Rosarium
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
Rosarium
Wyodrębniona reprezentacyjna część ogrodu pełni funkcję rosarium, przeróżne gatunki czerwonych róż ozdabiają rabaty oraz szklarnie, zachwycając aksamitnymi płatkami, przestrzegając ostrymi jak brzytwa kolcami i obezwładniając intensywnym kwiatowym zapachem. Rosarium mieściło się w ogrodach Chaetau Rose już przy pierwszym projekcie dworu w 1345 r. i od tamtej pory pozostało w praktycznie niezmienionym - choć znacznie powiększonym - kształcie. Dziś pomiędzy kamiennymi ścieżkami rośnie na rabatach rośnie około 300 gatunków róż, a wewnątrz szklarni - kolejne 100. Oprócz urokliwych spacerów i odpoczynku na trawie, czas można spędzać tak wewnątrz szklarni - raczej zimą z uwagi na podwyższoną temperaturę - gdzie znajdują się stoliki kawkowe wraz z krzesłami, jak i w urokliwej, obrośniętej pnącymi się różami białej altanie, wewnątrz której można przysiąść na kamiennych ławach i z której rozciąga się zachwycający widok na morze. Przy różach zwykle gnieździ się dużo zapylających owadów - zwłaszcza trzmieli i wielobarwnych motyli.
| 18 kwietnia 1957
Kroczył korytarzami Chateau Rose bez większego celu, zagłębiony w myślach, które coraz częściej wracały do tej samej osoby. Jasne włosy okalające śliczną twarz, pewność siebie, chart ducha i każde słowo kierowane do niego. Czuł się jakby ponownie, jak przed laty, zawładnęła każdą częścią jego ciała, jakby powietrze wokół niego było wypełnione jej zapachem, a każdy jej dotyk palił skórę. Kiedy wkradł się do niej... bez najmniejszego skrępowania obdarzyła jego usta pocałunkiem, choć wiedziała, że łamali wszelkie zasady. Nie potrafił postąpić inaczej. Czuł się winny, czuł, że łamie reguły, które dyktowały wieloletnie tradycje. Isabella Selwyn była mu pisana i tak miało pozostać, a niepokorne serce gnało do Avery z każdym oddechem, z każdym kolejnym tchnieniem. Zaczął rozważać rozmowę z Tristanem. Nie był w stanie sprawić, że Isabella będzie szczęśliwa u jego boku, bo wiedział, że dla Avery jest w stanie zrobić wszystko, złamać wszelkie reguły i zasady, nagiąć je do granic możliwości. Widział jej rozżalenie, kiedy powiedział, że tak właśnie musi być, a małżeństwo z Isabellą jest nieuniknione. Ranił ją, a chciał tylko i wyłącznie jej szczęścia.
Nogi zaprowadziły go do Rosarium. W różach od zawsze znajdywał ukojenie i tylko w tym miejscu był w stanie uporządkować swoje myśli. Jego szanowny kuzyn z pewnością nie byłby zadowolony z jego wahania i niepewności, ani tym bardziej z działania wbrew obowiązkowi powierzonemu Mathieu w grudniu. A jednak, czuł się zawiedziony, że te kilka miesięcy podzieliło wspólny los z Avery ponownie, przecież tak długo trwali blisko siebie, a jednak odlegle, nie mogąc tak po prostu sięgnąć po coś, co powinno mu się należeć z miejsca. Jej zniknięcie pokrzyżowało mu plany, stracił to... Małżeństwo z Isabellą nie doszło jeszcze do skutku, ślub miał się odbyć w czerwcu, więc jeśli rzeczywiście miałby zrobić cokolwiek, aby dopiąć swego szczęścia... będzie musiał działać szybko. Z drugiej strony, złożył obietnicę i złamanie jej było ujmą.
Cicho westchnął siadając na jednej z ławek, poprawił odzienie, zawieszając czekoladowe spojrzenie na kwiatach zaraz obok niego...
Kroczył korytarzami Chateau Rose bez większego celu, zagłębiony w myślach, które coraz częściej wracały do tej samej osoby. Jasne włosy okalające śliczną twarz, pewność siebie, chart ducha i każde słowo kierowane do niego. Czuł się jakby ponownie, jak przed laty, zawładnęła każdą częścią jego ciała, jakby powietrze wokół niego było wypełnione jej zapachem, a każdy jej dotyk palił skórę. Kiedy wkradł się do niej... bez najmniejszego skrępowania obdarzyła jego usta pocałunkiem, choć wiedziała, że łamali wszelkie zasady. Nie potrafił postąpić inaczej. Czuł się winny, czuł, że łamie reguły, które dyktowały wieloletnie tradycje. Isabella Selwyn była mu pisana i tak miało pozostać, a niepokorne serce gnało do Avery z każdym oddechem, z każdym kolejnym tchnieniem. Zaczął rozważać rozmowę z Tristanem. Nie był w stanie sprawić, że Isabella będzie szczęśliwa u jego boku, bo wiedział, że dla Avery jest w stanie zrobić wszystko, złamać wszelkie reguły i zasady, nagiąć je do granic możliwości. Widział jej rozżalenie, kiedy powiedział, że tak właśnie musi być, a małżeństwo z Isabellą jest nieuniknione. Ranił ją, a chciał tylko i wyłącznie jej szczęścia.
Nogi zaprowadziły go do Rosarium. W różach od zawsze znajdywał ukojenie i tylko w tym miejscu był w stanie uporządkować swoje myśli. Jego szanowny kuzyn z pewnością nie byłby zadowolony z jego wahania i niepewności, ani tym bardziej z działania wbrew obowiązkowi powierzonemu Mathieu w grudniu. A jednak, czuł się zawiedziony, że te kilka miesięcy podzieliło wspólny los z Avery ponownie, przecież tak długo trwali blisko siebie, a jednak odlegle, nie mogąc tak po prostu sięgnąć po coś, co powinno mu się należeć z miejsca. Jej zniknięcie pokrzyżowało mu plany, stracił to... Małżeństwo z Isabellą nie doszło jeszcze do skutku, ślub miał się odbyć w czerwcu, więc jeśli rzeczywiście miałby zrobić cokolwiek, aby dopiąć swego szczęścia... będzie musiał działać szybko. Z drugiej strony, złożył obietnicę i złamanie jej było ujmą.
Cicho westchnął siadając na jednej z ławek, poprawił odzienie, zawieszając czekoladowe spojrzenie na kwiatach zaraz obok niego...
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Nie tylko Mathieu w urokliwym rosarium odnajdywał ukojenie zmartwień. Upajający zapach róż, czerwień ich płatków, działały jak balsam dla duszy w przypadku każdego syna i córki Rosierów, którym kwiaty te były tak bliskie. Fantine od najmłodszych lat uwielbiała spędzać tu czas, wyobrażając sobie, że ten zaczarowany ogród to jej własne królestwo. Pulchne trzmiele służyły małej damie jako strażnicy, zaś wielobarwne motyle nazywała swymi dworzanami. Dyrygowała wszystkimi, od samego początku zdradzając, że wrodziła się w przodków ojca, ze swym naturalnie wyniosłym i niemal władczym tonem, skłonnością do wydawania poleceń.
Od dłuższego czasu Fantine cieszyła się jednak spokojem, sądziła, że podobnie układa się pozostałym krewnym, w których życiu nie mąciły już burze. Wszystko zmierzało ku lepszemu, czyż nie? Nowy Minister Magii robił porządki, z czego Tristan wydawał się zadowolony, a więc ona także; smoki w ich rodzinnym rezerwacie nie dręczyła już choroba, anomalie przeminęły, zbliżał się letni sezon towarzyski. Młoda Róża nie miała powodów do zmartwień większych niż skompletowanie nowej garderoby. Od dawna nie dręczyły ją już nawet koszmary po upiornej nocy na bezimiennej wyspie, którą przeżyła przed niemal rokiem, podstępem porwana do domu Fancourtów. Nie chciała wracać do tego pamięcią.
Spacerując urokliwymi ścieżkami rosarium na jednej z ławek dostrzegła krewniaka i od razu z ochotą ruszyła w jego stronę, ale wyraz jego twarzy szczerze ją zaniepokoił.
- Cóż to za zmartwiona mina, najdroższy kuzynie? - odezwała się łagodnym tonem Fantine, zwracając na siebie uwagę Mathieu, kiedy stanęła obok ze splecionymi przed sobą dłońmi. Jak zawsze elegancka - w eleganckiej, bladokremowej sukni ze zdobieniami ze złotych nici. Wysoko upięte, ciemne włosy odsłaniały łabędzią szyję i rubinowe kolczyki, które mieniły się w świetle wiosennego słońca. - Może masz ochotę na podwieczorek w moim towarzystwie? - zaproponowała. Za rogiem zaledwie mogli usiąść przy jednym ze stolików, w przyjemnym cieniu, zaś Prymulka gotowa była natychmiast podać im doskonała herbatę i doskonałe ciasteczka.
Miała jedynie nadzieję, że powód jego trosk, jakiekolwiek by nie były, nie miały związku z rezerwatem, czy problemami całej rodziny, o których dotychczas nikt jej jeszcze nie powiedział, że okaże się zaledwie prozaiczny. Za dwa miesiące miał wszak stanąć na ślubnym kobiercu! Powinien cieszyć się ostatnimi tygodniami stanu wolnego i w pełni korzystać z życia, nim pojmie za żonę urocza lady Selwyn.
Od dłuższego czasu Fantine cieszyła się jednak spokojem, sądziła, że podobnie układa się pozostałym krewnym, w których życiu nie mąciły już burze. Wszystko zmierzało ku lepszemu, czyż nie? Nowy Minister Magii robił porządki, z czego Tristan wydawał się zadowolony, a więc ona także; smoki w ich rodzinnym rezerwacie nie dręczyła już choroba, anomalie przeminęły, zbliżał się letni sezon towarzyski. Młoda Róża nie miała powodów do zmartwień większych niż skompletowanie nowej garderoby. Od dawna nie dręczyły ją już nawet koszmary po upiornej nocy na bezimiennej wyspie, którą przeżyła przed niemal rokiem, podstępem porwana do domu Fancourtów. Nie chciała wracać do tego pamięcią.
Spacerując urokliwymi ścieżkami rosarium na jednej z ławek dostrzegła krewniaka i od razu z ochotą ruszyła w jego stronę, ale wyraz jego twarzy szczerze ją zaniepokoił.
- Cóż to za zmartwiona mina, najdroższy kuzynie? - odezwała się łagodnym tonem Fantine, zwracając na siebie uwagę Mathieu, kiedy stanęła obok ze splecionymi przed sobą dłońmi. Jak zawsze elegancka - w eleganckiej, bladokremowej sukni ze zdobieniami ze złotych nici. Wysoko upięte, ciemne włosy odsłaniały łabędzią szyję i rubinowe kolczyki, które mieniły się w świetle wiosennego słońca. - Może masz ochotę na podwieczorek w moim towarzystwie? - zaproponowała. Za rogiem zaledwie mogli usiąść przy jednym ze stolików, w przyjemnym cieniu, zaś Prymulka gotowa była natychmiast podać im doskonała herbatę i doskonałe ciasteczka.
Miała jedynie nadzieję, że powód jego trosk, jakiekolwiek by nie były, nie miały związku z rezerwatem, czy problemami całej rodziny, o których dotychczas nikt jej jeszcze nie powiedział, że okaże się zaledwie prozaiczny. Za dwa miesiące miał wszak stanąć na ślubnym kobiercu! Powinien cieszyć się ostatnimi tygodniami stanu wolnego i w pełni korzystać z życia, nim pojmie za żonę urocza lady Selwyn.
Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Nie chciał zmartwiać najbliższych swoimi problemami. Kłębiące się w jego głowie burzliwe chmury utrudniały mu kontakt z kimkolwiek. Zawsze był milczkiem, odzywał się z konieczności, nie nadużywając zbędnych słów. Wszyscy o tym wiedzieli i akceptowali go takim, jakim był. Może gdyby jego rodzice mieli więcej dzieci, Mathieu byłby inny. Może gdyby ojciec nie odszedł tak wcześnie, wszystko potoczyłoby się inaczej. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że może liczyć na kuzynostwo, które od najmłodszych lat było jego wsparciem. Nie chciał jednak nadużywać ich dobroci, nie chciał zadręczać swoimi kłopotami, dlatego uciekał szukając ukojenia w samotni, jak tylko mógł chowając się przed nimi. Nie zawsze jednak dane mu było zataić wszelkie problemy. Kuzynka, która zjawiła się w Rosarium od razu zauważyła, że coś jest nie w porządku, a on wiedział, że robienie dobrej miny do złej gry i udawanie, że problemy go nie dotyczą nie miało najmniejszego sensu.
- Twoje towarzystwo jest mi zawsze najmilsze, najdroższa kuzynko. - odparł z delikatnym uśmiechem, starając się uniknąć bezpośredniej odpowiedzi. Nie chciał o tym mówić, nie chciał pokazać, że się waha i jest niepewny. To nie było pożądane wśród Lordów takich jak on. Chciałby czasem być jak jego starszy kuzyn, operować słowem w ten wyjątkowy sposób, stąpać po ziemi tak twardo jak on. Mathieu miał nieco inny charakter, różnili się od siebie, ale nie brakowało mu ikry czy zapału, nie spoczywał na laurach, nie poddawał się. Ta sytuacja jednak nie była walką... nie wszystko można było traktować w tych kategoriach.
Wizja wspólnego posiłku i rozmowy była niewątpliwie przyjemna. Znaleźli się przy stoliku, gdzie oboje usiedli, zajmując miejsca i oczekując na służbę, która zagwarantuje im odpowiednio przygotowany posiłek. Spojrzał na Fantine... Ona jedna wiedziała co łączyło go z Callistą i jak wielkie nadzieje żywił wobec jej osoby, los jednak skutecznie rozdzielał go z panną Avery, rzucając kolejny kłody pod nogi. Nie był pewien czy powinien mówić o swoim zawahaniu, złożył obietnicę, która miała przynieść Rosierom bardzo wiele korzyści, nie mógł jej złamać przez głupie zawahanie.
- Callista Avery wróciła do kraju. - powiedział w końcu, nie patrząc na kuzynkę. Wpatrywał się uparcie w swoje dłonie. Bawił się sygnetem na palcu, unikając kontaktu wzrokowego. Dopiero po długiej przerwie podniósł wzrok i spojrzał w oczy kuzynki. - Jak zapewne się domyślasz, w obliczu obietnicy złożonej Selwynom, nie jest to dla mnie łatwe. - dodał jeszcze. Fantine go zrozumie, tego był pewien.
- Twoje towarzystwo jest mi zawsze najmilsze, najdroższa kuzynko. - odparł z delikatnym uśmiechem, starając się uniknąć bezpośredniej odpowiedzi. Nie chciał o tym mówić, nie chciał pokazać, że się waha i jest niepewny. To nie było pożądane wśród Lordów takich jak on. Chciałby czasem być jak jego starszy kuzyn, operować słowem w ten wyjątkowy sposób, stąpać po ziemi tak twardo jak on. Mathieu miał nieco inny charakter, różnili się od siebie, ale nie brakowało mu ikry czy zapału, nie spoczywał na laurach, nie poddawał się. Ta sytuacja jednak nie była walką... nie wszystko można było traktować w tych kategoriach.
Wizja wspólnego posiłku i rozmowy była niewątpliwie przyjemna. Znaleźli się przy stoliku, gdzie oboje usiedli, zajmując miejsca i oczekując na służbę, która zagwarantuje im odpowiednio przygotowany posiłek. Spojrzał na Fantine... Ona jedna wiedziała co łączyło go z Callistą i jak wielkie nadzieje żywił wobec jej osoby, los jednak skutecznie rozdzielał go z panną Avery, rzucając kolejny kłody pod nogi. Nie był pewien czy powinien mówić o swoim zawahaniu, złożył obietnicę, która miała przynieść Rosierom bardzo wiele korzyści, nie mógł jej złamać przez głupie zawahanie.
- Callista Avery wróciła do kraju. - powiedział w końcu, nie patrząc na kuzynkę. Wpatrywał się uparcie w swoje dłonie. Bawił się sygnetem na palcu, unikając kontaktu wzrokowego. Dopiero po długiej przerwie podniósł wzrok i spojrzał w oczy kuzynki. - Jak zapewne się domyślasz, w obliczu obietnicy złożonej Selwynom, nie jest to dla mnie łatwe. - dodał jeszcze. Fantine go zrozumie, tego był pewien.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Mathieu zawsze był im wszystkim niezwykle bliski, choć różnił się od nich bardziej, niż ich czwórka między sobą. Tristan, Marianne, Melisande i Fantine zawsze byli ze sobą bardzo zżyci i dzielili się między sobą swoimi sekretami, podczas gdy ich drogi kuzyn zawsze był bardziej milczący i zamknięty w sobie. Najmłodsza Róża wiedziała jednak jak go podejść i pociągnąć za język, wiedząc, że każdy potrzebuje wsparcia i kogoś, komu mógłby się zwierzyć - nawet lord! W jego siłę charakteru nigdy nie wątpiła, był przecież Rosierem, wychowano go, by stał się kolcem - ostrym i niebezpiecznym, twardym.
Odpowiedź kuzyna szczerze Fanny ucieszyła. Lubiła komplementy i doskonale o tym wiedział. Uśmiechnęła się promiennie, a kiedy wstał wsunęła rękę pod zaoferowane elegancko ramię, by ruszyli nieśpiesznie ścieżką rosarium w stronę jednego z misternie rzeźbionych stolików. Usiadła na odsuniętym przez niego krześle i klasnęła w dłonie. Pojawiła się skrzatka służąca w Chateau Rose, Prymulka, owinięta w czystą, kuchenną serwetę. Skłoniła się nisko i upewniła jedynie, czy ma podać podwieczorek. Kilka chwil później na stoliczku zmaterializowała się elegancka zastawa z porcelany i pełno łakoci. Patera ze słodkimi ciasteczkami i babeczkami, crème brûlée, desery z kremem i musem owocowym w maleńkich kieliszkach, croissanty z owocami - wszystko czego tylko mógł sobie życzyć. Mnogość deserów, by osłodzić odczuwany żal. W filiżankach zaś pojawiła się gorąca herbata. Fantine uniosła swoją, lecz natychmiast wróciła na porcelanowy spodeczek, kiedy Mathieu wyjawił jej powód swojego zmartwienia. Na bladej twarzy Róży natychmiast pojawił się wyraz zmartwienia.
- Och, kochany, to wiele wyjaśnia... - westchnęła ciężko, ze współczuciem, wyciągając ku niemu swe dłonie, by uścisnąć jego w wyrazie wsparcia. To musiało być dla niego wyjątkowo trudne. - Domyślam się... - dodała. Nie sądziła jedynie, że uczucie do lady Callisto jest wciąż tak silne, że wciąż spędza mu z powiek sen i mąci w głowie. Sytuacja wydawała się beznadziejna. Mathieu złożył wszak obietnicę, zawarto kontrakt małżeński, ceremonia zaślubin zbliżała się nieuchronnie, by połączyć Rosierów i Selwynów. Kuzyn zobowiązał się, że za jego sprawą dojdzie do tego sojuszu i nie mogło być inaczej. Nawet w przypadku lordów małżeństwa wcale nie były prostą sprawą. Niewielu miało to szczęście co Tristan, że mogli poślubić swą prawdziwą miłość. - Czy widzieliście się już? - spytała cicho. Lady Avery czuła do niego wciąż to samo? Gdyby tylko było inaczej... Może z czasem Mathieu by się z tym pogodził. - Nieposłuszne serce może podpowiadać ci niewłaściwe kroki, lecz wiesz, że musisz słuchać rozsądku - wyszeptała. Na pewno wiedział, że w grę nie wchodziło złamanie przysięgi i zerwanie zaręczyn z lady Isabellą.
Odpowiedź kuzyna szczerze Fanny ucieszyła. Lubiła komplementy i doskonale o tym wiedział. Uśmiechnęła się promiennie, a kiedy wstał wsunęła rękę pod zaoferowane elegancko ramię, by ruszyli nieśpiesznie ścieżką rosarium w stronę jednego z misternie rzeźbionych stolików. Usiadła na odsuniętym przez niego krześle i klasnęła w dłonie. Pojawiła się skrzatka służąca w Chateau Rose, Prymulka, owinięta w czystą, kuchenną serwetę. Skłoniła się nisko i upewniła jedynie, czy ma podać podwieczorek. Kilka chwil później na stoliczku zmaterializowała się elegancka zastawa z porcelany i pełno łakoci. Patera ze słodkimi ciasteczkami i babeczkami, crème brûlée, desery z kremem i musem owocowym w maleńkich kieliszkach, croissanty z owocami - wszystko czego tylko mógł sobie życzyć. Mnogość deserów, by osłodzić odczuwany żal. W filiżankach zaś pojawiła się gorąca herbata. Fantine uniosła swoją, lecz natychmiast wróciła na porcelanowy spodeczek, kiedy Mathieu wyjawił jej powód swojego zmartwienia. Na bladej twarzy Róży natychmiast pojawił się wyraz zmartwienia.
- Och, kochany, to wiele wyjaśnia... - westchnęła ciężko, ze współczuciem, wyciągając ku niemu swe dłonie, by uścisnąć jego w wyrazie wsparcia. To musiało być dla niego wyjątkowo trudne. - Domyślam się... - dodała. Nie sądziła jedynie, że uczucie do lady Callisto jest wciąż tak silne, że wciąż spędza mu z powiek sen i mąci w głowie. Sytuacja wydawała się beznadziejna. Mathieu złożył wszak obietnicę, zawarto kontrakt małżeński, ceremonia zaślubin zbliżała się nieuchronnie, by połączyć Rosierów i Selwynów. Kuzyn zobowiązał się, że za jego sprawą dojdzie do tego sojuszu i nie mogło być inaczej. Nawet w przypadku lordów małżeństwa wcale nie były prostą sprawą. Niewielu miało to szczęście co Tristan, że mogli poślubić swą prawdziwą miłość. - Czy widzieliście się już? - spytała cicho. Lady Avery czuła do niego wciąż to samo? Gdyby tylko było inaczej... Może z czasem Mathieu by się z tym pogodził. - Nieposłuszne serce może podpowiadać ci niewłaściwe kroki, lecz wiesz, że musisz słuchać rozsądku - wyszeptała. Na pewno wiedział, że w grę nie wchodziło złamanie przysięgi i zerwanie zaręczyn z lady Isabellą.
Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Jego kuzynostwo miało to szczęście, że mieli sobie, było ich całkiem sporo. On był jedynakiem, zawsze sam, choć mieszkając w Chateau razem z nimi, byli jak to rodzeństwo. Jego matka po jego urodzeniu nie mogła mieć więcej potomków, ojciec zmarł kiedy Mathieu był jeszcze dzieckiem. Dlatego był rad, że mógł liczyć na każde z nich i ta więź nie została zatarta, zniszczona. Byli sobie bliscy, łączyły ich wspólne kwestie i choć Mathieu różnił się od nich... czuł się przy nich naprawdę dobrze, wiedział, że jest na odpowiednim miejscu. Mógł porozmawiać z nimi o wszystkim, a jednak mimo szczerej przyjaźni z Tristanem, to Fantine była jego powierniczką. Wiedział, że u niej zawsze znajdzie wsparcie i nie będzie go oceniała. Nie był święty, nigdy tego nie twierdził, a każdy był skłonny do popełniania błędów. Fantine wiedziała o jego rozterkach, problemach i zagwozdkach. To z nią rozmawiał wtedy, mówiąc jak fantastyczną osobą jest Callista, a jednak młoda Avery był komuś obiecana. Przeplatanie się ich zaręczyn, najpierw ona, później on, do żadnego z planowanych hucznie ślubów nie doszło. Teraz po raz kolejny miał związane ręce, obietnicą złożoną Selwynom, ale wiedział, że Avery czeka na niego... tylko jego chce.
- Była w Chateau. Zaraz po swoim powrocie. Nie wiedziała o moich zaręczynach. - odpowiedział na jej pytanie. Widzieli się, a on nadal był dla niej najważniejszy. Nadal czuła do niego to samo, stęskniona i spragniona jego dotyku. A on jedyne co mógł zrobić to stać i walczyć sam ze sobą, aby nie pochwycić jej drobnego ciała w ramiona i nie zabrać gdzieś... gdziekolwiek, gdzie nikt niczego nie będzie mógł im zabronić.
- Wiem, Fantine... Nie złamię danej obietnicy, nawet jeśli miałoby mnie to kosztować tak wiele. - dodał jeszcze. Brzmiał, jakby słowa więzły mu w gardle, a gorycz wylewała się coraz bardziej. Obietnice były wiążące, to umowa między Tristanem i Morganą, na którą Mathieu przystał świadomie i dobrowolnie. To nie był przymus, wycofanie się byłoby ogromną głupotą. - Najgorsze jest to, że od kilku tygodni Isabella milczy, a brak odzewu z jej strony coraz bardziej pcha mnie w stronę Callisty. Ona mnie wysłucha... Będzie obok, jak będę potrzebował. Nie czuję tego będąc przy Isabelli. Nie wiem czy czuję cokolwiek. - dodał jeszcze, odwracając głowę w drugą stronę. Za późno na jakiekolwiek rozterki i rozważania. To nie ani czas, ani miejsce. - Wiem, że mi przejdzie. To zwyczajnie zbyt świeże. Nie musisz się martwić, nie postąpię wbrew nam... - dopowiedział, uśmiechając się lekko, kierując ciemne tęczówki w stronę kuzynki.
- Była w Chateau. Zaraz po swoim powrocie. Nie wiedziała o moich zaręczynach. - odpowiedział na jej pytanie. Widzieli się, a on nadal był dla niej najważniejszy. Nadal czuła do niego to samo, stęskniona i spragniona jego dotyku. A on jedyne co mógł zrobić to stać i walczyć sam ze sobą, aby nie pochwycić jej drobnego ciała w ramiona i nie zabrać gdzieś... gdziekolwiek, gdzie nikt niczego nie będzie mógł im zabronić.
- Wiem, Fantine... Nie złamię danej obietnicy, nawet jeśli miałoby mnie to kosztować tak wiele. - dodał jeszcze. Brzmiał, jakby słowa więzły mu w gardle, a gorycz wylewała się coraz bardziej. Obietnice były wiążące, to umowa między Tristanem i Morganą, na którą Mathieu przystał świadomie i dobrowolnie. To nie był przymus, wycofanie się byłoby ogromną głupotą. - Najgorsze jest to, że od kilku tygodni Isabella milczy, a brak odzewu z jej strony coraz bardziej pcha mnie w stronę Callisty. Ona mnie wysłucha... Będzie obok, jak będę potrzebował. Nie czuję tego będąc przy Isabelli. Nie wiem czy czuję cokolwiek. - dodał jeszcze, odwracając głowę w drugą stronę. Za późno na jakiekolwiek rozterki i rozważania. To nie ani czas, ani miejsce. - Wiem, że mi przejdzie. To zwyczajnie zbyt świeże. Nie musisz się martwić, nie postąpię wbrew nam... - dopowiedział, uśmiechając się lekko, kierując ciemne tęczówki w stronę kuzynki.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Choć dla każdego z potomków lorda Corentina i jego małżonki Cedriny epicentrum wszechświata zdawało się znajdować w nim samym, to nie wyobrażali sobie go bez pozostałych kwiatów róży. Cała czwórka była ze sobą zżyta, silnie związana, a strata Marianne, najstarszej z sióstr, nigdy miała nie zostać odżałowana. Potrzebowali się wzajemnie i miłowali ponad wszystko. Fantine zawsze współczuła kuzynowi osamotnienia w swej części rodziny, braku chociażby siostry, którą mógłby opiekować się tak jak Tristan troszczył się o nią i Melisande. Zawsze robili wszystko, by nie dawało mu się to we znaki, traktowali zdecydowanie bliżej niż innych krewnych, jak gdyby sam był synem Corentina i Cedriny. To Tristanowi Fantine ufała najmocniej, lecz i Mathieu był jej drogim przyjacielem, powiernikiem sekretów serca i żali. Cieszyło ją, że kuzyn traktuje ją tak samo - obdarzył ją dużym zaufaniem i naprawdę bardzo to ceniła.
- Ojej... Sama? Bez przyzwoitki? To nie była chyba oficjalna wizyta, czyż nie? - spytała Fantine, a pomiędzy ciemnymi brwiami pojawiła się zmarszczka zaskoczenia. Gdyby przecież tak było, to wiedziałaby o tym. Miała ciekawską naturę i niewiele spotkań towarzyskich w Chateau Rose (tych oficjalnych rzecz jasna) uchodziło jej uwadze. - To takie romantyczne... - westchnęła ze wzruszeniem. Trochę tak jakby czytała miłosny poemat, który za chwilę wyciśnie z jej zielonych oczu łzy.
Relacje pomiędzy Mathieu a lady Avery mogły wszak znaleźć się na kartach, lecz niestety dramatu - bo uczucie to nie mogło odnaleźć spełnienia. Najpierw jej rękę obiecano innemu, teraz zaś on zobowiązał się poślubić lady Selwyn. Niby nic niezwykłego w ich kręgach, wśród magicznej arystokracji, miłość pomiędzy małżonkami była czymś bardzo rzadkim, ale jakże rzadko można było odnaleźć prawdziwą miłość...
Kiwnęła głową, uspokojona słowami kuzyna, zapewniającego, że nie zamierza się wycofać. Był dorosłym i odpowiedzialnym mężczyzną. Tristan na nim polegał. Nie mógł działać emocjonalnie, poddać się porywom nieposłusznego serca.
- Wiesz, że nie musisz jej kochać - wyrzekła cicho, wyciągając ku niemu rękę i zaciskając swoje drobne palce na męskiej dłoni. - Ma dać ci dziedzica, godnie reprezentować ciebie i naszą rodzinę. To urocza dziewczyna, wydaje się rozsądna, rozsądniejsza niż jej krewni. Spróbuj się z nią... zaprzyjaźnić? A miłość... - ... a miłość możesz znaleźć poza małżeństwem, mówiło jej spojrzenie. Gdyby Callista nie nosiła tytułu szlacheckiego sprawa byłaby dużo prostsza, lecz jeśli poślubi innego lorda, a z pewnością tak będzie... Mathieu będzie cierpiał patrząc jak posiada ją inny mężczyzna, jemu zaś nie wolno się do niej zbliżyć.
- Niepielęgnowane uczucie usycha tak jak kwiat. Jeśli nie dane jest wam być razem, czy nie najlepszym wyjściem będzie unikanie lady Avery? - westchnęła z żalem, sugerując najrozsądniejsze wyjście z tej trudnej sytuacji.
- Ojej... Sama? Bez przyzwoitki? To nie była chyba oficjalna wizyta, czyż nie? - spytała Fantine, a pomiędzy ciemnymi brwiami pojawiła się zmarszczka zaskoczenia. Gdyby przecież tak było, to wiedziałaby o tym. Miała ciekawską naturę i niewiele spotkań towarzyskich w Chateau Rose (tych oficjalnych rzecz jasna) uchodziło jej uwadze. - To takie romantyczne... - westchnęła ze wzruszeniem. Trochę tak jakby czytała miłosny poemat, który za chwilę wyciśnie z jej zielonych oczu łzy.
Relacje pomiędzy Mathieu a lady Avery mogły wszak znaleźć się na kartach, lecz niestety dramatu - bo uczucie to nie mogło odnaleźć spełnienia. Najpierw jej rękę obiecano innemu, teraz zaś on zobowiązał się poślubić lady Selwyn. Niby nic niezwykłego w ich kręgach, wśród magicznej arystokracji, miłość pomiędzy małżonkami była czymś bardzo rzadkim, ale jakże rzadko można było odnaleźć prawdziwą miłość...
Kiwnęła głową, uspokojona słowami kuzyna, zapewniającego, że nie zamierza się wycofać. Był dorosłym i odpowiedzialnym mężczyzną. Tristan na nim polegał. Nie mógł działać emocjonalnie, poddać się porywom nieposłusznego serca.
- Wiesz, że nie musisz jej kochać - wyrzekła cicho, wyciągając ku niemu rękę i zaciskając swoje drobne palce na męskiej dłoni. - Ma dać ci dziedzica, godnie reprezentować ciebie i naszą rodzinę. To urocza dziewczyna, wydaje się rozsądna, rozsądniejsza niż jej krewni. Spróbuj się z nią... zaprzyjaźnić? A miłość... - ... a miłość możesz znaleźć poza małżeństwem, mówiło jej spojrzenie. Gdyby Callista nie nosiła tytułu szlacheckiego sprawa byłaby dużo prostsza, lecz jeśli poślubi innego lorda, a z pewnością tak będzie... Mathieu będzie cierpiał patrząc jak posiada ją inny mężczyzna, jemu zaś nie wolno się do niej zbliżyć.
- Niepielęgnowane uczucie usycha tak jak kwiat. Jeśli nie dane jest wam być razem, czy nie najlepszym wyjściem będzie unikanie lady Avery? - westchnęła z żalem, sugerując najrozsądniejsze wyjście z tej trudnej sytuacji.
Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
- Fantine... Oczywiście, że była z przyzwoitką. Nie obnosiliśmy się z tym spotkaniem. Z resztą, nie byłem wtedy u szczytu formy. - odparła na jej ekscytację. Szczerze mówiąc nawet Callista nie pokusiłaby się, aby bez żadnej kontroli zjawiać się w Chateau Rose, choć znając jej niepokorną duszę była zdolna do wszystkiego. Rzecz jasna zaryzykowałaby własne dobre imię, a nawet do tego była zdolna, jeśli chodziło o spotkania z nim. Zjawiła się z przyzwoitką, która grzecznie i posłusznie obserwowała, jak Mathieu z całkowitą powściągliwością po raz kolejny łamie serce jej Pani. Nie chciał tego robić, nie chciał, aby Lady Avery cierpiała tylko dlatego, że los po raz kolejny kpił sobie z ich uczucia. Jako jedna z niewielu osób zasługiwała na szczęście, a on musiał tak zwyczajnie pokazać się z najbardziej podłej strony, bo tak było najłatwiej... Najłatwiej i najbardziej idiotycznie jednocześnie, bo tego uczucia pomiędzy nimi nie dało się tak po prostu zabić.
- Wiem, że nigdy nie będę jej kochał. Nawet jeśli ona pragnęłaby, aby uczucie między nami płonęło. Isabella nigdy nie będzie Callistą i nigdy nie dam jej tego, czego oczekuje. - odparł na słowa kuzynki przecierając rękami twarz. Lady Selwyn tak bardzo chciała go poznać, tak pragnęła zgłębić tajniki jego duszy, poznać to, co zawarte w jego umyśle. A on nie potrafił tak po prostu otworzyć się przed nią, choć bardzo próbował. To nie tak, że po powrocie Callisty całkowicie przekreślił szanse Isabelli, zdecydowanie chciał kontynuować to co zaczęli... zaprzyjaźnić się. Czy to jednak to czego Isabella oczekiwałaby od niego? Przyjaźń, wydanie na świat jego potomka i reprezentowanie nazwiska. Nic więcej, to zupełnie tak, jakby cały ten układ był jej zadaniem do wykonanie. A on przecież doskonale widział jak bardzo pragnęła uczuć i emocji, jak łaknęła każdego objawu uczucia w jego osobie. A on nie dość, że milczał jak głaz, to jeszcze zachowywał się wyjątkowo sztywno. Z zaufaniem miał zawsze problem, próbował to zwalczyć i w jakikolwiek sposób pozwolić jej się zbliżyć, to nawet się udawało... Do ślubu zostało jeszcze trochę czasu, nie miał go zbyt wiele, jednak zawsze istniała szansa na powodzenie. Szansa na to, że wszystko ulegnie zmianie.
- Chciałbym, aby unikanie jej było takie proste. Uwierz mi, Callista Avery nie podda się bez walki, choćby miała komuś wyrwać serce żywcem. - odparł na jej słowa. To brutalne i nie wypadało tego mówić w towarzystwie damy, był jednak pewien, że Fantine zrozumie jego przesłanie. - W jej żyłach płynie krew Averych. Tego nie da się tak po prostu odsunąć na dalszy plan. Oby los jednak był dla mnie łaskawy i oszczędził mi... - dodał tylko kiwając lekko głową. No cóż, mógł jedynie liczyć, że wszystko ułoży się tak jak powinno.
- Wiem, że nigdy nie będę jej kochał. Nawet jeśli ona pragnęłaby, aby uczucie między nami płonęło. Isabella nigdy nie będzie Callistą i nigdy nie dam jej tego, czego oczekuje. - odparł na słowa kuzynki przecierając rękami twarz. Lady Selwyn tak bardzo chciała go poznać, tak pragnęła zgłębić tajniki jego duszy, poznać to, co zawarte w jego umyśle. A on nie potrafił tak po prostu otworzyć się przed nią, choć bardzo próbował. To nie tak, że po powrocie Callisty całkowicie przekreślił szanse Isabelli, zdecydowanie chciał kontynuować to co zaczęli... zaprzyjaźnić się. Czy to jednak to czego Isabella oczekiwałaby od niego? Przyjaźń, wydanie na świat jego potomka i reprezentowanie nazwiska. Nic więcej, to zupełnie tak, jakby cały ten układ był jej zadaniem do wykonanie. A on przecież doskonale widział jak bardzo pragnęła uczuć i emocji, jak łaknęła każdego objawu uczucia w jego osobie. A on nie dość, że milczał jak głaz, to jeszcze zachowywał się wyjątkowo sztywno. Z zaufaniem miał zawsze problem, próbował to zwalczyć i w jakikolwiek sposób pozwolić jej się zbliżyć, to nawet się udawało... Do ślubu zostało jeszcze trochę czasu, nie miał go zbyt wiele, jednak zawsze istniała szansa na powodzenie. Szansa na to, że wszystko ulegnie zmianie.
- Chciałbym, aby unikanie jej było takie proste. Uwierz mi, Callista Avery nie podda się bez walki, choćby miała komuś wyrwać serce żywcem. - odparł na jej słowa. To brutalne i nie wypadało tego mówić w towarzystwie damy, był jednak pewien, że Fantine zrozumie jego przesłanie. - W jej żyłach płynie krew Averych. Tego nie da się tak po prostu odsunąć na dalszy plan. Oby los jednak był dla mnie łaskawy i oszczędził mi... - dodał tylko kiwając lekko głową. No cóż, mógł jedynie liczyć, że wszystko ułoży się tak jak powinno.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Skinęła głową ze zrozumieniem i aprobatą, lecz usteczka podkreślone szminką wygięły się jakby w lekko zawiedzionej minie, że wbrew początkowym podejrzeniom towarzyszyła im przyzwoitka. Jako dobrze wychowana dama, wiedząca doskonale jak prowadzić się nienagannie, by nie narazić reputacji swojej i rodziny na hańbę, oczywiście przyjęła tę informację z radością - lecz jako wielbicielka romansów, młoda dziewczyna rozmiłowana w powieściach romantycznych, gdzie nic nie mogło stanąć na drodze prawdziwej miłości... Cóż, czuła lekką ekscytację na myśl, że łączące lady Avery i Mathieu uczucie mogło być na tyle silne, by łamać konwenanse. Czyż to nie wspaniałe, że lord Rosier wzbudzał w kobietach tak silne pragnienie, że byłyby gotowe narazić dla niego swoją reputację?
Fantine westchnęła lekko, z rozmarzeniem, marząc, że i ją niebawem przytrafi coś podobnego. Nie tak zawiła sytuacja z zaręczynami, rzecz jasna, ale prawdziwe uczucie, dzięki któremu poczuje znów motyle w brzuchu i mocniej zabije jej serce. O tym, że stanęłaby z tym mężczyzną na ślubnym kobiercu nie śmiała nawet marzyć. Miłość a małżeństwo to dwie różne rzeczy. Mathieu powinien o tym wiedzieć jeszcze lepiej od niej.
- Nie masz takiego obowiązku, Mathieu, to ona ma być ci posłuszną i wierną żoną, spełniać twoje oczekiwania - odpowiedziała Fantine. Może i miała lat niewiele, w wielu aspektach pozostawała niedojrzała i niewiele wiedziała o życiu, lecz dzięki swojej matce i jej wychowaniu spojrzenie na małżeństwo miała zaskakująco realne i świadome. Nie była tak naiwna jak Isabella Selwyn, być może sądząca, że połączy ją z mężem płomienne uczucie i miłość. W ich kręgach małżeństwo to umowa polityczna, inwestycja, sojusz - gdzie tu miejsce na uczucia?
- Ważne byście żyli w zgodzie i wychowali kolejne pokolenie pięknych róż o ostrych kolcach - dodała łagodnie. Isabella była urodziwą czarownicą, na pewno wzbudzała w mężczyznach pożądanie, w to, że Mathieu nie pragnie jej w swojej alkowie Fantine by nie uwierzyła.
Ciemne brwi Róży uniosły się, powstała między nimi zmarszczka zdziwienia, kiedy Mathieu stwierdził, że lady Callista będzie walczyć o niego jak lwica i nie podda się. Brzmiało to nieco... niepokojąco? Dziewczyna pewnie była szaleńczo zakochana w Mathieu, nic dziwnego, lecz czy matka nie nauczyła jej, że to mężczyzna winien starać się o kobietę?
- Może i nosi w sobie krew Averych, lecz wciąż musi być posłuszna woli nestora, a on z pewnością nie pozwoli, by przez uczucia dziewczątka ucierpiały stosunki pomiędzy naszymi rodzinami - odparła Fantine, rozsiadając się wygodniej, bo wiedziała, że dama tak młoda jak Callista niewiele mogła w wielkim świecie polityki, gdzie rządzili mężczyźni i nie interesowały ich miłostki.
Fantine westchnęła lekko, z rozmarzeniem, marząc, że i ją niebawem przytrafi coś podobnego. Nie tak zawiła sytuacja z zaręczynami, rzecz jasna, ale prawdziwe uczucie, dzięki któremu poczuje znów motyle w brzuchu i mocniej zabije jej serce. O tym, że stanęłaby z tym mężczyzną na ślubnym kobiercu nie śmiała nawet marzyć. Miłość a małżeństwo to dwie różne rzeczy. Mathieu powinien o tym wiedzieć jeszcze lepiej od niej.
- Nie masz takiego obowiązku, Mathieu, to ona ma być ci posłuszną i wierną żoną, spełniać twoje oczekiwania - odpowiedziała Fantine. Może i miała lat niewiele, w wielu aspektach pozostawała niedojrzała i niewiele wiedziała o życiu, lecz dzięki swojej matce i jej wychowaniu spojrzenie na małżeństwo miała zaskakująco realne i świadome. Nie była tak naiwna jak Isabella Selwyn, być może sądząca, że połączy ją z mężem płomienne uczucie i miłość. W ich kręgach małżeństwo to umowa polityczna, inwestycja, sojusz - gdzie tu miejsce na uczucia?
- Ważne byście żyli w zgodzie i wychowali kolejne pokolenie pięknych róż o ostrych kolcach - dodała łagodnie. Isabella była urodziwą czarownicą, na pewno wzbudzała w mężczyznach pożądanie, w to, że Mathieu nie pragnie jej w swojej alkowie Fantine by nie uwierzyła.
Ciemne brwi Róży uniosły się, powstała między nimi zmarszczka zdziwienia, kiedy Mathieu stwierdził, że lady Callista będzie walczyć o niego jak lwica i nie podda się. Brzmiało to nieco... niepokojąco? Dziewczyna pewnie była szaleńczo zakochana w Mathieu, nic dziwnego, lecz czy matka nie nauczyła jej, że to mężczyzna winien starać się o kobietę?
- Może i nosi w sobie krew Averych, lecz wciąż musi być posłuszna woli nestora, a on z pewnością nie pozwoli, by przez uczucia dziewczątka ucierpiały stosunki pomiędzy naszymi rodzinami - odparła Fantine, rozsiadając się wygodniej, bo wiedziała, że dama tak młoda jak Callista niewiele mogła w wielkim świecie polityki, gdzie rządzili mężczyźni i nie interesowały ich miłostki.
Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Jego droga kuzynka miała rację. Małżeństwo z Isabellą Selwyn było grą czystą politycznie i nie musiał obdarzać jej głębokim uczuciem, w zasadzie nie musiał jej darzyć żadnym uczuciem. Miała być jego posłuszną żoną i godnie reprezentować Róże, to był jej obowiązek wraz ze złożeniem przysięgi. Salamadra chciała mieć potężnego sojusznika, musiała godzić się na stawiane przez nich warunki. Jego obowiązkiem było wywiązanie się z danego słowa, z umowy, którą zawarli, a na którą on przystał. To nic, że będzie tęsknił za potajemnymi schadzkami z Avery i za jej absorbującą osobą, to nie miało znaczenia. Musiał dopełnić powierzonego mu przez Tristana zadania i spełnić się w roli męża i ojca, przedłużając tę gałąź rodu, do której należał. Tylko oni dwaj mogli przedłużyć ten ród, musiał więc zadbać o to, aby Róże były piękne i kwitły nawet w najmroczniejszych czasach. Nic innego nie było im teraz potrzebne.
- Przykre jest to, że wszystkie jesteście skazane na taki los, droga Fantine. - mruknął niespecjalnie zadowolony ze swoich słów. Jego kuzynkę również czekał ten los, choć z całego serca pragnąłby, aby jej związek małżeński nie był zbudowany na politycznym sojuszu, a między nią, a jej przyszłym mężem pojawiały się iskry. Po ślubie przejmie nazwisko męża, ale dla niego na zawsze będzie najdroższą kuzynką, siostrą, z którą może porozmawiać o wszystkich swoich problemach. Kobiety szlachetnie urodzone nie miały lekko w życiu, musiały godzić się na te wszystkie ustępstwa, słuchając Nestorów swych rodów bez zająknięcia.
- Z pewnością tak będzie... Niemniej jednak, liczę na to, że jej porywczy charakter w końcu ustąpi. Inaczej przez nią oszaleję... - zaśmiał się lekko, zmieniając nieco ton. Nie chciał się wiecznie dołować i przejmować tymi problemami. Nie chciał tym bardziej zrzucać tego na Fantine, nikt nie nakazał jej być odwiecznym spowiednikiem Mathieu. Najważniejsze, że mógł z nią swobodnie porozmawiać. - Ślub niebawem i na tym muszę się skupić. To wydarzenie towarzyskie powinno przyćmić wszystkie inne... - dodał. W końcu byli Rosierami, to musiało być wydarzenie roku! Przynajmniej tego sobie życzył. - Nie chcę zajmować Ci czasu... Sam też powinien iść niebawem do rezerwatu. - odrzekł dopijając herbatę. Podniósł się i z lekkim uśmiechem pocałował policzek kuzynki na pożegnanie. Później skierował się do wyjścia z Rosarium.
ZT
- Przykre jest to, że wszystkie jesteście skazane na taki los, droga Fantine. - mruknął niespecjalnie zadowolony ze swoich słów. Jego kuzynkę również czekał ten los, choć z całego serca pragnąłby, aby jej związek małżeński nie był zbudowany na politycznym sojuszu, a między nią, a jej przyszłym mężem pojawiały się iskry. Po ślubie przejmie nazwisko męża, ale dla niego na zawsze będzie najdroższą kuzynką, siostrą, z którą może porozmawiać o wszystkich swoich problemach. Kobiety szlachetnie urodzone nie miały lekko w życiu, musiały godzić się na te wszystkie ustępstwa, słuchając Nestorów swych rodów bez zająknięcia.
- Z pewnością tak będzie... Niemniej jednak, liczę na to, że jej porywczy charakter w końcu ustąpi. Inaczej przez nią oszaleję... - zaśmiał się lekko, zmieniając nieco ton. Nie chciał się wiecznie dołować i przejmować tymi problemami. Nie chciał tym bardziej zrzucać tego na Fantine, nikt nie nakazał jej być odwiecznym spowiednikiem Mathieu. Najważniejsze, że mógł z nią swobodnie porozmawiać. - Ślub niebawem i na tym muszę się skupić. To wydarzenie towarzyskie powinno przyćmić wszystkie inne... - dodał. W końcu byli Rosierami, to musiało być wydarzenie roku! Przynajmniej tego sobie życzył. - Nie chcę zajmować Ci czasu... Sam też powinien iść niebawem do rezerwatu. - odrzekł dopijając herbatę. Podniósł się i z lekkim uśmiechem pocałował policzek kuzynki na pożegnanie. Później skierował się do wyjścia z Rosarium.
ZT
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Słowa Mathieu wprawiły Różyczkę w lekkie osłupienie. Szerzej otworzyła oczy, uniosła brwi, z ust padło ciche Och, tak bardzo czuła się zaskoczona wygłoszonym przez kuzyna stwierdzeniem, że czekał ją przykry los jako żony. Bardzo rzadko słyszała coś podobnego, a jeszcze nigdy chyba z ust mężczyzny wywodzącego się z konserwatywnej arystokracji. W ich kręgach aranżowane małżeństwa były czymś absolutnie normalnym, tradycyjnym, koniecznym. Do niego przygotowywano Fantine od najmłodszych lat, matka nigdy nie pozwalała jej myśleć, że stanie na ślubnym kobiercu z miłości - własnie po to, aby uniknęła rozczarowania i nie cierpiała przez ten przykry los.
- Och, jestem pewna, że dzięki rozwadze i intuicji Tristana mój los bynajmniej nie będzie przykry, mój drogi - odpowiedziała łagodnie, uśmiechając się lekko, choć nie do końca wierzyła w swoje słowa. To, że starszy brat znajdzie dla niej odpowiedniego kandydata było więcej niż pewne - niezaprzeczalnie będzie to lord o dobrej pozycji, nienagannej reputacji i odpowiednich poglądach, ich małżeństwo zaś przyniesie korzyści dla obu rodzin. Pytanie jednak brzmiało, czy będzie dla niej dobry jako mężczyzna - co do tego nikt nie mógł mieć pewności. Niektóre szydła wychodzą z worka dopiero po ślubie.
Czy powinna jednak narzekać? Czy nie było to niewielką ceną za życie jakie miała? Za bogactwa, spełnianie wszelkich zachcianek i życzeń, pławienie się w luksusach i niekalanie swoich rąk pracą? Raczej nie. Żyła w bajce, będącej złotą klatką, ale mimo wszystko - bajce. Tak jak wszystko i ona miała swoją cenę.
- Radzisz sobie ze smokami, Mathieu. Miałbyś sobie nie poradzić ze zwykłą salamandrą? Nie wierzę w to - powiedziała rozbawionym tonem, kiedy kuzyn stwierdził, że mógłby oszaleć przez Isabellę Selwyn.
Któreż z nich mogło podejrzewać, że jedyną osobą, która miała przez nią oszaleć była ciotka? Poznała tę dziewczynę i wydawała się Fantine rozsądna, urocza, mądrzejsza niż jej szaleni krewni. Miała wobec niej uprzedzenia, ze względu na zdrajców w rodzinie, starała się je zwalczyć, bo Tristan wierzył w ratunek dla tej rodziny, naprawdę się starała... Mathieu miał poświęcić się najbardziej i szczerze mu współczuła.
- Zaślubiny na pewno będą piękne, a przyjęcie wspaniałe. Już ja o to zadbam! - zapewniła go Fantine gorąco; uwielbiała angażować się w organizację wszelkich przyjęć. - Nigdy nie zajmujesz mi czasu, Mathieu, jeśli tylko zechcesz porozmawiać... wiesz gdzie mnie szukać - powiedziała łagodnym tonem, nim pożegnali się ostatecznie.
Mathieu udał się do rezerwatu, Fantine zaś spędziła resztę słonecznego popołudnia w ogrodzie.
| zt
- Och, jestem pewna, że dzięki rozwadze i intuicji Tristana mój los bynajmniej nie będzie przykry, mój drogi - odpowiedziała łagodnie, uśmiechając się lekko, choć nie do końca wierzyła w swoje słowa. To, że starszy brat znajdzie dla niej odpowiedniego kandydata było więcej niż pewne - niezaprzeczalnie będzie to lord o dobrej pozycji, nienagannej reputacji i odpowiednich poglądach, ich małżeństwo zaś przyniesie korzyści dla obu rodzin. Pytanie jednak brzmiało, czy będzie dla niej dobry jako mężczyzna - co do tego nikt nie mógł mieć pewności. Niektóre szydła wychodzą z worka dopiero po ślubie.
Czy powinna jednak narzekać? Czy nie było to niewielką ceną za życie jakie miała? Za bogactwa, spełnianie wszelkich zachcianek i życzeń, pławienie się w luksusach i niekalanie swoich rąk pracą? Raczej nie. Żyła w bajce, będącej złotą klatką, ale mimo wszystko - bajce. Tak jak wszystko i ona miała swoją cenę.
- Radzisz sobie ze smokami, Mathieu. Miałbyś sobie nie poradzić ze zwykłą salamandrą? Nie wierzę w to - powiedziała rozbawionym tonem, kiedy kuzyn stwierdził, że mógłby oszaleć przez Isabellę Selwyn.
Któreż z nich mogło podejrzewać, że jedyną osobą, która miała przez nią oszaleć była ciotka? Poznała tę dziewczynę i wydawała się Fantine rozsądna, urocza, mądrzejsza niż jej szaleni krewni. Miała wobec niej uprzedzenia, ze względu na zdrajców w rodzinie, starała się je zwalczyć, bo Tristan wierzył w ratunek dla tej rodziny, naprawdę się starała... Mathieu miał poświęcić się najbardziej i szczerze mu współczuła.
- Zaślubiny na pewno będą piękne, a przyjęcie wspaniałe. Już ja o to zadbam! - zapewniła go Fantine gorąco; uwielbiała angażować się w organizację wszelkich przyjęć. - Nigdy nie zajmujesz mi czasu, Mathieu, jeśli tylko zechcesz porozmawiać... wiesz gdzie mnie szukać - powiedziała łagodnym tonem, nim pożegnali się ostatecznie.
Mathieu udał się do rezerwatu, Fantine zaś spędziła resztę słonecznego popołudnia w ogrodzie.
| zt
Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
| 21/07/1957
Róże Rosierów kwitły piękną czerwienią, pielęgnowane z dokładnością i starannością przez kobiety należące do tego rodu. Każdy przykładał wielką wagę do ich symboliki i uroku, każdy je znał i wiedział jak raniące potrafiły być ich kolce, a jak piękne rosnące u zwieńczenia pąki czerwonych płatków. Patrząc na ich urok człowiek potrafił uświadomić sobie jak niezwykłą magię w sobie ukrywają, jednocześnie jak potrafią przeminąć, ustępując miejsca kolejnym pędom. Stojąc po środku Rosarium zdawał sobie sprawę z tego, że niebawem kolejna gałąź miała obrodzić w kwiaty, tą którą sam reprezentował. Metaforycznie rzecz jasna. Jego związek małżeński z Callistą Avery, który miał nadejść z początkiem przyszłego roku był kolejnym krokiem w powiększeniu zasięgu Róż. Stanie się jedną z nich, dumnie będzie reprezentowała nazwisko i zapewne ich gałąź przyniesie kolejnych potomków, którzy pójdą w ślady rodziców. Te niezwykłe kwiaty mówiły tak wiele, a jednocześnie milczały przyglądając się poczynaniom swych właścicieli. Nie bez powodu wybrał to miejsce na spotkanie z Callistą, z którą chciał spędzić jak najwięcej czasu. Każda chwila z nią była wyjątkowa, zbliżała ich do siebie, a od kiedy nie musieli się ukrywać, było to jeszcze stabilniejsze.
Przybyła do Chateau Rose młoda Lady wyglądała jak zawsze zjawiskowo. Mathieu skromnie skradł pocałunek z jej policzka na powitanie, wiedząc, że są bacznie obserwowani przez jej przyzwoitkę. Ktoś musiał pilnować niepokornego Lorda i jego ukochanej, żeby w swoich rozmowach i pragnieniach nie popłynęli za daleko. Najważniejsze, że mieli siebie i wszystko w końcu mogło się ułożyć tak, jak oboje sobie tego życzyli. Mathieu poprowadził narzeczoną przez dwór prosto do Rosarium, gdzie czekał na nich poczęstunek i piękny widok kwiatów, nie tylko widok, zapach również był zniewalający. Zupełnie tak, jak jej perfumy. Pasowała do tego miejsca, wiedział o tym doskonale. To jej los, jej przeznaczenie. Oboje mieli świadomość, że każda decyzja ich życia prowadziła ich właśnie w tym kierunku.
- Jak się czujesz, najdroższa? Mam nadzieję, że planowanie ślubu nie jest i nie będzie dla Ciebie zbyt męczące, a w wolnej chwili znajdziesz dla mnie czas. - powiedział z lekkim uśmiechem, nieco zaczepnie. Przecież oboje wiedzieli, że to właśnie on dysponował ograniczonym czasem i niezbyt częste spotkania były spowodowane właśnie jego niedyspozycją. Tym razem jednak miał czas tylko dla niej i nikt inny nie śmie zawracać mu głowy. - Początek roku to odpowiedni termin. Mam nadzieję, że problemy drążące świat do tej pory znikną. Za to będę dla Ciebie dostępny w każdej chwili wolnego czasu przez najbliższe pół roku. - dopowiedział jeszcze ujmując jej dłoń i całując jej wierzch. Callista była dla niego wyjątkową kobietą, znaczyła dla niego więcej niż cokolwiek innego.
Róże Rosierów kwitły piękną czerwienią, pielęgnowane z dokładnością i starannością przez kobiety należące do tego rodu. Każdy przykładał wielką wagę do ich symboliki i uroku, każdy je znał i wiedział jak raniące potrafiły być ich kolce, a jak piękne rosnące u zwieńczenia pąki czerwonych płatków. Patrząc na ich urok człowiek potrafił uświadomić sobie jak niezwykłą magię w sobie ukrywają, jednocześnie jak potrafią przeminąć, ustępując miejsca kolejnym pędom. Stojąc po środku Rosarium zdawał sobie sprawę z tego, że niebawem kolejna gałąź miała obrodzić w kwiaty, tą którą sam reprezentował. Metaforycznie rzecz jasna. Jego związek małżeński z Callistą Avery, który miał nadejść z początkiem przyszłego roku był kolejnym krokiem w powiększeniu zasięgu Róż. Stanie się jedną z nich, dumnie będzie reprezentowała nazwisko i zapewne ich gałąź przyniesie kolejnych potomków, którzy pójdą w ślady rodziców. Te niezwykłe kwiaty mówiły tak wiele, a jednocześnie milczały przyglądając się poczynaniom swych właścicieli. Nie bez powodu wybrał to miejsce na spotkanie z Callistą, z którą chciał spędzić jak najwięcej czasu. Każda chwila z nią była wyjątkowa, zbliżała ich do siebie, a od kiedy nie musieli się ukrywać, było to jeszcze stabilniejsze.
Przybyła do Chateau Rose młoda Lady wyglądała jak zawsze zjawiskowo. Mathieu skromnie skradł pocałunek z jej policzka na powitanie, wiedząc, że są bacznie obserwowani przez jej przyzwoitkę. Ktoś musiał pilnować niepokornego Lorda i jego ukochanej, żeby w swoich rozmowach i pragnieniach nie popłynęli za daleko. Najważniejsze, że mieli siebie i wszystko w końcu mogło się ułożyć tak, jak oboje sobie tego życzyli. Mathieu poprowadził narzeczoną przez dwór prosto do Rosarium, gdzie czekał na nich poczęstunek i piękny widok kwiatów, nie tylko widok, zapach również był zniewalający. Zupełnie tak, jak jej perfumy. Pasowała do tego miejsca, wiedział o tym doskonale. To jej los, jej przeznaczenie. Oboje mieli świadomość, że każda decyzja ich życia prowadziła ich właśnie w tym kierunku.
- Jak się czujesz, najdroższa? Mam nadzieję, że planowanie ślubu nie jest i nie będzie dla Ciebie zbyt męczące, a w wolnej chwili znajdziesz dla mnie czas. - powiedział z lekkim uśmiechem, nieco zaczepnie. Przecież oboje wiedzieli, że to właśnie on dysponował ograniczonym czasem i niezbyt częste spotkania były spowodowane właśnie jego niedyspozycją. Tym razem jednak miał czas tylko dla niej i nikt inny nie śmie zawracać mu głowy. - Początek roku to odpowiedni termin. Mam nadzieję, że problemy drążące świat do tej pory znikną. Za to będę dla Ciebie dostępny w każdej chwili wolnego czasu przez najbliższe pół roku. - dopowiedział jeszcze ujmując jej dłoń i całując jej wierzch. Callista była dla niego wyjątkową kobietą, znaczyła dla niego więcej niż cokolwiek innego.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
21 lipca 1957
Faktycznie, róże Rosierów znane były ze swojej głębokiej barwy, słodkiego zapachu oraz ostrych kolców. Świat czarodziejski zapominał jednak o jednej kwestii. Te same róże posiadały kolce wyłącznie po to aby chronić swoje delikatne kwiaty, jednocześnie kusząc wonią i przyciągając pięknem. Charakterystyka ta doskonale oddawała ród wykorzystujący ten symbol, jeśli tylko jego członków poznało się wystarczająco blisko. Callista miała szczęście. Choć pozwoliła się uwieść jednej z Róż, ta zamiast ostrych kolców otuliła ją bezpiecznie swoimi jedwabnymi płatkami. Ciężar zaufania, jakie pokładał w niej Mathieu nie był lekki, jednak dźwigała go z dumą i swojego rodzaju wdzięcznością. Bez pomocy bruneta nigdy nie przedarłaby się przez kamienne mury, którymi się otaczał. Zaryzykował, wychodząc jej naprzeciw i pomimo tego, że ich droga do wspólnego szczęścia była wyboista, nareszcie nadszedł dla nich czas radosnego oczekiwania. Lady Avery miała już pewność, iż tylko miesiące dzieliły ją od zmiany nazwiska i wkroczenia do tego domu. Domu, który zdołała po części poznać dzięki swojej znajomości z młodym Rosierem. Tym lepiej, że nie czuła się tam obco. Pozostawała też dobrej myśli co do reszty rodziny, bo w końcu łączyła ją z nimi troska, którą wszyscy wspólnie żywili wobec Mathieu. Blondynka była pewna, że jeśli tylko zapewni mu szczęście oraz wyczekane potomstwo, zaakceptują ją i pozostanie bezpieczna. Stanie się jedną z nich tak samo jak Elaine została jedną z Averych.
Oczywiście młoda Lady obecność przyzwoitki uważała za wysoce zbędną. Jej ręka i tak została już oddana, przed czym kobieta miała ją i jej przyszłego męża chronić? Sprawę tylko pogarszał fakt, że swoje potajemne schadzki bez świadków razem z Rosierem musieli zamienić na oficjalne wizyty. A już wierzyła, że będzie mogła wreszcie liczyć na nieco więcej namiętności pomiędzy nimi. Czy to źle, że była lekko rozczarowana?
- Planowanie wesela pod publikę to proces dość żmudny, cherie - westchnęła, gdy już pozbyła się odzieży wierzchniej i podążyła za Mathieu do słynnego Rosarium. Mężczyzna i tym razem nie zawiódł, zawczasu troszcząc się o przygotowanie poczęstunku. Callista oczywiście doceniała zarówno to jak i troskę o jej zdrowie. Nie zmieniało to jednak faktu, że od pięknych kwiatów wolałaby prywatny spacer po kredowych klifach Dover. Wybrzydzanie jednak Lady nie przystoiło - Gdyby tylko nas dwoje chodziło, ceremonia z pewnością byłaby dużo bardziej skromna - odwzajemniła uśmiech Czarodzieja, ściągając rękawiczki aby zaraz potem chwycić za imbryk. Nalała herbaty dla nich obojga, wieńcząc filiżanki porcją konfitury z dzikiej róży - Są jednak oczekiwania, które musimy spełnić, ale to coś czego z pewnością nie muszę Ci mówić, cherie - skupiona na zadaniu, Lady Avery była nieco zaskoczona gdy brunet porwał jej dłoń. Wiecznie zimna jak lód skóra zdołała się nawet nieco ogrzać przez kontakt z gustowną porcelaną. Tak samo policzki Czarownicy ogrzało spojrzenie jej narzeczonego - A co po upływie tegoż pół roku? - zapytała, unosząc zawadiacko brew.
Faktycznie, róże Rosierów znane były ze swojej głębokiej barwy, słodkiego zapachu oraz ostrych kolców. Świat czarodziejski zapominał jednak o jednej kwestii. Te same róże posiadały kolce wyłącznie po to aby chronić swoje delikatne kwiaty, jednocześnie kusząc wonią i przyciągając pięknem. Charakterystyka ta doskonale oddawała ród wykorzystujący ten symbol, jeśli tylko jego członków poznało się wystarczająco blisko. Callista miała szczęście. Choć pozwoliła się uwieść jednej z Róż, ta zamiast ostrych kolców otuliła ją bezpiecznie swoimi jedwabnymi płatkami. Ciężar zaufania, jakie pokładał w niej Mathieu nie był lekki, jednak dźwigała go z dumą i swojego rodzaju wdzięcznością. Bez pomocy bruneta nigdy nie przedarłaby się przez kamienne mury, którymi się otaczał. Zaryzykował, wychodząc jej naprzeciw i pomimo tego, że ich droga do wspólnego szczęścia była wyboista, nareszcie nadszedł dla nich czas radosnego oczekiwania. Lady Avery miała już pewność, iż tylko miesiące dzieliły ją od zmiany nazwiska i wkroczenia do tego domu. Domu, który zdołała po części poznać dzięki swojej znajomości z młodym Rosierem. Tym lepiej, że nie czuła się tam obco. Pozostawała też dobrej myśli co do reszty rodziny, bo w końcu łączyła ją z nimi troska, którą wszyscy wspólnie żywili wobec Mathieu. Blondynka była pewna, że jeśli tylko zapewni mu szczęście oraz wyczekane potomstwo, zaakceptują ją i pozostanie bezpieczna. Stanie się jedną z nich tak samo jak Elaine została jedną z Averych.
Oczywiście młoda Lady obecność przyzwoitki uważała za wysoce zbędną. Jej ręka i tak została już oddana, przed czym kobieta miała ją i jej przyszłego męża chronić? Sprawę tylko pogarszał fakt, że swoje potajemne schadzki bez świadków razem z Rosierem musieli zamienić na oficjalne wizyty. A już wierzyła, że będzie mogła wreszcie liczyć na nieco więcej namiętności pomiędzy nimi. Czy to źle, że była lekko rozczarowana?
- Planowanie wesela pod publikę to proces dość żmudny, cherie - westchnęła, gdy już pozbyła się odzieży wierzchniej i podążyła za Mathieu do słynnego Rosarium. Mężczyzna i tym razem nie zawiódł, zawczasu troszcząc się o przygotowanie poczęstunku. Callista oczywiście doceniała zarówno to jak i troskę o jej zdrowie. Nie zmieniało to jednak faktu, że od pięknych kwiatów wolałaby prywatny spacer po kredowych klifach Dover. Wybrzydzanie jednak Lady nie przystoiło - Gdyby tylko nas dwoje chodziło, ceremonia z pewnością byłaby dużo bardziej skromna - odwzajemniła uśmiech Czarodzieja, ściągając rękawiczki aby zaraz potem chwycić za imbryk. Nalała herbaty dla nich obojga, wieńcząc filiżanki porcją konfitury z dzikiej róży - Są jednak oczekiwania, które musimy spełnić, ale to coś czego z pewnością nie muszę Ci mówić, cherie - skupiona na zadaniu, Lady Avery była nieco zaskoczona gdy brunet porwał jej dłoń. Wiecznie zimna jak lód skóra zdołała się nawet nieco ogrzać przez kontakt z gustowną porcelaną. Tak samo policzki Czarownicy ogrzało spojrzenie jej narzeczonego - A co po upływie tegoż pół roku? - zapytała, unosząc zawadiacko brew.
The most dangerous woman of all
is the one who refuses to rely on your sword to save her
because she carries her own
- Nikt nie powiedział, że będzie łatwo, ale to nasz obowiązek. - przypomniał jej. Dwa potężne Rody łączyły się ze sobą i wszyscy wokół musieli wiedzieć, że ten sojusz ma ogromne znaczenie w kwestii politycznej. Jak na ironię, publika musiała być zadowolona z tego co zaoferują im Rosierowie i Avery w dniu swojego ślubu. To gra, w której uczestniczyli i akurat w tym przypadku Mathieu popierał tradycyjne działania. Był wierny i oddany Różom, wychowano go w ten, a nie inny sposób i zawsze na pierwszym miejscu stawiał swój Ród. Za kilka miesięcy Callista stanie się jego częścią i zaczną tworzyć ich wspólną historię od nowa, od samego początku. Ludzie będą wiedzieć, że powinni się ich bać. Powinni chronić się przed Różami zbratanymi z rodem Avery, przed tym co mogli im zaserwować jako dwa, złączone Rody. To naturalne, że dążył do potęgi swojego nazwiska, Tristan przypomniał mu to informując o sojuszu zawartym z Selwynami. Ten by ich jedynie osłabił, a teraz mieli okazje na coś naprawdę wielkiego, tylko dlatego, że jego niepokorne serce rwało się do Callisty Avery.
- Najdroższa, ani Ty, ani ja nie pochodzimy ze skromnych rodów. Doskonale wiesz, że to będzie wydarzenie zapamiętane na długi czas. Skromne uroczystości nie są w naszym stylu. - odparł na jej słowa. Wiedział, że w większym gronie odczuwała pewien dyskomfort z powodu swojej choroby genetycznej. Niemniej jednak, kiedy będzie trwała u jego boku będzie silna i przetrwają to wszystko wspólnie, aby w końcu mógł być przy sobie raz, na zawsze. Oby los był dla ich związku łaskawy i nie dał im wielu powodów do smutków. - Musimy przemyśleć ważniejsze kwestie. Zajmę się osobiście planowaniem zabezpieczeń, na wszelki wypadek gdyby ktoś śmiał nam przeszkodzić. Nie dopuszczam do siebie nawet takiej myśli. Wiesz jednak, jaka panuje teraz atmosfera i co się dzieje. - dodał cicho. Nie musiał jej mówić, ona wiedziała po której stronie stał Mathieu i co robił, a przynajmniej mogła się domyślić, wszak Nestor jej Rodu również brał w tym wszystkim udział. Rosierowie byli oddani sprawie i nikt nawet nie śmiał tego podważać.
Pokiwał lekko głową kiedy spytała co będzie później. Dobrze wiedział co robiła, chciałaby to wszystko przyspieszyć i już być jego żoną, a za to dostała czas oczekiwania i to całkiem spory. Pół roku mogło wydawać się wiecznością, ale cierpliwość zazwyczaj popłacała.
- Wtedy będziesz moją żoną... - mruknął cicho i zerknął kątem oka na jej przyzwoitkę. - Pozbędziemy się zbędnego balastu... - dodał ciszej, z lekkim śmiechem, nachylając się w jej stronę. - I stworzymy własną rodzinę... - uśmiechnął się. Nie zamierzał wdawać się w szczegóły, nie przy kobiecie, która obserwowała każdy ich ruch. Obecność przyzwoitek zawsze działała mu na nerwy, ale jej służka musiała wypełniać swoje zadanie. Rosier mógłby jej zapłacić, ale przecież nie planował dzisiaj robić nic niestosownego... Chyba jednak będzie musiał rozważyć ponowne wymykanie się do Ludlow o północy. Letnia pogoda sprzyjała takim przygodom.
- Najdroższa, ani Ty, ani ja nie pochodzimy ze skromnych rodów. Doskonale wiesz, że to będzie wydarzenie zapamiętane na długi czas. Skromne uroczystości nie są w naszym stylu. - odparł na jej słowa. Wiedział, że w większym gronie odczuwała pewien dyskomfort z powodu swojej choroby genetycznej. Niemniej jednak, kiedy będzie trwała u jego boku będzie silna i przetrwają to wszystko wspólnie, aby w końcu mógł być przy sobie raz, na zawsze. Oby los był dla ich związku łaskawy i nie dał im wielu powodów do smutków. - Musimy przemyśleć ważniejsze kwestie. Zajmę się osobiście planowaniem zabezpieczeń, na wszelki wypadek gdyby ktoś śmiał nam przeszkodzić. Nie dopuszczam do siebie nawet takiej myśli. Wiesz jednak, jaka panuje teraz atmosfera i co się dzieje. - dodał cicho. Nie musiał jej mówić, ona wiedziała po której stronie stał Mathieu i co robił, a przynajmniej mogła się domyślić, wszak Nestor jej Rodu również brał w tym wszystkim udział. Rosierowie byli oddani sprawie i nikt nawet nie śmiał tego podważać.
Pokiwał lekko głową kiedy spytała co będzie później. Dobrze wiedział co robiła, chciałaby to wszystko przyspieszyć i już być jego żoną, a za to dostała czas oczekiwania i to całkiem spory. Pół roku mogło wydawać się wiecznością, ale cierpliwość zazwyczaj popłacała.
- Wtedy będziesz moją żoną... - mruknął cicho i zerknął kątem oka na jej przyzwoitkę. - Pozbędziemy się zbędnego balastu... - dodał ciszej, z lekkim śmiechem, nachylając się w jej stronę. - I stworzymy własną rodzinę... - uśmiechnął się. Nie zamierzał wdawać się w szczegóły, nie przy kobiecie, która obserwowała każdy ich ruch. Obecność przyzwoitek zawsze działała mu na nerwy, ale jej służka musiała wypełniać swoje zadanie. Rosier mógłby jej zapłacić, ale przecież nie planował dzisiaj robić nic niestosownego... Chyba jednak będzie musiał rozważyć ponowne wymykanie się do Ludlow o północy. Letnia pogoda sprzyjała takim przygodom.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Nie było im łatwo od samego początku, więc nie powinni się dziwić, że ten motyw przewijał się przez całą ich znajomość. Zapewne niejedna para poddałaby się na ich miejscu w połowie drogi, ale ani charakter Callisty, ani charakter Mathieu im na to nie pozwalał. Choć w życiu pozornie wszystko przychodziło im z łatwością, nadal potrafili rozpoznać kiedy coś warte było podjęcia walki i tak właśnie czynili, każdą przeszkodę przekuwając w jeszcze silniejszą więź. Sama ceremonia zaślubin miała być bardziej formalnością oraz szopką na pokaz, swoistą demonstracją sił. Kolejne pokolenie dumnych, czystokrwistych Czarodziejów oficjalnie zobowiązywało się pielęgnować stare tradycje. Nic dziwnego, że młody Rosier martwił się o bezpieczeństwo ich gości. Było oczywiste, iż na przyjęciu zjawią się wszyscy ich sojusznicy oraz zwolennicy starego porządku by świętować nowe przymierze.
- Znając nasze szczęście zapewne Twoje przypuszczenia są słuszne - westchnęła ciężko blondynka, opuszczając na dłuższą chwilę wzrok. Czasy były tak niepewne, że z trudem przychodziło jej cieszenie się całą sprawą. Miała wrażenie, iż zaręczyny Rosiera z Lady Selwyn przysporzyły jej mniej trosk niż ich własne wesele. Jeszcze jedna cena, jaką płacili za wysoki status swojego urodzenia - Czasem zastanawiam się czy aby na pewno nie przeklął nas los - dodała dziewczyna nieco ciszej, być może przemawiając do samej siebie. Zmęczenie w jej głosie było wyraźne i trudne do przeoczenia, jednak zniknęło równie szybko jak się pojawiło, gdy podniosła stalowe tęczówki na narzeczonego. Ostatecznie wspólne życie z Mathieu warte było każdego zachodu oraz wyrzeczenia, dlatego Czarownica tylko splotła swoje dłonie na kolanach, próbując samej sobie dodać otuchy.
Rodzina, o której marzył młody Lord stanowiła kolejny temat spędzający jej sen z powiek. Oboje wiedzieli jak wielkie obciążenie dla jej organizmu będzie stanowić ciąża. Być może wręcz śmiertelne, lekarze nie byli zgodni. Gdyby zaś faktycznie udało jej się dotrwać do dziewiątego miesiąca, poród nadal stawiał znak zapytania nad przetrwaniem zarówno jej jak i dziecka. Callista naprawdę nie chciała zostawiać Mathieu po raz kolejny samego na tym świecie, ale wiedziała też, że jej obowiązkiem jest wydanie na świat jego potomka, nawet za cenę własnego życia.
- Nie mogę się doczekać cherie - mruknęła mimo wszystko, odwzajemniając uśmiech mężczyzny i sięgając po elegancką filiżankę. Nie wiedzieć czemu zaschło jej w ustach.
- Znając nasze szczęście zapewne Twoje przypuszczenia są słuszne - westchnęła ciężko blondynka, opuszczając na dłuższą chwilę wzrok. Czasy były tak niepewne, że z trudem przychodziło jej cieszenie się całą sprawą. Miała wrażenie, iż zaręczyny Rosiera z Lady Selwyn przysporzyły jej mniej trosk niż ich własne wesele. Jeszcze jedna cena, jaką płacili za wysoki status swojego urodzenia - Czasem zastanawiam się czy aby na pewno nie przeklął nas los - dodała dziewczyna nieco ciszej, być może przemawiając do samej siebie. Zmęczenie w jej głosie było wyraźne i trudne do przeoczenia, jednak zniknęło równie szybko jak się pojawiło, gdy podniosła stalowe tęczówki na narzeczonego. Ostatecznie wspólne życie z Mathieu warte było każdego zachodu oraz wyrzeczenia, dlatego Czarownica tylko splotła swoje dłonie na kolanach, próbując samej sobie dodać otuchy.
Rodzina, o której marzył młody Lord stanowiła kolejny temat spędzający jej sen z powiek. Oboje wiedzieli jak wielkie obciążenie dla jej organizmu będzie stanowić ciąża. Być może wręcz śmiertelne, lekarze nie byli zgodni. Gdyby zaś faktycznie udało jej się dotrwać do dziewiątego miesiąca, poród nadal stawiał znak zapytania nad przetrwaniem zarówno jej jak i dziecka. Callista naprawdę nie chciała zostawiać Mathieu po raz kolejny samego na tym świecie, ale wiedziała też, że jej obowiązkiem jest wydanie na świat jego potomka, nawet za cenę własnego życia.
- Nie mogę się doczekać cherie - mruknęła mimo wszystko, odwzajemniając uśmiech mężczyzny i sięgając po elegancką filiżankę. Nie wiedzieć czemu zaschło jej w ustach.
The most dangerous woman of all
is the one who refuses to rely on your sword to save her
because she carries her own
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Rosarium
Szybka odpowiedź