Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka
Leśny staw
W pobliżu wodnego zbiornika znajduje się również użytkowane regularnie obozowisko, na którym – wśród powalonych pni i zapewniających ustronność drzew – organizowane są liczne zabawy i ogniska; po drugiej stronie zlokalizowano niewielką stadninę koni, dzięki czemu wśród drzew spotkać można nieśmiałe sylwetki kudłoni. Magiczni strażnicy, ze względu na wrodzoną nieśmiałość, niezwykle rzadko zbliżają się do ludzi, ale czasami zdarza im się podchodzić do spokojnie zachowujących się wybrańców – zwłaszcza tych, z którymi udało im się zaprzyjaźnić.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 26.12.19 21:49, w całości zmieniany 4 razy
Leśny staw w Dolinie Godryka jest w trakcie sylwestrowej zabawy jasno oświetlony - podobnie jak prowadząca do niego droga; a chociaż uczestnicy nie mogą raczej liczyć na grudniową kąpiel w przeręblu, to miłośnicy zabaw na świeżym powietrzu na pewno znajdą coś dla siebie, bo skryty za drzewami zbiornik został zamieniony w potężne lodowisko. Organizatorzy zapewniają, że całkowicie bezpieczne: lodową pokrywę przed pękaniem zabezpieczają specjalne zaklęcia, inne z kolei zapewniają, że przy stawie doskonale słyszalna jest muzyka, mieszająca się ze śmiechem i krzykami bawiących się na lodzie czarodziejów. Tuż przy brzegu leśnego stawu znaleźć można namiot z wypożyczalnią łyżew oraz kilka rzędów ławeczek, na których można usiąść i odpocząć oraz napić się gorącej czekolady, rozstawionej na lewitujących w powietrzu tacach.
Kilka godzin przed północą na lodowisku odbędzie się - należący już do tradycji - wyścig na łyżwach, w którym uczestnicy zmierzą się z przygotowanym przez organizatorów torem przeszkód. Na czas wyścigu tor zostanie zamknięty dla pozostałych czarodziejów, póki co mogą oni jednak swobodnie korzystać z jego dobrodziejstw.
Informacje o zapisach, zasadach i rozpoczęciu zabawy, pojawią się w późniejszym terminie.
Zaciskała w dłoniach kopertę, na której ułożyła sobie mapę Doliny Godryka i wskazówkę, którą czytała raz za razem, głośno, tak, by kroczący obok niej Brendan mógł spokojnie rozglądać się wokół, szukając czegoś, co mogłoby pchnąć ich we właściwe miejsce:
—Następna wskazówka za ścianą drzew się kryje, gdzie w lustrze zmrożonym gwiazdy skrzą się jasno.— Przygryzła policzek od środka, przelotnie zerkając wokół siebie, by zaraz po tym powrócić spojrzeniem do papieru. Pamiętała, że gdzieś tu w pobliżu jest studnia, w której skrzą się jasno gwiazdy, ale studnia nie powinna być zamrożona. Z każdą upływającą chwilą i każdym krokiem sądziła, że oddalają się od głównego placu.— Nie mam pojęcia — mruknęła pod nosem ze zrezygnowaniem, wytężając wzrok, ale ciemne sylwetki budynków już dawno pozostawili za sobą. Przed nimi tylko ciemność przetykana jasnymi światełkami. Czarny mur, w stronę którego się kierowali był jednak dokładnie tym, czego szukali; drzewa kołysały się złowieszczo, odgradzając ich od zamarzniętej tafli jeziora. — Bren — szepnęła, patrząc w tamtym kierunku, zyskując pewność, co do słuszności odnalezionej ścieżki. W mig przypomniała sobie, że musieli działać sprawnie, szybko, że to była zabawa, która wymagała od nich zwartego działania. Wolną dłonią chwyciła materiał czarnej sukienki i uniosła go lekko, rzucając się biegiem przed siebie, prosto w drzewa. Śnieg skrzypiał pod butami, iskrząc i mieniąc się w blasku gwiazd, które mieli nad swoimi głowami. Dysząc ciężko dotarła na skraj jeziora, niezdarnie wręcz siłą pędu padając i o krok dalej, prosto na lód. Instynktownie rozchyliła ręce na boki, łapiąc równowagę i pochylając się lekko. — Bren!— krzyknęła tym razem, nawołując rudowłosego aurora, jakby bojąc się tym samym, że każda próba podniesienia głowy i odwrócenia się zakończy się bolesnym upadkiem. Ale pamiętała słowa wskazówki, którą znalazła w kopercie. Powoli i ostrożnie kucnęła na lodzie i przetarła go lekko z pokrywającego go szronu.
With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Grupa znalazła się dość szybko, szczególnie że istotna jej część stała tuż obok niego. Uśmiechnął się szeroko w kierunku Clary z zadowoleniem.
- A jednak będziemy wspólnikami. - stwierdził, by zaraz pomachać do Just, która już zmierzała w ich stronę, więc w sumie to nie musiał machać. Nie ważne.
- Tak naprawdę to nie jesteśmy spokrewnieni. - oznajmił, słysząc co tam wykrzykuje jego drogi kuzyn, dopił swojego szampana, by odstawić kieliszek na tackę w chwili, kiedy Just przedstawiła się Clarze. Zaraz także zerknął na kartkę.
- Jasne, tylko nie daj nam zatęsknić. - uśmiechnął się w jej kierunku wesoło, nie dopytując bardziej i zerknął na Clarę, by wraz z nią ruszyć w ustalone miejsce.
Trasa nie była szczególnie odległa, za to udało im się ją spędzić na marzeniach o skarbie i o tym na co wydaliby taki prawdziwy skarb, skrzynię pełną galeonów i innych super rzeczy.
- Pierwszy byłby ogród w którym rosną słodycze. Taki dziki do którego mogliby wchodzić ludzie, ale tak żeby te niby rośliny żyły. - stwierdził, zastanawiając się dość mocno. Ostatecznie był naprawdę spełniony w wielu aspektach swojego życia i wielkie bogactwa nie były mu wcale potrzebne, choć gdyby takie się zjawiły, na bank by nie marudził. - A potem jajo smoka. I ktoś do uratowania nas, kiedy smok by się wykluł.
Nawet on wiedział, jak szalenie głupi jest to pomysł, a jednak smoki zawsze wydawały mu się fascynujące i imponujące, wiele by dał by móc mieć jednego jak zwierzątko domowe. Nie ważne, że życie tak nie działa, marzenia nie muszą mieć w sobie logiki.
- A ty? Na co wydałabyś skrzynię skarbów? - zerknął na Clarę, zaraz zaglądając przez ramię czy może Tonks nadciąga, by zaraz ruszyć na taflę. Pierwsze kroczki stawiał niepewnie i w sumie to chyba nawet za milion lat nie będzie wyglądał na lodzie jak normalny, sprawny człowiek ale obrócił się w ich stronę po chwili, a był to manewr szalony i skomplikowany.
- Moje panie, chyba to oczywiste że musimy zawstydzić przeciwników swoją gracją, prawda? - uśmiechnął się wesoło i nawet ukłonił się im lekko jakby zapraszał do tańca, choć tego ruchu omal nie przypłaciłby upadkiem. Poskakał sobie chwilę w miejscu, ale znowu po chwili stał w miarę stabilnie. - Jeśli któraś z was nie czuje się pewnie, służę stabilnym ramieniem. - dodał, czując że zaraz się okaże że Just albo Clara, albo obie na raz potrafią śmigać po lodzie jak pingwiny. Albo coś, co fajnie śmiga po lodzie. - No dobra, niestabilnym.
Paplał sobie dalej, starając się stawiać kolejne kroczki do przodu, a czasem jak nachodziła go ochota na ryzyko to próbował ślizgnąć się jak ci ludzie, co potrafią się ślizgać. A potem utrzymać się na nogach.
I oczywiście rozglądał się za dalszym zadaniem.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie spodziewała się aż takiej frekwencji - widocznie ludzi najlepiej jest skusić słowem skarb, choć miało ono tak wiele definicji, że nie mogli rozczarować się po dotarciu do mety. Clara podchodziła do zabawy z przymrużeniem oka, choć ze względu na drużynę zamierzała zrobić wszystko, co w jej mocy, żeby przybliżyć ich do zwycięstwa. Najpierw jednak zamoczyła usta w szampanie, który zmienił jej głos na piskliwy - o czym jeszcze nie wiedziała. W końcu nie należała do najrozmowniejszych osób, szczególnie znajdując się w tłumie nieznajomych. Uśmiechała się do nich uprzejmie, choć szatynce towarzyszyło przy tym uczucie lekkiego niepokoju. Na szczęście nikt nie zwracał na nią większej uwagi. Oprócz rzecz jasna Bertiego oraz kobiety będącej z nimi w drużynie. Nie znała jej. Dziwiła się, skąd znają się z Bottem, ponieważ wydawało jej się, że dzieliła ich paruletnia różnica wieku.
Wysłuchała organizatora, sięgnęła do koperty czytając instrukcje. Wiedziała już gdzie mieli się udać. Wcale nie we dwoje.
Zawahała się. Zerknęła kątem oka na towarzysza, nie wiedząc, czy przedstawić się nazwiskiem tak jak czarownica czy skorzystać z dotychczasowego systemu poznawania nowych osób. - Miło mi, jestem Clara - odezwała się, brzmiąc jak kilkuletnia dziewczynka. Zaśmiała się, przykładając dłoń do ust. Co za idiotyczna sytuacja. - Przepraszam, to chyba wina szampana - powiedziała przepraszająco, choć wymykające się z gardła dźwięki musiały uczynić wypowiedź jeszcze bardziej komiczną. Nie zrażając się tą drobną niedogodnością skinęła Tonks głową, po czym wraz z panem cukiernikiem opuściła namiot, powoli zmierzając do miejsca podejrzanego o bycie rozpoczęciem ich tajemniczego zadania. Podskakiwała w tym czasie nieznacznie, delikatnie podekscytowana nadciągającą przygodą. Trochę też tym, że było zimno.
W tym czasie słuchała odważnych marzeń Bertiego, myśląc intensywnie nad ich znaczeniem. - I co robiłbyś z tymi żywymi słodyczami? - W jej wyobrażeniach słodkości powinno się pałaszować, ale kiedy te ożyłyby, byłoby to… zbyt brutalne i barbarzyńskie. - Daj spokój, smok męczyłby się przy Ruderze. Choć muszę przyznać, że to kusząca wizja - przyznała, niepomna niebezpieczeństwa oraz trudnych, logistycznych problemów. A także tego, że bała się niebezpiecznych stworzeń. W smokach istniało jednak coś, co przyciągało i fascynowało. Może to ta ich prawieczność.
Zastanowiła się przez chwilę - czego pragnęła? Cóż, niczego wygórowanego. - Kupiłabym mieszkanie - przyznała po krótkiej pauzie, nadal śmiesznie brzmiąc. Tak, lubiła mieszkać w Ruderze, ale tam była jedynie gościem, który próbuje wiązać koniec z końcem starając się opłacić ów pobyt. Dobrze byłoby wreszcie znaleźć swój kąt, miejsce, do którego się należało, bez korzystania z łaski bądź współczucia innych. Posiadać przynajmniej namiastkę kontroli nas własnym życiem. - I wybrałabym się na jakiś kurs numerologiczny, żeby wiedzieć więcej i móc pracować gdzieś indziej niż w Czerwonym Imbryku jako kelnerka - dodała zaraz. Tak, to takie dwa marzenia, aktualnie niemożliwe do spełnienia. Wątpiła też, że nawet jeżeli wygrają, to skarbem okaże się góra galeonów. Na szczęście nikt nie może odebrać im marzeń.
Przystanęła na brzegu stawu, z lekkim niepokojem oglądając wyczyny Botta. Co jakiś czas zerkała to na innych uczestników zabawy, to za siebie w poszukiwaniu nowopoznanej Tonks. Patrzyła również za wskazówkami do zadania, jakie mieli niewątpliwie wykonać. O ile trafili w ogóle w prawidłowe miejsce. Sceptycznie podeszła do planu wejścia na lód, aczkolwiek widząc, że Bertie nie zamierzał odpuścić, nieskoordynowanie podreptała za nim. Wkrótce zresztą uwieszając się na jego szyi, gdy usiłowała złapać równowagę, prawie zwalając ich oboje na zamarzniętą taflę.
zmrużone oczy
patrzeć jak życie
się toczy…
- Brzmi intrygująco, Claro. - zaśmiała się lekko, słysząc brzmienie jej głosu. Jasne tęczówki zwisły na jej twarzy posyłając w jej kierunku uśmiech. - Umowa. - powiedziała do Bertiego, puszczając dwójkę przodem. Sama sięgnęła po różdżkę, wyciągając ją z kieszeni. Magia jej nie wspomogła. Ale istniało prawdopodobieństwo, że mogła się przewidzieć. Pokręciła lekko głową zerkając na Skamandera przelotnie, dostrzegając, że i on patrzył w podobnym kierunku. Mogła mu to zostawić, prawda? Ruszyła, rzucając jeszcze jednos spojrzenie w kierunku gałęzi i podejrzliwie rozglądając się przez całą drogę, przebierając szybko nogami, chcąc dogonić Bertiego i Clarę. I udało jej się to, ale właściwie już przy samym stawie. Zanim jeszcze do nich dotarła usłyszała do swojej drużyny usłyszała znajomy głos i uniosła lekko brew, a potem drugą. W końcu zatrzymując się przed Bottem i Clarą. Uniosła lekko brew na słowa, które wypowiedział Bert spojrzała na niego niepewnie.
- Z gracją może być problem. - mruknęła marszcząc lekko nos. Nie było wcale sekretem, że ta z Just nie bardzo się przyjaźniła. Przez lata zdarzało jej się przewracać stojak na parasole który wcale nie stał na środku korytarza, czy zapomnieć, że po lewej szła prawa, gdy zapatrzyła się w niebo. Choć miała wrażenia, że te czasy dawno już minęły. - Niech więc będzie po twojemu. - zgodziła się żartobliwie, wywracając oczami i stawiając pierwszy krok na lodowej tafli. Zdawało się, że trafili odpowiednio, ale wcale nie mogli mieć całkowitej pewności. Nie miałą pojęcia czym był ogień z podpowiedzi, którą dostali. Just jednak nie co jakiś czas lustrowała spojrzeniem otoczenie. Jakby podejrzliwie, nie do końca ufając sielankowej zabawie. Coś zdawało się ją dręczyć, nieuchwytne, skryte, niewidoczne. A może nie umiała się już bawić. Odstresować, na chwilę przestać sprawdzać, czy w cieniu nie czai się zło. Ale nie była pewna, czy jeszcze w ogóle to potrafi. Nie miała lepszej okazji niż dzisiaj i teraz, by się o tym przekonać, prawda? Mimo wszystko, rozejrzała się dookoła dokładnie, lustrując wszystkie drzewa, jakby próbując sprawdzić czy i tutaj nie pojawi się coś, co przykuje jej uwagę.
| nie wiem, czy na wydarzeniu można - jak nie to proszę zignorować - rzucam na spostrzegawczość II
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
'k100' : 55
- Idziemy się kąpać? - zagadnął z rozbawieniem, oglądając się jeszcze przez ramię; jezioro wydawało się dość stabilne, by nie pęknąć pod stopami czarownicy, zatem nie zamierzał zgrywać rycerza, którego nie potrzebowała - łatwo złapała równowagę, kucając nad lodem. - Czy masz ochotę na ślizgawkę? - Poszukiwał wzrokiem czegokolwiek, co mogłoby stanowić wskazówkę, kolejną zagadkę. - Jesteśmy schowani za drzewami - przytaknął - a w wodzie zawsze odbija się niebo. To musi być tutaj - widzisz coś? - Wolnym krokiem - nie dlatego, że nie było mu śpieszno, ale dlatego, by niczego nie ominąć - pokonał okolicę, nie będąc pewnym, czy rzeczywiście to w zamarzniętej wodzie odnajdą to, czego poszukiwali. Zaczął rozkopywać pobliski śnieg, szukając pod nogami czegoś, co mogłoby stanowić zagadkę - wypatrywał znaków, miejsc, do których można byłoby przybić kolejne koperty albo też śladów wyrytych na drzewach, w ziemi, czegokolwiek, co mogłoby im pomóc. W końcu podszedł bliżej samej Hanny, gdy skończyła oględziny lodu, by stojąc na stabilnym gruncie podać jej dłoń i pomóc jej zejść z lodowiska bez przykrych niespodzianek. - Cicho - szepnął, nieco głośniej, niż zamierzał; konspiracja była ważnym elementem gier opartych na podchodach. - Nie jesteśmy tutaj sami - Skinął głową w kierunku zbliżających się czarodziejów, wśród których dostrzegł Bertiego oraz Justine - i jeszcze jedną dziewczynę. Nie zamierzali im przecież podpowiadać...
Dotarliście do jeziora, skutego stabilną – bo wzmocnioną zaklęciami – taflą lodu. Na czas trwania zabawy część lodowiska odgrodzono, tworząc na nim owalną, sporych rozmiarów ślizgawkę, na której bawiło się kilkoro uczestników zabawy, mogliście jednak podejrzewać, że to nie tam organizatorzy ukryli kolejną wskazówkę. Część, w której się znaleźliście, była ciemniejsza, nieoświetlona lewitującymi w powietrzu lampionami – i to właśnie dzięki temu po odgarnięciu z lodu warstwy zalegającego na nim śniegu, dostrzegliście przebijający się przez głębinę błysk. Bliższe oględziny pozwoliły na wypatrzenie uwięzionych pod lodem punktów, złotych i srebrnych, które na pierwszy rzut oka mogły wyglądać jak gwiazdy, ale w rzeczywistości były lśniącymi metalicznie kluczami.
- zadanie:
- Aby wejść w posiadanie klucza, musicie wydobyć go spod warstwy lodu, zakładając, że klucze dryfują około metra pod wami, w lodowatej wodzie. W tym celu możecie zastosować dowolną taktykę i użyć dowolnych zaklęć, pamiętając o zachowaniu zasad mechaniki. Rozbicie lodu przy pomocy siły ma ST równe 70, do rzutu dolicza się podwojoną statystykę sprawności (nie musicie jednak wykorzystywać tej metody). Wynik waszych działań zostanie podsumowany przez Mistrza Gry.
W trakcie jednej kolejki każde z was może wykonać maksymalnie jedną akcję. Powodzenia!
Czas na odpis wynosi 48 godzin.
JUSTINE, BERTIE, CLARENCE
Dotarliście do skutego lodem jeziora, otoczonego kurtyną pokrytych śniegiem drzew. Z jednej strony – od północy – dostrzegaliście blask latarni otaczających utworzone na naturalnym zbiorniku lodowisko, oddzielone od reszty ślizgawki drewnianymi słupkami. Wasza wskazówka mówiła jednak o południu, i jeśli tam spojrzeliście, mogliście wypatrzeć drżącą między pniami łunę ogniska. Jako pierwsza zobaczyła ją Justine: jej oczy najszybciej przyzwyczaiły się do ciemności, zdołała więc oprócz ogniska dostrzec również rozstawione dookoła kłody, tworzące prowizoryczne ławki. Obozowisko, jeżeli się do niego zbliżyliście, okazało się puste: nie licząc pary oczu lśniących w poprzetykanej światłem z ogniska ciemności. Kudłate stworzenie, podobne do poruszającego się na dwóch nogach konia, zatrzymało się w pewnym oddaleniu, przyglądając się wam nieśmiało; ci z was, którzy posiadali przynajmniej I poziom biegłości ONMS, mogli rozpoznać w nim kudłonia. Zwierzę miało szyję oplecioną łańcuszkiem, z którego zwisał złoty, rzeźbiony klucz.
- zadanie:
- Aby wejść w posiadanie klucza, musicie odebrać go kudłoniowi, biorąc pod uwagę, że jest to stworzenie bardzo nieśmiałe i płochliwe, i należy zachować w jego obecności ostrożność. W tym celu możecie zastosować dowolną taktykę i użyć dowolnych zaklęć, pamiętając o zachowaniu mechaniki. Zdobycie zaufania kudłonia ma ST równe 70, a do rzutu dodaje się bonus z biegłości ONMS; ciche zakradnięcie się do strażnika ma ST równe 30, do rzutu dolicza się bonus z biegłości ukrywania się (nie musicie jednak wykorzystywać żadnej z tych metod). Wynik waszych działań zostanie podsumowany przez Mistrza Gry.
W trakcie jednej kolejki każde z was może wykonać maksymalnie jedną akcję. Powodzenia!
Czas na odpis wynosi 48 godzin.
WSZYSCY: Odnośnie dodatkowych rzutów na spostrzegawczość z głównego opisu wydarzenia (bo pojawiły się wątpliwości): pamiętajcie, że aktualnie znajdujecie się na zabawie o ograniczonym czasie na odpis w kolejce, w której chronologicznie zdarzenia dla poszczególnych drużyn dzieją się jednocześnie. Wchodząc więc w interakcję z Mistrzem Gry, wynikającą z wykonanego rzutu na spostrzegawczość, czynicie to w czasie, w którym trwa zabawa, a pozostałe drużyny zajmują się poszukiwaniem wskazówek i wykonywaniem zadań. Nielogicznym i zakrzywiającym czasoprzestrzeń (oraz nieco niesprawiedliwym w stosunku do innych graczy) byłoby więc rozegranie kilku kolejek w czasie, w którym pozostali rozgrywają jedną. Decydując się na wykonanie dodatkowego rzutu na spostrzegawczość w trakcie zabaw, musicie mieć świadomość, że skazujecie się tym samym na wybór pomiędzy kontynuowaniem zabawy, a rozegraniem interakcji z Mistrzem Gry.
- Będziemy musieli wyciągnąć je spod tego lodu - zauważył, moczenie się jak prawdziwy mors w lodowatej wodzie nie będzie zbyt rozsądne - ale nie mieli też wędki ani siatki, za sprawą której wyłowienie błyszczących przedmiotów mogłoby się okazać dużo prostsze. - Chciałaś o czymś porozmawiać - przypomniał sobie, spoglądając na nią kątem oka - nie zamierzał dekoncentrować się w trakcie zabawy chcąc zwyciężyć, ale nie przeszkadzało to pogawędkom niezależnie od tego, jaki miał być ich charakter - ustronniejszego miejsca od tego pewnie nie znajdą. Wokół zalegały ciemności, lampiony zdobiły krajobraz nieco dalej tworząc naprawdę urokliwą scenerię małego miasteczka. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że ta sielanka mogła zostać w każdej chwili przerwana: Prorok Codzienny miał wielu wrogów, otwarta organizacja przyjęcia musiała spotkać się z ich sprzeciwem, prędzej czy później - również dlatego tu był.
'k100' : 28
- Hm? Pielęgnowałbym jak rośliny i zjadał jakbym miał ochotę oczywiście. Trochę jak ze zrywaniem ziół w stylu rozmarynu, tylko tym razem to nie rozmaryn tylko na przykład takie żelki albo czekolada by rosła na drzewie czy krzewie. - stwierdził. - Może nawet zrobiłbym taki ogród do cukierni.
Dodał zaraz, bo bardzo już widział ten plan oczyma wyobraźni. Nie miał jeszcze pojęcia JAK, ale wiedział że na pewno musi tego dokonać. Ma masę czasu, tylko z finansami gorzej, choć cukiernia już zaczyna całkiem dobrze prosperować i sam ten fakt przyprawiał Bertiego o szczery i wyraźny optymizm.
- Moglibyśmy zrobić dodatkowy domek dla smoka. Wiesz, ze skrzynią galeonów wiele by się dało zorganizować. - stwierdził, nie zastanawiając się głębiej nad sensownością stwierdzenia że smok mógłby żyć w domku. Po prostu bronił swojego marzenia i tyle.
Marzenia Clary rozumiał, jakkolwiek lubił jej obecność w Ruderze, sam mieszkał już w wielu miejscach i moment w którym mógł jakieś nazwać tak naprawdę swoim zapamiętał bardzo dobrze.
- Może nie potrzebujesz jakiegoś szczególnego kursu, przynajmniej na start. Zawsze byłaś bystra, możemy posiedzieć w książkach od czasu do czasu. Może nie będę ci nadmiernie przeszkadzał. - dodał jeszcze i puścił jej oczko, bo w takich rzeczach jak numerologia Clara zawsze była lepsza. Czy nawet jeśli obecnie ich wiedza była podobna, on potrzebował dużo więcej czasu spędzić na nauce czy zmuszaniu się do nauki. Chyba działała tu przyziemność i logiczność umysłu Waffling.
- A ty Just? Gdybyś wygrała taki prawdziwy skarb, na co byś go wydała? - zagadnął nowoprzybyłą kobietę. - Ja stawiam w pracę nad roślinami-słodyczami i smoka, Clara preferuje dom i kursy. Podbijesz stawkę?
Co poradzić, lubił gadać, tym bardziej gadać o marzeniach. Tych bardziej i mniej realnych. Ale zaraz zaczął próby wchodzenia na lód i utrzymania się na nogach.
- Oh nie mów tak, upadanie to tak jakbyś przez chwilę leciała, a lata się tylko z gracją. - zapewnił zaraz tonem znawcy. Wyciągnął po jednej dłoni w kierunku obu swoich towarzyszek, ale w tej chwili zobaczył... coś. Zmarszczył brwi i zmrużył lekko oczy, żeby się lepiej przyjrzeć. - Tam... coś chyba jest?
Minęła chwilka, nim się upewnił, ale chcąc zejść z lodu rzecz jasna się poślizgnął i zdążył wylądować na tyłku, Clara i Just miały więc czas na rozglądanie się, kiedy on gramolił się w ich kierunku, usiłując przy tym podnieśc.
- Jak wspomniałem, sama gracja. - podsumował mimo bólu, w sumie to do bólu upadkowych stłuczeń musiał się w życiu przyzwyczaić.
Niedługo później faktycznie ruszyli w kierunku ogników, które okazały się ogniskiem i odnaleźli puste obozowisko. No, prawie puste. Bertie na widok niewielkiego zwierzęcia przykucnął jakoś tak odruchowo, nie chcąc wyglądać jak zagrożenie.
- Hej, mały. Chyba masz coś naszego. - mruknął pod nosem. Nie sięgał po różdżkę, myślał przez chwilę nad uśpieniem płochliwego zwierzęcia, ale obawiał się że w razie niepowodzenia przepłoszyłby zwierzę. I, że niepotrzebnie by je zestresował. Zaczął powoli przesuwać się w jego kierunku, o dziwo nawet nie paplając przy tym za bardzo w nadziei, iż zwierz nie uzna go za zagrożenie.
- Nawet nie wiedziałem, że mamy kudłonie w okolicy.
Przyznał cicho, całkiem tym faktem zaciekawiony. Nie wiedział wiele o zwierzętach, ale bardzo lubił z nimi obcować. W drodze do zwierzęcia zerwał powoli z drzewa kilka liści. Kojarzył to zwierzę jako roślinożerne. Cóż, zobaczy się. Nadal na kuckach powoli, krok za krokiem się przysuwał. Niespiesznie wyciągnął w jego kierunku dłoń z listkami ciekaw, czy ten się na nie skusi. Chciał go przy tym pogłaskać i zdjąć z niego łańcuszek.
- Chyba nie jestem taki straszny, co?
Odezwał się łagodnie.
|próbuję zdobyć zaufanie kudłonia, ONMS na I
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
'k100' : 49
— Zapomniałam stroju kąpielowego. Chyba nic z tego, jaka szkoda!— jęknęła z przesadnym żalem, jakby naprawdę ubolewała, że z dzisiejszej kąpieli w stawie nic nie wyjdzie. Na łyżwach jeździć nie umiała, ale o wiele bardziej niż wywrotka na lodzie przerażała ją myśl o wpadnięciu do jeziora i zapadnięciu się pod lodowym płaszczem, bez powietrza i ratunku. Spojrzała na lód, zgodnie ze wskazówką, próbując przejrzeć się w zwierciadle. Wytężyła mocniej wzrok i po chwili ujrzała to, co było ich pierwszą szansą na wygraną. — Tak! Tak! — wyrzuciła z siebie nagle i gwałtownie tonem na pograniczu szeptu i stłumionego okrzyku radości. Po chwili, korzystając z jego pomocy, podniosła się, zaciskając palce na jego dłoni, kiedy przestrzegł ją przed zdradzeniem zbyt wiele. Drugą dłon przytknęła do ust, jakby to miało szansę jakoś pomóc i rozejrzała się dookoła, lekko spanikowana jego nagłą reakcją — była jednak prawidłowa, nie powinni dawać przeciwnikom żadnej wskazówki i podpowiedzi. Mieli wygrać tą konkurencję za wszelką cenę, nie liczyły się przy tym żadne sympatie. Dostrzegła Just, ale w tej chwili była przeciwnikiem, nie przyjaciółką. Zmróżyła więc oczy i spojrzała na Brendana, puszczając jego dłoń i konspiracyjnym szeptem przekazała mu tajną wiadomość: — Klucze.— Pokiwała głową, kiedy o to spyta; dodatkowo, dla potwierdzenia, zachowując poważny i opanowany wyraz twarzy. Najważniejsze było wczucie się w sytuację i odnalezienie ducha rywalizacji.
Lód był jednak gruby i rozbicie go mogło stanowić problem, przynajmniej w taki sposób, by nie wzbudzać nadmiernej ciekawości zbliżającej się Tonks, Botta i nieznanej jej dziewczyny. Nie mogła wiedzieć, co znajdowało się w ich kopertach, ale jeśli znajdowali się tu, istniało ryzyko, że szukali tego samego, w tym samym miejscu. Weasley miał więc rację. Nie mogli im ułatwić zadania. Wyciągnęła różdżkę, ale w tej samej chwili Brendan pokręcił głową i pochylił się nad lodem. Otworzyła usta, chcąc zaprotestować i powstrzymać go, zupełnie zapominając, że jego prawa dłoń była jakaś niewrażliwa i całkiem skostniała. Drgnęła odruchowo, instynktownie, kiedy wykonał zamach i uderzył nią w lód; z lekkim przestrachem, chociaż przecież doskonale wiedział, co robił. A czas uciekał.
— Spróbuję zebrać je wszystkie — zaproponowała, zerkając na rękawy, których zakasać nie mogła. Zawahała się przez chwilę, przygryzając policzek od środka, aż w końcu rozpięła płaszcz i zdjęła go, wciskając mężczyźnie w piers. Na wypadek, gdyby jej plan się nie powiódł i jednak musiała się zmoczyć. — Niech to szlag, na brodę Merlina — szepnęła do siebie, zaciskając palce nerwowo na różdżce. To był idiotyczny pomysł, wiedziała o tym, ale nie było innego wyjścia, jeśli chciała je zgarnąć. Jej serce zabiło w piersi jak oszalałe na samą myśl, że może zaraz zmierzyć się z lodowatą wodą. Pytanie Brendana dopadło ją jakby po chwili, zareagowała na nie z opóźnieniem. — Och, ehm — jęknęła, nie mogąc wydukać przez chwilę nic sensownego. — O Percivalu.— wyrzuciła z siebie w końcu, zbliżając się do krawędzi lodu, który rozbił Brendan. Już teraz bez płaszcza jej ciało przeszył nieprzyjemny dreszcz. — O to, dlaczego trzeba ufać temu... człowiekowi. O to, dlaczego mój brat tak w niego wierzy, dlaczego podjęliście taką decyzję i dlaczego nie można go po tym wszystkim po prostu zamknąć w więzieniu— wyrzuciła z siebie na jednym wdechu, nie wiedząc już czym była bardziej zdenerwowana. —Subeo— wypowiedziała, celując różdżką przed siebie, w wodę, która wyglądała paskudnie wyzierając ze stworzonej przez Brendana dziury; nie odwróciła się też do czarodzieja, bo wiedziała, że kiedy tylko zobaczy w jej oczach to przerażenie sam zechce to zrobić, a nie zamierzała stać tu bezczynnie. Dlatego już po chwili, przytrzymując jedną ręką poły spódnicy, nabrała zapobiegawczo powietrza w płuca i weszła do przerębla, od razu wyciągając wolną dłoń, by wyłapać wszystkie klucze, które mogła tylko dostrzec.
With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
'k100' : 50
Strona 1 z 20 • 1, 2, 3 ... 10 ... 20
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka