Pracownia Alchemiczna, III piętro
AutorWiadomość
Pracownia Alchemiczna
Jest to pokój wydzielony w sąsiedztwie pracowni numerologicznej o niewielkich gabarytach którego centralną oraz główną część stanowi stolik, a pod ścianą - stanowisko z kociołkiem. Spod sufitu dyndają oraz wiszą niezliczone ilości różnego rodzaju suszu przytroczonego do rozciągniętych pomiędzy ścianami pokoju sznurków. Lewą ścianę zajmują gablotki z aparaturami, fiolkami, jak i różnego rodzaju przyborami do odmierzania, cięcia, miażdżenia ingrediencji. Prawą ścianę zajmują zaś słoiki, butelki, szkatułki, fiolki z bardziej płynnymi ingrediencjami oraz gotowymi miksturami, których spis jest zawsze wynotowywany w przepastnej księdze w jednej z szuflad. Znajduje się tu również zlew. Pomieszczenie jest oświetlane płomieniem paleniska oraz świecami. Świeże powietrze wpada przez niewielkie, okrągłe okienko wielkości męskiej pięści. Wchodzi się do niego przez pracownie alchemiczną i z zewnątrz prowadzące do niego drzwi mogą sugerować mylnie, że jest to kanciapa.
angel heart | devil mind
Ostatnio zmieniony przez Shelta Vane dnia 08.05.19 23:57, w całości zmieniany 1 raz
3 XI
Trzymała świecznik osłaniając iskrzący płomień wetkniętego weń świecy dłonią. Stawiała bosymi stopami kolejne kroki przed siebie zgrabnie wymijając zalegające na deskach pracowni pergaminy oraz grube księgi. Sprytnym, wyuczonym ruchem naparła łokciem na klamkę prowadzącą do kanciapy w której się zaraz znalazła. Podzieliła ogień świecy na kilka kolejnych woskowych nośników światła sprawiając, że pomieszczenie rozjaśniło się złotą, ciepłą aurą. Świecznik odstawiła na stoliku. Uniosła nieco spódnicy, gdy przykucnęła przy palenisku pod kociołkiem. Zaczęła mruczeć pod nosem jedną z nadmorskich ballad o toczonym przez fale życiu odgarniając większe kawałki niedopalonego drwa wijąc w środku z pergaminu oraz drewnianych skrawków gniazdko, swoistą podpałkę. Raz jeszcze podzieliła ogień świecy by w kolejnej chwili kilkoma silniejszymi podmuchami płuc rozgonić iskry budząc odważniejszy do życia płomień. Okryła go starymi, niedopalonymi kawałkami dokładając na nie świeższe. Przewiesiła nad wzmagającym się z każda chwilą ogniem kociołek. Początkowo suchy, a potem wypełniła go galeonem wody. Tanecznym krokiem zbliżyła się do gablotki wypełnionej ingrediencjami chwytając kilka pierwszych słoiczków. Rozstawiła je na stoliku. Odkręciła pierwszy sięgając do jego wnętrza po garść płatków ciemiernika. Zgniotła je w dłoni, a potem rozesłała nimi grzejącą się nad ogniem taflę wody. Z drugiego słoiczka wygrzebała palcem naparstek masła shea, które rozpuściła w naparze tańcząc w nim palcem okręgi. Jeszcze igły jodły....wybrała siedem i każdą przed wrzuceniem przełamała na pół. Poruszyła nad całością różdżką obserwując przy tym ze skrupulatnością otrzymywaną konsystencję oraz barwę. Gdy do jej uszu dobiegło pierwsze bulgotanie sięgnęła po utartą papuzią skorupkę jaja. Dodała jej nie więcej niż w ilości mieszczącej się na łyżeczce do herbaty. Nim wzmogło się gotowanie na dno kociołka poszła jedna łuska plumpki. Poruszyła nad naparem różdżką po trzykroć zgodnie ze wskazówkami zegara, a następnie nakryła garnek pokrywką pozwalając na to by duszona się wewnątrz magia się ze sobą splotła.
|Eliksir znieczulający, serce: płatki ciemiernika, E=10, A=3[bylobrzydkobedzieladnie]
Trzymała świecznik osłaniając iskrzący płomień wetkniętego weń świecy dłonią. Stawiała bosymi stopami kolejne kroki przed siebie zgrabnie wymijając zalegające na deskach pracowni pergaminy oraz grube księgi. Sprytnym, wyuczonym ruchem naparła łokciem na klamkę prowadzącą do kanciapy w której się zaraz znalazła. Podzieliła ogień świecy na kilka kolejnych woskowych nośników światła sprawiając, że pomieszczenie rozjaśniło się złotą, ciepłą aurą. Świecznik odstawiła na stoliku. Uniosła nieco spódnicy, gdy przykucnęła przy palenisku pod kociołkiem. Zaczęła mruczeć pod nosem jedną z nadmorskich ballad o toczonym przez fale życiu odgarniając większe kawałki niedopalonego drwa wijąc w środku z pergaminu oraz drewnianych skrawków gniazdko, swoistą podpałkę. Raz jeszcze podzieliła ogień świecy by w kolejnej chwili kilkoma silniejszymi podmuchami płuc rozgonić iskry budząc odważniejszy do życia płomień. Okryła go starymi, niedopalonymi kawałkami dokładając na nie świeższe. Przewiesiła nad wzmagającym się z każda chwilą ogniem kociołek. Początkowo suchy, a potem wypełniła go galeonem wody. Tanecznym krokiem zbliżyła się do gablotki wypełnionej ingrediencjami chwytając kilka pierwszych słoiczków. Rozstawiła je na stoliku. Odkręciła pierwszy sięgając do jego wnętrza po garść płatków ciemiernika. Zgniotła je w dłoni, a potem rozesłała nimi grzejącą się nad ogniem taflę wody. Z drugiego słoiczka wygrzebała palcem naparstek masła shea, które rozpuściła w naparze tańcząc w nim palcem okręgi. Jeszcze igły jodły....wybrała siedem i każdą przed wrzuceniem przełamała na pół. Poruszyła nad całością różdżką obserwując przy tym ze skrupulatnością otrzymywaną konsystencję oraz barwę. Gdy do jej uszu dobiegło pierwsze bulgotanie sięgnęła po utartą papuzią skorupkę jaja. Dodała jej nie więcej niż w ilości mieszczącej się na łyżeczce do herbaty. Nim wzmogło się gotowanie na dno kociołka poszła jedna łuska plumpki. Poruszyła nad naparem różdżką po trzykroć zgodnie ze wskazówkami zegara, a następnie nakryła garnek pokrywką pozwalając na to by duszona się wewnątrz magia się ze sobą splotła.
|Eliksir znieczulający, serce: płatki ciemiernika, E=10, A=3[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Shelta Vane dnia 21.03.19 18:21, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Shelta Vane' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 41
'k100' : 41
Coś jednak poszło nie tak. Dotknęło ją to to już w chwili w której nakryła kociołek pokrywką. Poczuła przez nią delikatne drganie, lecz postanowiła je zignorować pozostawiając zawartość kociołka samej sobie. Kilka razy przeszło jej przez myśl by uchylić pokrywkę, lecz zrobiła to dopiero po upłynięciu dwóch kwadransów - tak jak nakazywał przepis. naturalnie zawartość się kompletnie rozlazła pod kątem konsekwencji, a cyrkulująca po wnętrzu kociołka magia to był jakiś dramat. Westchnęła ściągając nagrzany garnuszek poprzez grubą rękawicę z nad ognia zabierając się za odpowiednie oczyszczenia narzędzia pracy. Splątała włosy w wysoki kok umiejętnymi ruchami dłoni uzbrojonej w wysłużony już rzemyczek by jej nie przeszkadzały. Cały proces czyszczenia nie trwał długo. Wątłe ramiona czarownicy pomimo wyuczonych ruchów męczyły się szybko. mruknęła więc z ulgą w chwili w której zawiesiła oczyszczony kociołek nad paleniskiem uzupełniając go wodą. Chciała spróbować raz jeszcze. Może jednak nie do końca.
Usypała wierzch grzejącej się tafli dwiema porcjami płatków ciemiernika gniotąc je wcześniej w dłoni by z uszkodzonej powierzchni wybudziły się olejki, a magia przybrała na natężeniu. Nie wybrała tym razem masła, a sięgnęła po korę lipy przechowywaną w metalowym puzderku. Odwinęła ją z szarego papieru i przytknęła do nosa by powąchać. Używając nieco nieporęcznego taska odcięła pasmo które powędrowało do wnętrza kociołka. Zamieszała dodając jeden anyż gwiaździsty. W całości bez miażdżenia, łamania lub ucierania. Z powodu barwy jaki przybrał napar postanowiła w sposób nieco kontrowersyjny dodać do wnętrza szczurzy ogon. wybrała jeden z ususzonych, który wisiał nad jej głową krojąc go wcześniej w drobne talarki. Na koniec dodała łyżeczkę oleju z wątroby rekina. Niestety, nawet jeżeli planowała jednak wykonać nieco słabszą wersję eliksiru znieczulającego to nie mogła sobie odpuścić użycia oleistej ingrediencji, która miała za zadanie zmiękczyć magię płatków ciemiernika. Poruszyła nad kociołkiem różdżką i stuknęła nią o krawędź bulgoczącego kociołka
|Eliksir przeciwbólowy, serce: płatki ciemiernika - podwójna porcja, E=10, A=III
Usypała wierzch grzejącej się tafli dwiema porcjami płatków ciemiernika gniotąc je wcześniej w dłoni by z uszkodzonej powierzchni wybudziły się olejki, a magia przybrała na natężeniu. Nie wybrała tym razem masła, a sięgnęła po korę lipy przechowywaną w metalowym puzderku. Odwinęła ją z szarego papieru i przytknęła do nosa by powąchać. Używając nieco nieporęcznego taska odcięła pasmo które powędrowało do wnętrza kociołka. Zamieszała dodając jeden anyż gwiaździsty. W całości bez miażdżenia, łamania lub ucierania. Z powodu barwy jaki przybrał napar postanowiła w sposób nieco kontrowersyjny dodać do wnętrza szczurzy ogon. wybrała jeden z ususzonych, który wisiał nad jej głową krojąc go wcześniej w drobne talarki. Na koniec dodała łyżeczkę oleju z wątroby rekina. Niestety, nawet jeżeli planowała jednak wykonać nieco słabszą wersję eliksiru znieczulającego to nie mogła sobie odpuścić użycia oleistej ingrediencji, która miała za zadanie zmiękczyć magię płatków ciemiernika. Poruszyła nad kociołkiem różdżką i stuknęła nią o krawędź bulgoczącego kociołka
|Eliksir przeciwbólowy, serce: płatki ciemiernika - podwójna porcja, E=10, A=III
angel heart | devil mind
The member 'Shelta Vane' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 79
'k100' : 79
Przykryła oczywiście kociołek pokrywką dając czas na to by wszystkie składniki połączyły się ze sobą. Czekając na to zabrała się za porządkowanie swojej alchemicznej kanciapy. Odłożyła wyciągnięte wcześniej ingrediencje na odpowiednie im miejsca upewniając się, że wieczka są odpowiednio mocno dokręcone i nie grozi tym podatniejszym na wilgoć ingrediencjom napuchnięcie od tejże. Nie zabrało jej to dużo czasu sprawiając, że w kolejnej chwili pozwoliła sobie otworzyć podręcznik zawierający wiedzę na temat runicznego pisma. Po przekartkowaniu kilku stron uniosła brwi w zaskoczeniu zauważając, że Tangie ma rację i tak samo wyglądająca runa mogła być zapisana na kilka różnych kombinacji. Pozioma kreska zapisana od lewej do prawej była kompletnie inną kreską niż ta zapisana od prawej do lewej. W ten sposób, jeżeli chciało się zapisać dwie figury obok siebie wcale nie było na to dwóch opcji, a nieraz nawet szesnaście! Jaki to miało potencjał numerologiczny!
Kiedy przekładała kolejną stronę po zapoznaniu się z runą tiwaz pokrywka kociołka podskoczyła. Shelta odłożyła więc książkę i poprzez grubą rękawicę zdjęła kociołek z nad ognia. Zamieszała w naparze oceniając jego konsystencję i ku swojej uciesze zauważając, że tym razem warzenie jej się powiodło. Przygotowała zatem fiolki do których zlała miksturę. Nie zakorkowała ich od razu - na razie jedynie ustawiła na stoliku tuż przy ścianie pozwalając im odpowiednio odparować. W tym czasie przygotowała kociołek do dalszej pracy. Obmyła go, a następnie wysmarowała olejem migdałowym. Następnie usypała do wnętrza nasiona słonecznika. Smażyła zawartość nad ogniem poruszając ją drewnianą łyżką tak by się nic nie przypaliło. umieściła następnie w kociołku strączki wnykopieńki. Skwierczenie w tym momencie się wzmogło co było odpowiednią reakcją. Vane utrzymywała ją przez minutę, a następnie zalała wnętrze kociołka wodą do połowy. Wystarczyło dorzucić już tylko ogon szczuroszczeta - w całości, świeży, niekrojony oraz obsypać piórami rudzika
|Wywar ze szczuroszczeta, serce: strączki wnykopieńki, E=10, A=III
Kiedy przekładała kolejną stronę po zapoznaniu się z runą tiwaz pokrywka kociołka podskoczyła. Shelta odłożyła więc książkę i poprzez grubą rękawicę zdjęła kociołek z nad ognia. Zamieszała w naparze oceniając jego konsystencję i ku swojej uciesze zauważając, że tym razem warzenie jej się powiodło. Przygotowała zatem fiolki do których zlała miksturę. Nie zakorkowała ich od razu - na razie jedynie ustawiła na stoliku tuż przy ścianie pozwalając im odpowiednio odparować. W tym czasie przygotowała kociołek do dalszej pracy. Obmyła go, a następnie wysmarowała olejem migdałowym. Następnie usypała do wnętrza nasiona słonecznika. Smażyła zawartość nad ogniem poruszając ją drewnianą łyżką tak by się nic nie przypaliło. umieściła następnie w kociołku strączki wnykopieńki. Skwierczenie w tym momencie się wzmogło co było odpowiednią reakcją. Vane utrzymywała ją przez minutę, a następnie zalała wnętrze kociołka wodą do połowy. Wystarczyło dorzucić już tylko ogon szczuroszczeta - w całości, świeży, niekrojony oraz obsypać piórami rudzika
|Wywar ze szczuroszczeta, serce: strączki wnykopieńki, E=10, A=III
The member 'Shelta Vane' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 68
'k100' : 68
Pióra docisnęła naturalnie drewnianą łyżką tak by obmokły, a nie unosiły się po powierzchni. Następnie poruszała różdżką nad kociołkiem wahadłowym ruchem nadgarstka w poziomej orientacji przez piętnaście sekund. Po tym czasie eliksir zaczął przybierać słomkową natychmiast nakryła go pokrywką wiedząc, że zaraz uderzy w nią zapach zgniłych jaj. Następnie tak zabezpieczoną, udaną bombę biologiczną ujęła przez materiał specjalnych rękawic i wyniosła na balkon. Wróciła z powrotem do pracowni zbierając fiolki oraz sitko przez które przecedzała miksturę do szklanych pojemniczków. Marszczyła przy tym nos, a chłodny wiatr łopotał jej domową szatą. Gdy skończyła trzęsła nieco zębami. Dłonie miała poczerwieniałe od chłodu, lecz na szczęście zanadto nie skaziła mieszkania nieprzyjemnym zapachem wywaru. Poszła umyć kociołek wiedząc, że zapach za kolejny kwadrans będzie nie do zniesienia, a gdy skończyła usiadła ociężale na krześle przecierając czoło wierzchem dłoni. Trzy eliksiry słomkowej barwy były szczelnie zakorkowane oraz etykietowane. Wcześniej sporządzony wywar przeciwbólowy spotkał ten sam los. Wszystko opisała, a następnie odstawiła na półkę do odleżakowania i nabrania odpowiednio magicznych właściwości w regałowym zaciszu. Kiedy zrobiło się w pracowni miejsce postanowiła jeszcze jednak nie kończyć swojej alchemicznej podróży. Dorzuciła drwa do paleniska, nastawiła kociołek mając już w głowie pomysł na to co się znajdzie w jego wnętrzu prócz wody miodowej, która już teraz roztaczała po pomieszczeniu przyjemnie gryczany zapach. Ingrediencją tą była wodna gwiazda oraz jagody z jemioły które przed umieszczeniem w kociołku rozgniotła płaską częścią noża. Sok który zaczęła puszczać ingrediencja mieszał się z zielenią gwiazdy nadając barwie eliksiru przyjemnej głębi. By ją utrzymać Shelta ugniotła w moździerzu pancerzyki chitynowe z trzech żuków. Wybrała te największe z posiadanych notując w myślach by w wolnej chwili uzupełnić zapas tej konkretnej ingrediencji. Do wzmocnienia zaś właściwości leczniczych eliksiru wrzuciła do bulgoczącej wody jedną, najedzoną, szczęśliwą pijawkę. Niechaj eliksir będzie jej cieplutkim...
|Maść z wodnej gwiazdy, serce: jagody z jemioły, E=10, A=III
|Maść z wodnej gwiazdy, serce: jagody z jemioły, E=10, A=III
angel heart | devil mind
The member 'Shelta Vane' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 88
'k100' : 88
Zwierzątko z pluskiem wylądowało w wywarze zaraz jednak wypłynęło na powierzchnię. Zaczęło puchnąć od temperatury, a gdy zatonęło jak kamień czarownica uniosła nad kociołek dłoń poruszając różdżką nad naparem w konkretny sposób wieńcząc sekwencje ostrym ruchem w głąb kociołka nie stykając jednak różdżki z jego zawartością. Napar momentalnie przybrał przyjemną zielonkawą barwę. Z powodu wysokiej temperatury był ciągle w płynnej konsystencji. Shelter wiedziała, że gdy tylko ogień pod żeliwnym kotłem osłabnie to napar stężeje i dno naczynia pokryje maść którą trudno będzie przełożyć do innego naczynia. Dlatego nie tracąc czasu czarownia podsunęła trzy płytkie naczynia o dużych otworach do których przelała wywar. Następnie posprzątała i przygotowała stanowisko do ostatniego warzenia tego wieczoru - eliksiru uspokajającego. Zaczęła od ujęcia trzech owoców czarnej jagody które zgniotła w palcach nad kociołkiem by w kolejnej chwili opłukać dłonie z resztek granatowego soku we wnętrzu letniego kociołka. Nadmiar wody strzepała z palców wdzięcznym ruchem. Następnie rozprowadziła w roztworze ropę czyrakobulwy, a w chwili w której temperatura zawartości była bliska wrzenia odmierzyła uncję oleju migdałowego. w chwili w której nastąpiło wrzenie z licznie zbierających się na powierzchni pęcherzyków w chwili pryskania uwalniała się srebrzysta mgiełka. Wzbijała się snopem ku górze pokładając się na bezbarwnej powierzchni sufitu. Był to znak, że należało zacząć dodawać do receptury zwierzęcych odczynników co też zresztą wiedźma uczyniła stawiając na sypkie, sierściowe ingrediencje. Tym sposobem na powierzchni zawartości kociołka wylądował włos z grzywy jelenia oraz szczypta sierści niuchacza. Potem należało czekać poruszając różdżką wokół krawędzi kociołka po trzykroć co pięć minut przez pół godziny.
Bez względu na efekt czarownica w następnej kolejności uporządkowała wytwory swej pracy oraz oczyściła niewielki pokoik. W księdze w której prowadziła spis posiadanych eliksirów sporządziła odpowiednie notatki. Potem dwukrotnie upewniła się czy aby na pewno odpowiednio starannie wygasiła palenisko pod kociołkiem i udała się na spoczynek.
|Eliksir uspokajający, serce: ropa czyrakobulwy, E=10, A=III
Bez względu na efekt czarownica w następnej kolejności uporządkowała wytwory swej pracy oraz oczyściła niewielki pokoik. W księdze w której prowadziła spis posiadanych eliksirów sporządziła odpowiednie notatki. Potem dwukrotnie upewniła się czy aby na pewno odpowiednio starannie wygasiła palenisko pod kociołkiem i udała się na spoczynek.
|Eliksir uspokajający, serce: ropa czyrakobulwy, E=10, A=III
angel heart | devil mind
The member 'Shelta Vane' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 26
'k100' : 26
Grudzień
Przechodząc koło okna potarła ramiona, czując jak bijący przez szybę chłód przegryza się przez splot swetra. Podeszła do kredensu wyjmując z niego świecę wtykając ją w następnej kolejności na świecznik w miejsce jej wypalonej przed chwilą poprzedniczki. Odwieszony na krzesło koc ujęła nakrywając sobie nim plecy. Chuchnęła na skostniałe bezruchem oraz chłodem dłonie. Ogień w kominku pożerał niechętnie mokre bale drewna nie nadążając za skrajnie schodząca poniżej zera temperaturę. Nie było jednak źle. Nieznaczny chłód wewnątrz latanii pomagał utrzymać trzeźwość myśli - pocieszała się uśmiechając się delikatnie w stronę świecy, kiedy to ponownie podsunęła pod nos opasły tom księgi poświęcony numerologicznej wiedzy dotyczącej odczytywania oraz rozpoznawania magicznych przepływów magii. Była to żmudna, lecz również bardzo kształcąca lektura. Jako naukowiec musiała dbać w końcu o rozwój, konfrontować pozyskaną wiedzę oraz doświadczenie z tym zapisanym przez innych naukowców teraz, jak również i dawniej. Poszerzać swoją perspektywę widzenia, czucia, rozumienia magii. Nie przeszkadzało jej to. Decydując się na ścieżkę naukowca doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że wiązać się to będzie z ciągłym studiowaniem, z byciem uczniem do ostatnich dni swej kariery, życia. Nie żałowała. Jak na razie.
Księga którą dezerterowała wybrała nieprzypadkowo. Od przeszło kilku miesięcy baczniej zwracała uwagę na zjawisko aur. Sama definicja tej osobliwości nie była wcale taka prosta. Nim otworzy się księgę chcąc zdefiniować to pojęcie na myśl przyjdzie zbiór emocji, wrażeń wiążących się z danym miejscem, osobą, wydarzeniem. Odbieranych zmysłem słuchu, wzroku, dotyku, sporadycznie węchu, smaku. Ściśle powiązany ze zmysłem magicznym wykształconym wyłącznie u czarodziei. To była jej zdaniem najbardziej ogólna definicja jaką byłaby w stanie złożyć z marszu, gdyby ktoś ja o to w tym momencie poprosił. Była intuicyjna. Chcąc zgłębić jego istotę należało zacząć od podstaw - a więc przestudiowania pierwotnego znaczenia verbum. Przekartkowała już wcześniej księgi dotyczące historii, mitologii, różnego rodzaju encyklopedie. Sporządziła notatki z wiedzy, której nie posiadała w głowie. Jak na razie. Nie odsuwając księgi przyciągnęła w zamyśleniu skrawek zapisanego przez siebie prgaminu.
Z łacińskiego awra rozumiana jest jako nastrój panujący w określonym miejscu, czasie, momencie. Jest synonimem słowa tempestas rozumianego jako wicher, burzę, sztorm. Mając na uwadze oba znaczenia sama awra w jednym i drugim przypadku opisuje coś nieposiadającego stałej formy, coś co nieustannie się zmienia w czasie. Wyziew, para, podmuch.
Z greckiego aura znaczy objaw sygnałowy, tchnienie, stan pogody - ostatnie znaczenie posiada koligację z greckim meteorol będącym określeniem na zjawiska zachodzące w atmosferze, lecz nie tylko te atmosferycznych, pogodowych, lecz również astronomicznych.
Pierwotne, zamierzchłe definicje posiadały odniesienie do pogody określając aurę samo w sobie jako swoisty rodzaj niewidzialnego, wietrznego zjawiska, które dało się badać, które było zmienne i wpływało na otoczenie. Shelta jako czarownica, a co istotniejsze - biegły numerolog wiedziała, że oba opisy definiowały ruch magicznych cząstek i to w tym momencie studiowała widząc możliwą korzyść w tej wiedzy. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że już teraz czarodziejski świat korzystał z tej gałęzi magicznej teorii poprzez liczne zaklęcia opierające się głównie na białej magii służące do wykrywania stworzeń, iluzji, pułapek, klątw, ludzi. W dziedzinie uroków były również zaklęcia wywołujące strach. Było więcej przykładów. Zdecydowanie można było te wszystkie zaklęcia określić jako po dziedzinę nazywając je zbiorczo magią aur. Każde z osobno posiadało wspólny element konstrukcyjny zaklęcia. Co prawda w różnej konfiguracji wartościowej, lecz jednak. Wiedziała to bo przeliczała te inkantacje dwa dni temu. Wszystkie zapiski znajdowały się w jej dłoni. Sięgnęła po nie by raz jeszcze spojrzeć na pierwszą stronę równo złożonych i spiętych kart pergaminu czytając po raz kolejny podkreślone wnioski. Znała je bardzo dobrze, lecz lubiła sobie podglądać, przywoływać obrazy kiedy myślała, a obiła to w tym momencie bardzo intensywnie odkładając je zaraz na bok, robiąc trochę miejsca na stole i sięgając po kolejna książkę otwierając ją na rozdziale zaznaczonym zdobną zakładką.
To co ją interesowało konkretnie to to, jak daleko można się posunąć w wykorzystaniu magicznych aur, ich widzeniu oraz kontrolowaniu poprzez doświadczenia empiryczne. Jak już ustaliła oczywistość - zjawisko aur było wykorzystywane w magii, nie było to też nowe pojęcie, może nieco zapomniane przez gnające do przodu odkrycia i traktowanie po macoszemu magicznych korzeni, lecz jednak istniało od tysiącleci. Ona sama również wykorzystywała możliwość wpływania na magiczne aury, badanie magii, identyfikowanie jej. Jako numerolog posiadała wiedzę oraz doświadczenie pozwalające jej wykorzystywać różdżkę w innych celach niż stricte rzucania zaklęć. Potrafiła tkać w przestrzeni Świstowski, porządkować, zagęszczać rozpraszać magię. Wykorzystywała tą wiedzę w celu weryfikowania mocy świstoklików, naprawiania uszkodzonych, jak i odnajdywania miejsca do którego były przypisane. Manipulowała oddechem, wiatrem, aurą. Z powodu anomalii była tez świadoma, że te uchodząc z niestabilnego, ekstremalnie silnego źródła potrafią być faktycznie widoczne i oddziaływać na otoczenie w sposób widzialny gołym okiem, wprawiając powietrze w drgania, korodując elementy kamienic w pobliżu których ich epicentra występowały. Wszystko to jednak dotyczyło magii zamkniętej w przedmiotach martwych lub na obszarach.
Wzniosła ręce do góry prężąc się i rozciągając ciało. Przetarła zmęczone od światła świecy oczy. Wstała z krzesła podnosząc świecznik, a drugą ręką podtrzymując zarzucony na plecy koc. Nie wypuściła z głowy myśli, rozważań oraz analiz. Przemieszczała się wraz z nimi w ogarniętym półmrokiem wnętrzu latarni rozświetlanych co jakiś czas złowrogim błyskiem grzmotu. Stąpając bosą stopa po kamiennych posadzkach czuła drżenie rozbijającej się raz po raz kolejnej ciężkiej, sztormowej fali. Jej uwaga przelała się na wiszący na zaokrąglonej ścianie zegar. Było późno. A raczej wcześnie. Przekręciła głowę sunąc jak widmo na niższe piętro, ku regałowi w którym miała zamknięte świstokliki czekające na odbiór przez zamawiających. Postawiła świecznik na jednej z półek w odpowiedniej odległości od ksiąg, a następnie oburącz szarpnęła szeroką, magiczną szufladę. Nad którą wzniosła rękę w której posiadała moc. ta była dla każdego czarodzieja naturalnym magicznym przewodnikiem. jeśli cokolwiek miała odczuć to właśnie w niej. Skupiła się, a gdy poczuła delikatnie mrowienie zaczęła rozchylać powieki. Nie była to magia którą była w stanie zobaczyć. Być może za słaba, za niemrawa. Ocierała się jednak o jej dłoń z delikatnością podobną do trzepotu motylich skrzydeł. Jak skondensowana musiałaby być by była widzialna? Dało się to jakoś zmierzyć? Wyznaczyć granice? Na pewno. W kolejnej chwili z lekką niepewnością rozłożyła dłoń przelewając na nie skupienie i uwagę. Czy była w stanie dostrzec swoją aurę? Jak by wyglądała. Skąd i na jaki obszar by uchodziła. Wspomnieniami uciekła do przygody w ponurym lesie, do aurora z którym tamtego dnia pracowała. Nie była pewna, lecz odnosiła wrażenie, że w jego obecności magia krążyła w inny sposób niż powinna. Może była to kwestia właśnie magicznych zdolności. Jako auror musiał posiadać ponadprzeciętne umiejętności magiczne. Czy gdyby odpowiednio się skupiła, wykorzystała różdżkę to czy byłaby wstanie dostrzec tą różnicę, aurę na żywej istocie? może jeszcze przed snem poświęci chwilę na badanie potencjału magicznego organizmów żywych. Wykres zależności tej krzywej od właściwości absorpcyjnych magii być może rzucałby nieco więcej światła na jej rozważania. Chwyciła więc świecznik i nim na powrót wróciła do biurka podeszła do regału z którego wyciągnęła kilka pozycji książkowych mających być jej wsparciem. Wątpliwe było by swoje nauki skończyła dziś, a właściwie ocierałoby się o cud, lecz chciała zacząć, zaszczepić kierunek w swych myślach, przespać się nimi i jutro na nowo do tego przysiąść z filiżanką kawy, na świeżo. Rzymu w jeden dzień nie zbudowano - z tą myślą po godzinie odłożyła pióro na bok, odrywając się od prowadzonych wyliczeń. Do ksiąg powkładała zakładki, podkreśliła kluczowe słowa i udała się na spoczynek.
|zt
Przechodząc koło okna potarła ramiona, czując jak bijący przez szybę chłód przegryza się przez splot swetra. Podeszła do kredensu wyjmując z niego świecę wtykając ją w następnej kolejności na świecznik w miejsce jej wypalonej przed chwilą poprzedniczki. Odwieszony na krzesło koc ujęła nakrywając sobie nim plecy. Chuchnęła na skostniałe bezruchem oraz chłodem dłonie. Ogień w kominku pożerał niechętnie mokre bale drewna nie nadążając za skrajnie schodząca poniżej zera temperaturę. Nie było jednak źle. Nieznaczny chłód wewnątrz latanii pomagał utrzymać trzeźwość myśli - pocieszała się uśmiechając się delikatnie w stronę świecy, kiedy to ponownie podsunęła pod nos opasły tom księgi poświęcony numerologicznej wiedzy dotyczącej odczytywania oraz rozpoznawania magicznych przepływów magii. Była to żmudna, lecz również bardzo kształcąca lektura. Jako naukowiec musiała dbać w końcu o rozwój, konfrontować pozyskaną wiedzę oraz doświadczenie z tym zapisanym przez innych naukowców teraz, jak również i dawniej. Poszerzać swoją perspektywę widzenia, czucia, rozumienia magii. Nie przeszkadzało jej to. Decydując się na ścieżkę naukowca doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że wiązać się to będzie z ciągłym studiowaniem, z byciem uczniem do ostatnich dni swej kariery, życia. Nie żałowała. Jak na razie.
Księga którą dezerterowała wybrała nieprzypadkowo. Od przeszło kilku miesięcy baczniej zwracała uwagę na zjawisko aur. Sama definicja tej osobliwości nie była wcale taka prosta. Nim otworzy się księgę chcąc zdefiniować to pojęcie na myśl przyjdzie zbiór emocji, wrażeń wiążących się z danym miejscem, osobą, wydarzeniem. Odbieranych zmysłem słuchu, wzroku, dotyku, sporadycznie węchu, smaku. Ściśle powiązany ze zmysłem magicznym wykształconym wyłącznie u czarodziei. To była jej zdaniem najbardziej ogólna definicja jaką byłaby w stanie złożyć z marszu, gdyby ktoś ja o to w tym momencie poprosił. Była intuicyjna. Chcąc zgłębić jego istotę należało zacząć od podstaw - a więc przestudiowania pierwotnego znaczenia verbum. Przekartkowała już wcześniej księgi dotyczące historii, mitologii, różnego rodzaju encyklopedie. Sporządziła notatki z wiedzy, której nie posiadała w głowie. Jak na razie. Nie odsuwając księgi przyciągnęła w zamyśleniu skrawek zapisanego przez siebie prgaminu.
Z łacińskiego awra rozumiana jest jako nastrój panujący w określonym miejscu, czasie, momencie. Jest synonimem słowa tempestas rozumianego jako wicher, burzę, sztorm. Mając na uwadze oba znaczenia sama awra w jednym i drugim przypadku opisuje coś nieposiadającego stałej formy, coś co nieustannie się zmienia w czasie. Wyziew, para, podmuch.
Z greckiego aura znaczy objaw sygnałowy, tchnienie, stan pogody - ostatnie znaczenie posiada koligację z greckim meteorol będącym określeniem na zjawiska zachodzące w atmosferze, lecz nie tylko te atmosferycznych, pogodowych, lecz również astronomicznych.
Pierwotne, zamierzchłe definicje posiadały odniesienie do pogody określając aurę samo w sobie jako swoisty rodzaj niewidzialnego, wietrznego zjawiska, które dało się badać, które było zmienne i wpływało na otoczenie. Shelta jako czarownica, a co istotniejsze - biegły numerolog wiedziała, że oba opisy definiowały ruch magicznych cząstek i to w tym momencie studiowała widząc możliwą korzyść w tej wiedzy. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że już teraz czarodziejski świat korzystał z tej gałęzi magicznej teorii poprzez liczne zaklęcia opierające się głównie na białej magii służące do wykrywania stworzeń, iluzji, pułapek, klątw, ludzi. W dziedzinie uroków były również zaklęcia wywołujące strach. Było więcej przykładów. Zdecydowanie można było te wszystkie zaklęcia określić jako po dziedzinę nazywając je zbiorczo magią aur. Każde z osobno posiadało wspólny element konstrukcyjny zaklęcia. Co prawda w różnej konfiguracji wartościowej, lecz jednak. Wiedziała to bo przeliczała te inkantacje dwa dni temu. Wszystkie zapiski znajdowały się w jej dłoni. Sięgnęła po nie by raz jeszcze spojrzeć na pierwszą stronę równo złożonych i spiętych kart pergaminu czytając po raz kolejny podkreślone wnioski. Znała je bardzo dobrze, lecz lubiła sobie podglądać, przywoływać obrazy kiedy myślała, a obiła to w tym momencie bardzo intensywnie odkładając je zaraz na bok, robiąc trochę miejsca na stole i sięgając po kolejna książkę otwierając ją na rozdziale zaznaczonym zdobną zakładką.
To co ją interesowało konkretnie to to, jak daleko można się posunąć w wykorzystaniu magicznych aur, ich widzeniu oraz kontrolowaniu poprzez doświadczenia empiryczne. Jak już ustaliła oczywistość - zjawisko aur było wykorzystywane w magii, nie było to też nowe pojęcie, może nieco zapomniane przez gnające do przodu odkrycia i traktowanie po macoszemu magicznych korzeni, lecz jednak istniało od tysiącleci. Ona sama również wykorzystywała możliwość wpływania na magiczne aury, badanie magii, identyfikowanie jej. Jako numerolog posiadała wiedzę oraz doświadczenie pozwalające jej wykorzystywać różdżkę w innych celach niż stricte rzucania zaklęć. Potrafiła tkać w przestrzeni Świstowski, porządkować, zagęszczać rozpraszać magię. Wykorzystywała tą wiedzę w celu weryfikowania mocy świstoklików, naprawiania uszkodzonych, jak i odnajdywania miejsca do którego były przypisane. Manipulowała oddechem, wiatrem, aurą. Z powodu anomalii była tez świadoma, że te uchodząc z niestabilnego, ekstremalnie silnego źródła potrafią być faktycznie widoczne i oddziaływać na otoczenie w sposób widzialny gołym okiem, wprawiając powietrze w drgania, korodując elementy kamienic w pobliżu których ich epicentra występowały. Wszystko to jednak dotyczyło magii zamkniętej w przedmiotach martwych lub na obszarach.
Wzniosła ręce do góry prężąc się i rozciągając ciało. Przetarła zmęczone od światła świecy oczy. Wstała z krzesła podnosząc świecznik, a drugą ręką podtrzymując zarzucony na plecy koc. Nie wypuściła z głowy myśli, rozważań oraz analiz. Przemieszczała się wraz z nimi w ogarniętym półmrokiem wnętrzu latarni rozświetlanych co jakiś czas złowrogim błyskiem grzmotu. Stąpając bosą stopa po kamiennych posadzkach czuła drżenie rozbijającej się raz po raz kolejnej ciężkiej, sztormowej fali. Jej uwaga przelała się na wiszący na zaokrąglonej ścianie zegar. Było późno. A raczej wcześnie. Przekręciła głowę sunąc jak widmo na niższe piętro, ku regałowi w którym miała zamknięte świstokliki czekające na odbiór przez zamawiających. Postawiła świecznik na jednej z półek w odpowiedniej odległości od ksiąg, a następnie oburącz szarpnęła szeroką, magiczną szufladę. Nad którą wzniosła rękę w której posiadała moc. ta była dla każdego czarodzieja naturalnym magicznym przewodnikiem. jeśli cokolwiek miała odczuć to właśnie w niej. Skupiła się, a gdy poczuła delikatnie mrowienie zaczęła rozchylać powieki. Nie była to magia którą była w stanie zobaczyć. Być może za słaba, za niemrawa. Ocierała się jednak o jej dłoń z delikatnością podobną do trzepotu motylich skrzydeł. Jak skondensowana musiałaby być by była widzialna? Dało się to jakoś zmierzyć? Wyznaczyć granice? Na pewno. W kolejnej chwili z lekką niepewnością rozłożyła dłoń przelewając na nie skupienie i uwagę. Czy była w stanie dostrzec swoją aurę? Jak by wyglądała. Skąd i na jaki obszar by uchodziła. Wspomnieniami uciekła do przygody w ponurym lesie, do aurora z którym tamtego dnia pracowała. Nie była pewna, lecz odnosiła wrażenie, że w jego obecności magia krążyła w inny sposób niż powinna. Może była to kwestia właśnie magicznych zdolności. Jako auror musiał posiadać ponadprzeciętne umiejętności magiczne. Czy gdyby odpowiednio się skupiła, wykorzystała różdżkę to czy byłaby wstanie dostrzec tą różnicę, aurę na żywej istocie? może jeszcze przed snem poświęci chwilę na badanie potencjału magicznego organizmów żywych. Wykres zależności tej krzywej od właściwości absorpcyjnych magii być może rzucałby nieco więcej światła na jej rozważania. Chwyciła więc świecznik i nim na powrót wróciła do biurka podeszła do regału z którego wyciągnęła kilka pozycji książkowych mających być jej wsparciem. Wątpliwe było by swoje nauki skończyła dziś, a właściwie ocierałoby się o cud, lecz chciała zacząć, zaszczepić kierunek w swych myślach, przespać się nimi i jutro na nowo do tego przysiąść z filiżanką kawy, na świeżo. Rzymu w jeden dzień nie zbudowano - z tą myślą po godzinie odłożyła pióro na bok, odrywając się od prowadzonych wyliczeń. Do ksiąg powkładała zakładki, podkreśliła kluczowe słowa i udała się na spoczynek.
|zt
angel heart | devil mind
Pracownia Alchemiczna, III piętro
Szybka odpowiedź