Okolica wokół latarnii
AutorWiadomość
Latarnia od strony morza
Latarnia morska, jak sama nazwa wskazuje, stoi przy morzu i nie inaczej jest z tą którą zamieszkuje młoda czarownica. Budowla umiejscowiona jest na niewysokim klifie, a raczej nawet zwyczajnym skalnym wzniesieniu. Na co dzień fale rozbijają się o kamienie. Na samej budowli morze znajduje podporę dopiero podczas sztormów w czasie których opuszczenie latarni bez wykorzystania magii może być bardzo trudne.
angel heart | devil mind
Zapach mroźnej bryzy uderzał po nozdrzach i nie zatrzymywał ani na chwilę. Płuca Marcelli nie pamiętały już grypy z początku tego roku, teraz mogły odetchnąć świeżością tego słonego powietrza. Choć to miejsce miało swój własny, niepowtarzalny urok, nie był jej ulubionym. Wolała pagórkowate, wrzosowe pola Szkocji, przykryte pierzynką śniegu. W porównaniu z burzliwym grudniem, dzisiejszy śnieg był pogodny, jasny, kąpał się w jasności pokrytego szarością nieba i dawał wrażenie niesamowitej czystości tego przyjemnego miejsca. Wiatr tańczył, podnosząc niewielkie zaspy ku górze, próbując najwyraźniej jakiejś radosnej zabawy z białym puchem. Było słodko, było przyjemnie, było dziwnie idealnie. Marcella w butach wydających się za dużymi o kilka rozmiarów, w wielkiej, niebieskiej czapce, w płaszczu w kratkę i rękawicach bez palców wybiegła na mróz, zapominając dzisiaj, że minęło już wiele lat od kiedy takie zachowanie przystawało. Długi szalik, którym była otulona po samą brodę trochę się rozwiązał, gdy stawiała kolejne szybkie kroki w zaspach. Szkocja była daleko i mówiono, że jest dużo zimniejsza niż Lancashire, ale to nieprawda. Wiatr tutaj powodował, że ledwie wyciągała nos z cieplutkiej latarni morskiej Shelty i wracała szybko pod kocyk i jak najbliżej kominka, z którego teraz na szczęście nie wyskakiwali jacyś ludzie jak zupełnie randomowe rodzeństwo panny Vane psujące Figgównie spotkanie z ciepełkiem.
Dzisiaj jednak miała dobry humor. Było jej przyjemnie, było jej miło, ostatnio wszystko wyglądało jakoś przejrzyściej. Tej zimy nawet kilka razy widziała słońce, choć akurat dzisiaj białe, pierzaste chmurki postanowiły zakryć je zupełnie. W grudniu sądziła, że już nigdy go nie zobaczy.
Zupełnie jak dziecko upadła plecami prosto w miękką zaspę, pozwalając śniegowi zostać na całym jej płaszczu, na szaliku i na czapce, nawet na spódnicy z ciężkiego materiału. I na butach. Na całej Marceli był teraz śnieg.
- Shelly! - Krzyknęła do przyjaciółki. Zastanawiała się czy ta się zorientuje, kiedy Marcella po prostu złapie za trochę śniegu, ulepi śnieżkę i rzuci prosto w stronę dziewczyny. A cela przecież miała. No i siłę. Tak więc też zrobiła, może trochę dla zaczepki, a może trochę po to, żeby zobaczyć czy dorzuci.
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Okolica wokół latarnii
Szybka odpowiedź