Cedric James Dearborn
Nazwisko matki: Fenwick
Miejsce zamieszkania: Oaza Harolda
Czystość krwi: półkrwi
Status majątkowy: ubogi
Zawód: auror
Wzrost: 187cm
Waga: 86 kg
Kolor włosów: brązowe
Kolor oczu: orzechowe
Znaki szczególne: kilka blizn, najpaskudniejsza na wierzchu lewej dłoni, ślad po czarnomagicznym zaklęciu Corio, niska barwa głosu, znamię pod prawą łopatką
osika, łuska smoka, 12 i pół cala, sztywna
Ravenclaw
foxhound angielski
martwe ciało Allyi
melisą, bzem, kawą i wiśniami
Allyę, która mi przebacza
praca, starożytne runy, szachy czarodziejów
Jastrzębiom z Falmouth
latanie na miotle, pływanie, bieganie
tego, co wpadnie w ucho
Matthew Mcconaughey
Wspomnienia z dzieciństwa pełne są zapachu bzu, tarty melasowej matki i skórzanego płaszcza ojca, który zawsze zarzucał na grzbiet, gdy wyjeżdżał. Czasami, gdy wszyscy już spali, schodziłem na palcach do sieni, by ściągnąć go z wieszaka i zatonąć w nim, wyobrażając sobie, że sam przeżywam wszystkie te przygody z opowieści ojca, opowiadanych mnie i siostrze przed snem. We własnej wyobraźni penetrowałem wnętrza starożytnych piramid, poszukując ich skarbów i tajemnic, przedzierałem się przez gęstą dżunglę Ameryki Południowej, pokonywałem strome szlaki Gór Skandynawskich, uzbrojony w swoją różdżkę i słownik ojca. Był on bowiem runistą, znawcą starożytnych run i klątw, utalentowanym w białej magii czarodziejem; pracował dla Banku Gringotta jako łamacz i z jego ramienia podróżował po całym świecie, w poszukiwaniu skarbów i przygód. Po ślubie z moją matką, uzdrowicielką – porzuciła jednak wyuczony zawód na rzecz roli piastunki domowego ogniska – zwolnił tempo, starając się jak najwięcej czasu spędzać w rodzimej Anglii, miał jednak naturę włóczykija i jego dusza więdła, gdy tkwił w czterech ścianach zbyt długo. Matka kochała go szalenie i godziła się na to, musiała, kiedy bywały dni, gdy zawartość ich własnej skrytki w Gringocie topniała. Nie wiodło nam się źle. Mieszkaliśmy w Dolinie Godryka, w niewielkim domu, otoczonym ogrodem pełnym bzów. Nie mogę powiedzieć, by czegokolwiek nam z siostrą brakowało. W poranki Bożego Narodzenia w nogach łóżka zawsze znajdowaliśmy prezenty, mieliśmy kryjówkę w domku na drzewie, a po ogrodzie ganiał z nami Jimmy, nasz psidwak. Z tamtego okresu pamiętam zmartwione spojrzenie matki i zmarszczone gniewnie brwi ojca, jego krzyk, gdyśmy z Lizzy zniknęli na całe popołudnie i zmierzch – suka sąsiada oszczeniła się i straciliśmy poczucie czasu – i wrócili umorusani długo po zachodzie słońca, matka płakała, a ojciec ściągnął pas i wymierzył nam po kilkanaście razów. Nigdy później nie spóźniłem się już nigdzie.
Mogę jednak powiedzieć, że byłem szczęśliwym dzieckiem. Nie doskwierała nam bieda, nie imały się nas choroby, wszyscyśmy przeżyli pierwszą wojnę czarodziejów, a magia przebudziła się i we mnie i w niewiele młodszej Lizzy, choć gdyby stało się inaczej, nie spędzałoby to snu z powiek rodzicom – oboje byli czarodziejami światłymi i tolerancyjnymi, o dość liberalnych poglądach, nie wierzyli, że czysta krew, czy tytuł przed imieniem świadczy o czymkolwiek. Ojciec zawsze powtarzał, że to czyny mówią prawdę o czarodzieju, a na szacunek należy nimi zasłużyć. W Dolinie Godryka mieszkali zarówno magiczni, jak i mugole, a ja miałem wśród nich zaufanych i wiernych przyjaciół, choć nie było ich wielu. Najpewniej czułem się w niewielkim gronie, zostałem bowiem obdarzony skrytą i małomówną naturą, nigdy nie strzępiłem języka po próżnicy i potrzebowałem czasu, by otworzyć się przed innymi. Pamiętam, że magia przebudziła się we mnie przy Olivii, rok starszej mugolce, w której kochałem się skrycie. Miała światło księżyca zaklęte w warkoczu i blask wszystkich gwiazd nocnego nieba w jasnych oczach, a także krnąbrnego, rudego kota, który czmychnął przed nicponiami z sąsiedztwa na najwyższe drzewo czereśni i nie wiedział jak zejść. Wspiąłem się po niego, choć matka wielokrotnie mi tego zabraniała, nieuważnie postawiłem stopę na obumarłej gałęzi; trzasnęła złowieszczo, a mnie całe moje krótkie życie przeleciało przed oczyma, gdy spadałem w dół. Olivia krzyczała, inne gałęzie rozerwały mi koszulę, byłem już gotów na uderzenie, kiedy zawisłem kilka cali nad ziemią i lewitowałem tak dwa, może trzy uderzenia serca. Obsypała wówczas moją twarz niewinnymi całusami, łkając z radości, że nic mi nie jest, a kilka godzin później opowieściami wszystkich innych, o tym, czego udało mi się dokonać. Wszyscy orzekli, że musiało się jej wydawać. Ależ nie! Cedric naprawdę unosił się w powietrzu, powtarzała uparcie, spojrzeniem próbując wymusić na mnie potwierdzenie; nie mogłem przytaknąć, nie w towarzystwie niemagicznych, ojciec zawsze powtarzał, że należy ich chronić i nigdy nie wspominać o magii. Zaprzeczyłem, Olivia została nazwana bajkopisarką i obraziła się na mnie śmiertelnie; bolało, wiedziałem jednak, że postąpiłem słusznie.
Jak wielu chłopców byłem zapatrzony w swego ojca. Imponowała mi jego wiedza, w zachwyt wprawiały o przygodach, największy szacunek zaskarbił jednak zadaniami, które przede mną stawiał. Ojciec nie zwykł bowiem po prostu dać mi prezentu przywiezionego z podróży. Ukrywał go w domu, w ogrodzie, gdzieś w Dolinie Godryka, pozostawiając mi wskazówki, tropy i łamigłówki, zachęcał mnie, abym odnalazł go sam. Czasami złościłem się i wściekałem, nie potrafiąc odnaleźć rozwiązania, dopiero po czasie doceniłem jego trud i cierpliwość. Powtarzałem, że chcę być taki jak, że chcę pójść jego śladem, a pozwalał mi na małe kroki ku spełnieniu tego życzenia. Nauczył mnie pływać i jak trzymać w dłoni szablę, odnalezionej w jednym z francuskich zamczysk, miał do niej słabość.
Nie wiem którego z nas rozpierała większa duma i radość, gdy Tiara Przydziału wykrzyknęła Ravenclaw, kiedy ledwie dotknęła mojej głowy. Byłem bystrym i pojętnym chłopcem, choć nigdy nie aspirowałem do miana prymusa. Lubiłem uczyć się tego, co mnie interesowało. Potrafiłem zaskoczyć nauczycieli anegdotami wyczytanymi w starych księgach, a jednocześnie zawieść brakiem wypracowania na zadany temat, co wynikało raczej z nieumiejętnego zarządzana czasem i poświęceniu uwagi akurat nie temu, czemu trzeba było. Nie miałem jednak problemów z nauka; tak jak większość miałem swe słabsze i mocniejsze strony. Do pierwszych zdecydowanie należały eliksiry i transmutacja. Zyskiwałem jednak aprobatę i uznanie nauczycieli obrony czarną magią oraz starożytnych run. Przez pierwsze lata szkoły sądziłem, ze naprawdę pójdę w ślady ojca i zostanę łamaczem klątw; poświęcałem nauce run wiele czasu i uwagi, nieświadom tego, co szykował dla mnie los. W okolicach trzeciej klasy wystrzeliłem w górę niczym młoda brzoza, interesowałem się quidditchem i nieźle latałem na miotle, namówiono mnie, abym spróbował swych sił podczas rekrutacji do domowej drużyny. Udało mi się ją zwyciężyć i do końca szkoły grałem na pozycji pałkarza. Pomiędzy treningami, a nauką odnajdywałem także czas, by uczestniczyć w spotkaniach Klubu Pojedynków.
Dobrze mi to robiło. Musiałem odreagować. To był rok, gdy w Hogwarcie została otworzona Komnata Tajemnic, jak gdyby szalejąca poza murami szkoły wielka wojna czarodziejów to było mało, zginęła wtedy dziewczyna. Wchodziłem w paskudny wiek buntu i buzujących hormonów, rozumiałem jednocześnie coraz więcej, a jednocześnie coraz mniej – bo jak można zrozumieć taki świat?
Byłem w trakcie piątego roku nauki, gdy sowa o czarnych skrzydłach przyniosła jeszcze czarniejsze skrzydła. Mój ojciec – Caradoc James Daerborn – zginął. Został zamordowany, gdy stanął w obronie swego najserdeczniejszego przyjaciela, czarodzieja mugolskiego pochodzenia; nie chciano wtedy zdradzić mi szczegółów sprawy, wiedziałem jedynie, że dokonał tego czarnoksiężnik. Opiekun domu, matka, stryj sądzili, że ochronią mnie i Lizzy, nie mówiąc o tym jak do tego doszło. Prawda była taka, że dostałem obsesji na tym punkcie, nie złapano bowiem sprawcy, morderca pozostał bezkarny i nieuchwytny. Musiałem się dowiedzieć. Musiałem dotrzeć do prawdy. Musiałem też się zemścić.
Porzuciłem wtedy marzenia o pracy dla Banku Gringotta. O piramidach, grobowcach i tajemnicach starożytnych. By nie zwariować z rozpaczy, poczucia niemocy i niesprawiedliwości świata całe dnie przesiadywałem nad książkami, w pustych klasach ćwicząc zaklęcia i przy kociołku. Nigdy nie sądziłem, że spróbuję zdać SUMy tak, by mieć szansę na kurs aurorski – ale wiedziałem, że muszę podążyć tą właśnie drogą.
Dla mojego ojca.
Zwycięstwo Grindelwalda nad Albusem Dumbledorem zabiło także we mnie jakąś nadzieję i kolejną cząstkę wiary w lepsze jutro. Utwierdziło jednocześnie w przekonaniu, że podjąłem jedyną słuszną decyzję. Udało mi się egzaminy końcowe zdać na tyle dobrze, by z sukcesem starać się o przyjęcie na kurs aurorski. To były trzy bardzo trudne i długie lata mojego życia. Lata pełne wyrzeczeń, ciężkiej pracy i nauki, lecz nawet najcięższe treningi i najtrudniejsze lekcje, makabryczne historie opowiadane przez wykładowców nie były w stanie naprawdę przygotować człowieka na to, co czekało go po kursie.
Ujrzawszy pierwsze, zmasakrowane czarnomagicznymi zaklęciami zwłoki niemal nie zwymiotowałem. Żołądek podszedł mi do gardła, a dłonie drżały, udało mi się zapanować nad nerwami. Wiele śledztw zapadło mi w pamięć, to pierwsze jednak w szczególności, dotyczyło młodej kobiety i dwójki dzieci, które powiła mugolowi. On został uznany za zaginionego. Niektóre sprawy spędzały mi sen z powiek, liczne twarze zastygłe w wyrazie przerażenia i agonii, prześladowały mnie w snach. W pierwszych latach miewałem chwile zwątpienia, jednakże każdy uwięziony za kratami zbrodniarz utwierdzał mnie w przekonaniu, że to co czynię jest słuszne, że muszę to robić – bo jeśli nie my, to kto? Kto weźmie na barki ten ciężar? Lata mijały, we mnie zaś umierała wiara w ludzkość, a uczucia chowały się coraz głębiej za wysokim murem. Coraz lepiej rozumiałem pobłażliwe spojrzenia starszych, doświadczonych aurorów, posyłanych w stronę młodych i gorliwych czarodziejów, świeżo po kursie, pełnych wiary, że zdołają zmienić świat.
Świat trudno zmienić, można jednak wytropić i skuć kilku skurwysynów, a z pewnością stanie się choć ciut lepszym miejscem.
Nie pamiętam, kiedy pojawiła się w moim życiu. Miałem może dwadzieścia dwa, może dwadzieścia trzy lata, gdzieś w tych okolicach złapałem ją za rękę. Allya była dziewczyną łagodną i piękną, mądrą i dobrą, jej palce pachniały farbą, a szyja wiśniami. Nie pozwoliła, by moje serce zmieniło się w głaz, poruszyła je na nowo, przypominając mi o wszystkich uczuciach, które starałem się wyprzeć, wyplenić z siebie, by nie czyniły mnie słabym. To były piękne, upojne chwile, które dawały mi wiarę i siłę. Zgodziła się zostać moją żoną, a ja prawie oszalałem ze szczęścia. Ślub i wesele były ciche i skromne, tak jak sobie tego życzyła; moja schorowana, samotna matka i Lizzie płakały ze szczęścia. Pod sercem Allyi prędko zakiełkowało nowe życie. Odpychałem wtedy od siebie wątpliwości i strach przed nieznanym, przed niebezpieczeństwem, które mogłem na nie ściągnąć; radość z narodzin Annie zagłuszyła je na kilka dni. Dzięki nim czułem wtedy szczęście.
Szczęście to było jedynie domkiem z kart. Zatruwane przez moją obsesję, o której nie potrafiłem zapomnieć, w końcu runęło. Zawsze miałem w pamięci sprawę morderstwa mojego ojca. Zasługiwał na sprawiedliwość, zasługiwał, aby odnaleźć jego mordercę – i doprowadzić przed Wizengamot. Poświęcałem temu wiele czasu, często kosztem własnej rodziny, nie byłem dobrym mężem i ojcem, zbyt rzadko odwiedzałem dom, a wieczorami przeglądałem dokumenty i działałem na własną rękę.
Wiedziałem, że nie zaznam spokoju, dopóki go nie znajdę.
Miałem wsparcie w swoim partnerze, pomógł mi przeszukać archiwum, poświęcał własny wolny czas, by podróżować ze mną po Wielkiej Brytanii i przesłuchiwać świadków, mogących mieć powiązanie ze sprawą. Zajęło mi to wiele czasu, cholernie dużo czasu, po nitce dotarłem jednak do kłębka, choć wiele tropów okazywało się ślepą uliczką.
Odnalazłem go, doszło do pojedynku, w którym straciłem nad sobą panowanie. Mieliśmy doprowadzić go przed wymiar sprawiedliwości i doprowadziliśmy, lecz martwego. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie tego, co dokładnie się stało. Chyba wyparłem to z pamięci, choć urywki tamtych wydarzeń nawiedzają mnie we śnie. Wiem, że nadużyłem własnych uprawnień, wiem, że poniosły mnie emocje – ale naprawdę musiałem.
Wszczęto postępowanie wyjaśniające przeciwko mnie. Nie potrafiłem spać i jeść, gdy moja kariera wisiała na włosku. Nie potrafiłem rozmawiać o tym z Allyą, oddaliśmy się od siebie, kochałem ją, ale nie potrafiłem obarczyć ją tym ciężarem, sądziłem, że postępuję słusznie. Dzięki mojemu partnerowi, który zeznawał na moją korzyść, dzięki wcześniejszej nieposzlakowanej opinii i dobrej dyscyplinie pracy, postępowanie zostało zakończone, a ja pozostałem na stanowisku.
Dokonałem zemsty. Zabiłem go. Zabiłem jego i jednocześnie cząstkę samego siebie. Znów coś we mnie umarło, a ciężar w żołądku zastąpił inny. Nie wiedziałem jak miałem z tym żyć, jakie jednak miałem wyjście? Musiałem.
Patrzyłem w otchłań tak długo, aż ona wejrzała we mnie.
Narastała we mnie frustracja. Poczucie niemocy i niesprawiedliwości. Grindelwald władał ich krajem, wszystko wydawało się coraz głębszym i bardziej cuchnącym gównem, a ja brodziłem w tym wszystkim aż po pas, próbując nieść światło. Nieporozumienia pomiędzy mną a żoną pogłębiały się nieustannie. Często dużo lepiej rozumiała mnie szklanka whisky, niż Allya. Co się z nami stało i kiedy? Czy byłem temu winien tylko ja? Wypierałem poczucie winy. Wmawiałem sobie, że ciężko pracuję, a ona nie potrafi tego zrozumieć, a jednocześnie drżałem z lęku o nią i córkę.
Czułem wobec samego siebie obrzydzenie, gdy w moim życiu pojawiła się Rita. Nie potrafiłem i może nie chciałem jej wtedy odtrącić. Gorących ust, chętnych ud i niebezpiecznej iskry w oku. Niewiele o niej wiedziałem i wcale nie chciałem wiedzieć. Potrzebowałem jedynie zapomnienia, słonego posmaku jej skóry i ciszy, która zapadała pomiędzy nami, gdy przygasł płomień namiętności; nie było w niej nic niezręcznego, dobrze było nam razem milczeć.
To nie trwało długo. Prędko zorientowałem się jak wiele Rita ma przede mną do ukrycia i wcale nie były to sekrety piękna kobiecego wnętrza, a plugawe tajemnice gnijącej duszy. Zdałem sobie sprawę, ze całowałem usta wroga, że jej delikatne palce potrafiły nakładać okrutne klątwy. Nie czułem nic, gdy przyszło mi Ritę aresztować i postawić przed organami ścigania, pozostawiając sprawę innym; nie mogłem uczestniczyć w procesie osobiście ze względów formalnych, zrobiłbym jednak wszystko, by trafiła do Azkabanu – bez względu na to, co nas łączyło. Rozmyło się niczym strużka dymu na nocnym niebie.
Dzień pogrzebu żony i córki pamiętam jak przez mgłę. Chyba nie docierało do mnie, że to się dzieje naprawdę, że dwa tygodnie wcześniej przekroczyłem próg domu i pierwsze co dostrzegłem to ich martwe ciała w kałuży krwi. Czy to bracia Rity, czy jej współpracownicy?
Oko za oko, ząb za ząb.
Nigdy w życiu nie czułem się gorzej. Rozpacz i wyrzuty sumienia wypalały to, co ze mnie zostało. Wyżerały jak trucizna, pozostawiając po sobie jedynie popioły. Ich śmierć była wyłącznie moją winą. Wiedziałem to. Podskórnie czułem to od chwili, gdy włożyłem na palec Allyi obrączkę, że jednocześnie wydałem na nią wyrok. Nigdy nie powinienem był się żenić. Nigdy nie powinien był mieć dzieci. Wybrałem swoją drogę – drogę aurora – i powinienem był podążać nią samotnie. Dla dobra własnego i przede wszystkim dobra Allyi. Dałbym wszystko, by móc cofnąć czas, lecz ich zmieniacze pozostawały poza moim zasięgiem.
Wyrzuty sumienia zagłuszałem szklanką whisky i pracą. Spędzałem w Biurze Aurorów tyle czasu, że zaczęto żartować o odcinaniu mi odpowiedniej kwoty za czynsz z wynagrodzenia. Minęło kilka lat, a wokół moich oczu pojawiło się kilka głębokich zmarszczek, na ciele wyraźnych blizn. Sensem mojego życia stała się próba odkupienia win. Walczyłem dla mojego ojca. Walczyłem dla Allyi i córki.
Śmierć byłaby dla mnie łaską.
Dalsza egzystencja jest wystarczająco surową karą. Muszę żyć z poczuciem winy. Muszę żyć sfrustrowany tym, co dzieje się wokół, bo choć robię co mogę, to wydaje mi się, ze wszystko to na próżno. Grindelwald zniknął, cóż jednak z tego, gdy pojawił się inny czarnoksiężnik? Świat pogrąża się w chaosie, a ja czuję, ze utonąłem w nim już dawno.
Mam dwadzieścia dziewięć lat. Pozbyłem się domu, w którym mieszkałem z Allyą, zbyt wiele było w nim bolesnych wspomnień; zamieszkałem w klitce na przedmieściach Londynu, choć gdy tylko mogę odwiedzam Dolinę Godryka, by pomóc Lizzie w opiece nad matką. Od śmierci ojca czuję się za nie odpowiedzialny, wiem, że mnie potrzebują. Tak jak ja potrzebuję ich. W nielicznych, wolnych chwilach gram w szachy czarodziejów, czasami wyobrażam sobie, że naprzeciw mnie siedzi znów ojciec. Tak bardzo pragnąłem, aby był ze mnie dumny, a świadomość, że nie dałem mu ku temu powodów wyniszcza mnie od środka.
Służę sprawiedliwości od kilku długich, trudnych lat, lecz czy jestem dobrym człowiekiem? Czy ci, którzy walczą z demonami, nie stają się jednymi z nich?Moje własne wyniszczyły mnie od środka, pozostawiając suchą, twardą skorupę. Uchodzę za człowieka skrytego, nieustępliwego i szorstkiego w obyciu. Lata służby wypleniły ze mnie wszelkie sentymenty.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 29 | +3 (różdżka) |
Zaklęcia i uroki: | 25 | +2 (różdżka) |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Uzdrawianie: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Alchemia: | 0 | Brak |
Sprawność: | 11 | Brak |
Zwinność: | 5 | 0 |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Dodatkowy język | I lub II | 1 lub 2 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Anatomia | I | 2 |
Historia magii | I | 2 |
Kłamstwo | I | 2 |
Numerologia | I | 2 |
Perswazja | I | 2 |
Starożytne runy | II | 10 |
Spostrzegawczość | III | 25 |
Skradanie | I | 2 |
Zastraszanie | I | 2 |
Zręczne ręce | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Odporność magiczna | I | 5 (+27,5) |
Wytrzymałość psychiczna | III | 20 |
Savoir-vivre | I | 2 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Zakon Feniksa | I | 8 |
Rozpoznawalność | I | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (wiedza) | I | ½ |
Muzyka (wiedza) | I | ½ |
Muzyka (śpiew) | I | ½ |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Quidditch | I | ½ |
Latanie na miotle | II | 7 |
Wyścigi na miotle | I | ½ |
Wspinaczka | I | ½ |
Pływanie | I | ½ |
Szermierka | I | ½ |
Walka wręcz | I | ½ |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
- | - | 0 |
Reszta: 0 |
różdżka, sowa
becomes law
resistance
becomes duty
Ostatnio zmieniony przez Cedric Dearborn dnia 26.03.19 23:12, w całości zmieniany 2 razy
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzał: Ramsey Mulciber
[28.05.19] Ingrediencje (listopad/grudzień)
[16.08.20] Kryształ (lipiec/wrzesień)
[15.01.21] Komponenty (październik/grudzień)
[12.08.21] Komponenty (styczeń/marzec)
[17.08.20] Wsiąkiewka (kwiecień-czerwiec): +2 PB
[31.10.20] Wsiąkiewka (lipiec-wrzesień): +3 PB
[02.11.20] Rozwój biegłości: numerologia (0 -> I): -2 PB z reszty
[15.01.21] Rozwój biegłości: savoir-vivre (0 -> I): -2 PB z reszty
[18.05.21] Wsiąkiewka (październik-grudzień): +3 PB
[28.03.19] Wykonywanie zawodu (wrzesień/październik), +50 PD
[15.06.19] Zdobycie osiągnięcia: Złoty Myśliciel, +30 PD
[17.07.19] Zdobycie osiągnięcia: Mały pędzibimber; +30PD
[30.07.19] Wykonywanie zawodu (lis/gru): +50 PD
[31.07.19] Wsiąkiewka (listopad/grudzień), +30 PD
[13.04.20] Zmiana wizerunku
[22.04.20] Zdobycie osiągnięcia: Do wyboru, do koloru; +30 PD
[20.05.20] Wykonywanie zawodu (kwiecień-maj-czerwiec), +50 PD
[02.06.20] [G] Zakup: Chata w Oazie; -150 PM
[04.06.20] Osiągnięcie (Wilk z Pokątnej Street): +60 PD
[04.06.20] Rozwój postaci: +5 OPCM, -400 PD
[29.07.20] Spokojnie jak na wojnie: +25 PD
[05.08.20] Wydarzenie: Na kogo wypadnie, na tego bęc; +60 PD
[12.08.20] Zdobycie zarejestrowanej różdżki
[17.08.20] Wsiąkiewka (kwiecień-czerwiec): +90 PD
[09.09.2020] Zdobycie osiągnięć: Weteran (07.09.2019-07.09.2020) i Złoty myśliciel II; +130PD
[16.09.20] Rozwój postaci: +5 Uroki, -400 PD
[16.10.20] Osiągnięcie (Obieżyświat): +30 PD
[02.11.20] Osiągnięcie (Władca lochów): +30 PD
[31.10.20] Wsiąkiewka (lipiec-wrzesień): +120 PD
[02.11.20] Rozwój postaci: +1 U, +1 OPCM, +1 S; -240 PD
[06.11.20] Otrzymano od Hannah: pasta Fleetwooda
[14.01.21] Spokojnie jak na wojnie: +25 PD
[15.01.21] Osiągnięcie I poziomu organizacji: +3 OPCM;
[15.01.21] Zdobycie osiągnięć: Wodzirej I, Światło w ciemnościach I, Wór pełen ziół; +90 PD
[17.01.21] Aktualizacja postaci
[25.01.21] Wykonywanie zawodu (lipiec/wrzesień): + 20 PD
[02.02.21] Rozwój postaci: +4 U; -320 PD
[16.02.21] Osiągnięcie (Na głowie kwietny ma wianek): +30 PD
[28.03.21] Osiągnięcie (Chłopiec z Placu Brani): +30 PD
[18.05.21] Wsiąkiewka (październik-grudzień): +120 PD
[21.05.21] Zdobycie osiągnięcia: Pracoholik; + 30 PD
[22.07.21] Wykonywanie zawodu (październik-grudzień): +20 PD
[23.07.21] Spokojnie jak na wojnie: +81 PD, +2 PB organizacji
[27.07.21] [G] Zdobyto: czarodziejska kusza; - 150 PM
[27.07.21] Zdobycie osiągnięć: Ostrożny sprzymierzeniec, Lekką ręką; +90 PD
[18.08.21] Osiągnięcia (Wielki głód): +30 PD
[07.09.21] Osiągnięcia (Weteran II): +100 PD
[12.10.21] Aktualizacja postaci: -550 PD