Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent :: Smocze Ogrody
Izba Pamięci
AutorWiadomość
Izba Pamięci
Izba pamięci mieści się przy głównym holu przebiegającym przez budynek rezerwatu, w pobliżu pokojów smokologów oraz pomieszczeń biurowych. Eksponowane są tutaj fragmentaryczne szkielety, łuski oraz ryciny smoków zamieszkujących rezerwat w Kencie na przestrzeni kilkuset lat - służą zarówno celom pamiątkowym, jak i naukowym. Pomiędzy gablotami, większymi i mniejszymi, stojącymi i wiszącymi, nie ustawiono ani stołów ani tym bardziej siedzeń, goście proszeni są o zachowanie szacunku względem martwych stworzeń. Posadzkę wyściela miękki dywan haftowane we wzory smoków przeplatanych z kolczastymi łodygami róż, a przeszklone ściany dają doskonały widok na ogrody rezerwatu. Po zmierzchu źródłem światła są zdobione wiszące lampiony przypominające znicze.
Księga pamięci
Tom CCLXXXIV zawiera dane zebrane od lipca 1955 r. do aktualnej daty.
grudzień, 1955 r. - zidentyfikowanie istoty smoczej przypadłości nazwanej smoczą łuszczycą jako powiązanej ze szkodliwą działalnością mugolskiej społeczności i opracowanie terapii wraz z recepturą leku zwaną Drasoriasi medica (więcej).
kwiecień, 1956 r. - Lancelot Rosier ustępuje ze stanowiska zarządcy rezerwatu, pieczę przejmuje jego bratanek, Tristan Rosier.
maj, 1956 r. - w rezerwacie pojawia się skupisku chaotycznej magii, tzw. anomalia. Giną trzy smoki, padają wszelkie zabezpieczenia, stworzenia wydostają się na wolność i stanowią realne zagrożenie. Sytuacja zostaje opanowana z upływem czterech tygodni (więcej).
czerwiec, 1956 r. - zlokalizowanie anomalii w pobliżu smoczego cmentarzyska na wyspie Wight, która przebudziła dawno wymarły gatunek smoka wyspiarza rybojada. Smoczyca została odnaleziona i pochwycona (więcej).
październik, 1956 r. - zlokalizowanie i odłowienie przedstawiciela gatunku smoka morskiego, srebrnika, oraz rozpoczęcie prac nad budową stawu dla niego (ukończone w listopadzie tego samego roku, więcej).
Podopiecznymi rezerwatu są nade wszystko albiony czarnookie, smoki zamieszkujące klifowe wzgórza Kentu, zwłaszcza okolice Dover. Cechują się białą, niekiedy srebrną łuską oraz przenikliwymi czarnymi oczami, mierzą 4-7 metra bez ogona.
Ancalagon (♂ wyk. 1789 r., o. n/n, m. Tissaia) - najstarszy żyjący, najprawdopodobniej najpotężniejszy, wyjątkowo inteligentny, wyraźnie dominuje nad pozostałymi i stanowi dla nich pewien autorytet (pseudoprzywództwo); pobielałe rzęsy, przekrwione oczy.
Valsharessa (♀ wyk. 1812 r., o. Ancalagon, m. Vidanna) - silna, szybka, złośliwa, agresywnie usposobiona, nerwowa, humorzasta, łatwo ją zdenerwować, wybredna przy karmieniu (nie jada owiec).
Tanatos - (♂ wyk. 1812 r., o. Ancalagon, m. Vidanna) - silny, dominujący, najlepiej czuje się w odosobnieniu, nie przepada za światłem, nie jada padliny (wyłącznie pokarm żywy); liczne blizny.
Hyphari - (♀ wyk. 1812 r., o. Ancalagon, m. Vidanna) - łagodna, spokojna, nie atakuje niesprowokowana, jeśli nie jest w pobliżu jaj; podczas godów straciła z grzbietu pięć łusek, cechuje się charakterystycznym wąskim pyskiem i drobną budową ciała.
Lazarus - (♂ wyk. 1839 r., o. Tanatos, m. Hyphari) - kościsty, smukły, ale rozwinięty prawidłowo, wyjątkowo inteligentny, o niskiej potrzebie terytorialnej; jego ogień ma nienaturalnie dla tej rasy wysoką temperaturę, przez co wyniszcza smoka od środka; sięga po niego niechętnie.
Lharos - (♂ wyk. 1839 r., o. Tanatos, m. Hyphari) - słaby, wyjątkowo nieduży czerwonooki smok albinos; porzucony został odizolowany od pozostałych w obawie o jego bezpieczeństwo, w lewym skrzydle ma całkowicie zerwaną przez Tanatosa błonę efektem walk o dominację.
Neenhjar (♂ wyk. ok. 1840 r.) - odłowiony z wolności, najprawdopodobniej pochodzi z jaja Valsharessy i Tanatosa, agresywnie usposobiony, mocno terytorialny, potrzebuje dużej przestrzeni; ochroniony przed wyrokiem skazującym w 1897 r. za spalenie mugolskiej wioski po wydostaniu się z rezerwatu; lubi bawić się jedzeniem.
Valencier - (♂ wyk. ok. 1880 r., o. n/n, m. n/n) - odłowiony z wolności, najprawdopodobniej pochodzi z jaja Lazarusa i Valsharessy, odważny, wyjątkowo energiczny, źle znosi zamknięcie i uwiązanie; agresywnie reaguje na brzdęk łańcuchów, boi się ludzi, których nie zna i reaguje na nich większą agresją; najprawdopodobniej przez jakiś czas był cyrkowa atrakcją, ma wybite zęby.
Risaran - (♀ wyk. 1903 r., o. Neenhjar, m. Hyphari) - jej łuski cechują się nadzwyczajną hardością, są silniejsze od łusek innych smoczyc tego gatunku, przez co też trudniej jej ścierać pazury; nieufna, z natury bardzo cicha.
Silibinas - (♂ wyk. 1921 r., o. Valenciar, m. Hyphari) - smok o perfekcyjnej, wzorcowej budowie; uchodzący za najpiękniejszego w rezerwacie, jego błyszczące łuski idealnie odbijają światło słońca; wyjątkowo okazałe poroże, kształtne kończyny, długi ogon, silny, wysoki grzebień wzdłuż tułowia; okazały; dumny.
Socharis - (♂ wyk. 1949 r., o. Neenhjar, m. Myssleine) - jeden z najmłodszych smoków w rezerwacie; ze względu na wiek, energiczny, ciekawski, bywa lekkomyślny; w 1953 r. uciekł i napadł na mugolską wycieczkę, pożerając kilkoro mugolskich dzieci; sprawa, którą interesowało się Ministerstwo Magii, ciągnie się do dzisiaj; silny instynkt łowiecki.
Zirael (♀ wyk. 1956 r., o. Tanatos, m. Risaran) - rozwój prawidłowy, strach przed Beliarem.
Azael (♂ wyk. 1956 r., o. Tanatos, m. Risaran) - wykluł się z lekko zdeformowaną czaszką efektem czego ma trzy rogi zamiast dwóch; brak danych o rokowaniach na przyszłość; strach przed Beliarem.
Beliar (♂ wyk. 1956 r., o. Tanatos, m. Risaran) - przejawia silną potrzebę dominacji nad rodzeństwem, masywna budowa.
Edrea (♀ wyk. ok. 1100 r., w hibernacji od ok. 1200) - wyspiarka rybojadka, jedyna żyjąca przedstawicielka swojego gatunku, odratowana za sprawą anomalii, jaka pojawiła się nad wyspą Wight, wraz z trzema jajami dającymi nadzieję na przywrócenie gatunku; niewielki (1-1,3 metra długości bez ogona) nadmorski smok smukłej budowy, o purpurowych łuskach i dużych kryształowo-szmaragdowych oczach; szerokie, dwupłatowe skrzydła o barwnej pstrokatej błonie; pluje trucizną; niezbyt silny, ale bardzo szybki; żywi się wyłącznie rybami; Edrea jest nieufna, zagubiona, przejawia zachowania depresyjne, wciąż adaptuje się do nowego środowiska; pod obserwacją; przetrzymywana w terrarium.
Teddris (♂ wyk. brak danych) - srebrnik morski, jego imię oznacza obrońcę w języku trytonów, Teddris strzegł niegdyś uwięzionej syreny; brak obserwacji; przetrzymywany w Srebrnym Stawie; smok morski; niegdyś zamieszkiwał wody mórz i oceanów, ale dziś został niemal w całości wybity; jedyny okaz w kraju; ma srebrne łuski załamujące światło tak, że pod wodą z powierzchni jest niemal całkowicie niewidoczny; zwinny i szybki w wodzie, niezręczny na lądzie; błoniaste płetwy; nie zieją ogniem, ale potrafią wywołać strumień gorącego powietrza pod wodą wywołując wrzenie; silny ogon; żywią się głównie rybami i ptakami, rzadkie ataki na ludzi; wrażliwe miejsce na krtani; srebrnik w rezerwacie wciąż jest pod obserwacją i w trakcie adaptacji.
- Interesujące... - Tristan zrównał krok ze swoim gościem, gdy otyły mężczyzna z zakręconym wąsem przystanął przy podwieszonym szkielecie małego smoka, miał najdalej pięć miesięcy, kiedy zginął - jeśli wierzyć kronikom, najprawdopodobniej został zabity przez własną matkę w 1563 r. Jego szkielet zachował się w doskonałym stanie do dzisiaj będąc doskonałym studium smoczej anatomii - z naciskiem na gatunek, na którym rezerwat skupiał swoje siły najmocniej, rodziny dla klifów Kentu.
- Nazywał się Larethion, według podań cieszył się doskonałym zdrowiem fizycznym - pośpieszył z wyjaśnieniem, płynnie zwracając się do gościa językiem francuskim. Gość zza kanału la Manche widocznie męczył się angielszczyzną, a jemu zależało na zawarciu współpracy. Jegomość był powiem zarządcą rezerwatu w okolicach Nantes, gdzie pracowało wielu wybitnych specjalistów. Współpraca, na którą liczył, miała obejmować wymianę informacjami, doświadczeniami, wiedzą, ale i wymianę specjalistami, by ci, pracując w innych warunkach niż te, do których przywykli, byli w stanie wyciągnąć ze zdarzeń więcej dla siebie. Wierzył, że obopólne korzyści były potencjalnie dość wysokie, by również jego towarzysz tego pragnął. Stałość oznaczała stagnację, kto nic nie robił, ten nie mógł się rozwijać. Rezerwat potrzebował nowej krwi i świeżego spojrzenia, choć nie wątpił, że nikt ponad członków jego rodziny nie miał i nigdy nie będzie miał równie trafnych spostrzeżeń, to niżej sytuowani smokologowie winni być nieustannie dokształcani. Zależało mu, by im zapewnić ku temu najlepsze warunki - i przy okazji wyzbyć się wszystkich tych, którzy o tym niewątpliwym obowiązku niekiedy zapominali. - Księgi prowadzone w tamtych latach zdradzają, że był jednak nie do końca władny... umysłem - dodał zaraz, znał te księgi na pamięć, czytał je od dziecka, z zachwytem przyglądając się majestatycznym stworzeniom z oddali i marząc o tym, by pewnego dnia móc się do nich zbliżyć. Niektóre marzenia z biegiem lat nie okazywały się wcale rozczarowujące - te stworzenia wciąż wprawiały go w bezbrzeżny zachwyt. - Matka zagryzła go po tym, jak zaatakował swoją siostrę - nieco mniejszą od niego, zbyt słabą, by mu podołała. Przełamał jej kręgosłup, jakby to była zapałka - jego matka była bardziej subtelna, złamała mu krtań. Kość została uszkodzona na tyle subtelnie, że szkielet można było zachować w całości w celach badawczych. Sklejono go - i na nim tłumaczymy smokolom podstawy już od setek lat. - On sam się na nim uczył, pamiętał to jak dziś, zastanawiał się wtedy, jaki kształt pyska mógł mieć Larethion i jak zapamiętałyby go kroniki, gdyby miał szansę dorosnąć. Choroby psychiczne nie zdarzały się wśród smoków często - przemknęło mu przez myśl, że znacznie ciekawsze dla nauki byłoby przetrzymać takie stworzenie żywe, móc zbadać jego reakcje, ekspresję.
- To jedyny pełny szkielet, jaki posiadamy. - Były zbyt duże, by je trzymać. - Jeśli jednak podniesie pan wzrok, monsiuer, dostrzeże pan uwieszony u sufitu kręgosłup - ma około 200 lat, należał do samicy. Wszystkie kręgi są nienaruszone. Nie ściągamy go nigdy, eksponaty izby pamięci wymagają szacunku, ale już z tej odległości można zaobserwować doskonale zachowany kościec. W gablocie dalej - Gestem zaprosił go do spaceru - wystawiony mamy łuski, podzielone na płeć, lata życia oraz okresy od pisklęcia, przez adolescencję, dorosłość i starość. Doskonale widać, jak zmienia się nawierzchnia łuski - wpierw miękka i giętka, nachodzi twardością i pobłyskującym lustrem, z wiekiem pojawiają się na niej szramy, aż zaczyna kruszeć. To doskonałe studium smoczej starości, na którym uczymy szacować smoczy wiek: kandydaci na pełnoprawnych smokologów zmuszeni są - między innymi - zdać egzamin polegający na oszacowaniu jak najdokładniejszego wieku na podstawie tylko smoczej łuski. Takie doświadczenie, wiedza, znacznie ułatwiają pracę w terenie. Napotkawszy dorosłego osobnika nie sprawia im trudności oszacowanie niebezpieczeństwa, jakie ten niesie, nie wspominając już o samym zagrożeniu: młodsze smoki bywają wszak bardziej lekkomyślne.
- Ciekawy pomysł, ciekawy... - Usłyszał od swojego gościa, obserwując kątem oka jego zainteresowanie kolejnymi eksponatami. - My robimy to na zębach - odpowiedział - Smoczy ząb potrafi dać bardzo dużo informacji o smoku, ale taka wiedza ukierunkowana jest bardziej na pracę w zamknięciu, gdzie szczęce rzeczywiście można się przyjrzeć. Chętnie zapoznam się z państwa manuskryptami - a w zamian oczywiście prześlę własne... - Tristan wygiął usta w uśmiechu, odsuwając się lekko w bok, by dać Francuzowi lepszy widok na gablotę znajdującą się po jego prawej stronie - jej eksopnatami były smocze szczęki i pojedyncze zęby, najczęściej odnalezione gdzieś po walkach między stworzeniami lub wyrwane tym smokom, które zachorowały. Bardzo rzadko znajdowano szczątki pozbawione kłów, ale wszystkie takie - gromadzono tutaj.
- Nie prowadziliśmy podobnych badań i z równie dużą ciekawością przyjrzę się pańskim odkryciom, monsieur, tak jak nie mogę się doczekać chłopców, którzy zjawią się na szkolenie. Być może powiedzą nam o tych egzemplarzach nieco więcej, większość z nich zdradziła nam tylko płeć smoka, w nielicznych przypadkach udało się je połączyć z tożsamością smoków. Mamy dokładne ryciny praktycznie wszystkich przebywających pod naszą opieką smoków od setek lat.
Mężczyzna ściągnął krzaczastą brew, podchodząc bliżej gabloty - z uwagą przyglądając się kolejnym szczątkom.
- Bardzo dobrze zachowane - zachwalił - moi chłopcy powinni potrafić pomóc zrobić wam porządek przynajmniej do pewnego stopnia - uznał, nie odejmując spojrzenia od licznych eksponatów. - Na przykład ten tu - wskazał na jeden z większych trzonowców - niewątpliwie należał do smoka bardzo starego, ale starczy spojrzeń na nadłamany korzeń, by oszacować stan jego zdrowia - był bardzo osłabiony, a pożółkła końcówka świadczy o problemach z wątrobą. Gdyby przyjrzeć się bliżej szkliwu, można by oszacować dokładny wiek smoka - a samo to skieruje podejrzenia we właściwą stronę. Przypuszczam, że tak sędziwych stworzeń nie mieliście wiele.
Tristan skinął głową w szacunku do wiedzy swojego gościa, przyjmując ją zresztą ze szczerym zadowoleniem - pozwoliło mu to tylko upewnić się w myśli, że oto wybrał właściwie. Wymiana informacji z pewnością przyniesie wiele korzyści zarówno jednej, jak i drugiej placówce - wystarczyło tylko o to zadbać.
- Och, a to... ależ piękne! - zachwycił się gość, podchodząc do sąsiadującej z poprzednią gabloty.
- Zakonserwowane serce dorosłego osobnika. Zachowała się tylko jedna komora - ale wciąż robi wrażenie, prawda?
Robiła, na nim też, jako dziecko pewien był, że tak ogromne serce było sercem dorosłego smoka - szybko jednak wyprowadzono go z błędu, dopiero jako dorosły na tym fragmencie serca poznawał tajniki smoczej anatomii. Były ważne zwłaszcza w kontekście smoczych lotów - miało niesamowity mechanizm pozwalający wyrównać ciśnienie wewnątrz organizmu pomimo szybkiego pokonywania niejednokrotnie bardzo dużych odległości.
- Niesamowite - przytaknął. - Przejdźmy do interesów, sir, wydaje mi się, że nasza korespondencja odnalazła pokrycie w rzeczywistości. Pana wysłannik był zadowolony ze wszystkiego, co zastał na miejscu, nieprawdaż? I ja muszę przyznać - jestem pod wrażeniem zbiorów. Myślę, że nasza współpraca może się okazać niezwykle owocna - należy tylko dograć szczegóły.
Tristan gestem zaprosił gościa głębiej, nieopodal znajdował się taras widokowy z którego rozciągał się przepiękny widok na pobliskie różane ogrody - wydawało się to znacznie lepszym miejscem na ostateczne dobicie targu.
- Jak najbardziej, mój wysłannik był pełen zapału kiedy powrócił - sugerował nawet wdrożenie kilku pańskich rozwiązań, zwłaszcza tych związanych z przechowywaniem pożywienia. Zachwyciła go pańska ekonomia. - Francuz zaśmiał się pod nosem fałszywą skromnością.
- Ten system funkcjonuje u nas od pięciu lat, ale efekty są bardzo zadowalające. Dzielimy się naszym doświadczeniem z radością - i tak też uczynimy w tym względzie.
- Zatem z radością prześlę na pana włości trójkę moich chłopców, jednego doświadczonego, to Leo Bakster, rozstaję się z nim, muszę powiedzieć, z żalem. Jego doświadczenie robi wrażenie, brał udział w polowaniach w Rumunii, Armenii i Amazonii, a śladem smoków dotarł nawet na Syberię - niestety już ze słabszym efektem. Wysoce cenię sobie jego wiedzę, jestem pewien, że doceni ją również pan. Pojedzie z nim dwóch uczniów, których dobierze sobie sam - pan Bakster lubi otaczać się kompetentnymi ludźmi, więc jestem pewien, że będą to nasi najlepsi uczniowie. - I mówił szczerze, Leo Bakster w końcu wróci do Kentu wyposażony w nowe doświadczenie, pozostając jednym z najlepszych - pozostali przez ten czas będą mogli czerpać doświadczenie od wysłannika z Francji.
- W zamian, sir, chciałbym zaproponować mojego syna - oznajmił, spoglądając z powagą na Tristana. - Ukończył ledwie ćwierćwiecze, ale zapewniam, że to wyjątkowo zdolny i pełen zapału młody człowiek. Mało kto z takim zapałem jak on podchodzi do chłoniecia nowej wiedzy - dotyczy to zarówno tej, którą zgromadziliśmy my, a którą będzie w stanie przekazać tutaj, jak i tej, z którą będzie miał okazję zetknąć się w Anglii. Wyślę z nim nieco starszego i może nie tak utytułowanego smokologa, ale bardzo doświadczonego - dość powiedzieć, że na zabawach z naszymi podopiecznymi stracił lewą rękę. Pojedzie z nimi jeden uczeń, co wydaje mi się uczciwą wymianą.
- Interesy z panem, monsieur, to czysta przyjemność - odparł, podając mu rękę, którą zacisnął ze zdecydowaniem. Był zadowolony. Był pewien, że współpraca opłaci się im obojgu. Może chłopcy z Francji rzucą nowe światło na pochwycony okaz wyspiarki. - Jeśli pan pozwoli, z radością zaproszę pana na kolację. Taki sukces warto uświęcić kieliszkiem wina.
- Tylko łyczek - zapewnił jego gość figlarnie, nim wspólnie odeszli, poddając się mniej poważnym rozmowom, dalszej wymianie spostrzeżeń. Słońce z wolna zachodziło, ten człowiek był wystarczająco ważny, by Tristan mógł ugościć go w Chateu Rose.
/zt
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Imponujący szkielet ciągnął się przez salę potężną klatką żeber, szyję wspierały magicznie umocowane haki podtrzymujące ją w naturalnej pozycji. Cztery łapy nie robiły dużego wrażenia, wydawały się raczej zaskakująco mało proporcjonalne, a skrzydła nie były kompletne. Lewe, z większymi ubytkami, pozostało złożone, prawe - częściowo rozpostarte, jednak brak błony między złączeniami ograniczał wyobraźnię. Kręty model ogona unosił się w górę za sprawą magii, instalacja pozwalała na wprawienie go w ruch, lecz z obawy o dobrostan szkieletu nie usiłowano tego robić. Tristan przechodził obok lekkim krokiem, w trakcie gestykulacji wskazując odpowiednie elementy gadziego szkieletu, mówił swobodnie, pewnym siebie tonem.
- Nazwaliśmy go białym długozębem, ale to nazwa robocza, która zostanie zweryfikowana po dokładnym przebadaniu wszystkich cech gatunkowych: na ten moment mamy jedynie szkielet poskładany z trzech różnych okazów zmarłych w różnym wieku, stąd wynikają tak widoczne niespójności głównie w dolnym odcinku klatki piersiowej - Wskazał odpowiedni fragment - Oraz przy kończynach, gdzie dymorfizm tego gatunku wydaje się szczególnie widoczny. Łapy samic są wyraźnie smuklejsze, co może być związane z lżejszym tułowiem zapewniającym większą zwrotność w powietrzu. - Towarzyszący mu czarodzieje stanowili bardzo kameralne grono. Większe wystąpienia ograniczała nasilająca się wojna, znacznie rzadziej organizowali wykłady i konferencje niż dawniej. Troje czarodziejów było istotnymi przedstawicielami jednego z większych rumuńskich rezerwatów, gość z Ministerstwa Magii reprezentował odpowiednie angielskie biuro, a pozostała trójka czarodziejów pochodziła z zaprzyjaźnionego ogrodu w Marsylii, znali się już dobrze. Gości z Rumunii powitał ze szczególnymi honorami, nie tylko przez wzgląd na ich dorobek naukowy i szacunek dla posiadanej wiedzy, dostrzegał w tym szansę na nawiązanie opłacalnej, rozwijającej i ciekawej współpracy - to dlatego zaoferował im gościnę we własnym domu. Ministerstwo Magii miał zwyczaj lekceważyć, nie do końca dowierzając ich kompetencjom, a z Francuzami łączyła go już pewna zażyłość. Nie zwykł rozmawiać z gośćmi niższego szczebla, dziś zależało mu na zaprezentowaniu niedawnych osiągnięć jego zespołu tym, którzy mogli zostać usłyszani. Na pytania o pozostałe ogrody Anglii, o Peak District, uśmiechał się dyplomatycznie, prosząc o skupienie się na obranym temacie. Nie przedstawi już ich nigdy jako kompetentnych, lecz dzisiaj - miał rzeczywiste i namacalne dowody na to, że nimi nie byli. Nie troszczyli się o smoczy dobrostan walcząc o mugolską rację.
- To gatunek najprawdopodobniej wywodzący się z Kentu, być może przodek dzisiejszych albionów lub jego równoległa odmiana - dalsze badania z pewnością pozwolą zgromadzić więcej wiarygodnych danych i rozstrzygnąć tę kwestię, dziś pozostanie niewiadomą. Pytaniem, które sobie postawiliśmy, było: dlaczego albiony przetrwały, a te imponujące stworzenia już nie? Naturalne zmiany ewolucyjne wyparły wiele gatunków, lecz tutaj minęło za mało czasu - to dlatego zaczęliśmy zastanawiać się nad innymi czynnikami. Ludzkimi i mugolskimi, ten ostatni trop doprowadził nas do zaskakujących wniosków. - Gestem zaprosił gości dalej do wnętrza pomieszczenia, zatrzymał się przy pysku stworzenia: za pomocą podpórki pozostał otwarty, choć w oczy od razu rzucały się braki w uzębieniach. Nie całą szczękę udało się skompletować, lecz w oczy od razu rzucał się imponujący, dwukrotnie większy od paszczy kieł. Zachował się tylko jeden - pozostałe trzy miejsca winny zostać w przyszłości wypełnione odpowiednimi modelami lub sprawną iluzją. Smocza czaszka zachwycała każdego, kto choć trochę wiedział o smoczej anatomii: oczodół zdobiły łuski ułożone w pobłyskujący łuk, a ostry - skamieniały nieco - grzebień na czole rozchodził się w aż trzy głębokie rzędy. Dość oryginalnie prezentowało się poroże, podczas gdy rogi dzisiejszych smoków przypominały raczej rogi byków, te były wykręcone jak u prymitywnych jeleni. - Ostatni z nich pochodzi z XVI wieku, przypuszczamy, że był to jeden z ostatnich żyjących okazów. Fragmenty szkieletów mają charakterystyczne uszkodzenia: pęknięcia wzdłuż podstawy i uszkodzenia charakterystyczne dla nowotworowych narośli. Moje wcześniejsze prace wykazały związek tych chorób z zanieczyszczeniami, które wynikają z rozwoju mugolskich miast. Nie pozostawia wątpliwości, że mugolska cywilizacja jest całkowicie szkodliwa dla organizmów, z którymi nawet nie próbuje się liczyć, zaskakująca jest jednak bierność magicznego społeczeństwa, które godzi się stać i patrzeć, jak mugolskie brudy zalewają nasz kraj i niszczą to, co piękne. Stawiamy hipotezę, że to mugolska działalność doprowadziła do wyniszczenia tych imponujących stworzeń, stwarzając coraz lepsze warunki do rozwoju obcych nam chorób. To jedna z korzyści usunięcia Kodeksu Tajności w Anglii - wreszcie będziemy w stanie pochylić się nad tym problemem poważniej i zmusić mugoli do ograniczenia swojej wrogiej ekspansji. - Przelotnie spojrzał wzrokiem na Francuzów i Rumunów, znacząco, szczerze wierzył, że prawne zmiany wykroczą poza granice Wielkiej Brytanii i obejmą swoją mocą również pozostałe kraje. Sprawdzały się tutaj - zatem sprawdzą się wszędzie. Nacisk różnych środowisk mógł na to wpłynąć - a on nie zamierzał marnować żadnej okazji na próbę wyperswadowania tym, których glos mógł zostać usłyszany, ile mogło to przynieść korzyści.
- Najmłodszy ze szkieletów, smoczycy Dinayi, miał ledwie piętnaście lat w chwili śmierci. Zmiany były widoczne przy kręgosłupie, między jedenastym a dwunastym kręgiem - objaśnił, wskazując odpowiedni obszar na złożonym szkielecie, znał jego kształt wystarczająco dogłębnie, by móc wskazać je bez dłuższych oględzin. - Uważamy, że, choć w istocie śmiertelne, nie były w tym przypadku bezpośrednią przyczyną śmierci. Znaleziona czaszka została rozbija na pół, nie zrobił tego inny smok - domniemywamy, że mogło chodzić o mugolską broń. Gatunek rodzimy dla tutejszych klifów nie przetrwał zderzenia z mugolską cywilizacją na wielu frontach. Wielki odczuwam związany z tym żal, zleciłem obserwacje, które mają na celu próbę odnalezienia tropów ostatnich istniejących okazów, ale nie liczę na wiele. Kształt szkieletu i pozostawiane przez niego ślady najprawdopodobniej nie różniły się mocno od dzisiejszych albionów, stąd nie możemy całkowicie wykluczyć takiej możliwości. Niestety, to wyłącznie nadmierny optymizm. Nie mamy nic, co mogłoby potwierdzić tak dobre wieści. - Cofnął się, by obejść szkielet. - O pokrewieństwie świadczą główne cechy osobnicze: rozstaw oczu proporcjonalny do rozstawu nozdrzy, budowa szczęki, pięćdziesiąt cztery zęby w paszczy, kły znacząco większe, prymitywnie wystające z paszczy. I to ciekawa cecha, proszę spojrzeć... - mówił, odsuwając się od czaszki tak, by jego goście mogli przyjrzeć się jej wygodniej. W badaniach osobiście uczestniczył tylko szczątkowo, w ostatnich czasach większą uwagę skupiał na działaniach stricte wojennych, ale z fascynacją zapoznał się z raportem sporządzonym przez swoich ludzi - i bez trudu oddawał tę fascynację podczas rozmowy z gośćmi. Szczegółowo zapoznał się z jego niuansami, przepytując smokologów osobiście pod kątem bardziej interesujących go zagadnień, osobiście też przebadał narośle, korzystając z wiedzy zdobytej przed paroma laty. - Ilość zębów jest taka sama, jednak szczęka nieznacznie szersza wzgledem proporcji ciała, a rozmiary kłów są znacznie bardziej imponujące. Pozwala to założyć, że albiony nie były dla nich zagrożeniem. Albo zostały przez nie zdominowane albo żyły w symbiozie, biorąc pod uwagę gwałtowny temperament albionów, dominacja bez ekseterminacji wydaje się mało prawdopodobna. Stanowi to, naszym zdaniem, naturalnie, koronny argument na to, że gatunki były ze sobą spokrewnione. Zaskakujące wydaje się przetrwanie słabszego gatunku - ale stanowi niezbity dowód na to, i wymarcie dlugozębów nie jest związana z innym gatunkiem smoka. Albiony, choćby chciały, nie byłyby w stanie tego zrobić. W naszej czytelni będzie mogli, panowie, zapoznać się z dokładną dokumentacją tego przypadku - zapewnił, nie zamierzając - tym razem - niczego ukrywać. Rzadko bezinteresownie dzielił się odkryciami z innymi, jednak w tym konkretnym przypadku miało zadziałać to na korzyść całego magicznego społeczeństwa. I światowego bezpieczeństwa. Nie pośpieszał swoich towarzyszy, dał im czas, gdy zajęli się oględzinami. Sam zadumał się nad jedną z zarośli, nie wyglądały dokładnie tak jak u Devhlaina. Były podobne. Czy to możliwe, że w istocie pochodziły z tożsamego źródła? - Tymczasem, panowie - Wymuszony grzecznościowy uśmiech wykrzywił jego usta, gdy cofnął się pół kroku od szkieletu. - Zapraszam na lampkę wina, podróż musiała być długa i męcząca. Nasi ludzie wskażą panom miejsca w komnatach. - Skinął głową na chłystka w drzwiach, dając mu znak. Chłopiec zaczekał na delegatów, nim odszedł wraz z nimi, prowadząc ich zgodnie ze wskazaniem Tristana. Mieli jeszcze dużo do omówienia, a on uwielbiał przecież intelektualne dyskusje - mieli czas odpocząć przed zbliżającą się kolacją. Był ciekaw ich spostrzeżeń, niewątpliwie pomówią jeszcze o tym zaskakującym gatunku. Ich angielski był dobry, ale z uprzejmości wtrącał w rozmowę rumuńskie zwroty, wiele z nich powielało się z językiem francuskim - dobrze przygotował się do tej wizyty.
/zt
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
|2.04.1958
Hep!
Zdążył zapomnieć o tym, że dopadła go czkawka gdy siedział w domu młodej czarownicy, a ta z niezwykłą cierpliwością podchodziła do nagłych odwiedzić nieznajomego jej mężczyzny. Była aż nadto spokojna, co akurat mu nie przeszkadzało, ponieważ mógł złapać oddech. Jednak nie nacieszył się spokojem kiedy znów wyrwany w stan nieważkości czuł jak się przemieszcza i najgorsze, że nie miał na to absolutnie żadnego wpływu.
Lądowanie było twarde kiedy spadł z głuchym łoskotem obok wielkiej gabloty. Cieszył się jedynie, że nie spadł znów na jakiś mebel, a nad nim nie stoi nikt z kuszą czy też krzesłem gotowy zdzielić Kennetha po głowie niczym przeciętego złodziejaszka.
-Do stu beczek… - Mruknął pod nosem gramoląc się z podłogi. Ile razy przyjdzie mu jeszcze twardo lądować? Marzył o pograniu w pokera i swojej kajucie, gdzie zapewne walają się wszystkie papiery, a bosman chodzi wściekły jak kraken nie mogąc nigdzie znaleźć Pierwszego. Dopiero gdy szok po transporcie minął zaczął się uważniej rozglądać po pomieszczeniu. Spojrzenie ciemnych oczu padło na fragmenty szkieletów, które unosiły się nad jego głową. W gablotach widział łuski oraz pazury bardzo dokładnie opisane i skatalogowane. Miał nad sobą smoki.
-Jaja sobie ze mnie robicie… - Powiedział do siebie głucho widząc wzór kolców różanych i herb, który budził w nim mieszane uczucia. Od ostatniego spotkania z przyrodnim bratem kiedy ten nazwał go od kłamców, a następnie doniósł do Traversów minęło dużo czasu. Liczył na to, że więcej się nie spotkają, a nawet jeżeli to owo spotkanie przebiegnie szybko. Moje przekleństwo życiowe. - Pomyślał z rezygnacją kiedy już stanął na nogi i mógł zajrzeć do gablot z zainteresowaniem. Zaraz jednak wyprostował się gwałtownie i zaczął rozglądać się za wyjściem. Jakieś pannicy i dzieciakowi mógł się tłumaczyć, że trafił do nich z powodu czkawki teleportacyjnej ale szczerze wątpił, że ktoś kto pracuje dla Rosierów w to uwierzy. Czkawka wyrwała się z jego piersi nie pozwalając zebrać spokojnie myśli. W tym momencie usłyszał zbliżające się korki i już wiedział, że właśnie został ugotowany.
Hep!
Zdążył zapomnieć o tym, że dopadła go czkawka gdy siedział w domu młodej czarownicy, a ta z niezwykłą cierpliwością podchodziła do nagłych odwiedzić nieznajomego jej mężczyzny. Była aż nadto spokojna, co akurat mu nie przeszkadzało, ponieważ mógł złapać oddech. Jednak nie nacieszył się spokojem kiedy znów wyrwany w stan nieważkości czuł jak się przemieszcza i najgorsze, że nie miał na to absolutnie żadnego wpływu.
Lądowanie było twarde kiedy spadł z głuchym łoskotem obok wielkiej gabloty. Cieszył się jedynie, że nie spadł znów na jakiś mebel, a nad nim nie stoi nikt z kuszą czy też krzesłem gotowy zdzielić Kennetha po głowie niczym przeciętego złodziejaszka.
-Do stu beczek… - Mruknął pod nosem gramoląc się z podłogi. Ile razy przyjdzie mu jeszcze twardo lądować? Marzył o pograniu w pokera i swojej kajucie, gdzie zapewne walają się wszystkie papiery, a bosman chodzi wściekły jak kraken nie mogąc nigdzie znaleźć Pierwszego. Dopiero gdy szok po transporcie minął zaczął się uważniej rozglądać po pomieszczeniu. Spojrzenie ciemnych oczu padło na fragmenty szkieletów, które unosiły się nad jego głową. W gablotach widział łuski oraz pazury bardzo dokładnie opisane i skatalogowane. Miał nad sobą smoki.
-Jaja sobie ze mnie robicie… - Powiedział do siebie głucho widząc wzór kolców różanych i herb, który budził w nim mieszane uczucia. Od ostatniego spotkania z przyrodnim bratem kiedy ten nazwał go od kłamców, a następnie doniósł do Traversów minęło dużo czasu. Liczył na to, że więcej się nie spotkają, a nawet jeżeli to owo spotkanie przebiegnie szybko. Moje przekleństwo życiowe. - Pomyślał z rezygnacją kiedy już stanął na nogi i mógł zajrzeć do gablot z zainteresowaniem. Zaraz jednak wyprostował się gwałtownie i zaczął rozglądać się za wyjściem. Jakieś pannicy i dzieciakowi mógł się tłumaczyć, że trafił do nich z powodu czkawki teleportacyjnej ale szczerze wątpił, że ktoś kto pracuje dla Rosierów w to uwierzy. Czkawka wyrwała się z jego piersi nie pozwalając zebrać spokojnie myśli. W tym momencie usłyszał zbliżające się korki i już wiedział, że właśnie został ugotowany.
Kenneth Fernsby
Zawód : Marynarz, przemytnik
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.
OPCM : 15 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Nachylony nad jedną z gablot miał przed sobą rozpostarty pergamin z rysunkami, obserwując kolejne umieszczone tu egzemplarze; jego ludzie na południowym wybrzeżu znaleźli ślad, który nie należał z całą pewnością do żadnych z przetrzymywanych tu stworzeń, a jednocześnie odpowiadał cechom gatunkowym albionów. Organizacja wyprawy była niezbędne, błąkający się smok stanowił niewyobrażalne zagrożenie dla ich działań, nie do końca odróżniając od siebie strony konfliktu, a miejsca, nad którymi go widziano, należało w dużej mierze do Sussexu. Niedawno pozyskane zaufanie miejscowych nie mogło zostać zniweczone przez smoczy atak niedopilnowanego stworzenia. Kwestią kluczową było oszacowanie jego wieku, a do tego należało poznać jego genealogię, łudzi się, że posiadane poszlaki pozwolą skorelować go ze znanymi sobie okazami. Znał daty lęgów, smok musiał czmychnąć z gniazda zanim pochwycili młode. Ale kiedy? To mogło trwać lata, a mogło dziesięciolecia. Jego rozmyślania przeniósł huk towarzyszący czarodziejowi, który spadł tuż obok gabloty z jednymi z cenniejszych eksponatów tego miejsca. Jeden sprawny ruch sprawił, że różdżka znalazła się w jego dłoni, skierowana prosto na intruza, kiedy nie dostrzegł go w pierwszej chwili; echo niosło stukot twardej podeszwy wysokich oficerskich butów, kiedy zmierzał w jego stronę. Wyciągnięta dłoń pozwalała dostrzec złoty sygnet na jego dłoni pobłyskujący obok obrączki, o ornamentach smoczych łusek i różanych kolców.
- Powstań, intruzie - nakazał, głosem tak ostrym, jakby przywykł do wydawania rozkazów - ale i do tego, że inni je wykonywali. - Niczego nie dotykaj - dodał, spoglądając na szkielet znajdujący się obok, bacznym okiem szukając ubytków. - Chcę zobaczyć pana dokumenty, panie...? - Nie opuścił różdżki, przystanął kilkanaście kroków od niego. - Spadł pan tuż obok eksponatu, którego wartość, jak sądzę, przewyższa wartość pana życia. Mniemam, że to najście ma swoje uzasadnienie, zatem zamieniam się w słuch. Pierwej ostrzegam jednak, że jestem zajętym człowiekiem i nie mam na te brednie całego dnia. - Wyczekujące spojrzenie zdało się zdradzać niewiele, surowość kamiennej twarzy pozbawiona była emocji, a z całą pewnością nie dało się u niego odczytać szczątkowej choćby empatii. Jego słowa zignorował, sądząc, że ten obdartus miał w głowie dość rozumu, by pojąć powagę sytuacji, w której się znalazł. - Rozmawiam ze złodziejem czy niedojdą? - Postawmy najpierw sprawę jasno. Nie miał przed sobą pracownika ogrodów, prawda?
- Powstań, intruzie - nakazał, głosem tak ostrym, jakby przywykł do wydawania rozkazów - ale i do tego, że inni je wykonywali. - Niczego nie dotykaj - dodał, spoglądając na szkielet znajdujący się obok, bacznym okiem szukając ubytków. - Chcę zobaczyć pana dokumenty, panie...? - Nie opuścił różdżki, przystanął kilkanaście kroków od niego. - Spadł pan tuż obok eksponatu, którego wartość, jak sądzę, przewyższa wartość pana życia. Mniemam, że to najście ma swoje uzasadnienie, zatem zamieniam się w słuch. Pierwej ostrzegam jednak, że jestem zajętym człowiekiem i nie mam na te brednie całego dnia. - Wyczekujące spojrzenie zdało się zdradzać niewiele, surowość kamiennej twarzy pozbawiona była emocji, a z całą pewnością nie dało się u niego odczytać szczątkowej choćby empatii. Jego słowa zignorował, sądząc, że ten obdartus miał w głowie dość rozumu, by pojąć powagę sytuacji, w której się znalazł. - Rozmawiam ze złodziejem czy niedojdą? - Postawmy najpierw sprawę jasno. Nie miał przed sobą pracownika ogrodów, prawda?
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Fizjonomia mężczyzny, który stanął nad nim z wyciągniętą różdżką była zbyt podobna do Mathieu, żeby nie rozpoznał w nim kuzyna przyrodniego brata. Ciemne spojrzenie oraz ostry ton głosu jawnie świadczył o tym, że jakiekolwiek sprzeciwy nie są mile widziane.
-Kenneth Fernsby. - Odpowiedział od razu i odruchowo zasalutował. -Pierwszy na Szalonej Selmie, lorda Manannana Traversa.-Przedstawił dokładnie swój zawód wyciągając przy tym dokumenty, które ostatnimi czasy załatwił w Ministerstwie Magii. Teraz sobie gratulował, że podjął taką decyzję, choć nosił się z tym dość długi czas. Sygnet na dłoni zalśnił herbem rodowym i już wiedział z kim miał do czynienia. Wyprostował się jak struna, niestety poważną postawę popsuło niechciane czknięcie, które odbiło się echem od ścian Izby Pamięci. -Szanowny lordzie Rosier, proszę… hep… o wybaczenie… hep… tego nagłego najścia. Cierpię na czkawkę teleportacyjną i nie mam wpływu na to gdzie… hep… wyląduje. - Każde czknięcie powodowało, że irytował się coraz mocniej. Czuł się jak skończony idiota, jednocześnie miał nadzieję, że Mathieu Rosier nie opowiedział nestorowi rodu o tym kim jest sam Kenneth. Pierwszy zaś nie miał zamiaru się chwalić kim jest i kto był jego ojcem. Odcinał się od rodziny ojca, nie chwalił się tym ani nie upominał się o dziedzictwo Rosierów. Nigdy nie miał ambicji ani pragnień aby stać się jednym z nich. Liczył jedynie, że nazwisko Traversów oraz fakt, że pracuje na statku jednego z nich sprawi, że Tristan Rosier nie będzie chciał czarami sprawdzać jak bardzo nierozgarnięty jest Fernsby. Kolejne czknięcie szarpnęło ciałem marynarza, który cały czas starał się stać napięty jak struna, na baczność, bo właśnie stał przed człowiekiem, który mrugnięciem powieki mógł posłać go na szafot. Kenneth bywał bezczelny i bezpośredni, ale nie był skończonym głupcem i jak do Mathieu pozwalał sobie na parę uszczypliwych słów tak wiedział, że przy tym mężczyźnie to by nie przeszło. Nie zdążył by powiedzieć “Szalona Selma” a już poleciałoby w niego “crucio”.
-Kenneth Fernsby. - Odpowiedział od razu i odruchowo zasalutował. -Pierwszy na Szalonej Selmie, lorda Manannana Traversa.-Przedstawił dokładnie swój zawód wyciągając przy tym dokumenty, które ostatnimi czasy załatwił w Ministerstwie Magii. Teraz sobie gratulował, że podjął taką decyzję, choć nosił się z tym dość długi czas. Sygnet na dłoni zalśnił herbem rodowym i już wiedział z kim miał do czynienia. Wyprostował się jak struna, niestety poważną postawę popsuło niechciane czknięcie, które odbiło się echem od ścian Izby Pamięci. -Szanowny lordzie Rosier, proszę… hep… o wybaczenie… hep… tego nagłego najścia. Cierpię na czkawkę teleportacyjną i nie mam wpływu na to gdzie… hep… wyląduje. - Każde czknięcie powodowało, że irytował się coraz mocniej. Czuł się jak skończony idiota, jednocześnie miał nadzieję, że Mathieu Rosier nie opowiedział nestorowi rodu o tym kim jest sam Kenneth. Pierwszy zaś nie miał zamiaru się chwalić kim jest i kto był jego ojcem. Odcinał się od rodziny ojca, nie chwalił się tym ani nie upominał się o dziedzictwo Rosierów. Nigdy nie miał ambicji ani pragnień aby stać się jednym z nich. Liczył jedynie, że nazwisko Traversów oraz fakt, że pracuje na statku jednego z nich sprawi, że Tristan Rosier nie będzie chciał czarami sprawdzać jak bardzo nierozgarnięty jest Fernsby. Kolejne czknięcie szarpnęło ciałem marynarza, który cały czas starał się stać napięty jak struna, na baczność, bo właśnie stał przed człowiekiem, który mrugnięciem powieki mógł posłać go na szafot. Kenneth bywał bezczelny i bezpośredni, ale nie był skończonym głupcem i jak do Mathieu pozwalał sobie na parę uszczypliwych słów tak wiedział, że przy tym mężczyźnie to by nie przeszło. Nie zdążył by powiedzieć “Szalona Selma” a już poleciałoby w niego “crucio”.
I'm dishonest...
...and a dishonest man you can always trust to be dishonest. Honestly. It's the honest ones you want to watch out for, because you can never predict when they're going to do something incredibly... stupid.
Kenneth Fernsby
Zawód : Marynarz, przemytnik
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.
OPCM : 15 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Bolała go głowa i suszyło go gardło. Podkrążone oczy zdradzały zmęczenie, lecz sine cienie nie były wywołane wyłącznie niekończącymi się obowiązkami, a przede wszystkim nieprzespaną nocą. Wczorajsza ceremonia, w trakcie której został odznaczony bohaterskimi orderami, przeciągnęła się dla niego do wczesnych godzin porannych. Wcale nie planował pojawić się dzisiaj w Smoczych Ogrodach, lecz pilny list, który przyszedł do niego z rezerwatu, zmusił go do zmiany tych planów. Zatem pojawił się na miejscu, zmęczony, drażliwy i senny, szukając rozwiązań dla palących problemów, gdy znikąd objawił się przed nim niedookreślony intruz. Travers też wczoraj zabalował, czy dokończył imprezę ze swoimi ludźmi, że rozsiali się po kraju w ten sposób? Manannan był jego szwagrem, czy ten człowiek o tym wiedział? Zapewne, pijackie czknięcie Kennetha wywołało jego westchnienie; zmarszczył brew, usiłując przetrwać kolejna falę pulsującego bólu. Kazał sobie przyrządzić zioła, jak długo miał na nie jeszcze czekać? Pionowa zmarszczka przecięła jego czoło, nazwisko tego czarodzieja nic mu nie mówiło.
- Teleportacja na trzeźwo ułatwia prawidłowe odnalezienie celu, panie Fernsby - podpowiedział, spoglądając na niego z charakterystycznie dla niego uniesionym arogancko podbródkiem; kolejne czknięcia przetykały jego dalsze wyznania. - Prosiłem o dokumenty - przypomniał, nie zamierzał przecież wierzyć jego słowom na ślepo, zwłaszcza, gdy powoływał się na znajomość z Traversem. - Nie chce pan ich okazać z konkretnego powodu? Jaką wymówką mnie pan uraczy, zgubił je pan, zapomniał, zostały pożarte przez kota czy rozdarte przez raczkujące dziecko? - Trudno było mu zliczyć te wszystkie tłumaczenia, które już usłyszał. Zaskakujące wydawało mu się, że czarodzieje wciąż poruszali się po kraju bez wymaganych prawem dokumentów. Grymas jego twarzy pozostał oschły i lekceważący, lecz po prawdzie mniej interesował się samym Kennethem, niż własnym stanem po wczorajszej ceremonii.
- Skontaktuję się z lordem Traversem, być może wyjaśni mi, dlaczego jego załoga myli kokpit z moimi ogrodami. Nie powinien być pan teraz pod Calais? Doniesiono nam o mugolskich łodziach w przesmyku, a pan, zamiast się tym zająć, uprawia wycieczki krajoznawcze. Ale, jak rozumiem, zaczarowana czkawka oderwała pana od obowiązków, czy tak? - Spojrzał na niego jak na idiotę. Zdawał sobie sprawę z tego, jak bzdurnie brzmiała ta wymówka? Nie miał pojęcia, który ze statków miał zająć się wspomnianą sprawą, ale jeśli przedstawiał się jako pierwszy powinien posiadać przynajmniej elementarną wiedzę o wydarzeniach.
- Teleportacja na trzeźwo ułatwia prawidłowe odnalezienie celu, panie Fernsby - podpowiedział, spoglądając na niego z charakterystycznie dla niego uniesionym arogancko podbródkiem; kolejne czknięcia przetykały jego dalsze wyznania. - Prosiłem o dokumenty - przypomniał, nie zamierzał przecież wierzyć jego słowom na ślepo, zwłaszcza, gdy powoływał się na znajomość z Traversem. - Nie chce pan ich okazać z konkretnego powodu? Jaką wymówką mnie pan uraczy, zgubił je pan, zapomniał, zostały pożarte przez kota czy rozdarte przez raczkujące dziecko? - Trudno było mu zliczyć te wszystkie tłumaczenia, które już usłyszał. Zaskakujące wydawało mu się, że czarodzieje wciąż poruszali się po kraju bez wymaganych prawem dokumentów. Grymas jego twarzy pozostał oschły i lekceważący, lecz po prawdzie mniej interesował się samym Kennethem, niż własnym stanem po wczorajszej ceremonii.
- Skontaktuję się z lordem Traversem, być może wyjaśni mi, dlaczego jego załoga myli kokpit z moimi ogrodami. Nie powinien być pan teraz pod Calais? Doniesiono nam o mugolskich łodziach w przesmyku, a pan, zamiast się tym zająć, uprawia wycieczki krajoznawcze. Ale, jak rozumiem, zaczarowana czkawka oderwała pana od obowiązków, czy tak? - Spojrzał na niego jak na idiotę. Zdawał sobie sprawę z tego, jak bzdurnie brzmiała ta wymówka? Nie miał pojęcia, który ze statków miał zająć się wspomnianą sprawą, ale jeśli przedstawiał się jako pierwszy powinien posiadać przynajmniej elementarną wiedzę o wydarzeniach.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Zdecydowanie lord nestor szacownego rodu Rosier miał gorszy dzień. Sińce pod oczami były znakiem nieprzespanej nocy, ale nie spędzonej na papierami. Znał syndrom zarwanej nocy w dobrym towarzystwie. Fernsby wyciągnął wcześniej dokumenty gdy się przedstawiał więc podał je bez zająknięcia. -Nie mam nic do ukrycia, sir. - Przynajmniej oficjalnie, ale nigdzie nie figurował, nie był na niego żadnych donosów i chyba nikomu Mathieu nie powiedział o jego istnieniu czyli nie chwalił się swoim bękarcim bratem. Mądra decyzja. Docinki lorda Rosiera byłyby zabawne gdyby nie sytuacja, w której się znalazł. Z kim jak z kim, ale z tym czarodziejem nie chciał zadzierać. -Kot najadł się myszami w magazynie, sir. - Oczywiście nie mógł się powstrzymać bo miał za długi jęzor i gadał szybciej niż pomyślał, ale nadal stał wyprostowany jak struna. Wcześniej wypił bimber u poprzedniej niespodziewanej gospodyni więc mógł wonieć alkoholem przez co jego dolegliwość była wzięta za czkawkę pijacką. Cóż, sam by pewnie doszedł do ponownych wniosków gdyby jego podwładny przedstawił taki rozwój wydarzeń. Następnie pogoniłby do roboty i dołożył dodatkową służbę w kubryku i na wachcie. W godzinę wilka na dokładkę. Czekał cierpliwie aż mężczyzna zapozna się dokumentami Kennetha, a on sam starał się powstrzymywać czkawkę, którą raz na jakiś czas szarpała jego ciałem. Wyszkolony marynarz nie zataczał się, a z pełną powagą na twarzy znosił tę upierdliwą dolegliwość.
-Tak jest, sir… hep… - Zgodził się od razu na weryfikację jego osoby u Traversa. -Pan wybaczy, ale byłem na pokładzie gdy to się zdarzyło. - Mógł kłamać i wymyślać bajeczkę, ale to by jawnie wskazało, że jest kłamcą i nie można mu ufać. Skoro uznał, że idzie w prawdę to niezależnie jak była absurdalna musiał się trzymać. -Szalona Selma stoi u wybrzeży Calais i patroluje tamtejsze szlaki handlowe… hep… kontroluje każdy statek i nie pozwala aby mysz się prześlizgnęła przez zabezpieczenia… hep… Byłem w trakcie kontroli papierów statku, który został zatrzymany… hep… kiedy się to zaczęło, sir! - Zdawał raport jakby to robił przed samym Traversem, chociaż zupełnie się nie orientował w układach rodzinnych szlachty. Jak dla niego kisili się we własnym sosie tworząc kolejnych podobnych sobie, od czasu do czasu rozrzedzające krew bękartami, do których należał on sam.-Jak na razie, zatrzymaliśmy tylko jeden ładunek i kapitana, który postanowił wspomóc rebeliantów.
-Tak jest, sir… hep… - Zgodził się od razu na weryfikację jego osoby u Traversa. -Pan wybaczy, ale byłem na pokładzie gdy to się zdarzyło. - Mógł kłamać i wymyślać bajeczkę, ale to by jawnie wskazało, że jest kłamcą i nie można mu ufać. Skoro uznał, że idzie w prawdę to niezależnie jak była absurdalna musiał się trzymać. -Szalona Selma stoi u wybrzeży Calais i patroluje tamtejsze szlaki handlowe… hep… kontroluje każdy statek i nie pozwala aby mysz się prześlizgnęła przez zabezpieczenia… hep… Byłem w trakcie kontroli papierów statku, który został zatrzymany… hep… kiedy się to zaczęło, sir! - Zdawał raport jakby to robił przed samym Traversem, chociaż zupełnie się nie orientował w układach rodzinnych szlachty. Jak dla niego kisili się we własnym sosie tworząc kolejnych podobnych sobie, od czasu do czasu rozrzedzające krew bękartami, do których należał on sam.-Jak na razie, zatrzymaliśmy tylko jeden ładunek i kapitana, który postanowił wspomóc rebeliantów.
I'm dishonest...
...and a dishonest man you can always trust to be dishonest. Honestly. It's the honest ones you want to watch out for, because you can never predict when they're going to do something incredibly... stupid.
Kenneth Fernsby
Zawód : Marynarz, przemytnik
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.
OPCM : 15 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Ciążyła mu głowa. Chciało mu się spać. Przeniósł wzrok na ciężkie drzwi wejściowe, które ustąpiły pod pchnięciem jednego z alchemików Smoczych Ogrodów; niósł dla niego napar, który miał przynajmniej ukoić pragnienie i ból głowy. Skinięciem głowy odprawił czarodzieja, kiedy ten zostawił na pobliskim stoliku zakryty kubek, z którego nie ulatywała para. Poświęcił temu tylko chwilę uwagi, by zaraz odebrać od Kennetha dokumenty, którym przyglądał się chwilę dłużej, niż było czemu. Z zewnątrz mogło to wyglądać na wnikliwą obserwację, w rzeczywistości wciąż z trudem przychodziło mu skupienie, a kac utrudniał składanie liter. Dawno już jednak opanował nakładanie na twarz maski, która uniemożliwiała odczytanie z niej oczywistych sygnałów - nie mógł, nie wolno mu było okazywać słabości nawet, a może w szczególności, w sytuacjach tak prozaicznych. Uniósł ku niemu spojrzenie, gdy opisał ostatni posiłek kota, jego usta pozostały zbite w wąską kreskę i nie zdradzały nadto emocji. Dane na dokumentach zgadzały się z podanymi, ale Tristan nie mógł go ukarać za to wtargnięcie, jeśli rzeczywiście miał do czynienia z człowiekiem Traversa, ale był pewien, że jego szwagier poradzi sobie z tym odpowiednio.
- Koty nie polują z głodu, marynarzu - poprawił go beznamiętnie, po chwili zawahania oddając mu dokument. - Robią to także dla zabawy, kiedy są znudzone. Mają wysoko rozwinięty instynkt drapieżcy, który nakazuje im podążać za ofiarą. Ich emocje względem samej ofiary są tak samo indyferentne, gdyż robią to dla samej... radości zabijania - sprostował, nie odejmując spojrzenia od jego oczu, jakby podjęta przez niego kwestia była znacznie mniej trywialna, niżeli wydawała się w pierwszej warstwie. Kenneth znajdował się teraz wśród magizoologów, lecz czy rzeczywiście mogło mu chodzić o encyklopedyczną poprawność? Oparł się o pobliski stół z eksponatami, zakładając ramiona na piersi, nieprzerwanie krytycznie przyglądając się nieproszonemu gościowi.
- Nawet mysz - powtórzył po nim, wciąż beznamiętnie. - Niewielki to sukces, jeśli i tak są martwe. - Ściągnął brew, kiedy Fernsby wspomniał o ostatniej kontroli. - Co było w ładunkach? - pytał, tonem na tyle władczym, że łatwo było poznać, że Tristan przywykł do wydawania dyspozycji, a jednocześnie nie przywykł do odmowy ich przyjmowania. - Skąd płynął kapitan? Francuz czy Anglik? Macie go na pokładzie? - Może i w tej baśni tkwiła kropla prawdy.
- Koty nie polują z głodu, marynarzu - poprawił go beznamiętnie, po chwili zawahania oddając mu dokument. - Robią to także dla zabawy, kiedy są znudzone. Mają wysoko rozwinięty instynkt drapieżcy, który nakazuje im podążać za ofiarą. Ich emocje względem samej ofiary są tak samo indyferentne, gdyż robią to dla samej... radości zabijania - sprostował, nie odejmując spojrzenia od jego oczu, jakby podjęta przez niego kwestia była znacznie mniej trywialna, niżeli wydawała się w pierwszej warstwie. Kenneth znajdował się teraz wśród magizoologów, lecz czy rzeczywiście mogło mu chodzić o encyklopedyczną poprawność? Oparł się o pobliski stół z eksponatami, zakładając ramiona na piersi, nieprzerwanie krytycznie przyglądając się nieproszonemu gościowi.
- Nawet mysz - powtórzył po nim, wciąż beznamiętnie. - Niewielki to sukces, jeśli i tak są martwe. - Ściągnął brew, kiedy Fernsby wspomniał o ostatniej kontroli. - Co było w ładunkach? - pytał, tonem na tyle władczym, że łatwo było poznać, że Tristan przywykł do wydawania dyspozycji, a jednocześnie nie przywykł do odmowy ich przyjmowania. - Skąd płynął kapitan? Francuz czy Anglik? Macie go na pokładzie? - Może i w tej baśni tkwiła kropla prawdy.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Przeglądanie dokumentów zwykle było grą na przeczekanie, zabiegiem, który sprawdzał wytrzymałość psychiczną drugiej strony. Chociażby na papierze należało sprawdzić jeden podpis, to przyglądanie się mu mogło zająć długie minuty.
Sam czynił podobnie kiedy musiał zbudować napięcie, pokazać drugiej stronie, że sytuacja w jakiej się znalazła to nie przelewki. Co innego jak teraz znalazł się w podobnej sytuacji i nerwowo czekał co wydarzy się dalej.
Czkawka na chwilę ustąpiła więc była nadzieja, że nie będzie targać ciałem czarodzieja w trakcie rozmowy, bo na dalsze przepytywania dalej się zanosiło.
-Tak jest, sir. - Odparł na wywód o kotach, bo cóż miał dodać więcej. Słowa lorda Rosiera miały być dla niego pewną nauką, a czy ją z nich wyciągnie? Możliwe, ale niekoniecznie taką jaką czarodziej sobie życzył. Padające pytania o ładunek i kapitana zatrzymanego statku nie zaskoczyły go, ale w pierwszym odruchu chciał odpowiedzieć, że to dane, które może przekazać przełożonemu, czyli Traversowi, pod którym służył, ale ugryzł się w język. Na tyle się orientował w sytuacji politycznej, że zdawał sobie sprawę iż lord Rosier jest osobą wysoko postawioną. Nie był ślepy, czytał gazety, widział co się dzieje w kraju.
-Część skrzyń zawierała opatrunki, leki, maści i rośliny hodowlane. - Zaczął wyjaśniać powoli odpuszczając sztywną postawę na baczność. Miał do złożenia raport i nie miał zamiaru stać jak ten uczniak przed profesorem. -Dwie pełne były suchych i sypkich produktów takich jak mąka, kasze czy… hep… makarony. Nie brakowało też kocy czy ubrań. Ładunek szedł z Francji, kapitan nazywał się Lucien Mangin, statek Duma Nantes, port macierzysty Lyon, sir. - Sięgnął za pazuchę aby wyciągnąc z niej swój notatnik, przerzucił parę kartek. -Kapitan Mangin był już na naszej liście do sprawdzenia, ponieważ dość często kursował, co wcześniej nie leżało w jego normalnej pracy. Zna również przejścia, gdzie zwyczajnie mało kto pływa w obawie o mielizny, ale przy… hep… -Cholera - …odpowiednim obciążeniu statku i jego ładowności można przesunąć się bez narażania poszycia statku. Polowaliśmy na niego od paru ładnych tygodni, ale skutecznie unikał naszych blokad. W końcu wpadł, przez mgłę jego nawigator źle wyznaczył trasę i wpadł prosto na nas. My też wykorzystaliśmy pogodę i ukryliśmy się we mgle, sir. - Zdał całą relację, wolniej niż zwykle by zapanować nad kolejnymi czknięciami, które burzyły cały efekt wypowiedzi.
Sam czynił podobnie kiedy musiał zbudować napięcie, pokazać drugiej stronie, że sytuacja w jakiej się znalazła to nie przelewki. Co innego jak teraz znalazł się w podobnej sytuacji i nerwowo czekał co wydarzy się dalej.
Czkawka na chwilę ustąpiła więc była nadzieja, że nie będzie targać ciałem czarodzieja w trakcie rozmowy, bo na dalsze przepytywania dalej się zanosiło.
-Tak jest, sir. - Odparł na wywód o kotach, bo cóż miał dodać więcej. Słowa lorda Rosiera miały być dla niego pewną nauką, a czy ją z nich wyciągnie? Możliwe, ale niekoniecznie taką jaką czarodziej sobie życzył. Padające pytania o ładunek i kapitana zatrzymanego statku nie zaskoczyły go, ale w pierwszym odruchu chciał odpowiedzieć, że to dane, które może przekazać przełożonemu, czyli Traversowi, pod którym służył, ale ugryzł się w język. Na tyle się orientował w sytuacji politycznej, że zdawał sobie sprawę iż lord Rosier jest osobą wysoko postawioną. Nie był ślepy, czytał gazety, widział co się dzieje w kraju.
-Część skrzyń zawierała opatrunki, leki, maści i rośliny hodowlane. - Zaczął wyjaśniać powoli odpuszczając sztywną postawę na baczność. Miał do złożenia raport i nie miał zamiaru stać jak ten uczniak przed profesorem. -Dwie pełne były suchych i sypkich produktów takich jak mąka, kasze czy… hep… makarony. Nie brakowało też kocy czy ubrań. Ładunek szedł z Francji, kapitan nazywał się Lucien Mangin, statek Duma Nantes, port macierzysty Lyon, sir. - Sięgnął za pazuchę aby wyciągnąc z niej swój notatnik, przerzucił parę kartek. -Kapitan Mangin był już na naszej liście do sprawdzenia, ponieważ dość często kursował, co wcześniej nie leżało w jego normalnej pracy. Zna również przejścia, gdzie zwyczajnie mało kto pływa w obawie o mielizny, ale przy… hep… -Cholera - …odpowiednim obciążeniu statku i jego ładowności można przesunąć się bez narażania poszycia statku. Polowaliśmy na niego od paru ładnych tygodni, ale skutecznie unikał naszych blokad. W końcu wpadł, przez mgłę jego nawigator źle wyznaczył trasę i wpadł prosto na nas. My też wykorzystaliśmy pogodę i ukryliśmy się we mgle, sir. - Zdał całą relację, wolniej niż zwykle by zapanować nad kolejnymi czknięciami, które burzyły cały efekt wypowiedzi.
I'm dishonest...
...and a dishonest man you can always trust to be dishonest. Honestly. It's the honest ones you want to watch out for, because you can never predict when they're going to do something incredibly... stupid.
Kenneth Fernsby
Zawód : Marynarz, przemytnik
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.
OPCM : 15 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Kenneth zaczął mówić, a on wolnym krokiem podszedł do stolika, przy którym czarodziej, który zniknął już z pomieszczenia, pozostawił zakryty kubek z naparem; z obojętnym wyrazem twarzy strącił zakrycie, pozwalając rozpierzchnąć się ziołowemu aromatami. Nie potrafił rozpoznać jego natury, ale też nie był nią szczególnie zainteresowany - ufał, że to, co mu podali, ugasi pragnienie i przegna ból głowy. Ujął naczynie oburącz, nieco zbyt ciepłe, by go zakosztować, lecz mimo to pierwszego łyku zakosztował bez zwłoki. O tym, że w ogóle słuchał Kennetha, świadczyło dopiero skierowane ku niemu spojrzenie, gdy nastała cisza. Pomimo pozornego lekceważenia Tristan jednak słuchał go z uwagą, starając się nie zgubić ni jednego słowa; rzeczowość jego raportu i przekonanie słyszalne w głosie zaczynały przekonywać go co do prawdziwości słów Fernsby'ego. Upił kolejny łyk naparu - smakował obrzydliwie, a póki co nie odczuwał jeszcze jego działania.
- Wsparcie, nie ofensywa - skwitował krótko jego słowa, z zamyśleniem. Jakiś czas temu dobiegły go wieści o zbierających się statkach na kanale, płynących w kierunku Dover, jednak mugolska ofensywa została wstrzymana. Na jak długo? Nie docierały do niego żadne wieści. Przykra to chwila, w której francuskie brzegi kojarzą się tak zdradliwie. Duma Nantes, cóż za ironiczna nazwa - a mogli przesłać zapasy rzeczywiście potrzebującym i uczciwym czarodziejom, oddanym dokonanej rewolucji. Uniósł nieznacznie brew, słysząc czknięcie, lecz Kenneth dokończył raport: uciekł wzrokiem ku wyciągniętemu przez niego notatnikowi tylko na moment. Nieprzerwanie zadręczało go pytanie: jakim cudem mugolska flota dopłynęła tak blisko angielskich brzegów? Pochwały za dobrze wykonaną pracę były mu obce, zawsze pragnął więcej. Oszczędnie skinął głową, dziś ewidentnie nie był w humorze. - Przyprowadź go do mnie jutro - oznajmił w końcu, przenosząc spojrzenie ku jego twarzy. Był pewien wypowiadanych słów, a wybrzmiewająca w nich władczość sugerowała, że nie spodziewał się sprzeciwu. Nie był jego bezpośrednim przełożonym, a w zasadzie nie był nim wcale. Ale jeśli pochwycony przez niego człowiek tak dobrze znał morze, mógł posiadać znacznie więcej sekretów, które trudno będzie z niego wyciągnąć. Zapewne przez wzgląd nastrój dnia wczorajszego - zechciał uczynić to osobiście. Wiedział, że szwagier nie będzie miał mu tego za złe. - Teraz zejdź mi z oczu - dodał, lekceważąco, nie przejmując się nadto tym, że człowiek ten znalazł się pośrodku zamkniętego smoczego rezerwatu, opuszczenie którego bez pomocy nie mogło być i nie będzie łatwe. Czuł coraz silniejsze pulsowanie w skroni, musiał się położyć.
- Wsparcie, nie ofensywa - skwitował krótko jego słowa, z zamyśleniem. Jakiś czas temu dobiegły go wieści o zbierających się statkach na kanale, płynących w kierunku Dover, jednak mugolska ofensywa została wstrzymana. Na jak długo? Nie docierały do niego żadne wieści. Przykra to chwila, w której francuskie brzegi kojarzą się tak zdradliwie. Duma Nantes, cóż za ironiczna nazwa - a mogli przesłać zapasy rzeczywiście potrzebującym i uczciwym czarodziejom, oddanym dokonanej rewolucji. Uniósł nieznacznie brew, słysząc czknięcie, lecz Kenneth dokończył raport: uciekł wzrokiem ku wyciągniętemu przez niego notatnikowi tylko na moment. Nieprzerwanie zadręczało go pytanie: jakim cudem mugolska flota dopłynęła tak blisko angielskich brzegów? Pochwały za dobrze wykonaną pracę były mu obce, zawsze pragnął więcej. Oszczędnie skinął głową, dziś ewidentnie nie był w humorze. - Przyprowadź go do mnie jutro - oznajmił w końcu, przenosząc spojrzenie ku jego twarzy. Był pewien wypowiadanych słów, a wybrzmiewająca w nich władczość sugerowała, że nie spodziewał się sprzeciwu. Nie był jego bezpośrednim przełożonym, a w zasadzie nie był nim wcale. Ale jeśli pochwycony przez niego człowiek tak dobrze znał morze, mógł posiadać znacznie więcej sekretów, które trudno będzie z niego wyciągnąć. Zapewne przez wzgląd nastrój dnia wczorajszego - zechciał uczynić to osobiście. Wiedział, że szwagier nie będzie miał mu tego za złe. - Teraz zejdź mi z oczu - dodał, lekceważąco, nie przejmując się nadto tym, że człowiek ten znalazł się pośrodku zamkniętego smoczego rezerwatu, opuszczenie którego bez pomocy nie mogło być i nie będzie łatwe. Czuł coraz silniejsze pulsowanie w skroni, musiał się położyć.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Niczego tak bardzo nie pragnął jak zejść z oczu lordowi Kentu. Mógł sobie dworować, żartować czy strugać głupka, ale nie przy tym człowieku, którego bała się sama czkawka. Objawiająca się od czasu do czasu, ale nie mająca śmiałości porwania go w dalszą podróż. Czekał, aż odzyska swoje dokumenty i następnie zasalutował. -Tak jest, sir! - Nie śmiał mu odmówić oddania w jego dłonie kapitana wrogiego statku. Nawet jeżeli jego przełożonym był lord Travers, to złoży mu właściwy raport i miał nadzieję, że jakikolwiek spór zostanie rozstrzygnięty poza osobą Kennetha. Nie chciał mieszać się w sprawy szlachetnie urodzonych. Najwidoczniej też Mathieu nie wspomniał o istnieniu Fernsbiego, ponieważ lord Rosier zdawał się nie mieć pojęcia kim jest Pierwszy. Była w tym pewna pociecha w całej tej kuriozalnej sytuacji. Starał się nie zwracać uwagi na to, że czarodziej popijał zioła, których zapach kręcił w nosie. Oczekiwanie oddalenia się przyjął z ulgą.
-Sir! - Odmeldował się przed czarodziejemi skierował się do drzwi, którymi wszedł wcześniej człowiek z rezerwatu. Pytanie Tristana o drogę należało do skrajnej głupoty, której nie chciał popełniać. Uznał, że zapyta kogoś innego, kogoś kogo napotka po drodze. Okazało się, że ledwie wyszedł z pomieszczenia to natrafił na pracownika rezerwatu. Ten jakby tylko czekał na pytanie o wyjście pospiesznie wskazał Pierwszemu prawidłowe wyjście. Kenneth po drodze sprawdzał czy wszystko miał ze sobą, czy przypadkiem czego nie zgubił lądując twardo na ziemi. -Niech to szlag… - Mruknął pod nosem orientując się, że jeden z listów kaperskich musiał zostać na ziemi w izbie pamięci. -Możesz podejść i sprawdzić czy pewien list nie leży przy gablocie? Nie chcę wchodzić na górę.
Nie miał zamiaru mierzyć się z irytacją Tristana Rosiera. Pracownik nie wydawał się zachwycony tym pomysłem, ale intensywny wzrok Pierwszego musiał go mocno przekonać. Być może też podobieństwo do samego Mathieu sprawiało, że nie chciał zbyt długo stawiać oporu. Ledwie pracownik zniknął mu z oczu, a poczuł charakterystyczne szarpnięcie w okolicy żołądka. -Cholera…
Cichy trzask i po marynarzu został jedynie list kaperski w Izbie Pamięci.
Hep!
-Sir! - Odmeldował się przed czarodziejemi skierował się do drzwi, którymi wszedł wcześniej człowiek z rezerwatu. Pytanie Tristana o drogę należało do skrajnej głupoty, której nie chciał popełniać. Uznał, że zapyta kogoś innego, kogoś kogo napotka po drodze. Okazało się, że ledwie wyszedł z pomieszczenia to natrafił na pracownika rezerwatu. Ten jakby tylko czekał na pytanie o wyjście pospiesznie wskazał Pierwszemu prawidłowe wyjście. Kenneth po drodze sprawdzał czy wszystko miał ze sobą, czy przypadkiem czego nie zgubił lądując twardo na ziemi. -Niech to szlag… - Mruknął pod nosem orientując się, że jeden z listów kaperskich musiał zostać na ziemi w izbie pamięci. -Możesz podejść i sprawdzić czy pewien list nie leży przy gablocie? Nie chcę wchodzić na górę.
Nie miał zamiaru mierzyć się z irytacją Tristana Rosiera. Pracownik nie wydawał się zachwycony tym pomysłem, ale intensywny wzrok Pierwszego musiał go mocno przekonać. Być może też podobieństwo do samego Mathieu sprawiało, że nie chciał zbyt długo stawiać oporu. Ledwie pracownik zniknął mu z oczu, a poczuł charakterystyczne szarpnięcie w okolicy żołądka. -Cholera…
Cichy trzask i po marynarzu został jedynie list kaperski w Izbie Pamięci.
Hep!
I'm dishonest...
...and a dishonest man you can always trust to be dishonest. Honestly. It's the honest ones you want to watch out for, because you can never predict when they're going to do something incredibly... stupid.
Kenneth Fernsby
Zawód : Marynarz, przemytnik
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.
OPCM : 15 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
W milczeniu odprowadził marynarza wzrokiem, po chwili dostrzegając, że pozostawił po sobie świstek papieru. Tristan poruszył różdżką w niewerbalnie wypowiedzianej inkantacji, która wprawiła papier w lekkie drżenie, uniosła go w górę, lekko jak piórko, i poszybowała go prosto do wolnej dłoni Tristana. Rozwinął świstek, wczytując się w jego treść. Nieszczególnie znał się na żegludze, niewiele też wiedział na temat prawa morskiego, ale musiałby być idiotą, żeby nie zrozumieć jego treści. A to ciekawe, mruknął sam do siebie w myślach, nonszalancko wrzucając list kaperski do kieszeni płaszcza. Jakież to miłe, że pozostawił po sobie pamiątkę, którą będzie chciał odzyskać, krótko po tym, jak mu coś obiecał. Mógł odesłać list kaperski Manannowi, ale po co, skoro to ten marynarz go potrzebował? Prędzej czy później - będzie musiał się po niego zjawić. W drzwiach pomieszczenia wkrótce pojawił się jeden z pracowników rezerwatu, Tristan uniósł ku niemu ostrzegawcze, nie mniej znużone spojrzenie, gdy ten przeprosił i wyszedł, porzucając próby wykonania próśb Kennetha. Na podłodze i tak nic nie leżało, a Tristan nie wyglądał, jakby pragnął w tym momencie jakiegokolwiek towarzystwa. Kiedy został sam, raz jeszcze sięgnął po napar z ziół, łyk po łyku spożywając go w całości - wracając przy tym do porzuconej wcześniej pracy. Przyglądał się łusce, gdy zioła zaczęły działać, uwalniając z uścisku jego skronie, ale sprowadzając na niego nagle przejmującą senność. Marzył o śnie, ale przecież nie mógł sobie teraz na niego pozwolić, miał jeszcze mnóstwo pracy. Zastanawiał się nad listem do Traversa, ale ostatecznie postanowił dać Fernsby'emu szansę; dziś nie wiedział, że człowiek ten był jego krewnym, co by to zmieniło? Czy cokolwiek? Dziś nie mógł tego wiedzieć.
Dopił zioła, okrążając stół, by odnaleźć efekty swojej pracy i skupić się na celu, w jakim pojawił się w rezerwacie, dłoń odruchem sięgnęła skroni, rozmasowując piekący ból. Na moment przymrużone oczy wnet odnalazły bystrość, by przemknąć wzrokiem po rysunkach raz jeszcze, z zaskoczeniem odnajdując podobne co na rysunku znamię na czaszce okazu martwego od czterdziestu lat. Czy to mogło być jego pisklę? Jak dawno mogło się wykluć? Uniósł głowę, marszcząc brew, czym prędzej winien zebrać ludzi.
/zt x2
Dopił zioła, okrążając stół, by odnaleźć efekty swojej pracy i skupić się na celu, w jakim pojawił się w rezerwacie, dłoń odruchem sięgnęła skroni, rozmasowując piekący ból. Na moment przymrużone oczy wnet odnalazły bystrość, by przemknąć wzrokiem po rysunkach raz jeszcze, z zaskoczeniem odnajdując podobne co na rysunku znamię na czaszce okazu martwego od czterdziestu lat. Czy to mogło być jego pisklę? Jak dawno mogło się wykluć? Uniósł głowę, marszcząc brew, czym prędzej winien zebrać ludzi.
/zt x2
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Izba Pamięci
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent :: Smocze Ogrody