[sen] Kum-kum
AutorWiadomość
Trzynaście minut milczałem, czując na sobie surowy wzrok zbierających się powoli osób. Sprawa wyglądała na poważną, nie było co do tego wątpliwości. Najwyższy Sąd Wizengamotu to nie przelewki, co dopiero w obliczu zapłakanych i zielonych poszkodowanych. Szloch miesza się z kumkaniem w nieprzyjemny dźwięk, ale oczywiście nikt nie ma serca ich uciszyć. Typowe! Płazom zawsze wszystko uchodzi... no... płazem. Żaby i ropuchy spoglądają na mnie z wyrzutem, ale ja wiem co im tak naprawdę chodzi po głowach.
To człowiek, marny ssak, który śmiał sięgnąć po nasze. Jak śmiał, łysa małpa, szczur wyrośnięty, ledwie godny do sprzątania w naszych stawach.
Tak, w spojrzeniu płazów czaiła się wyższość. Może nie taka jak w przypadku kotów, w sumie za podpieranie im karmy od razu by mnie stracono, ale nadal uważali się za gatunek wyższy. Triumwirat koty-sowy-żaby/ropuchy rządził z ukrycia magicznym światem, ale większość czarodziejów było zbyt zadufanych lub zbyt miękkich na spojrzenia zwierzątek, żeby zdać sobie z tego sprawę.
Siedziałem na niewygodnym krześle, jeszcze nie przykuty, ale łańcuchy tylko czekały w gotowości. Próbowałem odgadnąć co chodzi po głowie sędziemu, ale jego twarz przypominała nieruchomą maskę. Nie zdziwiłbym się, gdyby był tak naprawdę kukiełką sterowaną przez ropuchy, to by do nich pasowało. Mój wzrok powędrował więc na wchodzącą do sali oskarżycielkę. Ona zdecydowanie była człowiekiem. Dokładniej kobietą, jeśli mam być szczerym i precyzyjnym.
O głęboko osadzonych oczach i ciężkich powiekach, licznych pieprzykach, gibkim, wyćwiczonym ciele, przynajmniej na ile pozwalała ocenić szata oskarżycielki. Towarzyszyła jej woń opium, wyczuwalna z mojego miejsca. Spojrzała w moim kierunku, jej wyraz twarzy można było określić jako nieprzyjemny...
Nieznajoma była dokładnie w moim typie, mimowolnie uśmiechnąłem się rozmarzony. Taka kobieta pokazałaby mi gdzie moje miejsce, mógłbym z nią polować na wilkołaki i takie tam. Gorączkowo zastanawiałem się jak zwrócić na siebie jej uwagę, ale wtedy sobie przypomniałem, że jestem oskarżony o okradanie żab i ropuch z ich najcenniejszego dobytku - much. No tak, zwróci na mnie uwagę... ale może powinienem się skupić na wykaraskaniu z tarapatów, a nie na pięknej nieznajomej?
[bylobrzydkobedzieladnie]
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Myśli Sigrun wciąż zaprzątała historia ropuchy Amelii i jej trzynastu córek, którą porzucił mąż, wściekły, że nie dała mu męskiego potomka. Zrzucił na nią całą winę, nie zwracając uwagi na zapewnienia o staraniach i płomiennej miłości, po czym opuścił ich staw i wyprowadził się do innego, trzy kilometry dalej, do innej ropuchy. Córki odwiedzał co trzeci weekend. Amelia była załamana, nie radziła sobie z utrzymaniem tylu córek, były mąż nie poczuwał się w obowiązku, by przesyłać jej środki do życia. Sytuacja ropuszej rodziny złamałyby nie jedną, zwłaszcza, gdy zadano im kolejny cios... Zadał im go człowiek!
Człowiek, który miał stać na straży sprawiedliwości i porządku. Strzec prawa, chronić słabszych, niemagicznych i zwierząt. Wybrał ścieżkę aurora, wypowiadając wojnę czarnej magii, a do czego się zniżył? Do okradania słabszych, bezbronnych, niepotrafiących się ochronić? Toż to skandal. Absolutnie oburzające. Słów brakowało. Jak można było okraść z życiowego dobytku samotną matkę? Jakim trzeba było być draniem?
Sigrun westchnęła ciężko, kręcąc głową, gdy stała przed lustrem w niewielkiej komnatce na ostatnim poziomie Ministerstwa Magii. Rozprawa niebawem miała się rozpocząć, musiała już iść. Poprawiła kosmyk włosów, który wymknął się ciasnemu upięciu nad karkiem i wygładziła materiał czarnej togi oskarżyciela. Miała dziś stanąć w obronie Amelii i innych pokrzywdzonych, bo było ich wielu. Tylu, że ciężko było ich zliczyć, wciąż zgłaszali się kolejni poszkodowani. Duża część z nich miała zająć miejsca na widowni podczas procesu. Bardzo dobrze. Niech ten drań spojrzy im w oczy, kiedy udowodni jego winę. Ona nie budziła wątpliwości. Zgromadzono zbyt wiele dowodów, aby Najwyższy Sąd Wizengamotu mógł tego człowieka uniewinnić.
Artur Longbottom, prychnęła ze śmiechem Rookwood, przemierzając ostatnie metry korytarza prowadzącego do sali rozpraw. Syn rodu słynącego ze strzeżenia sprawiedliwości okradał niewinne żaby. Brzmiało to co najmniej absurdalnie, ale życie nie raz udowodniło już jak dziwne scenariusze potrafi napisać. Longbottom, czy nie, musiała dosięgnąć go sprawiedliwość, jeśli sięgnął po to, co nie należało do niego.
Tak jak sądziła, sala rozpraw była pełna płazów i ludzi, ławnicy siedzieli wyprostowani jak struny z poważnymi minami, sędzia spoglądał na oskarżonego surowym wzrokiem. Sigrun zajęła miejsce oskarżyciela, obdarzając Artura zimnym spojrzeniem. Sędzia nakazał rozpocząć.
- Wysoki Sądzie, szanowna Ławo Przysięgłych, zebraliśmy się tutaj, aby osądzić haniebne czyny dokonane przez oskarżonego Artura Longbottoma, znanego także pod pseudonimem Żabi Postrach. Przez długie tygodnie unikał schwytania przez Wymiar Sprawiedliwości, ukrywał się, dokonując kolejnych, haniebnych zbrodni. Okradał z życiowych oszczędności, dobytku, cennych, rodowych pamiątek i wszystkiego, co tylko potrafił wynieść zgromadzonych tu naszych żabich i ropuszych przyjaciół. Stracili wszystko! Po dziś dzień nie potrafimy odnaleźć skradzionych przedmiotów, bo oskarżony odmawia udzielenia odpowiedzi, gdzie je ukrył, co z tym zrobi. W imieniu ofiar pragnę prosić Wysoki Sąd o jak najsurowszy wyrok dla oskarżonego - dożywocie w Azkabanie.
Człowiek, który miał stać na straży sprawiedliwości i porządku. Strzec prawa, chronić słabszych, niemagicznych i zwierząt. Wybrał ścieżkę aurora, wypowiadając wojnę czarnej magii, a do czego się zniżył? Do okradania słabszych, bezbronnych, niepotrafiących się ochronić? Toż to skandal. Absolutnie oburzające. Słów brakowało. Jak można było okraść z życiowego dobytku samotną matkę? Jakim trzeba było być draniem?
Sigrun westchnęła ciężko, kręcąc głową, gdy stała przed lustrem w niewielkiej komnatce na ostatnim poziomie Ministerstwa Magii. Rozprawa niebawem miała się rozpocząć, musiała już iść. Poprawiła kosmyk włosów, który wymknął się ciasnemu upięciu nad karkiem i wygładziła materiał czarnej togi oskarżyciela. Miała dziś stanąć w obronie Amelii i innych pokrzywdzonych, bo było ich wielu. Tylu, że ciężko było ich zliczyć, wciąż zgłaszali się kolejni poszkodowani. Duża część z nich miała zająć miejsca na widowni podczas procesu. Bardzo dobrze. Niech ten drań spojrzy im w oczy, kiedy udowodni jego winę. Ona nie budziła wątpliwości. Zgromadzono zbyt wiele dowodów, aby Najwyższy Sąd Wizengamotu mógł tego człowieka uniewinnić.
Artur Longbottom, prychnęła ze śmiechem Rookwood, przemierzając ostatnie metry korytarza prowadzącego do sali rozpraw. Syn rodu słynącego ze strzeżenia sprawiedliwości okradał niewinne żaby. Brzmiało to co najmniej absurdalnie, ale życie nie raz udowodniło już jak dziwne scenariusze potrafi napisać. Longbottom, czy nie, musiała dosięgnąć go sprawiedliwość, jeśli sięgnął po to, co nie należało do niego.
Tak jak sądziła, sala rozpraw była pełna płazów i ludzi, ławnicy siedzieli wyprostowani jak struny z poważnymi minami, sędzia spoglądał na oskarżonego surowym wzrokiem. Sigrun zajęła miejsce oskarżyciela, obdarzając Artura zimnym spojrzeniem. Sędzia nakazał rozpocząć.
- Wysoki Sądzie, szanowna Ławo Przysięgłych, zebraliśmy się tutaj, aby osądzić haniebne czyny dokonane przez oskarżonego Artura Longbottoma, znanego także pod pseudonimem Żabi Postrach. Przez długie tygodnie unikał schwytania przez Wymiar Sprawiedliwości, ukrywał się, dokonując kolejnych, haniebnych zbrodni. Okradał z życiowych oszczędności, dobytku, cennych, rodowych pamiątek i wszystkiego, co tylko potrafił wynieść zgromadzonych tu naszych żabich i ropuszych przyjaciół. Stracili wszystko! Po dziś dzień nie potrafimy odnaleźć skradzionych przedmiotów, bo oskarżony odmawia udzielenia odpowiedzi, gdzie je ukrył, co z tym zrobi. W imieniu ofiar pragnę prosić Wysoki Sąd o jak najsurowszy wyrok dla oskarżonego - dożywocie w Azkabanie.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Chyba mnie nie lubi, tak jakoś mi się wydaje, a przynajmniej to może wynikać z jej słów. Z powagą słuchałem kolejnych oskarżeń, zastanawiając się jak z tego się wyplątać. Jednocześnie narastało we mnie oburzenie, jak bardzo mogła być tak zapatrzona w płazy i nie dostrzegać jawnej niesprawiedliwości.
Jeszcze ten cały "Żabi Postrach", cóż za narracja grozy. Te naginanie faktów na własne potrzeby, zupełnie jakby istniała tylko jedna droga dla mnie - Azkaban. O nie, piękna nieznajomo, twoje niedoczekanie. Świat trzeba naprawić i mam zamiar odegrać w tym swoją rolę.
- Wysoki Sądzie, szanowna Ławo Przysięgłych, pozwolę sobie zabrać głos, albowiem mój obrońca z urzędu nie posiada strun głosowych zdolnych do artykułowanej mowy. - Spojrzałem z zawodem na traszkę, która pełniła rolę mojego adwokata z urzędu. Wszystko wyglądało na większy spisek, zupełnie jakby wszystkie płazy sprzymierzyły się przeciw mnie. - Zaszło nieporozumienie, albowiem czyny, które piękn... pani oskarżycielka mi zarzuca nie są kradzieżami. Po pierwsze, wszystkim płazom oferowałem zapłatę w wysokości od knuta do galeona, w zależności od okazu. Tak więc z prawnego punktu widzenia była to transakcja handlowa, nie jest moją winą, że dla ładnie wyglądających krążków rezygnowały ze swojego pokarmu. Nie słyszałem od nich słowa sprzeciwu - właściwie aprobaty też nie, słyszałem głównie kumkanie. - Zaistniały problem wynika z braku zrozumienia ekonomii ze strony domniemanych ofiar, za co nie odpowiadam. Brak znajomości reguł nie zwalnia od ich nieprzestrzegania - podsumowałem, wodząc wzrokiem po twarzach zebranych, zatrzymując się chwilę dłużej na oskarżycielce. - W takim razie muchy nabył w sposób legalny, więc nie jestem zobowiązany do wyjawienia położenia, żeby zaraz dziwnym trafem zniknęły w niewyjaśnionych okolicznościach - skwitowałem, pozwalając sobie na nieznaczny uśmiech.
Czułem na sobie intensywne spojrzenia żab i ropuch, które na moment wstrzymały kumkanie, jakby moje słowa je oburzyły lub skłoniły do rozmyślań.
Jeszcze ten cały "Żabi Postrach", cóż za narracja grozy. Te naginanie faktów na własne potrzeby, zupełnie jakby istniała tylko jedna droga dla mnie - Azkaban. O nie, piękna nieznajomo, twoje niedoczekanie. Świat trzeba naprawić i mam zamiar odegrać w tym swoją rolę.
- Wysoki Sądzie, szanowna Ławo Przysięgłych, pozwolę sobie zabrać głos, albowiem mój obrońca z urzędu nie posiada strun głosowych zdolnych do artykułowanej mowy. - Spojrzałem z zawodem na traszkę, która pełniła rolę mojego adwokata z urzędu. Wszystko wyglądało na większy spisek, zupełnie jakby wszystkie płazy sprzymierzyły się przeciw mnie. - Zaszło nieporozumienie, albowiem czyny, które piękn... pani oskarżycielka mi zarzuca nie są kradzieżami. Po pierwsze, wszystkim płazom oferowałem zapłatę w wysokości od knuta do galeona, w zależności od okazu. Tak więc z prawnego punktu widzenia była to transakcja handlowa, nie jest moją winą, że dla ładnie wyglądających krążków rezygnowały ze swojego pokarmu. Nie słyszałem od nich słowa sprzeciwu - właściwie aprobaty też nie, słyszałem głównie kumkanie. - Zaistniały problem wynika z braku zrozumienia ekonomii ze strony domniemanych ofiar, za co nie odpowiadam. Brak znajomości reguł nie zwalnia od ich nieprzestrzegania - podsumowałem, wodząc wzrokiem po twarzach zebranych, zatrzymując się chwilę dłużej na oskarżycielce. - W takim razie muchy nabył w sposób legalny, więc nie jestem zobowiązany do wyjawienia położenia, żeby zaraz dziwnym trafem zniknęły w niewyjaśnionych okolicznościach - skwitowałem, pozwalając sobie na nieznaczny uśmiech.
Czułem na sobie intensywne spojrzenia żab i ropuch, które na moment wstrzymały kumkanie, jakby moje słowa je oburzyły lub skłoniły do rozmyślań.
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Czy była zapatrzona w płazy? Otóż nie do końca. W pewnym sensie, oczywiście, kierował nią sentyment do zwierząt i magicznych stworzeń, oczywiście, zajmowała się nimi wszak przez całe życie. Większą słabość miała do psów, zwierząt większych i zdecydowanie bardziej niebezpiecznych, ale wszystkie te historie wykorzystania żabiej naiwności mocno Sigrun poruszyły. Bardziej współczuła zwierzętom, niż ludziom, przekładała także ich towarzystwo nad inne, dlatego tym bardziej zdecydowała się wyciągnąć ku nim swoją pomocną dłoń. Jeśli nie ona, to kto?! Sama nie wiedziała jak to się stało, że stała się oskarżycielem w Wizengamocie, czarodziejskim sądzie, ale właściwie nie zastanawiała się nad tym. Z jakiejś przyczyny po prostu wiedziała co robić, co powiedzieć, kiedy i dlaczego. Jakby robiła to od zawsze!
Zmrużyła oczy, słuchając oskarżonego, który zabrał głos. Miała ochotę się wtrącić, ale pozostawiła to sędziom, którzy wysłuchali nędznych tłumaczeń.
Starszy czarodziej, liczący chyba ze sto pięć lat, ale o bystrym spojrzeniu i ciętym języku, uderzył kilka razy młotkiem.
- Oskarżony nie powinien wypowiadać się niepytany, to jeszcze nie pora na pańskie zeznania. Wszyscy, łącznie ze mną, oskarżycielem oraz ławnikami wypiliśmy eliksir giętkiego mowy, zrozumiemy mowę pańskiego obrońcy - zagrzmiał sędzia, piorunując Artura Longbottoma wzrokiem, próbując przywołać go do porządku.
- Brak znajomości reguł nie zwalnia z ich przestrzegania - wycedziła przez zaciśnięte zęby Sigrun, obdarzając oskarżonego jadowitym spojrzeniem. Jeszcze nie nadeszła pora na jego zeznania. Jego samowolka i wprowadzanie zamieszania działały jej na nerwy. Wszystko powinno odbywać się zgodnie z ustalonym porządkiem. Jego lakonicznie wyjaśnienia już brzmiały śmiesznie. Żaby, które zgromadziły się na ławkach, szeptały między sobą absolutnie oburzone. Nie dziwiła się temu wcale. Słowa Artura były po prostu bezczelne. Jak śmiał tak kłamać?! Ciekawe, czy gdy zostanie zobowiązany przysięgą do mówienia prawdy, to dalej będzie tak łgał.
- Szanowny wysoki sądzie, oskarżenie wzywa na świadka ropuchę Matyldę, samotną matkę dziesięciu ropuch, którą Artur Longbottom oszukał i okradł - powiedziała stanowczym tonem, wstając z miejsca. Obejrzała się, spoglądając jak pracownik sądu wprowadza na salę rozpraw wspomnianą ropuchę. To znaczy: niósl ją na rękach i położył na katedrze. Matylda szlochając zaczęła opowiadać swoją historię, a sąd patrzył na nią ze szczerym współczuciem.
Zmrużyła oczy, słuchając oskarżonego, który zabrał głos. Miała ochotę się wtrącić, ale pozostawiła to sędziom, którzy wysłuchali nędznych tłumaczeń.
Starszy czarodziej, liczący chyba ze sto pięć lat, ale o bystrym spojrzeniu i ciętym języku, uderzył kilka razy młotkiem.
- Oskarżony nie powinien wypowiadać się niepytany, to jeszcze nie pora na pańskie zeznania. Wszyscy, łącznie ze mną, oskarżycielem oraz ławnikami wypiliśmy eliksir giętkiego mowy, zrozumiemy mowę pańskiego obrońcy - zagrzmiał sędzia, piorunując Artura Longbottoma wzrokiem, próbując przywołać go do porządku.
- Brak znajomości reguł nie zwalnia z ich przestrzegania - wycedziła przez zaciśnięte zęby Sigrun, obdarzając oskarżonego jadowitym spojrzeniem. Jeszcze nie nadeszła pora na jego zeznania. Jego samowolka i wprowadzanie zamieszania działały jej na nerwy. Wszystko powinno odbywać się zgodnie z ustalonym porządkiem. Jego lakonicznie wyjaśnienia już brzmiały śmiesznie. Żaby, które zgromadziły się na ławkach, szeptały między sobą absolutnie oburzone. Nie dziwiła się temu wcale. Słowa Artura były po prostu bezczelne. Jak śmiał tak kłamać?! Ciekawe, czy gdy zostanie zobowiązany przysięgą do mówienia prawdy, to dalej będzie tak łgał.
- Szanowny wysoki sądzie, oskarżenie wzywa na świadka ropuchę Matyldę, samotną matkę dziesięciu ropuch, którą Artur Longbottom oszukał i okradł - powiedziała stanowczym tonem, wstając z miejsca. Obejrzała się, spoglądając jak pracownik sądu wprowadza na salę rozpraw wspomnianą ropuchę. To znaczy: niósl ją na rękach i położył na katedrze. Matylda szlochając zaczęła opowiadać swoją historię, a sąd patrzył na nią ze szczerym współczuciem.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Pokornie spuściłem głowę słysząc reprymendę ze strony sędziego. Cały proces coraz bardziej śmierdział, przecież w takim wypadku mi też powinni podać taki eliksir, w końcu nie rozumiałem własnego adwokata. Cała ta sprawa wyglądała jak jakiś pokaz, wycelowany konkretnie w szlacheckie rody. Czyżby płazom przeszkadzały nasze wpływy i chciały wykorzystać okazję do dyskredytacji? Do tej pory uchodziło nam wiele na sucho, od czarnej magii do organizowania walk skrzatów-gladiatorów. Ciekawe czy prokurator odnajdywała w tym procesie satysfakcję, pewnie jako ktoś spoza arystokracji tylko czekała na okazję, żeby utrzeć nosa jednemu z nas.
- Mogłeś dać znać - szepnąłem cicho do mojego obrońcy, który spojrzał na mnie swoimi wyłupiastymi ślepkami w jakiś taki przepraszający sposób.
Zmierzyłem oskarżycielkę wzrokiem, podsumowując jej uwagę nieznacznym uśmiechem. Tak, nie zwalnia, ale ta reguła działa wobec wszystkich, łącznie z płazami. Zerknąłem w kierunku sędziego, który zmrużył oczy, jakby nad czymś intensywnie myślał. Oby na moją korzyść.
Na razie dalej oglądałem spektakl, nadszedł czas na głównego świadka całej sprawy. Rozbawiła mnie ta uwaga o "samotnej matce dziesięciu ropuch", ale nie dałem po sobie tego poznać. Przecież u płazów takie zachowania były normalne, raczej trudno tam uświadczyć pary łączące się na całe życie. Pracownik sądu wniósł na salę płaczącą ropuchę, która obrzuciła mnie smutnym spojrzeniem. Powstrzymała łkanie i przeszłą do rechotu:
- Szanowny wysoki sądzie... - coś tam niezrozumiałego kumkała ropucha Matylda. - ... słowa tego mężczyzny powodują, że aż mi skóra schnie. Jego słowa boleśnie godzą w moje płazie serduszko. Czym ja wam, ludziom zawiniłam, że tak mnie doświadczacie. Żyłam sobie biednie, ale UCZCIWIE... - podkreśliła znacząco ostatni rechot. - ... nikomu nie wadziłam, mam nieskazitelną opinię, no może poza tymi fałszywymi donosami ze strony rzekotki Moniki, niech cała wyschnie z zazdrości, proszę wysokiego sądu. Rozpuszcza na mój temat paskudne plotki, łącznie z tym, że jakoby spiskuję z bocianami. Wyobraża sobie wysoki sąd, z bocianami?!
Nie wiedziałem o czym tam rechoce Matylda, ale ze znużonej miny sędziego mogłem wyczytać, że raczej nie jest szczególnie konkretna w zeznaniach. Mój traszkowy adwokat jakby się odrobinę uśmiechnął, ale trudno było coś sensownego odczytać z jego płaziej aparycji.
- Mogłeś dać znać - szepnąłem cicho do mojego obrońcy, który spojrzał na mnie swoimi wyłupiastymi ślepkami w jakiś taki przepraszający sposób.
Zmierzyłem oskarżycielkę wzrokiem, podsumowując jej uwagę nieznacznym uśmiechem. Tak, nie zwalnia, ale ta reguła działa wobec wszystkich, łącznie z płazami. Zerknąłem w kierunku sędziego, który zmrużył oczy, jakby nad czymś intensywnie myślał. Oby na moją korzyść.
Na razie dalej oglądałem spektakl, nadszedł czas na głównego świadka całej sprawy. Rozbawiła mnie ta uwaga o "samotnej matce dziesięciu ropuch", ale nie dałem po sobie tego poznać. Przecież u płazów takie zachowania były normalne, raczej trudno tam uświadczyć pary łączące się na całe życie. Pracownik sądu wniósł na salę płaczącą ropuchę, która obrzuciła mnie smutnym spojrzeniem. Powstrzymała łkanie i przeszłą do rechotu:
- Szanowny wysoki sądzie... - coś tam niezrozumiałego kumkała ropucha Matylda. - ... słowa tego mężczyzny powodują, że aż mi skóra schnie. Jego słowa boleśnie godzą w moje płazie serduszko. Czym ja wam, ludziom zawiniłam, że tak mnie doświadczacie. Żyłam sobie biednie, ale UCZCIWIE... - podkreśliła znacząco ostatni rechot. - ... nikomu nie wadziłam, mam nieskazitelną opinię, no może poza tymi fałszywymi donosami ze strony rzekotki Moniki, niech cała wyschnie z zazdrości, proszę wysokiego sądu. Rozpuszcza na mój temat paskudne plotki, łącznie z tym, że jakoby spiskuję z bocianami. Wyobraża sobie wysoki sąd, z bocianami?!
Nie wiedziałem o czym tam rechoce Matylda, ale ze znużonej miny sędziego mogłem wyczytać, że raczej nie jest szczególnie konkretna w zeznaniach. Mój traszkowy adwokat jakby się odrobinę uśmiechnął, ale trudno było coś sensownego odczytać z jego płaziej aparycji.
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Udzielam głosu oskarżycielowi. Pani Rookwood, świadek jest do pani dyspozycji - zwrócił się do niej sędzia, zezwalając, by przesłuchała Matyldę. Sigrun poprawiła togę, wygładziła materiał spódnicy i powstała z miejsca, gotowa do zadawania pytań. Zwróciwszy się jednak do płaza brzmiała zaskakująco łagodnie i spokojnie, mając nadzieję, że ów spokój na nią wpłynie i przestanie mówić od rzeczy. Jeśli wyjdzie na niespełną rozumu babę, to sąd nie będzie im przychylna - a Rookwood musiała wygrać przecież tę sprawę. Miała niezbite dowody na winę Longbottoma. Chciała widzieć go za kratkami. Nie tylko dlatego, że miała w sobie wiele współczucia wobec zwierząt, magicznych stworzeń i istot, nie tylko dlatego, że był winny: po prostu nie znosiła aurorów, czuła do nich ogromną niechęć i robiła wszystko, co w jej mocy, by uprzykrzyć im życie. Postawienie jednego z nich przez Najwyższym Sądem Wizengamotu przynosiło jej już mnóstwo satysfakcji i dumy. Reputacja Artura Longbottoma już była zniszczona. Czarownica, Walczący Mag, Prorok Codzienny - wszystkie te gazety rozpisywały się o jego niegodziwym czynie. Wiadomość o tym, że był sądzony, najpewniej dotarła już do wszystkich czarodziejskich uszu w Anglii, Walii, Szkocji i Irlandii. To szok, że człowiek wywodzący się z rodziny słynącej ze strzeżenia sprawiedliwości dopuścił się podobnego czynu.
- Szanowna ropucho Matyldo, proszę opowiedzieć o dniu, w którym oskarżony odebrał pani i pani córkom wszystkie oszczędności oraz zgromadzone w waszym stawie dobra. Tylko ze szczegółami, dobrze? - zwróciła się do płaza Sigrun, skupiając na nim spojrzenie brązowych oczu.
- Och, a więc dobrze... To był wieczór, tak, to był wieczór, położyłam swoje młodsze córki ropuchy spać, bo kijanki potrze... No w każdym razie młodsze już spały. Artur Longbottom pojawił się o zmierzchu na brzegu naszego stawu. Powiedział, że ma kilka pytań o mojego byłego męża, bo ponoć dopuścił się czegoś niegodnego, a żeby wysechł... Lachudra bez honoru... Nie zdziwilo mnie to specjalnie, toż to drań był, zgodziłam się pomóc i zaproponowałam herbaty, wie wysoki sąd... Zostawiłam go samego w naszym salonie, a kiedy wróciłam z herbatą i świeżymi muchowymi herbatnikami, jego już nie-nie byyyyyłoooo... Starsza có-córka nie miała jak się obronić, spetryfikował ją i zabrał wszy-wszystkie nasze ga-galeony i muuuuuchyy... Wszystko nam zabral, cały majątek, nie mamy teraz za co ży-żyć, niedługo e-eksmitują nas z naszego stawu... - zawyła ropucha Matylda.
Inne płazy, zgromadzone na widowni, rozpłakały się rzewnie razem z nią. W pewnej chwili tłumacz znalazł się obok Artura i przekazał mu wszystko, o czym opowiedziała ropucha Matylda.
- Sąd wzywa Artura Longbottoma do zeznań - zagrzmiał mężczyzna w sędziowskiej todze. Uderzenie młotka wprawiło w drżenie całą salę.
- Szanowna ropucho Matyldo, proszę opowiedzieć o dniu, w którym oskarżony odebrał pani i pani córkom wszystkie oszczędności oraz zgromadzone w waszym stawie dobra. Tylko ze szczegółami, dobrze? - zwróciła się do płaza Sigrun, skupiając na nim spojrzenie brązowych oczu.
- Och, a więc dobrze... To był wieczór, tak, to był wieczór, położyłam swoje młodsze córki ropuchy spać, bo kijanki potrze... No w każdym razie młodsze już spały. Artur Longbottom pojawił się o zmierzchu na brzegu naszego stawu. Powiedział, że ma kilka pytań o mojego byłego męża, bo ponoć dopuścił się czegoś niegodnego, a żeby wysechł... Lachudra bez honoru... Nie zdziwilo mnie to specjalnie, toż to drań był, zgodziłam się pomóc i zaproponowałam herbaty, wie wysoki sąd... Zostawiłam go samego w naszym salonie, a kiedy wróciłam z herbatą i świeżymi muchowymi herbatnikami, jego już nie-nie byyyyyłoooo... Starsza có-córka nie miała jak się obronić, spetryfikował ją i zabrał wszy-wszystkie nasze ga-galeony i muuuuuchyy... Wszystko nam zabral, cały majątek, nie mamy teraz za co ży-żyć, niedługo e-eksmitują nas z naszego stawu... - zawyła ropucha Matylda.
Inne płazy, zgromadzone na widowni, rozpłakały się rzewnie razem z nią. W pewnej chwili tłumacz znalazł się obok Artura i przekazał mu wszystko, o czym opowiedziała ropucha Matylda.
- Sąd wzywa Artura Longbottoma do zeznań - zagrzmiał mężczyzna w sędziowskiej todze. Uderzenie młotka wprawiło w drżenie całą salę.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
No więc rechotała, dalej rechotała, a ja dalej nie rozumiałem co mówi. Pomyślałem, że może powinienem się z tym zgłosić, ale jasno było widać, że raczej nikt tu nie był mi przychylny. No może poza traszką-adwokatem, ale jego trudno było rozgryźć. Ze swoją płazią aparycją byłby idealnym pokerzystom.
Wszyscy uwzięli się przeciw mnie, zupełnie jakby to był jeden wielki pokaz, ustawiony przeciwko... właściwie komu? Mnie, rodom, czarodziejom czystej krwi, aurorom? Spojrzałem na sędziego, zastanawiając się czyją stronę on może tak naprawdę trzymać. Trochę nie wierzyłem, żeby świadomie chciał godzić w dobro czarodziejów, umacniając tym samym tyranię płazów, ale kto wie jakie przekupstwa lub zastraszania mogły wchodzić w grę.
Nagle z rozmyślań wyrwały mnie słowa sędziego.
- Wysoki sądzie - zacząłem, zerkając mimowolnie na oskarżycielkę i Matyldę. - Przybyłem nad brzeg stawu, chcąc zebrać informacje na temat byłego męża tu obecnej Matyldy, który był podejrzany od szmuglowanie dnem rzeki czarnomagicznych przedmiotów. Pani ropucha Matylda uraczyła mnie przy okazji długim wywodem na temat swojej nieszczęśliwej historii. Mimo uprzywilejowanej pozycji, wynikającej z jej przynależności do gromady płazów, zrobiło mi się żal jej kijanek. Wiedziony dobrocią... - i mrocznym sekretem, który wolałem na razie zostawić dla siebie. - ... zaoferowałem uczciwą transakcję, żeby nie godzić w godność ropuchy. Muchy za galeony. Obecna tu ropucha propozycję przyjęła i do wymiany doszło. Tym większe było moje zdziwienie, gdy okazało się, że posądza mnie w swojej nienawiści do stałocieplnych o kradzież - wyjaśniłem.
- Wysoki sądzie, chciałbym jeśli można, zwrócić na coś uwagę - niezrozumiale... właściwie jak robią traszki? Coś jak pocieranie mokrej gumy, takie dziwne piski. Tak więc, coś niezrozumiałego piszczał mój adwokat.
- Zezwalam - udzielił na coś pozwolenia mężczyzna w sędziowskiej todze.
Mój adwokat odchrząknął (przynajmniej tak mi się wydaje) i dorzucił przysłowiowe trzy knuty.
- Drodzy tu zebrani, proszę zwrócić uwagę, że mój klient to przedstawiciel rodzaju ludzkiego mający na oko ponad sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu. Czy mam w takim wypadku uwierzyć, że mieszkająca w stawie biedna ropucha miała tak dużą nieruchomość, mogącą pomieścić tak rosłego człowieka? Czy stać by ją było na zaklęcie powiększające przestrzeń? - zakończył czymś brzmiącym jak kliknięcie, a ja mimowolnie pokiwałem głowom, nie mając właściwie nic innego do roboty.
Wszyscy uwzięli się przeciw mnie, zupełnie jakby to był jeden wielki pokaz, ustawiony przeciwko... właściwie komu? Mnie, rodom, czarodziejom czystej krwi, aurorom? Spojrzałem na sędziego, zastanawiając się czyją stronę on może tak naprawdę trzymać. Trochę nie wierzyłem, żeby świadomie chciał godzić w dobro czarodziejów, umacniając tym samym tyranię płazów, ale kto wie jakie przekupstwa lub zastraszania mogły wchodzić w grę.
Nagle z rozmyślań wyrwały mnie słowa sędziego.
- Wysoki sądzie - zacząłem, zerkając mimowolnie na oskarżycielkę i Matyldę. - Przybyłem nad brzeg stawu, chcąc zebrać informacje na temat byłego męża tu obecnej Matyldy, który był podejrzany od szmuglowanie dnem rzeki czarnomagicznych przedmiotów. Pani ropucha Matylda uraczyła mnie przy okazji długim wywodem na temat swojej nieszczęśliwej historii. Mimo uprzywilejowanej pozycji, wynikającej z jej przynależności do gromady płazów, zrobiło mi się żal jej kijanek. Wiedziony dobrocią... - i mrocznym sekretem, który wolałem na razie zostawić dla siebie. - ... zaoferowałem uczciwą transakcję, żeby nie godzić w godność ropuchy. Muchy za galeony. Obecna tu ropucha propozycję przyjęła i do wymiany doszło. Tym większe było moje zdziwienie, gdy okazało się, że posądza mnie w swojej nienawiści do stałocieplnych o kradzież - wyjaśniłem.
- Wysoki sądzie, chciałbym jeśli można, zwrócić na coś uwagę - niezrozumiale... właściwie jak robią traszki? Coś jak pocieranie mokrej gumy, takie dziwne piski. Tak więc, coś niezrozumiałego piszczał mój adwokat.
- Zezwalam - udzielił na coś pozwolenia mężczyzna w sędziowskiej todze.
Mój adwokat odchrząknął (przynajmniej tak mi się wydaje) i dorzucił przysłowiowe trzy knuty.
- Drodzy tu zebrani, proszę zwrócić uwagę, że mój klient to przedstawiciel rodzaju ludzkiego mający na oko ponad sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu. Czy mam w takim wypadku uwierzyć, że mieszkająca w stawie biedna ropucha miała tak dużą nieruchomość, mogącą pomieścić tak rosłego człowieka? Czy stać by ją było na zaklęcie powiększające przestrzeń? - zakończył czymś brzmiącym jak kliknięcie, a ja mimowolnie pokiwałem głowom, nie mając właściwie nic innego do roboty.
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Wysoki sądzie, biegły odwiedził nieruchomość ropuchy Matyldy i potwierdził, iż dzięki czarom rzuconym przez pracowników magicznej opieki społecznej, była ona w stanie ugościć człowieka w swoich progach - jak inaczej odwiedzaliby ją sami pracownicy, by spisać raport z sytuacji materialnej rodziny? - wtrąciła się z Sigrun, gdy adwokat Longbottoma zwrócił uwagę na jego wysoki wzrost. Powstrzymała się od przewrócenia oczyma: byli czarodziejami, na litość Merlina, nie było dla nich rzeczy niemożliwych. Zdrajcy krwi, parszywi wielbiciele mugoli tak często o tym zapominali. Na całe szczęście, że wyznaczono właśnie ją do tej sprawy, była bystra i potrafiła łapać za słówka, nie pozwoli, by odwrócono uwagę od sedna problemu, a linię ich obrony po prostu zniszczy.
- Panie Longbottom, chciałabym zadać panu kilka pytań, za zgodą wysokiego sądu - wyrzekła jasnowłosa czarownica, wstając z miejsca i nieśpiesznie przechadzając się po sali rozpraw, gdy sędzia udzielił jej pozwolenia na przesłuchanie oskarżonego. Przystanęła w końcu przed Arturem, świdrując go przenikliwym spojrzeniem brązowych tęczówek. - Jeśli transakcja o której pan mówi... Niby legalna, tak?... Została zawarta za zgodą obojga, pana i ropuchy Matyldy, dlaczego nie ma pan na to żadnego dowodu? Umowy zakupu? Potwierdzenia notariusza? To duża kwota, panie Longbottom. Nie oddaje się całego swojego majątku ot tak. Bogactwa ropuchy Matyldy zostały znalezione w dworze należącym do pana rodziny. W pańskich komnatach. Mamy na to dowody. Jak pan to wytłumaczy, panie Longbottom?
Dopiero zaczynała się rozkręcać. Doskonale panowała nad mimiką własnej twarzy: jawił się na nim kamienny, surowy wyraz, pełen dezaprobaty wobec niecnych występków aurora - z pewnością lada chwila byłego aurora, jeśli sami nie pozbawią go prawa do wykonywania zawodu, to ona do tego doprowadzi - w głębi ducha czuła jednak ogromną satysfakcję, mogąc wymierzyć Longbottomowi sprawiedliwość. Miała przeczucie, że to jej i ropusze Matyldzie zarówno sędzia, jak i ławnicy będą przychylni. Wymierzyła w Artura oskarżycielsko palcem, pozwalając sobie mówić bardziej emocjonalnie.
- Oszukał pan samotną matkę kilkorga dzieci, nie ma pan żadnego dowodu na jej zgodę, dowody świadczą przeciwko panu - po co był panu dobytek ropuchy Matyldy, panie Longbottom? Przecież pańska rodzina ma pieniądze. Zrobił to pan dla złośliwej rozrywki, z nienawiści do płazów? Takie motywy zbrodni zasługują na jeszcze surowszy wyrok, wysoki sądzie!
Zgromadzone na ławach płazy zaniosły się głośnym szlochem.
- Panie Longbottom, chciałabym zadać panu kilka pytań, za zgodą wysokiego sądu - wyrzekła jasnowłosa czarownica, wstając z miejsca i nieśpiesznie przechadzając się po sali rozpraw, gdy sędzia udzielił jej pozwolenia na przesłuchanie oskarżonego. Przystanęła w końcu przed Arturem, świdrując go przenikliwym spojrzeniem brązowych tęczówek. - Jeśli transakcja o której pan mówi... Niby legalna, tak?... Została zawarta za zgodą obojga, pana i ropuchy Matyldy, dlaczego nie ma pan na to żadnego dowodu? Umowy zakupu? Potwierdzenia notariusza? To duża kwota, panie Longbottom. Nie oddaje się całego swojego majątku ot tak. Bogactwa ropuchy Matyldy zostały znalezione w dworze należącym do pana rodziny. W pańskich komnatach. Mamy na to dowody. Jak pan to wytłumaczy, panie Longbottom?
Dopiero zaczynała się rozkręcać. Doskonale panowała nad mimiką własnej twarzy: jawił się na nim kamienny, surowy wyraz, pełen dezaprobaty wobec niecnych występków aurora - z pewnością lada chwila byłego aurora, jeśli sami nie pozbawią go prawa do wykonywania zawodu, to ona do tego doprowadzi - w głębi ducha czuła jednak ogromną satysfakcję, mogąc wymierzyć Longbottomowi sprawiedliwość. Miała przeczucie, że to jej i ropusze Matyldzie zarówno sędzia, jak i ławnicy będą przychylni. Wymierzyła w Artura oskarżycielsko palcem, pozwalając sobie mówić bardziej emocjonalnie.
- Oszukał pan samotną matkę kilkorga dzieci, nie ma pan żadnego dowodu na jej zgodę, dowody świadczą przeciwko panu - po co był panu dobytek ropuchy Matyldy, panie Longbottom? Przecież pańska rodzina ma pieniądze. Zrobił to pan dla złośliwej rozrywki, z nienawiści do płazów? Takie motywy zbrodni zasługują na jeszcze surowszy wyrok, wysoki sądzie!
Zgromadzone na ławach płazy zaniosły się głośnym szlochem.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
W rośli Najwyższego Sądu Wizengamotu występował dziś Bernhard Abbott, którego ród słynął ze strzeżenia sprawiedliwości oraz prawa. Jako, że najwyższym był jednak jedynie z nazwy, ponieważ jako mężczyzna mierzył zaledwie metr pięćdziesiąt pięć i to w kapeluszu, zasiadał na kilku poduszkach za swą katedrą, surowym wzrokiem spoglądając na wszystkich zebranych w sali sądowej. Jedynie na ropuchę o imieniu Matylda spojrzał łagodniej. Smutek i rozpacz malowały się na jej żabim pyszczku, trudno było nie współczuć tragedii tego płaza, jednakże uczucia należało odłożyć na bok. Liczyła się jedynie prawda. Fakty i dowody, które mogły jej dowieść. Oskarżony o oszustwo płaza nie przyznawał się do winy, podczas gdy dowody świadczyły przeciwko niej.
Bernard pochylił się, gdy oskarżyciel przystąpił do przesłuchania lorda Artura Longbottoma, aurora oskarżonego o tę okropną zbrodnię. Jasnowłosy czarodziej zamilkł jednak, jakby zapomniał języka w ustach.
- Pani Rookwood, bez insynuacji - upomniał czarownicę Abbott, zniecierpliwionym tonem. Kojarzył tę kobietę i nierzadko działała mu na nerwy. Emocjonalna, pyskata i krzykliwa, tak ją widział.
Mężczyzna skupił spojrzenie na oskarżonym. Nadal nie udzielił żadnej odpowiedzi. Zamilkły żaby, zamilkł sędzia, zapadła zupełna cisza.
- Nie ma pan zamiaru złożyć wyjaśnień, panie Longbottom? - zapytał lord Bernard Abbott, unosząc przy tym w zdziwieniu brew. Doprawdy rzadko spotykał się z taką sytuacją. Nie z zarzekaniem się o swojej niewinności, ale nagłym milczeniem, które obracało się przeciwko niemu samemu.
Dwa kwadranse później sędzia uderzył młotkiem w stół, którego echo zawibrowało w uszach wszystkich. Ogłosił koniec rozprawy. Strażnik poprosił wszystkich o powstanie i Bernard opuścił salę, by powrócić do niej godzinę później. Miał wyrok do ogłoszenia.
- Lordzie Arturze Longbottom - w świetle zebranego materiału dowodowego oraz uzyskanych zeznań od poszkodowanej, pana oraz świadków uznaję lorda winnym oszustwa ropuchy Matyldy ze szczególnym okrucieństwem, kradzieży i matactwa. Na mocy danego mi prawa skazuję lorda na pięćdziesiąt lat Azkabanu. W czasie odbywania wyroku będzie lord opuszczał więzienie osiem godzin tygodniowo, by wykonywać prace społeczne na rzecz społeczeństwa płazów. Czy rozumie pan postanowienie sądu? - Artur Longbottom nie odpowiedział. - To wszystko.
Bernard pochylił się, gdy oskarżyciel przystąpił do przesłuchania lorda Artura Longbottoma, aurora oskarżonego o tę okropną zbrodnię. Jasnowłosy czarodziej zamilkł jednak, jakby zapomniał języka w ustach.
- Pani Rookwood, bez insynuacji - upomniał czarownicę Abbott, zniecierpliwionym tonem. Kojarzył tę kobietę i nierzadko działała mu na nerwy. Emocjonalna, pyskata i krzykliwa, tak ją widział.
Mężczyzna skupił spojrzenie na oskarżonym. Nadal nie udzielił żadnej odpowiedzi. Zamilkły żaby, zamilkł sędzia, zapadła zupełna cisza.
- Nie ma pan zamiaru złożyć wyjaśnień, panie Longbottom? - zapytał lord Bernard Abbott, unosząc przy tym w zdziwieniu brew. Doprawdy rzadko spotykał się z taką sytuacją. Nie z zarzekaniem się o swojej niewinności, ale nagłym milczeniem, które obracało się przeciwko niemu samemu.
Dwa kwadranse później sędzia uderzył młotkiem w stół, którego echo zawibrowało w uszach wszystkich. Ogłosił koniec rozprawy. Strażnik poprosił wszystkich o powstanie i Bernard opuścił salę, by powrócić do niej godzinę później. Miał wyrok do ogłoszenia.
- Lordzie Arturze Longbottom - w świetle zebranego materiału dowodowego oraz uzyskanych zeznań od poszkodowanej, pana oraz świadków uznaję lorda winnym oszustwa ropuchy Matyldy ze szczególnym okrucieństwem, kradzieży i matactwa. Na mocy danego mi prawa skazuję lorda na pięćdziesiąt lat Azkabanu. W czasie odbywania wyroku będzie lord opuszczał więzienie osiem godzin tygodniowo, by wykonywać prace społeczne na rzecz społeczeństwa płazów. Czy rozumie pan postanowienie sądu? - Artur Longbottom nie odpowiedział. - To wszystko.
I show not your face but your heart's desire
Nie spodziewała się tego, ale Abbott, Najwyższy Sędzia Wizengamotu, zwrócił się bezpośrednio do niej.
- Oczywiście, wysoki sądzie - odpowiedziała cierpkim tonem na upomnienie; miała jednocześnie nadzieję, że mimo wszystko jej - może ciut zbyt emocjonalne - wystąpienie przemówiło do lorda Bernarda Abbotta i zasiadających wraz z nim ławników. Skinęła głową, jakby przyjmowała swoją winę, po czym powróciła spojrzeniem do oskarżonego lorda Artura Longbottoma.
Jeszcze przed chwilą miał tyle do powiedzenia! Tak wypierał się swojej winy. Zarzekał, że wcale nie oszukał ropuchy Matyldy, a jej majątek zdobył uczciwie, oferując godziwą zapłatę. To kłamstwo, to bzdury, dowody świadczyły przeciwko niemu.
- Panie Longbottom, zamierza pan odpowiedzieć na moje pytania? - ponagliła mężczyznę zniecierpliwiona. Dlaczego umilkł tak nagle? Patrzył na Rookwood tak cielęcym, pustym spojrzeniem jak gdyby był niedorozwinięty.
Sigrun zadała jeszcze kilka pytań, jednakże każe pozostało bez odpowiedzi. W podobnej sytuacji nie miała innego wyjścia jak powrócić na swoje miejsce. Artur zaszkodził sobie sam. Traszka, jego obrońca, także zadał kilka pytań, lecz jego klient naprawdę zapomniał jak mówić.
Przesłuchano również świadków, ich zaś nie brakowało, Matylda miała przecież liczne potomstwo, które było obecne w ich domostwie, gdy odwiedził je oskarżony auror, lord Artur Longbottom, a na salę wezwano uzdrowiciela dziecięcego, aby można było przesłuchać nieletnich. Wszystkie zeznania oraz materiał dowodowy świadczyły o winie Longbottoma.
Była pewna zwycięstwa i skazania Artura. Jakże mogło być inaczej? Gdy sędzia opuścił salę sądową, nie opuściła jej, oczekując cierpliwie na powrót i ogłoszenie wyroku. Tak jak myślała - Abbott ogłosił winę Artura Longbottoma i wydał surowy, sprawiedliwy wyrok. Sigrun w duchu uśmiechnęła się triumfalnie, zachowując jednocześnie kamienny wyraz twarzy. Ropucha Matylda zakumkała za to i uroniła kilka łez wzruszenia. Dziś sprawiedliwość dla płazów zwyciężyła. Artur nie dość, że odpokutuje swoje winy w Azkabanie, to będzie musiał pracować na rzecz żabiego społeczeństwa.
Sigrun wstała z miejsca i nagle... Wszystko zaczęło znikać. Tak jak bańki mydlane. Zniknęła Matylda i jej małe ropuszki. Znikały płazy zebrane na widowni. Z cichym pyknięciem rozmyła się w powietrzu także i sylwetka Rookwood i sędziego. Artur Longbottom pozostał na sali sądowej sam jak palec - aż wreszcie i ona zatraciła się w ciemności.
Dziwaczny sen dobiegł końca, auror się przebudził, znajdował się we własnym łóżku - wolny od zarzutów o okradanie żab.
| koniec
- Oczywiście, wysoki sądzie - odpowiedziała cierpkim tonem na upomnienie; miała jednocześnie nadzieję, że mimo wszystko jej - może ciut zbyt emocjonalne - wystąpienie przemówiło do lorda Bernarda Abbotta i zasiadających wraz z nim ławników. Skinęła głową, jakby przyjmowała swoją winę, po czym powróciła spojrzeniem do oskarżonego lorda Artura Longbottoma.
Jeszcze przed chwilą miał tyle do powiedzenia! Tak wypierał się swojej winy. Zarzekał, że wcale nie oszukał ropuchy Matyldy, a jej majątek zdobył uczciwie, oferując godziwą zapłatę. To kłamstwo, to bzdury, dowody świadczyły przeciwko niemu.
- Panie Longbottom, zamierza pan odpowiedzieć na moje pytania? - ponagliła mężczyznę zniecierpliwiona. Dlaczego umilkł tak nagle? Patrzył na Rookwood tak cielęcym, pustym spojrzeniem jak gdyby był niedorozwinięty.
Sigrun zadała jeszcze kilka pytań, jednakże każe pozostało bez odpowiedzi. W podobnej sytuacji nie miała innego wyjścia jak powrócić na swoje miejsce. Artur zaszkodził sobie sam. Traszka, jego obrońca, także zadał kilka pytań, lecz jego klient naprawdę zapomniał jak mówić.
Przesłuchano również świadków, ich zaś nie brakowało, Matylda miała przecież liczne potomstwo, które było obecne w ich domostwie, gdy odwiedził je oskarżony auror, lord Artur Longbottom, a na salę wezwano uzdrowiciela dziecięcego, aby można było przesłuchać nieletnich. Wszystkie zeznania oraz materiał dowodowy świadczyły o winie Longbottoma.
Była pewna zwycięstwa i skazania Artura. Jakże mogło być inaczej? Gdy sędzia opuścił salę sądową, nie opuściła jej, oczekując cierpliwie na powrót i ogłoszenie wyroku. Tak jak myślała - Abbott ogłosił winę Artura Longbottoma i wydał surowy, sprawiedliwy wyrok. Sigrun w duchu uśmiechnęła się triumfalnie, zachowując jednocześnie kamienny wyraz twarzy. Ropucha Matylda zakumkała za to i uroniła kilka łez wzruszenia. Dziś sprawiedliwość dla płazów zwyciężyła. Artur nie dość, że odpokutuje swoje winy w Azkabanie, to będzie musiał pracować na rzecz żabiego społeczeństwa.
Sigrun wstała z miejsca i nagle... Wszystko zaczęło znikać. Tak jak bańki mydlane. Zniknęła Matylda i jej małe ropuszki. Znikały płazy zebrane na widowni. Z cichym pyknięciem rozmyła się w powietrzu także i sylwetka Rookwood i sędziego. Artur Longbottom pozostał na sali sądowej sam jak palec - aż wreszcie i ona zatraciła się w ciemności.
Dziwaczny sen dobiegł końca, auror się przebudził, znajdował się we własnym łóżku - wolny od zarzutów o okradanie żab.
| koniec
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
[sen] Kum-kum
Szybka odpowiedź