Antoinette Vea Cedella Shacklebolt
Nazwisko matki: Shacklebolt
Miejsce zamieszkania: hrabstwo Sussex, Anglia
Czystość krwi: Czysta szlachetna
Status majątkowy: Bogaty
Zawód: malarka
Wzrost: 155 cm
Waga: 48
Kolor włosów: czarne
Kolor oczu: ciemnobrązowe
Znaki szczególne: niski wzrost, jasnobrązowa skóra oraz piegi na policzkach bez względu na porę roku
15 cali
Slytherin, Hogwart
kot rasy devon rex
chrabąszcze które mkną w jej stronę pchając się do ust
zapach świeżo skoszonej trawy, róż i pergaminu
ona sama w sędziwym wieku
historia sztuki, jeździectwo, wróżbiarstwo, plotki i ploteczki
narodowa drużyna Anglii
jazda konna, szermierka, pływanie
muzyka klasyczna, jazz, mento
Aiyana Lewis
Moja historia na dobrą sprawę zaczęła się dwie dekady przed moimi narodzinami, kiedy to mój ojciec Eggbert Schacklebolt udał się na bal debiutantek, aby zadowolić swego ojca i choć na chwilę dostać upragniony święty spokój. Zamiast świętego spokoju kompletnie stracił serce i głowę dla młodziutkiej Cedelli Schacklebolt- kuzynki, a jakże, z wystarczająco dalekiej linii rodu, aby wybór ten nikogo nie dziwił, a wręcz przeciwnie, radował. Moja matka była niezwykłej urody kobietą. Miała szerokie biodra, dość jasną jak na rodowe standardy karnację przypominającą barwą bardziej kawę z mlekiem niż tą świeżo zmieloną i ciemne oczęta w których błyszczała inteligencja. Ojciec niestety nie był najprzystojniejszym młodzieńcem w okolicy. Jako nastolatek spadł z konia przez co dorobił się garba którego nie chciał leczyć dziadek. Twarzy też nie miał najprzyjemniejszej w odbiorze, a jego usposobienie można by określić jedynie mianem przystępnego. Nad wyraz cenił i wciąż sobie ceni święty spokój, więc wszelakie interakcje towarzyskie są dla niego swoistą katorgą, albowiem dość ma niewybrednych komentarzy odnośnie swojej wątpliwej atrakcyjności. Kryje się w nim jednak cierpliwość i łagodność która wystarczyła mojej matce by ulokować w nim uczucia i spędzić z nim resztę swojego życia. Byli ze sobą szczęśliwi i podobno było to widać na pierwszy rzut oka. Podobno. Tak przynajmniej słyszałam. Sama nigdy nie miałam przyjemności poznać swojej matki.
Urodziłam się w równonoc jesienną w towarzystwie, dość rzadkiej o tej porze roku, burzy. Przyszłam na świat przedwcześnie co moja matka przepłaciła życiem. Wybór pomiędzy dzieckiem, a matką nawet nie istniał, więc mój ojciec nigdy nie dał mi odczuć, że wysłałam jego ukochaną na tamten świat. Wręcz przeciwnie. Byłam jego oczkiem w głowie. Lubię myśleć, że wciąż nim jestem choć wiem, że nie raz wystawiłam jego cierpliwość na próbę. Jednakże nigdy niczego w życiu mi nie brakowało. Mam sześciu starszych braci i zawsze wydawało mi się, że oczekiwania rodziny zostały sprawiedliwe podzielone między dziedziców mnie pozwalając po prostu być sobą. Ojciec nigdy nie radził sobie najlepiej z kobietami, a tym bardziej z tymi które uzyskały tytuł lady, więc ciężko mu było wychować takową. Z pomocą przyszła armia opiekunek, guwernantek i ciotek które wiedziały lepiej. Kiedy jednak opuszczały posiadłość zostawałam sama z braćmi i ojcem. Zaczynały się wtedy zajęcia z szermierki, jazdy konnej i wszystko to co w teorii należy tylko do świata mężczyzn. Wraz z powrotem kobiet wracało bycie lady. Zawsze lubiłam bycie lady. Uważałam to za całkiem przyzwoitą rozrywkę. Lubiłam te owinięte w miłe słowa obelgi, lekcje historii oraz sztuki i absolutnie nic nie wnoszące dyskusje na temat moralności i przyzwoitości. Najbardziej lubiłam jednak to, że nie musiałam tym żyć cały czas. Ledwie drzwi za paniami się zamykały i z lady Antoinette Schacklebolt stawałam się Tośką która mogła założyć spodnie do jazdy konnej i rozkoszować się ciszą po godzinach spędzonych w towarzystwie piskliwego głosu ciotki Elojzy. Etykiety od dam uczyłam się odkąd sięgam pamięcią. Tak samo jak szermierki. Zawsze robiłam wszystko by dorównać swoim braciom, choć moja fizyczność była znacznie, ale to znacznie mizerniejsza. Jestem drobna i dość szczupła, a jeśli wierzyć papie to z każdym dniem przypominam bardziej kobietę której łono opuściłam.
W wieku czterech lat objawiłam światu swoją magię poprzez podpalenie kota. Oczywiście zrobiłam to absolutnie nieświadomie, a kot należał do mojego najstarszego brata który wracał wtedy po trzecim roku w Hogwarcie do domu. Pamiętam dokładnie jak strasznie zirytowała mnie obecność tego czworonożnego sierściucha który był absolutnie szpetnym egzemplarzem rasy Devon Rex, ale nosił się z taką dumą jakby cały ten świat należał do niego. Pamiętam jak swoim włochatym ogonem strącił słoiczek w którym moczyły się moje pędzle i pamiętam swoją wściekłość. Chwilę później widziałam jak ta kocia karykatura staje w ogniu, a moja opiekunka gasi ten diabelski pomiot i leci na skargę do mojego ojca. Kara za ten czyn była absolutnie okrutna: musiałam zaopiekować się tym kotem na tyle na ile było to możliwe. Przede wszystkim musiałam dokładnie smarować całe jego wątłe ciałko mazią która pomogła mu się zaleczyć. Mój brat oczywiście nie chciał już mieć Gustawa, bo tak ten czort się zwał, a wszyscy odwracali swoje głowy nie kryjąc obrzydzenia gdy tylko ex sierściuch znajdywał się w zasięgu ich wzroku. Nie mogę ich winić- wyglądał obrzydliwie, sporo gorzej niż przed byciem żywą pochodnią. Miał jednak nadzwyczaj przyjacielskie usposobienie. Pamiętam, że kiedy już doszedł do siebie na tyle na ile to możliwe (nigdy już nie porósł w pełni futrem) przychodził sam domagając się czułości. Nie wiedzieć kiedy wdarł się w moje łaski i pozostał w nich przez kolejne piętnaście lat dopóki naturalna śmierć się o niego nie upomniała.
W wieku sześciu lat pojawiły się pierwsze wizje. Urywki przyszłości które wzbudzały jedynie irytację i niezrozumienie. Pojawiały się nagle i niespodziewanie, by zniknąć równie szybko. Nie potrafiłam ich nazwać, określić słowami w jakikolwiek sposób. Wtedy w moim życiu pojawiło się na poważnie również malarstwo. Mogłam wtedy przenieść na płótno te urywki nierzeczywistości. Nigdy nie traktowałam ich poważnie. Nie miałam powodu by traktować je inaczej. Gdy pokazywałam obrazy ojcu próbując ubrać w słowa to co pojawiło się w mojej głowie zawsze słyszałam, że mam wspaniałą wyobraźnię, ale muszę zacząć ją bardziej kontrolować. By nie dać mi czasu na wymysły dołożono mi zajęć godnych prawdziwej lady: taniec, język francuski i lekcje grania na pianinie z których dziś nie pamiętam absolutnie nic. Wszystko, by wypełnić dobę pracą, abym nie miała szansy na „wymysły”. Wizje jednak powracały natarczywie prezentując mi twarze ludzi który zmienią przyszłość mojej rodziny, a zarazem moją własną. Miałam niecałe dziesięć lat i nim mój najstarszy brat poznał swoją żonę ja miałam już jej portret. Wtedy to wizje przestały być wymysłami, a stały się skarbem o który należy dbać. Ojciec zabronił mówić o tym komukolwiek, a sam nakazał informować się o pojawieniu się nowych twarzy.
Gdy przyszedł czas pójścia do szkoły dostałam dwie oferty. Jedna pochodziła z Hogwartu, którego absolwentem był mój ojciec i Beauxbanos które dumnie ukończyła matka. Wybór pozornie był tylko trudny, bo mój ojciec nade wszystko pragnął, by jego dzieci były zasymilowane z angielską elitą społeczną na tyle na ile to możliwe. Tak więc Hogwart. Nikogo nie zdziwił mój przydział do Slytherinu, albowiem cała moja rodzina była dumnym przedstawicielstwem myśli Salazara. Nie tolerowaliśmy mugoli, wierzyliśmy i wciąż wierzymy, że tylko pełnoprawni czarodzieje powinni pobierać nauki magiczne, a elita powinna być bardziej szanowana społecznie. Każdy z nas ma swoje własne ambicje które nie pozwalają w nocy spać, albowiem domagają się realizacji. Ja nie jestem inna. Chcę być docenioną artystką, aby przyszłe pokolenia znały mnie i moją sztukę. Od ukończenia szkoły nie skupiam się na niczym innym tak bardzo jak na tym pragnieniu. W szkole nie byłam zbyt uzdolniona, a przynajmniej nie uważam się za zbyt uzdolnioną magicznie. Najlepiej szło mi z zaklęć, a zdecydowanie najgorzej z zielarstwa. Nie zliczę ile kociołków eksplodowało w moich rękach. Niezaprzeczalnie lubię astronomię, ale opiekę nad magicznymi stworzeniami wolę zlecić służbie. Historia magii była nieskończenie nudna choć dość istotna, a zielarstwo zbyt skomplikowane jak na mój gust. Na szczęście nikt nie oczekiwał ode mnie wielkich wyników, albowiem wtedy uzmysłowiono sobie, że jako żona nie muszę być zbyt mądra o ile będę ładna. A urody i pychy nie można było mi nigdy odmówić. Dzięki Merlinie.
Po ukończeniu Hogwartu zostałam wprowadzona w sposób należyty na salony. Odbyłam swój bal debiutancki na którym bawiłam się doskonale, bo nie ukrywam, że bycie częścią tego świata wciąż niezmiernie mnie bawi i ekscytuje. Czasem mam wrażenie, że żyję dla plotek, lekkich uśmiechów i rozbawionych spojrzeń znad wachlarza. Żyję tymi spotkaniami, a pomiędzy nimi maluję, pływam i jeżdżę konno rozkoszując się luksusem bycia najmłodszą Shacklebolt w oczekiwaniu na księcia z bajki któremu ochoczo oddam swe serce i cnotę. Wprost nie mogę się doczekać. Wtedy nie będę musiała więcej pisać takich bezsensownych dzienników jak ten, bo ciotka Elojza straci swoją władzę nade mną. Księciuniu, błagam, uwolnij mnie.
Statystyki i biegłości | |||
Statystyka | Wartość | Bonus | |
OPCM: | 19 | 4 (rożdżka) | |
Zaklęcia i uroki: | 13 | 1 (rożdżka) | |
Czarna magia: | 0 | 0 | |
Magia lecznicza: | 0 | 0 | |
Transmutacja: | 3 | 0 | |
Eliksiry: | 0 | 0 | |
Sprawność: | 0 | Brak | |
Zwinność: | 10 | Brak | |
Język | Wartość | Wydane punkty | |
angielski | II | 0 | |
francuski | II | 2 | |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty | |
Astronomia | I | 2 | |
Kłamstwo | I | 2 | |
Retoryka | I | 2 | |
Spostrzegawczość | I | 2 | |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty | |
Ekonomia | I | 5 | |
Szlachecka Etykieta | I | 0 | |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty | |
Rycerze Walpurgii | 0 | 0 | |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty | |
Literatura (wiedza) | I | 0.5 | |
Malarstwo (tworzenie) | III | 10 | |
Malarstwo (wiedza) | II | 3 | |
Muzyka (wiedza) | I | 0.5 | |
Wróżbiarstwo | III | 25 | |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty | |
Taniec balowy | I | 1 | |
Szermierka | II | 7 | |
Jeździectwo | II | 7 | |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty | |
Jasnowidz | - | 1 (+52) | |
Reszta: 0 |