Calum Figg
AutorWiadomość
calum kentigern figg
Data urodzenia: 31 VII 1929
Nazwisko matki: Morgan
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: czysta ze skazą
Status majątkowy: średniozamożny
Zawód: auror
Wzrost: 184 i pół centymetra
Waga: 79 kilogramów
Kolor włosów: ciemny brąz
Kolor oczu: oliwkowe
Znaki szczególne: kontrolowany chaos kręcących się bezustannie kosmyków; szelmowski uśmiech; kompozycja niewielkich blizn, różnorodnych w tonacji i kształcie; szkocki akcent; pali? tak, dużo pali; czasem zbyt dużo przeklina
Nazwisko matki: Morgan
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: czysta ze skazą
Status majątkowy: średniozamożny
Zawód: auror
Wzrost: 184 i pół centymetra
Waga: 79 kilogramów
Kolor włosów: ciemny brąz
Kolor oczu: oliwkowe
Znaki szczególne: kontrolowany chaos kręcących się bezustannie kosmyków; szelmowski uśmiech; kompozycja niewielkich blizn, różnorodnych w tonacji i kształcie; szkocki akcent; pali? tak, dużo pali; czasem zbyt dużo przeklina
12 i ćwierć cala, sztywna, wykonana z drewna osiki, o rdzeniu z jadu śmierciotuli
Gryffindor
pustułka
stos ludzkich szczątków, tuż pod rodzinną siedzibą (bliscy. Oni. Nie żyją)
powietrzem po ustąpieniu burzy, świeżym, jeszcze stygnącym ciastem, starymi, nadgryzionymi żółcią stronami wiekowych książek
siebie otoczonego przez krewnych
szeroko pojętym zbieractwem: zatrzymywaniem rupieci, wycinków ze starych gazet, literaturą, zwierzętami, Quidditchem oraz mugolskim światem
Wędrowcom z Wigtown
pływam, latam na miotle, gram w szachy czarodziejów
ciszy mąconej dźwiękiem sunących wskazówek
arthura gosse
Ciemność pełzała między prostokątami ścian; kreatura bezkształtna, ogromne, rozlane cielsko. Pasożyt nocy. Gęstą kurtynę powłok rozcinał lekko papieros, żarząca się pod przykryciem popiołu końcówka - samotne, błyszczące leniwie ślepię. Zaciągnął się mocniej dymem; drapał przyjemnie gardło. Pióropusz tytoniowych oparów dryfował wkrótce w powietrzu.
(O czym myślisz? Powiedz mi o czym myślisz rozdrap pokrywę skrzepu nagłym szarpnięciem, przecież masz się czym martwić. Ty nie jesteś tak silny, Calum, jak zawsze zwykłeś uważać. Powiem coś więcej, jesteś chaosem, ha ha, w głowie masz dość nierówno, wywrócone półkule zamknięte w walizce z kości. Martw się. Oczyść. Rozważaj. Miałeś sporządzić dziennik mój domorosły pisarzu, bezwartościowy artysto. Biografie takich jak ty spoczywają w milczeniu wśród bezimiennych grobów, lecz pisz, może w końcu wyciągniesz choć drobny wniosek).
Uśmiech wykrzywia wargi; jest nieudolny, zakrawa bardziej na grymas przy spożywanej goryczy. Wokoło trudno jest wyodrębnić kształty, wszystko rozpływa się, obdzierane jest z realizmu. Kotwicą, stałą i namacalną, staje się ledwie biurko, najbliższe, na którym wykłada nogi. Za przezroczami szyb granatowy firmament wyszyty jest srebrną nicią; splatają się konstelacje. Calum Figg jest samotny. Nie ma ochoty zasnąć; spuścić kurtyny powiek; opaść wśród zapomnienia. Dopala papierosa i rzuca na stos niedopałków, niewielki, usypywany cmentarz na rogu swojego biurka, masywnej, drewnianej ostoi. Oczywiście, miał pisać. Powinien pisać; w końcu oczyścić umysł, zmusić do wygaśnięcia chór głosów, krzyczący wciąż w jego głowie.
Lumos.
Nikła otoczka promieni jest pożerana przez cienie, niemal efemeryczna. Jedno, konkretne słowo wychodzi jemu naprzeciw - niedostateczna, trawiona jakby chorobą, trącana przez paroksyzmy, mająca wkrótce zaniknąć bez najmniejszego echa. Na całe szczęście wystarcza, aby odnaleźć świecę. Ciepła, zwycięska aura oblewa najbliższy teren pocałunkami światła. Usiądź. Pisz.
(Nie mam pojęcia dlaczego jakim cudem naczynie ciała, stoicki spokój architektury tkanek, cierpliwie znosi emocjonalny chaos. Czasami wściekłość gorący dotyk WŚCIEKŁOŚCI rozpala mnie i unosi, dodaje skrzydeł, odnoszę czasem wrażenie ja nie wytrzymam, ciało nie jest spękane, ciało wytrzyma wszystko. A muszę przyznać, tak, jestem nieco zepsuty jak chyba zresztą jest każdy. Skąd biorę iskrę charyzmy? Dlaczego rozpalam innych? Dlaczego chcę bardzo wpłynąć? Wymagam niemal od zawsze, bez względu na przeciwieństwa. Może obcuję z darem, nietuzinkowym, wszczepionym w esencję duszy. Jestem zgryźliwy, chociaż za każdym z bliskich skoczę bez namyślenia w ogień).
Dzierży już pióro, nakreśla pierwszy szlak liter; atrament wsiąka w pergamin. Pierwsze, splecione zdania powstają pewnie, ciągnące się równomiernie łodygi słownego bluszczu. Zaczyna, nie kryje dumy, przegląda zawartość wspomnień. Rodzinne, stare historie zostawia w rękach badaczy, spracowanych, zmarszczonych i pokrywanych kurzem na wiotczejących opuszkach, zostawia do wystrojenia w podniosłość i oprawienia w księgach. Bohaterem jest on. Sam. Wyłącznie. Nie kryje dumy z korzeni, nie stara się zatuszować intensywności akcentu, aye, ekscentryzmu w artykulacji głosek.
Dzieciństwo było zwyczajne. Mieszkali w starym domostwie, niewielkim, nieco pokracznym i nieugiętym mimo tyranii czasu. Było ich łącznie ośmioro - ojciec, matka, pięć sióstr, wreszcie on, wpleciony w tło ich gromady. Niewinny kolaż, pełen jaskrawych odcieni niedojrzałości przecięła drastyczność dwóch rys, ciemnych, złowieszczych wąwozów plączących się, narodzonych podstępnie. Rysa pierwsza, okryta pustką niezrozumienia (chłopięcy umysł nie pojmie terminu śmierci) jest osunięciem się matki, więdnącą agonią wydzierającą świat z jej kobiecych dłoni, chorobą, która zwycięża ciało. Druga, drastyczna skaza wbija się nieco później, piętno charłactwa naznacza jedną z bliźniaczek już w pełni, nie dostarczając listu, niesionej na skrzydłach sowy epistolarnej radości w dzień jedenastych urodzin. Zanim sam mógł się znaleźć w kamiennych murach Hogwartu, trwonił beztrosko większość darowanego czasu. Był początkowo skrytym, naburmuszonym chłopcem, wyrzucającym spomiędzy krawędzi warg buntowniczy frazes to moje. Szczęśliwie dorastał w duchu pielęgnowania dobra, zaś niezachwiany obraz autorytetu ojca i przyjście na świat bliźniaczek rozrzedziło skłębione w plastycznym umyśle wady. Otworzył się. Towarzyszył siostrom. Pełni determinacji jeździli zimą na łyżwach, zaciekli pomimo zderzeń z bezduszną taflą, wydającą obfite, fiołkowe owoce sińców, boleśnie porastających połacie ich cienkiej skóry. Ścigali się, pokrzykując, na zabawkowych miotłach i zastygali w skupieniu, kiedy ojciec, mężczyzna o naznaczonej zmarszczkami twarzy, obdarzał ich opowieścią. Pamiętał chwilę pierwszego przebłysku magii - zsunął się niefortunnie z gałęzi podczas dziecięcej wspinaczki; magia troskliwie zamaskowała upadek, opuszczając kilkuletniego chłopca powoli na bujną trawę.
Calum Figg nosił znamię inności, choć tego słowa przenigdy nie zdołał przepchnąć jego instrument krtani.
(Śmieją się z ciebie, Marcy, ich brudne palce jak strzały zwrócone są w twoją stronę. Okrutny rechot przyprawia cię o korozję kompleksów, a ja nie będę ci współczuć, nie, nie będę cię głaskać. To dla twojego dobra och Marcy, to wszystko byś stała się taką, jaką chciałaś być zawsze).
Psotnik był szczurem; ciekawskim, szalenie inteligentnym. Od razu spostrzegł go w sklepie - kremowa barwa porastającej ciało zwierzęcia sierści czyniła z niego cudaczny element stada. Krzątał się wśród banalnych, brunatnych stworzeń; w oczach, głębokiej czerni paciorków zaklętych miał kilkanaście odłamków światła. Miał być wspólnikiem nowego, zbliżającego się nieuchronnie etapu; kupiony został niedługo po świętowaniu jedenastych urodzin młodego Caluma Figga. Nauczył Psotnika sztuczek, odruchów drobnych lecz sprawiających radość, wykonywanych w zamian za uzbierane ziarna. Obrót! Hop! Poproś! Od zawsze kochał zwierzęta; nie znosił jedynie kotów - dumnej arystokracji czworonożnego świata. Psotnik wybrał się w podróż; lokomotywa ekspresu sunęła wśród krajobrazu wyżyn, zarzucając wciąż siwą, skłębioną grzywę, targaną w objęciach wiatru. Calum Figg nie zdobędzie się na wyznanie, że wyświechtana Tiara mruczała o Slytherinie podczas nietrwałych rozważań prześwietlających umysł. Koniec końców, powitał czerwień i złoto.
Kolejne szczeble nauki w wiekowych murach Hogwartu pokonał bez większych przeszkód; z rozplątywaniem się nici czasu zyskał opinię bystrego, pilnego ucznia. Chętnie zaszywał się w korytarzach regałów, masywnych, ciągnących się kondygnacjach misternie poukładanych książek. Rozwijał wiedzę uznaną za dostatecznie ciekawą - dreszcz ekscytacji przepływał, ilekroć zjawiał się na zaklęciach albo Obronie przed Czarną Magią. Uczęszczał na lekcje Opieki nad Magicznymi Stworzeniami, starannie zapamiętując treść podstaw - sądził, że będą przydatne w późniejszym życiu. Skrycie zajmował się sztuką - śledził dorobek artystów, gospodarując przestrzenie chwil wolnych; zaczął ponadto pisać opowiadania, chowane wśród cieni szuflad. Wysadzał (o zgrozo) kociołki; wojował zaciekle z sennością podczas historii magii, rozdzierał swe gardło krzykiem dobiegającym z trybun. Szlifował podstawy umiejętności latania na miotle, choć koniec końców porzucił myśli o kolejnych treningach, zdolnych zagwarantować miejsce wśród kadry domu. Równorzędnie z ponadprzeciętną bystrością wzrastała druga opinia, szumiąc na podobieństwo chwastów. Był narwany. Bezmyślny. Poddawał się szarżującym impulsom. Liczne wybryki, od niepotrzebnych bójek po znacznie bardziej zawiłe, pajęcze splątania intryg, przepłacił mnóstwem szlabanów.
Ponad wieżami Hogwartu pęczniała złowróżbna aura. Krążyły stadem burzowe, opuchnięte obłoki, czarne jak krucze skrzydła, oziębłe tchnienie niepokoju wyzierało spod korytarzy, niesione było wśród dźwięków stłumionych rozmów. Zęby podziałów wgryzały się w wychowanków szkoły znacznie wyraźniej niż wcześniej; tragedia niewinnej Krukonki została spleciona z otwarciem Komnaty Tajemnic; później, Albus Dumbledore zginął w walce. Poglądy Grindewalda rzężały niczym fałszywy akord, nonsensy kreślonych granic. Calum Figg uformował się w przekonaniu wolności; nigdy nie zwracał uwagi na równe bzdury, jak czystość krwi poszczególnych osób. Nie miał zamiaru zwracać.
Banda przeklętych ślepców.
(Nienawidzę tego, że nienawidzą oni, nienawidzę ich całą duszą. ? Czy to uczyni mnie takim samym ?)
Odkłada pióro. Strumień pędzących myśli przepływa pod niebem czaszki. Zwycięstwo, druzgocące zwycięstwo. Porzuca pracę, oddaje się ulotności rozważań; dłonie swoje układa w kształt wieży, dalej - zaplata gałązki palców, rozplata, powtarza tę idiotyczną zabawę, drugorzędne zajęcie - absorbujące z bliżej nieokreślonych przyczyn.
Zwykle jest niespokojny. Twarzom, które wyławia z fal tłumu, tka spontaniczne historie (w swoim odczuciu kształtuje dryg do pisania, widzisz, ten grubas zapewne tłucze wieczorem żonę; usta wygięte ma sztucznie, niby-serdeczny, wytresowany wyraz). W pracy, trwając wśród zamyślenia, przegląda ciągle papiery, potrząsa stosem, szeleści znienawidzonym pagórkiem, ołtarzem dla formalności. Gdy przesiaduje u siostry, narzeka zawsze na koty (dziwak, po stokroć dziwak). Po części przyjazny. Po części - jadowicie złośliwy. Po części inteligentny. Po części przełamujący schematy.
(Buntownik?)
Myśl o zawodzie aurora wyodrębniała się na przestrzeni lat szkolnych; początkowo nieśmiała, nikła, nieopierzona, wkrótce rozprostowała skrzydła najprawdziwszego celu. Skłonność do rozmaitych wyczynów płynęła wśród labiryntu naczyń Caluma Figga; swojej rodzinie zawdzięczał poczucie sprawiedliwości, niechęć do pozostania żałośnie biernym, zastygającym w tłumie, zlewanym wciąż z mozaiką twarzy. Nie przeszkadzała mu służba, nie zawadzały rozkazy; wręcz przeciwnie, wychowywany był w utrwalaniu szacunku do starszych osób. W ostatnich latach Hogwartu doskonalił się w eliksirach (brak większych predyspozycji nadrabiał rzetelną pracą) - pragnął odnaleźć się w sztywnych ramach wymagań. Kurs był zaledwie początkiem, był intensywnym przebiegiem ćwiczeń nad inkantacją oraz bezbłędnym nakierowaniem barwnych smug zaklęć, rozcinających powietrze. Był wyczuleniem zmysłów na czarną magię, był wyćwiczeniem współpracy, ukrywania się i śledzenia. Miał naturalną skłonność do dostrzegania więcej, dopatrywania się rozmaitych szczegółów i zależności; kurs oszlifował jedynie tę spostrzegawczość, którą mógł się poszczycić na tle pozostałych osób. Ponadto, był w stanie wybrnąć werbalnie pod istniejącą presją; nigdy nie miał problemów z ewentualnym kłamstwem.
W międzyczasie przeniósł się do Londynu; wpierw wynajmował, w późniejszych latach zakupił własne mieszkanie - łaknął samodzielności, pozwalającej swobodnie rozprężać płuca. W letnich miesiącach ćwiczył pływanie (kształtował swoją kondycję). Próbował, bez najmniejszego skutku, zapoznać się z podstawami magii leczniczej - niestety, poprzestał wyłącznie na prostych, teoretycznych terminach budowy ludzkiego ciała, kruchej, imponującej perfekcji. Nadal interesował się sztuką. Wspierał rodzinę - szczególnie Marcellę, która zaczęła karierę w kadrze Quidditcha. Kiedy jej wzniosłe plany legły w bezużytecznych gruzach, wdał się w straszliwą kłótnię, nie szczędząc słów zbyt drastycznych, z rozmachem wbijanych w umysł. Z biegiem kolejnych dni, osiągnęli ponownie stan ładu.
Przedziwne zachowanie ich ojca, Blathaira, budzące niepokój zniknięcia z ich rodzinnego domu, trapiące matkę i siostry oraz ponownie zagęszczająca się atmosfera wśród magicznego świata - były zaledwie ciszą przed rozpętaniem burzy. Calum Figg nie był ślepcem; wręcz przeciwnie, zawód wyostrzał mu wizję, nie pozwalał na zalegnięcie się bielma, naiwnej wiary w spokojną, pomyślną przyszłość. Stał się częścią Zakonu Feniksa, do którego, podobnie jak Marcella, został wtajemniczony przez ojca.
Tak. Wierzył.
Tak, wierzy nadal.
Szerzące się anomalie, śmierć ojca, spopielonego w ogniu, który ogarnął wtem Ministerstwo swym destrukcyjnym tańcem, zdawały się kompozycją wymyślnych tortur rozszarpujących duszę. Powstawał jednak po każdym z doznanych potknięć. Powstaje, znosząc kolejne szramy kwitnące na płótnie powłok.
Widzisz? Jest zbyt uparty. Być może - będzie to jego zgubą; przynajmniej umrze szczęśliwy.
Patrzy na owoc pracy. Słowa plączą się i kuleją w coraz intensywniejszym chaosie; urwane, osamotnione zdania nie tworzą perfekcyjnego ciągu - rozcięte były przez ogrom uderzających wspomnień. Cholera. Dosyć. Nie może roztrwaniać czasu, drążyć bez sensu swej zgromadzonej przeszłości.
Odgłos rwącego się lica stronic przeszywa nagle powietrze. Śmieci. Bezużyteczne śmieci. Poniósł dotkliwą klęskę.
Dość.
Fikcja. Żadnych dzienników, życie jest dostateczną raną.
(Niech krwawi).
Patronus: ulotność srebrzystych nici zostaje spleciona w subtelną formę pustułki. Umysł kurczowo chwyta się rozmaitych wspomnień, silnie związanych z rodziną, beztroskim czasem dzieciństwa, opowieściami ojca oraz uśmiechem matki.
Sokół pustułka (Falco tinnunculus) jest średniej wielkości ptakiem. Nazwa zwierzęcia, mająca korzenie w rosyjskim pustoj, oznaczającym głupi, wynika z początkowego niezrozumienia unikalnej techniki lotu oraz chwytania ofiar.
Przewyższa swym uniesieniem przeciętność; dostrzega, co pozostaje ukryte dla innych spojrzeń.
Sokół pustułka (Falco tinnunculus) jest średniej wielkości ptakiem. Nazwa zwierzęcia, mająca korzenie w rosyjskim pustoj, oznaczającym głupi, wynika z początkowego niezrozumienia unikalnej techniki lotu oraz chwytania ofiar.
Przewyższa swym uniesieniem przeciętność; dostrzega, co pozostaje ukryte dla innych spojrzeń.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 20 | Brak |
Zaklęcia i uroki: | 15 | +5 (Różdżka) |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 4 | Brak |
Zwinność: | 5 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Anatomia | I | 2 |
Kłamstwo | I | 2 |
Retoryka | I | 2 |
ONMS | I | 2 |
Historia magii | I | 2 |
Ukrywanie się | I | 2 |
Spostrzegawczość | IV | 40 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Odporność magiczna | I | 5 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Zakon Feniksa | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (wiedza) | II | 3 |
Literatura (tworzenie prozy) | II | 3 |
Malarstwo (wiedza) | I | ½ |
Rzeźba (wiedza) | I | ½ |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | I | 1 |
Pływanie | I | 1 |
Jazda na łyżwach | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Reszta: 3 |
różdżka, sowa
Gość
Gość
Calum Figg
Szybka odpowiedź