Schronisko dla książek niechcianych
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Schronisko dla książek niechcianych
Chociaż rząd utworzony przez Cronusa Malfoya nie zakazał jeszcze oficjalnie czytania i posiadania dzieł autorów mugolskiego pochodzenia, to jakiś czas po objęciu przez niego władzy, pozycje te zaczęły w tajemniczy sposób znikać z półek bibliotek i księgarni, stając się niemal niemożliwymi do zdobycia. Mówiło się o masowym wycofywaniu niektórych tytułów, a księgarze, którzy upierali się przy ich rozprowadzaniu spotykali się z przykrymi konsekwencjami prawnymi: cofano im zezwolenia na prowadzenie działalności, nakładano podparte bzdurnymi argumentami kary, a w ich lokalach niepokojąco często dochodziło do zaprószenia ognia. Jednym z nielicznych miejsc, które sprzeciwiło się cenzurze, była niepozorna księgarenka Albus: wciśnięta między schludną kawiarnię a sklep z przyrządami astronomicznymi, pozornie nie odznaczała się niczym szczególnym, za zmatowiałą witryną prezentując jedynie książki zaaprobowane przez Ministerstwo. Jeżeli jednak weszło się do środka i odnalazło odpowiedni egzemplarz Demaskowania pszyszłości (różniący się od reszty błędem w tytule), a następnie pogłaskało jego grzbiet, przełamaniu ulegała iluzja, oddzielająca główne pomieszczenie od mniejszego, od podłogi do sufitu wypełnionego książkami. To właśnie wśród nich odnaleźć można było tytuły autorstwa zarówno mugolaków, jak i mugoli, niektóre nowe, zdobyte przez czarodziejów swobodnie poruszających się w mugolskim świecie i operujących mugolską walutą, inne – odratowane z pożarów lub odkupione od poprzednich właścicieli.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:34, w całości zmieniany 1 raz
26.04?
Michael bywał w księgarni Albus jeszcze zimą, gdy doszła do niego wieść, że jeden z egzemplarzy Demaskowania Przeszłości prowadzi do ukrytego "Schroniska dla Książek Niechcianych." Uwielbiał czytać, a samotność w domowym zaciszu skłaniała do gromadzenia coraz pokaźniejszej kolekcji książek. Dlatego od razu zauważył, że z księgarni na Pokątnej stopniowo znikają tytuły autorstwa mugolskich autorów, a potem szybko doszła do niego wieść, gdzie można je zdobyć.
Nawet jeśli nie potrzebował konkretnych książek, to przychodził tutaj w miarę regularnie, chcąc wesprzeć promugolskich przedsiębiorców swoimi syklami. Czasami, dyskretnie, wchodził do ukrytej części, a często kupował po prostu coś ze zwykłego asortymentu. Teraz, oczywiście, nie mógł przychodzić tu już jako klient, a rodzinny zjazd Tonksów w jego domu skutecznie odciągał jego uwagę od czytania dla przyjemności. Niedawna wyprawa do "Kociołka Alchemika" przypomniała mu jednak o innych przedsiębiorcach i o strachu, w jakim musieli żyć od czystki mugoli i mugolaków. Właściciele księgarni nie mieli mugolskiego pochodzenia i wtapiali się w inne okoliczne biznesy, prowadząc działalność w sekrecie. Tonks zdecydował się wysłać im patronusa z pytaniem, czy nie potrzebują dodatkowej pomocy i ofertą nałożenia pułapek.
Chętnie pomógłby im nawet za darmo, ale wyprawa do Londynu wiązała się ze zbyt dużym ryzykiem z jego strony (księgarenka nie miała sieci Fiuu), więc chętnie przyjął propozycję zapłaty. Księgarz wycenił swoje bezpieczeństwo na tyle, że Mike spokojnie mógł udać się do księgarni z małą pomocą - dwukrotnie natknął się już na ulicach na dementora i wolałby nie błądzić po Londynie całkiem sam.
Wiedział, kto mógł znać te okolice i bezpiecznie przeprowadzić go przez kręte zaułki - znała Londyn lepiej niż on jako wiedźmia strażniczka, a w dodatku potrafiła zmieniać swoją twarz. No i, podobnie jak on, od pierwszego kwietnia była bezrobotna. Nie wiedział tylko, czy po ich ostatniej, katastrofalnej i przypadkowej "współpracy", miałaby ochotę wikłać się z nim w jakiekolwiek biznesy. Tak czy siak, zaryzykował i wysłał jej list - sprawa nie była związana z Zakonem, dodatkowe pieniądze mogły pomóc zwolnionej koleżance, a dwójka osób szybciej dostanie się do księgarni i nałoży pułapki. Dostał się do miasta tym samym przejściem co tydzień temu z Percivalem, a potem zniknął między bocznymi ulicami i zaczekał na swoją towarzyszkę w umówionym miejscu.
Michael bywał w księgarni Albus jeszcze zimą, gdy doszła do niego wieść, że jeden z egzemplarzy Demaskowania Przeszłości prowadzi do ukrytego "Schroniska dla Książek Niechcianych." Uwielbiał czytać, a samotność w domowym zaciszu skłaniała do gromadzenia coraz pokaźniejszej kolekcji książek. Dlatego od razu zauważył, że z księgarni na Pokątnej stopniowo znikają tytuły autorstwa mugolskich autorów, a potem szybko doszła do niego wieść, gdzie można je zdobyć.
Nawet jeśli nie potrzebował konkretnych książek, to przychodził tutaj w miarę regularnie, chcąc wesprzeć promugolskich przedsiębiorców swoimi syklami. Czasami, dyskretnie, wchodził do ukrytej części, a często kupował po prostu coś ze zwykłego asortymentu. Teraz, oczywiście, nie mógł przychodzić tu już jako klient, a rodzinny zjazd Tonksów w jego domu skutecznie odciągał jego uwagę od czytania dla przyjemności. Niedawna wyprawa do "Kociołka Alchemika" przypomniała mu jednak o innych przedsiębiorcach i o strachu, w jakim musieli żyć od czystki mugoli i mugolaków. Właściciele księgarni nie mieli mugolskiego pochodzenia i wtapiali się w inne okoliczne biznesy, prowadząc działalność w sekrecie. Tonks zdecydował się wysłać im patronusa z pytaniem, czy nie potrzebują dodatkowej pomocy i ofertą nałożenia pułapek.
Chętnie pomógłby im nawet za darmo, ale wyprawa do Londynu wiązała się ze zbyt dużym ryzykiem z jego strony (księgarenka nie miała sieci Fiuu), więc chętnie przyjął propozycję zapłaty. Księgarz wycenił swoje bezpieczeństwo na tyle, że Mike spokojnie mógł udać się do księgarni z małą pomocą - dwukrotnie natknął się już na ulicach na dementora i wolałby nie błądzić po Londynie całkiem sam.
Wiedział, kto mógł znać te okolice i bezpiecznie przeprowadzić go przez kręte zaułki - znała Londyn lepiej niż on jako wiedźmia strażniczka, a w dodatku potrafiła zmieniać swoją twarz. No i, podobnie jak on, od pierwszego kwietnia była bezrobotna. Nie wiedział tylko, czy po ich ostatniej, katastrofalnej i przypadkowej "współpracy", miałaby ochotę wikłać się z nim w jakiekolwiek biznesy. Tak czy siak, zaryzykował i wysłał jej list - sprawa nie była związana z Zakonem, dodatkowe pieniądze mogły pomóc zwolnionej koleżance, a dwójka osób szybciej dostanie się do księgarni i nałoży pułapki. Dostał się do miasta tym samym przejściem co tydzień temu z Percivalem, a potem zniknął między bocznymi ulicami i zaczekał na swoją towarzyszkę w umówionym miejscu.
Can I not save one
from the pitiless wave?
The member 'Michael Tonks' has done the following action : Rzut kością
'Londyn' :
'Londyn' :
27.04
Zaledwie wczoraj uciekał stąd jak najszybciej, byle tylko nie puścić się biegiem i nie wzbudzać podejrzeń. Ku swojej uldze, odnalazł Maeve w porcie - również zauważyła patrol zanim ktokolwiek zwrócił na nią uwagę i trzeźwo udała się w umówione, alarmowe miejsce. W dokach było bezpiecznie(j). Paradoksalnie, w niebezpiecznej i speluńskiej okolicy było chyba mniej patroli. Działania Ministerstwa były jednak na tyle nieprzewidywalne, że Michael cały czas trzymał się na baczności. Z pomocą Maeve, szybko odnaleźli wyjście z miasta i umówili się na kolejną próbę przedostania się do księgarni. Właściciele tego miejsca liczyli na ich pomoc, nie mogli tak po prostu stchórzyć i ich zostawić tylko z powodu patrolu policji.
Zmierzając na miejsce, zastanawiał się, czy dzisiaj pomagałby w sklepie Hannah, czy jej biznes nadal działałby prężnie gdyby dziewczyny nie łączyły z Zakonem zbyt mocne związki. Wiedział, ile serca włożyła w swój interes i właśnie dlatego zaczął troszczyć się o bezpieczeństwo innych przedsiębiorców. Może i nie mógł już zbyt wiele zrobić dla Hani, ale rozumiał dlaczego wiele osób nie chciało opuszczać swoich biznesów - zwłaszcza, jeśli byli półkrwi i bez zarejestrowanych wykroczeń politycznych, a ich jedynym przewinieniem była skryta działalność promugolska.
Miał nadzieję, że dziś uda im się dostać do księgarni. Umówili się o poranku, by wtopić się w tłumek zmierzających do pracy Anglików, ale przed otwarciem sklepiku dla klientów. Kto wie, może pułapki pójdą im sprawnie i Mike będzie miał czas kupić jakieś prezenty dla rodzeństwa, może i dla Hannah...? Obudził się w prawie dobrym nastroju, ale po drodze do miasta natknął się na zesztywniałe ludzkie zwłoki. Dostatecznie daleko od przejścia między Londynem i resztą świata by się nie zaniepokoić, ale dostatecznie blisko ulicy, by nie mógł ominąć ich wzrokiem. Przymknął lekko oczy, mając nadzieję, że los oszczędzi Maeve podobnych widoków.
Znów przystanął w umówionym miejscu, niedaleko wejścia do księgarni. Nie wiedział, czy Clearwater zmieni dzś swoją twarz czy nie, więc to ona musiała rozpoznać byłego aurora.
Zaledwie wczoraj uciekał stąd jak najszybciej, byle tylko nie puścić się biegiem i nie wzbudzać podejrzeń. Ku swojej uldze, odnalazł Maeve w porcie - również zauważyła patrol zanim ktokolwiek zwrócił na nią uwagę i trzeźwo udała się w umówione, alarmowe miejsce. W dokach było bezpiecznie(j). Paradoksalnie, w niebezpiecznej i speluńskiej okolicy było chyba mniej patroli. Działania Ministerstwa były jednak na tyle nieprzewidywalne, że Michael cały czas trzymał się na baczności. Z pomocą Maeve, szybko odnaleźli wyjście z miasta i umówili się na kolejną próbę przedostania się do księgarni. Właściciele tego miejsca liczyli na ich pomoc, nie mogli tak po prostu stchórzyć i ich zostawić tylko z powodu patrolu policji.
Zmierzając na miejsce, zastanawiał się, czy dzisiaj pomagałby w sklepie Hannah, czy jej biznes nadal działałby prężnie gdyby dziewczyny nie łączyły z Zakonem zbyt mocne związki. Wiedział, ile serca włożyła w swój interes i właśnie dlatego zaczął troszczyć się o bezpieczeństwo innych przedsiębiorców. Może i nie mógł już zbyt wiele zrobić dla Hani, ale rozumiał dlaczego wiele osób nie chciało opuszczać swoich biznesów - zwłaszcza, jeśli byli półkrwi i bez zarejestrowanych wykroczeń politycznych, a ich jedynym przewinieniem była skryta działalność promugolska.
Miał nadzieję, że dziś uda im się dostać do księgarni. Umówili się o poranku, by wtopić się w tłumek zmierzających do pracy Anglików, ale przed otwarciem sklepiku dla klientów. Kto wie, może pułapki pójdą im sprawnie i Mike będzie miał czas kupić jakieś prezenty dla rodzeństwa, może i dla Hannah...? Obudził się w prawie dobrym nastroju, ale po drodze do miasta natknął się na zesztywniałe ludzkie zwłoki. Dostatecznie daleko od przejścia między Londynem i resztą świata by się nie zaniepokoić, ale dostatecznie blisko ulicy, by nie mógł ominąć ich wzrokiem. Przymknął lekko oczy, mając nadzieję, że los oszczędzi Maeve podobnych widoków.
Znów przystanął w umówionym miejscu, niedaleko wejścia do księgarni. Nie wiedział, czy Clearwater zmieni dzś swoją twarz czy nie, więc to ona musiała rozpoznać byłego aurora.
Can I not save one
from the pitiless wave?
The member 'Michael Tonks' has done the following action : Rzut kością
'Londyn' :
'Londyn' :
| tu się przemieniam
Nie miała zamiaru się wycofywać, nawet jeśli zakradanie się do Londynu bez zarejestrowanej różdżki przyśpieszało bieg jej serca, skłaniało do nerwowego oglądania się przez ramię. Cieszył ją jedynie fakt, że wspomnianą przez Michaela księgarnię odnalazła już wczoraj, wiedziała więc gdzie - i którędy - powinna się do niej kierować, by zminimalizować ryzyko, uniknąć zbędnej uwagi. Miasto, które jeszcze do niedawna było domem Maeve, teraz robiło na niej upiorne wrażenie; spowite mgłą uliczki rozbrzmiewały odgłosami odległej walki, przyśpieszonych kroków... Panowała cisza przed burzą, której to strażniczka - czy raczej była strażniczka - chciała za wszelką cenę uniknąć. Czy patrole przeczesywały Londyn przez całą noc? Czy zaczynały już o tak wczesnej porze...? Całą drogę do wciśniętego między zamknięte kawiarnię i sklepik z przyrządami astronomicznymi budynku trzymała ręce w kieszeniach płaszcza, w ten sposób skrywając przed wzrokiem ewentualnych przechodniów, że stale ściska w dłoni różdżkę. Starała się zachowywać, jak gdyby nie miała powodów do obaw; wyginała usta w wymuszonym uśmiechu, co jakiś czas odgarniając opadającą na oczy grzywkę wierzchem dłoni. Do pewnego momentu mieszała się z tłumem innych, wciąż pracujących w ministerstwie czarodziejów; dopiero później odłączyła się od nich, zbaczając w mniej uczęszczane uliczki, kierując ku odleglejszym dzielnicom miasta. Znów zaczęła zastanawiać się, co powiedziałby Wroński, gdyby wiedział, że przechadza się tutaj jak gdyby nigdy nic - ryzykował, by pomóc jej w ucieczce, czy w ten sposób nie lekceważyła jego poświęcenia? Starała się o tym nie myśleć, przynajmniej nie teraz.
Pojawiła się na miejscu niewiele po Tonksie; nie lubiła się spóźniać, nawet gdy świat stawał na głowie. Wiedziała, że mężczyzna nie mógł jej rozpoznać, przynajmniej nie po aparycji, dlatego skróciła dzielącą ich odległość, próbując przy tym podchwycić jego wzrok. - Jestem - mruknęła cicho; wspomnienie tamtego grudniowego wieczora wróciło, zakuło dumę, lecz prędko się go pozbyła, skupiając się na tu i teraz. - Powinniśmy się śpieszyć - dodała tylko, a w jej głosie dało wyczuć się napięcie, pewną nerwowość; spoglądała przy tym kątem oka w stronę wyblakłego szyldu niepozornej księgarni. Aurorowi zależało na tym nawet bardziej, przynajmniej tak sądziła, skoro nijak nie ukrywał swej tożsamości i dla nałożenia tych pułapek ryzykował wykryciem.
Nie miała zamiaru się wycofywać, nawet jeśli zakradanie się do Londynu bez zarejestrowanej różdżki przyśpieszało bieg jej serca, skłaniało do nerwowego oglądania się przez ramię. Cieszył ją jedynie fakt, że wspomnianą przez Michaela księgarnię odnalazła już wczoraj, wiedziała więc gdzie - i którędy - powinna się do niej kierować, by zminimalizować ryzyko, uniknąć zbędnej uwagi. Miasto, które jeszcze do niedawna było domem Maeve, teraz robiło na niej upiorne wrażenie; spowite mgłą uliczki rozbrzmiewały odgłosami odległej walki, przyśpieszonych kroków... Panowała cisza przed burzą, której to strażniczka - czy raczej była strażniczka - chciała za wszelką cenę uniknąć. Czy patrole przeczesywały Londyn przez całą noc? Czy zaczynały już o tak wczesnej porze...? Całą drogę do wciśniętego między zamknięte kawiarnię i sklepik z przyrządami astronomicznymi budynku trzymała ręce w kieszeniach płaszcza, w ten sposób skrywając przed wzrokiem ewentualnych przechodniów, że stale ściska w dłoni różdżkę. Starała się zachowywać, jak gdyby nie miała powodów do obaw; wyginała usta w wymuszonym uśmiechu, co jakiś czas odgarniając opadającą na oczy grzywkę wierzchem dłoni. Do pewnego momentu mieszała się z tłumem innych, wciąż pracujących w ministerstwie czarodziejów; dopiero później odłączyła się od nich, zbaczając w mniej uczęszczane uliczki, kierując ku odleglejszym dzielnicom miasta. Znów zaczęła zastanawiać się, co powiedziałby Wroński, gdyby wiedział, że przechadza się tutaj jak gdyby nigdy nic - ryzykował, by pomóc jej w ucieczce, czy w ten sposób nie lekceważyła jego poświęcenia? Starała się o tym nie myśleć, przynajmniej nie teraz.
Pojawiła się na miejscu niewiele po Tonksie; nie lubiła się spóźniać, nawet gdy świat stawał na głowie. Wiedziała, że mężczyzna nie mógł jej rozpoznać, przynajmniej nie po aparycji, dlatego skróciła dzielącą ich odległość, próbując przy tym podchwycić jego wzrok. - Jestem - mruknęła cicho; wspomnienie tamtego grudniowego wieczora wróciło, zakuło dumę, lecz prędko się go pozbyła, skupiając się na tu i teraz. - Powinniśmy się śpieszyć - dodała tylko, a w jej głosie dało wyczuć się napięcie, pewną nerwowość; spoglądała przy tym kątem oka w stronę wyblakłego szyldu niepozornej księgarni. Aurorowi zależało na tym nawet bardziej, przynajmniej tak sądziła, skoro nijak nie ukrywał swej tożsamości i dla nałożenia tych pułapek ryzykował wykryciem.
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
Czekał nerwowo, obserwując przy tym ulicę - aż nabrał przekonania, że jest bezpiecznie. Wszelkie dźwięki rozbrzmiewały w oddali, choć sam fakt, że ktoś rzucał gdzieś zaklęcia był niepokojący. Chodnik był jednak pusty. Gdy tylko Maeve go odnajdzie, znikną za drzwiami księgarni, a potem już wspólnie odnajdą powrotną drogę z miasta. Gdzieś w duchu odczuwał wyrzuty sumienia - zabiłby chyba kogoś, kto namawiałby do takich ryzykownych akcję Hanię, a przekonał do ryzyka dziewczynę niewiele starszą od panny Wright. Czy na nią też czekał poza Londynem nadwrażliwy wielbiciel przyjaciel, czy lekceważyła rady rodziny w imię altruizmu albo dla skromnego wynagrodzenia? Wiedział, że oboje potrzebowali teraz pieniędzy i dlatego zaproponował jej tą fuchę. Z drugiej strony, doskonale zdawał sobie sprawę, że mógł ryzykować samemu i że pomagali jego znajomemu. Jeśli wszystko pójdzie gładko, Maeve odejdzie stąd z pewniejszą sakiewką, ale jeśli nie - to on narażał ją na ryzyko.
Na szczęście dołączyła do niego szybko. Spodziewał się, że przywdzieje cudzą twarz (sam niestety nie posiadał talentu swej siostry - nie był odważny, tylko robił to, co uważał za słuszne w trakcie wojny, pomagając nieznającym się na pułapkach księgarzom. Przybył tu zresztą w kapturze, który zrzucił aby Maeve mogła szybko go znaleźć), więc czuwał. Teraz przynajmniej wiedział, kogo się spodziewać, teraz nic nie zepsuje, tak jak wtedy w porcie.
Skinął jej sztywno głową, zduszając własny stres.
-Wszystko poszło gładko? - upewnił się. Dobrze, że jesteś - chciał dodać, ale to nie miejsce ani czas na sentymenty.
-Chodźmy. - zarządził, rozglądając się jeszcze i upewniając, czy nikt jej nie śledził. Ulica pozostawała pusta.
Zapukał trzy razy do księgarni, tak jak umówił się z właścicielem. Otworzył im niepozorny staruszek.
-Dzień dobry, zaczynajmy. Moja towarzyszka też odeszła niedawno z Ministerstwa. - zaczął Michael, uspokajając mężczyznę zanim ten zdążył otworzyć usta na widok Maeve. Nie uznał za stosowne przedstawiać jej imiennie, im więcej anonimowości tym lepiej.
Właściciel wpuścił ich do środka, starannie zamykając za sobą drzwi. Był blady i wyraźnie się stresował.
-Zaczniemy od zabezpieczenia tajnej części, tak jak się umawialiśmy. Proszę nam pokazać, jeśli jeszcze jakieś części lokalu wymagają szczególnej uwagi, dobrze? - Mike spróbował od razu przejść do rzeczy i przybrać ciepły, uspokajający ton. Kątem oka zerknął na Maeve, zdradzając pewną bezradność. Była kobietą, one są lepsze w... gadaniu i tym podobnych, może ona zdoła rozwiać obawy właściciela? Sam skierował się do półki, na której znajdował się egzemplarz Demaskowania przyszłości, otwierający przejście do sali z mugolskimi książkami. Stuknął różdżką w grzbiet książki. Należało ją pogłaskać, aby dostać się do dalszej części sklepu, ale dzięki jego pułapce stanie się to niemożliwe - a książka rozgrzeje się bez zmiany swojego wyglądu albo koloru, nie zdradzając niewtajemniczonym swojego położenia. Tonks wiedział jednak, że jeśli ktoś wie już jakiego tomu szukać, Nierusz tylko opóźni jego działania. Potrzebowali więcej pułapek.
nakładam pułapkę Nierusz
Na szczęście dołączyła do niego szybko. Spodziewał się, że przywdzieje cudzą twarz (sam niestety nie posiadał talentu swej siostry - nie był odważny, tylko robił to, co uważał za słuszne w trakcie wojny, pomagając nieznającym się na pułapkach księgarzom. Przybył tu zresztą w kapturze, który zrzucił aby Maeve mogła szybko go znaleźć), więc czuwał. Teraz przynajmniej wiedział, kogo się spodziewać, teraz nic nie zepsuje, tak jak wtedy w porcie.
Skinął jej sztywno głową, zduszając własny stres.
-Wszystko poszło gładko? - upewnił się. Dobrze, że jesteś - chciał dodać, ale to nie miejsce ani czas na sentymenty.
-Chodźmy. - zarządził, rozglądając się jeszcze i upewniając, czy nikt jej nie śledził. Ulica pozostawała pusta.
Zapukał trzy razy do księgarni, tak jak umówił się z właścicielem. Otworzył im niepozorny staruszek.
-Dzień dobry, zaczynajmy. Moja towarzyszka też odeszła niedawno z Ministerstwa. - zaczął Michael, uspokajając mężczyznę zanim ten zdążył otworzyć usta na widok Maeve. Nie uznał za stosowne przedstawiać jej imiennie, im więcej anonimowości tym lepiej.
Właściciel wpuścił ich do środka, starannie zamykając za sobą drzwi. Był blady i wyraźnie się stresował.
-Zaczniemy od zabezpieczenia tajnej części, tak jak się umawialiśmy. Proszę nam pokazać, jeśli jeszcze jakieś części lokalu wymagają szczególnej uwagi, dobrze? - Mike spróbował od razu przejść do rzeczy i przybrać ciepły, uspokajający ton. Kątem oka zerknął na Maeve, zdradzając pewną bezradność. Była kobietą, one są lepsze w... gadaniu i tym podobnych, może ona zdoła rozwiać obawy właściciela? Sam skierował się do półki, na której znajdował się egzemplarz Demaskowania przyszłości, otwierający przejście do sali z mugolskimi książkami. Stuknął różdżką w grzbiet książki. Należało ją pogłaskać, aby dostać się do dalszej części sklepu, ale dzięki jego pułapce stanie się to niemożliwe - a książka rozgrzeje się bez zmiany swojego wyglądu albo koloru, nie zdradzając niewtajemniczonym swojego położenia. Tonks wiedział jednak, że jeśli ktoś wie już jakiego tomu szukać, Nierusz tylko opóźni jego działania. Potrzebowali więcej pułapek.
nakładam pułapkę Nierusz
Can I not save one
from the pitiless wave?
Pokiwała krótko głową, gdy auror - czy raczej były auror, wszak oboje byli w podobnej sytuacji, wraz z początkiem kwietnia ich sytuacja zawodowa uległa diametralnej zmianie - w oszczędnych słowach i bez zbędnych powitań upewnił się, że wszystko w porządku. - Tak, dzisiaj tak - odpowiedziała równie lakonicznie, wyginając przy tym usta w bladym, krzywym uśmiechu. Wspomnienie patrolu, na który wczoraj niemalże wpadła, mroziło jej krew w żyłach. Zdołałaby ich okłamać, omamić, czy raczej zabraliby ją do Tower...? - Nikt mnie nie śledził - dodała, dostrzegając jego czujny, sięgający gdzieś za jej plecy wzrok; przemierzając kolejne uliczki nie tylko dbała o to, by nie zwracać na siebie uwagi innych, ale i uważnie obserwowała mijanych czarodziejów, a także - nasłuchiwała czegokolwiek, co mogło wydać się niepokojące, dziwne, inne. Była jednak praktycznie pewna, że na tyle wprawnie wmieszała się w tłum, a później niepostrzeżenie przemykała mniej uczęszczanymi odnogami miejskiego labiryntu, że nikt nie zawracał sobie głowy akurat nią.
- Dzień dobry - przywitała się grzecznie, modulując głos tak, by brzmiał przyjemnie i miło. Znów czuła się tak, jak gdyby była na służbie; nie liczyło się to, jaki ma nastrój, że obawia się wykrycia, a jedynie wrażenie, jakie chciała na nich sprawić. Musieli odchodzić od zmysłów, musieli drżeć o swe bezpieczeństwo, inaczej nie szukaliby pomocy z nakładaniem pułapek. Ilu było podobnych przedsiębiorców? Kątem oka zerknęła ku twarzy górującego nad nią wzrostem Tonksa, posyłając mu przelotne ostrzegawcze spojrzenie; rozumiała, że podanie jakiejkolwiek informacji dotyczącej jej tożsamości miało uspokoić wyraźnie poddenerwowanego właściciela księgarenki, lecz temat porzucenia pracy w ministerstwie był świeżą, a do tego niezwykle bolesną raną. - Proszę nam zaufać, jesteśmy po pana stronie. I obiecuję, że dołożymy wszelkich starań, żeby zabezpieczyć całą księgarnię zaklęciami, które mogą nie tylko zaalarmować pana w przypadku pojawienia się intruza, ale i, na przykład, wytworzyć wierną iluzję pana osoby. Dzięki temu, w razie takiej potrzeby, zyskałby pan więcej czasu na opuszczenie terenu księgarni. - Starała się odgonić ewentualne wątpliwości podstarzałego czarodzieja, żałując przy tym, że nie była w stanie sięgnąć po bardziej zaawansowane, wymagające odpowiedniej wiedzy teoretycznej zabezpieczenia. Odkąd asystowała Jaydenowi przy obłożeniu domu pułapkami, gryzła się z tym, że w trakcie swego strażniczego szkolenia zaniedbała inne dziedziny, które teraz mogłyby okazać się naprawdę przydatne. A gdyby jednak pomagała ojcu w badaniach? Czy cokolwiek wyglądałoby inaczej? Lepiej? - To, co pan robi, jest naprawdę ważne - dodała, bezwiednie odgarniając opadającą na oczy grzywkę i spoglądając w stronę Michaela, który zajmował się akurat książką będącą kluczem do przełamania magicznej zasłony oddzielającej ich od kontrowersyjnych dzieł autorów mugolskiego pochodzenia.
Po krótkiej konsultacji z właścicielem Maeve podjęła się nałożenia na pomieszczenie pułapki mającej stworzyć iluzję jego sylwetki; w zamierzeniu miała ona pytać o zamiary intruzów i nie stwarzać problemów, by sprawiać wrażenie jak najbliższe prawdzie. W ten sposób starszy czarodziej zyskałby czas na rzucenie zaklęcia, ukrycie się lub ucieczkę.
| nakładam Widzimisię - iluzja właściciela będzie pytać o zamiary intruzów, a przy tym nie stwarzać problemów
- Dzień dobry - przywitała się grzecznie, modulując głos tak, by brzmiał przyjemnie i miło. Znów czuła się tak, jak gdyby była na służbie; nie liczyło się to, jaki ma nastrój, że obawia się wykrycia, a jedynie wrażenie, jakie chciała na nich sprawić. Musieli odchodzić od zmysłów, musieli drżeć o swe bezpieczeństwo, inaczej nie szukaliby pomocy z nakładaniem pułapek. Ilu było podobnych przedsiębiorców? Kątem oka zerknęła ku twarzy górującego nad nią wzrostem Tonksa, posyłając mu przelotne ostrzegawcze spojrzenie; rozumiała, że podanie jakiejkolwiek informacji dotyczącej jej tożsamości miało uspokoić wyraźnie poddenerwowanego właściciela księgarenki, lecz temat porzucenia pracy w ministerstwie był świeżą, a do tego niezwykle bolesną raną. - Proszę nam zaufać, jesteśmy po pana stronie. I obiecuję, że dołożymy wszelkich starań, żeby zabezpieczyć całą księgarnię zaklęciami, które mogą nie tylko zaalarmować pana w przypadku pojawienia się intruza, ale i, na przykład, wytworzyć wierną iluzję pana osoby. Dzięki temu, w razie takiej potrzeby, zyskałby pan więcej czasu na opuszczenie terenu księgarni. - Starała się odgonić ewentualne wątpliwości podstarzałego czarodzieja, żałując przy tym, że nie była w stanie sięgnąć po bardziej zaawansowane, wymagające odpowiedniej wiedzy teoretycznej zabezpieczenia. Odkąd asystowała Jaydenowi przy obłożeniu domu pułapkami, gryzła się z tym, że w trakcie swego strażniczego szkolenia zaniedbała inne dziedziny, które teraz mogłyby okazać się naprawdę przydatne. A gdyby jednak pomagała ojcu w badaniach? Czy cokolwiek wyglądałoby inaczej? Lepiej? - To, co pan robi, jest naprawdę ważne - dodała, bezwiednie odgarniając opadającą na oczy grzywkę i spoglądając w stronę Michaela, który zajmował się akurat książką będącą kluczem do przełamania magicznej zasłony oddzielającej ich od kontrowersyjnych dzieł autorów mugolskiego pochodzenia.
Po krótkiej konsultacji z właścicielem Maeve podjęła się nałożenia na pomieszczenie pułapki mającej stworzyć iluzję jego sylwetki; w zamierzeniu miała ona pytać o zamiary intruzów i nie stwarzać problemów, by sprawiać wrażenie jak najbliższe prawdzie. W ten sposób starszy czarodziej zyskałby czas na rzucenie zaklęcia, ukrycie się lub ucieczkę.
| nakładam Widzimisię - iluzja właściciela będzie pytać o zamiary intruzów, a przy tym nie stwarzać problemów
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
Ugryzł się lekko w język, czując na sobie wzrok Maeve i przypominając sobie, że nie ustalili nic na temat dzielenia się szczegółami z jej życia z nieznajomymi, nawet tymi potrzebującymi. Skinął jej głową, ledwo dostrzegalnie dla księgarza, acz przepraszająco. Nigdy nie podałby nikomu jej nazwiska, a zapewnianie o swoim doświadczeniu zawodowym i zerwaniu więzi z Ministerstwem zawsze zdawało się uspokajać nieufnych zwolenników Longbottoma. Clearwater nie musiała jednak o tym wiedzieć, nie należała przecież ani do Zakonu Feniksa ani do struktur eks-aurorów organizowanych przez Rinehearta. Czasem Tonks zastanawiał się, dlaczego Kieran nie wdrożył jeszcze w ich szeregi niektórych z pracowników innych departamentów, którzy pierwszego kwietnia odpowiedzieli na jego wezwanie i zostawili za sobą dotychczasowe życie. Niczym wzorowy pracownik ministerialnych struktur wychodził jednak z założenia, że szef wie więcej od niego i ma lepsze rozeznanie zarówno w kwestii priorytetyzowania nowych zadań, jak i osądu charakteru sojuszników.
Michael ufał Maeve, ale nie zaprosił jej tutaj ze względów politycznych, nie wiedząc zbyt wiele o jej przekonaniach. Czy współpracowała z Bones od dawna, czy też jej decyzja pierwszego kwietnia była jedynie wynikiem mieszanki przyzwoitości i emocji? Niezależnie od wszystkiego, pamiętał jak popsuł jej szyki w porcie, jak nieświadomie zgruchotał jej ambicję podczas marcowego pojedynku, i jak odważnie ruszyła by bronić mugolaków. To dlatego, potrzebując drugiej pary różdżki i spodziewając się zapłaty za nałożenie pułapek, zgłosił się akurat do niej. Nie sądził, by stali się przyjaciółmi ani że pomoc uspokoi jego sumienie, ale podejrzewał, że Clearwater może potrzebować dodatkowego źródła zarobku.
Obyśmy tylko nie wpadli przy tym w kłopoty - wyrzucał sobie, ale teraz, w murach księgarni byli bezpieczni, a wychodzenie z miasta zdawało się prostsze (przynajmniej dla Tonksa...) niż przedostawanie się do środka.
Na moment skupił się na nakładaniu pułapki - do Clearwater wrócił wzrokiem dopiero na jej ostatnie słowa. Uśmiechnął się pod nosem, słysząc jak czarownica o niemugolskiej krwi chwali księgarza za jego pracę.
-Chodź, pokażę ci coś. - gestem zachęcił Maeve, by do niego dołączyła, a potem otworzył zabezpieczone uprzednio przejście do ukrytego pokoju. Przed czarodziejami otworzyła się komnata wypełniona książkami napisanymi przez mugoli i mugolaków.
-To ten pokes musimy najbardziej zabezpieczyć. - mruknął do czarownicy, zastanawiając się, czy rozpozna któreś z zebranych tu nazwisk. Niektórzy autorzy-mugolacy byli autorami całkiem poczytnych pozycji; czy przed rokiem ktokolwiek kojarzył ich status czystości krwi?
Michael powiódł wzrokiem po pomieszczeniu i uśmiechnął się z nagłym sentymentem, muskając dłonią grzbiet Małego Księcia, jednej z całkowicie mugolskich książek, którą cenił. Własny egzemplarz dostał na osiemnaste urodziny od matki, która zdawała się już wtedy widzieć, jak pierworodny syn oddala się od mugolskiego świata. Opowieść o oswajaniu pewnego lisa i okrucieństwo pewnej róży poruszyły jego serce już wtedy, mogłyby być dobrą lekturą i teraz.
-To ładna książka - smutna, ale pokrzepiająca. Autor walczył na mugolskiej wojnie. - powiedział cicho, bardziej do siebie. Potem zamrugał i wyciągnął różdżkę.
-Nakładałaś kiedyś Nigdziebądź? Nauczyłem się tego ostatnio, odświeżając sobie podstawy numerologii. - zagadnął Maeve, niby tylko po to aby nawiązać rozmowę. Nie znał Clearwater dobrze, ale zdążył ją poznać na tyle dobrze, by się przy niej nie wymądrzać. Kobietom w Ministerstwie musiało być ciężko, a ona potrafiła okazać rozczarowanie zimnym spojrzeniem. Tym razem zależało mu jednak by patrzyła na to, jak nakłada pułapkę. Nie wiedział, gdzie Maeve się teraz podziewa i na ile bezpieczne jest to miejsce, ale to konkretne zabezpieczenie mogło bardzo się przydać pracownikom Ministerstwa.
-W numerologii istnieje teoria Ekspresji Zewnętrznej, wyrażonej za pomocą liczb. Jeśli dopasujemy takie liczby do pomieszczenia, możemy zamaskować jego wygląd - nie tyle za pomocą transmutacji, co białej magii, połączonej z prostymi obliczeniami... - wyjaśnił, na wypadek gdyby była to dla niej nowa wiedza. Potem rozejrzał się dokładnie po pomieszczeniu, usiłując oszacować odległość między poszczególnymi ścianami i znaleźć kilka punktów zaczepienia na półkach. Następnie przymknął oczy i skupił się na wyobrażeniu sobie opuszczonego, zaniedbanego pokoju z niemal pustymi półkami i starymi książkami o wyblakłych grzbietach. Powinna się tu także znaleźć wariacja Salvio Hexia, aby właściciel mógł się skryć w tych ścianach choćby na krótki czas. W połączeniu z zabezpieczeniem zamaskowanego wejścia, powinno to całkiem dobrze zabezpieczyć ten sekretny pokój.
nakładam pułapkę Nigdziebądź (opcm 25, numerologia I, pomieszczenie z mugolskimi książkami będzie wyglądać na opuszczone, a książki na nie-mugolskie).
Michael ufał Maeve, ale nie zaprosił jej tutaj ze względów politycznych, nie wiedząc zbyt wiele o jej przekonaniach. Czy współpracowała z Bones od dawna, czy też jej decyzja pierwszego kwietnia była jedynie wynikiem mieszanki przyzwoitości i emocji? Niezależnie od wszystkiego, pamiętał jak popsuł jej szyki w porcie, jak nieświadomie zgruchotał jej ambicję podczas marcowego pojedynku, i jak odważnie ruszyła by bronić mugolaków. To dlatego, potrzebując drugiej pary różdżki i spodziewając się zapłaty za nałożenie pułapek, zgłosił się akurat do niej. Nie sądził, by stali się przyjaciółmi ani że pomoc uspokoi jego sumienie, ale podejrzewał, że Clearwater może potrzebować dodatkowego źródła zarobku.
Obyśmy tylko nie wpadli przy tym w kłopoty - wyrzucał sobie, ale teraz, w murach księgarni byli bezpieczni, a wychodzenie z miasta zdawało się prostsze (przynajmniej dla Tonksa...) niż przedostawanie się do środka.
Na moment skupił się na nakładaniu pułapki - do Clearwater wrócił wzrokiem dopiero na jej ostatnie słowa. Uśmiechnął się pod nosem, słysząc jak czarownica o niemugolskiej krwi chwali księgarza za jego pracę.
-Chodź, pokażę ci coś. - gestem zachęcił Maeve, by do niego dołączyła, a potem otworzył zabezpieczone uprzednio przejście do ukrytego pokoju. Przed czarodziejami otworzyła się komnata wypełniona książkami napisanymi przez mugoli i mugolaków.
-To ten pokes musimy najbardziej zabezpieczyć. - mruknął do czarownicy, zastanawiając się, czy rozpozna któreś z zebranych tu nazwisk. Niektórzy autorzy-mugolacy byli autorami całkiem poczytnych pozycji; czy przed rokiem ktokolwiek kojarzył ich status czystości krwi?
Michael powiódł wzrokiem po pomieszczeniu i uśmiechnął się z nagłym sentymentem, muskając dłonią grzbiet Małego Księcia, jednej z całkowicie mugolskich książek, którą cenił. Własny egzemplarz dostał na osiemnaste urodziny od matki, która zdawała się już wtedy widzieć, jak pierworodny syn oddala się od mugolskiego świata. Opowieść o oswajaniu pewnego lisa i okrucieństwo pewnej róży poruszyły jego serce już wtedy, mogłyby być dobrą lekturą i teraz.
-To ładna książka - smutna, ale pokrzepiająca. Autor walczył na mugolskiej wojnie. - powiedział cicho, bardziej do siebie. Potem zamrugał i wyciągnął różdżkę.
-Nakładałaś kiedyś Nigdziebądź? Nauczyłem się tego ostatnio, odświeżając sobie podstawy numerologii. - zagadnął Maeve, niby tylko po to aby nawiązać rozmowę. Nie znał Clearwater dobrze, ale zdążył ją poznać na tyle dobrze, by się przy niej nie wymądrzać. Kobietom w Ministerstwie musiało być ciężko, a ona potrafiła okazać rozczarowanie zimnym spojrzeniem. Tym razem zależało mu jednak by patrzyła na to, jak nakłada pułapkę. Nie wiedział, gdzie Maeve się teraz podziewa i na ile bezpieczne jest to miejsce, ale to konkretne zabezpieczenie mogło bardzo się przydać pracownikom Ministerstwa.
-W numerologii istnieje teoria Ekspresji Zewnętrznej, wyrażonej za pomocą liczb. Jeśli dopasujemy takie liczby do pomieszczenia, możemy zamaskować jego wygląd - nie tyle za pomocą transmutacji, co białej magii, połączonej z prostymi obliczeniami... - wyjaśnił, na wypadek gdyby była to dla niej nowa wiedza. Potem rozejrzał się dokładnie po pomieszczeniu, usiłując oszacować odległość między poszczególnymi ścianami i znaleźć kilka punktów zaczepienia na półkach. Następnie przymknął oczy i skupił się na wyobrażeniu sobie opuszczonego, zaniedbanego pokoju z niemal pustymi półkami i starymi książkami o wyblakłych grzbietach. Powinna się tu także znaleźć wariacja Salvio Hexia, aby właściciel mógł się skryć w tych ścianach choćby na krótki czas. W połączeniu z zabezpieczeniem zamaskowanego wejścia, powinno to całkiem dobrze zabezpieczyć ten sekretny pokój.
nakładam pułapkę Nigdziebądź (opcm 25, numerologia I, pomieszczenie z mugolskimi książkami będzie wyglądać na opuszczone, a książki na nie-mugolskie).
Can I not save one
from the pitiless wave?
Gdyby tylko wiedziała, że zwrócił się do niej z ofertą współpracy przez litość, mogłaby unieść się dumą, odtrącić wyciąganą do niej rękę. Niewątpliwie jednak potrzebowała pieniędzy - Tonks musiał być tego boleśnie świadomy, przecież sam był w takiej samej sytuacji, wygnany, pozbawiony stałego źródła dochodów, jeśli nie nawet gorszej. Jako członek biura aurorów musiał był jeszcze bardziej wystawiony niż ryzyko niż ona, przynajmniej tak sobie wmawiała; chciała wierzyć, że Ministerstwo nie będzie jej szukać, że zniknięcie jednej z pracownic wiedźmiej straży przejdzie bez większego echa. Jak sobie radził? Jak często chodził na takie wyprawy...? Uniosła wyżej brwi - które i tak zniknęły za opadającą na czoło grzywką - gdy Michael powiedział, że jej coś pokaże. W milczeniu skróciła dzielącą ich odległość; nałożyła już pułapkę, która miała tworzyć iluzję sylwetki właściciela, mogli więc ruszyć dalej, zastanowić się nad tym, jakie jeszcze zabezpieczenia mogły okazać się przydatne. Powinni zapytać, czy księgarnia posiadała jedno wejście, czy dało się opuścić ją jakimiś tylnymi drzwiami - najpierw jednak mogli rozejrzeć się po tajnej części lokalu. Zaczęła przyglądać się grzbietom kolejnych książek, wodząc wzrokiem od wyraźnych, złoconych liter do tych wytartych, ledwo dających się rozczytać... Na dłużej zatrzymała się przy pozycji, po którą sięgnął towarzysz - Mały Książę? Nie kojarzyła tej historii, lecz jej wiedza na temat literatury, zwłaszcza tej nienaukowej, była stosunkowo ograniczona. Pokiwała więc jedynie krótko głową, nie mogą zdobyć się na pociągnięcie Tonksa za język, wykazania zainteresowania tytułem, który zdawał się mieć dla niego jakieś specjalne znaczenie. Zamiast tego skupiła się na kolejnej wypowiedzi, na pułapce, której nazwę wymienił. - Nie, nigdy - przyznała cicho, próbując brzmieć przy tym neutralnie. Wiedziała, że ma zaległości; w trakcie pracy w wiedźmiej straży nie parała się nakładaniem pułapek, nie musiała wracać pamięcią do numerologii czy innych zaniedbywanych dziedzin magii. Teraz jednak żałowała, że pozwoliła sobie na zapomnienie rzeczy, które teraz mogły okazać się niezwykle przydatne. Przez krótką chwilę miotła się między chęcią udawania, że doskonale wie, o czym Tonks mówi, sprawiania wrażenia mądrzejszej niż w rzeczywistości a otwartym przyznaniem się do braków i poproszenia o wyjaśnienie. W końcu westchnęła, bardziej na siebie niż na niego, i na tyle cierpliwie, na ile była w stanie, odwróciła się ku Michaelowi. - Jak dopasowuje się takie liczby? I o czym jeszcze warto pamiętać? - dodała, siląc się na spokój. Nie chciała okazywać emocji, nawet jeśli odczuła przy tym ukłucie wstydu - a może irytacji. Niewiele później podwinęła rękawy szaty, mocniej ściskając trzymaną w dłoni różdżkę. Nie chciała porywać się na coś szczególnie trudnego, brakowało jej odpowiednich umiejętności, skupiła się więc na podstawach, które tak czy inaczej mogły okazać się cenne w przypadku nadejścia intruzów. Pomyślała o Muffliato; lepiej było uniemożliwić podsłuchiwanie czy oficjalnej części księgarni, czy tej tajnej, zawierającej mugolską literaturę.
| nakładam Muffliato
| nakładam Muffliato
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
Nietrudno było o litość, gdyż Tonks obawiał się, że to Maeve została pozostawiona całkowicie sama sobie. Może i z pozoru mogło się wydawać, że to on - mugolak z rozwiązanego departamentu - był w gorszej sytuacji, ale Clearwater nie wiedziała przecież, że aurorzy nadal działają. Tym razem bez wynagrodzenia, ale byli chociaż dla siebie systemem wsparcia. Rineheart załatwiał im jakieś fuchy w tartaku, Justine (a teraz również Kerstin) zawsze mogły dorabiać leczeniem, a w Oazie zawsze można było się przespać i coś zjeść. Wiedźmia strażniczka została zaś osierocona przez swój - w teorii wierny obecnie Malfoyowi - departament, a Tonks nie wiedział niczego o jej sytuacji rodzinnej. Był za to na tyle spostrzegawczy, by zauważyć brak obrączki. Nic dziwnego, mało kto działający w terenie budował zdrowe związki, przynajmniej wśród aurorów. Tym bardziej wśród kobiet, przecież nawet Carter i Rineheart nie było zawsze łatwo normalnie funkcjonować w ich własnym departamencie.
-Kiedyś profesor z Hogwartu podpowiedział mi... - zaczął w odpowiedzi na pytanie Maeve (i udając, że nie zauważa jej nieco niechętnego tonu), nieświadom, że Vane jest ich wspólnym znajomym. -...że możesz wyobrazić sobie jakby mapę, mówił to przy objaśnieniach uruchamiania świstoklików, ale podobne podejście pomaga mi też przy nakładaniu pułapek. Poprawne uruchomienie świstoklika wiąże się z określeniem miejsca punktu docelowego, odległości. Oparta na numerologii pułapka wciąż wymaga określenia odległości, choć mniejszych - czy to powierzchni klamki, czy to powierzchni pomieszczenia, to właśnie te powierzchnie należy oszacować, obliczyć. Tak, jakbyś decydowała... nie wiem, iloma puszkami farby pomalować salon. - czy kobiety malują same swoje salony? Michael, przeprowadziwszy remont swojej chatki w lesie i gotujący się do porządków w nowym domu, był bardziej doświadczony niż przeciętna... dziewczyna. -Sama wiesz, jak chaotyczna bywa magia - numerologia pomaga ją uporządkować, przynajmniej mnie. Nie jestem ekspertem, ale tak jej używam. - dodał prostolinijnie. Odświeżył swoją wiedzę numerologiczną dopiero miesiąc temu, więc nie czuł się pewnie w roli nauczyciela - ale do nałożenia prostych pułapek nie trzeba było być ekspertem.
Urwał, zastanawiając się, czy są już gotowi, czy też powinien przeprowadzić Clearwater przez proces nakładania innej pułapki, dla przykładu. Dał jej moment na nałożenie Muffilato i zajrzał z powrotem do właściwego wnętrza księgarni. Właściciel stał za ladą, obserwując ich poczynania w sekretnym pokoju, a napotkawszy wzrok Tonksa - przywołał go gestem do siebie.
-Bardzo wam dziękuję. Zastanawiałem się jeszcze... cóż, cieszę się, że zadbaliście o bezpieczeństwo moje i moich "szczególnych" zbiorów, ale oprócz patroli, w Londynie wzmogły się także rabunki. Może moglibyście jakoś zabezpieczyć kasę i schowek na gotówkę? - poprosił cicho Michaela, a ten skinął głową.
-Nałożę coś, co przyklei rękę złodzieja do szufladki z gotówką, zanim zdąży ją otworzyć. - uśmiechnął się do właściciela. Odczekał chwilę, na wypadek gdyby Clearwater chciała podpatrzeć jego pracę, a potem zaczął nakładać Lepkie Ręce. Zwykle nakładał tą pułapkę na klamki drzwi, ale powinna zadziałać również jako zabezpieczenie kasy.
nakładam na uchwyt szufladki do kasy Lepkie Ręce (numero I, OPCM 25)
-Kiedyś profesor z Hogwartu podpowiedział mi... - zaczął w odpowiedzi na pytanie Maeve (i udając, że nie zauważa jej nieco niechętnego tonu), nieświadom, że Vane jest ich wspólnym znajomym. -...że możesz wyobrazić sobie jakby mapę, mówił to przy objaśnieniach uruchamiania świstoklików, ale podobne podejście pomaga mi też przy nakładaniu pułapek. Poprawne uruchomienie świstoklika wiąże się z określeniem miejsca punktu docelowego, odległości. Oparta na numerologii pułapka wciąż wymaga określenia odległości, choć mniejszych - czy to powierzchni klamki, czy to powierzchni pomieszczenia, to właśnie te powierzchnie należy oszacować, obliczyć. Tak, jakbyś decydowała... nie wiem, iloma puszkami farby pomalować salon. - czy kobiety malują same swoje salony? Michael, przeprowadziwszy remont swojej chatki w lesie i gotujący się do porządków w nowym domu, był bardziej doświadczony niż przeciętna... dziewczyna. -Sama wiesz, jak chaotyczna bywa magia - numerologia pomaga ją uporządkować, przynajmniej mnie. Nie jestem ekspertem, ale tak jej używam. - dodał prostolinijnie. Odświeżył swoją wiedzę numerologiczną dopiero miesiąc temu, więc nie czuł się pewnie w roli nauczyciela - ale do nałożenia prostych pułapek nie trzeba było być ekspertem.
Urwał, zastanawiając się, czy są już gotowi, czy też powinien przeprowadzić Clearwater przez proces nakładania innej pułapki, dla przykładu. Dał jej moment na nałożenie Muffilato i zajrzał z powrotem do właściwego wnętrza księgarni. Właściciel stał za ladą, obserwując ich poczynania w sekretnym pokoju, a napotkawszy wzrok Tonksa - przywołał go gestem do siebie.
-Bardzo wam dziękuję. Zastanawiałem się jeszcze... cóż, cieszę się, że zadbaliście o bezpieczeństwo moje i moich "szczególnych" zbiorów, ale oprócz patroli, w Londynie wzmogły się także rabunki. Może moglibyście jakoś zabezpieczyć kasę i schowek na gotówkę? - poprosił cicho Michaela, a ten skinął głową.
-Nałożę coś, co przyklei rękę złodzieja do szufladki z gotówką, zanim zdąży ją otworzyć. - uśmiechnął się do właściciela. Odczekał chwilę, na wypadek gdyby Clearwater chciała podpatrzeć jego pracę, a potem zaczął nakładać Lepkie Ręce. Zwykle nakładał tą pułapkę na klamki drzwi, ale powinna zadziałać również jako zabezpieczenie kasy.
nakładam na uchwyt szufladki do kasy Lepkie Ręce (numero I, OPCM 25)
Can I not save one
from the pitiless wave?
Nie wiedziała, jak i kto działa, choć domyślała się, że biuro aurorów może próbować kontynuować swą misję poza murami Ministerstwa. Odłączyli się jednomyślnie, jako cały organ, zaś gdzieś wciąż przebywał przecież strącony z piedestału minister Longbottom – choć czasem zapominała o jego osobie, zbyt zajęta na skupianiu się na najbliższym otoczeniu, najbardziej palących problemach. Gdzie był Kai? Czy ich rodzice byli bezpieczni? Czy ktokolwiek mógł próbować jej szukać, miała się czego obawiać…? Nie podejrzewała nawet, że kiedy Michael mówił o profesorze z Hogwartu, miał na myśli Jaydena; myślała raczej o czarodzieju odpowiedzialnym za prowadzenie tego przedmiotu za jej czasów, a którego nazwiska nie potrafiła sobie teraz przypomnieć. Zmarszczyła brwi w reakcji na wykład towarzysza; próbowała wyobrazić sobie mapę, połączyć poznawaną właśnie teorię z praktyką. W końcu nakładała już kilka pułapek, jednak stosunkowo prostych, nieskomplikowanych. Postępowała w ich przypadku intuicyjnie, mogła poświęcić na nie tak dużo czasu, ile tylko chciała; Vane, z którym wtedy współpracowała, nie popędzał, samemu skupiając się na swoich znacznie bardziej zaawansowanych zabezpieczeniach. – Wydaje mi się, że rozumiem – mruknęła, wodząc wzrokiem po stojących najbliżej regałach, a później ponad nimi, ku ścianom tajnej części księgarni. Poświęciła chwilę na wizualizowanie sobie planu pomieszczenia; żałowała, że nie wzięła ze sobą notatnika, mogłaby spróbować wykonać szybki szkic – zasada jednak była ta sama. Tak przynajmniej przypuszczała, odnajdując najłatwiejszy sposób na połączenie numerologicznej zasady z czymś, co było dla niej znajome i naturalne. – Czy czytałeś gdzieś jeszcze o numerologii? Albo o samych zabezpieczeniach? Czy bazujesz jedynie na rozmowie z rzeczonym profesorem i uważasz, że jest to wiedza, która wystarcza do tego, czym właśnie się zajmujemy? – Powróciła spojrzeniem ku twarzy Tonksa, pozwalając sobie na krótki, blady uśmiech. Pamiętała o ich nieszczęsnym spotkaniu w porcie, nie potrafiłaby zapomnieć o tym, jak przeszkodził w przesłuchiwaniu Gerarda, zniweczył jedyną okazję, by pociągnąć marynarza za język – z drugiej strony wiedziała jednak, że robił jej teraz grzeczność, że wcale nie musiał się do niej odzywać i dawać szansy na zarobek. Dlatego też starała się nie być aż tak niemiła, jak mogłaby.
Niewiele później cofnęli się do głównego pomieszczenia lokalu, podeszli bliżej lady, zgodnie z życzeniem właściciela. Czarownica pozwoliła Michaelowi na prowadzenie rozmowy, a także podejmowanie decyzji, co powinni jeszcze nałożyć; miał w tym dużo większe doświadczenie, nie zamierzała temu zaprzeczać. Kiedy zabrał się do pracy, z uwagą obserwowała jego ruchy, próbowała dosłyszeć inkantację. Później z kolei dopytała starszego czarodzieja o to, czy sklepik posiadał dodatkowe wyjścia, które również powinni zabezpieczyć. – Skoro mamy tylko główne wejście... Może w takim razie sprawię, żeby nikt nie mógł się tutaj aportować. – Zaproponowała, a kiedy zyskała pozwolenie obu mężczyzn, zajęła się ostrożnym tkaniem Tenuistis.
| nakładam Tenuistis, żeby nie dało się aportować w księgarni
Niewiele później cofnęli się do głównego pomieszczenia lokalu, podeszli bliżej lady, zgodnie z życzeniem właściciela. Czarownica pozwoliła Michaelowi na prowadzenie rozmowy, a także podejmowanie decyzji, co powinni jeszcze nałożyć; miał w tym dużo większe doświadczenie, nie zamierzała temu zaprzeczać. Kiedy zabrał się do pracy, z uwagą obserwowała jego ruchy, próbowała dosłyszeć inkantację. Później z kolei dopytała starszego czarodzieja o to, czy sklepik posiadał dodatkowe wyjścia, które również powinni zabezpieczyć. – Skoro mamy tylko główne wejście... Może w takim razie sprawię, żeby nikt nie mógł się tutaj aportować. – Zaproponowała, a kiedy zyskała pozwolenie obu mężczyzn, zajęła się ostrożnym tkaniem Tenuistis.
| nakładam Tenuistis, żeby nie dało się aportować w księgarni
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
-Miałem stary podręcznik z Hogwartu i kilka książek, które kupiłem jeszcze zanim... - urwał, wzruszając smętnie ramionami. -...kiedy jeszcze Londyn funkcjonował normalnie. Pierwsze skomplikowane pułapki nakładałem z książką u siebie, na wypadek gdyby coś nie wyszło. - przyznał szczerze, choć i wtedy nie był restrykcyjny jeśli chodzi o środki ostrożności i nie pracował w zupełnej samotności. Nie wierzył, by biała magia mogła kogoś naprawdę skrzywdzić, a nie zawsze mógł się uczyć i pracować, gdy Kerstin była poza domem. Wciąż było mu trudno przyzwyczaić się do świadomości, że najmłodsza Tonks nie jest już bezpiecznie zaszyta w mugolskim domku ich taty. Musiał pogodzić się z jej decyzją, ale podświadomie wolał, by jak najwięcej czasu spędzała w domu. Może i był staroświecki, ale chciał mieć na Kerstin oko. W końcu była jedyną osobą z ich rodziny buntowników, która ani nie władała magią, ani nie przeszła szkolenia aurorskiego.
-Próbowałem nadrobić zaległości już od kilku miesięcy, ale tak naprawdę zmobilizowałem się dopiero na początku kwietnia. W każdym razie, jeśli interesuje cię ten temat, mogę ci pożyczyć kilka tomów. Nie wgłębiałem się dokładnie w teorię, a o pułapkach traktuje tylko kilka rozdziałów. - zaproponował, ściszając głos, aby właściciel ich nie usłyszał. Nie wątpił, że i ta księgarnia ma kącik numerologiczny. Nie chciał jednak, by mężczyzna, któremu pomagali poczuł się zobowiązany do zapłaty w tomiszczach, a i Maeve wolała pewnie zapłatę w gotówce. Jeśli jednak sama uzna, że potrzebuje lektury jeszcze dzisiaj - droga otwarta. Sam Michael rozejrzał się po półkach z lekko ściśniętym sercem. Lubił czytać, od kilku miesięcy spędzał z lekturą każdy samotny wieczór (czyli... każdy wieczór). Teraz jednak miał u siebie rodzinę i czasu na czytanie zaczęło brakować. Pieniędzy też. Chętnie wyszedłby stąd z choć jedną nową lekturą, ale przybył tutaj zarabiać, a nie dokonywać impulsywnych zakupów. Westchnął, odczekał aż Maeve nałoży pułapkę (właściciel z entuzjazmem skinął głową na jej pomysł), a potem zamienił jeszcze kilka słów z księgarzem, upewniając się, czy ten jeszcze czegoś nie potrzebuje. W razie potrzeby mógł napisać do Tonksa, ale obaj zdawali sobie sprawę z konieczności szyfrowania listów.
W końcu właściciel wręczył Maeve i Michaelowi po małej sakiewce z monetami. Tonks nie przeliczył swojej działki. Choć przybył tutaj zarabiać, to zarazem miał poczucie, że robi zarazem coś potrzebnego i altruistycznego, a zatem nie powinien się zachowywać za bardzo biznesowo.
-Wyjdę pierwszy, osobno będziemy wzbudzać mniej podejrzeń. - zwrócił się do Maeve. Wiedział, że Clearwater jest ze swoim darem w mieście nieco bezpieczniejsza niż on ze swoją własną twarzą, ale...
-Napisz liścik, gdy opuścisz miasto, dobrze? - poprosił. Ta wyprawa to jego pomysł, będzie czuł się odpowiedzialny za wiedźmią strażniczkę, dopóki ta nie wróci do siebie. Nie wiedział zresztą nawet, czy ktoś czeka na nią w domu, czy ktokolwiek wzniósłby alarm, gdyby nigdy nie wróciła.
Potrząsnął lekko głową, chcąc odgonić posępne myśli, a potem posłał Maeve blady uśmiech.
-Dzięki za pomoc, Clearwater. - po tych słowach wyślizgnął się z księgarni i ostrożnie ruszył w drogę po zaułkach miasta, ku wyjściu z Londynu.
/zt
-Próbowałem nadrobić zaległości już od kilku miesięcy, ale tak naprawdę zmobilizowałem się dopiero na początku kwietnia. W każdym razie, jeśli interesuje cię ten temat, mogę ci pożyczyć kilka tomów. Nie wgłębiałem się dokładnie w teorię, a o pułapkach traktuje tylko kilka rozdziałów. - zaproponował, ściszając głos, aby właściciel ich nie usłyszał. Nie wątpił, że i ta księgarnia ma kącik numerologiczny. Nie chciał jednak, by mężczyzna, któremu pomagali poczuł się zobowiązany do zapłaty w tomiszczach, a i Maeve wolała pewnie zapłatę w gotówce. Jeśli jednak sama uzna, że potrzebuje lektury jeszcze dzisiaj - droga otwarta. Sam Michael rozejrzał się po półkach z lekko ściśniętym sercem. Lubił czytać, od kilku miesięcy spędzał z lekturą każdy samotny wieczór (czyli... każdy wieczór). Teraz jednak miał u siebie rodzinę i czasu na czytanie zaczęło brakować. Pieniędzy też. Chętnie wyszedłby stąd z choć jedną nową lekturą, ale przybył tutaj zarabiać, a nie dokonywać impulsywnych zakupów. Westchnął, odczekał aż Maeve nałoży pułapkę (właściciel z entuzjazmem skinął głową na jej pomysł), a potem zamienił jeszcze kilka słów z księgarzem, upewniając się, czy ten jeszcze czegoś nie potrzebuje. W razie potrzeby mógł napisać do Tonksa, ale obaj zdawali sobie sprawę z konieczności szyfrowania listów.
W końcu właściciel wręczył Maeve i Michaelowi po małej sakiewce z monetami. Tonks nie przeliczył swojej działki. Choć przybył tutaj zarabiać, to zarazem miał poczucie, że robi zarazem coś potrzebnego i altruistycznego, a zatem nie powinien się zachowywać za bardzo biznesowo.
-Wyjdę pierwszy, osobno będziemy wzbudzać mniej podejrzeń. - zwrócił się do Maeve. Wiedział, że Clearwater jest ze swoim darem w mieście nieco bezpieczniejsza niż on ze swoją własną twarzą, ale...
-Napisz liścik, gdy opuścisz miasto, dobrze? - poprosił. Ta wyprawa to jego pomysł, będzie czuł się odpowiedzialny za wiedźmią strażniczkę, dopóki ta nie wróci do siebie. Nie wiedział zresztą nawet, czy ktoś czeka na nią w domu, czy ktokolwiek wzniósłby alarm, gdyby nigdy nie wróciła.
Potrząsnął lekko głową, chcąc odgonić posępne myśli, a potem posłał Maeve blady uśmiech.
-Dzięki za pomoc, Clearwater. - po tych słowach wyślizgnął się z księgarni i ostrożnie ruszył w drogę po zaułkach miasta, ku wyjściu z Londynu.
/zt
Can I not save one
from the pitiless wave?
- Rozumiem, rozsądnie – skomentowała lakonicznie, myślami będąc już gdzieś indziej, nie przy wzbudzającym mieszane uczucia Tonksie. Udało jej się zdobyć jakieś tytuły od Jaydena, zarówno te z zakresu historii magii oraz transmutacji, jak i wspomnianej numerologii. Do tych ostatnich nie zdążyła jeszcze zajrzeć, lecz niewątpliwie powinna nadrobić zaległości, poświęcić trochę czasu na zgłębienie choćby podstaw teorii magii, jeśli chciała kiedyś sięgnąć po bardziej skomplikowane zabezpieczenia. Nie wiedziała w końcu, jak będą wyglądać kolejne miesiące i w jaki sposób będzie musiała zarabiać na życie. – Och – mruknęła, nieco zaskoczona uprzejmą propozycją Michaela, na powrót skupiając przytomniejszy już wzrok na jego twarzy. – Nie dziwię się – odpowiedziała cicho; kwiecień i zmiany, które wraz z nim nadeszły, mobilizowały do wielu rzeczy również i ją. Sytuacja robiła się coraz poważniejsza, codziennie toczyły się walki, trudno byłoby to ignorować albo nie zdawać sobie sprawy z zagrożenia, które mogło ich spotkać na każdym kroku. – Dziękuję, w takim razie napiszę do ciebie, kiedy tylko będzie ku temu odpowiednia okazja – dodała równie cicho, ściszając głos na podobieństwo rozmówcy. Domyślała się, co może nim kierować, z tego też powodu nie miała zamiaru robić mu wbrew.
Wiedziała, że mężczyźni czekają, aż skończy nakładać wspomnianą pułapkę, że obserwują ją we względnym milczeniu, co tylko potęgowało odczuwane napięcie – mimo to nie zamierzała się śpieszyć. Wiedziała, że dokładność i ostrożność były niezwykle ważne w trakcie czarowania, nie chciałaby przecież popsuć Tenuistis tuż przed finiszem, by musieć zaczynać od samego początku. Dlatego też odetchnęła z ulgą dopiero wtedy, gdy magia odpowiedziała znajomym drganiem, a wnętrze księgarni stało się miejscem, z którego nie dało się aportować. Za zapłatę podziękowała właścicielowi krótkim skinieniem głowy, złożeniem ust w bladym uśmiechu; również nie przeliczyła zawartości otrzymanej sakiewki – niezależnie od tego, ile w niej było, miała wrócić do domu bogatsza choćby o kilka knutów.
Zatrzymała się w pół kroku, gdy auror zaproponował rozdzielenie się; miał rację, razem wzbudzaliby większe zainteresowanie niż osobno. Poza tym, o ile ona poruszała się po Londynie pod zmienioną twarzą, o tyle on mógł albo afiszować się z facjatą zdrajcy obecnej władzy, albo ciągle chować swe rysy pod kapturem – co również było podejrzane. – W porządku – przytaknęła, nie chcąc stawiać oporu; jego troska była nieoczekiwana, lecz z drugiej strony – siedzieli w tym razem. – Powodzenia. Jeśli nie odpiszesz, będę wiedziała, do kogo się z tym zwrócić – dodała; gdyby podejrzewała, że spotkało go coś złego, bezzwłocznie napisałaby do Justine. – To ja dziękuję – zakończyła cicho, nie będąc w stanie okazać swej wdzięczności w bardziej wylewny sposób. Odczekała chwilę, wymieniając z właścicielem księgarni jeszcze kilka słów, po czym i ona opuściła sklepik, chcąc opuścić Londyn możliwie jak najszybciej.
| zt
Wiedziała, że mężczyźni czekają, aż skończy nakładać wspomnianą pułapkę, że obserwują ją we względnym milczeniu, co tylko potęgowało odczuwane napięcie – mimo to nie zamierzała się śpieszyć. Wiedziała, że dokładność i ostrożność były niezwykle ważne w trakcie czarowania, nie chciałaby przecież popsuć Tenuistis tuż przed finiszem, by musieć zaczynać od samego początku. Dlatego też odetchnęła z ulgą dopiero wtedy, gdy magia odpowiedziała znajomym drganiem, a wnętrze księgarni stało się miejscem, z którego nie dało się aportować. Za zapłatę podziękowała właścicielowi krótkim skinieniem głowy, złożeniem ust w bladym uśmiechu; również nie przeliczyła zawartości otrzymanej sakiewki – niezależnie od tego, ile w niej było, miała wrócić do domu bogatsza choćby o kilka knutów.
Zatrzymała się w pół kroku, gdy auror zaproponował rozdzielenie się; miał rację, razem wzbudzaliby większe zainteresowanie niż osobno. Poza tym, o ile ona poruszała się po Londynie pod zmienioną twarzą, o tyle on mógł albo afiszować się z facjatą zdrajcy obecnej władzy, albo ciągle chować swe rysy pod kapturem – co również było podejrzane. – W porządku – przytaknęła, nie chcąc stawiać oporu; jego troska była nieoczekiwana, lecz z drugiej strony – siedzieli w tym razem. – Powodzenia. Jeśli nie odpiszesz, będę wiedziała, do kogo się z tym zwrócić – dodała; gdyby podejrzewała, że spotkało go coś złego, bezzwłocznie napisałaby do Justine. – To ja dziękuję – zakończyła cicho, nie będąc w stanie okazać swej wdzięczności w bardziej wylewny sposób. Odczekała chwilę, wymieniając z właścicielem księgarni jeszcze kilka słów, po czym i ona opuściła sklepik, chcąc opuścić Londyn możliwie jak najszybciej.
| zt
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
Jedna z licznych szarych sów przemierzała tej nocy Londyn. Nie wyróżniała się niczym od innych pocztowych ptaków. Przeciętnej wielkości i szybkości, niosła w dziobie starannie zapieczętowany list. Leciała wysoko, nie zniżając lotu i nie zważając na świszczący dookoła wiatr. Gdy pod nią zaczęły migotać światła latarni, zapikowała w dół. Przez chwilę krążyła nad ulicami miasta, aby ostatecznie otworzyć dziób i wypuścić z niego list, który po chwili tańczenia w powietrzu opadł na ziemię.
Jeśli przechodzisz tu jako pierwszy pomiędzy 30 września a 4 października, możesz dostrzec leżący na promenadzie list. Jest zapieczętowany i zamknięty, wyraźnie w dobrym stanie. Jeśli go podniesiesz i przyjrzysz się tyłowi korespondencji, dostrzeżesz wypisane ładnym, ozdobnym pismem: Do Ciebie, przechodniu. Gdy otworzysz kopertę zalakowaną pieczęcią w kształcie gwiazdy, ujrzysz list, a w nim:
Jeśli przechodzisz tu jako pierwszy pomiędzy 30 września a 4 października, możesz dostrzec leżący na promenadzie list. Jest zapieczętowany i zamknięty, wyraźnie w dobrym stanie. Jeśli go podniesiesz i przyjrzysz się tyłowi korespondencji, dostrzeżesz wypisane ładnym, ozdobnym pismem: Do Ciebie, przechodniu. Gdy otworzysz kopertę zalakowaną pieczęcią w kształcie gwiazdy, ujrzysz list, a w nim:
Przeczytaj Do Ciebie
Mieszkańcu Londynu! Wojna odbiera to, co najcenniejsze.
Ostatnio z powodu działań prowadzonych na terenie Anglii życie stracili:
Łączymy się w żałobie i smutku z rodzinami, nie mogąc jednak powstrzymać się od pytania:
kto będzie następny?
Ostatnio z powodu działań prowadzonych na terenie Anglii życie stracili:
- Winston Pichard – emerytowany pracownik Ministerstwa Magii. Został zabity w trakcie ataku na czarodzieja mugolskiego pochodzenia. Jego morderca poinformował Ministerstwo listownie o miejscu popełnionego czynu i uciekł z miejsca zdarzenia.
- Edmund Rodgers – sklepikarz na Ulicy Śmiertelnego Nokturna. Został znaleziony martwy w jednym z parków. Zmarł na wskutek gwałtownego urazu głowy. W okolic znaleziono ślady po magicznym pojedynku.
- Daniel Wood – pracownik Ministerstwa Magii, który w lipcu sprzeciwił się swojemu przełożonemu, gdy ten rozkazał mu fizycznie ukarać mężczyznę nieposiadającego dokumentów. Jego ciało zostało znalezione dwa dni później, nosiło na sobie ślady czarnomagicznych tortur.
Łączymy się w żałobie i smutku z rodzinami, nie mogąc jednak powstrzymać się od pytania:
kto będzie następny?
I show not your face but your heart's desire
Strona 1 z 2 • 1, 2
Schronisko dla książek niechcianych
Szybka odpowiedź