Pracownia
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Pracownia
Mała ostoja, miejsce, gdzie nie liczy się nic poza ważonymi akurat eliksirami lub tworzonymi obrazami. W tym miejscu powstają wszelkie, dzieła malowane przez Belvinę na dwóch sztalugach stojących na środku pomieszczenia. Pod ścianą znajduje się długi stół, który służy do przygotowywania eliksirów i na nim stoi również kociołek. Drugi bliźniaczy blat po drugiej stronie, zajęty jest w całości przez składniki alchemiczne, zwoje z zapiskami i księgi, które trafiły do pracowni przypadkiem. Swoje miejsce, znalazła tu również przeszklona witryna z wieloma rzeczami; głównie drobnymi pierdółkami, które kobieta wykorzystuje do kompozycji uwiecznianych na obrazach. Nie zabrakło też sofy w odcieniu granatu, która barwą gryzie się ze wszystkim innym, ale jest niezaprzeczalnie wygodna i umożliwia odpoczęcie od zajęć, które zatrzymują Bel w pracowni.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.
Ostatnio zmieniony przez Belvina Blythe dnia 10.10.19 0:08, w całości zmieniany 2 razy
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
8 VII 1957
Przekraczając próg pracowni, uporządkowała myśli dotąd wyjątkowo niespokojne i uciekające wobec spraw, które od dłuższego czasu niepokoiły ją. Dziś miała powrócić do pracy nad badaniami, co obiecała pewnej zdolnej alchemiczce i nie zamierzała jej zawieść. Zobowiązanie w obecnym czasie było specyficznym wybawieniem, bo właśnie tutaj w zaciszu pracowni miała swoją ostoję pozbawioną wszystkiego, co pozostawało na zewnątrz. Możliwość skupienia na dziedzinie, która zdominowała jej życie, była przyjemna jak zawsze. Zasiadając przy jednym z długich blatów, położyła na nim notatki, które sporządziła wcześniej Frances oraz opasłą książkę, którą zdawała się znać na pamięć, a mimo to wertowała ją za każdym razem, gdy była okazja i chociażby cień wątpliwości w jakiejkolwiek kwestii. Atlas anatomiczny był niezbędny dla każdego uzdrowiciela, nawet jeśli pozornie nie miał już nic do ukrycia, pewne sytuacje zmieniały ów pogląd. Dziś mógł się nie przydać, ale i tak wolała mieć go pod ręką, dmuchając na zimne. W końcu zamierzała rozłożyć na czynniki pierwsze, wszystko, co udało się dotąd ustalić w zakresie anatomii i wyznaczyć główne czynniki, które mogły wpływać na działanie eliksiru na organizm. Potrzebowała konkretnych danych, podziału na tyle otwartego, aby wykluczeniu podlegało tylko małe grono czarodziejów, a najlepiej pozbyć się takowej opcji. Sądziła, że jest to możliwe, dlatego chciała wskazać wszystkie możliwości, aby eliksir był praktyczny. Najważniejsze jednak musiał być bezpieczny i przez swą specyfikę jak najbardziej neutralny dla pacjenta, jednak wskazujący dokładnie to do czego miał być stworzony. Przeglądając strony pergaminu zapisane eleganckim, ale delikatnym charakterem pisma młodej alchemiczki, analizowała treść pod kątem anatomicznym, by w razie pomyłki móc to skorygować. Mając pewność, że wszystko jest w porządku zajęła się swoją częścią. Sięgnęła po pióro, zamaczając jego końcówkę w kałamarzu, by zaraz zapisać kilka pierwszych możliwości, własnych spostrzeżeń, które później ułoży w konkretną treść. Wiedziała, że opcji jest wiele, ale jeśli miały zacząć testować miksturę na czarodziejach, musiała wziąć pod uwagę każdą możliwość i przedstawić ją pannie Burroughs. W tym, czego chciały się podjąć już niedługo, nie było miejsca na błąd, nawet jeśli dopuszczała do siebie myśl, że nie wszystko pójdzie gładko, a pewne rzeczy trzeba będzie dopracować. Mimowolnie westchnęła cicho, świadoma, że ogrom danych usadzi ją na miejscu na kilka długich godzin. Jednak poświęcony czas był tego wart z wielu powodów. Zapełniając drugą stronę pergaminu, dopisała jeszcze dwa kolejne czynniki, by na koniec podkreślić kilka z nich jako ważniejsze i skupić na nich swą uwagę podczas kolejnych etapów pracy.
| Opracowanie danych anatomicznych, anatomia III, bonus +60
zt
Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Belvina Blythe' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 33
'k100' : 33
9 VII 1957
Kolejny dzień i jeszcze jedno podejście do badań. Sądziła, że wczoraj opracuje wszystko i będzie mogła przekazać dobre wieści Frances już rano, lecz nabrała wątpliwości, gdy tylko opuściła pracownię, aby odpocząć. W tamtej chwili senność doskwierała jej zbyt mocno, aby zdecydowała się od razu oraz na świeżo pochylić jeszcze raz nad notatkami własnymi i cudzymi. Dała sobie kilka godzin odpoczynku i jeszcze parę na przemyślenie tego, nad czym pracowała. Właśnie dlatego dopiero wieczorem dnia kolejnego postanowiła usiąść nad zapiskami i przyjrzeć się wszystkiemu, co wcześniej wydawało jej się wystarczające. Zajmując swe miejsce przy wysłużonym blacie, zajętym przez księgi i sporządzone dotąd notatki, powróciła do zajęcia. Czytała, analizowała i wykorzystywała całą wiedzę, jaką posiadała pod względem anatomii, szlifowaną przez lata z konieczności, jak i pasji. Zapisując na czystej kartce istotne kwestie, uświadomiła sobie, że pewne dane wczoraj pominęła. Nie było to co prawda w żaden sposób karygodne, ale lepiej było mieć je na uwadze, aby nie zostały niemiło zaskoczone w trakcie testów. W tym miejscu nie było już miejsca na pomyłki ani niedopatrzenia z jej strony, gdy jako uzdrowicielka z paru letnim stażem nie mogła sobie na to pozwolić. Pozornie łatwa część, która spadała na jej barki, wymagała teraz zdecydowanie więcej skupienia i szukania, odrobinę po omacku tego, co mogło umykać. W międzyczasie ponownie powróciła do stron spisanych przez Frances, ale nic nie odbiegało od wniosków, jakie wyciągnęła wcześniej. Zamiast tego miała coraz większą pewność, jaka grupa powinna znaleźć się wśród testujących eliksir. Całość się zgadzała, a dzięki temu nie powinien wystąpić żaden problem z wyborem osób, które wykazywały zgodność wobec czynników, które wypisywała. Były to cechy powszechne, a więc osiągała to, co postawiła jako główny cel. Wymagało to tylko potwierdzenia, ale na to przyjdzie czas już nie w słowach spisywanych na stronach pergaminu, a praktyce.
Odłożyła pióro do kałamarza, wiedząc, że to było wszystko, co mogła zrobić w tej kwestii. Opracowanie było doszlifowane w każdym aspekcie. Zebrała notatki, pakując je do torby, aby jutro zabrać je do głównej zainteresowanej postępami.
| Opracowanie danych anatomicznych, anatomia III, bonus +60
zt
Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Belvina Blythe' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 37
'k100' : 37
20 VII 1957
Badania chyliły się ku końcowi, poszło to o wiele sprawniej niż się spodziewała, ale współpraca okazała się być idealna. Obie miały dość dużą wiedzę w swoich dziedzinach, by nie spotkać po drodze wyjątkowo poważnych przeszkód. Było jednak kilka kwestii nad którymi chciała się jeszcze pochylić, ostatni raz przeanalizować nim receptura będzie dopięta, a sam eliksir musiał być taki, jak zakładały… bezpieczny. Dlatego dziś postanowiła zaszyć się w pracowni, zamykając wcześniej drzwi do domu, aby przeszkoda pod ich postacią była dla nieproszonych gości wystarczająca podpowiedzią. Zamierzała pracować, a do tego potrzebowała spokoju i ciszy w takiej samej dawce. Zajmując miejsce przy jednym z długich blatów, przyjrzała się zapiskom, które sporządzała za każdym razem, gdy po teście wracała do domu. To wtedy miała wszystko dość świeże w pamięci, aby przelać na pergamin i pozostawić, aż dotąd. Sięgnęła po kartki zapisane staranniejszym pismem, kopie informacji spisanych ręką Frances, były równie przydatne, dając podkładkę temu, w czym pamięć zawodziła. Pomimo wszelkich obaw, jakie miała w czasie trwania prób, mikstura okazała się całkowicie neutralna dla organizmu, bez znaczenia było która substancja i jaki typ trucizny wpływał na ciało. Ani razu nie wystąpiła żadna reakcja, która mogła wskazywać na alergię względem składników czy odrzucenie z innego powodu, takiego doboru przez osłabiony organizm. Dawało to pewność, że profil pacjentów, którzy mogli w razie konieczności przyjąć eliksir, był naprawdę szeroki i ich twór mógł trafić w ręce uzdrowicieli pracujących w szpitalach, ale równie praktykujących samemu z daleka od tłocznych sal. Adiumentum był tym czego chciały, nawet jeśli nie działał tak szybko, jak początkowo się spodziewała, ale nadal było to dokładniejsze, pozwalające zawęzić poszukiwanie konkretnej diagnozy. Przekładając kolejne kartki, odhaczała wszystkie wyniki, które z anatomicznego punktu widzenia były zadowalające, by przy tych budzących wątpliwości zapisać parę spostrzeżeń. Nie dominowały one jednak nad tymi pozytywnymi, a były jedynie dociekliwością, drobnymi odchyleniami, z którymi każdy szanujący się uzdrowiciel poradzi sobie bez problemu.
| Analiza wyników otrzymanych podczas testu
zt
[bylobrzydkobedzieladnie]
Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.
Ostatnio zmieniony przez Belvina Blythe dnia 19.01.21 22:52, w całości zmieniany 3 razy
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Belvina Blythe' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 34
'k100' : 34
Pomimo wczorajszej pewności, wróciła do pracowni następnego dnia, aby jeszcze raz spojrzeć na to, co wczoraj zapisała, przeczytać ponownie sporządzone notatki z każdego testu, który wykonały. Nie robiła tego z obawy, że pomyliła się w czymś, że umknęło jej coś, co mogło wyrządzić komukolwiek krzywdę, kto wychyli fiolkę z eliksirem. Miała pewność co do mikstury, ale nie byłaby sobą, gdyby poświęciła temu tylko jeden wolny wieczór. Obejmując w dłoniach kubek parującej herbaty, sunęła wzrokiem po skomplikowanej tabeli, którą nakreśliła kilka minut wcześniej. Rozpisała wszystko bardziej szczegółowo, rozłożyła na czynniki pierwsze każdą anatomiczną kwestię, która chociaż w najmniejszym stopniu zwróciła jej uwagę. Przygryzła delikatnie wargę, analizując oba przypadku, z którymi zetknęły stworzony eliksir. Prosta trucizna i jad roślinny, w sumie najpopularniejsze substancje mogące wpływać na organizm, a które mogły być kłopotliwe do zdiagnozowania przez różnorodność i podobieństwa oddziaływania. W każdej sytuacji organizmy zareagowały bardzo podobnie, całkowicie neutralnie pod względem działań niepożądanych, poddając się temu, jaki efekt chciały uzyskać. Dwa dni po pierwszym teście odwiedziła ponownie ich królika doświadczalnego, upewniając się, że wszystko jest tak jak w momencie, gdy pozostawiały go samego opuszczając mieszkania. Wtedy też szybkie badanie nie wykazało żadnych nieprawidłowości. Upijając gorącego naparu, przeniosła spojrzenie na raport z drugiego podania mikstury. Dokładne czasy, przebieg leczenia, które najpierw zastosowała nim przytaknęła, aby czarownica wychyliła zawartość fiolki. Później znów wszystko było w porządku, co nawet teraz ją zaskakiwało, ponieważ dodatek w postaci choroby genetycznej, sprawiał, że spodziewała się komplikacji.
Zastanowiła się nad nowymi wnioskami, które wcale nie odbiegały mocno od wczorajszych. Sięgając po pióro, zgarnęła jeszcze jedną z zapisanych stron pergaminu. Skreśliła kilka kwestii, aby poprzeć decyzję tym, co wysnuła teraz, mogąc jeszcze raz spojrzeć na całość badań, w jakich uczestniczyła. Nie miała już ani grama wątpliwości, że wszystko jest tako, jak powinno, że nic złego nie może się wydarzyć. Mogły ze spokojem wprowadzić eliksir w obieg, gdy z poziomu anatomicznego, nie brakowało mu niczego i to zamierzała przekazać zaprzyjaźnionej alchemiczce.
| Analiza wyników otrzymanych podczas testu
zt
Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Belvina Blythe' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 97
'k100' : 97
Tak naprawdę nie miałem zielonego pojęcia, dlaczego ponownie zjawiłem się pod drzwiami Belviny pragnąc jej narzucać swoje towarzystwo. Brzmiało to iście kretyńsko, ale opiekowała się mną w czasie, kiedy ciężko mi było chociażby utrzymać piersiówkę i byłem jej za to naprawdę wdzięczny, choć rzecz jasna nigdy bym się do tego nie przyznał. Samą kwestię postawienia mnie na nogi mogłem ubrać w kwestię zobowiązań organizacji, natomiast kolejne dni niańczenia były już tylko i wyłącznie jej dobrą wolą. Ja bym sobie na to nie pozwolił i z pewnością osobnika podobnego mnie wyrzuciłbym na zbity pysk. Zbliżała się zima, o zapasy było coraz ciężej, nie wspominając już o samej wojnie, która wyraźnie uszczupliła zasoby i z wielu stron uniemożliwiła dostawy. Nie obawiałem się nader bardzo, że nie będę mieć czego włożyć do gęby, ale nie mogłem też być przekonany, że u dziewczyny sprawa miała się podobnie. Uzmysłowiłem sobie, że nie było kolorowo, kiedy tak stałem we własnym mieszkaniu i szukałem czegoś, co mógłbym jej przynieść w ramach podziękowania. Suchy chleb? Tego miałem ponad miarę, bo zamiast jeść wolałem golnąć sobie szklaneczkę ognistej i wtem głód schodził na drugi plan. Dwie lewe ręce, co do gotowania też robiły swoje. Niby leżała w szafce jakaś mąka, kasza i słój chrzanu, ale cóż miałem z tego uczynić? Chyba to był naprawdę dobry moment, żeby nauczyć się robić coś więcej jak pędzić bimber – choć i sposób na niego już zapewne zapomniałem.
No więc stałem pod tymi drzwiami z butelką Zielonej Wróżki oraz dwoma pączkami w ręku, które ostatnimi czasy były droższe jak średniej klasy ognista, nieustannie analizując, czy aby na pewno dobrze robiłem. Może nie chciała mnie widzieć? W końcu ostatnie dni, mimo swej gościnności, dziwnie się zachowywała. Mamrotałem coś w letargu? Elvira powiedziała za dużo? Mogłem jedynie gdybać, bowiem sam moment ocknięcia pamiętałem jak przez mgłę. Szczerze liczyłem, że wszystko to co wydarzyło się tamtego dnia było jedynie wytworem mojej wyobraźni , bo jeśli ta zgraja mówiła prawdę to miałem przechlapane.
Zapukałem mając nadzieję, że była w środku i na mój widok nie przewróci jedynie oczami. Mogła docenić, iż nie wparowałem jak do siebie co zwykle miałem w zwyczaju.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 2
'k3' : 2
Nie sądziła, że końcówka miesiąca przyniesie takie wątpliwe atrakcje, które rozciągną się w czasie, sprawiając, że codzienność zacznie dzielić z kimś. To były zdecydowanie dziwne dni, znów wypełnione niedopowiedzeniami, do których już przywykli oraz dystansem z jej strony, pomimo faktu, że sama zatrzymała Drew, gdy próbował dźwignąć się na nogi i wyjść. Wiedziała, że nie dałby rady, wtenczas był po prostu za słaby, a ona miała chyba za mało obojętności, aby machnąć ręką i tak po prostu obserwować, co stanie się zaraz, jaką krzywdę sam sobie wyrządzi. Dlatego przekonała go, aby dał sobie kilka dni… i na dobrą sprawę nie wiedziała, który argument finalnie przekonał mężczyznę. Ostatni dzień września był momentem, gdy już nie odzywała się, dając mu wolną rękę w decydowaniu. Odpoczynek oraz trochę uzdrowicielskiego wsparcia wyciągnęły organizm ze stanu po prostu złego, więc nie miała już powodu, aby próbować przemówić mu do rozsądku. Mógł sobie poradzić sam.
Wróciła więc do rytmu dnia, który był jej bliższy, bez towarzystwa w czterech ścianach. Podzieliła czas na pracę i życie prywatne, niespodziewanie ograniczające się obecnie do mieszkania. Październik przyniósł ze sobą lekkie zderzenie z wojenną rzeczywistością, kiedy produkty ogólnodostępne nagle przestały być tak bardzo na wyciągnięcie ręki. Nie zaskakiwało jej to, skoro czarodzieje byli tak żądni zmian oraz nowego porządku, coś musiało się w końcu posypać, zaboleć bardziej bezpośrednio każdą klasę społeczną. Na całe szczęście jeszcze nie cierpiała na tym jakoś zauważalnie, póki co lodówka i półki nie świeciły pustkami, może za jakiś czas to się zmieni, ale chwilowo starała się o tym nie myśleć. Korzystając z wolnych godzin, zrobiła to, czego nie robiła od tygodni… albo raczej miesięcy. Sztaluga okrywała się kurzem, który w końcu wypadało usunąć i postawić na niej płótno. Prawie zapomniała jak uspokajająco działało na nią otoczenie własnej pracowni, posiadającej szerokie zastosowanie. Zapach farb w powietrzu, mieszający się z wonią ziół przetrzymywanych w pomieszczeniu wraz z ingrediencjami, całość dawała przyjemną mieszankę, do bólu znajomą. Pierwsze pociągnięcia pędzla naniosły na biel płótna czerń postaci, która od pewnego czasu była najbliższa obrazom tworzonym w zaciszu domu, a w ślad za nią szła głęboka zieleń oraz delikatny błękit nieba. Nietypowy dla niej dobór barw, lecz nikt nie miał tego oceniać, a obraz jak wiele innych zniknie w domowej kolekcji, odłożonej gdzieś na bok. Dawno już porzuciła marzenia, aby pójść w ślady matki, wybierając coś pozornie cięższego, ale najpewniej obie ścieżki były tak samo wymagające, rzucając pod nogi przeszkody.
Wyrwana z zamyślenia, obejrzała się przez ramię, gdy dobiegło ją pukanie do drzwi, zachęcające, aby przerwać dotychczasowe zajęcie i sprawdzić kogo tu niosło. Zawahała się tylko krótki moment, by zaraz porzucić paletę oraz pędzel na stoliku. Zsunęła zarzuconą na siebie długą koszulę, która miała uchronić ubranie przed farbami, zostawiając ją w pracowni i po drodze, podciągnąć rękawy granatowej dzianinowej sukienki. Znajdując się przed drzwiami, zatrzymała się na chwilę, by zaraz otworzyć je. Nie kryła zdziwienia, widząc, kto postanowił pojawić się znów w jej progach. Była pewna, że prędko nie zjawi się tutaj, mając inne rzeczy do roboty.- Cześć.- rzuciła z cieniem uśmiechu, cofając się, aby wpuścić go do środka.- Coś się stało? – spytała w pierwszym odruchu, zamykając przy tym drzwi. Przywykła, że ludzie odwiedzali ją zwykle z jakimś problemem, jakąś sprawą, której rozwiązanie leżało w jej możliwościach.- Czy postanowiłeś wpaść z odwiedzinami.- dodała, nieco powątpiewając, chociaż to, co przyniósł ze sobą, mogło wskazywać i na tą opcję.
Wróciła więc do rytmu dnia, który był jej bliższy, bez towarzystwa w czterech ścianach. Podzieliła czas na pracę i życie prywatne, niespodziewanie ograniczające się obecnie do mieszkania. Październik przyniósł ze sobą lekkie zderzenie z wojenną rzeczywistością, kiedy produkty ogólnodostępne nagle przestały być tak bardzo na wyciągnięcie ręki. Nie zaskakiwało jej to, skoro czarodzieje byli tak żądni zmian oraz nowego porządku, coś musiało się w końcu posypać, zaboleć bardziej bezpośrednio każdą klasę społeczną. Na całe szczęście jeszcze nie cierpiała na tym jakoś zauważalnie, póki co lodówka i półki nie świeciły pustkami, może za jakiś czas to się zmieni, ale chwilowo starała się o tym nie myśleć. Korzystając z wolnych godzin, zrobiła to, czego nie robiła od tygodni… albo raczej miesięcy. Sztaluga okrywała się kurzem, który w końcu wypadało usunąć i postawić na niej płótno. Prawie zapomniała jak uspokajająco działało na nią otoczenie własnej pracowni, posiadającej szerokie zastosowanie. Zapach farb w powietrzu, mieszający się z wonią ziół przetrzymywanych w pomieszczeniu wraz z ingrediencjami, całość dawała przyjemną mieszankę, do bólu znajomą. Pierwsze pociągnięcia pędzla naniosły na biel płótna czerń postaci, która od pewnego czasu była najbliższa obrazom tworzonym w zaciszu domu, a w ślad za nią szła głęboka zieleń oraz delikatny błękit nieba. Nietypowy dla niej dobór barw, lecz nikt nie miał tego oceniać, a obraz jak wiele innych zniknie w domowej kolekcji, odłożonej gdzieś na bok. Dawno już porzuciła marzenia, aby pójść w ślady matki, wybierając coś pozornie cięższego, ale najpewniej obie ścieżki były tak samo wymagające, rzucając pod nogi przeszkody.
Wyrwana z zamyślenia, obejrzała się przez ramię, gdy dobiegło ją pukanie do drzwi, zachęcające, aby przerwać dotychczasowe zajęcie i sprawdzić kogo tu niosło. Zawahała się tylko krótki moment, by zaraz porzucić paletę oraz pędzel na stoliku. Zsunęła zarzuconą na siebie długą koszulę, która miała uchronić ubranie przed farbami, zostawiając ją w pracowni i po drodze, podciągnąć rękawy granatowej dzianinowej sukienki. Znajdując się przed drzwiami, zatrzymała się na chwilę, by zaraz otworzyć je. Nie kryła zdziwienia, widząc, kto postanowił pojawić się znów w jej progach. Była pewna, że prędko nie zjawi się tutaj, mając inne rzeczy do roboty.- Cześć.- rzuciła z cieniem uśmiechu, cofając się, aby wpuścić go do środka.- Coś się stało? – spytała w pierwszym odruchu, zamykając przy tym drzwi. Przywykła, że ludzie odwiedzali ją zwykle z jakimś problemem, jakąś sprawą, której rozwiązanie leżało w jej możliwościach.- Czy postanowiłeś wpaść z odwiedzinami.- dodała, nieco powątpiewając, chociaż to, co przyniósł ze sobą, mogło wskazywać i na tą opcję.
Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Kazała mi długo na siebie czekać i choć zwykle byłem cierpliwy wówczas czułem rosnące napięcie. Odłączony od rzeczywistości ciężko było mi znaleźć swoją winę w jakiejkolwiek sytuacji i choć próbowałem, to na nic się to zdało. Zwykle unikałem podobnych rozterek, liczyła się tylko i wyłącznie moja własna sprawa, lecz po parszywym spotkaniu, który był zapewne snem – szlag, co ja pieprzę – istnym koszmarem, zacząłem łapać się na nietypowym dla mnie zachowaniu. Działo się to od czasu do czasu, nigdy w dokładnych odstępach, rzadko w tym samym dniu, czy sytuacji. Buzujące emocje dawały o sobie znać, zdawały się zburzyć, a wręcz strawić utkany przeze mnie mur. Od dawna pragnąłem się ich pozbyć, zostawić gdzieś za sobą, aby móc kierować się tylko i wyłącznie umysłem, lecz na nic się to zdało, bowiem uderzyły ze zdwojoną siłą. Nie byłem głupcem, czułem że była to wina kamienia, potężnego artefaktu, jednakże nie miałem zielonego pojęcia jak się z tego wyplątać. Brakowało mi dawnego trybu życia, spokoju i umiejętności skupienia. Targała mną dekoncentracja, choć dziwnie to zabrzmi piłem więcej jak zwykle.
W końcu otworzyła, a ja skamieniałem, jakbym co najmniej zobaczył ducha. Chciałem coś powiedzieć, choć nie mogłem, coś się we mnie zablokowało. Oblizałem nerwowo wargę, po czym spuściłem wzrok na własne buty i przebrałem nogami. Oddychałem coraz szybciej, ocierałem palcami o trzymane przedmioty, jakobym rozładowywał skumulowany we mnie stres. Do cholery, nie mogłem tego przełamać. -Ja…- zacząłem i zaciąłem się jak typowa pizda, która właśnie przyszła wyznać wszystkie swe grzechy. -Ja, nie chciałem ci przeszkadzać- rzuciłem, choć nie brzmiało to jak ja. To nie były słowa, których użyłbym świadomie. Mimo wszystko musiałem to palnąć, głuchy nie jestem.
Momentalnie wyprostowałem się jak struna i wbiłem swe spojrzenie w dziewczynę. Zmierzyłem ją od stóp do głów, jak zwykle wyglądała obłędnie. -Postanowiłem sprawdzić jak się ma moja ulubiona uzdrowicielka- odparłem licząc, że szybko zapomni o dziwnej sytuacji sprzed chwili i nie zacznie zadawać trudnych pytań. Mogłem od razu ją ubiec, że nie znałem odpowiedzi. -Mam coś na ząb, do picia również. Za kołnierz nie wylewasz, więc może się skusisz?- wygiąłem wargi w kpiącym wyrazie mając w pamięci sytuację, kiedy zbierałem ją do łóżka ledwo żywą. Cóż, każdemu się zdarza. Wszedłem do środka prawie jak do siebie, bowiem w końcu ostatnimi czasy o wiele częściej tu bywałem niż we własnym mieszkaniu, a następnie odsunąłem krzesło przy stole i rozsiadłem się na nim. -Możemy chwilę pogadać?- spytałem licząc się z tym, że mogła być zajęta. Nie zapowiedziałem się, sowa z listem ode mnie również nie przyleciała, dlatego mogła mieć inne plany.
W końcu otworzyła, a ja skamieniałem, jakbym co najmniej zobaczył ducha. Chciałem coś powiedzieć, choć nie mogłem, coś się we mnie zablokowało. Oblizałem nerwowo wargę, po czym spuściłem wzrok na własne buty i przebrałem nogami. Oddychałem coraz szybciej, ocierałem palcami o trzymane przedmioty, jakobym rozładowywał skumulowany we mnie stres. Do cholery, nie mogłem tego przełamać. -Ja…- zacząłem i zaciąłem się jak typowa pizda, która właśnie przyszła wyznać wszystkie swe grzechy. -Ja, nie chciałem ci przeszkadzać- rzuciłem, choć nie brzmiało to jak ja. To nie były słowa, których użyłbym świadomie. Mimo wszystko musiałem to palnąć, głuchy nie jestem.
Momentalnie wyprostowałem się jak struna i wbiłem swe spojrzenie w dziewczynę. Zmierzyłem ją od stóp do głów, jak zwykle wyglądała obłędnie. -Postanowiłem sprawdzić jak się ma moja ulubiona uzdrowicielka- odparłem licząc, że szybko zapomni o dziwnej sytuacji sprzed chwili i nie zacznie zadawać trudnych pytań. Mogłem od razu ją ubiec, że nie znałem odpowiedzi. -Mam coś na ząb, do picia również. Za kołnierz nie wylewasz, więc może się skusisz?- wygiąłem wargi w kpiącym wyrazie mając w pamięci sytuację, kiedy zbierałem ją do łóżka ledwo żywą. Cóż, każdemu się zdarza. Wszedłem do środka prawie jak do siebie, bowiem w końcu ostatnimi czasy o wiele częściej tu bywałem niż we własnym mieszkaniu, a następnie odsunąłem krzesło przy stole i rozsiadłem się na nim. -Możemy chwilę pogadać?- spytałem licząc się z tym, że mogła być zajęta. Nie zapowiedziałem się, sowa z listem ode mnie również nie przyleciała, dlatego mogła mieć inne plany.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Czy gdyby wiedziała, kto postanowił zaszczyć ją swoją osobą, spieszyłaby się chociaż trochę bardziej, aby otworzyć drzwi? Nie, wręcz przeciwnie. Mając świadomość, że za nimi znajduje się Macnair, najpewniej zwlekałaby dłużej albo ukryła ponownie w pracowni, poświęcając się temu, co nie naruszało nerwów, nie budziło zwątpienia, a miło uspokajało i wyciszało, nie stanowiąc wyzwania w żadnym stopniu. Jednak było jak było, nacisnęła klamkę, skupiła czujne spojrzenie na mężczyźnie i raczej mało sensownym stałoby się zatrzaśniecie ich teraz. Zwłaszcza że coś zdawało się, być nie tak.
Przez te kilka dni, kiedy miała okazję go poobserwować, jego zachowanie nie odbiegało mocno od normy, a przynajmniej w chwilach, kiedy pozostawał nawet odrobinę kontaktowy. Jasne, był nieco inny, ale po tym, co przeszedł nikt nie byłby całkowicie normalny w pierwszych dniach po. Za to teraz, spoglądając na niego zaczęła poważnie zastanawiać się, co się z nim dzieje. Wyglądał na spłoszonego? Zestresowanego? Dziwny brak pewności siebie, sprawił, że sama poczuła się nieswojo i z trudem zwalczyła chęć cofnięcia się. Milczała, dając mu chwilę i czekając, aż cokolwiek się działo, wróci do normy.- Nie przeszkadzasz.- szepnęła, nie odwracając ani na moment spojrzenia od Drew. Przekrzywiła delikatnie głowę, gdy nagle wszystko jakby zaskoczyło, wróciło na swoje miejsce. Uniosła lekko brew, widząc, jak została zmierzona wzrokiem, a kącik jej ust drgnął minimalnie, lecz wraz z kolejnymi słowami, nawet cień uśmiechu zniknął ustępując powadze.- Jak widzisz dobrze.- odparła jedynie. Nie dociekała, co było powodem dziwnego zachowania, cokolwiek się działo, masa pytań w tej chwili nie pomoże ani jednej ani drugiej stronie.
Wywróciła oczami, gdy w pewien sposób nawiązał do jej małego potknięcia podczas ostatniej imprezy w kobiecym towarzystwie.- Może i skuszę.- próbowała stronić od alkoholu, ale najwyraźniej nie było to możliwe, kiedy w gronie znajomych miało się osoby ciągle podsuwające kieliszek pod nos. W tym przypadku czuła również, że bez procentów najbliższe minuty będą ciężkie do strawienia, trochę z jej winy, trochę z jego. Powiodła za nim wzrokiem, gdy najwyraźniej czuł się tu już wystarczająco swobodnie i o dziwo nie miała z tym problemu, bywał tu faktycznie dość często.
Kiedy zajął miejsce przy stole, sama też usiadła na jednym z krzeseł, wcześniej jedynie zahaczając o szafkę z której wyciągnęła kieliszki do alkoholu, który przyniósł ze sobą. Przesunęła szkło w jego kierunku, skoro przynosił, niech i czyni honory, rozlewając zawartość butelki.
- Pewnie, że możemy. Tylko o czym? – miała wrażenie, że ta rozmowa nie będzie taka lekka jak zwykle. Nie bardzo wiedziała, jaki to temat chciałby poruszyć, co takiego tak naprawdę sprowadzało go tutaj i właśnie dziś.
Przez te kilka dni, kiedy miała okazję go poobserwować, jego zachowanie nie odbiegało mocno od normy, a przynajmniej w chwilach, kiedy pozostawał nawet odrobinę kontaktowy. Jasne, był nieco inny, ale po tym, co przeszedł nikt nie byłby całkowicie normalny w pierwszych dniach po. Za to teraz, spoglądając na niego zaczęła poważnie zastanawiać się, co się z nim dzieje. Wyglądał na spłoszonego? Zestresowanego? Dziwny brak pewności siebie, sprawił, że sama poczuła się nieswojo i z trudem zwalczyła chęć cofnięcia się. Milczała, dając mu chwilę i czekając, aż cokolwiek się działo, wróci do normy.- Nie przeszkadzasz.- szepnęła, nie odwracając ani na moment spojrzenia od Drew. Przekrzywiła delikatnie głowę, gdy nagle wszystko jakby zaskoczyło, wróciło na swoje miejsce. Uniosła lekko brew, widząc, jak została zmierzona wzrokiem, a kącik jej ust drgnął minimalnie, lecz wraz z kolejnymi słowami, nawet cień uśmiechu zniknął ustępując powadze.- Jak widzisz dobrze.- odparła jedynie. Nie dociekała, co było powodem dziwnego zachowania, cokolwiek się działo, masa pytań w tej chwili nie pomoże ani jednej ani drugiej stronie.
Wywróciła oczami, gdy w pewien sposób nawiązał do jej małego potknięcia podczas ostatniej imprezy w kobiecym towarzystwie.- Może i skuszę.- próbowała stronić od alkoholu, ale najwyraźniej nie było to możliwe, kiedy w gronie znajomych miało się osoby ciągle podsuwające kieliszek pod nos. W tym przypadku czuła również, że bez procentów najbliższe minuty będą ciężkie do strawienia, trochę z jej winy, trochę z jego. Powiodła za nim wzrokiem, gdy najwyraźniej czuł się tu już wystarczająco swobodnie i o dziwo nie miała z tym problemu, bywał tu faktycznie dość często.
Kiedy zajął miejsce przy stole, sama też usiadła na jednym z krzeseł, wcześniej jedynie zahaczając o szafkę z której wyciągnęła kieliszki do alkoholu, który przyniósł ze sobą. Przesunęła szkło w jego kierunku, skoro przynosił, niech i czyni honory, rozlewając zawartość butelki.
- Pewnie, że możemy. Tylko o czym? – miała wrażenie, że ta rozmowa nie będzie taka lekka jak zwykle. Nie bardzo wiedziała, jaki to temat chciałby poruszyć, co takiego tak naprawdę sprowadzało go tutaj i właśnie dziś.
Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Dostrzegłem w dziewczynie zawahanie, swego rodzaju zdziwienie i wątpliwość co do chęci wpuszczenia mnie do środka. Czyżby wyczuła coś złego w mym zachowaniu? Domyślała się, że nie nad wszystkim mogłem panować i coraz częściej miewałem nieznane mi wcześniej wybuchy? Fakt, traciłem kontrolę, czasem nawet na dłużej niżeli sądziłem, lecz mimo wszystko wciąż byłem sobą. Bijącego chłodu i dystansu – nawet jeśli chciała, choć nie miałem tej pewności – nie była w stanie ukryć i to zastanawiało mnie najbardziej. Minęło sporo czasu od ostatniego spotkania przed wyprawą do podziemi Gringotta, ale wówczas odniosłem wrażenie, że znacznie więcej. Zmieniło się właściwie wszystko.
Gdybym nie zarumienił się jak idiota przy iście kretyńskim pytaniu, to wolałbym się upewnić, czy aby na pewno nie przerwałem jej pracy lub po prostu nie zakłócił spokoju, którego najwyraźniej potrzebowała. Kto wie być może była zmęczona moim towarzystwem, tym bardziej że zalegałem jej na głowie przeszło dziesięć dni śpiąc niczym kłoda większość dnia oraz nocy. -Cieszy mnie to bardzo- odparłem nie spuszczając z niej badawczego wzroku. Pragnąłem cokolwiek wyczytać z jej mimiki, gestów, lecz jak zwykle zdawała się być zamkniętą i niedostępną księgą. Sam już nie wiedziałem czy wolałem jak wykrzyczała mi w twarz własne bolączki, czy udawała, że nic się nie działo, choć gęstą atmosferę można było wręcz ciąć nożem.
Gdy usiadła nieopodal chwyciłem za butelkę, której zawartością wypełniłem przyniesione szklaneczki, a następnie podsunąłem jedną z nich w jej kierunku. Swoją zaś zamknąłem w dłoni i wolno obróciłem, po czym upiłem łyk starając się zebrać w głowie natłok myśli. Nigdy nie potrafiłem rozmawiać szczerze o własnych wątpliwościach, nie otwierałem się, a wszelkie trudności omijałem szerokim łukiem byle tylko ograniczyć ilość problemów. Wówczas jednak nie potrafiłem zamieść tego wszystkiego pod dywan, nie chciałem odpuścić i po prostu zniknąć na dłuższy czas licząc, że to wyprostuje nurtujące mnie kwestie. -O Tobie- odparłem unosząc nieznacznie brew, choć z pewnością miało to dość wymowny wydźwięk. Nie była głupia, ja również do grupy takowych osób nie należałem – choć cóż, mogłem się mylić – i z pewnością mogła snuć domysły odnośnie moich rozterek. -Skąd ta nagła zmiana?- zapewne spyta o co konkretnie pytam, znam ją już wystarczająco długo, jednak liczyłem, że mnie zaskoczy i nie będę musiał wdawać się w szczegóły. Wyczekując odpowiedzi sięgnąłem wolną ręką w kierunku smukłej dłoni i kiedy tylko poczułem ciepło jej skóry szybko zabrałem ją z powrotem, i znieruchomiałem jakoby trafiło mnie zaklęcie petryfikujące. Zamrugałem oczyma, popatrzałem w prawo, a następnie w lewo czując na sobie krępujący wzrok tłumu i wbiłem spojrzenie w sufit. Tylko patrząc tam czułem się względnie komfortowo. Łapczywie zaczerpnąłem świeżego powietrza i ścisnąłem trzymaną szklankę próbując właśnie na niej rozładować buzujące i co gorsza wciąż rosnące emocje.
Gdybym nie zarumienił się jak idiota przy iście kretyńskim pytaniu, to wolałbym się upewnić, czy aby na pewno nie przerwałem jej pracy lub po prostu nie zakłócił spokoju, którego najwyraźniej potrzebowała. Kto wie być może była zmęczona moim towarzystwem, tym bardziej że zalegałem jej na głowie przeszło dziesięć dni śpiąc niczym kłoda większość dnia oraz nocy. -Cieszy mnie to bardzo- odparłem nie spuszczając z niej badawczego wzroku. Pragnąłem cokolwiek wyczytać z jej mimiki, gestów, lecz jak zwykle zdawała się być zamkniętą i niedostępną księgą. Sam już nie wiedziałem czy wolałem jak wykrzyczała mi w twarz własne bolączki, czy udawała, że nic się nie działo, choć gęstą atmosferę można było wręcz ciąć nożem.
Gdy usiadła nieopodal chwyciłem za butelkę, której zawartością wypełniłem przyniesione szklaneczki, a następnie podsunąłem jedną z nich w jej kierunku. Swoją zaś zamknąłem w dłoni i wolno obróciłem, po czym upiłem łyk starając się zebrać w głowie natłok myśli. Nigdy nie potrafiłem rozmawiać szczerze o własnych wątpliwościach, nie otwierałem się, a wszelkie trudności omijałem szerokim łukiem byle tylko ograniczyć ilość problemów. Wówczas jednak nie potrafiłem zamieść tego wszystkiego pod dywan, nie chciałem odpuścić i po prostu zniknąć na dłuższy czas licząc, że to wyprostuje nurtujące mnie kwestie. -O Tobie- odparłem unosząc nieznacznie brew, choć z pewnością miało to dość wymowny wydźwięk. Nie była głupia, ja również do grupy takowych osób nie należałem – choć cóż, mogłem się mylić – i z pewnością mogła snuć domysły odnośnie moich rozterek. -Skąd ta nagła zmiana?- zapewne spyta o co konkretnie pytam, znam ją już wystarczająco długo, jednak liczyłem, że mnie zaskoczy i nie będę musiał wdawać się w szczegóły. Wyczekując odpowiedzi sięgnąłem wolną ręką w kierunku smukłej dłoni i kiedy tylko poczułem ciepło jej skóry szybko zabrałem ją z powrotem, i znieruchomiałem jakoby trafiło mnie zaklęcie petryfikujące. Zamrugałem oczyma, popatrzałem w prawo, a następnie w lewo czując na sobie krępujący wzrok tłumu i wbiłem spojrzenie w sufit. Tylko patrząc tam czułem się względnie komfortowo. Łapczywie zaczerpnąłem świeżego powietrza i ścisnąłem trzymaną szklankę próbując właśnie na niej rozładować buzujące i co gorsza wciąż rosnące emocje.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Bez wątpienia minęło za dużo czasu od ostatniego spotkania, gdy wszystko było normalnie, nic nie zakłócało zwyczajnej wymiany zdań. Odpowiednia porcja kpiny, wyważona zaczepność, dystans skracany z pewnością i dotyk sprawdzający bez wahania, gdzie leżała nieprzekraczalna granica, która finalnie okazała się nie istnieć. To wszystko było pozornie zbyt daleką przeszłością, chociaż minął przecież tylko miesiąc z kawałkiem. Spoglądając na niego teraz, nieświadomie pogłębiała dystans, jaki w ostatnich dniach sukcesywnie wprowadziła z czystego tchórzostwa i wygody, by emocje nie zagrały pierwszych skrzypiec. Wolała go odsunąć, póki mogła. Nie wątpiła, że ich błędem jest uparte milczenie, odwracanie wzroku, gdy nie powinni. Teraz już nie chciała tego zmieniać, dlatego kiedy opuścił jej mieszkanie dwa dni temu, zrobiła to co zawsze, puściła w niepamięć ostatnie wydarzenia i przeszła do zwykłej codzienności, bez analizowania i komplikowania. Pozornie nie przejmowała się również jego stanem, skoro koniec końców nie była jedyną uzdrowicielką w jego otoczeniu. Zmrużyła delikatnie ciemne oczy, gdy badawcze spojrzenie prześlizgiwało się po niej dłużej niż zwykle. Nie dociekała, dlaczego i nie pytała, co mu chodzi po głowie, bo najpewniej za kilka minut sam to powie. Była ciekawa o czym chciał porozmawiać, co go tutaj sprowadzało poza dotrzymaniem towarzystwa… chociaż kto tu komu go dotrzymywał. Przeniosła wzrok na szkło, które zostało napełnione alkoholem. Niespodziewanie zabawnym zdało jej się, że to właśnie Zieloną Wróżkę postanowił dziś przynieść. Piołunówka podszyta trucizną, nielegalna w Anglii od długich lat, nie była raczej standardowym trunkiem wychylanym przy rozmowach. Zwłaszcza że od pewnego czasu nieodzownie z Macnairem kojarzyła ognistą. Zamknęła palce na szklaneczce, chcąc upić łyk, ale również ukryć nieco nerwowość, gdy odpowiedział na pytanie o temat rozmowy. Oparła delikatnie krawędź szkła o dolną wargę, rzucając mężczyźnie krótkie spojrzenie, nim wychyliła niewielki łyk. O Tobie, dźwięczało chwilę w uszach, sprawiając, że narastał nerwowy niepokój. Była niemal pewna, co padnie dalej, a gdy kolejne słowa zawisły w powietrzu, nie odczuła satysfakcji, że potrafiła przewidzieć do czego ten pije. Odstawiła szkło, lecz nie wypuściła z ręki, przesuwając kciukiem po zimnej powierzchni.- Z ostrożności? Nieufności? Tchórzostwa? – nie wiedziała, co bardziej przeważa ostatnio. Skrzywiła się delikatnie, gdy Drew po dotknięciu jej dłoni, cofnął się gwałtownie. Miała wrażenie, że sytuacja pogarsza się z minuty na minutę, a to co zamierzała powiedzieć, najpewniej niczego nie poprawi.- Nie lubię momentów, gdy zaczyna mi zależeć na kimkolwiek, a emocje wychodzą na pierwszy plan, nieubłaganie wyrywających się na przód. To zawsze źle się kończy.- podjęła, mając wrażenie, że naprawdę nie potrafi ubrać tego w słowa, by nie brzmiało tak głupio. Szczerość, czysta i prosta, nie była jej cechą.- Rozczarowaniem, niepotrzebnymi spięciami i dziwną atmosferą, która nikomu nie jest potrzebna. Chociaż to chyba osiągnęliśmy już jakiś czas temu.- prychnęła pod nosem, nadal nie unosząc wzroku na mężczyznę. Czy właśnie nieudolnie przyznała, że stawał się ważniejszy, niż powinien? Chyba tak i budziło to okropny dyskomfort. Uniosła szkło, by wypić zawartość na raz, a tym samym skupić swą uwagę na momencie, gdy alkohol spływał przełykiem, drażniąc go nieco. Walczyła z chęcią, aby powiedzieć mu, aby stąd wyszedł i dał jej spokój przez kolejne dni.- Masz więc odpowiedź, dlaczego odsunęłam się w ostatnich dniach.- dodała, jakby jakimś cudem nie wpadł na to. Nie miała go za idiotę, któremu trzeba dopowiadać, ale sama chciała uczepić się właśnie tej myśli. Obawiała się ponownej zależności od kogoś, odepchnięcia znów swobody, którą próbowała zachłysnąć się.- W sumie, mogę być wdzięczna Multon, gdyby nie wpadła tutaj z Tobą w nocy. Ryzykowałabym brnięcie dalej.- ten jej głosu stał się lżejszy, podszyty specyficznym rozbawieniem. Popchnęła szklaneczkę w jego kierunku, dopiero teraz unosząc na niego wzrok.- Zaspokoiłam twoją ciekawość?
Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Pracownia
Szybka odpowiedź