Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Cumberland
Kawiarnia nad jeziorem
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
-
Lokal zamknięty
Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?
[bylobrzydkobedzieladnie]
Kawiarnia nad jeziorem
Ten niewielki lokal mieści się przy jeziorze Derwentwater, jednym z większych i popularniejszych wśród czarodziejów odwiedzających Kumbrię. Z zewnątrz wygląda odrobinę jak ładny wiejski domek. Jest ukryty przed mugolami, więc klientelę stanowią wyłącznie czarodzieje; niemagiczni widzą w tym miejscu jedynie rozpadającą się, grożącą zawaleniem ruinę. Największym atutem tego miejsca jest bez wątpienia ogród, o który osobiście dba właścicielka kawiarni, starsza pani Bell. Dzięki zaklęciom ochronnym nawet przy brzydkiej pogodzie można cieszyć się jego urokami, dlatego większość należących do lokalu stolików jest wystawiona właśnie tam, w cieniu zadbanych drzew, z możliwością cieszenia oczu zadbanymi roślinami, pobliskimi wzgórzami oraz znajdującym się nieopodal jeziorem, którego wody widać z ogródka kawiarnianego. Choć i to miejsce ucierpiało w wyniku niedawnych anomalii, po ich ustąpieniu pani Bell szybko przystąpiła do prac nad ogrodami, by znów mogły cieszyć oczy klientów. Można tutaj napić się różnych rodzajów herbat, a także kaw i innych napojów. Pani Bell i jej pomocnice serwują także wyborne ciasta. Przez wzgląd na wyjątkowo piękne umiejscowienie i scenerię jest to miejsce lubiane przez czarodziejów obdarzonych artystycznymi duszami.
Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?
Lokal został zamknięty do odwołania. Można jednak prowadzić rozgrywki mające miejsce przed budynkiem.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:59, w całości zmieniany 3 razy
Dotyk jej dłoni, delikatny zapach perfum sprawiał, że zatracał się całkowicie. Czuł się jakby był upojony, a przecież nie wypił ani kropli alkoholu, czy możliwe, że w wodzie cos było? A może to ten aromat jaki kłębił się wokół kwiatów i otulał ich sylwetki skryte pod kocem. Objął Mathildę ramieniem jak tylko znalazła się obok niego i nie miał zamiaru puszczać. Co w niej było takiego, że był otumaniony, a zdrowy rozsądek został wyłączony. Liczyła się chwila tu i teraz, a obraz kobiety, która jakiś czas temu zwróciła jego uwagę zaczął blednąć. Czy właśnie padł ofiarą „zakochania od pierwszego spojrzenia”? Wcześniej w to nie wierzył uważając, że to bujda dla małych dzieci, ale być może właśnie teraz tego doświadczał.
-Wiesz, że twoje imię oznacza tą, która jest odważna, silna? – Zapytał ją miękko czując jak przylega do jego ciała w geście pełnym ufności i swobody. Serce zabiło mu szybciej, a w głowie zawirowało niczym na karuzeli. Skąd w ogóle to wiedział? Czy właśnie wymyślił na miejscu? Myśli się mąciły, nie były składne ani łatwe do uchwycenia. Wymykały się, jakby chciał uchwycić gołymi dłońmi mgłę. Obejrzał się na duchy, które na brzegu śpiewały miłosną pieśń jakby wiedziały, że na środku jeziora dwójka ludzi ma się ku sobie jakby byli sobie pisani od momentu narodzin. Zmienił delikatnie pozycję aby móc zamknąć Mathildę w objęciu swoich ramion, a ona opierała się plecami o jego tors. Oparł brodę na jej głowie i zwrócił się do kobiety.
-Może podpłyniemy bliżej? – W tym momencie łódka ruszyła sama z siebie, by powoli i delikatnie płynąć w stronę brzegu gdzie duchy nadal nuciły miłosną balladę. Wszystko wokół wydawało się nierealne, przejaskrawione, a każdy dźwięk czy dotyk odbierał ze zdwojoną mocą. Słowa towarzyszki sprawiły, że aż cały się napiął, gdyż też chciał aby ta chwila trwała wiecznie, aby nikt im nie przerwał cieszenia się swoją bliskością, tą jakże rozkoszną chwilą. Nie znał jej, nie wiedział o niej nic, ale czuł, że jest mu przeznaczona po wsze czasy.
-Nigdzie się nie wybieram, piękna nimfo - odparł znów zaskoczony własnym doborem słów, jakby to nie on mówił, jakby zostały wymuszone, ale jednocześnie wypływały nim zdążył się zastanowić.
|rzucam kością aby zobaczyć co się jeszcze wydarzy tej wspaniałej nocy
-Wiesz, że twoje imię oznacza tą, która jest odważna, silna? – Zapytał ją miękko czując jak przylega do jego ciała w geście pełnym ufności i swobody. Serce zabiło mu szybciej, a w głowie zawirowało niczym na karuzeli. Skąd w ogóle to wiedział? Czy właśnie wymyślił na miejscu? Myśli się mąciły, nie były składne ani łatwe do uchwycenia. Wymykały się, jakby chciał uchwycić gołymi dłońmi mgłę. Obejrzał się na duchy, które na brzegu śpiewały miłosną pieśń jakby wiedziały, że na środku jeziora dwójka ludzi ma się ku sobie jakby byli sobie pisani od momentu narodzin. Zmienił delikatnie pozycję aby móc zamknąć Mathildę w objęciu swoich ramion, a ona opierała się plecami o jego tors. Oparł brodę na jej głowie i zwrócił się do kobiety.
-Może podpłyniemy bliżej? – W tym momencie łódka ruszyła sama z siebie, by powoli i delikatnie płynąć w stronę brzegu gdzie duchy nadal nuciły miłosną balladę. Wszystko wokół wydawało się nierealne, przejaskrawione, a każdy dźwięk czy dotyk odbierał ze zdwojoną mocą. Słowa towarzyszki sprawiły, że aż cały się napiął, gdyż też chciał aby ta chwila trwała wiecznie, aby nikt im nie przerwał cieszenia się swoją bliskością, tą jakże rozkoszną chwilą. Nie znał jej, nie wiedział o niej nic, ale czuł, że jest mu przeznaczona po wsze czasy.
-Nigdzie się nie wybieram, piękna nimfo - odparł znów zaskoczony własnym doborem słów, jakby to nie on mówił, jakby zostały wymuszone, ale jednocześnie wypływały nim zdążył się zastanowić.
|rzucam kością aby zobaczyć co się jeszcze wydarzy tej wspaniałej nocy
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Herbert Grey' has done the following action : Rzut kością
'Kupidynek' :
'Kupidynek' :
Zakochanie od pierwszego wejrzenia. Czy to właśnie dzieje się teraz pomiędzy nami. Jestem przekonana, że tak. Mam gdzieś z tyłu głowy, że to niemądre, bo przecież mam dziecko z innym i jest wojna, nie powinnam w ten sposób ufać każdemu napotaknemu na mojej drodze mężczyźnie. A jednak w przeciągu dwóch miesięcy, jest już kolejnym, któremu ulegam beztrosko. Wpatrzone w mężczyzne oczy wyrażają tę bardzo słodką prawdę o moim sercu. Odchylam się, czując jego umięśnione ciało za sobą i chcę mu powiedzieć na ucho, że chyba się w nim zakochuję... absurd, ale na prawdę tak czułam! I wtedy nagle nad nami pojawia się dynia z wydrążonymi oczkami. To odciąga moją uwagę. - Och, cóż to takiego, Herbercie? A n otak, bo dziś przecież Noc Duchów, prawie zapomniałam - leniwie poprawiam sposób w który siedzę, kiedy nagle dyńka zakręciła się, rozbiła, a przed nami pojawił się skrzat. Z początku się zlękłam niego i szukam ratunku w ramionach mężczyzny, obejmując go za szyję, jednak cały czas obserwując skrzata. Kiedy jednak zaczął uciekać, zaraz odrzuciłam koc z kolan i wychyliłam się, by złapać niesfornego Kupidynka za nogi. - Kupidynku, uspokój się, siadaj! - ciągnę go, ale dopiero kiedy Herbert mi pomógł, to udało nam się go okiełznać. W ogniu naszych spojrzeń, skrzat obiecał, że spełni naszą prośbę, jeżeli go tylko go puścimy. Odrazu chciałam go prosić o to, żeby pozwolił mi całe życie spędzić z Herbertem, ale wiedziałam, ze na takie deklaracje, jeszcze za wcześnie. Zatopiona jednak w tych marzeniach, pozwalam skrzatowi odejść (oboje pozwalamy) idąc na ten układ. On znika a przed nami pojawiają sie cudowności. Zachwycona łapię za szampana i wciskam go do rąk Herberta.
-Jaki milusi ten skrzat, no na prawdę! Czuję się jakbym była na naszej pierwszej poważnej randce. Poczynisz honory, mój miły towarzyszu? - poprosiłam wręczając mu właśnie tego szampana. - Niesamowite zdarzenie, wprost nie mogę uwierzyć w to co tutaj się dzieje... - rozmarzona, nie widziałam w tym nic podejrzanego, zamiast tego widziałam, że mam przed sobą gorącego mężczyznę z którym zaraz wypijemy szampana!
-Jaki milusi ten skrzat, no na prawdę! Czuję się jakbym była na naszej pierwszej poważnej randce. Poczynisz honory, mój miły towarzyszu? - poprosiłam wręczając mu właśnie tego szampana. - Niesamowite zdarzenie, wprost nie mogę uwierzyć w to co tutaj się dzieje... - rozmarzona, nie widziałam w tym nic podejrzanego, zamiast tego widziałam, że mam przed sobą gorącego mężczyznę z którym zaraz wypijemy szampana!
If there is a past, i have
forgotten it
forgotten it
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
Wszystko było nierealne, nawet nie czuł chłodu październikowej nocy w obecności tej kobiety, która rozpalała go do czerwoności. Wszystkie troski dnia powszedniego nie były ważne w tej chwili. Mógłby siedzieć w tej łódce całą wieczność i trwać w objęciu uczuć jakie do niej czuł. Widział te oczęta w niego wpatrzone z oddaniem i fascynacją. Co się z nimi działo? Kusiły go jej usta, idealnie skrojone, różowe niczym najsłodsza malinka, czy też tak smakowały? Był już gotów pochylić się aby to sprawdzić, ale w tym momencie zaczęła się nad nimi unosić dynia, przyglądał się jej z zaciekawieniem nie wietrząc podstępu, gdy ta nagle wybuchła, a on w opiekuńczym geście objął Mathildę jakby chciał ją ochronić przed potencjalnym niebezpieczeństwem. Z zaskoczeniem stwierdził, że to jedynie skrzat, który nawijał jak najęty i już chciał uciekać, ale jego towarzyszka rzuciła się aby go pochwycić, niestety stworzenie mocno się opierało i musiał zainterweniować. Złapał skrzata i przytrzymał mocniej domagając się wyjaśnień, jednak nie miał ochoty na sprzeczki i szybko dobili targu. W końcu zakłócił mu czas jaki spędzał z miłością swego życia, tak przynajmniej teraz uważał. Życzenie jakie chcą? By mógł całe życie trzymać w ramionach Mathildę, by nie opuściła jego boku? Ale pomimo dziwnego zamroczenia nie wydawało się to dobre życzenie, więc przystanął na propozycje i teraz mocował się z korkiem od szampana. Koc opadł z jego ramion na dno łódki, on naprężył mięśnie ramion kiedy korek stawiał opór. W końcu usłyszeli ciche „pyk” kiedy butelka została otwarta, a czarodziej rozlał trunek do kieliszków.
-Za nas piękna Mathildo – wzniósł toast i patrzył jak z wdziękiem i gracją upija łyk szampana. Cóż za kobieta! Stracił dla niej całkowici głowę! Sięgnął po czekoladki i otworzył pudełko by wyjąć jedną z nich, a jakże w kształcie serca i podsunął ją pod usta kobiety aby skosztowała łakoci. Jego niebieskie oczy śledziły każdy jej ruch, podziwiał jak długie rzęsy kładą się cieniem na gładkich policzkach, a łabędzia szyja wygina się w jego stronę. Duchy na brzegu nadal śpiewały wprawiając Herberta w szampański nastrój. Łódeczka powoli dobijała do brzegu.
-Za nas piękna Mathildo – wzniósł toast i patrzył jak z wdziękiem i gracją upija łyk szampana. Cóż za kobieta! Stracił dla niej całkowici głowę! Sięgnął po czekoladki i otworzył pudełko by wyjąć jedną z nich, a jakże w kształcie serca i podsunął ją pod usta kobiety aby skosztowała łakoci. Jego niebieskie oczy śledziły każdy jej ruch, podziwiał jak długie rzęsy kładą się cieniem na gładkich policzkach, a łabędzia szyja wygina się w jego stronę. Duchy na brzegu nadal śpiewały wprawiając Herberta w szampański nastrój. Łódeczka powoli dobijała do brzegu.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Stuknięcie się kieliszkami do szampana zabrzmiało delikatnie, budząc mnie na chwilę. Przypomniałam sobie, że przecież mam synka. Czy Herbertowi nie będzie przeszkadzało to wcale? Zadrżałam w jego ramionach, uświadamiając sobie, że może mnie odrzucić, zdając sobie sprawę z tego, że jestem samotną matką, wdową... nie do końca wdową, bo przecież ojciec chłopca wrócił, ale jednak nie mieszkamy razem. Trudna sytuacja, która dotąd wydawała mi się małym problemem - bo kiedy szło o wykorzystywanie Sallowowych pieniędzy, był to mały problem, ale kiedy szło o prawdziwą miłość, czułam niepokój. Spoglądam w oczy mej pokrewnej duszy i daję wyprowadzic się z łódki na ląd. Kiedy siadamy przy stoliku, spoglądam na niego smutna, kiedy proponuje że jeszcze naleje nam więcej szampana, zatrzymuję go, łapiąc go za dłoń.
- Herbercie, muszę ci o czymś powiedzieć - słowa zawisły pomiędzy nami, bo poczułam, jak bardzo zależałoby mi teraz na tym, by mnie nie odrzucił. Piękny mężczyzna, moja szansa na przyszłość, pojawił się tak niespodziewanie, a serce wyrywa mi się z piersi, by oddać mu się bez pamięci. - Boję się tylko, że jeżeli to zrobię, to opuścisz mnie, znienawidzisz i nie będziesz chciał mieć ze mną do czynienia - wyolbrzymiam, starając się w jakiś sposób pokazać mu, jak bardzo przeżywam tę możliwość. Czy moja przeszłość przekreśli przyszłość? Wydaje mi się, że Herbert to człowiek porządny, który gardzi takimi osobami jak ja: samotnie wychowującą dziecko, która nie utrzymała czystości do ślubu, która skazana jest na potępienie społeczne. Czy nie boi się, że będzie uznany z założenia za rogacza, czy mógłby przyjąć mnie z dzieckiem innego mężczyzny? Byłam dotąd przekonana, że On nie żyje, ale skoro jednak żyje, to nieco komplikuje moją historię. Jak ja sama mam ze sobą żyć, zdając sobie sprawę, jak wielki ciężar położyłabym na barkach mężczyzny. Dlaczego sądzę, że mogłabym? Skąd we mnie przekonanie, że zasługuję na to? Brak go, bo chociaż gorące uczucie podpowiada mi, że i on chciałby, to jednak mam w pamięci obietnice wielu mężczyzn, które okazały się być bez pokrycia.
- Herbercie, muszę ci o czymś powiedzieć - słowa zawisły pomiędzy nami, bo poczułam, jak bardzo zależałoby mi teraz na tym, by mnie nie odrzucił. Piękny mężczyzna, moja szansa na przyszłość, pojawił się tak niespodziewanie, a serce wyrywa mi się z piersi, by oddać mu się bez pamięci. - Boję się tylko, że jeżeli to zrobię, to opuścisz mnie, znienawidzisz i nie będziesz chciał mieć ze mną do czynienia - wyolbrzymiam, starając się w jakiś sposób pokazać mu, jak bardzo przeżywam tę możliwość. Czy moja przeszłość przekreśli przyszłość? Wydaje mi się, że Herbert to człowiek porządny, który gardzi takimi osobami jak ja: samotnie wychowującą dziecko, która nie utrzymała czystości do ślubu, która skazana jest na potępienie społeczne. Czy nie boi się, że będzie uznany z założenia za rogacza, czy mógłby przyjąć mnie z dzieckiem innego mężczyzny? Byłam dotąd przekonana, że On nie żyje, ale skoro jednak żyje, to nieco komplikuje moją historię. Jak ja sama mam ze sobą żyć, zdając sobie sprawę, jak wielki ciężar położyłabym na barkach mężczyzny. Dlaczego sądzę, że mogłabym? Skąd we mnie przekonanie, że zasługuję na to? Brak go, bo chociaż gorące uczucie podpowiada mi, że i on chciałby, to jednak mam w pamięci obietnice wielu mężczyzn, które okazały się być bez pokrycia.
If there is a past, i have
forgotten it
forgotten it
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
Idealny wieczór z idealną kobietą, czego mógłby chcieć życzyć sobie więcej? Stuknięcie kieliszków, słodkie czekoladki, jakby cały wszechświat chciał im powiedzieć, że są dla siebie stworzeni i nie powinni się opierać pasji, która właśnie ich ogarnia, z każdą minutą coraz bardziej. Ujmując jej kruchą dłoń pomógł damie swego serca wyjść z łódki i podprowadzić na brzeg, gdzie rozłożył koc, na którym mogła usiąść. Następnie przyniósł resztę szampana i słodkości oraz swoją koszulę, którą zimną i wilgotną narzucił na grzbiet. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł przez całe ciało na chwilę przypominając mu o tym, że był w domu, miał pisać książkę, a swoje zainteresowanie oddał… Zamrugał oczami i spojrzał na Mathildę, która wyczekiwała go na brzegu. Ponownie wszystko przestało być ważne, kiedy ona była obok. Niebieskie oczy spoczęły na zatroskanej twarzy kobiety, a gdy swoją dłoń położyła na jego ujął ją delikatnie i uniósł do ust by złożyć pocałunek.
-Zamieniam się w słuch - zachęcił ją szczery uśmiechem. Wierzył, że nie ważne co by powiedział, każde jej słowo spijał by z jej ust niczym słodki nektar. Jakże taka cudowna istota mogłaby powiedzieć coś co wzbudziłoby jego nienawiść. Nachylił się w jej stronę i drugą dłonią ujął podbródek Mathildy w dwa palce. - Oddychać bez ciebie nie mogę.
Wyznał będąc swoimi wargami milimetry od jej ust. Muskał swym ciepłym oddechem jej skórę, a wzrokiem objął całą jej twarz. Nie wiedział kim jest, skąd pochodzi, czym się zajmuje, ale to nie było ważne. Zdawała się być delikatnym kwiatem, na środku oceanicznej głębi. Zagubionym, potrzebującym ochrony, a on to mógł jej zapewnić. Był mężczyzną z krwi i kości, który przeżył wiele przygód, parę razy otarł się o śmierć. Nic mu nie było straszne i wiedział, że gdy będzie potrzeba to stanie się murem ochronnym pomiędzy okrutnym światem, a bratnią duszą, w którą się właśnie wpatrywał szczeniackim wzrokiem. Nie był poetą, nie potrafił pięknie mówić o swoich uczuciach, a teraz nawet nie chciał.
-Przyjmę każde twoje słowo, każdy cios, ale nic nie sprawi, ze cię odtrącę.
-Zamieniam się w słuch - zachęcił ją szczery uśmiechem. Wierzył, że nie ważne co by powiedział, każde jej słowo spijał by z jej ust niczym słodki nektar. Jakże taka cudowna istota mogłaby powiedzieć coś co wzbudziłoby jego nienawiść. Nachylił się w jej stronę i drugą dłonią ujął podbródek Mathildy w dwa palce. - Oddychać bez ciebie nie mogę.
Wyznał będąc swoimi wargami milimetry od jej ust. Muskał swym ciepłym oddechem jej skórę, a wzrokiem objął całą jej twarz. Nie wiedział kim jest, skąd pochodzi, czym się zajmuje, ale to nie było ważne. Zdawała się być delikatnym kwiatem, na środku oceanicznej głębi. Zagubionym, potrzebującym ochrony, a on to mógł jej zapewnić. Był mężczyzną z krwi i kości, który przeżył wiele przygód, parę razy otarł się o śmierć. Nic mu nie było straszne i wiedział, że gdy będzie potrzeba to stanie się murem ochronnym pomiędzy okrutnym światem, a bratnią duszą, w którą się właśnie wpatrywał szczeniackim wzrokiem. Nie był poetą, nie potrafił pięknie mówić o swoich uczuciach, a teraz nawet nie chciał.
-Przyjmę każde twoje słowo, każdy cios, ale nic nie sprawi, ze cię odtrącę.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Strach wielki zmroził me serce, kiedy Herbert chociaż patrzył w moje oczy tak zawzięcie, brał mój podbródek w dwa palce, kierując mój wzrok na jego oczy. Czy będę na tyle odważna, by przyznać mu się do tego, co jest niewątpliwie przeszkodą dla naszego związku? Ale jak mogę opierać to co nas łączy na kłamstwie... Ułożyłam dłoń na wierzchu jego i smutnym uśmiechem staram się opanować przed płaczem. A jednak mnie wzruszył, kiedy twierdzi, że nie złapie więcej oddechu, jeżeli nie jestem przy nim.
- Jeszcze chwilę zostańmy w tym cudownym momencie - proszę szeptem, przesuwając rękę z jego dłoni na jego szczękę. On nie posunął się do pocałunku, a ja nie mogę się powstrzymać. Wiem, że jeżeli nie skosztuję słodkości jego ust teraz, to już nigdy nie będę szczęśliwa. W obawie, że po wiadomości, którą chce mu przekazać, mnie zostawi tutaj samą, wolę już teraz chociaż przez moment połączyć z nim usta, bo to jest właśnie ta namiętność, która wzbiera we mnie odkąd go ujrzałam tonącego w jeziorze Derwentwater.
Ten pocałunek był jednak za krótki, oderwałam się, czując jak łza spływa mi po policzku. Zostawiam Herberta, odwracam się od niego i wznoszę oczy błagalnie ku rozgwieżdżonemu niebu. Czym sobie zasłużyłam na tak cięzki los? Czy człowiek może mieć jeszcze więcej nieszczęścia w miłości? Wpierw pożegnałam człowieka, który zdobył moje serce, później nie umiałam oddać się w całości przyjacielowi, następnie zawiodłam kochanka, związałam się z bohaterem, on umarł, zaszłam w ciążę, później zmartwychwstał, a teraz w końcu spotkałam kogoś z kim mogę stworzyć związek... ale jestem już tak bardzo zmaltretowana przez życie. - Mam chłopca - przyznaję się, czując jak podbródek mi drży - Dwuletnie dziecko, które wychowuję sama. Musisz mieć mnie za najgorszą i wcale ci się nie dziwię. Och, Herbercie, dlaczego nie mogłam spotkać cię wcześniej! - rozpaczam, wciąż stojąc do niego plecami, nie widzę więc jakie zrobiłam na nim wrażenie.
- Jeszcze chwilę zostańmy w tym cudownym momencie - proszę szeptem, przesuwając rękę z jego dłoni na jego szczękę. On nie posunął się do pocałunku, a ja nie mogę się powstrzymać. Wiem, że jeżeli nie skosztuję słodkości jego ust teraz, to już nigdy nie będę szczęśliwa. W obawie, że po wiadomości, którą chce mu przekazać, mnie zostawi tutaj samą, wolę już teraz chociaż przez moment połączyć z nim usta, bo to jest właśnie ta namiętność, która wzbiera we mnie odkąd go ujrzałam tonącego w jeziorze Derwentwater.
Ten pocałunek był jednak za krótki, oderwałam się, czując jak łza spływa mi po policzku. Zostawiam Herberta, odwracam się od niego i wznoszę oczy błagalnie ku rozgwieżdżonemu niebu. Czym sobie zasłużyłam na tak cięzki los? Czy człowiek może mieć jeszcze więcej nieszczęścia w miłości? Wpierw pożegnałam człowieka, który zdobył moje serce, później nie umiałam oddać się w całości przyjacielowi, następnie zawiodłam kochanka, związałam się z bohaterem, on umarł, zaszłam w ciążę, później zmartwychwstał, a teraz w końcu spotkałam kogoś z kim mogę stworzyć związek... ale jestem już tak bardzo zmaltretowana przez życie. - Mam chłopca - przyznaję się, czując jak podbródek mi drży - Dwuletnie dziecko, które wychowuję sama. Musisz mieć mnie za najgorszą i wcale ci się nie dziwię. Och, Herbercie, dlaczego nie mogłam spotkać cię wcześniej! - rozpaczam, wciąż stojąc do niego plecami, nie widzę więc jakie zrobiłam na nim wrażenie.
If there is a past, i have
forgotten it
forgotten it
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
Pocałunek tak słodki, tak niewinny, a jednocześnie drżący i pełen lęku. Widział strach w jej oczach, niemą prośbę, której nie mógł odmówić, bo i jak? Kobieta, która zawładnęła jego sercem właśnie chciała się przed nim otworzyć, wyjawić wszystko. Byłby brutalem gdyby jej dar i ufność porzucił oraz zdeptał. Wobec tego obdarzył ją pocałunkiem, który niósł pociechę i zapewnienie, że nic nie może stanąć między nimi. Dojrzał małą łzę, która toczyła się po jej policzku i już chciał ją zetrzeć kciukiem, ale Mathilda odwróciła się do niego plecami. Zaskoczony tą nagłą zmianą sytuacji zamarł nie bardzo wiedząc co się właśnie wydarzyło.
-Mathildo, możesz powiedzieć mi wszystko. Nie chowaj się - powiedział miękko, nie chciał aby wyczuła niepokój w jego głosie. Kiedy usłyszał, że ma syna, którego sama wychowuje całe napięcie z barków właśnie odpuściło. Nawet nie wiedział jak bardzo był spięty tą nagłą zmianą nastroju. Obawiał, że oznajmi mu, iż ma innego. Że jest mężatką i nie mogę opuścić swojego męża. Nie mógłby jej zmusić aby go porzuciła, prawda?
-Jak ma na imię? - Zapytał obchodząc kobietę by stanąć naprzeciwko niej z uśmiechem czającym się w oczach oraz kącikach ust. Ujął jej dłonie w swoje ręce. - Opowiedz mi o nim.
Zachęcił kobietę, robił wszystko aby nie uciekała od niego wzrokiem. Drąży podbródek, łzy w oczach sprawiły, że nie mógł stać obojętnie więc przygarnął ją do siebie by zamknąć ją w swoich ramionach. Przez chwile znów się poczuł jakby wypił za dużo i zmieszał z jakimś zielskiem, które czasami palili z Halem testując jego działania na własnym ciele. Jakby był na haju, ale po chwili to uczucie zniknęło, a on znów poczuł wielką miłość do kobiety, którą trzymał w ramionach. Odsunął się od niej tylko po to aby ująć jej twarz w swoje dłonie i złożyć kolejny pocałunek na jej malinowych ustach. Długi i leniwy, ale pełen ciepła. Jakże wspaniale ta kobieta całowała! Mógłby nie odrywać się od niej przez całą noc.
-Mathildo, możesz powiedzieć mi wszystko. Nie chowaj się - powiedział miękko, nie chciał aby wyczuła niepokój w jego głosie. Kiedy usłyszał, że ma syna, którego sama wychowuje całe napięcie z barków właśnie odpuściło. Nawet nie wiedział jak bardzo był spięty tą nagłą zmianą nastroju. Obawiał, że oznajmi mu, iż ma innego. Że jest mężatką i nie mogę opuścić swojego męża. Nie mógłby jej zmusić aby go porzuciła, prawda?
-Jak ma na imię? - Zapytał obchodząc kobietę by stanąć naprzeciwko niej z uśmiechem czającym się w oczach oraz kącikach ust. Ujął jej dłonie w swoje ręce. - Opowiedz mi o nim.
Zachęcił kobietę, robił wszystko aby nie uciekała od niego wzrokiem. Drąży podbródek, łzy w oczach sprawiły, że nie mógł stać obojętnie więc przygarnął ją do siebie by zamknąć ją w swoich ramionach. Przez chwile znów się poczuł jakby wypił za dużo i zmieszał z jakimś zielskiem, które czasami palili z Halem testując jego działania na własnym ciele. Jakby był na haju, ale po chwili to uczucie zniknęło, a on znów poczuł wielką miłość do kobiety, którą trzymał w ramionach. Odsunął się od niej tylko po to aby ująć jej twarz w swoje dłonie i złożyć kolejny pocałunek na jej malinowych ustach. Długi i leniwy, ale pełen ciepła. Jakże wspaniale ta kobieta całowała! Mógłby nie odrywać się od niej przez całą noc.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Czerń przeszywająca wskroś moje życie, nagle ugina się pod światłem, które podsuwa mi Herbert. Czerń okazuje się nie być nią, ale czerwienią. Przy tym ostrym, jasnym świetle, nabiera nasycenia, nagle wszystko wokół robi się czerwone, różowe, miłe i przyjemne.
Herbert dał mi nadzieje.
Odwracam się do niego powoli, napotykając go szybciej, bo przecież sam ruszył mi na to spotkanie. Moje uniesione gęste brwi wieńczą oczy błyszczące od łez, oczy ufnie błyszczące. Nie usłyszałam w jego ustach słów o tym, ze jestem byle kim, a najgorsza z portowych dziewek lepiej się prowadza niż ja. Powiedział, ze chciałby dowiedzieć się jak go nazwałam.
- Peter, on nazywa się Peter - i w całym tym uniesieniu, nie przestrzegam mojej głównej zasady prywatności. Zamiast zamilknąć, otwieram usta i mówię: - Och, on ma dopiero tylko niecałe dwa lata. Nawet jeszcze nie potrafi do końca mówić składnie, ale jest taki dzielny. Uwierz mi Herbercie, ostatnie dni były dla mnie i Petera bardzo trudne. Musieliśmy wynieść się z Londynu, kiedy mój były narzeczony postanowił się mnie pozbyć. Teraz mieszkamy w Hogsmedae, kiedy chodziliśmy do Hogwartu nie sądziłam, ze ludzie tam na prawdę mieszkają, a tymczasem... tymczasem sama teraz zostałam kolejna lokatorka. Och Herbercie, mój Peter to na prawdę mądry chłopiec, chociaz... - wczorajsze spotkanie niczym duch wspomnienia przemyka przez moja głowę. Szybko się go pozbywam. Mam niejasne pojęcie, czy to, co się wczoraj wydarzyło jest prawda, czy jednak nie. Ściskam ręce Pana Grey, skoro trzyma je mocno, ale wtedy przysuwa mnie do siebie i tonę w jego objęciach. Serce moje spokojnym rytmem wybija kilka uderzeń. Serce moje nie jest rozchwiane, jest przekonane, ze to co się teraz pomiędzy nami - mną i panem Herbertem tutaj dzieje, to jest wspaniałe dobro. Uśmiecham się do siebie, przymykam oczy, a uspokojenie rozpływa się w całym ciele, od stop do głowy. Utrwalam w pamięci ten moment, zapomniawszy, ze miałam myśl, która przerwałam. Herbert nie pomaga mi się skupić, bo kiedy chce wrócić do porzuconego wątku, ten przychyla się i obdarowuje mnie przyjemnym, długim i wolnym pocałunkiem. Nie mogę się powstrzymać, by nie przyciagac go mocno do siebie, kiedy tylko wydaje się, ze pocałunek miałby się zakończyć. Gdzie jest resztka mojej godności, gdzie jest chociażby sygnał krótki, że wyzbyłam się starych nawyków, przez które mam dziecko poza małżeństwem? Brak tego świadectwa. Nim Herbert się zorientował już nasze pocałunki prowadzą na stół, który niegdyś służył tej uroczej kawiarence. Bo przecież nie są już tak powolne i namiętne, jak były. Nabierają tempa, a ja sama staje się zachłanna, przecież przekonana jestem, ze trafiłam na mężczyznę mojego życia.
Herbert dał mi nadzieje.
Odwracam się do niego powoli, napotykając go szybciej, bo przecież sam ruszył mi na to spotkanie. Moje uniesione gęste brwi wieńczą oczy błyszczące od łez, oczy ufnie błyszczące. Nie usłyszałam w jego ustach słów o tym, ze jestem byle kim, a najgorsza z portowych dziewek lepiej się prowadza niż ja. Powiedział, ze chciałby dowiedzieć się jak go nazwałam.
- Peter, on nazywa się Peter - i w całym tym uniesieniu, nie przestrzegam mojej głównej zasady prywatności. Zamiast zamilknąć, otwieram usta i mówię: - Och, on ma dopiero tylko niecałe dwa lata. Nawet jeszcze nie potrafi do końca mówić składnie, ale jest taki dzielny. Uwierz mi Herbercie, ostatnie dni były dla mnie i Petera bardzo trudne. Musieliśmy wynieść się z Londynu, kiedy mój były narzeczony postanowił się mnie pozbyć. Teraz mieszkamy w Hogsmedae, kiedy chodziliśmy do Hogwartu nie sądziłam, ze ludzie tam na prawdę mieszkają, a tymczasem... tymczasem sama teraz zostałam kolejna lokatorka. Och Herbercie, mój Peter to na prawdę mądry chłopiec, chociaz... - wczorajsze spotkanie niczym duch wspomnienia przemyka przez moja głowę. Szybko się go pozbywam. Mam niejasne pojęcie, czy to, co się wczoraj wydarzyło jest prawda, czy jednak nie. Ściskam ręce Pana Grey, skoro trzyma je mocno, ale wtedy przysuwa mnie do siebie i tonę w jego objęciach. Serce moje spokojnym rytmem wybija kilka uderzeń. Serce moje nie jest rozchwiane, jest przekonane, ze to co się teraz pomiędzy nami - mną i panem Herbertem tutaj dzieje, to jest wspaniałe dobro. Uśmiecham się do siebie, przymykam oczy, a uspokojenie rozpływa się w całym ciele, od stop do głowy. Utrwalam w pamięci ten moment, zapomniawszy, ze miałam myśl, która przerwałam. Herbert nie pomaga mi się skupić, bo kiedy chce wrócić do porzuconego wątku, ten przychyla się i obdarowuje mnie przyjemnym, długim i wolnym pocałunkiem. Nie mogę się powstrzymać, by nie przyciagac go mocno do siebie, kiedy tylko wydaje się, ze pocałunek miałby się zakończyć. Gdzie jest resztka mojej godności, gdzie jest chociażby sygnał krótki, że wyzbyłam się starych nawyków, przez które mam dziecko poza małżeństwem? Brak tego świadectwa. Nim Herbert się zorientował już nasze pocałunki prowadzą na stół, który niegdyś służył tej uroczej kawiarence. Bo przecież nie są już tak powolne i namiętne, jak były. Nabierają tempa, a ja sama staje się zachłanna, przecież przekonana jestem, ze trafiłam na mężczyznę mojego życia.
If there is a past, i have
forgotten it
forgotten it
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
Słuchał uważnie co mówiła Mathilda o swoim chłopcu i uśmiechał się łagodnie pozwalając aby słowa wypływały z jej ust. Patrząc na jej twarz widział dumną matkę ze swojej pociechy, kobietę, która oddała całą siebie swojemu synowi. Czy też i jego synowi będzie tak oddana. Zmroziła go ta myśl! Kiedy się pojawiła i jak?! Czyżby już planował rodzinę? Czy właśnie Mathilda miała stać się matką jego dzieci? Chciał założyć kiedyś rodzinę, móc słyszeć jak dziecięcy głos mówi do niego: “tato” ale czy to był właśnie ten moment? Wątpliwości zostały zagłuszone przez pocałunek jakim się połączyli. W szaleńczym tańcu namiętności tak nagłej i nieoczekiwanej, że w normalnej sytuacji szybko by otrzeźwieli, ale nie znajdowali się w normalnej sytuacji. Było w tym coś niemożliwego do ogarnięcia i zrozumienia. Otaczał kobietę ramionami trzymając wciąż blisko przy sobie. Duchy na ławeczce ciszej śpiewały jakby nie chciały przeszkadzać w toczącej się aktualnie scenie. Gdzie jego opanowanie? Gdzie bycie dżentelmenem? Kiedy znaleźli się na stole w ciągłych pocałunkach, które przechodziły z ust na szyję, usta, oczy, obojczyk wyznaczając ścieżkę na skórze kobiety. Westchnął przeciągle kiedy zanurzył nos w jej włosach ciesząc się słodkim zapachem swej towarzyszki. Oderwał się na chwilę od niej by spojrzeć zarumienioną twarz Mathildy.
Chłodny podmuch nadchodzącego poranka postawił go na nogi od razu. Czy był aż tak rozgrzany pożądaniem, że nie mógł się powstrzymać? Przeczesał nerwowym ruchem dłoni włosy i uśmiechnął się niedbale, ale jednocześnie czarująco do Mathildy.
-Nie godzi się aby damę w ten sposób traktować. - Powiedział w końcu ujmując jej dłoń i kładąc na niej pocałunek w iście szarmanckim geście. - Już powoli świta.
Czyż to właśnie nie baśnie mówią o tym, że noc łączy kochanków, a świt ich rozdziela? Być może będą musieli czekać na kolejne spotkanie by móc nacieszyć się swoim widokiem i smakiem? Czy wtedy zdoła się powstrzymać? Czy miłość do tej wspaniałej istoty sprawi, że już nigdy nie wypuści jej ze swych dłoni?
Chłodny podmuch nadchodzącego poranka postawił go na nogi od razu. Czy był aż tak rozgrzany pożądaniem, że nie mógł się powstrzymać? Przeczesał nerwowym ruchem dłoni włosy i uśmiechnął się niedbale, ale jednocześnie czarująco do Mathildy.
-Nie godzi się aby damę w ten sposób traktować. - Powiedział w końcu ujmując jej dłoń i kładąc na niej pocałunek w iście szarmanckim geście. - Już powoli świta.
Czyż to właśnie nie baśnie mówią o tym, że noc łączy kochanków, a świt ich rozdziela? Być może będą musieli czekać na kolejne spotkanie by móc nacieszyć się swoim widokiem i smakiem? Czy wtedy zdoła się powstrzymać? Czy miłość do tej wspaniałej istoty sprawi, że już nigdy nie wypuści jej ze swych dłoni?
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Nie zdążyłam powiedzieć mu, ze mojemu Peterowi brakuje ojca. Ale może to dobrze, bo kiedy bym to powiedziała, zaraz spytałabym się, czy może chce mu zrobić rodzeństwo. Przez większość czasu spędzonego w towarzystwie pana Greya, byłam przekonana, ze musi pochodzić z dobrego domu. Kiedy zaś przerwał nasze pocałunki, zrozumiałam, ze moje podejrzenia były prawdziwe. Miałam do czynienia z najprawdziwszym dżentelmenem! I chociaż kusiło mnie, żeby powiedzieć, ze na szczęście damą nie jestem i wrócić do pocałunków, a może nawet do czegoś więcej, zatrzymałam się i patrzę na niego, pragnąc zapamiętać ten widok. Piękno jego twarzy odbijało światło księżyca. On niedługo zajdzie dając miejsce dla słońca. To smutna wiadomość, smutna, bo miałam takie wrażenie, ze wraz z początkiem dnia, dla nas coś się skończy. Raz jeszcze ujmuje jego twarz na dłoni i wzdycham poruszona.
- Co się z nami stanie teraz, mój drogi? Czy wraz z porankiem, rozejdziemy się, może nigdy się już nie zobaczymy? Jeżeli tak, to nie zwazaj na to, co powinno się, a czego się nie powinno robić, bo nie chce tęsknić do tego wieczora i wiedzieć, ze nie wykorzystaliśmy go do końca - unoszę reke swoją do czoła w dramatycznym geście, niczym prawdziwa famę fatale z taniego romansu - Och Herbercie, nie chce myśleć o powrocie, ale bezwstydne słońce znów wspina się na horyzont i boje się, ze nie będę miała jak wrócić. Podziałam gdzieś różdżkę w całym tym zamieszaniu. Może odstawisz mnie do domu? Pokaże ci jak żyję, poznasz Petera. Na pewno byłeś już kiedyś w Hogsmedae? - pytanie za pytaniem, chce go zmusić do tego, by już na zawsze był tylko ze mną . Trzymam jego głowę, bojąc się ze zniknie, pozostawiając mnie tu. - Mógłbyś zostać przy mnie. Teraz, kiedy cię znalazłam, nie chce żebyś mnie zostawiał
Te słowa, Które wypowiedziałam jako ostatnie, wybrzmiały w moich uszach. Brzmiąc jak echo wczorajszej (!) rozmowy z Samuelem. Czy i Herbert wywinie się spod moich palców, nie mogąc zostać przy mnie na dobre? Czy doprawdy tylko tacy mężczyźni mogą być władcami mego serca?
- Co się z nami stanie teraz, mój drogi? Czy wraz z porankiem, rozejdziemy się, może nigdy się już nie zobaczymy? Jeżeli tak, to nie zwazaj na to, co powinno się, a czego się nie powinno robić, bo nie chce tęsknić do tego wieczora i wiedzieć, ze nie wykorzystaliśmy go do końca - unoszę reke swoją do czoła w dramatycznym geście, niczym prawdziwa famę fatale z taniego romansu - Och Herbercie, nie chce myśleć o powrocie, ale bezwstydne słońce znów wspina się na horyzont i boje się, ze nie będę miała jak wrócić. Podziałam gdzieś różdżkę w całym tym zamieszaniu. Może odstawisz mnie do domu? Pokaże ci jak żyję, poznasz Petera. Na pewno byłeś już kiedyś w Hogsmedae? - pytanie za pytaniem, chce go zmusić do tego, by już na zawsze był tylko ze mną . Trzymam jego głowę, bojąc się ze zniknie, pozostawiając mnie tu. - Mógłbyś zostać przy mnie. Teraz, kiedy cię znalazłam, nie chce żebyś mnie zostawiał
Te słowa, Które wypowiedziałam jako ostatnie, wybrzmiały w moich uszach. Brzmiąc jak echo wczorajszej (!) rozmowy z Samuelem. Czy i Herbert wywinie się spod moich palców, nie mogąc zostać przy mnie na dobre? Czy doprawdy tylko tacy mężczyźni mogą być władcami mego serca?
If there is a past, i have
forgotten it
forgotten it
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
Noc powoli ustępowała dniu. Czuł chłód poranka na swojej skórze. Czuł gorąc dłoni Mathildy, widział jej proszące spojrzenie, któremu nie potrafił odmówić. Dlaczego miał taką słabość do kobiet w potrzebie? To go kiedyś zgubi, był tego pewien. Pragnął jej ale ciało wołało, a umysł… umysł zaczął odpływać. Zaczął słyszeć jej słowa i powoli do niego docierało, że nie mógł jej tego dać. Pogładził kobietę po głowie, a następnie ucałował jej czoło.
-Nie, moja droga, piękna Mathildo. Nie zapomnę cię, obiecuję. - Zapewnił gorliwie, ale czuł, że nie może pozwolić aby żądza nim zawładnęła, choć czuć, że jeszcze chwila, a nie skończyłoby się na namiętnych pocałunkach. - Poranek jest dla nas jednak bezlitosny i musimy się rozstać.
Ale dlaczego musieli? Przecież nie byli postaciami z bajek, nie byli fikcyjni, byli prawdziwi z krwi i kości. Nawet ból głowy uświadamiał mu, że istnieje. A ten nasilał się coraz bardziej. Potarł czoło jakby chciał wymazać owy ból, trochę go ukoić. Skupił się na kobiecie, która stała przed nim i prosiła o pomoc. Uświadomił sobie, że również nie ma ze sobą swojej różdżki. Zapomniał jej ze sobą czy może właśnie leżała na dnie jeziora?
-Odprowadzę cię bezpiecznie do domu. - Zapewnił Mathildę i pogładził po policzku. Miał nadzieję, że spod jej domu trafi do Dorset. Nagle bez różdżki zdawał się całkiem bezsilny i bezbronny, ale nie mógł kobiety zostawić całkowicie samej. Słońce powoli wychyliło się zza linii drzew zwiastując wschód, który mogli podziwiać. Duchy z ławeczki zniknęły oznajmiając tym samym, że noc całkowicie ustąpiła jutrzence, a ból głowy nasilał się u Herberta, a ogólne poczucie radości, beztroski i swobody powoli ustępowało. Przeniósł wzrok na Mathildę jakby próbował się połapać w tym co się właśnie wydarzyło. Docierały do niego przebłyski tego co przed chwilą miało miejsce. Zerknął na stół, na którym przed chwilą leżeli, zmarszczył lekko brwi nie pojmują do końca co się wydarzyło.
-Obiecałem pomóc w dotarciu do domu - powiedział lekko ochrypłym głosem do Mathildy, tak odmiennym od tego, którym obdarzał ją przed chwilą, jeszcze nim promienie słoneczne dosięgnęły ziemi. Pospiesznie zaczął zapinać koszulę, która wciąż była rozpięta. Co się właśnie do cholery wydarzyło?
|zt dla Herberta
-Nie, moja droga, piękna Mathildo. Nie zapomnę cię, obiecuję. - Zapewnił gorliwie, ale czuł, że nie może pozwolić aby żądza nim zawładnęła, choć czuć, że jeszcze chwila, a nie skończyłoby się na namiętnych pocałunkach. - Poranek jest dla nas jednak bezlitosny i musimy się rozstać.
Ale dlaczego musieli? Przecież nie byli postaciami z bajek, nie byli fikcyjni, byli prawdziwi z krwi i kości. Nawet ból głowy uświadamiał mu, że istnieje. A ten nasilał się coraz bardziej. Potarł czoło jakby chciał wymazać owy ból, trochę go ukoić. Skupił się na kobiecie, która stała przed nim i prosiła o pomoc. Uświadomił sobie, że również nie ma ze sobą swojej różdżki. Zapomniał jej ze sobą czy może właśnie leżała na dnie jeziora?
-Odprowadzę cię bezpiecznie do domu. - Zapewnił Mathildę i pogładził po policzku. Miał nadzieję, że spod jej domu trafi do Dorset. Nagle bez różdżki zdawał się całkiem bezsilny i bezbronny, ale nie mógł kobiety zostawić całkowicie samej. Słońce powoli wychyliło się zza linii drzew zwiastując wschód, który mogli podziwiać. Duchy z ławeczki zniknęły oznajmiając tym samym, że noc całkowicie ustąpiła jutrzence, a ból głowy nasilał się u Herberta, a ogólne poczucie radości, beztroski i swobody powoli ustępowało. Przeniósł wzrok na Mathildę jakby próbował się połapać w tym co się właśnie wydarzyło. Docierały do niego przebłyski tego co przed chwilą miało miejsce. Zerknął na stół, na którym przed chwilą leżeli, zmarszczył lekko brwi nie pojmują do końca co się wydarzyło.
-Obiecałem pomóc w dotarciu do domu - powiedział lekko ochrypłym głosem do Mathildy, tak odmiennym od tego, którym obdarzał ją przed chwilą, jeszcze nim promienie słoneczne dosięgnęły ziemi. Pospiesznie zaczął zapinać koszulę, która wciąż była rozpięta. Co się właśnie do cholery wydarzyło?
|zt dla Herberta
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Lokal zamknięty, było napisane na kartce która wisiała przed wejściem do kawiarni. Zabite deskami drzwi frontowe, z których widok rozpościerał się na zamarznięte jezioro skrywały pustą przestrzeń, w której od miesięcy nikogo nie było. Ludzie uciekali przed wojną i tego też można było spodziewać się po tej okolicy. Nieprzyjazne hrabstwo i tak nie było jednym z najgorszych, wciąż na jego terenach znajdywali się uciekinierowie, którym Stevie planował pomóc, jeśli tylko potrafił. Udając się w to miejsce z kobietą o której zdolnościach obronnych słyszał już wcześniej, mógł zresztą czuć się pewniej. Wrogie tereny, nawet jeśli piękne, pełne były wrogów, gotowych ruszyć ku nim w przeciągu sekund, aby zaatakować. - Miło panią poznać... Jestem Stevie Beckett - wyciągnął dłoń do kobiety, aby ją uścisnąć, gdy ta pojawiła się w umówionym miejscu. - Aż trudno uwierzyć, że rok temu to wszystko było prostsze... Piękna zima, prawda? - dodał cicho, wzrok odwracając na wschodnią stronę, obserwując majestatyczne jezioro. Było tak cicho i spokojnie... Pokrywała je gruba tafla lodu, śliska i przykryta dodatkowo miękkim białym puchem, na którym nie było widać śladów człowieka, a co najwyżej małych stworzeń, które nie zdążyły zapaść w sen zimowy. Miał na sobie buty i szatę, które zrobiła mu Trixie. Doskonale chroniły przed zimnem, ale i tak mróz szczypał w twarz, a chłodne powietrze wnikało do płuc. - Tak pomyślałem, że chciałbym znaleźć tu miejsce w którym łatwo będzie schować świstoklik na dużą grupę - mówił cicho, bezpośrednio do towarzyszki, twarzy nie chowając jednak w dłoniach. - Ale do tego miejsce musi być sprawdzone, żadnej zbędnej magii, dobrze ukryte i dostosowane do złych warunków atmosferycznych - mogliby mieć tu jeden z punktów przerzutowych, miejsce tymczasowe w którym odpowiednie zabezpieczenia ochroniłyby uciekinierów nie tylko przed chłodem, ale i ewentualnym zagrożeniem, o ile oczywiście udałoby się schować z nich odpowiednie świstokliki. - Cave Inimicum - wypowiedział pierwszy czar, wskazując na teren, który chciał dzisiaj sprawdzić. - Homenum Revelio - padł kolejny, ale ten nie zadziałał, zostawiając go w ciszy i bez odpowiedzi. - No... Homenum Revelio - rzucił jeszcze raz w przestrzeń, próbując dostrzec coś co będzie ostrzeżeniem. Tym razem czar zadziałał. Czasem magia potrafiła płatać najróżniejsze figle, ale próżno było gniewać się na nią.
Am I going crazy? Would I even know? Am I right back where I started forty years ago?
Wanna guess the ending? If it ever does... I swear to God that all I've ever wanted was
A little bit of everything, all of the time, a bit of everything, all of the time
Apathy's a tragedy, and boredom is a crime. I'm finished playing, and I'm staying inside.
Lucinda była typowym obieżyświatem. W swoim krótki (dla niektórych zbyt długim) życiu zdążyła wiele miejsc odwiedzić i wiele kultur poznać. Anglię odwiedzała, bo chyba tak można nazwać jej obecność w ojczyźnie. Nie oznaczało to wcale, że jej nie zależało. Czarownica znała doskonale swoją naturę i wiedziała, że jej chęć ciągłego poznawania nie sprawdzi się na miejscu. Znudzenie, walka o adrenalinę, która dawniej była jej potrzebna do życia niczym tlen. Wracając do domu lubiła patrzeć jak wszystko się zmienia, z uciechą odwiedzała ulubione miejsca napawając się przy tym nieokreśloną tęsknotą. Gdy ta ustawała, to był dla niej znak, że należy znów wyruszyć. Teraz nie musiała wyjeżdżać by zauważać zmiany. Te działy się na jej oczach. Opustoszałe ulice, kolejne zaginione osoby, kolejne ruiny i zamknięte biznesy. Nie jest łatwo patrzeć na zaryglowane drzwi w budynkach, które dawniej tętniły życiem. Jeśli ktokolwiek myślał, że jest to stan, do którego można się przyzwyczaić, to bardzo się mylił. Nikt nie umie żyć z cierpieniem jak z przyjacielem.
Blondynka pojawiła się na miejscu o umówionej godzinie. Pana Becketta znała dzięki słowom innym Zakonnikom. Niemożliwe przecież było poznanie wszelkich sojuszników. Tak naprawdę nie było to nawet wskazane. Nikt nie powinien wiedzieć wszystkiego o wszystkich. Wiedza była w tych czasach ekstremalnie niebezpieczna. Poznała go jednak bez większego problemu, a i mężczyzna nie wahał się nawet przez sekundę, choć narzucony na głowę kaptur mógł wzbudzać lekkie wątpliwości. – Lucinda Hensley – przedstawiła się wyciągając do mężczyzny rękę. – W końcu mamy okazję – dodała, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech.
Gdy mężczyzna wspomniał o pięknie zimowej pory, Lucinda rozejrzała się po otoczeniu. Już tu kiedyś była, ale nie chciała tego pamiętać. Ten moment w swoim życiu traktowała jako absurd. Uknuta intryga kupidynka, która zbratała ją z wrogiem. – Piękna, ale jeszcze mocniej przygnębiająca – dodała nostalgicznie. Pamiętała o tym co zima oznaczała dla wszystkich tych, którzy nie mieli dachu nad głową, co oznaczała dla mieszkańców Oazy. Wraz z latem przychodziła nadzieja, a z zimą… cóż.
Spodobało jej się to, że mężczyzna od razu przeszedł do konkretów. Nie powinni przebywać tu dłużej niż to konieczne. Skinęła głową rozumiejąc jego punkt widzenia. – W budynku? Czy na otwartej przestrzeni? – zapytała, bo jej wiedza dotycząca świstoklików nie była zbyt duża, chociaż dawniej często z nich korzystała. – Niedaleko stąd są stare magazyny, nie wydaje mi się by były używane, a po drugiej stronie jeziora jest pomost. Możemy sprawdzić czy nie ma tam zejścia do rybackich… kryjówek. Nie wiem jak fachowo to nazwać. – dodała. Miała nadzieje, że ją naprowadzi. Mogła zabezpieczyć dane miejsce, sprawdzić czy nie są tam nałożone żadne klątwy i czy miejsce jest bezpieczne, ale o świstoklikach wiedziała tyle co o tańcu hula.
- Zaklęcie coś wykryło, Panie Beckett? – zapytała nie chcąc powielać jego działania. Magia zawsze zostawia ślad.
Blondynka pojawiła się na miejscu o umówionej godzinie. Pana Becketta znała dzięki słowom innym Zakonnikom. Niemożliwe przecież było poznanie wszelkich sojuszników. Tak naprawdę nie było to nawet wskazane. Nikt nie powinien wiedzieć wszystkiego o wszystkich. Wiedza była w tych czasach ekstremalnie niebezpieczna. Poznała go jednak bez większego problemu, a i mężczyzna nie wahał się nawet przez sekundę, choć narzucony na głowę kaptur mógł wzbudzać lekkie wątpliwości. – Lucinda Hensley – przedstawiła się wyciągając do mężczyzny rękę. – W końcu mamy okazję – dodała, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech.
Gdy mężczyzna wspomniał o pięknie zimowej pory, Lucinda rozejrzała się po otoczeniu. Już tu kiedyś była, ale nie chciała tego pamiętać. Ten moment w swoim życiu traktowała jako absurd. Uknuta intryga kupidynka, która zbratała ją z wrogiem. – Piękna, ale jeszcze mocniej przygnębiająca – dodała nostalgicznie. Pamiętała o tym co zima oznaczała dla wszystkich tych, którzy nie mieli dachu nad głową, co oznaczała dla mieszkańców Oazy. Wraz z latem przychodziła nadzieja, a z zimą… cóż.
Spodobało jej się to, że mężczyzna od razu przeszedł do konkretów. Nie powinni przebywać tu dłużej niż to konieczne. Skinęła głową rozumiejąc jego punkt widzenia. – W budynku? Czy na otwartej przestrzeni? – zapytała, bo jej wiedza dotycząca świstoklików nie była zbyt duża, chociaż dawniej często z nich korzystała. – Niedaleko stąd są stare magazyny, nie wydaje mi się by były używane, a po drugiej stronie jeziora jest pomost. Możemy sprawdzić czy nie ma tam zejścia do rybackich… kryjówek. Nie wiem jak fachowo to nazwać. – dodała. Miała nadzieje, że ją naprowadzi. Mogła zabezpieczyć dane miejsce, sprawdzić czy nie są tam nałożone żadne klątwy i czy miejsce jest bezpieczne, ale o świstoklikach wiedziała tyle co o tańcu hula.
- Zaklęcie coś wykryło, Panie Beckett? – zapytała nie chcąc powielać jego działania. Magia zawsze zostawia ślad.
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Lucinda Hensley' has done the following action : Rzut kością
'Zdarzenia' :
'Zdarzenia' :
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Kawiarnia nad jeziorem
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Cumberland