Willric Leobwin "Will" Cattermole
Nazwisko matki: Moore
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: półkrwi
Status majątkowy: średniozamożny
Zawód: numerolog i twórca amuletów runicznych, hobbystycznie majsterkowicz, złota rączka
Wzrost: 187 cm
Waga: 77 kg
Kolor włosów: jasny brąz
Kolor oczu: piwnozielone
Znaki szczególne: blizna po oparzeniu na prawym przedramieniu, spojrzenie pełne zdegustowania, zbyt elegancki ubiór na co dzień, dziwna gestykulacja, odstające uszy
Ośmiocalowa, pekan, skrzydło żądlibąka, prosta, bez zdobień i niezwykle giętka
Gryffindor
Kojot
Ślubna obrączka
Tytoń, mięta
kartę czekoladowych żab z jego wizerunkiem za osiągnięcia dla nauki.
majsterkowaniem, wynalazkami, literaturą, alchemią, szeroko pojętą nauką.
Zjednoczeni z Puddlemere
aktywności umysłowe, ewentualnie taniec na imprezach.
rock ‘n’ rolla, ogniskowych przyśpiewek oraz wszystkiego do czego może potańczyć
Xavier Buestel
My, niedorzeczni. My, nieobecni.
My panoszymy się jak lwy.
Urodził się i krzyczał. Cały czas krzyczał. Wiecznie czerwony na twarzy, dając chwilę wytchnienia rodzicom jedynie podczas krótkiego snu, ewentualnie posiłku. Nie sypiał długo, zbyt zajęty był krzykiem. Zupełnie jakby tęsknił, ciągle za czymś tęsknił.
Mimo swojego wyjątkowo paskudnego charakteru w wieku niemowlęcym szybko zaskarbił sobie ogromną miłość starszej siostry. Matka i ojciec natomiast musieli wyciągnąć z tego lekcję i zrobili sobie długą przerwę nim zdecydowali się na kolejne dziecko. Młody Will dał im mocno popalić, rosnąc na dziecko, którego ciekawość była nie do zatrzymania. Szybko nauczył się wypowiadać pierwsze proste słowa i chodzić. Gdy natomiast już stanął na nogach, wtedy nie było minuty bez kłopotu. Dreptał wszędzie gdzie się dało - demolował rodzinną szklarnię każdego dnia, zrywając kolejne liście z drzew. Wzięty na ręce przez matkę ciągnął za włosy i kolczyki. Wszystkiego musiał dotknąć, wszystko musiał sprawdzić i ciągle miał minę, jakby pod burzą jasnobrązowych loczków kłębiło się mnóstwo myśli.
Rebecca, matka Willa, miała z nim straszne problemy - zwłaszcza, gdy zaczął pokazywać zdolności magiczne. Zdarzyło się nawet, że lewitował pod sufitem, a biedna mugolka nie mogła poradzić sobie ze zdjęciem go na ziemię. Za każdym razem gdy ta wchodziła na krzesło, nieco przesuwał się, żeby nadal nie mogła go dosięgnąć. Dopiero siostra na dziecięcej miotełce poradziła sobie z niesfornym trzylatkiem.
Powoli rósł i odkrywał kolejne to swoje cechy. Jego matka nie była świetnie wykształcona, ledwie na podstawowym poziomie, ale miała niesamowicie dobrą pamięć. Cytowała całe tomiki poezji i uczyła wszystkie swoje dzieci tego, co potrzebowały. Dzięki niej znali również nauki, których zazwyczaj nie muszą uczyć się czarodzieje - matematyki, mugolskiej klasyki literatury, geografii. Dzięki matce chłopak zauważył swoją największą miłość - naukę. Zadawał więcej pytań niż jakiekolwiek inne dziecko i żadna odpowiedź nie była dla niego wystarczająca. Pragnął doświadczyć świata i poznać jego tajemnice, nie zważając na towarzyszące temu konsekwencje. Gdy dostał przypominajkę - rozbił ją, by dowiedzieć się, co jest w środku. Wziął kiedyś parasol matki, by sprawdzić, czy utrzyma go jak spadochron, gdy będzie skakał z dachu. Z powodów dosyć oczywistych obudził się w Świętym Mungu. Kiedy miał dziewięć lat z pomocą małego śrubokrętu, który dostał od matki zamontował kompas w miotle siostry, który zmieniał kolory w zależności od skierowania trzonka w dany kierunek świata. Ale miał jeszcze więcej pomysłów, każdy z nich rozrysował na pergaminie. Poza kolejnymi planami jako dziecko nadal pozostawał bardzo ruchliwy. Latem latał na dziecięcej miotełce i pływał w pobliskim jeziorze wraz z siostrą i młodszym bratem.
Jego odwaga w słowie i czynach zaprowadziła go do domu Lwa, choć nawet sama Tiara wydawała się bardzo niezdecydowana. Napisał tego samego dnia list do ojca - nie mógł uwierzyć. Wszyscy stawiali na Ravenclaw, ojciec nawet przegrał pięć galeonów w zakładzie ze stryjem.
I wydawałoby się, że tak zafascynowany nauką chłopak będzie wspaniałym uczniem, dumą rodziny… Ale nie. Uczył się tego, czego chciał się uczyć i na samą myśl o pisaniu eseju czy odrabianiu pracy domowej miał ochotę uciekać jak najdalej. Jednocześnie był również tym uczniem, którego nienawidzi się za łatwość w zdobywaniu ocen. Miał talent do magii, oj tak, zwłaszcza do uroków, które przychodziły mu łatwo do tego stopnia, że aż go zanudzały. Dzięki odziedziczonej po matce pamięci zdawał podstawowe egzaminy bez większego problemu. Problem rozpoczynał się, gdy trzeba było się do czegoś naprawdę przyłożyć - transmutacja choćby zawsze była jego piętą achillesową. Tonął w irytacji - znudzeniem z powodu łatwości uczenia się zaklęć oraz trudnościami z transmutacją, ale odpowiedź znalazł szybko, gdy na trzecim roku zapisał się na numerologię. Tam odkrył to, co lubił, pompując całe swoje skupienie właśnie w tę dziedzinę magii. Gdy zaklęcia go nudziły - tworzył własne.
Uchodził za lenia, za nieposkromionego uczniaka, który wolałby hulać niż naprawdę przykładać się do nauki. Ojciec wysyłał mu dziesiątki wyjców, odbywał wiele szlabanów, jednak niewiele w nim to zmieniło - nadal utrzymywał zachowania takie jak zwykle, typowe dla siebie. Uczył się tego co chciał i kiedy chciał, póki nie sięgało go widmo egzaminów. Wtedy przykładał się na kilka tygodni, by znać podstawy. Zielarstwo szło mu nieźle dzięki naukom wyniesionym z domu, w końcu ojciec hodował roślinne ingrediencje. Douczył się do astronomii i zdał ją, pomimo niechętnego przysiadywania do prac domowych. Zajęcia z Opieki nad Magicznymi Stworzeniami były praktyczne i szczerze je lubił, wyniósł z nich wiele wiadomości. Zainteresował się też Runami i ich możliwościami. Była to druga dziedzina, nad którą naprawdę lubił przesiadywać. Czasami miał ochotę usiąść do nauki w nocy, robił to więc wtedy. Następnego dnia zaś przysypiał na kolejnych zajęciach z Historii Magii, z której musiał później czytać dodatkowe księgi. Gdy był na drugim roku Hogwartem wstrząsnęła tragedia pewnej Krukonki, którą znał ze szkolnych korytarzy. Na jakiś czas ograniczył wtedy swoje odizolowywanie się od znajomych i spędzał więcej czasu w dormitorium, gdzie czuł się o wiele bezpieczniej.
Był po prostu nieobowiązkowy. U nauczycieli miał łatkę obiboka. Nie, żeby specjalnie przejmował się czyjąkolwiek opinią. Klasę pokazał podczas SUMów, gdy zmiótł wszystkich z krzeseł swoim występem podczas egzaminów z Numerologii, Run, Zaklęć oraz Eliksirów. Transmutację ledwo zdał, nad czym niezwykle ubolewał. Uważał, że nie może być dziedziny, której nie może znać, ale spóźnił się z tym, by nauczyć się na czas. Nie, to bujda, po prostu stracił cierpliwość do tego tematu w trakcie i wrócił do Numerologii.
Nie był raczej popularnym typem. Nie narzekał na brak kumpli czy coś, ale czasami po prostu lubił siedzieć sam, odganiając od siebie wszystkich w słowach bardzo szczerych i bezkomromisowych. Nie bawił się w owijanie w bawełnę nigdy - nawet gdy czternastego lutego koleżanka chciała dać mu prezent nie miał obiekcji, by powiedzieć jej, że nie jest zainteresowany. Karma wróciła, bo innym razem to on dostał po policzku, gdy próbował komplementować pewną Gryfonkę. Nie, żeby jakoś strasznie się przejmował.
W wyścigu do OWuTeMów już radził sobie śpiewająco. Douczył się ze wszystkich przedmiotów, które go interesowały i tylko tego musiał się uczyć. W dodatku poziom końca szkoły już był dla niego lekkim wyzwaniem, co tylko nakręcało do działania ambitnego czarodzieja. To, czego potrzebował nauczył się w szkole. Wyćwiczył swoje uroki, ważył mnóstwo eliksirów, tworzył własny sposób czarowania. Jednocześnie kontynuował też rozkręcanie i skręcanie magicznych przedmiotów. Zaklinał różne wynalazki na swój własny sposób, by stworzyć coś zupełnie nowego.
Właściwie pierwszą pracę podjął pod naciskiem rodziców. Był wolnym duchem, nie cierpiał nacisku terminów, biurokracji. Tym zabawniejsze jest to, że podjął pracę dla Ministerstwa. Przedstawiwszy swoje osiągnięcia w dziedzinie Numerologii oraz znajomość Starożytnych Run dostał się najpierw na staż, a później - został zaczął pracować jako badacz dla Depratramentu Przestrzegania Prawa.
Praca zupełnie go wyobcowała. Dzięki tej pracy jego umiejętności w numerologii wzrosły znacznie, jednak z każdym kolejnym dniem stałego zajęcia tracił ku temu prawdziwy zapał. Nadal tworzył swoje rzeczy, jednak coraz częściej po pracy zamykał się we własnym pokoju. Badał tam możliwości Starożytnych Run oraz wymyślał coraz bardziej pokrętne zaklęcia. Miał wtedy również dziewczynę. Nieraz w twarz mówił jej, że nie chce gadać, co szybko doprowadziło do jej odejścia. Uznał wtedy kobiety za niestałe, co nie powstrzymało go przed poznaniem kolejnej.
Ta z kolei była bardziej uparta. Gdy ją odganiał, ta wszczynała ciężką kłótnię, która przechodziła tak szybko jak się pojawiała. Tego samego wieczora potrafili wychodzić razem na miasto, trzymać się za dłonie, całować tak ciepło, że serce na chwilę stawało. Ona jednak naciskała na ślub. Czuł,że pragnęła pierścionka bardziej niż jego, czasami nawet sugerowała bardziej zaawansowane przejście do założenia rodziny, a to paraliżowało czarodzieja, dopiero rozpoczynającego swoją karierę.
W tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym drugim rzucił to wszystko. Coraz bardziej uchodził za lokalna atrakcję, gdy przesiadywał na ławce w parku godzinami lub wygadywał głupoty do obcych ludzi. Nazywano go dziwakiem. Odszedł z Ministerstwa Magii, choć w żaden sposób nadal nie wyjawił nawet tego, w jakiej sali pracował. Zerwał ze swoją kobietą, która naciskami spowodowała u niego nic innego jak traumę przed małżeństwem. Postanowił zacząć od nowa, wrócić do korzeni, które pamiętał jeszcze z czasów szkoły..
Z przymrużeniem oczu chciej
Podnieść grzywę.
Wyprowadził się z rodzinnego Framlingham w Suffolk, by zamieszkać w Londynie, gdzie jakiś czas trudnił się numerologią na zlecenie - zwiększał siłę zaklęć lub tworzył nowe, najczęściej zupełnie zwyczajne, użytkowe. Dostał kilka patentów, najczęściej na wynalazki bardzo przyziemne i zwyczajnie nieciekawe, co powodowało u mężczyzny ogromną frustrację. Chciał z czegoś zasłynąć, z czegoś niesamowitego.
Wojna nie utrudniała mu specjalnie jego zleceń. Nie wnikał, czy jego klienci walczyli o sprawę Grinderwalda, czy komuś pasuje, że ten facet rządzi teraz Hogwartem czy nie. Starał się po prostu żyć w miarę uporządkowanym życiem, jednocześnie nie pozwalając też, by wpływało to jakoś na jego poglądy. Nie był typem bohatera i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Jednak jesli ktoś chciał nim być - co mu do tego?
Łapał się naprawdę różnych zleceń - od zaklinania elementarzy dla małych czarodziejów, które uczyły ich jak poprawnie wypowiadać słowa, po łamanie prostych klątw, co z resztą było dosyć zaskakującym z jego strony, bo nie był najlepszy z Obrony. W ogóle średnio lubił magię pojedynkową. Żyło mu się całkiem spokojnie - dzięki małemu kredytowi i pieniądzom zaoszczędzonym podczas pięcioletniej pracy dla Ministerstw, wykupił kamienicę, w której urządził swoją małą pracownię. Zaczął też dostrzegać, że życie jest za krótkie, by marnować je na zastoje w rozwoju. Bawił się, chodził na tańce, podrywał kobiety, co jakiś czas robił sobie wolne od zleceń i wyjeżdżał na wakacje do innych krajów. Nie jakoś spektakularnie daleko i nie na długo. Ledwie po to, by zobaczyć najciekawsze zabytki. Tak zwiedził Paryż, Oslo, Wiedeń… Nigdy jednak nie myślał o wyjeździe z Anglii na stałe. Ciągle przy tym tworzył i rozpisywał kolejne wynalazki w swoich notatkach.
Stał się zupełnie innym człowiekiem dzięki temu. Wrócił nieco do korzeni, wyjście z domu przestało być dla niego wyzwaniem, próbował kolejnych eksperymentów. Był bardzo prosty do sprowokowania, zawsze wychodząc z założenia, że głupie pomysły nie istnieją, jedynie trzeba wystarczająco dużo odwagi, by się ich podjąć. Jednym z następstw tego właśnie takiego podejścia jest wytwórnia domowych magicznych nalewek i alkoholu o przepięknej nazwie moonshine, którą urządził sobie w piwnicy na użytek prywatny, ewentualnie towarzyski.
Rok po rzuceniu pracy w Ministerstwie zatrudnił się w małej manufakturze tworzącej magiczne amulety z kamieni szlachetnych. Nauczył się tam bardzo mozolnej roboty - rzeźbienia niezbyt wymagających kształtem płaskorzeźb w kształcie różnych Run z pomocą magicznego dłutka. Nie potrzebował dużo czasu, by stać się w tym dobry, prace manualne zawsze lubił. I oczywiście, że szybko zrezygnował z pracy, która wymagała od niego wstawania rano, za to znacznie powiększył dzięki niej wachlarz swoich umiejętności. Pracował tam około roku. Spodobało mu się tworzenie amuletów, więc posprzątał w domu swoją kanciapę na rzeczy, które miał, a nigdy nie potrzebował i urządził tam sobie wytwórnię, pozwalając sobie przyjmować zlecenia, najpierw od znajomych, którzy pocztą pantoflową reklamowali jego usługi. Jego odwieczna ciekawość miała też nieco mrocznych stron, jak to, że jego życie towarzyskie strasznie kulało, gdy wybierał przesiadywanie ze swoimi wynalazkami ponad spotkania ze starymi przyjaciółmi czy zwyczajne wyjście z domu. Tam było jego królestwo. Z czasem po jego usługi zaczęli sięgać ludzie z różnych kręgów magii i pytali o przeróżne usługi. Przez spotkanie z pewnym czarodziejem z dosyć podejrzanych części Londynu Will został wdrożony w sztukę nakładania klątw i od tamtego czasu, najczęściej na lewo, zaklinał przedmioty dla pewnych specyficznych klientów. Miał przy tym jednak pewne zasady - klątwa miała działać zabezpieczająco, a nie śmiertelnie. Czarna magia go fascynowała i nie uważał, że powinno się rezygnować z używania jakiejkolwiek magii, ale nadal nie chciał mieć na sumieniu czyjegoś życia. Anomalie, które pojawiły się w świecie czarodziejów w maju zdecydowanie podniosły jego ciekawość, nieraz doprowadzając jego wynalazki do bardzo przykrego końca, jednak dziwnym trafem nie sprawiały, że czuł się mniej zmotywowany. Im więcej razy się zdarzały tym mocniej budziły do życia jego ciekawską naturę. Raz nawet próbując nałożyć klątwę Goliata na magiczną szkatułkę jednego klienta, został poparzony przez magię i ślady tego wydarzenia nadal na sobie nosi.
Jakby to podsumować, miał całkiem niezłe życie. Robił amulety na zamówienie i zaklinał księgi. Miał własny kąt, domek szeregowy w kamienicy, który musiał sam odremontować, bo kupił go po taniości. Miał piwniczkę pełną słodkich nalewek, chodził na potańcówki do pobliskich klubów, kupił sobie nawet ostatnio nową miotłę, bo ostatnią próbował przerobić i trochę przestała mu działać. A latać lubił i musiał od kiedy nie działa sieć Fiuu. Ostatnio znajoma poprosiła go o rozpoczęcie nauki trollińskiego, co szybko zaczął. Miał zgarnąć niezłe pieniądze za zaklinanie podręcznika do tego języka.
Nigdy nie interesował się specjalnie polityką i wydaje się, że ciągle próbuje znaleźć swoje miejsce w tej nieustannej wojnie. Wydaje się, że nie do końca rozumie jej naturę. Nigdy nie obchodziło go pochodzenie czarodzieja czy mugola, a rozumienie ludzi zawsze było dla niego trudniejsze niż zrozumienie magii. Za to samo zjawisko anomalii wywoływało u niego nieposkromioną ciekawość. W ciemną, listopadową Noc Duchów spoglądał w niebo z oczami iskrzącymi od ciekawości.
Statystyki i biegłości | |||
Statystyka | Wartość | Bonus | |
OPCM: | 5 | 0 | |
Zaklęcia i uroki: | 23 | 2 (rożdżka) | |
Czarna magia: | 2 | 0 | |
Magia lecznicza: | 0 | 0 | |
Transmutacja: | 0 | 0 | |
Eliksiry: | 5 | 3 (rożdżka) | |
Sprawność: | 1 | Brak | |
Zwinność: | 4 | Brak | |
Język | Wartość | Wydane punkty | |
angielski | II | 0 | |
trolliński | I | 1 | |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty | |
Anatomia | I | 2 | |
Astronomia | I | 2 | |
Historia Magii | I | 2 | |
Kłamstwo | I | 2 | |
Numerologia | III | 25 | |
ONMS | I | 2 | |
Starożytne Runy | II | 10 | |
Spostrzegawczość | I | 2 | |
Zielarstwo | I | 2 | |
Zręczne ręce | I | 2 | |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty | |
Brak | 0 | 0 | |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty | |
Neutralny | Neutralny | ||
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty | |
Literatura (wiedza) | I | 0.5 | |
Malarstwo (tworzenie) | I | 0.5 | |
Rzeźba (tworzenie) | I | 0,5 | |
Wytwórstwo (amuletów) | II | 7 | |
Wytwórstwo (magicznych alkoholi) | I | 0,5 | |
Majsterkowanie | II | 7 | |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty | |
Latanie na miotle | I | 0,5 | |
Taniec współczesny | I | 0,5 | |
Pływanie | I | 0,5 | |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty | |
Brak | - | (+0) | |
Reszta: 1 |
Ostatnio zmieniony przez Will Cattermole dnia 21.04.19 14:24, w całości zmieniany 1 raz
Witamy wśród Morsów
- Mieszanka antydepresyjna (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 20)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 23)
[13.05.19] Otrzymano od Charlene: Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 20), Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 23)
[21.04.19] Ingrediencje (listopad/grudzień)
[11.05.19] Zużyto: pnącze diabelskiego sidła, ślaz, strączki wnykopieńki
[11.07.19] Oddanie Charlene kwiatu paproci
[24.12.19] Ingrediencje (styczeń-marzec)
[01.08.19] Wsiąkiewka (listopad/grudzień), +30 PD
[03.02.21] Rejestracja różdżki