Cedric Dearborn
AutorWiadomość
Wartość żywotności postaci: 258
żywotność | zabronione | kara | wartość |
81-90% | brak | -5 | 208 - 232 |
71-80% | brak | -10 | 183 - 207 |
61-70% | brak | -15 | 157 - 182 |
51-60% | potężne ciosy w walce wręcz | -20 | 131 - 156 |
41-50% | silne ciosy w walce wręcz | -30 | 105 - 130 |
31-40% | kontratak, blokowanie ciosów w walce wręcz | -40 | 79 - 104 |
21-30% | uniki, legilimencja, zaklęcia z ST > 90 | -50 | 54 - 78 |
≤ 20% | teleportacja (nawet po ustaniu zagrożenia), oklumencja, metamorfomagia, animagia, odskoki w walce wręcz | -60 | ≤ 53 |
10 PŻ | Postać odczuwa skrajne wycieńczenie i musi natychmiast otrzymać pomoc uzdrowiciela, inaczej wkrótce będzie nieprzytomna (3 tury). | -70 | 1 - 10 |
0 | Utrata przytomności |
- konsekwencje na październik, listopad i grudzień 1957:
Cedric - przez cały okres fabularny otaczająca Cię cisza będzie budziła w Tobie niepokój. W nocy będą dręczyć Cię koszmary, w których pojawiać się będą trzy kobiety. Żona, córka, kochanka. Zaczniesz mówić do siebie, werbalizować wszystkie swoje myśli. Brak odgłosów, szeptów będzie dla Ciebie dziwny. W każdym rozegranym wątku w następnym okresie fabularnym rzucasz kością K100. Jeśli wynik będzie niższy niż 10 zaczniesz odczuwać silną potrzebę odnalezienia włosów Pomony, cokolwiek z nimi zrobiłeś, nie spoczniesz póki ich nie znajdziesz lub ktoś Ci nie przeszkodzi. Jeśli będzie niższy niż 5, zaczniesz myśleć o duszeniu osoby najbliżej Ciebie w hipotetyczny sposób, wierząc, że tylko tak możesz ją ocalić i ukrócić jej cierpienie.
[bylobrzydkobedzieladnie]
becomes law
resistance
becomes duty
Ostatnio zmieniony przez Cedric Dearborn dnia 13.10.21 19:01, w całości zmieniany 4 razy
As my story came to a close I realized that I was the villain all along.
sen | Francis Lestrange | Skarb Montezumy
.......
[bylobrzydkobedzieladnie]
becomes law
resistance
becomes duty
Ostatnio zmieniony przez Cedric Dearborn dnia 22.03.21 4:37, w całości zmieniany 7 razy
I am standing in the ashes who I used to be.
3. listopad | Sybilla Vablatsky | Parszywy Pasażer
Przeznaczenie rozdaje karty, a my tylko gramy.
15. listopad | Lucan Abbott | Dziurawy Kocioł
xyz
13. grudzień | Jayden Vane | Pub pod Trzema Miotłami
Człowiek jest jedyną istotą wstydzącą się być tym, czym jest.
19. listopad | Współpracownicy | Biuro Aurorów
Wiem, że nic nie wiem.
1. grudzień | Gwendolyn Grey | Tower of London
Dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane.
7. grudzień | Ramsey Mulciber | Ministerstwo Magii
Nie ma gorętszego uczucia niż nienawiść.
17. grudzień | Charlene Leighton | Szpital św. Munga
Nauką i pracą ludzie się bogacą.
[bylobrzydkobedzieladnie]
becomes law
resistance
becomes duty
Ostatnio zmieniony przez Cedric Dearborn dnia 24.05.21 10:28, w całości zmieniany 14 razy
31. grudzień | Charlene Leighton | Dolina Godryka
1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Otrzymawszy kopertę wyciągnąłem i z niej plakietkę. Okazało się, że na tej, którą dostała panna Leighton widnieje ten sam numer.
– Otóż to, panienko – odpowiedziałem, a moje usta rozciągnęły się w uprzejmym uśmiechu. Charlene była światłą i wykształconą czarownicą. Jej bystry umysł mógł okazać się nieocenioną pomocą w poszukiwaniu kluczy do skrzyni. – Mógłbym powiedzieć, że znam ją jak własną kieszeń, wychowałem się tutaj. Dom moich rodziców jest niedaleko głównej ulicy – wyjaśniłem, lekko się ku niej nachylając. Rozłożyłem mapę i odczytałem wskazówkę napisaną wierszem. W zamyśleniu ściągnąłem lekko brwi, pojawiła się pomiędzy nimi niewielka zmarszczka.
[Zakończone - rozliczone]
To do? Everything I can.
16. kwiecień | Kieran Rineheart | Carrantoohill, Kerry
– Jeśli rzeczywiście chcesz działać, dam ci taką możliwość. Nasze Biuro dalej funkcjonuje, ale zamierzam zaproponować ci więcej – z wielkim opanowaniem kierował te słowa do Cedrica, nie odrywając od niego uważnego spojrzenia niebieskich oczu. – Dołącz do Zakonu Feniksa – ujawnił krótko i zwięźle swoją propozycję. Nazwa organizacji była już znana opinii publicznej, Prorok Codzienny pisał o heroicznych czynach, Walczący Mag o zbrodniach. – Ministerstwo Magii rządzone przez skorumpowanych i niemoralnych polityków to tylko wierzchołek góry lodowej. Za nimi stoi gorsza siła, Rycerze Walpurgii. Wyjawię ci szczegóły, ale musisz podjąć decyzję.
[Zakończone - rozliczone]
[Zakończone - rozliczone]
20. kwiecień | Hannah Wright | Szkocja
Po chwili otworzyła szerzej oczy i rozchyliła usta, choć słowa jeszcze nie zdążyły się wydobyć ze środka. Nabrała powietrza w płuca i uniosła dłonie, jakby sama nie mogła przetrawić nagłego, gigantycznego odkrycia. — No tak! — krzyknęła podekscytowana, uderzając go poufale w pierś, jakby nagle, w tej jednej chwili przestali być nieznajomymi. — Ravenclaw, był pan w drużynie z Tonks! Z Justine! — Nagle przed oczami stanął jej wysoki blondyn, którego w pierwszej chwili za nic w świecie nie dostrzegała w Cedricu. Wtedy rzeczywiście bardziej rzucał się w oczy, szczególnie te maślane, zalotnie się w niego wgapiające. — Na jesień, czterdziestego czwartego podczas meczu Gryffindor-Raveclaw tłuczek uderzył w jedną z obręczy i odbił się w stronę publiczności, w ostatniej chwili skręcając przed trybuną Krukonów! Odbił go pan, minął o cal mojego brata, który zrobił nagły zwrot, a później przejął go Kai!— Przypomniała sobie z łatwością, bo to był jeden z jej pierwszych meczów. — Byłam, eee... ścigającą — przyznała w końcu mniej entuzjastycznie. Ciężko pracowała nad tym, by schudnąć i dostać się do drużyny, zyskać formę. Pomógł jej wtedy Billy, który był szukającym drużyny.
[Zakończone - rozliczone]
[Zakończone - rozliczone]
28. kwiecień | Kaelie Potter | Hogsmeade
- Ostrzegam cię, byś uważał na słowa - powiedziałem zimno.
Fletcher jednak nie słuchał, dalej kontynuując swoją nieprawdopodobną tyradę pod adresem Kaelie. Wystarczyło, aby pokazał swoje kieszenie i jednocześnie udowodnił własną niewinność. Nie miał takiego zamiaru, w zamian dalej obrażając Kaelie tak bardzo, że nie zamierzałem puścić mu tego płazem. Robiąc krok do przodu zamachnąłem się lewą ręką, dłoń zacisnąłem w pięść i wymierzyłem mu silny cios w szczękę.
- Ostrzegałem.
Zakończone
Fletcher jednak nie słuchał, dalej kontynuując swoją nieprawdopodobną tyradę pod adresem Kaelie. Wystarczyło, aby pokazał swoje kieszenie i jednocześnie udowodnił własną niewinność. Nie miał takiego zamiaru, w zamian dalej obrażając Kaelie tak bardzo, że nie zamierzałem puścić mu tego płazem. Robiąc krok do przodu zamachnąłem się lewą ręką, dłoń zacisnąłem w pięść i wymierzyłem mu silny cios w szczękę.
- Ostrzegałem.
Zakończone
29. kwiecień | Charlene Leighton | Dolina Godryka
Męski, obcy głos oderwał moją uwagę i spojrzenie od uroczej osoby Charlene. Spojrzałem w kierunku nieznajomego, od razu dostrzegając, że jest ranny. Na twarzy starszego człowieka malowało się przerażenie, wyraźnie przed czymś (albo kimś) uciekał, dlatego natychmiast wysunąłem różdżkę z rękawa płaszcza, jednak w sposób wciąż niewidoczny dla nieznajomego. Ubranie sugerowało, że jest mugolem.
- Ktoś pana zranił? Zaatakował? - spytałem od razu, rozglądając się wokół i próbując wypatrzyć, czy z którejś z strony nadciąga napastnik, który mógł stać za obrażeniami tego człowieka.
[Zakończone - rozliczone]
- Ktoś pana zranił? Zaatakował? - spytałem od razu, rozglądając się wokół i próbując wypatrzyć, czy z którejś z strony nadciąga napastnik, który mógł stać za obrażeniami tego człowieka.
[Zakończone - rozliczone]
30. kwiecień | Veronica Findlay | Targ w Cromer
Kiedy ruszyliśmy za mężczyznami, których obserwowaliśmy, uważałem, aby wraz z Veronicą czasami się zatrzymać przy jednym ze straganów, odejść w bok, usuwając się z widoku, jednocześnie kierując magicznym okiem nisko, tuż przy dachach straganów, by nie rzucało się w oczy. Dzięki niemu widziałem więcej. Widziałem jak jeden z nich skręca w inną odnogę labiryntu targowiska, znikając nam z oczu, dlatego to właśnie tam pokierowałem Oculus.
- Owszem - odparłem cicho. - Przeszedł naokoło do tamtego budynku - wskazałem brodą na kamienicę z czerwonej cegły, sąsiadującą z tą, przy której staliśmy. - Zamknął drzwi, okna były zamknięte, nie mogłem przedostać się dalej. Spróbuję sprawdzić, czy mógł przejść do tego... Homenum Revelio.
Zakończone
- Owszem - odparłem cicho. - Przeszedł naokoło do tamtego budynku - wskazałem brodą na kamienicę z czerwonej cegły, sąsiadującą z tą, przy której staliśmy. - Zamknął drzwi, okna były zamknięte, nie mogłem przedostać się dalej. Spróbuję sprawdzić, czy mógł przejść do tego... Homenum Revelio.
Zakończone
1. maj | Michael Tonks | Londyn, Fleet Street
Na drewnie powstało okno, które pozwoliło mi dojrzeć to, co działo się w środku. W ciemnościach dostrzegłem stąpającą lekko, ostrożnie kobiecą sylwetkę, zbliżającą się do drzwi. Minęła jednak minuta, może dwie, nim się odezwała. Przypuszczałem, że rzuciła to samo zaklęcie.
- Kto tam? - spytała stanowczo.
- Cedric Dearborn. Przysyła mnie Justine Tonks - odpowiedziałem zgodnie z prawdą, przysuwając się do drzwi, by moje słowa były słyszalne jedynie dla pani Warhol, jak przypuszczałem. - Możemy pani pomóc dzisiaj się stąd wydostać, ale musimy działać szybko. Jest pani gotowa? - spytałem. Jak sądziłem, wiedziała, że Justine kogoś do nich przyśle. - Carpiene - wyszeptałem jeszcze, chcąc sprawdzić, czy nie czeka na nas gdzieś tu zasadzka.
[Zakończone - rozliczone]
- Kto tam? - spytała stanowczo.
- Cedric Dearborn. Przysyła mnie Justine Tonks - odpowiedziałem zgodnie z prawdą, przysuwając się do drzwi, by moje słowa były słyszalne jedynie dla pani Warhol, jak przypuszczałem. - Możemy pani pomóc dzisiaj się stąd wydostać, ale musimy działać szybko. Jest pani gotowa? - spytałem. Jak sądziłem, wiedziała, że Justine kogoś do nich przyśle. - Carpiene - wyszeptałem jeszcze, chcąc sprawdzić, czy nie czeka na nas gdzieś tu zasadzka.
[Zakończone - rozliczone]
10. maj | Hannah Wright | Dwór Macmillanów
Właściwie trudno powiedzieć, że znajoma, skoro poznałem ją nawet nie miesiąc wcześniej, ale była jedną z nielicznych osób, które tu znałem; odstawiwszy kieliszek po szampanie na lewitującą tacę ruszyłem śladem ciemnowłosej czarownicy, odnajdując ją na korytarzu.
- Panno Wright! - zawołałem, nie krzykiem, bo krzyczeć nie wypadało, lecz na tyle donośnie, by zwrócić na siebie uwagę kobiety. - Nie przypuszczałem, że przyjdzie nam się spotkać w podobnych okolicznościach, choć to raczej moja obecność tutaj jest większą niespodzianką... - zagaiłem, uśmiechając się lekko; zapewne wiedziała już, że Rineheart uczynił mnie sojusznikiem Zakonu Feniksa i z tego powodu otrzymałem zaproszenie. - Taka okazja może się jednak nie powtórzyć prędko, więc uczyniłaby mi pani zaszczyt, gdyby zgodziła się ze mną zatańczyć. - Tańczyć za dobrze nie potrafiłem, lecz bynajmniej nie stało mi to przeszkodzie w wysunięciu tej propozycji. Wyciągnąłem w jej kierunku dłoń (tym razem czystą, nieoblepioną żywicą), w nadziei, że poda mi swoją.
Zakończone
- Panno Wright! - zawołałem, nie krzykiem, bo krzyczeć nie wypadało, lecz na tyle donośnie, by zwrócić na siebie uwagę kobiety. - Nie przypuszczałem, że przyjdzie nam się spotkać w podobnych okolicznościach, choć to raczej moja obecność tutaj jest większą niespodzianką... - zagaiłem, uśmiechając się lekko; zapewne wiedziała już, że Rineheart uczynił mnie sojusznikiem Zakonu Feniksa i z tego powodu otrzymałem zaproszenie. - Taka okazja może się jednak nie powtórzyć prędko, więc uczyniłaby mi pani zaszczyt, gdyby zgodziła się ze mną zatańczyć. - Tańczyć za dobrze nie potrafiłem, lecz bynajmniej nie stało mi to przeszkodzie w wysunięciu tej propozycji. Wyciągnąłem w jej kierunku dłoń (tym razem czystą, nieoblepioną żywicą), w nadziei, że poda mi swoją.
Zakończone
10. maj | weselnicy | Dwór Macmillanów
1, 2, 3, 4, 5
Wtedy byłem zdecydowanie trzeźwiejszy, przynajmniej w teorii, bo czułem się wówczas pijany szczęściem. Domyślałem się, że tak właśnie czuł się także Anthony Macmillan i nie było w tym nic dziwnego. Stanął na ślubnym kobiercu z piękną i dobrą kobietą. Do tego piekielnie dobrą w quidditcha. Nic, tylko pozazdrościć.
- Tak - za Weasleyów i matkę panny młodej - podjąłem, podnosząc szklankę, zaś płynący w moim krwiobiegu alkohol, który zdążył już wpłynąć na podejmowane przeze mnie niezbyt racjonalnie decyzje, postanowiłem dodać jeszcze kilka słów. - Za Weasleyów, którzy w przeszłości pokazali czym jest prawdziwa szlachetność i wsparli poszkodowanych w wojnie - wypijmy za to, byśmy i my potrafili postąpić podobnie. Przynajmniej się postarać. Przynajmniej ja się postaram. W obecnej chwili to konieczne... - mówiłem chyba trochę nieskładnie i nie na temat, przechodząc na dość grząski grunt wojennej zawieruchy, o której nikt dzisiaj chyba myśleć nie chciał, dlatego urwałem w pół słowa i zamilkłem, robiąc przy tym kamienną minę.
Zakończone
Wtedy byłem zdecydowanie trzeźwiejszy, przynajmniej w teorii, bo czułem się wówczas pijany szczęściem. Domyślałem się, że tak właśnie czuł się także Anthony Macmillan i nie było w tym nic dziwnego. Stanął na ślubnym kobiercu z piękną i dobrą kobietą. Do tego piekielnie dobrą w quidditcha. Nic, tylko pozazdrościć.
- Tak - za Weasleyów i matkę panny młodej - podjąłem, podnosząc szklankę, zaś płynący w moim krwiobiegu alkohol, który zdążył już wpłynąć na podejmowane przeze mnie niezbyt racjonalnie decyzje, postanowiłem dodać jeszcze kilka słów. - Za Weasleyów, którzy w przeszłości pokazali czym jest prawdziwa szlachetność i wsparli poszkodowanych w wojnie - wypijmy za to, byśmy i my potrafili postąpić podobnie. Przynajmniej się postarać. Przynajmniej ja się postaram. W obecnej chwili to konieczne... - mówiłem chyba trochę nieskładnie i nie na temat, przechodząc na dość grząski grunt wojennej zawieruchy, o której nikt dzisiaj chyba myśleć nie chciał, dlatego urwałem w pół słowa i zamilkłem, robiąc przy tym kamienną minę.
Zakończone
12. maj | Anthony Skamander | Londyn
kontynuacja
- Dearborn, nie masz szesnastu lat, a to nie jest butelka ognistej by wepchnięcie jej pod materac sprawiło, że przestanie istnieć - mrukną z nutą politowania - Przeszukaj go dokładniej. Sprawdź czy ma w kieszeniach jakieś dokumenty, inną charakterystyczną biżuterię, pieniądze - skoro zdaniem Cedrica różdżka nie była mu potrzebna to galeony również. Idź za ciosem - Nie bądź niechlujny - jak już postanowiłeś być hieną to bądź najlepszą - Ja już się zajmę tym, by nikt go nie rozpoznał - przekręcił miedzy palcami różdżkę w znaczącym geście. Znał wiele uroków potrafiących zdewastować ludzkie ciało i wszystkie znajdowały się w jego zasięgu. Już to zresztą robił - przeistaczał kogoś z historią w bezimienne ciało bez przeszłości.
[Zakończone - rozliczone]
- Dearborn, nie masz szesnastu lat, a to nie jest butelka ognistej by wepchnięcie jej pod materac sprawiło, że przestanie istnieć - mrukną z nutą politowania - Przeszukaj go dokładniej. Sprawdź czy ma w kieszeniach jakieś dokumenty, inną charakterystyczną biżuterię, pieniądze - skoro zdaniem Cedrica różdżka nie była mu potrzebna to galeony również. Idź za ciosem - Nie bądź niechlujny - jak już postanowiłeś być hieną to bądź najlepszą - Ja już się zajmę tym, by nikt go nie rozpoznał - przekręcił miedzy palcami różdżkę w znaczącym geście. Znał wiele uroków potrafiących zdewastować ludzkie ciało i wszystkie znajdowały się w jego zasięgu. Już to zresztą robił - przeistaczał kogoś z historią w bezimienne ciało bez przeszłości.
[Zakończone - rozliczone]
14. maj | Vincent Rineheart | Wioska Tinworth
Uśmiechnąłem się do Vincenta, kiedy próbował mnie powstrzymać gestem dłoni. Nie dałem się jednak zwieść. Miałem oczy i widziałem całkiem dobrze. Na tyle dobrze, aby rozsądnie ocenić sytuację. Szala zwycięstwa przechyliła się na moją stronę i dalsza walka doprowadziłaby jedynie do tego, że Vincent całkiem straciłby przytomność - a też nie o to przecież chodziło.
- To mi się podoba, Rineheart, walka do ostatku sił - pochwaliłem go pogodnym tonem, jakby wcale nie klęczał na ziemi zbyt obolały, aby podnieść się o własnych siłach. Uwagę o tym, ze jego ojciec by to pochwalił zachowałem dla siebie. Coś tam wiedziałem, że relacje pomiędzy nimi nie układały się najlepiej.
Zakończone
- To mi się podoba, Rineheart, walka do ostatku sił - pochwaliłem go pogodnym tonem, jakby wcale nie klęczał na ziemi zbyt obolały, aby podnieść się o własnych siłach. Uwagę o tym, ze jego ojciec by to pochwalił zachowałem dla siebie. Coś tam wiedziałem, że relacje pomiędzy nimi nie układały się najlepiej.
Zakończone
17. maj | Frances Burroughs | Lodnyn, Doki
- Proszę się uspokoić i powiedzieć co się stało - powiedziałem, lewą dłonią sięgając do kieszeni szaty, by wyciągnąć z niej chusteczkę i podać blondynce. Mój wzrok podążył za jej dłonią, kiedy wskazała kierunek w którym uciekał rabuś. - Chyba go widziałem... - zastanowiłem się. - Pomogę pani, spokojnie, proszę tu zostać, najlepiej schować się na klatce schodowej. Na ulicach nie jest bezpiecznie - poleciłem jej, mój głos przybrał zaś mimowolnie ton, którym zwykle wydawałem polecenia jako auror.
Ponagliłem blondynkę spojrzeniem, gotów, by z wyciągniętą różdżką ruszyć za rabusiem.
[Zakończone - rozliczone]
Ponagliłem blondynkę spojrzeniem, gotów, by z wyciągniętą różdżką ruszyć za rabusiem.
[Zakończone - rozliczone]
7. czerwiec | Justine Tonks | Londyn, Doki
- Czy to jest ta chwila, w której powinienem zacząć prawić o ideałach, sprawiedliwości i szerzeniu dobra? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie, unosząc lekko brew, gdy mnie zapytała dlaczego się zdecydowałem. Domyśliłem się, że zapewne chodzi o decyzję o walce z Zakonem Feniksa. - Chcę dopaść skurwysynów. Nie mogę patrzeć na to, co robią z tym krajem, Ministerstwem, mugolami. To obrzydliwe. Chore. Postanowiłem przed laty walczyć z czarną magią wszelkimi sposobami, to, że Malfoy bezprawnie rozwiązał biuro aurorów nie zwalnia mnie z tego obowiązku. Obowiązek to też dość nieodpowiednie słowo. Poprzestańmy na mojej wewnętrznej potrzebie, by ich powstrzymać - wyjaśniłem Tonks. Nie wiem, czy spodziewała się po mnie pięknych słów o sprawiedliwości i świetle, lecz musiała zmierzyć się z prawdą. Rzeczywistość bywała dużo bardziej szarawa. Nie wszyscy w Biurze Aurorów byli idealistami.
Zakończone
Zakończone
18. czerwiec | Gwendolyn Grey | Londyn, Bedford Square
Teleportowaliśmy się nieopodal placu. Dawniej było to dość popularne miejsce, więc wolałem najpierw poobserwować je z dystansu, by upewnić się, że nie będziemy mieć nieproszonych gości. W ręku trzymałem różdżkę z osiki, na grzbiecie zaś miałem ciemną, lekką szatę czarodzieja, w której kieszeniach ukryłem kilka fiolek. Dzięki uprzejmości panny Leighton, utalentowanej alchemiczki, jaką znałem od lat, miałem w zapasie mikstury lecznicze. Tak na wszelki wypadek.
- Trzymaj się mnie i zachowuj cicho. Miej oczy dookoła głowy - zwróciłem się do panny Grey, która pojawiła się obok. Czułem się za nią odpowiedzialny.
Ruszyłem uliczką, w której się teleportowaliśmy, w stronę placu, mając nadzieję, że nie trafimy na patrol magicznej policji, bądź czarnoksiężników.
[Zakończone - rozliczone]
- Trzymaj się mnie i zachowuj cicho. Miej oczy dookoła głowy - zwróciłem się do panny Grey, która pojawiła się obok. Czułem się za nią odpowiedzialny.
Ruszyłem uliczką, w której się teleportowaliśmy, w stronę placu, mając nadzieję, że nie trafimy na patrol magicznej policji, bądź czarnoksiężników.
[Zakończone - rozliczone]
25. czerwiec | nieznajomi | Parszywy Pasażer
Kiwnąłem głową na powitanie w stronie barmanek, niby niezobowiązująco trzymając ręce w kieszeni, po czym rozejrzałem się jakby od niechcenia po lokalu, próbując wybadać kto jest kim. Odnaleźć znajome twarze, wychwycić coś, co mogło stworzyć zagrożenie w wypełnieniu mojego celu. Niemal od razu moją uwagę przyciągnął mężczyznę, którego szukałem, przy stoliku do gry w czarodziejskie karty. Chwilę przechadzałem się po lokalu, by zamówić kufel jasnego piwa, po czym odwróciłem się i nieśpiesznie, niby leniwie, skierowałem swe kroki ku stolikom do gry, przy którym dostrzegłem mężczyznę, którego szukałem.
- O co gracie? - spytałem przyjaznym tonem, stając przy ich stoliku. - Ja i mój towarzysz - wskazałem wtedy kciukiem na czarodzieja, z którym pojawiłem się w Parszywym Pasażerze - mamy ochotę zagrać. Możemy się przyłączyć?
Siedzący przy stoliku wydawali się pijani w sztok, sądziłem więc, ze moja propozycja nie wzbudzi w nich podejrzeń. Ot kolejki czarodzieje, którzy mieli ochotę na odrobinę hazardu i zabawy.
[Zakończone - rozliczone]
- O co gracie? - spytałem przyjaznym tonem, stając przy ich stoliku. - Ja i mój towarzysz - wskazałem wtedy kciukiem na czarodzieja, z którym pojawiłem się w Parszywym Pasażerze - mamy ochotę zagrać. Możemy się przyłączyć?
Siedzący przy stoliku wydawali się pijani w sztok, sądziłem więc, ze moja propozycja nie wzbudzi w nich podejrzeń. Ot kolejki czarodzieje, którzy mieli ochotę na odrobinę hazardu i zabawy.
[Zakończone - rozliczone]
[bylobrzydkobedzieladnie]
becomes law
resistance
becomes duty
Ostatnio zmieniony przez Cedric Dearborn dnia 15.02.21 22:57, w całości zmieniany 6 razy
Tell me: would you kill to save a life?
2. lipca | Deborah Spencer | Oaza
- RRRRAAWWWW!! - warknęła nie puszczając. Debby zbladła. Nieprzyjemnie zimne mrowienie przebiegło jej po plecach sprawiając, że przez chwilę będąc w szoku patrzyła na cały obrazek z wytrzeszczonymi oczami. Powróciła zaraz jednak do rzeczywistości widząc, jak Cedric zdecydowanym ruchem spróbował pochwycić Landrynkę za kark. Włos jej się zjeżył na karku. W jej dziecie oczy odbierały to jako coś niedopuszczalnego, brutalnego.
- CO TY ROBISZ?! - huknęła na tyle na ile pozwalały jej na to dziecięce płuca. Czyli tak mimo wszystko dość słabo. Złapała się za głowę będąc gotową wyrwać sobie włosy - Co ty jej robisz?! Zostaw ją, zostaw...! - czego jednak nie zrobiła bo obie ręce uczepiły się zaraz drugiego ramienia, a właściwie ręki, aurora. Nie pozwoli mu jej skrzywdzić - Czy ty much się nawcinałeś...!? ZOSTAW JĄ! - próbowała szarpać ramieniem, lecz najpewniej była w stanie jedynie nim zakołysać. Oczy się jej szkliły od łez, lecz nie płakała. Prawdopodobnie palący ją gniew sprawnie odparowywał gromadz acy się w nich nadmiar wilgoci.
Zakończone - rozliczone
- CO TY ROBISZ?! - huknęła na tyle na ile pozwalały jej na to dziecięce płuca. Czyli tak mimo wszystko dość słabo. Złapała się za głowę będąc gotową wyrwać sobie włosy - Co ty jej robisz?! Zostaw ją, zostaw...! - czego jednak nie zrobiła bo obie ręce uczepiły się zaraz drugiego ramienia, a właściwie ręki, aurora. Nie pozwoli mu jej skrzywdzić - Czy ty much się nawcinałeś...!? ZOSTAW JĄ! - próbowała szarpać ramieniem, lecz najpewniej była w stanie jedynie nim zakołysać. Oczy się jej szkliły od łez, lecz nie płakała. Prawdopodobnie palący ją gniew sprawnie odparowywał gromadz acy się w nich nadmiar wilgoci.
Zakończone - rozliczone
6. lipca | Frances Burroughs | Surrey, Szafirowe Wzgórze
- Przechodząc jednak do sedna, chciałabym zabezpieczyć jakoś dom. Tereny wokół udało mi się zabezpieczyć kwiatami wytwarzającymi środek nasenny gdy w okolicy pojawi się nieproszony gość. - Zaczęła, robiąc małą przerwę by unieść filiżankę do malinowych ust i upić z niej niewielki łyk gorącego naparu. - Chciałabym jednak mieć pewność, że nikt niepowołany nie dostanie się do domu, a zwłaszcza do mojej pracowni alchemicznej. Rozumie pan, przyjmuję prywatne zlecenia, więc posiadam w niej całkiem sporo eliksirów, w dodatku hobbystycznie tworzę nowe receptury i chciałabym, aby były bezpieczne. - Szaroniebieskie spojrzenie utkwiło w buzi mężczyzny, lustrując ją spokojnie oraz nienachalnie. - Nie mam jednak większego pojęcia o pułapkach i byłabym wdzięczna, za wprowadzenie mnie w temat. - Dodała jeszcze, by ponownie unieść filiżankę do ust. W tej kwestii musiała zaufać bardziej doświadczonemu magipolicjantowi. Bo panna Burroughs nadal była przekonana, że rozmawia z funkcjonariuszem działającym pod skrzydłami Ministerstwa Magii.
Zakończone - rozliczone
Zakończone - rozliczone
6. lipca | Michael Tonks | Maige Tuired
Michael dla własnej satysfakcji rzucił celnego Expelliarmusa, a potem miłosiernie ściągnął z Cedrika wszystkie zaklęcia. Ohydne ślimaki, zdrętwienie ciała i gryzące pająki były przecież tylko rekwizytami w pojedynku - panowie się przyjaźnili, Mike nie chciał krzywdy Dearborna i był mu niezmiernie wdzięczny za wyczerpujący i udany trening.
- Gratulacje, wyrównana walka. - szybkim krokiem skrócił dzielącą ich odległość, a potem wyciągnął rękę do Cedrika żeby pomóc mu wstać. -Trudno się przebić przez twoją obronę. Kto by pomyślał, że o sprawie przesądzą pająki. - uśmiechnął się łobuzersko, trochę żałując, że nie miał okazji przetestować dwóch pajęczyn na raz. Imponująca tarcza Cedrika mu na to nie pozwoliła.
Zakończone - rozliczone
- Gratulacje, wyrównana walka. - szybkim krokiem skrócił dzielącą ich odległość, a potem wyciągnął rękę do Cedrika żeby pomóc mu wstać. -Trudno się przebić przez twoją obronę. Kto by pomyślał, że o sprawie przesądzą pająki. - uśmiechnął się łobuzersko, trochę żałując, że nie miał okazji przetestować dwóch pajęczyn na raz. Imponująca tarcza Cedrika mu na to nie pozwoliła.
Zakończone - rozliczone
7. lipca | Zakon Feniksa | Londyn
kontynuacja
Hannah przywołała silną, solidną barierę, która opadła lekko z jednej strony, ukrywając nas przed wzrokiem nieproszonych przechodniów. Zerknąłem na Williama, który ze złością zrywał plakat z twarzą Kierana Rinehearta, ogłaszający, że chcą go żywego lub martwego i wyznaczają za niego pięć tysięcy złotych galeonów. Niezła fortuna.
- Obklejone jest nimi całe miasto, to bezsensowne - odezwałem się cicho. - Zrywanie ich może jedynie przyciągnąć uwagę. To i tak dziwne, że sklep jeszcze nie spłonął - przyznałem cicho, sam tym zdziwiony, bo słuchając o zapędach tych całych Rycerzy Walpurgii, to byłoby całkiem w ich stylu. Wysadzanie lodziarni, palenie ogrodów magizoologicznych, z myślą, że uda im się nas zastraszyć. - Złość czyni cię głupim, a głupota zabija - podsumowałem jedynie cierpkim tonem. Te słowa usłyszałem kiedyś od starszego aurora, gdy sam byłem żółtodziobem i mocno wryły mi się w pamięć.
[Zakończone]
Hannah przywołała silną, solidną barierę, która opadła lekko z jednej strony, ukrywając nas przed wzrokiem nieproszonych przechodniów. Zerknąłem na Williama, który ze złością zrywał plakat z twarzą Kierana Rinehearta, ogłaszający, że chcą go żywego lub martwego i wyznaczają za niego pięć tysięcy złotych galeonów. Niezła fortuna.
- Obklejone jest nimi całe miasto, to bezsensowne - odezwałem się cicho. - Zrywanie ich może jedynie przyciągnąć uwagę. To i tak dziwne, że sklep jeszcze nie spłonął - przyznałem cicho, sam tym zdziwiony, bo słuchając o zapędach tych całych Rycerzy Walpurgii, to byłoby całkiem w ich stylu. Wysadzanie lodziarni, palenie ogrodów magizoologicznych, z myślą, że uda im się nas zastraszyć. - Złość czyni cię głupim, a głupota zabija - podsumowałem jedynie cierpkim tonem. Te słowa usłyszałem kiedyś od starszego aurora, gdy sam byłem żółtodziobem i mocno wryły mi się w pamięć.
[Zakończone]
10. lipca | Elizabeth Dearborn | oaza
- Tak jak zawsze unikam kłopotów jak tylko mogę - odpowiedziałem, nie przestając się przy tym blado uśmiechać; opanowałem to kłamstwo bardzo dobrze, powtarzałem je przez lata. Ja unikałem kłopotów, lecz kłopoty znajdowały mnie. To też zwykłem powtarzać. - Jakoś to leci, powiedzmy. Średnio radzę sobie z Debbie, jeśli mam być szczery. Nie wiem jak mam się zachować, gdy znowu wybucha agresją. Ma do mnie pretensje o wszystko. Do tego ten kot... Jest okropny. Najchętniej wyniósłbym go z Oazy i powiedział, że się zgubił - pożaliłem się siostrze szczerze, popijając herbatę. O patrolach w Londynie, misjach dla Zakonu Feniksa i działalności dla nielegalnego Biura Aurorów rozmawiać nie chciałem, by Lizzie nie martwić, lecz o Debbie owszem. Moja siostra miała o wiele lepszą rękę do dzieci. Do tego była uzdrowicielką, mogła mi doradzić. A jeśli nie, to chciałem się jej po prostu wygadać, bo sytuacja z tą dziewczynką dawała mi się niekiedy we znaki.
Zakończone
Zakończone
10. lipca | Hannah Wright | Londyn
kontynuacja
Spytała cicho i głucho, czy żyją. To trudno było mi ocenić z tak daleka, dlatego początkowo zachowałem milczenie, ostrożnie zbliżając się do ruchomych piasków, uważając jednak, by nie podejść zbyt blisko i samemu nie paść ich ofiarą. Dwójka policjantów utonęła w nich już całkiem, wystawały jedynie czubki ich głów; nawet jeśli w tej chwili wciąż żyli, to niebawem zabranie im powietrza. Cofnąłem się do Hannah.
- Prawdopodobnie. Pamiętaj, że musieliśmy to zrobić - przemówiłem do niej cicho, łagodnie, kładąc dłoń na ramieniu czarownicy. Pojęcia nie miałem z kim w oko w oko musiała już stanąć i co musiała zrobić dla Zakonu Feniks, lecz nie wyglądała mi na kogoś, kto mógł odebrać życie drugiemu człowiekowi, nawet jeśli był przesiąknięty złem do szpiku kości, a później spokojnie w nocy spać.
[Zakończone - rozliczone]
Spytała cicho i głucho, czy żyją. To trudno było mi ocenić z tak daleka, dlatego początkowo zachowałem milczenie, ostrożnie zbliżając się do ruchomych piasków, uważając jednak, by nie podejść zbyt blisko i samemu nie paść ich ofiarą. Dwójka policjantów utonęła w nich już całkiem, wystawały jedynie czubki ich głów; nawet jeśli w tej chwili wciąż żyli, to niebawem zabranie im powietrza. Cofnąłem się do Hannah.
- Prawdopodobnie. Pamiętaj, że musieliśmy to zrobić - przemówiłem do niej cicho, łagodnie, kładąc dłoń na ramieniu czarownicy. Pojęcia nie miałem z kim w oko w oko musiała już stanąć i co musiała zrobić dla Zakonu Feniks, lecz nie wyglądała mi na kogoś, kto mógł odebrać życie drugiemu człowiekowi, nawet jeśli był przesiąknięty złem do szpiku kości, a później spokojnie w nocy spać.
[Zakończone - rozliczone]
13. lipca | Philippa Moss | Muzeum Harpii z Holyhead
Nakładanie czarów ochronnych nie było sprawą prostą, a złożoną i czasochłonną. Nie inaczej sprawa miała się z przełamywaniem tychże zabezpieczeń. Mieliśmy szczęście, że wiedziałem jak to zrobić. Bez zbędnej zwłoki przeszedłem do czynów - uniosłem różdżkę, szepcząc pod nosem odpowiednie inkantacje, czemu towarzyszyły machnięcia różdżką.
Problem tkwił jednak w tym, że czary ochronne nałożone na wejście były na tyle silne, że nie udało mi się ich przełamać. Minął jeden kwadrans, potem drugi. Nie patrzyłem na barmankę, czułem jednak, że zaczyna się niecierpliwić. Nie potrafiłem jednak ich zdjąć. Coś mnie blokowało. Po niemal godzinie zdecydowałem się poddać.
- Cóż... - wyrzekłem powoli. - Wygląda na to, droga pani, że musimy poczekać na stróża. Do rana - poinformowałem ją z zawodem, lekko podirytowany. Nie cieszyła mnie wizja spędzenia tutaj nocy z tą sfoszoną panienką. - Czeka nas noc w muzeum.
Zakończone
Problem tkwił jednak w tym, że czary ochronne nałożone na wejście były na tyle silne, że nie udało mi się ich przełamać. Minął jeden kwadrans, potem drugi. Nie patrzyłem na barmankę, czułem jednak, że zaczyna się niecierpliwić. Nie potrafiłem jednak ich zdjąć. Coś mnie blokowało. Po niemal godzinie zdecydowałem się poddać.
- Cóż... - wyrzekłem powoli. - Wygląda na to, droga pani, że musimy poczekać na stróża. Do rana - poinformowałem ją z zawodem, lekko podirytowany. Nie cieszyła mnie wizja spędzenia tutaj nocy z tą sfoszoną panienką. - Czeka nas noc w muzeum.
Zakończone
15. lipca | Zakon Feniksa | Stara Chata
1, 2, 3, 4, 5
- Nie uważam jeszcze. Zastanawiam się nad tym - odarłem krótko Justine. Nie stawiałem jeszcze tezy i nie mówiłem, że nie powinniśmy spróbować przeciągnąć wilkołaków na swoją stronę. Zadawałem jedynie pytania, wyrażając pewne wątpliwości, chciałem mieć pewność co do słuszności podjętych działań. - Mówicie o sile. Ja pytam jak mamy wykorzystać tę siłę - sprostowałem, bo może nie wyraziłem się dość jasno. Wykorzystanie dementorów i olbrzymów było dość oczywiste. Z nimi można było się porozumieć. Były silne, bądź miały przerażające moce. W jaki sposób mieliśmy wykorzystać wilkołaki jako siłę, kiedy pozostawały nieświadome podczas przemian? Przeniosłem wzrok na Marcellę. - Tak, spytajmy. To czarodzieje. i tak jak czarodzieje bywają różni. Dobrzy i źli. Jak chcemy odróżnić jednych od drugich? - Jak odsiać wilkołaki, które poddały się czarnomagicznej cząstce klątwy jaka w nich tkwiła od tych walczących z nią?
[Zakończone]
- Nie uważam jeszcze. Zastanawiam się nad tym - odarłem krótko Justine. Nie stawiałem jeszcze tezy i nie mówiłem, że nie powinniśmy spróbować przeciągnąć wilkołaków na swoją stronę. Zadawałem jedynie pytania, wyrażając pewne wątpliwości, chciałem mieć pewność co do słuszności podjętych działań. - Mówicie o sile. Ja pytam jak mamy wykorzystać tę siłę - sprostowałem, bo może nie wyraziłem się dość jasno. Wykorzystanie dementorów i olbrzymów było dość oczywiste. Z nimi można było się porozumieć. Były silne, bądź miały przerażające moce. W jaki sposób mieliśmy wykorzystać wilkołaki jako siłę, kiedy pozostawały nieświadome podczas przemian? Przeniosłem wzrok na Marcellę. - Tak, spytajmy. To czarodzieje. i tak jak czarodzieje bywają różni. Dobrzy i źli. Jak chcemy odróżnić jednych od drugich? - Jak odsiać wilkołaki, które poddały się czarnomagicznej cząstce klątwy jaka w nich tkwiła od tych walczących z nią?
[Zakończone]
16. lipca | Lydia Moore | Most w Richmond
- Widzę właśnie jak zawsze uważasz - odpowiedziałem od razu ostro, zbyt ostro, lecz nie panowałem nad tym. Dłonie zaciskałem w pięści, spoglądając to na Lydię, to na krwawiącego na bruku szmalcownika. Nie miała nawet pojęcia jak wiele siły woli włożyłem w to, aby palce posłuchały rozumu, nie emocji, żeby nie podarowały gnojowi tego, na co naprawdę zasłużył. Lamino w obliczu tego było zaledwie niewinną pieszczotą.
Odruchowo wyciągnąłem rękę, gdy zbliżyła się do mnie kuśtykając, by złapała mnie za łokieć. Mój wzrok podążył za jej, gdy mówiła o jakimś raporcie i domu za mostem, do którego miała go dostarczyć. Chyba uderzył ją w głowę aż za mocno, jeśli sądziła, że teraz, w tym stanie, miałbym ją tam zaprowadzić.
- Myślisz, że działał sam? - spytałem zimno. - Nie, Lydio, jest ich wiele więcej. Tacy jak on wiedzą, że w grupie są silniejsi - wyjaśniłem jej, nie bawiąc się w łagodność i ukrywanie prawdy, aby nie wzbudzać w niej lęku. - Żaden raport nie jest warty tego, aby za niego umierać. Galeony też nie - oświadczyłem, dając Lydii jasno do zrozumienia, że nie pójdziemy do tych ludzi, nawet jeśli to tylko kawałek, a mój ton nie znosił sprzeciwu. Nie zamierzałem jej zresztą na to pozwolić. Była mocno ranna, kulała, sama nigdzie nie dojdzie.
[Zakończone - rozliczone]
Odruchowo wyciągnąłem rękę, gdy zbliżyła się do mnie kuśtykając, by złapała mnie za łokieć. Mój wzrok podążył za jej, gdy mówiła o jakimś raporcie i domu za mostem, do którego miała go dostarczyć. Chyba uderzył ją w głowę aż za mocno, jeśli sądziła, że teraz, w tym stanie, miałbym ją tam zaprowadzić.
- Myślisz, że działał sam? - spytałem zimno. - Nie, Lydio, jest ich wiele więcej. Tacy jak on wiedzą, że w grupie są silniejsi - wyjaśniłem jej, nie bawiąc się w łagodność i ukrywanie prawdy, aby nie wzbudzać w niej lęku. - Żaden raport nie jest warty tego, aby za niego umierać. Galeony też nie - oświadczyłem, dając Lydii jasno do zrozumienia, że nie pójdziemy do tych ludzi, nawet jeśli to tylko kawałek, a mój ton nie znosił sprzeciwu. Nie zamierzałem jej zresztą na to pozwolić. Była mocno ranna, kulała, sama nigdzie nie dojdzie.
[Zakończone - rozliczone]
19. lipca | Wren Chang | Flamborough
Życie to nie bajka. Ani ja nie byłem rycerzem w lśniącej zbroi, ani ona smokiem, który mógłby mnie pożreć. Na jej i moje właściwie też nieszczęście w życiu obowiązywała reguła, że jeśli coś ma pójść nie tak - to bardzo często pójdzie. Wtedy, gdy najbardziej człowiek potrzebował wymknąć się niezauważonym, zawsze ktoś musiał mu stanąć na drodze.
- Obawiam się, że teraz już musisz - odpowiedziałem lodowatym tonem. Wściekała się, złościła, zapierała. - Mam chronić to miejsce i na tej podstawie żądam wyjaśnień. Dlatego jestem tu w środku nocy - wyjaśniłem, skoro tak bardzo pragnęła odpowiedzi. Czyż teraz nie powinna odpuścić, jeśli miała dobre zamiary, uczciwe intencje wobec tej mugolki? Każdy, kto chciałby naprawdę pomóc nie zachowywałby się tak jak ona. Od razu oskarżyła mnie o bycie rebeliantem Harolda Longbottoma, na co zmrużyłem nieufnie oczy. - Jaką masz pewność? - spytałem śmiało.
Zakończone
- Obawiam się, że teraz już musisz - odpowiedziałem lodowatym tonem. Wściekała się, złościła, zapierała. - Mam chronić to miejsce i na tej podstawie żądam wyjaśnień. Dlatego jestem tu w środku nocy - wyjaśniłem, skoro tak bardzo pragnęła odpowiedzi. Czyż teraz nie powinna odpuścić, jeśli miała dobre zamiary, uczciwe intencje wobec tej mugolki? Każdy, kto chciałby naprawdę pomóc nie zachowywałby się tak jak ona. Od razu oskarżyła mnie o bycie rebeliantem Harolda Longbottoma, na co zmrużyłem nieufnie oczy. - Jaką masz pewność? - spytałem śmiało.
Zakończone
20. lipca | Lydia Moore | Gryffidam
- Przepraszam - wydusiłem z siebie w końcu, próbując uchwycić spojrzenie Lydii. Za to, że nie potrafiłem potraktować cię lepiej, za to, że sam sobie nie potrafię pozwolić na to, by to zrobić. - Nie chciałem cię zranić. Ja... - Co właściwie chciałem powiedzieć? Uniosłem dłoń do twarzy, kciukiem i palcem wskazującym rozmasowując skronie w zastanowieniu. - Chciałem być wobec ciebie w porządku. Zachować się uczciwie. Nie sądziłem, że to zabrnie tak... - daleko. Nie wiem po co to mówiłem. Nie oczekiwałem przecież, że udzieli mi rozgrzeszenia, bo to wcale nie byłoby szczere. Lydia miała rację winiąc mnie za to, co teraz czuła, za ten ból. - Pójdę już, jeśli sobie tego życzysz. Nałożę zaklęcia i pójdę.
Zakończone
Zakończone
30. lipca | Roselyn Wright | Szkocja, Zamglone wzgórza
- Szukamy osób takich jak ty, wilkołaków, mówmy otwarcie i szczerze, bo chcemy ci coś zaoferować. - Zdecydowałem się grać w otwarte karty. Miałem nadzieję, że chłopak to doceni. - Pomoc i wsparcie. Bezpieczne schronienie przed Ministerstwem Magii i łowcami wilkołaków. Nie będziesz już musiał ukrywać się po lasach i kraść jedzenia. W zamian oczekujemy, że okażesz nam wsparcie, że staniesz do walki z tymi, którzy cię ścigają - ciągnąłem dalej.
- Ja nie umiem walczyć - zawołał Timothy. - Skąd ta myśl, że mógłbym wam pomóc?
Zacisnąłem usta w wąską kreskę, chwilę szukając w myśli odpowiednich słów, bo na to pytanie Gwardziści podczas obrad Zakonu Feniksa nie zdołali udzielić mi odpowiedzi.
- Obrócisz przeciwko nim to, za co cię karają - powiedziałem w końcu. - Nauczymy cię jak zrobić użytek z różdżki. Potrzebna jest teraz każda, by ten kraj nie pogrążył się całkiem w ciemnościach. Jeszcze jest szansa, aby to wszystko zatrzymać. Aby zatrzymać Rycerzy Walpurgii, Lorda Voldemorta, Cronusa Malfoya. Pomyśl o tym, że tacy jak oni nienawidzą ciebie i innych wilkołaków tak jak mugoli. Każdy, kto nie jest czarodziejem czystej krwi jest dla nich kimś gorszym od robaka. Nawet nie kimś, a czymś. Musimy z nimi walczyć, Timothy - mówiłem. - Potrafimy się zorganizować i umiemy walczyć. Potrzebujemy ludzi. Wszystkich. Ciebie także. Możemy pomóc tobie, jeśli i ty pomożesz nam. Wiem co mówię. Byłem aurorem.
Zakończone
- Ja nie umiem walczyć - zawołał Timothy. - Skąd ta myśl, że mógłbym wam pomóc?
Zacisnąłem usta w wąską kreskę, chwilę szukając w myśli odpowiednich słów, bo na to pytanie Gwardziści podczas obrad Zakonu Feniksa nie zdołali udzielić mi odpowiedzi.
- Obrócisz przeciwko nim to, za co cię karają - powiedziałem w końcu. - Nauczymy cię jak zrobić użytek z różdżki. Potrzebna jest teraz każda, by ten kraj nie pogrążył się całkiem w ciemnościach. Jeszcze jest szansa, aby to wszystko zatrzymać. Aby zatrzymać Rycerzy Walpurgii, Lorda Voldemorta, Cronusa Malfoya. Pomyśl o tym, że tacy jak oni nienawidzą ciebie i innych wilkołaków tak jak mugoli. Każdy, kto nie jest czarodziejem czystej krwi jest dla nich kimś gorszym od robaka. Nawet nie kimś, a czymś. Musimy z nimi walczyć, Timothy - mówiłem. - Potrafimy się zorganizować i umiemy walczyć. Potrzebujemy ludzi. Wszystkich. Ciebie także. Możemy pomóc tobie, jeśli i ty pomożesz nam. Wiem co mówię. Byłem aurorem.
Zakończone
1. sierpnia | William Moore | Dolina Godryka
- Poszukam jej - zaproponowałem i przyklęknąłem przy torbie z narzędziami, którą ze sobą przyniósł, gdy zniknął wynieść resztki tapet. Poczułem się trochę tak jakbym znowu miał osiem lat i zaglądał do ojcowskiej torby, która przypominała skrzynię skarbów. Przeglądałem narzędzia z ciekawością, zastanawiając się do czego służyły niektóre z nich. Poziomicę - albo coś, co wyglądało mi na poziomicę - znalazłem i położyłem na przysłoniętym materiałami kredensie.
Zmierzywszy długość słupków - wydawało mi się, że są w porządku, przynajmniej dla kogoś, kto miał mniej niż dwa metry wzrostu, a nikt wyższy tu mieszkał, póki co - słuchałem Williama co dalej.
Zakończone
Zmierzywszy długość słupków - wydawało mi się, że są w porządku, przynajmniej dla kogoś, kto miał mniej niż dwa metry wzrostu, a nikt wyższy tu mieszkał, póki co - słuchałem Williama co dalej.
Zakończone
3. sierpnia | wianki | Oaza
1, 2, 3, 4, 5. 6. 7. 8, 9, 10, 1112
Będzie lepiej, jeśli będziesz trzymać się ode mnie z daleka, Lydio, powiedziałem jej kiedyś. Jak mogła to zrobić, skoro wciąż byłem gdzieś obok i nie pozwalałem jej tego zrobić?
- Przepraszam. Najmocniej przepraszam. Nie powinienem był tego robić - odezwałem się cicho, czując, że wstyd spala mnie od środka. Oddałem Lydii wianek. Nie włożyłem jej go na głowię, nie dopełniła się tradycja. Mogła rzucić go raz jeszcze i poczekać na kogoś lepszego. Kogoś z kim miała szansę na szczęście i miłość. Zasługiwała na to przecież jak mało kto. Zasługiwała na kogoś lepszego niż ja. - Sprawdzę co u siostry - wymamrotałem, unikając jej spojrzenia, za to szukając butów.
Zakończone
Będzie lepiej, jeśli będziesz trzymać się ode mnie z daleka, Lydio, powiedziałem jej kiedyś. Jak mogła to zrobić, skoro wciąż byłem gdzieś obok i nie pozwalałem jej tego zrobić?
- Przepraszam. Najmocniej przepraszam. Nie powinienem był tego robić - odezwałem się cicho, czując, że wstyd spala mnie od środka. Oddałem Lydii wianek. Nie włożyłem jej go na głowię, nie dopełniła się tradycja. Mogła rzucić go raz jeszcze i poczekać na kogoś lepszego. Kogoś z kim miała szansę na szczęście i miłość. Zasługiwała na to przecież jak mało kto. Zasługiwała na kogoś lepszego niż ja. - Sprawdzę co u siostry - wymamrotałem, unikając jej spojrzenia, za to szukając butów.
Zakończone
11. sierpnia | Frances Burroughs | Szafirowe Wzgórze
Wytłumaczywszy Frances teorię run odwracalnych i nieodwracalnych, zamilkłem, aby mogła zadać swoje pytania, które nasunęły jej się po wysłuchaniu mnie. Miała ich wiele i cieszyło mnie to - to znaczy, że słuchała mnie z uwagą i była szczerze ciekawa tego tematu.
- To, że runa jest odwrócona nie oznacza jeszcze, że można to wykorzystać jedynie do klątwy. Z założenia runa ma podstawowo znaczenie neutralne. Runy nieodwracalne mają więcej niż jedno znaczenie, a w odczytaniu go trzeba również znać kontekst i umieć wyciągać wnioski. Uczyła się pani języków obcych? Starożytne runy również są jak taki obcy język. Jedno słowo może znaczyć wiele, a wszystko zależy od tego co stoi przed nim, a co za nim. Nie jest to rzecz prosta i wymaga doświadczenia, aby poznać schematy układania run, najczęstsze ich ułożenia. Często są powtarzalne, tworzą pewne wyrażenia, można je wiec odpowiednio zinterpretować - odpowiedziałem w końcu, na wszystkie pytania Frances, bo łączyły się ze sobą.
Zakończone
- To, że runa jest odwrócona nie oznacza jeszcze, że można to wykorzystać jedynie do klątwy. Z założenia runa ma podstawowo znaczenie neutralne. Runy nieodwracalne mają więcej niż jedno znaczenie, a w odczytaniu go trzeba również znać kontekst i umieć wyciągać wnioski. Uczyła się pani języków obcych? Starożytne runy również są jak taki obcy język. Jedno słowo może znaczyć wiele, a wszystko zależy od tego co stoi przed nim, a co za nim. Nie jest to rzecz prosta i wymaga doświadczenia, aby poznać schematy układania run, najczęstsze ich ułożenia. Często są powtarzalne, tworzą pewne wyrażenia, można je wiec odpowiednio zinterpretować - odpowiedziałem w końcu, na wszystkie pytania Frances, bo łączyły się ze sobą.
Zakończone
13. sierpnia | Charlene Leighton | Oaza
Właśnie. Nagle to sobie uświadomiłem. Żadne zaklęcie nie pomogło, ale przecież... Eliksirów nie próbowałem. Może nie bez przyczyny los postawił mi na drodze akurat Charlene Leighton, znakomitą alchemiczkę.
- Może mogłabyś pomóc. Znasz eliksir, dzięki któremu pozbędę się tego futra? Mam to wszędzie, na plecach, na rękach. Udało mi się części pozbyć brzytwą, ale... - ale nie wszędzie sięgnę.
Miałem szczerą nadzieje, że następne słowa, jakie padną z ust Charlene, oznajmią, że owszem, istnieje taka mikstura i akurat ma ją w swoich zapasach. Spadłaby mi wtedy jak z nieba, ale przeczucie mi podpowiadało, że to zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe.
Zakończone - rozliczone
- Może mogłabyś pomóc. Znasz eliksir, dzięki któremu pozbędę się tego futra? Mam to wszędzie, na plecach, na rękach. Udało mi się części pozbyć brzytwą, ale... - ale nie wszędzie sięgnę.
Miałem szczerą nadzieje, że następne słowa, jakie padną z ust Charlene, oznajmią, że owszem, istnieje taka mikstura i akurat ma ją w swoich zapasach. Spadłaby mi wtedy jak z nieba, ale przeczucie mi podpowiadało, że to zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe.
Zakończone - rozliczone
13. sierpnia (wieczór) | Elvira Multon | Oaza
- Przepraszam najmocniej, panowie i szanowna pani, że śmiem się wtrącić, lecz chcąc czy nie wszyscy wokół słyszą o czym rozmawiacie, o runach - zacząłem słowem wstępu, bardzo spokojnie, przenosząc spojrzenie to z jednego, to z drugiego. Ostatecznie zatrzymało się na bladej twarzy kobiety - wyraźnie pijanej, widziałem to po oczach. - Byłoby jednak dobrze nie szerzyć nieprawdziwych informacji i nie wprowadzać innych w błąd, droga pani. Proszę wybaczyć, ale byłoby lepiej, gdyby została pani przy uzdrowicielstwie.
Zwróciłem się do blondynki, wciąż uprzejmym tonem, bo każdy miał wszak prawo by się pomylić, zwłaszcza, jeśli się tym nie zajmował. Na kursie uzdrowicielskim nie nauczano starożytnych run. To wiedziałem na pewno, bo moja młodsza siostra odbyła taki całkiem niedawno.
Zakończone
Zwróciłem się do blondynki, wciąż uprzejmym tonem, bo każdy miał wszak prawo by się pomylić, zwłaszcza, jeśli się tym nie zajmował. Na kursie uzdrowicielskim nie nauczano starożytnych run. To wiedziałem na pewno, bo moja młodsza siostra odbyła taki całkiem niedawno.
Zakończone
14. sierpnia | Lucinda Hensley | Oaza
Dopiero za drugim razem udało mi się wydostać przy pomocy zaklęcia Ascendio. Różdżka pociągnęła mnie do góry i stanąłem przed Lucindą - ubłocony, poobijany i bardzo obolały.
- Nieźle mnie pani poturbowała, panno Hensley - stwierdziłem szczerze, czując, że te stłuczenia jeszcze trochę będą dawać mi się we znaki. - Taki trening to wyzwanie, podejmę je jeszcze raz, jeśli wyrazi pani chęć, na dziś jednak powinniśmy skończyć. Muszę być zdatny do użytku, jeśli Rineheart mnie wezwie... - wyjaśniłem, podchodząc bliżej i próbując się uśmiechnąć, choć kiepsko mi to wyszło, bo mimowolnie krzywiłem się przez ból. Lekko utykałem na lewą nogę, musiałem źle wylądować przy którymś upadku. - Pani umiejętności są naprawdę godne podziwu - wyrzekłem szczerze, nie kłamiąc przy tym ani trochę, ani fałszywie schlebiając. Lucinda potrafiła rzucać naprawdę mocne zaklęcia i była groźnym przeciwnikiem. Wiedziałem, że przez wzgląd na to, że to tylko ćwiczenia, jedynie trening, nie sięgała po te naprawdę groźne - ale przypuszczałem, że jej moc pozwoliłaby na rzucanie takich.
Zakończone - rozliczone
- Nieźle mnie pani poturbowała, panno Hensley - stwierdziłem szczerze, czując, że te stłuczenia jeszcze trochę będą dawać mi się we znaki. - Taki trening to wyzwanie, podejmę je jeszcze raz, jeśli wyrazi pani chęć, na dziś jednak powinniśmy skończyć. Muszę być zdatny do użytku, jeśli Rineheart mnie wezwie... - wyjaśniłem, podchodząc bliżej i próbując się uśmiechnąć, choć kiepsko mi to wyszło, bo mimowolnie krzywiłem się przez ból. Lekko utykałem na lewą nogę, musiałem źle wylądować przy którymś upadku. - Pani umiejętności są naprawdę godne podziwu - wyrzekłem szczerze, nie kłamiąc przy tym ani trochę, ani fałszywie schlebiając. Lucinda potrafiła rzucać naprawdę mocne zaklęcia i była groźnym przeciwnikiem. Wiedziałem, że przez wzgląd na to, że to tylko ćwiczenia, jedynie trening, nie sięgała po te naprawdę groźne - ale przypuszczałem, że jej moc pozwoliłaby na rzucanie takich.
Zakończone - rozliczone
16. sierpnia | Maeve Clearwater | Wyspa Achill
Tak jak powiedziałem czarownicom - ruszyłem ostrożnie pierwszy, wychodząc na korytarz, teraz niepokojąco cichy. Ominąłem połamane krzesło i wyszeptałem: - Homenum revelio - machnąwszy przy tym różdżką w odpowiednim geście. Zaklęcie pozwoliło mi wyczuć w pobliżu jedynie obecność Maeve, Carolyn i Bradleya. Cisza pozwalała sądzić, że nie wyrwał się spod działania mojego czaru. A nawet jeśli, to ręce i nogi miał skute magicznym kajdanami.
Gestem zachęciłem czarownice, by ruszyły za mną. Zajrzałem do salonu i upewniwszy się, że Bradley leży tam gdzie leży, wskazałem aby podeszły jeszcze bliżej. Na razie było czysto. Pierwszy opuściłem budynek, wokół którego było pusto, powtórzyłem zaklęcie.
Wtedy serce zabiło mi szybciej. Z oddali zaś dobiegły głosy.
- Szybko, teraz, nie ma czasu do stracenia. Nieopodal mamy miotły - syknąłem na nie. Sam skupiłem się na tym, aby spuścić na nas jeszcze jedną barierę niewidzialności, na wypadek, gdyby na krętej drodze pojawili się towarzysze pojmanego przez nas zbira.
Zakończone
Gestem zachęciłem czarownice, by ruszyły za mną. Zajrzałem do salonu i upewniwszy się, że Bradley leży tam gdzie leży, wskazałem aby podeszły jeszcze bliżej. Na razie było czysto. Pierwszy opuściłem budynek, wokół którego było pusto, powtórzyłem zaklęcie.
Wtedy serce zabiło mi szybciej. Z oddali zaś dobiegły głosy.
- Szybko, teraz, nie ma czasu do stracenia. Nieopodal mamy miotły - syknąłem na nie. Sam skupiłem się na tym, aby spuścić na nas jeszcze jedną barierę niewidzialności, na wypadek, gdyby na krętej drodze pojawili się towarzysze pojmanego przez nas zbira.
Zakończone
3. września | Jayden Vane | Hogmseade
Nadał szybko skrobałem po pergaminie, zapisując wszystko, co wydawało mi się ważne, a ważne było chyba wszystko, dlatego niemal cała przestrzeń wypełniona była drobnymi literami. Nie wiedziałem ile dokładnie już tu siedzieliśmy, nie odczuwałem upływu czasu, nie zerkałem na zegarek tak jak uczeń nie mogący doczekać się końca lekcji. Faktem było jednak, że ogrom informacji mógł wydać się przytłaczający i powinienem był go na spokojnie przetworzyć.
- Właściwie tak. Z liter można wyliczyć daną sumę, sprawdzić znaczenie tej cyfry, dlatego chciałbym wiedzieć jak duży ma to wpływ na ułożenie odpowiedniej inkantacji zaklęcia. To nie jest przypadkowy zlepek liter, czyż nie? Z tego co się orientuję, to wiele inkantacji pochodzi z łaciny. Czy to język ściśle związany z numerologią? - spytałem zaciekawiony.
[Zakończone - rozliczone]
- Właściwie tak. Z liter można wyliczyć daną sumę, sprawdzić znaczenie tej cyfry, dlatego chciałbym wiedzieć jak duży ma to wpływ na ułożenie odpowiedniej inkantacji zaklęcia. To nie jest przypadkowy zlepek liter, czyż nie? Z tego co się orientuję, to wiele inkantacji pochodzi z łaciny. Czy to język ściśle związany z numerologią? - spytałem zaciekawiony.
[Zakończone - rozliczone]
10. września | Maeve Clearwater | Dolina Godryka
Znałem ten głos, byłem tego pewien, a nazwisko jego właścicielki miałem na końcu języka. Nie od razu uniosłem na nią wzrok, jakby w nadziei, że jedynie się przesłyszałem i tak naprawdę wciąż jestem sam, lecz kolejnych padających słów nie dało się już zignorować. Cały mokry? Nawet tego nie czułem. Deszcz mi nie przeszkadzał, choć wrześniowy dzień był chłodny, bo towarzyszył mu wiatr z północy.
- Maeve - powiedziałem w końcu, przypominając sobie jej imię, bo płynący wraz z krwią alkohol upośledził mi pamięć i jednocześnie ją wyostrzył. Powoli podniosłem głowę i spojrzałem na nią spod ciężkich powiek. Byłem pewien, że wyglądam strasznie i że nie takim mnie pamiętała. Nie tak wymiętego, chwiejącego się na nogach, pachnącego ognistą whisky, z podkrążonymi, czerwonymi oczyma i potarganymi włosami. W środku palił mnie wstyd. Bardziej dlatego, że w takim stanie stałem nad grobami żony i córki, niż że Maeve Clearwater widzi mnie w takim stanie - tego będzie mi wstyd później.
- Nie jestem mokry - zaprzeczyłem bełkotliwie, chociaż to była bzdura. Myślałem wtedy jednak, że może to drobne kłamstwo sprawi, że nie będzie na to naciskać. - Nie przeszkadza mi to - powiedziałem zaraz po tym; starałem się brzmieć jak zawsze, ale średnio mi to szło. - Co tutaj robisz? - spytałem podejrzliwie.
Zakończone
- Maeve - powiedziałem w końcu, przypominając sobie jej imię, bo płynący wraz z krwią alkohol upośledził mi pamięć i jednocześnie ją wyostrzył. Powoli podniosłem głowę i spojrzałem na nią spod ciężkich powiek. Byłem pewien, że wyglądam strasznie i że nie takim mnie pamiętała. Nie tak wymiętego, chwiejącego się na nogach, pachnącego ognistą whisky, z podkrążonymi, czerwonymi oczyma i potarganymi włosami. W środku palił mnie wstyd. Bardziej dlatego, że w takim stanie stałem nad grobami żony i córki, niż że Maeve Clearwater widzi mnie w takim stanie - tego będzie mi wstyd później.
- Nie jestem mokry - zaprzeczyłem bełkotliwie, chociaż to była bzdura. Myślałem wtedy jednak, że może to drobne kłamstwo sprawi, że nie będzie na to naciskać. - Nie przeszkadza mi to - powiedziałem zaraz po tym; starałem się brzmieć jak zawsze, ale średnio mi to szło. - Co tutaj robisz? - spytałem podejrzliwie.
Zakończone
20. września | Zakon Feniksa | Tower of London
- Żyje. Widziała pocałunek dementora. Mieliśmy wokół dementorów z każdej strony - odparłem, kiedy William zaczął powtarzać imię siostry. Czułem, że wini mnie za jej stan, kazał mi przecież się nią opiekować. Na jego miejscu sam czułbym to samo, gdyby to moja młodsza siostra wisiała bezwładnie na jego ramieniu. Rozdzielanie się na coraz mniejsze grupy było naszym błędem, lecz teraz było już za późno by to naprawić. Tak jak za późno było dla Pomony. Nie zdążyliśmy
- Jesteśmy winni żywym, by stawiać ich ponad martwymi - odpowiedziałem z irytacją na słowa Williama, gdy oświadczył, że wraca po Vane. Nie sądziłem, że naprawdę to zrobi. Myślałem, że i jemu Azkaban namącił w głowie, że odebrał zdrowy rozsądek, lecz zająwszy się braniem Lydii na ręce, nie zdołałem wybić mu tego z głowy. - Nie bądź głupi, William, nie poddawaj się znów emocjom - odparłem, poprawiając blondynkę w swoich ramionach, lecz na chwilę zaniemówiłem. - Jak to Rycerze wiedzą? Skąd wiedzą? Skąd ty to wiesz? BILLY! - wydusiłem z siebie po chwili, lecz Moore leciał już na miotle w głąb korytarza, z którego wracaliśmy z Lydią. - BILLY, WRACAJ, TWOJA CÓRKA I LYDIA CIĘ POTRZEBUJĄ. AMELIA CIĘ POTRZEBUJE. TA DZIEWCZYNKA ZGINIE TAM RAZEM Z TOBĄ - wrzasnąłem za nim, próbując jeszcze raz przemówić mu do rozsądku, nim zniknął w ciemnościach.
Nie posłuchał.
Zakończone
- Jesteśmy winni żywym, by stawiać ich ponad martwymi - odpowiedziałem z irytacją na słowa Williama, gdy oświadczył, że wraca po Vane. Nie sądziłem, że naprawdę to zrobi. Myślałem, że i jemu Azkaban namącił w głowie, że odebrał zdrowy rozsądek, lecz zająwszy się braniem Lydii na ręce, nie zdołałem wybić mu tego z głowy. - Nie bądź głupi, William, nie poddawaj się znów emocjom - odparłem, poprawiając blondynkę w swoich ramionach, lecz na chwilę zaniemówiłem. - Jak to Rycerze wiedzą? Skąd wiedzą? Skąd ty to wiesz? BILLY! - wydusiłem z siebie po chwili, lecz Moore leciał już na miotle w głąb korytarza, z którego wracaliśmy z Lydią. - BILLY, WRACAJ, TWOJA CÓRKA I LYDIA CIĘ POTRZEBUJĄ. AMELIA CIĘ POTRZEBUJE. TA DZIEWCZYNKA ZGINIE TAM RAZEM Z TOBĄ - wrzasnąłem za nim, próbując jeszcze raz przemówić mu do rozsądku, nim zniknął w ciemnościach.
Nie posłuchał.
Zakończone
[bylobrzydkobedzieladnie]
becomes law
resistance
becomes duty
Ostatnio zmieniony przez Cedric Dearborn dnia 28.07.21 20:04, w całości zmieniany 7 razy
Oh darling, what have I done?
5. października | Hannah Wright | oaza
trwa
7. października | Deborah Spencer | Oaza
trwa
8. października | William Moore | oaza
- Kto? - spytałem, ściągając brwi w zastanowieniu, kiedy spytał gdzie ona jest. Pytał o Amelię? Nie było jej z nami, gdy opuszczaliśmy wioskę. Ja także przystanąłem, odwracając się w stronę Moore'a. - Nikogo nie widzę. Nikogo z nami nie ma, William. Wszyscy śpią - wyrzekłem ostrożnie, a kiedy szukający się zachwiał - ruszyłem w jego stronę, szczerze zaniepokojony tym stanem. Krzyczał, a w oczach miał jakiś obłęd. - Kto? Kogo widzisz, William? Spokojnie, weź głęboki oddech, jesteśmy tu sami. Tylko ty i ja. Jesteśmy w Oazie - powiedziałem stanowczym tonem, łapiąc go za ramiona, spoglądając mu w oczy. - Spójrz na mnie - zażądałem stanowczo.
Skup się na tym, co prawdziwe.
Zakończone
Skup się na tym, co prawdziwe.
Zakończone
10. października | Anthony Skamander | Borrowash
Wyglądało jednak na to, że mężczyzna mówił prawdę. To nie była zasadzka, pułapka z wykorzystaniem mugolskiego sprzętu, a utknął tu, pośrodku niczego, naprawdę. Potrzebował pomocy, pilnej pomocy i nie mogliśmy go tu zostawić, mając świadomość, że szmalcownicy mogą kręcić się w pobliżu. Oddalając się teraz zostawilibyśmy go na prawdopodobną śmierć. Krótkie spojrzenie, wymienione Skamanderem, upewniło mnie w tym, że i on nie zamierza tego uczynić.
- Zerknę na mapę - mruknąłem, wyciągając zza pazuchy złożony pergaminy, jaki miałem przy sobie. To była mapa tych okolic w Derbyshire z zaznaczonymi mugolskimi i czarodziejskimi wioskami, miasteczkami, miastami. - W Kedleston znajdziesz swój eliksir? - zapytałem, unosząc wzrok na mugola.
- Benzynę znaczy?
- Nazywaj to jak chcesz.
- No tak, na pewno...
Zakończone - rozliczone
- Zerknę na mapę - mruknąłem, wyciągając zza pazuchy złożony pergaminy, jaki miałem przy sobie. To była mapa tych okolic w Derbyshire z zaznaczonymi mugolskimi i czarodziejskimi wioskami, miasteczkami, miastami. - W Kedleston znajdziesz swój eliksir? - zapytałem, unosząc wzrok na mugola.
- Benzynę znaczy?
- Nazywaj to jak chcesz.
- No tak, na pewno...
Zakończone - rozliczone
14. października | Anthony Skamander | Derbyshire
- Myślisz, że tylko wśród was ukrywają się metamorfomadzy? Wiesz co to jest? - spytałem, wyciągając z kieszeni szaty maleńką, nieprzezroczystą fiolkę. - Eliksir wielosokowy. Teraz wystarczy tylko... -skłamałem, oczywiście, że skłamałem, lecz nawet powieka mi przy tym nie drgnęła. Wyciągnąłem ku głowie mężczyzny rękę. Próbował się odchylić, lecz miał niewielkie pole manewru. Z łatwością wyrwałem mu kilka włosów z głowy i spojrzałem na wymownie. - Nigdzie nie musisz się stąd ruszać, żeby twoi przyjaciele przekonali się o twojej zdradzie. Pomyśl tylko - czy wierzą w ciebie na tyle, by drążyć temat? A Ministerstwo Magii? Im chyba nie potrzeba teraz wiele, co? Zdrajcy zaś to ich najwięksi wrogowie.
Zakończone
Zakończone
20. października | urodziny lizzie | Oaza
trwa
22. październik | Maeve Clearwater | Szkocja, Highlands
Taktyczny odwrót mnie także nie był w smak. Miałem podobne myśli co Maeve, choć żadne z nas nie zdawało sobie z tego sprawy. Część mnie chciała ruszyć do przodu, zamiast wsiąść na miotłę. Chciała odebrać szmalcownikom różdżki, skuć ich i przesłuchać, póki jeszcze żyli, może byli jeszcze przytomni - powinniśmy byli wydusić z nich wszystko, co się dało. Siłą lub nie. To nie przypadek, że dzisiaj na nich natrafiliśmy. Musieli wiedzieć coś więcej, skoro kręcili się po Highlands i wcale nie tak daleko od magicznego tartaku Havishama. Szukali kogoś konkretnego? Czy mieli informacje o tym, że ktokolwiek z poszukiwanych może być powiązany z Havishamem? Tyle pytań krążyło mi po głowie, na które powinniśmy byli poznać odpowiedź; musiałem mieć jednak na uwadze dobro Oazy i cel podróży do Szkocji. Przekalkulować ryzyko. Czy strata tego wszystkiego, co udało nam się zdobyć była tego warta? Nie mieliśmy pewności co do ich liczebności. Co jeśli w pobliżu kręciło się ich znacznie więcej? Musiałem zachować rozsądek - on zaś podpowiedział mi, że bezpieczeństwo Oazy, zapewnienie jej mieszkańcom przetrwanie zimy powinno być dla nas priorytetem.
Zakończone
Zakończone
30. października | Tessa Skamander | Okolice Exford
- Na to właściwie liczyłem... że mi doradzisz. Ty będziesz wiedziała najlepiej czego użyć - przyznałem. Przyszedłem do Tessy kompletnie nieprzygotowany. Nie znałem się na magicznych materiałach, nie wiedziałem jakie mają właściwości, dlatego umilkłem - przeżuwając rybę bardzo powoli, rozkoszując się jej smakiem - by wysłuchać propozycji czarownicy. - Samuel mówił, ze znasz się na rzeczy, nie mylił się - odpowiedziałem. A jednak słuch mnie nie mylił i rzeczywiście to, o czym słyszałem było możliwe. - Na wszystko się zgadzam. Na tę podszewkę i kieszenie z wełny... kudłonia, tak? Kudłonia. Wolałbym je po wewnętrznej stronie szaty, byłoby wygodniej - zdecydowałem po krótkim przemyśleniu. - Nie musisz się śpieszyć, nie chcę sprawić ci kłopotu. Powiedz mi lepiej czy potrzebujesz, abym rozejrzał się za tymi skórami i wełną, nie chciałbym, abyś się niepotrzebnie wychylała. Kupię wszystko co potrzebne i zapłacę, oczywiście - zapewniłem Tessę, Samuel by mi nie wybaczył, gdyby coś stało się jego młodszej siostrze przez to, że szukała materiałów na szaty dla mnie. Ale może miała je w swoich zapasach? Zawiesiłem na jej twarzy pytające spojrzenie.
Zakończone
Zakończone
31. października | Luna Lupin | Błonia Hogwartu
- Zaśpiewasz dla mnie? - poprosiłem. Niewielu rzeczy w tamtej chwili pragnąłem tak bardzo jak tego, aby Luna podzieliła się ze mną swoją pasją. Jej głos i tak był miły dla ucha, śpiew musiał być jeszcze słodszy i przyjemniejszy. Liczyłem, że nie odmówi mojej prośbie - tak jak ja nie odmówiłem opowiedzenia o sobie. - Nie martw się tym ciężarem. Nie śmiałbym zrzucać go na twoje barki. - Nie zasłużyła na to, aby go dźwigać. Na to akurat nie zamierzałem pozwolić. Luna i tak nie mogła mi pomóc w prowadzonej wojnie - właściwie to najbardziej pomogłaby mi, gdyby ukryła się na farmie i tam była bezpieczna. - Największą pomocą z twojej strony będzie po prostu obecność - zapewniłem Lupin, zanim zaczęła protestować; bo naprawdę czułbym się pewniej i spokojniej, gdybym nie musiał się martwić, że ona gdzieś tam ryzykuje własnym życiem - i to dla mnie.
Zakończone - rozliczone
Zakończone - rozliczone
2. listopada | Maeve Clearwater | Kornwalia
Wylądowawszy na ziemi spojrzałem na zegarek. Byliśmy trochę za wcześnie, lecz zawsze to lepiej. Patrzyłem jak Davies po kolei zmniejsza miotły, a potem upycha je w walizce, którą uchyliła dla niego żona. Ja i Clearwater schowaliśmy własne w zaroślach - nie panowałem dobrze nad transmutacją, wolałem nie ryzykować, ani własnym czarem, ani proszeniem Daviesa. Istniało ryzyko, że potem sam bym jej nie odczarował.
- Sprawdzę, czy w pobliżu nikt się nie kręci. Zostaniesz z nimi? - zwróciłem się cicho do Maeve; widziałem, że niektórzy przemykali po przystaniu w kierunku zacumowanego statku, lecz wolałem mieć pewność, że niedawna historia z Kent się nie powtórzy. Słyszałem, że szmalcownicy napadli wówczas uciekinierów właśnie w przystani. Powróciłem do nich po dwóch kwadransach, krótkim obchodzie, podczas którego Homenum revelio pozwoliło mi upewnić się, że nikt niepożądany nie kręcił się w pobliżu. - Jest czysto - powiedziałem do Maeve i Daviesów uspokajajacym tonem. Mogli wsiadać na pokład i wyruszyć na poszukiwanie lepszego życia.
Zakończone - rozliczone
- Sprawdzę, czy w pobliżu nikt się nie kręci. Zostaniesz z nimi? - zwróciłem się cicho do Maeve; widziałem, że niektórzy przemykali po przystaniu w kierunku zacumowanego statku, lecz wolałem mieć pewność, że niedawna historia z Kent się nie powtórzy. Słyszałem, że szmalcownicy napadli wówczas uciekinierów właśnie w przystani. Powróciłem do nich po dwóch kwadransach, krótkim obchodzie, podczas którego Homenum revelio pozwoliło mi upewnić się, że nikt niepożądany nie kręcił się w pobliżu. - Jest czysto - powiedziałem do Maeve i Daviesów uspokajajacym tonem. Mogli wsiadać na pokład i wyruszyć na poszukiwanie lepszego życia.
Zakończone - rozliczone
6. listopada | Yvette B. | Gospoda "Pod Bazyliszkiem"
trwa
9. listopada | Archibald, Vincent | Dolina Godryka, Kurnik
- Chyba wszystko... - zastanowiłem się, stając obok Archibalda i Vincenta, powiodłem spojrzeniem po stołach, lecz wciąż czegoś na nim brakowało. - A szklanki? Kieliszki? - przypomniałem sobie. Mój wzrok odnalazł jeszcze jedno pudło, które ktoś musiał przypadkiem wsunąć częściowo pod stół. Tam znalazłem brakujące elementy nakryć i znów zacząłem wędrować wzdłuż stołów, by postawić szklankę i lampkę do wina przy każdym nakryciu. - Teraz wszystko - oznajmiłem, wspierając dłonie o biodra, po czym skupiłem spojrzenie na Vincencie, który zastanawiał się nad tym, co zrobić z resztą kwiatów. Nie miałem pojęcia. Nie byłem za dobry w ozdabianiu, przystrajaniu i takich pierdołach. Zawsze uważałem to za babskie zajęcie, tak jak nakrywanie do stołu, ale mniejsza z tym. - Możemy poprosić o rozmnożenie wazonów i ustawić ich więcej w domu, jeśli to potrzebne. Mógłbyś też ułożyć bukiet i dać go Justine - rzuciłem zaczepnie do Rinehearta, podchodząc bliżej. - Oby następne wesele na którym będziemy nakrywać do stołu, to było twoje wesele, Rineheart. Kupiłeś już Justine pierścionek? - niby mówiłem zartobliwie, lecz to nie do końca był żart. Od chwili święta wianków w Oazie przeczuwałem, że coś się święci, a w Azkabanie jedynie utwierdziłem się w przekonaniu, że coś między nimi jest - a jeśli myślał o niej poważnie i ją szanował, to najwyższa pora, by podjął poważne kroki.
Zakończone - rozliczone
Zakończone - rozliczone
11. listopada | Vincent Rineheart | Akacjowa Ostoja
trwa
13. listopada | Justine Tonks | Wyspa Lindisfarne
- Może tak być. To hrabstwo Longbottomów. Może przestali czuć się tu wystarczająco bezpiecznie. Wiedzieli, że przyjdziemy - zastanowiłem się. Wyspa Lindisfarne należała wszak do hrabstwa Northumberland, które opierało się wciąż Rycerzom Walpurgii i nieprawemu Ministerstwu Magii.
Przeszliśmy cały korytarz, wspięliśmy się po schodach, wszędzie cuchnęło wilgocią i stęchlizną. Wędrowaliśmy po klasztorze, przeszukując kolejne komnaty, lecz to jedna - w północnym skrzydle przyciągnęła moją uwagę.
- Czujesz to? - spytałem Justine, spoglądając na nią wreszcie. Przeciągnąłem końcem różdżki wzdłuż jednej ze ścian, część starych kamieni była ciemniejsza od innych.
- Czarna magia zawsze zostawia ślad - mruknąłem, chcąc, aby czarownica sprawdziła to sama. Miałem wrażenie, że jesteśmy blisko miejsca, gdzie popełniono zbrodnię z użyciem tej plugawej magii. Zaklęciem otworzyłem zatem drzwi, by wejść do środka - w środku panował bałagan, stare kufry leżały na posadzce rozwalone, gdzieniegdzie walały się kartki. Wszystko to musieliśmy przeszukać.
Zakończone
Przeszliśmy cały korytarz, wspięliśmy się po schodach, wszędzie cuchnęło wilgocią i stęchlizną. Wędrowaliśmy po klasztorze, przeszukując kolejne komnaty, lecz to jedna - w północnym skrzydle przyciągnęła moją uwagę.
- Czujesz to? - spytałem Justine, spoglądając na nią wreszcie. Przeciągnąłem końcem różdżki wzdłuż jednej ze ścian, część starych kamieni była ciemniejsza od innych.
- Czarna magia zawsze zostawia ślad - mruknąłem, chcąc, aby czarownica sprawdziła to sama. Miałem wrażenie, że jesteśmy blisko miejsca, gdzie popełniono zbrodnię z użyciem tej plugawej magii. Zaklęciem otworzyłem zatem drzwi, by wejść do środka - w środku panował bałagan, stare kufry leżały na posadzce rozwalone, gdzieniegdzie walały się kartki. Wszystko to musieliśmy przeszukać.
Zakończone
14. listopada | Neala Weasley | Ottery St. Catchpole
trwa
15. listopada | Zakon Feniksa | Oaza
1, 2, 3, 4, 5, 6
Kiedy odezwała się Maeve spojrzałem w jej stronę. To było pierwsze spotkanie czarownicy, a wysunęła jedną ze słuszniejszych propozycji.
- Stworzenie siatki informatorów, szpiegów byłoby wręcz wskazane. Mamy wśród nas więcej metamorfomagów. Sprawdzenie plotek i pogłosek mogłoby nam przeszkodzić w atakach. Sianie wśród szmalcowników dezinformacji również jest niegłupim pomysłem. Myśląc zaś o tym przychodzi mi do głowy także co innego. Zgodziliśmy się już, że naszym planem na najbliższy czas powinno być umocnienie granic półwyspu kornwalijskiego i hrabstw, które poparły lorda Prewetta. Zaczynając od informatorów mogliśmy posiąść wiedzę o szmalcownikach, bo to oni wyrastają na coraz większy problem. Wyłapują niewinnych ludzi, mugolaków nawet w Kornwalii, Devon, Dorset. Tak jak wspomniany Schmidt. Robią to dla pieniędzy, ale to nie są ludzie przypadkowi. Muszą być zorganizowani. Mieć sieć powiązań i kontaktów w tych hrabstwach. Chciałbym na tym się skupić. Zniszczyć to i wykurzyć ich z półwyspu - przynajmniej to byłby kolejny krok, by zapewnić mieszkańcom bezpieczeństwo i budować ich zaufanie do nas - zaproponowałem. Nie chciałem już więcej czasu tracić na osoby, które w moim mniemaniu przyniosą więcej szkody niż pożytku Zakonowi Feniksa. Powinniśmy się skupić na rozplanowaniu konkretnych działań. Omówiono już i rozdzielono obowiązki w sprawie zapasów, Oazy i spichlerza, rozważano sięgnięcie po wsparcie Irlandii - nie byłem politykiem i nie znałem tego kraju, dlatego nie zdecydowałem się wypowiedzieć. W tej materii ufałem Vincentowi.
Zakończone - rozliczone
Kiedy odezwała się Maeve spojrzałem w jej stronę. To było pierwsze spotkanie czarownicy, a wysunęła jedną ze słuszniejszych propozycji.
- Stworzenie siatki informatorów, szpiegów byłoby wręcz wskazane. Mamy wśród nas więcej metamorfomagów. Sprawdzenie plotek i pogłosek mogłoby nam przeszkodzić w atakach. Sianie wśród szmalcowników dezinformacji również jest niegłupim pomysłem. Myśląc zaś o tym przychodzi mi do głowy także co innego. Zgodziliśmy się już, że naszym planem na najbliższy czas powinno być umocnienie granic półwyspu kornwalijskiego i hrabstw, które poparły lorda Prewetta. Zaczynając od informatorów mogliśmy posiąść wiedzę o szmalcownikach, bo to oni wyrastają na coraz większy problem. Wyłapują niewinnych ludzi, mugolaków nawet w Kornwalii, Devon, Dorset. Tak jak wspomniany Schmidt. Robią to dla pieniędzy, ale to nie są ludzie przypadkowi. Muszą być zorganizowani. Mieć sieć powiązań i kontaktów w tych hrabstwach. Chciałbym na tym się skupić. Zniszczyć to i wykurzyć ich z półwyspu - przynajmniej to byłby kolejny krok, by zapewnić mieszkańcom bezpieczeństwo i budować ich zaufanie do nas - zaproponowałem. Nie chciałem już więcej czasu tracić na osoby, które w moim mniemaniu przyniosą więcej szkody niż pożytku Zakonowi Feniksa. Powinniśmy się skupić na rozplanowaniu konkretnych działań. Omówiono już i rozdzielono obowiązki w sprawie zapasów, Oazy i spichlerza, rozważano sięgnięcie po wsparcie Irlandii - nie byłem politykiem i nie znałem tego kraju, dlatego nie zdecydowałem się wypowiedzieć. W tej materii ufałem Vincentowi.
Zakończone - rozliczone
15. listopada | Rycerze vs. Zakon | Weymouth, Dorset
Mimo, że sam marzłem i drżałem z zimna, to zdjąłem z siebie płaszcz, by okryć nim nieprzytomnego mężczyznę. Od leżenia na tej zmarzniętej, wilgotnej ziemi mógł nabawić się zapalenia płuc albo czegoś jeszcze paskudniejszego. We mnie jeszcze buzowała adrenalina.
- Za mało tej pary - odpowiedziałem, bo nie byłem z siebie zadowolony. Owszem, zdołałem nam ochronić tyłki, posługiwanie się białą magią było wszak moją specjalnością - ale moja ofensywa pozostawiała w moim własnym mniemaniu wiele do życzenia. - Muszę popracować nad Lamino, to pewne - mruknąłem, spoglądając na osikowe drewno; byłem dla siebie surowy i nie zamierzałem sobie odpuścić. Potrzebowałem więcej treningu.
- Nałożę tu Ostatnie tango - poinformowałem Skamandera, unosząc przy tym różdżkę i zaczynając szeptać odpowiednie inkantacje, aby objąć jak największy obszar polany i brzegu rzeki wspomnianą pułapką na wroga.
Zakończone - rozliczone
- Za mało tej pary - odpowiedziałem, bo nie byłem z siebie zadowolony. Owszem, zdołałem nam ochronić tyłki, posługiwanie się białą magią było wszak moją specjalnością - ale moja ofensywa pozostawiała w moim własnym mniemaniu wiele do życzenia. - Muszę popracować nad Lamino, to pewne - mruknąłem, spoglądając na osikowe drewno; byłem dla siebie surowy i nie zamierzałem sobie odpuścić. Potrzebowałem więcej treningu.
- Nałożę tu Ostatnie tango - poinformowałem Skamandera, unosząc przy tym różdżkę i zaczynając szeptać odpowiednie inkantacje, aby objąć jak największy obszar polany i brzegu rzeki wspomnianą pułapką na wroga.
Zakończone - rozliczone
20. listopada | Trixie Beckett | Winchester
Na miotle ruszyłem pierwszy, z uniesioną różdżką, bo choć sprawdziłem zaklęciem, że dom jest pusty, a pułapka została rozbrojona przez nieplanowaną aktywację, to lepiej zawsze zachować ostrożność.
- Bądź czujna - pouczyłem Trixie, schodząc z miotły i przekładając jej pas przez ramię, by nigdzie jej nie zostawić. Nacisnąłem klamkę, drzwi okazały się zamknięte, lecz proste Alohomora rozwiązało tę przeszkodę. Światło Lumos rozproszyło ciemność w cichym korytarzu. - Wiesz gdzie szukać? Lepiej się nie rozdzielajmy - zaproponowałem, krocząc powoli holem i zaglądając do kolejnych pomieszczeń. W kuchni raczej nie szukałbym materiałów krawieckich o których wspominała Beckett. Tylko gdzie mogła być pracownia? Rozdzielenie się byłoby oszczędnością czasu, lecz mieliśmy go właściwie sporo i wolałem, by Trixie była blisko - tak na wszelki wypadek. Wciąż wydawała się rozedrgana po spotkaniu z boginem.
Zakończone
- Bądź czujna - pouczyłem Trixie, schodząc z miotły i przekładając jej pas przez ramię, by nigdzie jej nie zostawić. Nacisnąłem klamkę, drzwi okazały się zamknięte, lecz proste Alohomora rozwiązało tę przeszkodę. Światło Lumos rozproszyło ciemność w cichym korytarzu. - Wiesz gdzie szukać? Lepiej się nie rozdzielajmy - zaproponowałem, krocząc powoli holem i zaglądając do kolejnych pomieszczeń. W kuchni raczej nie szukałbym materiałów krawieckich o których wspominała Beckett. Tylko gdzie mogła być pracownia? Rozdzielenie się byłoby oszczędnością czasu, lecz mieliśmy go właściwie sporo i wolałem, by Trixie była blisko - tak na wszelki wypadek. Wciąż wydawała się rozedrgana po spotkaniu z boginem.
Zakończone
21. listopada | Zakon Feniksa | Akacjowa Ostoja
Ironiczne wtrącenie Cedrica wywołało u niego rozlewającą się gdzieś za mostkiem falę poirytowania, zacisnął jednak wargi, nim wydostałaby się spomiędzy nich pierwsza z kąśliwych uwag, które przyszły mu do głowy. Przeniósł mało przyjazne spojrzenie na aurora, zastanawiając się, czy to przeziębienie sprawiało, że zachowywał się, jakby był tu za karę, czy może cynizm i zgorzknienie stanowiły stałe elementy jego sposobu bycia. – Trafne spostrzeżenie, w dżungli w istocie rosną liście – odpowiedział, nie potrafiąc się powstrzymać przed wlaniem między głoski odrobiny sarkazmu. – Nie spodziewałbym się jednak wiatru, roślinność jest na to za gęsta – więc w dziewięciu przypadkach na dziesięć szelest będzie alarmujący i raczej bym go nie ignorował. Nawet jeśli nie będzie to śmierciotula, w tropikalnym klimacie żyje mnóstwo innych stworzeń, na które będziemy musieli uważać równie mocno; na tej szerokości geograficznej spodziewałbym się pikujących lich, drapieżnych ryb, jadowitych płazów i gadów – wyliczył, po części dzieląc się informacjami, które posiadał, a po części chcąc odjąć Dearbornowi nieco tej denerwującej pewności siebie.
Zakończone - rozliczone
Zakończone - rozliczone
25. listopada | Maeve Clearwater | Lancaster
- Ta kobieta ci ufała - wyrzekłem z pogardą, stając bliżej Gerarda. - Myślisz, że to było warte tych kilku galeonów? Następnym razem da je twoim koleżankom, by sprzątnęli ciebie. Nie bądź tak głupi na jakiego wyglądasz. Nie dawaj się wykorzystywać. Myśl za siebie. Przede wszystkim - nie sraj do swojego gniazda - mówiłem dalej, nie zerkając na Maeve, jej kobiece uszy musiały jakoś to przetrwać. - To godne pogardy. Atakować słabszą, bezbronną kobietę. Tak postępują tylko tchórze. Jesteś tchórzem, Gerard? Znajdź sobie godnego siebie przeciwnika - zakpiłem, chcąc nadepnąć na jego godność i sumienie zarazem.
Zakończone
Zakończone
28. listopada | Zakon Feniksa | Tropikalna Zagadka
trwa
[bylobrzydkobedzieladnie]
becomes law
resistance
becomes duty
Ostatnio zmieniony przez Cedric Dearborn dnia 14.11.21 15:20, w całości zmieniany 3 razy
...
4. stycznia | Anthony Skamander | Devon, Lynmouth
trwa
7. stycznia | Samuel Skamander | Kornwalia, Fowey
trwa
11. stycznia | Lizzie Dearborn | Dolina Godryka
trwa
becomes law
resistance
becomes duty
Cedric Dearborn
Szybka odpowiedź