Jamie Davina McKinnon
Nazwisko matki: Potter
Miejsce zamieszkania: Dolina Godryka
Czystość krwi: półkrwi
Status majątkowy: średniozamożna
Zawód: ścigająca Harpii z Holyhead
Wzrost: 175 cm
Waga: 66 kg
Kolor włosów: czarne
Kolor oczu: zielone
Znaki szczególne: ponadprzeciętny jak na kobietę wzrost, dość częste zmiany długości włosów
10 cali, palisander i sierść niuchacza
Gryffindor
Jerzyk
Martwe ciała kogoś z rodziców lub rodzeństwa
Charakterystyczna woń drewna miotły i pasty do polerowania, szałwia, świeżo skoszona trawa, gorąca czekolada, zapach letniego deszczu
Siebie grającą w mistrzostwach świata w quidditchu po zakończonej wojnie i nastaniu pokoju
Quidditch, latanie, podróże, poznawanie nowych miejsc
Harpie, oczywiście!
Latanie i inne aktywności na świeżym powietrzu, pojedynki
Zależnie od nastroju, lubi eksperymentować
Jaimie Alexander
Dzieciństwo pachniało gorącą czekoladą, świeżą trawą i szałwią starannie zbieraną przez matkę i umieszczaną w różnych miejscach domu. Nawet po latach Jamie z łatwością potrafiła przywołać z pamięci obrazy, zapachy i dźwięki kojarzące się z domem, w którym przyszła na świat. Był nazywany Popielniczką – być może przez wzgląd na sporą ilość rozsianych po pomieszczeniach kominków, a może przez upodobanie ojca do wypalania cygar, których woń unosiła się czasem w pokojach w których najczęściej przebywał.
Pan McKinnon był aurorem, mama, pochodząca z rodziny Potter – pracującą w domu alchemiczką, która poświęciła karierę zawodową dla życia rodzinnego i zrezygnowała ze stażu. A przy piątce dzieci niewątpliwie zajęć było sporo. Jamie urodziła się jako czwarta, przedostatnia; po niej pojawiła się na świecie jeszcze jedna siostra dopełniająca tę kolorową gromadkę sprawiającą, że w Popielniczce nigdy nie było cicho ani pusto.
Jamie od początku życia była wyjątkowo energicznym i ciekawskim dzieckiem, nie raz spędzając sen z powiek rodziców, zwłaszcza kiedy oblatywała wszystkie pomieszczenia i podwórze na swojej dziecinnej miotełce otrzymanej w prezencie od ulubionej ciotki, zawodniczki Harpii z Holyhead, na której cześć otrzymała zresztą swoje drugie imię, co po latach miało okazać się prorocze – jednak to właśnie ciotka Davina zaszczepiła w Jamie początki miłości do mioteł i latania.
Gdy miała około dwóch, może trzech lat jedno z rodzeństwa zabrało jej ulubioną zabawkę, a jej czarne, odziedziczone prawdopodobnie po rodzinie ze strony Potterów włosy nagle zmieniły kolor na wściekle czerwony, czego świadkiem byli rodzice – stąd już wiadome było, że Jamie urodziła się obdarzona zdolnością metamorfomagii. Od tamtego czasu zmieniała się regularnie i zwykle nieświadomie pod wpływem emocji, a metamorfozy te najczęściej dotykały włosów, które, na co dzień czarne i potargane, potrafiły nagle zmienić kolor na inny. I bez względu na to, jak długo matka próbowała ujarzmić je grzebieniem, miały tendencje do sterczenia na wszystkie strony.
Jej dzieciństwo było tak magiczne, jak tylko można było sobie wymarzyć. Często zapuszczała się do Doliny Godryka, a wraz z innymi czarodziejskimi dziećmi mogła całymi dniami ganiać po okolicy, zarówno po wiosce, jak i otaczających ją łąkach i wrzosowiskach. Nie tylko czarodziejskimi – rodzice nie zabraniali jej zabaw i z dziećmi mugoli, choć ze względu na metamorfomagię musiała zachowywać dużo większą ostrożność niż rodzeństwo i w te dni, kiedy jej napady były wyjątkowo częste, nie mogła chodzić w miejsca gdzie bywali mugolscy mieszkańcy wioski. Wtedy z żalem pozostawała w Popielniczce lub bawiła się za domem, taplała w pobliskim stawie albo odwiedzała krewnych ze strony matki, którzy również mieszkali w Dolinie. Zapraszanie mugolskich kolegów do pełnej czarodziejskich przedmiotów Popielniczki również odpadało. Zimą było łatwiej, gdy zmieniającą kolor czuprynę można było ukryć pod zrobioną na drutach przez mamę czapką, a sporą część twarzy owinąć szalikiem. Lubiła zresztą te zimowe zabawy na śniegu, budowanie śnieżnych fortów, lepienie bałwanów, obrzucanie się śnieżkami czy ślizganie się po oblodzonych ścieżkach. Na szczęście im była starsza, tym mniej było nagłych przemian i mogła pozwalać sobie na więcej, jeśli chodzi o wyjścia do wioski i zabawy z dzieciakami.
Wszędzie jej było pełno, a stan jej ubrań i kolan często mógł budzić trwogę. Poza lataniem Jamie szczególnie upodobała sobie wspinanie się na drzewa lub na dach rodzinnego domu. Ciągnęło ją do wysokości, w przestworza. Na dach można było wydostać się przez okno w korytarzu na górze. Znajdowała się tam stosunkowo płaska przestrzeń, na której można było się położyć i patrzeć w niebo. Często wykradała się tam w letnie noce, gdy z powodu nadmiaru nagromadzonej energii nie potrafiła zasnąć. Kiedyś jeden z braci dla żartu zatrzasnął ją tam, za co ona następnego dnia ukradła mu miotłę – większą i lepszą od jej własnej, na której latało się znacznie lepiej i szybciej. Ich dzieciństwo pełne było takich wzajemnych złośliwostek, ale przy innych zawsze stali za sobą murem i gdyby było trzeba, jedno za drugim wskoczyłoby w ogień.
Starsze rodzeństwo po kolei wyjeżdżało do Hogwartu. Najpierw jeden brat, potem drugi – Henry, który był ich rodzinną mądralą zapatrzoną w swoje książki, jednak ją w początkowych latach życia książkami można było wygonić. Mimo to, kiedy zabrakło go w rodzinnym domu naprawdę za nim tęskniła, bo wiedziała że zawsze mogła na nim polegać, gdy miała jakiś problem. Ale w domu pozostawała nadal młodsza siostra, a w sąsiedztwie – mnóstwo dzieciaków, z którymi mogła spędzać czas, w domu pojawiając się tylko na posiłki. Wokół Doliny Godryka było dużo ustronnych miejsc, gdzie można było grać w miniquidditcha i inne czarodziejskie gry. Wiele problemów, takich jak wojna która wybuchła parę lat przed jej wyjazdem do szkoły zwyczajnie to miejsce ominęło. Z jej punktu widzenia (a wciąż była wtedy dzieckiem) wydawała się czymś odległym i nie do końca zrozumiałym, nie była częścią jej świata wciąż skupionego na zabawach z rodzeństwem i znajomymi. Rodzice oszczędzali jej przykrych wieści, nawet ojciec, zapewne za prośbą matki, wstrzymywał się od głośnego omawiania poważnych i nieodpowiednich dla dzieci spraw podczas wspólnych posiłków.
Dopiero po latach miała w pełni zrozumieć, jak trudny był ten czas dla wielu czarodziejów i mugoli, choć i wtedy, dostrzegając niepokój rodziców, starała się psocić mniej i więcej im pomagać. Gdy starsi bracia wyjechali do szkoły czasem w ich zastępstwie roznosiła eliksiry tworzone przez matkę do sąsiadów, którzy ich potrzebowali, chociaż jej samej nigdy nie ciągnęło do kociołka i ku rozczarowaniu mamy nie chciała uczyć się sztuki tworzenia mikstur. Jednak i tak czasy te kojarzyły się przede wszystkim z dzieciństwem w ukochanej Dolinie Godryka, która zawsze miała być jej prawdziwym domem, a także ze snuciem pierwszych marzeń i czekaniem na sowę z Hogwartu.
Bracia przysyłali ze szkoły listy, w których chwalili się przygodami, jakie przeżywali. Jamie zazdrościła im i z niecierpliwością czekała na własny list – a po trójce starszych, już wyprawionych do szkoły dzieci matka chyba przywykła do przechodzenia przez ten etap i nawet nie miała siły jej ganić za liczne pytania i coraz bardziej niecierpliwe spojrzenia rzucane w okna im bliżej było do jedenastych urodzin. Osiemnastego czerwca 1943 roku na parapecie jej okna wylądowała sowa, a Jamie natychmiast porwała list i trzęsącymi się z przejęcia dłońmi otworzyła kopertę. Jak większość magicznych dzieci czekała na wyjazd do Hogwartu, a także na magiczne zakupy, choć w jej przypadku miały być dość skromne, bo większość książek i przyborów otrzymała po starszym rodzeństwie. Nowe miały być tylko szaty i różdżka – a także własna miotła, o którą ubłagała rodziców, już nie dziecięca, a prawdziwa, choć jako że McKinnonowie nie byli bogaci nie był to jeden z najlepszych modeli. Miotła była przeciętna – ale nowa i co najważniejsze własna. Niestety nie mogła jej zabrać ze sobą do Hogwartu na pierwszym roku, więc nacieszyła się nią przez lato, z ogromnym żalem rozstając się z nią kiedy nadszedł pierwszy września. Ale jej żal trwał krótko – bo przecież wyjazd do Hogwartu wraz ze starszym rodzeństwem stanowił znakomitą rekompensatę, zwłaszcza że od tego momentu będzie mogła nie tylko oglądać, ale także używać swojej różdżki, która od czasu zakupu spoczywała bezpiecznie w pudełeczku, niekiedy wyciągana stamtąd ciekawymi palcami i oglądana ze wszystkich stron.
Pierwszego września podczas podróży zawarła nowe znajomości, w końcu oprócz dzieci z Doliny Godryka do szkoły jechało także mnóstwo innych, nieznanych jej wcześniej. Jamie była jednak osobą kontaktową i towarzyską, więc znajdowanie nowych relacji nie sprawiało jej problemów. Nie miała też dla niej znaczenia czystość krwi – w rodzinnym domu wpojono jej wiarę w równość i w to, że nie krew i nazwisko świadczy o wartości czarodzieja, a to, jakim był człowiekiem. W pociągu do Hogwartu oprócz poznania kilku przyszłych przyjaciół, poznała też i przyszłych wrogów, którzy po ceremonii przydziału przybrali zielono-srebrne barwy Slytherinu.
Od dawna zastanawiała się gdzie trafi, biorąc pod uwagę, że w jej rodzinie byli członkowie różnych domów. Ale Tiara Przydziału nad jej przyszłością w szkolnych murach nie zastanawiała się długo. Chwilę po tym, jak opadła na potargane czarne włosy wykrzyknęła głośno „Gryffindor!”. Być może to wpływ genów rodziny matki – Jamie miała w sobie całkiem sporo z Potterów i to nie tylko pod względem wyglądu. Nie bała się czekających ją lekcji, zdążyła już sporo usłyszeć zarówno o nich, jak i o nauczycielach. Wśród Gryfonów czuła się naprawdę dobrze, odnajdując wśród nich swój drugi dom, choć nie popsuło to relacji ze starszym bratem należącym do Ravenclawu, nadal mogli się widywać poza pokojami wspólnymi. I jak na Gryfonkę przystało nie raz i nie dwa wdawała się w konflikty ze Ślizgonami, kilkukrotnie zwieńczone szlabanami. Miała dość krewki temperament, choć z czasem nauczyła się panować nad sobą, zwłaszcza odkąd mogła zapisać się do drużyny quidditcha i miała gdzie pozbyć się nadmiaru energii.
Zgłosiła się na sprawdziany do drużyny już na drugim roku, choć spędziła go w składzie rezerwowym. Chciała występować w pełnym, ale przez wzgląd na chwilowy brak miejsc grzała ławę – ale nawet bycie rezerwowym członkiem pozwalało jej zabrać do szkoły miotłę i czasem trenować z drużyną lub samotnie latać po pustym boisku, a to już było coś.
Jej zmorą była za to historia magii – większość tych zajęć przesypiała, bazgrała na pergaminach lub rozmyślała o lataniu i wszystkim co tylko nie było wojnami olbrzymów i goblinów. Daty dawnych wydarzeń i inne tego typu informacje uparcie nie chciały pozostać w jej głowie na dłużej. Nigdy nie polubiła się też z eliksirami, kilkukrotnie popisując się widowiskowymi wybuchami kociołka. Zdecydowanie nie odziedziczyła nawet ułamka talentu ani zamiłowań po matce, dużo bardziej przypominając swoją ciotkę Davinę, zawodniczkę quidditcha. Była prawdopodobnie zbyt w gorącej wodzie kąpana do czynności wymagających dużej precyzji i cierpliwości, i zawsze dodawała czegoś za mało, za dużo albo za szybko. W tamtych latach nie ciągnęło jej do nauki teorii w jakiejkolwiek postaci, zawsze wolała zajęcia praktyczne, jak quidditch, obrona przed czarną magią czy uroki. Czasem śmiała się z Henry’ego, że najwyraźniej zgarnął przydział zamiłowania do nauki regułek i skomplikowanych dziedzin także za nią, bo jego numerologiczne zapiski były dla niej całkowicie niezrozumiałe.
Ze względu na swój talent metamorfomagii musiała też przyłożyć się do transmutacji. To właśnie w Hogwarcie, korzystając ze wskazówek nauczyciela, uczyła się panować nad swoim talentem, po zajęciach często zamykając się w dormitorium z lustrem i ćwicząc świadome zmienianie rysów twarzy, co z wiekiem przychodziło jej z coraz większą łatwością i coraz rzadziej zdarzały jej się sytuacje, gdy pod wpływem emocji jej włosy zmieniały kolor.
W roku czterdziestym piątym roku doszło do brzemiennego w skutkach pojedynku Dumbledore’a z Grindelwaldem, którego niepomyślny finał sprowadził wojnę czarodziejów również do Anglii, zasiewając w czarodziejach strach – a Jamie była już wtedy dostatecznie duża, by rozumieć, jak groźna była to sytuacja, choć jako że spędzała większą część roku w szkole znajdowała się stosunkowo daleko od zagrożenia. W letnie wakacje mające miejsce bezpośrednio po tym wydarzeniu nie raz widziała jednak ludzi przychodzących do Popielniczki – jej ojciec, były już auror, który z powodu rozwijającej się sinicy jakiś czas temu musiał zrezygnować z czynnej służby, nie zamierzał siedzieć z założonymi rękami i czekać na cud. Jamie na ogół starała się im nie przeszkadzać, choć kilka razy ojciec przeganiał ją, gdy próbowała zaspokoić ciekawość i podsłuchiwać pod drzwiami. Nawet jeśli była dużo bardziej świadoma niż w dzieciństwie, mając lat trzynaście nadal była zbyt młoda i nieprzydatna, poza szkołą nie mogła nawet czarować, zresztą ojciec starał się trzymać ją i najmłodszą z rodzeństwa z dala od niebezpieczeństw, poczuwając się do roli obrońcy swojej rodziny wolącego samotnie mierzyć się z konsekwencjami swoich działań. Znowu więc ograniczono ją do roznoszenia eliksirów od matki, bo młode i gryfońskie serce wyrywało się do pomocy choćby w takiej formie, by choć odrobinę odciążyć bliskich.
W trzeciej klasie, przez wzgląd na utrzymujący się brak miejsc na stanowisko ścigającej i szukającej, została pałkarzem. Jak na swój wiek i płeć była naprawdę wysoka, przez co czasem rówieśnicy nazywali ją żyrafą, bo przerastała nawet niektórych chłopców. Jej niesforna czarna czupryna długo wystawała ponad większość rówieśników, póki koledzy z wiekiem nie zaczęli jej przerastać. Zapisała się także do Klubu Pojedynków, doskonaląc swoje umiejętności w obronie i urokach.
Kiedy nie ćwiczyła latania, pojedynków ani nie odrabiała lekcji lubiła włóczyć się po zamku i przylegających do niego błoniach. Lubiła czasem znikać, poszukując nowych tajemnic szkoły. Zdarzało jej się nawet wymykać nocami. Zwykle jednak udawało jej się uniknąć przyłapania, choć gdy raz do tego doszło, słysząc podążające za nią kroki nauczyciela przybrała twarz jednego ze swoich ślizgońskich wrogów. Jak można się spodziewać przez wzgląd na wiek i wciąż niskie umiejętności była to przemiana na tyle nieudolna, że została rozpoznana i ukarana szlabanem oraz utratą punktów.
Każdego kolejnego lata również wracała na wakacje do Doliny Godryka, zawsze witając rodzinny dom z entuzjazmem i radością. To tu byli rodzice, rodzeństwo a także znajome zakątki oraz przyjaciele. Cóż z tego, że wielu z nich widywała także w szkole? Kiedy jej młodsza siostra również rozpoczęła naukę, Jamie czuła się za nią w pewien sposób odpowiedzialna, wczuwając się w rolę tej starszej, próbującej z różnymi skutkami dawać dobry przykład, zwłaszcza że najmłodsza z piątki była obdarzona delikatniejszym i łagodniejszym usposobieniem.
Na początku piątego roku wywalczyła sobie wreszcie upragnione przejście z pozycji pałkarza na ścigającą. Zdobywanie punktów podobało jej się dużo bardziej niż odbijanie tłuczków. Piąty rok oznaczał także sumy i konieczność zastanowienia się nad swoją przyszłością na poważnie. Plany Jamie zmieniały się średnio co kilka dni. Raz mówiła, że może zostanie aurorem jak ojciec (choć tak naprawdę nigdy jej do tego nie ciągnęło), by niedługo później już mówić o łamaniu klątw i poszukiwaniu artefaktów. Chciała podróżować po odległych krainach, przeżywać przygody i szukać schowanych dawno temu przedmiotów – zupełnie jak w książkach przygodowych, które czytywała przez wakacje, bo z wiekiem w końcu przekonała się do czytania (nawet jeśli od poważnych naukowych ksiąg nadal stroniła, podobnie jak od nudnych, rzewnych romansideł). Chociaż ten plan ostatecznie wypalić nie mógł, bo uzyskała ze starożytnych run zbyt niską ocenę. Quidditch? Przy swoim ukochanym sporcie, o którym marzyła w dzieciństwie, zatrzymała myśli na dłużej, wyobrażając sobie zostanie zawodniczką którejś z brytyjskich drużyn. Praca w ministerstwie wydawała się czymś nudnym i pozbawionym odpowiedniej dawki emocji. Pewnie rzuciłaby staż najwyżej po miesiącu, a i to wydawał się bardzo długi okres. Nauka również jej nie pociągała, nie była tak mądra jak starszy brat. Za to pójście w ślady ciotki, która jakiś czas temu zdążyła przejść na sportową emeryturę, brzmiało jak coś o wiele bardziej stworzonego dla niej, tym bardziej że zawsze miały dobry kontakt i Jamie od dziecka w każde wakacje była zabierana na mecze Harpii. Rodzice tak naprawdę nigdy nie próbowali im niczego w tym względzie narzucać – mogli szukać własnych ścieżek i uczyć się na błędach dopóki działali zgodnie ze swoim sumieniem. Choć Jamie bywała na bakier ze szkolnym regulaminem, ojciec już w dzieciństwie wyrobił w niej silny kręgosłup moralny i nigdy nie myślała o robieniu naprawdę złych rzeczy – takich gorszych od wymykania się nocą z dormitorium czy podkradania słodyczy z kuchennej szafki przed podwieczorkiem.
Kiedy ona walczyła z trudami szkolnej rzeczywistości, jej starsze rodzeństwo układało sobie życie poza murami zamku. Henry, ich rodzinna mądrala, młodo się ożenił i choć Jamie gorąco kibicowała jego szczęściu i w wakacje regularnie bywała w jego nowym domu, a nawet uczynnie pomagała w urządzaniu go, jego szczęście nie trwało długo, a żałoba dotknęła w jakiś sposób wszystkich McKinnonów.
Po zdaniu sumów kontynuowała naukę na szóstym i siódmym roku, z ulgą rozstając się ze znienawidzoną historią magii i eliksirami, z których otrzymała kiepskie oceny. Jej wyniki nie należały do najwyższych, choć naprawdę dobrze poradziła sobie z obroną przed czarną magią i urokami. Nadal pojedynkowała się w klubie i latała w drużynie Gryffindoru, zdobywając dla lwów naprawdę dużo punktów, wskutek czego na szóstym roku otrzymała odznakę kapitana drużyny. Końcówka jej edukacji upłynęła dość spokojnie i bez poważniejszych przeciwności.
Lato po ukończeniu szkoły było czasem kiedy, zachłysnąwszy się początkami dorosłości, zaczęła chodzić na sprawdziany do różnych drużyn quidditcha. Choć marzyła o Harpiach, początkowo miała zamiar przyjąć jakąkolwiek propozycję, żeby tylko grać, doskonalić swoje umiejętności i w przyszłości, gdy już się zasłuży, starać się o awans do wymarzonej drużyny. Trwało parę miesięcy zanim postanowiono przyjąć ją na rezerwową do Os z Wimbourne. Wiele jej znajomych ze szkoły w tym czasie podejmowało staże w ministerstwie i rozglądało się za bardziej praktycznymi i życiowymi zajęciami, podczas gdy ona miesiącami trenowała w każdą pogodę, a podczas meczy grzała ławę, czekając na swój wielki dzień. Ten w końcu nadszedł, gdy okazało się, że jedna ze ścigających podczas treningu doznała poważnego urazu i do głównego składu wystawiono Jamie. Pierwszy mecz zakończył się sukcesem, więc kiedy okazało się, że zawodniczka którą zastąpiła nie mogła w najbliższym czasie powrócić do rozgrywek, Jamie zaczęła grać w pierwszym składzie już na stałe.
Ale jak to w życiu bywało i od niej któregoś dnia odwróciło się szczęście. Miało to miejsce jakiś rok po dostaniu się do pierwszego składu. Tamtego dnia, podczas meczu ze Strzałami z Appleby, miała miejsce silna burza, podczas której widoczność była tak kiepska, że nawet posiadając ponadprzeciętnie rozwinięty zmysł spostrzegawczości trudno było odróżnić zawodników swojej drużyny od przeciwników, nie mówiąc o dostrzeżeniu piłek. Jamie miała wtedy jakieś dwadzieścia lat i, będąc przepełnioną młodzieńczą brawurą, nie zrażała się trudnymi warunkami. Te miały dla niej jednak inne plany – oberwała tłuczkiem w głowę, a chwilę później silny podmuch wiatru cisnął ją na jeden ze słupków na którym znajdowały się pętle. Po tym wypadku spędziła przeszło tydzień w Mungu, ale jego skutki w postaci regularnych bólów głowy i pogruchotanych przy zderzeniu żeber doskwierały jej jeszcze przez kilka miesięcy mimo obficie zażywanych eliksirów leczniczych. Pewne było, że na jakiś czas musiała zawiesić karierę i że jej powrót do Os stał pod znakiem zapytania.
Ale nie spędziła tego czasu zupełnie bezczynnie. Ciotka Davina, która po zakończeniu sportowej kariery została pisarką i podróżniczką, zabrała ją ze sobą do Ameryki, zupełnie innej od tego, co znała ze swojej angielskiej codzienności. Większość tego niezbyt długiego pobytu spędziła w Nowym Jorku, wspaniale się tam bawiąc. Wraz z krewną korzystała z uroków młodego życia, oczywiście w granicach przyzwoitości. Chociaż w Anglii, gdy już wyrosła z okresu dziecinnego i nastoletniego niepanowania nad darem starała się nim nie chwalić, podczas tych miesięcy dość często korzystała z umiejętności, przybierając różne twarze, doskonaląc umiejętność ich używania coraz bardziej.
Wróciła do Anglii parę miesięcy później, wzbogacona w nowe doświadczenia i album pełen ruchomych zdjęć. Bóle głowy ustąpiły, jej organizm na tyle zregenerował się po kontuzjach że mogła znowu zacząć trenować latanie, a wkrótce później ponownie ubiegać się o miejsce w którejś z drużyn. Ale nie wróciła już do Os, a od razu zaczęła starać się o miejsce w rezerwowym składzie Harpii z Holyhead, gdzie przyjęto ją mając w pamięci jej dobre występy dla Os sprzed wypadku, a także ciotkę, która była naprawdę dobrą zawodniczką tej drużyny i szepnęła odpowiednie słowa tu i ówdzie (choć Jamie zawsze wolała myśleć, że zawdzięczała przyjęcie przede wszystkim sobie i swoim umiejętnościom). Po kilku miesiącach grania w rezerwie znalazła się w stałym składzie, gdy jedna ze ścigających odeszła na sportową emeryturę.
Oczywiście Jamie również zdawała sobie sprawę, że to nie jest zawód na długie lata, wykonywany aż do starości. Quidditch był sportem młodych, i choć obecnie była w dobrym wieku i formie, to wiedziała, że za kilka, góra kilkanaście lat będzie musiała znaleźć sobie inne zajęcie, kiedy na jej miejsce pojawi się inna, młodsza dziewczyna. Póki co unikała jednak myślenia o tym na poważnie, ciesząc sie dniem dzisiejszym i korzystając z tego co miała, grając dla Harpii najlepiej jak potrafiła. Miała przecież wiele czasu, by przemyśleć swoją przyszłość i zastanowić się, co dalej, kiedy jej młodość i forma przeminą, i nadejdzie czas znalezienia sobie normalnego zajęcia.
Grając wśród Harpii, w jedynej w pełni żeńskiej drużynie quidditcha w Wielkiej Brytanii, odnosiła kolejne sukcesy, choć oczywiście nie zawsze było kolorowo i czasem należało przełknąć gorycz porażki. Przeprowadziła się nawet do Walii i zamieszkała z jedną ze współzawodniczek, by mieć bliżej na treningi, poza tym chciała na pewien czas wyfrunąć z rodzinnego (nawet jeśli ukochanego) gniazda i posmakować samodzielności. Kolejne dwa lata upływały jej właśnie na tym – treningach, meczach, odwiedzinach u bliskich, spotkaniach z przyjaciółmi i niekiedy, podczas dłuższych przerw między kolejnymi sezonami quidditcha – przemierzaniu Wysp Brytyjskich wzdłuż i wszerz na miotle. Podczas takich wypadów, dokonywanych zazwyczaj z inną twarzą i zmyślonym imieniem (niekiedy przybierała nawet postać mężczyzny), nocowała w wynajmowanych pokojach nad pubami, poznawała nowych ludzi i nowe miejsca. Bawiła się, w końcu była młoda i jeszcze nie śniła, co przyniesie nadchodzący 1956 rok.
Poprzednie względnie spokojne lata po ostatniej wojnie najwyraźniej były jedynie ciszą przed burzą – i to dosłownie. Mimo bycia córką aurora przez lata starającego się walczyć z porządkami Grindelwalda nigdy nie interesowała się wielką polityką ani działalnością ministerstwa i często nawet nie pamiętała kto aktualnie był u władzy. Lecz antymugolskie reformy nie spotkały się z jej sympatycznym przyjęciem – była w końcu wychowywana bardzo tolerancyjnie, w poszanowaniu równości bez względu na status krwi, a wśród jej przyjaciół i znajomych znajdowały się również osoby mugolskiego pochodzenia i nigdy nie czuła, że były w jakiś sposób gorsze. Na tym jednak się nie skończyło – pierwszego maja nadeszły anomalie, wywracające magiczny porządek do góry nogami i sprawiające, że nawet rzucanie dobrze znanych zaklęć stało się niebezpieczne. Dochodziło także do komplikacji pogodowych, przez które gra w quidditcha spotykała sie z utrudnieniami i niekiedy treningi były odwoływane lub przekładane, choć przecież dawniej nikt nie miał w zwyczaju przejmować się pogodą. Podczas jednego z meczy rozgrywanych podczas anomalii zniszczeniu uległa jej sportowa miotła, ale że chwilowo nie stać jej na równie dobry model musiała zadowolić się podstawowym.
Jakby tego było mało – pod koniec czerwca spłonęło Ministerstwo Magii z dziesiątkami ludzi w środku, w tym jej ojcem, który mimo emerytury akurat załatwiał jakieś sprawy w ministerstwie i poległ, próbując ratować innych. To wydarzenie, utrata bliskiej osoby która tak wiele ją nauczyła, dobitnie uzmysłowiło dotychczas skupionej na rozwijaniu swojej sportowej kariery Jamie, jak bardzo poważna była sytuacja i że ich świat stał u progu kolejnej wojny. A ona, już dorosła, mogła robić coś więcej niż tylko próbować podsłuchać rozmowy starszych czy pomagać matce w dostarczaniu mikstur do innych mieszkańców Doliny Godryka.
By być bliżej bliskich mimo utrudnień w transporcie zdecydowała się przeprowadzić z powrotem do Popielniczki. Choć sama była dorosła, samodzielna i nie potrzebowała opieki, wolała mieć oko na bliskie osoby, o nie martwiąc się bardziej niż o siebie, zwłaszcza o mamę, która mocno przeżyła utratę męża, młodszą siostrę, a także o Henry’ego, któremu życie i tak rzucało zbyt wiele kłód pod nogi. Stała się bardziej odpowiedzialna, a słysząc jakieś niepokojące odgłosy chwytała różdżkę, którą nauczyła się, mimo anomalii, mieć zawsze pod ręką. Czyżby zaczęła podłapywać pewne nawyki od ojca? Bardzo jej go brakowało i żałowała, że przez ostatnie lata często mocniej skupiała się na sobie niż na bliskich.
To wszystko – anomalie, antymugolskie nastroje oraz śmierć ojca i wielu innych niewinnych ludzi w szatańskiej pożodze sprawiło, że Jamie musiała nieco przewartościować swoje życiowe priorytety i zrozumieć, że są ważniejsze rzeczy niż quidditch, podróże i dobra zabawa. W czasach jakie nadeszły nie chciała być bierna i odwracać wzroku od tragedii, chciała pomagać tym, którzy tego potrzebowali. Jeden z przyjaciół powiedział jej o Zakonie Feniksa i tym sposobem początkiem listopada 1956 roku została sojuszniczką organizacji.
Statystyki i biegłości | |||
Statystyka | Wartość | Bonus | |
OPCM: | 15 | +5 (różdżka) | |
Zaklęcia i uroki: | 11 | 0 | |
Czarna magia: | 0 | 0 | |
Magia lecznicza: | 0 | 0 | |
Transmutacja: | 5 | 0 | |
Eliksiry: | 0 | 0 | |
Sprawność: | 11 | +2 (waga) | |
Zwinność: | 20 | +10 (aktywność) | |
Język | Wartość | Wydane punkty | |
angielski | II | 0 | |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty | |
Anatomia | I | 2 | |
Kłamstwo | I | 2 | |
ONMS | I | 2 | |
Perswazja | I | 2 | |
Starożytne Runy | I | 2 | |
Spostrzegawczość | III | 25 | |
Ukrywanie się | I | 2 | |
Zielarstwo | I | 2 | |
Zręczne ręce | I | 2 | |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty | |
Wytrzymałość Fizyczna | II | 5 | |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty | |
Zakon Feniksa | - | 1 | |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty | |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty | |
Quidditch | III | 25 | |
Pływanie | I | 0,5 | |
Latanie na miotle | II | 7 | |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty | |
Metamorfomag | - | (+0) | |
Reszta: 0,5 |
Ostatnio zmieniony przez Jamie X dnia 21.06.19 20:40, w całości zmieniany 5 razy
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzał: Tristan Rosier
[02.07.19] Ingrediencje (listopad/grudzień)
[25.09.19] Ingrediencje (styczeń-marzec)
[02.04.20] Ingrediencje (kwiecień-czerwiec)
[28.08.19] Rozwój biegłości: anatomia (0 -> I), -2 PB z reszty
[11.11.19] Wsiąkiewka (sty-mar): +2 PB
[11.05.20] Wsiąkiewka kwiecień - czerwiec +2PB
[15.05.20] Zakup 3 punktów biegłości; wykorzystanie 6 PB do podniesienia latania na miotle na II
[03.07.19] Wykonywanie zawodu (listopad/grudzień), +50 PD
[15.07.19] Wsiąkiewka (listopad/grudzień), +90 PD, +2 PB
[17.07.19] Zdobycie osiągnięć: Do wyboru, do koloru, Obieżyświat, Deflorator, +90PD
[16.08.19] Wykonywanie zawodu (sty/lut/mar): +50 PD
[16.08.19] Rozwój postaci: +3 opcm, +1 sprawność
[18.08.19] Zakup zaklęć ochronnych: Bubonem, Cave inimicum, Repello Mugoletum, -0 PD
[28.08.19] [G] Zakupy: miotła bardzo dobrej jakości, -300 PM
[24.09.19] Klub pojedynków (styczeń), +10 PD
[02.10.19] Zdobycie osiągnięcia (Mały pędzibimber), +30 PD
[14.10.19] Zdobycie osiągnięcia (Złoty myśliciel) +30 PD
[11.11.19] Wsiąkiewka (sty-mar): +90 PD
[25.12.19] Rozwój postaci: +3 uroki, -240 PD
[27.01.20] Zdobycie osiągnięcia: +30 PD
[13.02.20] +75 PD, wydarzenie
[22.02.20] Rejestracja różdżki
[26.02.20] Wykonywanie zawodu (kwiecień-czerwiec): +50 PD
[22.03.20] Klub pojedynków (marzec), +30 PD
[22.03.20] Zdobycie osiągnięcia (nieugięty), +30 PD
[11.05.20] Wsiąkiewka kwiecień - czerwiec +90PD, +2PB
[15.05.20] Rozwój postaci: zakup 3 punktów biegłości i punktów statystyk do uroków - 390 PD
[22.06.20] Zdobycie osiągnięcia (Weteran, Ostrożny sprzymierzeniec), +130 PD