Amodeus Carter "Prince"
Nazwisko matki: Prince
Miejsce zamieszkania: Przytulny domek w Dolinie Godryka.
Czystość krwi: Jeśli ktoś by go spytał, odpowiedziałby, że czysta (ze skazą), nigdy nie został uznany przez ród, właściwie to nie wie, czy rodzina ojca jest świadoma jego istnienia. Ludzie, którzy pamiętają go ze szkolnych lat, a jest ich niewielu, myślą że jest półkrwi.
Zawód: Obecnie pracuje u Borgina & Burke’a, stanowisko sprzedawcy-księgowego i co tam jeszcze sobie szefy wymyślą. Ukończył czteroletni staż w Ministerstwie Magii w Urzędzie Łączności z Goblinami, rozpoczął drugi w Służbie Administracyjnej Wizengamotu, ale po dwóch miesiącach go rzucił. W wolnych chwilach teoretyk magii, początkujący pisarz.
Wzrost: 177 cm
Waga: 71 kg
Kolor włosów: Brąz
Kolor oczu: Niebiesko-szare
Znaki szczególne: Stara się wymazać swoją przeszłość. Z tych bardziej fizycznych, spora blizna po poparzeniu na klatce piersiowej.
12 i 1/4 cala, dość giętka, pazur nundu, daglezja
Ravenclaw
Sroka
Biologiczny ojciec, mówiący mu, że go nie chce.
Zapach pergaminu, starego kurzu i atramentu.
On, przytulony do ojca, otoczony kochającą rodziną.
Magia, zaklęcia, wiedza!
Ta, gdzie są najładniejsze zawodniczki i najprzystojniejsi zawodnicy.
Czytanie ksiąg na czas.
Nie słucha, uważa to za stratę czasu.
Adrien Sahores
Zrozumienie początków rodziny Amodeusa jest strasznie trudne. I nie jest to wyolbrzymienie. Z pozoru normalna, kochająca rodzina, która wiodła spokojne życie. Matka, czarownica z czysto krwistego rodu Prince, która zakochała się w mugolu, biologu o nazwisku Carter. Wydawałoby się, że historia jak wiele innych. Dwójka ludzi zakochuje się w sobie pomimo różnic, jakie ich dzielą. Bez aprobaty rodziny uciekają razem, zamieszkują na jakimś wygwizdowie, mają dwójkę wspaniałych dzieci. Szczęście, radość, sielanka. Niestety nie. Matka głównego bohatera była zaręczona, to po pierwsze. Narzeczony, wyniosły szlachcic, który zapragnął odświeżenia krwi swego rodu, przyjmuję dziewczę z nieszlachetnego domu. Wszystko wydawałoby się jak najnormalniejsze. Fakt, kobieta nie była zadowolona z tego powodu, a małżeństwo ustalili jej rodzice, ale to nic nadzwyczajnego w czasach, których żyli, prawda? Dochodzi nawet do... ocieplenia stosunków, mogłoby się wydawać i to jeszcze przed ślubem. Aż tu panna młoda postanawia uciec, z pożal się boże mugolem do tego! Skandal, po prostu skandal. Para zaszywa się w niewielkiej chatce, z dala od wszelkich ludzi, po czym rodzi się Amodeus. Niewinne dzieciątko, tak bardzo podobne do swego ojca, na jego nieszczęście i ku rozpaczy matki, nie był nim mugol. Kim był ojciec dziecka? Oczywiście, nie jest to wiadome. W końcu żaden porządny szlachcic nie chwaliłby się, tym że jakieś głupie dziewczę porzuciło go i to tuż przed ślubem! A ten konkretny jegomość nie był żadnym wyjątkiem, więc nie zrobił tego. Natomiast matka nigdy nie zdradziła nazwiska, a i sam sekret przyjścia na świat swego syna, ukrywała przed nim przez 17 lat, zapewne robiłaby to dużo dłużej, ale... o tym troszkę później.
Narodził się Amodeus, pierworodny państwa Carter. Nastaje pewien dziwny, pełen napięcia okres. Spowodowany był oczekiwaniem. Na co? Według pana Cartera na dar, który mógł obudzić się w dziecku w każdej chwili. Jego własna, tchórzliwa matka miała zdecydowanie inne zdanie na temat magii. Dla niej, najlepiej by było, gdyby jej syn urodził się charłakiem. Tak, takiego typu kobietą była i dokładnie tego życzyła swemu synowi. Ku jej nieszczęściu stało się inaczej. Magia towarzyszyła młodemu Deanowi odkąd pamiętał, właściwie to nie miał wspomnienia, w którym nie posiadałby tej niezwykłej umiejętności. Jego talent ukazał się bardzo wcześnie, nawet jak na dziecko z czystej, szlachetnej krwi. Nie miał nawet roczku, kiedy potrafił już przywoływać i ciskać zabawkami z łóżeczka. Wielki plan, aby odizolować się od magicznego świata i posłać swą latorośl do mugolskiej placówki spalił na panewce, bo niby jak wytłumaczyć mugolom, że to całkiem normalne, kiedy dziecko potrafi sprawić, żeby jego koledzy zaczęli lewitować albo tupecik pana Smitha sam się podpali.
Amos powoli rósł. Niestety w okolicy swojego małego, ciasnego domku nie znajdował się żaden jego rówieśnik. Właściwie to rejon te miał poważny deficyt w istoty ludzkie lub jakiekolwiek inne, inteligentne stworzenia. Za towarzystwo zabaw miał jedynie starego, wyliniałego kuguchara oraz ślepą na jedno oko sowę matki, która, mógłby przysiąc, próbowała go kilka razy zadziobać na śmierć i odgryź nos. Czas spędzał na szwendaniu się w okolicach domu, zabawie w ogródku oraz okazjonalnej nauce, kiedy matka miała dobry humor i nie patrzyła na niego jak na abominację z piekła rodem, co zdarzało jej się dość często. Chłopak miał dobre stosunki ze swoim przybranym ojcem, uwielbiał przesiadywać mu na kolanach, wysłuchiwać opowieści o przedziwnych, ponoć niemagicznych istotach i chwalić się nowymi sztuczkami czy wyczynami, takimi jak podpalenie sierści starego, nieznośnego kocura. Urodziła się jego młodsza siostrzyczka, Nevarel. Pomyślałby kto, że będzie o nią zazdrosny, w końcu matka, kiedy na nią patrzyła, nie wyglądała, jakby miała zaraz zwrócić śniadanie. O dziwo nie było tak. Dziewczynka podbiła serce swojego braciszka i od dnia narodzenia, zajęła w nim bardzo szczególne i wyjątkowe miejsce. Dzieci rosną, jak po wypiciu jakiegoś eliksiru. Nierozłączna, słodka parka, starszy brat, który wręcz uparcie nie chce odstąpić swojej siostrzyczki nawet na najmniejszą chwilkę. Nawet stosunki z jego matką trochę się ocieplają. Oczywiście, Amodeus nie miał złudzeń, to wszystko ze względu na jego siostrę. Matka skupiała się na niej, po prostu miała zdecydowanie mniej czasu na posyłanie strasznych spojrzeń synowi czy wyszukiwaniem wymówek, aby odmówić mu spędzania czasu. Uczyła ich czytać, pisać, opowiadała o magicznym świecie, czytała czarodziejskie historyjki do łóżka, a raczej robiła wszystko dla swej córeczki, która ani trochę nie przypominała znienawidzonego mężczyzny. Amo po prostu miał szczęście, załapał się na doczepkę do tego wszystkiego. Siostra o niczym nie wiedziała, bo niby skąd. Podczas tego całego kształcenia, starszy z rodzeństwa był najczęściej traktowany niczym powietrze. Z czasem pogodził się z tym, że nie ma co liczyć na jakieś ciepłe uczucia ze strony matki. Odnalazł radość w przebywaniu z siostrzyczką, ojcem oraz przede wszystkim w czytaniu. Podkradał najróżniejsze księgi, szczególnie uwielbiał te opowiadające o magii. Od czasu do czasu dostawał też jakąś od ojca, w ramach sekretnego prezentu, o którym jego matka nie wiedziała.
Dzień, w którym otrzymał list z Hogwartu był jednym z najszczęśliwszych. W końcu co mogłoby być bardziej ekscytujące, niż szkoła magii, szczególnie że tę uwielbiał od dziecka. Wiązało się to z czymś jeszcze. Po raz pierwszy Amos miał szansę, aby opuścić przeklęte wygwizdowa, na którym mieszkała jego rodzina. Dla jednych rzecz całkowicie niepojęta, jak tak można? Paranoja matki była silna, bardzo. Na całe szczęście, jego rodzice nie byli aż tak nienormalni, aby puścić małe dziecko na wielkie zakupy, które miały przygotować pierworodnego do szkolnego życia. A gdzie można kupić niezbędnik młodego czarodzieja? Ano, na ulicy Pokątnej! Niezwykłe wydarzenie, pierwszy kontakt z cywilizacją, ucieczka spod klosza. Dobrze je wspominał, kupienie różdżki u Ollivandera, ogrom podręczników oraz wyciągnięcie od ojca pieniędzy na dodatkowe pomoce naukowe, czyt. masę książek typu "1001 zaklęć, które przydadzą ci się w życiu, a nawet o tym nie wiedziałeś!". Nie było to wcale takie trudne, on sam był równie przejęty wizytą w tym jakże magicznym miejscu. Nawet zakupienie latającego szczura, sowy, która miała umilić młodemu Amosowi czas i dotrzymać towarzystwa w czarodziejskich murach zamku, nie zepsuło tego dnia. Oczywiście nie był to jedyny negatywny aspekt tej wycieczki. Przejęta rodzinka nie zauważyła, że ich ukochany synek zgubił się w trakcie szaleńczej eskapady. Niby nic wielkiego, dzieci co chwile się gubią, czasami nawet uda się je znaleźć. I jak nie trudno się domyśli, tak też stało się tym razem. Ten drobny szczegół został wspomniany, ponieważ rozpoczyna inny wątek tej historii. To właśnie w tym momencie w życiu Amodeusa pojawia się Søren Avery, członek nielicznego grona osób, które Prince darzy ciepłym uczuciem. Przyjaźń od pierwszego wejrzenia. Młody arystokrata w tym samym wieku, który pomógł mu odnaleźć nieznośną rodzinkę oraz przebrzydłe ptaszysko, a ich przygoda nie skończyła się jedynie na tym.
Hogwart okazał się dużo bardziej wspaniały, niż najśmielsze z jego przypuszczeń czy najbarwniejszy ze snów. Nie przesadziłbym, gdybym powiedział, że Dean odnalazł w nim dom, z którym niechętnie rozstawał się, podczas wakacji czy przerw świątecznych. Jedyne za czym tęsknił, to młodsza siostra, która jeszcze była za młoda, aby uczęszczać do szkoły. Rzecz jasna z początku trudno było mu się odnaleźć w tak obcym i pełnym ludzi miejscu. Pocieszenie znalazł w nauce, w końcu nie na darmo Tiara Przydziały skierowała go do Ravenclawu. Okazał się zdolnym oraz bardzo pracowitym uczniem. Nie przedobrzę stwierdzając, że na Zaklęciach i urokach, który okazał się jego ulubionym przedmiotem, już na samym starcie pozostawił resztę rocznika w tyle. Nie za bardzo radząc sobie z relacjami międzyludzkimi, oddał się w całości czytaniu książek i pisaniem długich listów do siostry, opisując w nich to, co czeka ją po jedenastych urodzinach. Więź łącząca go z Sørenem stawała się coraz silniejsza, chłopak od eliksirów z roku na rok stawał się mu bliższy. Śmiało można go określić mianem najlepszego przyjaciela. Gdy Nevarel trafiła do szkoły, z dużą niechęcią wracał do domu, a przerwy świąteczne od tamtego czasu zawsze spędzał w zamku. Nawet śmierć ojca, zdecydowanie tego lepszego rodzica, nie przekonała go do zmiany zdania. Chociaż całe wakacje spędził na pocieszaniu siostry i bieganiu za nią po wzgórzach, to za bardzo nie przejął się stanem psychicznym matki. Oczywiście, utrata ojca odbiła się na psychice chłopaka, ale nie tak mocno, jak na pozostałych członkach rodziny. Na czwartym roku Amodeus zaczął interesować się dość... kontrowersyjną dziedziną magii, jaką jest sztuka rzucania czarno magicznych klątw. Z początku bardzo nieśmiało, jakby zanurzał koniuszek palców w zbiorniku z wodą, lecz powoli, wręcz systematycznie, zagłębiał się w niej. Głównie teoria, po prostu uwielbiał czytać księgi traktujące o zaklęciach i nawet ta zakazana gałąź magii nie stanowiła wyjątku. Nie miał problemów z zdobywaniem nowych lektur, w końcu był pupilkiem nauczycieli, więc wydobycie od nich pozwolenia na buszowanie po Dziale Ksiąg Zakazanych nie było wcale takie trudne. Szczególnie profesor Slughorn nie widział w tym żadnych problemów, przecież Amos był członkiem jego prywatnej kolekcji, to znaczy Klubu Ślimaka. Jakżeby zdolny prefekt Krukonów nie miał trafić do wesołej gromadki Starego Ślimaka? Jak już wspomniałem, piekielnie dobra była z niego bestia. Również jego przyjaciel, Søren, nie miał problemu z nowym hobby kolegi. Przecież był Ślizgonem, co mówi samo przez się. Na szóstym roku miał miejsce wypadek. Chłopak w końcu nie wytrzymał, chciał przetestować długo poznawaną magię, a i zdecydowanie mniejsza ilość zajęć, w porównaniem do roku, kiedy zaliczał SUMy, przyczyniła się do tego. Po prostu miał za dużo czasu wolnego. Coś poszło nie tak, pierwsze rzucone zaklęcie nie zadziałało odpowiednio. Dosłownie, trafił sam siebie. Poza upokorzeniem, po tamtym wydarzeniu pozostała mu blizna na klatce piersiowej. Amos dał sobie wtedy spokój z czarną magią, a raczej jej praktyką, bo zdobywania wiedzy teoretycznej nie porzucił. Oczywiście, taki stan utrzymał się jedynie do końca pobytu na terenie Hogwartu.
Amodeus ukończył siódmy i ostatni, niestety, rok na Hogwarcie z bardzo dobrymi wynikami. Miał wielkie oraz liczne plany, co do swojej przyszłości. Chciał zostać teoretykiem magii, napisać parę książek, może nawet nauczać, w któreś ze szkół, zapewne w Hogwarcie. Niestety, zdawał sobie sprawę, że desperacko potrzebuje porządnej, stabilnej pracy, aby utrzymać siebie i siostrę, uwolnić się spod wpływów matki. Chciał ubiegać się o stanowisko w Ministerstwie Magii, które otworzy mu drogę ku świetlanej przyszłości. Życie jednak była przewrotne. Podczas pakowania swoich rzeczy z rodzinnego domu znalazł coś, czego zupełnie się nie spodziewał. Jego matka pisała listy adresowane do męża, głównie odnosiły się do okresu przed małżeńskiego-wczesnego dzieciństwa Amodeusa. To właśnie z nich Amos dowiedział się, że człowiek którego uważał za ojca, tak naprawdę nim nie jest. Wszystko nagle stało się jasne, obojętność matki była spowodowana tym, że jej pierworodnych syn, jak to sama określiła był: "Bękartem zrodzonym z brutalnego gwałtu oraz terroru szalonego potwora, zapatrzonego w własne bogactwo i szlacheckie pochodzenie." Nie przytaczając innych, bardziej brutalnych cytatów opisujących jej katusze, gdy musiała codziennie spoglądać na młodzieńczą replikę swojego największego koszmaru. Waga zatajanego sekretu dosłownie przygniotła młodego czarodzieja. Jak sam to określa, "pękł". Wpadł w szał, dosłownie zdemolował dużą część domu oraz okolic otaczających go. Rzucił się z różdżką na własną, znienawidzoną matkę. Intencje miał bardzo czyste, po prostu chciał ją zabić. Przed śmiercią, która niechybnie ją czekała uratowała ją... sowa. Znienawidzony zwierzak z dzieciństwa osłonił swoją właścicielkę przed wymierzoną w nią klątwę. Delikatnie to ujmując, rozleciał się na części pierwsze, pokrywając oprawce od stóp do głów we krwi oraz swoją przeklętą panią. Myśląc, że udało mu się osiągnąć zamierzony cel, Amos opuścił dom.
Wszystko działo się później bardzo szybko. Søren wysłał go za granicę, zapewniając mu miejsce jak i środki do życia. Od tamtej pory Amodeus spędził rok poza swoim ojczystym krajem. Zwiedził spory kawałek świata, nie imając się przy tym żadnej pracy, a te bywały naprawdę różne. Polował na dzikie smoki z kłusownikami, bawił się w łamacza klątw w Egipcie oraz paru innych miejscach, pisał książkę, robił za ochroniarza czy najemnika do wynajęcia, sprzedawał latające dywany i wiele, wiele więcej. Udało mu się odłożyć pokaźną sumę pieniędzy. Nie zapracowywał się na śmierć, znalazł dużo wolnego czasu na zabawę oraz poznawanie różnych, interesujących osobliwości. Po jakimś roku wrócił do kraju. Ściągnięty przez przyjaciela. Zmienił nazwisko na Prince, nie chciał mieć nic wspólnego z mugolskim ojczymem. Po tej małej podróży i zasmakowaniu czarodziejskiego świata, zaczął gardzić niemagicznymi istotami. Uważał mugoli za bardzo ciemne i niewarte uwagi stworzenia. Kupił dom w Dolinie Godryka, sprowadził do niego młodszą siostrzyczkę. Postanowił wznowić swoje plany, został stażystą w Ministerstwie Magii. Ukończył czteroletni staż w Urzędzie Łączności z Goblinami, gdzie zapoznał się dość blisko z tymi chytrymi stworzeniami oraz nauczył ich języka. Następnie rozpoczął staż w Służbie Administracyjnej Wizengamotu. Po dwóch miesiącach stwierdził, że nie jest to zajęciem dla niego. Głównie papierkowa robota, sortowanie, wypełnianie, podliczanie. Nic wielkiego, ale zawsze może się przydać. Nie wytrzymał przymilania się podstarzałym czarodziejom, którzy jedną nogą znajdowali się po drugiej stronie. Później skończył na Nokturnie, w sklepie Borgina & Burke’a. Właściwie to pracuje już tam około dwóch lat. O dziwo nie żałuje. Ma sporo czasu wolnego, godziwą pensję, kontakt z różnymi, ciekawymi ludźmi oraz dostęp do wielu nietypowych przedmiotów. W wolnych chwilach zajmuje się tym co wcześniej, zgłębia tajniki magii, stara się stać w niej jeszcze bieglejszy. Od jakiś dwóch lat próbuje opanować zdolność zmiany postaci, animagii, jak na razie opornie mu to idzie, ale są postępy. Od czasu do czasu zdarza mu się wyjechać do jakiegoś ciekawego miejsca, czasami jest to związane z pracą, a czasami w całkowicie prywatnych sprawach. Nie żałuje podjętych decyzji, chociaż zupełnie się zmienił. W jego duszy zagościł mrok, a chociaż dalej jest ciekaw wszystkiego, to po dziecięcej naiwności nie pozostał nawet najmniejszy ślad. Stał się wyrafinowany i zdecydowanie zimny. Odciął się zupełnie od poprzedniego życia, pozostawiając sobie jedynie niewielkie elementy z przeszłości. Zastanawia się nad próbą odnalezienia biologicznego ojca, jednak strach przed odrzuceniem z jego strony jest zbyt wielki, aby zrobił coś w tym kierunku... przynajmniej na tę chwilę.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 5 | Brak |
Zaklęcia i uroki: | 11 | Brak |
Czarna Magia: | 5 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 5 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 3 | Brak |
Biegłość | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Język obcy: arabski | I | 2 |
Język obcy: łacina | I | 2 |
Język obcy: gobliński | II | 6 |
Historia Magii | III | 7 |
Literatura | III | 7 |
Mocna głowa | III | 7 |
Numerologia | V | 25 |
Retoryka | IV | 13 |
Runy | II | 3 |
Silna wola | II | 3 |
Reszta: 0 |
Różdżka, 11 punktów statystyk.
I'll stop time for you
The second you say you'd like me too
I just wanna give you the Loving that you're missing...
Ostatnio zmieniony przez Amodeus Prince dnia 29.07.15 11:58, w całości zmieniany 4 razy
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
Witamy wśród Morsów
Ocalałeś, bo byłeś
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.