Cieplarnia
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Cieplarnia
Szelest liści, wilgotne powietrze i mocny zapach zieleni. Cieplarnie przy Pałacu Beaulieu nie są miejscem często odwiedzanym, ale pod tymi szklanymi dachami można podejrzeć naprawdę wyjątkowe okazy, bardziej nieprzewidywalne od tych kwitnących w miłej oranżerii. W gąszczu bujnych paproci jest wiele urokliwych zakątków oraz warsztat pracy dla zapalonego zielarza. Należy jednak zachować szczególną ostrożność, niektóre z roślin nie przepadają za towarzystwem.
2 grudnia
Dzień po spotkaniu z lady Bulstrode Isabella zapragnęła stworzyć coś, po co nie odważyła się sięgnąć nigdy dotąd. Być może przyczynił się do tego jej niedawny sen, w którym pojawił się pewien młody szlachcic spod znaku róży. Nie ośmieliłaby się nigdy nikomu o tym opowiedzieć, ale mrok i dramat tego snu sprawiły, że coś w niej drgnęło. Pośród półeczek, z których gęsto wylewały się słoiczki z ingrediencjami znalazła się i taka, do której zaglądała chyba wyłącznie po to, aby coś na niej umieścić – nigdy aby zabrać i użyć do warzenia receptury. Plugawe składniki. Mikstury w wierzeniu Isabelli miały leczyć, a nie zdrowie niszczyć. Świat jednak w ostatnich miesiącach stanął na głowie, a ona nie planowała nikogo zabić. Co najwyżej próbowała poznać tę część sztuki warzenia, która zdecydowanie nie była odpowiednia dla damy. Kierowała się wyłącznie powodami naukowymi i może też trochę swoim własnym bezpieczeństwem. Może kiedyś będzie musiała naruszyć czyjeś drowie, aby ratować własne życie? Pozbawiona różdżki zdana była wyłącznie na siłę swojego raczej delikatnego ciała lub właśnie skrytą w małej kieszonce fiolkę z ponurą, śmiercionośną cieczą.
Postanowiła, że zacznie zgłębiane tej dziedziny eliksirów od prostych formuł. Eliksir osłabiający miał działanie łagodne i nieznacznie naruszał dobry stan organizmu. Przygotowała czyściutki kociołek i rozpaliła pod nim ogień. Gdy woda zaczęła się gotować, umieściła w nim duże ilości piołunu, bo dzięki właśnie tej dawce samo serce stawało się odpowiednio plugawe. Później sięgnęła po czarna fiolkę z krwią krokodyla i przelała do gara kilka kropli. Płyn przyjemnie zabulgotał i nabrał szkarłatnej barwy. Później wrzuciła jeszcze poszatkowane pędy jałowca, który nieco zneutralizował paskudny zapach. Niemniej nie na długo, ponieważ trująca wydzielina skórna żaby, którą wkrótce również umieściła w kociołku, pachniała wyjątkowo nieznośnie. Pozostało jeszcze dodać odrobinę oleju z pestek śliwek i mikstura powinna być gotowa.
Dobrze wszystko pomieszała i odsunęła się o krok od kociołka. To był jej debiut. Jej pierwsza trucizna. Ale czy udana?
The member 'Isabella Selwyn' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 80
'k100' : 80
Ten trujący debiut wyszedł jej lepiej, niż mogłaby się spodziewać. Choć wyobrażała sobie już obfite bulgotanie, które przeradza się w gigantyczny wybuch śmierdzącej mazi – nic takiego się nie stało. Może ojciec miał racje, powtarzając Belli, że szczęście otula kurczowo jej łydkę i nigdy się od niej nie oddala? Kolor i zapach gorącego płynu był wręcz podręcznikowy. Wyglądało na to, że wcale nie trzeba było mieć nieczystych, zbrodniczych myśli, aby uwarzyć prawidłowo truciznę.
Przygotowała słoiczek i chwyciła chochelkę. Odpowiednią dawkę przelała do naczynia i szczelnie przykryła wieczkiem. Dokleiła przygotowaną wcześniej etykietkę i ostatni raz spojrzała jeszcze na spoglądające na nią oczy czaszki. Jej pierwsza trucizna. Z jakiegoś powodu czuła dreszcz podniecenia, choć przecież dama nie powinna bawić się w takie rzeczy. Niemniej jednak nikt nie musiał wiedzieć, prawda? Odnalazła miejsce na półce dla trucizny.
Postanowiła nie kończyć swojej przygody z truciznami na tej jednej. Długo dość studiowała czarną księgę z plugawymi recepturami, zastanawiając się, czy ktokolwiek z Selwynów wiedział o tym, co chowało się w ich własnej biblioteczce. Niemniej jednak wszystko, co robiła, było jedynie potrzebą uczenia się i niewinną ciekawością. Czy ktokolwiek mógłby oskarżyć urokliwą Isabellę o warzenie trucizn?
Całkiem nadzwyczajny i zarazem niegroźny wydał jej się wywar z blekotu i to właśnie tę miksturę postanowiła przygotować jako drugą. Receptura była dosyć luźna. Przypomniała sobie, że został jej jeszcze całkiem spory kawałek korzenia diabelskiego sidła i to właśnie on będzie sercem tej trucizny. Poszatkowała go dokładnie i wkrótce wsypała drobinki do gotującej się wody. Najważniejszy w całej miksturze był blekot. Wybrała świeżutkie pędy i dokładnie je roztarła i wsypała do kociołka. Buchnęło zapachem łąki i mimowolnie uśmiechnęła się. Pozostałe składniki pochodziły od zwierząt. Naprawdę powinna wiedzieć o nich więcej, jeśli chciała rozwijać się w kierunku eliksirów. Miała jednak tyle pasji, że naprawdę ciężko było wybrać. Podstawą była magia i mikstury lecznicze. Dlaczego więc właśnie przygotowywała truciznę? Do garnka włożyła ostrożnie igły jadowe jeżowca, a później dodała kilka kropelek jadu irańskiej żmii. Jako ostatnia w kotle znalazła się żółć kobry.
Poczekała chwilę, a następnie długo mieszała miksturę. Wreszcie odeszła od stołu i pozwoliła, aby wywar mógł się ładnie zagotować. W tym czasie podejrzała, jak się maja roślinki. Niektóre wyjątkowo źle znosiły nienormalną pogodę za szklanymi ścianami.
Przygotowała słoiczek i chwyciła chochelkę. Odpowiednią dawkę przelała do naczynia i szczelnie przykryła wieczkiem. Dokleiła przygotowaną wcześniej etykietkę i ostatni raz spojrzała jeszcze na spoglądające na nią oczy czaszki. Jej pierwsza trucizna. Z jakiegoś powodu czuła dreszcz podniecenia, choć przecież dama nie powinna bawić się w takie rzeczy. Niemniej jednak nikt nie musiał wiedzieć, prawda? Odnalazła miejsce na półce dla trucizny.
Postanowiła nie kończyć swojej przygody z truciznami na tej jednej. Długo dość studiowała czarną księgę z plugawymi recepturami, zastanawiając się, czy ktokolwiek z Selwynów wiedział o tym, co chowało się w ich własnej biblioteczce. Niemniej jednak wszystko, co robiła, było jedynie potrzebą uczenia się i niewinną ciekawością. Czy ktokolwiek mógłby oskarżyć urokliwą Isabellę o warzenie trucizn?
Całkiem nadzwyczajny i zarazem niegroźny wydał jej się wywar z blekotu i to właśnie tę miksturę postanowiła przygotować jako drugą. Receptura była dosyć luźna. Przypomniała sobie, że został jej jeszcze całkiem spory kawałek korzenia diabelskiego sidła i to właśnie on będzie sercem tej trucizny. Poszatkowała go dokładnie i wkrótce wsypała drobinki do gotującej się wody. Najważniejszy w całej miksturze był blekot. Wybrała świeżutkie pędy i dokładnie je roztarła i wsypała do kociołka. Buchnęło zapachem łąki i mimowolnie uśmiechnęła się. Pozostałe składniki pochodziły od zwierząt. Naprawdę powinna wiedzieć o nich więcej, jeśli chciała rozwijać się w kierunku eliksirów. Miała jednak tyle pasji, że naprawdę ciężko było wybrać. Podstawą była magia i mikstury lecznicze. Dlaczego więc właśnie przygotowywała truciznę? Do garnka włożyła ostrożnie igły jadowe jeżowca, a później dodała kilka kropelek jadu irańskiej żmii. Jako ostatnia w kotle znalazła się żółć kobry.
Poczekała chwilę, a następnie długo mieszała miksturę. Wreszcie odeszła od stołu i pozwoliła, aby wywar mógł się ładnie zagotować. W tym czasie podejrzała, jak się maja roślinki. Niektóre wyjątkowo źle znosiły nienormalną pogodę za szklanymi ścianami.
The member 'Isabella Selwyn' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 41
'k100' : 41
Do ostatniej chwili nie była pewna wywaru z blekotu. Kolor był dość blady, ale potrzymała eliksir nieco dłużej nad ogniem i wkrótce barwa zaczęła przypominać właściwą. Udało się, ale z czymś musiała nieznacznie przesadzić, bo konsystencja wydawała się bardzo niepewna. Niemniej to już druga udana trucizna. Zdjęła naczynie spod płomyków i przelała odpowiednia porcję mikstury do słoiczka. Później jeszcze wyczyściła porządnie kociołek, płucząc go nawet kilkakrotnie. Nie chciała, aby na ściankach osadziły się jakieś pozostałości po plugawej substancji. Tym bardziej, że planowała na chwilę znów powrócić do tradycyjnych formuł leczniczych. Ostatnio warzyła raczej dość proste receptury i chyba teraz zapragnęła rzucić sobie nieco większe wyzwanie. W lekach czuła się nieco pewniej, szczególnie, że w listopadzie naprawdę sporo specyfików okazało jej się udało.
Wlała wodę do kociołka i poczekała, aż zacznie się gotować. Wybrała pozycje o bardzo długiej nazwie: wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu. Podstawą było srebro i liście dyptamu, które gdzieś na pewno miała. Zapamiętała składniki i zaczęła grzebać po szafeczkach w poszukiwaniu odpowiednich pojemniczków. Wykładała je po kolei na blacie. Gdy woda zaczęła wrzeć, wrzuciła do niej jako serce - włos jednorożca, cudowny składnik. Niezwykle szlachetna moc tego serca sprawi, że rany będą się goiły naprawdę szybko. Następnie posypała napój sproszkowanym srebrem, obserwując, jak zmienia się kolor całego wywaru. Pokruszona kora lipy przyjemnie rozcierała się między palcami, kiedy Bella przerzucała ją do kociołka. Potrzebne były jeszcze liście dyptamu. Z tą rośliną należało uważać, bo jej korzeń miał właściwości plugawe i łatwo można się pomylić, dobierając składniki. Przemieszała porządnie wywar i przez chwilę obserwowała, jak zmienia się jego gęstość i zapach. Nuta lipy wciąż unosiła się ponad garem. Chwilę później wysypała ostrożnie na dłoń sproszkowane kasztany i je również dodała do mikstury. Pozostał już tylko ozdobny fragment karapaksu ognistego kraba. Kawałek ten wrzuciła w całości, wiedząc, że rozpuści się on i zostanie wchłonięty przez substancje.
Jeśli tylko wszystko się uda, to lady Selwyn dopisze do swojej kolekcji naprawdę poważny, silny eliksir leczący głębokie rany! W jej duszy skakał pogodny płomień, ale czy ten entuzjazm nie zgaśnie zbyt szybko?
Wlała wodę do kociołka i poczekała, aż zacznie się gotować. Wybrała pozycje o bardzo długiej nazwie: wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu. Podstawą było srebro i liście dyptamu, które gdzieś na pewno miała. Zapamiętała składniki i zaczęła grzebać po szafeczkach w poszukiwaniu odpowiednich pojemniczków. Wykładała je po kolei na blacie. Gdy woda zaczęła wrzeć, wrzuciła do niej jako serce - włos jednorożca, cudowny składnik. Niezwykle szlachetna moc tego serca sprawi, że rany będą się goiły naprawdę szybko. Następnie posypała napój sproszkowanym srebrem, obserwując, jak zmienia się kolor całego wywaru. Pokruszona kora lipy przyjemnie rozcierała się między palcami, kiedy Bella przerzucała ją do kociołka. Potrzebne były jeszcze liście dyptamu. Z tą rośliną należało uważać, bo jej korzeń miał właściwości plugawe i łatwo można się pomylić, dobierając składniki. Przemieszała porządnie wywar i przez chwilę obserwowała, jak zmienia się jego gęstość i zapach. Nuta lipy wciąż unosiła się ponad garem. Chwilę później wysypała ostrożnie na dłoń sproszkowane kasztany i je również dodała do mikstury. Pozostał już tylko ozdobny fragment karapaksu ognistego kraba. Kawałek ten wrzuciła w całości, wiedząc, że rozpuści się on i zostanie wchłonięty przez substancje.
Jeśli tylko wszystko się uda, to lady Selwyn dopisze do swojej kolekcji naprawdę poważny, silny eliksir leczący głębokie rany! W jej duszy skakał pogodny płomień, ale czy ten entuzjazm nie zgaśnie zbyt szybko?
The member 'Isabella Selwyn' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 100
'k100' : 100
Z zachwytem oglądała idealną konsystencję. Książkowy kolor i zapach wyjątkowo intensywny, wręcz oczarowujący. Zdawało się Isabelli, że ta mikstura jest wyjątkowo udana, jeszcze nigdy chyba nie była tak pewna jakiegokolwiek uwarzonego dotąd eliksiru. Z uśmiechem przelewała odpowiednią porcję do zbiorniczka. Zapragnęła przyjrzeć się jeszcze tej substancji w słońcu, ale w tej grudniowej, histerycznej pogodzie na próżno można było wyglądać za ciepłymi promykami. Ciemne chmury przysłaniały szklany dach cieplarni, sztuczne światło nie dawało już tego samego efektu. Wyczyściła wiec stanowisko swojej pracy machnęła zaklęciem, aby resztki eliksiru zniknęły z kociołka.
Wróciła znów do trutek, w dłoniach czuła dziwne mrowienia. Zawsze łatwo ulegała silnym emocjom, a niedawny sukces przepełnił ją radością wyjątkowo mocno. Grzyby na twarzy? Jakże paskudny specyfik! Taki przepis przykuł uwagę jej oczu. Nie mogła sobie nawet wyobrazić tego dramatu, gdyby dosięgnęło ją działanie takiej trucizny. Postanowiła jednak, że poszuka grubszych rękawic i spróbuje uwarzyć grzybią japę.
Zostało jej jeszcze całkiem sporo wydzieliny toksyczka, więc to jej użyła jako serca całego wywaru. Gdy tylko otworzyła flakon, poczuła obrzydliwy smród. Szybko przelała te kilka kropelek i odstawiła resztkę jak najdalej od siebie. Później wzięła kilka zasuszonych karaluchów i zmiażdżyła je, aby później wsypać robaki do gotującego się już kociołka. Później sięgnęła mieszankę grzybów, które pokruszyła dodatkowo. Pachniały aromatycznie, dużo przyjemniej niż tamta okropna wydzielina. W całości, choć uprzednio musiały trochę wyleżeć, wrzuciła dwie rogate ropuchy. Gorąca substancja zabulgotała, ale z wyraźną ochotą połknęła te dwie większe ingrediencje. Pozostał już tylko ostatni, rozkładający się składnik. Trzymając przez rękawicę w dłoniach pokrojone robaczywe jabłko Isabella doszła do wniosku, że najgorszy w truciznach był chyba nawet nie ten zapach, ale widok. Wydawało jej się, że jabłko całe chodzi w jej dłoniach i żyje własnym życiem. Niemniej i je wkrótce umieściła wewnątrz pięknie rumieniącego się płynu. Pozostawiła eliksir na ogniu, zdjęła rękawice i umyła ręce w malutkiej umywalce. Po tym musiała na chwilę choćby wyjść i poczuć świeże, mroźne powietrze. Wewnątrz cieplarni zrobiło się nieprzyjemne. Ale cóż, nikt nie mówił, że przygotowywanie trucizn to robota pachnąca fiołkami.
Wróciła znów do trutek, w dłoniach czuła dziwne mrowienia. Zawsze łatwo ulegała silnym emocjom, a niedawny sukces przepełnił ją radością wyjątkowo mocno. Grzyby na twarzy? Jakże paskudny specyfik! Taki przepis przykuł uwagę jej oczu. Nie mogła sobie nawet wyobrazić tego dramatu, gdyby dosięgnęło ją działanie takiej trucizny. Postanowiła jednak, że poszuka grubszych rękawic i spróbuje uwarzyć grzybią japę.
Zostało jej jeszcze całkiem sporo wydzieliny toksyczka, więc to jej użyła jako serca całego wywaru. Gdy tylko otworzyła flakon, poczuła obrzydliwy smród. Szybko przelała te kilka kropelek i odstawiła resztkę jak najdalej od siebie. Później wzięła kilka zasuszonych karaluchów i zmiażdżyła je, aby później wsypać robaki do gotującego się już kociołka. Później sięgnęła mieszankę grzybów, które pokruszyła dodatkowo. Pachniały aromatycznie, dużo przyjemniej niż tamta okropna wydzielina. W całości, choć uprzednio musiały trochę wyleżeć, wrzuciła dwie rogate ropuchy. Gorąca substancja zabulgotała, ale z wyraźną ochotą połknęła te dwie większe ingrediencje. Pozostał już tylko ostatni, rozkładający się składnik. Trzymając przez rękawicę w dłoniach pokrojone robaczywe jabłko Isabella doszła do wniosku, że najgorszy w truciznach był chyba nawet nie ten zapach, ale widok. Wydawało jej się, że jabłko całe chodzi w jej dłoniach i żyje własnym życiem. Niemniej i je wkrótce umieściła wewnątrz pięknie rumieniącego się płynu. Pozostawiła eliksir na ogniu, zdjęła rękawice i umyła ręce w malutkiej umywalce. Po tym musiała na chwilę choćby wyjść i poczuć świeże, mroźne powietrze. Wewnątrz cieplarni zrobiło się nieprzyjemne. Ale cóż, nikt nie mówił, że przygotowywanie trucizn to robota pachnąca fiołkami.
The member 'Isabella Selwyn' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 67
'k100' : 67
11 lutego
Tęskniła za zapachem suszonej mięty i płatków białego mirtu. Tęskniła za widokiem burych słoiczków ze zdobnymi etykietkami. Rewelacje z grudnia i stycznia odciągnęły ją od ukochanej cieplarni. Tego wieczoru zaglądała tam pełna nostalgii i głodna wypróbowania nowych receptur. Zdobyta podczas ostatnich tygodni wiedza astronomiczna przepełniała ja nową mocą. Czuła, że jest silna i sprzyja jej moc czterolistnej koniczny. Czy cokolwiek mogłoby się nie udać? Chociaż za plecami igrał z nią zimny powiew wielu niepewnych emocji, to jedna gdy mowa o alchemii, a już w szczególności testowaniu pewnych plugawych receptur, serce ożywało jej gwałtownie. Nie wiedziała, skąd w niej rozrastające się zamiłowanie do tego typu wywarów. Przecież marzyła o uzdrawianiu ludzi, a nie niszczeniu ich spokoju i zdrowia. Niemniej nie chciała warzyć trucizn z myślą o wykorzystaniu ich. Fantazjowała o tej tajemnej sztuce, tak po prostu.
Zaczęła od Memento, wywaru gmerającego w pamięci, burzącego szczęśliwe wspomnienia. Nie chciałaby, by ktokolwiek kiedyś zaserwował jej taki napój i byłaby podła, gdyby podsunęła komuś ten eliksir, ale sama receptura, choć prosta dość, wydawała się wielce intrygująca. Szczególnie obecność człowieczych elementów. Podgrzała wodę w swoim nowym kociołku, z radością spoglądając na światło lampy odbijające się na jego złotej powłoce. Ten nowy garnek powinien pomóc trochę jej alchemicznym zdolnościom. Nadszedł czas próby. Do kotła włożyła ludzką kość, która była najważniejszym składnikiem, sercem całej trucizny. Następnie wpuściła do środka kilka ślicznych cebulek tulipanów, a te zniknęły szybko w głębi płynu. Potrzebowała także dobrze wysuszonych pająków. Jak dobrze, że założyła porządne rękawice. Nie chciałaby dotykać pająków gołymi palcami. Niezbędny był również włos szyszymory. Przemieszała gotujący się już powoli wywar. Ostatnim składnikiem uczyniła kwiaty męczennicy. Teraz należało tylko poczekać. Czy to Memento będzie udane?
The member 'Isabella Selwyn' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 11
'k100' : 11
Okropne Memento nie wyszło. Nie przypominało ani trochę barwy wskazanej w księdze eliksirów, zapach również wydał się Belli dziwnie kwaśny. No cóż, będzie musiała nad tym popracować. Natychmiast wyrzuciła zawartość kotła, nie czekając, aż wywar ostygnie. Chwyciła złocisty kociołek przez rękawice i wylała do miejsca, w którym rozkładały się resztki cieplarnianej zieleni. Substancja ze smakiem pożarła kompost. Och, nie miała pojęcia, co takiego zrobiła źle, ale kiedyś wróci do tej receptury. Teraz czas na coś innego, choć wolała jeszcze nie rezygnować z trucizn.
Miała trochę jadu Jadowitej Tentakuli, więc mogła spróbować z Eliksirem Żywego Ognia. W końcu w jej krwi wirowały Selwynowe płomienie. Jeśli tylko oko Wendeliny sięga do ogrodów salamandrowej rezydencji, to może tym razem próba się powiedzie. Koniecznie musiała spróbować. Skutki tego wywaru ją przerażały, dlatego konieczne było zachowanie najwyższej ostrożności. Podstawą całej receptury jest jad przerażającej rośliny. Ciężko było ją wyhodować, ale dziś miała w swoich zapasach buteleczki z jadem Jadowitej Tentakuli. Jedna z nich wyciągnęła z półki, a zawartość chwilę później bardzo powoli przelała do oczyszczonego kociołka wypełnionego czystą, ogrzewającą się wodą. Pierwszy składnik już był w kotle. Kolejny to konwalia majowa, którą gar połknął wyjątkowo chętnie. Reszta ingrediencji pochodziła z ciał zwierząt. Wyjątkowo ohydną tkankę ropną ghula szybko wrzuciła do środka, nim obrzydliwy smród nie opanował calutkiej cieplarni. Nie chciałaby spotkać nigdy tak paskudnego stwora. Później zanurzyła w bulgoczącym już wywarze włos z ogona testrala. Na koniec zostawiła sobie pokruszone skorupki jaj kukułki. Och, gdyby tylko krewni wiedzieli, jakie okrutne mikstury próbowała uwarzyć. Tak bardzo wierzyła w to, że kolejna trucizna wyjdzie i nie będzie musiała znów z rozczarowaniem wylewać następnej wadliwej substancji.
Miała trochę jadu Jadowitej Tentakuli, więc mogła spróbować z Eliksirem Żywego Ognia. W końcu w jej krwi wirowały Selwynowe płomienie. Jeśli tylko oko Wendeliny sięga do ogrodów salamandrowej rezydencji, to może tym razem próba się powiedzie. Koniecznie musiała spróbować. Skutki tego wywaru ją przerażały, dlatego konieczne było zachowanie najwyższej ostrożności. Podstawą całej receptury jest jad przerażającej rośliny. Ciężko było ją wyhodować, ale dziś miała w swoich zapasach buteleczki z jadem Jadowitej Tentakuli. Jedna z nich wyciągnęła z półki, a zawartość chwilę później bardzo powoli przelała do oczyszczonego kociołka wypełnionego czystą, ogrzewającą się wodą. Pierwszy składnik już był w kotle. Kolejny to konwalia majowa, którą gar połknął wyjątkowo chętnie. Reszta ingrediencji pochodziła z ciał zwierząt. Wyjątkowo ohydną tkankę ropną ghula szybko wrzuciła do środka, nim obrzydliwy smród nie opanował calutkiej cieplarni. Nie chciałaby spotkać nigdy tak paskudnego stwora. Później zanurzyła w bulgoczącym już wywarze włos z ogona testrala. Na koniec zostawiła sobie pokruszone skorupki jaj kukułki. Och, gdyby tylko krewni wiedzieli, jakie okrutne mikstury próbowała uwarzyć. Tak bardzo wierzyła w to, że kolejna trucizna wyjdzie i nie będzie musiała znów z rozczarowaniem wylewać następnej wadliwej substancji.
The member 'Isabella Selwyn' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 87
'k100' : 87
Zaskoczona spostrzegła, że już po dłuższej chwili wywar wyglądał książkowo. Wygląda na to, że z powodzeniem udało jej się wykonać ognistą, trującą recepturę. Odlała odpowiednią ilość eliksiru do buteleczki, rozkoszując się widokiem i zapachem odpowiednim do wytycznych opisanych w księdze. Jakże miłe uczucie wiedzieć, że mimo tygodni zwłoki nie wyszła jeszcze z wprawy. Ten sukces tym bardziej skłonił ją do następnych kociołkowych czarów. Wyczyściła więc czym prędzej garneczek i na nowo wypełniła go wodą. Ogień pod nim przyjemnie się rozpalał. Zaczęła przeglądać karty w poszukiwaniu jakiejś ciekawej instrukcji. Padło na dość nieskomplikowany Caput. Przecież miała w swojej cieplarni całkiem sporo tojadu.
Powybierała z półki wszystkie potrzebne ingrediencje. Rozpoczęła od liści akonitu, który to był najważniejszym składnikiem tej trucizny. Potrzebowała także jeszcze jednego plugawego przedstawiciela świata ukochanych roślin. Wybrała nasiona granatu, które spróbowała rozgnieść, a następnie wpuściła je do ogrzewającego się kociołka. Ten zabulgotał z zadowoleniem. Szło dobrze. Jeszcze tylko trzy ostatnie składniki. Na początek kolejna paskudna substancja pod postacią trującej wydzieliny skórnej żaby. Szybko wlała zawartość tej fiolki. Niezbędne okazało się wykorzystanie ciemnej krwi krokodyla. Jako fascynatka sztuki uzdrawiania nie czuła większego lęku na myśl o ludzkich wydzielinach, ale te zwierzęce odstraszały ją. Musiała jednak zacisnąć zęby, przecież to część pracy alchemika. Wlała więc krew krokodyla i już teraz został ostatni składnik – również płynny. Padło na jad irańskiej żmii. Z namaszczeniem umieściła go w parującym kociołku. Przemieszała kilka razy wywar i uprzątnęła nieco swój roboczy blat, korzystając z wolnej chwili.
Powybierała z półki wszystkie potrzebne ingrediencje. Rozpoczęła od liści akonitu, który to był najważniejszym składnikiem tej trucizny. Potrzebowała także jeszcze jednego plugawego przedstawiciela świata ukochanych roślin. Wybrała nasiona granatu, które spróbowała rozgnieść, a następnie wpuściła je do ogrzewającego się kociołka. Ten zabulgotał z zadowoleniem. Szło dobrze. Jeszcze tylko trzy ostatnie składniki. Na początek kolejna paskudna substancja pod postacią trującej wydzieliny skórnej żaby. Szybko wlała zawartość tej fiolki. Niezbędne okazało się wykorzystanie ciemnej krwi krokodyla. Jako fascynatka sztuki uzdrawiania nie czuła większego lęku na myśl o ludzkich wydzielinach, ale te zwierzęce odstraszały ją. Musiała jednak zacisnąć zęby, przecież to część pracy alchemika. Wlała więc krew krokodyla i już teraz został ostatni składnik – również płynny. Padło na jad irańskiej żmii. Z namaszczeniem umieściła go w parującym kociołku. Przemieszała kilka razy wywar i uprzątnęła nieco swój roboczy blat, korzystając z wolnej chwili.
The member 'Isabella Selwyn' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 72
'k100' : 72
Caput także wyglądał zachęcająco. Szybko odlała odpowiednie porcje. Dwie udane trucizny to już coś. Może to dobry moment, by rzucić się na nieco bardziej skomplikowaną truciznę. Poprzednie mikstury wymagały dość niewielkich umiejętności, ale jeśli spróbowałaby czegoś z wyższej półki, to postawiłaby samą siebie przed intrygującym wyzwaniem. Czemu by nie? Popatrzyła po składnikach, jakie jej pozostały. Wiedziała, że pewne rośliny potrafiły mieć wyjątkowo podłe właściwości. Diabelskie sidła bywały potwornie niebezpieczne. Poszukała czegoś, co zawierało w sobie taki składnik.
Zdecydowała, ze zrobi Eliksir Trutkę. Poszatkowała długi korzeń diabelskiego sidła i wsypała drobinki do dość chłodnego kotła. Od razu pomieszała, postępując powoli i bardzo dokładnie analizując każdy krok zawarty w recepturze. Drobny błąd mógł popsuć łatwo całe przedsięwzięcie, więc musiała być bardzo dokładna i niczego nie robić na oko. Cztery mocne obroty powinny wystarczyć. Korzeń diabelskiego sidła stanowił plugawe serce tej trucizny. Potrzebowała również jeszcze jednej rośliny i tutaj ponownie zdecydowała się na nasiona granatu, ale tym razem ich nie rozgniotła. Później delikatnie wsypała kręgosłup skorpeny, uważając, by ten wyjątkowy składnik na pewno trafił do złotego gara. Ze słoiczka wybrała także sproszkowane kły węża. Pomyślała, że nigdy nie chciałaby, by te długie zębiska wbiły się w jej skórę. Powinna chyba poczytać nieco więcej na temat postępowania uzdrowiciela w przypadku ugryzienia węża. Kły nie były ostatnim wężowym składnikiem, bowiem niedługo po nich w kotle utopiła się gęsta żółć kobry. Oj, nie pachniała przyjemnie. Porównała stan wywaru z opisem w podręczniku, ale na razie nic nie wskazywało na to, by cokolwiek poszło nie tak. Musiała jednak odczekać kilkanaście minut. Jeśli jej się uda, to będzie miała w swojej kolekcji bardzo potężną truciznę.
Zdecydowała, ze zrobi Eliksir Trutkę. Poszatkowała długi korzeń diabelskiego sidła i wsypała drobinki do dość chłodnego kotła. Od razu pomieszała, postępując powoli i bardzo dokładnie analizując każdy krok zawarty w recepturze. Drobny błąd mógł popsuć łatwo całe przedsięwzięcie, więc musiała być bardzo dokładna i niczego nie robić na oko. Cztery mocne obroty powinny wystarczyć. Korzeń diabelskiego sidła stanowił plugawe serce tej trucizny. Potrzebowała również jeszcze jednej rośliny i tutaj ponownie zdecydowała się na nasiona granatu, ale tym razem ich nie rozgniotła. Później delikatnie wsypała kręgosłup skorpeny, uważając, by ten wyjątkowy składnik na pewno trafił do złotego gara. Ze słoiczka wybrała także sproszkowane kły węża. Pomyślała, że nigdy nie chciałaby, by te długie zębiska wbiły się w jej skórę. Powinna chyba poczytać nieco więcej na temat postępowania uzdrowiciela w przypadku ugryzienia węża. Kły nie były ostatnim wężowym składnikiem, bowiem niedługo po nich w kotle utopiła się gęsta żółć kobry. Oj, nie pachniała przyjemnie. Porównała stan wywaru z opisem w podręczniku, ale na razie nic nie wskazywało na to, by cokolwiek poszło nie tak. Musiała jednak odczekać kilkanaście minut. Jeśli jej się uda, to będzie miała w swojej kolekcji bardzo potężną truciznę.
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Cieplarnia
Szybka odpowiedź