Belvina Blythe
AutorWiadomość
Wartość żywotności postaci: 210
żywotność | zabronione | kara | wartość |
81-90% | brak | -5 | 170 - 189 |
71-80% | brak | -10 | 149 - 169 |
61-70% | brak | -15 | 128 - 148 |
51-60% | potężne ciosy w walce wręcz | -20 | 107 - 127 |
41-50% | silne ciosy w walce wręcz | -30 | 86 - 106 |
31-40% | kontratak, blokowanie ciosów w walce wręcz | -40 | 65 - 85 |
21-30% | uniki, legilimencja, zaklęcia z ST > 90 | -50 | 44 - 64 |
≤ 20% | teleportacja (nawet po ustaniu zagrożenia), oklumencja, metamorfomagia, animagia, odskoki w walce wręcz | -60 | ≤ 43 |
10 PŻ | Postać odczuwa skrajne wycieńczenie i musi natychmiast otrzymać pomoc uzdrowiciela, inaczej wkrótce będzie nieprzytomna (3 tury). | -70 | 1 - 10 |
0 | Utrata przytomności |
Senu
Nieco ponad siedmioletni samczyk płomykówki i najbardziej ukochane zwierzę jakie miała Belvina. Uwielbienie okazuje się obustronne, gdy niejednokrotnie ptak z zazdrości okazuje się agresywny w stosunku do ludzi, którzy odwracają uwagę jego właścicielki od niego samego. Wierny i odważny, czasami przesadnie miziasty, próbuje skupiać na sobie uwagę wszystkich, aby później podrapać lub dziobnąć. Trochę pieska sowa.
Różdżka
Trzynastu calowa różdżka z którą rozpoczęła swą edukację; zakupiona krótko po skończeniu 10 lat. Drewno ohia, wybierające sprytnych czarodziejów, którzy cechują się samodzielnością i odwagą w łamaniu zasad, a przy tym nie przejmują się opinią innych, ukazało już w dzieciństwie jaki charakterek ma dziewczyna. Rdzeń z rogu kozłaga w którym podobno drzemie duża moc, upodobało sobie wytrwałych, polegających na intuicji właścicieli. W zamian ostrzega przed niebezpieczeństwem, lekko wibrując, co nie jednokrotnie pozwoliło pannie Blythe ulotnić się odpowiednio szybko z miejsca, gdzie nie było bezpiecznie.
Dziennik
Pozornie nie wyróżniająca się niczym książka pośród wielu, które znajdują się w domu panny Blythe. Okazuje się dziennikiem, gdzie spisane są wszelkie myśli, plany i postępy w badaniach nad którymi pracuje. Tutaj również na ostatnich kartkach widnieją nazwy eliksirów, które niedawno uwarzyła oraz takie, które pragnie w niedługim czasie zrobić. Kilkanaście stron mówiących więcej o właścicielce, niż ona sama jest gotowa powiedzieć o sobie.
Pierścionki I & II
Dwa pierścionki, które okazują się mieć dużą wartość sentymentalną, chociaż sama Belvina niechętnie przyzna się do tego. Pierwszy od niedawna noszony na serdecznym palcu lewej ręki, wprowadzający w błąd osoby, które nie znają panny Blythe. Drugi natomiast znów noszony na palcu wskazującym prawej dłoni. Oba są biżuterią, która została stworzona ręką członków rodziny Blythe.
▲ Iluzja
[bylobrzydkobedzieladnie]
Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.
Ostatnio zmieniony przez Belvina Blythe dnia 14.02.23 19:33, w całości zmieniany 22 razy
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Wrzesień 1956 | Aquila | Szpital św. Munga
OPIS
KIEDY? | KTO? | GDZIE?
OPIS
[bylobrzydkobedzieladnie]
Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.
Ostatnio zmieniony przez Belvina Blythe dnia 10.11.20 23:59, w całości zmieniany 1 raz
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
x 02 I '57 | Craig Burke | Pracownia
Zatrzymała na moment dłoń, pozostawiając większą, niż zamierzała białą plamę farby na tle ciemnego nieba. Zwalczyła odruch, aby się odwrócić, pozwalając sobie jedynie na lekkie uniesienie kącików ust. Nabrała pewności, kto stoi w drzwiach, w duchu licząc, że nie pożałuje tego zaraz.
Czując nagle palce ostrożnie odgarniające jej włosy i chwilę później usta na szyi, mimowolnie uśmiechnęła się mocniej. Zdecydowanie nie pomyliła się.
Czując nagle palce ostrożnie odgarniające jej włosy i chwilę później usta na szyi, mimowolnie uśmiechnęła się mocniej. Zdecydowanie nie pomyliła się.
x 05 I '57 | Johnatan Bojczuk | Kuchnia
Pogodziła się z tym, co będzie dalej, uśmiechając się ponownie, gdy męskie usta spoczęły na jej policzku, aby zaraz przesunąć się w bok. Pozostała obojętna na pocałunek, aby tylko bardziej utrudnić zgadywanie, chociaż wiedziała, że nie trafi z imieniem. Nie znali się.
Zaśmiała się dźwięcznie, gdy padło złe imię.
- Pomyłka – odparła, jedynie obserwując, jak chłopak zdejmuje chustkę z oczu.
Zaśmiała się dźwięcznie, gdy padło złe imię.
- Pomyłka – odparła, jedynie obserwując, jak chłopak zdejmuje chustkę z oczu.
x 07 I '57 | Percival Blake | Korytarz
Pożegnała się w końcu, chcąc spojrzeć przy okazji przez ramię, ale nie zdążyła. Usłyszała głos, zbyt znajomy, aby nie potrafiła dopasować go do konkretnego mężczyzny. W pierwszej chwili szok zmieszał się ze złością, że po takim czasie w ogóle pojawia się tutaj… że ma czelność.[...]
- Percival – szepnęła, robiąc kilka kroków w jego stronę i stając już dość blisko niego. Zawahała się na moment, nim przytuliła go, jak zwykle to robiła w późniejszym etapie ich przyjaźni.
- Percival – szepnęła, robiąc kilka kroków w jego stronę i stając już dość blisko niego. Zawahała się na moment, nim przytuliła go, jak zwykle to robiła w późniejszym etapie ich przyjaźni.
x 17 I '57 | Drew Macnair | Bar >>> Karczma "Pod Mantykorą"
Siedemnasty stycznia był ostatnim dniem, gdy mogła jeszcze cieszyć się liczbą, która wskazywała jej wiek, a do której przez cały rok zdążyła przywyknąć. Miało się to zmienić wraz z północą i nastaniem kolejnego dnia, ale również jej urodzin. Nie przejmowała się swoim wiekiem i faktem, że nadal jest panną, lecz w tym roku wyjątkowo nie miała ochoty na huczne świętowanie w gronie przyjaciół. Jeśli miała być szczera, pierwszy raz, chciała napić się sama… poczekać te parę godzin, pomyśleć życzenie, które się nie spełni i wypić za swoje zdrowie. Nie, nie była wymagająca tym razem.
x 04 II '57 | Drew Macnair | Salon
Nie zerwała się od razu z miejsca, parę cennych sekund rozważając, czy ktoś miał tu dziś przyjść? Z drugiej strony każdy, kogo mogłaby się spodziewać, wszedłby do środka wiedząc, że może czuć się tu jak u siebie za pełną zgodą właścicielki mieszkania. W końcu wstała, podchodząc i otwierając drzwi przed niespodziewanym gościem. Fakt, dlaczego tu był… dotarł do niej po chwili, gdy zdziwienie zastąpiło zrozumienie; sama na koniec tego specyficznego spotkania, zaproponowała mu pomoc, gdyby kiedyś potrzebował. Odruchowo cofnęła się, aby wpuścić go do środka, sunąc wzrokiem po jego sylwetce i oceniając stan.
x 12 II '57 | Charlene Leighton | Wieża astrologów
Nie znała lepszego alchemika i to tak młodego, niż Charlene. To właśnie z Charlie umówiła się dziś w wieży astrologów, korzystając z większej ilości wolnych godzin niż zwykle i z entuzjazmem przystając na propozycję zajścia tutaj. Nie było lepszego miejsca do spotkania z nią, bo przecież tylko tu mogły połączyć naukę z niezobowiązującymi rozmowami o wszystkim i niczym. Nawet wymiana poglądów na bardziej poważne tematy, była bezpieczniejsza w tym miejscu niż w szpitalu, gdzie ciągle ktoś kręcił się obok.
x 13 II '57 | Poppy Pomfrey | St. James's Park
- To nieporozumienie, nie wiem, o co pani chodzi – odparła w pierwszej chwili, cofając się o krok. W życiu trafiała na różne dziwne osoby, ale teraz najmniej miała ochotę uczestniczyć w takiej wymianie zdań, zwłaszcza, że nic nie zabrała. Nie była złodziejką ani nie miała zadatków na kleptomankę. Chyba że o czymś nie wiedziała?
x 02 III '57 | Philippa Moss | Zatopieni chłopcy
Nie zdziwiła się, gdy znów przywitał ich poranek, a raczej jego wczesna faza, kiedy właściciel lokalu pożegnał je chcąc zamknąć miejsce, w którym zabawiły całą noc. To była prawie tradycja, że bawiąc się świetnie nie zauważały upływu godzin. Równie normalne było, że w końcu trafiały gdzieś gdzie nie powinny się znaleźć. Isle of Dogs. Nie była wcześniej w tym miejscu, nie bardzo kojarzyła nawet gdzie są, ale chyba ufała Philippie na tyle, aby iść koło niej i nie przejmować się niczym. Po części za tą o wiele większą odwagę odpowiadał też alkohol krążący w żyłach. Otuliła się mocniej materiałem płaszcza, wzdrygając się od chłodnego wiatru, który wdzierał się pod materiał i muskał nagą skórę.
x 17 III '57 | Valerian Blythe | Salon
Słysząc pukanie do drzwi, oderwała wrogie spojrzenie od niechcianych tutaj stworzeń. Otworzyła drzwi, spoglądając na Valeriana z uwagą. Zawahała się na moment, nim zdecydowała się odezwać.
- Wejdź – szepnęła, cofając się, aby wszedł do środka. Dopiero gdy przekroczył próg i zamknęła za nim drzwi, uściskała go lekko.- Dziękuję, że przyszedłeś… chyba jak nigdy, potrzebuję pomocy – uśmiechnęła się słabo, odsuwając się od niego.
- Wejdź – szepnęła, cofając się, aby wszedł do środka. Dopiero gdy przekroczył próg i zamknęła za nim drzwi, uściskała go lekko.- Dziękuję, że przyszedłeś… chyba jak nigdy, potrzebuję pomocy – uśmiechnęła się słabo, odsuwając się od niego.
x 20 III '57 | Philippa & Keat | Zwykła kuchnia
Przeważnie była gotowa pomóc, gdy ktoś ją o to poprosił, a przypadki, kiedy odmawiała, można było policzyć na palcach jednej ręki. Kiedy już do tego dochodziło, zwykle miała ku temu dość dobre powody, aby nie zawahać się i nie rozmyślać później, czy jednak nie powinna ugiąć się wobec prośby. W przypadku małego grona osób, które były jej bliskie z powodu rodzinnych powiązań, bądź przyjaźni moment, kiedy mogła coś dla nich zrobić, wywoływał lekki uśmiech i wyraźny entuzjazm. Dlatego, kiedy Philippa poprosiła o pomoc, przytaknęła jej od razu i dogadały odpowiedni dzień.
x 30 III '57 | Michael Tonks | Szpital św. Munga - Sala nr 1
Rzadko ściągano ją na inne oddziały, gdy zdecydowanie lepiej radziła sobie na urazach pozaklęciowych niż gdziekolwiek indziej. Oczywiście w razie potrzeby nie miała nic przeciwko, jeśli tylko zawczasu dawano jej możliwość odświeżenia informacji o innych dziedzinach magomedycyny i mogła w granicach rozsądku pomagać, również na innych piętrach szpitala. Ledwie dziś rano był właśnie taki moment, gdy do szpitala trafił auror z obrażeniami, które po części wpisywały się w jej kompetencje. Cokolwiek mu się przydarzyło, było zdecydowanie pozaklęciowe, lecz zostawiło po sobie obrażenia psychiczne. Stąd też decyzja o zatrzymaniu go na danym oddziale.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.
Ostatnio zmieniony przez Belvina Blythe dnia 02.10.21 17:35, w całości zmieniany 28 razy
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
x 6 IV '57 | Frances Burroughs | Herbaciarnia Pani Figg
Po ustaleniu dnia oraz godziny wyczekiwała momentu, gdy nadejdzie okazja do spotkania. Trochę czasu minęło, odkąd miała okazje swobodnie porozmawiać z Frances, a nie wątpiła, że w ostatnich tygodniach musiało dziać się coś, o czym obie mogły powiedzieć… w pewien sposób wyrzucić z siebie. Bel co prawda nie zwykła żalić się na nic, ale czasami nawet ona potrzebowała, chociaż biernego słuchacza.
X 8 IV '57 | Craig Burke | Restauracja Czar Par
Rozejrzała się po wnętrzu, szybko zauważając mężczyznę, przez którego dziś tutaj była. Ciekawiło ją, skąd pomysł, aby spotkać się akurat dziś i to w restauracji. Jakiż to pomysł zrodził się w głowie Craiga?
Podeszła do niego, kładąc dłoń na jego ramieniu, by zwrócić uwagę, że nie jest już sam.
- Witaj, sir – rzuciła zaczepnie z wyraźnym uśmiechem, by po chwili zając miejsce naprzeciwko niego.
Podeszła do niego, kładąc dłoń na jego ramieniu, by zwrócić uwagę, że nie jest już sam.
- Witaj, sir – rzuciła zaczepnie z wyraźnym uśmiechem, by po chwili zając miejsce naprzeciwko niego.
x 15 IV '57 | Francis Lestrange | Szpital św. Munga; Gabinet
Uśmiech znikł wraz z chwilą przeczytania nazwiska.
Lestrange. Francis Lestrange.
Był zdecydowanie ostatnią osobą, którą chciała dziś zobaczyć, gdy humor zaczął jej dopisywać i nawet jeśli nie wzbudzał już skrajnie złych emocji, tak cały czas pozostawał utrapieniem. Nadal pamiętała okoliczności, gdy pierwszy raz trafiła na niego, przegrywając zakład ze starszymi uzdrowicielami. Jako naiwna stażystka myślała, że może przechytrzyć ludzi, którzy pracowali w szpitalu od lat. Nie wyszło i tak o to, zmierzyła się z pierwszym przypadkiem choroby wenerycznej, z którą zawitał mężczyzna.
Lestrange. Francis Lestrange.
Był zdecydowanie ostatnią osobą, którą chciała dziś zobaczyć, gdy humor zaczął jej dopisywać i nawet jeśli nie wzbudzał już skrajnie złych emocji, tak cały czas pozostawał utrapieniem. Nadal pamiętała okoliczności, gdy pierwszy raz trafiła na niego, przegrywając zakład ze starszymi uzdrowicielami. Jako naiwna stażystka myślała, że może przechytrzyć ludzi, którzy pracowali w szpitalu od lat. Nie wyszło i tak o to, zmierzyła się z pierwszym przypadkiem choroby wenerycznej, z którą zawitał mężczyzna.
x 16 IV '57 | Caelan & Calder & Drew | Karczma Pod Mantykorą
Zerknęła krótko na Borgina, słysząc dalszą część jego wypowiedzi. Kącik jej ust uniósł się delikatnie, ale nie skomentowała tego. Był aż tak zdeterminowany? No proszę.
Wchodząc do budynku, przesunęła wzrokiem po wnętrzu, by zaraz podejść bliżej ławy, na której leżał mężczyzna. Weszła do środka, akurat w chwili, by usłyszeć cicho rzucone słowo ze strony Drew. Spojrzała krótko na Caelana będącego obok, ale póki co nie poświęciła mu więcej uwagi, poza lekkim skinieniem na powitanie. Wyciągnęła różdżkę z kieszeni płaszcza, rzucając zaraz samo okrycie na wolną część ławy.
Wchodząc do budynku, przesunęła wzrokiem po wnętrzu, by zaraz podejść bliżej ławy, na której leżał mężczyzna. Weszła do środka, akurat w chwili, by usłyszeć cicho rzucone słowo ze strony Drew. Spojrzała krótko na Caelana będącego obok, ale póki co nie poświęciła mu więcej uwagi, poza lekkim skinieniem na powitanie. Wyciągnęła różdżkę z kieszeni płaszcza, rzucając zaraz samo okrycie na wolną część ławy.
x 27 IV '57 | Francesca Borgia | Łazienka
Znajomość z Francescą od pierwszego dnia była mocno specyficzna, a z perspektywy czasu, Belvina nadal nie potrafiła określić, na jakim poziomie obecnie są; gdzieś około koleżanek, które czasami rozumieją się bez słów czy przyjaciółek, cichych wspólniczek w drobnych zbrodniach przeciwko mężczyznom, gdy któryś podpadał jednej czy drugiej. Ciężko było to nazwać, jakkolwiek określić i zamknąć w ramach dobrze znanych ogółu. Nie przeszkadzało jej to jednak i tylko pod wpływem krótkiego impulsu, jakkolwiek nad tym gdybała, aby szybko odpuścić.
x 30 IV '57 | Haverlock Travers | Brzeg Jeziora
Nie potrafiła zliczyć ile raz pojawiały się właśnie tutaj, początkowo jako dziecko towarzyszyła matce, gdy ta szukała wytchnienia i twórczej weny nad brzegiem zbiornika. Piękno tego miejsca zachwycało o każdej porze dnia oraz nocy, stopniowo uzależniając od siebie co twórcze dusze. Później również samej, kiedy stając przed sztalugą nie potrafiła pokierować pędzla tak, aby stworzyć coś wartego uwagi. Szukała tu ratunku dla braku weny, niemożności tworzenia czegokolwiek. Tamten okres przeminął, ale jezioro pozostało ulubionym miejscem do przesiadywania i cieszenia oczu widokiem. Cichą ostoją, która odrywała od psychicznego zmęczenia i denerwowania się o bliskie osoby.
x 9 V '57 | Francis Lestrange | Pub "Siwy Dym"
Rzuciła krótkie spojrzenie grającym w darta, uświadamiając sobie, że chętnie pograłaby, wykorzystując okazję i możliwość. Postanowiła poczekać, kupując sobie drinka i sącząc go powoli. Zamierzała zająć jeden ze stolików, skąd mogłaby nadal wygodnie obserwować graczy. Nim jednak tam dotarła, usłyszała pytanie rzucone na tyle głośno, aby dotarło do niej pomimo hałasu i odległości. Spogląda na niego przez krótki moment, by zaraz pokiwać głową i podejść bliżej mężczyzny. Czuła się dziwnie, widząc go tutaj, a nie w szpitalu i mając na sobie sukienkę, zamiast szpitalnego ubrania. To zwyczajnie nie pasowało do siebie.
x 10 V '57 | Drew Macnair | Łazienka
Jednak im bliżej było spotkania, tym bardziej czuła, że popełnia błąd… może ominęła jeszcze jakieś inne rozwiązanie? Coś jej umknęło? Czegoś nie rozważyła?
Odetchnęła cicho, przesuwając po raz ostatni spojrzeniem po witrynie sklepowej na Pokątnej. Dostrzegając w odbiciu szyby znajomą sylwetkę za sobą, obejrzała się i ruszyła za Nim, witając się jedynie zdawkowo. Nie miała, póki co humoru na jakiekolwiek docinki i lawirowanie na granicy bezczelności.
Odetchnęła cicho, przesuwając po raz ostatni spojrzeniem po witrynie sklepowej na Pokątnej. Dostrzegając w odbiciu szyby znajomą sylwetkę za sobą, obejrzała się i ruszyła za Nim, witając się jedynie zdawkowo. Nie miała, póki co humoru na jakiekolwiek docinki i lawirowanie na granicy bezczelności.
x 25 V '57 | Drew, Dudley, Elvira | Sowia Poczta>>>Piwnica
Docierając prawie na umówione miejsce, powróciła myślami do ostatniej rozmowy, którą przyszło im toczyć, a która po czasie tworzyła pytania, na które może przyjdzie jeszcze dziś dostać odpowiedzi, o ile będzie ku temu okazja. Coraz mniej żyła złudzeniami, wiedząc już, że pozostając w stolicy, nie było miejsca na niezgadzanie się z obecną polityką. Sam szpital przesiąkł poparciem wobec zmian, jakie zaszły, a dyrektor najwyraźniej pilnował, aby nikt kto zachował stanowisko, nie wyłamywał się.
x 10 VI '57 | Lucinda Hensley | Klif w Blackpool
Kiedy na około pojawiło się już zbyt wiele osób, postanowiła zmienić miejsce na kolejne, które tym razem dawało szansę na niespotkanie nikogo. Klif w pobliżu był niezaprzeczalnie urokliwym miejscem, a widok z niego zawsze cieszył oko osób, które nie były obojętne wobec piękna przyrody. Cóż, zaliczała się do takich jednostek, mając trochę dusze artystki.
Docierając na miejsce, chciała podejść bliżej krawędzi i spojrzeć w dół, po raz kolejny podziwiać wysokość, na jakiej znalazła się, będąc tak blisko przepaści. Zanim zdążyła to zrobić, dostrzegła jednak kogoś, zatrzymała ciemne tęczówki na kobiecie, która zachowywała się nieco dziwnie.
Docierając na miejsce, chciała podejść bliżej krawędzi i spojrzeć w dół, po raz kolejny podziwiać wysokość, na jakiej znalazła się, będąc tak blisko przepaści. Zanim zdążyła to zrobić, dostrzegła jednak kogoś, zatrzymała ciemne tęczówki na kobiecie, która zachowywała się nieco dziwnie.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.
Ostatnio zmieniony przez Belvina Blythe dnia 02.10.21 17:36, w całości zmieniany 28 razy
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
x 02 VII | Angelique | Sklep Madam Primpernelle
Sklepu Madame Pimpernelle nie odwiedzała bardzo długo, nie gustując już w asortymencie, który można było tutaj znaleźć. Nie potrzebowała eliksirów upiększających, bo chociaż nie czuła się najpiękniejsza, to nie widziała powodu, aby używać ich. Pozostałe dostępne kosmetyki zakupywała w innych miejscach, często poza stolicą, mając swoje ulubione, po które była gotowa wybrać się gdzieś dalej, gdy zachodziła takowa potrzeba. Dziś jednak zamierzała sprawić prezent znajomej z okazji zbliżających się urodzin, dlatego wybrała się do sklepu, licząc, że znajdzie tam jej ulubione perfumy.
x 10 VII | Drew | Alejka nad brzegiem rzeki
Nie do końca wiedziała, co skłoniło ją do zmiany codziennej trasy i celu, jakim było mieszkanie, gdy tylko opuściła mury szpitala, ale nie rozmyślała o tym zbyt długo. Nie zwracając uwagi na otoczenie, podążyła tam, gdzie po prostu miała ochotę. Ostatnimi dni mało czasu spędzała na zewnątrz, zmieniając szpitalne sale na pokoje w domu i tak w kółko. Może to właśnie był impuls dla którego teraz pozwoliła sobie na spacer, bez gdybania gdzie konkretnie zmierza. Mimo dwóch dni wolnego, które miała przed sobą, nie chciała wybierać się gdzieś poza stolicę, nawet jeśli pomogłoby to unikać pewnych osób, które działały jej na nerwy.
x 22 VII | Craig | Most Nad Tamizą
- Przepraszam.- szepnęła, unosząc kąciki ust w delikatnym uśmiechu. Skoro wpadła na jakiegoś mężczyznę, można było pokokietować trochę, aby załagodzić negatywne emocje. Uniosła wzrok, aby spojrzeć na twarz poszkodowanego i zamrugała szybko, gdy dotarło do niej na kogo wpadła. No proszę, jest i On. Uśmiech zmienił się w lekki grymas, który zatarł wizerunek skruszonej młodej kobiety, świadomej swej winy w owym zdarzeniu. Gniew z ostatniego spotkania powrócił, chociaż nie aż tak silny, jak wtedy, gdy po wyjściu z restauracji, odeszła uświadamiając go dobitnie, że tym razem nie ma co liczyć na wizytę w jej mieszkaniu.
x 23 VII | Elvira | Ławka nad rzeką
Dostrzegając nieco dalej wolną ławeczkę, skierowała się do niej, aby usiąść na chwilę. Pogoda była zbyt idealna, aż nienaturalna w pochmurnej Anglii, aby uciekać stąd zbyt szybko. Powiodła spojrzeniem po otoczeniu, uciekając myślami daleko od tego otoczenia. Może dlatego nie od razu zauważyła, że miała towarzystwo… takie, którego zdecydowanie nie spodziewała się teraz i może nie chciała? Przeniosła ciemne tęczówki na kobietę, by po chwili unieść delikatnie brew w niemym pytaniu. Nie znały się za dobrze, ledwie z widzenia i nawet nie potrafiła określić, jaki miała do niej stosunek.
x 25 VIII | Wren & Philippa & Rain | Salon
Dzisiejszy wieczór był tym, czego potrzebowała i wyczekiwała od kilku długich tygodni, szukając specyficznego odstresowania. Niestety własne zapracowanie i zajęcia dobrych duszyczek, które miały ją odwiedzić, zmuszały do ciągłego odkładnia spotkania. Przyszedł jednak dzień, gdy najwyraźniej miało się udać, a to zmuszało ją do ogarnięcia wszystkiego co im niezbędne. Dlatego właśnie od przeszło trzech godzin krzątała się po mieszkaniu, upewniając się, że wszystko jest tak, jak powinno. Wiedziała dobrze, że początkowe uporządkowanie szybko pójdzie w zapomnienie, tak przecież było wielokrotnie i nadal budziło jej rozbawienie.
x 26 VIII | Drew | Sypialnia
Przesunęła się powoli, chcąc jak zawsze przytulić się do niego, ukryć twarz w zagłębieniu męskiej szyi, aby nie musieć znosić promieni słońca wpadających do środka. Zamarła gdzieś w połowie ruchu, gdy tylko usłyszała głos, barwę, która zdecydowanie nie należała do Niego. Poczuła, jak przyspiesza jej tętno, adrenalina rozlewa się po ciele, a w myślach na chwilę zapanowuje chaos, bo ów głos był równie znajomy. Wzdrygnęła się, cofając gwałtownie i siadając na łóżku, by skupić na nim spojrzenie.
x 29 VIII | Drew | Skalny Donikąd -> Bar
Rozejrzała się powoli, ale nie widziała nigdzie swego dzisiejszego towarzysza niedoli, którego sama poprosiła, aby pofatygował się tutaj. Nie miała pojęcia czy historia była prawdziwa czy po zrobieniu o jeden krok za daleko, nie władują się do wody, a jeśli zaklęcia nadal działały, co było miejscem docelowym. Dużo niewiadomych i ryzyko w najczystszej, a jednak śmiesznej postaci. Dlatego właśnie Macnair wydawał jej się idealny jako kompan ów małej przygody, gdy specyficzny humor trzymał się go mocno.
x 21 IX | Drew & Elvira & MG| Salon
Przywykła, że drzwi jej mieszkania rzadko pozostawały zamknięte na dłużej. Niespodziewani goście stawali się rutyną, skupiając na sobie jej uwagę, ilekroć przekraczali próg i potrzebowali czegokolwiek. Nie zwykła odmawiać pomocy, zwłaszcza gdy osoby pojawiające się u niej, przeważnie były jej znane lub zjawiały się z czyjegoś polecenia. Z tego też powodu była bezsprzecznie pracoholikiem, gdy nawet po godzinach pozostawała gotowa znów sięgnąć po różdżkę i szeptać wyuczone latami inkantacje, tkając magię leczniczą z największą starannością.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.
Ostatnio zmieniony przez Belvina Blythe dnia 02.10.21 17:37, w całości zmieniany 5 razy
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
x 01 X '57 | Philippa | Doki, Pont Street 13/5
Życie potrafiło zaskakiwać, czasami w lepszy, czasami w gorszy sposób. Dostarczony nad ranem list i znajomo wyglądająca sowa, były zwiastunem czegoś, czego się nie spodziewała. Znała Philippę, wiedziała, jak bardzo przyjaciółka lubiła dobrą zabawę pod każdą postacią i swego czasu dotrzymywała jej w tym kroku, dlatego ani myślała krytykować. To było wygodne, przyjemne, pozwalało zachłysnąć się w momencie, kiedy na około przestawało być wesoło, a przecież każdy sposób na odstresowanie był dobry i pożądany.
x 02 X '57 | Drew | Pracownia
Znajdując się przed drzwiami, zatrzymała się na chwilę, by zaraz otworzyć je. Nie kryła zdziwienia, widząc, kto postanowił pojawić się znów w jej progach. Była pewna, że prędko nie zjawi się tutaj, mając inne rzeczy do roboty.- Cześć.- rzuciła z cieniem uśmiechu, cofając się, aby wpuścić go do środka.- Coś się stało? – spytała w pierwszym odruchu, zamykając przy tym drzwi. Przywykła, że ludzie odwiedzali ją zwykle z jakimś problemem, jakąś sprawą, której rozwiązanie leżało w jej możliwościach.
x 07 X '57 | Drew | Sypialnia
Odwróciła głowę, kiedy zorientowała się, że ktoś stanął obok niej. Kąciki ust drgnęły na widok Macnaira.- Lubię twoją punktualność.- szepnęła zamiast powitania. Ceniła tą cechę, którą nie każdy mógł się szczycić, a która przynajmniej dla niej była dość istotna. Chyba jak większość uzdrowicieli nie znosiła spóźniających się ludzi, a już zwłaszcza tych, którzy nosili miano pacjentów. Zbliżyła się do niego, by złożyć krótki pocałunek na męskim policzku.
x 20 X '57 | Cornelius | Kwiaciarnia "Zapach Róży"
Lubiła kwiaty, chociaż nigdy nie miała do nich specjalnie ręki, potrafiąc zakończyć w cierpieniu życie każdej roślinki trafiającej pod jej opiekę. Napięty grafik dnia, częste życie w biegu sprawiały, że zapominała o tym, iż flora, magiczna bądź nie, potrzebowała trochę zainteresowania albo chociaż szybkiego podlania od czasu do czasu. Dlatego właśnie nie podejmowała się zakupu żadnej doniczkowej roślinki, którą później mogłaby mieć na sumieniu, co innego było jednak z kwiatami ciętymi. Barwne bukiety często zdobiły wnętrze salonu, stojąc na ławie w szklanym wazonie.
x 22 X | Craig | Ulica
Znajdując się ponownie na ulicy, zrobiła ledwie krok, zanim uniosła spojrzenie, zainteresowała delikatnym dźwiękiem zamykających się drzwi z naprzeciwka. Na moment ją wmurowało, gdy ciemne tęczówki zatrzymały się na mężczyźnie. Cisza i ponurość ulicy była teraz tylko bardziej przytłaczająca, kiedy sytuacja przyjęła dość nieoczekiwany obrót.
- Craig...- szepnęła miękko, by w iście nielogicznym działaniu podejść o te parę kroków bliżej
- Craig...- szepnęła miękko, by w iście nielogicznym działaniu podejść o te parę kroków bliżej
x 31 X '57 | Julien | Na pełnym morzu
Odwróciła wzrok, trafiając ciemnymi tęczówkami na ozdobny papier znajdujący się na ławie. Sięgając po ciastko, czuła woń igliwia, trawy i dymu, przyjemniej mieszanki, która od długiego czasu była zapachem jaki czuła w amortencji. Tartaletka zachęcała, aby skosztować kawałek, sprawdzić jak przepyszna mogła być. Odpakowując słodycz, skusiła się, nie zastanawiając, skąd ciastko znalazło się w jej mieszkaniu. Czar chwili, odrobinę prysnął, gdy nieprzyjemne szarpnięcie wzbudziło zdezorientowanie, tak samo jak niespodziewana zmiana otoczenia.- Co...
x 2 XI | Aquila | Ruchome Schody
- Lady Black.- odparła i delikatnie skinęła jej głową. Nieco zaskoczył ją ten szeroki uśmiech, radość wręcz promieniującą z drobnej sylwetki. W innej sytuacji nie zwróciłaby na to uwagi, lecz teraz podobne zachowanie było tak mocno nienaturalne wobec ponurej atmosfery, jaką czuć było od samego progu.- Coś się…- urwała, widząc butelkę rumu w dłoni lady.- Rozumiem.- kącik jej ust drgnął ledwo widocznie, ale nie pozwoliła sobie na żaden więcej komentarz.
x 02 XII | Drew | Promenada nad Tamizą-> Akwarium
Cofnęła się w końcu o krok, zamierzając odejść, lecz zauważyła zatrzymującą się obok, znajomą sylwetkę. Kącik jej ust drgnął, kiedy zamiast spojrzeć w jego kierunku i przywitać się jakkolwiek, przechyliła jedynie głowę.- Co sądzisz? – spytała cicho, słowa bez wątpienia kierując w stronę mężczyzny. Nie wiedziała, jaki jest jego stosunek do artystów, lecz szczerze wątpiła, aby był zapalonym znawcą sztuki, największym koneserem dzieł.
x 5 XII | Jayden | Orbitarium
Obserwowała go z zaciekawieniem, podobnie słuchała, gdy został zarzucony pytaniami i powoli starał się odpowiadać. Nic nie zapowiadało tego, co zaraz padnie i na chwilę wywoła przejmującą ciszę pośród tylu osób. Chyba każdy zrozumiał, że przekroczona została jakaś granica i naruszony zbyt drażliwy temat, ale równie szybko podniósł się harmider. Ciemne tęczówki spoczywały na Jaydenie. Przyglądała się jak utrzymał maskę spokoju, chociaż zdawało jej się, że dostrzega pęknięcia w pełnej kontroli.
x 20 XII | Krwawa ekipa | Dom Pogrzebowy
Przechodząc ulicą, powiodła wzrokiem po witrynach sklepowych, nie zwalniając jednak kroku ani na moment, aż dotarła do konkretnych drzwi. Uniosła spojrzenie na szyld, oznaczający Dom Pogrzebowy Macnair, by chwilę później nacisnąć na klamkę i zawahać się na moment, gdy drzwi stawiły opór. Naprawdę? Miała tu przyjść i dowiedzieć się, że nikogo nie było w środku? Chociaż z drugiej strony, późna pora podpowiadała, że może natrafić na podobną przeszkodę.
x 23 XII | Drew | Elkstone
Z charakterystycznym dźwiękiem teleportacji pojawiła się niedaleko zabudowań, odpowiednio daleko, aby mieć w zasięgu wzroku większość, wydawałoby się opustoszałych budynków, lecz samej nie rzucać się w oczy nikomu, kto mógłby kryć się tam. Wiedziała, że ten martwy spokój dziś zakłócą, lecz nie próbowała gdybać, jak bardzo. Nie wiedziała, co planował jej towarzysz, co siedziało mu w głowie. Cokolwiek chciał tu znaleźć, była pewna, że osiągną cel i musiała w tym pomóc. Jedna porażka wystarczyła, teraz nie miała wyboru, musiała naprawiać swoje błędy. Krok po kroku.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.
Ostatnio zmieniony przez Belvina Blythe dnia 28.01.23 22:41, w całości zmieniany 4 razy
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
[Z] 31.12 | Drew | Sala balowa
Piękne suknie, eleganckie męskie szaty i przepych Hampton Court były w pierwszej chwili przytłaczające, lecz im dłużej tu stała, tym mniej zwracała na to uwagę. Była typem osoby, która przystosowywała się do otoczenia, akceptowała to, co zwykle wywoływałoby dyskomfort i potrafiła ignorować. Kilka lat praktyki zrobiło swoje. W lekkim zamyśleniu muskała kciukiem ściankę wysokiego kieliszka o ciemnej zawartości, nie zwracając większej uwagi na ten gest. Nie spróbowała jeszcze alkoholu, bardziej zajęta obserwowaniem, wyłapywaniem szczegółów.
[Z] 13.01 | Drew | Kontuar
Nie sądziła, że kiedyś dotrze do takiego momentu w życiu, gdy rozwiązania swych problemów będzie szukała na Nokturnie. Przed rokiem, ulica kojarzyła jej się tylko z jedną osobą, dobrą duszą, której zawdzięczała wiele. Teraz zmieniła swe znaczenie, oferując więcej, nawet dla osoby jej pokroju. Lekkie kroki rozbrzmiały na korytarzu, gdy zbiegła po schodach, jak zawsze spiesząc się, aby zniknąć z okolicy. Echo zatrzaśniętych chwilę wcześniej drzwi mieszkania dźwięczało jeszcze przez moment w uszach, niosło się w pustej, ponurej przestrzeni. Czuła się nieco zawiedziona, gdy nie spotkała Go w jego własnym mieszkaniu, ale może to i lepiej.
[Z] 28.01 | Jayden | Wejście do redakcji
Poderwała głowę do góry, odrywając zamyślone spojrzenie z ziemi, przyprószonej śniegiem. Coś w polu widzenia wyrwało ją z pewnej nieobecności, którą zdradzała. Zauważyła potykającego się mężczyznę na chwilę przed tym, jak zamknął palce na jej przedramieniu. Ciemne tęczówki spoczęły na męskiej dłoni, zdążyły prześlizgnąć się na znajomą twarz, zanim otaczający ich świat zmienił się.
[Z] 21.02 | Hector | Wejście
Znajdując się blisko wyjścia, podniosła w końcu wzrok, zauważając znajomą sylwetkę mężczyzny. Od czasu do czasu, widziała go gdzieś przemykającego korytarzem, ale nigdy nie zatrzymywała. Nie znali się na tyle, nie łączyło ich nic poza pracą... obecnie i tak w innych miejscach. Chciała przejść obok i to też zrobiła, lecz pokonała tylko kilka kroków, zanim uwagę przykuł kupidynek, który zaczął drzeć się w niebo głosy. Podobnie, jak parę osób przystanęła w miejscu i przyjrzała się całkiem zabawnej scenie. Vale nie wydawał się zainteresowany, co zaczynało bawić zarówno ją, jak i innych.
[Z] 06.03 | Primrose, Oriana, Cornelius, Elvira | Przytułek
Obiecała pomóc na tyle, na ile była w stanie. Obiecała to sobie i temu, który pierwszy zauważył jej umiejętności oraz wiedzę, którą potrafiła wykorzystywać. Czuła się pewnie w tym, czym zajmowała się na co dzień, dlatego, kiedy nadarzyła się okazja, aby wesprzeć działania lady Burke, nie wahała się ani przez moment. Przytułków takich, jak ten w którym miała się dziś pojawić było wiele i w większości nie prezentowały wysokiego poziomu medycznego. Mogła przypuszczać, że tym razem nie będzie to odbiegać od normy, skoro z tego, co dowiedziała się w porę, miała być jednym z dwójki uzdrowicieli.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
[Z] 07.04. | Evandra | Komnaty Evandry
Przywykła już do próśb o pomoc, gdzieś poza szpitalem. Nie każdy chciał przekraczać progi Munga, lecz każdy czasami potrzebował uzdrowiciela, który nie zada wielu wścibskich pytań i zapomni o spotkaniu zaraz po. Tak robiła od długiego czasu, kiedy mogła wyrwać ze zbyt krótkiej doby parę, cennych godzin. Zdarzały się jednak momenty, takie jak wczoraj, gdy musiała dwukrotnie przemknąć spojrzeniem po zapisanym pergaminie, aby zrozumieć, kto prosił o pomoc. Miała już nie raz do czynienia z arystokratami, nadal uważając ich za najtrudniejszych pacjentów. Wymagali więcej, chociaż niczym nie różnili się w oczach uzdrowicieli od każdego innego czarodzieja.
Wyrwanie się z Nokturny oraz samego Londynu przyjęła z pewną ulgą. Mieszkanie gdzieś z dala od stolicy stało się cichym marzeniem, chociaż nie pędziła do jego realizacji. Wykorzystywała za to każdą okazję, by być gdzieś dalej. Właśnie dlatego w dziwny sposób, cieszyło ją, że Multon sięgnęła po tę szansę, znajdując sobie dom w ładnej okolicy po której chętnie się przeszła. Uśmiechnęła się ładnie, kiedy chwilę po zapukaniu do drzwi, te otworzyły się. - Elviro, dopiero początek wieczoru, a wyglądasz na zabieganą.- rzuciła na dzień dobry, ciekawa ile razy już kobieta musiała podejść, by wpuścić kolejną zaproszoną osobę.
15.04 | Elvira | Ogród na tyłach
Musiała wyjść na dwór, musiała zaczerpnąć świeżego powietrza. Zapach lawendy ją przytłaczał, podobnie, jak wypity alkohol. To była mieszanka, która mogła doprowadzić do przykrego końca, a tego chciała uniknąć ponad wszystko. Właśnie dlatego wymknęła się na zewnątrz do ogrodu, który rozpostarł się przed nią po otwarciu drzwi. Cisza i spokój, a co najważniejsze powietrze pachnące tylko nocą. Z ulgą zauważyła ławeczkę, którą zajęła od razu. Wyciągnęła przed siebie długie nogi, dając im odpocząć przez chwilę. Nie pocieszyła się samotnością zbyt długo, nawet nie wiedziała ile czasu minęło, jak mało minut upłynęło, gdy dotarł do niej dobrze znany głos. Uniosła wzrok na kobietę, posyłając jej lekki uśmiech.
20.04 | Drew | Sypialnia
Uniosła się niespiesznie, ostrożnie wyswobadzając z objęć, by go nie obudzić za szybko. Mogła zostawić go w spokoju, zwinąć się z sypialni i monotonie rozpocząć dzień. Miała jednak inny pomysł, trochę w przypływie dobrego humoru, trochę zwykłego kaprysu. Usiadła mu lekko na biodrach, zabierając w międzyczasie kołdrę, by osłonić się. Nie krępowała jej nagość, a już zdecydowanie nie przy nim, ale czuła się bardziej komfortowo, okrywając się. Przyglądała mu się z rozbawieniem, że nic co działo się na około najwyraźniej nie wyrywało go ze snu. Przez chwilę zastanawiało ją czy był tak zmęczony, że spał twardo czy czuł się na tyle dobrze, że żadne bodźce z zewnątrz go nie ruszały. Pochyliła się powoli, składając pocałunek na jego policzku, lekko muskając skórę pokrytą zarostem, nim sięgnęła ust.
[Z] 01.06 | Drew & goście weselni | Skrzydło zachodnie
Zwykle nie garnęła się do podobnych weselnych zabaw, lecz dzisiejszego wieczoru chyba czysty kaprys sprawił, że chciała sprawdzić, co za rozrywkę poza samym weselem, mieli do zaoferowania państwo Sallow. Właśnie dlatego bez problemu namówiła do udziału Drew, wiedząc już z początku, że nie odmówi jej. Wydawał się wyjątkowo dobrze bawić, chociaż dotychczas nie przypuszczała, że aż tak lubił pojawiać się w towarzystwie i zaczynał do tego pasować. Raz jeszcze zerknęła krótko ku niemu, kiedy przeszli do zachodniego skrzydła, dotąd zamkniętego dla wszystkich.
[Z] 07.05 | James & Drew | Korytarz
Nie zdążyła wypowiedzieć kolejnej, powieść dłonią wzdłuż nieruchomego ciała. Dźwięk tuż obok i czyjaś obecność wytrąciły ją ze skupienia. Poderwała głowę, wbijając ciemne tęczówki w obcego chłopaka. Parę sekund wcześniej, nim sam ją zauważył. Mimowolnie aż wstrzymała oddech, spinając się w odruchu. W bliźniaczym geście uniosła różdżkę, która moment wcześniej tkała zaklęcia uzdrowicielskie, a teraz mierzyła w nieznajomego. Nie była wprawiona w obronie, nigdy nie pielęgnowała umiejętności, które sądziła, że nie przydadzą się jej.
08.05 | Varya | Czarodziejski wąwóz
Nie pamiętała, kiedy ostatni raz znalazła się w tej okolicy, kiedy porzuciła znajome ulice na rzecz ścieżek pośród zarośli. Dawniej była pierwsza do podobnych wycieczek, wędrówek po terenach o wiele mniej przystępnych niż okolice wąwozu, które jednak nadal znajdowały się blisko miasta. Brak hałasu, jaki panował w stolicy, był dziwny. Otaczająca ją cisza, jakaś podejrzanie obca i wzbudzająca więcej czujności niż zwykle. Pozornie nie pasowała tutaj, ale w praktyce było to jej bliższe, niż można było sądzić.
[Z] 16.06 | Elvira | Sala południowa
Odwróciła głowę, by z dogodnego miejsca przyjrzeć się czarodziejom, którzy również zjawili się tu dziś. Nadal nie widziała nigdzie tego, którego towarzystwa bardzo by chciała, lecz zamiast tego dostrzegła inną znajomą sylwetkę. Przyglądała się blondynce, gdy ta wpatrywała się w obraz przed nią. Ciekawiło ją czy była tym tak zachwycona, czy to chwila dla niepoznaki, że czuła się w podobnym otoczeniu obco. Jednak wtedy, po cóż by tu była? To miejsce nie pasowało do kobiety jej pokroju, lubiącej się w pewnie innych rozrywkach. Zastanowiła się moment, nim podeszła bliżej niej.
Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
10 lipca | Steffen | Kuchnia
Zawahała się przed pierwszymi drzwiami do jakich dotarła. Prowadziły na zewnątrz? Oby. Nacisnęła klamkę i szybko zrozumiała, że wcale nie. O zgrozo, była to łazienka z właścicielem w środku. Rozchyliła usta, chcąc coś powiedzieć, ale zwyczajnie ją zatkało. Patrzyła moment na chłopaka stojącego kawałek dalej. Kropla wody spływająca mu po torsie i w dół uświadomiła jej dwie rzeczy. Po pierwsze przed chwilą musiał być w wannie, a po drugie... przed chwilą był w tej przeklętej wannie i jeszcze się nie ubrał. Cofnęła się i zatrzasnęła drzwi, opuszczając aż różdżkę z wrażenia. Krok za krokiem oddalała się od łazienki.
10 lipca | Imogen | Komnaty
Wiedziała, że to nie koniec. Podskórnie miała świadomość, że na jednym razie się nie skończy, a jednak kiedy ponownie szarpnęło ją w żołądku, a świat stał się niewyraźny, była szczerze zaskoczona. Nie wiedziała, a może raczej nie pamiętała w natłoku informacji, które wykorzystywała w codzienności, ile czasu mógł trwać taki napad czkawki. Jednorazowość zderzenia nie wchodziła jednak w grę, to by było za łatwe i zbyt łaskawe dla niej na dziś. Pomieszczenia sprzed chwili bladły okropnie na tle tego w którym teraz się znalazła.
10 lipca | Maria | Swanbourne lake
Nie bała się wody, nie obawiała wypływania dalej od brzegu, nawet jeśli nie była mistrzynią w pływaniu. Brak gruntu nie wywoływał paniki, gdy znała swoje możliwości i wracała tam, gdzie bezpieczniej, gdy tylko czuła narastające zmęczenie. Jednak tym razem, poszło nie tak co najmniej kilka rzeczy naraz. Po pierwsze wcale nie weszła do jeziora, po drugie nie miała chwili na sprawdzenie na ile mogła sobie pozwolić, a po trzecie wcale nie spodziewała się, że znajdzie się w wodzie. Kolejne przeniesienie, rozmycie świata wokół niej i wyostrzenie moment później. Słońce oślepiło ją na parę sekund, wiatr musnął twarz i odsłonięte ramiona, a później otuliła ją nadal zimna woda.
02 sierpnia | Drew | Jezioro
Dzisiejszego wieczoru humor nie dopisywał jej aż tak bardzo, jak wczoraj. Uśmiech, chociaż znów zdobił podkreślone czerwienią usta, był odruchowym wykrzywieniem, który nie sięgał oczu spoglądających na wszystko. Powrót tutaj, nie budził już takiego wyraźnego zniecierpliwienia, nie gotował krwi w żyłach ekscytacją, która wymagała zaspokojenia. Mimo to wiedziała, że wczoraj zarówno sama, jak i w towarzystwie nie obejrzała nawet połowy tego, co oferowało umiejętnie zaplanowane miejsce festiwalu. Miała taki zamiar, ale nie wyszło. Dziś zamierzała nadrobić, bo wieczór był jeszcze młody, a noc tak długa, jak tylko wystarczy sił i chęci. Palce lekko mięły materiał czarnej, jak noc sukienki, która miękko opływała sylwetkę i podkreślała jej atuty.
Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Belvina Blythe
Szybka odpowiedź