Sala taneczna
AutorWiadomość
Sala taneczna
Sala taneczna jest w zasadzie dawnym schowkiem, który Babette za sprawą silnej transmutacji dostosowała do własnych potrzeb: pomieszczenie zostało magicznie powiększone, choć z zewnątrz wydaje się niewielkim pokojem, po przejściu przez próg okazuje się przestronne, jasne pomieszczenie o twardym parkiecie. Całkowicie puste, jedna ze ścian - na prawo od drzwi - pozbawiona okien i dłuższa względem sąsiadujących, w całości wyłożona jest lustrami. Niektóre z nich są zaczarowane, na odpowiednią komendę zwalniają lub przyśpieszają ruch tego, co odbijają i pozwalają uważniej przyjrzeć się ciału w tańcu. Przed lustrami znajduje się konstrukcja wysokiego drążka baletowego. Na stoliku w ciemniejszym kącie lśni stary zaczarowany gramofon.
All the shine of a thousand spotlights, all the stars we steal from the nightsky; towers of gold are still too little, these hands could hold the world but it'll
never be enough
for me
never be enough
for me
|18 stycznia?
Szła z Pomoną pod ramię. Ostrożnie stawiała kroki na oblodzonej powierzchni chodnika.
- Lighthouse Road 3... - powtórzyła marszcząc nosek, kiedy przeczytała adres z papierowego zawiniątka, które zaraz schowało się wraz z dłonią w ciepłym wnętrzu głębokiej kieszeni płaszcza - ...miej oczy szeroko otwarte, to powinno być w sumie niedaleko. I dziękuję, że ze mną jesteś. Szczerze to do ostatniej chwili się trochę miotałam czy w ogóle sobie pozwalać na coś...podobnego. Musisz przyznać, że to trochę...szalony pomysł. Balet - wywróciła trochę oczami chowając głowę w szalikowym kołnierzu, tak, że ten zakrywał ją od nosa w dół. Prawie jak żółw chowający się we wnętrzu swej skorupy. Z tą różnicą, że ten prawdopodobnie nie odczuwał przy okazji musującego we krwi zażenowania. Oczy Vane się jednak mimo wszystko śmiały - Moja klientka jednak bardzo chwaliła i mówiła, że jej dziecko jest zadowolone. Chociaż martwi mnie trochę to, że dostałam wczoraj nieco nagany od tej instruktorki. Posłałam Fiu już pod wieczór co było trochę jednak niegrzeczne z mojej strony ale wyobrażasz sobie, że w odpowiedzi zwrotnej dostałam cały akapit chyba takiego trochę wyrzutu, że Fiu ją uszczypnęła i długo to się będzie goić...? Trochę mnie to uderzyło bo bez powodu to takich psikusów nie odstawia więc... jak się okaże dziwna to robimy jakąś symulację - ty udajesz, ja w zakłopotaniu cię pocieszam i się solidaryzuję. Potem możemy w zamian wyskoczyć na Potańcówkę i braci Fancourt - dumała już nad potencjalnym planem ewakuacyjnym mając na uwadze fakt, że Pomona miała większą wiedzę anatomiczną i była taka jakoś bardziej przekonująca więc w niej nadzieja, jeżeli panna Babette okaże się stereotypową, nadętą balet mistrzynią - bo takie też wyobrażenie o niej powoli kiełkowało w głowie Shelty - No ale bądźmy dobrej myśli. W sumie jestem ciekawa jak to będzie wyglądało. W ogóle jak się pytałam o wyposażenie do tego baletu to mi napisała, że ten wymaga spódnicy, paczki lub skróconego tutu. Paczki... - powtórzyła z rozbawieniem kiedy to ponownie wyobraziła sobie baletnicę z biodrami zamkniętymi w tekturowym pudełku. Domyślała się, że to jakiś rodzaj kodu lub zawodowego slangu ale korzystała jeszcze z tego, że ten nie był dla niej jeszcze taki oczywisty.
Vane szczebiotała tak przez cały ten spacer z lekkim entuzjazmem, że czas upłynął całkiem sprawnie i już po chwili znajdowali się pod wskazanym adresem,a Shelta kołataniem lub pukaniem oznajmiła swoje przybycie.
Szła z Pomoną pod ramię. Ostrożnie stawiała kroki na oblodzonej powierzchni chodnika.
- Lighthouse Road 3... - powtórzyła marszcząc nosek, kiedy przeczytała adres z papierowego zawiniątka, które zaraz schowało się wraz z dłonią w ciepłym wnętrzu głębokiej kieszeni płaszcza - ...miej oczy szeroko otwarte, to powinno być w sumie niedaleko. I dziękuję, że ze mną jesteś. Szczerze to do ostatniej chwili się trochę miotałam czy w ogóle sobie pozwalać na coś...podobnego. Musisz przyznać, że to trochę...szalony pomysł. Balet - wywróciła trochę oczami chowając głowę w szalikowym kołnierzu, tak, że ten zakrywał ją od nosa w dół. Prawie jak żółw chowający się we wnętrzu swej skorupy. Z tą różnicą, że ten prawdopodobnie nie odczuwał przy okazji musującego we krwi zażenowania. Oczy Vane się jednak mimo wszystko śmiały - Moja klientka jednak bardzo chwaliła i mówiła, że jej dziecko jest zadowolone. Chociaż martwi mnie trochę to, że dostałam wczoraj nieco nagany od tej instruktorki. Posłałam Fiu już pod wieczór co było trochę jednak niegrzeczne z mojej strony ale wyobrażasz sobie, że w odpowiedzi zwrotnej dostałam cały akapit chyba takiego trochę wyrzutu, że Fiu ją uszczypnęła i długo to się będzie goić...? Trochę mnie to uderzyło bo bez powodu to takich psikusów nie odstawia więc... jak się okaże dziwna to robimy jakąś symulację - ty udajesz, ja w zakłopotaniu cię pocieszam i się solidaryzuję. Potem możemy w zamian wyskoczyć na Potańcówkę i braci Fancourt - dumała już nad potencjalnym planem ewakuacyjnym mając na uwadze fakt, że Pomona miała większą wiedzę anatomiczną i była taka jakoś bardziej przekonująca więc w niej nadzieja, jeżeli panna Babette okaże się stereotypową, nadętą balet mistrzynią - bo takie też wyobrażenie o niej powoli kiełkowało w głowie Shelty - No ale bądźmy dobrej myśli. W sumie jestem ciekawa jak to będzie wyglądało. W ogóle jak się pytałam o wyposażenie do tego baletu to mi napisała, że ten wymaga spódnicy, paczki lub skróconego tutu. Paczki... - powtórzyła z rozbawieniem kiedy to ponownie wyobraziła sobie baletnicę z biodrami zamkniętymi w tekturowym pudełku. Domyślała się, że to jakiś rodzaj kodu lub zawodowego slangu ale korzystała jeszcze z tego, że ten nie był dla niej jeszcze taki oczywisty.
Vane szczebiotała tak przez cały ten spacer z lekkim entuzjazmem, że czas upłynął całkiem sprawnie i już po chwili znajdowali się pod wskazanym adresem,a Shelta kołataniem lub pukaniem oznajmiła swoje przybycie.
angel heart | devil mind
Mi pasuje!!
Szalone pomysły to moja domena. Zawsze wymyślam te najbardziej poplątane i pochrzanione - co gorsza, wprowadzam je też w życie. Niestety, najczęściej wybierając te złe, fatalne wręcz w skutkach. Można było tego uniknąć, ale po co, skoro z początku wydaje się, że tak będzie najlepiej? Nie będzie. Każdy krok jaki stawiam naznaczony jest głupotą, bezmyślnością i tragicznymi konsekwencjami. Oto ja, królowa pomyłek. Nie wiem, czy jestem bardziej smutna czy zła na samą siebie - masa emocji przeplata się przeze mnie już od ponad dwóch tygodni i słowo daję, nie umiem ich od siebie oddzielić w celu identyfikacji. Prawdopodobnie również nie chcę. Jedyne, na co mam ochotę, to żeby zwyczajnie zniknąć. Zapomniana przez świat i ludzi. Niestety, ci drudzy z jakiegoś powodu upominają się o moją obecność, a ja… znów nie umiem powiedzieć nie. Zawsze muszę stawiać innych ponad siebie, ale kiedy zrobię wreszcie coś egoistycznego, rzeczywistość rozpada się w drobny mak. Przestaję zatem myśleć o rozdzierającym ciało bólu, włączam typowy program pomonkowej pomocy sąsiedzkiej i zgadzam się na kolejny dziwaczny plan. Co bardziej zaskakujące - nie wyszedł on ode mnie. Jeśli miałabym być absolutnie szczera, wolałabym na razie nie oglądać akurat Shelty, której samo istnienie mimowolnie przypomina mi o jej kuzynie; to zbyt świeże, zbyt traumatyczne, żeby podejść do tego na spokojnie. Jednak… jednak nie mogę jej obwiniać o coś, na co nie ma wpływu, karać za to, czego nie zrobiła i z czym nie ma nic wspólnego. Może po prostu jestem masochistką drepczącą tuż obok niej, koncentrującą uwagę na płynących z ust kobiety słowach, skutecznie oddalających mnie od głównego, i właściwie jedynego, tematu moich myśli. Może lubię podsycać własny tragizm, sypać sól na otwarte rany - a może to jakaś pokuta za wyrządzone zło. Tylko przez chwilę zastanawiam się nad tym, jak wiele Shelly wie, ale gdyby wiedziała coś więcej, na pewno nie napisałaby akurat do mnie. Moje zdjęcie tkwiłoby jako gość honorowy na czarnej liście Vane’ów, do którego strzelaliby wymyślnymi zaklęciami. Ewentualnie nożami. Nie wiem, czy taka w ogóle istnieje, ale wyobraźnię zawsze miałam bujną.
- Mhm - mruczę gdzieś między kolejnymi zdaniami, niestrudzenie dźwigając pudełko. W końcu dostałam jasne instrukcje, że mam zabrać ze sobą paczkę, czymkolwiek ona jest. I tutu. Mam dużo tutu, chociaż zdecydowanie nie skróconego. Nie mam pojęcia co to mogłoby oznaczać. Właściwie nie wiem dlaczego słodycze wymagane są do baletu, może to kwestia utraty sił oraz energii po intensywnym treningu? Kto wie. - Przyznaję się, że spodziewałam się raczej lecącego w moją stronę gigantycznego meteorytu, nie zaproszenia na naukę baletu - komentuję odnośnie samego pomysłu. Jakże optymistycznie. Jednak nie ukrywam się z moim stanem emocjonalnym, nie mam nawet na to siły. Wszystkie kumuluję na to, żeby mimo wszystko nie być potworną zrzędą czy niewdzięcznicą niepotrafiącą wydukać z siebie ani słowa. Znów przejmuję się wszystkimi wokół zamiast zadbać o siebie, typowe. - Sowy takie są, Ameryki nie odkryła - stwierdzam trochę negatywnie, bo to rzeczywiście nie zapowiada dobrej zabawy. Czy czegokolwiek, co nam w tym momencie przyświeca. - Chociaż, znając Fiu, to pewnie się na niej poznała - dodaję, dalej brnąc w czarnowidztwo. Zwierzętom należy ufać, lepiej oceniają ludzi. Wzdycham trochę nad tym i nad wizją brania udziału w potańcówce, na którą nie mam ochoty jeszcze bardziej. Nie umiem tego zwerbalizować, dlatego cierpię w milczeniu, powoli męcząc się tym spacerem. Pudełko jest dość ciężkie, winy noszone na barkach również. - Tak, wzięłam sporą paczkę słodyczy, mam nadzieję, że wystarczy - mruczę będąc już pod drzwiami, całkowicie nieświadoma tego, jak daleko jestem od prawdy co do tanecznego kodu. Dobrze, że zabrałam chociaż jakieś wygodne ciuchy ze sobą, może nie zrobię z siebie całkowitej kretynki. Nie, to byłoby za piękne, żeby było prawdziwe. - Wracając do planu, wymyślę coś - rzucam na zakończenie, chcąc dodać pannie Vane otuchy przed wkroczeniem do jaskini lwa.
Szalone pomysły to moja domena. Zawsze wymyślam te najbardziej poplątane i pochrzanione - co gorsza, wprowadzam je też w życie. Niestety, najczęściej wybierając te złe, fatalne wręcz w skutkach. Można było tego uniknąć, ale po co, skoro z początku wydaje się, że tak będzie najlepiej? Nie będzie. Każdy krok jaki stawiam naznaczony jest głupotą, bezmyślnością i tragicznymi konsekwencjami. Oto ja, królowa pomyłek. Nie wiem, czy jestem bardziej smutna czy zła na samą siebie - masa emocji przeplata się przeze mnie już od ponad dwóch tygodni i słowo daję, nie umiem ich od siebie oddzielić w celu identyfikacji. Prawdopodobnie również nie chcę. Jedyne, na co mam ochotę, to żeby zwyczajnie zniknąć. Zapomniana przez świat i ludzi. Niestety, ci drudzy z jakiegoś powodu upominają się o moją obecność, a ja… znów nie umiem powiedzieć nie. Zawsze muszę stawiać innych ponad siebie, ale kiedy zrobię wreszcie coś egoistycznego, rzeczywistość rozpada się w drobny mak. Przestaję zatem myśleć o rozdzierającym ciało bólu, włączam typowy program pomonkowej pomocy sąsiedzkiej i zgadzam się na kolejny dziwaczny plan. Co bardziej zaskakujące - nie wyszedł on ode mnie. Jeśli miałabym być absolutnie szczera, wolałabym na razie nie oglądać akurat Shelty, której samo istnienie mimowolnie przypomina mi o jej kuzynie; to zbyt świeże, zbyt traumatyczne, żeby podejść do tego na spokojnie. Jednak… jednak nie mogę jej obwiniać o coś, na co nie ma wpływu, karać za to, czego nie zrobiła i z czym nie ma nic wspólnego. Może po prostu jestem masochistką drepczącą tuż obok niej, koncentrującą uwagę na płynących z ust kobiety słowach, skutecznie oddalających mnie od głównego, i właściwie jedynego, tematu moich myśli. Może lubię podsycać własny tragizm, sypać sól na otwarte rany - a może to jakaś pokuta za wyrządzone zło. Tylko przez chwilę zastanawiam się nad tym, jak wiele Shelly wie, ale gdyby wiedziała coś więcej, na pewno nie napisałaby akurat do mnie. Moje zdjęcie tkwiłoby jako gość honorowy na czarnej liście Vane’ów, do którego strzelaliby wymyślnymi zaklęciami. Ewentualnie nożami. Nie wiem, czy taka w ogóle istnieje, ale wyobraźnię zawsze miałam bujną.
- Mhm - mruczę gdzieś między kolejnymi zdaniami, niestrudzenie dźwigając pudełko. W końcu dostałam jasne instrukcje, że mam zabrać ze sobą paczkę, czymkolwiek ona jest. I tutu. Mam dużo tutu, chociaż zdecydowanie nie skróconego. Nie mam pojęcia co to mogłoby oznaczać. Właściwie nie wiem dlaczego słodycze wymagane są do baletu, może to kwestia utraty sił oraz energii po intensywnym treningu? Kto wie. - Przyznaję się, że spodziewałam się raczej lecącego w moją stronę gigantycznego meteorytu, nie zaproszenia na naukę baletu - komentuję odnośnie samego pomysłu. Jakże optymistycznie. Jednak nie ukrywam się z moim stanem emocjonalnym, nie mam nawet na to siły. Wszystkie kumuluję na to, żeby mimo wszystko nie być potworną zrzędą czy niewdzięcznicą niepotrafiącą wydukać z siebie ani słowa. Znów przejmuję się wszystkimi wokół zamiast zadbać o siebie, typowe. - Sowy takie są, Ameryki nie odkryła - stwierdzam trochę negatywnie, bo to rzeczywiście nie zapowiada dobrej zabawy. Czy czegokolwiek, co nam w tym momencie przyświeca. - Chociaż, znając Fiu, to pewnie się na niej poznała - dodaję, dalej brnąc w czarnowidztwo. Zwierzętom należy ufać, lepiej oceniają ludzi. Wzdycham trochę nad tym i nad wizją brania udziału w potańcówce, na którą nie mam ochoty jeszcze bardziej. Nie umiem tego zwerbalizować, dlatego cierpię w milczeniu, powoli męcząc się tym spacerem. Pudełko jest dość ciężkie, winy noszone na barkach również. - Tak, wzięłam sporą paczkę słodyczy, mam nadzieję, że wystarczy - mruczę będąc już pod drzwiami, całkowicie nieświadoma tego, jak daleko jestem od prawdy co do tanecznego kodu. Dobrze, że zabrałam chociaż jakieś wygodne ciuchy ze sobą, może nie zrobię z siebie całkowitej kretynki. Nie, to byłoby za piękne, żeby było prawdziwe. - Wracając do planu, wymyślę coś - rzucam na zakończenie, chcąc dodać pannie Vane otuchy przed wkroczeniem do jaskini lwa.
( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
ty jesteś tym co księżyc
od dawien dawna znaczył
tobą jest co słońce
kiedykolwiek zaśpiewa
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Sala taneczna
Szybka odpowiedź