Alexander Norbert Leach
Nazwisko matki: Goshawk
Miejsce zamieszkania: Richmond w Londynie
Czystość krwi: mugolska
Status majątkowy: średniozamożny
Zawód: twórca świstoklików na zlecenie
Wzrost: 187 centymetrów
Waga: 76 kilogramów
Kolor włosów: ciemnobrązowe
Kolor oczu: niebieskie
Znaki szczególne: niesforne włosy, zadziorny uśmiech, ołówek lub papieros włożony za ucho, mugolska skórzana kurtka pachnąca tytoniem, poparzona lewa dłoń
jesion, łuska smoka, 11 cali, dość giętka
Gryffindor
Border Collie
smukłą topielicę z długimi, mokrymi, czarnymi włosami i bladą cerą
tytoniem, miętą, pierniczkami cynamonowymi i lawendą
siebie trzymającego Order Merlina
odkrywaniem świata
nikomu, to strata czasu
rysuję i bazgrzę ciągi liczb na serwetkach
wszystkiego
Luke Powell
Ubrudzone węglem dłonie kreśliły na pergaminie niezbyt zgrabne cyfry układające się w długie ciągi liczb. Błękitne spojrzenie badawczo przyglądało się rezultatom, a cała twarz Alexandra napięła się w skupieniu, gdy próbował odnaleźć rozwiązanie swojego problemu. Już jako mały chłopiec zakochał się w liczbach - zresztą, z wzajemnością. Niczym najwyższej klasy kompozytor zapisywał cyfry na rolce, jakby pełen natchnienia uzupełniał pięciolinię; każda cyfra miała swoje dokładnie wyznaczone miejsce, a on znał znaczenie położenia każdej z nich. Nie nauczył go tego ani ojciec, wspaniały mówca i znawca prawa, ani matka - wyśmienita pisarka. Podejrzewano, że odziedziczył talent po swoim mugolskim pradziadku wykładającym fizykę na angielskim uniwersytecie, jednak Alexander nigdy go nie poznał. Przeczesał szarymi od węgla palcami ciemnobrązową czuprynę - gdyby pisał piórem i atramentem, każde jego muśnięcie palcami nie zostawiałoby szaro-czarnych śladów na wszystkim, gdzie się znalazło, ale kałamarz i zapas nowych piór znajdowały się w sekretarzyku w jego sypialni, zdecydowanie zbyt daleko, aby na czas przelać swoje myśli na papier. Dlatego pochylał się niecierpliwie nad blatem kuchennym i przygryzał dolną wargę, chcąc znaleźć odpowiedź na nurtujące go zagadnienie. Ignorował nieustanny gwizd czajnika, ujadanie psa za oknem i samochody, przejeżdżające ruchliwą, londyńską ulicą. Gdy się czemuś oddawał, to całym sercem. Bez względu na wszystko.
Wpatrywał się w biały materiał, po którym ze smakiem prześlizgiwały się płomienne języki; trzymając w ręku pudełko z draską zwinięte z płaszcza dziadka nie spodziewał się, że jedna, niewinna zapałka może w tak szaleńczym tempie pochłonąć cały obrus, stół, a następnie krzesła. Ogień rozprzestrzeniał się pionowo, coraz bardziej w górę i w górę, jakby chciał dosięgnąć gwiazd, jednak na jego drodze stanął drewniany sufit. Kuchnia lśniła pomarańczowo - jak bursztyny, które zbierał w ubiegłe lato z mamą na plaży. Zbliżył lewą dłoń do płonącego obrusa, jakby chciał sięgnąć po kolejny bursztyn leżący u jego stóp, i zaraz gwałtownie cofnął się - ręka zaczęła go niesamowicie piec i pojawiły się na niej bąble.
- Alex! - usłyszał nagle przerażony głos ojca. Po policzkach chłopca zaczęły płynąć łzy.
- Nie chciałem, przepraszam! - odparł, szlochając. Chciał tylko zobaczyć, co się stanie - ale nie spodziewał się, że ogień w tak szaleńczym tempie zacznie trawić pomieszczenie. Załkał gorzko, kiedy ojciec złapał go w pół i usiłował wyprowadzić z płonącego budynku, a później zmroziło ich obu, ponieważ z sufitu opadła na nich wielka tafla wody, gasząc ogień zaprószony w kuchni. Tego dnia wszyscy dowiedzieli się, że mały, siedmioletni Alexander jest nie tylko obdarzony magią, ale również nieostrożny, wścibski i niezbyt skory do pomocy, jeśli chodziło o odbudowę kuchni babci - niestety, magia nie zawsze potrafiła wszystko naprawić.
Gwizd czajnika stawał się nie do zniesienia. Herbata - jak ktokolwiek mógł myśleć o czymś tak trywialnym jak herbata, kiedy był tak blisko rozwiązania, które mogło być przełomem w jego badaniach? Uderzył kawałkiem węgla o kant blatu. Przeciągłe gwizdanie huczało mu w głowie i nie mógł się już dłużej skupić. Znowu pojawiła się pustka, a odpowiedź, którą tak bardzo chciał znaleźć, ponownie wyślizgnęła mu się z rąk i zniknęła na dobre. A już ją prawie miał...! Zrezygnowany, zgasił kuchenkę i wyszedł, zostawiając pożółkły pergamin obok kubka z herbatą jaśminową, którą zaparzył dla matki. To była jego ostatnia noc w rodzinnym domu, zanim na dobre osiądzie się w Dolinie Godryka. W końcu będzie mógł poświęcić się pracy i badaniom - sam, w ciszy. Był pewien, że po Dolinie Godryka nie jeździły żadne tramwaje i autobusy, które mogłyby rozpraszać jego uwagę. Westchnął ciężko, gdy odwrócił się na pięcie i wrócił po tę nieszczęsną filiżankę, aby zanieść ją matce, a następnie wyjść z domu - prosto w objęcia nocnego Londynu.
Narzucony na szyję gruby szalik w barwach czerwieni i złota łopotał na wietrze, kiedy biegł w kierunku stadionu, aby zdążyć na mecz quidditcha. Nie przepadał za tą brutalną grą, ale ostatnio jedna z koleżanek z roku zarzuciła mu, że jest nudziarzem. Właśnie dlatego postanowił się wybrać i chociaż zacząć rozpoznawać osoby, które grały w reprezentacji Gryffindoru. Wcale nie dlatego, że tamta dziewczynka powiedziała, że jest nudziarzem! Po prostu... sam chciał obejrzeć grę. I chociaż zrozumieć, o co w niej chodziło. W końcu książki nie były dla niego najważniejsze! Chociaż... może coś w tym było, ponieważ dzisiejszego ranka nie zszedł na śniadanie ani nie wyszedł punktualnie na mecz, bo bez reszty pochłonęła go lektura jednej z książek potrzebnych do odrobienia pracy domowej z transmutacji. W końcu wbiegł zziajany na trybuny - z rozczarowaniem jednak spostrzegł, że wszyscy uczniowie powoli je opuszczają. Na brodę Merlina. Nagle wpadł na koleżankę, przez którą w ogóle się tutaj pojawił.
- Świetny mecz, prawda? - zagaił z uśmiechem, udając, że razem z resztą kibiców siedział i oglądał mecz.
- Tak, przegraliśmy.
Fantastycznie. Jednak nigdy nie polubi i nie zrozumie tej gry.
Londyn był przepiękny - zwłaszcza nocą. Nie licząc niemalże całorocznej mżawki, szczurów i pijaków, którzy kryli się za każdym rogiem ulicy. Z łyżeczką wciśniętą za pazuchę kurtki przemierzał kolejne przecznice, a mroźne powietrze wbijało się boleśnie w jego płuca. Nagle skręcił w jeden z zaułków i stanął twarzą w twarz z młodą kobietą, elegancko ubraną i delikatnie uśmiechniętą. Wyjął łyżeczkę z kieszeni kurtki i wrzucił ją kobiecie do torebki. - Na razie jest nieaktywny. Przenosi do Doliny Godryka, na cmentarz. Zgodnie z życzeniem - powiedział. Chwilę później dziewczyna wręczyła mu zapłatę, posłała jeszcze jeden słodki uśmiech i teleportowała się. Dokąd? Nie wiedział. Odwrócił się na pięcie i udał się w drogę powrotną, dokładnie przyglądając się chodnikowi, latarniom i budynkom, jakby chciał zapamiętać to miejsce już na zawsze. Chora przypadłość twórcy świstoklików.
Śledził w skupieniu instrukcje wypisane na tablicy - dzisiaj na zajęciach z transmutacji przemieniali szczury w filiżanki. Wyciągnął różdżkę i przytrzymał zwierzątko za ogon, aby mu nie uciekło - już miał wypowiedzieć formułę zaklęcia, kiedy do jego uszu dobiegła rozmowa dziewcząt z Ravenclawu siedzących obok.
- Leach? Jesteś pewna?
- Tak! Wczoraj znowu nie wyszedł mu eliksir i oblepiła go jakaś niebieska maź...
- Mówisz poważnie?!
- Ale to nie wszystko! Profesor odjął mu za to kilka punktów i stwierdził, że większego matoła nie spotkał, a Leach się wkurzył i chciał zmienić go w królika...
- Och!
- ... ale nie udało mu się to. Zdołał wyczarować tylko króliczy ogonek...
- Ale beznadzieja!
- Odjęli mu za to z pięćdziesiąt punktów!
Rozmowę dziewczyn przerwał Alex, który wstał z miejsca i postawił przed nimi idealną, błękitną filiżankę, z głośnym stuknięciem. Posłał im nonszalancki uśmiech. Nienawidził plotek. Zwłaszcza o sobie, których było za dużo.
- O, panu Leachowi się udało! 2 punkty! - zawołał nauczyciel. Nagle podszedł do ławki uczennic i pokręcił głową z niezadowoleniem. - Alexandrze, pomóż tym niedojdom.
- Tak, panie profesorze - odparł chłopak, po czym przysiadł obok dziewczyn, których policzki zaczynały przypominać buraczki z niedzielnego obiadu mamy. Owszem, na zajęciach z eliksirów znowu wybuchł mu kociołek. Owszem, odjęto mu kilka punktów. Owszem, chciał przemienić profesora w królika, ale nie wyczarował mu puszystego ogonka, tylko długie, królicze uszy. Następnym razem uda mu się to zaklęcie.
Numerologia
Ministerstwo
Ojciec
Wyprowadzk
Statystyki i biegłości | |||
Statystyka | Wartość | Bonus | |
OPCM: | 15 | + 5 (różdżka) | |
Zaklęcia i uroki: | 0 | 0 | |
Czarna magia: | 0 | 0 | |
Magia lecznicza: | 0 | 0 | |
Transmutacja: | 20 | 0 | |
Eliksiry: | 0 | 0 | |
Sprawność: | 5 | Brak | |
Zwinność: | 4 | Brak | |
Język | Wartość | Wydane punkty | |
angielski | II | 0 | |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty | |
Astronomia | II | 10 | |
Historia Magii | I | 2 | |
Kłamstwo | I | 2 | |
Numerologia | IV | 40 | |
Retoryka | I | 2 | |
Spostrzegawczość | I | 2 | |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty | |
Odporność magiczna | I | 5 | |
Wytrzymałość Fizyczna | II | 5 | |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty | |
Zakon Feniksa | 0 | 0 | |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty | |
Literatura (tworzenie ) | I | 0.5 | |
Literatura (wiedza) | I | 0.5 | |
Rysunek | I | 0.5 | |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty | |
Pływanie | I | 0.5 | |
Reszta: - |