Gabinet Letycji
AutorWiadomość
Gabinet Letycji
Gabinet Letycji położony jest w zachodnim skrzydle rodzinnej rezydencji Burke'ów. Niewielkie, acz przestronne pomieszczenie, nie mieści w sobie zbyt wielu mebli, które zdają się zaburzać koncentrację młodej adeptki magii. Centrum pokoju stanowi ogromne, dębowe biurko, na którym zwykle piętrzą się sterty woluminów i starych kartotek magimedycznych. Oprócz tego, wyposażenie wnętrza stanowi wygodny, obity aksamitem fotel, oraz regały, ustawione przy każdej ze ścian. Okna, wychodzące na zachód zapewniają dopływ odpowiedniej ilości światła, wyjątkowo istotnej w przypadku, gdy Leta poświęca się studiowaniu detalów szkieletów czy też starym, poblakłym rycinom, które równie mocno sobie upodoabała.
7 XI, wieczór
Hep!
Znalazł się w innym miejscu, którego w pierwszej chwili nie był w stanie dobrze określić. Nie był na pewno w rodowej siedzibie otoczonej przez różane ogrody. Wystawna balowa sala, w której słyszalny był jeszcze szum morskich fal, w jednej chwili stała się tak nierzeczywista. Przesunął dłonią po szyi, palce dociskając do miejsca, gdzie zaledwie kilka chwil temu czuł przystawioną różdżkę, napierającą na skórę. To nietypowe spotkanie z lady Rosier zdarzyło się naprawdę?
Rozejrzał się po pomieszczeniu, znacząco mniejszym od poprzedniego, w jakim przed czknięciem przebywał. Nie było wielkie, jednak wydawało się przestronne, być może z powodu niezbyt dużej ilości mebli, które mogłyby zagarnąć większą ilość przestrzeni. Jego uwaga w pierwszej kolejności skupiła się na wysokich regałach, które pokrywały powierzchnię ścian. Mnogość książkowych pozycji wzbudziła jego zainteresowanie. Ostrożnie poczynił kilka kroków, aby przyjrzeć się bliżej grzbietom tych ksiąg. Były różnej grubości, innych kolorów, wytłoczone w nich litery mieniły się srebrem lub złotem. Nie dotykał ich, obserwował za to z uwagą, odczytując po kolei ich tytuły. Tajemnice ludzkiego ciała, Anatomiczne aspekty sprawności człowieka, Ziołolecznictwo dla początkujących. Musiał znaleźć się w gabinecie jakiegoś uzdrowiciela. W końcu jego spojrzenie spoczęło na stojącym w centrum pokoju dębowym biurku. Na blacie dostrzegł rozłożone pergaminy oraz kałamarz, w którym utkwione było pióro. Był ciekaw gdzie się znalazł i szukał wskazówek, jednak w zasięgu wzroku nie odnalazł żadnych rodowych symboli, kolorystyka też nie nasuwała mu na myśl skojarzeń z konkretnym rodem. Zbliżył się więc do biurka, aby spojrzeć w słowo pisane. Nie były to dokumenty, prędzej zapiski, robione przez kogoś notatki dotyczące prawdopodobnie leczniczych ziół. Musiał przyznać, że jego wiedza o zielarstwie była nijaka. Nawet podstawowe informacje z lat szkolnych wyparł ze swojego umysłu, zbyt mocno skupiony na rozwijaniu wiedzy z zakresu historii magii. Przeszłość co rusz odciskała swoje piętno na obecnej polityce. Te zależności były ważne, rzutowały na działalność Ministerstwa Magii, które od wieków pozostawało areną do ścierania się ze sobą stref wpływów rodów szlacheckich. I czasem tylko czysto krwiste rodziny, nie posiadające jednak szlachetnego statusu, były w stanie
Usłyszał otwierające się drzwi, charakterystyczny odgłos metalowych zawiasów, nawet jeśli te nie zaskrzypiały straszliwie. Natychmiast spojrzał w kierunku wejścia, dostrzegając sylwetkę wchodzącą do środka. Znieruchomiał przy biurku, z mieszaniną niepokoju i ulgi odnotowując, że zjawiła się tu lady Burke. Jedynym pocieszeniem w tej niekomfortowej sytuacji był fakt, że odkrył w końcu, gdzie się znajduje. Musiał być w Durham Castle. Wiedział już, że mógł trafić w mniej przyjazne progi, dlatego w tej ponurej rezydencji nie czuł się tak bardzo intruzem. Lecz na swej drodze nie napotkał lorda, który mógłby zrozumieć jego położenie, spoglądał teraz na damę, która wżeniła się w ten róż. Niegdyś lady Coruch, od lat już lady Burke. Choć nie znajdował się na pozycji, w której miał prawo grymasić, to jednak już czuł w kościach, że i to spotkanie, wywołane chorobowym stanem, nie będzie zbyt miłe.
– Lady Burke – powitał ją z powagą, próbując podejść do tego zaskakującego spotkania jak najbardziej godnie. Przede wszystkim nie chciał robić większego zamieszania niż to konieczne. W tej chwili już i tak przypadła mu rola błazna. – Zapewne zechcesz, bym wyjaśnił swoją obecność jak najszybciej – wyprzedził atak, jaki miał nadejść, chcąc nieco wytrącić pierwszy argument damie.
Hep!
Znalazł się w innym miejscu, którego w pierwszej chwili nie był w stanie dobrze określić. Nie był na pewno w rodowej siedzibie otoczonej przez różane ogrody. Wystawna balowa sala, w której słyszalny był jeszcze szum morskich fal, w jednej chwili stała się tak nierzeczywista. Przesunął dłonią po szyi, palce dociskając do miejsca, gdzie zaledwie kilka chwil temu czuł przystawioną różdżkę, napierającą na skórę. To nietypowe spotkanie z lady Rosier zdarzyło się naprawdę?
Rozejrzał się po pomieszczeniu, znacząco mniejszym od poprzedniego, w jakim przed czknięciem przebywał. Nie było wielkie, jednak wydawało się przestronne, być może z powodu niezbyt dużej ilości mebli, które mogłyby zagarnąć większą ilość przestrzeni. Jego uwaga w pierwszej kolejności skupiła się na wysokich regałach, które pokrywały powierzchnię ścian. Mnogość książkowych pozycji wzbudziła jego zainteresowanie. Ostrożnie poczynił kilka kroków, aby przyjrzeć się bliżej grzbietom tych ksiąg. Były różnej grubości, innych kolorów, wytłoczone w nich litery mieniły się srebrem lub złotem. Nie dotykał ich, obserwował za to z uwagą, odczytując po kolei ich tytuły. Tajemnice ludzkiego ciała, Anatomiczne aspekty sprawności człowieka, Ziołolecznictwo dla początkujących. Musiał znaleźć się w gabinecie jakiegoś uzdrowiciela. W końcu jego spojrzenie spoczęło na stojącym w centrum pokoju dębowym biurku. Na blacie dostrzegł rozłożone pergaminy oraz kałamarz, w którym utkwione było pióro. Był ciekaw gdzie się znalazł i szukał wskazówek, jednak w zasięgu wzroku nie odnalazł żadnych rodowych symboli, kolorystyka też nie nasuwała mu na myśl skojarzeń z konkretnym rodem. Zbliżył się więc do biurka, aby spojrzeć w słowo pisane. Nie były to dokumenty, prędzej zapiski, robione przez kogoś notatki dotyczące prawdopodobnie leczniczych ziół. Musiał przyznać, że jego wiedza o zielarstwie była nijaka. Nawet podstawowe informacje z lat szkolnych wyparł ze swojego umysłu, zbyt mocno skupiony na rozwijaniu wiedzy z zakresu historii magii. Przeszłość co rusz odciskała swoje piętno na obecnej polityce. Te zależności były ważne, rzutowały na działalność Ministerstwa Magii, które od wieków pozostawało areną do ścierania się ze sobą stref wpływów rodów szlacheckich. I czasem tylko czysto krwiste rodziny, nie posiadające jednak szlachetnego statusu, były w stanie
Usłyszał otwierające się drzwi, charakterystyczny odgłos metalowych zawiasów, nawet jeśli te nie zaskrzypiały straszliwie. Natychmiast spojrzał w kierunku wejścia, dostrzegając sylwetkę wchodzącą do środka. Znieruchomiał przy biurku, z mieszaniną niepokoju i ulgi odnotowując, że zjawiła się tu lady Burke. Jedynym pocieszeniem w tej niekomfortowej sytuacji był fakt, że odkrył w końcu, gdzie się znajduje. Musiał być w Durham Castle. Wiedział już, że mógł trafić w mniej przyjazne progi, dlatego w tej ponurej rezydencji nie czuł się tak bardzo intruzem. Lecz na swej drodze nie napotkał lorda, który mógłby zrozumieć jego położenie, spoglądał teraz na damę, która wżeniła się w ten róż. Niegdyś lady Coruch, od lat już lady Burke. Choć nie znajdował się na pozycji, w której miał prawo grymasić, to jednak już czuł w kościach, że i to spotkanie, wywołane chorobowym stanem, nie będzie zbyt miłe.
– Lady Burke – powitał ją z powagą, próbując podejść do tego zaskakującego spotkania jak najbardziej godnie. Przede wszystkim nie chciał robić większego zamieszania niż to konieczne. W tej chwili już i tak przypadła mu rola błazna. – Zapewne zechcesz, bym wyjaśnił swoją obecność jak najszybciej – wyprzedził atak, jaki miał nadejść, chcąc nieco wytrącić pierwszy argument damie.
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
07/11
Cichy stukot obcasów odbijał się echem po kamiennym korytarzu, gdy idąca w długiej, czarnej sukni lady Burke mijała kolejne obrazy. Blond, niemalże białe włosy, przypominające teraz srebrzystą taflę, spoczywały spokojnie na jej szczupłych ramionach. Niemalże płynęła przez korytarz, będąc jedynym jasnym punktem całej scenerii. Białą damą zamku w Durham. A może białą królową? Panią tejże posiadłości? Chyba miała prawo do owej tytulatury w momencie, w którym jej małżonek przejął sygnet, który oprócz wielkiej wartości miał także wielką władzę. Wraz z jego przyjęciem, wziął na swe barki zarówno przywileje jak i obowiązki nestora. A ona, jako przykładna żona stała obok, chcąc być wsparciem dla męża. Bo cóż więcej mogła zrobić? Mogła tylko lub aż trwać u jego boku.
W dłoni dzierżyła skrawek pergaminu, na którym znajdowała się zapisana informacja dla właścicielki gabinetu. Co utrwalił atrament? Tego zapewne dowie się jedynie lady Laetitia. Z zamiarem przekazania jej wiadomości, ale przede wszystkim z powodu tylko sobie znanego, Adeline postanowiła odwiedzić krewną, aby osobiście rozmówić się z nią i porozmawiać na tematy, które ją trapiły. Czy spodziewała się czyją twarz zobaczy po opchnięciu ciężkich drzwi? Ależ skądże. Nie spodziewałaby się tu żadnego innego członka rodziny, a co dopiero obcego mężczyzny i to jeszcze pod nieobecność królowej tegoż właśnie gabinetu.
Nieświadoma obecności niezapowiedzianego gościa, bez obaw zacisnęła smukłe palce na metalowej szklance, nieprzyjemnie zimnej w dotyku, i pchnęła drzwi. Weszła do środka i dopiero wtedy, nie zdążywszy jeszcze zamknąć za sobą drzwi, podniosła głowę, a jej oczom ukazał się wysoki mężczyzna o ciemnych włosach. I chociaż nie mieli tego wątpliwego zaszczytu rozmawiać ze sobą od czasów szkolnych, a podczas sabatów skutecznie się unikali, to teraz stanęli oko w oko. Nie przypominali w żaden sposób siebie z lat szkolnych, a przynajmniej Adeline była już kimś kompletnie innym. Cóż, przynajmniej znaczna część jej charakteru ugięła się pod wpływem nowych doświadczeń. Jednakże, nieważne jak dobrze czuła się w rodzinie swego męża, która stała się także jej rodziną, to nigdy nie zapomni skąd się wywodzi. Czasem wydawało się, że Crouchowie mają niechęć do Blacków we krwi. I tylko poprawne stosunku rodu Burke z potomkami przegranego sprawiały, że naprawdę starała się tolerować obecność czarodziejów i czarownic z Grimmauld Place.
- Lordzie Black - wydusiła z siebie niemało zaskoczona widokiem Alpharda. Jej serce zabiło wcześniej i gdyby Adeline nie należała do osób o wyjątkowo jasnej karnacji to można by powiedzieć, że pobladła. Szybko jednak odzyskała rezon, posyłając w stronę niechcianego gościa natarczywe, pytające spojrzenie. - Sądzę, że to rozsądne wyjaśnić swoją obecność w gabinecie należącym do jednej ze szlachetnych lady Burke - jej słowa chociaż wypowiedziane głosem stworzonym do słów łagodnych, były ostre. Ton głosu niemalże lodowaty. Próbowała uświadomić mu w jak kiepskim położeniu się znajdował. Powinna dać mu mówić? A może sięgnąć po różdżkę i wznieść alarm? A może bez wysłuchiwania jego tłumaczeń od razu wezwać swego męża? Cóż, postanowiła poczekać, nie stawiając jednak ani jednego kroku w jego stronę.
Adeline Burke
Zawód : Arystokratka
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
part of her mystery
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
To spotkanie było bardzo niefortunne. Choć trafił w znacznie bardziej przychylne mu miejsce niż za pierwszym razem po czknięciu, to jednak napotkał najmniej odpowiednią osobę spośród wszystkich, jakie mógł tu spotkać. Przez pryzmat odnalezionych w gabinecie ksiąg spodziewał się napotkać w nim kogokolwiek innego. Nie pamiętał, aby młoda lady Crouch interesowała się zielarstwem czy magią leczniczą, ale z drugiej strony nigdy się nią nie interesował w tak dużym stopniu, żeby wiedzieć coś więcej o jej upodobaniach. Pamiętał za to doskonale jak potrafił spierać się o dawne wydarzenia, co jakiś czas wytykając niechlubne czyny przodków z różnych rodów. Niechęć między nimi opierała się na przeszłości, gdyż to historia ugruntowała wrogie nastawienie do siebie wzajemnie dwóch wrogich rodów. Prawie wyparty z Londynu przez Blacków ród Crouch do dziś nie potrafił pogodzić się z upokorzeniem. Tolerowanie przedstawicieli tego rodu nie było łatwe, nawet wtedy, gdy lady odbierające wychowanie w Pallas Manor zmieniały wreszcie nazwisko. Wszak trudno było wyplenić z człowieka to, czym nasiąkł za młodu. Nawet teraz spojrzenie o barwie chłodnego błękitu pozostawało nieprzychylne, a przecież przed nim stała już lady Burke, która od lat nie była wychowanką Slytherinu, która mogła jawnie wygłaszać kąśliwe uwagi wobec Blacka z niższego rocznika.
Choć jej chłodny ton wydał mu się nad wyraz irytujący, to jednak musiał zrozumieć jej władczą postawę, wszak znajdowała się u siebie, gdzie powinna być w pełni bezpieczna, a więc i niepokojona widokiem niezapowiedzianych gości. Wiedział, że nie powinien nadwyrężać cierpliwości damy, zwłaszcza tak mu niechętnej.
– Teleportacyjna czkawka – wyrzucił z siebie szybko, na wydechu, dostatecznie wyraźnie, zarazem z jakimś wysiłkiem, jakby przyznawał się do słabości. I rzeczywiście nie był to powód do chluby, wszak ta zdradziecka przypadło dopadła go nagle, bez zapowiedzi i po raz drugi wyrzuciła przed oblicze, którego się nie spodziewał, a nawet sobie nie życzył. Komuż to jednak mógłby złożyć swoje zażalenie w tej materii, skoro powodem jego nieszczęścia była choroba? Nie chciał winić siebie, nie mógł też zrzucić odpowiedzialności na kogokolwiek innego. – Gdyby istniała możliwość uniknięcia tej sytuacji, niechybnie bym z niej skorzystał, jednak kłopotliwa przypadłość wyrzuciła mnie właśnie tu i teraz – pod pozorem uprzejmej wypowiedzi skrył własną frustrację, ciemne spojrzenie z lady Burke z powrotem przenosząc na brzegi ksiąg umiejscowionych na półkach, aby nie denerwować się za wiele. – Wierzę, że moje nagłe pojawienie się tutaj nie stanie się powodem niezręcznych scen. Zarazem zrozumiem też, jeśli o incydencie zostanie niezwłocznie poinformowany nawet sam nestor, choć zapewne ma on na głowie sprawy większej wagi.
Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, czyją żoną była i ile dzięki temu mogła zdziałać, jeśli potrafiła wpływać na decyzje swego małżonka. Wierzył, że dość asekuracyjnie podszedł do pomysłu wszczynania awantury, co było prawdopodobne zważywszy na to, z kim właśnie miał do czynienia.
Choć jej chłodny ton wydał mu się nad wyraz irytujący, to jednak musiał zrozumieć jej władczą postawę, wszak znajdowała się u siebie, gdzie powinna być w pełni bezpieczna, a więc i niepokojona widokiem niezapowiedzianych gości. Wiedział, że nie powinien nadwyrężać cierpliwości damy, zwłaszcza tak mu niechętnej.
– Teleportacyjna czkawka – wyrzucił z siebie szybko, na wydechu, dostatecznie wyraźnie, zarazem z jakimś wysiłkiem, jakby przyznawał się do słabości. I rzeczywiście nie był to powód do chluby, wszak ta zdradziecka przypadło dopadła go nagle, bez zapowiedzi i po raz drugi wyrzuciła przed oblicze, którego się nie spodziewał, a nawet sobie nie życzył. Komuż to jednak mógłby złożyć swoje zażalenie w tej materii, skoro powodem jego nieszczęścia była choroba? Nie chciał winić siebie, nie mógł też zrzucić odpowiedzialności na kogokolwiek innego. – Gdyby istniała możliwość uniknięcia tej sytuacji, niechybnie bym z niej skorzystał, jednak kłopotliwa przypadłość wyrzuciła mnie właśnie tu i teraz – pod pozorem uprzejmej wypowiedzi skrył własną frustrację, ciemne spojrzenie z lady Burke z powrotem przenosząc na brzegi ksiąg umiejscowionych na półkach, aby nie denerwować się za wiele. – Wierzę, że moje nagłe pojawienie się tutaj nie stanie się powodem niezręcznych scen. Zarazem zrozumiem też, jeśli o incydencie zostanie niezwłocznie poinformowany nawet sam nestor, choć zapewne ma on na głowie sprawy większej wagi.
Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, czyją żoną była i ile dzięki temu mogła zdziałać, jeśli potrafiła wpływać na decyzje swego małżonka. Wierzył, że dość asekuracyjnie podszedł do pomysłu wszczynania awantury, co było prawdopodobne zważywszy na to, z kim właśnie miał do czynienia.
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Adeline nie określiłaby dzisiejszego niespodziewanego spotkania z lordem Black jako niefortunnego, a raczej jako takiego, które wywołuje u niej migrenę. Owszem, od lat z dumą nosi nazwisko swego małżonka i z biegiem lat nabyła wiele cech typowych niemalże dla rodu Burke, niemniej jednak nie była w stanie wyzbyć się swojej niechęci względem przedstawicieli rodzina, która uzurpowała sobie prawo do tytułowania się starożytnym rodem, która plugawili historię i obce było im pojęcie prawdy historycznej. Wiele wysiłku kosztowało ją publiczne okazywanie im szacunku, przecież nie chciała zaszkodzić rodzinie, szukając zwady z Blackami, nie była już kapryśną dziewuchą, która nie potrafiła utrzymać własnego języka na uwięzi. Przyznać jednak musiała, że do tego konkretnego dżentelmena pałała szczególną niechęcią, mającą swoje podłoże miała w licznych sporach na tle oczywiście historycznym, zarzucając sobie wzajemne kłamstwo. Ilekroć mijała sylwetkę młodszego ślizgona na korytarzu, nie mogła powstrzymać teatralnego przewrócenia oczyma, a każde ich spotkanie przeprawiało młodą lady Crouch o nieznośny, jak jego głos, ból głowy. Jednakże szkolne spory już dawno były za nimi i powinny odpłynąć w zapomnienie. W istocie tak było, nie były one wspomnieniami, które w gniewie pielęgnowała, ale teraz, gdy stali twarzą w twarz w gabinecie przepełnionym wonią starych ksiąg i woluminów zgromadzonych przez królową tego pomieszczenia.
Prowadzona przezornością i może nieco uprzedzona przez swoją niechęć do znajdującego się w pomieszczeniu mężczyzny, nie podeszłą bliżej zostając w bezpiecznej dla siebie odległości. Uniosła delikatnie brwi ku górze, jakby nie do końca chciała wierzyć w tak prozaiczne wyjaśnienie ze strony intruza. A jednak coś na kształt upokorzenia pojawiło się w jego głowie, co mogłoby świadczyć, że faktycznie ich spotkanie był jedynie zbiegiem niesprzyjających im okoliczności, ale czy tak było naprawdę? - Teleportacyjna czkawka? - powtórzyła za nim i trudno powiedzieć czy był to wyraz jej zdziwienia, niedowierzania czy może zwykła złośliwość, która miała podkreślić charakter sytuacji w jakiej znalazł się Alphard. Ze stoickim spokojem więc wysłuchała wyjaśnień lorda Black. Nie ukrywała, że oprócz niepokoju czuła też pewnego rodzaju zadowolenie z pozycji, którą teraz posiadała. Wszakże to Alphard pojawił się w jej domu, posiadłości, która powinna być pozbawiona nieproszonych gości. - Sugerujesz zatem, lordzie, że mojego męża nie zainteresuje niespodziewany gość w komnatach jego krewniaczki? Przyznasz sam, że twa obecność w pomieszczeniu należącym do damy bez wchodzenia przez główne wejście ani trochę nie wydaje się sprawą błahą - słowa wypadające z ust Adeline były zabarwione spokojem i chłodem, zupełnie jakby nasiąkła atmosferą panującą w Durham. - Wybacz, ale dlaczegóż miałabym ufać twoim słowom? - być może zaczęli zakłamywać i teraźniejszość, dokończyła zgryźliwie w myślach, jednakże nie pozwalając im wypłynąć z jej ust.
Prowadzona przezornością i może nieco uprzedzona przez swoją niechęć do znajdującego się w pomieszczeniu mężczyzny, nie podeszłą bliżej zostając w bezpiecznej dla siebie odległości. Uniosła delikatnie brwi ku górze, jakby nie do końca chciała wierzyć w tak prozaiczne wyjaśnienie ze strony intruza. A jednak coś na kształt upokorzenia pojawiło się w jego głowie, co mogłoby świadczyć, że faktycznie ich spotkanie był jedynie zbiegiem niesprzyjających im okoliczności, ale czy tak było naprawdę? - Teleportacyjna czkawka? - powtórzyła za nim i trudno powiedzieć czy był to wyraz jej zdziwienia, niedowierzania czy może zwykła złośliwość, która miała podkreślić charakter sytuacji w jakiej znalazł się Alphard. Ze stoickim spokojem więc wysłuchała wyjaśnień lorda Black. Nie ukrywała, że oprócz niepokoju czuła też pewnego rodzaju zadowolenie z pozycji, którą teraz posiadała. Wszakże to Alphard pojawił się w jej domu, posiadłości, która powinna być pozbawiona nieproszonych gości. - Sugerujesz zatem, lordzie, że mojego męża nie zainteresuje niespodziewany gość w komnatach jego krewniaczki? Przyznasz sam, że twa obecność w pomieszczeniu należącym do damy bez wchodzenia przez główne wejście ani trochę nie wydaje się sprawą błahą - słowa wypadające z ust Adeline były zabarwione spokojem i chłodem, zupełnie jakby nasiąkła atmosferą panującą w Durham. - Wybacz, ale dlaczegóż miałabym ufać twoim słowom? - być może zaczęli zakłamywać i teraźniejszość, dokończyła zgryźliwie w myślach, jednakże nie pozwalając im wypłynąć z jej ust.
Adeline Burke
Zawód : Arystokratka
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
part of her mystery
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Już cisnęło mu się na język pytanie, które wypowiedziałby tak, aby wręcz ociekało przesadzoną uprzejmością. Czyżbyś nie dosłyszała, pani? Ton wypowiedzi nie zmazałby całkiem uszczypliwości wynikającej z jej treści, ale podobne słowa, jeśli mogłyby spłynąć z jego języka, byłyby najczystszą rozkoszą. Ale musiał trzymać emocje na wodzy, te nijak mu nie pomogą w tym słownym starciu. Wiedział, że z każdą chwilą będzie ono coraz bardziej wymagającej i tym razem wręcz marzył o tym, aby czknąć i zniknąć, żeby kilka sekund później pojawić się w całkowicie innym miejscu.
Ponownie przesunął spojrzeniem po znajdujących się na regałach księgach. To było pomieszczenie jednej z lady Burke? Obudziło się w nim coś na kształt zaskoczenia, ale również zaintrygowanie, bo ciekaw był tego, któraż to szlachcianka w zaciszu komnaty uczy się o ziołach i ludzkiej anatomii. I miała na to przyzwolenie krewnych? Najwięcej zmienia się po zamążpójściu, prawie o tym zapomniał.
– Przykro mi, że naruszyłem prywatną przestrzeń jednej z dam – w pierwszej kolejności zdecydował się podejść do sprawy jak najbardziej ugodowo, aby nie podsycać niezadowolenia małżonki samego nestora. Widział w surowym spojrzeniu lady Burke, że chce, aby kajał się przed nią. Czy długo jeszcze miał wykazywać skruchę? Nie wolno mu było zapominać o ostrożności i dobrych manierach. Nawet jeśli podobny przypadek teleportacyjnej czkawki nie nadszarpnąłby stosunków pomiędzy rodami, to niewątpliwie mógłby być przyczyną osobistej niechęci do konkretnego szlachcica. Alphard nie chciał mieć w Edgarze wroga. – Wierzę, że nie należę do kłopotliwych gości, a moja obecność, choć bardzo zaskakująca, nie godzi w dobre imię rodu Burke – przynajmniej nie zjawił się tu nagle jakiś podejrzany mugolak, lecz lord Black. Co wcale nie znaczyło, że nie stąpał teraz po cienkim lodzie.
– Gdyby okoliczności były inne, zabolałby mnie brak zaufania z twej strony, lady – odrzekł nad wyraz spokojnie, starając się nie dać poznać po sobie irytacji. Wszelkie negatywne odczucia próbował zakamuflować maską chłodnej powagi, jakoby pozostawał niewzruszony całym zajściem. Lecz zdecydował się wreszcie ułożyć usta w blady uśmiech, z lekka zakłopotany. – Jednak doskonale rozumiem, że możesz czuć się zaniepokojona. Jeśli wyrazisz takie życzenie, mogę jak najszybciej opuścić progi zamku Durham – gotów był dostosować się do takiego żądania bez słowa skargi, nie upatrując podobnego rozwiązania jako tchórzliwej ucieczki. Czuł, że i Adeline chce jak najszybciej rozwiązać ten problem. – Mogę też wpierw stawić się przed nestorem i złożyć wyjaśnienia. Trudno mi oszacować co wymaga osobistej interwencji głowy rodu, mogę wyrazić tylko życzenie, że nie jestem odbierany jako wielki kłopot – przez tę konkretną damę był tylko w ten sposób odbierany i doskonale o tym wiedziała. Dawna niechęć wciąż między nimi gościła, choć nie była już pielęgnowana, bo od lat szkolnych nie mając ze sobą większej styczności. – Wierzę, że moja wina zostanie mi odpuszczona, wszak nie działałem z premedytacją, to przypadłość sprowadziła mnie tutaj – wolał na wszelki wypadek przypomnieć o powodzie, przez który znalazł się w tej komnacie.
Ponownie przesunął spojrzeniem po znajdujących się na regałach księgach. To było pomieszczenie jednej z lady Burke? Obudziło się w nim coś na kształt zaskoczenia, ale również zaintrygowanie, bo ciekaw był tego, któraż to szlachcianka w zaciszu komnaty uczy się o ziołach i ludzkiej anatomii. I miała na to przyzwolenie krewnych? Najwięcej zmienia się po zamążpójściu, prawie o tym zapomniał.
– Przykro mi, że naruszyłem prywatną przestrzeń jednej z dam – w pierwszej kolejności zdecydował się podejść do sprawy jak najbardziej ugodowo, aby nie podsycać niezadowolenia małżonki samego nestora. Widział w surowym spojrzeniu lady Burke, że chce, aby kajał się przed nią. Czy długo jeszcze miał wykazywać skruchę? Nie wolno mu było zapominać o ostrożności i dobrych manierach. Nawet jeśli podobny przypadek teleportacyjnej czkawki nie nadszarpnąłby stosunków pomiędzy rodami, to niewątpliwie mógłby być przyczyną osobistej niechęci do konkretnego szlachcica. Alphard nie chciał mieć w Edgarze wroga. – Wierzę, że nie należę do kłopotliwych gości, a moja obecność, choć bardzo zaskakująca, nie godzi w dobre imię rodu Burke – przynajmniej nie zjawił się tu nagle jakiś podejrzany mugolak, lecz lord Black. Co wcale nie znaczyło, że nie stąpał teraz po cienkim lodzie.
– Gdyby okoliczności były inne, zabolałby mnie brak zaufania z twej strony, lady – odrzekł nad wyraz spokojnie, starając się nie dać poznać po sobie irytacji. Wszelkie negatywne odczucia próbował zakamuflować maską chłodnej powagi, jakoby pozostawał niewzruszony całym zajściem. Lecz zdecydował się wreszcie ułożyć usta w blady uśmiech, z lekka zakłopotany. – Jednak doskonale rozumiem, że możesz czuć się zaniepokojona. Jeśli wyrazisz takie życzenie, mogę jak najszybciej opuścić progi zamku Durham – gotów był dostosować się do takiego żądania bez słowa skargi, nie upatrując podobnego rozwiązania jako tchórzliwej ucieczki. Czuł, że i Adeline chce jak najszybciej rozwiązać ten problem. – Mogę też wpierw stawić się przed nestorem i złożyć wyjaśnienia. Trudno mi oszacować co wymaga osobistej interwencji głowy rodu, mogę wyrazić tylko życzenie, że nie jestem odbierany jako wielki kłopot – przez tę konkretną damę był tylko w ten sposób odbierany i doskonale o tym wiedziała. Dawna niechęć wciąż między nimi gościła, choć nie była już pielęgnowana, bo od lat szkolnych nie mając ze sobą większej styczności. – Wierzę, że moja wina zostanie mi odpuszczona, wszak nie działałem z premedytacją, to przypadłość sprowadziła mnie tutaj – wolał na wszelki wypadek przypomnieć o powodzie, przez który znalazł się w tej komnacie.
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Najbardziej obrazowym wyjaśnieniem obecnego stanu lady Burke będzie zapewne przyrównanie obecnej sytuacji do tej chwili, gdy mały kamyczek wkradnie się do buta. Pozornie nie krzywdzi i można jakoś iść dalej, ale ten uporczywie forsował swoją obecność, przypominając o sobie namolnie. Miała wrażenie, że ten sam problem istniał z lordem Alphardem, ilekroć zapomniała, że szlachcic o włosach tak czarnych jak jego nazwisko kiedykolwiek pojawił się w jej życiu, ten pojawiał się niespodziewanie. Właśnie jak ten nieszczęsny kamyczek. A ona była damą i nie mogła pokazać swojego niezadowolenia. Zamiast tego przykleiła do twarzy delikatny uśmiech, który ćwiczony przez lata stał się jej tarczą w salonowych starciach. To czy zadziwiała czy irytowała swoją statecznością i opanowaniem pozostawiała do oceny rozmówcom.
Owszem, chełpiła się swoją pozycją w Durham, wszakże na jej skroniach spoczywała niewerbalna korona, którą miała nosić z dumą. Wierzyła, że razem z Edgarem przejęła częściowo ciężar odpowiedzialności za całą rodzinę. Wspomagała dobrym słowem, uśmiechem i własną obecnością, nawet jeżeli wszystko sprowadzało się do nieznacznych rad i wsparcia podczas sabatów i innych uroczystości, w których dawna lady Crouch odnajdywała się znacznie lepiej niżeli przedstawicielki szlachetnego rodu Burke, wychowane w zimnych i grubych murach Durham. - Ależ skądże, niemniej jednak jeżeli chciałby lord zaznać naszej gościnności preferowałabym dużo mniej niespodziewaną wizytę - odparła spokojnie. Cóż, nie mogła powiedzieć, aby Alphard miał złe intencje względem jej rodziny, nawet jeśli nie pałali do siebie nawzajem sympatią to nie mogła zapomnieć o tym, że ród Burke żył w dobrych stosunkach ze znienawidzonymi przez Crouchów, Blackami. - Cóż, zatem okoliczności nie sprzyjają naszemu spotkaniu - odpowiedziała nieco odważniej manifestując swoją nieufność i niezadowolenie, ale przede wszystkim fakt, że miała do tego pełne prawo. Dokładnie wsłuchiwała się w każde wypowiedziane przez niego słowo. Analizowała skąpą mimikę twarzy, ton głosu, chcąc wyciągnąć cokolwiek, jakby sama szukała usprawiedliwienia dla swojego nieco złośliwego zachowania. Ostatecznie musiała jednak powściągnąć swój język i potraktować niezapowiedzianego gościa należycie.
- Nie zamierzam ukrywać swojego zaniepokojenia, jednakże na pewne sprawy nie mamy wpływu. Skoro to teleportacyjna czkawka sprawiła, że zawitał lord w Durham to uważam, że nie mamy powodu do obaw. Nie ma też potrzeby, aby lord uciekał w tak wielkim pośpiechu - te słowa kosztowały ją wiele i zapewne, gdyby nie była tym, kim była teraz - żoną nestora - to jej reakcja mogłaby być znacznie inna. I chociaż jej sprzeczka nie mogłaby zaważyć na relacjach między rodzinami to sama Adeline wolała nie dawać Blackowi powodów do nieprzychylnych plotek. - Pozwól zatem zaprosić się w miejsce bardziej właściwe podobnym wizytom. Duszne gabinety nie służą rozmowom - czy jej intencje były szczere, czy pokazywała swoją wyższość to już musiał ocenić sam Alphard. - Jeżeli jednak naglą pana sprawunki, odprowadzę lorda do wyjścia - zasugerowała dosyć dyplomatyczne wyjście z tej sytuacji zarówno dla niej, jak i dla lorda Black.
Owszem, chełpiła się swoją pozycją w Durham, wszakże na jej skroniach spoczywała niewerbalna korona, którą miała nosić z dumą. Wierzyła, że razem z Edgarem przejęła częściowo ciężar odpowiedzialności za całą rodzinę. Wspomagała dobrym słowem, uśmiechem i własną obecnością, nawet jeżeli wszystko sprowadzało się do nieznacznych rad i wsparcia podczas sabatów i innych uroczystości, w których dawna lady Crouch odnajdywała się znacznie lepiej niżeli przedstawicielki szlachetnego rodu Burke, wychowane w zimnych i grubych murach Durham. - Ależ skądże, niemniej jednak jeżeli chciałby lord zaznać naszej gościnności preferowałabym dużo mniej niespodziewaną wizytę - odparła spokojnie. Cóż, nie mogła powiedzieć, aby Alphard miał złe intencje względem jej rodziny, nawet jeśli nie pałali do siebie nawzajem sympatią to nie mogła zapomnieć o tym, że ród Burke żył w dobrych stosunkach ze znienawidzonymi przez Crouchów, Blackami. - Cóż, zatem okoliczności nie sprzyjają naszemu spotkaniu - odpowiedziała nieco odważniej manifestując swoją nieufność i niezadowolenie, ale przede wszystkim fakt, że miała do tego pełne prawo. Dokładnie wsłuchiwała się w każde wypowiedziane przez niego słowo. Analizowała skąpą mimikę twarzy, ton głosu, chcąc wyciągnąć cokolwiek, jakby sama szukała usprawiedliwienia dla swojego nieco złośliwego zachowania. Ostatecznie musiała jednak powściągnąć swój język i potraktować niezapowiedzianego gościa należycie.
- Nie zamierzam ukrywać swojego zaniepokojenia, jednakże na pewne sprawy nie mamy wpływu. Skoro to teleportacyjna czkawka sprawiła, że zawitał lord w Durham to uważam, że nie mamy powodu do obaw. Nie ma też potrzeby, aby lord uciekał w tak wielkim pośpiechu - te słowa kosztowały ją wiele i zapewne, gdyby nie była tym, kim była teraz - żoną nestora - to jej reakcja mogłaby być znacznie inna. I chociaż jej sprzeczka nie mogłaby zaważyć na relacjach między rodzinami to sama Adeline wolała nie dawać Blackowi powodów do nieprzychylnych plotek. - Pozwól zatem zaprosić się w miejsce bardziej właściwe podobnym wizytom. Duszne gabinety nie służą rozmowom - czy jej intencje były szczere, czy pokazywała swoją wyższość to już musiał ocenić sam Alphard. - Jeżeli jednak naglą pana sprawunki, odprowadzę lorda do wyjścia - zasugerowała dosyć dyplomatyczne wyjście z tej sytuacji zarówno dla niej, jak i dla lorda Black.
Adeline Burke
Zawód : Arystokratka
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
part of her mystery
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Od razu odgadł, że uśmiech, którym został po pierwszej lodowatej fali niezadowolenia ostatecznie obdarowany, nie nosił w sobie ani grama szczerości. Był to wyuczony grymas, doskonała fasada, ale bardzo przewidywalna, gdy ma się z nią do czynienia praktycznie od zawsze. Przyszło mu dorastać pomiędzy kłamliwymi słowami, sztucznymi uprzejmościami, pompatycznymi osobowościami, więc nie udało mu się na długo uciec od gry pozorów. Lata zajęło mu zrozumienie jaką taktykę należy przyjąć, aby nie zadławić się głęboko tajonymi emocjami, choć te nie zawsze chciały poddawać się rozumowi. Niechęć bijąca z błękitnego spojrzenia nie była dla niego obcym zjawiskiem, tak jak wypływająca pomiędzy kolejnymi słowami nuta pobłażliwości nie trąciła żadną świeżością. Musiał dołączyć do tej gry, również kierując się uprzedzeniami, których pogrzebać się nie da. Szlachetne rody ze zbyt wielką dbałością pielęgnują dawne urazy.
– Zrobię co w mojej mocy, aby kolejna wizyta była już odpowiednio zaanonsowana – odparł z równie grzecznym uśmiechem, który nie sięgał ciemnych oczu. Szybko zresztą powrócił do trzymania się chłodnej powagi, nie chcąc kompromitować się jeszcze bardziej. Chwilę później dane mu było spotkać się z przejawem zrozumienia dla jego przykrego położenia, uznał więc kryzys za zażegnany. Lecz to nie miało sprawić, aby którekolwiek z nich poczuło się bardziej komfortowo. Szlachcianka gotowa była ugościć go należycie, jednocześnie na sam koniec pozostawiła mu możliwość wyboru. Odejście w milczeniu nie było wcale złym rozwiązaniem.
– Nie chciałbym w żadnym razie nadużywać gościnności, którą swoim nagłym pojawieniem wręcz wymusiłem – odparł spokojnie, nie czując się wcale źle tym swoistym kajaniem się przez małżonką samego nestora. Właśnie tak należało się zachowywać w podobnej sytuacji, wykazać skruchę, aby przypadkiem nie dać początku niepotrzebnemu konfliktowi. Nie pozwolił sobie na żadne uchybienie względem napotkanej damy, trzymał na wodzy emocje i język, choć nie wyzbył się do końca swojej wewnętrznej irytacji. Męczył się w towarzystwie lady Adeline, ale przynajmniej nie próbował być w tym tak bardzo oczywisty. – Mam nadzieję, że dane mi będzie skorzystać z niej w najbliższym czasie już w bardziej dogodnych okolicznościach – wyraził nad wyraz gładko to życzenie, dobrze wiedząc, że podobna okazja prędzej czy później się przydarzy, choćby z powodu ceremonii zaślubin. Niejeden lord zechce zabiegać o względy siostry nestora. – Czy mógłbym poprosić o odprowadzenie? Nie chciałbym ponownie znaleźć się w pomieszczeniu, do którego wstąpić mi nie wypada – spojrzał na gospodynię z pewną wątpliwością, nie będąc pewnym, czego oczekiwać, jej osobistego zaangażowania czy może pomocy skrzata.
– Zrobię co w mojej mocy, aby kolejna wizyta była już odpowiednio zaanonsowana – odparł z równie grzecznym uśmiechem, który nie sięgał ciemnych oczu. Szybko zresztą powrócił do trzymania się chłodnej powagi, nie chcąc kompromitować się jeszcze bardziej. Chwilę później dane mu było spotkać się z przejawem zrozumienia dla jego przykrego położenia, uznał więc kryzys za zażegnany. Lecz to nie miało sprawić, aby którekolwiek z nich poczuło się bardziej komfortowo. Szlachcianka gotowa była ugościć go należycie, jednocześnie na sam koniec pozostawiła mu możliwość wyboru. Odejście w milczeniu nie było wcale złym rozwiązaniem.
– Nie chciałbym w żadnym razie nadużywać gościnności, którą swoim nagłym pojawieniem wręcz wymusiłem – odparł spokojnie, nie czując się wcale źle tym swoistym kajaniem się przez małżonką samego nestora. Właśnie tak należało się zachowywać w podobnej sytuacji, wykazać skruchę, aby przypadkiem nie dać początku niepotrzebnemu konfliktowi. Nie pozwolił sobie na żadne uchybienie względem napotkanej damy, trzymał na wodzy emocje i język, choć nie wyzbył się do końca swojej wewnętrznej irytacji. Męczył się w towarzystwie lady Adeline, ale przynajmniej nie próbował być w tym tak bardzo oczywisty. – Mam nadzieję, że dane mi będzie skorzystać z niej w najbliższym czasie już w bardziej dogodnych okolicznościach – wyraził nad wyraz gładko to życzenie, dobrze wiedząc, że podobna okazja prędzej czy później się przydarzy, choćby z powodu ceremonii zaślubin. Niejeden lord zechce zabiegać o względy siostry nestora. – Czy mógłbym poprosić o odprowadzenie? Nie chciałbym ponownie znaleźć się w pomieszczeniu, do którego wstąpić mi nie wypada – spojrzał na gospodynię z pewną wątpliwością, nie będąc pewnym, czego oczekiwać, jej osobistego zaangażowania czy może pomocy skrzata.
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Chociaż wychowali się w dwóch zwaśnionych rodach, które wpajały im, że słowa mogą być równie bolesne co ostrze, a zarówno Adeline jak i Alphard byli wprawnymi szermierzami. Odpowiednio dobierali słowa, manipulowali głosem i przykrywali każdą intencję maską. Któż by lepiej odnalazł się w tańcu fałszu i półsłówek niżeli przedstawiciele rodów, które od lat parają się historią oraz prawem i dbają oto, aby każda lady i każdy lord przysłużył się własnej rodzinie. Nie byli odstępstwem od tego schematu, a los postawił ich na swojej drodze, dając sposobność do przepychanek słownych. Obecnie już lady Burke miała nadzieję, że cała farsa zakończyła się wraz z opuszczeniem hogwarckich murów, jak widać myliła się, bo oto lord Black postanowił zaniepokoić lady nestorową w najmniej oczekiwanym momencie, w jej własnym domu.
Nie była już nieokrzesanym dziewczęciem, które słowa miała za nic. Teraz dużo ostrożniej je dobierała, nie pozwoliła wypływać wszystkim swoim myślom na światło dzienne, część dosyć skrzętnie chowając dla siebie. Wszakże szkolna niechęć nie mogła wywołać pewnego rodzaju zniesmaczenia pomiędzy rodami, które nigdy nie stąpały po wojennej ścieżce. Nie była już Crouchem, chociaż w chwilach takich jak ta dużo łatwiej można było o tym zapomnieć. Zatem wszystko skwitowała delikatnym uśmiechem.
- Puśćmy to niefortunne wydarzenie w niepamięć - zaproponowała pokojowo i naprawdę Merlin jeden wiedział jak ciężko te słowa przecisnęły się przez jej gardło. Jednakże nie tylko od niego konkretna sytuacja wymagała konkretnego zachowania, a Adeline jako perfekcjonistka nie mogła pozwolić sobie nawet na najmniejsze uchybienie. Ani ona, ani nikt inny nie mógł zarzucić jej braku kurtuazji i gościnności w murach Durham. W duchu jednak błagała, aby lord Black jak najszybciej zniknął z jej oczu i jej domu. - Wszyscy przyjaciele rodu Burke są zawsze mile widziany w Durham - kolejny kurtuazja chroniła ich przed okrutną prawdą. Wszakże lordowie i lady niechętnie odwiedzali mury ponurej warowni, posiadłości Burke'ów. Niechże kurtuazji stanie się zadość. Oczywiście, że osobiście chciała dopilnować wyjścia lorda Black z jej posiadłości, aby mieć stuprocentową pewność, że ten już nie kręci się jej pod nogami.
- Z przyjemnością wszakże lordowi odpowiednią drogę, proszę za mną - odparła, jako pierwsza opuszczając duszne pomieszczenie. Chciała mieć już to za sobą. Zatem ruszyła dystyngowanym krokiem tak dobrze znanymi sobie korytarzami w stronę głównego wyjścia z zamku.
Nie była już nieokrzesanym dziewczęciem, które słowa miała za nic. Teraz dużo ostrożniej je dobierała, nie pozwoliła wypływać wszystkim swoim myślom na światło dzienne, część dosyć skrzętnie chowając dla siebie. Wszakże szkolna niechęć nie mogła wywołać pewnego rodzaju zniesmaczenia pomiędzy rodami, które nigdy nie stąpały po wojennej ścieżce. Nie była już Crouchem, chociaż w chwilach takich jak ta dużo łatwiej można było o tym zapomnieć. Zatem wszystko skwitowała delikatnym uśmiechem.
- Puśćmy to niefortunne wydarzenie w niepamięć - zaproponowała pokojowo i naprawdę Merlin jeden wiedział jak ciężko te słowa przecisnęły się przez jej gardło. Jednakże nie tylko od niego konkretna sytuacja wymagała konkretnego zachowania, a Adeline jako perfekcjonistka nie mogła pozwolić sobie nawet na najmniejsze uchybienie. Ani ona, ani nikt inny nie mógł zarzucić jej braku kurtuazji i gościnności w murach Durham. W duchu jednak błagała, aby lord Black jak najszybciej zniknął z jej oczu i jej domu. - Wszyscy przyjaciele rodu Burke są zawsze mile widziany w Durham - kolejny kurtuazja chroniła ich przed okrutną prawdą. Wszakże lordowie i lady niechętnie odwiedzali mury ponurej warowni, posiadłości Burke'ów. Niechże kurtuazji stanie się zadość. Oczywiście, że osobiście chciała dopilnować wyjścia lorda Black z jej posiadłości, aby mieć stuprocentową pewność, że ten już nie kręci się jej pod nogami.
- Z przyjemnością wszakże lordowi odpowiednią drogę, proszę za mną - odparła, jako pierwsza opuszczając duszne pomieszczenie. Chciała mieć już to za sobą. Zatem ruszyła dystyngowanym krokiem tak dobrze znanymi sobie korytarzami w stronę głównego wyjścia z zamku.
Adeline Burke
Zawód : Arystokratka
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
part of her mystery
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Zachowywała się w iście dyplomatyczny sposób, tworząc pozory przyjaźni, ale ta przynajmniej faktycznie istniała pomiędzy rodami, do których przynależeli. Uprzejmy uśmiech nie sięgnął jej oczu, aż tak dobrze udawać nie potrafiła. Ważne, że udało się obojgu zamaskować wzajemną niechęć.
– Dziękuję, pani, za tę możliwość – odrzekł uprzejmie, formalnie, z wdzięczności pochylając przed lady Burke głowę. Liczył na to, że wykaże się podobną rozwagą, w końcu pełniła rolę małżonki samego nestora, ale oszacowywał też realność odmiennych scenariuszy, w których nad rozumem wygrywała w większym lub mniejszym stopniu osobista niechęć lady do jego osoby z powodu nazwiska, które z dumą nosił. – Mimo to zamierzam w przyszłości odpowiednio zrekompensować nieprzyjemności, jakie wywołałem, choć pozostaję bezradny wobec przypadłości, która mnie dopadła – nie chciał mieć u nikogo długu wdzięczności, zwłaszcza u lady Adeline, ale najwidoczniej taki był już jego los. Zobowiązał się do oddania łaskawej przysługi, musząc przy tym stanowczo zwalczyć wewnętrzny bunt.
Podążył za damą, nie czując się zobowiązanym bawić ją rozmową w trakcie ich drogi ku wyjściu. Już po przejściu dwóch pierwszych korytarzy zaczęło narastać w nim przekonanie, że pogubiłby się w ich labiryncie, a podczas błądzenia po nich naruszyłby spokój kolejnych domowników ponurego zamku. W nieprzychylnej atmosferze panującej wewnątrz grubych murów odnajdywał jednak coś znajomego, wręcz swojskiego, bezwiednie uznając je za podobne do zdecydowanie bardziej wąskich korytarzy rodowej kamienicy należącej do Blacków. I tutaj nad głowami wszystkich unosiło się coś ciężkiego, ale mistycznego, to coś osiadało na wszystkich powierzchniach, odpychające i nęcące zarazem. Tak łatwo można było sprawdzić granice mentalnej wytrzymałości człowieka, gdy kazano mu wzrastać właśnie w miejscach wypełnionych magią wszelakiego rodzaju. Jak wiele by poczuł, gdyby przyszło mu przekroczyć progi biblioteki będącej własnością rodu Burke?
Spróbował spojrzeć głębiej w mijany korytarz, który znajdował się po jego stronie, ale nie zdążył dokonać właściwie żadnej obserwacji. Dziwne uczucie zbudowało się u nasady jego nosa i już chciał go zatkać, aby powstrzymać kolejny atak, jednak nie zdążył spróbować. kolejne czknięcie znów nadeszło znienacka, w kompletnie przypadkowej chwili. Nie zdołał nawet ostrzec damy, że zaraz zniknie.
Hep!
| z tematu
– Dziękuję, pani, za tę możliwość – odrzekł uprzejmie, formalnie, z wdzięczności pochylając przed lady Burke głowę. Liczył na to, że wykaże się podobną rozwagą, w końcu pełniła rolę małżonki samego nestora, ale oszacowywał też realność odmiennych scenariuszy, w których nad rozumem wygrywała w większym lub mniejszym stopniu osobista niechęć lady do jego osoby z powodu nazwiska, które z dumą nosił. – Mimo to zamierzam w przyszłości odpowiednio zrekompensować nieprzyjemności, jakie wywołałem, choć pozostaję bezradny wobec przypadłości, która mnie dopadła – nie chciał mieć u nikogo długu wdzięczności, zwłaszcza u lady Adeline, ale najwidoczniej taki był już jego los. Zobowiązał się do oddania łaskawej przysługi, musząc przy tym stanowczo zwalczyć wewnętrzny bunt.
Podążył za damą, nie czując się zobowiązanym bawić ją rozmową w trakcie ich drogi ku wyjściu. Już po przejściu dwóch pierwszych korytarzy zaczęło narastać w nim przekonanie, że pogubiłby się w ich labiryncie, a podczas błądzenia po nich naruszyłby spokój kolejnych domowników ponurego zamku. W nieprzychylnej atmosferze panującej wewnątrz grubych murów odnajdywał jednak coś znajomego, wręcz swojskiego, bezwiednie uznając je za podobne do zdecydowanie bardziej wąskich korytarzy rodowej kamienicy należącej do Blacków. I tutaj nad głowami wszystkich unosiło się coś ciężkiego, ale mistycznego, to coś osiadało na wszystkich powierzchniach, odpychające i nęcące zarazem. Tak łatwo można było sprawdzić granice mentalnej wytrzymałości człowieka, gdy kazano mu wzrastać właśnie w miejscach wypełnionych magią wszelakiego rodzaju. Jak wiele by poczuł, gdyby przyszło mu przekroczyć progi biblioteki będącej własnością rodu Burke?
Spróbował spojrzeć głębiej w mijany korytarz, który znajdował się po jego stronie, ale nie zdążył dokonać właściwie żadnej obserwacji. Dziwne uczucie zbudowało się u nasady jego nosa i już chciał go zatkać, aby powstrzymać kolejny atak, jednak nie zdążył spróbować. kolejne czknięcie znów nadeszło znienacka, w kompletnie przypadkowej chwili. Nie zdołał nawet ostrzec damy, że zaraz zniknie.
Hep!
| z tematu
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
W oczach można było dostrzec prawdę. Może dlatego tak wielu szlachetnie urodzonych niechętnie patrzyło w oczy swego rozmówcy, nie chcąc zobaczyć w nim odbicia siebie samego, a raczej różnych wersji swej osoby. Nie potrafiła sprawić, aby niebieskie oczy patrzyły nań przychylnie, a nawet gdyby była w stanie sięgnąć aktorskich wyżyn i omamić nawet spojrzeniem to nie była pewna, czy tego chciała. Niech zdaje sobie sprawę z tego, że nie zdobędzie przychylności lady nestorowej, nawet jeżeli nie miało to mieć większego wpływu na relacje między rodami ani na ich życie. Była to jednak jedna z tych małych przyjemności, których nie mogła sobie odpuścić.
- Nie śmiałabym wątpić w pańskie poczucie obowiązku - odparła łagodnie. Zbyt długo lawirowała między słowami podczas wielkich uroczystości czy kameralnych spotkań, aby dać się złapać w pułapkę lordowi Black. Ruszyła pewnym krokiem przez korytarze gargantuicznego cudu architektonicznego, jakim z pewnością była posiadłość w Durham. Pierwsze dni spędzone tutaj były dla niej udręką - nieprzyzwyczajona do ciężkiej atmosfery panującej w zamku dusiła się, czuła się przygniatana przez ogrom magii. Niemniej jednak kolejne lata sprawiły, że to właśnie mury Durham kształtowały to, kim obecnie stała się lady nestorowa Adeline. Teraz w swej czarnej sukni, z niemal srebrnymi pasmami włosów opadającymi swobodnie na szczupłe ramiona i pewnego rodzaju nieprzystępnością wymalowaną na twarzy idealnie wpisywała się w panującą atmosferę. Cisza wypełniająca korytarz zdawała się być ulgą nie tylko dla niego, ale także dla Adeline. Znajdowali się już prawie u kresu swej wędrówki, kiedy usłyszała czknięcie za swoimi plecami, a potem charakterystyczny dźwięk teleportacji. Odwróciła się natychmiastowo, ale zamiast ujrzeć sylwetkę znienawidzonego przez siebie lorda Black, przed jej oczami rozciągała się przestrzeń ograniczona przez grube ściany korytarza. Przynajmniej miała naoczny dowód na to, że ten jeden, jedyny raz usta Blacka wypowiedziały coś zgodnie z prawdą.
/zt
- Nie śmiałabym wątpić w pańskie poczucie obowiązku - odparła łagodnie. Zbyt długo lawirowała między słowami podczas wielkich uroczystości czy kameralnych spotkań, aby dać się złapać w pułapkę lordowi Black. Ruszyła pewnym krokiem przez korytarze gargantuicznego cudu architektonicznego, jakim z pewnością była posiadłość w Durham. Pierwsze dni spędzone tutaj były dla niej udręką - nieprzyzwyczajona do ciężkiej atmosfery panującej w zamku dusiła się, czuła się przygniatana przez ogrom magii. Niemniej jednak kolejne lata sprawiły, że to właśnie mury Durham kształtowały to, kim obecnie stała się lady nestorowa Adeline. Teraz w swej czarnej sukni, z niemal srebrnymi pasmami włosów opadającymi swobodnie na szczupłe ramiona i pewnego rodzaju nieprzystępnością wymalowaną na twarzy idealnie wpisywała się w panującą atmosferę. Cisza wypełniająca korytarz zdawała się być ulgą nie tylko dla niego, ale także dla Adeline. Znajdowali się już prawie u kresu swej wędrówki, kiedy usłyszała czknięcie za swoimi plecami, a potem charakterystyczny dźwięk teleportacji. Odwróciła się natychmiastowo, ale zamiast ujrzeć sylwetkę znienawidzonego przez siebie lorda Black, przed jej oczami rozciągała się przestrzeń ograniczona przez grube ściany korytarza. Przynajmniej miała naoczny dowód na to, że ten jeden, jedyny raz usta Blacka wypowiedziały coś zgodnie z prawdą.
/zt
Adeline Burke
Zawód : Arystokratka
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
part of her mystery
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Gabinet Letycji
Szybka odpowiedź