Cynthia Margot Malfoy
Nazwisko matki: Burke
Miejsce zamieszkania: Wilton, Wiltshire
Czystość krwi: szlachetna
Status majątkowy: bogata
Zawód: lady, bywalczyni salonów, z zamiłowania historyczka i dramatopisarka
Wzrost: 169 cm
Waga: 60 kg
Kolor włosów: blond
Kolor oczu: zielone
Znaki szczególne: wysoki wzrost, blada cera, mocno zarysowane brwi, wisior z rodowym herbem
Grenadill, włos z głowy dżina, 11 i pół cala, sztywna
Beauxbatons (Smoki)
-
Dementor
Zapach starych ksiąg, lawendy, pomarańczy
Ona sama w otoczeniu bliskich, jako ceniona dramatopisarka i stawiana za wzór lady
Historia, szachy, teatr, literatura, poezja
-
Jazda konna, szachy, teatr, opera
Muzyka klasyczna, Bella
Aline Weber
Córka Armanda Malfoya, wyniosłego pracownika Biura Brytyjskiego Przedstawiciela Międzynarodowej Konferencji Czarodziejów oraz Eavan Burke, małomównej lady o słabości do jazdy konnej, psów myśliwskich i heraldyki. Młodsza siostra Davida i Estelle, przykładnych arystokratów pokornie stosujących się do wszelkich reguł wynikających z ich statusu krwi. Chrześnica Cronusa Malfoya, brytyjskiego Ministra Magii.
Została wydana na świat upalnym latem, w siedzibie rodu Malfoy, gdzie sami najlepsi, a przy tym zaufani uzdrowiciele czuwali nad zdrowiem źle znoszącej okres ciąży Eavan. Poród przebiegł jednak bez większych problemów; momentalnie zarówno lady, jak i jej trzecia pociecha, zostały otoczone troskliwą opieką, co zapewniło matce chwilę odpoczynku przed powrotem do intensywnego szlacheckiego życia. Gdy tylko Cynthia podrosła na tyle, by móc zacząć pobierać nauki, rodzice zapewnili jej towarzystwo wykwalifikowanej guwernantki, która zajmowała się również edukacją ich starszej, pięcioletniej już córki. Ojciec nalegał, by roześmiana blondyneczka od maleńkości potrafiła porozumiewać się nie tylko po angielsku, ale i francusku, z kolei matka dopilnowała, by zapoznano ją z herbami ujętych w skorowidzu rodów, zarówno tych szanowanych, jak i porzucających ich wielowiekowe tradycje na rzecz hańbiącego postępu. Nim ukończyła trzy lata, Cynthia doskonale zdawała sobie sprawę z konfliktu, który dzielił niegdyś jednomyślną brytyjską arystokrację. Wychowywała się wśród przepychu i zbytku, ubierana w atłasowe sukieneczki, otoczona przez zachwycające się nią ciotki, wiodąc stosunkowo spokojny żywot rozpieszczanej arystokratki. Jednocześnie jednak musiała sprostać wysokim wymaganiom, które przed nią stawiano, a które miały dowieść, że jest jedną z nich. Rzadko kiedy miała czas, by beztrosko biegać za zamieszkującymi ich ogród pawiami – wpierw musiała odbyć lekcję czytania i pisania, etykiety czy latania na dziecięcej miotełce. Prędko okazało się, że była nie tylko pojętna, głodna wiedzy, ale i nie mogła długo usiedzieć w jednym miejscu. Za wszelką cenę starała się iść w ślady starszego rodzeństwa, nieświadomie przeszkadzając im w pisaniu esejów, ćwiczeniach dykcji czy tańca. Szczególnie upodobała sobie zakradanie się na lekcje historii, które prowadził podstarzały, emerytowany profesor z Francji; lubiła wślizgiwać się wtedy do gabinetu i, mimo głośnych sprzeciwów, siadać na kolanach Davida, a następnie uważnie słuchać snutych przez nauczyciela opowieści. Z początku rodzice starali się ją przed tym powstrzymać, na siłę zabierając zapłakaną Cynthię z zajęć; przerwali jednak, gdy tylko objawiły się jej czarodziejskie moce – wierzgająca nogami, zrozpaczona blondyneczka o twarzy aniołka nieświadomie sprawiła, że dłonie wynoszącej ją z pokoju guwernantki pokryły się bolesnymi bąblami. Od tej pory pozwalano młodej lady pojawiać się na wykładach przeznaczonych dla starszego rodzeństwa, z mieszanymi uczuciami wspominając jej pierwszą manifestację magii.
Niewiele później, w trakcie jednej z wypraw na wieś, okazało się, że dziewczynka cierpi na popularny wśród błękitnokrwistych świniowstręt – znów miała okazję, by płakać wniebogłosy, tym razem z powodu swędzących, podrażnionych placków na skórze. Armand i Eavan, mimo tego, że głowy pękały im od narobionego przy tym hałasu, przyjęli tę wieść z niemałą ulgą, wszak było niezbyt prawdopodobnym, by dolegało jej coś jeszcze.
Lata mijały, a ona wiedziała coraz więcej. Ukierunkowano również nadmiar energii młodej damy, ku uciesze matki zarażając ją szczerą miłością do koni. Zajęcia z renomowanymi instruktorami poskutkowały coraz lepszą umiejętnością opanowania wierzchowca; Cynthia pękała z dumy, wiedząc, że Estelle bała się choćby zbliżyć do jednego z nich. Odnalezienie czegoś, co łączyło ją z matką, a także pozwalało prześcignąć starszą siostrę, dawało jej wiele satysfakcji. Miała w sobie wiele z Burke’ów, pochłaniała księgi jedna za drugą, zaś w ruchu mogłaby spędzić wiele długich godzin i nawet nie zająknąć się przy tym, że jest zmęczona. Pan ojciec pilnował jednak, by nabrała cech i zainteresowań godnych prawdziwej lady, którą w przyszłości mógłby dobrze wydać za mąż. W jej harmonogramie pojawiły się zajęcia z tańca balowego, a także wiedzy o muzyce, literaturze i sztuce. Wieczorami siadała do skrzypiec i do gry w szachy, porankami tworząc niezbyt udane obrazy. Lecz wciąż najsilniej pociągała ją historia; wspomnienia dawnych czarownic i czarodziejów, których potęga urosła do rangi legend, rozpalały wyobraźnię Cynthii, lecz wiedziała, że na zapamiętanie i ujęcie na kartach ksiąg zasługiwało wielu więcej. Wtedy też w głowie młodej lady pojawił się dylemat, czy powinno się mówić o zdrajcach krwi, o wiarołomcach plujących na ich wspólne tradycje? A jeśli tak, to w jakim tonie? Potępiając ich działania, wspominając o nich tylko ku przestrodze? Czy historia powinna być obiektywna, czy pisali ją jedynie najsilniejsi, wybrani, o błękitnej krwi? Nie miała wiele czasu, by się nad tym zastanawiać. A przynajmniej nie wtedy.
Nim posłano ją do szkoły, magicznym światem wstrząsnęła wiadomość o pojedynku między Albusem Dumbledorem a Gellertem Grindewaldem. Mugolska wojna światowa trwała od kilku długich lat, lecz nie miała ona większego wpływu na kryjących się w swej doskonale chronionej posiadłości Malfoy’ów; dbali tylko oni o swoją wygodę, nie mając zamiaru brać udziału w walkach. Dopiero wygrana Grindewalda, siejącego w Europie terror, sięgającego teraz po Wielką Brytanię, umocniła ich w przekonaniu, że Cynthia nie powinna – w przeciwieństwie do swego rodzeństwa – zostać posłana do Hogwartu. Z początku nie rozumiała tej decyzji, będąc zbyt młodą, by w pełni zrozumieć powagę sytuacji. Z pokorą przyjęła jednak swój wyrok, będąc zbyt dobrze wychowaną, by kwestionować decyzję ojca.
Beauxbatons okazało się całkowicie odmienne od Hogwartu. Wzniesiona wśród wysokich gór siedziba była jasna i przestronna, w niczym nie przypominała szkockiego zamczyska, o którym tyle słyszała. Nie brakowało w niej zieleni, a do tego leciało się do niej powozem zaprzęgniętym w abraksany, co zdecydowanie poprawiło humor przebywającej daleko od domu Malfoy’ówny. Początki nie były łatwe, lecz nie minęło wiele czasu, a przekonała się, że nieznajome nie musi oznaczać złego. Nim opuściła rodzinną posiadłość – i to rok wcześniej niż myślała – na głos wyrażała obawy, że w miejscu zatrzyma ją bariera językowa. Od wielu lat pobierała lekcje francuskiego, to prawda, lecz nigdy nie musiała porozumiewać się tylko i wyłącznie w tym obcym dla siebie języku. I to z jego powodu pierwsze miesiące spędziła na byciu małomówną, wycofaną i ginięciu w tłumie szczebiotających ze swobodą czarownic i czarodziejów. Jednak im więcej czasu spędzała w akademii, tym łatwiej przychodziło jej wyrażanie swych myśli, a do tego bez obaw, że zostanie źle zrozumiana. Prędko okazało się, że nie jest tam jedyną angielką; wśród studentów rozpoznawała szanowane szlacheckie nazwiska, o których uczyła się od maleńkości. Przyniosło to pewną ulgę, choć nie gwarantowało znalezienia sojuszników lub sojuszniczek. W chwilach samotności pisała sowy do wciąż pobierającego nauki w Hogwarcie Davida, lecz rzadko kiedy doczekiwała się odpowiedzi; brat przygotowywał się do egzaminów, zaś sowa musiała przebyć niezwykle daleką drogę, by odnaleźć adresata. Pogodziła się więc z faktem, że była zdania tylko i wyłącznie na siebie, a szlacheckie pochodzenie powinna nosić niczym zbroję.
Nauka przychodziła jej z łatwością, niewątpliwie musiała jednak spędzać nad nią więcej czasu niż studenci pochodzący z francuskojęzycznych krajów. Była to doskonała lekcja pokory i wytrwałości, wszak wrodzona ambicja nie pozwalała się poddawać. Nikogo nie zdziwił fakt, że ulubionym przedmiotem Cynthii stała się historia magii, zaś rozmiłowanie w prozie i poezji uczyniło z niej przykładnego Smoka. Stale starała się nie tylko zwiększać swą wiedzę na temat dawnych dziejów, ale i czerpać z niej inspirację do tworzenia własnych tekstów, z początku topornych i niezbyt udanych, z czasem coraz płynniejszych i ciekawszych. Niezbyt dobrze radziła sobie z transmutacją oraz zielarstwem, nie odnajdując w tych dziedzinach nic na tyle ciekawego, by przełamać odczuwaną do nich niechęć. Praktyka nie była jej mocną stroną, wolała raczej skupiać się na teorii i wynikających z niej zależnościach. Naturalnym wyborem było dołączenie do klubu jeździeckiego, wszak stale tęskniła za swym koniem i przejażdżkami po terenach otaczających rodzinną posiadłość. Niespodziewanie zainteresowała się również trupą teatralną, lecz szybko z niej zrezygnowała; lepiej czuła się wśród widzów niż na scenie. To jednak rozbudziło w młodej czarownicy żywe zainteresowanie teatrem, jego historią oraz aktualnymi premierami; nigdy wcześniej nie przykładała do niego większej wagi, co okazało się karygodnym błędem. Z bijącym szybciej sercem wsłuchiwała się we wprawnie napisane dialogi, doceniając przy tym piękną dykcję aktorów i tragiczne losy odgrywanych przez nich bohaterów. Regularnie grywała też w szachy, nie chcąć wyjść z formy – wiedziała, że w trakcie przerwy letniej znów stanie z ojcem w szranki. Na czwartym roku zapisała się do klubu tanecznego, nie mogąc usiedzieć w jednym miejscu, nakładając na siebie kolejny obowiązek. Z kolei na szóstym została prefektem, przyjmując to wyróżnienie bez fałszywej skromności; robiła wszystko, by wypaść jak najlepiej nie tylko na zajęciach obowiązkowych, ale też w kołach naukowych, do których dołączyła.
Kolejne lata mijały jej zaskakująco szybko, przedzielane krótkimi wypoczynkami w Anglii; z uwagą słuchała o tym, co omijało ją, gdy przebywała w akademii – zarówno w kontekście polityki, ostatnich poczynań Grindewalda, jak i salonowych intryg. Bała się przyznać przed samą sobą, że jej relacje z rodzeństwem stawały się coraz słabsze, chłodniejsze i bardziej oficjalne niż zażyłe, wszak rodzina powinna być najważniejsze – jak jednak mogli utrzymać bliską więź, gdy dzieliło ich tyle kilometrów? Estelle wciąż nazywała ją zdrobnieniami, których nauczyła się za młodu, jak gdyby wciąż żywiła względem niej ciepłe uczucia, lecz obie zdawały sobie sprawę z faktu, że już dawno przestały się rozumieć. Za to David wyrażał zainteresowanie samopoczuciem najmłodszej siostry, jednocześnie nie potrafił rozmawiać z nią o sobie; wiedziała tylko, że zgodnie z wolą nestora szykował się do ożenku z młodziutką lady Carrow. I nawet rodzice, dla których była oczkiem w głowie, zdawali się postrzegać ją jedynie przez pryzmat wygórowanych oczekiwań, wyczekiwanych przez matkę osiągnięć naukowych i pasji, które mogłyby z niej uczynić atrakcyjną kandydatkę na żonę. Reagowała na to niemym buntem, pocieszenia szukając w książkach, jeździe konnej i przelewaniu na papier wszystkiego, co tylko przyszło jej do głowy. Jak przystało na pannę z dobrego domu, bez wyrzutów sumienia pławiła się w luksusie, otulając ciało drogocennymi jedwabiami, ozdabiając przeguby srebrem i czekając, aż nadejdzie odpowiedni moment. Z kruchej blondynki o twarzy aniołka wyrosła smukła kobieta o nienagannych manierach, uważnym spojrzeniu i otwartym umyśle. Kiedy wracała do Beauxbatons, by spędzić tam ostatni rok nauki, była pewna, że zaraz po ukończeniu akademii powróci do Wilton, tym razem na stałe. Ze stale rosnącym podnieceniem przystępowała do egzaminów końcowych, doskonale radząc sobie nie tylko z bliską sercu historią magii, ale i zadaniem sprawdzającym lekkość pióra. Oczyma wyobraźni widziała już pierwszy Sabat, suknię, jaką ubierze na tę okazję i fryzurę, jaką każe sobie zrobić. Jednak prawda okazała się nie aż tak słodka, jak chciała ją widzieć. Po pożegnaniu się z Francją zaiste pojawiła się na salonach. Przygoda ta nie trwała długo. Pan ojciec podjął kolejną decyzję, z którą dorosła już Cynthia nie mogła się zgodzić, a na którą nie miała żadnego wpływu – postanowił odesłać ją do francuskiej części rodziny. Drżał o zdrowie swej najmłodszej córki, z każdym kolejnym dniem coraz bardziej obawiając się zmian, które zachodziły w ich świecie, a które zagrozić mogły również im, uprzywilejowanej od wieków arystokracji. Bezpieczeństwem Estelle zająć się musiał jej małżonek, David z kolei nie powinien wyjeżdżać z kraju, potrzebny nie tylko jemu, ale i ciężarnej żonie.
Znów opuściła Anglię, nim na dobre zdążyła się w niej zadomowić. Była wściekła i zawiedziona; nie rozumiała, dlaczego tak uparcie trzymano ją na dystans, odmawiając tym samym prawa do zacieśniania więzi ze swą najbliższą rodziną. Mimowolnie tęskniła za matką, która była dla niej wzorem, a także za rozgrywanymi z ojcem partiami szachów. Musiała jednak zadowolić się francuskimi dworkami i bywaniem na tamtejszych salonach. Zamykała się w sobie, reagując na tę kolej rzeczy milczeniem i pozorną obojętnością. Chciała pławić się w swej goryczy, jak gdyby wzbudzanie w sobie jeszcze większego gniewu mogło cokolwiek zmienić, lecz czas mijał, a życie u dalszej rodziny okazywało się zaskakująco lekkie i przyjemne. Ciotki dbały o jej samopoczucie, co tydzień zabierając do teatru lub opery; kuzynki przychodziły rozmawiać o kawalerach, sukniach i wystawach sztuki. Ona zaś miała wystarczająco dużo czasu wolnego, by podejmować pierwsze próby stworzenia własnej sztuki, ćwiczyć grę na skrzypcach czy jeździć na dalekie wycieczki konne w towarzystwie bliższych lub dalszych znajomych z akademii. Powoli zapominała o czekających ją w Anglii obowiązkach, o wizji zamążpójścia, rodzenia dzieci, lecz z zapartym tchem śledziła doniesienia o wydarzeniach, które spędzały sen z powiek ojca; otrzymywane sporadycznie listy czytała po kilka razy, informacji na temat stron rodzinnych szukając wszędzie, gdzie tylko mogła. Pojawienie się Grindewalda, jego porozumienie się z brytyjskim Ministerstwem Magii, przedziwne anomalie utrudniające korzystanie z magii – momenty te niewątpliwie miały zapisać się na kartach historii, zaś ona nie mogła doświadczać ich na własne oczy. Zdawała się nie dostrzegać niebezpieczeństw, które ze sobą niosły, w tej chwili będąc na to zbyt naiwną i krótkowzroczną.
Zadrżała dopiero w chwili, gdy powiadomiono ją o przebiegu październikowego wiecu, który odbył się w Stonehenge. Ze zgrozą czytała zaskakująco długi list od ojca – o kolejnych ofiarach rozłamu, o zniszczeniu należącego do nich zabytku dziedzictwa kulturowego, o lekkomyślności wpuszczonych tam chyba tylko i wyłącznie przez przypadek aurorów. Lord Voldemort pokazał swą siłę, wzbudzając w młodej pannie nie tylko zainteresowanie, ale i przede wszystkim strach. Jaki miał dla nich plan? Co tak naprawdę chciał osiągnąć…? Z korespondencji dowiedziała się również o mianowaniu Cronusa, jej ojca chrzestnego, nowym Ministrem Magii. Rozpierała ją duma, wuj niewątpliwie zasługiwał na ten zaszczyt, nie to jednak było dlań najważniejsze. Łudziła się, że ta zmiana – na korzyść szlachty, na korzyść Malfoyów – pozwoli jej w końcu wrócić do porzuconego wiele lat temu domu.
Wraz z końcem pięćdziesiątego szóstego roku opuściła coraz bliższą sercu Francję, na dobre osiadając w obcym już nieco Wiltshire. Lecz polecenie, by niezwłocznie powróciła do Anglii, nie było tak słodkie, jak to sobie wyobrażała – starsi planowali wykorzystać tę chwilę możliwie jak najlepiej, toteż postanowili znaleźć jak najlepszego kandydata do jej ręki i pozbyć się jej, po raz kolejny.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 7 | 2 |
Zaklęcia i uroki: | 7 | 2 |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 1 | 1 |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 10 | Brak |
Zwinność: | 17 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Francuski | II | 2 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Historia magii | III | 25 |
Kłamstwo | I | 2 |
Perswazja | II | 10 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Opieka nad magicznymi stworzeniami | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
savoir vivre | II | 0 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (tworzenie poezji) | II | 7 |
Literatura (tworzenie prozy) | II | 7 |
Muzyka (skrzypce) | I | 0,5 |
Muzyka (wiedza) | I | 0,5 |
Literatura (wiedza) | I | 0,5 |
Malarstwo (wiedza) | I | 0,5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Jazda konna | II | 7 |
Taniec balowy | II | 7 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Genetyka (jasnowidz, półwila, wilkołak lub brak) | - | 0 |
Reszta: 6,5 |
Sowa, pies, różdżka
Ostatnio zmieniony przez Cynthia Malfoy dnia 08.08.19 18:02, w całości zmieniany 2 razy
even in a cage,
even dressed in silk.
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzał: Percival Blake
[22.12.19] Ingrediencje (styczeń-marzec)
[27.06.20] Ingrediencje (kwiecień-czerwiec)
[16.08.20] Kryształ (lipiec-wrzesień)
[12.06.20] Rozwój biegłości: spostrzegawczość (0 -> I), -2 PB z reszty
[20.07.20] Wsiąkiewka (kwiecień-czerwiec): + 1 PB do reszty
[20.12.19] Udział w kuligu, otrzymano: słowik w klatce
[10.02.20] Wsiąkiewka (sty-mar): +30 PD
[28.06.20] Zdobycie osiągnięcia: Mały pędzibimber; +30 PD
[20.07.20] Wsiąkiewka (kwiecień-czerwiec): +60 PD, + 1 PB
[23.01.21] Aktualizacja postaci