różdżkę i spętała kajdankami. Próbowała spętać mój umysł, ale nie miała tyle siły. Ucięła nogę. Torturowała. Po raz kolejny, ocaliła mnie anomalia. Znaleźli mnie obcy ludzie i to dzięki nim nadal żyję. - zakończyła, nawet na chwilę nie odpuszczając od niego spojrzenia - pewnego, odrobinę ostrego. Dzisiaj nie dowie się więcej. Tyle musiało mu wystarczyć.
- Dlaczego? - zapytała i nawet nie wiedziała kiedy, jej głos nabrał brzmienia pytanie, na które oczekiwała odpowiedzi. Choć jednocześnie przecież wiedziała, że nie powinna wymagać od niego odpowiedzi, gdy sama nie udzielała wszystkich.
Przeszli do szyfru - i dobrze- bo po to właśnie się dzisiaj spotkali. Uniosła kubek z kawą i upiła jej odrobinę. Odłożyła jednak, uznając, że ta nadal jest za ciepła. Wolała kawę letnią, albo całkowicie zimną. Miał rację, ale nie bardzo widziała powiązania. Ich dziecięce szyfry, nie były najwyższych lotów. Zmarszczyła lekko brwi.
- To dobry pomysł, problem pojawia się jednak w momencie, w którym ktoś przechwytuje sowę. Widząc zbyt wiele dat, czy cyfr, łatwo można wpaść na trop szyfru. I nie wiemy, czy ktoś będzie miał dostęp do książki w czasie otrzymania listu. Potrzebujemy szyfru, który nie będzie go przypominał. Który nie wzbudzi podejrzeń, gdy ktoś przejmie naszą sową. Motyw z książką i słowami jest dobry, tylko nie wiem jak można by go odnieść do lekkiej formy listu, tak by nie wzbudzać podejrzeń. Można by sięgnąć po Rzecz o metodach magiśledczych każdy auror powinien ją mieć, czyż nie? - zapytała spoglądając na jednego i drugiego z braci. Chociaż ten rodzaj szyfru rzeczywiście był dobry, to od razu rzucał się w oczy. Gdyby udało im się go jakoś zamaskować. Może… może możnaby z niego skorzystać.
- Tobie też chętnie skopię tyłek. - spojrzała na Gabriela zajmującego miejsce na ziemi w momencie posyłając mu lekki uśmiech, gdy Michael trafnie zauważył, że spotkała się z Rookwood więcej niż raz. Przeniosła na niego jasne spojrzenie, które wszyscy zdawali się mieć podobne. Wbiła je w niego przekrzywiając lekko głowę.
- Pomijając fakt, że jestem szlamą, którą gardzi? - zapytała spokojnie, nie spuszczając z niego spojrzenia. Pamiętała jak kiedyś zaszła ją z bratem. Ludzie tacy jak ona, nie potrzebowli powodu, bby krzywdzić. Nie, mieli powód. Całkowicie irracjonalny - dla nich jednak zdawał się wszystkim. Wiedziała, że ma jej za złe. Nie, nie za złe. Jest zawiedziony? A może ubodło go to, że nie powiedziała mu co się stało. Powinna, ale wytłumaczenie tego gdzie się znalazła i co tam robiła, wywołałoby kolejne pytania. - Spotkaliśmy się w miejscu w którym nie obowiązują zasady. - powiedziała nie wdając się szczegóły, nawiązując do tych, które obowiązują w klubie pojedynków. Nie odejmowała od niego poważnego spojrzenia. - Wypiła coś. Musiało ją to wzmocnić, bo rzuciła każde zaklęcie po które sięgnęła. Zaskoczyła mnie. A ja dałam się zaskoczyć. Zatrzymała czas. Próbowałam nie dać jej skrócić dystansu między nami, ale magia mnie zawiodła. Zabrała mi różdżkę i spętała kajdankami. Próbowała spętać mój umysł, ale nie miała tyle siły. Ucięła nogę. Torturowała. Po raz kolejny, ocaliła mnie anomalia. Znaleźli mnie obcy ludzie i to dzięki nim nadal żyję. - zakończyła, nawet na chwilę nie odpuszczając od niego spojrzenia - pewnego, odrobinę ostrego. Dzisiaj nie dowie się więcej. Tyle musiało mu wystarczyć.
- Dlaczego? - zapytała i nawet nie wiedziała kiedy, jej głos nabrał brzmienia pytanie, na które oczekiwała odpowiedzi. Choć jednocześnie przecież wiedziała, że nie powinna wymagać od niego odpowiedzi, gdy sama nie udzielała wszystkich.
Przeszli do szyfru - i dobrze- bo po to właśnie się dzisiaj spotkali. Uniosła kubek z kawą i upiła jej odrobinę. Odłożyła jednak, uznając, że ta nadal jest za ciepła. Wolała kawę letnią, albo całkowicie zimną. Miał rację, ale nie bardzo widziała powiązania. Ich dziecięce szyfry, nie były najwyższych lotów. Zmarszczyła lekko brwi.
- To dobry pomysł, problem pojawia się jednak w momencie, w którym ktoś przechwytuje sowę. Widząc zbyt wiele dat, czy cyfr, łatwo można wpaść na trop szyfru. I nie wiemy, czy ktoś będzie miał dostęp do książki w czasie otrzymania listu. Potrzebujemy szyfru, który nie będzie go przypominał. Który nie wzbudzi podejrzeń, gdy ktoś przejmie naszą sową. Motyw z książką i słowami jest dobry, tylko nie wiem jak można by go odnieść do lekkiej formy listu, tak by nie wzbudzać podejrzeń. Można by sięgnąć po Rzecz o metodach magiśledczych każdy auror powinien ją mieć, czyż nie? - zapytała spoglądając na jednego i drugiego z braci. Chociaż ten rodzaj szyfru rzeczywiście był dobry, to od razu rzucał się w oczy. Gdyby udało im się go jakoś zamaskować. Może… może możnaby z niego skorzystać.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
- Nie masz dowodów - mruknął, upewniwszy się, że przed nim nie znajduje się żadna szyba czy też okno, którego powierzchnia mogłaby odbić jego twarz i faktycznie go zdradzić. Na wyzwanie rzucone mu przez młodszą siostrę, uśmiechnął się nieco szerzej. - Przyjmuję wyzwanie - odparł zaczepnie w stronę Justine, kiedy już zajął wygodnie miejsce na podłodze. Czy wiedzieli coś więcej? Prawdopodobnie Michael w pierwszej chwili złapałby się za głowę, gdyby zorientował się w co wpakowała się dwójka młodszych Tonksów. I chociaż Mike był od niego starszy jakoś nie śpieszyło mu się do wyjawiania przed nim tajemnicy Zakonu. Sam nie wiedział dlaczego, być może z najczystszej troski o życie brata. A może bał się przyznać przed samym sobą, że przez rozłąkę przestał mu ufać? Nie, to na pewno nie mogło być to. Przecież nie miał powodów, aby zacząć patrzeć na brata nieprzychylnym okiem. Bał się o niego. Był na celowniku - nie dość, że pochodzili z mugolskiej rodziny to jeszcze Mike zmagał się z futerkowym problemem. Problemem, z którego Ministerstwo zdawało sobie sprawę. Gdy wspomniał o odludnym miejscu... Poczuł się nieswojo i beznadziejnie ze świadomością, że nie mógł zrobić nic, aby pomóc mu w tym trudnym czasie. - Gdybym jakoś mógł pomóc... - zaczął niepewnie, przyglądając się blondynowi.
Szyfr, to właśnie po to się tu spotkali, prawda? Musieli wymyślić coś funkcjonalnego i trudnego do wykrycia. Uważnie słuchał tego co jego brat miał do powodzenia i ze spokojem wysłuchał Justine. - Pytanie jak to naturalnie wpleść w korespondencję? Daty mają ograniczone pole do popisu. Może warto byłoby ustalić jakieś słowa klucze. Jak nie wiem, kawa, oznaczająca przełom w śledztwie a frazę: Pogoda jest dzisiaj rozczarowująca uznać jako prośbę o pomoc? I tak nie powinniśmy zbyt wiele wiadomości przesyłać sowami - rzucił swobodną myślą. W końcu byli tu, aby zrobić solidną burzę mózgów i wierzył, że w końcu wpadną na coś, co pozwoli im czuć się bezpiecznie z pisanymi przez siebie wiadomościami. - Chyba, że... do szyfrowania cyfr użylibyśmy cyfr rzymskich? To litery, łatwo ukryć je w słowach i nie rzucają się w oczy tak, tak jak arabskie i można użyć ich w dacie - oczywiście, takie rozwiązanie wymagałoby pomysłowości i prawdopodobnie słownika synonimicznego, ale czy takie rozwiązanie nie było chociażby warte rozważenia?
Szyfr, to właśnie po to się tu spotkali, prawda? Musieli wymyślić coś funkcjonalnego i trudnego do wykrycia. Uważnie słuchał tego co jego brat miał do powodzenia i ze spokojem wysłuchał Justine. - Pytanie jak to naturalnie wpleść w korespondencję? Daty mają ograniczone pole do popisu. Może warto byłoby ustalić jakieś słowa klucze. Jak nie wiem, kawa, oznaczająca przełom w śledztwie a frazę: Pogoda jest dzisiaj rozczarowująca uznać jako prośbę o pomoc? I tak nie powinniśmy zbyt wiele wiadomości przesyłać sowami - rzucił swobodną myślą. W końcu byli tu, aby zrobić solidną burzę mózgów i wierzył, że w końcu wpadną na coś, co pozwoli im czuć się bezpiecznie z pisanymi przez siebie wiadomościami. - Chyba, że... do szyfrowania cyfr użylibyśmy cyfr rzymskich? To litery, łatwo ukryć je w słowach i nie rzucają się w oczy tak, tak jak arabskie i można użyć ich w dacie - oczywiście, takie rozwiązanie wymagałoby pomysłowości i prawdopodobnie słownika synonimicznego, ale czy takie rozwiązanie nie było chociażby warte rozważenia?
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Michael utrzymał spojrzenie Just i tylko kiwnął lekko głową. Wiedział, że Rookwood i jej podobni nie potrzebują powodu by skrzywdzić ich wszystkich. Nadal szalały w nim gorycz i żałoba po śmierci mamy - przemieszane z wyrzutami sumienia i niepokojem o życie rodzeństwa. Podążył aurorską ścieżką jako pierwszy, a młodszy brat i siostry od dziecka widzieli jego upór, by pozostać i wykuć sobie karierę w świecie magii. Zarazem wykuwali własną ścieżkę, podejmowali własne decyzje - ale czy gdyby Michael został mugolskim urzędnikiem, losy ich wszystkich potoczyłyby się podobnie? Może znaleźliby normalniejsze prace na wsi, a nie w centrum wrogiego mugolakom Londynu, nie w sercu wrogiego własnym pracownikom Ministerstwa. Był gotów przytulić siostrę, choć od dawna tego nie robił, ale nieświadomie (lub świadomie?) powiedziała coś, co znowu wytrąciło go z równowagi.
-Jesteś kursantką, Just, chcesz być aurorem, nie powinnaś chodzić w miejsca, w których nie obowiązują zasady. - zanim zdążyła dokończyć, wciął się jej w słowo. Wyszedł z niego zachowawczy auror i nadopiekuńczy starszy brat, którego zirytowało, że w tych czasach Just świadomie naraziła się na niebezpieczeństwo. W imię czego, głupiej adrenaliny? Nie miał pojęcia, że siostra wie więcej od niego o walce dobra ze złem, że narażała się w słusznej sprawie. Gdyby wiedział, nie robiłby jej kazań, ale nawet jej kolejne słowa wystarczyły, by poczuł natychmiastowy wstyd. Nie zerknął nawet na Gabriela w poszukiwaniu wsparcia, bo wiedział, że brat jest rozsądniejszy.
Że to jemu Justine ufa.
-Przepraszam, Just, to... to wszystko nie twoja wina. choć trochę twoja, bo po co tam szłaś -Po prostu się martwię. i to strasznie i znowu nie mogłem tam być. Ocalili cię obcy ludzie, a ciebie nie.
-Gdybyś czegoś potrzebowała... - żałosne, czy w ogóle potrafił coś z siebie wydusić, czy same szlagiery? Może mina zdradzała jego troskę, ale zbyt wiele lat spędził na akcjach z pokerową twarzą, by teraz bezproblemowo okazywać uczucia.
W dodatku brat i siostra natychmiastowo zaoferowali pomoc jemu, bez natrętnego wścibstwa. Wzruszony, uśmiechnął się blado do Just i Gabriela.
-Po prostu... - nie miał ochoty się im żalić, dokładać ich zmartwień, ale z drugiej strony nie chciał zostawiać ich bez odpowiedzi. Sam zaczął temat, a oni byli doroślichociaż pamiętał ich jako siedmiolatków. -Dowiedziałem się, że Rookwood pracuje teraz jako prywatny łowca wilkołaków, inni pewnie też. Rejestracja chroni mnie przed brygadzistami z Ministerstwa, a nie działającymi na własną rękę psychopatami, więc pewnie bezpieczniej będzie spędzać pełnie gdzie indziej niż we własnym domu. Nie żeby coś mi groziło, czysta przezorność. - wiedzieli, że Michael wydaje większość oszczędności zapasy tojadu i że w lesie nie stworzy zagrożenia dla nikogo, co najwyżej dla siebie samego. Wysilił się na optymistyczny uśmiech, żeby już o tym nie myśleli. Ostatnim, czego im trzeba to brat wilkołak.
Z ulgą (podobnie jak chyba wszyscy) przeszedł do obmyślania szyfru. Wysłuchał propozycji siostry i brata i nawet nie wiedząc kiedy, zaczął się uśmiechać. Zawsze miał łebskie rodzeństwo, a teraz byli aurorami (no, aurorem i prawie-aurorką) i pracowali razem nad ważną sprawą i był z nich tak strasznie dumny. Może kiedyś nawet nauczy się to okazywać.
-Przy mniej pilnych, a bardziej skomplikowanych sprawach, nad którymi ktoś może posiedzieć z dostępem do książki, możemy faktycznie użyć Rzeczy o metodach magiśledczych. Po Ministerstwie i tak wala się zbyt wiele kopii. - przytaknął uwagom Just, aprobując jej wybór książki. -Pomysł Gabriela ze słowami kluczami jest prostszy i szybszy, więc najpierw możemy skupić się na nim. - uśmiechnął się ciepło do brata. -Tylko jak ukryć same cyfry rzymskie by nie wzbudzały podejrzeń? Są mniej powszechne niż arabskie, ale prawie nikt ich nie używa. Masz na myśli to, by spróbować ukryć litery w słowach, z których wtajemniczeni wyłowią cyfry i skonstruują datę? Można by pisać "l" i "v" delikatną kursywą, by odróżnić je od normalnych liter...chociaż wtedy ci z gorszym charakterem pisma, musieliby się wyjątkowo starać. - zażartował, bo chociaż jego kaligrafia była do odczytania (chyba), to niektórzy z jego kolegów bazgrali niczym mugolscy lekarze.
-Jesteś kursantką, Just, chcesz być aurorem, nie powinnaś chodzić w miejsca, w których nie obowiązują zasady. - zanim zdążyła dokończyć, wciął się jej w słowo. Wyszedł z niego zachowawczy auror i nadopiekuńczy starszy brat, którego zirytowało, że w tych czasach Just świadomie naraziła się na niebezpieczeństwo. W imię czego, głupiej adrenaliny? Nie miał pojęcia, że siostra wie więcej od niego o walce dobra ze złem, że narażała się w słusznej sprawie. Gdyby wiedział, nie robiłby jej kazań, ale nawet jej kolejne słowa wystarczyły, by poczuł natychmiastowy wstyd. Nie zerknął nawet na Gabriela w poszukiwaniu wsparcia, bo wiedział, że brat jest rozsądniejszy.
Że to jemu Justine ufa.
-Przepraszam, Just, to... to wszystko nie twoja wina. choć trochę twoja, bo po co tam szłaś -Po prostu się martwię. i to strasznie i znowu nie mogłem tam być. Ocalili cię obcy ludzie, a ciebie nie.
-Gdybyś czegoś potrzebowała... - żałosne, czy w ogóle potrafił coś z siebie wydusić, czy same szlagiery? Może mina zdradzała jego troskę, ale zbyt wiele lat spędził na akcjach z pokerową twarzą, by teraz bezproblemowo okazywać uczucia.
W dodatku brat i siostra natychmiastowo zaoferowali pomoc jemu, bez natrętnego wścibstwa. Wzruszony, uśmiechnął się blado do Just i Gabriela.
-Po prostu... - nie miał ochoty się im żalić, dokładać ich zmartwień, ale z drugiej strony nie chciał zostawiać ich bez odpowiedzi. Sam zaczął temat, a oni byli dorośli
Z ulgą (podobnie jak chyba wszyscy) przeszedł do obmyślania szyfru. Wysłuchał propozycji siostry i brata i nawet nie wiedząc kiedy, zaczął się uśmiechać. Zawsze miał łebskie rodzeństwo, a teraz byli aurorami (no, aurorem i prawie-aurorką) i pracowali razem nad ważną sprawą i był z nich tak strasznie dumny. Może kiedyś nawet nauczy się to okazywać.
-Przy mniej pilnych, a bardziej skomplikowanych sprawach, nad którymi ktoś może posiedzieć z dostępem do książki, możemy faktycznie użyć Rzeczy o metodach magiśledczych. Po Ministerstwie i tak wala się zbyt wiele kopii. - przytaknął uwagom Just, aprobując jej wybór książki. -Pomysł Gabriela ze słowami kluczami jest prostszy i szybszy, więc najpierw możemy skupić się na nim. - uśmiechnął się ciepło do brata. -Tylko jak ukryć same cyfry rzymskie by nie wzbudzały podejrzeń? Są mniej powszechne niż arabskie, ale prawie nikt ich nie używa. Masz na myśli to, by spróbować ukryć litery w słowach, z których wtajemniczeni wyłowią cyfry i skonstruują datę? Można by pisać "l" i "v" delikatną kursywą, by odróżnić je od normalnych liter...chociaż wtedy ci z gorszym charakterem pisma, musieliby się wyjątkowo starać. - zażartował, bo chociaż jego kaligrafia była do odczytania (chyba), to niektórzy z jego kolegów bazgrali niczym mugolscy lekarze.
Can I not save one
from the pitiless wave?
- Nie, ale i tak się trochę zląkłeś. - odpowiedziała, unosząc kącik ust ku górze i spoglądając na brata już ze swojego miejsca. Skinęła lekko głową na jego kolejne słowa. Chętnie zmierzy się z bratem. Sprawdzi, jak mocno się rozwinęła i czy w ogóle. Gdy Michael odezwał się spojrzała na niego poważniej. Zmrużyła lekko oczy.
- Na ulicy, nie obowiązują ich żadne zasady. Otwarcie z nich kpią. Nigdzie nie jest już bezpiecznie. - oparła bratu spokojnie nie odejmując od niego wzroku. To była prawda a z biegiem czasu i własnym Ministrem Magii, miało być tylko gorzej. Robili się coraz bardziej pewni swojej bezkarności i korzystali z niej swobodnie. Jakby ranienie innych nie było zbrodnią a czymś, co przynosi im chwilę wytchnienia czy rozrywki. Nadal nie potrafiła tego pojąć. Tak samo, jak nie rozumiała jak mogło jej się kiedyś zdawać że kocha kogoś, kto dziś stał po ich stronie. Poważne spojrzenie lustrowało spokojnie brata, gdy wyraźnie zmieszany po swoim wybuchu mówił dalej. - Potrzebuję żebyś uwierzył, że wiem co robię. - stwierdziła z niezmienionym obliczem. Dokładnie wiedziała dokąd zmierzała. I koniec jej drogi nie miał być spokojnym. Nie wiedziała też, kiedy nadejdzie jego koniec. Ale nie obawiała się. Wiedziała, że staje w słusznej sprawie.
Słuchała uważnie słów brata, ale na ten moment nie wiedziała w jaki sposób mogłaby mu pomóc. Nie miała ku temu narzędzi i niewiele wiedziała o przypadłości, której padł ofiarom. Spojrzała na Gabriela, wydymając lekko usta, a później spojrzenie przeniosła na Michaela i pokręciła lekko głową.
- Znajdźmy podstawowe zwroty, którymi określimy najważniejsze rzeczy. Jak prośbę o pomoc, złapanie jednego z nich, odnalezienie ważnych informacji czy tropu. To z nich będziemy korzystać najczęściej. - postanowiła marszcząc lekko brwi. - Pełen szyfr oparty na książce można skonstruować później. Wtedy można nawet nie kryć się z pisaniem odpowiednich wersów - używaliśmy go tylko bez możliwości spotkania bezpośredniego. - zaproponowała braciom, unosząc kawę i upijając jej trochę z kubka. Brwi marszczyły się lekko. Po prawdzie, wolała używać patronusa - był szybszy. Ale powinni korzystać z każdej możliwości, a szyfr mógł okazać się czymś bardziej niż pomocnym. Ich wróg zbyt wiele wiedział o ich poczynaniach.
- Na ulicy, nie obowiązują ich żadne zasady. Otwarcie z nich kpią. Nigdzie nie jest już bezpiecznie. - oparła bratu spokojnie nie odejmując od niego wzroku. To była prawda a z biegiem czasu i własnym Ministrem Magii, miało być tylko gorzej. Robili się coraz bardziej pewni swojej bezkarności i korzystali z niej swobodnie. Jakby ranienie innych nie było zbrodnią a czymś, co przynosi im chwilę wytchnienia czy rozrywki. Nadal nie potrafiła tego pojąć. Tak samo, jak nie rozumiała jak mogło jej się kiedyś zdawać że kocha kogoś, kto dziś stał po ich stronie. Poważne spojrzenie lustrowało spokojnie brata, gdy wyraźnie zmieszany po swoim wybuchu mówił dalej. - Potrzebuję żebyś uwierzył, że wiem co robię. - stwierdziła z niezmienionym obliczem. Dokładnie wiedziała dokąd zmierzała. I koniec jej drogi nie miał być spokojnym. Nie wiedziała też, kiedy nadejdzie jego koniec. Ale nie obawiała się. Wiedziała, że staje w słusznej sprawie.
Słuchała uważnie słów brata, ale na ten moment nie wiedziała w jaki sposób mogłaby mu pomóc. Nie miała ku temu narzędzi i niewiele wiedziała o przypadłości, której padł ofiarom. Spojrzała na Gabriela, wydymając lekko usta, a później spojrzenie przeniosła na Michaela i pokręciła lekko głową.
- Znajdźmy podstawowe zwroty, którymi określimy najważniejsze rzeczy. Jak prośbę o pomoc, złapanie jednego z nich, odnalezienie ważnych informacji czy tropu. To z nich będziemy korzystać najczęściej. - postanowiła marszcząc lekko brwi. - Pełen szyfr oparty na książce można skonstruować później. Wtedy można nawet nie kryć się z pisaniem odpowiednich wersów - używaliśmy go tylko bez możliwości spotkania bezpośredniego. - zaproponowała braciom, unosząc kawę i upijając jej trochę z kubka. Brwi marszczyły się lekko. Po prawdzie, wolała używać patronusa - był szybszy. Ale powinni korzystać z każdej możliwości, a szyfr mógł okazać się czymś bardziej niż pomocnym. Ich wróg zbyt wiele wiedział o ich poczynaniach.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
- Odpuść Mike, próbowałem kiedy wpadła na ten durny pomysł - stwierdził żartobliwie. Już dawno dał spokój z prawieniem morałów i proszeniem Just oto, aby nie pakowała się w kłopoty. W swoim uporze, który kompletnie nie wiedział po kim odziedziczyła, robiła im po prostu na złość. Dlatego jedyne co robił, gdy wychodziła na misje, czy w jakikolwiek inny sposób narażała swoje zdrowie albo co gorsza życie, kazał jej na siebie uważać. Może była Gwardzistką, może chciała zostać aurorem, ale nadal była jego młodszą siostrzyczką i nic nie było w stanie tego zmienić. Być może uda jej się to kiedyś zrozumieć, chociaż wolałby, aby do pojęcia tego, jak się nią przejmował, nie potrzebne było wpychanie najmłodszej z Tonksów w sam środek obecnego konfliktu. Wystarczyło, że już każde z nich siedziało w tym bagnie w mniejszym lub większym stopniu. Najmłodsza Tonks nie musiała podążać śladem starszego rodzeństwa, chociaż bacząc na ich upór chyba nie było dla niej innego scenariusza... Zatem pozwolił Michaelowi i Justine przeprowadzić tę rozmowę do końca - oni mieli to za sobą, czas, aby Mike zmierzył się z brutalną rzeczywistością i zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo ich siostrzyczka się zmieniła.
- Przecież możesz wrócić do domu - burknął jedynie. Jeżeli trzeba by było, spędziłby całą noc na kanapie z różdżką w pogotowiu i nie omieszkałby powitać Rookwood. Owszem, mógł sobie jedynie wyobrazić jak wielką mocą dysponowała, ale kimże byłby gdyby z tego powodu wycofał się? Równie dobrze już mógłby pakować swoje manatki i uciekać z wysp gdziekolwiek, jak najdalej. Nie takim typem człowieka był i nie miał zamiaru chować się, kiedy osoby najbliższe jego sercu, ryzykowały własnym życiem.
- Myślę, że to najlepsze rozwiązanie. Opracowanie pełnego szyfru może nam zająć znacznie więcej czasu, a rozwiązania potrzebujemy jak najszybciej. W końcu jak najmniej powinniśmy przekazywać wiadomości listownie - już nie mówiąc o tym, że każdy list po przeczytaniu powinien być najlepiej spalony, aby nie można było już do niego wrócić. Wymagało to oczywiście od odbiorcy zapamiętanie treści takiej wiadomości, ale jeżeli wiedziało się, że list może zawierać zbyt cenne informacje to warto się poświęcić.
- Przecież możesz wrócić do domu - burknął jedynie. Jeżeli trzeba by było, spędziłby całą noc na kanapie z różdżką w pogotowiu i nie omieszkałby powitać Rookwood. Owszem, mógł sobie jedynie wyobrazić jak wielką mocą dysponowała, ale kimże byłby gdyby z tego powodu wycofał się? Równie dobrze już mógłby pakować swoje manatki i uciekać z wysp gdziekolwiek, jak najdalej. Nie takim typem człowieka był i nie miał zamiaru chować się, kiedy osoby najbliższe jego sercu, ryzykowały własnym życiem.
- Myślę, że to najlepsze rozwiązanie. Opracowanie pełnego szyfru może nam zająć znacznie więcej czasu, a rozwiązania potrzebujemy jak najszybciej. W końcu jak najmniej powinniśmy przekazywać wiadomości listownie - już nie mówiąc o tym, że każdy list po przeczytaniu powinien być najlepiej spalony, aby nie można było już do niego wrócić. Wymagało to oczywiście od odbiorcy zapamiętanie treści takiej wiadomości, ale jeżeli wiedziało się, że list może zawierać zbyt cenne informacje to warto się poświęcić.
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Irytowała go odpowiedź Justine, ale zacisnął mocno zęby. Przecież nie chodź sama po ulicach nie byłoby ani pomocną ani uprzejmą odpowiedzią. Była już dorosła, chodziła własnymi drogami. To po prostu on nie mógł sobie z tym poradzić - nie wtedy, gdy widział ją bez nogi, zranioną i pokonaną. Zwycięstwo w Klubie Pojedynków udowadniało, że Just radzi sobie, podszkala się i potrafi o siebie zadbać. Powinien odczuwać dumę, ale wciąż grały w nim obawy. Zerknął kątem oka na Gabriela. Jak on sobie z tym wszystkim radzi - uśmiechnięty, żartujący, normalny?
-Odpuszczam. I...wierzę. Tylko na siebie uważajcie, oboje. - uśmiechnął się krzywo i wzniósł ręce do góry w żartobliwym-obronnym geście, ułagodzony odpowiedzią brata. Nie wiedział, co działo się między nimi gdy go nie było i miał wrażenie, że spóźnił się na ogarnianie wszystkich rodzinnych spraw. Tak, jakby wszyscy dorośli i dojrzeli, gdy go nie było.
Nie miał jednak prawa narzekać. Z własnej woli wyjechał do Norwegii, niejako z własnej woli zamknął się na wszystkich po przemianie w likantropa.
Przemianie, której nie rozumiał chyba nikt - jej ciężar miał nieść w samotności, razem z wyrzutami sumienia po śmierci mamy. Just taktownie milczała, a Gabriel szczerze chciał pomóc, ale...
-Nie mogę wrócić w pełnię do domu. Ani być blisko was, ale...dzięki. - smętnie spuścił głowę. Eliksir tojadowy w teorii pomagał, ale w praktyce nie chciał być wtedy blisko najbliższych. Nie chciał niczym ryzykować, a nawet gdyby było stuprocentowo bezpiecznie - nie chciał by widzieli go w formie bestii. Fuj. Troska Gabriela szczerze go wzruszyła i chciałby przytulić brata albo zabrać go na piwo, ale... było mu niezręcznie, po prostu. I praca czekała.
Postanowił zmienić temat jak najszybciej (czy właśnie tak czuła się Just, gdy wałkował temat jej nogi?) i na szczęście wszyscy skupili się na pracy.
-"Potrzebuję informacji z archiwum" będzie miało sens po odbudowaniu Ministerstwa, a każdy potrzebuje czasem odgrzebania jakiś nudnych akt. Konkretny szyk zdania w tej prośbie może wskazywać na to, że chodzi o nasz szyfr, a samo sformułowanie - oznaczać zebranie nowych informacji o podejrzanych.
/zt
-Odpuszczam. I...wierzę. Tylko na siebie uważajcie, oboje. - uśmiechnął się krzywo i wzniósł ręce do góry w żartobliwym-obronnym geście, ułagodzony odpowiedzią brata. Nie wiedział, co działo się między nimi gdy go nie było i miał wrażenie, że spóźnił się na ogarnianie wszystkich rodzinnych spraw. Tak, jakby wszyscy dorośli i dojrzeli, gdy go nie było.
Nie miał jednak prawa narzekać. Z własnej woli wyjechał do Norwegii, niejako z własnej woli zamknął się na wszystkich po przemianie w likantropa.
Przemianie, której nie rozumiał chyba nikt - jej ciężar miał nieść w samotności, razem z wyrzutami sumienia po śmierci mamy. Just taktownie milczała, a Gabriel szczerze chciał pomóc, ale...
-Nie mogę wrócić w pełnię do domu. Ani być blisko was, ale...dzięki. - smętnie spuścił głowę. Eliksir tojadowy w teorii pomagał, ale w praktyce nie chciał być wtedy blisko najbliższych. Nie chciał niczym ryzykować, a nawet gdyby było stuprocentowo bezpiecznie - nie chciał by widzieli go w formie bestii. Fuj. Troska Gabriela szczerze go wzruszyła i chciałby przytulić brata albo zabrać go na piwo, ale... było mu niezręcznie, po prostu. I praca czekała.
Postanowił zmienić temat jak najszybciej (czy właśnie tak czuła się Just, gdy wałkował temat jej nogi?) i na szczęście wszyscy skupili się na pracy.
-"Potrzebuję informacji z archiwum" będzie miało sens po odbudowaniu Ministerstwa, a każdy potrzebuje czasem odgrzebania jakiś nudnych akt. Konkretny szyk zdania w tej prośbie może wskazywać na to, że chodzi o nasz szyfr, a samo sformułowanie - oznaczać zebranie nowych informacji o podejrzanych.
/zt
Can I not save one
from the pitiless wave?
Ostatnio zmieniony przez Michael Tonks dnia 02.08.20 19:34, w całości zmieniany 1 raz
Odetchnęła z ulgą, kiedy Michael przestał drążyć. Wiedziała, że się o nią martwił i zdawała sobie sprawę, że Gabriel nie był w tym wcale inny od niego, ale ona w ciągu ostatniego czasu zmieniła się i urosła w siłę. Zdobyła umiejętności, które nie sądziła, że w ogóle leżą w zakresie jej umiejętności i potrafiła walczyć. Może nie miała jeszcze aurorskiego wyszkolenia i popełniała błędy, ale to nie znaczyło, że miała zamiar teraz się zatrzymać, czy nie robić kolejnych kroków na przód.
- Uważamy. - powiedziała spoglądając jasnymi tęczówkami na starszego brata. Nie mogła obiecać, że nic więcej jej się nie stanie, że nie odniesie ponownie ran, które będzie musiała wyleczyć i przetrwać, ale to nie znaczyło, że nie uważała możliwie jak najbardziej, żeby nie dać się zabić. Co nie znaczyło też, że przestanie podejmować się kolejnych działań.
Wsłuchiwała się w słowa padające odnośnie szyfru, który powstawał unosząc kubek kawy i marszcząc brwi zastanawiała się nad wszystkim, co wypowiadali jej bracia. Trudno było jednoznacznie stwierdzić co powinni postanowić. A jako osoba, która stawiała dopiero pierwsze kroki jako auror, sądziła, że chyba lepiej jeśli to jej bracia przejmą pałeczkę, a ona jedynie będzie zadawać pytania, na które będą poszukiwali odpowiedzi. Sięgnęła po pergamin spisując to, co padło do tej pory. Nos zmarszczył się do kompletu.
- A co, gdybyśmy użyli cyfr rzymskich. Od nich zaczynałoby się zdania. Pierwsza litera kolejnych zdań, albo akapitów, składałaby się na datę. Do tego, moglibyśmy wykorzystać określone zwroty, które znaczyłby już odpowiednie rzeczy. - zaproponowała spoglądając najpierw na Michaela, a później na Gabriela. Rozmowy trwały dalej, trudno jej było powiedzieć ile dokładnie i właściwie, to wiedziała, że będą potrzebowali więcej, niż jednego spotkania, żeby dopracować całość. Ale mieli już jakiś początek i powinni o tym poinformować Bones. A ona sama musiała jeszcze dzisiaj się czymś zająć. Podniosła się, i pozostawiając krótkie całusy na policzkach braci spojrzała na nich uśmiechając się lekko. - Nie martwcie się, naprawdę uważam. - powiedziała raz jeszcze po czym kuśtykając przez protezę wyszła z domu Michała, by przenieść się do miejsca, które planowała odwiedzić.
| zt?
- Uważamy. - powiedziała spoglądając jasnymi tęczówkami na starszego brata. Nie mogła obiecać, że nic więcej jej się nie stanie, że nie odniesie ponownie ran, które będzie musiała wyleczyć i przetrwać, ale to nie znaczyło, że nie uważała możliwie jak najbardziej, żeby nie dać się zabić. Co nie znaczyło też, że przestanie podejmować się kolejnych działań.
Wsłuchiwała się w słowa padające odnośnie szyfru, który powstawał unosząc kubek kawy i marszcząc brwi zastanawiała się nad wszystkim, co wypowiadali jej bracia. Trudno było jednoznacznie stwierdzić co powinni postanowić. A jako osoba, która stawiała dopiero pierwsze kroki jako auror, sądziła, że chyba lepiej jeśli to jej bracia przejmą pałeczkę, a ona jedynie będzie zadawać pytania, na które będą poszukiwali odpowiedzi. Sięgnęła po pergamin spisując to, co padło do tej pory. Nos zmarszczył się do kompletu.
- A co, gdybyśmy użyli cyfr rzymskich. Od nich zaczynałoby się zdania. Pierwsza litera kolejnych zdań, albo akapitów, składałaby się na datę. Do tego, moglibyśmy wykorzystać określone zwroty, które znaczyłby już odpowiednie rzeczy. - zaproponowała spoglądając najpierw na Michaela, a później na Gabriela. Rozmowy trwały dalej, trudno jej było powiedzieć ile dokładnie i właściwie, to wiedziała, że będą potrzebowali więcej, niż jednego spotkania, żeby dopracować całość. Ale mieli już jakiś początek i powinni o tym poinformować Bones. A ona sama musiała jeszcze dzisiaj się czymś zająć. Podniosła się, i pozostawiając krótkie całusy na policzkach braci spojrzała na nich uśmiechając się lekko. - Nie martwcie się, naprawdę uważam. - powiedziała raz jeszcze po czym kuśtykając przez protezę wyszła z domu Michała, by przenieść się do miejsca, które planowała odwiedzić.
| zt?
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
Strona 1 z 2 • 1, 2
Kuchnia i spiżarnia
Szybka odpowiedź