Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent :: Smocze Ogrody
Auditorium Draconis
AutorWiadomość
Auditorium Draconis
Auditorium Draconis jest aulą, obszerną salą wykładową, w której urządzane są debaty naukowe oraz wykłady i inne uroczystości związane z najnowszymi odkryciami smokologów z rezerwatu w Kencie. Wykłady przeważnie mają charakter zamknięty, zapraszani bywają ludzie nauki, z kraju i z zagranicy, którzy będą w stanie nadążyć za tokiem dyskusji. Również na smoczej auli urządzane są wewnętrzne spotkania pracowników celem przekazania informacji lub konieczności przeprowadzenia grupowej rozmowy. Przeważnie korzystają z niej także smokologowie planujący kolejne wyprawy.
Wysokie ławy są w stanie pomieścić aż 96 dorosłych czarodziejów, jednak wydarzenia, podczas których sala rzeczywiście jest zapełniona w pełni, zdarzają się w praktyce bardzo rzadko. Ściany, tak jak sufit, zdobi niezwykły ogromny fresk przedstawiający krajobraz rezerwatu, po którym porusza się jeden z najstarszych znanych, nieżyjących już od dawna smoków w Kencie, Cerinius. Sala cechuje się bardzo dobrą akustyką.
Wysokie ławy są w stanie pomieścić aż 96 dorosłych czarodziejów, jednak wydarzenia, podczas których sala rzeczywiście jest zapełniona w pełni, zdarzają się w praktyce bardzo rzadko. Ściany, tak jak sufit, zdobi niezwykły ogromny fresk przedstawiający krajobraz rezerwatu, po którym porusza się jeden z najstarszych znanych, nieżyjących już od dawna smoków w Kencie, Cerinius. Sala cechuje się bardzo dobrą akustyką.
10 luty 57
Wydarzenia majowe zrujnowały rezerwat, ale podniesienie go do stanu sprzed upadku, stanu pełni chwały, przebiegło całkiem sprawnie; poczytywał to sobie za swój własny sukces - choć gdzieniegdzie wciąż dało się odnaleźć ślady zniszczeń po anomalii, która zrodziła się wewnątrz rezerwatu, w ogólnym rozrachunku podnieśli się z popiołów. Głównie za jego sprawą, z czego zdawał sobie sprawę i co zdawała się pojmować nawet starszyzna jego rodziny, ostatecznie powierzając mu całość dobytku rodu. Zamierzał wyprowadzić rezerwat dalej, niż był kiedykolwiek - rywalizować z duchami przeszłości nie było jednak łatwo. Nie tylko rezerwat musiał zapracować sobie na renomę ale i on sam - zbyt młody, by w naukowym środowisku mógł zostać poważanym, a jednocześnie wystarczająco zdolny, by jego personalia stały się już przynajmniej rozpoznawalne.
Krokiem - kamieniem milowym! - do międzynarodowej sławy tej placówki miało być jego zaangażowanie w naukowy półświatek, to nie pierwszy raz, kiedy polecił zorganizować konferencję naukową w murach rezerwatu w Kencie - dokładnie w rocznicę śmierci jednego z sędziwych, starych smoków. Gdyby nie wyspiarka niewielu interesowałoby się jego ośrodkiem, ale smoczyca okazała się jego przepustką do wielkiego światła - jego i ich wszystkich, tak mieszkających tu smoków, jak reszty rodziny i pozostałych smokologów. Skamieniałe jaja wyspiarki pozostawały tajemnicą, którą miał nadzieję kiedyś poznać - i których sekrety ciekawiły nie tylko jego samego. Przywołanie do Kentu smokologicznej śmietanki towarzyskiej stawało się coraz łatwiejsze.
Podobnie jak łatwe było dla niego przemawianie, stojąc pośrodku aditorium draconis nie czuł tremy ani niepewności, nie lękał się porażki, bo wiedział, że się nie potknie. Kielich z wodą przy stole miał pomóc mu zwilżyć gardło, jeśli zabraknie mu głosu, a zgromadzeni na sali goście naprawdę chcieli wysłuchać tego, co miał do powiedzenia. I dobrze - powinni - trwał w przekonaniu, że niewielu miało do powiedzenia równie wiele, co on sam. Na pewno w dziedzinie smokologii. Przeciągnął spojrzeniem po twarzach zasiadających za wznoszących się ku górze ławach, starszych i młodszych, między którymi unosiły się złote tace z napojami i przekąskami, to był już czas.
- Szanowni Czarodzieje ze wschodu i zachodu, niezmiernie miło mi powitać was na konferencji, którą zdecydowaliśmy się przeznaczyć tematyce odbudowy funkcjonowania smoków na wolności. Jest to temat porzucony przed wieloma laty, o co postarali się działacze na rzecz ochrony mugoli - Uśmiechnął się pobłażliwie, to było wyjątkowo niemądre zajęcie i wyjątkowo niemądra profesja. Jeśli mugole nie potrafili o siebie zadbać sami, czas, by ustąpili silniejszym. Nie mogli niańczyć ich w nieskończoność - na dodatek kosztem własnego świata. - Szczególnie radośnie witam delegację z francuskiego biura wyszukiwania smoków - zwrócił się do delegatów po francusku, odnajdując w tłumie odpowiednie twarze. Zadbał o to, by potrafił ich rozpoznać: dobrze przygotował się do swojej roli, zawsze zapinał wszystko na ostatni guzik, perfekcyjnie. To musiało być perfekcyjne - opinia pójdzie w świat, w pierwszym rzędzie siedział dziennikarz Horyzontów Zaklęć. Nie pismak z Czarownicy, naukowe czasopismo miało bardzo dobrą opinię i pojawienie się tutaj jej przedstawiciela było dla nich ogromną nobilitacją. Jego rezerwat powinien pojawiać się na łamach tej gazety znacznie częściej, niż ma to miejsce.
- Oszczędzę wam, drodzy goście, długiej i zawiłej historii powstania ośrodków takie jak te - wszyscy ją doskonale znamy, wiadomym jest jednak, że pośród przyczyn, obok tych istotnych i ważnych, jak konieczność poznania niezwykłych bestii, jakimi są smoki, czarodziejom przyświecał cel znacznie bardziej prozaiczny i mniej chlubny, jakim jest ochrona gadów przed mugolami... albo też odwrotnie, ochrona mugoli przed gadami. Powinno jednak wybrzmieć pytanie - dlaczego w ten sposób? Czy tegóż samego efektu nie odniosłoby pozostawienie smoków wolności, a mugoli - zamknięcie w pomniejszych rezerwatach, które pozwolą im na dalszą egzystencję? Dlaczego wybraliśmy w ten sposób - hołubiąc temu, co słabsze i mniej istotne? Czy to nie smoki stanowią symbol prawdziwej magii, jej pierwotności, potęgi, jaką czarodzieje dysponować mogą, jaką dysponowali w przeszłości i jaka jeszcze wielokrotnie będzie nam towarzyszyć? Dlaczego w czasach rycerskich głupców czarodzieje stali murem za plecami okutych w blachy mężczyzn krzyczących hasła o odwadze i rozsądku, szarżując z lancą na te przerażone stworzenia? Dlaczego to nie je - wzięli w ochronę? Ktoś mógłby podjąć, że przeważyła smocza natura, ich dzikość, nieobliczalność, ale czy taką nie jest sama magia?
Naturalnie, że nie możemy przewidzieć smoczych zachowań w pełni i utrzymywanie tych bestii całkiem na wolności, w zasięgu również czarodziejskich dzieci, byłoby lekkomyślne. Ale można utworzyć większe tereny, w miejsce mugolskich miast choćby, które pozwoliłyby nie tylko tym, ale i innym stworzeniom na spokojne bytowanie. Tymczasem - wolimy pozwalać panoszyć się mugolom i zanieczyszczać im naszą piękną krainę.
Pozwoliłem sobie wykorzystać tę okazję i przedstawić wyniki badań przeprowadzonych przed dwoma laty na jednym ze smoków z rezerwatu - Devaughn jak większość osobników w Kencie był albionem. W pewnym momencie zaczął marnieć w oczach. Jego kości stały się kruche, skrzydła zbyt wiotkie, by go unieść, nie był w stanie wykrzesać z siebie ognia. Badania nie wskazywały na żadną konkretną dolegliwość, choć jego krew zdawała się posiąść właściwości charakterystyczne dla późnych lat życia. Miał dopiero czterdzieści lat. - Poruszył różdżką, by na tablicy za sobą przywołać obraz przedstawiający tamte zdarzenia oraz suche dane, o których mówił; w tym skład krwi smoka. - Długo zastanawialiśmy się, co dolega naszemu podopiecznemu, a konkluzja poprowadziła nas śladem zatrucia. Smoki są, jak wiemy, odporne na większość trucizn, te najsilniejsze są w stanie uszkodzić ich narządy, ale w tym konkretnym przypadku przypominało to raczej długofalowe skutki przyjmowania płynnego ołowiu. Naturalnie, smok ołowiu nie pił, ale zbiegł z rezerwatu jakiś czas wcześniej i przebywał w rejonach wyjątkowo zanieszyszczonych przez mugoli - w powietrzu fruwał węgiel, który osiadł w płucach naszego smoka. Inne szkodliwe efekty mugolskiej działalnosci przeniknęły w jego ciało i niemal go zabiły. To odkrycie pozwoliło nam stworzyć lek na tę dolegliwość, ale wydaje się, że w tym wypadku najrozsądniej byłoby wyeliminować raczej... przyczynę. Smoki i mugole nie są w stanie koegzystować razem, a czarodzieje powinni podjąć słuszną decyzję co do tego, którą z tych grup zamierzają wesprzeć. Nie chodzi przeciez tylko o smoki - jeśli ich zanieczyszczenia miały wpływ na stworzenia tak gruboskórne, nietrudno sobie wyobrazić, że jeszcze gorszy wpływ będą miały na magiczne stworzenia wodne i lądowe, a zwłaszcza te, które prowadzą koczowniczy tryb życia. A jeśli wymrą - dokąd dojdziemy my? Jeśli łańcuch życia zostanie przerwany, jego ogniwa zostaną przemieszane, niekoniecznie w dobrym kierunku. Raczej w złym. Stworzenia, których populacje należy kontrolować, rozprzestrzenią się bez opamiętania, a te, na których zależy nam najbardziej, nie tylko smoki, ale garborogi, aetonany, ramory... jednorożce, zmaleją, aż w końcu znikną. Czy chcemy na to pozwolić?
Wykład o wpływie szkodliwych substancji przejmie po mnie lada moment John Carter, ja chcę szczegółowo przybliżyć szereg problemów związanych z samym Devaghnuem - znając problem możemy się do niego lepiej przygotować. - Kolejne machnięcie różdżką zmieniło obraz na tablicy na bardziej szczegółowe dane, wykresy obejmujące objawy chorobowe, od kruchości kości i porównania ich gramatury oraz rodzaj i wielkość wrzodów ropiejących na jego skórze, przez objawy psychiczne, takie jak osowiałość, apatia i lęk przed pozostałymi osobnikami. - Drasoriasi medica, jak nazwaliśmy nasz medykament, powstaje na bazie krwi salamandry - ogniste jaszczurki, jak wiemy, słyną z niesłychanych zdolności regeneracyjnych, na których postanowiliśmy bazować. Wyizolowana krew pobrana prosto od serca pozwala przenieść część tych właściwości w smocze ciało - mięta zwiększa jej objętość, ułatwia przepływ i toruje drogę przez zanieczyszczenia. Skrzeloziele oraz mandragora okazały się kluczowe w walce z samymi zanieczyszczeniami wyniesionymi z mugolskich siedlisk. Po zastosowaniu eliksiru objawy zaczęły łagodnieć, ale smoka nigdy nie udało się doprowadzić do pełnego zdrowia - odszedł podczas majowej katastrofy. Uderzyła tu, w Kencie, w smoki - padły nawet zdrowe, ale on był dalej od serca, mógłby przeżyć. Gdyby nie tocząca się w nim choroba. - Przyjrzyjmy się bliżej konkretnym objawom - Znów stuknął różdżką w tablicę, przywołując rycinę ropnia wydostającego się spod wygiętych łusek. Skóra smoka wyglądała obrzydliwie, rysunek był obrzydliwy. I prawdziwy.
A on zamierzał opowiedzieć o tym całemu światu.
Cieszyło go zainteresowanie na twarzach jego słuchaczy - skierowane ku niemu spojrzenia, pełne ciekawości, trwogi i przejęcia. Zaproszenia wyselekcjonował starannie, wiedział, że wszystkim tu obecnym zależało na dobru tych stworzeń, tak jak wiedział, że ich dobro wymagało pewnych.... wyrzeczeń wśród innych... stworzeń. Może powinien zacząć postulować przerzucenie mugoli pod Departament Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami, gdzieś obok ghuli i szkodników, może wtedy byłoby prościej. Wykład okazał się sukcesem - został entuzjastycznie przyjęty, a na koniec pojawiły się oklaski. Skłonił się grzecznie, wiedząc, że z większością gości będzie miał okazję jeszcze pomówić, po czym wyszedł zza mównicy i zajął miejsce w jednym z pierwszych rzędów, by wysłuchać wraz z pozostałymi kolejnego prelegenta.
Wyglądało na to, że wszystko miało się dzisiaj skończyć dobrze. Goście konferencji nie wydawali się zawiedzeni.
/zt
Wydarzenia majowe zrujnowały rezerwat, ale podniesienie go do stanu sprzed upadku, stanu pełni chwały, przebiegło całkiem sprawnie; poczytywał to sobie za swój własny sukces - choć gdzieniegdzie wciąż dało się odnaleźć ślady zniszczeń po anomalii, która zrodziła się wewnątrz rezerwatu, w ogólnym rozrachunku podnieśli się z popiołów. Głównie za jego sprawą, z czego zdawał sobie sprawę i co zdawała się pojmować nawet starszyzna jego rodziny, ostatecznie powierzając mu całość dobytku rodu. Zamierzał wyprowadzić rezerwat dalej, niż był kiedykolwiek - rywalizować z duchami przeszłości nie było jednak łatwo. Nie tylko rezerwat musiał zapracować sobie na renomę ale i on sam - zbyt młody, by w naukowym środowisku mógł zostać poważanym, a jednocześnie wystarczająco zdolny, by jego personalia stały się już przynajmniej rozpoznawalne.
Krokiem - kamieniem milowym! - do międzynarodowej sławy tej placówki miało być jego zaangażowanie w naukowy półświatek, to nie pierwszy raz, kiedy polecił zorganizować konferencję naukową w murach rezerwatu w Kencie - dokładnie w rocznicę śmierci jednego z sędziwych, starych smoków. Gdyby nie wyspiarka niewielu interesowałoby się jego ośrodkiem, ale smoczyca okazała się jego przepustką do wielkiego światła - jego i ich wszystkich, tak mieszkających tu smoków, jak reszty rodziny i pozostałych smokologów. Skamieniałe jaja wyspiarki pozostawały tajemnicą, którą miał nadzieję kiedyś poznać - i których sekrety ciekawiły nie tylko jego samego. Przywołanie do Kentu smokologicznej śmietanki towarzyskiej stawało się coraz łatwiejsze.
Podobnie jak łatwe było dla niego przemawianie, stojąc pośrodku aditorium draconis nie czuł tremy ani niepewności, nie lękał się porażki, bo wiedział, że się nie potknie. Kielich z wodą przy stole miał pomóc mu zwilżyć gardło, jeśli zabraknie mu głosu, a zgromadzeni na sali goście naprawdę chcieli wysłuchać tego, co miał do powiedzenia. I dobrze - powinni - trwał w przekonaniu, że niewielu miało do powiedzenia równie wiele, co on sam. Na pewno w dziedzinie smokologii. Przeciągnął spojrzeniem po twarzach zasiadających za wznoszących się ku górze ławach, starszych i młodszych, między którymi unosiły się złote tace z napojami i przekąskami, to był już czas.
- Szanowni Czarodzieje ze wschodu i zachodu, niezmiernie miło mi powitać was na konferencji, którą zdecydowaliśmy się przeznaczyć tematyce odbudowy funkcjonowania smoków na wolności. Jest to temat porzucony przed wieloma laty, o co postarali się działacze na rzecz ochrony mugoli - Uśmiechnął się pobłażliwie, to było wyjątkowo niemądre zajęcie i wyjątkowo niemądra profesja. Jeśli mugole nie potrafili o siebie zadbać sami, czas, by ustąpili silniejszym. Nie mogli niańczyć ich w nieskończoność - na dodatek kosztem własnego świata. - Szczególnie radośnie witam delegację z francuskiego biura wyszukiwania smoków - zwrócił się do delegatów po francusku, odnajdując w tłumie odpowiednie twarze. Zadbał o to, by potrafił ich rozpoznać: dobrze przygotował się do swojej roli, zawsze zapinał wszystko na ostatni guzik, perfekcyjnie. To musiało być perfekcyjne - opinia pójdzie w świat, w pierwszym rzędzie siedział dziennikarz Horyzontów Zaklęć. Nie pismak z Czarownicy, naukowe czasopismo miało bardzo dobrą opinię i pojawienie się tutaj jej przedstawiciela było dla nich ogromną nobilitacją. Jego rezerwat powinien pojawiać się na łamach tej gazety znacznie częściej, niż ma to miejsce.
- Oszczędzę wam, drodzy goście, długiej i zawiłej historii powstania ośrodków takie jak te - wszyscy ją doskonale znamy, wiadomym jest jednak, że pośród przyczyn, obok tych istotnych i ważnych, jak konieczność poznania niezwykłych bestii, jakimi są smoki, czarodziejom przyświecał cel znacznie bardziej prozaiczny i mniej chlubny, jakim jest ochrona gadów przed mugolami... albo też odwrotnie, ochrona mugoli przed gadami. Powinno jednak wybrzmieć pytanie - dlaczego w ten sposób? Czy tegóż samego efektu nie odniosłoby pozostawienie smoków wolności, a mugoli - zamknięcie w pomniejszych rezerwatach, które pozwolą im na dalszą egzystencję? Dlaczego wybraliśmy w ten sposób - hołubiąc temu, co słabsze i mniej istotne? Czy to nie smoki stanowią symbol prawdziwej magii, jej pierwotności, potęgi, jaką czarodzieje dysponować mogą, jaką dysponowali w przeszłości i jaka jeszcze wielokrotnie będzie nam towarzyszyć? Dlaczego w czasach rycerskich głupców czarodzieje stali murem za plecami okutych w blachy mężczyzn krzyczących hasła o odwadze i rozsądku, szarżując z lancą na te przerażone stworzenia? Dlaczego to nie je - wzięli w ochronę? Ktoś mógłby podjąć, że przeważyła smocza natura, ich dzikość, nieobliczalność, ale czy taką nie jest sama magia?
Naturalnie, że nie możemy przewidzieć smoczych zachowań w pełni i utrzymywanie tych bestii całkiem na wolności, w zasięgu również czarodziejskich dzieci, byłoby lekkomyślne. Ale można utworzyć większe tereny, w miejsce mugolskich miast choćby, które pozwoliłyby nie tylko tym, ale i innym stworzeniom na spokojne bytowanie. Tymczasem - wolimy pozwalać panoszyć się mugolom i zanieczyszczać im naszą piękną krainę.
Pozwoliłem sobie wykorzystać tę okazję i przedstawić wyniki badań przeprowadzonych przed dwoma laty na jednym ze smoków z rezerwatu - Devaughn jak większość osobników w Kencie był albionem. W pewnym momencie zaczął marnieć w oczach. Jego kości stały się kruche, skrzydła zbyt wiotkie, by go unieść, nie był w stanie wykrzesać z siebie ognia. Badania nie wskazywały na żadną konkretną dolegliwość, choć jego krew zdawała się posiąść właściwości charakterystyczne dla późnych lat życia. Miał dopiero czterdzieści lat. - Poruszył różdżką, by na tablicy za sobą przywołać obraz przedstawiający tamte zdarzenia oraz suche dane, o których mówił; w tym skład krwi smoka. - Długo zastanawialiśmy się, co dolega naszemu podopiecznemu, a konkluzja poprowadziła nas śladem zatrucia. Smoki są, jak wiemy, odporne na większość trucizn, te najsilniejsze są w stanie uszkodzić ich narządy, ale w tym konkretnym przypadku przypominało to raczej długofalowe skutki przyjmowania płynnego ołowiu. Naturalnie, smok ołowiu nie pił, ale zbiegł z rezerwatu jakiś czas wcześniej i przebywał w rejonach wyjątkowo zanieszyszczonych przez mugoli - w powietrzu fruwał węgiel, który osiadł w płucach naszego smoka. Inne szkodliwe efekty mugolskiej działalnosci przeniknęły w jego ciało i niemal go zabiły. To odkrycie pozwoliło nam stworzyć lek na tę dolegliwość, ale wydaje się, że w tym wypadku najrozsądniej byłoby wyeliminować raczej... przyczynę. Smoki i mugole nie są w stanie koegzystować razem, a czarodzieje powinni podjąć słuszną decyzję co do tego, którą z tych grup zamierzają wesprzeć. Nie chodzi przeciez tylko o smoki - jeśli ich zanieczyszczenia miały wpływ na stworzenia tak gruboskórne, nietrudno sobie wyobrazić, że jeszcze gorszy wpływ będą miały na magiczne stworzenia wodne i lądowe, a zwłaszcza te, które prowadzą koczowniczy tryb życia. A jeśli wymrą - dokąd dojdziemy my? Jeśli łańcuch życia zostanie przerwany, jego ogniwa zostaną przemieszane, niekoniecznie w dobrym kierunku. Raczej w złym. Stworzenia, których populacje należy kontrolować, rozprzestrzenią się bez opamiętania, a te, na których zależy nam najbardziej, nie tylko smoki, ale garborogi, aetonany, ramory... jednorożce, zmaleją, aż w końcu znikną. Czy chcemy na to pozwolić?
Wykład o wpływie szkodliwych substancji przejmie po mnie lada moment John Carter, ja chcę szczegółowo przybliżyć szereg problemów związanych z samym Devaghnuem - znając problem możemy się do niego lepiej przygotować. - Kolejne machnięcie różdżką zmieniło obraz na tablicy na bardziej szczegółowe dane, wykresy obejmujące objawy chorobowe, od kruchości kości i porównania ich gramatury oraz rodzaj i wielkość wrzodów ropiejących na jego skórze, przez objawy psychiczne, takie jak osowiałość, apatia i lęk przed pozostałymi osobnikami. - Drasoriasi medica, jak nazwaliśmy nasz medykament, powstaje na bazie krwi salamandry - ogniste jaszczurki, jak wiemy, słyną z niesłychanych zdolności regeneracyjnych, na których postanowiliśmy bazować. Wyizolowana krew pobrana prosto od serca pozwala przenieść część tych właściwości w smocze ciało - mięta zwiększa jej objętość, ułatwia przepływ i toruje drogę przez zanieczyszczenia. Skrzeloziele oraz mandragora okazały się kluczowe w walce z samymi zanieczyszczeniami wyniesionymi z mugolskich siedlisk. Po zastosowaniu eliksiru objawy zaczęły łagodnieć, ale smoka nigdy nie udało się doprowadzić do pełnego zdrowia - odszedł podczas majowej katastrofy. Uderzyła tu, w Kencie, w smoki - padły nawet zdrowe, ale on był dalej od serca, mógłby przeżyć. Gdyby nie tocząca się w nim choroba. - Przyjrzyjmy się bliżej konkretnym objawom - Znów stuknął różdżką w tablicę, przywołując rycinę ropnia wydostającego się spod wygiętych łusek. Skóra smoka wyglądała obrzydliwie, rysunek był obrzydliwy. I prawdziwy.
A on zamierzał opowiedzieć o tym całemu światu.
Cieszyło go zainteresowanie na twarzach jego słuchaczy - skierowane ku niemu spojrzenia, pełne ciekawości, trwogi i przejęcia. Zaproszenia wyselekcjonował starannie, wiedział, że wszystkim tu obecnym zależało na dobru tych stworzeń, tak jak wiedział, że ich dobro wymagało pewnych.... wyrzeczeń wśród innych... stworzeń. Może powinien zacząć postulować przerzucenie mugoli pod Departament Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami, gdzieś obok ghuli i szkodników, może wtedy byłoby prościej. Wykład okazał się sukcesem - został entuzjastycznie przyjęty, a na koniec pojawiły się oklaski. Skłonił się grzecznie, wiedząc, że z większością gości będzie miał okazję jeszcze pomówić, po czym wyszedł zza mównicy i zajął miejsce w jednym z pierwszych rzędów, by wysłuchać wraz z pozostałymi kolejnego prelegenta.
Wyglądało na to, że wszystko miało się dzisiaj skończyć dobrze. Goście konferencji nie wydawali się zawiedzeni.
/zt
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Był dumny z miejsca, które przygotowali w rezerwacie dla srebrnika; zamknięta szklarnia i akwarium praktycznie do złudzenia przypominały naturalne środowisko, w jakim mieszkało to stworzenie. Gęste zarośla nieco utrudniały obserwację, ale można było je ominąć stając na wysokich balkonach, wzdłuż których szedł, prowadząc piątkę czarodziejów. Nie bez powodu nazwano to miejsce srebrnym stawem, woda w zbiorniku mieniła się srebrzyście, odbijając słoneczny blask; wsparł się palcami na lekkiej barierce odcinającej lożę od przestrzeni wodnej, na wysokości wystarczająco bezpiecznej, by srebrnik nie stanowił tu żadnego zagrożenia. Smokologowie, których prowadził, byli najbardziej utytułowanymi pośród tych, którzy pojawili się na konferencji rezerwatu. Dwoje z nich pochodziło z Rumunii, kobieta była pochodzenia hiszpańskiego, która wychwyciła z nimi kontakt po transporcie ogniomiota katalońskiego, trzeci z czarodziejów pozostawał z nimi w stałej współpracy z Francji. Przed właściwym wystąpieniem, w przerwie pomiędzy jednym wykładem a drugim, jakie odbywały się w ramach wymiany doświadczeń między placówkami, przedstawiał im zalety podjętych rozwiązań i zachwalał wybór naturalnej roślinności, a nawet jej architekturę - zaprojektowaną tak, by jak najmocniej imitowała rzeczywistą przyrodę i potrafiła spełnić różne potrzeby stworzenia: od samotności, poprzez tworzenie naturalnych kryjówek, przez przestrzeń odpowiednią na proste polowania, na wysokim sklepieniu umożliwiającym skoki skończywszy. Srebrnik był rzadkim okazem, Tristan doceniał wagę tego znaleziska, a kiedy smok doszedł do siebie po przygodach sprzed roku stał się bardzo wdzięcznym obiektem badawczym. Jego młody wiek okazał się nie lada zaletą, żywiołowość wyrywała go ponad wodę do skoków, w trakcie których można było bez przeszkód przyjrzeć się jego budowie. Studium jego psychiki i dochodzenia do siebie po uwięzieniu w twierdzy czarnoksiężnika również miało mieć przecież wysoką wartość.
- Budynek jest wyciszony od zewnątrz tak, by hałasy nie drażniły srebrnika - opowiadał, nie zatrzymując powolnego kroku. Spacer w tym miejscu odprężał. - Ryki innych smoków, deszcze, burze, wichury, dla stworzenia przyzwyczajonego do swobody w kryciu się pośród głębin mogło być to problematyczne.
- Czy to prawda, że został schwytany w trakcie anomaliowych zawieruch?
- Cóż, tak - Pytanie go nie zaskoczyło, odsłonięcie tak rzadkiego gatunku w Anglii jednak tym razem nie było spowodowane magicznymi wyładowaniami. - Odbywałem służbową podróż do Francji, gdy nasz statek zboczył z kursu i zniosło go w nieznane mi rejony. W miejscu, w którym został znaleziony, srebrnika trzymano na uwięzi. Nie wiem, kto próbował pojmać tak cenne zwierzę, ale z pewnością nie miał o nim najmniejszego pojęcia. Był zaniedbany i co gorsza zraniony, a bliskość wyładowania rozdrażniała go dodatkowo. Prawdopodobnie celowo, trzymano go jako stróża. Doprowadzenie go do stanu, w którym znajduje się teraz... kosztowało nas wiele wysiłku - przyznał, przeciągając spojrzeniem po kolcach wystających płytko nad wodą. Nasłuchiwał. Przyzwyczajenie go do obecności człowieka i wyzbycie się strachu przed nim wiele kosztowało wiele pracy tak Tristana, innych doświadczonych smokologów, jak - najwięcej chyba - samego srebrnika. W stresie umykał w głębiny, kładł po sobie kolce i charakterystycznie rozchylał przednie łuski przy pysku. Z czasem przestawał. Te odruchy w nim zostały, zwłaszcza przy obcych, jak dzisiaj, spodziewał się je ujrzeć, kiedy rzucał nad wodę rybę z zamiarem zaprezentowania swoim towarzyszom pełni jego piękna - wynurzył się tylko trochę, błyskawicznie znikając pod wodą. - Trzeba dać mu trochę czasu. Jeśli będą panowie... państwo zainteresowani, możemy powrócić to po zakończeniu konferencji. Tymczasem, zaczyna naglić. Powinniśmy wrócić na audytorium - zasugerował spokojnie, zwracając uwagę na czas. Przerwa z wolna dobiegała końca, a goście ponownie zajmowali miejsca - przeprowadził swoich towarzyszy, wpierw z terrarium srebrnika, potem przez tereny rezerwatu, prosto do odpowiedniej auli w samej placówce.
Kolejny prelegent rozkładał na czynniki pierwsze urok oszałamiający smoki, Tristan przysłuchiwał się temu ze szczególnym zainteresowaniem. W powietrzu przed sobą magicznym ogniem profesor wymalował schemat wiązki tego zaklęcia i jego podstawowe numerologiczne dane, z których Tristan próbował wyłapać jak najwięcej, czerpiąc wiedzę - szczęśliwie przekazaną w sposób raczej prosty w odbiorze. Czarodziej opisywał wpływ zaklęcia na kondycję zwierząt, ze szczególnym uwzględnieniem ruchu nadgarstka w trakcie wypowiadania formuły - ponoć zaklęcie rzucone nisko, bez uniesienia dłoni, było przez nie lepiej przyswajalne i rzadziej wywoływało w późniejszym czasie skutki uboczne, choć nie było wcale mniej skuteczne i równie często starczało, by powalić dorosłego smoka na dłuższy okres. Sącząc lampkę wina z uwagą przysłuchiwał się wystąpieniu z zainteresowaniem, wysłuchując także wskazówek co do intonacji samego zaklęcia - odpowiednio rozłożony akcent był w stanie wspomóc jej moc. Nie słyszał tykających wskazówek zegara, wciągnięty w dysputy skupił się na wiedzy, która i u niego miała się dzisiaj poszerzyć. Po specjaliście od uroków, dla którego podjęte brawa cichły jeszcze przez chwilę, przyszedł czas na niego, miał opowiedzieć o srebrniku. Podczas wystąpień tego typu czuł się doskonale, zdobywszy już odpowiednie doświadczenie i umiejętności, płynność słowa przyświecała mu zawsze, lecz naturalna lekkość, z jaką nim władał, nie przestawała się w nim rozwijać. Nie trzymała go już też trema, był świadom nie tylko swojej wiedzy, ale również pozycji.
- Niektórzy z tu obecnych mieli okazję już zobaczyć Teddrisa, inni będą mieli dopiero okazję, pewnym jest, że jego przypadek może pozwolić nam lepiej i dogłębniej poznać ten gatunek. To pierwszy wodny smok w rezerwacie w Kencie, ale nasza placówka została w pełni dostosowana do jego potrzeb, by nasza współpraca przebiegła bez zarzutu. Nasz okaz jest samcem, nie mamy dokładnych danych odnośnie jego wyklucia, a przetrzymywanie go w niewoli, wspierając się zapiskami Jeremy'ego Hopkinsa, może spowolnić jego rozwój i zafałszować zebrane dane. Biorąc pod uwagę to, różnice międzygatunkowe i możliwy wpływ tutejszych wód na srebrnka, szacujemy jego wiek na najdalej trzy lata, dwa w momencie uwolnienia. Nie muszę zapewne opisywać, jak rzadki jest to gatunek - na terenie Wielkiej Brytanii Teddris jest jedynym żyjącym srebrnikiem morskim. W Europie pozostało ich zaledwie kilka, niegdyś zamieszkały morza i oceany dość powszechnie, lecz działalność kłusownicza, w tym, cóż, nie pomijajmy tej kwestii milczeniem, głównie mugolska, prawie całkiem go wybiła. Jego cechą charakterystyczną jest niezwykły szkielet łusek, które załamują światło w taki sposób, że pod wodą staje się niemal całkowicie niewidoczny - co czyni z niego niebezpiecznego drapieżcę. Teddris zdążył się juz oswoić z człowiekiem, zdarza mu odpoczywać w części wynurzonym - dzięki czemu pozytywnie oceniamy nasz program oswojenia tego stworzenia. Nie jest smokiem wyłącznie morskim, choć to woda jest jego żywiołem, jest w stanie poruszać się również na powierzchni: tam jednak jego ruchy będą wolniejsze i znacznie bardziej ocieżałe - nie jest do tego przystosowany. Znacznie lepiej czuje się pod wodą niż na jej powierzchni. Nie potrafią wywołać ognia, co ułatwia nam jego obserwację, jednakowo jest w stanie wywołać gorące opary, które potrafią podgrzać temperaturę do silnego wrzenia. Proces adaptacji srebrnika do warunków rezerwatu rozpoczął się od wzniesienia odpowiednich konstrukcji, które pomogą przystosować go do naturalnych warunków. Sprowadzono naturalnie współistniejące ryby, a także gatunki roślin; są podejmowane dyskusje o możliwości sprowadzenia dla niego drugiego okazu - ale na razie pozostają w odległych ramach czasowych, jak i możliwościach w ogóle. Najbliższy okaz znajduje się w Obzorze na terenie Bułgarii. - Nie kontynuował wątku, ledwie rozpoczęte rozmowy na temat samicy nie doprowadziły jeszcze do niczego. Nie miał pojęcia, czy będą skłonni ją ostatecznie oddać, tak jak nie był przekonany do tego, czy szacowana cena transportu była tego warta. - Obserwacja Teddrisa pozwoliła nam inaczej spojrzeć na ten gatunek - postrzegany jako raczej ugodowy, a przez niektórych nawet jako słaby, srebrniki polują wszak głównie na drobne gatunki, w naszej ocenie ten osąd był zbyt szybki. Srebrnik wykazuje się inteligencją wyższą, niż przeciętne smocze gatunki, jego zachowanie wynika oczywiście w części również z kalkulacji niebezpieczeństwa i wykształconych wobec ludzi mechanizmów obronnych, lecz głównym aspektem są skrzela srebrnika. Wszystko wskazuje na to, że ich możliwości oddechowe na lądzie nie są tak dobre, jak powszechnie uważano, a sprawność w podwodnym polowaniu nie wynika wyłącznie z doskonałych zdolności pływackich. Przyjrzyjmy się ich budowie... - zapowiedział, machnięciem różdżki przywołując przed siebie iluzję będącą zobrazowaniem jego słów - przygotowaną wcześniej przez jego pracowników. Czuł skupioną na sobie uwagę, młodszych i starszych umysłów, żądnych wiedzy i zafascynowanych smoczą zagadką.
Miał do zaprezentowania wiele ciekawostek, mutacje na poziomie układu oddechowego smoka w tym momencie wydawały się nie mieć znaczenia, ale w przyszłości mogły przecież pomóc odnaleźć zaginione ewolucyjne ogniwo. Specyfika anatomiczna mogła też pomóc zrozumieć zaskakujące procesy dziejące się w skrzelach srebrników, które mogły mieć - do pewnego stopnia, oczywiście - zastosowanie również wśród innych gatunków. A ponieważ układ oddechowy bezpośrednio wiązał się z gruczołami ogniomiotnymi, w sposób fascynujący pozwalał spojrzeć - świeżo - na tematy od dawna mu znane. Konkluzją miała być finalnie postawiona teza: zwiększenie wydolności płuc smoków na skutek ich ewolucyjnego rozwoju, który mógł się dokonać poprzez odpowiednie kojarzenie, smoki mogły zacząć ziać potężniejszym płomieniem niż dotąd - i wykształcić w sobie mechanizmy, które nie ugną się przed żadnym mugolskim rycerzem w lśniące zbroi. Na ile byłyby zagrożeniem również dla czarodziejów - to pozostawało pod znakiem zapytania. Ale teoria została ciepło przyjęta w środowisku...
/zt
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
W ostatnim miesiącu lady doyenne Rosier coraz częściej bywała w Smoczych Ogrodach. Coraz pilniej kształciła się w kierunku ekonomii, coraz bliższe stawały się dla niej magiczne stworzenia, coraz mocniej wiązała się z rodową tradycją. To wszystko za sprawą otrzymanej od Ministerstwa Magii Wyspy Węży, w której Evandra dostrzegła potencjał do rozwoju, jak i zaangażowania w ogóle. Pilnowanie domowego ogniska czy organizacja wystawnych przyjęć z wolna przestawały jej wystarczać. To nie tak, że zamierzała je porzucić, co to to nie! Nadal chciała brylować w towarzystwie, nie mogła sobie pozwolić na zniknięcie z języków, zwłaszcza teraz, kiedy nadal spełniała się w działalności charytatywnej, a także dlatego, że za kilka miesięcy będzie musiała zwolnić tempa z powodu zbliżającego się rozwiązania.
Z panem Garwickiem umówiona była na przyszły tydzień, dziś zaś miała zobaczyć się z jednym ze specjalistów od zabezpieczeń. Do Smoczych Ogrodów dotarła o czasie, zgodnie zresztą z własnym zwyczajem i przyświecającą jej obowiązkowością. Od czarodzieja z Areny Carringtonów dostała spis interesujących ksiąg, z którymi musiała się zapoznać, chcąc rozwijać się dalej w tym kierunku. Nie wszystkie teksty zapisane były zrozumiałym dla niej językiem, lecz im dłużej obracała się w tych rejonach, tym więcej rozumiała i w razie problemów wiedziała też gdzie szukać podpowiedzi. W dziedzinie numerologii na najbardziej interesowało ją oczywiście tworzenie świstoklików. Wielu wprawnych w tej magii czarodziejów zgodnie twierdziło, że aby dotrzeć do tak zaawansowanego poziomu, musiała poznać niezbędne podstawy. Evandra, choć czasem rzeczywiście czuła się onieśmielona oraz przytłoczona ogromem materiału, nie zamierzała się poddać, a brała na siebie kolejne wyzwania, traktując je jak krok na drodze ku większej wprawie.
- Jak wiele lady wie o nakładaniu zabezpieczeń? Które z tajników numerologicznych zdążyła lady poznać? - pytał David Vaillant, rozkładając się z dokumentami w sali audytorium. Czarodziej okazał się być paręnaście lat młodszy od szpakowatego ekonomisty, także pełen werwy i z szerokim uśmiechem na twarzy. Temu zaś nie można się było dziwić, biorąc pod uwagę eteryczną sylwetkę półwili i jej ciepłe spojrzenie.
- Prawdę mówiąc same podstawy - przyznała Evandra, zajmując jedno z licznych miejsc siedzących, z zaciekawieniem przyglądając się czarodziejowi. Mianem podstaw określała posiadaną obecnie wiedzę, nie chcąc chwalić się nad wyraz i potknąć się przy którymś z pojęć. Wolała zaskakiwać innych pozytywnie, okazując się być pojętną uczennicą, niż oporną lady, której widzimisię wiązało się z zajmowaniem czasu bardzo zajętym ludziom.
Ekscytacja związana nauką była w lady doyenne dominująca. Chciała mieć kontakt z osobami, które były ekspertami w swoim fachu. Zwykła zwracać do tych, którzy mieli ogromną wiedzę oraz doświadczenie, gdyż doskonale wiedziała, że to z samego źródła może wyciągnąć najwięcej.
- Nakładanie zabezpieczeń bywa czasochłonnym zajęciem. Do każdego należy podejść z rozwagą i sprytem. Podczas wybierania trzeba skupić się na wielu aspektach - kogo bądź co zamierzamy chronić czy też w jaki sposób może dojść do przełamania zaklęcia - opowiadał czarodziej, oparłszy się tyłem o blat. Utkwił wzrok w kobiecie, chcąc sprawdzić czy aby na pewno za nim nadąża.
- Rozumiem, oczywiście - przytaknęła, zdając już sobie sprawę z tej kwestii. - Jakie czynniki należy wobec tego wziąć pod uwagę, wnikając już w szczegóły? Proszę opowiedzieć na przykładzie Smoczych Ogrodów.
David Vaillant rozpoczął swój wykład od teorii magii, w prosty sposób tłumacząc kolejne zależności. Korzystając z zawieszonej za swoimi plecami tablicy, rozrysowywał ciągi liczb, coraz bardziej zagłębiając się w numerologiczne zależności. Evandra uczyła się także o istniejących rodzajach konstrukcji magicznych, a także które z nich stosowane są w rezerwacie smoków. Dowiedziała się jak ważna jest stabilizacja przestrzeni, na której żyć mają dane stworzenia z uwzględnieniem wielkości danego obszaru oraz co należy wziąć pod uwagę podczas planowania konstrukcji dla odwiedzających. Każdy, czy to gość czy też pracujący w Smoczych Ogrodach opiekun, musieli czuć się bezpiecznie i mieć pewność, że nie dojdzie do żadnego przykrego wypadku.
Lady doyenne pochylona nad pergaminem robiła notatki, zapisując zamaszystym ruchem kolejne wskazówki, które wydawały się być najbardziej istotne. Zadawała także pytania, dociekając szczegółów, o których pan Vaillant początkowo wyłącznie wspominał w formie ciekawostki. Dyskutowali o możliwościach magii oraz samej teorii, krok po kroku obejmując coraz szersze zakresy, do których półwila zamierzała dotrzeć. Skupiona na swoim celu nie zamierzała się poddawać, nawet jeśli momentami materiał wydawał się być skomplikowany. Interesowała ją budowa serpentarium, chciała przecież, by było dopięte na ostatni guzik.
Kiedy słońce za oknem chyliło się już ku zachodowi, a Evandra miała poczucie, że więcej wiedzy nie jest na raz przyswoić, podziękowała czarodziejowi.
- To dopiero wstęp, lecz widzę, że jest lady już mocno obyta z podstawami. Jeśli będę mógł w czymś jeszcze pomóc, chętnie usłużę. - Skłonił się nisko i zebrał swoje dokumenty. Odprowadził kobietę po samą bramę rezerwatu, dopytując jeszcze skąd u młodej lady takie zainteresowania, oferując się także do dyspozycji w innych nurtujących ją kwestiach. - Przy doszkoleniu z samej magii transmutacji także mogę pomóc. Proszę się absolutnie nie krępować i pisać w każdej sprawie.
Nadgorliwość pracownika nie umknęła jej uwadze. Sama Evandra wzięła to za dobrą kartę, zawsze chętnie korzystając z zaangażowania. Transmutacji uczyła się sama, mając już do tego jednego nauczyciela, lecz kolejny umysł o innym podejściu był przecież na wagę złota. Rezerwat opuściła pospiesznym krokiem, nie chcąc spóźnić się na rodzinną kolację.
| zt
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Auditorium Draconis
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent :: Smocze Ogrody