Sala uczt
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Sala uczt
Jadalnia w Hampton Court, magiczne powiększona, przystosowana została do goszczenia wielu znamienitych gości przyjmowanych przez lady Nott podczas licznych organizowanych przez nią przyjęć. Stoły rozciągają się wzdłuż sal na całą długość, otoczone eleganckimi i wygodnymi krzesłami; lady Nott znana jest z pedantyzmu w trakcie urządzania przyjęć - każda osoba zawsze ma wyznaczone dla siebie miejsce, opisane odpowiednim bilecikiem. Małżeństwa sadzane są razem, kawalerowie i panny między sobą, zawsze kobieta na zmianę z mężczyzną.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 23.07.21 20:34, w całości zmieniany 2 razy
Zgubiwszy towarzystwo Caelana - po odtańczonym kontredansie na środku parkietu, aby ich stroje zostały przez pozostałych gości sabatu odgadnięte - wędrowała korytarzami korytarzami dworu, eleganckimi i pełnymi przepychu, wciąż w niewygodnej kreacji, pantoflach na obcasie i masce na twarzy, skrywającą jej tożsamość. Spoglądała na dzieła sztuki, zdobiące ściany i korytarze, przeliczając je w myślach na galeony - i myśląc o tym, na co mogłaby je wydać. Wyrzucanie złota w błoto, ot co, to o tym wszystkim myślała. Nigdzie nie mogła znaleźć lewitujących tac z alkoholem, a on był jej niezbędny, by przetrwała do świtu w tym sztywnym, nudnym towarzystwie. Podążając za podsłuchanymi rozmowami i ćwierkającymi arystokratkami, udało jej się dotrzeć do sali uczt, gdzie stoły uginały się wręcz od ciężaru złotych talerzy i półmisków, pełnych doskonałych przystawek, potraw i deserów. Powiodła po nich spojrzeniem, lecz uwagę blondynki bardziej od jedzenia przyciągnął czarodziej przebrany za wampusa - sporo się odzywał, próbując zgadywać przebrania innych, gdy lady Adelaide Nott zmusiła wszystkich do zabawy w kalambury. Znała ten głos aż za dobrze. Nie mogła mieć pewności, twarz skrywała maska, lecz postanowiła zaryzykować. Zbliżyła się do mężczyzny, dumnie się prostując i unosząc wyżej brodę, gdy kątem oka zauważyła gapiące się na nią młode dziewuchy. Pewnie czuły się oburzone jej obecnością.
- Macnair - wyrzekła cicho, trochę pytająco, zwracając na siebie uwagę wampusa. Uzyskawszy potwierdzenie, poczuła ulgę - wreszcie mogła z kimś porozmawiać. - Dlaczego mnie nie dziwi, że sterczysz akurat przy winach, co? - spytała uszczypliwie, zerkając na złote kielichy.
Wielorakość możliwości wyboru wprawiała wręcz w zachwyt. Tylu rodzajów trunków - i to drogich i pewnie doskonałych trunków - nie widziała chyba jeszcze na oczy. Warto było pojawić się w Hampton Court choćby dla samych win, których zapachy mieszały się ze sobą i drażniły zmysł powonienia Rookwood. Nie wiedząc na co powinna się zdecydować wyciągnęła dłoń i złapała pierwszy lepszy kielich, uniosła do ust, lecz nim wychyliła z niego wina, posłała do Macnaira szelmowski uśmiech. - Sprawdźmy więc, czy trzepie - zwróciła się do niego konspiracyjnym szeptem, puszczając przy tym perskie oczko. Pewnie nie będzie takie mocne jak to, co miał w swej piwnicy Dolohov, albo można było dostać od barmana Wilka Morskiego, jeśli człek nie zalazł mu za skórę, ale może przynajmniej będzie rozkoszą dla kubków smakowych.
She's lost control
again
Ostatnio zmieniony przez Sigrun Rookwood dnia 22.09.19 11:51, w całości zmieniany 2 razy
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością
'k20' : 14
'k20' : 14
Mijające minuty dłużyły się coraz bardziej, a on sam zastanawiał się ile jeszcze uda mu się przetrwać w ów miejscu zmuszając się do kurtuazji, która nie szła z nim w parze. Wiele gestów podpatrzył – był całkiem spostrzegawczy – o innych zaś słyszał w przeszłości i zdawał sobie sprawę, iż należało się ich trzymać. Było to jednak trudne, nie do końca czuł się swobodnie, a tym samym sobą, bowiem parokrotnie już przygryzał język byle tylko nie palnąć żadnego kiepskiego komentarza tudzież nie skusić się na jakże wykwintny komplement wobec niektórych pięknych dam. Na co dzień nie szczędził sobie wygłaszania własnych myśli na głos i dobierania ironicznych wstawek bez względu na okoliczności, lecz dziś wiedział, iż musiał przyjąć postawę, którą będą w stanie zaakceptować wszyscy – w końcu prawdziwą „maskę” nie każdy trawił, a tym bardziej rozumiał.
Brakowało mu znalezienia w tłumie kogoś z kim będzie mógł prowadzić normalną, swobodną dyskusję, nawet jeśli miałoby to odbyć się szeptem. Właściwie w podobny sposób rozmawiała większość arystokracji; przyglądali się, sztucznie kłaniali i witali, a gdy tylko naszła okazja znacznie ściszali głos, aby jedynym słuchaczem mogła być osoba tuż obok. Był przekonany, iż jego strój również był komentowany, bowiem nie przeplatał się złotem, nie był świadectwem bogactwa i nawet poszycie znacznie odbiegało od odzienia tych zamożniejszych, pragnących wystawić się na piedestał. Nie dbał o to, było mu to kompletnie obojętne, jednak z pewnością o wiele chętniej znalazłby się choć na chwilę w Mantykorze, gdzie popijając piwo smakujące niczym szczyny goblina miałby za sobą zbędną etykietę.
Na salę uczt trafił przypadkiem. Przechodząc korytarzem dostrzegł kątem oka zdobione butelki wypełnione po brzegi trunkiem, które po samym wyglądzie wskazywały na fakt, iż do najtańszych nie należały – właściwie śmiało można było powiedzieć, że mało kogo było stać chociażby na jedną flaszkę. Zignorował kwestię braku swej wiedzy w tematyce win, jeśli miał zachowywać się odpowiednio do sytuacji oraz miejsca, to wolał grać w towarzystwie dobrego alkoholu, nie potraw. Chwytając jeden z kieliszków uniósł go ku górze i wolno poruszył dłonią, by trunek delikatnie rozlał się po ściankach, a następnie przysunął go bliżej nozdrzy by poczuć zapach. Rzecz jasna podpatrzył to u innego czarodzieja, który zdawał się pić już którąś z rzędu kolejkę, bowiem można było odnieść wrażenie, że przeszkodą dla niego było nawet zajmowane przez niego samego krzesło. Stracił tym samym na wiarygodności, ale lepszy taki „nauczyciel” niżeli żaden.
Gdy już miał przechodzić do sedna rytuału jego uszu doszedł głos, cholernie znajomy głos, na którego brzmienie ściągnął brwi i obrócił głowę w odpowiednim kierunku. Dałby sobie rękę obciąć, iż wiedział do kogo należał, jednakże nader bardzo była mu potrzebna by od razu tak ryzykować.
-Droga lady.- odpowiedział na jej słowa, po czym chwycił drobną dłoń i delikatnie pocałował jej wierzch w geście powitania. Trochę sobie żartował, ale jeśli towarzyszka okaże się tą, o której myślał, to irracjonalność całego zdarzenia tylko nabierze rumieńców. Oni, dwoje naczelnych, nokturnowskich alkoholików na salonach – nazwaliby wariatem tego, kto w ogóle by to przypuścił. -Oczekiwałem właśnie na Ciebie, dlatego wciąż nie posmakowałem żadnego z tych wyśmienitych dań oraz trunków. Fakt, że spotkaliśmy się akurat przy winie jest wolą przypadku, a w takowy nie można ingerować, czyż nie?- rzucił w równie charakterystyczno nadętym tonie, po czym zerknął jak zasmakowała alkoholu i w końcu uczynił to samo. -Jak mija lady wieczór?- spytał zaraz po pierwszej degustacji.
Brakowało mu znalezienia w tłumie kogoś z kim będzie mógł prowadzić normalną, swobodną dyskusję, nawet jeśli miałoby to odbyć się szeptem. Właściwie w podobny sposób rozmawiała większość arystokracji; przyglądali się, sztucznie kłaniali i witali, a gdy tylko naszła okazja znacznie ściszali głos, aby jedynym słuchaczem mogła być osoba tuż obok. Był przekonany, iż jego strój również był komentowany, bowiem nie przeplatał się złotem, nie był świadectwem bogactwa i nawet poszycie znacznie odbiegało od odzienia tych zamożniejszych, pragnących wystawić się na piedestał. Nie dbał o to, było mu to kompletnie obojętne, jednak z pewnością o wiele chętniej znalazłby się choć na chwilę w Mantykorze, gdzie popijając piwo smakujące niczym szczyny goblina miałby za sobą zbędną etykietę.
Na salę uczt trafił przypadkiem. Przechodząc korytarzem dostrzegł kątem oka zdobione butelki wypełnione po brzegi trunkiem, które po samym wyglądzie wskazywały na fakt, iż do najtańszych nie należały – właściwie śmiało można było powiedzieć, że mało kogo było stać chociażby na jedną flaszkę. Zignorował kwestię braku swej wiedzy w tematyce win, jeśli miał zachowywać się odpowiednio do sytuacji oraz miejsca, to wolał grać w towarzystwie dobrego alkoholu, nie potraw. Chwytając jeden z kieliszków uniósł go ku górze i wolno poruszył dłonią, by trunek delikatnie rozlał się po ściankach, a następnie przysunął go bliżej nozdrzy by poczuć zapach. Rzecz jasna podpatrzył to u innego czarodzieja, który zdawał się pić już którąś z rzędu kolejkę, bowiem można było odnieść wrażenie, że przeszkodą dla niego było nawet zajmowane przez niego samego krzesło. Stracił tym samym na wiarygodności, ale lepszy taki „nauczyciel” niżeli żaden.
Gdy już miał przechodzić do sedna rytuału jego uszu doszedł głos, cholernie znajomy głos, na którego brzmienie ściągnął brwi i obrócił głowę w odpowiednim kierunku. Dałby sobie rękę obciąć, iż wiedział do kogo należał, jednakże nader bardzo była mu potrzebna by od razu tak ryzykować.
-Droga lady.- odpowiedział na jej słowa, po czym chwycił drobną dłoń i delikatnie pocałował jej wierzch w geście powitania. Trochę sobie żartował, ale jeśli towarzyszka okaże się tą, o której myślał, to irracjonalność całego zdarzenia tylko nabierze rumieńców. Oni, dwoje naczelnych, nokturnowskich alkoholików na salonach – nazwaliby wariatem tego, kto w ogóle by to przypuścił. -Oczekiwałem właśnie na Ciebie, dlatego wciąż nie posmakowałem żadnego z tych wyśmienitych dań oraz trunków. Fakt, że spotkaliśmy się akurat przy winie jest wolą przypadku, a w takowy nie można ingerować, czyż nie?- rzucił w równie charakterystyczno nadętym tonie, po czym zerknął jak zasmakowała alkoholu i w końcu uczynił to samo. -Jak mija lady wieczór?- spytał zaraz po pierwszej degustacji.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
'k20' : 11
'k20' : 11
Nie spodziewała się, że poczuje się w tym towarzystwie jak ryba w wodzie. To było po prostu niemożliwe. Nie pasowała tutaj; nigdy zresztą nie aspirowała do tego, aby pasować. Dworskie życie, rozrywki nigdy Sigrun nie pociągało; zazdrościła im jedynie skarbców pełnych złota, które mogłaby przepuścić na przyjemności. Nic więcej i nic mniej. Podejrzewała, że będzie się nudzić i jak dotąd tak właśnie było, lecz na całe szczęście odnalazła w tłumie, przypadkiem, swojego, którego towarzystwo zawsze gwarantowało wiedźmie rozrywkę.
Zaskoczył ją, gdy ot tak złapał ją za dłoń, uniósł i złożył na jej wierzchu pocałunek, na podobieństwo prawdziwych, angielskich dżentelmenów. Pod maską przewróciła oczyma, zastanawiając się, co Drew strzeliło do głowy. Naprawdę zamierzał zachowywać się jak wszyscy ci idioci? Nie wyrwała jednak ręki, nie chciała robić przedstawienia, przyciągać do nich niepotrzebnej uwagi. Już i tak miała wrażenie, że większość gości wie kto nie jest częścią śmietanki towarzyskiej i spoglądają na nią częściej, niż wypadało.
- Drogi lordzie... - odparła ironicznie, czując, że naprawdę potrzebuje więcej wina. Drew w końcu puścił jej dłoń i mogła sobie ulżyć. Nieświadomie sięgnęła po kielich z winem o wdzięcznej nazwie Chateau Lamanceau, nie miała pojęcia, że było francuskie; po skosztowaniu stwierdziła, że trochę za wytrawne jak na jej gusta, choć poczuła delikatną, owocową nutę. Cóż, mocne z pewnością to nie było. Potrzebowałaby beczki, aby przetrwać do świtu w dobrym nastroju.
- Och, doprawdy, nie spróbowałeś? Bo brzmisz, jakbyś zdążył już beze mnie opróżnić połowę piwniczki lady Nott - odparła z przekąsem, cicho, niemal szeptem, aby jedynie Macnair mógł ją usłyszeć. Wstawił się już, że przyszła mu ochota na żarty, czy po prostu postanowił pobłazenować nie zważając na okoliczności? Rozbawił ją, mimo wszystko, dlatego podjęła tę gierkę, prostując się z godnością; teraz wyprostowana jak struna, na podobieństwo tych wszystkich lady, spojrzała na niego wyniośle, choć przez maskę nie mógł tego dostrzec. - Doskonale. Bawię się wprost wybornie. To trudne, aby nad sobą zapanować przy takim nadmiarze emocji jakie gwarantują nam dzisiejsze atrakcje, czyż nie, panie? - odpowiedziała mu, starając się naśladować podsłuchany ton głosu prawdziwych dam, lecz każde słowo podszyte było ironią. - A pan, lordzie... jak się pan bawi? Kij nie doskwiera za mocno? - znów ściszyła głos, by ostatnie słowa trafiły jedynie do uszu Drew. W tym dworze ściany miały oczy i uszy.
Zaskoczył ją, gdy ot tak złapał ją za dłoń, uniósł i złożył na jej wierzchu pocałunek, na podobieństwo prawdziwych, angielskich dżentelmenów. Pod maską przewróciła oczyma, zastanawiając się, co Drew strzeliło do głowy. Naprawdę zamierzał zachowywać się jak wszyscy ci idioci? Nie wyrwała jednak ręki, nie chciała robić przedstawienia, przyciągać do nich niepotrzebnej uwagi. Już i tak miała wrażenie, że większość gości wie kto nie jest częścią śmietanki towarzyskiej i spoglądają na nią częściej, niż wypadało.
- Drogi lordzie... - odparła ironicznie, czując, że naprawdę potrzebuje więcej wina. Drew w końcu puścił jej dłoń i mogła sobie ulżyć. Nieświadomie sięgnęła po kielich z winem o wdzięcznej nazwie Chateau Lamanceau, nie miała pojęcia, że było francuskie; po skosztowaniu stwierdziła, że trochę za wytrawne jak na jej gusta, choć poczuła delikatną, owocową nutę. Cóż, mocne z pewnością to nie było. Potrzebowałaby beczki, aby przetrwać do świtu w dobrym nastroju.
- Och, doprawdy, nie spróbowałeś? Bo brzmisz, jakbyś zdążył już beze mnie opróżnić połowę piwniczki lady Nott - odparła z przekąsem, cicho, niemal szeptem, aby jedynie Macnair mógł ją usłyszeć. Wstawił się już, że przyszła mu ochota na żarty, czy po prostu postanowił pobłazenować nie zważając na okoliczności? Rozbawił ją, mimo wszystko, dlatego podjęła tę gierkę, prostując się z godnością; teraz wyprostowana jak struna, na podobieństwo tych wszystkich lady, spojrzała na niego wyniośle, choć przez maskę nie mógł tego dostrzec. - Doskonale. Bawię się wprost wybornie. To trudne, aby nad sobą zapanować przy takim nadmiarze emocji jakie gwarantują nam dzisiejsze atrakcje, czyż nie, panie? - odpowiedziała mu, starając się naśladować podsłuchany ton głosu prawdziwych dam, lecz każde słowo podszyte było ironią. - A pan, lordzie... jak się pan bawi? Kij nie doskwiera za mocno? - znów ściszyła głos, by ostatnie słowa trafiły jedynie do uszu Drew. W tym dworze ściany miały oczy i uszy.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Po raz kolejny mogąc usłyszeć głos tajemniczej – choć już nie tak bardzo – prawie lady był przekonany kto krył się za zdobioną maską oraz elegancką suknią. Strój kompletnie do niej nie pasował, podobnie jak te wszystkie kurtuazje, które właściwie rozpoczął on sam wolą dobrej zabawy i czystej ironii. Gdyby ktoś zerknął na nich z boku, gdy popijali trunki w jego mieszkaniu tudzież jakiejkolwiek innej spelunie na Nokturnie to złapałby się za głowę, że podobni ludzie wędrują z nimi po salonach czując się jak ryba w wodzie. Rzecz jasna jemu samemu daleko było do podobnego uczucia komfortu, jednakże starał się jak najmniej wyróżniać, a grubiańskie zachowanie charakteryzujące go każdego dnia znacznie by to utrudniło. Zamierzał wmieszać się w tłum, unikać ciekawskich spojrzeń i w spokoju oraz błogim pijaństwie dotrwać świtu – wówczas miał już nawet pomysł z kim to uczyni.
-Uwierz mi, że szukałem piwniczki wytrwale, ale chyba ukryli ją przede mną zaklęciem ochronnym. Wyobrażasz sobie co by było, gdyby przed dwunastą skończyło się wino?- szepnął nachylając się bezpardonowo do jej ucha, a następnie zaśmiał się pod nosem. Ciche rozmowy nie wzbudzały niczyjej uwagi, bowiem w końcu każdy prowadził dialog w podobny sposób. Nawet jeśli miało być inaczej nie dbał o to, ileż można było udawać dobrze wychowanego. Trochę budziło to jego politowanie – choć dawno nic podobnego nie czuł – błękitnokrwiści codziennie musieli dbać o etykietę, a on zmęczony był po kilku godzinach.
Zapach owoców oraz przypraw wypełnił jego nozdrza, a gdy tylko upił łyk poczuł niezwykle wyrazisty smak. Pokiwał wolno głową nie mogąc znaleźć żadnego skojarzenia do tego co pijał wcześniej, dlatego bez większego zawahania opróżnił kielich w nadziei, że akurat nikt nie patrzył. Znawca był z niego żaden, serwowane dzisiejszej nocy alkohole nie miały sobie równych, zatem wolał je kosztować niżeli zastanawiać się nad pochodzeniem tudzież rocznikiem. Rzadko miał podobną okazję, więc kreowanie sztucznej otoczki – do tego przy Sigrun – było zbędne i nader czasochłonne.
-Francuskie, wytrawne, wyjątkowy smak przypraw. Długo leżakowało w beczce, wyborne.- skomentował odkładając szkło na bogato zdobiony blat stołu, po czym uniósł wzrok z powrotem na dziewczynę, a jego usta wygięły się w kpiącym wyrazie. Doskonale wiedziała, że gadał od rzeczy.
-Oczywiście, że tak pani. Lady Nott jak zawsze w najwyższej formie.- rzucił chwytając ze stołu coś przypominającego deser i na dodatek pachnącego whisky - ciasto dundee, ale tego rzecz jasna już wiedzieć nie mógł. Kusząca opcja.
Zdusił śmiech, gdy skierowała do niego spytanie ściszonym głosem. -Zdecydowanie bardziej intrygująco zapowiadałby się wieczór z butelką na stole w mym nokturnowskim pałacu, lady i rzecz jasna z Tobą w roli głównej. Mogłabyś przyodziać tą samą suknię co ostatnio, było na czym zawiesić oko.- odpowiedział równie cicho, po czym zasmakował dania i wcale się nie zawiódł. Nie to, że smakowało wybornie to do tego wyczuwał posmak ulubionego alkoholu.
-Uwierz mi, że szukałem piwniczki wytrwale, ale chyba ukryli ją przede mną zaklęciem ochronnym. Wyobrażasz sobie co by było, gdyby przed dwunastą skończyło się wino?- szepnął nachylając się bezpardonowo do jej ucha, a następnie zaśmiał się pod nosem. Ciche rozmowy nie wzbudzały niczyjej uwagi, bowiem w końcu każdy prowadził dialog w podobny sposób. Nawet jeśli miało być inaczej nie dbał o to, ileż można było udawać dobrze wychowanego. Trochę budziło to jego politowanie – choć dawno nic podobnego nie czuł – błękitnokrwiści codziennie musieli dbać o etykietę, a on zmęczony był po kilku godzinach.
Zapach owoców oraz przypraw wypełnił jego nozdrza, a gdy tylko upił łyk poczuł niezwykle wyrazisty smak. Pokiwał wolno głową nie mogąc znaleźć żadnego skojarzenia do tego co pijał wcześniej, dlatego bez większego zawahania opróżnił kielich w nadziei, że akurat nikt nie patrzył. Znawca był z niego żaden, serwowane dzisiejszej nocy alkohole nie miały sobie równych, zatem wolał je kosztować niżeli zastanawiać się nad pochodzeniem tudzież rocznikiem. Rzadko miał podobną okazję, więc kreowanie sztucznej otoczki – do tego przy Sigrun – było zbędne i nader czasochłonne.
-Francuskie, wytrawne, wyjątkowy smak przypraw. Długo leżakowało w beczce, wyborne.- skomentował odkładając szkło na bogato zdobiony blat stołu, po czym uniósł wzrok z powrotem na dziewczynę, a jego usta wygięły się w kpiącym wyrazie. Doskonale wiedziała, że gadał od rzeczy.
-Oczywiście, że tak pani. Lady Nott jak zawsze w najwyższej formie.- rzucił chwytając ze stołu coś przypominającego deser i na dodatek pachnącego whisky - ciasto dundee, ale tego rzecz jasna już wiedzieć nie mógł. Kusząca opcja.
Zdusił śmiech, gdy skierowała do niego spytanie ściszonym głosem. -Zdecydowanie bardziej intrygująco zapowiadałby się wieczór z butelką na stole w mym nokturnowskim pałacu, lady i rzecz jasna z Tobą w roli głównej. Mogłabyś przyodziać tą samą suknię co ostatnio, było na czym zawiesić oko.- odpowiedział równie cicho, po czym zasmakował dania i wcale się nie zawiódł. Nie to, że smakowało wybornie to do tego wyczuwał posmak ulubionego alkoholu.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 2
'k3' : 2
Kilka godzin wcześniej, gdy przeglądała się w lustrze jeszcze w swoim domu, obleczona w tę złotą, elegancką suknię, wymalowana i uczesana piękniej niż na ceremonię własnych zaślubin, czuła się dziwnie i obco. Motyw stroju, gromoptak, zaskakująco do niej pasował, bo czyż jej własne wybuchy gniewu nie przypominały błyskawic czarnomagicznej burzy, która szalała nad Anglią przez długie tygodnie? Niespodziewane, chaotyczne, niebezpieczne. Wyglądała zachwycająco, cóż jednak z tego, jeśli to nie była prawdziwa ona? Nie mogła się doczekać, kiedy będzie mogła rozpuścić włosy, przebrać się w wygodniejszą suknię, nie dbać o to, czy węgielek, którym podkreśliła oczy trochę się rozmaże i czy aby na pewno dobrze w tańcu stawia kroki. Po stokroć bardziej wolałaby być teraz z Macnairem w byle którym pubie, gdzie zamiast francuskiego wina dają dobrą whisky i grają coś innego, niż poważne melodie sprzed wieków.
- Wyobrażam - odparła mu dziwnie poważnym tonem. - To byłaby prawdziwa tragedia. Młode gąski pomdlałyby ze stresu, zamężne damy umarły z nudów, zaś lordowie ze strachu przed tym, że na trzeźwo nie mają o czym z nimi rozmawiać, a te damulki wcale nie są takie piękne. Dramat i gorzkie łzy - wyszeptała, gdy Drew się ku niej nachylał, roztaczając przed nim ponurą wizję prawdziwej salonowej apokalipsy. Zawtórowała mu perlistym śmiechem, przeganiając poważną atmosferę, którą sama na kilka chwil stworzyła.
Przysłuchiwała się profesjonalnej ocenie wina Drew z krzywym uśmiechem pod maską.
- Któż by pomyślał, drogi lordzie, że lata picia byle czego nie wypaliły pańskich kubków smakowych i wciąż ma pan tak delikatne i wrażliwe podniebienie - powiedziała Sigrun, sącząc w swoje słowa złośliwą ironię, dopijając to, co sama biała w kielichu. Takie, czy owakie - było naprawdę dobre, dlatego zdecydowała sięgnąć po następny kielich, tym razem inny. - Noc jest jeszcze młoda. Korzystajmy z tego, co przyniósł nam los - odpowiedziała, wzdychając przy tym z lekkim żalem, że tej wyjątkowej nocy nie spędzali tak jak naprawdę lubili. Upijając się, tańcząc, grając w karty, przekomarzając się do bladego świtu. Wzniosła kieliszek, dając mu do zrozumienia, że powinni korzystać z tego, że tu są - okazja do picia tak drogiego, wybornego alkoholu nie zdarzała się często. - Tak ci się podobała moja sukienka? Co za niespodzianka, że mężczyźni zapamiętują takie rzeczy, jesteś taki wyjątkowy, skarbie - powiedziała zaczepnym tonem, pozwalając sobie na wyciągniecie ręki i lekkie szturchnięcie go w ramię, po czym dłonią wskazała na suknię ze złotych piór. - Gromoptak do mnie nie pasuje?
- Wyobrażam - odparła mu dziwnie poważnym tonem. - To byłaby prawdziwa tragedia. Młode gąski pomdlałyby ze stresu, zamężne damy umarły z nudów, zaś lordowie ze strachu przed tym, że na trzeźwo nie mają o czym z nimi rozmawiać, a te damulki wcale nie są takie piękne. Dramat i gorzkie łzy - wyszeptała, gdy Drew się ku niej nachylał, roztaczając przed nim ponurą wizję prawdziwej salonowej apokalipsy. Zawtórowała mu perlistym śmiechem, przeganiając poważną atmosferę, którą sama na kilka chwil stworzyła.
Przysłuchiwała się profesjonalnej ocenie wina Drew z krzywym uśmiechem pod maską.
- Któż by pomyślał, drogi lordzie, że lata picia byle czego nie wypaliły pańskich kubków smakowych i wciąż ma pan tak delikatne i wrażliwe podniebienie - powiedziała Sigrun, sącząc w swoje słowa złośliwą ironię, dopijając to, co sama biała w kielichu. Takie, czy owakie - było naprawdę dobre, dlatego zdecydowała sięgnąć po następny kielich, tym razem inny. - Noc jest jeszcze młoda. Korzystajmy z tego, co przyniósł nam los - odpowiedziała, wzdychając przy tym z lekkim żalem, że tej wyjątkowej nocy nie spędzali tak jak naprawdę lubili. Upijając się, tańcząc, grając w karty, przekomarzając się do bladego świtu. Wzniosła kieliszek, dając mu do zrozumienia, że powinni korzystać z tego, że tu są - okazja do picia tak drogiego, wybornego alkoholu nie zdarzała się często. - Tak ci się podobała moja sukienka? Co za niespodzianka, że mężczyźni zapamiętują takie rzeczy, jesteś taki wyjątkowy, skarbie - powiedziała zaczepnym tonem, pozwalając sobie na wyciągniecie ręki i lekkie szturchnięcie go w ramię, po czym dłonią wskazała na suknię ze złotych piór. - Gromoptak do mnie nie pasuje?
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością
'k20' : 11
'k20' : 11
Byłby ślepy, gdyby nie dostrzegł wyjątkowego stroju Rookwood. Zdawał sobie sprawę, iż była na nim z podobnych pobudek, co on sam - reprezentowali Rycerzy, zostali wyróżnieni i tym samym zaproszeni na salony mimo braku błękitnej krwi. Błędem i zniewagą byłaby odmowa, bowiem chociaż preferowali zupełnie inny styl zabawy musieli wyjść ze strefy komfortu i pokazać się z jak najlepszej strony. Dla Macnaira szykowanie stroju było niczym nauka obcego języka – trudne, bezcelowe, pracochłonne, a przede wszystkim dość drogie, gdyż w jego garderobie nie znajdowało się nic, co chociaż w miernym stopniu nadawałoby się na salony. Publiczność jednak trafnie odgadnęła jego koncept, co choć nieznacznie wzmogło w nim pewność, iż od najgorzej przyodzianych było mu o cal daleko. Sam charakter Wampusa w perspektywie kilku cech był mu bliski, a niemożliwe do osiągnięcia umiejętności godne podziwu – jakże wartościowa bowiem byłaby możliwość hipnozy tudzież szybkość porównywalna do przemieszczania się na miotle?
Zaśmiał się na jej słowa przenosząc wzrok z kieliszka wina na jej twarz. -Nie uważasz, że mogłoby to zapobiec sytuacji, w której facet musiałby rano uciekać z łoża? No wiesz, jak na trzeźwo zobaczy co wyrwał.- uśmiechnął się kpiąco nie mogąc powstrzymać się przed spojrzeniem w kierunku grupy szepczących lordów. Nigdy nie wnikał w to co działo się na podobnych przyjęciach, nigdy tez nie interesował się zażyłościami, problemami i rozterkami bogatych – kilka zasłyszanych plotek dostatecznie mu wystarczyło. -Dobrze, że miałem okazję widzieć Cię na trzeźwo.- dodał upijając wina, które rzekomo smak rzekomo potrafił opisać. -Chyba.- sprecyzował zaciskając wargi, aby powstrzymać kpiący uśmiech.
-Czyżby miała lady jakieś wątpliwości?- ściągnął brwi w teatralnym oburzeniu, w końcu wówczas nie grał swojej roli, a starał się wczuć w zupełnie kogoś innego. Faktycznie zdarzało mu się pić już takie świństwa, że mordę dosłownie wykręcało, jednakże nie przyswajał myśli, że kubki smakowe wypaliło mu do cna. Może coś w tym było? -Dobre wino, piękne kobiety. Żyć nie umierać.- uniósł wymownie brew posyłając jej równie wymowne spojrzenie.
Opróżniwszy szkło nie zastanawiał się nader długo nad chwyceniem kolejnego – było to zdecydowanie najlepsze co mógł wówczas robić. Był przekonany, że wstawienie się znacznie szybciej pozwoli mu przekroczyć pewne granice i wytrwać do końca nocy bez większej wtopy. Zwykle nie robił głupot po alkoholu, więc akurat o ten aspekt był spokojny.
-To nie tak.- rzucił zaraz po tym, gdy poczuł dotyk jej dłoni na swym ramieniu. -Po prostu wtedy wyglądałaś lepiej, nie czuj się urażona.- skinął wolno głową, a następnie upił nowego trunku stanowiącego część degustacji. Obawiał się, iż jeszcze chwile pozostaną w ów miejscu i dla innych gości nie pozostanie nic poza smutkiem spowodowanym pustymi kieliszkami. Cóż ich strata – mogli trafić tu przed nimi. -Oczywiście, że jestem wyjątkowy lady. Dopiero teraz to dostrzegłaś?- spytał retorycznie hamując napływ śmiechu.
Zaśmiał się na jej słowa przenosząc wzrok z kieliszka wina na jej twarz. -Nie uważasz, że mogłoby to zapobiec sytuacji, w której facet musiałby rano uciekać z łoża? No wiesz, jak na trzeźwo zobaczy co wyrwał.- uśmiechnął się kpiąco nie mogąc powstrzymać się przed spojrzeniem w kierunku grupy szepczących lordów. Nigdy nie wnikał w to co działo się na podobnych przyjęciach, nigdy tez nie interesował się zażyłościami, problemami i rozterkami bogatych – kilka zasłyszanych plotek dostatecznie mu wystarczyło. -Dobrze, że miałem okazję widzieć Cię na trzeźwo.- dodał upijając wina, które rzekomo smak rzekomo potrafił opisać. -Chyba.- sprecyzował zaciskając wargi, aby powstrzymać kpiący uśmiech.
-Czyżby miała lady jakieś wątpliwości?- ściągnął brwi w teatralnym oburzeniu, w końcu wówczas nie grał swojej roli, a starał się wczuć w zupełnie kogoś innego. Faktycznie zdarzało mu się pić już takie świństwa, że mordę dosłownie wykręcało, jednakże nie przyswajał myśli, że kubki smakowe wypaliło mu do cna. Może coś w tym było? -Dobre wino, piękne kobiety. Żyć nie umierać.- uniósł wymownie brew posyłając jej równie wymowne spojrzenie.
Opróżniwszy szkło nie zastanawiał się nader długo nad chwyceniem kolejnego – było to zdecydowanie najlepsze co mógł wówczas robić. Był przekonany, że wstawienie się znacznie szybciej pozwoli mu przekroczyć pewne granice i wytrwać do końca nocy bez większej wtopy. Zwykle nie robił głupot po alkoholu, więc akurat o ten aspekt był spokojny.
-To nie tak.- rzucił zaraz po tym, gdy poczuł dotyk jej dłoni na swym ramieniu. -Po prostu wtedy wyglądałaś lepiej, nie czuj się urażona.- skinął wolno głową, a następnie upił nowego trunku stanowiącego część degustacji. Obawiał się, iż jeszcze chwile pozostaną w ów miejscu i dla innych gości nie pozostanie nic poza smutkiem spowodowanym pustymi kieliszkami. Cóż ich strata – mogli trafić tu przed nimi. -Oczywiście, że jestem wyjątkowy lady. Dopiero teraz to dostrzegłaś?- spytał retorycznie hamując napływ śmiechu.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
'k20' : 8
'k20' : 8
- Pomyśl o tym, że oni, gdy nad ranem budzą się już trzeźwi i patrzą na to, co leży obok, uciec nie mogą. A przynajmniej niezbyt daleko. Mają już na palcach złotą obrączkę. To dopiero tragedia - wyszeptała, wciąż pochylona ku Macnairowi, a szyderczy uśmiech skrywała złota maska. - Cóż, przynajmniej skrzynia pełna złotych galeonów w ramach posagu pewnie skutecznie ociera łzy - westchnęła teatralnie, jakby była bliska współczucia zarówno lordom, jak i lady tego okrutnego zwyczaju aranżowania małżeństw, by zawrzeć kolejny sojusz i intratną umowę finansową. Sama padła przed laty ofiarą tej tradycji, tyle że w grę nie wchodziły jedynie pieniądze, a utrzymanie statusu krwi. Nie zamierzała jednak dziś poruszać tego tematu.
- Skąd wiesz, że to byłam ja? - spytała rozbawiona, przenosząc spojrzenie na maskę Macnaira, a w jej głosie rozbrzmiała figlarna nuta, jakby chciała zasiać w nim ziarno wątpliwości, czy twarz, którą znał naprawdę należała do Sigrun Rookwood. - Może prawdziwa ja ma orli nos, brodawkę na nim, piegi i jest ruda? Nigdy się tego nie dowiesz. - Wiedział o tym, że jest metamorfomagiem i istniała możliwość, że nigdy nie odsłaniała swojej prawdziwej twarzy. Wzruszyła ramionami jak gdyby nie miała zamiaru ujawniać dziś prawdy.
- Owszem, drogi lordzie, mam co do tego pewne wątpliwości. O czwartej nad ranem pijesz już co ci nalewają, nie zwracając uwagi na to, czy to ognista whisky, czy może rozwodnione ale - zakpiła z niego, sięgając po inny kielich, wypełniony winem o głębokiej, rubinowej barwie. Było słodsze, ale przyjemnie pieściło zmysł smaku. Mimo wszystko dość miła odmiana po tych wszystkich nocach, które spędzili pijąc byle co, byle uderzyło do głowy i paliło w gardło.
- Jakoś mi to umknęło. Dotychczas myślałam, żeś lordzie dokładnie taki sam jak wszyscy inni mężczyźni - odpowiedziała z przekąsem, wbijając mu kolejną szpilkę, wiedząc, że może sobie na to pozwolić. Dzielili podobne, uszczypliwe poczucie humoru. Ironizowali tak często i gęsto, że czasami trudno było się zorientować, kiedy zaczynają mówić poważnie. A gdyby nie mogła - i tak nie ugryzłaby się w język, nie miała takiego zwyczaju, stroniła jednak od towarzystwa podobnych sztywniaków. - Obawiam się, że urażona poczułaby się lady Nott. Raczej nie podzielamy poczucia estetyki jeśli chodzi o suknie. - Prychnęła cicho śmiechem pod nosem, wyobrażając sobie minę tej staruszki, gdyby pojawiła się na sali balowej obleczona w tamtą czerwoną suknię zbyt mocno opinającą się na biodrach i podkreślającą pełne kształty wiedźmy. Pomoc magomedyka i eliksirów na serce byłaby jednak niezbędna, jeśli zamiast w sukience wybrałaby się tu w spodniach... Najprawdopodobniej więcej nie wystosowano by do niej zaproszenia.
- Skąd wiesz, że to byłam ja? - spytała rozbawiona, przenosząc spojrzenie na maskę Macnaira, a w jej głosie rozbrzmiała figlarna nuta, jakby chciała zasiać w nim ziarno wątpliwości, czy twarz, którą znał naprawdę należała do Sigrun Rookwood. - Może prawdziwa ja ma orli nos, brodawkę na nim, piegi i jest ruda? Nigdy się tego nie dowiesz. - Wiedział o tym, że jest metamorfomagiem i istniała możliwość, że nigdy nie odsłaniała swojej prawdziwej twarzy. Wzruszyła ramionami jak gdyby nie miała zamiaru ujawniać dziś prawdy.
- Owszem, drogi lordzie, mam co do tego pewne wątpliwości. O czwartej nad ranem pijesz już co ci nalewają, nie zwracając uwagi na to, czy to ognista whisky, czy może rozwodnione ale - zakpiła z niego, sięgając po inny kielich, wypełniony winem o głębokiej, rubinowej barwie. Było słodsze, ale przyjemnie pieściło zmysł smaku. Mimo wszystko dość miła odmiana po tych wszystkich nocach, które spędzili pijąc byle co, byle uderzyło do głowy i paliło w gardło.
- Jakoś mi to umknęło. Dotychczas myślałam, żeś lordzie dokładnie taki sam jak wszyscy inni mężczyźni - odpowiedziała z przekąsem, wbijając mu kolejną szpilkę, wiedząc, że może sobie na to pozwolić. Dzielili podobne, uszczypliwe poczucie humoru. Ironizowali tak często i gęsto, że czasami trudno było się zorientować, kiedy zaczynają mówić poważnie. A gdyby nie mogła - i tak nie ugryzłaby się w język, nie miała takiego zwyczaju, stroniła jednak od towarzystwa podobnych sztywniaków. - Obawiam się, że urażona poczułaby się lady Nott. Raczej nie podzielamy poczucia estetyki jeśli chodzi o suknie. - Prychnęła cicho śmiechem pod nosem, wyobrażając sobie minę tej staruszki, gdyby pojawiła się na sali balowej obleczona w tamtą czerwoną suknię zbyt mocno opinającą się na biodrach i podkreślającą pełne kształty wiedźmy. Pomoc magomedyka i eliksirów na serce byłaby jednak niezbędna, jeśli zamiast w sukience wybrałaby się tu w spodniach... Najprawdopodobniej więcej nie wystosowano by do niej zaproszenia.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Zacisnął wargi starając się nie zaśmiać nader głośno, bowiem wtem z pewnością zwróciłby na siebie czyjąś uwagę. W końcu ludzie na salonach raczej donośnie dyskutowali, zamiast śmiechem tłumić głosy gości, a do tego z żartu, który mówił o nikim innym jak nich samych. -Wyobrażasz sobie, że kiedyś jak byłem na mocno zakrapianym przyjęciu, to kokietowałem panienkę, która wyglądała jak królowa; piękne długie włosy, cudowne zielone oczy i zdecydowanie miała czym oddychać.- wspomniał teatralnie się przy tym rozmarzając. Ręce ułożył w charakterystycznym geście i nabrał powietrze w płuca; był pewien, iż zrozumiała aluzję. -Poruszaliśmy nóżką, poruszaliśmy czymś innym i przyszedł poranek.- dodał znacznie ciszej, po czym upił wina. -Jak otworzyłem powieki i obróciłem się przez ramię to nie wiedziałem czy bardziej mnie napierdala głowa, czy pieką oczy. Musiałem wymyślić coś na szybko, nie miałem siły podnieść się z łóżka, więc w pamięci odnalazłem obraz najpaskudniejszego gościa, który przewinął się na przyjęciu i całą siłą woli przybrałem jego twarz.- uniósł kącik ust wyginając wargi w kpiącym wyrazie; do tej pory na samo wspomnienie chciało mu się śmiać samemu z siebie. -Udawałem, że dalej śpię, a panienka na mój widok o mało nie zeszła. Po cichu zebrała z ziemi łachy i uciekła w nadziei, iż jej nie usłyszę.- wzruszył ramionami ponownie upijając wina. Traktował Rookwood jak kumpla – pewne historie powinien zachować dla siebie podczas rozmów z kobietami, jednakże z nią nie miał większych hamulców. Rozmawiali na wiele tematów, nie istniało dla nich żadne tabu. Brakowało tylko jeszcze, aby po pijaku porównywali ile cali mają ich różdżki.
Ściągnął brwi na jej kolejne słowa i bezczelnie zlustrował od stóp do głów. -Skarbie już zapomniałaś jak patrzałaś na mnie z parteru w klubie pojedynków? Reguły są jasne, zero zmian.- puścił dziewczynie oczko doskonale wiedząc, iż wtedy po jego stronie stało szczęście. Było to iście wyrównane starcie – choć bez użycia najpotężniejszej z dziedzin magii – i obronił się w najważniejszej chwili. Inaczej różnie by to mogło się potoczyć.
-Myślę, że o czwartej nie rozpoznaje lady czy pali Stibbonsa, czy zwinięty manuskrypt.- zakpił wyginając wargi w ironicznym wyrazie, po czym dopił do dna kolejny kieliszek wina. Musieli przesunąć się kawałek dalej, bowiem puste szkło z pewnością nie wyglądało nader elegancko zwłaszcza, że byli w ów miejscu jedynie we dwoje.
-Auć. Miałaś mnie za podobnego sztywniaka? Chyba faktycznie intensywnie mnie lady analizuje. Czyżbym nie wychodził z lady myśli?- zacisnął wargi próbując zachować poważny wyraz twarzy, a następnie powędrował wzrokiem do jednej ze szlachcianek. Trudno mu było zdefiniować jej strój, właściwie nie potrafił rzucić jednego trafnego skojarzenia. -Faktycznie, Lady Nott preferuje zupełnie inny styl. Myślisz, że to tak zawsze czy jedynie okazjonalnie?- spytał udając zaciekawienie – w końcu garderoba rodów była ostatnią rzeczą jaka go interesowała.
Ściągnął brwi na jej kolejne słowa i bezczelnie zlustrował od stóp do głów. -Skarbie już zapomniałaś jak patrzałaś na mnie z parteru w klubie pojedynków? Reguły są jasne, zero zmian.- puścił dziewczynie oczko doskonale wiedząc, iż wtedy po jego stronie stało szczęście. Było to iście wyrównane starcie – choć bez użycia najpotężniejszej z dziedzin magii – i obronił się w najważniejszej chwili. Inaczej różnie by to mogło się potoczyć.
-Myślę, że o czwartej nie rozpoznaje lady czy pali Stibbonsa, czy zwinięty manuskrypt.- zakpił wyginając wargi w ironicznym wyrazie, po czym dopił do dna kolejny kieliszek wina. Musieli przesunąć się kawałek dalej, bowiem puste szkło z pewnością nie wyglądało nader elegancko zwłaszcza, że byli w ów miejscu jedynie we dwoje.
-Auć. Miałaś mnie za podobnego sztywniaka? Chyba faktycznie intensywnie mnie lady analizuje. Czyżbym nie wychodził z lady myśli?- zacisnął wargi próbując zachować poważny wyraz twarzy, a następnie powędrował wzrokiem do jednej ze szlachcianek. Trudno mu było zdefiniować jej strój, właściwie nie potrafił rzucić jednego trafnego skojarzenia. -Faktycznie, Lady Nott preferuje zupełnie inny styl. Myślisz, że to tak zawsze czy jedynie okazjonalnie?- spytał udając zaciekawienie – w końcu garderoba rodów była ostatnią rzeczą jaka go interesowała.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Zaśmiała się cicho, kiedy opowiedział tę smutną historią. Bynajmniej jej to nie dziwiło. Z całą pewnością nie peszyło. Może i była kobietą, ale różniła się od innych. Sigrun wychowała się z braćmi, czas zwykła spędzać głównie z nimi, z mężczyznami zawsze dogadywała się lepiej; zawód także miała dość męski, dlatego przywykła do podobnych anegdot i opowiastek. Trudno było ją zawstydzić - zwłaszcza biorąc pod uwagę, że w kwestii seksualnej nie uznawała żadnych granic.
- Tak dużo wypiłeś, czy może dałeś się zwieść eliksirowi upiększającemu? - zakpiła z niego, próbując sobie wyobrazić jak musiała być szpetna, by zdecydował się na coś takiego. Prawie mu współczuła. Ale tylko prawie.
Rookwood wyprostowała się, kiedy spytał, czy zapomniała o ich starciu na arenie londyńskiego klubu pojedynków. Zmrużyła lekko oczy, niczym kot, który zaczyna czuć irytację, bo ktoś dotknął go w niewłaściwym miejscu. Nie znosiła, kiedy wypominano jej porażki, sama nie lubiła do nich wracać, nikt chyba nie lubił. Ciężko znosiła przegrane. - Co to ma do rzeczy? - spytała ostrzej, niż zamierzała. Nie miała szczęścia do pojedynków w klubie. Świetnie radziła sobie z magią obronną, lecz nad samymi urokami winna była jeszcze mocno popracować. Ciężko jednak było wiedźmie znaleźć na to czas - wolała poświęcać go na zgłębianie najbardziej fascynującej z dziedzin magicznych. Czarnej magii. - Gdyby lista zaklęć nie była tak krótka i nudna, to spotkanie potoczyłoby się zupełnie inaczej - wyszeptała kąśliwym tonem. Regulamin zabraniał używania czarów, którymi władała najlepiej - i niezmiernie tego żałowała. Po objęciu władzy przez lorda Cronusa Malfoya to powinno się w końcu zmienić.
- Tutaj się mylisz. Papieros musi być dobry. Nieważne o której godzinie - odpowiedziała wyniośle, choć trochę rozmijała się w tym z prawdą. Zawsze kupowała dla siebie samej dobre papierosy, jednakże o pewnej porze się kończyły. Częstując się cudzymi nie bardzo miała możliwość, by narzekać, a głód tytoniowy bywał zbyt silny, aby nie skorzystać.
Sigrun prychnęła przewracając oczyma, kiedy zasugerował, że spędza mnóstwo czasu na analizowaniu jego osoby w myślach.
- Pan sobie za bardzo schlebia. Polecam zejście na ziemię, bo buja lord w obłokach - powiedziała znużonym tonem. Macnair czasami miewał o sobie zdecydowanie zbyt wysokie mniemanie. Jak ona sama zresztą. Lepiej było jednak być za pewnym siebie, niż na odwrót - w innym wypadku pewnie nie zniosłaby jego towarzystwa. A Drew jej własnego.
- Obawiam się, że to stała przypadłość. Nie zaprzyjaźnimy się - westchnęła Sigrun, powiódłszy spojrzeniem po tłumie elegancko ubranych gości, zwłaszcza po damach, które musiały cierpieć przez tak ciasno zawiązane gorsety. - Korzystajmy więc póki możemy. Chodź, przekonajmy się cóż jeszcze lady Nott przygotowała dla tak znamienitych gości jak my - zaproponowała, odstawiając pusty kielich na stół, po czym ruszyła w stronę wyjścia z sali uczt, nie oglądając się za siebie, by sprawdzić, czy Macanir podąży za nią. Jeśli nie chciał zanudzić się na śmierć tego wieczoru, to uczyni to z pewnością.
- Tak dużo wypiłeś, czy może dałeś się zwieść eliksirowi upiększającemu? - zakpiła z niego, próbując sobie wyobrazić jak musiała być szpetna, by zdecydował się na coś takiego. Prawie mu współczuła. Ale tylko prawie.
Rookwood wyprostowała się, kiedy spytał, czy zapomniała o ich starciu na arenie londyńskiego klubu pojedynków. Zmrużyła lekko oczy, niczym kot, który zaczyna czuć irytację, bo ktoś dotknął go w niewłaściwym miejscu. Nie znosiła, kiedy wypominano jej porażki, sama nie lubiła do nich wracać, nikt chyba nie lubił. Ciężko znosiła przegrane. - Co to ma do rzeczy? - spytała ostrzej, niż zamierzała. Nie miała szczęścia do pojedynków w klubie. Świetnie radziła sobie z magią obronną, lecz nad samymi urokami winna była jeszcze mocno popracować. Ciężko jednak było wiedźmie znaleźć na to czas - wolała poświęcać go na zgłębianie najbardziej fascynującej z dziedzin magicznych. Czarnej magii. - Gdyby lista zaklęć nie była tak krótka i nudna, to spotkanie potoczyłoby się zupełnie inaczej - wyszeptała kąśliwym tonem. Regulamin zabraniał używania czarów, którymi władała najlepiej - i niezmiernie tego żałowała. Po objęciu władzy przez lorda Cronusa Malfoya to powinno się w końcu zmienić.
- Tutaj się mylisz. Papieros musi być dobry. Nieważne o której godzinie - odpowiedziała wyniośle, choć trochę rozmijała się w tym z prawdą. Zawsze kupowała dla siebie samej dobre papierosy, jednakże o pewnej porze się kończyły. Częstując się cudzymi nie bardzo miała możliwość, by narzekać, a głód tytoniowy bywał zbyt silny, aby nie skorzystać.
Sigrun prychnęła przewracając oczyma, kiedy zasugerował, że spędza mnóstwo czasu na analizowaniu jego osoby w myślach.
- Pan sobie za bardzo schlebia. Polecam zejście na ziemię, bo buja lord w obłokach - powiedziała znużonym tonem. Macnair czasami miewał o sobie zdecydowanie zbyt wysokie mniemanie. Jak ona sama zresztą. Lepiej było jednak być za pewnym siebie, niż na odwrót - w innym wypadku pewnie nie zniosłaby jego towarzystwa. A Drew jej własnego.
- Obawiam się, że to stała przypadłość. Nie zaprzyjaźnimy się - westchnęła Sigrun, powiódłszy spojrzeniem po tłumie elegancko ubranych gości, zwłaszcza po damach, które musiały cierpieć przez tak ciasno zawiązane gorsety. - Korzystajmy więc póki możemy. Chodź, przekonajmy się cóż jeszcze lady Nott przygotowała dla tak znamienitych gości jak my - zaproponowała, odstawiając pusty kielich na stół, po czym ruszyła w stronę wyjścia z sali uczt, nie oglądając się za siebie, by sprawdzić, czy Macanir podąży za nią. Jeśli nie chciał zanudzić się na śmierć tego wieczoru, to uczyni to z pewnością.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Strona 1 z 2 • 1, 2
Sala uczt
Szybka odpowiedź