Hesperos Perseus Crouch
Nazwisko matki: Parkinson
Miejsce zamieszkania: Pallas Manor; Londyn
Czystość krwi: Czysta szlachetna
Status majątkowy: Bogaty
Zawód: urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, tłumacz, znawca prawa międzynarodowego
Wzrost: 188 cm
Waga: 80 kg
Kolor włosów: ciemny blond, póki co bez śladów siwizny
Kolor oczu: szaroniebieskie
Znaki szczególne: Wiecznie lodowate spojrzenie, którego nawet uśmiech nie zmienia. Sześciocentymetrowa blizna tuż pod linią szczeki, po prawej stronie. Trzydniowy zarost, którego nie pozbywa się nigdy, a jedynie skraca odpowiednio.
11 cali, dość sztywna, Tarnina, Jad bazyliszka
Slytherin
Wilk
Martwą kobietę, której twarzy nie widać
Delikatną wonią trawy po deszczu, burzowego powietrza, starego drewna, pergaminu
Samego siebie, jako szefa departamentu w którym pracuję
Językami obcymi, kulturoznawstwem, prawem międzynarodowym
Srokom z Montrose
Uciekam w naukę; zgłębiam języki obce, kulturę antyczną, poznaję więcej zagadnień i kruczków prawnych.
Klasyki
Armie Hammer
...jak wszystko się zaczęło
Pojawienie się na świecie, jako drugi syn, nigdy nie jest tym, czego chce się od życia już na samym początku. Pocieszającym jest jednak fakt, że przez pierwsze lata życia, nie jest to tak istotna kwestia. Wręcz można ją zignorować, gdy spędza się ów czas na zabawie i beztroskim przemierzaniu korytarzy, kiedy tylko pojmuje się pierwszą naukę; jak utrzymać równowagę.
Dlatego właśnie, nie mogę i nie chcę narzekać na początki swego dzieciństwa, uważając je nadal za nad wyraz udane. Cieszyłem się swobodą, będąc częściowo niezauważalnym dla rodziców, a niańki nie były w stanie upilnować mnie cały czas. To właśnie pod nieobecność matki i ojca, którzy zajęci byli moim bratem, pierwszy raz w wieku niecałych trzech lat, ukazały się u mnie magiczne zdolności. Płonące kotary na oknach i krzyk zaskoczonej pożarem ciotki, ściągnęły do niedużego saloniku więcej osób, niż zwykle. Niestety, to co początkowo nie dokucza tak bardzo, stopniowo narusza dziecięcą psychikę i niszczy poczucie bycia potrzebnym. Szybko pojąłem, że bycie tym drugim, wiąże się z brakiem większego zainteresowania ze strony ojca. Ile to razy próbowałem, tego upartego i ślepego na inne rzeczy, pracoholika zmusić, aby choć raz przypomniał sobie, że spłodził przecież jeszcze jednego syna. Wszystkie nieudane próby, stopniowo przyczyniły się do faktu, że przestałem jakkolwiek go potrzebować i chociaż niezaprzeczalnie szanowałem tego człowieka, a wszystkie rzucone gdzieś przypadkiem rady, wprowadzałem w życie, to nie szukałem u niego aprobaty. Już nie. Poza wpajanymi latami konserwatywnymi zasadami i pewnymi podstawami, które musiał wyłożyć, nie zrobił nic, abym w przyszłości szukał u niego czegokolwiek.
Tak naprawdę to guwernantki, pracujące dla mojej rodziny, nauczyły mnie najwięcej. Chociaż nigdy żadna nie zaszczepiła mi wielkiej sympatii do muzyki czy malarstwa, pokazały mi jak ciężkie, lecz opłacalne jest zgłębianie literatury. To właśnie z tym ostatnim związałem się na długie miesiące, spijając słowa i powiększając swój zasób wiedzy. Wolne chwile, gdy nie musiałem przesiadywać wśród ksiąg i wiedzy teoretycznej spędzałem, trenując szermierkę oraz najchętniej jeździectwo, gdzie właśnie godziny w siodle, okazały się najprzyjemniejsze. Momenty, gdy znikałem wszystkim z oczu, ściągając jedynie wodze i głaszcząc po szyi karą klacz, którą dostałem na urodziny, czyniły mnie najszczęśliwszym. Przynajmniej wtedy. Uwielbiałem czas, który mogłem poświęcić tym zwierzętom, często czując, że to konie są bardziej rozumne niż otaczający mnie ludzie.
Dzień, kiedy usłyszałem, że zostanę starszym bratem, był jednym z tych najweselszych, jakie pamiętam z okresu dzieciństwa. Cieszyłem się, że będzie jeszcze ktoś, że już nie będę miał miana najmłodszego, a dodatkowo nie będzie to ktoś pokroju mojego brata. Wtedy już wiedziałem, że marny z niego towarzysz, a z biegiem lat upewniałem się w tym przekonaniu. Z siostrą znaleźliśmy wspólny język i staliśmy się prawie nierozłączni, mimo że nigdy nie staliśmy się zbyt wylewni, względem siebie. Z perspektywy lat, jestem pewny, że zaważyło na tym wychowanie oraz moje stopniowe zamykanie się na świat w tamtym okresie.
Lata spędzone w Hogwarcie, wyrobiły u mnie większą dumę z pochodzenia i noszenia nazwiska Crouch. Co prawda znów spoglądano na mnie przez pryzmat brata, lecz tym razem mogłem udowodnić, że jestem od niego lepszy i nie muszę żyć w jego cieniu. To właśnie w tamtym okresie, pojawiała się świadomość, że mogę go przegonić, jeśli tylko postaram się o to. Dzięki takiemu podejściu zostałem w końcu prefektem naczelnym, zyskując opinię osoby z której warto brać przykład i dążyć do tak samo dobrych wyników, chociaż obecnie nie do końca wiem czy pomimo starań by nim zostać, właśnie tego chciałem. Na tle rówieśników, wyróżniałem się również łatwością dobierania słów, które szybko pojąłem, że są potężniejszą bronią niż przewaga fizyczna. Na początku nauki odnalazłem w sobie również ten sam dryg, który wyróżniał moją rodzinę, tę smykałkę do nauki języków obcych oraz swobodę używania ich. Dlatego większość wolnego czasu, spędzałem z książkami, które pomagały mi w biegłości względem języków. Szkołę kończyłem z jednymi z najlepszych wyników, efektami pracy jaką włożyłem w cały okres szkoły, a które otwierały mi możliwości i furtki kariery w Ministerstwie Magii. Wtedy też zrozumiałem, co chcę robić w przyszłości oraz że wbrew wszystkiemu, co sądziłem kilka lat wcześniej, pójdę tą samą ścieżką co wszyscy z mojego rodu.
Czasy szkoły przynoszą ze sobą wspomnienia nie tylko godzin spędzonych na zajęciach i wąskiego grona przyjaciół, lecz również przywołują Ją. Piękną i silną, dla której byłem gotów rzucić wszystko, na co pracowałem w tamtym okresie. W tej prostej szkolnej miłostce, która dręczyła mnie miesiącami, nieistotne było, z jakiego rodu pochodzę. Paradoksalnie wręcz przeszkadzało, bo ile to razy widziałem grymas na Jej twarzy, gdy padało nazwisko. Przeczuwałem, że nie posiada podobnego pochodzenia, jednak szczeniacko zakochany, nigdy nie pytałem, a wręcz byłem skory wierzyć, że to z nią mógłbym układać swoją przyszłość. Prawda jednak musiała wyjść na jaw, a przypadkowe spotkanie z jej bliskimi, wywołało skrajną niechęć, wręcz obrzydzenie, których nie byłem w stanie ukryć. Wszystko, co wpajano mi latami, odezwało się jak nigdy, przekreślając, a raczej wyciągając na światło dzienne wszystko, na co próbowałem być wtedy ślepy. Nie mogłem być w końcu z kimś, kto ma jakikolwiek styk z mugolami... z istnieniami, które mają szczęście, że ktoś pozwala im żyć.
W zapomnieniu o pierwszej porażce na tle uczuć, pomogła Laurena Carrow, ówczesna narzeczona, wybrana mi przez rodzinę, a w późniejszym czasie żona i matka naszych dzieci.
...rozwijając życie
Pierwsze cztery lata poświęciłem rodzinie, własną karierę zawodową, odsuwając na dalszy plan, chociaż już wtedy dostałem staż w Ministerstwie Magii, najpewniej dzięki nazwisku mając szanse większe niż inni. Kiedy na świat przyszło pierwsze dziecko, a do tego córka, nie przejąłem się, że nie jest to syn. Szanowałem wartości, które mi wpajano, lecz nie umniejszało to miłości, jaką obdarzyłem to małe istnienie. Dopiero narodziny syna, gdy obserwowałem swoich rodziców pochylonych nad kołyską i spojrzenie ojca, pełne aprobaty i dumy, którą zobaczyłem pierwszy raz w życiu. Właśnie to uświadomiło mi, że paradoksalnie w tym pokoleniu to pierwsze z dzieci stanie w tej samej pozycji co ja dawno temu. Chciałem być ojcem takim, na jakiego zasługiwały moje dzieci. Starałem się być, jednak z biegiem czasu, coraz bardziej pojmowałem, że to nie moje miejsce. Nie potrafiłem dłużej tkwić wśród czterech ścian rodowej posiadłości, kiedy tam na zewnątrz miałem więcej możliwości. Zwłaszcza widząc co dzieje się w świecie, jak drastyczne zmiany mają miejsce, wiedziałem, że muszę być tam, aby w przyszłości nie zostać jedynie cichym obserwatorem, zepchniętym na bok. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że bezpieczniejszym było nie wychylać się.
Dałem się porwać karierze, łapiąc się ostatniej chwili, nim zaprzepaściłbym szansę. W tym ostatnim impulsywnym działaniu dałem się zauważyć i poznać przez pryzmat umiejętności, które już wtedy okazały się przydatne. Do tej pory jestem świadom, jak wiele zawdzięczam samemu sobie oraz człowiekowi, który stał się dla mnie mentorem i wciągnął mnie do departamentu, w którym pracuję nadal. To On wypychając mnie przed szereg, gdy sam wtedy cofnąłbym się o krok, pokazał mi, jaką mogę mieć przyszłość. Dzięki biegłej znajomości języka francuskiego oraz samej kultury Francuzów zyskałem przychylność tamtejszych polityków i pierwszy raz zasłużyłem na tytuł dyplomaty. Ćwiczona latami umiejętność retoryki, umożliwiała mi przewagę nad otaczającymi mnie ludźmi, których ładnie dobrane słowa uspokajały i uświadamiały w słuszności mojego zdania. Próbowałem ratować nadszarpnięte relacje polityczne, pozostawiać otwarte furtki znajomości dla późniejszych rozmów, które finalnie okazały się przydatne, gdy działalność międzynarodową trafiał szlag. Nie jednokrotnie wykorzystywałem kruczki prawne, szukane na siłę ku przewadze departamentu, w którym po kilku sukcesach, uzyskałem stałą posadę. Nigdy również nie pozwalałem sobie na zwątpienie w to, co robię, wiedząc, że moralność jest cechą, która prędzej czy później zgubi. Nauka kolejnych języków oraz samo rozwijanie się zawodowo, umożliwiły mi pracę wszechstronną, która stopniowo umocniła moją pozycję jako znawcy prawa międzynarodowego i tłumacza, a tym samym pozwalając na więcej, gdy kolejni czarodzieje tracili stołki w wyniku przewrotów wewnątrz Ministerstwa.
...kończąc pewien etap
Okres spędzony na rozwoju osobistym na zyskiwaniu coraz większych i ważniejszych znajomości, niestety, ograniczyły możliwości mojego życia z rodziną. Byłem przy dzieciach, gdy mogłem i gdy tego potrzebowały, zwłaszcza syn, robiąc to, co wymagało ode mnie bycie ojcem. Między ciągłymi wyjazdami oraz kolejnymi sprawami, których podejmowałem się, straciłem czas dla żony, która w pewnym momencie mogła być miłością życia, lecz stopniowo staliśmy się sobie prawie obcy. Poza dziećmi nie łączyło nas nic, jednak ukrywanie tego faktu przed ludźmi weszło nam w krew, aby później stać się jedynie ulotną chwilą, gdy wyglądaliśmy na szczęśliwe małżeństwo. I może tak się czuliśmy.
Dzień, kiedy na jaw wyszła choroba Laureny oraz jej ciężki stan, położył się cieniem na najbliższych tygodniach. Najlepsi uzdrowiciele nie potrafili nic zdziałać, a jedynie ulżyć jej w cierpieniu przy pomocy silnych eliksirów. Nie zdobyłem się ani razu na pocieszanie, że będzie lepiej, widząc jak ta mimo wszystko silna kobieta, gaśnie w oczach. Wiedziałem, jak to się skończy oraz jak bardzo będę musiał zmienić swoje życie, gdy jej zabraknie. Mimo to chwila, kiedy polecono mi się z nią pożegnać, zniszczyła moje opanowanie i niezachwiany chłód, jaki roztaczałem wokół siebie na co dzień. To wtedy, dwa lata temu, w ostatnich słowach, przyrzekłem jej to, co chciała usłyszeć, a co ja zamierzałem spełnić... ten ostatni raz dla niej. Po jej śmierci nie pozwoliłem sobie na przeżywanie tego, uciekając w obowiązki i coraz więcej pracy. Jednak, gdy pewnego dnia, pojawiła się możliwość wyjazdu i oderwania od szarej rzeczywistości, nie zawahałem się ani na moment, znajdując swój sposób na pogodzenie się ze stratą, która zabolała mocniej, niż byłem w stanie przyznać przed samym sobą. Pół roku w Stanach Zjednoczonych i codzienne godziny spędzone w MACUSA, pozwoliły zapomnieć oraz poznać coś nowego, wcześniej będącego poza zasięgiem. Powrót do domu, do swojego departamentu i swojego życia, zakończył pewien etap w życiu... równocześnie otwierając kolejny, związany z czarną magią, której oddałem się równie mocno. Zgłębiając jej tajniki, pokazane mi pobieżnie jeszcze podczas pobytu w USA, choć tam jako piętnowane nauki i poddając się ciekawości, którą budziła jeszcze za czasów szkolnych, gdy przypadkiem sięgnąłem po księgę z tej dziedziny magii w rodzinnej bibliotece. Nigdy nie przypuszczałbym, że w zgłębianiu wiedzy o czarnej magii i z dostępem do ksiąg, pomoże mi ktoś, z kim dotąd mijałem się jedynie na korytarzach. To właśnie Amadeus okazał się tym, który stopniowo skrzyżował moje ścieżki z Rycerzami Walpurgii i chociaż nigdy nie sądziłem, że mogę się z kimś zgadzać do tego stopnia, że kogokolwiek poglądy okażą się identyczne z moimi, stało się to realne.
Chaos panujący w Ministerstwie Magii, pogłoski o rozwiązaniu departamentu Międzynarodowej Współpracy i prawdopodobne wyjście z MKCz, podnosiły ciśnienie wszystkim, którzy jak Ja, próbowali miesiącami znajdować sposób na uspokojenie sytuacji na arenie międzynarodowej. Cała praca miała iść na marne, lecz szczęśliwie, bądź nie, udało się temu zaradzić. Początek anomalii nie był czymś przyjemnym, wręcz zaliczał się do najgorszych przeżyć w moim życiu, jednak rozpoczął szybkie zmiany, które odbijały się na każdym i mogą doprowadzić do czegoś lepszego. Muszą doprowadzić do lepszej sytuacji...
Rzucając zaklęcie patronus, wraca wspomnieniami do swoich dziewiętnastych urodzin, gdy pierwszy i ostatni raz widział aprobatę w oczach swojego ojca, a gdy na świat przyszedł Jego syn.
Statystyki i biegłości | |||
Statystyka | Wartość | Bonus | |
OPCM: | 10 | 0 | |
Zaklęcia i uroki: | 8 | +2 (rożdżka) | |
Czarna magia: | 14 | +3 (rożdżka) | |
Magia lecznicza: | 0 | 0 | |
Transmutacja: | 3 | 0 | |
Eliksiry: | 0 | 0 | |
Sprawność: | 4 | +4(waga) | |
Zwinność: | 5 | Brak | |
Język | Wartość | Wydane punkty | |
Język angielski | II | 0 | |
Język francuski | II | 2 | |
Język rosyjski | II | 2 | |
Greka | I | 1 | |
Łacina | I | 1 | |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty | |
Astronomia | I | 2 | |
Historia Magii | II | 10 | |
Kłamstwo | I | 2 | |
ONMS | I | 2 | |
Perswazja | III | 25 | |
Starożytne Runy | I | 2 | |
Spostrzegawczość | I | 2 | |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty | |
Wytrzymałość Fizyczna | I | 2 | |
Szlachecka Etykieta | I | 0 | |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty | |
Rycerze Walpurgii | 0 | 1 | |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty | |
Literatura (tworzenie ) | I | 0,5 | |
Literatura (wiedza) | I | 0,5 | |
Malarstwo (wiedza) | I | 0.5 | |
Muzyka (wiedza) | I | 0.5 | |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty | |
Latanie na miotle | I | 0,5 | |
Taniec balowy | I | 0,5 | |
Szermierka | I | 0,5 | |
Jeździectwo | II | 7 | |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty | |
Brak | - | (+0) | |
Reszta: 6 |
Ostatnio zmieniony przez Hesperos Crouch dnia 11.04.19 20:32, w całości zmieniany 4 razy
Bo wkrótce czeka cię bolesne rozczarowanie.
Witamy wśród Morsów
[26.02.20] Wsiąkiewka (styczeń/luty/marzec): +0,5 PB do reszty
[10.05.19] Spotkanie Rycerzy Walpurgii, +10 PD
[29.07.19] Wsiąkiewka (listopad/grudzień): +60 PD, +1 PB
[26.02.20] Wsiąkiewka (styczeń/luty/marzec): +30 PD, +0,5 PB