Gabinet
AutorWiadomość
Gabinet
Pomieszczenie to znajduje się na pierwszym piętrze posiadłości, wstęp do niego ma tylko Caelan. Gabinet stanowi jego ostoję - to w nim ukrywa się przed uciążliwymi członkami rodziny, odpisuje na listy czy zaczytuje się w swych drogocennych księgach.
Pokój mieści w sobie wykonane z ciemnego drewna biurko, obity perkalem fotel i pasujące odcieniem regały, uginające się od zalegających na nich woluminów czy butelek wypełnionych alkoholem. Widać, że właściciel nie jest pedantem, dba jednak o to, by jego najbliższe otoczenie dawało mu ukojenie i pasowało do jego upodobań; na jednej ze ścian wisi obraz przedstawiający walczący ze sztormem statek, na drugiej - czaszka, która, podobno, należała kiedyś do chimery.
Okno znajdujące się na przeciwko drzwi wychodzi na podwórze; stoi w nim klatka Ethelindy.
Pokój mieści w sobie wykonane z ciemnego drewna biurko, obity perkalem fotel i pasujące odcieniem regały, uginające się od zalegających na nich woluminów czy butelek wypełnionych alkoholem. Widać, że właściciel nie jest pedantem, dba jednak o to, by jego najbliższe otoczenie dawało mu ukojenie i pasowało do jego upodobań; na jednej ze ścian wisi obraz przedstawiający walczący ze sztormem statek, na drugiej - czaszka, która, podobno, należała kiedyś do chimery.
Okno znajdujące się na przeciwko drzwi wychodzi na podwórze; stoi w nim klatka Ethelindy.
Ostatnio zmieniony przez Caelan Goyle dnia 08.07.19 5:55, w całości zmieniany 5 razy
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Choć symboliczny początek nowego życia odznaczyła w kalendarzu kilka dni wcześniej, nie mogła ruszyć naprzód, nie tak naprawdę, gdy stare sprawy pozostawały niezałatwione. Zamiatanie ich pod dywan dałoby tyle, co nic; znając życie powróciłyby w najmniej oczekiwanym momencie powodując jedynie większe zgorzknienie lub wybuchając nagle zraniłyby wszystkich dookoła. Caley nie głowiła się długo nad sposobem poukładania swoich problemów, wiedziała doskonale do kogo powinna się udać, by uzyskać nie tylko podpowiedzi i wskazówki, ale i pewnego rodzaju zapewnienie. Pod koniec października zdecydowała się więc odwiedzić najstarszego brata w jego domu, by raz na zawsze zamknąć kilka spraw i zostawić je za sobą – nie chodziło tylko o grubymi nićmi szytą kwestię wdowieństwa, ale także o wyprawę do Avendonu, szczyt w Stonehenge i jego następstwa oraz ogólną sytuację, w jakiej znalazła się rodzina Goyle.
Byli już teraz tylko we dwoje, Caelan i Caley, najstarszy i najmłodsza z całego rodzeństwa; na straży nazwiska oraz własnych aspiracji powinni wspierać się wzajemnie, a przynajmniej takie było w tej kwestii zdanie czarownicy. Ze swojej strony mogła ofiarować bratu prawie wszystko, czego by zapragnął. Wszystko, poza biernością. Wiedziała już zbyt wiele, była świadkiem jego działań, jego interakcji z innymi, a znając jego poglądy oraz temperament szybko dodała dwa do dwóch. Miał tajemnicę, którą najprawdopodobniej udało jej się odkryć i między innymi z tą sprawą na wokandzie pojawiła się dziś pod numerem ósmym na High Timber Street.
Spowita oczywiście we wdowią czerń przywitała się z Catrioną uprzejmymi, wyuczonymi formułkami i dowiedziawszy się, gdzież to ukrywa się o tej porze Caelan, ruszyła do jego gabinetu. Stąpała pewnie lecz powoli, musiał więc usłyszeć jej kroki; nie zależało jej na elemencie zaskoczenia, zapukała więc trzy razy i odczekała stosowną chwilę zanim zdecydowała się przekroczyć próg pomieszczenia. Odnalazła sylwetkę brata i przyjrzała jej się przez moment próbując wyczuć, czy aby na pewno nie przeszkodziła mu w sprawie wagi państwowej. Gdy oceniła, że jej obecność nie była mu solą w oku, postąpiła kilka kroków, zbliżając się do biurka. Przywołując na twarz szelmowski uśmiech, wyciągnęła z kieszeni szaty małe zawiniątko. Była pewna, że brat rozpozna diable ziele i szybko pojmie jej aluzję.
- Karty na stół – oznajmiła, wychwytując spojrzenie Caelana i odpowiadając niemalże butną miną. Przesunęła używkę w jego stronę niczym zaliczkę oraz zapowiedź owocującego spotkania.
Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my
sinful will
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Zaszył się w swoim gabinecie, by ani żona, ani syn nie ważyli się przeszkadzać mu w przerzucaniu kolejnych pergaminów i dopełnianiu obowiązków. Kilka listów czekało na odpowiedź, kilka transakcji musiało zostać ujętych w skrywanych skrzętnie księgach - musiał się tym zająć teraz, by nie utonąć w zaległościach za tydzień lub dwa. Gdy w grę wchodziły interesy, stawał się nadzwyczaj skrupulatny i dokładny. Do jego uszu dotarły hałasy dochodzące z dołu, poruszenie przy drzwiach, głosy, lecz nie zwrócił na to większej uwagi, zbyt zajęty kreśleniem kolejnych liter i zastanawianiem się, cóż zrobić z otrzymanymi od Rookwood pieniędzmi. I dumałby nad tym dalej, gdyby nie zbliżające się powoli kroki i ciche pukanie, które nie tylko wyrwało go z zamyślenia, ale i wywołało na jego twarzy grymas rozdrażnienia. Kto śmiał przerywać mu, gdy przebywał w swym gabinecie, w swej oazie...? Milczał, mimo to intruz odważył się otworzyć drzwi; gdy rozpoznał w nim siostrę, grymas zniknął, zastąpiony przez znużenie. Wspomnienia niedawnej - i jakże męczącej - wyprawy Delaneya wciąż były w nim żywe, to wtedy ostatnio widział Caley.
- Cóż za niespodzianka - mruknął, odkładając na bok trzymany w ręce pergamin, gestem wskazując jej stojące z boku krzesło; wierzył, że nie musi traktować siostry jak księżniczkę, może poprosić ją o coś tak męczącego, jak przystawienie siedziska do biurka. - Napijesz się czegoś? - zapytał, dopijając resztkę bursztynowego płynu, który wypełniał jego szklankę. Nie chciał przeprowadzać tej rozmowy na trzeźwo, nie mieli jeszcze okazji wspomnieć o tragicznie zmarłym Cedricu czy tym, co skłoniło ją do wzięcia udziału w ryzykownej eskapadzie. Powinien się martwić? Dopiero wtedy ujrzał niewielkie zawiniątko, które przyniosła ze sobą, spowita w czerń od stóp do głów, jak przystało na pogrążoną w żałobie wdowę. - Hm. - Spojrzał to na diabelskie ziele, rozpoznał je bez trudu, to na uśmiechniętą szelmowsko kobietę. Doskonale znała gusta Caelana, wiedziała, jak wkupić się w jego łaski. Wtedy jednak powiedziała coś, co wybiło go z rytmu. - Chyba nie rozumiem - odpowiedział powoli, lokując wzrok na twarzy rozmówczyni, próbując wyczytać z niej wskazówkę. Karty na stół? O czym ona mówiła? Odchylił się w fotelu, czując, że wcale nie spodoba mu się odpowiedź Caley i może jednak powinien wymówić się obowiązkami. Nie mógł tego zrobić, było już za późno, od dawna się nie widzieli. Próbował zachować kamienny wyraz twarzy, choć pierś żeglarza ścisnęła niepewność; czy zrobił coś, co pozwoliłoby jej poznać jego mały sekret?
- Cóż za niespodzianka - mruknął, odkładając na bok trzymany w ręce pergamin, gestem wskazując jej stojące z boku krzesło; wierzył, że nie musi traktować siostry jak księżniczkę, może poprosić ją o coś tak męczącego, jak przystawienie siedziska do biurka. - Napijesz się czegoś? - zapytał, dopijając resztkę bursztynowego płynu, który wypełniał jego szklankę. Nie chciał przeprowadzać tej rozmowy na trzeźwo, nie mieli jeszcze okazji wspomnieć o tragicznie zmarłym Cedricu czy tym, co skłoniło ją do wzięcia udziału w ryzykownej eskapadzie. Powinien się martwić? Dopiero wtedy ujrzał niewielkie zawiniątko, które przyniosła ze sobą, spowita w czerń od stóp do głów, jak przystało na pogrążoną w żałobie wdowę. - Hm. - Spojrzał to na diabelskie ziele, rozpoznał je bez trudu, to na uśmiechniętą szelmowsko kobietę. Doskonale znała gusta Caelana, wiedziała, jak wkupić się w jego łaski. Wtedy jednak powiedziała coś, co wybiło go z rytmu. - Chyba nie rozumiem - odpowiedział powoli, lokując wzrok na twarzy rozmówczyni, próbując wyczytać z niej wskazówkę. Karty na stół? O czym ona mówiła? Odchylił się w fotelu, czując, że wcale nie spodoba mu się odpowiedź Caley i może jednak powinien wymówić się obowiązkami. Nie mógł tego zrobić, było już za późno, od dawna się nie widzieli. Próbował zachować kamienny wyraz twarzy, choć pierś żeglarza ścisnęła niepewność; czy zrobił coś, co pozwoliłoby jej poznać jego mały sekret?
paint me as a villain
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie zaskoczyła jej wcale pierwsza fala oporu, za jaką uznała mrukliwy głos brata i jego pozorną nonszalancję. Spodziewała się podobnego stanu rzeczy i ani trochę jej to nie zniechęciło; przystawiła sobie krzesło i rozsiadła się na nim wygodnie, lokując się dokładnie naprzeciw Caelana. Choć wspomnienie o kartach było jedynie metaforyczne, teraz widziała wyraźnie, że między nimi brakowało jedynie talii, która uzupełniłaby ten obrazek rodzinnego spotkania. Nie zamierzała ukrywać swojego podekscytowania, objawiającego się teraz w nieco rozbawionym uśmieszku, choć przecież ewidentnie przeszkodziła mu w wykonywaniu ważnych czynności.
- Rum będzie idealny, dziękuję – odrzekła, nie mogąc przecież odmówić sobie odrobiny alkoholu, który mógł jedynie poprawić jej nastrój; dziś nie służył do zapominania o porażkach, lecz do świętowania sukcesów.
Przez krótką chwilę przyglądała się bratu, a gdy ten usiłował zachować pokerową twarz, nie zakpiła z niego w żaden sposób, chociaż w mig domyśliła się, że grał na czas. Wiedziała, że nie uważa jej za idiotkę, wręcz przeciwnie, cenił ją, a jego wstrzemięźliwość musiała być podyktowana tylko i wyłącznie próbą zapewnienia jej bezpieczeństwa. Jeśli tak to sobie tłumaczył, postanowiła wyprowadzić go z błędu. Potrafiła przecież o siebie zadbać i minione wydarzenia wyraźnie o tym świadczyły.
- Pomogłam Cedricowi odejść z tego świata – przyznała tonem tak beznamiętnym, jakby mówiła o pogodzie; nie wspomniała przy tym udziału ich brata, o którym tak usilnie starała się od kilku tygodni zapomnieć.
Wyznanie za wyznanie. Tego właśnie oczekiwała i miała nadzieję, że Caelan nie pozostanie jej dłużny. Przyszedł czas na wyznanie swoich win i zamierzała odpowiedzieć na każde pytanie, jakie zamierzał jej zadać. Chociaż posiadała umiejętność legilimencji, nie miała najmniejszego zamiaru stosować jej na członku rodziny; liczyła na szczerą wymianę całego ciężaru, jaki zalegał między nimi i nie pozwalał ruszyć dalej. Goyle pragnęła, by brat przestał widzieć w niej jedynie młodszą siostrę, ale dostrzegł także kogoś więcej.
Patrzyła mu w oczy pragnąc wybadać co tak naprawdę musiał teraz o niej myśleć.
- Skąd znasz lorda nestora i resztę członków naszej niedawnej wyprawy? – nie ulegało wątpliwości, że mieli ze sobą do czynienia, a czarownica przeczuwała, że chodziło o płaszczyznę zgoła odmienną od interesów. Oczywiście, nazwiska mówiły same za siebie i mogły stanowić dobre alibi, jednak Caley miała nadzieję, że brat nie nakarmi jej opowiastką o handlu nielegalnymi artefaktami.
- Rum będzie idealny, dziękuję – odrzekła, nie mogąc przecież odmówić sobie odrobiny alkoholu, który mógł jedynie poprawić jej nastrój; dziś nie służył do zapominania o porażkach, lecz do świętowania sukcesów.
Przez krótką chwilę przyglądała się bratu, a gdy ten usiłował zachować pokerową twarz, nie zakpiła z niego w żaden sposób, chociaż w mig domyśliła się, że grał na czas. Wiedziała, że nie uważa jej za idiotkę, wręcz przeciwnie, cenił ją, a jego wstrzemięźliwość musiała być podyktowana tylko i wyłącznie próbą zapewnienia jej bezpieczeństwa. Jeśli tak to sobie tłumaczył, postanowiła wyprowadzić go z błędu. Potrafiła przecież o siebie zadbać i minione wydarzenia wyraźnie o tym świadczyły.
- Pomogłam Cedricowi odejść z tego świata – przyznała tonem tak beznamiętnym, jakby mówiła o pogodzie; nie wspomniała przy tym udziału ich brata, o którym tak usilnie starała się od kilku tygodni zapomnieć.
Wyznanie za wyznanie. Tego właśnie oczekiwała i miała nadzieję, że Caelan nie pozostanie jej dłużny. Przyszedł czas na wyznanie swoich win i zamierzała odpowiedzieć na każde pytanie, jakie zamierzał jej zadać. Chociaż posiadała umiejętność legilimencji, nie miała najmniejszego zamiaru stosować jej na członku rodziny; liczyła na szczerą wymianę całego ciężaru, jaki zalegał między nimi i nie pozwalał ruszyć dalej. Goyle pragnęła, by brat przestał widzieć w niej jedynie młodszą siostrę, ale dostrzegł także kogoś więcej.
Patrzyła mu w oczy pragnąc wybadać co tak naprawdę musiał teraz o niej myśleć.
- Skąd znasz lorda nestora i resztę członków naszej niedawnej wyprawy? – nie ulegało wątpliwości, że mieli ze sobą do czynienia, a czarownica przeczuwała, że chodziło o płaszczyznę zgoła odmienną od interesów. Oczywiście, nazwiska mówiły same za siebie i mogły stanowić dobre alibi, jednak Caley miała nadzieję, że brat nie nakarmi jej opowiastką o handlu nielegalnymi artefaktami.
Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my
sinful will
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Powoli wstał z zajmowanego przez siebie siedziska, wciąż uważnie obserwując podejrzanie radosną Caley, by następnie ruszyć w kierunku jednej z szafek, w której urządził sobie barek; nieśpiesznie sięgnął po stojącą z tyłu butelkę rumu, zgarnął przy okazji czystą szklankę i niechętnie wrócił do biurka. W milczeniu polewał alkohol, wpierw jej, później sobie samemu. Musiał zachować jasność umysłu, pozostać ostrożnym, jeśli nie chciał zdradzić się z czymś, z czym zdradzać się nie powinien - dla jej dobra. Podał siostrze szkło z wybranym przez nią alkoholem, zaraz po tym wzniósł swe naczynie w czymś na kształt toastu - prawie w tej samej chwili, w której siostra postanowiła odkryć się przed nim ze swą winą. Coś w jego spojrzeniu zmieniło się; znużenie zostało zastąpione zainteresowaniem, ale i troską. Nigdy nie darzył Cedrica szacunkiem, Spencer-Moon był bufonem i idiotą, jednak czy to wystarczyłoby, by popchnąć ją do tego kroku?
- W takim razie napijmy się za to - odezwał się w końcu, cicho i spokojnie, choć to wyznanie wzbudziło w nim emocje; nie wiedział, nie mógł wiedzieć, przez jakie piekło przechodziła Caley. Gwałtowność jej reakcji była martwiąca, lecz fakt, że doprowadziła raz powzięty plan do samego tragicznego końca - godny podziwu. Podchwycił spojrzenie siostry i w końcu uniósł szklankę do ust, by wziąć duży łyk rumu. Doceniał szczerość wyznania, nawet jeśli nie powiedział tego na głos. - Czy jesteś wolna od podejrzeń? - dopytał, nie wiedząc, czy mógł i czy powinien zadawać pytania, które byłyby bliższe sedna sprawy. - I czy wszystko w porządku? - dodał w końcu, zdając sobie sprawę, że spóźnił się z tym pytaniem jeśli nie o całe lata, to przynajmniej tygodnie.
To jednak nie był temat, na którym chciała się skupić, to nie ulegało wątpliwości. Od początku wyprawy do Avendonu wyczuwał kłopoty, jednak o ile najpierw lękał się po prostu o zdrowie młodszej siostry, o tyle teraz męczyły go raczej wspomnienia towarzyszących im mężczyzn - i tego, w jaki sposób się do nich odnosił. Nie uciekał przed nią wzrokiem, wiedział, że potrafił - w pewnym stopniu - zapanować nad swymi emocjami, nie zdradzać się z nerwami czy stresem; nie wiedział jednak, że Caley na kłamstwie znała się jeszcze lepiej.
- Dlaczego pytasz, Caley? Czy kieruje tobą jedynie ciekawość? - odezwał się po chwili, a jego twarz znów wykrzywił grymas niezadowolenia; zniknął tak szybko, jak się pojawił. Nie chciał wystawiać jej na niebezpieczeństwo, lecz wiedział, że posiadała odpowiednie poglądy, że pewnie byłaby oddana sprawie i, mimo problemów natury osobistej, bardziej godna zaufania od ich, należącego przecież do grona Rycerzy, brata. W tej chwili nie myślał nawet o tym, że była kobietą, co w wielu innych przypadkach było dla niego przeszkodą nie do pokonania i co nakazywało mu spoglądać z mieszanymi uczuciami na zasiadającą w gronie śmierciożerców Deirdre; przez wiele długich lat udowodniła mu, że stereotyp ten nie powinien być aplikowany do wszystkich przedstawicielek płci pięknej. - Łączy nas wspólna sprawa - podjął ponownie, spoglądając na siedzącą na przeciwko niemu kobietę z opanowaniem, choć tak naprawdę odczuwał wzbierające powoli rozdrażnienie. Nie chciał jej okłamywać, nie chciał też wplątywać jej w coś, skąd nie było drogi ucieczki. - Chcesz zapalić? - zapytał, również po to, by odwrócić uwagę rozmówczyni od drążonego przez nią tematu.
- W takim razie napijmy się za to - odezwał się w końcu, cicho i spokojnie, choć to wyznanie wzbudziło w nim emocje; nie wiedział, nie mógł wiedzieć, przez jakie piekło przechodziła Caley. Gwałtowność jej reakcji była martwiąca, lecz fakt, że doprowadziła raz powzięty plan do samego tragicznego końca - godny podziwu. Podchwycił spojrzenie siostry i w końcu uniósł szklankę do ust, by wziąć duży łyk rumu. Doceniał szczerość wyznania, nawet jeśli nie powiedział tego na głos. - Czy jesteś wolna od podejrzeń? - dopytał, nie wiedząc, czy mógł i czy powinien zadawać pytania, które byłyby bliższe sedna sprawy. - I czy wszystko w porządku? - dodał w końcu, zdając sobie sprawę, że spóźnił się z tym pytaniem jeśli nie o całe lata, to przynajmniej tygodnie.
To jednak nie był temat, na którym chciała się skupić, to nie ulegało wątpliwości. Od początku wyprawy do Avendonu wyczuwał kłopoty, jednak o ile najpierw lękał się po prostu o zdrowie młodszej siostry, o tyle teraz męczyły go raczej wspomnienia towarzyszących im mężczyzn - i tego, w jaki sposób się do nich odnosił. Nie uciekał przed nią wzrokiem, wiedział, że potrafił - w pewnym stopniu - zapanować nad swymi emocjami, nie zdradzać się z nerwami czy stresem; nie wiedział jednak, że Caley na kłamstwie znała się jeszcze lepiej.
- Dlaczego pytasz, Caley? Czy kieruje tobą jedynie ciekawość? - odezwał się po chwili, a jego twarz znów wykrzywił grymas niezadowolenia; zniknął tak szybko, jak się pojawił. Nie chciał wystawiać jej na niebezpieczeństwo, lecz wiedział, że posiadała odpowiednie poglądy, że pewnie byłaby oddana sprawie i, mimo problemów natury osobistej, bardziej godna zaufania od ich, należącego przecież do grona Rycerzy, brata. W tej chwili nie myślał nawet o tym, że była kobietą, co w wielu innych przypadkach było dla niego przeszkodą nie do pokonania i co nakazywało mu spoglądać z mieszanymi uczuciami na zasiadającą w gronie śmierciożerców Deirdre; przez wiele długich lat udowodniła mu, że stereotyp ten nie powinien być aplikowany do wszystkich przedstawicielek płci pięknej. - Łączy nas wspólna sprawa - podjął ponownie, spoglądając na siedzącą na przeciwko niemu kobietę z opanowaniem, choć tak naprawdę odczuwał wzbierające powoli rozdrażnienie. Nie chciał jej okłamywać, nie chciał też wplątywać jej w coś, skąd nie było drogi ucieczki. - Chcesz zapalić? - zapytał, również po to, by odwrócić uwagę rozmówczyni od drążonego przez nią tematu.
paint me as a villain
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Śledziła brata wzrokiem, gdy ten powstał od biurka i powędrował w stronę barku, a później powrócił, stawiając przed nią szklankę z alkoholem. Nie czuła zniecierpliwienia, choć swojego podekscytowania nie zamierzała nawet ukrywać. Wiedziała, że to, co mu wyjawiła oraz cała reszta historii, która nie znalazła jeszcze ujścia w tym gabinecie, nie są łatwe do przełknięcia, dlatego zamierzała dać mu tyle czasu, ile potrzebował. Chociaż raz w życiu chciała być z kimś zupełnie szczera, zrzucić z siebie ciężar, jaki nosiła latami i choć wybrała Caelana bez jego wiedzy i uprzedniej zgody, miała wrażenie, że pod koniec zwierzeń będzie w stanie poczuć wyczekiwaną ulgę.
Uniosła swoje naczynie w swoistym toaście; dwa lata gehenny zakończyły się wreszcie, a choć pozostałe na jej ciele blizny miały jeszcze długo przypominać jej o niechlubnej przeszłości, Caley świadomie zdecydowała pozostawić ją za sobą. Potrzebowała tego tak samo, jak kroku do przodu, który zamierzała postawić już wkrótce. Jej życie nie powinno już dłużej przypominać marazmu, a choć w uczuciach i umyśle panował chaos, uczyła się nad nim panować.
- Całkowicie – przyznała stanowczo, spoglądając bratu w oczy by dodatkowo zapewnić go, że nikt nie interesuje się zbytnio jej nieoczekiwanym wdowieństwem – Anomalie chodzą po ludziach, a ta, która wywołała pożar… cóż, była dla niego bardzo niefortunna – dodała jeszcze, przypominając siedzącemu naprzeciw mężczyźnie wersję, jaką objęła po śmierci Cedrica.
Napiła się wreszcie, nie krzywiąc nawet, gdy zamoczyła usta w mocnym trunku. Mógł zapytać ją o co tylko chciał, nie zamierzała stawiać oporu; decyzja należała do niego, lecz jednocześnie nie zamierzała namawiać go do wyciągania z niej zwierzeń. Wszystko powinno toczyć się w swoim tempie.
- Teraz już tak, definitywnie i nieodwołalnie – uśmiechnęła się na koniec swojego wyznania; założyła nogę na nogę, a szklankę z trunkiem – wciąż przytrzymywaną dłonią – ustawiła sobie na kolanie, gdy bowiem opierała się nonszalancko na krześle, biurko znajdowało się ciut za daleko, by chciała rezygnować ze swej wygodnej pozycji.
Choć mogłaby opowiedzieć mu swoją historię ze szczegółami, była o wiele bardziej zainteresowana tym, co on sam ma do powiedzenia. Jak słusznie wyczuł, kierowała ją nie tylko zwykła ciekawość.
- Początkowo tak było, chciałam po prostu wiedzieć, w jakie sprawki wplątał się mój najstarszy brat – po figlarnej odpowiedzi nastąpił kolejny łyk rumu – Później doszła do tego ambicja, chęć działania. Wreszcie jestem wolna, a świat obrał kurs na wojnę, nie mogę sobie pozwolić na bezczynność. Na pewno to rozumiesz, wrze w tobie ta sama krew przodków. Opowiedz mi więc o tej waszej wspólnej sprawie, a zapalę z tobą na sam koniec.
Uniosła swoje naczynie w swoistym toaście; dwa lata gehenny zakończyły się wreszcie, a choć pozostałe na jej ciele blizny miały jeszcze długo przypominać jej o niechlubnej przeszłości, Caley świadomie zdecydowała pozostawić ją za sobą. Potrzebowała tego tak samo, jak kroku do przodu, który zamierzała postawić już wkrótce. Jej życie nie powinno już dłużej przypominać marazmu, a choć w uczuciach i umyśle panował chaos, uczyła się nad nim panować.
- Całkowicie – przyznała stanowczo, spoglądając bratu w oczy by dodatkowo zapewnić go, że nikt nie interesuje się zbytnio jej nieoczekiwanym wdowieństwem – Anomalie chodzą po ludziach, a ta, która wywołała pożar… cóż, była dla niego bardzo niefortunna – dodała jeszcze, przypominając siedzącemu naprzeciw mężczyźnie wersję, jaką objęła po śmierci Cedrica.
Napiła się wreszcie, nie krzywiąc nawet, gdy zamoczyła usta w mocnym trunku. Mógł zapytać ją o co tylko chciał, nie zamierzała stawiać oporu; decyzja należała do niego, lecz jednocześnie nie zamierzała namawiać go do wyciągania z niej zwierzeń. Wszystko powinno toczyć się w swoim tempie.
- Teraz już tak, definitywnie i nieodwołalnie – uśmiechnęła się na koniec swojego wyznania; założyła nogę na nogę, a szklankę z trunkiem – wciąż przytrzymywaną dłonią – ustawiła sobie na kolanie, gdy bowiem opierała się nonszalancko na krześle, biurko znajdowało się ciut za daleko, by chciała rezygnować ze swej wygodnej pozycji.
Choć mogłaby opowiedzieć mu swoją historię ze szczegółami, była o wiele bardziej zainteresowana tym, co on sam ma do powiedzenia. Jak słusznie wyczuł, kierowała ją nie tylko zwykła ciekawość.
- Początkowo tak było, chciałam po prostu wiedzieć, w jakie sprawki wplątał się mój najstarszy brat – po figlarnej odpowiedzi nastąpił kolejny łyk rumu – Później doszła do tego ambicja, chęć działania. Wreszcie jestem wolna, a świat obrał kurs na wojnę, nie mogę sobie pozwolić na bezczynność. Na pewno to rozumiesz, wrze w tobie ta sama krew przodków. Opowiedz mi więc o tej waszej wspólnej sprawie, a zapalę z tobą na sam koniec.
Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my
sinful will
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Podchwycił spojrzenie siostry i pokiwał krótko głową, gdy ta odpowiadała na zadane chwilę temu pytania. Caley była zaradną, zdolną czarownicą, nie dziwił go więc fakt, że wprawnie zatarła wszelkie ślady i upewniła się, by nikt nie połączył śmierci Spencer-Moona z jej, pogrążoną w szczerej żałobie, osobą. Pracownicy ministerstwa mieli większe zmartwienia na swych głowach, zaś włączenie w to jakże nieprzewidywalnej, nieokiełznanej siły anomalii musiało sprawić, że dobrowolnie trzymali się z daleka od ruiny, w której zmarł ten irytujący, zadufany w sobie czarodziej.
- Dobrze to słyszeć - odezwał się w końcu po długiej chwili milczenia. Zarówno to, że była wolna od wszelkich podejrzeń, jak i to, że czuła się dobrze, lepiej niż przed tym nieszczęśliwym wypadkiem. Zwilżył wargi rumem, upił jego kolejny łyk i odstawił szklankę na blat, robiąc sobie krótką przerwę od dalszego przyjmowania alkoholu. Miał mocną głowę, wiele lat wprawy w piciu robiło swoje, chciał jednak zachować ostrość umysłu; to była ważna rozmowa. - Gdzie teraz mieszkasz? - zapytał, ani nie chcąc porzucać całkiem tego tematu, ani nie wiedząc, jak okazać zainteresowanie w bardziej taktowny sposób. Ten nagły zwrot w życiu Caley był dla niego ważny, ale przy tym owiany mgłą tajemnicy, tajemnicy, do której nie wiedział, jak się zabrać.
Nie sięgał jeszcze po diable ziele, wolał usłyszeć, czy siostra była chętna, by zapalić; dla niego była to jedynie próba odwrócenia jej uwagi od tematu niedawnej wyprawy, sam wolał ograniczyć ilość rozpraszaczy do minimum. Musiał się pilnować, trzymać nerwy na wodzy, jeśli nie chciał przedwcześnie zdradzić się z pewnymi niewygodnymi faktami. Z pozornym spokojem wysłuchiwał jej słów, by w końcu złapać się za nasadę nosa, następnie potrzeć oczy. Był zmęczony.
- Skąd pomysł, że nasza wspólna sprawa zakłada działanie? - zapytał szybko, zbyt szybko; czyżby wiedziała już, co miał na myśli? Połączyła jego osobę z działaniami opisywanymi w gazetach, z Czarnym Panem, który objawił się w Stonehenge? Westchnął ciężko, odjąwszy dłonie od twarzy, na powrót przenosząc wzrok na lico rozmówczyni. Uwadze Caelana nie umknęła jej nonszalancka poza. - Jeśli ci o niej opowiem... - zaczął, bijąc się z myślami, wciąż rozważając wszelkie za i przeciw. - Nie będzie odwrotu. Rozumiesz? - Musiała być tego pewna, całkowicie pewna. Służba ich Panu była sprawą życia i śmierci; nikt, kto odważył się zdradzić jego wolę, nie pożył długo. - Jesteś wolna, tak, zdaję sobie sprawę z tego, że chcesz działać. Muszę mieć jednak pewność, że jesteś gotowa na wszystko, zanim jeszcze wprowadzę cię w szczegóły.
- Dobrze to słyszeć - odezwał się w końcu po długiej chwili milczenia. Zarówno to, że była wolna od wszelkich podejrzeń, jak i to, że czuła się dobrze, lepiej niż przed tym nieszczęśliwym wypadkiem. Zwilżył wargi rumem, upił jego kolejny łyk i odstawił szklankę na blat, robiąc sobie krótką przerwę od dalszego przyjmowania alkoholu. Miał mocną głowę, wiele lat wprawy w piciu robiło swoje, chciał jednak zachować ostrość umysłu; to była ważna rozmowa. - Gdzie teraz mieszkasz? - zapytał, ani nie chcąc porzucać całkiem tego tematu, ani nie wiedząc, jak okazać zainteresowanie w bardziej taktowny sposób. Ten nagły zwrot w życiu Caley był dla niego ważny, ale przy tym owiany mgłą tajemnicy, tajemnicy, do której nie wiedział, jak się zabrać.
Nie sięgał jeszcze po diable ziele, wolał usłyszeć, czy siostra była chętna, by zapalić; dla niego była to jedynie próba odwrócenia jej uwagi od tematu niedawnej wyprawy, sam wolał ograniczyć ilość rozpraszaczy do minimum. Musiał się pilnować, trzymać nerwy na wodzy, jeśli nie chciał przedwcześnie zdradzić się z pewnymi niewygodnymi faktami. Z pozornym spokojem wysłuchiwał jej słów, by w końcu złapać się za nasadę nosa, następnie potrzeć oczy. Był zmęczony.
- Skąd pomysł, że nasza wspólna sprawa zakłada działanie? - zapytał szybko, zbyt szybko; czyżby wiedziała już, co miał na myśli? Połączyła jego osobę z działaniami opisywanymi w gazetach, z Czarnym Panem, który objawił się w Stonehenge? Westchnął ciężko, odjąwszy dłonie od twarzy, na powrót przenosząc wzrok na lico rozmówczyni. Uwadze Caelana nie umknęła jej nonszalancka poza. - Jeśli ci o niej opowiem... - zaczął, bijąc się z myślami, wciąż rozważając wszelkie za i przeciw. - Nie będzie odwrotu. Rozumiesz? - Musiała być tego pewna, całkowicie pewna. Służba ich Panu była sprawą życia i śmierci; nikt, kto odważył się zdradzić jego wolę, nie pożył długo. - Jesteś wolna, tak, zdaję sobie sprawę z tego, że chcesz działać. Muszę mieć jednak pewność, że jesteś gotowa na wszystko, zanim jeszcze wprowadzę cię w szczegóły.
paint me as a villain
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Czuła, że chciał zapytać o więcej szczegółów, lecz choć nie miała nic przeciwko ich ujawnieniu, sama nie bardzo wiedziała, jak mogłaby mu to wszystko ułatwić. Temat nie należał do lekkich, a Caley na miejscu brata odczuwałaby zapewne ogromne wyrzuty sumienia – nie znosiła ich, dlatego nie chciała, by Caelan czuł się obarczony winą wynikającą z bierności. Nie zrobił nic, bo przecież nie wiedział, a nie wiedział, bo jego młodsza siostra dokładała wszelkich starań, by skutecznie ukryć prawdziwą stronę swojego pozornie udanego małżeństwa.
- W dzielnicy portowej, na Orchard Place pod numerem dziewiątym, niedaleko miejsca, w którym Lea wpada do Tamizy – nieprzypadkowo wspomniała o dwóch rzekach, starając się odmalować przed bratem obraz okolicy, którą zamieszkiwała. Wysokie kamienice nie posiadały być może standardu jej dawnego domu, lecz samodzielność wynagradzała brak wygód – Zrzeczenie się nazwiska w zamian za większą część spadku smakowało jak podwójne zwycięstwo – dodała jeszcze, upijając kolejny łyk rumu.
Zdradzenie swojego adresu oraz opis okolicy było niczym swoiste zaproszenie, które do niego wystosowywała; teraz zostali tylko we dwoje i z tego powinni czerpać swoją siłę, nie miałaby więc nic przeciwko wizytom brata i częstszym spotkaniom. Ufała mu i pragnęła, by on także zaufał jej do tego stopnia, by troska o jej bezpieczeństwo nie przesłaniała żadnych dalszych kroków, jakie wspólnie bądź osobno mogli kiedykolwiek podjąć. Przeżyła sztorm i na nowo odnajdowała się na niespokojnych wodach, między innymi oddzielając prawdziwych przyjaciół od tych fałszywych, lecz koniec końców to w braciach zawsze odnajdowała wsparcie.
Widziała już powiązanie pomiędzy elementami układanki, pomiędzy nazwiskami, które ochoczo poparły Voldemorta, a tymi, których Caelan nazywał towarzyszami we wspólnej sprawie. Jego powrót na ląd także stanowił pewien punkt odniesienia, lecz niczego nie mogła wiedzieć na pewno. Potrzebowała potwierdzenia i teraz, gdy wydawało jej się, że może za chwilę je otrzymać, dopiła pierwszą szklankę rumu, odstawiła ją na biurko i pochyliła się nieznacznie w stronę zmęczonego brata.
- Jestem gotowa – potwierdziła z zapałem – Nie szukam tylko chwilowej zabawy.
Zsunęła brwi, namyślając się przez moment nad zdradzeniem mu kolejnej tajemnicy, której nie był świadom. Czy nie oberwie wtedy rykoszetem, jeśli brat uzna, że jednak za mało wie o siostrze? Była jednak Goylem i zamierzała podjąć ryzyko.
- Jeśli mam rację w sprawie, w której przychodzę, mogę się przydać, znam legilimencję.
Pusta szklanka, stojąca na biurku, domagała się wręcz ponownego wypełnienia, lecz w tym momencie Caley spoglądała już tylko na brata, wyczekując na jego dalsze działania.
- W dzielnicy portowej, na Orchard Place pod numerem dziewiątym, niedaleko miejsca, w którym Lea wpada do Tamizy – nieprzypadkowo wspomniała o dwóch rzekach, starając się odmalować przed bratem obraz okolicy, którą zamieszkiwała. Wysokie kamienice nie posiadały być może standardu jej dawnego domu, lecz samodzielność wynagradzała brak wygód – Zrzeczenie się nazwiska w zamian za większą część spadku smakowało jak podwójne zwycięstwo – dodała jeszcze, upijając kolejny łyk rumu.
Zdradzenie swojego adresu oraz opis okolicy było niczym swoiste zaproszenie, które do niego wystosowywała; teraz zostali tylko we dwoje i z tego powinni czerpać swoją siłę, nie miałaby więc nic przeciwko wizytom brata i częstszym spotkaniom. Ufała mu i pragnęła, by on także zaufał jej do tego stopnia, by troska o jej bezpieczeństwo nie przesłaniała żadnych dalszych kroków, jakie wspólnie bądź osobno mogli kiedykolwiek podjąć. Przeżyła sztorm i na nowo odnajdowała się na niespokojnych wodach, między innymi oddzielając prawdziwych przyjaciół od tych fałszywych, lecz koniec końców to w braciach zawsze odnajdowała wsparcie.
Widziała już powiązanie pomiędzy elementami układanki, pomiędzy nazwiskami, które ochoczo poparły Voldemorta, a tymi, których Caelan nazywał towarzyszami we wspólnej sprawie. Jego powrót na ląd także stanowił pewien punkt odniesienia, lecz niczego nie mogła wiedzieć na pewno. Potrzebowała potwierdzenia i teraz, gdy wydawało jej się, że może za chwilę je otrzymać, dopiła pierwszą szklankę rumu, odstawiła ją na biurko i pochyliła się nieznacznie w stronę zmęczonego brata.
- Jestem gotowa – potwierdziła z zapałem – Nie szukam tylko chwilowej zabawy.
Zsunęła brwi, namyślając się przez moment nad zdradzeniem mu kolejnej tajemnicy, której nie był świadom. Czy nie oberwie wtedy rykoszetem, jeśli brat uzna, że jednak za mało wie o siostrze? Była jednak Goylem i zamierzała podjąć ryzyko.
- Jeśli mam rację w sprawie, w której przychodzę, mogę się przydać, znam legilimencję.
Pusta szklanka, stojąca na biurku, domagała się wręcz ponownego wypełnienia, lecz w tym momencie Caley spoglądała już tylko na brata, wyczekując na jego dalsze działania.
Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my
sinful will
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Odczuwał pewną ulgę z uwagi na fakt, że nie dostrzegał na twarzy Caley zawodu czy żalu. Był jej najstarszym bratem, powinien służyć pomocą, być na każde skinienie, robić wszystko, co tylko mógł, by siostrze nie działa się krzywda... A najwidoczniej działa się, skoro powzięła plan pozbycia się małżonka i doprowadziła go do samego końca. Rzadko odczuwał wyrzuty sumienia, mało kim się przejmował, a już zwłaszcza, gdy mówiło się o przedstawicielkach płci pięknej, lecz ona zasłużyła na jego uwagę, protekcję, szacunek. Pluł sobie w brodę, że nie mógł jej pomóc - z drugiej strony, nie wiedział o niczym, nie usłyszał choćby słowa skargi, które mógłby wziąć za coś poważniejszego niż rytualne niesnaski między nią a Spencer-Moonem. Czy popełnił gdzieś błąd? Czy niezależnie od swego zachowania, intensywności zainteresowania ich pożyciem małżeńskim, nigdy nie dowiedziałby się prawdy?
Kiwał w zamyśleniu głową, a gdy wspomniała o zrzeczeniu się nazwiska w zamian za większą część spadku, jego usta wygięły się w pełnym uznania uśmiechu.
- Domyślam się. W takim razie niedługo będę musiał złożyć rewizytę - mruknął, wznosząc kolejny niemy toast swą szklaneczką rumu, wizualizując sobie Orchard Place, którą niekiedy spacerował w stronę portu. Zwłaszcza teraz, gdy była już wolna i mogła o sobie decydować, powinni widywać się i u niej.
- Dolać? - zapytał, gdy tylko odstawiła puste już szkło na blat biurka; to była trudna rozmowa, nie tylko dla niego. Wciąż bił się z myślami, wciąż odczuwał niepokój i narastające zmęczenie. Zamilkł na dłuższą chwilę, spokojnie dolewając sobie rumu, a także Caley, jeśli wyraziła taką chęć. Wzniósł na nią uważne spojrzenie, zaciskając przy tym mocniej wargi, bezwiednie pocierając bliznę pod okiem; siostra była pełna zapału, chciała odpowiedzi na swe pytania, powierzyła mu skrzętnie skrywane do tej pory tajemnice, najwidoczniej licząc na rewanż. I już otwierał usta, by coś powiedzieć, gdy zdradziła mu coś jeszcze - coś, co sprawiło, że zamarł w bezruchu.
- Legilimencję - powtórzył cicho, lecz wyraźnie, tonem, który nie zdradzał żadnych emocji; na szczęście dom obłożony był zaklęciami ochronnymi, nie musiał więc obawiać się, że informacje te dostaną się do niepowołanych uszu. Powoli wyprostował się w krześle, nie odrywając od kobiety wzroku, wodząc nim po jej twarzy, jak gdyby to on miał zacząć czytać w jej myślach. Uniósł szklankę do ust, by wziąć kolejny łyk alkoholu, którym długo się delektował. Miał wielką ochotę się urżnąć, a przy tym świadomość, że jeszcze nie może tego zrobić. - Czy jest jeszcze coś, o czym powinienem wiedzieć? - zapytał w końcu, próbując zdusić narastającą irytację, zagłuszyć urażoną dumę; płonął z ciekawości, jak i kiedy udało jej się opanować tajniki tej niezwykle trudnej dziedziny magii, był przy tym dumny, że tego dokonała, lecz jednocześnie nie rozumiał, dlaczego mu o tym nie powiedziała. Również o tym. Nie zwykli wchodzić z butami w swoje życia, byli blisko, a przy tym daleko, lecz do tej pory łudził się, że wie o niej wszystko, co najważniejsze. Cóż z tego, że on nie powiedział jej o Rycerzach - miał swoje powody. Skrzywił się przelotnie, serce waliło mu głucho, zaczynał czuć nadchodzący wielkimi krokami ból głowy; kobiety.
- Nie myliłaś się - przyznał niechętnie, przekraczając niewidzialną granicę, zza której nie było już odwrotu. - Rozumiem, że jesteś na bieżąco z wydarzeniami ze Stonehenge? Wiesz o pojawieniu się tam Czarnego Pana i udzielonemu mu przez konserwatywną szlachtę poparciu?
Kiwał w zamyśleniu głową, a gdy wspomniała o zrzeczeniu się nazwiska w zamian za większą część spadku, jego usta wygięły się w pełnym uznania uśmiechu.
- Domyślam się. W takim razie niedługo będę musiał złożyć rewizytę - mruknął, wznosząc kolejny niemy toast swą szklaneczką rumu, wizualizując sobie Orchard Place, którą niekiedy spacerował w stronę portu. Zwłaszcza teraz, gdy była już wolna i mogła o sobie decydować, powinni widywać się i u niej.
- Dolać? - zapytał, gdy tylko odstawiła puste już szkło na blat biurka; to była trudna rozmowa, nie tylko dla niego. Wciąż bił się z myślami, wciąż odczuwał niepokój i narastające zmęczenie. Zamilkł na dłuższą chwilę, spokojnie dolewając sobie rumu, a także Caley, jeśli wyraziła taką chęć. Wzniósł na nią uważne spojrzenie, zaciskając przy tym mocniej wargi, bezwiednie pocierając bliznę pod okiem; siostra była pełna zapału, chciała odpowiedzi na swe pytania, powierzyła mu skrzętnie skrywane do tej pory tajemnice, najwidoczniej licząc na rewanż. I już otwierał usta, by coś powiedzieć, gdy zdradziła mu coś jeszcze - coś, co sprawiło, że zamarł w bezruchu.
- Legilimencję - powtórzył cicho, lecz wyraźnie, tonem, który nie zdradzał żadnych emocji; na szczęście dom obłożony był zaklęciami ochronnymi, nie musiał więc obawiać się, że informacje te dostaną się do niepowołanych uszu. Powoli wyprostował się w krześle, nie odrywając od kobiety wzroku, wodząc nim po jej twarzy, jak gdyby to on miał zacząć czytać w jej myślach. Uniósł szklankę do ust, by wziąć kolejny łyk alkoholu, którym długo się delektował. Miał wielką ochotę się urżnąć, a przy tym świadomość, że jeszcze nie może tego zrobić. - Czy jest jeszcze coś, o czym powinienem wiedzieć? - zapytał w końcu, próbując zdusić narastającą irytację, zagłuszyć urażoną dumę; płonął z ciekawości, jak i kiedy udało jej się opanować tajniki tej niezwykle trudnej dziedziny magii, był przy tym dumny, że tego dokonała, lecz jednocześnie nie rozumiał, dlaczego mu o tym nie powiedziała. Również o tym. Nie zwykli wchodzić z butami w swoje życia, byli blisko, a przy tym daleko, lecz do tej pory łudził się, że wie o niej wszystko, co najważniejsze. Cóż z tego, że on nie powiedział jej o Rycerzach - miał swoje powody. Skrzywił się przelotnie, serce waliło mu głucho, zaczynał czuć nadchodzący wielkimi krokami ból głowy; kobiety.
- Nie myliłaś się - przyznał niechętnie, przekraczając niewidzialną granicę, zza której nie było już odwrotu. - Rozumiem, że jesteś na bieżąco z wydarzeniami ze Stonehenge? Wiesz o pojawieniu się tam Czarnego Pana i udzielonemu mu przez konserwatywną szlachtę poparciu?
paint me as a villain
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Prawda paliła wstydem do żywego, dlatego nie poznał jej nikt, kogo Caley świadomie nie dopuściła do swoich małżeńskich rozterek; nikt z żyjących nie mógł się pochwalić tym zaszczytem. Cedric opuścił ziemski padół łez, zabierając ze sobą do grobu wszystkie dzielone z żoną sekrety, a w gruzach przy Mansfield Road pogrzebane zostały wszelkie dowody i upokarzające wspomnienia. Tylko Goyle mogła teraz uchylić rąbka tajemnicy, nie zamierzała jednak czynić tego nigdy więcej, dziś miał się odbyć ten ostatni, oczyszczający raz.
- Za chwilę – dłonią zasłoniła na moment szklankę, bo chociaż miała ochotę dalej pić świetnej jakości rum, jej umysł musiał pozostać otwarty na wszystko, czego mogła za moment się dowiedzieć.
Lecz żeby na to zasłużyć, chciała wyznać bratu wszystkie swoje mocne strony, a także wszystkie słabości z przeszłości. Choć nigdy nie zwierzali się sobie szczególnie mocno, Caley nie miała wątpliwości, że to jedyna droga do ukazania mu w pełni tego, z jaką czarownicą ma do czynienia. Pragnęła udowodnić Caelanowi, że nie będzie ciężarem w sprawie, najsłabszym ogniwem, za które postronni mogliby ją uważać. Przeszła wiele, ale wzmocniło ją to i teraz czuła się naprawdę silna i pewna siebie, a dodatkowo chciała więcej. Ambicja pchała ją do przodu, każąc przekraczać kolejne granice i sięgać po to, co dotychczas było dla niej zbyt daleko.
Czy jest jeszcze coś, o czym powinienem wiedzieć?
Nie chciała mieć przed nim sekretów, a przy tym nie oczekiwała, że nagle i on opowie jej historie o swojej żonie. Musiała dokonać spowiedzi tu i teraz, by już nigdy nic nie stanęło między nimi jako niedopowiedzenie, powodując brzydką rysę na pięknym obrazie walki o przyszłość.
- Nauczył mnie jej Cedrik, sposobiąc do szpiegowania dla niego w Ministerstwie – wyjaśniła dość beznamiętnym tonem, jakby wcale nie rozchodziło się o kilka lat jej życia, a wydarzenie tak nieistotne jak spotkanie i plotki z koleżanką – Bardzo lubił z niej korzystać.
Była teraz niczym otwarta księga, nie miała do dodania już nic więcej. Poznał jej sekrety i mógł z nimi uczynić wszystko, co tylko chciał. Decyzję podjął szybko, lecz nie zabrakło między nimi intensywnej wymiany spojrzeń na kilka uderzeń serca przed wyznaniem prawdy.
- Tak, wiem o wszystkim, słyszałam i czytałam wiele, lecz wciąż są to tylko źródła w postaci artykułów z gazet lub opinie zasłyszane w pracy. Ludzie nowego Ministra niespecjalnie kryją się ze swoim poparciem – uśmiechnęła się z przekąsem, bowiem wykonując swój zawód czuła się ostatnio naprawdę jak właściwy człowiek we właściwym miejscu; nadchodził nowy ład, który chciała pomóc wprowadzić – Jaka jest prawda? Czy rzeczywiście On jest tak potężny?
Znała wielu diabelnie dobrych czarnoksiężników, lecz opinia brata była kluczowa do ugruntowania swojego poglądu o potędze kogoś, o kim do tej pory tylko słyszała.
- Za chwilę – dłonią zasłoniła na moment szklankę, bo chociaż miała ochotę dalej pić świetnej jakości rum, jej umysł musiał pozostać otwarty na wszystko, czego mogła za moment się dowiedzieć.
Lecz żeby na to zasłużyć, chciała wyznać bratu wszystkie swoje mocne strony, a także wszystkie słabości z przeszłości. Choć nigdy nie zwierzali się sobie szczególnie mocno, Caley nie miała wątpliwości, że to jedyna droga do ukazania mu w pełni tego, z jaką czarownicą ma do czynienia. Pragnęła udowodnić Caelanowi, że nie będzie ciężarem w sprawie, najsłabszym ogniwem, za które postronni mogliby ją uważać. Przeszła wiele, ale wzmocniło ją to i teraz czuła się naprawdę silna i pewna siebie, a dodatkowo chciała więcej. Ambicja pchała ją do przodu, każąc przekraczać kolejne granice i sięgać po to, co dotychczas było dla niej zbyt daleko.
Czy jest jeszcze coś, o czym powinienem wiedzieć?
Nie chciała mieć przed nim sekretów, a przy tym nie oczekiwała, że nagle i on opowie jej historie o swojej żonie. Musiała dokonać spowiedzi tu i teraz, by już nigdy nic nie stanęło między nimi jako niedopowiedzenie, powodując brzydką rysę na pięknym obrazie walki o przyszłość.
- Nauczył mnie jej Cedrik, sposobiąc do szpiegowania dla niego w Ministerstwie – wyjaśniła dość beznamiętnym tonem, jakby wcale nie rozchodziło się o kilka lat jej życia, a wydarzenie tak nieistotne jak spotkanie i plotki z koleżanką – Bardzo lubił z niej korzystać.
Była teraz niczym otwarta księga, nie miała do dodania już nic więcej. Poznał jej sekrety i mógł z nimi uczynić wszystko, co tylko chciał. Decyzję podjął szybko, lecz nie zabrakło między nimi intensywnej wymiany spojrzeń na kilka uderzeń serca przed wyznaniem prawdy.
- Tak, wiem o wszystkim, słyszałam i czytałam wiele, lecz wciąż są to tylko źródła w postaci artykułów z gazet lub opinie zasłyszane w pracy. Ludzie nowego Ministra niespecjalnie kryją się ze swoim poparciem – uśmiechnęła się z przekąsem, bowiem wykonując swój zawód czuła się ostatnio naprawdę jak właściwy człowiek we właściwym miejscu; nadchodził nowy ład, który chciała pomóc wprowadzić – Jaka jest prawda? Czy rzeczywiście On jest tak potężny?
Znała wielu diabelnie dobrych czarnoksiężników, lecz opinia brata była kluczowa do ugruntowania swojego poglądu o potędze kogoś, o kim do tej pory tylko słyszała.
Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my
sinful will
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Targały nim sprzeczne emocje, które oscylowały między dumą z dokonań siostry a żalem z powodu przemilczanych sekretów. Doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że nigdy nie spowiadali się sobie ze wszystkich sekretów, uważał to zresztą za niewątpliwą zaletę ich relacji. Teraz jednak rozdźwięk między tym, jak myślał o Caley a tym, co mu o sobie powiedziała, był na tyle poważny, że miał problem ze złożeniem tych dwóch różnych wyobrażeń w jedno. Zmarszczył brwi, na chwilę uciekając wzrokiem przed siedzącą na przeciwko niego siostrą, gdy beznamiętnie relacjonowała sposób, w jaki nauczyła się legilimencji. Dopił swój alkohol, a następnie gwałtownie odstawił szkło na blat biurka; zacisnął dłonie w pięści i choć starał się nad sobą panować, to widać było, że zwierzenie siostry zrobiło na nim wrażenie. Zerwał się ze swego fotela i zaczął nerwowo przechadzać się to w jedną, to w drugą stronę, kręcąc przy tym głową, ściągając wargi w wąską kreskę. Mruczał do siebie coś, czego nie mogła w całości dosłyszeć, dolatywały do niej jednak pojedyncze słowa takie jak szpiegować czy lubił korzystać.
- Co to był za jebany kutas - warknął w końcu po dłuższej chwili, przystając za siedziskiem, z którego nie tak dawno się zerwał, odnajdując spojrzeniem pozornie niewzruszoną Caley. Czy naprawdę mogła być taka spokojna? Spokojniejsza niż on? Wyrzuty sumienia nasiliły się, powinien ją ochronić. Zawsze brał to za gwarant, że zdoła zapewnić jej bezpieczeństwo. Czy ktokolwiek wiedział o tym dramacie? O prawdziwej twarzy Cedrica? Ojciec, matka...? - Mam nadzieję, że zdychał w męczarniach - dodał jeszcze w sposób, który przypominał splunięcie. Nie umiał przepraszać, nie sądził również, by siostra oczekiwała od niego takiego zachowania; cóż więc mógł dla niej zrobić? Westchnął mimowolnie; złość wciąż pulsowała, powoli jednak udawało mu się ją stłumić, stłamsić, odsunąć na bok. Musiał tego dokonać, by móc kontynuować rozmowę. Opadł na fotel, od razu dolał sobie alkoholu, zgodnie z życzeniem siostry omijając jej szklankę. - Powinienem cię chronić. Przed tym również - odezwał się znowu, machając krótko ręką, a w jego głosie dźwięczała nuta irytacji. Nie była to jednak złość na nią, lecz na samego siebie. Czy nie popełniał właśnie największego błędu? Wprowadzenie jej w szeregi Rycerzy było równoznaczne z ryzykowaniem jej życiem. Może powinien wybić jej to z głowy, może powinien udawać, że nie wie, o co chodzi, byle tylko zapewnić jej bezpieczeństwo, jednak czy nie mogła dowiedzieć się o ich organizacji z innego źródła...? Zaczynała boleć go od tego głowa.
Słuchał z uwagą, znów skupiając się na twarzy rozmówczyni, na jej uśmiechach i gestach. Miała rację, że nie wierzyła w informacje przekazywane w szmatławcach czy powtarzane na ministerialnych korytarzach.
- Jest jeszcze potężniejszy - powiedział poważnie, szukając wzrokiem oczu Caley. - I jest jedynym, który może przynieść nam nowy porządek - dodał; święcie wierzył w to, co mówił. Ich rodzina od wielu wieków wyznawała odpowiednie wartości, zaś Czarny Pan był tym, który wynosił je na piedestał. Upił kolejny łyk rumu, jak gdyby mógł on zagłuszyć odczuwane ciągle wyrzuty sumienia, i zaczął mówić jej o swym pierwszym spotkaniu z Tomem, a także o rzeczach, których dokonał dla Rycerzy, odkąd powrócił do kraju.
- Co to był za jebany kutas - warknął w końcu po dłuższej chwili, przystając za siedziskiem, z którego nie tak dawno się zerwał, odnajdując spojrzeniem pozornie niewzruszoną Caley. Czy naprawdę mogła być taka spokojna? Spokojniejsza niż on? Wyrzuty sumienia nasiliły się, powinien ją ochronić. Zawsze brał to za gwarant, że zdoła zapewnić jej bezpieczeństwo. Czy ktokolwiek wiedział o tym dramacie? O prawdziwej twarzy Cedrica? Ojciec, matka...? - Mam nadzieję, że zdychał w męczarniach - dodał jeszcze w sposób, który przypominał splunięcie. Nie umiał przepraszać, nie sądził również, by siostra oczekiwała od niego takiego zachowania; cóż więc mógł dla niej zrobić? Westchnął mimowolnie; złość wciąż pulsowała, powoli jednak udawało mu się ją stłumić, stłamsić, odsunąć na bok. Musiał tego dokonać, by móc kontynuować rozmowę. Opadł na fotel, od razu dolał sobie alkoholu, zgodnie z życzeniem siostry omijając jej szklankę. - Powinienem cię chronić. Przed tym również - odezwał się znowu, machając krótko ręką, a w jego głosie dźwięczała nuta irytacji. Nie była to jednak złość na nią, lecz na samego siebie. Czy nie popełniał właśnie największego błędu? Wprowadzenie jej w szeregi Rycerzy było równoznaczne z ryzykowaniem jej życiem. Może powinien wybić jej to z głowy, może powinien udawać, że nie wie, o co chodzi, byle tylko zapewnić jej bezpieczeństwo, jednak czy nie mogła dowiedzieć się o ich organizacji z innego źródła...? Zaczynała boleć go od tego głowa.
Słuchał z uwagą, znów skupiając się na twarzy rozmówczyni, na jej uśmiechach i gestach. Miała rację, że nie wierzyła w informacje przekazywane w szmatławcach czy powtarzane na ministerialnych korytarzach.
- Jest jeszcze potężniejszy - powiedział poważnie, szukając wzrokiem oczu Caley. - I jest jedynym, który może przynieść nam nowy porządek - dodał; święcie wierzył w to, co mówił. Ich rodzina od wielu wieków wyznawała odpowiednie wartości, zaś Czarny Pan był tym, który wynosił je na piedestał. Upił kolejny łyk rumu, jak gdyby mógł on zagłuszyć odczuwane ciągle wyrzuty sumienia, i zaczął mówić jej o swym pierwszym spotkaniu z Tomem, a także o rzeczach, których dokonał dla Rycerzy, odkąd powrócił do kraju.
paint me as a villain
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zaskoczyło ją to, że Caelan podniósł się ze swojego miejsca, a emocje wzięły w nim górę i zaczął chodzić po pokoju, ewidentnie wyrzucając sobie brak wiedzy na temat dramatów, jakie rozegrały się w życiu jego siostry. Caley nie miała mu tego za złe, nie oczekiwała przeprosin; uniosła się nawet lekko, w pierwszym odruchu pragnąc wyciszyć nerwy brata, lecz koniec końców pozwoliła mu odreagować na sposób, jaki sobie wybrał. Obserwowała jego wędrówkę, próbowała wsłuchać się w słowa, lecz nic konkretnego nie udało jej się dosłyszeć. Jedną rzecz mogła natomiast potwierdzić z pełnym przekonaniem oraz nieukrywanym zadowoleniem.
- Krzykiem pozbawił się resztek domniemanej godności – przyznała, wspominając dźwięk, jaki usłyszała u schyłku życia swojego męża.
Tylko raz znalazła się w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia, gdy palce męża zaciskały się na jej szyi, a jego różdżka była przystawiona do jej skroni. Nie uroniła wtedy ani jednego błagalnego dźwięku, w przeciwieństwie do samego Cedrica, który finalnie okazał się być po prostu tchórzem w każdym aspekcie tego słowa.
Nie przybyli tu jednak rozmawiać o powodach jej wdowieństwa ani wybaczać sobie zaniedbanie w jakiejkolwiek formie. Caelan usiadł w końcu, a dyskusja wróciła na odpowiednie tory; sylwetka czarodzieja, o którym dyskutowali, zawisła pomiędzy nimi, a Caley z rosnącym zainteresowaniem słuchała historii, które roztaczał przed nią brat. Opowiadał nie tylko o tym, co zdołał już osiągnąć, ale również o planach, jakie zamierzał zrealizować. Siostra od dawna pragnęła tego, co on, ideologicznie nie odbiegali od siebie prawie wcale, dlatego bardzo szybko mogli się przekonać, że wszystko, o czym mówił jej najstarszy Goyle, trafiało na podatny grunt.
W końcu również i ona sięgnęła po rum, zapełniając swoją szklankę. Nie zanosiło się na to, że szybko skończą swoje dyskusje, a Caley była przecież nieubłaganie zdecydowana i zamierzała stawiać na swoim do końca. Gdy więc z ust brata padła obietnica zaprowadzenia jej na następne spotkanie popleczników Czarnoksiężnika, który wzbudził jej fascynację, z satysfakcją potwierdziła swoją obecność i sącząc alkohol wsłuchała się w kolejne opowieści Caelana, które miały w sobie tyle magii, co historie przynoszone przez niego z morza. Skończyli, gdy butelka rumu była już pusta, a pomiędzy nimi panował spokój – najbliższe tygodnie miały pokazać, czy potrafili odnaleźć się razem na tych samych wodach.
| zt x 2
- Krzykiem pozbawił się resztek domniemanej godności – przyznała, wspominając dźwięk, jaki usłyszała u schyłku życia swojego męża.
Tylko raz znalazła się w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia, gdy palce męża zaciskały się na jej szyi, a jego różdżka była przystawiona do jej skroni. Nie uroniła wtedy ani jednego błagalnego dźwięku, w przeciwieństwie do samego Cedrica, który finalnie okazał się być po prostu tchórzem w każdym aspekcie tego słowa.
Nie przybyli tu jednak rozmawiać o powodach jej wdowieństwa ani wybaczać sobie zaniedbanie w jakiejkolwiek formie. Caelan usiadł w końcu, a dyskusja wróciła na odpowiednie tory; sylwetka czarodzieja, o którym dyskutowali, zawisła pomiędzy nimi, a Caley z rosnącym zainteresowaniem słuchała historii, które roztaczał przed nią brat. Opowiadał nie tylko o tym, co zdołał już osiągnąć, ale również o planach, jakie zamierzał zrealizować. Siostra od dawna pragnęła tego, co on, ideologicznie nie odbiegali od siebie prawie wcale, dlatego bardzo szybko mogli się przekonać, że wszystko, o czym mówił jej najstarszy Goyle, trafiało na podatny grunt.
W końcu również i ona sięgnęła po rum, zapełniając swoją szklankę. Nie zanosiło się na to, że szybko skończą swoje dyskusje, a Caley była przecież nieubłaganie zdecydowana i zamierzała stawiać na swoim do końca. Gdy więc z ust brata padła obietnica zaprowadzenia jej na następne spotkanie popleczników Czarnoksiężnika, który wzbudził jej fascynację, z satysfakcją potwierdziła swoją obecność i sącząc alkohol wsłuchała się w kolejne opowieści Caelana, które miały w sobie tyle magii, co historie przynoszone przez niego z morza. Skończyli, gdy butelka rumu była już pusta, a pomiędzy nimi panował spokój – najbliższe tygodnie miały pokazać, czy potrafili odnaleźć się razem na tych samych wodach.
| zt x 2
Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my
sinful will
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Gabinet
Szybka odpowiedź