Wydarzenia


Ekipa forum
Aldous Yaxley
AutorWiadomość
Aldous Yaxley [odnośnik]08.07.19 22:54


Data urodzenia: 14.04.1915
Nazwisko matki: Parkinson
Miejsce zamieszkania: Fenland, Yaxley's Hall
Czystość krwi: Czysta szlachetna
Status majątkowy: Bogaty
Zawód: Pracownik Departamentu Transportu Magicznego
Wzrost: 176
Waga: 86
Kolor włosów: Siwiejący blond
Kolor oczu: Szare
Znaki szczególne: Chodzi o lasce


Zaczęło się z hukiem, trzeba mu to oddać. Z hukiem piorunów uderzających w ogrodowy staw. Z hukiem bomb spadających na odległą o kilka staj mugolską drogę żelazną. Do wtóru ryku dział przeciwlotniczych, mierzących w ponure Zeppeliny widoczne w oddali, unoszące się nad drzewami, krzyk wydała najpierw Lady Parkinson, a później on. Ich wspólny krzyk wydobył go na ogarnięty dziwną, choć jakże słyszalną wojną świat. W niespokojnych czasach pisane mu było żyć, a dało się to odczuć już tamtego dnia.

Był mokry, zimny kwiecień, a od roku pogodę i humory psuła kolejna mugolska wojna, tym razem obecna także na Wyspach Brytyjskich. W ciepłej, suchej kołysce, spędził trzy pierwsze lata życia nasłuchując dudniącego echa tego, co człowiek czynił człowiekowi. Człowiek, jak wielokrotnie podkreślał ojciec, niemagiczny. Ugh. Przecież to nawet brzmi nieprzyjemnie. Mugol.

To było jedno z pierwszych słów, jakie wypowiedział mały Aldous. W przepełnionych dumą rodzinnych anegdotach podkreślano wielokrotnie, że był to także jeden z pierwszych przypadków, w których najmłodszy syn Yaxleyów użył magii. “Mugol” - powtórzył ze złością, zacisnął piąstkę i wysadził w powietrze ulubiony, kryształowy wazon matki, po tym, jak usłyszał rodzinną rozmowę o wtargnięciu na teren rezerwatu. “Oby nie jakiś mugol” - powiedziała wówczas matka. Oby nie.



Jako najmłodszy z czterech braci, wszystkich męskich produktów lędźwi surowego Hasletta Yaxleya i Lady Parkinson, miał za młodu do czynienia z rodzicami zaprawionymi już w boju wychowywania swoich latorośli. Miał przy tym na tyle dużo szczęścia, że wszystkie umyślone przez konserwatywnego ojca ścieżki kariery zostały już obsadzone przez starsze rodzeństwo. Młodemu Alowi pozwalano więc rozwijać się wszechstronnie i obserwowano go uważnie, dając swobodę w zapoznawaniu się z wybranymi przez niego tomiszczami rodzinnej biblioteki, jakby oczekując na samodzielny rozwój wypadków. Ku uldze ojca i wyraźnej satysfakcji całej rodziny, młody umysł szybko pochłonęła lektura wykładająca podstawy zakazanej magii, ale i szermierka, w której starał się dorównać starszym braciom. Jeszcze przed jedenastymi urodzinami opanował do perfekcji szachy czarodziejów, w które grywał z matką i siostrą. Ganiony spojrzeniami męskiej części rodziny, często zmuszony był jednak do częstszego sięgania po szpadę.

W zasnutych mgłą lasach rodzinnych posiadłości przebywał rzadko, co też przełożyło się na jego stosunkowo niskie zainteresowanie bezpośrednim, praktycznym zajmowaniem się ziemiami i rezerwatem. O trollach uwielbiał za to czytać, a na jego wielokrotne prośby powiększono nawet i tak obszerny dział rodzinnej biblioteki traktujący o tej dziedzinie. Trollański opanował komunikatywnie, chociaż rzadko go praktykował. To właśnie wtedy zaczął cenić sobie ciepły kominek i regał z książkami ponad chłodny wiatr i wilgoć osiadłą na wysokiej trawie. Domatorstwo nie miało być mu jednak dane na długo.

Wbrew nagabywaniu matki, zgodnie z wolą ojca i prośbami braci, w roku ukończenia jedenastego roku życia rozpoczął edukację w Szkole Magii i Czarodziejstwa w zamku Hogwart. Był rok 1926, czasy, jak niektórzy mówili później, zaczynały się właśnie robić niespokojne. Nie odczuwał tego. Uzbrojony w nową różdżkę (12 cali, drewno moreli, rdzeń z pióra gryfa, lekko giętka), komplet specjalnie oprawionych książek i wszystkie pozostałe elementy szkolnego niezbędnika, rozpoczął formalną edukację magiczną.

Jeszcze bardziej pogłębiła ona jego niechęć do wszystkiego, co nieczyste i nieszlacheckie. Nie rozumiał, albo nie chciał rozumieć, wyraźnej przewagi, zarówno materialnej, jak i tej w edukacji, jaką on i jego bracia mieli nad pozostałymi uczniami szkoły. Oczywiście znalazło się też sporo nowych przyjaciół, z którymi rodzeństwo natychmiast go zapoznało. Podział był jasny i nie trzeba było zastanawiać się nad jego sensem - był naturalny i rozumiał się sam przez się. Trafił do Slytherinu, w którym duża część adeptów czarów okazała się być bliżej czy dalej z nim spokrewniona. Inne domy wydawały mu się odległe i niepotrzebne. Szybko skupił się na nauce, doceniając przepastność zamkowej biblioteki.

Z początku doskonalił się we wszystkim, co było w stanie przyciągnąć jego uwagę. Fascynowały go starożytne runy i historia magii, wiele godzin spędził też nad mapami nieba i na wieży astronomicznej. Przeczesując opasłe tomiszcza, zaczął się z czasem specjalizować. Pochłaniał wiedzę z dziedziny teleportacji i magicznego transportu, które to tematy zainteresowały go z czasem bardziej, niż pozostałe.

Już na czwartym roku udało mu się dostać do działu ksiąg zakazanych. Naturalnie nigdzie się nie włamywał - po prostu osiągnął komitywę z belframi nauczającymi go uroków i obrony przed czarną magią, którzy wspólnie wystąpili do opiekuna domu i dyrektora z prośbą o przyznanie mu dostępu. Nie był to pierwszy taki przypadek wśród zdolnych Ślizgonów. Będąc zdeterminowanym do poznania tego, co dla większości ukryte, Aldous spędził ostatnie trzy lata edukacji w bibliotece. Z krótkimi przerwami na posiłki i życie towarzyskie.

Wiele satysfakcji przynosiło mu bycie zauważonym, słowem, można go określić mianem umiarkowanie narcystycznego. Nie opierał się jednak na fizysie, a przede wszystkim  upodobał sobie długie dysputy i półoficjalne debaty. Razem z zaprzyjaźnionymi dziećmi spowinowaconych rodów ustawiał w pokoju wspólnym stoły w pozycjach konfrontacyjnych, dzielił grupę na drużyny i proponował temat obrad. Rozprawiali o czarnej magii, polityce, mugolach - mniej chętnie, nawet o eliksirach, które to akurat prawie w ogóle Ala nie interesowały. Ten mały rytuał zmienił się z czasem z intelektualnej zabawy w prawdziwą świętość, a dopuszczenie do stołu było powszechnie uznawane wśród Ślizgonów za wyróżnienie.



Po ukończeniu szkoły powrócił do domostwa, do którego tęsknił silnie, choć chyba nie tak mocno, jak pozostali bracia. Był rok 1933, czas niepokojów, choć dla niego wydawały się odległe, ukryte poza murami Yaxley’s Hall, otoczonego  połaciami lasów i bagien. W ostatnich latach nauki, poza umocowaniem się w towarzyskim świecie dobrze urodzonych kontaktów, Aldous wyjątkową uwagę poświęcał problematyce “białych plam”, jak sam zwykł je nazywać, w magicznej sieci transportowej na terenie Anglii. Całe obszary, zagajniki, puszcze, okazywały się być wyjętymi spod kontroli i obserwacji ministerstwa. Po powrocie do domu natychmiast podjął się dalszej kwerendy. Uzyskał od ojca pozwolenie na utworzenie w jednym z pomniejszych domostw na terenie rodzinnych włości własnej biblioteki. Uzupełnił ją dziełami, których poszukiwania nie należały do prostych. Sam kontaktował się przy tym z innymi, jakby ująć to subtelnie…? Zainteresowanymi tematyką “białych plam”. Ich poszukiwanie, ale także, jak się wkrótce okazało, tworzenie nowych, leżało już niedługo w jego zasięgu. Jakkolwiek czarnomagiczna, wiedza ta wydawała mu się na tyle przydatna, że podzielił się nią z braćmi i za wspólną zgodą oraz z ich pomocą rozpoczął eksperymenty z zaklęciami ochronnymi, które miały w jego zamyśle wyrwać dziurę w systemie wścibskiego, politycznego nadzoru nad tym, co prywatne. Niepełna wiedza i jego własna ignorancja doprowadziły, podczas jednej z prób teleportacji na badanym obszarze, do wewnętrznego rozszczepienia gdzieś w okolicy prawego biodra. Mimo interwencji uzdrowiciela, utykanie na prawą nogę do dziś pozwala rozpoznać go z daleka.

Od tamtej pory był już znacznie ostrożniejszy, a pasję postanowił przekuć w źródło zarobku, które, wbrew dobrotliwym zapewnieniom matki, musiał przecież mieć, tak przynajmniej nakazywał mu honor. Do rodzinnego skarbca galeony zaczęły jednak spływać w jego imieniu z dość nieoczekiwanego miejsca… Dziewiętnastoletni Aldous zdołał, z pomocą pewnych koneksji, otrzymać stażową posadę w ministerialnym Departamencie Transportu Magicznego. Tam, wykorzystując swoją wiedzę z materii teleportacji, świstoklików i struktur sieci Fiuu, szybko zaczął zbierać pochlebne opinie nadzorujących go czarodziejów. W międzyczasie, o jego eksperymentach z tworzeniem “białych plam” dowiedział się nestor rodziny. Niepocieszony ryzykiem, na jakie mogło ono narazić rodzinę w razie demaskacji, przekonany o tym, że "głupie pomysły przychodzą mu z nadmiaru wolnego czasu",  zaczął szykować Aldousowi  prędki ożenek.

Chcąc uciec jeszcze na chwilę przed małżeństwem, kończąc staż w ministerstwie, zdecydował się na pozostanie w Departamencie Transportu Magicznego i podjął się pracy przy budowie trasy dla ekspresu Hogwart - Londyn. Zgodnie z życzeniem przełożonych, cierpliwie pracował nad tym, żeby tory pociągu były niedostępne dla kogokolwiek, zarówno dla mugoli, jak i niepożądanych czarodziejów. Lwia część uroków chroniących pociąg i tory, po których miał jeździć, została wypracowana w zespole, którego był częścią. Mimo niższej pozycji w hierarchii urzędniczej, de facto miał wrażenie, jakby to on przewodził pracom. Wykorzystał to, oczywiście, uzgadniając z wybranymi rodzinami, czyje ziemie trasa pociągu powinna omijać, przy okazji obejmując kolejne posiadłości zaprzyjaźnionych rodzin zaklęciami kamuflującymi, tymi samymi, którymi osłaniał budowane torowisko. Podejmowanych działań nie utrwalał w żaden sposób, poza słownymi umowami zawieranymi ze znajomymi. Dzięki temu stał się, w stosunkowo młodym wieku, jedynym posiadaczem  mapy miejsc w Anglii, nad którymi Ministerstwo Magii nie sprawowało kontroli absolutnej.



W dwa lata po ukończeniu budowy kolei, zgodził się karnie na wstąpienie w okowy małżeństwa. Był rok 1938, a on sam miał wtedy 23 lata. Siostra (wielokrotnie podkreślał później, że piękniejsza siostra) Beatrice Flint, poślubionej jego bratu, Amelia, okazała się filigranową, czułą istotą, do której uczucie Aldousa rosło z czasem, proporcjonalnie do tego, ile dni spędzali razem. Dzięki niej znowu otworzył okna, zarówno te w dusznej, domowej bibliotece, wpuszczając do niej chłodne, świeże powietrze, ale i te w swojej towarzyskiej duszy, w której powietrze było chyba równie zastane od czasu ukończenia szkoły. Dzięki towarzyskim spotkaniom ukochanej, na które ze względu na jej chorobę ściągali przyjaciół do siebie, przypomniał sobie o radości, jaką dają proste przyjemności, takie jak szklaneczka ognistej whisky czy partia w szachy czarodziejów.  Reaktywował również swój szkolny klub dyskusyjny, tym razem zapraszając przyjaciół do siebie. Podczas długich rozmów w coraz to bardziej fraternizującej się formule, zaskarbił sobie szacunek i przyjaźń kilku wpływowych czarodziejów. Korzystał z życia.

Okres sielanki, jak nazywa go dzisiaj, trwał nieco ponad siedem lat. W tym czasie jedyną rzeczą, która naprawdę go martwiła, były bezowocne starania w spłodzeniu potomka. U Amelii zaczęły pojawiać się pierwsze ataki jednej z genetycznych chorób szlacheckich rodów, co też od razu powiązał z natalnymi niemożnościami ukochanej. Starał się jednak nie zaprzątać tym głowy, mimo niekończących się nagabywań ojca. Tymczasem wielka wojna czarodziejów sparaliżowała pracę ministerstwa, co zmusiło go w końcu do czasowego porzucenia pracy w departamencie. Zabezpieczony materialnie, zarówno ze strony własnej, jak i rodziny, oddał się w pełni opiece nad podupadającą na zdrowiu żoną. Postępująca Serpentyna wpędzała ją do łóżka już na całe dnie. Zamknięta w domu, odcięta od przyrody, która dodawała jej sił i poprawiała humor, zamykała się na świat zewnętrzny coraz bardziej. Drobne ciałko zdawało się kurczyć w sobie z dnia na dzień, kiedy kolejne krwawienia i ataki wstrząsały słabnącą duszą. Mimo niebotycznych kwot, które wyciągał z domowej szkatuły i przeznaczał na medyków, wyrok, wydawało się, już zapadł. W końcu, któregoś dnia, poddała się. Znalazł ją z liścikiem w zaciśniętej dłoni, z jednym, krótkim słowem: “Kocham!”. Znowu zamknął wszystkie okna. Znowu chciał być sam.

Zamknął się w domu, ale na książkach nie mógł się skupić. Zamiast tego przesiadywał przy oknie i wpatrywał się w trolle, widoczne raz na czas w gęstwinie nieodległego lasu rezerwatu. I kiedy właśnie w tym momencie jego historia mogłaby stać się nudną - góra przyszła do Mahometa.



Sposobem na smutek okazał się powrót do pracy i stopniowy, wytrwały powrót do towarzystwa. Zbywał ojca i matkę, ciągle próbujących podsuwać mu kolejne kandydatki na żonę, tłumacząc się ciągle trwającym okresem żałoby. Sam zaś oddawał się znowu długim rozmowom przy kominkach przepastnych pałaców. Popadł w tym czasie w uzależnienie od ognistej whisky, którego zdecydował się nie leczyć, dopóki nie wpłynie znacząco na jego kondycję.

Trzydziestoletni Aldous Yaxley był więc wdowcem, gadułą i początkującym alkoholikiem. Powrócił z czasem do pracy w ministerstwie, choć kiedy tylko mógł, podejmował się działań "w terenie". Chociaż nie szło to w parze z kolejnymi awansami, które powinny przecież coraz to bardziej przytwierdzać go do biurka, wykorzystywał on wyjazdy i kontrole zabezpieczeń magicznych do udoskonalania umiejętności i zawiązywania kolejnych znajomości. W porozumieniu z braćmi i przyjaciółmi z klubu dyskusyjnego, wprowadzał wybrane zaprzyjaźnione rodziny do "kręgu wtajemniczenia". Nie spodziewał się wtedy, że on sam zostanie niedługo wprowadzony do innego, znacznie bardziej obiecującego grona.



Czarna magia była obecna w szlacheckich domach, to fakt powszechnie znany i, równie powszechnie, krytykowany. Praktykowanie jej należało do tego, co niektórzy wysoko urodzeni uważają za swój przywilej. Nie był więc przesadnie zdziwiony, kiedy na kolejnych spotkaniach część z rozmówców zaczęła się przed nim coraz to bardziej otwierać, podkreślając swoje przywiązanie do "zakazanej magii" i perorując o jej przydatności. Chociaż nie miał nigdy silnych ciągot, które jednoznacznie mógłby określić jako "spychające go na ciemną stronę mocy", coraz częściej przyłapywał się na tym, że przyznaje im rację. Jakże szybko towarzystwo zaczęło przechodzić od słów do czynów!

Dzielenie się praktycznymi wskazówkami, udostępnianie sobie nieosiągalnych nigdzie indziej ksiąg, w końcu, nawet - wspólne praktykowanie zaklęć czarnomagicznych. Wraz z postępującym przywiązaniem do szklanki, Aldous zaczął przywiązywać się do towarzystwa i obecności mrocznej odmiany magii. Był zły, że w miejscu pracy musi ukrywać książki, które czytywał w wolnych chwilach, na dnie szuflady. Był zły, że musi ukrywać się ze swoją wiedzą. W którymś momencie, w ataku nieuzasadnionej szczególnie złości, zranił nawet zaklęciem jednego ze skrzatów domowych i... Cholera, nic nie poczuł. Był bezkarny. Skrzaty, mugole, szlamy - ci wszyscy nie znaczyli przecież dla niego nic. Nigdy nie myślał o tym w tak bezpośredni sposób. Patrzył na świat z góry, ale bez nienawiści. Teraz ją poczuł. Był przecież ponad nimi - urodził się po to, żeby być ponad nimi! Poczuł się sprawcą. Poczuł się nawet kimś więcej, poczuł się panem życia i śmierci.



To nie tak, że zmienił się z dnia na dzień, zaczął nagle ubierać się na czarno, a oczy podkreślać czarną kreską. Po prostu był teraz w stanie sprecyzować swoje myśli i podejście do świata. Odejście Amelii poluźniło liny, które związywały go z dziecinną radością, swobodą i ogólnie pojętym szczęściem. Zrozumiał, że potrzebuje celu większego, niż zdobywanie kontaktów, dyskusje filozoficzne i praca w ministerstwie. Potrzebował swojej religii, takiej, która doceni jego urodzenie i umiejętności.

Wiele zrozumienia odnalazł w rodzinie. Bracia, będący od zawsze istotną częścią jego "kręgu", także mieli podobne odczucia. Prowadzili na te tematy niekończące się dysputy. Chodziło tu przecież nie tylko o nich samych, ale i o rodzinę, dziedzictwo i dzieci. Właśnie - dzieci. Znowu ukłuła go szpilka niepewności. Czuł się gorszy niż choćby Leon, który doczekał się już następcy. Młody Morgoth reprezentował sobą z resztą wszystkie najlepsze cechy rodowe Yaxleiów, choć jak na gust Ala, trochę za bardzo przypominał swojego ojca - sztywniejszego i bardziej domatorskiego starszego brata. Stryjkując i ćwicząc z młodym Yaxley'em sztukę retoryki, odkuwał się nieco na swoim instynkcie tacierzyńskim. Dzięki kolejnemu pokoleniu poczuł się znowu częścią rodziny. Rodziny, która zawsze przecież była dla niego ważna. A wtedy znowu to poczuł.

O Czarnym Panie dowiedział się po raz pierwszy właśnie od brata. Angielski czarnoksiężnik, chociaż bez szlachetnego nazwiska, jednak o bardzo zdecydowanych poglądach, zwłaszcza w kwestiach klasowych i politycznych, szybko wzbudził jego zainteresowanie. Zaledwie słuchając o umiejętnościach i wiedzy czarnomagicznej, Al poczuł się jego zwolennikiem. Czarnoksiężnik potrzebował też, jak zasugerował mu Leon, swoich zwolenników w praktyce i na miejscu - w Anglii, w której miał się wkrótce pojawić. Aldous zrozumiał sugestię. Postanowił razem z braćmi stanąć po stronie Toma Marvolo Riddle'a. Postanowił, że kiedy Czarny Pan go wezwie, stawi się u jego boku, jako Rycerz Walpurgii.

Spędził ponad rok, gromadząc wiedzę na temat swojego nowego duchowego przewodnika oraz jego działań, równocześnie pełnił z braćmi  jakby rolę rekruterów, weryfikując potencjalnych adeptów tworzącej się wokół Riddle'a grupy. Kiedy uznano, że moment jest odpowiedni, wykorzystując swoją dotychczasową wiedzę z dziedziny magicznego transportu, pod pretekstem wyjazdu służbowego, Aldous udał się na kontynent, gdzie poczynił przygotowania mające ułatwić Czarnemu Panu niespostrzeżone dostanie się na teren Anglii. To wtedy po raz pierwszy spotkał go osobiście i po raz pierwszy w pełni upewnił się o słuszności swoich przekonań.

Jego dotychczasowa działalność dla Rycerzy Walpurgii w dużej mierze opierała się właśnie na tym, w czym był najlepszy - na organizowaniu transportu, przerzutów ludzi i przedmiotów, na obejmowaniu wybranych miejsc blokadami, ale także na organizowaniu spotkań, dyskusji i debat. Czuł się ważnym i wartościowym członkiem organizacji, chociaż w hierarchii nie znajdował się zapewne nawet blisko samego świecznika. Wolne chwile nadal przeznaczał na ognistą whisky, a częste wyjazdy wykorzystywał, pełniąc rolę kuriera.

W ostatnich dniach przebywał w Szkocji, doglądając zaklęć antymugolskich osłaniających Hogwart, kiedy dopadła go sowa niosąca list z rewelacjami. Wieści od rodziny okazały się szokujące. Wydarzenia w Stonehange. Młody Morgoth nestorem rodu. Nowy, gorejący konflikt w starej, poczciwej Anglii nabierał rumieńców.

Odetchnął głęboko. Zarzucił swój najlepszy, karmazynowy płaszcz. Machnięciem różdżki spakował kufry. Przeczesał siwiejącą czuprynę. Nie ma czasu do stracenia.

Wracał.


Patronus: Nigdy nie wyczarował uformowanego Patronusa, a od czasu śmierci żony ma problem z jakąkolwiek jego formą.

Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 121 (rożdżka)
Zaklęcia i uroki:152 (rożdżka)
Czarna magia:72 (rożdżka)
Magia lecznicza:00
Transmutacja:00
Eliksiry:00
Sprawność:10Brak
Zwinność:2Brak
JęzykWartośćWydane punkty
AngielskiII0
TrollańskiI1
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
AstronomiaI2
Historia MagiiII10
KłamstwoI2
NumerologiaI2
ONMSI2
RetorykaII10
Starożytne RunyI2
SpostrzegawczośćII10
Ukrywanie sięI2
ZastraszanieI2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
Odporność magicznaI5
Wytrzymałość FizycznaIII10
SzczęścieI5
Szlachecka EtykietaI0
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Rycerze Walpurgii00
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (wiedza)II3
AktywnośćWartośćWydane punkty
Taniec balowyI1
SzermierkaI1
GenetykaWartośćWydane punkty
Brak- (+0)
Reszta: 0


Ostatnio zmieniony przez Aldous Yaxley dnia 11.07.19 21:57, w całości zmieniany 5 razy
Gość
Anonymous
Gość
Re: Aldous Yaxley [odnośnik]10.07.19 8:12
Ekhm, no to lecimy <3
Gość
Anonymous
Gość
Aldous Yaxley
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach