Wydarzenia


Ekipa forum
Edwina Wilde [w bud.]
AutorWiadomość
Edwina Wilde [w bud.] [odnośnik]19.04.19 13:18

Edwina Lisa Wilde

Data urodzenia: 24 III 1931 r
Nazwisko matki: Wilde
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: Półkrwi
Status majątkowy: Średniozamożny
Zawód: Ratownik magicznego pogotowia
Wzrost: 165 centymetrów
Waga: 55 kilogramów
Kolor włosów:Wypłowiały od przebywania na słońcu blond
Kolor oczu: Błękitne
Znaki szczególne: Wysyp drobnych piegów na grzbiecie nosa i ramionach, mała blizna nad prawą brwią



MEMORABILIS Edwina Wilde, zmarła 18 czerwca 1956 roku.

Nagrobek należy do jednych ze skromniejszych, ale daleko mu do zaniedbanego. Kwiaty regularnie zmienia jakaś dobra dusza, niestety najwyraźniej cierpiąca na bezguście zupełne. Żadna z części wiązanki do siebie nie pasuje, wręcz razi tandetnością połączenia kolorów. Eddie zawsze nie może się powstrzymać od chytrego półuśmieszku, kiedy wyobraża sobie jak babka patrzy na nią swoim oburzonym wzrokiem gdzieś z góry. Musiała jednak przyznać, że wielokrotnie dawała najukochańszej opiekunce powodów do poprzewracania się w grobie.
Historia ta nie miałaby miejsca, gdyby nie Edwina I Wilde, ale by usłyszeć wogóle o jej młodszej imienniczce nie sposób ominąć dzieje jedynej córki. Wszystko zatem zaczęło się właściwie od Jenifer Wilde, młodej dwudziestojednoletniej pielęgniarki świeżo po kursie, która wraz z matką opuściła rodzinne strony wietrznej Kornwalii i zamieszkała w odziedziczonej po dalekim kuzynie ruinie niegdyś pięknej kamienicy. Należały do najuboższej klasy średniej, chociaż w przeciwieństwie do wielu swych znajomych znad rzeki Tamar, na szczęście nie brakowało im na podstawowe potrzeby. Jenifer będąc stażystką na oddziale zakażeń magicznych miała swoją skromną pensję, a Edwina wspierała rodzinny budżet jako prywatnie działająca zaklinaczka przedmiotów. Marzyła by córka poszła w jej ślady, ale Jenifer od dziecka wiedziała już czemu się poświęcić. Widmo klątwy Morwy towarzyszyło obu kobietom przez całe życie, ale w przeciwieństwie do matki młoda panna Wilde nie zamierzała ugiąć karku przed demonami przeszłości. To właśnie nadzieja dla rozwijającej się medycyny magicznej popchnęła ją w kierunku stażu uzdrowicielskiego, najwyraźniej wiedząc już jaki los był kobiecie pisany. Podczas jednych z rutynowych obchodów poznała bowiem Jory’ego Leightona, zapalonego smokologa, który trafił do Munga tuż po powrocie z egzotycznej wyprawy. Edwina stroniła od kontaktów z płcią przeciwną, bo chociaż kochała córkę wiedziała, iż nigdy nie będzie mogła w zupełnym spokoju poszukiwać prawdziwej miłości. Pogodziła się ze swoim przeznaczeniem i przez wiele lat próbowała to samo zdroworozsądkowe podejście wpoić potomkini. Trzymana pod kloszem, dystansowana od emocji Jenifer nie wiedziała więc jak radzić sobie z własnymi uczuciami, toteż poznawszy Leightona mogła tylko bezrednia otworzyć się na napływ niespodziewanych uczuć. Zakochali się ze wzajemnością i po zaledwie roku znajomości na świat przyszła Edwina II Wilde, właściwa bohaterka, a może nawet ofiara kolejnych wydarzeń. Jak możecie się domyśleć świeżo upieczona babcia nie należała do najszczęśliwszych osób na świecie, ale nawet ona nie mogła odmówić wnuczce szczerej miłości i troski jaka zapanowała w ich specyficznej rodzinie. Sielanka nie trwała długo, gdyż u mającego się zamiar oświadczyć Jory’ego zdiagnozowano w końcu powód słabego zdrowia. Dotychczas uśpiony po powrocie z eskapady, skrofungulus zaatakował ze zdwojoną siłą przykuwając chorego do łóżka szpitalnego. Niecały miesiąc po narodzinach Eddie, kobiety znów zostały na świecie same.


Ten, w którym Eddie ma siostrę i przestaje być siostrą.

Dziewczynka spędziła większość dzieciństwa pałętając się po szpitalnej poczekalni, kawiarence lub aptece, albo też wspomagając babcię w pracy nad zamawianymi specyfikami. Rosła jak na drożdżach i nikt kto mieszkał w odległości kilku mieszkań od ich domostwa nie mógł tego nie wiedzieć. Jak na patykowate chucherko, którym była mimo jedzenia wielokrotnych dokładek obiadów, miała zaskakująco dużą pojemność płuc gdy przychodziło do wesołych wrzasków. Talent magiczny objawiła dość szybko, bo w wieku trzech lat i ku przerażeniu Edwiny nie żałowała sobie jego użytkowania, o czym boleśnie przekonywała się każda kolejna zatrudniana przez nią piastunka. Obie z Jenifer odpuściły dopiero przy dwudziestej próbie, tuż po dziesiątych urodzinach Eddie. Ostatnia opiekunka wybiegła z domu przerażona kłacząc nowo zyskanym ptasim dziobem, a jasnowłosy urwis stwierdził tylko, że „spływa to po niej jak po kaczce” dodając na koniec szczerbaty uśmiech. Niełatwo było kobietom radzić sobie w pojedynkę przez ten cały czas, zwłaszcza po drugiej niespodziewanej ciąży Jenifer. Eddie dopiero niedawno zaczęła rozumieć powody jakimi kierowała się jej matka. Potrzebowała bliskości jak powietrza, a ponad wszystko chciała po prostu być kochana. Kolejne niespełnione zaloty dawały ulotne poczucie szczęścia za cenę którego gotowa była znieść wiele, nawet wychowanie kolejnego dziecka. Białowłosa nigdy nie poznała tamtego jegomościa, wnioskowała jedynie po wyglądzie berbecia, że musiał być całkiem przystojny skoro dał jej tak piękną siostrę. Dopiero potem odkryła charakterystyczną cechę noworodków, która najwyraźniej ją samą ominęła. Wszystkie wydawały się urocze. Miano starszej z rodzeństwa nosiła tylko przez parę miesięcy, to jest do momentu oddania małej pod opiekę rodziny ojca. Obie strony wielokrotnie zapewniały się o wzajemnym wsparciu, ale Eddie szybko domyśliła się, że inicjatorką akcji był nie kto inny jak Edwina Starsza. Już wtedy ledwo wiązały koniec z końcem, a przecież zbliżał się moment rozpoczęcia nauki wnuczki, co z pewnością nie przysporzyło im złotych galeonów. Żałoba po utraconej siostrze zasiała w duszy ziarno nieufności wobec poczynań najbliższych kobiet w jej życiu i nie opuściło Eddie właściwie do końca ich żywotów, jeszcze wielokrotnie mając pokazać wiele niespodziewanych dziwów.


Naleśniki z dżemem porzeczkowym, które zmieniły życie.

Tymczasem nadszedł okres, nazywany przez Eddie bez wahania „latami marzeń” przy każdej lepszej rozmowie. Tylko najbliźsi przyjaciele wiedzą ile tak naprawdę dziewczyna zawdzięcza owemu miejscu. Przybyła do domu Godryka Gryffindora z kłopotami wręcz wypisanymi na czole, a opuściła go jako przyszła stażystka kursu ratownika magicznego pogotowia. Szkolne lata już na samym początku zachwiały podstawami jakie wyniosła z domu. Niesubordynacja nie uchodziła płazem łagodnie niczym oko Jenifer przymykane na każde mniejsze przewinienie. Eddie szwędała się po zamku, uciekała przed szkolnymi duchami, albo wyjmowała ze słoika w szklarni rzeczy, które definitywnie powinny być zostawione w spokoju. Nawiasem rzecz biorąc po tej ostatniej akcji lewa ręka śmierdziała jej zgniłymi jajami przez następne dwa tygodnie. Chciała czuć wiatr we włosach, lubiła igrać z losem, zupełnie nieświadoma że jest właściwie kalką tych zachowań matki, których serdecznie w niej nienawidziła. Radziła sobie dobrze w dziedzinach ją interesujących, a więc chociaż przyprawiała profesorów opieki nad magicznymi zwierzętami, zielarstwa i anatomii o niemały ból głowy uśmiechali się półgębkiem na widok regularnych postępów. Inną opinię w komnacie nauczycielskiej mieli opiekuni zajęć z obrony przed czarną magią czy też zaklęć. Pokłady energii ich podopiecznej wydawały się niezmierzone, a zajęcie jej dodatkowymi czynnościami stanowiło ryzykowne posunięcie. Czy znowu coś wybuchnie? Nie mamy już więcej manekinów? Ubezpieczenie nie pokrywa restauracji dywanu w pokoju wspólnym!
Kolejne występki miały usprawiedliwić następne, małe kłamstewka ratować przed szkolną kozą, ale nieprzyjęcie w drugiej klasie do domowej drużyny Quidditcha... To zabolało bardziej niż wolała przyznawać przed swoimi znajomkami – łobuziakami. Powodem nie był bowiem brak zdolności dziewczyny, ale wątpliwości trenera wobec jej zdolności grania w zespole i działania na jego, nie własną, korzyść.
W pewien wakacjyny poranek czterdziestego piątego roku Edwina Starsza postawiła przed nią talerz z naleśnikami i obcesowym tonem dosyć dobitnie wyjaśniła Eddie, że zgodziła się na wychowanie dziecka pod swoim dachem, a nie barana dlatego Eddie powinna rozważyć z kim się będzie wolała utożsamiać. Wybrała pierwszą opcję. Barany nie mogą raczej jeść naleśników, a te należały do ulubionych dań blondynki.


Wszystko ma jakiś morał pod warunkiem, że umiesz i chcesz go znaleźć.

We wrześniu trzeciej klasy Edwina Młodsza wyprasowała szkolną szatę i pierwszy raz włożyła koszulę do spódnicy. Ponieważ najtrudniejsze miała zatem za sobą, potem wszystko powinno iść jak z płatka. Prawie wszystko. W klubie pojedynków pokazano dziewczynie różnice między skutecznym rzucaniem zaklęć, a jej dotychczasowym stylem mającym wśród uczniów nazwę „niewiadomokogotrafiwięcnogizapas”, skracali go do okrzyków paniki, kiedy blondynka wchodziła na arenę. Co zaś tyczyło się Quidditcha, przy naborze do drużyny jednogłośnie zadecydowano nawet, że zostanie obrońcą. Zaczynało do Eddie powoli docierać, że ratowanie kolegów mugoli z opresji nie musiało kończyć się na bitkach i psotach. Czasami wystarczyło po prostu być dla nich, wysłuchać trosk, a przede wszystkim zaoferować wsparcie. Odpowiedzialność obrony stanowiła ciężar dla chuderlawych ramion, ale dawała przyjemne poczucie osobistego udziału w większej grupie. Wreszcie, otoczona ludźmi nie czuła się samotna.
Nim minął czterdziesty siódmy rok zobaczyła swoją babkę płaczącą aż dwa razy, a to dwa razy więcej niż kiedykolwiek widziała. Oba te wydarzenia obaliły mit, iż tak naprawdę Edwina Starsza pochodzi w piątej linii od troli i nie potrafi płakać. Z drugiej strony i tak nikt nigdy jej nie wierzył kiedy przekonywała przyjaciół, że babcia potrafi wywijać maczugą równie sprawnie jak miotełką do kurzu. Pierwszy raz łzy potoczyły się po pomarszczonym już policzku, po przyjściu sowy z wynikami końcowymi Eddie po piątej klasie. Nigdy nie były lepsze i chociaż daleko było Gryfonce do perfekcji to w pierwszym odruchu seniorka chciała odesłać sowę w najlepsze, przekonana o zajściu pomyłki przy wysyłce kopert. Od tamtego momentu starsza pani nigdy na głos nie skomentowała planów na dorosłe życie wnuczki. Chyba wreszcie przekonała się, że przynajmniej część z nich będzie możliwa do zrealizowania. Drugi raz płacz zmieszał się ze wściekłymi krzykami zza zamkniętych drzwi, gdy będąca w kiepskim stanie psychicznym od kilku miesięcy Jenifer raczyła oznajmić wreszcie domownikom wieść o kolejnej ciąży. Nie pracowała wtedy dobre parę tygodni, wszystko tłumacząc nawracającymi napadami złego samopoczucia i potrzebą częstych wizyt u swojego lekarza prowadzącego. Musiał być to człowiek o złotym sercu, bo prócz diagnozy dorzucił jeszcze zdrowy, dorodny i wrzaskliwy gratis, od tamtej pory dzielący pokój z Eddie. Takim właśnie sposobem w życiu trzech kobiet pojawił się kolejny mężczyzna, któremy nadały imię Oliver, z kornijskiego oznaczające „tego który zwiastuje spokój”. Chyba nieszczególnie wziął sobie tę wskazówkę do siebie, bo Edwina każdego dnia przekonywała się o żywotności malca. Mimo nadchodzących egzaminów wspomagała babkę jak mogła, gotując, sprzątając, a nawet zajmując się drobnymi naprawami w domu zainspirowana wiedzą znajomych mugoli. Spędzany razem czas zbliżył kobiety do siebie jak nigdy przedtem, czego nie mogła powiedzieć o swojej matce. Jak mówiła diagnoza Jenifer istotnie cierpiała na chorobę psychiczną, nie jak dotychczas sądziły wyjątkowy przypadek histerii. Śniła sny przerażające, zwiastujące zagładę i śmierć, nie omieszkała mówić o nich na głos czy to w zaciszu domowym, czy na środku ulicy. W niczym nie przypominała już delikatnej kobiety o ciepłym uśmiechu jaka urodziła Eddie. Była obca i zagubiona. Wychodziła z mieszkania oknami, kąpała się w lodowatej wodzie, albo piekła babeczki z proszku do prania. Bywały momenty kiedy Eddie kątem oka widziała jak Edwina starsza drży na widok córki, jak boi się co ta druga może jeszcze zrobić i czy będzie w stanie to powstrzymać. Nie mogły sobie pozwolić na szukanie jestestwa Jenifer, zwłaszcza mając pod opieką kilkuletnie dziecko.
Nadchodzący czas końcowych egzaminów szkolnych uświadomił dziewczynę jak blisko jest już dorosłe życie. Musiała utrzymać rodzinę, jak również opłacić pobyt Jen w specjalnym zakładzie opieki. Zawieszona jeden krok nad odchłanią mogła w ułamku sekundy spaść niżej niż kiedykolwiek, już niebędąc łobuzem, ale zwykłym marginesem społeczeństwa. Wybrała inne rozwiązanie, chociaż z pewnością nie łatwiejsze. Wróciła na zajęcia nie tylko z odważną miną, ale też determinacją jakiej nie miała nigdy wcześniej. Wciąż żartowała, szeptała na lekcjach i rozbawiała nauczycieli przypadkowymi anegdotkami z życia leśnych zwierząt, które posłyszała od swych czteronożnych znajomych, ale dodatkowo pytała. Prosiła o pomoc gdy czegoś nie rozumiała, zafascynowała się opieką nad magicznymi zwierzętami i znacznie podciągnęła w obronie przed czarną magią. Z każdą kolejną godziną czuła jak oddala się od niej widmo zaszufladkowania jako zwariowanej lekkiej duszy.


Medicus curat, natura sanat

Piąty akapit


Diligere ex toto corde, et in tota anima

Szósty akapit


List Edwiny Starszej do przyjaciółki Hildy Fudge z 8 czerwca 1953 roku
Ona z pewnością jest wyjątkowa. Wyobraźnia podsuwa jej dziwne rzeczy. No i ma „kompleks bohatera”: Wrodzoną potrzebę pomagania innym, jednocześnie będąc często niezdolną do udzielenia pomocy samej sobie. Oznacza to również wewnętrzny przymus naprawiania świata. Stara się „otworzyć” drzwi, za którymi kryje się prawdziwy sens jej życia. Jeszcze nie wie kto ma klucz, ale wierzę że go odnajdzie.

Patronus: Zając - X

Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 102 (rożdżka)
Zaklęcia i uroki:51 (rożdżka)
Czarna magia:00
Magia lecznicza:202 (rożdżka)
Transmutacja:00
Eliksiry:00
Sprawność:0Brak
Zwinność:6Brak
JęzykWartośćWydane punkty
AngielskiII0
KornijskiI1
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
AnatomiaIII25
Historia MagiiI2
KłamstwoI2
ONMSI2
RetorykaI2
SpostrzegawczośćII10
Ukrywanie sięI2
ZielarstwoI2
Zręczne ręceI2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
MugoloznawstwoI5
Wytrzymałość FizycznaII5
SzczęścieI5
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Zakon Feniksa00
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (wiedza)I½
GotowanieI½
AktywnośćWartośćWydane punkty
Latanie na miotleI1
PływanieI1
Jazda na łyżwachI1
GenetykaWartośćWydane punkty
Brak-0 (+0)
Reszta: 1

[bylobrzydkobedzieladnie]
Gość
Anonymous
Gość
Edwina Wilde [w bud.]
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach