Wydarzenia


Ekipa forum
Jacinda Ollivander
AutorWiadomość
Jacinda Ollivander [odnośnik]12.04.19 14:20

Jacinda Dido Ollivander

Data urodzenia: 17 V 1931
Nazwisko matki: Greengrass
Miejsce zamieszkania: Lancashire, Lancaster Castle
Czystość krwi: Czysta szlachetna
Status majątkowy: Bogaty
Zawód: Stylistka różdżek i alchemik
Wzrost: 168 centymetrów
Waga: 54 kilogramy
Kolor włosów: Kasztanowe
Kolor oczu: Tygiel kolorów, przewaga brązowego z nutą zieleni i złota
Znaki szczególne: Znamię kształtem przypominające czterolistną koniczynę po prawej stronie szczęki



Linia Merkurego

Zawsze kochała dłonie matki. Alabastrowe i smukłe potrafiły emanować niespotykanym  ciepłem gdy obejmowała drobnymi ramionami małą Jacindę. Była ich szczęściem, co dosłownie potwierdzało znamię o kształcie czterolistnej koniczyny pyszniące się nieco poniżej prawego policzka noworodka. Zawsze, kiedy mijała podczas spaceru z opiekunką przez rodzinny park szkółkę wątłych drzewek, ledwo przewyższających jej kilkuletnią osobę pod względem wzrostu, myślała o swoim rodzeństwie. Ulysses pierwszy zapuścił korzenie, a po Jacindzie pojawili się jeszcze Constantine i słodka Ophelia. Kiełkujące siewki przypominały Ollivanderów nie tylko pod względem wzrostu, ale też swojej kruchości. Każdemu z nich Klątwa Ondyny skutecznie utrudniała raz na jakiś czas wzięcie głębszego oddechu świeżym powietrzem Lanceshire. Jacinda rzadko otrzymywała zgodę by przebywać na dworze dłużej niż było to konieczne, toteż każda sekunda wśród natury była niczym spełnienie wszystkich dziecięcych pragnień. Leśna gęstwina życia zdawała się wzywać do siebie swym cichym głosem, zupełnie niepodobnym do operowego tonu nauczycielki śpiewu. Pod zadbanymi paznokciami gromadziła się ziemia, kiedy szukała opadłych szyszek, a ramiona czerwieniały od szczypiącego mrozu i zadrapań będących wynikami nieudanych prób pochwycenia zwisających nad dziewczynką gałęzi. Chłonęła z wdzięcznością każdy skrawek liścia, każdą oderwaną łuskę kory opatrzoną puszystą warstwą mchu, już wtedy wiedząc, że każdy oddech może być tym ostatnim. Czuła podskórnie wyjątkowość drzew, ale nie potrafiła określić do czego się sprowadza. Zupełnie jak gdyby tylko Ollivanderowie mogli uchwycić ich ulotne piękno.

Ponieważ niedane było młodej lady bliższe poznawanie leśnych zakątków, poświęciła się więc nauce o nich równie gorliwie, jak studiom nad etykietą szlachecką i sztukami artystycznymi. Dosyć wcześnie zrozumiała bowiem, że nie warto ryzykować sprowadzania na siebie gniewu rodziców, a co było nawet gorsze – ich rozczarowania. Spełnianie wymagań nie sprawiało jej szczególnych trudności. Lubiła przestrzegać zasad i konwenansów. Dawały poczucie stabilizacji w świecie, który chociaż z pozoru idealny, dość wcześnie ujawnił się jako chaotyczny i bezwzględny. Nie spodziewała się na przykład w jaki sposób ujawni magiczny talent. Naiwnie liczyła na drobne zaklęcie, czy też mimowolne uniesienie przypadkowego przedmiotu. Zaczęło się od niewinnego trzasku i chrobotu jaki dochodził zza okien komnaty. Wyjrzała na mglisty krajobraz zieleni graniczący w oddali z ich ogrodem i zauważyła coś nietypowego w dotychczas spokojnej linii koron drzew. Oto dumne pomniki przyrody, niegdyś niewzruszone, teraz trzęsły się jak osiki pod wpływem zaklęć. Pora ścinki. Jacinda w milczeniu obserwowała jak potężny pień upada, ostatnim jękiem konarów, jakby błagając ją o pomoc. Poczuła cieknącą po policzku łzę, ale kiedy podniosła dłoń by ją osuszyć, na opuszkach palców zauważyła tylko krople krwi. Jak się okazało, pod wpływem silnych emocji, wysadziła szyby z okien na połowie piętra.
Obawiała się kary, jednak tamtego dnia ominął młodą lady gniew rodziców. Lord Marcus pogładził tylko kasztanowe włosy córki i w milczeniu zaprowadził do swojego warsztatu, gdzie nadawał drzewom drugie życie. Odkryła wówczas zupełnie inne piękno dłoni. Te należące do ojca, nie były nieskazitelne. Posiadały znamiona długoletniej pracy z zaczarowanym dłutem, ołówkami czy węglem, a gdzieniegdzie nawet drobne blizny po przecięciach i otarciach podczas kształtowania formy różdżkarskiej. Długo nie mogła tego zrozumieć. Przecież przed chwilą widziała jak jej leśni przyjaciele umierali, chociaż już na progu pracowni z powrotem usłyszała cichy śpiew, tym razem przekuty z szorstkich gałęzi w smukłe instrumenty, żyjące w zupełnej symbiozie z czarodziejskimi właścicielami. Potęga magii nie tylko fascynowała. Przerażała własną siłą. Znacznie później zaczęła się zastanawiać jak daleko widnieje granica możliwości czarów i na ile dane będzie mogła ją zgłębić.


Linia Wenus

Kłykcie zbielały dziewczynie od mocnego ściskania złożonych palców. Bała się tego czego nie mogła wyczytać z książek obszernej rodowej biblioteki. Bała się nieznanego. Warto wyobrazić więc sobie lęk jaki budziły w jedenastolatce niewyraźne wizje przyszłości nowo poznanych koleżanek, pojawiające się przy każdym uścisku dłoni, kiedy jechały wspólnie ekspressem hogwardzkim rankiem pierwszego września 1941 roku. Ciche szepty w głowie podpowiadały, z którym przedmiotem będą sobie radzić najgorzej, albo jaki dom zostanie im wybrany, a zbyt długo ignorowane zaczęły hałaśliwiej zwracać na siebie uwagę Ollivander znacznie drastyczniejszymi scenami. Drżenie rąk nie opuszczało dziewczyny od ceremonii przydziału, podczas której Tiara długo wahała się nad swym wyborem, ostatecznie nadkładając spuściznę Roweny Ravenclaw ponad Dom Węża. W sytuacji gdzie każdy bliższy kontakt z rówieśnikami mógł skończyć się tragedią, Jacinda wolała skupić uwagę na znajomych sobie czynnościach, więcej czasu spędzając w bibliotece zamkowej niż w pokoju wspólnym. Pozostawiona sama sobie, samotnie mierzyła się z własnymi przeświadczeniami, frustracje przelewając na papier pod postacią rysunków i szkiców przybierających najbardziej fantazyjne formy. Projektowała wygląd różdżki kształtem znacznie odbiegające od klasycznych wzorów. Styl jaki powoli wyrabiała był niezwykle bogaty, a zarazem tak samo ostrożny, jak jego właścicielka. Charakterystyczne motywy kwiatowe, zwierzęce i mitologiczne wkrótce rozniosły się nie tylko na podarowany przez matkę z okazji dwunastych urodziny notes, ale też większość podręczników, czy notatek.
Dla pozostałych młodych arystokratek Jacinda wydawała się perfekcyjną kandydatką do roli przyjaciółki. Cicha, spokojna, lubiąca się uczyć, a na dodatek zdolna poświęcić mówiącemu całą swoją uwagę. Delikatny uśmiech i dołeczki jakie powstawały w policzkach, gdy coś naprawdę ją rozbawiło przyjemnie współgrały z ciepłym tonem głosu i bystrym spojrzeniem oczu o wesoło igrających ognikach. Dla każdego gotowe miała słowo pociechy, a znajome wręcz instynktownie opowiadały Jacindzie o swych problemach i zagwozdkach, zupełnie jakby towarzysząca Krukonce aura spokoju sama rozwiązywała ich skore do plotek języki.
Chociaż wciąż jeszcze przerażał ją samo wspomnienie niechcianego daru jasnowidzenia, z czasem pokusa wykorzystania odkrytych informacji była coraz większa, zwłaszcza jeśli jakiś ze skrupulatnie planowanych działań Ollivander zdawał się nie iść po jej myśli.

Profesorowie chwalili potencjał uczennicy, a ta złakniona komplementów szukała kolejnych pól działania by udowodnić, chyba najbardziej przed samą sobą, że choroba nie ogranicza jej możliwości. W trzecim roku nauki pierwszy raz doświadczyła boleśnie sprowadzającej na ziemię porażki. Nigdy nie przejawiała szczególnych zdolności muzycznych, swoje aktualne umiejętności zawdzięczając prywatnym lekcjom, ale odrzucenie jej kandydatury do szkolnego chóru zdawało się młodej Jacindzie czymś niepojętym. Odmęty pamięci podrzuciły świadomości niepozorne wspomnienie spotkania koleżanki sprzed kilku tygodni. Na przestrzeni lat przestała być tym niewinnym dzieckiem, jakie znała z komnat rodowej posiadłości. Chociaż wciąż uchodziła za skrytą, nauczyła się korzystać z własnego milczenia i pilnie obserwować otoczenie. Własne osądy skrywała głęboko, zawsze ważąc odpowiednio długo wypowiadane słowa i powstrzymując się od ostrzejszych komentarzy. Widziała zbyt wielu, którzy płacili za impulsywne odzywki natychmiastowym wykluczeniem z hermetycznego środowiska nastoletnich arystokratów. Już wtedy każda ściana miała uszy, które szybko roznosiły plotki po całym Hogwarcie. To nic takiego. Powtarzała sobie w duchu, kiedy za jej drobną „pomocą” dziewczyna musiała ustąpić miejsca w sekcji sopranów.
To nic takiego.  Próbowała sobie wmówić na piątym roku, po przegranym wyścigu o stanowisko prefekta domu, które jakiś czas przed nią dzierżył Ulysses, a które teraz zostało przyznane  mieszańcowi krwi. Jako nastolatka nie poświęcała zbyt wiele uwagi różnicom klasowym, nigdy nie mając potrzeby dzielenia ludzi na gorszych i lepszych tylko poprzez zawartość sakiewki. Sama nie dawała zbyt wielu osobom poznać własnego charakteru, ale o innych lubiła myśleć, iż potrafi trafnie je analizować. Praktycyzm dziewczyny cenił zdolnego mugola bardziej niż zepsutego arystokratę niemającego nic do zaoferowania światu. Wiedza dawała władzę, a władza dawała poczucie siły, z którego postępująca Klątwa Ondyny skutecznie ją ogałacała. Skoro więc nie wystarczyło jej by zostać prefektem teraz, kolejny błąd nie wchodził w grę.


Linia serca

Na smukłym palcu pysznił się zaręczynowy pierścionek, ale jedyne, o czym była w stanie myśleć to jak ciepłe były jego dłonie, kiedy poprawiał zgięcie jej nadgarstka przy rzucanym zaklęciu. Różniły się od tych należących do narzeczonego, nie były idealne, ani też tak zdystansowane. Nie potrafiła powiedzieć w którym momencie zaczęła zwracać na to uwagę. Ze swoim przyszłym mężem ograniczała interakcje do regularnie pisanych listów, treścią przypominających prędzej biuletyny informacyjne niż pismo kochanków. Czego zresztą oczekiwała po wysokourodzonym paniczu, zapewne mającym niejedną uwiedzioną młódkę w rękawie? Nie mogła nic poradzić na swą ostrożność, mimo iż dziękowała losowi za zapewnioną przyszłość. Prawdziwie sobą mogła poczuć się wyłącznie w domu, otoczona rodzeństwem i rodzicami, w bezpiecznym zaciszu własnej pracowni alchemicznej. Czas poświęcony na cierpliwą naukę do SUM-ów odwdzięczył się jej poprzez zainteresowanie eliksirami, a także poszerzenie wiedzy zielarskiej. Teraz mogła nie tylko podziwiać etny, ale też zapewnić im ochronę dzięki pozyskanym zdolnościom. Wakacje zajęła pracą nad swoimi drobnymi badaniami, trzymanymi w sekrecie nawet przed najbliższymi. Nigdy nie zabraniano Jacindzie marzyć, ale kto potraktowałby ją poważnie, gdyby usłyszał, że oto lady Ollivander na równi z byciem wzorową żoną pragnie również w przyszłości nosić miano profesora Hogwartu? Z pewnością już nie dzieliła się ambicjami z członkami Klubu Ślimaka, do którego otrzymała zaproszenie. Przyjęła je po namowach ojca, ale szybko zauważyła różnice między poszczególnymi uczniami. Dzielili się głównie na autentycznie uzdolnionych, oraz autentycznie uzdolnionych do krętactwa. Tylko cichy głosik z tyłu głowy zdawał się pytać, do której grupy przyporządkowano by ją samą. Widziała przecież jak Ulysess rusza z sukcesem w ślady ojca, a Constantine przymierza szatę uczniowską i nie potrzebowała swego daru by wywróżyć im udaną przyszłość.
Ostatnie lata edukacji upłynęły Jacindzie na pełnieniu obowiązków prefekta naczelnego. Niewielu spodziewało się jej niepozornej kandydatury. Zbyt późno zrozumieli ile tak naprawdę milcząca Ollivander zdążyła się nauczyć i dowiedzieć przez te wszystkie lata. Historia lubi bowiem zwracać uwagę na tych, którzy w swoim życiu dokonali albo wiele dobrego, albo cały ogrom zła.  O  żywocie pozostałych łatwiej zapomina pełna obaw, do czego tak naprawdę mogą być zdolni ci, których twarze potrafią przybrać więcej niż dwa oczywiste oblicza.


Linia życia

Niegdyś częste dreszcze i bezsenność powróciły ze zdwojoną mocą, a cera przyjęła niepokojący, mleczny odcień. Stan Ophelii pogarszał się każdego dnia, czemu Jacinda mogła tylko biernie się przyglądać. Kobietę opuściła chęć do dalszych badań i eksperymentowania, mimo iż Owutemy przyniosły zadowalające wyniki z interesujących ją dziedzin Zielarstwa, Uroków i Eliksirów. Czuła się zupełnie jakby każdy kolejny bezdech ukochanej siostry również i jej samej odbierał chęć do życia. W zapomnienie odeszło zauroczenie, doświadczane jeszcze kilkanaście miesięcy temu. Ku własnemu zdziwieniu znalazła pocieszenie tam gdzie nigdy nie przypuszczała się go spodziewać, a gdzie teoretycznie powinna szukać zrozumienia najpierw. U swojego narzeczonego. Słabość była rzeczą ludzką, nie wyglądała jednak ładnie na obliczu szlachcianki i większość lordów wolało patrzeć w twarz swym żonom dopiero kiedy doprowadziły się już do porządku. Ale nie on, on został przy niej. Uśmiech zastąpił grymas bólu, a ozdobne suknie skromne szaty żałobne. Zmieniło to ich wszystkich, zasiało ziarno obaw. Kogo następnego wyznaczy Śmierć w porze swych żniw? Ulysses zdystansował się od niej w swojej złości, która doprowadziła do silnych ataków Ondyny, a Constantine wolał własny introwertyczny światek. Zmusiła się do samodzielności, zupełnie jak za czasów Hogwartu, a ciężko wypracowany zalążek zachęty do okazywania własnych emocji szybko przytłumiły bieżące zmartwienia.
Los nie zamierzał zwalniać. Żałoba po siostrze ledwo zdążyła ustąpić, ale jej miejsce zajęła inna nowina. Związek, do którego przygotowywała się od maleńkości zerwano niczym nitkę od guzika marynarki, a pewny grunt pod nogami kobiety zaczął się osuwać w zastraszającym tempie. Dodatkowo, po wydarzeniach na Stonehenge nikt w nowym świecie czarodziejów nie mógł pozostać już neutralny, a dotąd właśnie ta postawa zapewniała Jacindzie największe korzyści. W tak wielkim chaosie logiczny umysł widział dwie możliwości. Podda się nurtowi towarzystwa, których gierki zna od lat i spróbuje pogodzić się z nowym porządkiem, albo zacznie stąpać pod prąd.
Jedno jest pewne. Buty arystokratek nie przywykły do wyzwań i za każde potknięcie może teraz przypłacić własnym życiem. Rzeka dziejów, w której się znalazła nie zamierza robić dla nikogo wyjątku.



Patronus: Miarowe stukanie. Regularne i zdecydowane, niczym kropla drążąca skałę. Dzięcioły są skoncentrowane, zadaniowe. Pokarm znajdują pod powierzchnią kory, lub w pniu, ale są w stanie przekuć się aż do samego rdzenia rośliny. Ptaki te mogą ucztować tam, gdzie nikt inny nie sięga i z nikim nie muszą się dzielić, chociaż okupują to ogromnym wysiłkiem.  
Smuga światła tworzy korpus zwierzęcia, kiedy Jacinda przywołuje w myślach wspólne spacery z Ophelią po ogrodzie warzywnym nieopodal tylnego wejścia zamkowych kuchni. Przykucały przy każdym okazie, który zainteresował małą, by Jac mogła wytłumaczyć jej nazwę i zastosowanie rośliny. Przymykając oczy przy szeptaniu zaklęcia czuje nawet zapach świeżych ziół, a w uszach rozbrzmiewa dźwięczny śmiech siostry.

Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM:7+2 (różdżka)
Zaklęcia i uroki:12+2 (rożdżka)
Czarna magia:00
Magia lecznicza:00
Transmutacja:00
Eliksiry:16+1 (rożdżka)
Sprawność:0Brak
Zwinność:5Brak
JęzykWartośćWydane punkty
AngielskiII0
FrancuskiI1
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
AstronomiaIII25
Historia MagiiI2
KłamstwoI2
NumerologiaI2
ONMSI2
RetorykaI2
SpostrzegawczośćI2
ZielarstwoII10
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
Szlachecka EtykietaI0
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
NeutralnyNeutralny
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (wiedza)I0.5
Malarstwo (tworzenie)II3
Malarstwo (wiedza)I0.5
Muzyka (gra na pianinie)I0.5
Muzyka (wiedza)I0.5
Rzeźba (tworzenie)I0.5
Rzeźba (wiedza)I0.5
RóżdżkarstwoI1
WróżbiarstwoI1
AktywnośćWartośćWydane punkty
Taniec balowyI1
GenetykaWartośćWydane punkty
Jasnowidz-13 (+28)
Reszta: 0

[bylobrzydkobedzieladnie]
Gość
Anonymous
Gość
Re: Jacinda Ollivander [odnośnik]15.04.19 19:21
Gotowa do sprawdzenia! :D
Gość
Anonymous
Gość
Jacinda Ollivander
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach