Komnaty Isabelle
AutorWiadomość
Komnaty Isabelle
W przestronnych komnatach młodej Lady Selwyn odnaleźć można mnóstwo roślinnych ornamentów, ale przede wszystkich w pomieszczeniu czuć przyjemną woń kwiatów. Duże okna rozświetlają wnętrze, ale prawdziwą perłą jest balkon z widokiem na malownicze ogrody. Do sypialni przynależy łazienka i olbrzymia garderoba. W chłodniejsze wieczory odpocząć można przy ciepłym kominku.
28 grudnia
Znów śniła o tajemniczej, ponurej mgle. Stała pośrodku niej, niemal czuła, jak niematerialne szara powłoka opatula jej ciało pośrodku niepewnej ciemności. Pozwalała na to. Beznadziejnie ufnie wyciągała ramiona ku zdradzieckiej czerni. Słyszała nieme wołanie zjawy, która kryła się za półprzezroczystą peleryną. Rozmazana sylwetka spoglądała nią oczami smutnymi, duszonymi przez nieodgadnioną emocję. Zawołała, próbowała rozsupłać poskręcane smugi ponurego dymu, ale to wszystko na nic.
Zbudziła się wczesnym porankiem. Nierówno łapała oddechy, drgającym spojrzeniem sprawdzała wnętrze swoich białych komnat. Okrutnie gryzło się z mrokiem niedawnego koszmaru. Ciepłą dłoń wtarła w blady policzek, teraz oblany niezrozumiałym chłodem. Popatrzyła w okno. Z nieba sypało się znów proroctwo nieszczęścia. Nastał dla niej ważny czas, wkrótce miała rozkwitnąć, pozwolić, aby ktoś zbliżył się do niej, spróbować wydobyć miłość spomiędzy dwóch obcych dusz. Czy to możliwe? Leniwie dość wysunęła się z łóżka. Nagie stopy na pięknych posadzkach stanęły chyba zbyt nagle, bo poczuła trwający zaledwie mignięcie zawrót w głowie. To nic. Może od kilku dni ciężkie myśli zbyt gęsto naciskały. Ubrana jedynie w białą, cienką koszulę nocną podążyła ku oknom. Rozsunęła grube, ozdobne zasłony, aby przyjrzeć się bliżej tej nienormalnej wariacji. Nawiedziło ją jednak przedziwne uczucie. Zupełnie jakby te niebieskawe błyski między gradem, między deszczami i wiatrami dalekie były od surowego chłodu tej zimy. Ciekawa i dość nierozważna natura Isabelli podpowiadała, aby nie lękała się tego uczucia. Otworzyła drzwi prowadzące na balkon, pozwoliła, by wiatr boleśnie uderzył w jej rozespane, białe ciało. Grudniowy chłód wciąż był chłodem. Ciężkie płaty chętnie wkradały się do miłych komnat.
Zrobiła krok, a później kilka następnych. Podążała przez balkon aż do wytwornych rzeźbionych balustrad. Skryte pod warstwą lodową podłoga nieprzyjemnie drażniła bose stopy Isabelli. Nie widziała ich, ponieważ spoglądała wysoko ku chmurom. Miała wrażenie, że doświadcza czegoś wyjątkowego, że ta pogoda nie była normalna, że nie była tą złą mroczną burzą. Czy to proroctwo? I wtedy też pozwoliła sobie uwierzyć, że potwierdzone kilka dni temu przyrzeczenia są szczere, są dobre i jej los odmienić się może ku lepszemu. Deszcz, który moczył jej ciało, nie mógł być wszak żadnym złym omenem. Może emocje odebrały jej właściwie czucie, może nawet nie wyszła jeszcze z sennej krainy, ale gdy nie czuła lodu na wystawionych, nagich ramionach, pomyślała, że spływające z nieba drobiny nie mogą jej skrzywdzić. Że on nie może jej skrzywdzić.
Wtedy cięższy kawałek upadł w jej lewą dłoń. Podrażnił delikatną skórę, wydawał się jakiś podejrzany, różny od gromadzących się na dachach i posadzkach lodowych drobin. Czy to magia? Gdy trzymała tajemniczy kawałek nieba, ulatywały z niej wszystkie lęki. Gdy ostatni raz spojrzała w górę, wydawało jej się, że spomiędzy śnieżnych błękitów próbuje ją podejrzeć promień słońca. Zniknął strach.
z tematu
Komnaty Isabelle
Szybka odpowiedź