Wydarzenia


Ekipa forum
Plumpkowa studnia
AutorWiadomość
Plumpkowa studnia [odnośnik]16.07.19 21:05
First topic message reminder :

Plumpkowa Studnia

Stara, kamienna studnia, znajdowała się w Dolinie Godryka od zawsze. Dosłownie; wykopana w trakcie powstawania wioski, przez długi czas stanowiła dla mieszkańców główne ujęcie wody, umiejscowiona wygodnie w miejscu, w którym krzyżowały się aż trzy mieszkalne ulice. Wielokrotnie niszczona i odbudowywana, służyła uparcie kolejnym pokoleniom, użytkowana (zapewne z sentymentu) nawet wtedy, gdy w okolicznych domach pojawiła się bieżąca woda. Przestała pełnić swoją rolę dopiero kilka lat temu, kiedy w jej głębinach zadomowiło się stado plumpek. Niemagiczna część mieszkańców wioski była co prawda skłonna wyplenić rybki, ale tutejsi czarodzieje, nie chcąc do tego dopuścić, rzucili na studnię urok, który zmienił smak stojącej w niej wody na wyjątkowo nieprzyjemny, skutecznie zniechęcając mugoli do dalszego jej wykorzystywania. Dzisiaj malowniczo położona studnia nadal jest jednym z ulubionych miejsc schadzek mieszkańców, spragnionych plotek lub kilku romantycznych chwil, ale schludną przeszłość ma już dawno za sobą: jej kamienne boki zarosły mchem, a pod powierzchnią wody (nietypowo wręcz przejrzystej) można dostrzec okrągłe, cętkowane plumpki.

Według krążących po Dolinie Godryka opowieści, studnia ma jeszcze jedną, magiczną właściwość: w ciemnej tafli odbijają się gwiazdy, które – tylko w ostatni dzień miesiąca, i tylko przy bezchmurnej pogodzie – dzielą się przebłyskami przyszłości, układając się w słowa krótkich, często tajemniczo brzmiących wróżb.

Aby otrzymać wróżbę, należy napisać post w tym temacie oraz wykonać rzut kością k20, a następnie odczytać treść przepowiedni zgodnie z poniższą rozpiską. Losować można tylko raz – przy każdej kolejnej próbie, gwiazdy na powierzchni studni będą jedynie migotać, nie układając się w żadne słowa.

1. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Mroźny wieczór przyniesie spotkanie, które odmieni twoje życie.
2. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: W domu czeka na ciebie złoty uśmiech od losu.
3. Spoglądając w studnię, widzisz własne odbicie - a gwiazdy, zamiast w słowa, układają się w koronę tuż nad twoją głową.
4. Gdy spoglądasz w wodną taflę, dostrzegasz siebie - a srebrne punkty, zamiast w słowa, układają się w połyskujący supeł na twojej szyi.
5. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Szmaragdowozielony blask zabarwi Twoją twarz.
6. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: Twoja ścieżka jest stroma, ale na jej końcu odnajdziesz to, czego pragniesz.
7. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Nie uciekaj przed przeznaczeniem: poddaj się mu.
8. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: Nie popełniaj błędów swoich rodziców i przodków.
9. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Posłuchaj następnej rady, jaką otrzymasz od przyjaciela lub od wroga - przyniesie Ci wiele dobrego.
10. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: W trakcie następnej kwadry Księżyca spotkasz kogoś, kto poruszy twe serce.
11. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Bądź czujny - ktoś, komu ufasz, zada ci cios w plecy.
12. Gwiazdy błyszczą niezwykle jasno, lecz równie szybko nikną wszystkie, pozostawiając w studni jedynie Twe ciemne, samotne odbicie.
13. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: Nie oglądaj się za siebie. Zrobiłeś dobrze. Uwierz swemu przeczuciu.
14. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Ciemnooka kobieta okaże się twoją zgubą.
15. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: Wybór drogi na skróty skończy się dla ciebie ślepą uliczką.
16. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Jeśli chcesz stać się lekki jak pióro, zdejmij ze swoich barków ołowiany ciężar.
17. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: Zamknij oczy. Odwróć się. Zrób dwa kroki w prawo. Trzy w lewo. To, co znajdziesz, będzie twoje. (Po wylosowaniu tej kości i wykonaniu polecenia, zgłoś się do Mistrza Gry.)
18. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Jeśli chcesz zakończyć wojnę, uciesz najpierw tę, która rozgorzała w twoim sercu.
19. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: Zagłuszenie bólu sprawi, że powróci ze zdwojoną siłą.
20. Na tafli studni, wśród odblasków gwiazd, dryfuje odłamek spadającej gwiazdy. Możesz wychylić się i go zabrać (zgłoś się po niego w aktualizacjach).

Lokacja zawiera kości.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Plumpkowa studnia - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Plumpkowa studnia [odnośnik]25.04.20 1:36
Mogliby tygodniami zastanawiać się nad przeszłością oraz podjętymi niegdyś decyzjami. To normalne, że czuli się winni. Łatwo było udawać mądrych, gdy znało się już konsekwencje popełnionych czynów. Jednak zwariowaliby podważając w kółko swe postanowienia. Musieli ruszyć na przód, ponieważ czas na rozmyślanie już dawno minął. Stało się. Nie cofną biegu rzeki, nie zmienią zapisanej na pergaminie historii. To, co rzeczywiście mogli uczynić, to wyciągnąć wnioski na przyszłość. Inteligentniej podejść do nadchodzących wyzwań, zastanowić się tysiąc razy nim podejmą wiążącą decyzję. Tylko tyle i aż tyle. Oczywiście, że byłoby lepiej wymazać zamierzchłe przewiny, uratować wszystkich od cierpienia. Skoro to jednak niemożliwe - należy wreszcie odpuścić. Nie, to nie było łatwe. Wymagało odwagi oraz ogromnego samozaparcia. Determinacji. Mogli je sobie wzajemnie ofiarować czerpiąc z siebie nawzajem. Od tego zresztą byli, w co Ria nieustannie wierzyła. On dla niej, ona dla niego. Razem mogliby zawładnąć światem; na szczęście pozostawali na tyle skromni, żeby pozostać zwyczajnymi czarodziejami! Uśmiechnęła się przelotnie do swoich myśli, nie do końca ufając ich absurdalnemu tokowi rozumowania. Pomyśleć, że jeszcze nawet nie zamoczyła ust w alkoholu, nie wspominając o odurzeniu się i bredniach wypluwanych przez oszołomiony umysł. Potrząsnęła rudą czupryną, pozwalając sobie na krótkie odejście od tematu bardziej naglącego - irytujących wróżb, które nie miały być pomyślne dla żadnego z nich. Z jednej strony dobrze, że nawet w tych makabrycznych wizjach mieli być razem, aczkolwiek Weasley wolała jednak skupić się na pozytywnych scenariuszach wspólnej przyszłej egzystencji. Zresztą, założenie z góry, że wszystko rozsypie się jak domek z kart byłoby bezsensowne, prawda? W końcu po co próbować, skoro nie zdążą się sobą nacieszyć? Nie, nie, nie zamierzała dopuścić do tak katastroficznych wydarzeń. Natomiast to, że życie rządziło się swoimi prawami, nie miało większego znaczenia w harpiowskim przeświadczeniu.
Postanowiła porzucić koszmarną przeszłość, zamknąć ją w ramach niedomówień bądź wręcz wyśmiania naszpikowania jej absurdami - tak było prościej. Odciąć się od ciężaru spoczywającego na barkach, ponieważ Rhiannon wiedziała, że kolejne miesiące mają być trudne. Nie mogła co prawda przewidzieć całkowitego wywrotu politycznego ani listów gończych, ale nie zakładała, że odtąd pozostanie im żyć jak w bajce. Bywała naiwna, choć nie tak mocno. Z premedytacją zamieniła trwogę w dobrą zabawę - jakby nie patrzeć, świętowali nadejście nowego roku. Powinni tknąć w siebie więcej radości i chęci do relaksu. Dobrze jest się więc zmęczyć w bezmyślnym tańcu, pomimo wyraźnej katastrofy w krokach piegowatej czarownicy. Dramat. Poplątały jej się nogi, ręce i chyba każda plamka na skórze, ale to nieważne. Ważne, że oboje z Tony’m na chwilę zapomnieli o tragediach czyhających poza Doliną Godryka.
Poczuła napływające ciepło do twarzy, gdy dłonie mężczyzny zetknęły się z zaczerwienioną skórą weasleyowskiej twarzy. Uśmiechnęła się przy tym szeroko, na chwilę przynajmniej - nim usta złączyły się z tymi należącymi do narzeczonego. Poczuła na języku posmak szampana, inny niż piła do tej pory. Zaśmiała się krótko, gdy komentarz opuścił gardło arystokraty. - Widzisz, musisz mi częściej ufać - odparła beztrosko, myślami wracając do pamiętnego dnia. Pamiętając o swej drastycznej reakcji poczuła drobną nutę zażenowania, choć ta szybko minęła, gdy poczuła nieznośny gorąc targający jej ciałem. To wina alkoholu czy czegoś zgoła innego? Czy raczej kogoś? Nerwowo odwiązała niebieski szalik zapleciony na szyi oraz rozpięła kilka górnych guzików płaszcza, nie dowierzając, że zimą może być tak ciepło. Jak temu zaradzić? Szelmowsko wygięła kąciki ust, po czym jednym susem dopiła zawartość kieliszka. Wtem przykucnęła i uformowawszy niezgrabną kulkę śniegu rzuciła ją w Macmillana. Całe szczęście, że nie spudłowała trafiając na kogoś nerwowego. - Nigdy mnie nie złapiesz! - zakrzyknęła, uciekając w stronę mniej zaludnionej przestrzeni festiwalu. Tak, śnieg oraz porządna bitwa powinny ostudzić niecne reakcje organizmu biednej Rii!

| zt Tony i Ria!



Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
Ria Macmillan
Ria Macmillan
Zawód : ścigająca Harpii z Holyhead
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
be brave
especially when you're scared
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6105-ria-weasley https://www.morsmordre.net/t6110-rudy-rydz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6112-skrytka-nr-1520 https://www.morsmordre.net/t6111-ria-weasley
Re: Plumpkowa studnia [odnośnik]31.08.20 1:02
31 lipca

Jak zwykle było miło, mamo.
Wren nie zwykła odwiedzać swoich rodziców zbyt często. Ich obecność, obecność rodzinnego domu o białych ścianach i drewnianych okiennicach w ciepłym odcieniu brązu sprawiały, że na przestrzeni lat do Doliny zaglądała rzadziej i rzadziej. Uliczek wioski nie sposób było jednak zapomnieć. Najpierw przemierzała je jako beztroskie jeszcze dziecko, bose i umorusane błotem, z patykiem w ręku udając, że ten jest jej różdżką, miotającą wymyślne, niebywale pomysłowe zaklęcia w kierunku każdego przechodnia. Mugole postrzegali to za urzekający, dziecięcy wymysł - czarodzieje z kolei wiedzieli dokładnie, że tak, jak reszty kwiatu okolicznej młodzieży, magia była przeznaczeniem młodej Changówny, żyła w jej świecie i chowała się wśród sobie podobnych. Nic zatem dziwnego, że i w radosnych zabawach przemycała jej elementy, oswajała się z nimi, przygotowywała na czas, gdy w jej dłoni rzeczywiście osiądzie pierwsze drewno dokonujące wyboru - wybierające spośród pierwszorocznych uczniów odwiedzających różdżkarskie przybytki. W Dolinie spędzała później wakacje. Po każdym ukończonym roku Hogwartu te stawały się coraz mniej znośne; poprzez wojny i niekończące się konflikty nerwica matki przybierała na sile, dusiła ją, pragnęła wedrzeć się pośród myśli i osiedlić tam na zawsze, zmusić latorośl do podążania wedle ustalonych przez siebie reguł. A ona nie uległa. Buntowała się, kopała i gryzła, kłamała, odcinała się - aż w końcu zniknęła, usłuchała jedynej logicznej prośby padającej z ust rodzicielki, by więcej nie pokazywała się jej na oczy. Sprzeczkę próbował łagodzić ojciec. Od święta zapraszał córkę do znajomych kątów, oferował wspólnie skonsumowany obiad, próbował podtrzymać uparcie obumierającą konwersację i zatrzymać ją dłużej, gdy deklarowała, że musi już iść - a matka poddawała wówczas w wątpliwość jakiekolwiek obowiązki, jakimi Wren musiała rzekomo się zająć. Uważała, że takowych nie było wcale. Że córka przegrała życie, że handlarze nie mają godności, nie mają przyszłości, że upadają nisko, za nisko.
Gdy z jej ust sączył się jad, młoda czarownica nie próbowała utrzymać już pozorów. Wychodziła trzaskając za sobą drzwiami, zdenerwowana, ponownie wyprowadzona z równowagi, z żywymi, palącymi wspomnieniami dryfującymi przed oczy; kierując się w dół ulicy przypominała sobie wszystkie te razy, podczas których obiecywała sobie, że nigdy więcej nie przyjmie zaproszenia, że nie pozwoli Yolandzie mieszać się z błotem, choć przychodziło to kobiecie z niewymuszoną łatwością nawet gdy nie starała się podobnego celu świadomie osiągnąć. Tak było i teraz. Wren zatrzasnęła za sobą drzwi ze złością i prędkim krokiem rzuciła się w znanym sobie kierunku, naciągnęła niedbale płaszcz na ramiona i szarpnęła pasem od torby, nawlekając go ponownie na ramię skryte już pod cieplejszym materiałem. W uszach dudniły jej durne słowa matki, tym razem zafiksowała się na punkcie psa - nie dość, że niemagiczny, to jeszcze na pewno zapchlony i skory do gryzienia, drapania mebli. Yuan nie powinien jej obchodzić. Był od niej o stokroć milszym towarzystwem, cichszym, lojalniejszym, gotowym bronić jej przed zagrożeniem każdego rodzaju, wyszkolonym do walecznego obnażenia kłów. A jej matka? Merlin stworzył ją po nic innego, z pewnością, poza wiecznym nadąsaniem i niezadowoleniem. I poddawaniem jej ciągłej próbie. Nikt nie był w stanie nadszarpnąć nerwami czarownicy tak skrupulatnie, z szatańską wręcz dokładnością, co ona. Śmiała rościć sobie prawa do cudzego życia, żywiła nadzieję, że niegdyś latorośl zrozumie swój błąd i ugnie kark, powróci na klęczkach, z przeprosinami na ustach, z błaganiem o przyjęcie jej z powrotem - nie stanie się to nigdy. Wren prędzej gotowa była oddać swoje życie przypadkowemu niebezpieczeństwu nagabywanemu własnym staraniem i ciekawością niż prosić psychicznego kata młodości o wybaczenie nieistniejących win. Zginie - po nic, tylko po to, by pokazać matce, że nie wróci pod jej skrzydła. Że łącząca je smycz przestała istnieć, a ona nie bała się już niczego. Nawet Yolandy Sykes.
Nad głową świeciły migoczące bezwiedną radością gwiazdy, z sufitu czarnego nieba spoglądał nań księżyc, rozświetlał drogę na wzór świateł ustawionych przy ulicy latarni. Niech ciemność nocy pochłonie to wszystko, myślała nienawistnie, z wyrzutem. Całą Dolinę, jej mieszkańców, matkę razem z nimi, niech ponury żniwiarz sięgnie po ofiarę konieczną i ofiary przypadkowe, zabierze je wszystkie. Czarownica przeklinała pod nosem. Z ust płynęła cicha, płomienna wiązanka, dłoń drżała wściekłością, gdy w bardziej odosobnionym miejscu Doliny sięgała do kieszeni po niewielkich rozmiarów błyskotkę z zamiarem wsunięcia jej na palec przed dalszą podróżą - ale rozedrgane zdenerwowanie dopięło swego i złoty pierścionek wyślizgnął się z jej dłoni, upadł na kamienną obręcz i ze zduszonym pluskiem wpadł wprost do wody.
- Cholera jasna - warknęła gniewnie Chang, szybko oparła się dłońmi o krawędź studni i spojrzała w taflę czystej wody, w której swe królestwo uwiły cętkowane plumpki; zamiast ze spokojem pomyśleć i chwycić różdżkę, a zgubę wydobyć zaklęciem, podwinęła rękaw i sięgnęła do toni własną ręką, na oślep macając, poszukując. Tylko tego jej brakowało, tylko tego - zgubić drogocenny artefakt rozświetlający gamą czerwieni plamy ciepła majaczące w ciemnościach. I to przez matkę. Przez to, że znów pozwoliła jej wlać żar między chłodną, kalkulującą naturę. Znów.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Plumpkowa studnia [odnośnik]06.09.20 11:16
Życie Isabelli Presley różniło się od życia Isabelli Selwyn – i wcale nie chodziło o ciasnotę pokoiku i skończoną ilość sukienek. Przechodziła etapy. Tydzień po tygodniu dokonywała kolejnego kroku. Najpierw mierzyła się z przerażającym przydomkiem zdrajczyni, z nieistniejącym nazwiskiem i dziedzictwem oraz narzeczonym, którego sama porzuciła. Wcześniej to wydawało się kuriozalne, jak sen, okrutny koszmar niemożliwy do otworzenia w prawdziwym życiu. Jednak sama sięgnęła po pomoc, odważyła się wyjść z Beaulieu i nie powrócić już nigdy więcej. Widok kuzyna wychodzącego jej naprzeciw koił rozognione serce. Ofiarował jej szansę. Mogła spłonąć naprawdę, połączyć się z Farleyem we wspólnym pożarze, doprowadzić do wyśnionej jedności. Droga Morgany różniła się od kierunków podpowiadanych natarczywie przez litanię niesłyszalnych głosów. Pod falami eleganckich loków ukrywała bardzo wiele. Ratowała się długi czas potokami wiecznej radosnej myśli i podniosłymi opowiastkami o przeznaczeniu. Założycielka rodu zdawała się spoglądać na nią z dumą z każdego portretu. Isabella marzyła o jej potędze, o ogniu, który nie tylko krzywdził, ale i ratował. Obóz nestorki rósł jednak w siłę, zarażał kolejne salamandry upiornymi ideami, które wygnały Alexandra z domu. Nigdy nie zaakceptowała jego nieobecności i od pamiętnego szczytu wiedziała, że nie spocznie, dopóki nie ujrzy go znów, nie upewni się o jego zdrowiu i powodzeniu. I ujrzała. Morze łez rozpaliło zupełnie inny rodzaj ognia, ten, którego nigdy nie pochwaliłaby ciotka. Ten, który nie miałby szansy zaistnieć w różanej twierdzy, w pierścieniach kolca i czerwieni. Rozdzierana przez tyle sprzeczności miotła się w dobrze zakamuflowanych nieszczęściach. Od zawsze była natchniona, odważna, głośna i niereformowalna w swych westchnieniach. Tym razem odważyła się nie tylko igrać z własnym ogniem, ale wypowiedzieć mu wojnę.
Teraz była tutaj. W Boreham zapomniano o lady Isabelli, a skryty w Dolinie Godryka Kurnik zyskał swoją własną damę. Historie ostatnich tygodni jawiły jej się jak niesłychane scenariusze teatralne. Spektakl o uciekającej narzeczonej zapewne oglądałaby z wypiekami na twarzy i dozą nieskrywanego oburzenia. Mający szczególne miejsce w jej sercu teatr ożył, jej dzieje przeistoczyły się w długie akty przynoszące niesłychane zwroty akcji. Salamandra, która miała być różą, przeistoczyła się w elegancką owcę. Owcę, która zionęła ogniem i uczyła się tańczyć na wiejskim podwórku. Czy to komedia? O tym wszystkim rozmyślała, spacerując wieczorem po dolinie. Nie oddalała się. Wiedziała, że w obliczu zalewającej Londyn grozy, w powiewie plakatów przedstawiających najbliższą jej rodzinę, Alexandra i Lucindę, musi uważać. Zaangażowane w konflikt środowisko szlachty znało jej twarz i nie trudno było zgadnąć, że powypalane gałęzie razem tworzyły nowy ogród. Nie odważyła się więc wyruszać dalej. Między chatami tej okolicy podglądała obrazy zupełnie obcej rzeczywistości. Rozmyślała o Mathieu, o zawiedzionych Rosierach i o rodzicach, dla których umarła. Zawiązane w długi warkocz włosy opadały lekko na pierś. Na plecach czuła coś więcej, niż tylko mocne sznurowanie gorsetu. Nieznośne uczucie drapania, zaczepiania. Zupełnie jakby ktoś wciąż za nią stąpał i próbował złapać. Uciekając, ugodziła tak wiele dusz, że nie zdziwiłaby się, gdyby to ich echo upominało się o zemstę. A może jednak nikt już o niej nie rozmyślał? Ona nie ustawała w nostalgiach, nie wyrywała z głowy oblicza bogatych krewnych. Nie umiała nie pamiętać. Ratunkiem jednak okazywało się oddanie sprawom, które otaczały ją tu i teraz. Z księżniczki przeistaczała się w dziewkę z pospólstwa, choć trudno jej było porzucić kręcenie włosów i podmienić wykradzione z dawnych komnat kreacje na skromniejsze suknie. Bladą buzię kolorowały pogodne rumieńce. Szła tropem gwiazd, które od zawsze rozbudzały jej fantazję. O nich rozmyślała, w nich poszukiwała odpowiedzi i wskazówek. Wspomagały jej alchemię, kreowały marzenia. Powoli dreptała starą ścieżką, zastanawiając się, czy nie była to już zbyt późna pora na wędrówki. Zwykle nie chodziła sama po zmroku, ale teraz potrzebowała podejrzeć odrobinę nieba i porozmyślać w samotności. Rzadko czuła potrzebę oderwania się od przyjaznych oczu. Z radością jednak poznawała kolejne fascynujące zakamarki tej okolicy.
Widok damy przy studni przyciągnął jej spojrzenie. Oddalona o wiele kroków podglądała postać spoglądającą w wilgotne oko przyszłości. Isa zdążyła dowiedzieć się o legendach. Zresztą te zdawały się fascynować ją wyjątkowo mocno. Przez dwadzieścia lat żyła w podekscytowaniu rodowymi baśniami, które dziś powinna zastąpić zupełnie nowym mitem. Znała więc pojedyncze ciekawostki, wiedziała o wieszczym darze studni. Czy tajemnicza panienka próbowała zanurzyć się we własnym przeznaczeniu? Błysk upadającego pierścienia oślepił jej oko. Przytłumiony z daleka plusk wydusił rozczarowane westchnienie z delikatnych ust. Obserwowała dłonie próbującego igrać z wodną otchłanią, ale wiedziała, że marne to wysiłki. Jakże przykra strata! Bez zastanowienia ruszyła w stronę studni, wyobrażając sobie widok umoczonej po pachy dziewczyny. Nie tak, to nie tak!
– Och, na nic twe wysiłki. Spoczął już na dnie. Twoje dłonie nie sięgną, ale magia może go wciąż przywołać – odparła z dozą nocnej podniosłości. Głos jej się zaciął, kiedy ujrzała znajome oko. Znajome, ale nieco zaszyfrowane. Ktoś, kogo widywała w murach starego domu. Ktoś, w kogo sercu płonęła magia. Więc mogła i poprosić o pomoc swą różdżkę bez lęku. – Accio pierścień! – zawołała, wysuwając różdżkę z sekretnej kieszeni w spódnicy. Drewniany koniec odbił się w wodnej tafli. Twarz Belli przecięły gwiezdne piegi. Zignorowała dreszcz niepewności związany z pierwszym kontaktem z kimś, kto mógł ją rozpoznać. Alex byłby tak rozczarowany tym ryzykiem.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Plumpkowa studnia - Page 7 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Plumpkowa studnia [odnośnik]06.09.20 11:16
The member 'Isabella Presley' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 18
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Plumpkowa studnia - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Plumpkowa studnia [odnośnik]06.09.20 20:30
Zaklęta, przeklęta, zdolna ukazać przyszłość pośród srebrzystego odbicia gamy gwiazd - mogła być nawet mugolsko święconą, byle tylko czarownica zdolna była wyłowić z tej wody swoją zgubę. Przejrzysta toń była chłodna, przez moment zastanawiała się, czy nie zbyt chłodna dla zamieszkującej ją plumpek, te jednak miały się dobrze; dłoń intruza witały niechętnie. Gdy blada kończyna naruszała ich spokój te odpływały błyskawicznie na boki, rozpierzchały się do bezpieczniejszych kryjówek, trzepotały płetwami i pozwalały jej na ślepo kontynuować poszukiwania. Być może nie powinna tego robić. Ktoś bardziej przezorny, przesądny, mógłby odebrać to jako zły znak. Zdecydowała się przecież zaburzyć harmonię mokrego zwierciadła ukazującego prawdę przyszłości, bezczelnie pakowała doń łapska i, jakby impertynencji było za mało, przeklinała pod nosem za każdym razem, gdy czuła, jak kraniec paznokcia dotyka złotej obrączki. Los śmiał się jej w twarz, nawet ręce miała teraz za krótkie; była zdolna wyczuć pod palcem zatrzymany na kamieniu pierścień ale nie pochwycić - a wszystko to przez matkę. Znowu. Nawet jeśli jej towarzystwo ograniczało się jedynie do świeżych wspomnień, w uszach wciąż dudniły jej pełne podsyconego jadem wyrzutu słowa, sprawiały, że wnętrze Wren przypominało serce anomalii, jaka jeszcze do niedawna plądrowała świat swoją chaotyczną złością. I nie mogła nic na to poradzić. W tych chwilach uświadamiała sobie jak daleką od odnalezienia antidotum na tę truciznę była, widziała z jak wielką łatwością ulegała najmniejszemu zapalnikowi, mimo uparcie upływających lat, które powinny przygotować ją na powtarzający się zawsze schemat historii. Nie przygotowywały. Nie przygotowywały - rozczarowywały, sprawiały, że nie była już pewna, czy zła była tylko na matkę, czy też - może przede wszystkim - na siebie. Ta kobieta uwydatniała w niej słabość, a Wren nie mogła być słaba. Była na to za dojrzała, zbyt samodzielna, zbyt egoistyczna i zadufana. A złość rosła; wcześniej ledwie tlący się płomień trawił wszystko na swej drodze, aż do momentu, w którym wściekle uderzyła dłonią w Merlina ducha winną taflę i warknęła pod nosem bezsilnie. Chropowata, kamienna powierzchnia wbijała się w pokryte rajstopami kolana, zaczynała je szarpać, gdy i sama czarownica szarpała się z irytująco przyziemnym problemem, nieschłodzona nawet wodą do połowy pokrywającą rękaw płaszcza, lekko zaczerwienioną od chłodu cieczy skórę dłoni.
I wtedy pojawiła się ona. Podniosły głos dobiegał gdzieś ze strony, postać rozświetlił blask ulicznej lampy, podkreślił znajome rysy, oczy, loki opadające na ramiona. Chang odwróciła głowę, gotowa odgryźć się machinalnym rozdrażnieniem, wytłumaczyć, że na podobne przemyślenia już dawno temu wpadła sama - wbrew wszelkim pozorom -, lecz zastygła w bezruchu tak szybko, jak ciemne tęczówki odnalazły zhańbioną przez katastrofalne w skutkach życiowe wybory twarz. Wyglądała mizerniej, ona i jej sukienka, obie z nich. Gdzie podziały się piękne kryształy zdobiące smukłe ciało, jedwabie i atłasy tworzące zapierające dech w piersiach kreacje? Gdzie podziała się woń perfum, która zdradzała jej obecność jeszcze zanim pojawiła się na horyzoncie, na korytarzach rodowej posiadłości?
A teraz była nikim. Tak jak Wren. Pozbawiono ją prawa wyższości krwi szlachetnej nad wszelaką inną, odrzucono, wypalono z rodzinnych, rozłożystych gałęzi drzewa genealogicznego, zabroniono wypowiadać jej imię. Jak brzmiało? Pamiętała dobrze, nawet jeśli interesy wiodły ją do komnat innych Salamander, miała niegdyś zaszczyt poznania również jej. Dumy w rodzinnej koronie, przeznaczonej młodemu Rosierowi, kuzynowi wielkiego, potężnego nestora, wydawać by się wtedy mogło, że scenariusz przyszłości pisano dla niej złotymi zgłoskami po najcenniejszych kartach ludzkiej egzystencji. A ona odrzuciła to wszystko w mgnieniu oka - odrzuciła marzenie Wren, zakpiła z tych, którzy z pełnym uwielbienia szacunkiem spoglądali na rządzącą, miłościwie panującą kastę społeczną i wyobrażali sobie, że sami również doń mogą, będą mogli kiedyś należeć. A tak być nie mogło. Z pewnością nie w jej przypadku, nieważne, jak idealistycznym mrzonkom mogła ulegać w cichych, wieczornych fantazjach.
- Lady Isabella - zauważyła zatem trochę zbyt pusto, zbyt głucho, wyraźnie zdumiona nieoczekiwanym towarzystwem - nie spodziewała się tu przecież nikogo, nie o tej godzinie, nie w świecie, który przestawał rozpieszczać łaskawością i zrozumieniem. - A może tylko Isabella? Nie chciałabym lady - cię - urazić - ciemne brwi zmarszczyły się delikatnie. Podstawowe zasady konwenansów nie były jej tak obce jak nagły ich brak; ten z kolei mącił zbyt bardzo, wprowadzał zakłopotanie, sprawiał, że, podobnie jak wcześniej w wodzie pośród plumpek, poruszała się odrobinę po omacku.
Z pewnym ociąganiem pozwoliła sobie zsunąć się z kamiennego murka. Odruchowo poprawiła poły zagiętego płaszcza. Oczka w rajstopach były nieważne; mogła zacerować je w domu zaklęciem lub po prostu wyrzucić, zmartwi się tym jednak później. W ciszy patrzyła jak kobieta dobywa różdżki - odruchem kierując dłoń do kieszeni, gdzie spoczywał jej własny kasztanowiec, na wszelki wypadek - i intonuje znajome zaklęcie. Drewno błysnęło lekko, coś zalśniło w zdominowanej przez ryby otchłani, uniosło się nieznacznie i z drwiną godną przyklaśnięcia raz jeszcze opadło na dno z cichym, zduszonym przez żywioł brzdękiem. Uparty zawodnik.
- Powinnam odebrać to jako zapowiedź nieprzychylnej przyszłości? Czy twoje rozkojarzenie spotkaniem? - utkwione w obdartej z godności szlachciance oczy błysnęły nieco wyzywająco i odwróciła potem wzrok w kierunku studni, samej również wydobywając różdżkę. - Accio pierścień - powtórzyła spokojnie, zdecydowanie, a kasztanowiec usłuchał. Uniósł błyskotkę z dna naczynia, sprawił, że wyłoniła się z wody z głośnym chluśnięciem i rychło znalazła się na wolnej, rozłożonej dłoni czarownicy. Chang odetchnęła głębiej; nie istniał już dla niej pretekst, by spróbować odnaleźć w zimnej toni odrobinę ukojenia. - Ta krótka przygoda przynajmniej pozwoliła mi ochłonąć. Niektórzy ludzie mają niesamowity talent do wyprowadzania innych z równowagi, nie sądzisz? Talent i łatwość. Nie wiem czy przyjemność, ale pewnie to również - mruknęła, czując, jak policzki pieką żywą czerwienią. Niezrodzoną z wstydu, a ze złości, wcześniejszej, szalejącej aż do przesady, zanim obok pojawiła się Isabella. Krótkim usprawiedliwieniem własnych czynności chciała wspaniałomyślnie oszczędzić jej zakłopotania - którego najpewniej miała w sobie na pęczki. Bała się, że o jej obecności w Dolinie Wren doniesie Morganie? Wspomni innym Salamandrom, nada potencjalnej zemście rzeczywisty kierunek? Niecodzienna sytuacja rozogniła teraz ciekawość handlarki, sprawiała, że reakcji młodszej od siebie niewiasty oczekiwała z zaintrygowaniem. - Czyżbyś przyszła poznać swoje jutro? - spytała, ruchem głowy wskazała na stojącą nieopodal studnię, a Oko Ślepego wytarła o płaszcz i schowała do kieszeni. Ale jeszcze nie różdżkę.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Plumpkowa studnia [odnośnik]11.09.20 19:59
Choć z roli księżniczki weszła w rolę niemal marnej pomywaczki, wcale tak się nie czuła. Nie teraz, nie po trzech miesiącach kurnikowych opowieści, nie jako siostra swojego ulubionego kuzyna i nie jako towarzyszka chłopca wyjętego z najbardziej abstrakcyjnych marzeń. Ubytki garderobiane, wypalone blaski sukna, prujące się wstążki i brak znakomitych puchowych pierzyn faktycznie wywołały lawinę katastrofy. Wielkie, złośliwe oczy grozy łaziły za nią we dnie i w nocy, rozniecając w roziskrzonym sercu niekończące się lamenty, od których domownikom mogłoby zakręcić się w głowie. Tylko że naprawdę podejmowała olbrzymie starania, by być, by nie trwać już w poniżającym zawieszeniu między przeszłością a przyszłością. W otoczeniu sympatii i przyjaźni odkrywać mogła zupełnie nowe uroki życia, niedostępne rejony. Każdy pierwszy krok w błyszczącym letnim poranku wiązał się z zadeptywaniem  udręki. Już zapominała, już odstraszała upierdliwe ikony uwięzione w złotych, zdobnych ramach – scenki z życia damy i towarzyszące im podniosłe melodie. Wyrzucała z głowy pieśni o Wendelinie Dziwacznej, choć ten rozdział najtrudniej było zatrzasnąć. Połamany diadem nie oznaczał bowiem utraty wiary w legendy, którymi żyła przez dwadzieścia lat. Wciąż jednak kroczyła wyprostowana, dumnie wznosiła brodę, odważnie zerkała na świat, dostrzegając w nim zupełnie nowe zakamarki, równie zachwycające i zasługujące na uwagę. Dławiła się w zamknięciu doliny, ale lęki nieco ją jeszcze trzymały w tej bezpiecznej okolicy. Bała się gniewu róż, bała się pogardliwych spojrzeń arystokracji, choć to uczucie raczej było jej wymysłem niż faktycznym lękiem, bo tak naprawdę nigdy nie była nadto bojaźliwa. Stąpała odważnie, hardo upominała się o swoje i nie bała się wyciągać dłoni po to, co niekoniecznie przystało dobrze urodzonej kobiecie. Gnanie za marzeniami pogięło dość sztywną, chłodną ramę szlachectwa, ale dało jej zupełnie nowy rodzaj siły, z którego dziś zamierzała skorzystać. Nie tak dawno zapisała trwale zbiór wrażeń, zapisała przerażający pakiet uczuć, który dopadł ją w chwili, kiedy Morgana usuwała resztki Alexa z historii salamander. Patrzyła na wypalane pamiątki, na znikające ślady jego obecności, na księgi, portrety, na mapy rodzinnych więzi. Rozkwitały na nich ciemne plamy, a ich zadaniem było wprowadzenie nowego ładu, uporządkowanie spraw rodu, oczyszczenie z brudu i wstydu. Duma przelewała się wtedy przez korytarze Beaulieu, a Belli wydawało się, że grono krewnych i oddanych rodzinie pracowników to obcy ludzie, puści w środku, beznadziejnie zapatrzeni w idee. Kim byli? Kim się stawali, gdy zatruła ich bezwzględna, agresywna idee szlachectwa?
Uchroniła się przed tym. Próbowała walczyć z groźną formą tego, co kochała tak mocno, próbowała zmieniać nienawiść zapuszczającą bardzo głęboko korzenie, próbowała budować mosty nad wielowiekowymi przepaściami. Dziś już wiedziała, że nigdy nie byli na to gotowi, że wypalało ich kłamstwo. I ją również, kiedy oddawała całą swoją energię i najmniejszą emocje sprawie, dla której nigdy nie była ważna. Stała na ścieżce doliny, w płaszczu gwiazd i nagłej pomyślności, bez herbów, bez tytułów, bez brzęczących sakiewek. Naga i jednocześnie szczęśliwa. I wcale nie była nikim. Alex, Steffen, Ida i Lucinda nie pozwoliliby jej nigdy poczuć się jak nikt. Tworzyli zupełnie coś nowego, byli rodziną, której przyszło rozkwitać w podłych czasach. Ale Bella nie zamierzała się już chować jak dziewczę spłoszone i oddane woli innych. Przecież płonął w niej pożar.
Została rozpoznana. Nieco nerwowo zamrugała, wahając się, czy winna uciec, czy może jednak pozostać. Panienka bez przeszkód zdradziła swą wiedzę. Milczała więc przez chwilę, obserwując, jak ciemnowłosa wydostaje się z pozycji poszukiwacza morskich skarbów. Lady Isabella echem odbijała się w jej duszy, próbując pokąsać wrażliwe miejsca. Należało się z tym zmierzyć, należało nie pozwalać szlochom wznieść się w zbyt wysokiej fali. – Wystarczy Isabello, nie potrzeba niczego więcej – oznajmiła wreszcie, przeciągając wargi w uśmiechu. Wcale nie robiła dobrej miny do złej gry, choć poniekąd gdzieś tam próbowała ocenić ryzyko spotkania. Ucieszył ją jednak szczerze fakt, że naprawdę nie chciała niczego więcej. Że wreszcie z dumą odsłaniała prawdziwą buzię, że odkleiła od siebie maskę Selwyna. Salamandry od zawsze przebierały w maskach, misterne osłony, świetne teatralne pozy i możliwość manipulowania rzeczywistością. Lady Morgana pozostawała idealnym przykładem.
Z rozczarowaniem przyjęła widok nieposłusznych cieni w odmętach studni. Różdżka zawiodła, uparta zguba mocno trzymała się martwego dna. Z dziewczęcych ust wydobyło się zasmucone westchnienie. Faktyczny popis talentów. Wolała jednak całkowicie skupić się na sprawie, niż roztrząsać dalej kwestię rozpoznania. Popatrzyła jednak na towarzyszkę, wyczuwając jad przelewający się sprytnie przez jej usta. Salony były nim wypchane – finezyjnymi kąsaniami, przeszkodami wysuwającymi się niby przypadkiem spod długich spódnic, kieliszkami przechylonymi za bardzo w stronę dekoltów. – Raczej oznaką, że tutaj nie ma twej przyszłości. Że nie jest zanurzona w głębinie studni. Może powinnaś poszukać jej nieco wyżej? – zapytała, unosząc głowę ku gwiazdom, wskazując, o czym dokładnie pomyślała. Kalejdoskopy błyszczących punkcików przecież też potrafiły odpowiedzieć na pewne pytania. – Więc jednak. Wobec ciebie jest bardziej posłuszny. I to do ciebie pragnął wrócić – przyznała, obserwując z zachwytem, jak skutecznie błyskotka powróciła do właścicielki. Własne niepowodzenie oddać mogła wielu kwestiom, najchętniej jednak skłaniała się ku przynależności, ku więzi. Bella nigdy nie trzymała w dłoniach jej biżuterii. Nie znała jej wartości, nie powiązała z nią historii. – Może tylko ci się zdaje, że to ich talent? Nie poddawaj im się, bo tylko powiększasz te wątpliwe zasługi. Ty je tworzysz, nie oni. Oni tylko zbierają ten plon. Och, i zdecydowanie jest on ich przyjemnością – stwierdziła dość zamyślona. Oparta o mury studni czuła jej chłód i zakamuflowaną w suchych kamieniach wilgoć. Wrażenie to okazało się niezmącenie trzeźwiące. – Nasze jutro jest wszędzie wokół. Na nocnym niebie i w mokrej otchłani, w szeleszczących drzewach. Zupełnie jakby świat skonstruowany był ze znaków. Pragniesz nimi podążać, ufasz im, dajesz się prowadzić i zawierzasz swoje życie. Tymczasem los budzi w tobie zupełnie nowe ognisko i odkrywasz, że sama jesteś swoim jutrem. Swoim płomieniem – przyznała, niespecjalnie czujnie przyglądając się jej czynnościom. Rozmarzyła się, podzieliła rozgrzaną myślą. Ofiarowała jej ją, jak siostrze napotkanej gdzieś przypadkiem w nowym świecie. – Ale dobrze, zerknijmy. Mogłabym sobie bez trudu wyobrazić, że w tym księżycowym źródle zapisany jest mój los. Leczy czy powinnam oddać nadzieję tej wróżbie? – zapytała, pochylając się nad studnią. Odważnie zajrzała w toń. Ujrzała odbicia gwiazd, ujrzała…
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Plumpkowa studnia - Page 7 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Plumpkowa studnia [odnośnik]13.09.20 20:42
Wbrew pozorom jad był nikły. Niespecjalny. Wplątany między słowa jedynie w ocenie nieprzyzwyczajonego słuchacza, nieprzystosowanego do ostrej krawędzi uwikłanej w mowie brzytwy. Ta towarzyszyła jej zawsze. Prywatnie, w momencie gdy nie musiała kajać się przed klientelą, gdy nie oddawała się w całości, umysłem, potrzebom zaaferowanych swą urodą damom. W ich obecności jej słowa przypominały atłas. Jedwab tańczący między palcami, kołyszący zmysły, prowadzący je wprost do objęć pewnego pierwotnej racji przekonania. Nie siliła się na docinki kierowane w stronę Isabelli. Była jej obca, poza kilkoma interakcjami w ogrodach gniazda salamander, na korytarzach ich włości, nie zdarły nigdy przykrywających prawdziwe twarze fasad; dziś pierwszy raz spotkały się na równym gruncie. Czarownica z czarownicą, wyklęta z arystokracji z tą, która do jej prawdziwego grona dostępu nigdy mieć nie będzie. Na wstępie skreślało ją pozbawione błękitu krwi urodzenie. Błękit ten opuścił również żyły Isabelli. Jakim nazwiskiem teraz jęła się posługiwać? Wren nie spytała o to, jeszcze nie. Oceniała nieustannie czy przebywanie w jej towarzystwie nie było zdradą jej oddania pięknie i młodości salamander - ale prym wiodło też dominujące wśród myśli zaintrygowanie. Chciała dowiedzieć się więcej, o tym, jak wygląda życie wygnanej ze stada owcy oblanej smołą, której białe futro przyćmiewa czerń. Chciała wiedzieć czy smakowało bólem, rozczarowaniem, tęsknotą do starych zwyczajów, czy okazywało się zbawieniem. Rozgrzeszeniem, odpuszczeniem win, irracjonalnie i abstrakcyjnie - bo winą było porzucenie swoich bliskich. Zrezygnowanie z luksusów nie danym zwykłym śmiertelnikom.
- A zatem nie powinnam próbować odnaleźć jej wśród plumpek? Wydawały się polubić moją dłoń. Nie kąsały. Może byłyby na tyle zauroczone, by przepowiedzieć mi pomyślność? - odparła spokojnie, melodią raczej beznamiętną. Filozofowanie było jej tak odległe jak błyszczące na niebie gwiazdy, w kierunku których zwróciła się teraz Isabella. Nigdy nie doświadczyła na własnej skórze ciężaru wróżby. Nie szukała jej wskazówki. Wolała nie wiedzieć - bo to smakowało podekscytowaniem, sprawiało, że każdego dnia budzić mogła się z równomierną ciekawością. I życzyła tego każdemu - z karcącym współczuciem spoglądając na tych, którzy w kolejkach ustawiali się do wróżbitów, domagali się iluminacji. Po co? Prawdziwym pytaniem dlań było to na ile owe wróżby urzeczywistniały się zgodnie z wielkim planem przeznaczenia, a na ile urzeczywistniali je umiejętnie pchnięci ku temu ślepcy. Własnymi rękoma doprowadzali do ich ziszczenia, by potem rzewnie dziękować kaznodziejom za ich pomoc. Dramat. Podobnych przemyśleń oszczędziła jednak Isabelli - metodyka ich myślenia była inna, zbyt inna, by w mniemaniu czarownicy osiągnęły łatwe do przyswojenia porozumienie. Do niedawna jeszcze lady Selwyn zdawała się trzymać głowę w chmurach, nawet jeśli nowe położenie decydowało się to potępiać. Chang z kolei trzymała stopy szczelnie przy ziemi. Twardej, pewnej, wyzutej z piękna metafor i podniosłości. Tak było jej łatwiej. Praktyczniej.
Pierścień na powrót znalazł się w przepastnej kieszeni płaszcza gdy wydała z siebie pomruk zamyślenia. Kobieta miała rację - na podobieństwo zawierzających wróżbitom gawiedzi to ona dawała moc swej matce i jej destrukcyjnym zapędom. Od dawnych lat, bardzo dawnych, młodzieńczych, kiedy jeszcze nie wiedziała, że można inaczej.
- Trudno odmówić tym słowom prawdy - stwierdziła z westchnieniem, odchyliła na moment głowę, wzorem Isabelli spoglądając na czarny baldachim nieba zawieszony nad ich głowami. - A jednak zapominam o nich. Zapominam kiedy tylko widzę tę jedną, jedyną twarz, słyszę sączącą się spomiędzy ust truciznę. W pewnym wieku człowiek powinien już przejąć kontrolę nad własną słabością - i ja też powinnam, pomyślała, lecz wciąż nie umiem. Może pewnego dnia. Ale wtedy nie pokierują nią gwiazdy, nie drzewa i nie wiatr, w którym Bella zdawała się dostrzegać zakamuflowane przez los znaki. Wren zmarszczyła czoło, zmarszczyła delikatnie nos i rozejrzała się dookoła nich, z góry wiedząc jednak, że jej własne, podobne starania spełzną na niczym. - Im wcześniej zdajesz sobie z tego sprawę, tym szybciej wyzwolisz się z nieistniejącej lonży - odparła wzruszywszy jednym ramieniem, wciąż wilgotne dłonie wsuwając do kieszeni. Zaczynały poddawać się wieczornemu chłodowi. - Czy to dlatego? By spłonąć we własnym ognisku, na stosie własnych wyborów? - spojrzenie ciemnych oczu powróciło do rozmówczyni, błyszczało ciekawością. Nie musiała jej kryć. Spodziewała się przecież, że w ostatnim czasie z podobnymi jej przejawami Presley miała do czynienia często. Zbyt często, by w nowym świecie czuć się swobodnie. A jednak za pytaniem czaiło się coś jeszcze. Coś bardziej nieodgadnionego, budzącego się gdzieś na dnie osobowości, pazurami torując sobie drogę na powierzchnię. Wren wydała z siebie kolejny pomruk. - Jestem w stanie to zrozumieć. Choć dziwi mnie to, przyznaję. Ale pamiętam, że pewnego dnia, gdy Hogwart stał się domem, poczułam, że - zamiast poddać się truciźnie, umrzeć wedle jej zachcianki - również muszę spłonąć na swoich zasadach - wypełniające płuca powietrze smakowało inaczej - mniej wrogo, bardziej zadziwiająco, jakby nie przypuszczała, że odnajdzie tego wieczora nić porozumienia z wyrzekającą się przyjemnego żywota szlachcianką. A jednak. Myśl ta sprawiła, że na jej ustach zawitał kwaśny uśmiech, w którego towarzystwie czarownica podeszła na powrót do studni, spoglądając niechętnie, nieufnie w jej odmęty. I zanim odpowiedziała Isabelli raz jeszcze, zanim przestrzegła ją przed ślepym zawierzeniem decyzji magicznego obiektu, ten zaoferował jej własną wróżbę. Migoczące w oddali gwiazdy złączyły się srebrną nicią. Zamiast ułożyć się w słowa, tak jak często opowiadali o tym mieszkańcy Doliny, przybrała kształt. Ponury. Odrażający. Wokół szyi odbicia czarownicy pojawił się sznur, dusił ją, odcinał powietrze. Sygnował zmierzającą w jej kierunku śmierć. Śmierć, która niebawem winna się o nią upomnieć. Wren zmarszczyła brwi ponownie. Nie tego się spodziewała.
- Co za bzdury - warknęła buntowniczym odruchem, dłonią uderzając w taflę chłodnej wody i tym samym rozmywając obraz, który w sercu każdej lękliwej panienki zasiałby dogłębny, przeszywający strach. Ona się nie bała. Nie mogła - nie musiała. - Ufać, że przyszłość przepowie studnia pełna ryb. Równie dobrze można doszukiwać się jej w zupie, na dnie szafy, czy we własnym bucie. Nie kłopocz się, Isabello, jej mądrość, jeśli kiedyś istniała, uleciała wraz z wiekiem kamienia - stwierdziła i plecami obróciła się do źródełka, oparła o murek, ręce krzyżując na piersi. Absurdem samym w sobie było zerknięcie do jej przepastnej, zaklętej w wodzie kreatywności.

rzut na wróżbę Neutral



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Plumpkowa studnia [odnośnik]17.09.20 18:17
- Większą moc, nieskończone księgi losu upatruję w widoku gwiazd – odpowiedziała jej spokojnie, lekko rozpromieniona, może przejęta wspomnieniem o mocy rozsypanych w granatach błysków. Wciąż wysoko wznosiła brodę, otwierała przed oczami bezgraniczne potoki opowieści. Niebo wabiło, w nocnym niebie chowała się magia, która służyła jej alchemii i inspirowała. Isa skłonna była uwierzyć, że może to i dzięki odbijającym się w oku gwiazdom plumpki potrafiły wskazać cokolwiek. A czy należało im wierzyć? To już zależało od indywidualnej wiary w duszy. – Ale nikt nie powstrzyma cię przez zajrzeniem w głąb tego tajemniczego zbiornika. Może odkryjesz coś, co rozraduje twoje serce, coś zupełnie nowego. Warto próbować. Ogień nie zawsze parzy, a jeśli te stworzonka nie drasnęły twojej dłoni, to może faktycznie polubiły jej obecność między skąpymi falami – oświadczyła, jak zwykle wplatając namiastkę solarnego motywu. Ten zdawał się nie tylko iskrzyć w jej oczach, rozpalać serce, ale i podgrzewał każde zdanie ofiarowane ciemnowłosej towarzyszce. Bella popatrzyła na nią intensywnie, choć nie było w tym nic rażącego. Zdradzała namiastkę podekscytowania, która zdołała wyprzeć wcześniejsze niepewności. Myśli fruwały w niej niespokojnie i żadna nie zachowywała się na dłużej. Napotkana postać mogła obserwować jej rozkwitającą fantazję, zbaczającą czasem na dość kuriozalne drogi. Bywała zdumiewająca, nieroztropna, bywała szalona i nawiedzona, przejęta niespotykaną mocą ducha. Przez to często czuła się niezrozumiana. Zupełnie jakby świat nie potrafił nadążyć za pędem jej przypieczonego serca. To nic. Zamierzała ogrzać wszystkich dookoła. Ale czy i ją powinna?
– Jesteś dzielniejsza niż sądzisz –
odpowiedziała, reagując na obnażone wątpliwości. Znała ich żar, znała ich krzywdę, znała to, o czym z dozą niechęci odważyła się wspomnieć kobieta. – Och, jestem pewna, że znajdziesz antidotum, nauczysz się wypluwać jad, nim zdąży ci zagrozić. Lub nie przyjmować go, odtrącać przykrości, uczynić je mdłymi i słabymi, niezdolnymi do zagrożenia. Najgroźniejszy potwór gdzieś ma swoją granicę, gdzieś się kończy. Pomyśl tak o tym i powiedz dość – jak ja, miała ochotę dodać, ale zakończyła jedynie z pocieszającym uśmiechem. Bella nigdy nie gasła, nigdy nie przestawała szukać szczęścia, oblewać się promieniami słońca, połykać radość. Zupełnie jakby w każdym jej kielichu pływał felix felicis. Fortuna była jej usłużna, choć Isa ośmielała się igrać z losem. To spotkanie również nie mieściło się w puli bezpiecznej codzienności. Wyszła poza kopułę zaufanych twarzy i ochronnych zaklęć. Intencje panny Chang mogły być nieprzyjazne. – Nie spłonąć, ale płonąć – poprawiła ją grzecznie, rozróżniając te dwie formy. Dla Belli było to bardzo ważne. – Rozpalać się w sobie i pod mocą swoich wyborów. To może być moja droga, może być i twoja. A może już jest? – zastanowiła się głośno. Pamiętała jednak wzmiankę o tej trującej twarzy, która zamykała kobietę w klatce.  Po kolejnych słowach odpowiedź nadeszła sama. Pokiwała jej lekko głową, czując dziwny triumfów własnych rozważań. – Wiec rozumiesz i znasz to uczucie – skwitowała właściwie zachwycona. Dotąd nie do końca czuła, że będą potrafiły się porozumieć, ale najwyraźniej coś zdołało je połączyć. Coś niedopowiedzianego, wszytego między ogrom metafory. Pewne rzeczy nie powinny być suchymi punktami na planie wydarzeń. Jakże byłyby wtedy nagie i chłodne! – Cudowne uczucie, bardzo ożywiające, odkrycie, że to nasze życie i nasze losy, niezliczone przygody, westchnienia, marzenia! Tylko nasze i dla nas. Nie dla innych. Nie warto pozwalać innym karmić się naszym szczęściem, nie tak, nie kiedy są trucizną – dodała jeszcze, nim zatopiła salamandrowe spojrzenie w głębi wilgotnej toni. Czyniła to z podekscytowaniem, bo znała moc magii, choć starała się nie dać oczarować ewentualnej wróżbie. Nim jednak zdążyła cokolwiek ujrzeć, dłoń kobiety uderzyła w lustro przyszłości, płosząc wszystkie plumpki. Isabella przechyliła lekko głowę i popatrzyła na wzburzoną postać z dziwną namiastką czułości. Zdawało się, że niemal fizycznie poczuła palec gwiazdy sznurkiem spływający wzdłuż osłoniętego cienkim materiałem ramienia. Skupiła się jednak na gniewie panny Wren. – Próżno chyba szukać w brudnym basenie mądrości, choć obrazy własnej pomyślności kuszą. Pomyśl o tym jako o przygodzie, niepoważnym kaprysie. Cokolwiek zobaczyłaś, raczej się nie spełni. A co jeśli to złośliwa studnia? Wróży nieprzyjemne zdarzenia i śmieje się z naszych łez. Nie dajmy jej ich. Spróbuję. Przekonajmy się. Może znów oko przyszłości przepowie mi bycie perłą pośród pałacowych wież, gwarancją najgłośniejszego sojuszu w dziejach – Zaśmiała się, po raz pierwszy chyba tak odważnie, tak jawnie żartując, przyznając się do dawnego życia, do pogrzebanych planów i bocznych ścieżek.  Popatrzyła jeszcze raz, skupiając się na wnętrzu studni. Nie prosiła o nic, niczego też się nie spodziewała, choć byłoby cudownie móc ujrzeć siebie u boku Steffena, siebie w roli wspaniałej uzdrowicielki, matki uroczych maluchów, pani domu.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Plumpkowa studnia - Page 7 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Plumpkowa studnia [odnośnik]17.09.20 18:17
The member 'Isabella Presley' has done the following action : Rzut kością


'k20' : 6
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Plumpkowa studnia - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Plumpkowa studnia [odnośnik]20.09.20 19:31
W jej oczach Isabella jawiła się teraz jako figura mistyczna. Bajarz wyprowadzony z ram pięknej fantazji, głoszący peany na cześć mocy niewidzialnych lecz prawdziwych, silnych, dyktujących przebieg historii; wiła w swych słowach pasję, jakiej nie sposób było jej dziś odmówić. Nie zamieniły wcześniej zbyt wielu zdań, nie tylu i nie tak swobodnych, by czarownica mogła zaznajomić się z tendencją do wzniosłych metafor i kwiecistych porównań, przygotować nań odpowiednie riposty. Czuła się wybrakowana - nie tyle w retoryce, co w marzycielstwie bijącym od postaci dawnej szlachcianki własną ręką odrzucającej towarzyszącemu narodzinom tytuł. Przez moment trwała zatem w ciszy. Pozwoliła, by zdania wypowiadane przez pannę Presley rozmyły się gdzieś w jej czułych objęciach, zbyt prywatne, by wzniecić wokół nich jakiekolwiek echo. Myślała. Nikt nie mógł powstrzymać jej przed zajrzeniem do studni, to prawda - nikt nie miał nad nią takiej mocy, nawet matka. Choć czy na pewno? Czy gdyby obok niej stała teraz Euclid Chang, poprosiła, by córka skierowała spojrzenie czarnych oczu na obrazy malujące się w toni odbijającej błyszczące na niebie gwiazdy, czy nie odmówiłaby tylko po to, by raz jeszcze rozniecić znajomy ogień? Stanąć okoniem, stać się zadrą w jej oku, sprowokować do złości, do rozczarowania, do wzburzenia? Wren poczuła jak ciężki oddech opuszcza jej płuca; własnoręcznie rozłożyła kiedyś na swoich nadgarstkach okrutne kajdany, które pętały ją w walce do dziś. Sprawiały, że traciła trzeźwość reakcji. W dziwnym, otępiającym amoku porzucała mądrość i kopała na oślep, licząc, że w końcu trafi w czuły nerw. Że silnym uderzeniem będzie w stanie zepchnąć przysłaniające zrozumienie okulary z nosa matki - i pokaże jej, że wszelka agresja wynikała z tęsknoty. Z odrzucenia trującego jej duszę. A to było przecież słabością - i wstydem, głębokim, trującym wstydem, którego nie ujawniłaby nigdy. Na moment zacisnęła powieki, by otworzyć je na nowo, spokojna, wyzbyta już drżących wśród mięśni prawd, jakie mogłaby wyjawić przypadkowej osobie; nie mogłaby, nie dziś, nie jutro, na pewno nie nad studnią, która rościła sobie prawo do przewidywania nadchodzących wydarzeń.
- Oby - skwitowała zatem lakonicznie, ucięła temat. Jej prywata wydawała się o wiele cięższa niż wydarzenia ramię w ramię towarzyszące Isabelli; obdarta z uroczystych honorów kobieta stała przed nią, tłumaczyła zalety wywodzące się z liberalizującej ducha decyzji - na tyle pięknie, by można było jej zawierzyć. Zrozumieć. Czy w ten sposób tłumaczyła się Morganie? Swym rodzicom, dawnemu narzeczonemu, którego, prócz siebie samej, okryła wstydem? Wren wydała z siebie cichy pomruk, przez moment ważąc jej zdanie, po czym kiwnęła głową. - Płonąć - powtórzyła. Potwierdziła swe zrozumienie; było to lepszym słowem, silniejszym. - A więc płoniesz. Sama dla siebie, jak płonę i ja, rozumiem to. Ale w jaki sposób to robisz? Czym się zajmujesz? Twoje poprzednie życie, dawne ja - domyślam się, że nie przygotowało cię do konieczności zmierzenia się z zarobieniem galeonów na jedzenie czy zamieszkanie, o pięknych marzeniach nie wspominając - podjęła spokojnie. Gdzie głowa Isabelli spoczywała w chmurach, tam jej domeną pozostawał realizm. Ciężkie stopy przyklejone do ziemi, stąpające po niej ostrożnie, rozważnie, każdym krokiem zbliżając się do zamierzonego celu. Jak owe zderzenie z rzeczywistością pospólstwa znosiła dawna lady Selwyn?
Niczym dziecko obrażała się na wybory tańczących na podniebnym parkiecie gwiazd, na to, że śmiały wokół jej szyi uwić lasso i zwieńczyć wystarczająco nieprzyjemny wieczór kolejnym ponurym symbolem. Gdzieś na dnie wiedziała, że skończy marnie. Pewnego dnia przekroczy społecznie dopuszczalną granicę, zbyt boleśnie zawierzy własnemu sprytowi, przypłaci to głową - i zniknie w niepamięci, wymazana z teraźniejszości nic nieznaczącą egzystencją. Życiową, zawodową, nieważne. Odejdzie sama, skazana na towarzystwo kata niż dotyk ciepłej, rodzinnej dłoni; zniknie z Pokątnej, a na jej miejscu pojawi się trzech nowych handlarzy wypełniających pustkę w sercach zatrwożonych o swój wizerunek dam. Te przekonania pozbawiały ją energii - czyniły to i teraz, gdy stała biodrami oparta o studnię, z rękoma założonymi na piersi, defensywnie, jak gdyby musiała bronić się przed przeznaczeniem ostrzącym sobie nań pazury. Przez moment nie pragnęła niczego tak bardzo jak tego, by móc osunąć się na ziemię i po prostu przysiąść, pozwolić sobie na chwilę ludzkiego smutku, kontemplacji, lecz to prowadziło donikąd. Nienawidziła użalania się nad sobą. Nad swoim losem, decyzjami, samotnością. Nienawidziła. Instynkt podpowiedział zatem, by ponownie pochyliła się nad Isabellą, odwróciła w jej kierunku i usłuchała jej perlistego śmiechu, pozwoliła mu zainfekować również siebie samą.
- Do zamkniętej muszli chyba trudno powrócić. Otworzysz ją nożem, ale po spotkaniu z ostrzem nie domknie się już własną siłą, by ugościć tę perłę. Wtedy będziemy wiedzieć, że to studnia, do której wzniesienia dłoń przyłożył Irytek - wymamrotała pod nosem, rozbawiona wspomnieniem plądrującego Hogwart poltergeista; nie wiedziała nawet kiedy jeden kącik ust uniósł się w lekkim, ledwo dostrzegalnym uśmiechu pełnym ulgi. To było łatwiejsze niż mierzenie się z budzącą się wśród myśli melancholią. - Spójrz i powiedz mi co zobaczyłaś. Co przepowiedziały ci plumpki. Są dla ciebie wyrozumialsze? - zapytała z pewnym powątpiewaniem, licząc, że wróżba zesłana Isabelli okaże się równie absurdalna. Wówczas ani trochę nie musiałaby troskać się własną sytuacją i brakiem łagodności rzekomych sił wyższych, o jakich rozprawiała Presley.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Plumpkowa studnia [odnośnik]25.09.20 21:57
Nie można było Belli odmówić fantazji. Emocje tkane niewidzialnym płomieniem budowały duszę, która kryła się za szlachetnym imieniem. Drobne kawałki składały się w niebanalne całości – ich jednak nie dostrzegało zbyt rozpędzone w szarościach dnia oko. W ludziach tliły się potrzeby i westchnienia, o które można było tak łatwo zadbać. Czasem wystarczyło popatrzeć dłużej, zrezygnować ze zbyt pospiesznej ucieczki, przemyć własne oczy w tej samej wodzie, przeciąć drogę wiatrom, porzucić wydeptywanie codziennie swoich własnych śladów. Odważyć się.
To robiła. O to wołała gwiazdy, o tym rozprawiała beztrosko w niepojętych dialogach z roślinnością. Wierzyła w piękno baśni, nadawała resztkom zasłyszanych gdzieś historii nowy żywot, uzupełniając swoje życie o garść nowin, które przecież istniały od wieków. Tak oczarowywała ród. Tak rozpalała ogniska przyjaźni między skupiskami znudzonych pośród pałaców twarzy. Piękne były linie i symetrie w ciele zatrzaśniętym w gorsecie, ale Isabella dobrze znała niewygodę, to upiorne uczucie zatrzaśnięcia pulsującego serca w zbyt sztywnej ramie. Maski i przebrania czyniły dworskie życie przyjemniejszym, urozmaicały rdzawą etykietę i bezemocjonalne formuły. Nigdy nie przyjmowała czegoś jako ostateczności, nigdy nie traciła nadziei i nie smuciła się totalnie. Jeśli istniała cisza, to należało stworzyć głos. Jeśli zaś gryzła zasada, potrzebne były zmiany. Przekonała się, że ci, którzy wyglądają za nowymi widokami i próbują zrobić krok w ogień, nie kończą spopieleni. Nie Isabella, nie salamandra. Cokolwiek szykował los, czuła się gotowa, choć początkowe lamenty musiały udźwignąć promieniujące uczucie straty. By nie być rozczarowaniem dla siebie, musiała stać się rozczarowaniem dla kogoś. Urodzona w świetle największego ogniska w całym kraju raczej nie potrafiła spokojnie trwać w otuleniu cienia. Ciekawość wabiła ją, wołała o pytania i ciepło, które  można było odkryć w najbardziej lodowatym spojrzeniu.
W myślach przemierzała te labirynty dziesiątki razy – bez drogowskazów, bez zbawiennego artefaktu w postaci nici, która wydostałaby ją z zawiłości własnych niepewności. Mogła dalej tkwić w tym samym miejscu, w tym samym ucisku i pozwalać, by wmawiana jej konieczność posłuszeństwa kruszyła serce gotowe na o wiele większe przygody. Tylko że wtedy nigdy nie pozwolono by Isabelli przymierzyć spodni, samotnie powłóczyć się po dalekich domowym wieżyczkom terenach, poczuć strachu głębszego od piskliwej plamy na sukni. Wtedy nie mogłaby schronić się w ramionach największego przyjaciela, brata, kuzyna, swojej bratniej salamandry. Wtedy nie mogłaby sklejać kości i łatać serc. Wtedy nie mogłaby trwać. Stworzył ją przecież ogień, światło spustoszenia, światło wznoszące się zawsze do tych gwiazd i z nich czerpiące moc. Ponad obłokami chowały się marzenia, a niebo wydawało się nieopanowanym polem zaszyfrowanych drogowskazów. Wierzyła, że obydwie będą mogły zgarnąć dla siebie choćby ich małą garść.
– Niewielkim doświadczeniem jest bycie damą. To jak odgrywanie wciąż tej samej roli. Zmieniasz tylko sukienki, czekasz na kolejne akty, znasz treści poszczególnych scen. Tylko że tu nigdy nie opada kurtyna, brakuje wytchnienia. I nigdy nie zaczynasz tego drugiego przedstawienia. Próbujesz do tego świata przemycić ciebie, ale oni nie chcą tego oglądać, nie chcą nowych słów i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Dopiero dziś mogę nasycić się pięknymi marzeniami, choć nie brakowało mi ich również wcześniej. Wreszcie jednak czuję się tak lekka. I wciąż pozostało przy mnie szczęście. Słucham siebie, panno Chang –
oznajmiła pogodnie, rozwlekle, choć właściwie nie objawiła zbyt wiele. Domyślała się, że dziewczyna, choć niezbyt nachalna, poszukiwała wyjaśnień i opowieści, które pozostały zamknięte dla mieszańców Beaulieu. Czy wracała tam jeszcze? Czy widywała drogą Wendy? Czy eksperymentowała z charyzmatyczną przywódczynią? Oczywiście, że pragnęła to wiedzieć, ale pojęła, że właściwie tego nie potrzebuje. Nie powinna tęsknie spoglądać w stronę dachów starego domu, kiedy miała nowy. I to na nim winna się teraz skupić. Tym bardziej, że nie oswoiła się jeszcze ze wszystkimi wyzwaniami tego nieoczekiwanego rozdziału. Historia ośmieliła się. Historia odważnie spoglądała na zupełnie boczną drogę. Powroty tylko niepotrzebnie pokruszyłyby jej zbyt czułe spojrzenie.
By dziś mogła nie połamać się podczas tej próby, musiała przeżyć tygodnie pustki i łez. Wren nie dopuszczała do siebie tej myśli, ale Bella była nieposkromiona, nigdy nie lubiła trzymać emocji pod kontrolą i dusić ich w chwili, kiedy pragnęły pofrunąć i powariować. Sprzyjające otoczenie rozumiało te napady histerii, te wzburzone pretensje do losu, gorączkowe wołanie legendarnej patronki Selwynów i resztki wytarganych w poduszkach loków – niedopuszczalnych i uczulonych na mrugnięcia poranka. Moment pomiędzy był bolesny, ale mimo to nie chciała rezygnować z aktywności. Chciała przelecieć nad przepaścią natychmiast, nie zwlekać, zrzucić w wieczne dziury wszystkie te lęki. Nie czuła jednak, że towarzysząca jej postać winna stać się strażniczką tych obrazów. – Nikt nie powiedział, że trzeba tam wracać. Ale wiele rzeczy staje się takimi, jak o nich myślisz. Spróbuj podejść do nich od tej drugiej ścieżki, a okażą się zupełnie różne. Może całkiem przyjemne. A ja… Wolałabym, by jednak nie był to Irytek. Echo smutku, o ile właśnie je ujrzałaś, winno tam zatonąć. Na wieki – zasugerowała przejęta. – Powiedziały mi, że ryzyko doprowadzi do… nieszczęścia– obwieściła krótko, kłamliwie. Choć chciałaby podzielić się pogodą tej wieszczej wskazówki, wolała nie zasmucać panny Chang. – Małe plumpki są nam dziś nieprzychylne. Szkoda – zakończyła z rozczarowaniem i odsunęła oko od fantastycznej studni.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Plumpkowa studnia - Page 7 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Plumpkowa studnia [odnośnik]26.09.20 22:24
Bycie rozczarowaniem dla kogoś smakowało chlebem powszednim. Nieznośną metodyką wspomnień wijącą się pośród kart krótkiej, personalnej historii, goryczą popiołu w ustach, gdy córka stawała naprzeciwko swego starszego, lustrzanego odbicia - matki, i drżała w emocji. W strachu, że pomarszczona wiekiem skóra skryje te same złośliwości. W złości, że błękitne oczy wodziły za jej ruchami wcale ich nie rozumiejąc, nie dostrzegając złożoności zachowania, spłycając je do kilku prominentnych wad wyliczonych na palcach obu dłoni. Czasem chciałaby wybudzić się z niespokojnego snu i usłyszeć od losu, że ta kobieta odeszła; rozpłynęła się w nicości, przerodziła w pozbawioną pomyślunku powłokę samej siebie, w to, co pozostawało po człowieku, gdy obumierał umysł. Chciałaby wiedzieć, że to widmo odeszło bezpowrotnie. Że była wolna. Pozbawiona kajdan ciągłego porównania i irracjonalnego strachu zatruwającego krew, wodzącego igłą kompasu każdego dnia ciągnącego ją naprzód - ale Euclid żyła. Pomimo chorób fizycznych i psychicznych, wciąż żyła, silna i wokalna.
Wysłuchała potoku pięknych, wzniosłych słów, a gdy i one ostały się wspomnieniem cichego echa zagubionego gdzieś pośród chłodnej wody studni, Wren pozwoliła wątłej, krótkiej salwie przyjaznego śmiechu opuścić gardło. Nie wyśmiewała jej - śmiała się z nią, na moment asymilując nakreśloną mnogością barw opowieść i rozumiejąc ją do cna, w pewien sposób przekładając na własną sytuację. Ale nie byłaby sobą, gdyby te piękne marzenia nie odpłynęły zaraz w niepamięć, zastąpione zimną przyziemnością, koniecznością przetrwania w świecie, który życzył sobie oglądać jak skaczesz i tańczysz, gdy przeznaczenie pod nogi rzuca ci wyciosane z ironii kłody.
- To naprawdę niebywały talent, zazdroszczę go tak często, tobie i do niedawna jeszcze tobie podobnym damom - zaczęła wkrótce, dłońmi wodząc po przyjemnie chłodnych kamieniach, gdy te opuściły bezpieczeństwo i ciepło głębokich kieszeni. Odwróciła się też bokiem do Isabelli, wpatrzona w rybki pływające pośród czystej wody, tak beztroskie i jednocześnie niosące na swych rybich ramionach odpowiedzialność towarzyszenia zbłąkanym duszyczkom Doliny w poszukiwaniu odpowiedzi. W zderzeniu z losem. Przez moment zastanawiała się ile przeróżnych reakcji miały okazję doświadczyć; złości, szczęścia, rozczarowania, smutku, radości, wdzięczności. W tafli i tych pozbawionych mowy stworzeniach zaklęta była społeczność Doliny, również jej gości... Och, chyba wygórowane wyobrażenia panny Presley zaczynały infekować jej własny umysł. - Mówicie wiele, a jednocześnie nic konkretnego - wytłumaczyła swą myśl za moment, oferując Isabelli pojednawczy, połowiczny uśmiech - właściwie wyłącznie uniesienie ku górze jednego kącika ust. Ale to wystarczyło by podkreślić, że komentarzem nie miała chęci przysporzenia obrazy. Gdyby chciała to uczynić, istniało prawdopodobnie sto innych, o wiele skuteczniejszych sposobów, po jakie czarownica mogłaby sięgnąć w arsenale niewyparzonych odzywek. - Chodziło mi o to gdzie pracujesz, by nie umrzeć z głodu - wyjaśniła prosto, bo i owej prostoty Isabella najwyraźniej potrzebowała, by pojąć bezpośredni sens. Zanim jednak kobieta mogła odpowiedzieć falą kolejnych półsłówek odzianych w atłas, Chang uniosła dłoń i zatrzymała wszelką tego typu próbę. - Ale domyślam się, rozumiem, że będzie dla ciebie wygodniej, jeśli to pozostanie tajemnicą. Czyż nie taki jest ogień? Enigmatyczny. Nic dziwnego, że ciągnie do niego niektóre stworzenia - salamandry, ludzi, wszystko, co pod jej komentarz podpiąć mogła dawna lady.
Niedługo później studnia ujawniła przyszłość również przed jej nową znajomą i przez moment Wren przyglądała jej się podejrzliwie, ciekawa, czy doświadczyła innej obietnicy nadciągającego nieuchronnie przeznaczenia. Zapewnienie, że i jej los jawił się w szarych barwach przyjęła zatem z niejaką satysfakcją - to znaczyło, że własną przepowiednię mogła puścić w niepamięć. Uśmiech rozszerzył się nieznacznie.
- Najwyraźniej to nie nasz wieczór. Nie nasza noc - odparła rozluźniona, na powrót zadowolona. Plumpki były głupie. Tak samo, jak wszystkie inne ryby - a to znaczyło, że nie rozumiały odbijających się w tafli wody gwiazd i nie przepowiadały niczego innego, prócz kąśliwego absurdu. Wren wyprostowała się z westchnieniem, skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała ponownie na swoją towarzyszkę. - Dokąd zmierzałaś, Isabello? Co w Dolinie chciałabyś zobaczyć o tak późnej porze? Światło księżyca jest łagodne dla tych leciwych miejsc, na pewno ci się spodoba. Pójdę z tobą, odprowadzę cię, jeśli nie masz mnie jeszcze dość - zaproponowała.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Plumpkowa studnia [odnośnik]30.09.20 23:52
Potrząsnęła lekko główką, a garść złocistych kosmyków zafalowała jak kolorowe krzesełka na magicznej karuzeli. Panienka Wren musiała mnóstwo czasu spędzić pośród arystokratek, skoro uczyniła tę praktykę specjalnym talentem tychże dam. Choć gdy Isa pomyślała o tym nieco dłużej, przyznała jej rację. To część konstrukcji, fundament dziewczęcego chichotu w towarzyskiej przestrzeni. Również jednak święta powinność. Dbały o rozmowę, czarowały, wymieniały uprzejmości, ale nigdy nie zdradzały zbyt wiele. Rozpylały odurzającą pokusę i zachęcały do fantazjowania. Czy tak mogła to widzieć ciemnowłosa? Nie poznała jej drogi, ale spodziewała się, że przyszło im wychowywać się w dwóch jakże skrajnych światach. Jednak bywały momenty, kiedy skrajności zaplatały się we wspólny warkocz. Blisko, harmonijnie, we wspólnej sile lub wspólnym uścisku. Mogły się zadusić albo poszukiwać porozumienia. Bella zdecydowanie wolała drugą opcję. Jakże byłoby to spotkanie smutne, gdyby rozeszły się w gniewie i kłamstwach?
– To czasami jedyna nasza broń. Nie tylko szlachcianek. Kobiet w ogóle. Spróbuj. Może okaże się lepsza od mocy twojej różdżki. Perswazja bywa znakomitą obroną i najcelniejszym atakiem. To jest gra – oznajmiła pogodnie, upatrując wyraźną melodie serdeczności w jej śmiechu. – A gra nie musi mieć wcale celu. Jest przyjemnością – mówiła dalej otulona mgiełką lekkich, rozmytych rozważań. Szlachta rodziła się uzbrojona w nawyki, w gesty, słówka i przeznaczenie. Tego ostatniego Wren nie musiała posiadać, ale wszystkie inne przymioty mogły stać się jej siłą. Wystarczyło tylko wynieść je ku światłu i uwierzyć. Choć nie miała pojęcia, w czym ta panienka pokładała nadzieję (a na pewno nie w magicznej studni), to jednak ufała jej zaradności. Zadziwiające, że ze wszystkich myśli właśnie tej pozwoliła wypłynąć tego wieczoru. – Zdaje się, że tak naprawdę to konkrety przerażają nas najmocniej. Chcemy słów, ale boimy się zbyt uciśniętych myśli. Wolimy, gdy są wolne, wnoszą się i dają modelować naszą fantazją. Gaśnie tak wiele uroku, kiedy zaczynamy pewne rzeczy nazywać wprost. To prawie okrutne! – stwierdziła wciąż nieco rozmarzona. Ostatecznie bez jasnych argumentów i krótkich, sensownych form trudno byłoby ułożyć podstawy każdej szlachetnej rodziny. Podstawy magicznego czy niemagicznego społeczeństwa, ale Isabella uważała, że gorycz i surowość już w nadwyżkach wydostawała się z ust tak licznej gromady ponurych sylwetek. Już wystarczy. Nawet jako szlachcianka dążyła do czarowania ludzi zupełnie innymi obrazami. Wolano, by mówiła to, co faktycznie jej rozmówcy winni usłyszeć, ale wymykała się tym sztywnym ramom, czyniąc wszelkie towarzyskie spotkania bardziej zagadkowymi. Rozmówki stawały się elastyczne, odnajdywały się przy różnych twarzach, w bardzo skrajnych sytuacjach. Za to mogła podziękować arystokracji: nauczyli ją, jak rozmawiać. Selwynowie już szczególnie wprawnie manipulowali otoczeniem, przebierając w strojnych maskach. Tych widzialnych i niewidzialnych.
– Ogień jest krzykliwy i jednocześnie nieokreślony. Uwielbiam jego potężny żar i nierówne powiewy płomyków. Pewne rzeczy muszą pozostać tajemnicą – odpowiedziała, nie czując jednak niepewności w związku z wyraźnym poszukiwaniem faktów. Być może faktów, które chętnie przyjęłoby ucho Morgany. Dobrze wiedziała, że powinna pozostać ostrożna. Jej obecność tutaj już była wyraźnym śladem.
– Mam tylko nadzieję, że nieprzyjazne wróżby nie zdołają dostarczyć ci wielu trosk, panno Chang. Ta noc, ten nieznośny układ gwiazd… Ale z pewnością następnym razem magia będzie nam bardziej sprzyjała! – Oczy jej się roziskrzyły. Wcale nie traciła entuzjazmu. Zresztą trudno było otruć drzemiącą w Isabelli energię. Dopóki płonęła, świat nie tracił piękna, nie umierały fantazje.
Niepokój ją jednak drasnął, kiedy tylko padło kilka szczegółowych pytań. Isa wiedziała, że nie mogła pozwolić jej się odprowadzić – wskazać gniazda zdrajców, narazić chłopca z plakatu i pozostałych krewnych. Nie, stanowczo nie mogła! Drżenie głosu i błysk niepokoju należało jednak skryć pod wyjątkową maską. – Zostanę tutaj jeszcze trochę. Dziękuję. Bliskie są mi mapy nieba i oddech natury. To przyjemne miejsce, szczególnie w lecie. Nigdy wcześniej tu nie byłam i poczułam, że muszę zabłądzić. Pozwól, że będę kontynuowała moje gwiezdne obserwacje. Jestem wdzięczna za twe towarzystwo – oznajmiła ze spokojem, pełna pogody i wyraźnego natchnienia. Powinna zboczyć ze wspólnej drogi. Dlatego też wkrótce pożegnała się i odeszła, choć długo jeszcze nie potrafiła zapomnieć o napotkanej panience. I o wróżbie. O szczęściu, które najwyraźniej wcale jej nie opuściło.


zt hug  x2
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Plumpkowa studnia - Page 7 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Plumpkowa studnia [odnośnik]01.12.20 18:42
| 31 lipca '57

Wysyłając pierwszy list do Luny, nie spodziewała się tak ciepłego przyjęcia; przecież dawno się nie widziały, nie utrzymywały ścisłego kontaktu (jak zwykle z winy samej Effie i jej tendencji do oddalania się od jakichkolwiek relacji), a mimo to sówka Azra prędko przyniosła odpowiedź. Effie rzadko miała powody do wyginania ust w szczerym uśmiechu, ale przy takim obrocie spraw pozwoliła sobie na moment oddać się uczuciu ulgi i spokoju. Spędziła nawet chwilę gładząc pergamin i spoglądając bezwiednie za okno; w tak trudnych czasach nauczyła się czerpać ukojenie z drobnych rzeczy – jak z zaproszenia na spotkanie, splecionego z dobrych intencji. Naprawdę doceniała gest i ofertę pomocy; nawet jeśli nie wiedziała jak mogłaby z niej skorzystać. Najbardziej jej chodziło o rozniesienie dalej wieści o zaginięciu mamy. O podejmowanie działań, bo przecież tak długo jak pociągała za kolejne sznurki, jak rozpoczynała kolejne tropy, to tliła się w niej nadzieja. Nie przyznawała się przed sobą, że powoli zaczynała ją tracić; spotkanie z Lyallem, ciężar niezliczonych miesięcy, które nie przyniosły rezultatu, zdecydowanie zmniejszyły siłę jej zapału. Wielokrotnie miała ochotę krzyczeć z bezsilności lub wybiec w dal i nie spoglądać już za siebie. Ostatkiem sił powstrzymywała się od podobnych czynności – musiała przecież pozostać ostoją dla papy i siostry, nie mogła dać się pokonać światu, który ostatnio okrutnie z nią pogrywał. Chwytała się więc różnych metod, które pozwalały jej zapomnieć o codzienności. Najprostszą z nich było oczywiście pochylanie się nad eliksirami. Nie rozumiała, dlaczego nauka ich przyrządzania była dla wielu koszmarem Hogwartu. Dla niej było doskonałym zajęciem, wymuszającym pełne skupienie i powściągnięcie emocji. Jeden błędnym ruch (przecież powinno się zamieszać pięć razy w prawą stronę, a dopiero wtedy trzy razy w lewą), jedna pomyłka dotycząca przygotowania (czy pokroić korzeń, czy może go zmiażdżyć w moździerzu) i skutki mogły być fatalne. Tworząc magiczny wywar musiała przepędzić z głowy wszystkie inne myśli; nie było na nie miejsca. I choć to było trudne, miało też swoje działanie relaksujące. Zapominała wtedy o troskach i zmartwieniach, zapominała o pogrążonym w złowieszczej mgle Londynie, o niepewności, która osiedliła się w niej na dobre. I cóż, nawet jeśli niekiedy jej praca i pasja pozostawiała ślad w postaci niezmywalnej plamy lub przypalonych włosów, to była dla niej cennym oderwaniem od rzeczywistości.
Oderwaniem od natrętnych myśli.
Tak trafnie Luna odgadła jej potrzebę zajęcia się czymś innym niż domowymi obowiązkami. Cieszyła się też, że nie spotkają się w chatce Potterów – każdy jej pokój wszak wypełniała, nawiedzała nieobecność mamy. A przez ostatnie miesiące zdążyła na własną rękę poznać na nowo uroki Doliny Godryka. Oczywiście i tu było znacznie bardziej ponuro niż niegdyś. Nie dało się nie zauważyć podejrzliwych spojrzeń mieszkańców, większej nieśmiałości zwierząt, które przecież jeszcze nie tak dawno wyglądały z lasku, by z ciekawością przyglądać się życiu codziennym czarodziejów. W którymś momencie wszyscy postawili między sobą ściany i strach nie pozwalał im ich obniżyć. Nie przeszkadzało to jej aż tak – w końcu nigdy nie była przesadnie towarzyska – ale jednak czasami ta wszechobecna cisza budziła niepokój. Gdy była dzieckiem dolinę przepełniały rozmaite dźwięki. Stukanie młotka towarzyszące budowie płotków. Wesoły śmiech dzieci, których było na pęczki. Cicha muzyka dobiegająca z otwartego okna w domu pani Saunders. W tych miesiącach mało kto wychodził na zewnątrz, jeśli nie musiał. Wszyscy siedzieli zabarykadowani w swoich spodniach, spłoszenia każdym najdrobniejszym ruchem. Wiedziała to wszystko, ponieważ często wybierała się na spacery. Obserwowała, nasłuchiwała i porównywała doświadczenia z każdego dnia. Zapuszczała się w różne rejony, notując co ciekawsze gatunki roślin i wypatrując zwierząt (gdzie podziała się rodzina lisków, która sąsiadowała z ich chatką?). Właśnie podczas jednej z takich wypraw natknęła się na  Plumpkową studnię. Nie od razu skojarzyła ją ze studnią z jej dzieciństwa; tyle się tu przecież pozmieniało. Dopiero ciotka rozwiała tę wątpliwość – i jeszcze przypomniała jej o jej ciekawych właściwościach, które przejawiały się jedynie raz w miesiącu. Choć termin był niebezpiecznie blisko jej innego spotkania; to uznała, że nie może odmówić takiej okazji. Przesłała Lunie odpowiedź z datą i o umówionej porze (tuż przed zapadnięciem zmroku), czekała na nią pod drogowskazem, znaczącym środek wsi. Nie była pewna, czy Lupin dotarłaby do samej studni na własną ręką, a przecież nie mogła pozwolić na to, by zgubiła się gdzieś tu i jeszcze po zmroku. Tak więc tu właśnie czekała z dłońmi wczepionymi w pasek kokardy zdobiącej jej lekką sukienkę, a gdy jej towarzyszka pojawiła się w zasięgu jej wzroku, od razu do niej pomachała.
Luna! — krzyknęła ostrożnie, panując nad głosem, by ten nie rozniósł się w nieproszone strony. — Witaj w dolinie — dodała, kiedy znalazły się już blisko siebie. Wyciągnęła niepewnie ręce na powitanie, by po chwili ująć ją w delikatnym uścisku. W jej głowie zrodziło się wiele pytań: czy nadal śpiewała? Jak się miała, tak naprawdę? Co z resztą rodziny? Ale nie wypowiedziała żadnego z nich. Nie spotkały się po to, by zarzucać się nawzajem pytaniami, których odpowiedzi pewnie udzielały już wiele razy w przeciągu ostatnich tygodni. A jeśli już, to na poważne rozmowy przyjdzie jeszcze czas. Po krótkich przywitaniach, Effie ruszyła pewnym krokiem w stronę studni.
Chodź, bo się spóźnimy — powiedziała głosem, który zbliżał się do szeptu. Poczuła się jak mała dziewczynka, która właśnie ma zdradzić komuś swoją największą tajemnicę. Gwiazdy powoli rozkwitały na bezchmurnym niebie.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Effie Potter dnia 16.12.20 15:26, w całości zmieniany 1 raz
Effie Potter
Effie Potter
Zawód : alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
uśmiechnę się, gdy wieńce śniegu
zakwitną zamiast róż szeregu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9029-filomena-effie-potter#271867 https://www.morsmordre.net/t9035-mandragora#272286 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-dolina-godryka-chatka-z-winorosla https://www.morsmordre.net/t9036-skrytka-bankowa-1717#272290 https://www.morsmordre.net/t9038-filomena-peony-potter#272314
Re: Plumpkowa studnia [odnośnik]03.12.20 15:28
List od Effie było ostatnim jakiego spodziewała się dostać. Od ostatniego spotkania kobiet minęło kilka dobrych lat. Choć Luna bardzo lubiła spędzać czas z czarownicą to jednak drogi ich rodzin rozeszły się na długi czas. Przynajmniej Lunie nic nie wiadomo o tym by jej rodzice pozostawali w stałym kontakcie z mieszkańcami Doliny Godryka. Tym bardziej widok sowy należącej do kobiety był dla czarownicy sygnałem, że stało się coś złego. Pierwsza osoba, która pojawiła się w jej głowie to Lyall. Może sam fakt, że ostatnie jej spotkanie z bratem odbyło się właśnie w Dolinie sprawiło, że kobieta zaczęła w taki sposób łączyć ze sobą fakty. Może nieświadomie martwiła się o to co się z nim dzieje. Wbił się z buciorami w jej życie nawet sam tego nie chciał. Od zawsze wiedziała, że byli do siebie najbardziej podobni z całej czwórki rodzeństwa.
Luna miała poniekąd rację. Choć list nie zawierał informacji dotyczących starszego Lupina to jednak niósł ze sobą niepokojące wieści. Ile to już razy w ostatnim czasie czytała o czyimś zaginięciu? Ludzie nie znikali pod ziemią. Nie opuszczali swoich rodzin dobrowolnie. Wszystkie zniknięcia dyktowane były wojną i tym co ta ze sobą niosła. Lupin nie miała żadnych informacji, które mogłyby pomóc Potterównie w odnalezieniu matki. Nie znała ludzi, którzy mogliby posiadać podobną wiedzę. Rozumiała jednak, że kobieta z desperacją puka do wszystkich drzwi mając nadzieje, że znajdzie się ktoś kto jej pomoże. Kto da jej choć namiastkę nadziei, o którą w obecnych czasach tak ciężko.
Czarownica nie mogła dać kobiecie zbyt wiele. Jedyne co miała w tym momencie to czas. Choć raczej niezbyt dobrze radziła sobie w sytuacjach trudnych to postanowiła, że przynajmniej spróbuje. Jej o wiele łatwiej zwykle było po prostu się wycofać. Zignorować potrzeby jakie narzucają jej inni. Nigdy nie wiedziała jakich słów użyć, jak kogoś pocieszyć. Dopiero sytuacja z Betty i fakt, że nagle musiała stać się głową rodziny poprawiły jej funkcjonowanie w tej kwestii. Już nie mogła dłużej chować się za własnymi problemami. Powoli uczyła się stawać z nimi twarzą w twarz. Dlatego właśnie bez zastanowienia zaproponowała kobiecie spotkanie. Doskonale wiedziała jak to jest tkwić w niepokoju. Pomimo tego, że nie była samotna, to tak właśnie mogła się czuć, wśród ludzi czujących dokładnie to samo.
Pojawiła się w Dolinie jak zwykle spóźniona. Jakoś nie szło jej kontrolowanie czasu. Przeklęła pod nosem szukając w kieszeniach paczki papierosów. Czyżby zostawiła ją w domu? Nie zdążyła jeszcze dobrze pomyszkować w swoim bałaganiarstwie, kiedy usłyszała głos kuzynki. Podniosła od razu wzrok i widząc jej uśmiech sama też się uśmiechnęła. – Effie! – zaczęła oddają ucisk wkładając w niego zbyt wiele siły. – Nic się nie zmieniłaś. Jak ty to robisz? – zapytała chcąc dodać dziewczynie otuchy samymi słowami. Jakby to było takie proste.
Szatynka zapomniała już o papierosach i utkwiła spojrzenie w twarzy kuzynki. Bez problemu poznałaby ją w tłumie, chociaż ostatnie miesiące na pewno dały jej w kość. – Spóźnimy? – zapytała zaskoczona, ale ruszyła za kobietą nawet nie protestując. – A to gdzieś się w ogóle się śpieszymy? – dodała jeszcze unosząc kącik ust w zdezorientowanym spojrzeniu. Miała nadzieje, że kuzynka nie przeciągnie jej przez najwyższe zbocza Doliny. Jej kondycja była na poziomie podłogi.


no one can say what we get to be so why don't we rewrite the stars?
Luna Lupin
Luna Lupin
Zawód : właścicielka farmy, dawna solistka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We li­ve, as we dream – alo­ne
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8986-luna-lupin?nid=2#270434 https://www.morsmordre.net/t8996-azra#270488 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f75-north-yorkshire-farma-lupinow https://www.morsmordre.net/t8998-skrytka-bankowa-nr-2117#270564 https://www.morsmordre.net/t8999-luna-lupin#270567

Strona 7 z 16 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 11 ... 16  Next

Plumpkowa studnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach