Wydarzenia


Ekipa forum
[sen] instynkt macierzyński
AutorWiadomość
[sen] instynkt macierzyński [odnośnik]26.09.19 7:46
Trzynaście lat.
Tyle skończyła przed miesiącem Myssleine - mądra, odważna, pewna siebie - i tyle mógł skończyć Marcus, rosnący w siłę pomimo skrycia w cieniu siostry. Deirdre pamiętała w każdym detalu ciemne, gniewne oczy, zaciśnięte pięści, drżące z emocji usta; pamiętała też uderzający w nozdrza zapach krwi, gdy przyklękała przy jego martwym, młodym ciele. Wcale nie wyglądał jakby spał, wyglądał, jakby ktoś przeszył go czarnomagicznym zaklęciem, rozcinając klatkę piersiową niemal na pół, tak, że dokładnie widziała biel żeber. Jej syn, jej przyszłość, jej potęga; zabrana w bestialski sposób przez oszalałego mężczyznę, który wyparł się swego potomka, a i tak, wiedziony szaleństwem, to jego rzucił na stół ofiarny.
W imię Lorda Voldemorta. Wzmocnionego krwią ich dziecka; dziecka, które wykarmiła własną piersią, chroniła przed złem tego świata; pozwoliła mu stanąć pewnie na nogach, by dostrzegł każdy detal horyzontu możliwości, który dla niego stworzyła. Wywalczyła, u boku Lorda Voldemorta. Służyła mu wiernie przez lata, oddając mu wszystko, co kochała i posiadała; każdy element własnej duszy, wiedzy, ciała - wierzyła w to, że sprowadzi czarodziejski świat na drogę sprawiedliwości i potęgi, że dzięki otwartości na zmiany otworzy szeroko drzwi do wcześniej zabranianych magicznych eksperymentów; że znów uczyni Zjednoczone Królestwo wielkim, budzącym grozę i szacunek na całym świecie. Spijała z wąskich warg Lorda Voldemorta każde słowo, stając się jedną z najwierniejszych sług, dostępując zaszczytów zasiadania u jego boku. I ona była szalona, lecz dopiero amok, który ogarnął Tristana gęstą mgłą, otworzył jej oczy. Zabił ich syna w imię Tego, Którego Imienia Nie Wolno Było Wymawiać. Gwałtownie, brutalnie, bez zawahania skazując na śmierć nie pierworodnego, a Marcusa.
To dlatego materializowała się z kłębu czarnej mgły w tym brzydkim, zaniedbanym domu na krańcu świata. Zaklęcia ochronne nie stanowiły już dla niej żadnej bariery, sięgnęła do granic ochronnej magii, przełamywała ją bez problemów - nie miała już w sobie ani odrobiny dobra, ani złudnego grama duszy, o którą mogłaby zawalczyć, ale Myssleine - ciągle ją miała, dla niej istniała druga szansa, możliwość wyjścia z rzezi, ocalenia, nabrania w płuca następnych oddechów. I dla niej gotowa była podjąć niewyobrażalne ryzyko, by zjawić się w miejscu przebywania kogoś, na kogo polowała od wielu lat. I kto mógł być jedyną nadzieją na to, by zapewniła córce przetrwanie.
Szła przez korytarz bezgłośnie, delikatnie naciskając na klamkę - światło padało z kuchni na zaśnieżone drzewa, wiedziała, że go tam spotka, wszystko układało się w sensowny ciąg wydarzeń, popychający ją ku spotkaniu zdrajcy; ku stanięciu nim w twarzą w twarz.
Był zaskoczony, zdezorientowany; czuł się w domu bezpiecznie, nic dziwnego, odnalezienie domu, w którym niegdyś mieszkał z własnym dzieckiem, kosztowało ją wiele galeonów oraz brutalnych zaklęć, lecz musiała to zrobić. Powoli uniosła dłoń i zsunęła z głowy kaptur, wiedząc, że obnażenie twarzy wcale nie sprawi, że mężczyzna powita ją z otwartymi ramionami - wręcz przeciwnie, spodziewała się zaklęcia petryfikującgo - i to w najbardziej sprzyjających okolicznościach. Na jego miejscu gotowa byłaby poderżnąć własne gardło: jej poważna twarz zerkała z wielu partyzanckich listów gończych, a ta z szaleńczym uśmiechem, uchwyconym w trakcie bankietu z okazji ogłoszenia Alpharda Blacka Ministrem Magii, straszyła z manipulacyjnych ulotek Zakonu, ofiarujących szaloną nagrodę za głowę Deirdre Mericourt, zbrodniarki wojennej.
U Kierana Rinehearta pojawiała się jednak w innej roli - jako matka.
- Nie jestem tu, by cię skrzywdzić - powiedziała od razu, spokojnie, zdecydowanie i cicho, wpatrując się w wymierzoną w nią różdżkę. W duchu podziwiała refleks byłego szefa biura aurorów, nawet zastany w trakcie parzenia herbaty lub przygotowywania obiadu dobył różdżki tak szybko, że była pod wrażeniem. Nic dziwnego, zasługiwał na zdobytą pozycję, a blizny uczyniły go silniejszym. Równie nieśpieszne podniosła ręce: blade dłonie nie ściskały ciemnofioletowego drewna zitanu, były puste, bezbronne. Uniesione w geście kapitulacji. - Przyszłam porozmawiać - dodała cicho, wpatrzona prosto w srebrzyste tęczówki, zastanawiając się, czy otrzyma szansę na wysłuchanie - czy też zaraz zostanie spetryfikowana a później wrzucona do zgniłej celi w zapomnianym bunkrze Zakonu. A może od razu zostanie unieszkodliwiona morderczą mocą Patronusa, wymierzającego sprawiedliwość? Pojawieniem się tutaj ryzykowała tak wiele; uniesione w górę palce zauważalnie drżały, w przeciwieństwie do głosu. Opanowanego, pełnego powagi i autentycznej szczerości. - Zanim rzucisz mnie na podłogę i zawołasz swoich przyjaciół, wysłuchaj mnie - dodała, bliższa rozkazu niż prośby; nigdy nie potrafiła błagać i nawet w tak trudnej sytuacji nie panowała nad stabilnym, nieco wyniosłym głosem.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: [sen] instynkt macierzyński [odnośnik]28.09.19 16:30
Otaczała go cisza. Była absolutna. Pokrywała skórę, przenikała ciało na wskroś, docierając nawet do kości. Cisza była nieodłącznym elementem tego domostwa. Zagnieździła się w umyśle gospodarza i pozwalała mu trwać w stanie całkowitej nieczułości. Pragnął uciec od emocji i w końcu to osiągnął, traktując to niczym największy dar od przewrotnego losu. Długimi godzinami potrafił rozpamiętywać przeszłość, ale już dawno przestał temu towarzyszyć smutek i żal. Samotność, której kiedyś tak wielce się obawiał, stała się jego towarzyszką.
Na początku dbał o ten dom. Pilnował porządku, zaglądał we wszystkie zakamarki, aby upewnić się, że nie czyha w nich na domowników nie tylko brud, ale również żadne niebezpieczeństwo. Sam nie był pewien, co właściwie mogłoby się kryć w kuchennych szafkach tak bardzo zagrażającego życiu lub zdrowiu, ale i tak trzymał się swojej nieco paranoicznej postawy. Ten dom był bezpieczną przystanią, Opoką dla wszystkich, którzy mogli potrzebować pomocy w mrocznych czasach. Jednak z każdym kolejnym rokiem coraz mniej było osób do ratowania. Voldemort utrzymywał swą władzę i raz na jakiś czas wymieniał swoje marionetki na stanowisku Ministra Magii, tym krokiem dając zapowiedź kolejnej rzezi, jeszcze bardziej bestialskiej od poprzedniej. Jego poplecznicy w końcu przejęli kontrolę nad Wizengamotem, zlikwidowali Biura Aurorów i sporą część aurorów zamknęli w nowym Azkabanie. Nikt już później o nich nie usłyszał.
Mało kto o wątpliwym pochodzeniu został w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Całe rodziny uciekały przed prześladowaniem tylko z racji niegodnego statusu krwi. Zabrakło mu więc powodu do tego, aby dbać o domową przestrzeń, kiedy już nikt nie miał w niej gościć. Brakowało mu na to czasu, a swoją energię mógł spożytkować inaczej. Chęć uporządkowania w tym domu czegokolwiek nie odezwała się w nim ani razu po śmierci Jackie. Sensem jego istnienia zawsze była walka, ale po ujrzeniu martwego ciała córki już nic nie zachęcało go do pielęgnowania resztek człowieczeństwa. Zachował moralność, nikła wiarę w to, że dobro i zło można jeszcze rozróżnić, jednak nie wahał się w dokonywaniu bestialskich czynów. Żył po to, aby zabijać. Gdyby usłuchano go wcześniej, gdy głośno postulował za dobijaniem tych wszystkich zwyrodnialców parających się czarną magią, być może pewne rzeczy potoczyłyby się inaczej.
Zakon Feniksa wciąż istniał i stawiał odpór chorej idei czystości krwi. Dawno już przestało chodzić o politykę, tak naprawdę od kilku lat walczyli przede wszystkim o wartość każdego życia i wolność. Stoczyli kilka potężnych bitew, z każdą tylko bardziej uszczuplając swoje szeregi. Ich kroki z czasem stawały się coraz bardziej desperackie. Czasem Kieranowi wydawało się, że po tych wszystkich latach została ich tylko garstka. Już niewiele osób o równościowych przekonaniach walczyło dalej. Życia trzymali się ci, którzy zdołali dostatecznie szybko poznać tajniki białej magii. Zbyt późno Zakon zdołał rozwinąć niespotykane i zagadkowe umiejętności u świetlistych patronusów, ale to wciąż nie było wystarczające. Czy chylili się ku porażce?
Odgłos otwieranych drzwi prowadzących do kuchni otrzeźwił jego umysł. Nie był jeszcze starym czarodziejem, choć w kwietniu tego roku, jeśli do tego czasu dożyje, miał skończyć sześćdziesiąt pięć lat. Dziwne, że nie padł nigdy w boju tak jak wielu, co najwyżej bywał raniony mniej lub bardziej dotkliwie. Zawsze pozostawał czujny, dlatego zdołał przeżyć również ostatnią listopadową masakrę pod Londynem, gdzie grupa kilkudziesięciu zwolenników Voldemorta zaatakowała jedną z mugolskich dzielnic. To właśnie tam z życiem pożegnał się Michael Tonks. Rineheart sam go wcielił do Zakonu, pamiętał to doskonale. Dał mu tylko szansę do walki, przecież do niczego go nie zmuszał. Nie dął się rozproszyć zaskoczeniu. Zareagował natychmiast, celując różdżką w agresora, jednak na jego twarzy było obecne niezrozumienie. Wydawało mu się, że Opoka jeszcze przez ten rok będzie bezpieczną kryjówką. Powinien był przewidzieć, że ten dzień kiedyś nadejdzie. Ktoś przekroczy ochronne bariery, które sam niegdyś nałożył i dokona zamachu na jego życie. Ta samotnia nie mogła zostać nienaruszona do samego końca.
Poruszenie dłoni, w której nie była trzymana różdżka, przyjął spokojnie. To mógł być błąd, który mógł przypłacić życiem, jednak tak się nie stało. Wróg tylko odsłonił przed nim swoją twarz. Rozpoznał ją natychmiast, wszak robiła wszystko, aby go dopaść. Wiedział o jej próbach, bronił się przed jej zaklęciami. Od lat go tropiła i teraz nie chciała go skrzywdzić? Nie wypowiedział ani słowa, czekał na jej ruch, dziwiąc się, że jeszcze nie mierzyła w niego swoją różdżką, choć stale miała ją w pogotowiu, gdyby to on rzucił zaklęcie jako pierwszy. I chyba tylko dlatego ani razu jej nie przerwał. Pozwolił jej, aby złożyła w całość kilka pierwszych wypowiedzi, choć korciło go, żeby w zamian obdarzyć ją jedynie wiązanką bluzg. Tak wielu dobrych ludzi zabiła. Dzięki niej nie miał już przyjaciół, przyjaźń z członkami Zakonu łączyła jego córkę. On miał co najwyżej towarzyszy, co nie zmieniało faktu, że chętnie wydałby ją właśnie im.
Czego chcesz, suko? – warknął z jawną wrogością, która wzrosła jeszcze bardziej po jej przybyciu. Nie zasługiwała na nic, powinna zdechnąć jak najszybciej, aby nie zagrażać już nikomu więcej. Ale najwidoczniej miała coś ciekawego do powiedzenia przed śmiercią. Mimo to nie zamierzał żałować nieprzychylnego określenia, jakim ją uraczył, zasłużyła na gorsze traktowanie.


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
[sen] instynkt macierzyński AiMLPb8
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: [sen] instynkt macierzyński [odnośnik]28.09.19 17:54
Pozbawiła życia wielu jego kompanów, przyjaciół, krewnych. Krew Anthony'ego Skamandera ochlapywała  wysokie, skórzane buty, gdy po raz pierwszy udało im się roztrzaskać w pył zaklęcia ochronne spowijające ich pożal się Merlinie oazę. Gdy opuszczali ją Rycerze, grząskie podłoże sączyło z siebie czerwone krople - magiczny mech nasiąkał poświęceniem tych, którzy schronili się za barierą, sądząc, że na gruzach Azkabanu nic im nie grozi. Mylili się, tamta rzeź, zarówno Zakonników, jak i winnych ludzi, których przysięgli chronić, zapoczątkowała pasmo sukcesów, doprowadzające do zdobycia władzy absolutnej nad magicznym Królestwem. Deirdre pamiętała tamtą noc dokładnie, w rozkosznych detalach. Pękające czaszki, odcięte kończyny, czasem zagubiony, szmaragdowy promień śmiercionośnego zaklęcia, miłosiernie uśmiercający kogoś od razu. Taki los spotkał niewielu z Zakonników, należały im się przecież tortury, długa agonia, która stała się udziałem Vincenta - pastwiła się nad nim długo, czas tracił na znaczeniu, a niszczenie przystojnej twarzy przynosiło jej tak wiele satysfakcji.
To o tym myślała, stając przed jego ojcem - bezbronna, zdesperowana, szukająca drogi ucieczki i pomocy u największego wroga. Wyczerpała wszystkie inne możliwości, próbowała wywieźć Myssleine z Anglii na własną rękę, ale wszędzie śledziły ją Oczy Rycerzy Walpurgii, a Tristan zdawał się instynktownie wyczuwać jej słabość, trzymając córkę przy sobie. Czy miała być jego następną ofiarą? Mdłości zbierały się w gardle Deirdre, nie mogła wykrztusić z siebie kolejnych zdań; wpatrywała się w Kierana ze spokojem, nie poruszając się nawet o milimetr. Mógł zgładzić ją od razu, nienawiść i żałoba czyniły czarodziejów potężniejszymi - ale nie zrobił tego, choć pogarda wręcz skapywała z tego krótkiego, aurorskiego pytania. I tak nazwał ją łagodnie, pozbawiła życia i godności jego syna, zamordowała współpracowników, odcięła głowę Brendana Weasleya, od niechcenia turlając ją pod lśniącym obcasem buta na oczach niedobitków Zakonu w czasie oblężenia chaty, piertwotnego miejsca ukrycia terrorystycznej organizacji, a każdy z tych grzechów stawał zarówno przed jej ciemnymi oczami, jak i przed jego. Myśleli o tym samym.
Nie czuła wyrzutów sumienia, raczej panikę; że nie przemyślała wszystkiego, że desperacja popchnęła ją do czynu samobójczego; że za moment po prostu zginie, pozostawiając Myssleine całkiem samą, skazaną na szalonego ojca, a co za tym idzie, zagładę. Czy i Kieran podobnie czuł się, gdy Jackie jeszcze oddychała, uśmiechała się, potykała; gdy była jeszcze dziewczynką, zanim wepchnął ją w ramiona wojny? Miała nadzieję, że tak; odnalezienie tej wspólnej płaszczyzny było jedyną nadzieją na to, że nie umrze tej nocy, głupio, nierozsądnie, wręcz żałośnie.
- Nie mam różdżki, nie prowadzę tu innych. Chcę tylko porozmawiać - powtórzyła spokojnym tonem, choć w środku trzęsła się jak w najgorszym momencie smoczej ospy. Bała się każdej następnej sekundy, pojawieniem się tutaj ryzykowała wszystko. - Mogę usiąść? - spytała, robiąc powolny krok do przodu. Dziwne, proste, techniczne pytanie miało nieco złagodzić napiętą atmosferę, przenosząc ciężar rozmowy. Nie miała złudnych wizji przyjaznej konwersacji, z zimną krwią zniszczyła życia bliskich mu osób, publicznie stając się synonimem budzącego odrazę okrucieństwa, kobiecego szaleństwa; trzymała się w kuluarach wielkiej polityki, lecz wtajemniczeni znali jej możliwości oraz metody. Niemoralne w każdym oburzającym calu, niosącym zniszczenie ewentualnych przeciwników. - Wydam wam Rosiera. Zdradzę miejsce, w którym ukrywa swego ostatniego horkruksa - wychrypiała po przedłużającej się chwili ciszy: musiała rozpocząć czymś ważnym, skupić się na konkretach, na informacji, mogącej wyrwać Kierana z morderczego ciągu, domagającego się wymierzenia sprawiedliwości tej suce tu i teraz. - Ale musisz mi pomóc. Nie zrobię tego, jeśli mi nie pomożesz - dodała po chwili, ciszej, już bardziej zdradzając targające nią emocje. Chciała usiąść, by choć trochę skryć się za dębowym stołem i by drżące kolana nie były aż tak oczywiste, ale nie zamierzała wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, wiedząc, z jaką spotkałyby się odpowiedzią. Nie odrywała też oczu od jasnych tęczówek Kierana; podobnych do tych, które gasły w martwej czaszce Vincenta. Bezgłośnie wypuściła powietrze spomiędzy zaciśniętych, spierzchniętych warg. Myślała tylko o Myssleine, o tym, że istnieje szansa, by przeżyła, by nie stoczyła się w szaleństwo, by nie stała się ofiarą własnego ojca, który stracił wszelkie zahamowania, wpadając jeszcze głębiej w sadystyczny amok. Kieran mógł nie wiedzieć o śmierci Marcusa, na pewno słyszał jednak o nestorze z Kent; o tym, jakich potworności się dopuszczał, także wobec swych sojuszników czy bliskich.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: [sen] instynkt macierzyński [odnośnik]19.10.19 17:51
To był prawie cud, że Zakon Feniksa jeszcze nie upadł. Podnosił się po każdym zadanym ciosie, coraz słabszy, bo i coraz mniej osób było w stanie przetrwać krwawe batalie. W końcu została ich garstka, która nie mogła już dać wrogowi odporu podczas wielkich starć. Działania partyzanckie były jednak dokuczliwe, tropieni terroryści sami zaczęli tropić wroga, uderzając w istotne jednostki, których utrata mogła znacząco osłabić Rycerzy Walpurgii. Rineheart wiedział, że Samuel wciąż gromadził wokół siebie solidną grupę, której kilka miesięcy temu udało się dokonać udanego zamachu na Rookwood. Ale ten sukces nadszedł zbyt późno. Czasem wydawało mu się, że do pewnych wniosków mogli dojść wcześniej. Zamiast skupiać się na szykowania zaplecza w postaci bezpiecznej przystani dla tych, których mieli ocalić, powinni zadawać śmiertelne ciosy tym, którzy jeszcze wtedy rośli w siłę. o tak wielu inicjatywach mówili, a ile tak naprawdę właściwie zrealizowali? Gdyby udało im się swego czasu przeniknąć do Nokturnu, może wszystko potoczyłoby się inaczej. Może.
Myślenie o przeszłości było bolesne, a widok nieprzyjaciela przywołał trudne wspomnienia. Nie tylko ona pamiętała dokładnie noc, w której budowana przez miesiące Oaza w ciągu zaledwie  kilku godzin stała się jednym wielkim pogorzeliskiem. Wyspa stała się cmentarzyskiem dla tych, których Zakon miał chronić, ale również siły wroga doznały strat. Kieran pozostawał nieczuły na donośne lamenty, skupiony na wymianie zaklęć, na posyłaniu w przeciwników jak najwięcej powstałych dzięki magii ostrzy. Choć słyszał dziecięcy płacz za plecami i kobiece krzyki, dalej toczył bój, aby w końcu zadać śmiertelny cios Ignotusowi Mulciberowi. I tylko przez krótką chwilę upajał się poczuciem satysfakcji, że po latach zdołała wreszcie naprawić swój błąd, póki nie ujrzał klęczącego Vincenta, ledwo już przytomnego, charczącego własną krwią. Chciał ku niemu ruszyć, chciał utrafić zaklęciem tą, która pastwiła się nad nim z uśmiechem na twarzy. Przeszkodził mu Goyle. Przeciwnik w końcu padł, ale musieli uciekać, gdy nie było już kogo ratować.
Snuł plany powrotu na wyspę, których nikomu nie śmiał wyjawić, bo były oparte na naiwnej myśli, że uda mu się odzyskać ciało syna i godnie pogrzebać je w ziemi. Nie zdążył na dobre skupić się na tej mrzonce, kiedy nadszedł kolejny atak i kolejna strata. Zniszczenie Starej Chaty było bliskie pogrążyć Zakon raz na zawsze. Jackie nie mogła znieść tego widoku. Z jej gardła wyrwał się wściekły wrzask, jakby na własnej skórze poczuła całą agonię towarzyszącą Brendanowi, nim oddzielona od ciała głowa przeturlała się pod butem morderczyni. Choć posiadła umiejętność oklumencji, nigdy tak naprawdę nie potrafiła całkowicie odciąć się od emocji, dlatego musiał z całej mocy przytrzymać ją, aby nie wyrwała się bezmyślnie przed szereg. I tym razem niektórzy zdołali uciec, lecz nie udało mu się upilnować córki. Dwa tygodnie później poległa podczas jednej z potyczek w Hogsmeade, pod jego komendą. Dorwali Dolohova, zniweczyli w końcu chore badania, jakie prowadził, ale pod koniec akcji przybyła grupa Śmierciożerców i sytuacja całkowicie się zmieniła.
Na przekór wszystkiemu wojna go nie zniszczyła. Odebrała mu wiele, lecz wciąż nie pozbawiła go życia. Wszystko było jeszcze możliwe, póki dalej trwał, póki mógł stać o własnych siłach, póki trzymał mocno różdżkę w dłoni. A przynajmniej to sobie powtarzał, gdy ból straty stawał się zbyt dotkliwy. Uparcie nie składał broni, choć w głębi duszy pragnął końca. Chciał wierzyć, że po tym, jak nastanie kres żywota, znów ujrzy bliskich, których utracił. Zarazem poczucie obowiązku wobec poległych trzymało go dalej na tym świecie. Odejście przed tymi, którzy zasłużyli na śmierć, byłoby jego największą porażką. W przeszłości popełnił kilka błędów, ale do tego jednego nie mógł dopuścić. Jeśli miał zginąć, musi paść w boju, najlepiej zabierając ze sobą jak najwięcej zwyrodnialców. Nie zginie więc tej nocy, to za wcześnie, zbyt spokojne, wręcz trywialne.
Im dłużej się jej przyglądał, tym więcej widm z przeszłości zaczęło do niego powracać. Widział te wszystkie twarze już wcześniej, kiedy zamykał oczy i starał się nie myśleć, nie czuć, uciec w pustkę. Zamarłe w przerażeniu oblicze Charlene, dotkliwie poparzona Poppy, rozczłonkowany Florean. Wróg nie szczędził nikogo, w mordowaniu kolejnych osób odnajdując chorą satysfakcję. A teraz miał przed sobą Śmierciożerczynię, która tak wiele żyć odebrała bez mrugnięcia okiem. Chciała siadać w jego domu. Próbowała rozgościć się tu, jakby nie martwiło ją, że staje przed członkiem Zakonu Feniksa, który nie tylko z powodu zwykłego szczęścia dotrwał do tej chwili. – Ani drgnij – warknął ostrzegawczo, wykonując krok w jej stronę, aby zaznaczyć swoją przewagę i udowodnić, że to wciąż jego przestrzeń i on w niej króluje, choć zbyt łatwo została naruszona przez wroga.
Chciał ją zabić. Już niewiele pragnień nosił w sobie, ale kilka wciąż pielęgnował. Było tyle osób, które przez swoje bestialskie czyny nie powinny żyć. Jej również życzył śmierci, najlepiej długiej i bolesnej, lecz rozsądek podpowiadał, by jeszcze poczekał z zadaniem ciosu. Przybyła tutaj w jakimś celu. W końcu rzuciła swoją propozycję. Obiecywała zdradę, będąc przy tym zbyt pewną siebie. Rozsierdziła go swoim zuchwalstwem.
Niczego nie muszę – wypluł z siebie te słowa z jadem, mocniej ściskając różdżkę. – Myślisz, że nie wyciągnę z ciebie wszystkiego bez twojej zgody? – to nie była groźba bez pokrycia, powinna być tego świadoma. Stać go było na wdarcie się do jej umysłu. Zrobiłby to jak najbardziej boleśnie, powoli rozrywałby mentalną strukturę na strzępy, aby z krzykiem na ustach traciła kawałek po kawałku swoje jestestwo. Już to przecież robił. To właśnie po inwigilacji umysłu Dolohova udało im się odkryć tajemnicę horkruksów. Szukali ich, Kieran wciąż prowadził poszukiwania. Czy to mogła być pułapka? A może to była część walki o pozycję w ramach wewnętrznego kręgu Voldemorta? Musiał zaryzykować. Od miesięcy dociekał gdzie może znajdować się ostatni horkruks Rosiera. – Gdzie on jest? – spytał ponaglająco, gotów ją obezwładnić w każdej chwili.


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
[sen] instynkt macierzyński AiMLPb8
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: [sen] instynkt macierzyński [odnośnik]06.11.19 16:20
Oddychała ciężko, głucho, tak, jakby drogę ku zagubionej w lesie chatce przebiegła w szaleńczym tempie. Zimny pot kreślił nierówną linię na jej posiniaczonych plecach, skrytych pod czarnym, wilgotnym od deszczu materiałem sukni. Z niedorzecznie drogiego materiału - Tristan obsypywał ją prezentami wartymi fortunę, ubierał jak własną zabawkę, chcąc przykryć szpecące ją blizny, zasinienia, gojące się rany. Zupełnie nie pasowały do zadań Deirdre: zamiast rosnąć w siłę, po zwycięstwie a później zniknięciu Czarnego Pana, stawała się coraz bardziej bezwolna, zależna, tłamszona i głębiona, do tego stopnia, że przez długi czas pozwalała sobie na tłumaczenie szaleństwa Rosiera. Wmawiała sobie, że to tylko hedonizm, że to, jak ją traktuje, świadczy o sile łączącego ich uczucia; że przecież nigdy nie podniósł ręki na kilkunastoletnie już dzieci, coraz bardziej świadome i samodzielne. Potrafiła doskonale kłamać - i łgała przed samą sobą, do momentu, w którym Marcus, jej ukochany, mądry, odważny syn, skonał na jej rękach. Pamiętała ciepły ciężar jego ciała, krew spływającą z kącika ust, martwe spojrzenie, szukające u niej ratunku. Pamiętała, co chwilę później uczynił Tristan, rozkoszujący się najwyższą ofiarą, wymuszający na niej, by dzieliła z nim tą haniebną rozkosz, pełną obrzydzenia i niestłumionej rozpaczy. Musiała zrobić wszystko, by uchronić przed takim samym losem Myssleine - została jej tylko ona, zapatrzona w ojca, ślepa na to, co działo się w ich domu. Niewinna, lecz już świadoma odpowiedzialności, jaką niosła ze sobą historia rodziców.
Czy taka była Jackie? Czy mogłaby się taka stać, gdyby nie zginęła podczas jednego ze starć? Czy o tym właśnie myślał Kieran, wbijający w nią nienawistne spojrzenie? Wiele razy patrzyła prosto w oczy swych wrogów, rozkoszując się ich wrogością, absolutną nienawiścią, pogardą i obrzydzeniem - tym razem każdy przebłysk morderczych intencji wywoływał falę paniki. Rineheart stał się jej ostatnią nadzieją. A wyglądał tak, jakby naprawdę był gotów pozbawić ją życia gołymi rękami, zanim zdołałaby przedstawić swoją prośbę. Brzydziła się błaganiami, ale teraz, w tej sprawie, była gotowa to zrobić; drgnęła lekko, gdy ręka mężczyzny zadrżała, celując różdżką w jej stronę.
- Nie wyciągniesz - odpowiedziała cicho, z pokorą, bez wyższości; oklumencja chroniła umysł Deirdre; umysł poszarpany, gwałcony, niszczony przez Rosiera, w roznamiętnieniu upewniającego się, że każdy jego sekret zostanie bezpieczny. - Możemy sobie pomóc. Nawzajem - kontynuowała cicho, ale nieustępliwie, starając się, by jej głos nie drżał. Zrobiła jeden, niepewny krok w przód, ciągle z uniesionymi dłońmi. Bezbronny, łatwy cel. Wystarczyła jedna inkantacja, by padła na podłogę, by stała się ofiarą - ale musiała podjąć to ryzyko. Dla Myssleine, dla ostatniego dziecka, dla przyszłości, którą pragnęła dla niej wywalczyć. - Mam córkę. Myssleine. Ma trzynaście lat. Uwielbia smoki i baśnie o pochodzeniu magii - zaczęła, a ton mimo wszystko wzniósł się o połowę. Tak bardzo się o nią bała, tak bardzo chciała, by była bezpieczna, by otrząsnęła się po śmierci brata, by mogła rozpocząć nowe życie, bez ciągłego strachu i niepewności. - Muszę wywieźć ją z kraju. Upewnić się, że nic nie będzie jej grozić - kontynuowała prawie rozpaczliwie, nie odrywając spojrzenia skośnych oczu od tych jasnych, lśniących złowrogo niczym czające się na horyzoncie błyskawice. - Nienawidzisz mnie, nie jej. Ona nie jest niczemu winna. To zaledwie dziecko; dziecko, które i tak widziało i zniosło już zbyt wiele - zatrzymała się w połowie zdania, pewna, że głos załamie się jej zupełnie, że zacznie piszczeć, nie jak kobieta, ale jak zastraszone, złapane w pułapkę zwierzę. - Pomóż mi ją stąd wydostać. Tak, by nie dowiedział się o tym żaden z Rycerzy. Wiem, że macie swoje kanały, że dalej pomagacie ludziom w ucieczce z wyspy - wyrzuciła z siebie tuż po świszczącym, nieco spazmatycznym wdechu. Kieran musiał widzieć w jej oczach desperację, nieustępliwość, lęk - i nieodgrywaną szczerość, płynącą z targającego ją bólu. - Pomóż jej przeżyć - a dostaniesz Rosiera. I mnie - zakończyła, kładąc wszystko na szali; na złotej tacy. Oferowała mu wiele, możliwość zemsty, dotarcia do najbliższych żyjących śmierciożerców, do zadania okrutnego ciosu obecnemu rządowi - zdradzała wszystko, w co dotychczas wierzyła, składała to na stole ofiarnym, gotowa zapłacić najwyższą cenę, o ile zakupi za to bezpieczeństwo swej córki. Tak bardzo podobnej do niej samej - i do brata, którego utracili już na zawsze. Rineheart musiał ją zrozumieć, musiał jej pomóc; musiał też wiedzieć, że mówiła szczerze, zjawiając się tutaj bezbronna, gotowa na najgorsze, byleby tylko uzyskać choć cień szansy na to, że zdoła ochronić drugie ze swoich dzieci. - Proszę - wyszeptała na koniec prawie bezgłośnie, wstrzymując oddech, bowiem od decyzji podjętej w tym momencie przez Gwardzistę zależało wszystko.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: [sen] instynkt macierzyński [odnośnik]16.11.19 17:33
Dwa wrogie obozy tak długo rozpracowały siebie wzajemnie, szukając zarówno słabości, jak również źródeł siły w postaci talentów poszczególnych członków organizacji, że Kierana nawet nie dziwiło, iż wrogowie zdecydowali się chronić przed inwigilacją umysłów. Wiele osób z Zakonu Feniksa swego czasu czuło potrzebę jak najszybszego przyswojenia sobie sztuki oklumencji, aby wrażliwe informacje nie zostały odkryte przez nieodpowiednich ludzi, choć mogło też chodzić o bardzo silne przywiązanie do własnych wspomnień, bez których ostatecznie zanika nawet tożsamość, trzon każdego jestestwa. Przezorność Śmierciożerczyni w tej kwestii nie była wielce zaskakująca, lecz jej zwerbalizowany opór zbyt mocno go raził, choć ton wypowiedzi, pozostawał ugodowy, ostrożny, wszak było to rozsądne stwierdzenie, wkurwiająco prawdziwe. To ona, ta piekielna sucz, wręcz z niego szydziła, trzymając się racjonalności, od której sam był w tej chwili daleki. Zbyt wiele emocji pulsowało w jego żyłach, aby mógł kierować się jedynie rozwagą.
Poczyniła krok w jego stronę, świadoma toczącej się w nim bitwy, ale zbyt zdesperowana, aby już zawrócić z obranej drogi. Stanęła przed nim nie bez powodu, tego był pewien, lecz zarazem nie wiedział, czy w ogóle chce poznać motywy stojące za tą niespodziewaną wizytą. W ciemnych oczach nie dostrzegał życzenia śmierci, w nich krył się strach przed końcem. Coraz gorzej znosił to czekanie na konkrety, jednak kolejne słowa pomogły mu zrozumieć z jakim wewnętrznym dylematem mierzy się wiedźma. Miał przed sobą matkę. Ledwo dowierzał w to, że taka kreatura mogła wydać na świat nowe życie. Dobrze wiedziała jak operować słowem, aby nierzeczywista istota, córka morderczyni, stała się pomimo wszelkiej niechęci realna. W głowie szybko nakreślił sylwetkę trzynastoletniej dziewczynki, która był dziwnym powieleniem wspomnienia trzynastoletniego Vincenta skrytego przed ojcowskim wzrokiem za książką oraz obraz trzynastoletniej Jackie wykrzykującej obelgi pod adresem Armat z rumianymi od wkładanego w to wysiłku policzkami.
Jej żądania brzmiały niedorzecznie. Chciała uwolnić swoje dziecko od koszmaru wojny, ale czy instynkt macierzyński nie powinien podpowiedzieć jej tego wcześniej? Cóż się zmieniło, że nagle zaczęła lękać się o życie swojego dziecka? Nie poprosił jednak o rozwianie wątpliwości, ponieważ w jego sercu dalej gościła płomienna nienawiść kierowana do kobiety, której zarazem nie potrafił przenieść na jej potomstwo. Dzieci nie są niczemu winne, nie ponoszą odpowiedzialności za grzechy dorosłych.
Rodzice nie powinni chować swoich dzieci, to było sprzeczne z naturą. Ból straty jest jednak o wiele gorszy, kiedy zmarłych nie można nawet upamiętnić. Kieran nie mógł zapewnić własnym dzieciom godnego pochówku. Ciało Vincenta – to, co z niego zostało; wielka, poszarpana rana – już zawsze miało pozostać w zrujnowanej Oazie. Nie wiedział, gdzie znajduje się ciało Jackie, słyszał tylko o zbiorowej mogile w Zakazanym Lesie. Sam sprowadził na swoje dzieci tragiczny koniec, wskazując im ścieżkę, jaką powinny podążyć. Nie mógł sobie tego wybaczyć. Nie mógł litować się nad tą, która torturowała jego syna. Czyż utrata córki nie zaboli jej najmocniej?
Miałem córkę – wydusił z siebie ze zbyt dobrze słyszalnym żalem, odkrywając zaledwie skrawek z bezdennej rozpaczy, która wypełniała jego wymęczoną przez długoletnią wojnę duszę. – Też miała imię. Też kiedyś miała trzynaście lat – cedził słowa, bo z każdym kolejnym rozdrapywał inną ranę, bezwiednie sięgając po niegdyś szczęśliwe wspomnienia, które pozostaną skażone przez żałobę już na zawsze. Mówienie o Jackie w czasie przeszłym było zbyt trudne, ale to wspomnienie śmierci Vincenta było tym, które w tej chwili ciążyło mu najbardziej. Jak mógłby zapomnieć o tym, że przed sobą miał morderczynię bez sumienia? W jego umyśle wyrył się obraz sadystycznego uśmiechu zdobiącego jej twarz, szalonego błysku w oczach, nieustannie poruszającego się nadgarstka, kiedy dzierżona w smukłej dłoni różdżka wypluwała z siebie kolejne czarnomagiczne zaklęcia mające na celu zadać jak największy ból. Połamane kości, rozszarpana skóra, odcinane kończyny. – Miałem też syna – wyrzucił z siebie szybko, nie potrafiąc ujarzmić wściekłości, te słowa nagle przekształcając z zarzutu w groźbę, która musiała wreszcie wybrzmieć pomiędzy nim a znajdująca się przed nim czarownicą. Przecież była świadoma tego, że miał syna, w końcu to ona zakończyła jego żywot, oferując mu długie i bolesne męki przed skonaniem.
Jakże nie chciał okazać jej litości. Zaproponowała mu jednak transakcję, nad którą musiał się przynajmniej zastanowić. W zamian za bezpieczeństwo córki była w stanie poświecić nie tylko Rosiera, ale również siebie.
Sam fakt posiadania takiej matki czyni twoją córkę winną – stwierdził okrutnie, czując, że podobną winę ponosiły jego dzieci, które żyć musiały z piętnem z racji posiadania ojca aurora. Gdyby był świadom tej strasznej prawdy wcześniej, jego dzieci wciąż by żyły, na pewno zdrowe i szczęśliwe, z dala od wojny. – Dlatego usuniesz jej wszystkie wspomnienia. Zrobisz to osobiście i na moich oczach.
Był w stanie wywieźć dziewczynkę z kraju, Zakon wciąż organizował ucieczki, lecz podał wysoką cenę za swoją pomoc. Chciał, aby Śmierciożerczyni poczuła to samo co on, kiedy stracił wszystko.


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
[sen] instynkt macierzyński AiMLPb8
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: [sen] instynkt macierzyński [odnośnik]17.11.19 11:44
Pamiętała Jackie. Odważną, niepowstrzymaną Jackie, zawsze z wysoko uniesionym czołem, gotową rzucić się na wroga chociażby z pięściami, nawet gdy była na straconej pozycji; Jackie, która zginęła, a teraz jej mogiłę pokrywał mech. Wspomnienia jednak mieszały się ze sobą, fakty umykały w sennym rozdarciu; czy zginęła z ręki Mulcibera czy Burke'a? Nie, to nie było teraz ważne, choć mary dzieci Kierana świadczyły w tej sytuacji na niekorzyść Deirdre, przeszywając ją doskonale widocznym dreszczem, bo choć śmierć córki Rinehearta nie mogła zostać wpisana w rejestr jej okrutnych zbrodni, to już krew spływająca po ciele Vincenta - jak najbardziej. Wykrzywiona w cierpieniu twarz wbiła się w jej pamięć, a obrazy z tamtego wieczoru były tak żywe, rozświetlone, złote od triumfu, perwersyjnej radości, absolutnego nieskrępowania. Długo jeszcze karmiła się tą iluzją, przesłaniającą szaleństwo Tristana. Zrobili wszak coś słusznego, stworzyli nowy, wspaniały świat, wolny od terrorystów, grożących porządkowi i spokojowi prawdziwych obywateli. Wierzyła w Czarnego Pana, lecz gdy ten zniknął, władza odebrała wielu śmierciożercom zdrowy rozsądek; zatruła także i mężczyznę, którego kochała. Zainfekowała do tego stopnia, że stał się jej obcy. Wytrzymywała ciosy, upokorzenia, tortury i zapewne, gdyby obdarowywał swym szaleństwem tylko nią, pozwoliłaby mu się w końcu zabić - popełnił jednak jeden błąd, odebrał ich dziecko, poświęcił je, a ból, który czuła wpatrując się w martwe oczy Marcusa, pozwolił na otrzeźwienie.
Doprowadzające ją przed oblicze kogoś, kto musiał doznać tak potwornego cierpienia dwukrotnie. Rozumiała go; gardziła nim, jego poglądami, sympatiami, czynami, ale rozumiała żałość bijącą z jego słów. - Wiem - wydusila z siebie tylko, już nie robiąc kroku naprzód; powoli opuściła dłonie, mięśnie zaczynały piec a panika dławić w gardle, lecz starała się uspokoić. - I dlatego możesz ich pomścić. Zamordować tego, który teraz przewodzi Rycerzami, zadać im bolesny cios. A później rozerwać tą, która odebrała ci dziecko, na strzępy - ostatnia głoska zalamała się; tak, bała się tego, co miało ją spotkać, ale jeśli ceną za uratowanie Myssleine była długa agonia, mogła ją zapłacić bez zawahania. - A przy tym uratować niewinne dziecko - dodała; musiał to zrozumieć, musiał się zgodzić; nie istniała inna droga, wyczerpała już wszystkie pomysły, natrafiła na wszystkie zatrzaśnięte drzwi ewakuacyjne. Jedyną nadzieją był śmiertelny wróg - i naiwne przekonanie o tym, że pomimo okrucieństwa, jakie go spotkało, moralność aurora nie została całkowicie strzaskana.
A może się myliła? Zamrugała gwałtownie, tak, jakby uderzył ją w twarz. Spodziewała się tego, ale i tak perspektywa odebrania Myssleine jej tożsamości, zniszczenia rdzenia tego, kim była. Rozchyliła drżące usta, które sekundę później zacisnęły się, przygryzione ostrymi kłami. - Zrobię to - wyszeptała, zastanawiając się, czy ten ból kiedykolwiek przeminie i czy okaże się wystarczający, by uratować córkę przed losem, który spotkał Marcusa. - Zrobię wszystko, byleby Myssleine była bezpieczna - dodała, chwiejąc się na czubkach palców, spięta, wpatrzona prosto w wykrzywioną nienawiścią twarz Kierana. - Ale obiecaj, że się nią zaopiekujesz. Że wywieziesz ją stąd tak, by nie wpadła w ręce Rosiera. I że później jej nie zostawisz; że upewnisz się, by żyła w ukryciu, by mogła normalnie dorosnąć - Znów zrobiła krok w jego stronę, drżący, z wyciągniętą dłoną: po pomoc? Po obietnicę? Po przysięgę? Po jałmużnę, w błagalnym geście? Sama nie wiedziała, co przebija z tego gestu, ale nie zastanawiała się nad tym. - By mogła wykorzystać drzemiącą w niej moc w dobrym celu, by nie zaniedbała talentów, które posiada. Jest taka mądra, taka silna... - głos znów się jej załamał, zgarbiła plecy, nie odrywając jednak spojrzenia od Rinehearta. Wyczekującego, wściekłego, z wargami wygiętymi w grymasie odrazy. - Pierścionek zaręczynowy Evandry - wyrzuciła z siebie szeptem, mimo wszystko czując lodowaty powiew lęku. Ofiarowywała mu informację, która mogła zmienić wszystko w czarodziejskim świecie - i która miała sprowadzić koniec na Tristana, znów uczynić go śmiertelnym. - Jest przechowywany w Kent, przyniosę go na nasze ostatnie spotkanie - kontynuowała coraz ciszej, jakby jej własny głos sabotował zdradę Rosiera. Zawsze stawiającego żonę na pierwszym miejscu, zawsze oddającego jej więcej, a w końcu - kryjącego własną potęgę w symbolu ich nieskończonej miłości. Nie odczuwała złośliwej satysfakcji, tylko paraliżujący lęk - i nadzieję na to, że chociaż Myssleine przetrwa. Że Kieranowi uda się ją uchronić i wydostać z potrzasku, wyrwać z zaborczych ramion Tristana, umożliwić spokojne życie gdzieś z dala od rozpadającego się Królestwa.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: [sen] instynkt macierzyński [odnośnik]27.11.19 23:43
Ostatnim, czego chciał, to jej współczucie. Dzielił się z nią swą boleścią, aby wiedziała, że nie istnieje dla niej możliwość odkupienia win. Na jego oczach dokonała wielu zbrodni, lecz to jedna wyryła się w jego pamięci i nie było nocy, aby nie odtwarzał tego straszliwego zdarzenia we własnych myślach. A potem powracało do niego wspomnienie innego okrutnego morderstwa – dokonanego już przez kogoś innego, odbierającego mu kolejne dziecko – i przepędzało sen na długie godziny, póki ciało w swym zmęczeniu samo nie decydowało się odebrać mu świadomości. Śmierciożerczyni nie pragnęła mu zadośćuczynić swych zbrodni, chciała dokonać transakcji, na zachętę wyjawiając swój sekret i zarazem największą słabość. Pragnęła za szelką cenę ochronić własną córkę, jednak na jej twarzy zastygły jednocześnie przerażenie i boleść, kiedy usłyszała, czego się od niej żąda w zamian. Czy miała jakiekolwiek wyjście? Oczywistym było, że przybycie do tego miejsca, przed oblicze tego, którego dotkliwie ukrzywdziła, było podyktowane desperacją. Skończyły jej się możliwości, nie była w stanie już działać na własną rękę. Ale czy naprawdę myślała, że dane jej będzie wieść szczęśliwe życie obok córki? Sądziła, że jej zbrodnie w żaden sposób nie odbiją się na ukochanym dziecku?
Nie spodziewał się, że w jej przypadku matczyna troska zwycięży nad egoizmem objawiającym się potrzebą pozostania zapamiętanym chociaż przez własne potomstwo. Spróbował dorównać jej okrucieństwu i udała mu się ta sztuka, gdy wymagał od niej, aby własnoręcznie zniszczyła swoje największe dzieło. Miała być w pełni świadoma tego, że wymazuje całą przeszłość Myssleine, aby stała się prawdziwie niewinna, jak próbowała go zapewnić. Żadna nauka nie może zachować się w umyśle dziewczynki, o tym Rineheart był przekonany.
Karał matkę, nie wstydząc się tego, że wyniszcza dotkliwie także inne istnienie. Nie zamierzał jednak wycofać się ze swoim roszczeniem, ono stało się ostateczne w chwili, gdy je wypowiedział, nawet jeśli nie miał okazji przemyśleć wszystkich konsekwencji. Całkowicie zburzy fundamenty, jakie postawiła wynaturzona rodzicielka i postawi nowe, całkowicie wolne od zła. Prędzej czy później to dziecko znajdzie dla siebie drogę, ale przynajmniej będzie żyć – bez piętna, wolna od cudzych win, nieświadoma strasznych rzeczy, jakie miały miejsce. Sama Deirdre chciała zapewnić swojej córce nowy start, Kieran zaś przy okazji dążył do całkowitego oczyszczenia tej młodej duszy poprzez ingerencję w kształtujący się wciąż umysł.
Wyczuwał jej strach o niepewną przyszłość potomstwa. Kolejny raz rozpoczęła negocjacje, chcąc wymusić na nim kolejne gwarancje bezpieczeństwa małej czarownicy. – Naprawdę chcesz, żebym zajął się twoją córką? – spytał lodowato, nie potrafiąc odsunąć od siebie emocji, które wciąż się z niego wylewały. Nie krzyczał jednak, nie szarpał się, nie wykonywał gwałtownych ruchów różdżką. Po raz pierwszy w życiu z jego wściekłością narastał chłód, co wydawało się sprzeczne z jego ognistym temperamentem. – Nie zostawiłem swoich dzieci i co im z tego przyszło? – skwitował historię swojej rodziny, którą doprowadził do ruiny swoimi decyzjami. Vincent i Jackie nie żyją i nic im nie wróci im życia. – Gdy umrzesz, nie będę szukał już zemsty? Moja żałość wreszcie przeminie? – naprawdę chciał otrzymać odpowiedzi na te pytania, ale wypowiadał je z nienawiścią. Teraz bardziej chciał, aby wątpliwości w niej narastały, aby przez krótką chwilę myślała, że oddaje los swojego dziecka w niepewne ręce, które również zdolne są do bestialskich czynów, jakich dopuszczała się ona sama. Jej głos był słabszy, zapadała się w sobie, mimo wszystko dalej wyciągając ku niemu rękę. Nie zamierzał jej żałować, również potrafił być bezwzględny.
W końcu wyszedł jej naprzeciw, gdy podzieliła się z nim najcenniejszą informacją. Czuł się inaczej jak wtedy, kiedy to ona skracała dystans pomiędzy nimi. Kilka kroków wystarczyło, aby znalazł się przed nią, górując nad nią wzrostem i mierząc surowym spojrzeniem, całkowicie pozbawionym współczucia wobec matczynej boleści, jaką prezentowała całą sobą. Gdyby to była jedynie gra, czy wyglądałaby tak nędznie? Ostrożnie przełożył różdżkę z prawej dłoni do lewej, szykując się na kolejny ruch. Pochwycił jej dłoń, zamykając ją w silnym uścisku, ledwo nad sobą panując, aby nie połamać jej tych zbyt smukłych, kościstych wręcz palców. Szybko poprawił uchwyt, sięgając poniżej nadgarstka, aby tam zacisnąć palce. Ten dotyk był obrzydliwy, nie chciał mieć z nią żadnej styczności, ale musieli dobić targu i nie było na to lepszego sposobu.
Ty pierwsza – zażądał od niej, aby to najpierw ona odpowiedziała na przysięgę, którą zamierzał ją obciążyć. – Czy przysięgasz dostarczyć mi ostatniego horkruksa Tristana Rosiera? – wraz z wypowiadanym pytaniem wokół uściśniętych dłoni zaczął tworzyć się zarys cienkiego, świetlistego łańcucha.


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
[sen] instynkt macierzyński AiMLPb8
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: [sen] instynkt macierzyński [odnośnik]30.11.19 11:26
Miała wrażenie, że jej słowa odbijają się od stężałej w grymasie bólu i nienawiści twarzy Kierana, nie trafiając tunelami blizn do środka, do jego serca - podobno tak dobrego, wytrwałego, przeznaczonego od zawsze Zakonowi Feniksa. Czyżby razem z ostatnim śpiewem feniksa zgadła w nim ta iskra, przez wiele lat wzniecająca pożary zagrażające nowemu porządkowi? Rineheart stał się symbolem rewolucji, podziemnej partyzantki, owszem, słabej, zmiecionej z powierzchni ziemi do rynsztoków, zasypanej popiołami zmarłych terrostów, ale co jakiś czas wynurzającej się z bagna zatęchłęj krwi, wbijając zęby głęboką w nową społeczną tkankę. Pamiętała zamachy, których dokonywały niedobitki Gwardii: tak stracili Rowle'a, Ministra Magii trzeciej kadencji, i choć jego rozwleczone po całym gabinecie zwłoki stały się doskonałym paliwem do manipulacji, oddolnych protestów przeciwko nielegalnej działalności, to był to bolesny cios.
Ostatnio marzyła, by się powtórzył. Za każdym razem, gdy Rosier w nienagannie skrojonej, eleganckiej szacie stawał w miejscu publicznym, jej wewnętrzny głos błagał, by ktoś z tłumu wysoko postawionych gości okazał się szaleńcem lub samobójczym zakonnikiem; by z sali zamiast pytań, pochwał i oklasków pomknął promień zaklęcia. Trafiający i jego i , przepiękną żonę o złotych włosach i porcelanowej cerze, hołubioną, wielbioną, symbolizującą piękno magicznej miłości. Evandra kwitła, w końcu zdrowa, choć zapłacono za to podobno horrendalną cenę wielu ludzkich istnień, ginących w procesie tworzenia eliksiru. A Deirdre tylko obserwowała; obserwowała jego zbrodnie i fetysze; obserwowała każdy rozkaz aroganckiego, władczego nestora najpotężniejszego rodu brytyjskiej arystokracji zza kulis, skryta w cieniu kurtyn, nieważna, choć to ona pomogła mu dostać się na sam szczyt i służyła pomocą. Półmrok pozwalał na moment rozluźnić błagalne myśli; musiała się go pozbyć albo sprawić, by Myssleine uciekła - każdy miesiąc niósł nowe zagrożenia, pogłębiał szaleństwo Tristana, przypieczętowane brutalną ofiarą z własnego dziecka.
Dla którego była gotowa umrzeć i spopielić cały świat, wprowadzić zamęt, uciąć głowę hydrze. A wszystko to dla córki, dla jedynej prawdziwej miłości, popychającej ją na krawędź przepaści. Nie mrugała, czekając na odpowiedź Kierana, warzącego w milczeniu cenę za życie, za przetrwanie dziewczynki, która nie uczyniła nikomu krzywdy. - Przy nich zgubiła cię ojcowska miłość i ambicja - odparła cicho, nie uciekając spojrzeniem spod batów nienawistnego wzroku aurora. Kochał Vincenta i Jackie, a więc pozwalał im trwać ze sobą - a ambicja nakazywała ich wyszkolenie, tresurę, przygotowanie na to, co najgorsze; czasem bliskość rodziców sprowadzała na potomstwo zagładę. I dlatego zgadzała się na warunki Rinehearta. - Myssleine nie znasz, nic do niej nie czujesz, będziesz działał skutecznie i logicznie, by ją ochronić, nie rozkojarzy cię żadna słabość - kontynuowała, wierząc w swe słowa, w to, że droga Myssleine ku wolności nie będzie łatwa, ale że po trudach osiągnie bezpieczną kryjówkę. I że kiedyś zrozumie dlaczego. - Nic tego nie ukoi, ale możesz spróbować uczynić ten świat nieco lepszym, wykreować go na nowo dla choć jednego dziecka - zakończyła prawie bezgłośnie, bez drgnięcia przyjmując zmniejszenie przez Kierana dystansu. Obrzydzenie wręcz buchało z jego ciała, szybkiego oddechu, donośnego bicia serca; nienawidził jej, ale gotów był złożyć przysięgę - a więc nie wszystko stracone, istniała szansa, nadzieja, droga ucieczki dla Myssleine. Deirdre nie odsunęła ręki, splotła lodowate, smukłe palce z palcami mężczyzny, zacisnęła dłoń tak mocno, jak tylko mogła: to była ostatnia szansa na odwrót, ale decyzja została podjęta już dawno. Musiała zdradzić, by chronić córkę - i musiała poświęcić tym samym obydwoje jej rodziców.
- Przysięgam - wypowiedziała bez wahania, czując, że silny, prastary czar obejmuje ich dłonie, spaja krwiobiegi w jedno, skrzy się wewnątrz magii. Składała już kiedyś śluby Czarnemu Panu, ale senna rzeczywistość wypaczała sens, pozwalala zagłębić się w koszmarnej wizji aż do przerażającego dna. Nie potrzebowali różdżki, by złożyć ofiarę i by złote nitki wbiły się głęboko w delikatną skórę. - Przysięgam, że nie zadziałam na twoją szkodę i że przekażę wszystkie cenne informacje o Śmierciożercach. Przysięgam, że z pokorą przyjmę karę z twej ręki. Przysięgam zniszczyć pamięć Myssleine - o mnie, o jej pochodzeniu - kontynuowała szeptem, czując, że ciało zamienia się w lód, że ciąży jak kamień, jak nagrobek, który właśnie sobie wystawiała, kładąc go na szali z życiem ukochanego dziecka. - Czy przysięgasz zrobić wszystko, by bezpiecznie wywieźć z Wielkiej Brytanii moją córkę? - teraz jej głos stał się mocniejszy, nie miała już nic do stracenia, rytuału nie można było przerwać, oddała mu swoje życie, swoją krew, swoje potomstwo. - Czy przysięgasz wykorzystać wszystkie swe zdolności, by ją ochronić? By zapewnić jej poza granicami Anglii dom i kogoś, kto się nią zaopiekuje? - nie odrywała spojrzenia wilgotnych oczu od jego: nieświadoma, że łzy skapywały powoli z długich rzęs. Tylko na taką żałobę za Myssleine mogła sobie pozwolić.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: [sen] instynkt macierzyński [odnośnik]05.12.19 21:02
Znam ciebie – wydusił z siebie nagle, z odrazą, wtrącając niewygodne słowa w jej wywód, którego nie potrzebował, nie chciał, którym gardził. Nie potrzebował rad od morderczyni, jej spostrzeżeń, zbyt precyzyjnych, rozszarpujących na nowo rany. Sam niezliczoną ilość razy myślał nad tym, co zrobił źle. O jednym dziecku zapomniała na lat, drugie obsesyjnie dręczył. Żadne z jakże odmiennej dwójki nie przeżyło. Vincent nie musiał wracać, Jackie nie musiała zostawać. Wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby ich matka żyła dłużej. Dostrzegał ją w piwnych oczach córki, w zamyślonym wyrazie twarzy syna. Wstydził się tego, że nie udało mu się przekazać tych wzorców, jakich życzyłaby sobie jego żona. Przerażało go to, że stojąca przed nim kobieta mogła już skalać złem żywą pamiątką po sobie. – Znam jej matkę – słowa zabrzmiały ostro i przybrały formę niewypowiedzianej wprost groźby. Czy nienawiść nie okaże się równie zgubna dla cudzego dziecka, co miłość żywiona do własnych? Nawet jeśli nikogo z otoczenia nie poinformuje o haniebnym rodowodzie dziewczynki i ukryje ją bezpiecznie z dala od wojennej zawieruchy, on wciąż będzie pamiętał tą, która wydała ją na świat. Czy to nie zmąci jego osądu?
Myssleine miała żyć w lepszym miejscu. Kieran chciał przed śmiercią ujrzeć ten świat odmienionym. Różnica, o której marzył, miała mieć swe odzwierciedlenie w zdecydowanie mniejszej liczbie zwyrodnialców chodzących po ziemi, zamiast leżeć przynajmniej trzy metry pod nią. Nim jego szczątki zaczną gnić, ten los musi spotkać przed nim wielu innych. Tylko to jedno marzenie trzymało go jeszcze przy życiu. Rosier przez swe okrucieństwo był na szczycie listy tych, co sczeznąć muszą, najlepiej prędko, dla dobra tego świata. Ostatkami sił woli trzymał się wiary, że zmiana, o którą walczył całe życie, zdoła się ziścić.
Budził wątpliwości w niej i sobie, a jednak przysięgła, decydując się samodzielnie uzupełnić listę powinności, do których zobowiązywała się w sposób magicznie wiążący. Dzięki temu Kieran był pewien, że prędzej czy później morderczyni przepadnie na zawsze, przysięgi wieczystej nie da się zerwać, przyrzekanie na magię było zbyt poważną sprawą. Lecz i on sam ryzykował, sięgając po tę obusieczną broń, choć zdawać się mogło, że warunki leżące po jego stronie są prostsze. Było inaczej, w jego ręce oddawano inne życie, przyjmował na siebie wielką odpowiedzialność. W przyszłości może jeszcze ugiąć się pod tym ciężarem, złamać się na pół niczym sucha gałąź. Koniec bezpieczeństwa dziewczynki to jego zagłada. Nie zamierzał się jednak wahać, zbyt wiele mógł zyskać.
Przysięgam – wyrzucił z siebie bez zająknięcie i bez emocji, trzymając się chłodnej powagi, aby zachować resztki dumy. – Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby żyła z dala od wojennej zawieruchy. Zadbam o to, aby była bezpieczna.
Płomienie wiążące ich dłonie wchłonęły w skórę i zaraz całkowicie zniknęły, nie pozostawiając po sobie choćby śladu. Wypuścił smuklejszą dłoń z uścisku, lecz pomiędzy nimi wciąż była wyczuwalna magia. Uczucie związania stopniowo mijało, rozpalona w sercu nowa nadzieje pozwolił Kieranowi łatwiej oddychać. Czuł, że szala zwycięstwa, choć nie przechyliła się drastycznie na korzyść Zakonu, to jednak drgnęła znacząco.
Zgromadzę ludzi, gdy poinformujesz mnie kiedy i gdzie przekażesz pierścień. Horkruks zostanie zniszczony w bezpiecznym miejscu, dokładniej w tej samej chwili, gdy uderzymy w Rosiera – był przekonany, że zniszczenie ostatniej cząstki duszy, którą czarnoksiężnik zabezpieczył, związując ją z przedmiotem, pozbawi go skupienia i tym samym da Zakonowi szansę na rozprawienie się z nim na dobre w walce. Wszystkie działania jednak musiały być perfekcyjnie skoordynowane. – W tym samym czasie rozpocznie się ucieczka. Myssleine opuści kraj sprawdzonym sposobem, a ty będziesz ją zabezpieczać z ukrycia. Gdy powrócę żyw z potyczki z Rosierem, sfinalizujemy naszą przysięgę – nie wyjawiał żadnych szczegółów, choć w głowie miał już wyraźny obraz tego, co powinno się wydarzyć. Pozwalał jej eskortować córkę, ponieważ wiedział, że gdzieś w czeluściach zepsutej duszy wiedźmy kryło się matczyne uczucie, przez które nie spocznie, póki nie zapewni swemu dziecku bezpieczeństwa. Mimo zachowanych w niej resztek przyzwoitości nie chciał patrzeć na nią dłużej niż to konieczne, ale uparcie nie zamierzał odwracać się do niej plecami. Zrobił kilka kroków w tył, nie spuszczając z niej podejrzliwego spojrzenia, nawet jeśli przysięgła, że nie zadziała na jego szkodę. – Idź już – ponaglił ją do opuszczenia jego domostwa ochrypłym szeptem. A potem wszystko się rozmyło, senne wyobrażenie zanikło i znów odezwała się rzeczywistość, wybudzając umysł z bezkrwawego koszmaru.

| z tematu x 2


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
[sen] instynkt macierzyński AiMLPb8
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
[sen] instynkt macierzyński
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach