Wydarzenia


Ekipa forum
Lexaundre Avery
AutorWiadomość
Lexaundre Avery [odnośnik]11.04.19 23:38

Lexaundre Delaney Avery

Data urodzenia: 14 stycznia 1935
Nazwisko matki: Bulstrode
Miejsce zamieszkania: Zamek Ludlow
Czystość krwi: Czysta szlachetna
Status majątkowy: Bogaty
Zawód: Łowca
Wzrost: 183
Waga: 82
Kolor włosów: ciemnobrązowy
Kolor oczu: piwny
Znaki szczególne: złamany niegdyś nos nie zrósł się do końca poprawnie, chmurne spojrzenie, blednące już blizny na dłoniach; kilka grubszych, bardziej widocznych na torsie i plecach.


Tylko głupcy się nie boją.
O czyje życie bał się zatem Lord Avery, gdy jego żona wydała ostatnie tchnienie wraz z wydaniem drugiego dziedzica na świat? Na czyim zdrowiu zależało mu bardziej: bliźniąt, które wraz z zaczerpnięciem pierwszego łyku styczniowego powietrza, krzyczały ile sił w małych płucach, czy ich matki? Lexaundre zastanawiał się później wiele razy, czy to naprawdę oni ją zabili; pierwszy grzech na niekończącej się liście prowadzącej prosto w sidła zguby. Nie pamiętał nawet jak wyglądała, choć kiedy był mały, wyśnił sobie, że jedna z kamiennych figur na dziedzińcu to właśnie ona. Na wieki zaklęta w głaz, rozlewająca niewidoczne łzy, które nie chciały popłynąć po zimnym licu. W jego głowie była piękna, dobra i łagodna, zupełnie różna od lodowatych murów Ludlow. Schodziła z piedestału, by zamknąć go w objęciach smagłych ramion, wykutych dłutem mistrza. Zawsze wtedy się budził, resztę nocy spędzając ze wzrokiem utkwionym w wysokim suficie, wsłuchując się w miarowy oddech śpiącego brata. Czas szybko wyzuł go jednak ze złudzeń i niepotrzebnych nikomu sentymentów. W miejscu takim jak rodzinne włości nie było miejsca na piękno, dobro i łagodność do stopnia gdzie był pewny, że jeśli matka istotnie taka była, lepiej się stało, że odeszła, stając się jedynie cieniem dawnych dni. Przekonywał się o tym wraz z echem surowego głosu ojca, każdą naganą guwernantów i każdą burzą, która przetaczała się ponad wiekowymi murami, pozostawiając je nietknięte zębem czasu. Lord Avery Senior był w oczach małego Lexaundre niczym pogański bóg, który w jednej chwili mógł odebrać słońce. Otoczył go podziwem podszytym bladym strachem, a w dziecięcym sercu zakiełkowała chęć, by zdobyć przychylność wyniosłego, dumnego mężczyzny, którego przyszło jemu i Dorianowi nazywać ojcem. Jak przez mgłę pamięta zadowolenie w jego oczach, gdy magia po raz pierwszy dała o sobie znać, jak iskra wywołująca pożar; przypieczętowując żywoty dwóch synów, na zawsze już wiążąc ich losy z odpowiedzialnością za to, by ród prosperował jak najlepiej.


Na początku nie rozumiał daru, którym obdarzyła go krew przodków. Żaden okaz z rodowej ptaszarni nie miał przed nim tajemnic; zdradzał sekrety i snuł opowieści, których nie odnalazł w żadnej z ksiąg, nad którymi wysiadywali wraz z Dorianem; zgłębiając meandry języków obcych, historii magii czy retoryki. Ale też jego znacznie mniej ulubione aspekty szlachectwa, takie jak teoria sztuki malarstwa czy tańca, które jawiły się jako niezbyt zajmująca konieczność. Nie pamiętał już, który z nich, czy on sam czy Dorian, odnalazł opuszczone gniazdo, w którym popiskiwały żałośnie dwa pokraczne, ledwo opierzone pisklęta. Kilka dni czekali, aż matka zwabiona ich żalem wróci, ale z czasem ich narzekania słabły, aż umilkły całkowicie. Karmili je w przerwach pomiędzy zajęciami. Obolali po wyjątkowo ciężkiej lekcji szermierki, poobijani po pierwszych próbach wyczynów jeździeckich, a mimo to zdeterminowani, żeby podtrzymać je przy życiu. Dorastali, a wraz z nimi dorastały i pisklęta, które z nieopierzonych kulek wyrosły na młode orły. Dla Lexaundre, który był się w stanie z nimi porozumieć, stały się czymś więcej, niż jedynie majestatycznym ptactwem, którego obecnością w ptaszarni można się było poszczycić. Miały coś, czego oni nie mieli mieć nigdy: wolność. Tej zdawały się jednak nie pojmować, tkwiąc wciąż u boku swoich młodych opiekunów. Kiedy one uczyły się samodzielnych polowań, patrolując przestworza, również bliźniacy, z roku na rok coraz mniej do siebie podobni i łatwiejsi do odróżnienia, dostali swoje pierwsze kusze. Co zawiniło tamtego popołudnia? Chęć sprostania oczekiwaniom ojca? Uzbrojeni w śmieszną broń, stanowiącą dopełnienie głupiej brawury i arogancji, ruszyli w las z mocnym postanowieniem, że upolują trolla. Jednak uspokajająca zieleń głuszy kryła w sobie więcej niebezpieczeństw niż tylko swoich najbardziej sztandarowych mieszkańców. Lexaundre ujrzał wtedy śmierć po raz pierwszy; a śmierć odpowiedziała mu spojrzeniem wilczych oczu, z których ział głód krwi i mięsa. Nim drapieżnik skoczył, przez głowę przebiegło mu, tupiąc głucho, wiele myśli. Pierwsze uciekły w stronę brata. Bo zawsze była tylko ich dwójka. Zęby bestii błysnęły; błysnął również grot bełtu. Jeden, drugi, trzeci. Nadbiegła pomoc z zamku, służba zaniepokojona nieobecnością dwóch młodych lordów. Wilk jęty szałem zdołał rozszarpać jednego z mężczyzn, nim padł wyczerpany na ziemię. Lex nie czuł żalu. On albo my. Wkrótce słowa te miały stać się czymś na kształt jego dewizy, która wraz z kompletem blizn zadanych przez wilcze zęby i pazury, miały mu towarzyszyć już do samego końca, cokolwiek miałby on oznaczać. Jeden rachityczny uśmiech ojca oznaczający aprobatę, był wart tej potyczki.


Hogwart powitał ich z otwartymi ramionami, a szkolna brać spod symbolu węża, stała się dla niego codziennością, ale i odpoczynkiem od treningów i surowej dyscypliny, których smak tak dobrze poznał w Ludlow. Szybko wdrożył się w życie szkolnej społeczności, choć często brakowało mu uspokajającego ciężaru na ramieniu, pazurów wbijających się w skórę i cichych rozmów, których nikt inny nie byłby w stanie zrozumieć. Czas wolny spędzał w dużej mierze z bratem, bardzo rzadko zawierając znajomości spoza kręgu czarodziejów obdarzonych krwią czystą. Nie brał udziału w szykanowaniu mugolaków, w tym zbiorowym taplaniu się w błocie jak to nazywał, przynajmniej tak długo, jak pozostawiano jego i Doriana w spokoju. Wystarczyło jednak zrobić coś, co niezbyt mu się spodobało, by rozpętać prawdziwą piekielną pożogę. Już od najmłodszych lat cechowała go bowiem pewna determinacja i tląca się w duszy złość, której nie potrafił nadać kształtu. Zdawała się rosnąć wraz z nim, trawiąc go od środka, gdy tylko pozwalał jej dojść do głosu. Była jak bestia, która żyła w jego wnętrzu i tylko czekała na to, aż ktoś dźgnie ją kijem i pobudzi do działania. A gdy tak się działo, zwykle ułuda kontroli wypadała mu z rąk i nic nie potrafiło go powstrzymać przed manifestacją, tylko brat. By trochę załagodzić zrywy serca, które wciąż chciało więcej, wylądował na liście członków Klubu Pojedynków, gdzie mógł wykazać się swoim drygiem do uroków i zaklęć. Czarna magia, nauczana w Hogwarcie za czasów Grindelwalda kusiła swoim powabem, ale Lexaundre dość sztywno trzymał się podstaw, obawiając się, że jeśli raz sobie pofolguje, nie będzie już odwrotu. Bo tlący się w nim płomień raz jeszcze chciał więcej, a czarna magia mogła mu to podarować. Dorian był pod tym względem uczniem znacznie bardziej elastycznym, a jego niebywałe talenty w transmutacji niejednokrotnie pomogły i Lexaundre, który w tej dziedzinie nie sprawdzał się w ogóle. Wspólnie przebrnęli przez egzaminy, nie dając ojcu powodów do rozczarowań swoimi wynikami. A jednak lord Avery z roku na rok, w trakcie każdej przerwy wakacyjnej, wymagał więcej. Zdawał się bardziej surowy, zimniejszy, bardziej brutalny. A może to oni dorastali i widzieli w końcu wyraźniej, gdy kurtyna nabożnego podziwu opadła, pozostawiając tylko szacunek zdobyty ciężką ręką? Reszta złudzeń rozwiała się jak mgła tamtego poranka. Polowanie przebiegało jak zawsze, bez zarzutów. W końcu w tym bez ustanku ich szkolono; wytrop, zrań, zabij. Jak sforę wygłodniałych psów, poszczutych na łanię, która w ostatnim desperackim akcie ratowania życia, rzuca się do ucieczki w nieznane, w mgnieniu trzepotu długich rzęs. Ale orlęta, te same, które od pokracznych piskląt stanowiły im towarzyszy, odmówiły posłuszeństwa, a zamiast swojej drapieżnej natury okazały tylko oddanie opiekunom. Lexaundre do dzisiaj jest sobie w stanie przypomnieć trzask pękającego karku jednego i drugiego ptaka. Słowa, którymi posłużył się ojciec dla usprawiedliwienia swojego czynu, wbiły mu się wtedy w głowę i pozostaną tam już na wieki. Są bezużyteczne i to z waszej winy. Zlepek wyrazów bolał bardziej niż wymierzony ciężką rękawicą policzek. Nie miał nawet możliwości pożegnania się z istotą, którą miał za przyjaciela, nie było w nim jednak miejsca na żal. Umarły wtedy nie tylko orły, ale też wszystko to, co sobą symbolizowały; umarły resztki dziecięcej naiwności. Patrzył na kłębek połamanych piór i nie mógł pojąć, jak to się stało. Gdzie podział się dumny król przestworzy? Coś wtedy jednak zrozumiał; gorzka lekcja udzielona przez ojca nie poszła na marne. Duma była cnotą ale i pułapką. Przywiązywanie się do czegokolwiek było zgubne i ciągnęło za sobą na samo dno. Ale więzy krwi były dla Lexaundre święte, a jego brat był jak cząstka jego samego. Lord Avery uwielbiał szafować tym argumentem, używać go przeciwko nim jak oręża nasączonego zdradliwą trucizną. Ileż to razy ojciec kazał im stawać w szranki przeciwko sobie? Brat przeciwko bratu; nie mieli walczyć ramię w ramię, a stać naprzeciw siebie jak najbardziej zaciekli wrogowie. Ileż razy mieli walczyć, nim jeden całkowicie nie opadnie z sił? Okrucieństwo nie płynęło z bólu czy rozlewu krwi, bo do tych z każdym dniem się przyzwyczajali. Wkrótce zresztą te dwa aspekty ich młodości, stały się nieodłącznym elementem codzienności. Problem polegał na tym, że żaden z nich nigdy nie chciał się poddać. Doprowadzali się do granic wytrzymałości, by kolejnego dnia stanąć do walki znowu. By podać sobie rękę i wyjść z sali ćwiczeniowej wspólnie, plując zębami i krwią, jeden drugiego powstrzymując przed upadkiem. Jak zawsze. Kiedy więc pewnej nocy usłyszał skrobanie pazurów w okno i dostrzegł jastrzębia, nie musiało paść żadne pytanie. Wystarczyło jedno spojrzenie w bystre oczy drapieżnika, a Lex wiedział. I był dumny.


Lata treningów, dyscypliny i zdrowej braterskiej rywalizacji nie poszły na marne. Wyzuły jednak Lexaundre z wrażliwości, ciosając jego charakter z kamienia podobnego  tym, które zdobią dziedziniec zamku Ludlow. Pojawiał się na salonach, bezbłędnie odgrywając swoją rolę, ale nigdy nie należał do dusz towarzystwa. Brak mu czaru, który okraszony beztroską zjednywałby mu ludzi. Bliżej mu do bezwzględnej surowości własnego ojca. Choć uśmiech czasem rozjaśnia nieco ostre rysy, nigdy nie obejmuje chmurnego spojrzenia ciemnych oczu. Na ogół poważny i ciężki do sprowokowania, zmienia się w obcego człowieka, kiedy go doprowadzić do ostateczności. Nie warto powoływać się w jego przypadku na jakikolwiek sentyment, bo tym darzy tylko i wyłącznie członków własnej rodziny. Ma też ogromny problem z uporem. Bezkompromisowy, przyzwyczajony do tego, że jeżeli tylko czegoś zapragnie, musi to zdobyć nie bacząc na koszta. Takie podejście przenosi na różne płaszczyzny, nie tylko zawodowe. Gdy nie był akurat w podróży, zwykle dość skrzętnie pojawiał się wszędzie tam, gdzie kierowały się oczy publiki. Opera, teatr czy Sabat; wszędzie tam był i wszędzie trwał nieporuszony niczym posąg, jakby żadne piękno nie potrafiło zasiać w jego sercu wzruszenia. Specjalnego zdziwienia nie wzbudził fakt, że obydwaj bracia poszli w ślady ojca, podążając ścieżką wydeptaną przez najznakomitszych łowców rodu Avery. Lexaundre zdawał sobie sprawę, że nie jest to łatwy zawód, a za świadka niech posłużą mu wszystkie blizny, których dorobił się przez ostatnich pięć lat. Podróżował do Francji, śladem swoich przodków. W pogoni za zwierzyną trafił do Rosji, tropiąc górskie trolle. Przekroczył też granice Grecji, która obfituje w niebezpieczne stworzenia stanowiące prawdziwe wyzwanie. Opowieści o mantykorze rozpalały wyobraźnię i wyprzedzały pościg żądny krwi, pędzący brzegiem lazurowej wody. Uzależnił się od uczucia, które daje adrenalina ożywiająca skostniałe żyły. W związku z tym zwykle obiera na celownik te stworzenia, które uchodzą według klasyfikacji ministerstwa za niebezpieczne. Nigdy nie był jednak nierozsądny; nie gardzi pracą w grupie, zarówno na pozycji lidera, jak i ustępując pola bardziej doświadczonym czarodziejom. Przyjemność odnajduje w pogoni za ofiarą, powolnym osaczaniu jej i zapędzaniu w ślepą uliczkę, z którego nie ma ucieczki. Ostatnie miesiące spędził w Afryce, gdzie natrafili na ślady śmierciotuli; doniesienia okazały się fałszywe, ale wyprawa przedłużyła się ze względu na bliskie spotkanie z młodym nundu, które napsuło krwi wszystkim uczestnikom, a Lexaundre kosztowało kolejnych kilka blizn. I chociaż Ludlow na zawsze zapisało się w jego duszy jako dom, nawet jeżeli zimny i nie oferujący nic ponad rygor, w ciągu ostatnich miesięcy był tam raczej rzadkim bywalcem. Złożyło się na to wiele czynników, na których czele pyszni się ponowny ożenek ojca, z panną niewiele starszą od jego synów. Bywa jednak, że osobistą niechęć należy odłożyć na bok i tak też w końcu się stało. Jedna wątpliwa decyzja nie mogła też zaważyć na szacunku, którym darzył ojca i ku któremu zwracał spojrzenie, ilekroć jako dziecko miał wątpliwości. Teraz stopniowo stara się ich wyzbyć.
Lexaundre jest jeszcze młody, choć już nie naiwny; świat polityki obserwuje z zacięciem orła, który swoją ofiarę potrafi wypatrzeć z odległości mil. Czarodzieje powoli wiążą sobie sznur, na którym albo się powieszą, albo użyją go w końcu przeciwko tym, którzy stanowią zarazę toczącą ich społeczeństwo. Wydarzenia w Stonehenge stały się dla niego jasnym sygnałem, że pewne granice zostały przekroczone. Gdy wrócił w październiku do kraju, bardzo szybko opowiedział się po stronie sojuszników Czarnego Pana, nie widząc innej słusznej drogi, przynajmniej nie w tej chwili. Jedno pozostało w nim jednak niezmienne. Złość.


Złość zawsze była lepsza niż łzy. Lepsza niż żal. Lepsza niż poczucie winy za grzechy, których chociaż nie popełnił, czuł na karku ich ciężar ciągnący ku ziemi. Poległ na niej wiele razy, uginając się pod ciosami, w ustach czując tylko krew i pył; w niczym poza złością nie mogąc znaleźć ukojenia. A jednak za każdym razem wstawał, porażkę obracając w lekcję. Bo był Averym. I wiedział tylko jedno. Jeżeli ktoś chciał go uderzyć, lepiej żeby włożył w to całą siłę i znokautował go za pierwszym razem, bo następnego nie będzie.


Patronus: drobna ułomność w postaci niemożności wyczarowania czegoś ponad mdłą, srebrzystą mgiełkę jest mu solą w oku. Mimo prześcigania się w wygrzebywaniu z umysłu coraz to nowszych wspomnień, mogących uchodzić za szczęśliwe, wszystkie próby pełzną na niczym. Nie poddaje się jednak, wiedząc, że kiedy pewnego dnia udałaby mu się ta sztuka, strażnik chroniący przed zgubnym działaniem dementorów przyjąłby postać rodowego orła. Symbolu surowości, bystrego strażnika nieboskłonu, którego podziwiał jako podlotek. Drapieżnika, który pociągnięciami zakrzywionych pazurów i ostrego jak brzytwa dzioba jest w stanie porwać niczego niespodziewającą się ofiarę, by później oślepić ją, rozszarpać i pozostawić tylko ścierwo.

Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 61 (rożdżka)
Zaklęcia i uroki:244 (rożdżka)
Czarna magia:50
Magia lecznicza:00
Transmutacja:00
Eliksiry:00
Sprawność:8Brak
Zwinność:3Brak
JęzykWartośćWydane punkty
angielskiII0
trollańskiII2
francuskiI1
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
Historia MagiiII10
KłamstwoI2
ONMSIII25
RetorykaII10
SpostrzegawczośćI2
ZastraszanieI2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
Odporność PsychicznaI5
Wytrzymałość FizycznaI2
Szlachecka EtykietaI0
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Rycerze Walpurgii00
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (wiedza)I0.5
Malarstwo (wiedza)I0.5
Muzyka (wiedza)I0.5
Rzeźba (wiedza)I0.5
AktywnośćWartośćWydane punkty
Latanie na miotleI1
Taniec balowyI1
SzermierkaI1
PływanieI1
JeździectwoI1
GenetykaWartośćWydane punkty
Zwierzęcioustny-2 (+4)
Reszta: 0
Gość
Anonymous
Gość
Re: Lexaundre Avery [odnośnik]24.04.19 19:02

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana
INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!

Lexaundre przyszedł na świat wraz z bratem bliźniakiem, choć nie zaznał nigdy matczynej miłości, posmakował za to dużo surowości ojca, który pragnął uczynić synów twardymi na miarę rodu Averych. W dzieciństwie ujawnił się w nim niezwykły dar, za sprawą którego potrafił porozumiewać się z ptakami. Okrutny i wymagający ojciec szybko jednak zdusił w nim resztki wrażliwości, zabijając młode orły, które wraz z bratem oswoili, ucząc ich, że przywiązanie i sentymenty to słabość - a on miał być silnym i niezłomnym łowcą, pozbawionym litości i współczucia. Złość była lepsza niż łzy i słabości, a po każdej porażce należało wstać i ruszyć dalej jeszcze silniejszym. Formowany przez srogie wychowanie Averych na takiego mężczyznę rósł, szorstkiego, twardego i oddanego woli rodu, stworzonego na podobieństwo surowego kamienia odległego od blichtru i salonowych uciech. Przyswajał sobie gorzkie lekcje i wprawiał się w umiejętnościach, które musiał posiąść, by po skończeniu Hogwartu i siedmiu latach w barwach Slytherinu podążyć ścieżką, którą podążało wcześniej tak wielu mężczyzn z jego rodziny i został prawdziwym łowcą, podróżując po świecie i polując na magiczne stworzenia, ze szczególną pasją tropiąc te najbardziej niebezpieczne. Jak jednak jego życie potoczy się teraz, kiedy zdecydował się poprzeć sprawę rycerzy Walpurgii i bez żadnych wątpliwości podążył ścieżką wytyczoną przez ród?

 STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Brak
Kartę sprawdzał: Percival Blake
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Lexaundre Avery Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Lexaundre Avery [odnośnik]24.04.19 19:03
WYPOSAŻENIE
Różdżka, sowa

ELIKSIRY- Nazwa (X porcje, stat. x)

INGREDIENCJEposiadane: -

BIEGŁOŚCI-

HISTORIA ROZWOJU[13.04.19] Karta postaci, -50 PD
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Lexaundre Avery Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Lexaundre Avery
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach