Wydarzenia


Ekipa forum
Dziura w ścianie
AutorWiadomość
Dziura w ścianie [odnośnik]08.10.19 22:38
First topic message reminder :

Dziura w ścianie

Zaraz za dużym popękanym zwierciadłem, leniwie opierającym się o jedną ze ścian w nędznym saloniku, znajduje się spora dziura. Nierówne krawędzie drapią każdego, kto próbuje się przecisnąć na drugą stronę. Tajemnicza dziura to przejście prowadzące prosto do starych, niepewnych schodów. Jest ich tylko kilka, a każdy naciśnięty stopień wydziera z niewidzialnych gardeł dramatyczny odgłos przeszłości. Ciężkie, duszące powietrze zatrzymało się na kilkanaście lat między ścianami tej zagadki. Kroki doprowadzają do większego kawałka strychu. Zapomniany pokój to składowisko staroci wołających o uwagę. Pod grubą warstwą kurzu trudno jednak ujrzeć te rozpaczliwe spojrzenia zegarów i uwięzione w starych walizach oddechy. To tajemnicze miejsce kryje wiele intrygujących niespodzianek, nad którymi warto się pochylić...


[bylobrzydkobedzieladnie]
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss

Re: Dziura w ścianie [odnośnik]03.03.21 14:11
1 października 1957 r.

Już nie było czasu. Już nie było przełykanych naiwnie nadziei i złośliwości, które mogłyby odmienić los. No właśnie nie mogły, nie potrafiła, nie powinna jeszcze dłużej zwodzić samej siebie. Już nie powinna przełamywać wskazówek na rdzawym zegarze zawieszonym na zagrzybionych ścianach przetwórni ryb. Od pory do pory, miedzy ulicami, od snu do pracy, od pracy do snu. W amoku, w chaosie przeciskającym dni, produkującym mętną rutynę i Philippę, której nie znała. Lepioną z ponurości i frustracji wyrzygiwanej dzień po dniu, o świcie i za kurtyną nocy. Przecież wiedziała, co się stało. Co się w niej działo, co wyciskało z niej energię o wiele mocniej niż pieprzona kara. To było z nią w Tower, to obsługiwało z nią rechoczące pyski w tawernie, to usypiało ją w koszmarach portowej niedoli. Przypadkowe, stworzone w wakacyjnej żądzy, zagubione, niewinne. Sieroce jak ta dziewczynka znaleziona na ulicy, bez imienia i bez przeszłości. Beznamiętnie wpatrywała się w popękane sufity. Leżała na środku salonu, grzała wątłym ciałem spróchniałe deski. Oddychała powoli, liczyła ciemniejsze plamy, drapała pazurami szpary w podłodze. Łykała kurzowe powietrze przesuszonymi ustami. Nie dotknęła się. Ani jednego pieprzonego razu tego nie zrobiła. Nie ułożyła dłoni przy brzuchu, nie ścisnęła skóry w palcach, nie szukała tam drżenia. Z każdej strony napływały natrętne myśli, oślizgle wspinały się po porzuconych krzywo kończynach, które zdawały się wskazywać cztery strony świata. I nigdzie nie było drogi ucieczki. Nad nią sąsiadka gawędziła przy świszczącym radyjku, pod nią przeciągi przedzierały się przez zapomniane izby, samotność zalegała na półkach, samotność wabiła łase gryzonie. Wkrótce potem wypieszczony przez drobne łapki sykl wysunął się spomiędzy metalowych szczebelków i głośno opadł, by ostatecznie wcisnąć się w drewnianą szparę przy poszarpanym dywaniku. Nastała cisza. Po niej pojawiło się marudne kwiknięcie niuchaczowego dziecka. Przymknęła powieki, jakby próbowała nie nie widzieć, ale nie słyszeć. Wyobrazić sobie mogła w tej jednej chwili ich wszystkich, nad nią i w niej, ich usta, ich rozczarowania i ból. Ich troskę.
Drogę znała, kolor właściwiej fiolki także. Zapas kotłował się w przepchanej szafce w łazience. Skryta gdzieś z tyłu, odpowiednio opisana, czujna i gotowa służyć, wybawić z niej istnienie, które nigdy nie powinno się przydarzyć. Odpędzała od siebie teorie, winy i paraliżującą bezradność, ale wracały. Gniotły ją, wyciskały od środka. Czy jej rodzice czuli się tak samo, kiedy pojawiła się ona? Porzucili ją. Skazali na lata tułaczki, na bycie w niebyciu, na wyrywaną ze strzępków tożsamość, na dziecięcą samotność.
Nie wiedziała, jak się czuje. Co czuje. Wraz z pierwszym przeczuciem napisała do Belviny. Pamiętała wszystkie ekscesy minionych tygodni, pamiętała gnój na więziennej podłodze, pamiętała ból po ognistych ciosach zadawanych przez strażników, pamiętała wszystkie pożogi wypowiadane tajemniczo przy ognistej. Pamiętała gorzki posmak w chwili, gdy on był nieobecny i w chwili, gdy równocześnie zniknął ten drugi. To on, to mógł być on. Potworna pamiątka po słabości, po emocji, która zapuściła w niej korzenie, dała jej obrzydliwą nadzieję, pozwoliła przez chwilę skryć się w tym wyimaginowanym cieple. Ono rozpłynęło się zbyt szybko. Nic nie było stałe, nic nie było na zawsze. Żaden dom i żaden człowiek. Pod suchością oczu kryło się ratunkowe bezczucie. Przyjmowała twardość, nie zaoferowała sobie już niczego, ani też nie chciała nikogo. Wiedziała, jak to robią inne. Jak dają się prowadzić za niewidzialną nitką uczuć, jak pozwalają się uwodzić, jak dają się kusić. Nie, to nie była ona. Ona stała po drugiej stronie, ona wytyczała szlaki, ona rozbierała świat z granic. Aż w końcu to los zepchnął ją, każąc przestać. Ale ona nie mogła, nie mogła się zatrzymać, nie mogła zwinąć żagli, nie mogła wkroczyć w życie, które nie było jej.
Wcale nie byłaby w tym dobra.
Zostawiła jej otwarte drzwi. Sobie nie zostawiła już żadnej wolnej myśli, żadnego ciepła. Wdychała wilgotne jesienne powietrze, przez otwarte okno wpadały rozmazane resztki fabrycznych dymów. Znała portowe dzieci, widziała, kim się stawały. Kochała je. Sama była przecież jednym z nich, znała te trasy, malowała te drogowskazy. Ścierała te brudne łzy z ich chudych twarzy. Na własnej jednak nie pozostawiła żadnego śladu. Nawet teraz wyglądała pięknie. Wytworna, skąpana w uwodzicielskiej elegancji, bezapelacyjnie gotowa. Zawsze musiała być gotowa. Ono nie zasługiwało na jej los.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Dziura w ścianie [odnośnik]05.03.21 23:31
Życie potrafiło zaskakiwać, czasami w lepszy, czasami w gorszy sposób. Dostarczony nad ranem list i znajomo wyglądająca sowa, były zwiastunem czegoś, czego się nie spodziewała. Znała Philippę, wiedziała, jak bardzo przyjaciółka lubiła dobrą zabawę pod każdą postacią i swego czasu dotrzymywała jej w tym kroku, dlatego ani myślała krytykować. To było wygodne, przyjemne, pozwalało zachłysnąć się w momencie, kiedy na około przestawało być wesoło, a przecież każdy sposób na odstresowanie był dobry i pożądany. Przesuwając spojrzeniem po zapisanych słowach, nie umknęła jej pierwsza linijka usilnie przekreślona, aby pozostała niewiadomą, nie zdradziła emocji kryjących się pod bezpośredniością. Mimo wszystko nie przypuszczała, że Moss może zaliczyć wpadkę, stanąć w sytuacji, kiedy Rue okazywało się jedynym rozwiązaniem. Unikała podobnych konsekwencji tak długo, że naprawdę poczuła zaskoczenie zapoznając się z treścią. Oczywiście, zamierzała jej pomóc. Tak jak zapewniła, będąc wsparciem jako przyjaciółka, ale i uzdrowicielka przez cały czas, jaki tylko potrzebowała Moss. Wiedziała dobrze jak działa eliksir Rue, miała okazję sprawdzić jego właściwości w praktyce, znajdując się po jednej i drugiej stronie, dlatego miała świadomość, że pozostawia skazę na ciele, ale również w psychice. Obojętnie jak silną się było, to w pewnym stopniu pozostawało i ponad wszystko nie chciała, aby Philippa była z tym sama. Zanim opuściła mieszkanie, zaszła jeszcze do pracowni, aby z niedużego zapasu eliksirów zabrać fiolkę wypełnioną zieloną zawartością. Na wszelki wypadek wolała zabrać porcję ze sobą, nie mając pewności skąd ów specyfik mogła posiadać przyjaciółka, a naprawdę wolała, aby wszystko poszło według schematu, bez dodatkowych komplikacji. Poprawiając torbę na ramieniu, opuściła Grimmauld Place, by skierować się do doków. Nie bywała tam za często w ostatnim czasie, nie mając żadnych powodów, aby zapuszczać się nawet w okolice dzielnicy portowej. Mimo to czuła się tu całkiem dobrze, nawet jeśli nie było to zbyt mądre i pewnie w żadnym stopniu bezpieczne. Co prawda nie miała pojęcia czy doki stały się miejscem gorszym, niż były czy w cieniu kryło się więcej tałatajstwa niż zwykle. Docierając na Pont Street, powiodła spojrzeniem po otoczeniu z pozorną obojętnością, by chwilę później zniknąć w budynku oznaczonym numerem trzynaście. Zatrzymując się przed odpowiednimi drzwiami, zawahała się na krótki moment, zanim bez pukania nacisnęła klamkę i weszła do środka. Wiedziała, że nie musiała silić się na grzeczność i poczekać, aż zostanie wpuszczona. Dziś, nie był dzień, aby skupiać się na takich drobnostkach, zwłaszcza, że znały się nie od wczoraj.- Phili? – rzuciła w przestrzeń, pokonując pierwsze metry mieszkania i kolejne. Dostrzegając w końcu sylwetkę dziewczyny, podeszła bliżej niej.
- Cześć.- jej głos nabrał miękkiego brzmienia, odrobiny łagodności, wyuczonej w pracy.- Wiem, że pytanie najpewniej nietrafne i głupie, ale jak się trzymasz? – nie wiedziała do końca, jak Philippa podchodzi do obecnej sytuacji, stąd wolała być ostrożna w słowach.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Dziura w ścianie [odnośnik]06.03.21 16:09
Cześć.
To cześć podrażniło jej mocno ściśnięte powieki. Przejechała paznokciami po drewnianych deskach, a potem… potem musiała się zastanowić, jak powinna się zachować. Ogarnęło ją przerażające uczucie niewiedzy. Odrażające, obrzydliwe, głuche na napastliwe nawoływanie. Głos Belviny przedzierał się przez niewidzialną szklaną mgłę, próbował wyciągnąć ramiona, przegnać złe duchy, podeprzeć słabnące ciało. Zadbać, jak przyjaciółka dbałaby o przyjaciółkę. Moss zgięła nogę w kolanie, powstrzymując odruch machnięcia nią w powietrzu. Naprawdę nie wiedziała, co się czuło w takiej sytuacji. Dziesiątki koleżeńskich historii na podobnych motywach, stopy zamoczone w łzach portowych dziewcząt, brutalne pociąganie dziecięcych rączek przez niedorosłe matki, bunt w młodych marzeniach, które więdły w londyńskim pogorzelisku. Przecież je kochała. Kochała wszystkie siostry i wszystkie brudne opowiastki spod migającej biednie latarni, spod zasikanego rybiego pomnika i spod bram rudery na Psiej Wyspie, spod pijaczych oczu i czułych ramion pani Boyle. Ona jeszcze nie wiedziała. Sama Philippa przekrzykiwała ostatnie miesiące naładowana niemożliwą energią, nie podejrzewając, że wewnątrz tkwi tragedia zlepiona z emocjonalnej słabostki albo koleżeńskiej żądzy. Nawet nie wiedziała. Nawet nie prosiła o odpowiedzi. Chciała to przerwać, chciała usnąć i przebudzić się w poukładanym portowym światku. Zupełnie jakby wciąż byli wolni i nieporuszeni wątpliwym dziedzictwem. Chciała wrócić, zawiesić się na szyi stabilnego losu zupełnie pospolitej dziewczyny z dokowego przybytku. Chciałaby tańczyć, wkroczyć odważnie na klejące deski tawernowej ławy, pozrzucać szkło, pokusić marynarzy szczupłą łydką, a potem unieść spódnice zbyt wysoko. Chciała znów być wszystkim. Teraz czuła się… chyba po prostu przytłoczona. Jakby biegła i nagle wyrosłaby jej ciężka kula przy nodze. Nie było innej drogi – musiała upaść.
Otworzyła jedno oko, potem drugie. Wciąż nieznośnie suche, może aż za bardzo. Zamyślona wciągnęła jeden policzek do wewnątrz i przesunęła lekko głową. Wciąż leżała na podłodze nędznego saloniku, wciąż poszukiwała siebie. I co? Odnalazła? – Cześć, Blythe – zarzuciła z trudną do odgadnięcia emocją. Lekko jednak przeciągała głoski. Wyciągnęła w jej stronę dłonie, oczekując, że Bel pomoże jej podnieść się z chłodnych desek. – Tak dobrze, jak ty zaraz mnie złapiesz – zakomunikowała, podejmując tę poważną decyzję. Potrzebowała wstać. Wreszcie wstać i wziąć się w garść. Teraz tylko niepotrzebnie tonęła w mdłej pustce. Albo w ratunkowo wygaszanej rozpaczy. Dobrze było mieć ją tutaj blisko. Co powinna jej powiedzieć? O co powinna zapytać? Jej pożoga, jej drobna chwila nienaturalnego szczęścia, nierealnej wręcz bliskości rozpadła się. Pożoga jednak okazała się drapieżna, wyniszczająca. I zostawiła w niej ślad. Przywołała na moment wspomnienie tamtej rozmowy z sierpnia. – Nie wiem – wydusiła w końcu, nieco bardziej szczerze, nieco bardziej prawdziwie. Chciała, by było już po wszystkim. Nie mogła pojąć, jak bardzo musiała się zapędzić, jak szybko przemknęły jej ostatnie tygodnie, by nie zauważyła. Siała spustoszenie we własnym ciele. Krzywdziła i je. – Dwa tygodnie temu byłam w Tower. Pożarłam się z patrolem – wypaliła, wstając wreszcie z kolan. Z jakiegoś powodu uznała, że powiedzenie jej o tym teraz to świetny pomysł. W myślach gorzko się zaśmiała. Tak wiele słów cisnęło się jej na wargi, a padło właśnie na to. Jakby zupełnie było się czym pochwalić. Dzisiaj? No nie, właśnie zdecydowanie nie było się czym chwalić. – Jak to zrobimy? – zapytała ponuro, wbijając w nią nieco pewniejsze spojrzenie. Pozornie, bo w środku chyba czuła trudny do pojęcia rodzaj strachu.  Strachu o ból? Czy może strachu o to, że właśnie się jej coś odbiera, że sama siebie skazuje. Że skazuje je, to małe istnienie. Nie zasługiwała na nie.
I zupełnie nie wiedziała, od czego zacząć i jak to udźwignąć. Dlatego potrzebowała mieć ją blisko. Widywała kobiety zmuszone otruć własne ciało i szukać wstrętnej drogi wybawienia. I nie bez powodu chowała napój we własnej szafce. Przeczuwała, że któregoś dnia to się stanie. Przecież znała siebie, znała Philippę Moss. Stworzyła ją, oparła o portowe fundamenty, nawoziła bestialskim gnojem z tutejszych zaułków. Wykiełkowała. Na sierocej ziemi. Tylko jako kto? Tysiące myśli fruwało, haratając napastliwie jej duszę.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Dziura w ścianie [odnośnik]10.03.21 1:43
Obserwowała ją, nie poganiała, nie drażniła… pozostawała cierpliwa, chociaż zwykle taka właśnie była, gdy wpadała do Moss. Nie spieszyły się, miały czas na wszystko, bo zawsze, kiedy przychodziło jej spotkać się z Philippą, wiedziała, że spędzą w swoim towarzystwie długie godziny. Tym razem może czasu było trochę mniej, może goniła je ponura myśl, co dziś się stanie i najpewniej obie chciałyby mieć to za sobą. Wiedząc jak dokładnie działa Rue, przypuszczała, że najbliższa godzina oraz parę późniejszych będą wlec się okrutnie, jakby miały odcisnąć piętno na psychice obu w różnym stopniu. Czuła, że dzisiejszy profesjonalizm, który utrzymywała w podobnych sytuacjach, posypie się jak domek z kart, bo przecież nie miała przed sobą zwykłej pacjentki, nieszczęśliwej przebiegiem zdarzeń kobiety, której wystarczyły ciepłe słowa i wsparcie. Philippa była kimś zdecydowanie ważniejszym.
Przechyliła delikatnie głowę, słysząc odpowiedź na powitanie, dziwne emocje pobrzmiewały w głosie Moss i nie bardzo wiedziała jak je interpretować. Ciekawiło ją, co dzieje się w głowie dziewczyny, jakie myśli kotłują się, by najpewniej nigdy nie wybrzmieć, nie zawisnąć w powietrzu ubrane w słowa. Widząc wyciągnięte w jej stronę dłonie, nie zawahała się ani na moment. Zamknęła palce z wyczuciem, by pomóc Philippie podnieść się z podłogi. Pokiwała delikatnie głową, rozumiała to, bardziej niż przyjaciółka mogła wiedzieć. Nigdy nie powiedziała jej o własnych historiach, momentach, gdy wychylała fiolkę z rue. Może dziś, żeby uświadomić, że rozumie uczucia targające nią? Ręce nie od razu zwolniły chwyt, chociaż kiedy obie stały pewnie, stał się zauważalnie lżejszy. Spoglądając na nią, poczuła dziwny żal, że los bywał tak przewrotnie okrutny. Parę tygodni temu rozmawiały o pożogach, o własnym szczęściu w dziwnych sytuacjach, a teraz obie najwyraźniej pogubiły się w tym. Czyżby Moss w podobny sposób straciła pewność co do swej słabości utkwionej w mężczyźnie? Skoro podejmowała się takiego kroku, najpewniej właśnie tak było. Przez krótką ulotną chwilę, zastanowiła się czy postąpiłaby tak samo, gdyby tamtego poranka po mocno zakrapianej, damskiej imprezce, zaliczyła wpadkę? Odtrąciła tą myśl szybko, przecież zrobiła to dwukrotnie, kolejny raz byłby chłodną formalnością, która może wielu by potępiło.
Cofnęła się o krok, tworząc nieznaczny dystans.
- Czym ci podpadli? – zainteresowało ją to, wiedząc jak charakterna była Moss i jak czasami niewiele było potrzeba, aby się odpaliła. Nie zastanawiała się, dlaczego właśnie teraz usłyszała o tym, ale to nieważne, mogła o czymkolwiek.- Na ile Cię zatrzymali? – spytała zaraz, podtrzymując temat dla wygody.
- Chodź do łazienki, potrzebujemy wanny z gorącą wodą.- podjęła, nie zagłębiając się w szczegóły, bo na to jeszcze przyjdzie czas.- Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? – musiała o to zapytać, upewnić się, póki była szansa na zrezygnowanie. W chwili kiedy Phili wypije rue, będzie za późno, czas będzie biegł i prowadził do nieuniknionego.- Który to tydzień? - kolejne pytanie było oczywiste i nie wątpiła, że Philippa ma świadomość kiedy mogło dojść do tego, skoro była gotowa wziąć truciznę.

[bylobrzydkobedzieladnie]



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.



Ostatnio zmieniony przez Belvina Blythe dnia 11.03.21 14:57, w całości zmieniany 2 razy
Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Dziura w ścianie [odnośnik]11.03.21 13:16
Sama chciałaby to wiedzieć. Kim teraz była i jak się czuła. Wiedzieć o tym, gdzie przez tę chwilę się zagubiła i dlaczego płynnym krokiem, perfekcyjnie opanowanym, nie mogła tak po prostu wyjść z opresji. Była silna, była niesamowicie harda i pewna, że nie powstrzyma jej to, ale z drugiej strony dopiero teraz, w faktycznie, prawdziwej sytuacji odkrywała, jakie to było przytłaczające, jak wiele głosów dawno uśpionych nagle wynurzało się z cienia, by ją męczyć. Postanowienie okazało się dość jasne, bo Philippa wiedziała, że nie istniała żadna inna droga. W żadne wiec odmęty, które nie były jej nigdy bliskie, nie odważyła się uciec. Musiała wypić eliksir, musiała pożegnać rosnące w niej życie. Pochować, zanim prowadzone przez nieszczęścia matki, samo zostało okrutnie skrzywdzone. Zastanawiała się nad tym. Przez całą noc prowadziła te bzdurne rozważania z samą sobą. Myślała o nieobecnym aurorze, myślała o swoich portowych chłopcach. Myślała o małej Annie wcierające łzy w chropowate ściany bidula. I myślała o Philippie Moss, która obiecała stać na straży wszystkich sierot. Obiecała ich nie tworzyć, nie włazić w sieć pełną uników, głodu i krzywych przysięg. Wystarczy, że oni wszyscy w tym tkwili, że próbowali kolorować szare portowe życie paroma uśmiechami i pociesznym kuflem. Poza tą przyjaźnią i rozsypującą się norą nie posiadała wiele. Dziecko zasługiwała na wszystko to, czego nie mogła mu dać. Na ojca, który nie wiadomo kim był, który już zniknął lub zaraz gdzieś się rozproszy w świecie, na tego zbyt dorosłego i na tego, który być może nie pojmie nigdy. Czuła, że wszystko wie, choć tak naprawdę żadna z tych myśli nie została sprawdzona. Blade spojrzenia rzucane w stronę Belviny zdawały się nieść znacznie więcej wrażeń i słów niż to, co faktycznie miedzy nimi zabrzmiało. W przyjaźni najwięcej znaków wypływało z ciszy. Ta dyktowała historie niesamowicie prawdziwe. Moss wiedziała, że Blythe nie spróbuje jej powstrzymać, że pojmie ciężar i jednoczesną lekkość. Czy można było tkwić w dwóch miejscach jednocześnie? Czy można było w jednej chwili zabić pragnienie nigdy nieodkryte? Zakołysana w tak podłym dniu jak ten, traciła równowagę. Ktokolwiek ją poznał, wiedział, że nigdy nie mogła się do tego przyznać. Ostatnim razem zrobiła to ten rok temu, a wtedy, przez chwilę, przez ułamek sekundy nie była sobą. Kontynuacją ciągu dni, zdarzeń, twarzy i cwanych uśmiechów było właśnie ono. Nie.
– Zaatakowali mnie, bez żadnego powodu. Mnie i mojego towarzysza – mruknęła nawet bez rozżalenia, bez wściekłości powciskanej między głoski. Tak po prostu. – Zatrzymali na dzień, jego na dłużej. Dowalili mi też kilkoma… niespodziankami – dopełniła gorzko. Opowieść była dość rozległa, opowieści należało się znacznie więcej zdań i szczegółów. Na nie także zasługiwała Blythe, ale przez te chwilę Moss chyba nie czuła chęci na gadanie. Po prostu coś powiedziała, kopiąc sobie w ten sposób drogę ucieczki od tematu… od pytań, na które nie potrafiła do końca odpowiedzieć. Czuła tylko, że chociaż dobrze wie, to jednak wszystko jest nie tak.
W łazience zapiszczał kurek, rury zawtórowały w pieśni oporu. Plusk rozgromił ciszę. Wanna zaczęła się napełniać. Wanna. Moss zdławiła ponury śmiech i spoglądała przez chwilę na strumień. Ciężki, masywny, ostry. Najmocniejszy, jaki tylko się dało stworzyć w tej starej kamienicy. W szumie odnalazła pół minuty zbawienia. – Jestem. Nie mogę być niepewna, Bel – odpowiedziała raczej spokojnie. Sięgnęła po eliksir wystawiony na łazienkowej szafce. Czekał tam na nią. Przez chwilę ważyła w dłoni fiolkę. Porcja przygotowana dla niej przez Frances. Na wszelki wypadek, odmierzona dokładnie, pewnie była miksturą równie perfekcyjną jak sama alchemiczka. Wyłapała niemy znak od Belviny. Zatem to już. Odkorkowała eliksir i przystawiła do ust. Nie myśląc o niczym, spijała kolejne krople. Teraz już nie było drogi odwrotu. Na otwartej dłoni ułożyła puste szkiełko. – To chyba był początek lipca, tak myślę - odpowiedziała nieco pokracznie, a chłód wspiął się po ramieniu. – Co dalej, Bel? Powinnam wejść do tej wody? Sprawdzisz.. sprawdzisz potem, czy to zadziałało? – pytała, a w pewnej chwili głos jej się złamał. Odwróciła spojrzenie od przyjaciółki. Rozpięła dwa guziki sukienki. Wiec tak to miało wyglądać? Więc to już za chwilę?
Nie zapytała, czy zaboli. Już bolało. Jeszcze przed pierwszą kroplą.

wypijam eliksir Rue z mojego ekwipunku
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Dziura w ścianie [odnośnik]11.03.21 23:36
W milczeniu spoglądała w równie ciemne oczy przyjaciółki, łapała drobne zmiany w mimice, a które zdradzały więcej niż mogły słowa. W takich chwilach ciężko było mówić szczerze i lekko, atmosfera była na to za ciężka. Przez ulotną chwilę powróciła myślami do pierwszego razu, kiedy przytknęła do ust fiolkę z rue, przypomniała sobie uważne spojrzenie Cassandry i własną łzę spływającą po policzku, której wilgotne widmo pozostało na skórze, nawet długie godziny później. Nie widziała wtedy innego wyjścia, była za młoda na dziecko, za młoda na odpowiedzialność, jaką za sobą to niosło i zdecydowanie zbyt przestraszona perspektywą przyznania się do swego stanu temu, który był ojcem. Z perspektywy czasu wiedziała, że ten los miałby szczęśliwe zakończenie, że dałaby radę, lecz mimo to nie żałowała swoich decyzji. W końcu każda determinowała tym kim była oraz gdzie była w danej chwili i miała nadzieję, że Moss również za parę lat nie zacznie żałować. Nieodwracalność decyzji była jej na pewno znana, eliksir był zwyczajną trucizną, którego nie dało się już zatrzymać, gdy dostawał do organizmu. Siał spustoszenie, większe bądź mniejsze, zabijał jedno lub dwójkę, bądź pozostawiał przy życiu oboje. Ostatni przypadek był jej dotąd nieznany z doświadczenia, prędzej z plotek wypowiadanych między uzdrowicielami. Westchnęła cicho, ledwie słyszalnie, gdy usłyszała, co się wydarzyło.
- Uważaj na siebie, Phili. Nie dawaj się takim palantom.- nie chciała, aby dziewczynie coś się stało czy z to z powodu nieporozumienia czy działań, które mogły sprowokować, a których jeszcze nie usłyszała.- Dobrze, że chociaż szybko wypuścili.- wolała pozostawić bez komentarza, ów niespodzianki. Mogła się ich tylko domyślić, a chwilowo wolała skupić myśli na priorytecie. Nie wiedziała, czy później porozmawiają o tym, czy o czymkolwiek, bo wszystko zależało od przebiegu najbliższych godzin i samopoczucia dziewczyny po wszystkim. Podążyła za nią niespiesznie, trzymając się o dwa kroki z tyłu, ukrywając cień zdenerwowania, który odczuła niespodziewanie. Spojrzała w kierunku wanny, gdy z kranu poleciała woda, stopniowo coraz cieplejsza, aż do temperatury, której potrzebowały. Przysiadła na krawędzi wanny, unosząc spojrzenie na Moss.- Masz rację- odparła na zapewnienie. Musiała mieć pewność, aby w najgorszym momencie nie zacząć sobie tego wyrzucać i wątpić. Skupiła wzrok na fiolce, którą wzięła przyjaciółka, zawartość kolorystycznie wyglądała standardowo, więc nie wątpiła, że eliksir jest tak silny, jak powinien. Łapiąc kontakt wzrokowy, skinęła lekko głową. Zrób to. Obserwowała z uwagą, jak mikstura znika, jak każda kropla znika, aż pozostaje pusta fiolka. Przekalkulowała szybko tygodnie, wyciągając niezbyt wesoły wniosek. Późno, trochę późno, lecz nadal łapało się to w granicach, gdy bez konsekwencji podawało się truciznę.- Powinnaś zrobić to wcześniej, ale to nic. Będzie dobrze.- wszystko miało być schematyczne, teraz na nic innego nie mogła pozwolić. Emocje musiały zejść na dalszy plan.
- Poczekaj, aż wanna napełni się wodą. Mamy jeszcze chwilę, zanim zacznie działać, zwykle trwa to około godzinę, ale możesz śmiało wejść szybciej. Spróbuj się rozluźnić.- mówiąc to zsunęła z nadgarstka gumkę do włosów, by po chwili upiąć ciemne fale w koka. Nie chciała, aby kosmyki przeszkadzały jej przez ten czas.- Sprawdzę, oczywiście, że sprawdzę.- zapewniła ją, podnosząc się wolno na nogi i na krótki moment sięgnęła ku jej dłoni, którą ścisnęła delikatnie. Była tu dla niej, zamierzała zrobić wszystko, aby koniec był taki, jak powinien, chociaż nie miał być przecież szczęśliwy, nie mógł być.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Dziura w ścianie [odnośnik]13.03.21 22:54
Zielona mikstura miała gorzki, wyraźny smak. Rozlał się po języku i przełyku Philippy. Nie wydarzyło się nic, przynajmniej w pierwszych kilku minutach od wypicia. Po kwadransie pojawił się pierwszy skurcz w podbrzuszu — niezbyt silny, z pewnością irytujący i nieprzyjemny, sprawiający, że dziewczyna mimowolnie spięła mięśnie całego ciała. Za nim pojawił się kolejny i jeszcze następny, a każdy był coraz silniejszy. Woda zabarwiła się szkarłatem, w Moss wstąpiły zimne poty. Skurcze były coraz częstsze i coraz silniejsze, aż w końcu stały się wyjątkowo bolesne; w ich trakcie Philippie drętwiały palce u stóp; krople potu zrosiły jej czoło i skronie.
Trwało to dłużej niż godzinę, okres zażycia eliksiru był stosunkowo późny. Moss straciła wiele krwi, kiedy skurcze ustały była osłabiona i wykończona. Pojawiło się w niej coś jeszcze — przerażające uczucie pustki i niepokoju. Nie wiedziała skąd się wzięło, nie wiedziała jak się go pozbyć. Ogarnęło ją całą, wraz z nieprzyjemnymi dreszczami. Belvina, jako doświadczona uzdrowicielka wiedziała, że Moss potrzebuje pomocy po krwotoku, ale kiedy jej go udzieli, jej życiu i zdrowiu nie będzie zagrażało niebezpieczeństwo. Krwiste ślady miały pojawiać się jeszcze przez okres dwóch tygodni — Blythe wiedziała, że w tym czasie każda aktywność seksualna może skutkować niebezpiecznym zakażeniem.

| Philippa traci 50 punktów żywotności z powodu krwotoku, ciąża została przerwana i usunięta z karty postaci. Ból w podbrzuszu, podobnie jak krwawienie będzie się pojawiać sporadycznie do drugiej połowy października. Po tym czasie będzie możliwość ponownego zajścia w ciążę. Mistrz gry nie kontynuuje rozgrywki.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dziura w ścianie - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dziura w ścianie [odnośnik]18.03.21 0:49
Głośny strumień przepełniał wnętrze białej wanny wodą. Para rozpływała się po ciasnym pomieszczeniu, osiadając pod postacią mglistej wilgoci na ścianach, zamazała obraz w pękniętym lustrze, ale może to i dobrze. Philippa nie chciała widzieć swego przerażonego spojrzenia, ani też rozgniatanej bólem pewności. Opadały kolejne warstwy ubrania, aż w końcu pozostała zupełnie naga i bosa. Spojrzenie mimowolnie pomknęło w dół, do pępka, do płaskiego jeszcze brzucha, za którym podobno kryć się miało życie. Wydawało jej się, że czuje jego obecność. Wszelkie oznaki z ostatnich dni pozostawały nadzwyczajnie wyraźne. Skóra na ciele pokryła się gęsią skórką, chociaż łazienkę wypełniło ciepło. Gorąca wanna oczekiwała jej. Tamtego dnia, tamtego dnia z Francisem i Johanatanem woda była zimna, bo walczyli z ciepłem. Dziś podpiekające fale, bez mydlin, bez pienistych gór dokończyć miały to, co rozpoczęła mikstura. Na moment wstrzymała oddech, a potem popatrzyła na przyjaciółkę. Jak dobrze, że czuwała. W nieświadomych próbach dławienia własnych, faktycznych odczuć Philippie było trudno pojąć, jak naprawdę mogła się teraz czuć. To nie było lekkie, nie było łatwe i miłe. To była groza, z której jednak mogła jakoś wyjść. Beznamiętnie spoglądała na nią, gdy padło upomnienie. Nie wiedziała wcześniej, nie zastanawiała się nad tym, nie spodziewała się, że kiedykolwiek się jej to przytrafi. Choć z drugiej strony prowadziła życie pozbawione miłosiernej cnoty i dobrej maniery. Wielu upatrywało w niej dziwkę, ladacznicę, wielu spodziewało się, że upadnie. Nie mogła jednak. Zamierzała to przetrzymać. Nie uronić łzy, nie zasypiać w smutku. Czy to możliwe? Diagnoza Blythe uspokoiła ją wyraźnie. Powoli, ze zrozumieniem opowiadała jej o kolejnych krokach, a potem złączyła ich palce w solidarnym geście. To sprawiło, że Philippa poczuła się silniejsza, poczuła, że ktoś naprawdę nad nią czuwa i nie utonie wkrótce w wannie z własną krwią. W milczeniu pokiwała głową, dając jej znak, że rozumie. Lekko ścisnęła te palce, a potem weszła do gorącej wody i skuliła się na dnie wanny. Podwinęła kolana pod brodę. To już. Pozostało tylko czekać. Ciepło nijak nie dodało jej otuchy, ale nawet o nią nie poprosiła. To, co miało nadejść, nijak nie łączyło się z błogim odczuwaniem. Już w pierwszych minutach, bez zaskoczenia, pojęła, że nie było mowy o rozluźnieniu. Mokrymi palcami przesunęła po sinych nieco ramionach. Przymknęła na moment oczy.
Ścisnęła mocniej usta, ukłute od środka ciało zatrzęsło się. Mdłe spojrzenie objawiło pierwsze uderzenie bólu. Po nim nastąpiło kolejne i jeszcze kolejne. Wewnątrz rodziły się rany, rozlewała się tortura, która ugasić miała to kiełkujące, małe życie. Okrutne skurcze promieniowały wstrętnym dreszczem od brzucha aż po końcówki palców. Próbowała poszukać dobrej pozy, wybawić się od udręki, odnaleźć własną metodę, która ukróciłaby ten stan. Nie było to możliwe. Mętnym spojrzeniem przyjęła widok barwiącej się czerwienią wody. To dobry znak, eliksir działał. Wciąż się trzęsła, nieco głośnymi oddechami toczyła bój z rozpruwanym ciałem. Skroplone czoło, wilgotne włosy i odrętwiałe kończyny. Przez chwilę zdawało jej się, że nie wie, gdzie jest, nie pojmuje, jak daleko stąd wypłynęła. Albo że tonie, a rozcięte na milion kawałków ciało rozsypuje się między falami. Woda nieco ostygła, choć nie minął ból. Ułożyła głowę na wysokiej ścianie wanny. Zimna powierzchnia objęła rozgrzaną twarz. Trucizna pożerała ją od środka. Bezczucie pośród krzykliwych emocji okazało się trudniejsze, bardziej zdradliwe od fizycznej tortury. Nie dała się wpędzić w pułapkę wątpliwością, nie dała się żadnej łzie. Zaciskała wciąż usta, gniotła myśl za myślą. Walczyła. Dawno zgubiła się w czasie i przestrzeni, nie poszukiwała Belviny, nie przeliczała odcieni światła przemieniających się za małym oknem.
Czuła pustkę, czuła lęk. Wiotkie kolana upadł, kiedy nogi się wyprostowały i zatonęły w szkarłacie. Patrzyła tępo w kawałek łazienkowej przestrzeni, słabła, rozluźniały się sztywne ramiona. Wilgotne kosmyki przysłoniły jej oczy, ale nie siliła się, by jakkolwiek temu zaradzić. Wykończona opadła w tej wannie. W tej wielkiej wannie, w której wszystko się zaczęło. I miało skończyć.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Dziura w ścianie [odnośnik]01.04.21 18:47
Cisza coraz okrutniej osiadała w pomieszczeniu, przerywana dźwiękami otoczenia, lecz nie słowami, które przestały padać między nimi. Wiedziała, oh, bardzo dobrze wiedziała, że nie był to już moment, aby mówić cokolwiek. Znała schematyczność tego, co wydarzy się zaraz i w jakimś stopniu przedstawiła to również przyjaciółce, która podjęła już decyzję, robiąc krok na drodze bez odwrotu. Czas zaczął płynąć, zachłannie pożerać minuty odkąd fiolka stała się pusta, porzucona w umywalce i zwiastowała to co nieuniknione. Kontrolowała wszystko na tyle na ile mogła, zamierzając przeprowadzić Moss przez całość, a później dać jej odpocząć, kiedy organizm będzie potrzebował spokoju i zbawiennego snu. Philippę czekało kilka cięższych dni, chociaż i tak najgorszy miał być jutrzejszy, lecz tego nie chciała jej mówić. Krótki dotyk, łagodny chwyt dłoni były obietnicą złożoną w ciszy, spojrzeniami składana deklaracja miała wydźwięk tym większy. Kąciki jej ust uniosły się w smutnym uśmiechu, gdy poczuła mocniejszy uścisk, smukłych palców i zobaczyła to lekkie skinienie głowy. Zaskakujące, jak dobrze rozumiały się, gdy obie decydowały się milczeć, a gestami zdradzać o wiele więcej niż najpewniej w tej chwili potrafiły powiedzieć. Tego zawsze jej brakowało u innych osób, kiedy nie musiałaby wielu myśli ubierać w słowa. Obserwowała ze spokojem, kiedy Philippa weszła do gorącej wody, przekraczając ostatnią granicę i rozpoczynając oczekiwanie. Wiesz, co cię czeka? Jak bardzo boli, gdy ciało odrzuca nowe życie? Jak pęka psychika na te kilka chwil zdających się jednak wiecznością? Przykro mi, Phili.
Przysiadła na krawędzi wanny, odliczając w myślach kolejne sekundy, minuty i zamierając z zamkniętymi oczami, gdy usłyszała mocniejsze poruszenie w wodzie. Pierwsze ukłucie boli najbardziej, kolejne po prostu bolą, bo muszą. Odetchnęła cicho, skupiając ciemne tęczówki na dziewczynie i pochylając się odrobinę nad nią. Zamykając palce na ohii, szeptała zaklęcia, które miały uśmierzyć ból, sprawić, by stał się znośniejszy, ale pamiętała dobrze, że ta konkretne trucizna jest zdradliwie oporna, jakby nic, co zwykle działało, nie miało jednak wpływu na nią. Dlatego nie miała pewności na ile podjęte próby, okazały się skuteczne. Pilnowała, aby drobne ciało poruszane mimowolnymi spazmami nie zsunęło się pod taflę wody, która nieubłaganie przyjmowała czerwoną barwę. Zebrała mokre kosmyki włosów z czoła dziewczyny, aby jej nie przeszkadzały, chociaż były najpewniej ostatnim zmartwieniem.
Oparła dłoń w której nadal spoczywała różdżka na kolanach, palcami drugiej dotykając czoła i szyi przyjaciółki. Nie była rozpalona to dobrze. Odetchnęła cicho, próbując odepchnąć emocje i wręcz machinalnie podnosząc się z krawędzi, spuściła zabarwioną krwią wodę, by raz jeszcze napełnić wannę wodą, a w międzyczasie usunęła wszystkie ślady po tym do czego dziś doszło. Czekała cierpliwie, aż Moss wróci do siebie, gdy znów stanie się kontaktowa. Nie poganiała, nawet o tym nie pomyślała dając jej czas, ile tylko potrzebowała. W końcu pomogła dziewczynie wyjść z wanny, ubrać się i dotrzeć do łóżka, bo to w nim powinna spędzić najbliższe godziny. Skierowała znów różdżkę na Moss.- Ignominia.- wypowiedziała spokojnie, chcąc najpierw zaradzić coś na ból, który nie był fizyczny, lecz również dokuczliwy. Poza tym chciała, aby Phili rozluźniła się, poczuła się lepiej.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Dziura w ścianie [odnośnik]01.04.21 18:47
The member 'Belvina Blythe' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 18
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dziura w ścianie - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dziura w ścianie [odnośnik]04.04.21 22:51
Wewnątrz nie było już koła ratunkowego. Ciepło pętało ciało, domagając się tej krzywdy, na którą świadomie je skazała. Bo to ta jedyna droga. Początek miesiąca, początek milczenia, które odmienić ją wkrótce miało całą. Od środka brzucha, przez kończyny, spojrzenia i myśli. Zatapiała się pozbawiona podejrzenia, jak potężny to będzie ból, jak potężna będzie to strata. Przecież mogłaby to zrobić, zachować sen, ukołysać go, przeczekać zimę, a potem wyprowadzić na letnie słońce. Żywe stworzenie, marzenie, pragnienie, dziecko. Mogłaby, ale wiedziała, że nie zniosłaby jego łez, jego sierocego przeznaczenia, wrzucenia niewinności w wojnę, w ogień w chwiejący się dom i w ramiona nieprzygotowanej matki. Matki, która nigdy nie była córką. Bez ojca, bez tego wszystkiego, co powinno mieć dziecko – bez obietnicy opieki. Nie mogła. Zasługiwało na wszystkie skarby świata, na uwagę, na ciepło, na spojrzenia, na miłość, której nie potrafiłaby mu teraz dać. Stąd ból, stąd przymus, stąd trzy łyki trucizny i czerwień wchłaniająca resztki czystości. Plugawiąca, bezwzględna, mordercza. Wydzierała z niej energię, gniotła życie, oddzielała dwa istnienia. W torturze, którą musiała przełknąć.
Nie spodziewała się dwóch ukłuć i kilku nieprzyjemnych dreszczy. Ten proces był przeciągającą się krzywdą. Nie mijał tak po prostu, nie wybawiał jej z udręki, nie oczyszczał z chwili zapomnienia. Gdy wciskała czoło w zimne krawędzie wanny, gdy wgniatała ciało własnym ciałem, wcale nie czuła się lżejsza, nie myślała, że to droga do wybawienia. Jak coś, co po prostu musi się stać, by mogła dalej iść.
Nie.
W przeciągających się minutach straciła poczucie obecności Belviny, straciła stałość ścian i nieruchomość podłóg. Wanna zaczynała się kołysać, a ciało wyginało się w przykrości, które przecież nigdy nie powinny się zdarzyć. A jednak twarze bab i kmiotów z doków tak łatwo mogły jej przypisać takie historie, taki grzech. To jej, to dla niej, to ta ladacznica. Wanna. W wannie krew, a w niej postać wiercąca się po ciasnej przestrzeni, jakby potrafiła wyłowić się z tej męki, jakby mogła wynurzyć się i poczuć ulgę – wcale nie. Szkarłatne krople zraszały ciało. Znajdowały się wszędzie, wpływały między oczy, mazały się po plecach, wdychały zaklęty we włosach zapach tawerny. Skulone życie nie mogło się ułożyć, bo żadna poza nie była właściwa. Więzione w falach bólu ciało drżało, wpędzało w ruch zagięte kończyny, wzburzało opuszczoną ciężko głową. Cierpiała, ale o wiele bardziej w duszy, kiedy godziła się na koniec, gdy grzebała przebudzoną o złej porze szansę, gdy ostatni raz wyliczała za i przeciw. To nic, że nie można było wrócić. Karmione czerwonym napojem lęki, ożywione wizje śmierci i przegranych marzeń stawały się materialne, zadawały prawdziwe ciosy – tak dalekie od skurczów i ukłuć zmuszających ciało kobiety do nienormalnego telepania.
Żegnała je, kołysząc się na boki, żegnała, przykładając dłoń do jeszcze przez chwilę ciepłego brzucha. Wcale nie było łatwo, wcale nie robiła tego tak po prostu.
Nie pamiętała o jej obecności. Odlatujące powieki, pod nimi wygaszone oczy. Gniotła kolana, podciągała się do wilgotnych ścianek wanny. Nie było powrotu, choć istniał gdzieś tam czuwający przyjaciel. W katuszach przełykała kolejne minuty, wyczekując końca i jednocześnie odkładając ten koniec jak najdalej. Co potem? Kim będzie potem? Nie odczuła dotyku przy czole, troskliwych palców, obiecujących, że razem wydostaną się stąd, że nie będzie musiała wychodzić sama. Że istniało coś dalej. Philippa wierzyła, że dokonuje słusznego wyboru, że nie pozwoli, by jakiekolwiek istnienie z jej winy przeżywało dokładnie to, z czym przez wiele lat walczyła. W samotności, w pustce.
Pierwszy dzień miesiąca. Jesień. Umierające natura, blednące kolory, rosnący smutek. Nie wyłapała ulatującej czerwieni i nowego ciepła. Gdy powoli wygasał ból, zdawało jej się, że nie pamięta niczego, co wydarzyło się minutę temu. Drgnęły ostrożnie powieki, przez szparę podglądała znajomy kawałek łazienki. Napięcie w ciele wcale nie złagodniało, choć czuła, że opary cierpienia powoli odpuszczają, rozpływają się, mniej widoczne, mniej krzywdzące. Przez chwilę jeszcze gościła tę ciszę i pustkę, nie domyślając się jeszcze wtedy, że ta pozostanie na dłużej. – Już koniec – pytanie, odpowiedź, wątpliwość – coś wydostało się z ust, boleśnie i ochryple. Potem przyjęła tę falę łagodności, miły płaszcz wytryskający z różdżki uzdrowicielki. Było lżej, spokojniej i łatwiej. Powoli odetchnęła, głęboko. Nigdy nie czuła się gotowa na to rozstanie, na taki los. Ból wcale nie był najgorszy, bo po nim zaczynało ją pętać uczucie o wiele gorsze. Na szczęście Blythe nie pozwoliła, by zaczęło ją dusić. Phils ostrożnie uniosła głowę i odważyła się poszukać jej oczu. Co dalej?
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Dziura w ścianie [odnośnik]07.04.21 17:44
Decyzje zapadły, a ona nie miała powodów, aby je kwestionować. Była ostatnią osobą, która mogła odwodzić Moss od takiego kroku. Wiedziała przecież, co dzieje się w głowie, jakie myśli przychodzą i odchodzą, gdy trzeba skonfrontować się z rzeczywistością. Kiedy nie widzisz siebie w roli matki, kiedy wiesz dobrze, że nie sprezentujesz maleństwu życia lepszego, niż masz obecnie i nie zapewnisz wszystkiego, co tylko potrzebuje. Rozumiała to nad wyraz dobrze. Dlatego trwała w ciszy, pozwalając Philippie przeżywać tę katuszę, bez słów rzucanych w przestrzeń, by odbijały się od ścian nie docierając do tej, która zapadała się we własnym bólu. Zamiast tego szeptała zaklęcia, a im dłużej to robiła tym mniej miała pewności dla kogo to robi… dla Niej czy dla Siebie, by ukoić własny ból, jaki teraz odezwał się echem we wspomnieniach. Rue, krew i ciężka atmosfera budziły to, co wydawało się, pogrzebała głęboko poza granicami świadomości. Z perspektywy czasu nie żałowała, podobnie jak wtedy, ale ta specyficzna skaza pozostawała w umyśle, gorsza niż fizyczna blizna, którą można była oglądać raz za razem w lustrze. Skupiła ciemne tęczówki na przyjaciółce, gdy ta odezwała się. Głos był inny, naznaczony wysiłkiem i wyczerpaniem, ale wszystko poszło zgodnie z tym, co przewidywała nawet jeśli krwotok okazał się nieco silniejszy. Wiedziała, jak go zatrzymać, ograniczyć na tyle, aby Moss nic nie zagrażało i to też zrobiła. Była w końcu uzdrowicielką, stykała się z nie jednym przypadkiem obrażeń czy komplikacji, potrafiła działać skutecznie i sprawnie.- Już koniec.- szepnęła w potwierdzeniu, cichym zapewnieniu, że więcej bólu nie przyjdzie dziś poczuć dziewczynie. Teraz musiała uporać się z czymś innym, a na to potrzebowała zdecydowanie więcej czasu. Wypuściła cicho powietrze z płuc, gdy zmieniły otoczenie, gdy z zasięgu wzroku zniknęły zimne kafelki, małej łazienki. Sypialnia była bezpieczniejszym otoczeniem, koiła nerwy obiecując spokój. Pociągnęła powoli kołdrę na drobne ciało, by Phili otuliło ciepło, bez wątpienia potrzebne osłabionemu organizmowi. Mogła sięgnąć po kolejne zaklęcia, szukać w nich pomocy, lecz miała świadomość, że wszystko czego potrzebowała dziewczyna to odpoczynek i sen. Uśmiechnęła się minimalnie, kiedy ich spojrzenia spotkały się, a to potwierdzało, że rzucone przed chwilą zaklęcie spełniło swą rolę, uspokajając myśli i wprawiając w przyjemny stan, który przyćmiewał ostatnią godzinę lub kilka.
- Musisz odpocząć. Zostań w łóżku do jutra, postaraj się wyspać.- poradziła delikatnie, ponownie wyciągając dłoń, aby dotknąć czoła i szyi Moss, upewniając się, że ciało nie reagowało gorączką.- Ktoś do Ciebie przyjdzie? Powinnaś mieć kogoś obok… mogę zostać, ile tylko potrzebujesz.- wolała, aby ta nie pozostawała sama, nawet jeśli nic złego nie groziło jej po użyciu Rue.
Odczekała chwilę, dała jej odetchnąć jeszcze moment, będąc jedynie obok dla wsparcia, dla poczucia, że mogła na nią liczyć. Dopiero po kilku minutach uniosła różdżkę jeszcze raz, aby dla pewności wyszeptać inkantacje jednego z zaklęć magii leczniczej.- Curatio Vulnera Maxima.- pokierowała ohię nad podbrzuszem dziewczyny. Zaklęcie leczyło zranienia, rany, wspomagało gojenie i nawet jeśli miało być bezużyteczne teraz, niczemu nie szkodziło rzucone.

| zt

[bylobrzydkobedzieladnie]



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.



Ostatnio zmieniony przez Belvina Blythe dnia 08.08.21 2:19, w całości zmieniany 1 raz
Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Dziura w ścianie [odnośnik]09.04.21 17:44
Niosła jej ulgę, nie pozostawiała tutaj samej. Leczyła magią, leczyła przyjacielską obecnością. Choć Moss wyszła z ciała, choć duch pofrunął w którymś momencie gdzieś daleko, daleko poza krwawą wannę, wciąż jej potrzebowała. Zaciskające się palce odpuszczały, spięte i wymęczone ciało zaczynało poddawać się uldze. Nie myślała o otoczeniu, oddała to Belvinie. Godziła się, żegnała, poczekała, aż upłyną resztki bólu, aż poczuje, że to małe życie zniknęło całkiem. Wrażenie takie jednak miało być wyłącznie pozorne, bo już teraz wiedziała, że wspomnienie, uczucie tego życia w niej nie uleci gdzieś tak po prostu, że pozostanie z nią o wiele, wiele dłużej. Może już nigdy o nim nie zapomni.
W słowach uzdrowicielki znalazło się potwierdzenie. Jej głos jak echo pociągnął wątpliwość i poszukiwanie ciągu dalszego, choć to jedno zdanie zdołało przekształcić w ostateczność. Uwierzyła jej, powoli wracała do siebie, choć zszokowane, powyginane i skurczone w udręce ciało nie umiało się samo złożyć do właściwiej pozy. Potrzebowała jej ramion i instrukcji, pokierowania od punktu do punktu. Co teraz robić? Gdzie ono było? Kim ona się właśnie stała? Gdy wchodziła do bali z wodą, maleństwo żyło, gdy wchodziła przez chwilę jeszcze trwała w tej nieprzysługującej jej nigdy roli matki, z możliwością zyskania czegoś, o czym naprawdę nie ośmielała się śnić, czegoś, na co nigdy nie zasługiwała. A teraz wydostawała się z wilgotnej przestrzeni jako ta sama osoba, ale umniejszona, pozbawiona tamtej cząstki, drżąca ze strachu. Przyczepiła się do jej słów, do spokojnego zapewnienia. Przetrwała, choć odniosła niemierzalną stratę. Wypicie trucizny nie było łatwe i pozbawione refleksji, choć wielu obserwatorów mogłoby na pierwszy rzut oka stwierdzić, że takie jak one łykały Rue jak landrynki. Że znów i znów torturowały ciało, niszcząc każdy zalążek życia. To mylne wrażenie, to kłamstwo, podłe oskarżenie, dalekie od tego, co czuła, w co wierzyła naprawdę. W szeptach myśli powielała tylko obietnicę, że nigdy więcej tego nie zrobi, że nigdy nie pozwoli sobie na takie niedopatrzenie, że nigdy…
Nie pamiętała, jak dotarły do sypialni, nie pamiętała korytarza, żadnego kroku albo chłodu próbującego opatulić boleśnie skórę. Wszystko wydawało takie obce, rozmyte. To wciąż jej dom? Miejsce krzywd? Ciepło zaczęło napływać powoli do wyziębionego, wzruszonego ciała. Woda była gorąca, ale zdawała się ochładzać wtedy drastycznie szybko. Gdy odzyskała przytomne odczuwanie, gdy na nowo skupiła się na wrażeniach, tonęła w chłodzie, a skóra robiła się zimna i sina. Blythe opatulała ją, pilnując, by organizm wrócił do dawnej mocy, by rany spróbowały się powoli zagoić. Pod kołdrą zatrzęsła się gwałtownie. Spojrzenie było tak mętne i nieobecne. Nie miała ochoty na słowa, choć chciałaby jej podziękować za troskę, za podarowaną opiekę i leczenie. Zdania jednak blokowały się gdzieś w gardle, były na tyle bezkształtne, że ostatecznie wygrała cisza. Wtedy nie wiedziała, że ta cisza zostanie z nią od tego czasu jako wierna towarzyszka, dość upierdliwa, błądząca za ciałem jak cień. Czar przyjaciółki zniwelował wrażenie przewiercanych na wylot wnętrzności, uśpił kłuty brzuch, posmarował znieczuleniem. Potrzebowała już tylko usnąć, wyłączyć się, a potem przebudzić tak, jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że to niemożliwa prośba, nieosiągalny stan.
– Spróbuję – powiedziała mdło, nieco ochryple. Zostać w łóżku. Nie pracować, nie ruszać się, odpoczywać. A Parszywy? A przetwórnia ryb? A wszystkie te rzeczy, które wciągały ją w siebie? Przyjęła kontrolny dotyk jej dłoni, choć na te gesty nagle stała się znieczulona. – Zostań jeszcze trochę. Johnatan powinien niedługo wrócić – mówiła cicho, trochę sennie. Myślała też, by napisać do Rain, by porozmawiać z Keatonem choćby przez to lusterko. Niewiele było osób, którym mogłaby się przyznać, których tak bardzo teraz potrzebowała. Chciałaby mieć ich tu blisko, chciałaby dać im znać. Na razie jednak była w stanie wyłącznie poprosić o nią, o tę dłoń przy jej dłoni i czujne oczy. – Dziękuję – mruknęła jeszcze i złapała jej spojrzenie. Nie zostawiaj mnie.


zt
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Dziura w ścianie
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach