Zniszczone wagony
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Zniszczone wagony
Wśród tysięcy niszczejących i rdzewiejących rzeczy znalazło się także miejsce dla tych bardziej unikatowych. Stare wagony Ekspresu Londyn-Hogwart, które nie nadawały się więcej do użytku, zostały złożone na tyłach fabryki i pozostawione na całkowite zniszczenie. Szybko do własnych potrzeb zaadaptowali je młodzi czarodzieje, którzy chowając się w zapadających się przedziałach mogli schronić się przed wiatrem i deszczem. Okolica szybko wypełniła się także drobniejszymi dilerami, którzy gotowi byli za garść galeonów sprzedać złotą rybkę i diable ziele. Stali bywalcy wagonów całkiem nieźle zapoznali się z czarodziejską policją, która pojawia się co jakiś czas sprawdzić, czy nie dochodzi do poważniejszych wykroczeń. Na te drobniejsze przymykając jednak oko. Wszyscy pozbyli się już złudzeń, że Isle of Dogs da się jeszcze uratować.
Jak na osobę, która starała się trzymać na uboczu panującej w kraju sytuacji, nie angażować w konflikt, nie wnikać między tych, którzy pracują na zlecenie Ministerstwa Magii, zaskakująco często natrafiała na przedstawicieli skrajnych opinii. Kiedy zaczynała pracę dla Banku Gringotta była szczerze zapatrzona na możliwości wiążące się z dalekimi ekspedycjami. Pragnienie współpracy z nim przyświecało jej od lat, gdy tylko w czasach hogwarckich wpadła jej w ręce broszura opowiadająca o klątwołamactwie. Bogactwo propozycji zaślepiło ją tak bardzo, że nie chciała nawet słuchać o innych ścieżkach kariery, doskonale już wiedząc czego chce od życia. Cały swój późniejszy rozwój, wybór przedmiotów egzaminacyjnych oraz zajęć dodatkowych związany był z określonym celem. Przez długie lata była przekonana, że wygrała los na loterii. Mimo trudów przebytej drogi, licznych potknięć i spoglądających nań nieprzychylnie osób dotarła tam, gdzie chciała. Etat miał być spełnieniem marzeń i tak też było. Do dnia wybuchu wojny.
Nie zaskoczyło jej zlecenie od lorda Burke, w końcu sama zawitała w jego sklepie i dała się poznać jako klątwołamaczka o poziomie wiedzy wykraczającym ponad przeciętność. Co tu dużo mówić, był zachwycony, czego nie chciał w pierwszej chwili wyjawić. Nie, kiedy w niepochlebny sposób wypowiadała się o wystroju jego sklepu, którego bronić chciał za wszelką cenę. Nie przypuszczała, że okaże się być aż tak drażliwy na temat ulubionej estetyki. Czy to on przekazał lordowi Black rekomendacje? Z jakiego innego źródła pracownik Ministerstwa - i to w dodatku Departamentu Tajemnic - zdobył do niej kontakt? Otrzymawszy sowę przez dłuższą chwilę obracała list w rękach, wahając się czy aby na pewno chce wiedzieć co jest w środku. Obawiała się, że im częściej będzie mieć styczność ze zwolennikami panujących obecnie w kraju zasad, tym trudniej będzie się z ich szponów wyswobodzić. A wolności pragnęła bardziej, niż galeonów w bankowej skrytce. Musiała natomiast przyznać, że odpisując na wiadomość czuła swojego rodzaju dumę. Sam lord Black zwrócił się do niej po pomoc, nazwał ją bardzo dobrym ekspertem, za jakiego się oczywiście uważała, ale zawsze miło usłyszeć to z czyichś ust.
Spodziewała się, że w sobotni dzień w dzielnicy portowej znajdzie tłum, zapomniała tylko, że mocno uszczuplony w populację Londyn nie był już tak gwarny, jak przed dwoma laty. W drodze do Isle of Dogs zaciskała palce na schowanej w kieszeni różdżce, rozglądając się wokół czujnie. Już raz ktoś zdobył się na to, by ją zaatakować. Nie zamierzała dopuścić do kolejnej takiej sytuacji. Okolice starych wagonów pociągowych były jej obce. Londyn znała z głównych ulic, dzielnic mieszkalnych czy stref kulturowych, ale to?
Ciężar powietrza wywoływał duszności, wprowadzał w rozdrażnienie. Osób zirytowanych czerwcowymi warunkami mogło być tu więcej. Stukot obcasów znikał stłumiony wśród porośniętych trawą i mchem chodników. Fancourt zatrzymała się wśród wagonów, oglądając za siebie, upewniając, że nikt za nią nie podąża. Wśród leżących pod zardzewiałymi konstrukcjami śmieci dostrzegła fragment przegniłej ulotki traktującej o zupie z trupa. Claire do dziś nie wiedziała czy rozniesiona po stolicy plotka miała w sobie ziarno prawdy.
- Muszę przyznać, że to dość… niebanalne miejsce na spotkanie - odezwała się stonowanym głosem, podchodząc bliżej ściskającego skórzaną teczkę czarodzieja. Twarz wydawała jej się jakaś znajoma. Możliwe, że był on obecny podczas rozdania orderów przez Ministra Magii. Nie miała jednak pewności, że to lord Rigel Black. - Czy nie łatwiej i bezpieczniej byłoby się umówić w gmachu Ministerstwa? - Nie do końca rozumiała dlaczego spotykają się poza miejscem jego pracy. Jedyne, co mogła wnioskować, to fakt, że nie umówił się z nią oficjalnie czy za zgodą Departamentu.
Nie zaskoczyło jej zlecenie od lorda Burke, w końcu sama zawitała w jego sklepie i dała się poznać jako klątwołamaczka o poziomie wiedzy wykraczającym ponad przeciętność. Co tu dużo mówić, był zachwycony, czego nie chciał w pierwszej chwili wyjawić. Nie, kiedy w niepochlebny sposób wypowiadała się o wystroju jego sklepu, którego bronić chciał za wszelką cenę. Nie przypuszczała, że okaże się być aż tak drażliwy na temat ulubionej estetyki. Czy to on przekazał lordowi Black rekomendacje? Z jakiego innego źródła pracownik Ministerstwa - i to w dodatku Departamentu Tajemnic - zdobył do niej kontakt? Otrzymawszy sowę przez dłuższą chwilę obracała list w rękach, wahając się czy aby na pewno chce wiedzieć co jest w środku. Obawiała się, że im częściej będzie mieć styczność ze zwolennikami panujących obecnie w kraju zasad, tym trudniej będzie się z ich szponów wyswobodzić. A wolności pragnęła bardziej, niż galeonów w bankowej skrytce. Musiała natomiast przyznać, że odpisując na wiadomość czuła swojego rodzaju dumę. Sam lord Black zwrócił się do niej po pomoc, nazwał ją bardzo dobrym ekspertem, za jakiego się oczywiście uważała, ale zawsze miło usłyszeć to z czyichś ust.
Spodziewała się, że w sobotni dzień w dzielnicy portowej znajdzie tłum, zapomniała tylko, że mocno uszczuplony w populację Londyn nie był już tak gwarny, jak przed dwoma laty. W drodze do Isle of Dogs zaciskała palce na schowanej w kieszeni różdżce, rozglądając się wokół czujnie. Już raz ktoś zdobył się na to, by ją zaatakować. Nie zamierzała dopuścić do kolejnej takiej sytuacji. Okolice starych wagonów pociągowych były jej obce. Londyn znała z głównych ulic, dzielnic mieszkalnych czy stref kulturowych, ale to?
Ciężar powietrza wywoływał duszności, wprowadzał w rozdrażnienie. Osób zirytowanych czerwcowymi warunkami mogło być tu więcej. Stukot obcasów znikał stłumiony wśród porośniętych trawą i mchem chodników. Fancourt zatrzymała się wśród wagonów, oglądając za siebie, upewniając, że nikt za nią nie podąża. Wśród leżących pod zardzewiałymi konstrukcjami śmieci dostrzegła fragment przegniłej ulotki traktującej o zupie z trupa. Claire do dziś nie wiedziała czy rozniesiona po stolicy plotka miała w sobie ziarno prawdy.
- Muszę przyznać, że to dość… niebanalne miejsce na spotkanie - odezwała się stonowanym głosem, podchodząc bliżej ściskającego skórzaną teczkę czarodzieja. Twarz wydawała jej się jakaś znajoma. Możliwe, że był on obecny podczas rozdania orderów przez Ministra Magii. Nie miała jednak pewności, że to lord Rigel Black. - Czy nie łatwiej i bezpieczniej byłoby się umówić w gmachu Ministerstwa? - Nie do końca rozumiała dlaczego spotykają się poza miejscem jego pracy. Jedyne, co mogła wnioskować, to fakt, że nie umówił się z nią oficjalnie czy za zgodą Departamentu.
Mężczyzna odetchnął z nieukrywaną ulgą, upewniwszy się, że kobieta była właśnie tą specjalistką, na którą czekał. Jego ciało prężyło się i na ustach pojawił się lekki, uprzejmy uśmiech. Skojarzył również jej twarz. Mimo iż był wtedy odrobinę niedysponowany, zapamiętał, że w dniu, w którym dawano medale jego przyjaciółkom oraz kapłanom nowego Boga, siedziała koło jednego z nich.
-Proszę wybaczyć z tę drobną niedogodność, jednak sprawa, z którą przychodzę, prawdopodobnie wiąże się z tym miejscem - przyznał wprost. - Dlatego uznałem, że praca w terenie może wnieść do sprawy więcej, niż teoria, zamknięta w ścianach Ministerstwa Magii.
To, czego Rigel nie powiedział Claire, dotyczyło bardziej prozaicznych rzeczy - czarodziej zwyczajnie obawiał się, że ta sprawa zostanie mu odebrana, jeśli tylko usłyszy o tym jakiś ślepo podążający za zasadami Niewymowny lub też żądny awansu stażysta. O nie, to było jego odkrycie i Black zamierzał doprowadzić całą sprawę do końca.
-Przygotowałem również dokładne streszczenie sprawy - powiedział, podając teczkę kobiecie. - Jeśli mogłaby się panna z tym zapoznać i podzielić swoimi wnioskami, to byłbym bardzo wdzięczny. Niestety ja sam, mówiąc już całkiem szczerze, właśnie zderzyłem się z przysłowiową ścianą. Nie mogę zrozumieć jaki efekt może dawać właśnie takie zestawienie komponentów oraz symboli. I czy cokolwiek może ono robić, a nie jest jedynie niedziałającym produktem wyjątkowo chorego umysłu.
Wewnątrz wykonanej z miękkiej skóry teczki były starannie spisane wszystkie wnioski, jakie Rigelowi udało się dotychczas wysnuć, wszelkie astronomiczne symbole i runy, jakich używał posiadacz tego dziennika, komponenty ludzkie oraz położenia gwiazd i planet, do których się odwoływał w swoim szyfrze. Dokładnie tyle, ile było potrzeba do rozwiązania tajemnicy, bez zagłębiania się w tajemnice Departamentu Tajemnic. Zresztą sam lord Black nie posiadał wszystkich informacji. Na przykład, co dokładnie Departament planował zrobić z rozszyfrowanymi informacjami z dziennika? Może zwyczajnie miał trafić do archiwum i zostać zapomniany? Albo… Nie, o tym czarodziej wolał nie myśleć, jak i o wielu innych rzeczach. Jego idealistyczne i naiwne podejście do świata powoli pękało, kruszyło się jak delikatna szklana ozdoba w brutalnym uścisku dłoni, a on trzymał się tego resztkami woli, nie będąc w pełni gotów na pełne zderzenie z otaczającą go wojenną rzeczywistością.
-Również mam pewne przypuszczenie, że miejsce, gdzie dany… rytuał? Eksperyment? Tu nadal nie jestem w stanie zrozumieć, czym właściwie zajmował się twórca tego zapisu. - Westchnął. - Ale kontynuując. Miejsce to prawdopodobnie może znajdować się gdzieś w tej okolicy… i najprawdopodobniej jest ono również zabezpieczone. I z tym również potrzebowałbym pomocy, panno Fancourt.
Od miesięcy Black trenował zaklęcia z dziedziny ochrony. Potrafił godzinami ćwiczyć odbijanie innych zaklęć, jak i inkantacje, pomagające wykrywać magię, przekopując się przez starty prostych magicznych przedmiotów na zagraconym strychu Grimmuald Place 12. Pomagało mu to oczyścić umysł ze zbędnych myśli, jak i stać się jeszcze lepszym profesjonalistą. W końcu, co to za Niewymowny, który nie potrafi wykryć magicznych zabezpieczeń albo też rzucać porządnych zaklęć ochronnych?
-Jak też mówiłem, odwdzięczę się finansowo za pomoc.
Wolał, tak na wszelki wypadek, przypomnieć o swojej obietnicy.
-Proszę wybaczyć z tę drobną niedogodność, jednak sprawa, z którą przychodzę, prawdopodobnie wiąże się z tym miejscem - przyznał wprost. - Dlatego uznałem, że praca w terenie może wnieść do sprawy więcej, niż teoria, zamknięta w ścianach Ministerstwa Magii.
To, czego Rigel nie powiedział Claire, dotyczyło bardziej prozaicznych rzeczy - czarodziej zwyczajnie obawiał się, że ta sprawa zostanie mu odebrana, jeśli tylko usłyszy o tym jakiś ślepo podążający za zasadami Niewymowny lub też żądny awansu stażysta. O nie, to było jego odkrycie i Black zamierzał doprowadzić całą sprawę do końca.
-Przygotowałem również dokładne streszczenie sprawy - powiedział, podając teczkę kobiecie. - Jeśli mogłaby się panna z tym zapoznać i podzielić swoimi wnioskami, to byłbym bardzo wdzięczny. Niestety ja sam, mówiąc już całkiem szczerze, właśnie zderzyłem się z przysłowiową ścianą. Nie mogę zrozumieć jaki efekt może dawać właśnie takie zestawienie komponentów oraz symboli. I czy cokolwiek może ono robić, a nie jest jedynie niedziałającym produktem wyjątkowo chorego umysłu.
Wewnątrz wykonanej z miękkiej skóry teczki były starannie spisane wszystkie wnioski, jakie Rigelowi udało się dotychczas wysnuć, wszelkie astronomiczne symbole i runy, jakich używał posiadacz tego dziennika, komponenty ludzkie oraz położenia gwiazd i planet, do których się odwoływał w swoim szyfrze. Dokładnie tyle, ile było potrzeba do rozwiązania tajemnicy, bez zagłębiania się w tajemnice Departamentu Tajemnic. Zresztą sam lord Black nie posiadał wszystkich informacji. Na przykład, co dokładnie Departament planował zrobić z rozszyfrowanymi informacjami z dziennika? Może zwyczajnie miał trafić do archiwum i zostać zapomniany? Albo… Nie, o tym czarodziej wolał nie myśleć, jak i o wielu innych rzeczach. Jego idealistyczne i naiwne podejście do świata powoli pękało, kruszyło się jak delikatna szklana ozdoba w brutalnym uścisku dłoni, a on trzymał się tego resztkami woli, nie będąc w pełni gotów na pełne zderzenie z otaczającą go wojenną rzeczywistością.
-Również mam pewne przypuszczenie, że miejsce, gdzie dany… rytuał? Eksperyment? Tu nadal nie jestem w stanie zrozumieć, czym właściwie zajmował się twórca tego zapisu. - Westchnął. - Ale kontynuując. Miejsce to prawdopodobnie może znajdować się gdzieś w tej okolicy… i najprawdopodobniej jest ono również zabezpieczone. I z tym również potrzebowałbym pomocy, panno Fancourt.
Od miesięcy Black trenował zaklęcia z dziedziny ochrony. Potrafił godzinami ćwiczyć odbijanie innych zaklęć, jak i inkantacje, pomagające wykrywać magię, przekopując się przez starty prostych magicznych przedmiotów na zagraconym strychu Grimmuald Place 12. Pomagało mu to oczyścić umysł ze zbędnych myśli, jak i stać się jeszcze lepszym profesjonalistą. W końcu, co to za Niewymowny, który nie potrafi wykryć magicznych zabezpieczeń albo też rzucać porządnych zaklęć ochronnych?
-Jak też mówiłem, odwdzięczę się finansowo za pomoc.
Wolał, tak na wszelki wypadek, przypomnieć o swojej obietnicy.
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Wnikający na szczupłą twarz czarodzieja uśmiech od razu potwierdził, z kim ma do czynienia. Choć kiedy widziała go ostatnim razem zdawało się daleko mu być do szczęścia, teraz sprawiał wrażenie bardziej pewnego siebie, a już z pewnością zafascynowanego łączącym ich zadaniem.
- Sprawa z Departamentu Tajemnic skupiająca się w tym miejscu? - podsumowała, rozglądając się po okolicznych zniszczonych wagonach. Przypomniały jej się czasy podróżowania do Hogwartu, które w dzieciństwie uwielbiała. Tutejsze pociągi już dawno za sobą miały okres świetności, teraz wyłącznie strasząc ponurym wyglądem. Jak wiele historii pamiętały? I co więcej, dlaczego miały być tak wyjątkowe, by odprawiać między nimi tajemny rytuał?
- Czyli to praca szalonego naukowca? Musiał nieźle namieszać, skoro trzeba coś po nim łatać. Jaka jest skala ryzyka? - zapytała, pokonując kilka ostatnich dzielących ich stóp. Ostrożnie przyjęła teczkę w skórzanych rękawiczkach i otworzyła ją, by zerknąć na notatki i wyłapać znane sobie symbole. Rozpoznawała znaki astronomiczne oraz runy. Nie kryły przed nią tajemnic, od kiedy ojciec zaczął wprowadzać ją między sekrety własnych badań. Naukowiec zwykł pracować w domu i Claire lubiła zaglądać do jego gabinetu, gdzie wśród stosów ksiąg i notatek, map nieba czy lunoskopów. Dziś sięgała do nich sama, sięgając po to, co ukryte.
Ciemne brwi na twarzy Fancourt ściągnęły się w zastanowieniu. Poszczególne elementy wskazywały na receptury znanych sobie baz oraz klątw. Opatrzone były jednak szczegółowymi opisami względem pozyskiwania składników, nierzadko skomplikowanymi i równie obrzydliwymi. Tekst nie pozostawiał żadnych wątpliwości, że ten, kto go sporządził, musiał parać się czarną magią od lat. Mnogość ozdobników i dodatkowych, niewiele mówiących Claire znaków podpowiadała, że autor mógł mieć w zamiarze stworzenie nowego, własnego przekleństwa. Z wyjaśnieniem przyszedł też od razu lord Black, potwierdzając przypuszczenia klątwołamaczki. Uniosła wzrok na czarodzieja i skinęła głową, uśmiechając się jednym kącikiem ust.
- W porządku, nie wątpię w pana prawdomówność czy szlachetność intencji - przyznała, przyjmując przypomnienie o zapłacie. - Klątwy, jak pan pewnie doskonale wie, służą za zabezpieczenia. Z mojego doświadczenia wynika, że chore umysły lubią sięgać po to, co już zostało przez kogoś stworzone. Lubują się w symbolizmie, przybierają istniejące, ale głęboko zagrzebane szyfry i przyjmują je za swoje. Tu, na przykład, jest zapis numeryczny, jaki świadczyć mógłby o datowaniu, wskazaniu konkretnego dnia do odprawienia rytuału. - Odwróciła teczkę, umożliwiając czarodziejowi odczytanie ciągu liczb. Zastukała dwukrotnie palcem w pergamin. - Tyle że symbol przy trójce i piątce, oznacza gałkę oczną. Stosowano go w dawnych czasach dla wskazania ilości. Jeśli mam rację, do celu powinna poprowadzić nas ścieżka zwłok z wyłupionymi oczami. - Spotkała się już wcześniej z podobnym zaskoczeniem, kiedy podczas pracy przy wykopaliskach na terenach ZSRR przez długi czas głowiła się nad rozwiązaniem zagadki, jaka otworzyłaby im przejście do głównej komnaty mauzoleum.
- Ma pan już sugestie, w którym dokładnie miejscu powinniśmy rozpocząć poszukiwania? - Uniosła wzrok na lorda Blacka, dopiero teraz przyglądając mu się bardziej czujnie. Męska twarz była bardzo szczupła, a szara skóra wskazywała na pewien problem ze zdrowiem. Fancourt nie była jednak uzdrowicielem, by prawić mu morały.
- Sprawa z Departamentu Tajemnic skupiająca się w tym miejscu? - podsumowała, rozglądając się po okolicznych zniszczonych wagonach. Przypomniały jej się czasy podróżowania do Hogwartu, które w dzieciństwie uwielbiała. Tutejsze pociągi już dawno za sobą miały okres świetności, teraz wyłącznie strasząc ponurym wyglądem. Jak wiele historii pamiętały? I co więcej, dlaczego miały być tak wyjątkowe, by odprawiać między nimi tajemny rytuał?
- Czyli to praca szalonego naukowca? Musiał nieźle namieszać, skoro trzeba coś po nim łatać. Jaka jest skala ryzyka? - zapytała, pokonując kilka ostatnich dzielących ich stóp. Ostrożnie przyjęła teczkę w skórzanych rękawiczkach i otworzyła ją, by zerknąć na notatki i wyłapać znane sobie symbole. Rozpoznawała znaki astronomiczne oraz runy. Nie kryły przed nią tajemnic, od kiedy ojciec zaczął wprowadzać ją między sekrety własnych badań. Naukowiec zwykł pracować w domu i Claire lubiła zaglądać do jego gabinetu, gdzie wśród stosów ksiąg i notatek, map nieba czy lunoskopów. Dziś sięgała do nich sama, sięgając po to, co ukryte.
Ciemne brwi na twarzy Fancourt ściągnęły się w zastanowieniu. Poszczególne elementy wskazywały na receptury znanych sobie baz oraz klątw. Opatrzone były jednak szczegółowymi opisami względem pozyskiwania składników, nierzadko skomplikowanymi i równie obrzydliwymi. Tekst nie pozostawiał żadnych wątpliwości, że ten, kto go sporządził, musiał parać się czarną magią od lat. Mnogość ozdobników i dodatkowych, niewiele mówiących Claire znaków podpowiadała, że autor mógł mieć w zamiarze stworzenie nowego, własnego przekleństwa. Z wyjaśnieniem przyszedł też od razu lord Black, potwierdzając przypuszczenia klątwołamaczki. Uniosła wzrok na czarodzieja i skinęła głową, uśmiechając się jednym kącikiem ust.
- W porządku, nie wątpię w pana prawdomówność czy szlachetność intencji - przyznała, przyjmując przypomnienie o zapłacie. - Klątwy, jak pan pewnie doskonale wie, służą za zabezpieczenia. Z mojego doświadczenia wynika, że chore umysły lubią sięgać po to, co już zostało przez kogoś stworzone. Lubują się w symbolizmie, przybierają istniejące, ale głęboko zagrzebane szyfry i przyjmują je za swoje. Tu, na przykład, jest zapis numeryczny, jaki świadczyć mógłby o datowaniu, wskazaniu konkretnego dnia do odprawienia rytuału. - Odwróciła teczkę, umożliwiając czarodziejowi odczytanie ciągu liczb. Zastukała dwukrotnie palcem w pergamin. - Tyle że symbol przy trójce i piątce, oznacza gałkę oczną. Stosowano go w dawnych czasach dla wskazania ilości. Jeśli mam rację, do celu powinna poprowadzić nas ścieżka zwłok z wyłupionymi oczami. - Spotkała się już wcześniej z podobnym zaskoczeniem, kiedy podczas pracy przy wykopaliskach na terenach ZSRR przez długi czas głowiła się nad rozwiązaniem zagadki, jaka otworzyłaby im przejście do głównej komnaty mauzoleum.
- Ma pan już sugestie, w którym dokładnie miejscu powinniśmy rozpocząć poszukiwania? - Uniosła wzrok na lorda Blacka, dopiero teraz przyglądając mu się bardziej czujnie. Męska twarz była bardzo szczupła, a szara skóra wskazywała na pewien problem ze zdrowiem. Fancourt nie była jednak uzdrowicielem, by prawić mu morały.
-Ja również jestem tym faktem zaskoczony - odpowiedział na pytanie kobiety. Rigel powoli przyzwyczajał się do tego, że praca w Departamencie Tajemnic mogła składać się z rutynowych czynności, wymagającej od niego skupienia i silnej woli, by nie przysnąć nad przeglądaniem ocenzurowanych zwojów, z których nie wynikało zupełnie nic, bądź katalogowaniem przedmiotów w archiwum. Czasem jednak zadania uderzały w zupełnie inna skrajność - sprawdzanie niebezpiecznych opuszczonych miejsc, pozyskiwanie próbek, ślęczenie nad zaszyfrowanymi wiadomościami, albo też uczestniczenie w bardzo tajnych projektach, o których nie mógł mówić ani innym Niewymownym, ani stażystom. W życiu Blacka coraz więcej było zadań, należących do tej drugiej kategorii, co świadczyło o tym, że został zauważony jak pracownik. Tak że nie narzekał, chociaż czasem by wolał, żeby zjawiska, z jakimi obcował w pracy, nie próbowały go zabić ani trwale uszkodzić.
-Tak, również dochodzę do takiego samego wniosku - przyznał ze smutkiem. - Prawdopodobnie jest już poszukiwany… a przynajmniej mam taką nadzieję.
Ostatnie słowa wypowiedział cicho jakby sam do siebie. Natychmiast lekko się speszył, gdyż nie chciał wyjść przed obcą osobą za tak zwany “element wywrotowy”, który marudzi na działania obecnego Ministerstwa Magii.
-Organy ścigania mają dużo pracy - szybko dodał, chcąc tym samym zakończyć ten niepokojący temat. -A bałagan oraz efekty eksperymentów z groźną magią najlepiej jest zabezpieczyć, żeby ktoś przypadkiem nie zrobił sobie krzywdy, gdyż skala zagrożenia… Cóż. Trudno jest mi określić, ale może być wysoka, biorąc pod uwagę charakter magii, z jaką mamy do czynienia.
Uważnie wysłuchał wywodu Fancourt, dokładnie zapamiętując każdy detal. Mogła mieć rację. Tym razem również mieli do czynienia z szaleńcem. Wyobraźnia sama rysowała makabryczne obrazy z martwymi, rozkładającymi się ludźmi o pustych oczodołach, i od tej myśli Black aż się wzdrygnął.
-Ma Panna pomysł, do czego taka ilość… oczu może zostać wykorzystana? Czy raczej ktoś zwyczajnie, jakby to powiedzieć, uzupełniał zapasy?
Czarodziej powoli omiótł wzrokiem okolice. Cmentarzysko wagonów było puste, lecz nie dało się pozbyć nieprzyjemnego uczucia czyjejś obecności. I tego, że są obserwowani.
-Według plotek - zaczął, by podkreślić fakt, że przecież nie bywa w takich obskurnych miejscach - Tutaj często przebywają ludzie, by pić alkohol i zażywać wszelkie zakazane substancje. Takie osoby, będąc pod wpływem, mogą udać się dosłownie wszędzie… A i handlarze mogą mieć swoje kryjówki...
Myślał na głos, powoli składając wszystko w całość. Przecież znał się na ukrywaniu rzeczy.
-To musi być w miarę na widoku, by nie zachęcać dzieciarni tajemniczymi drzwiami… Oraz coś na tyle specyficznego, by zniechęcić ludzi do myszkowania w tamtym punkcie.
Zmarszczył czoło, po czym bardzo powoli spojrzał na Claire.
-Chyba mam pewien pomysł, gdzie ta kryjówka może się znajdować, jednak nie będzie to przyjemne miejsce. - Skrzywił się odruchowo. - Nikt nigdy specjalnie nie sprawdza miejsc, gdzie ludzie udają się za potrzebą. Dlatego tam zacząłbym poszukiwania.
Rigel nie czuł się komfortowo z tym, żeby prowadzić kobietę w tak obrzydliwe miejsce. Przeczyło to wszelkim wpojonym zasadom dobrego wychowania. Niestety, jeśli przez przypadek znajdzie cokolwiek, to nie będzie w stanie z tym nic zrobić. A jeśli będzie tam pułapka, to już w ogóle.
-Pójdę przodem i w razie czego będę dawać znać, panno Fancourt. - Arystokrata zebrał się w sobie, po czym skierował się w stronę wagonów. Miał zamiar zrobić coś wyjątkowo obrzydliwego, ale był to chyba jedyny sposób, żeby ruszyć sprawę miejsca.
Skupił się na zapachu.
Stare drewno zmieszało się metaliczną wonią rdzy, suchej trawy… i jeszcze czegoś, czego arystokrata nie był w stanie zidentyfikować. Było wszak bardzo dużo śmieci. W końcu powiał wiatr, który przyniósł ze sobą Ten Swąd, zmuszając mężczyzne do kaszlu.
Wstrętne. Na Merlina, co ja robię ze swoim życiem?
Nie było jednak wyjścia i Rigel z pewnym trudem szedł dalej, by ostatecznie znaleźć się przy stercie bliżej nieokreślonego złomu, porośniętego chaszczami. Dość ustronne miejsce, pełne śmieci oraz rozbitych latarni. Przypominających... puste oczodoły.
-Tak, również dochodzę do takiego samego wniosku - przyznał ze smutkiem. - Prawdopodobnie jest już poszukiwany… a przynajmniej mam taką nadzieję.
Ostatnie słowa wypowiedział cicho jakby sam do siebie. Natychmiast lekko się speszył, gdyż nie chciał wyjść przed obcą osobą za tak zwany “element wywrotowy”, który marudzi na działania obecnego Ministerstwa Magii.
-Organy ścigania mają dużo pracy - szybko dodał, chcąc tym samym zakończyć ten niepokojący temat. -A bałagan oraz efekty eksperymentów z groźną magią najlepiej jest zabezpieczyć, żeby ktoś przypadkiem nie zrobił sobie krzywdy, gdyż skala zagrożenia… Cóż. Trudno jest mi określić, ale może być wysoka, biorąc pod uwagę charakter magii, z jaką mamy do czynienia.
Uważnie wysłuchał wywodu Fancourt, dokładnie zapamiętując każdy detal. Mogła mieć rację. Tym razem również mieli do czynienia z szaleńcem. Wyobraźnia sama rysowała makabryczne obrazy z martwymi, rozkładającymi się ludźmi o pustych oczodołach, i od tej myśli Black aż się wzdrygnął.
-Ma Panna pomysł, do czego taka ilość… oczu może zostać wykorzystana? Czy raczej ktoś zwyczajnie, jakby to powiedzieć, uzupełniał zapasy?
Czarodziej powoli omiótł wzrokiem okolice. Cmentarzysko wagonów było puste, lecz nie dało się pozbyć nieprzyjemnego uczucia czyjejś obecności. I tego, że są obserwowani.
-Według plotek - zaczął, by podkreślić fakt, że przecież nie bywa w takich obskurnych miejscach - Tutaj często przebywają ludzie, by pić alkohol i zażywać wszelkie zakazane substancje. Takie osoby, będąc pod wpływem, mogą udać się dosłownie wszędzie… A i handlarze mogą mieć swoje kryjówki...
Myślał na głos, powoli składając wszystko w całość. Przecież znał się na ukrywaniu rzeczy.
-To musi być w miarę na widoku, by nie zachęcać dzieciarni tajemniczymi drzwiami… Oraz coś na tyle specyficznego, by zniechęcić ludzi do myszkowania w tamtym punkcie.
Zmarszczył czoło, po czym bardzo powoli spojrzał na Claire.
-Chyba mam pewien pomysł, gdzie ta kryjówka może się znajdować, jednak nie będzie to przyjemne miejsce. - Skrzywił się odruchowo. - Nikt nigdy specjalnie nie sprawdza miejsc, gdzie ludzie udają się za potrzebą. Dlatego tam zacząłbym poszukiwania.
Rigel nie czuł się komfortowo z tym, żeby prowadzić kobietę w tak obrzydliwe miejsce. Przeczyło to wszelkim wpojonym zasadom dobrego wychowania. Niestety, jeśli przez przypadek znajdzie cokolwiek, to nie będzie w stanie z tym nic zrobić. A jeśli będzie tam pułapka, to już w ogóle.
-Pójdę przodem i w razie czego będę dawać znać, panno Fancourt. - Arystokrata zebrał się w sobie, po czym skierował się w stronę wagonów. Miał zamiar zrobić coś wyjątkowo obrzydliwego, ale był to chyba jedyny sposób, żeby ruszyć sprawę miejsca.
Skupił się na zapachu.
Stare drewno zmieszało się metaliczną wonią rdzy, suchej trawy… i jeszcze czegoś, czego arystokrata nie był w stanie zidentyfikować. Było wszak bardzo dużo śmieci. W końcu powiał wiatr, który przyniósł ze sobą Ten Swąd, zmuszając mężczyzne do kaszlu.
Wstrętne. Na Merlina, co ja robię ze swoim życiem?
Nie było jednak wyjścia i Rigel z pewnym trudem szedł dalej, by ostatecznie znaleźć się przy stercie bliżej nieokreślonego złomu, porośniętego chaszczami. Dość ustronne miejsce, pełne śmieci oraz rozbitych latarni. Przypominających... puste oczodoły.
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Nie skomentowała stwierdzenia czarodzieja o posiadanej przez niego nadziei co do poszukiwań rzeczonego szalonego naukowca. Wolała myśleć, że Ministerstwo Magii ma świadomość wynikającego z tych wszystkich spraw zagrożenia, śledząc każdy z odchyłów od standardów, jednak mając tuż za oknem płonący, ogarnięty wojną kraj, nie mogli dostrzegać tego, co kryło się w cieniu. Oszczędnym skinieniem głowy przyjęła informację o rękach pełnych roboty - pf, jak gdyby tylko oni tak mieli… - również nie zamierzając bardziej zagłębiać się w ten temat. Trudno było jej się do tego odnieść, niezbyt przecież interesowała się tym, co działo się poza jej własnym podwórkiem. Czekała tylko na moment, aż gromadzące się gdzieś poza zasięgiem wzroku problemy wybuchną ze zdwojoną siłą, kiedy napierając usilnie na drzwi, wyważą je wreszcie i wtargną do jej życia, stając się już niemożliwymi do zignorowania. Zawsze istniało ryzyko, że coś się wysypie, zwłaszcza w zapomnianym przez wszystkich miejscu, wśród starych, przerdzewiałych już wagonów. Czy gdyby coś im się tu stało, ktokolwiek by się przejął, odszukał ich, pomścił? Na to nie mogła przecież nigdy liczyć.
- Jest wiele klątw bazujących na ludzkich oczach - odparła spokojnym tonem, nie wyłapując niepewności, jaka ogarnęła sylwetkę lorda Blacka. - Byłoby dla nas łatwiej, gdyby rzeczywiście było to zwyczajne uzupełnianie zapasów. - Kącik kobiecych ust uniósł się nieznacznie w ironii. Ich praca zakończyłaby się w tym miejscu, bo który z twórców klątw nie uciekał się do atakowania przypadkowych przechodniów celem zdobycia potrzebnych mu ingrediencji? Poza Claire, oczywiście, która we wszystkie składniki wolała zaopatrywać się u specjalistów i nie musieć brudzić własnych rąk. Nie, żeby nie potrafiła samodzielnie wykonać takiego zabiegu, wszak ulubiona kuzynka dzieliła się z nią wiedzą anatomiczną oraz całym tym procesem rozkrawania ludzkiego ciała. Pozyskanie gałek ocznych było też znacznie łatwiejsze od otwarcia klatki piersiowej i wydostania zeń sercowego włókna, pozwalało na sprawne dokonywanie tego procederu na masową skalę. - Jednakże zawarte tu opisy jasno wskazują, że proces jest znacznie bardziej skomplikowany. Nie wykluczam, że ingrediencje pozyskiwane były na zapas, tak w razie niepowodzenia. Sądzę jednak, że to bardziej kwestia wieloetapowości rytuału. - Myślała na głos, analizując otrzymane szczątkowe informacje. Bez dalszego śledztwa kolejne wnioski były już wyłącznie gdybaniem.
Ciemne brwi łamaczki klątw powędrowały ku górze. Zamknęła z głuchym trzaskiem skórzaną teczkę i od razu sięgnęła po swoją różdżkę. Nie od razu zrozumiała co Black ma na myśli, mówiąc o potrzebach osób będących pod wpływem środków odurzających, ale i to prędko stało się jasne, gdy odczytawszy malujące się na jego twarzy skrępowanie rozwiało wszelkie wątpliwości. Jeszcze tego brakowało, bym miała babrać się w gównie. Ruszyła za arystokratą, wnikając między wagony. Wdzierający się w nozdrza smród wywoływał mdłości i zawroty głowy. Fancourt odruchowo skrzywiła się i przesłoniła twarz dłonią. Powiodła wokół spojrzeniem, szukając czegoś, co byłoby jednocześnie ukryte, jak i oczywiste, wystawione przed nimi jak na talerzu. Idąc śladem Rigela, uniosła głowę, dostrzegając zbite latarnie.
- Oh, sprytnie - mruknęła bardziej do siebie, niż swojego towarzysza. - Festivo. - Machnęła jesionową różdżką, a na jej końcu błysnęło jasne światło, zaraz rozpraszając się po okolicy i gnając do czarnomagicznych skupisk. Jeden z bladych punktów pozostał na jej różdżce, drugi otoczył kieszeń czarodzieja, czego Claire nie zamierzała komentować. Nic dziwnego, że parał się czarną magią, zarówno jako pracownik Departamentu Tajemnic w Ministerstwie Magii, jak i przedstawiciel rodu Blacków. Migotliwe światło otaczało ich zewsząd delikatną łuną, świadcząc o tym, że miejsce to emanowało wręcz magią. - Jesteśmy na miejscu - rzuciła nieco głośniej, by mieć pewność, że Rigel ją usłyszy i ruszyła ostrożnym krokiem przed siebie, gdzie przy linii krzaków skupiło się najwięcej światła. - Carpiene. - Ponowny błysk światła, który potoczył się falą przez okolicę, lecz nie zatrzymał w żadnym miejscu. - Nikt nie zostawił tu pułapek, ale zalecam ostrożność.
Stukot obcasów nikł gdzieś między połamanym, porośniętym już mchem chodnikiem. Fancourt wyprzedziła czarodzieja, wciąż trzymając różdżkę w gotowości. Drapiący nozdrza smród nasilał się z każdym przestąpionym krokiem. Wychodząc na niewielki plac otoczony stłuczonymi latarniami, kobieta zatrzymała się gwałtownie i wyciągnęła rękę w bok, chcąc zatrzymać także i Blacka przed nieopatrznym krokiem. Skryte za gęstymi chmurami słońce rzucało blade światło, ujawniając ułożone wśród wykarczowanego terenu korpusy z wyrwanymi zeń kończynami. Nakreślone na piersiach symbole zdawały się być zwykłymi runami, jednak na pierwszy rzut oka Claire nie mogła określić ich znaczeń. Przed każdym z ciał stała wpół wypalona świeca. Nagły ścisk w żołądku wywołany ekscytacją odkryciem popchnął czarownicę do kilku kolejnych kroków, by móc lepiej przyjrzeć się pozostawionym resztkom rytuału. Na powrót sięgnęła do notatek z teczki, chcąc dopasować zawarte w nich symbole do tych zastanych na miejscu.
- Czyżbyśmy właśnie tego szukali, lordzie Black?
- Jest wiele klątw bazujących na ludzkich oczach - odparła spokojnym tonem, nie wyłapując niepewności, jaka ogarnęła sylwetkę lorda Blacka. - Byłoby dla nas łatwiej, gdyby rzeczywiście było to zwyczajne uzupełnianie zapasów. - Kącik kobiecych ust uniósł się nieznacznie w ironii. Ich praca zakończyłaby się w tym miejscu, bo który z twórców klątw nie uciekał się do atakowania przypadkowych przechodniów celem zdobycia potrzebnych mu ingrediencji? Poza Claire, oczywiście, która we wszystkie składniki wolała zaopatrywać się u specjalistów i nie musieć brudzić własnych rąk. Nie, żeby nie potrafiła samodzielnie wykonać takiego zabiegu, wszak ulubiona kuzynka dzieliła się z nią wiedzą anatomiczną oraz całym tym procesem rozkrawania ludzkiego ciała. Pozyskanie gałek ocznych było też znacznie łatwiejsze od otwarcia klatki piersiowej i wydostania zeń sercowego włókna, pozwalało na sprawne dokonywanie tego procederu na masową skalę. - Jednakże zawarte tu opisy jasno wskazują, że proces jest znacznie bardziej skomplikowany. Nie wykluczam, że ingrediencje pozyskiwane były na zapas, tak w razie niepowodzenia. Sądzę jednak, że to bardziej kwestia wieloetapowości rytuału. - Myślała na głos, analizując otrzymane szczątkowe informacje. Bez dalszego śledztwa kolejne wnioski były już wyłącznie gdybaniem.
Ciemne brwi łamaczki klątw powędrowały ku górze. Zamknęła z głuchym trzaskiem skórzaną teczkę i od razu sięgnęła po swoją różdżkę. Nie od razu zrozumiała co Black ma na myśli, mówiąc o potrzebach osób będących pod wpływem środków odurzających, ale i to prędko stało się jasne, gdy odczytawszy malujące się na jego twarzy skrępowanie rozwiało wszelkie wątpliwości. Jeszcze tego brakowało, bym miała babrać się w gównie. Ruszyła za arystokratą, wnikając między wagony. Wdzierający się w nozdrza smród wywoływał mdłości i zawroty głowy. Fancourt odruchowo skrzywiła się i przesłoniła twarz dłonią. Powiodła wokół spojrzeniem, szukając czegoś, co byłoby jednocześnie ukryte, jak i oczywiste, wystawione przed nimi jak na talerzu. Idąc śladem Rigela, uniosła głowę, dostrzegając zbite latarnie.
- Oh, sprytnie - mruknęła bardziej do siebie, niż swojego towarzysza. - Festivo. - Machnęła jesionową różdżką, a na jej końcu błysnęło jasne światło, zaraz rozpraszając się po okolicy i gnając do czarnomagicznych skupisk. Jeden z bladych punktów pozostał na jej różdżce, drugi otoczył kieszeń czarodzieja, czego Claire nie zamierzała komentować. Nic dziwnego, że parał się czarną magią, zarówno jako pracownik Departamentu Tajemnic w Ministerstwie Magii, jak i przedstawiciel rodu Blacków. Migotliwe światło otaczało ich zewsząd delikatną łuną, świadcząc o tym, że miejsce to emanowało wręcz magią. - Jesteśmy na miejscu - rzuciła nieco głośniej, by mieć pewność, że Rigel ją usłyszy i ruszyła ostrożnym krokiem przed siebie, gdzie przy linii krzaków skupiło się najwięcej światła. - Carpiene. - Ponowny błysk światła, który potoczył się falą przez okolicę, lecz nie zatrzymał w żadnym miejscu. - Nikt nie zostawił tu pułapek, ale zalecam ostrożność.
Stukot obcasów nikł gdzieś między połamanym, porośniętym już mchem chodnikiem. Fancourt wyprzedziła czarodzieja, wciąż trzymając różdżkę w gotowości. Drapiący nozdrza smród nasilał się z każdym przestąpionym krokiem. Wychodząc na niewielki plac otoczony stłuczonymi latarniami, kobieta zatrzymała się gwałtownie i wyciągnęła rękę w bok, chcąc zatrzymać także i Blacka przed nieopatrznym krokiem. Skryte za gęstymi chmurami słońce rzucało blade światło, ujawniając ułożone wśród wykarczowanego terenu korpusy z wyrwanymi zeń kończynami. Nakreślone na piersiach symbole zdawały się być zwykłymi runami, jednak na pierwszy rzut oka Claire nie mogła określić ich znaczeń. Przed każdym z ciał stała wpół wypalona świeca. Nagły ścisk w żołądku wywołany ekscytacją odkryciem popchnął czarownicę do kilku kolejnych kroków, by móc lepiej przyjrzeć się pozostawionym resztkom rytuału. Na powrót sięgnęła do notatek z teczki, chcąc dopasować zawarte w nich symbole do tych zastanych na miejscu.
- Czyżbyśmy właśnie tego szukali, lordzie Black?
Słuchając wywodów Claire, Rigel zdał sobie sprawę z luk w wiedzy, jakiej posiadał. Oczywiście, znając dobrze teorię magii, to, jak tworzą się zaklęcia, mógł bardzo wiele wywnioskować, jednak symbolika i ukryta za nią mroczniejsza strona magii wciąż była mu obca. Dlatego chłoną każde słowo, wypowiadane przez kobietę, niczym gąbka, planując już w myślach, że będzie musiał uważniej przeszukać rodową bibliotekę, by nadrobić wszystkie braki. I miał stuprocentową pewność, że w zaciszu rodowego gniazda Blacków znajdzie odpowiednie książki, a przynajmniej dużą ich część.
-To niesamowite i przerażające, że przez tak długi czas nikt tego nie odkrył - powiedział cicho, pamiętając, jakie dokładnie daty były wypisane w dzienniku. Rigel nie mógł tego zrozumieć, jak władze mogły być aż tak ślepe, by nie zauważyć, że ktoś patroszy ludzi. Z drugiej strony… arystokrata obawiał się innej rzeczy - że na działanie szaleńca zwyczajnie było przymykane oko. Widział już podobne rzeczy na swoich ziemiach, gdzie osoby, które miały zajmować się zapewnieniem ludności bezpieczeństwa, wchodziły w komitywę z bandytami, tylko po to, by napchać kieszenie złotem - procentem z rabunków.
Zderzenie z rzeczywistością było bolesne i złamało Blacka na tyle, że ten był gotów skończyć z tym wszystkim, lecz los zadrwił z niego, dając mu… bardzo dziwną drugą szansę, i czarodziej mimo wszystko zdecydował się z niej skorzystać. Użyć pieniędzy, wpływów i wszystkiego, czego mógł, żeby mimo szalejącego chaosu i niesprawiedliwości zapewnić swoim ludziom spokój i dostatek. Wielu nazwałoby go hipokrytą, ale Rigel zwyczajnie kierował się własnym kodeksem moralnym.
Wdzierający się w nozdrza zapach sprawiał, że oczy zaczęły mu łzawić, a w gardle czuł nieprzyjemny ucisk - sygnał zbliżających się mdłości. Ale brnął dalej, prowadząc pannę Fancourt ku epicentrum tego odoru. Widział, że i jej smród daje się we znaki, także w duchu odetchnął, że jego wrażliwość nie zostanie uznana za podejrzaną.
Kiedy usłyszał inkantację zaklęcia, odwrócił się do swojej towarzyszki, by ujrzeć, że zaklęcie skupiło się nie tylko na okolicy, która wręcz przytłaczała aurą czarnej magii, ale też wokół ich różdżek. Black nie skomentował tego, wiedząc, że porządny klątwołamacz musi blisko obcować z czarną magią, a nie tylko czytać o niej w książkach. Zastanowiła go inna rzecz - dlaczego po raz kolejny jego różdżka emanuje złowrogą mocą, jeśli sam o czarnej magii wyłącznie czytał? Pamiętał dziwne spojrzenie lorda Ollivandera, kiedy mu ją sprzedawał, ale nigdy nie miał szansy wypytać go, o co właściwie chodziło.
Usłyszawszy głos Claire, zatrzymał się. Wolał nie ryzykować, że sam zaraz przypadkiem uaktywni jakąś klątwę. Dla pewności i dodania sobie otuchy wyciągnął z kieszeni różdżkę i mocno zacisnął na niej palce. Uważnie obserwował ruchy kobiety, samemu czyniąc podobny gest “na sucho”, by ponownie poćwiczyć magię defensywną. Od tygodni ćwiczył różne zaklęcia, mające na celu wykrywanie i rozbrajanie zaklęć, jako że prawdziwy Niewymowny, jego zdaniem, takie podstawy musiał znać.
-Rozumiem. - Kiwnął głową. - Bardzo dziękuję.
Praca nie była jeszcze zakończona, ale Rigel nie mógł się powstrzymać, żeby tego nie powiedzieć.
Jeszcze przed postawieniem pierwszego kroku, czarodziej zdał sobie sprawę, że zaraz jego oczom ukaże się coś przerażającego. Odór śmierci w tamtej sekundzie stał się tak mocny, że nie sposób było go zignorować. Czarodziej momentalnie pobladł, czując, jak jego czoło pokrywa się drobinkami potu, a koszula przykleja co ciała. Mimo tego szedł dalej, niczym zahipnotyzowany, aż w końcu zobaczył to. Obraz jak z koszmaru w postaci okaleczonych zwłok, ułożonych według wizji chorego umysłu. Widok ten sprawił, że zasłonił dłonią usta, zmuszając tym prostym gestem swoje ciało do zwalczenia odruchu wymiotnego.
-Na łzy Roweny… - zdołał wydusić z siebie. Był tak przerażonym tym widokiem, że zastygł w miejscu. Jakaś drobna iskra zdrowego rozsądku kazała mu jednak zanotować wszystko to, co widział, jednak zmuszenie ciała do tej czynności było nieziemsko trudne. Dopiero kiedy zaczął wmawiać sobie, że to, co widzi, jest logiczną zagadką, która należy odszyfrować, był w stanie podążyć za czarownicą.
-Czy… rozumie panna coś z tego? Te runy? - zapytał cicho. - Czemu to miało służyć?
Sam wydostał z kieszeni notatnik, by krótkim ołówkiem naszkicować tę makabryczną scenę, licząc, że jego towarzyszka zwróci mu uwagę na rzeczy, których on sam nie rozumiał i mógł przez to nie zauważyć. Podchodził do swojej pracy bardzo skrupulatnie, chociaż musiał robić przerwy, by przykładać do nosa wyciągniętą wonną chusteczkę. Niestety, nie było to wyjątkowo pomocne.
W końcu na niebie rozbłysła pierwsza błyskawica i a przez okolicę przetoczył się donośny odgłos gromu. Burza była blisko i mieli coraz mniej czasu. Możliwe, że wcześniej miejsce to było zabezpieczone odpowiednimi zaklęciami, chroniącymi przed kapryśną pogodą, ale nie było czasu tego sprawdzić. Jakby tego było mało, w oddali dało się usłyszeć głośne, obce głosy, które stawały się coraz głośniejsze.
Ktoś się tu zbliżał.
Powietrze przeciął ostry dźwięk gwizdka.
-To niesamowite i przerażające, że przez tak długi czas nikt tego nie odkrył - powiedział cicho, pamiętając, jakie dokładnie daty były wypisane w dzienniku. Rigel nie mógł tego zrozumieć, jak władze mogły być aż tak ślepe, by nie zauważyć, że ktoś patroszy ludzi. Z drugiej strony… arystokrata obawiał się innej rzeczy - że na działanie szaleńca zwyczajnie było przymykane oko. Widział już podobne rzeczy na swoich ziemiach, gdzie osoby, które miały zajmować się zapewnieniem ludności bezpieczeństwa, wchodziły w komitywę z bandytami, tylko po to, by napchać kieszenie złotem - procentem z rabunków.
Zderzenie z rzeczywistością było bolesne i złamało Blacka na tyle, że ten był gotów skończyć z tym wszystkim, lecz los zadrwił z niego, dając mu… bardzo dziwną drugą szansę, i czarodziej mimo wszystko zdecydował się z niej skorzystać. Użyć pieniędzy, wpływów i wszystkiego, czego mógł, żeby mimo szalejącego chaosu i niesprawiedliwości zapewnić swoim ludziom spokój i dostatek. Wielu nazwałoby go hipokrytą, ale Rigel zwyczajnie kierował się własnym kodeksem moralnym.
Wdzierający się w nozdrza zapach sprawiał, że oczy zaczęły mu łzawić, a w gardle czuł nieprzyjemny ucisk - sygnał zbliżających się mdłości. Ale brnął dalej, prowadząc pannę Fancourt ku epicentrum tego odoru. Widział, że i jej smród daje się we znaki, także w duchu odetchnął, że jego wrażliwość nie zostanie uznana za podejrzaną.
Kiedy usłyszał inkantację zaklęcia, odwrócił się do swojej towarzyszki, by ujrzeć, że zaklęcie skupiło się nie tylko na okolicy, która wręcz przytłaczała aurą czarnej magii, ale też wokół ich różdżek. Black nie skomentował tego, wiedząc, że porządny klątwołamacz musi blisko obcować z czarną magią, a nie tylko czytać o niej w książkach. Zastanowiła go inna rzecz - dlaczego po raz kolejny jego różdżka emanuje złowrogą mocą, jeśli sam o czarnej magii wyłącznie czytał? Pamiętał dziwne spojrzenie lorda Ollivandera, kiedy mu ją sprzedawał, ale nigdy nie miał szansy wypytać go, o co właściwie chodziło.
Usłyszawszy głos Claire, zatrzymał się. Wolał nie ryzykować, że sam zaraz przypadkiem uaktywni jakąś klątwę. Dla pewności i dodania sobie otuchy wyciągnął z kieszeni różdżkę i mocno zacisnął na niej palce. Uważnie obserwował ruchy kobiety, samemu czyniąc podobny gest “na sucho”, by ponownie poćwiczyć magię defensywną. Od tygodni ćwiczył różne zaklęcia, mające na celu wykrywanie i rozbrajanie zaklęć, jako że prawdziwy Niewymowny, jego zdaniem, takie podstawy musiał znać.
-Rozumiem. - Kiwnął głową. - Bardzo dziękuję.
Praca nie była jeszcze zakończona, ale Rigel nie mógł się powstrzymać, żeby tego nie powiedzieć.
Jeszcze przed postawieniem pierwszego kroku, czarodziej zdał sobie sprawę, że zaraz jego oczom ukaże się coś przerażającego. Odór śmierci w tamtej sekundzie stał się tak mocny, że nie sposób było go zignorować. Czarodziej momentalnie pobladł, czując, jak jego czoło pokrywa się drobinkami potu, a koszula przykleja co ciała. Mimo tego szedł dalej, niczym zahipnotyzowany, aż w końcu zobaczył to. Obraz jak z koszmaru w postaci okaleczonych zwłok, ułożonych według wizji chorego umysłu. Widok ten sprawił, że zasłonił dłonią usta, zmuszając tym prostym gestem swoje ciało do zwalczenia odruchu wymiotnego.
-Na łzy Roweny… - zdołał wydusić z siebie. Był tak przerażonym tym widokiem, że zastygł w miejscu. Jakaś drobna iskra zdrowego rozsądku kazała mu jednak zanotować wszystko to, co widział, jednak zmuszenie ciała do tej czynności było nieziemsko trudne. Dopiero kiedy zaczął wmawiać sobie, że to, co widzi, jest logiczną zagadką, która należy odszyfrować, był w stanie podążyć za czarownicą.
-Czy… rozumie panna coś z tego? Te runy? - zapytał cicho. - Czemu to miało służyć?
Sam wydostał z kieszeni notatnik, by krótkim ołówkiem naszkicować tę makabryczną scenę, licząc, że jego towarzyszka zwróci mu uwagę na rzeczy, których on sam nie rozumiał i mógł przez to nie zauważyć. Podchodził do swojej pracy bardzo skrupulatnie, chociaż musiał robić przerwy, by przykładać do nosa wyciągniętą wonną chusteczkę. Niestety, nie było to wyjątkowo pomocne.
W końcu na niebie rozbłysła pierwsza błyskawica i a przez okolicę przetoczył się donośny odgłos gromu. Burza była blisko i mieli coraz mniej czasu. Możliwe, że wcześniej miejsce to było zabezpieczone odpowiednimi zaklęciami, chroniącymi przed kapryśną pogodą, ale nie było czasu tego sprawdzić. Jakby tego było mało, w oddali dało się usłyszeć głośne, obce głosy, które stawały się coraz głośniejsze.
Ktoś się tu zbliżał.
Powietrze przeciął ostry dźwięk gwizdka.
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Dodane ściszonym głosem słowa lorda budziły swoiste zwątpienie. Powinna była nie zakładać, że obyty on będzie w temacie, gdyż do tej pory więcej zadawał jej pytań, niż udzielał odpowiedzi. Z drugiej zaś strony to ona była dziś specjalistką, wezwaną tu przecież na potrzeby konkretnego zadania. Niewiedza Rigela nie powinna więc jej dziwić.
- Nie odkrył, bądź odkryć nie chciał - wypowiedziała na głos przemyślenia Blacka, jednak bez zamiaru kontynuowania tego tematu. Sam przecież stwierdził, że bywały tu głównie osoby w stanie wysokiej nietrzeźwości. Czy ktokolwiek będący pod wpływem, wziąłby podobne miejsce za coś, o czym zgłaszać trzeba władzom? W dzisiejszych czasach nikt nie chciał zwracać na siebie uwagi, nie warto więc było się jakkolwiek wychylać. Z drugiej zaś strony, czy ten, kto dostrzegłby pozostałości po rytuale, nie uznałby ich za narkotyczne wizje, podsuwane przez umysł? Lub czy nie uciekłby zwyczajnie w popłochu, w obawie przed staniem się kolejną z ofiar?
Zatrzymawszy się w miejscu i lustrując rozstawione elementy rytuału, kątem oka dostrzegła jak jej towarzysz blednie. Przez myśl przebiegły już niewybredne komentarze pod adresem czarodzieja, które zaczerpnęła od szorstkich kolegów z pracy, jakimi zresztą sami ją określali przed paroma laty. Zacisnęła jednak usta w wąską linijkę, nie chciała być przecież taka, jak oni.
Krążyła między korpusami, przesłaniając rękawem nos. Niejednokrotnie zdarzało jej się bywać w obecności zwłok, lecz zazwyczaj były one odpowiednio zakonserwowane i żaden z przykrych zapachów nie wbijał się w nozdrza, wywołując w żołądku rewolucje. Widok ten był zaskakująco ciekawy, w bladym świetle pojedynczo migających lamp niewiele można było z tego zrozumieć.
- Powstrzymałabym się przed wysuwaniem wniosków na tym etapie - stwierdziła, zatrzymując się przed jednym z ciał. Oblepione brudem oraz krwią, z napiętymi od wysiłku mięśniami. Wszystko wskazywało na to, że ofiara przed śmiercią musiała stoczyć bój. Czyżby sprawca odławiał kolejnych ludzi, atakując jedno po drugim, ściągnął ich tu wszystkich na raz, a może zwyczajnie czekał, aż zjawią się ci spragnieni stanu nietrzeźwości? - Nie ma co skupiać się wyłącznie na samych symbolach. Ułożenie raczej nie jest przypadkowe. Niech pan zwróci uwagę na kończyny, każde z ciał ma je odcięte w innym miejscu. - Wskazała ręką na kilka kolejnych trupów, jednocześnie myśląc na głos. - Także i miejsce może być istotne. Dlaczego sprawca nie zdecydował się na własny dom? Chyba że… - urwała w połowie zdania, nie kończąc myśli. Chyba że to jest jego dom.
Rozległo się uderzenie grzmotu, ale to nie zbierająca się ponad ich głowami burza przestraszyła Claire.
- Komu jeszcze wspomniałeś, że tu będziemy? - ściągnęła brwi w zastanowieniu, gdy tylko z oddali doszły ją czyjeś głosy. Obejrzała się przelotnie przez ramię, po czym spojrzała wyczekująco na Blacka. Kreślące się na niej zwątpienie zmieszane ze strachem bezpośrednio wskazywało na to, że młody lord nie ma pojęcia, co się dzieje.
Wtem pisk głośnego gwizdka przeciął powietrze, docierając do ich uszu. Ciało Fancourt natychmiast się spięło, a wzdłuż pleców przebiegł zimny dreszcz. Jeszcze tego brakowało, żeby ktoś ich podglądał, o samym sprawcy nie wspominając. Claire nie miała zamiaru być kolejną z jego ofiar.
- Mam nadzieję, że zrobił pan wyczerpujące notatki, bo takie muszą wystarczyć - warknęła poirytowana sytuacją i natychmiast znalazła się u jego boku, chwytając lorda za łokieć. Nawet jeśli nie zostanie ofiarą szaleńca, to ofiarą niezadowolenia rodu Blacków także nie chciałaby być. - Idziemy - rzuciła wymownie, ciągnąć go pospiesznie za sobą w innym kierunku.
- Nie odkrył, bądź odkryć nie chciał - wypowiedziała na głos przemyślenia Blacka, jednak bez zamiaru kontynuowania tego tematu. Sam przecież stwierdził, że bywały tu głównie osoby w stanie wysokiej nietrzeźwości. Czy ktokolwiek będący pod wpływem, wziąłby podobne miejsce za coś, o czym zgłaszać trzeba władzom? W dzisiejszych czasach nikt nie chciał zwracać na siebie uwagi, nie warto więc było się jakkolwiek wychylać. Z drugiej zaś strony, czy ten, kto dostrzegłby pozostałości po rytuale, nie uznałby ich za narkotyczne wizje, podsuwane przez umysł? Lub czy nie uciekłby zwyczajnie w popłochu, w obawie przed staniem się kolejną z ofiar?
Zatrzymawszy się w miejscu i lustrując rozstawione elementy rytuału, kątem oka dostrzegła jak jej towarzysz blednie. Przez myśl przebiegły już niewybredne komentarze pod adresem czarodzieja, które zaczerpnęła od szorstkich kolegów z pracy, jakimi zresztą sami ją określali przed paroma laty. Zacisnęła jednak usta w wąską linijkę, nie chciała być przecież taka, jak oni.
Krążyła między korpusami, przesłaniając rękawem nos. Niejednokrotnie zdarzało jej się bywać w obecności zwłok, lecz zazwyczaj były one odpowiednio zakonserwowane i żaden z przykrych zapachów nie wbijał się w nozdrza, wywołując w żołądku rewolucje. Widok ten był zaskakująco ciekawy, w bladym świetle pojedynczo migających lamp niewiele można było z tego zrozumieć.
- Powstrzymałabym się przed wysuwaniem wniosków na tym etapie - stwierdziła, zatrzymując się przed jednym z ciał. Oblepione brudem oraz krwią, z napiętymi od wysiłku mięśniami. Wszystko wskazywało na to, że ofiara przed śmiercią musiała stoczyć bój. Czyżby sprawca odławiał kolejnych ludzi, atakując jedno po drugim, ściągnął ich tu wszystkich na raz, a może zwyczajnie czekał, aż zjawią się ci spragnieni stanu nietrzeźwości? - Nie ma co skupiać się wyłącznie na samych symbolach. Ułożenie raczej nie jest przypadkowe. Niech pan zwróci uwagę na kończyny, każde z ciał ma je odcięte w innym miejscu. - Wskazała ręką na kilka kolejnych trupów, jednocześnie myśląc na głos. - Także i miejsce może być istotne. Dlaczego sprawca nie zdecydował się na własny dom? Chyba że… - urwała w połowie zdania, nie kończąc myśli. Chyba że to jest jego dom.
Rozległo się uderzenie grzmotu, ale to nie zbierająca się ponad ich głowami burza przestraszyła Claire.
- Komu jeszcze wspomniałeś, że tu będziemy? - ściągnęła brwi w zastanowieniu, gdy tylko z oddali doszły ją czyjeś głosy. Obejrzała się przelotnie przez ramię, po czym spojrzała wyczekująco na Blacka. Kreślące się na niej zwątpienie zmieszane ze strachem bezpośrednio wskazywało na to, że młody lord nie ma pojęcia, co się dzieje.
Wtem pisk głośnego gwizdka przeciął powietrze, docierając do ich uszu. Ciało Fancourt natychmiast się spięło, a wzdłuż pleców przebiegł zimny dreszcz. Jeszcze tego brakowało, żeby ktoś ich podglądał, o samym sprawcy nie wspominając. Claire nie miała zamiaru być kolejną z jego ofiar.
- Mam nadzieję, że zrobił pan wyczerpujące notatki, bo takie muszą wystarczyć - warknęła poirytowana sytuacją i natychmiast znalazła się u jego boku, chwytając lorda za łokieć. Nawet jeśli nie zostanie ofiarą szaleńca, to ofiarą niezadowolenia rodu Blacków także nie chciałaby być. - Idziemy - rzuciła wymownie, ciągnąć go pospiesznie za sobą w innym kierunku.
Czarodziej wodził wzrokiem za kolejnymi oszpeconymi w najgorszy z możliwych sposobów zwłokami, walcząc z własnym ciałem, które próbowało pozbyć się z wnętrza siebie dzisiejszego obiadu. Smród był nie do opisania. Kto mógł to zrobić? Co kryło się w umyśle tej chorej, bo musiał być to ktoś chory, osoby?
-Faktycznie… - wymamrotał, kiedy kobieta zwróciła mu uwagę na brakujące kończyny. Wtedy też go tknęło. Może to nie chodziło o to, że natknęli się właśnie na miejsce, toczącego się tu rytuału. Może wszystko już zostało zakończone, a kończyny zostały pobrane by… stworzyć coś. Albo kogoś.
Rigel kiedyś czytał o tym, jak ludzie, tracący zmysły po stracie bliskiej osoby, robili wszystko, by przywrócił ją do życia, sięgając nawet po najbardziej kontrowersyjne metody. Tłumaczyłoby to również jedną i tę samą datę, która wciąż i wciąż przewijała się w notatkach, co wyraźnie wskazywało na to, jak istotna była dla autora.
Pozostawało jeszcze jedno pytanie. Jak morderca zaciągnął tutaj tych ludzi? Przecież przeniesienie ciał nie było takie proste. I samo to miejsce. Owszem, było odpowiednio ukryte, ale dlaczego nie robić tego w piwnicy własnego domu, to by wszystko mogło ułatwić. Chyba że…
Wzrok arystokraty skrzyżował się ze spojrzeniem Claire.
Byli w wielkim niebezpieczeństwie.
-W Departamencie wiedzą, że poszedłem pracować w teren - odpowiedział zgodnie z prawdą. Niestety nie przekazał im informacji, gdzie konkretnie będzie, podążając tropem szaleńca od podejrzanego dziennika. Teraz tego bardzo żałował, gdyż zbliżające się odgłosy wzbudzały w nim uczucia z pogranicza paniki. Straż nie mogła wiedzieć, że tu są. Pozostawała jedna jedyna opcja, a przeraźliwy dźwięk dzwonka tylko go w tym utwierdził.
-On im musiał to zdradzić - wyszeptał gorączkowo, bojąc się, że zbliżający się ludzie go usłyszą. - Próbuje uciec, zaciera ślady. Musiał nas obserwować! Wie, że tu jesteśmy.
Sprawca na pewno zrobił to, by to na nich padło podejrzenie. Było to niedorzeczne, ale ludzie przyparci do muru posuwają się do kroków desperackich.
-Tak, mam wszystko… - odpowiedział, ledwo zdążywszy wpakować notes do kieszeni i dając się odciągnąć z miejsca zbrodni. Dopiero po chwili dotarło do niego w pełni, co właściwie się dzieje, tak że przyspieszył kroku na tyle, by zmienił się on w bieg.
Poczucie zagrożenia zniknęło, dopiero kiedy zaszył się bezpiecznie w swojej sypialni. Jutro będzie musiał zdać raport z tego, co udało się mu odkryć... Jak i w końcu oficjalnie powiadomić odpowiednie służby, by zajęły się tą przykrą sprawą.
Może jeszcze nie jest za późno.
/zt
-Faktycznie… - wymamrotał, kiedy kobieta zwróciła mu uwagę na brakujące kończyny. Wtedy też go tknęło. Może to nie chodziło o to, że natknęli się właśnie na miejsce, toczącego się tu rytuału. Może wszystko już zostało zakończone, a kończyny zostały pobrane by… stworzyć coś. Albo kogoś.
Rigel kiedyś czytał o tym, jak ludzie, tracący zmysły po stracie bliskiej osoby, robili wszystko, by przywrócił ją do życia, sięgając nawet po najbardziej kontrowersyjne metody. Tłumaczyłoby to również jedną i tę samą datę, która wciąż i wciąż przewijała się w notatkach, co wyraźnie wskazywało na to, jak istotna była dla autora.
Pozostawało jeszcze jedno pytanie. Jak morderca zaciągnął tutaj tych ludzi? Przecież przeniesienie ciał nie było takie proste. I samo to miejsce. Owszem, było odpowiednio ukryte, ale dlaczego nie robić tego w piwnicy własnego domu, to by wszystko mogło ułatwić. Chyba że…
Wzrok arystokraty skrzyżował się ze spojrzeniem Claire.
Byli w wielkim niebezpieczeństwie.
-W Departamencie wiedzą, że poszedłem pracować w teren - odpowiedział zgodnie z prawdą. Niestety nie przekazał im informacji, gdzie konkretnie będzie, podążając tropem szaleńca od podejrzanego dziennika. Teraz tego bardzo żałował, gdyż zbliżające się odgłosy wzbudzały w nim uczucia z pogranicza paniki. Straż nie mogła wiedzieć, że tu są. Pozostawała jedna jedyna opcja, a przeraźliwy dźwięk dzwonka tylko go w tym utwierdził.
-On im musiał to zdradzić - wyszeptał gorączkowo, bojąc się, że zbliżający się ludzie go usłyszą. - Próbuje uciec, zaciera ślady. Musiał nas obserwować! Wie, że tu jesteśmy.
Sprawca na pewno zrobił to, by to na nich padło podejrzenie. Było to niedorzeczne, ale ludzie przyparci do muru posuwają się do kroków desperackich.
-Tak, mam wszystko… - odpowiedział, ledwo zdążywszy wpakować notes do kieszeni i dając się odciągnąć z miejsca zbrodni. Dopiero po chwili dotarło do niego w pełni, co właściwie się dzieje, tak że przyspieszył kroku na tyle, by zmienił się on w bieg.
Poczucie zagrożenia zniknęło, dopiero kiedy zaszył się bezpiecznie w swojej sypialni. Jutro będzie musiał zdać raport z tego, co udało się mu odkryć... Jak i w końcu oficjalnie powiadomić odpowiednie służby, by zajęły się tą przykrą sprawą.
Może jeszcze nie jest za późno.
/zt
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Strona 2 z 2 • 1, 2
Zniszczone wagony
Szybka odpowiedź