Kuchnia
AutorWiadomość
kuchnia
Kuchnia to niezaprzeczalnie serce tego domu. To właśnie tutaj domownicy spędzają najwięcej czasu gotując, jedząc lub po prostu przesiadując przy niewielkim okrągłym stoliku ustawionym w kącie pomieszczenia. Najczęściej piętrzą się na nim różne książki i bibeloty, ale nikomu zdaje się to nie przeszkadzać. Na samym środku lubi ułożyć się jeszcze kot. W kuchni zawsze jest ciepło, a unoszące się w powietrzu zapachy wywołują burczenie w brzuchu.
Z trudem przełykała londyńskie powietrze, ciągle pachnące pożogą. Widok tego miasta ostatnio wywoływał uczucie bólu tamtej okropnej nocy. Nie sądziła dotąd, że miejsce tak bliskie i tak codzienne okaże się ich cichym piekłem. Chciałaby cofnąć to wszystko. Wrócić do punktu zero, gdzie to wszystko się rozpoczęło, zapomnieć o wszystkim co się stało. Choć przez chwilę znów pozwolić sobie na oddech czy prostą zabawę. Ale teraz... Teraz przechodziła przez trudny czas zmian i potrzeby naprawdę szybkiego rozwoju. Nie chciała stać w miejscu, kiedy świat praktycznie codziennie zupełnie się zmienia. Dlatego musiała znaleźć sposób, by być lepszą i silniejszą, wymagając od siebie coraz więcej i więcej, goniąc wszystkich tych, których podziwiała, najczęściej widząc tylko ich plecy. Zero wytchnienia, zero sił. I martwiła się o niektórych swoich bliskich. Dawno nie słyszała wieści od Samuela, jej siostry dawno się nie odzywały, Constance bardzo zacieśniła opiekę nad swoimi dziećmi, nie pozwalała im wychodzić nigdzie, nawet do Hogsmeade w trakcie nauki w Hogwarcie. Wszyscy byli ostrożni. A Marcella była tutaj. Trochę niepewna, trochę speszona, trochę nie wiedziała od czego zacząć. No, na pewno miała jakiś temat na rozpoczęcie, przede wszystkim spędziła wieczór na pieczeniu ciasteczek. Małych ciasteczek poprzecinanych w podłużne paski, z ciasta półkruchego, ozdobionego odrobiną czereśniowej konfitury. Byłoby jej głupio przychodzić do zupełnie nieznajomej osoby w gości bez jakiegoś podarunku. Jeszcze przed wyjściem obsypała ciasteczka cukrem pudrem, żeby nie stopił się z dżemem i wyglądał jak delikatny, pierwszy wiosenny śnieg. Wyszło oczywiście idealnie, bo Marcella naprawdę uwielbiała piec. Zwłaszcza wypieki znane jej od lat dzieciństwa, typowo szkockie wypieki Parkinów, uczone przez jej babcię, dzisiaj już niemal wiekową kobietę. Tackę ze słodyczami zapakowała w papier i właśnie w taki sposób pojawiła się przed drzwiami pani Bott. Nigdy nie sądziła, że ją pozna... Jednak najwyraźniej los chciał trochę inaczej. Drzwi zostały jej otwarte, a młoda dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie. - Dzień dobry... Pani Bott? - dopytała na wszelki wypadek. - Jestem Marcella.
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji. Mugolska część jej rodziny również przeżyła wojnę, co odbijało się echem w okresie jej dzieciństwa. Nie sądziła, że sytuacja polityczna w magicznym świecie tak się pogorszy, chociaż wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły, że tak właśnie się stanie. Martwiła się o swoich bliskich o wiele bardziej niż zazwyczaj, chociaż próbowała sobie wmówić, że Botta nic złego nie dotknie. Starała się żyć na tyle normalnie na ile było to możliwe. Wstawała rano jak zazwyczaj i udawała się do pracy, próbując nie zauważać zmian, których jednak nie zauważyć się nie dało. W domu natomiast zmuszała się do wesołych pogawędek z mężem, żeby całkiem nie oszaleć.
Dzisiaj miała dzień wolny, dlatego postanowiła go wykorzystać na wiosenne porządki. Krzątała się od rana po domu, celowo unikając używania magii. Ścierała kurze, zamiatała podłogi, myła okna. Te proste czynności pozwalały jej oderwać myśli. W końcu opadła zmęczona w fotelu, więc włączyła sobie radio i złapała za najbliżej leżącą książkę. Co jakiś czas zerkała na wiszący zegar, dobrze pamiętając o dzisiejszym spotkaniu. Co prawda Bertie wspomniał o nim poprzedniego wieczora, ale Samanthcie wyjątkowo to nie przeszkadzało. O numerologii mogła rozmawiać o każdej porze dnia i nocy, poza tym cieszyła się, że pozna kolejną znajomą swojego syna. Lubiła wiedzieć z kim się zadaje, chociaż już dawno minęły czasy, kiedy mogła to kontrolować.
Wreszcie w domu rozległ się dźwięk pukania. Sam zamknęła czytaną książkę, zapominając o zaznaczeniu strony, i podeszła do drzwi. Malcolm pewnie by ją upomniał, żeby ich nie otwierać tak odważnie, ale nie chciała popadać w paranoję. - Tak, to ja - uśmiechnęła się do młodej dziewczyny, która stała w progu. - Proszę, wejdź, Marcello - wpuściła ją do wyjątkowo czystego (jak na Bottów) przedsionka, od razu kierując swoje kroki do kuchni. - A co to takiego? - Zapytała, kierując wzrok na paczuszkę, którą dziewczyna trzymała w rękach. Jednocześnie wskazała jej miejsce przy okrągłym stole, który pomimo porządków był zawalony książkami, papierami, zdjęciami, i innymi mniej oczywistymi przedmiotami. Samantha szybko zgarnęła część z nich, żeby miały więcej miejsca na naukę. - Napijesz się czegoś? - Szybko poszła nastawić wodę na herbatę zanim w ogóle uzyskała odpowiedź. Dla niej herbata była stałym elementem dnia, którego po prostu nie mogło zabraknąć. - Mam nadzieję, że dotarłaś tutaj bez problemu. Bertie nigdy nie był dobry w opisywaniu gdzie mieszka - doskonale pamiętała sytuacje, kiedy jego znajomi błądzili gdzieś po okolicznych pagórkach, nie mając pojęcia gdzie iść dalej.
Dzisiaj miała dzień wolny, dlatego postanowiła go wykorzystać na wiosenne porządki. Krzątała się od rana po domu, celowo unikając używania magii. Ścierała kurze, zamiatała podłogi, myła okna. Te proste czynności pozwalały jej oderwać myśli. W końcu opadła zmęczona w fotelu, więc włączyła sobie radio i złapała za najbliżej leżącą książkę. Co jakiś czas zerkała na wiszący zegar, dobrze pamiętając o dzisiejszym spotkaniu. Co prawda Bertie wspomniał o nim poprzedniego wieczora, ale Samanthcie wyjątkowo to nie przeszkadzało. O numerologii mogła rozmawiać o każdej porze dnia i nocy, poza tym cieszyła się, że pozna kolejną znajomą swojego syna. Lubiła wiedzieć z kim się zadaje, chociaż już dawno minęły czasy, kiedy mogła to kontrolować.
Wreszcie w domu rozległ się dźwięk pukania. Sam zamknęła czytaną książkę, zapominając o zaznaczeniu strony, i podeszła do drzwi. Malcolm pewnie by ją upomniał, żeby ich nie otwierać tak odważnie, ale nie chciała popadać w paranoję. - Tak, to ja - uśmiechnęła się do młodej dziewczyny, która stała w progu. - Proszę, wejdź, Marcello - wpuściła ją do wyjątkowo czystego (jak na Bottów) przedsionka, od razu kierując swoje kroki do kuchni. - A co to takiego? - Zapytała, kierując wzrok na paczuszkę, którą dziewczyna trzymała w rękach. Jednocześnie wskazała jej miejsce przy okrągłym stole, który pomimo porządków był zawalony książkami, papierami, zdjęciami, i innymi mniej oczywistymi przedmiotami. Samantha szybko zgarnęła część z nich, żeby miały więcej miejsca na naukę. - Napijesz się czegoś? - Szybko poszła nastawić wodę na herbatę zanim w ogóle uzyskała odpowiedź. Dla niej herbata była stałym elementem dnia, którego po prostu nie mogło zabraknąć. - Mam nadzieję, że dotarłaś tutaj bez problemu. Bertie nigdy nie był dobry w opisywaniu gdzie mieszka - doskonale pamiętała sytuacje, kiedy jego znajomi błądzili gdzieś po okolicznych pagórkach, nie mając pojęcia gdzie iść dalej.
Nie była pewna czy może nazywać się bardzo dobrą znajomą Bertiego. Na pewno była to nietypowa znajomość, nie znała wielu ludzi, z którymi tak dobrze jej się współpracowało, choć z drugiej również nie było wielu na których potrafiłaby aż tak długo narzekać. Jego plamy z przeszłośći prawdopodobnie już na zawsze zostaną w pamięci Marcelli, nawet pomimo tego, że jej kariera w policji była już bardziej... Symboliczna. Nie pracowała dla nich, nie dostawała zarobku, po prostu pomagała w szeregach Ministra Harolda i jeszcze nie wiedziała jak to dalej się rozwinie. Trochę się bała... Nie tylko o życie, ale również o swój byt. Zapewne nie uciągnie długo na samych oszczędnościach, bo nawet nie miała ich wiele. Jako policjantka zarabiała o wiele mniej niż zawodowy gracz Quidditcha, a po tym jak straciła tę posadę wydała niemal wszystko. Musiała, to był dla niej naprawdę trudny czas. Jednak kiedy mieszkała jeszcze w domu rodzinnym, jakoś udało jej się zebrać dość oszczędności, żeby poszukać odpowiedniego miejsca do wyfrunięcia z gniazdka. I wydawało jej się, że już je znalazła, jednak zostało jeszcze sporo formalności. Jednak uśmiechała się na samą myśl o starym domu nad morzem, otoczonym zapachem bryzy, z morzem wręcz na wyciągnięcie ręki. Aż chciało się zawiesić hamak na pobliskich owocowych drzewach i utonąć w nim daleko od całej wojny.
Weszła do środka powoli, rozglądając się. Kobieta od razu wydała się jej znajoma, pomimo tego, że z pewnością nie znała jej imienia. Pewnie kojarzyła ją z widzenia. I nawet przypominała sobie skąd!
- Wygląda pani bardzo znajomo. Czy pracuje może pani dla amnezjatorów? - spytała, uśmiechając się lekko. W przypadku incydentów z tajnością, policjanci bardzo często pojawiają się tuż przed amnezjatorami, dlatego często się mijają i składają wspólne raporty. - Ja pracu...pracowałam dla Patrolu Egzekucyjnego. - Wyjaśniła od razu, by nie zabrzmiało to bardzo dziwnie.
Usiadła do stołu pani Samanthy i położyła swój pakunek na samym jego środku. - Nie chciałam przychodzić z pustymi rękami, więc upiekłam ciastka. Byłoby mi bardzo miło, gdybym mogła się napić herbaty. Będą pasować do shortbread. - powiedziała, rozglądając się po kuchni. Wyglądała bardzo... Przyjemnie. Tak ciepło i rodzinnie. - Tak, nie było to aż tak trudne. Trochę znam Londyn, po prostu dostałam adres.
Weszła do środka powoli, rozglądając się. Kobieta od razu wydała się jej znajoma, pomimo tego, że z pewnością nie znała jej imienia. Pewnie kojarzyła ją z widzenia. I nawet przypominała sobie skąd!
- Wygląda pani bardzo znajomo. Czy pracuje może pani dla amnezjatorów? - spytała, uśmiechając się lekko. W przypadku incydentów z tajnością, policjanci bardzo często pojawiają się tuż przed amnezjatorami, dlatego często się mijają i składają wspólne raporty. - Ja pracu...pracowałam dla Patrolu Egzekucyjnego. - Wyjaśniła od razu, by nie zabrzmiało to bardzo dziwnie.
Usiadła do stołu pani Samanthy i położyła swój pakunek na samym jego środku. - Nie chciałam przychodzić z pustymi rękami, więc upiekłam ciastka. Byłoby mi bardzo miło, gdybym mogła się napić herbaty. Będą pasować do shortbread. - powiedziała, rozglądając się po kuchni. Wyglądała bardzo... Przyjemnie. Tak ciepło i rodzinnie. - Tak, nie było to aż tak trudne. Trochę znam Londyn, po prostu dostałam adres.
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Wpuściła dziewczynę do środka, już się ciesząc na ich rozmowę o numerologii. Niestety jej dzieci nie były szczególnie zainteresowane tą dziedziną magii, a jej mąż to w ogóle zaczynał ziewać jak tylko wypowiadała to słowo, więc już zacierała ręce na myśl o podzieleniu się całą swoją wiedzą z kimś nowym w tym numerologicznym świecie. - Tak, jestem amnezjatorką - uśmiechnęła się z lekka zaskoczona wyznaniem dziewczyny, bo nie sądziła, że ktoś może ją tak kojarzyć z ministerialnych korytarzy. Chociaż gdyby tak się głębiej nad tym zastanowić, pracowała tam już ponad dwadzieścia lat, a to już szmat czasu! - Dla Patrolu Egzekucyjnego, naprawdę? Wspaniale! Cieszę się, że dziewczyny też zajmują takie stanowiska - wyrzuciła z siebie odrobinę feminizmu, odbierając od Marcelii ciasto. Domyślała się, że po ostatnich zmianach temat pracy w Ministerstwie stał się wyjątkowo drażliwy, co obserwowała chociażby na przykładzie Kierana. Każdy miał teraz ciężko, ona też, chociaż postanowiła pracować dla nowego ministra. A może przede wszystkim dlatego? Atmosfera w ministerstwie zmieniła się nie do poznania, już nie czerpała z pracy takiej przyjemności jak dawniej.
- Shortbread? To nie jest przypadkiem kuchnia szkocka? Z chęcią spróbuję - przesypała ciasteczka do miski i postawiła ją na środku stołu – z jedzeniem zawsze przyjemniej się uczy, choć potem to wpływa na wagę. Sama widziała to po sobie, dlatego zazwyczaj podczas czytania książek próbowała opić się herbatą, żeby nie myśleć o jedzeniu.
- To dobrze, bo już nie raz się zdarzało, że ktoś próbował znaleźć nasz dom i się gubił. Najgorsze jest to, że taką zagubioną osobę nam też ciężko znaleźć, i... no, powoduje to wiele zabawnych sytuacji - westchnęła, wyjmując z szafki dwa kolorowe kubki i brązowy dzbanek. Zalała wrzątkiem aromatyczne liście herbaty, które ostatnio kupiła w swoim ulubionym sklepiku w Hogsmeade. Ach, potrafiła tam wydać krocie!
- No dobrze - westchnęła, stawiając dzbanek i kubki na stoliku. Odgarnęła jeszcze parę papierów na bok, żeby zrobić trochę więcej miejsca. - Co dokładnie chciałabyś wiedzieć? Numerologia to bogata dziedzina nauki, nie chciałabym cię zanudzać czymś, co nie jest ci do niczego potrzebne - wtedy do kuchni wbiegł zaspany Pajda na swoich krótkich nóżkach, brązowy jamnik, który oczywiście musiał obwąchać nową osobę. - To Pajda, nie gryzie - wytłumaczyła, chociaż nie do końca to była prawda – reszta mieszkańców Gniazda pewnie miałaby coś w tej kwestii do powiedzenia. - Co cię skłoniło do nauki numerologii? - Musiała poznać odpowiedzi na te pytania, żeby mogła lepiej dostosować swój słowotok do jej potrzeb.
- Shortbread? To nie jest przypadkiem kuchnia szkocka? Z chęcią spróbuję - przesypała ciasteczka do miski i postawiła ją na środku stołu – z jedzeniem zawsze przyjemniej się uczy, choć potem to wpływa na wagę. Sama widziała to po sobie, dlatego zazwyczaj podczas czytania książek próbowała opić się herbatą, żeby nie myśleć o jedzeniu.
- To dobrze, bo już nie raz się zdarzało, że ktoś próbował znaleźć nasz dom i się gubił. Najgorsze jest to, że taką zagubioną osobę nam też ciężko znaleźć, i... no, powoduje to wiele zabawnych sytuacji - westchnęła, wyjmując z szafki dwa kolorowe kubki i brązowy dzbanek. Zalała wrzątkiem aromatyczne liście herbaty, które ostatnio kupiła w swoim ulubionym sklepiku w Hogsmeade. Ach, potrafiła tam wydać krocie!
- No dobrze - westchnęła, stawiając dzbanek i kubki na stoliku. Odgarnęła jeszcze parę papierów na bok, żeby zrobić trochę więcej miejsca. - Co dokładnie chciałabyś wiedzieć? Numerologia to bogata dziedzina nauki, nie chciałabym cię zanudzać czymś, co nie jest ci do niczego potrzebne - wtedy do kuchni wbiegł zaspany Pajda na swoich krótkich nóżkach, brązowy jamnik, który oczywiście musiał obwąchać nową osobę. - To Pajda, nie gryzie - wytłumaczyła, chociaż nie do końca to była prawda – reszta mieszkańców Gniazda pewnie miałaby coś w tej kwestii do powiedzenia. - Co cię skłoniło do nauki numerologii? - Musiała poznać odpowiedzi na te pytania, żeby mogła lepiej dostosować swój słowotok do jej potrzeb.
Amnezjatorka. To wyjaśniało jej wiedzę na temat tych tematów, o które Marcella chciała dzisiaj spytać. Nie mogła teraz wątpić w jej odpowiednią wiedzę i zaczynała zastanawiac się jaki musiał być pan Bott, skoro Bertie miał tak mądrą i miłą mamę, a sam był... Taki.
- Tak, ale już... Nie pracuję od krótkiego czasu. Będę chciała złapać coś nowego. I również cieszę się, że mogę poznać specjalistkę w takiej trudnej dziedzinie. Zaklęcia mentalne podobno są naprawdę trudne w swojej naturze. - przyznała, chociaż tylko o tym słyszała - jeszcze nigdy nie miała okazji rzucać na przykład Obliviate.
- Tak, właściwie to pochodzę ze Szkocji. Z okolic Wigtown, więc w sumie z kresów. - Uśmiechnęła się delikatnie. To nie było wcale daleko granicy hrabstwa Durham, więc czasami nawet akcent Marcelli, choć zazwyczaj bardzo wyczuwalny, stawał się nieco lżejszy. Siedziała przy stoliku grzecznie, obserwując to w jaki sposób Samantha porusza się po swojej kuchni. To miejsce miało bardzo miłą atmosferę jak na... Londyn w tych czasach. Bo powiedzmy sobie szczerze, teraz nie było to najbardziej bezpieczne miasto w Anglii. Właściwie było w top dziesięć najmniej bezpiecznych miast. O ile nawet nie w pierwszej trójce. Dlatego lubiła Szkocję - swoją małą, bezpieczną, ciepłą Szkocję. Tam wojna wydawała się bardzo daleko. - Widzi pani, nie było tak źle. - Uśmiechnęła się łagodnie. Może trzeba było choć trochę znać mugolskie uliczki, żeby tu trafić? Marcella trochę się orientowała.
Marcella złapała za uszko swojego kubka, od którego przyjemnie promieniało ciepło, gdy tylko w środku pojawiła się ciepła herbatka. - Właściwie... - Chciała zacząć wyjaśniać, kiedy do kuchni wpadł psiak. Był naprawdę słodki, ale nie przyszła tutaj przecież głaskać pieski. - Właściwie to chodzi o podstawy. Niestety ja się na tym zupełnie nie znam, a chciałabym... Umieć chociaż uruchamiać świstokliki. Moja koleżanka zajmuje się transportem, trochę nawet mi głupio zupełnie nie wiedzieć nic w temacie. I jeszcze chciałam bardzo podziękować, że w ogóle chce mi pani pomóc! To dla mnie teraz bardzo dużo znaczy... - Przyznała. Ostatni czas był naprawdę stresujący. Niedługo czeka ją jeszcze rozmowa z Alexandrem, nic przyjemnego.
- Tak, ale już... Nie pracuję od krótkiego czasu. Będę chciała złapać coś nowego. I również cieszę się, że mogę poznać specjalistkę w takiej trudnej dziedzinie. Zaklęcia mentalne podobno są naprawdę trudne w swojej naturze. - przyznała, chociaż tylko o tym słyszała - jeszcze nigdy nie miała okazji rzucać na przykład Obliviate.
- Tak, właściwie to pochodzę ze Szkocji. Z okolic Wigtown, więc w sumie z kresów. - Uśmiechnęła się delikatnie. To nie było wcale daleko granicy hrabstwa Durham, więc czasami nawet akcent Marcelli, choć zazwyczaj bardzo wyczuwalny, stawał się nieco lżejszy. Siedziała przy stoliku grzecznie, obserwując to w jaki sposób Samantha porusza się po swojej kuchni. To miejsce miało bardzo miłą atmosferę jak na... Londyn w tych czasach. Bo powiedzmy sobie szczerze, teraz nie było to najbardziej bezpieczne miasto w Anglii. Właściwie było w top dziesięć najmniej bezpiecznych miast. O ile nawet nie w pierwszej trójce. Dlatego lubiła Szkocję - swoją małą, bezpieczną, ciepłą Szkocję. Tam wojna wydawała się bardzo daleko. - Widzi pani, nie było tak źle. - Uśmiechnęła się łagodnie. Może trzeba było choć trochę znać mugolskie uliczki, żeby tu trafić? Marcella trochę się orientowała.
Marcella złapała za uszko swojego kubka, od którego przyjemnie promieniało ciepło, gdy tylko w środku pojawiła się ciepła herbatka. - Właściwie... - Chciała zacząć wyjaśniać, kiedy do kuchni wpadł psiak. Był naprawdę słodki, ale nie przyszła tutaj przecież głaskać pieski. - Właściwie to chodzi o podstawy. Niestety ja się na tym zupełnie nie znam, a chciałabym... Umieć chociaż uruchamiać świstokliki. Moja koleżanka zajmuje się transportem, trochę nawet mi głupio zupełnie nie wiedzieć nic w temacie. I jeszcze chciałam bardzo podziękować, że w ogóle chce mi pani pomóc! To dla mnie teraz bardzo dużo znaczy... - Przyznała. Ostatni czas był naprawdę stresujący. Niedługo czeka ją jeszcze rozmowa z Alexandrem, nic przyjemnego.
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Samantha lubiła, kiedy ktoś doceniał jej pracę. Nie każdy szanował amnezjatorów, a prawda była taka, że to właśnie oni po wszystkich sprzątali. W obecnych czasach to było dużo bardziej skomplikowane, ale przed nastaniem anomalii tuszowali każde niedociągnięcie innych służb. Urzędnicy i funkcjonariusze z pozostałych departamentów czasem sobie folgowali, bo dobrze wiedzieli, że po ich działaniach przyjdą amnezjatorzy i wyczyszczą pamięć. Gdyby to było takie proste! - Tak, zaklęcia mentalne faktycznie nie należą do najprostszych. Nie powinno się gmerać w umyśle, nasze mózgi są naprawdę skomplikowane i łatwo można coś zepsuć. Dlatego zaklęcia mentalne wymagają przede wszystkim precyzji - wyjaśniła pokrótce, uśmiechając się pogodnie do swojej rozmówczyni. Na ten temat mogłaby rozmawiać godzinami, więc musiała się mocno pilnować, żeby nie popłynąć. Na dzisiaj miały inne zadanie do wykonania. - Ze Szkocji? Cudownie! Pięknie tam macie - westchnęła rozmarzona, przypominając sobie jak dwadzieścia lat temu podróżowała po tych terenach z Malcolmem. Młodość, beztroska, wspaniałe wspomnienia! Aż nabrała ochotę wyciągnąć zdjęcia z tamtych czasów, rozlać do kieliszków trochę wina, i spędzić z mężem miły wieczór na wspominkach. Kiedyś nie rozumiała dlaczego robi wszystkiemu zdjęcia, ale w takich momentach zaczynała to doceniać. Zatrzymywał chwile, które mogły ulecieć z pamięci. - Daj spokój! Rzadko mam możliwość się wygadać w tym temacie, więc to dla mnie sama przyjemność - stwierdziła, śmiejąc się pod nosem. Jej dzieci na słowo numerologia uciekały w popłochu, zresztą Malcolm też. - Jeżeli chodzi o świstokliki to sprawa jest dość prosta, ale może zacznijmy od krótkiego wstępu, żebyś w ogóle zrozumiała o co chodzi z tą numerologią. Najprościej rzecz ujmując, numerologia zajmuje się opisywaniem magii. Ubiera w słowa, czy też w cyfry, to co nas otacza. Z jej pomocą możemy przedstawić na papierze współdziałanie ingrediencji w eliksirach czy moc zaklęć - wyciągnęła ze stosu papier ze skomplikowanym schematem, żeby Marcela mogła na niego popatrzeć i się z nim oswoić. - Nie będę tłumaczyć co tam obliczałam, w tym momencie to nie jest ważne. Chodzi o to, że numerologia opisuje magię samą w sobie. To niesamowite, bo przecież magia to podstawa naszego życia! - Nie potrafiła się nie podzielić swoim zachwytem nad tą szczególną dziedziną magii. - Wróćmy jednak na ziemię - westchnęła, biorąc łyk gorącej kawy. - Magia otacza nas cały czas, nawet jeżeli tego nie czujemy. Dopiero z pomocą różdżki jesteśmy w stanie ją skumulować i wyczarować zaklęcie. Istnieją ludzie, którzy potrafią to zrobić jedynie za pomocą rąk, ale to bardzo trudna sztuka i wymaga lat praktyki. Żeby czarować bez różdżki trzeba się nauczyć wyczuwać magię w otoczeniu i samym sobie, stać się o wiele wrażliwszym na jej obecność. Mniej więcej o to samo chodzi przy uruchamianiu świstoklików, ale w dużo prostszym zakresie. Świstoklik ma już w sobie skumulowaną magię, która pozwala nam się przemieszczać. My musimy się nauczyć ją uruchomić, okiełznać. Dlatego musimy go dotknąć, żeby nasza magia oddziałała na tę ze świstoklika. Że też nie mam w domu żadnego... - rozejrzała się po kuchni, ale nic jej nie wpadło w oko. Przydałby się prawdziwy sprzęt dla zaprezentowania tej wiedzy w praktyce. - Chodzi o świadomość magii. To wszystko może brzmi skomplikowanie, ale uwierz mi słońce, że wcale takie nie jest. Następnym razem, kiedy będziesz miała przy sobie świstoklik, przypomnij sobie dzisiejsze spotkanie. Weź go w dłoń, skup się, poczuj jak od niego pulsuje magia. Nie śpiesz się. Spróbuj zacisnąć na nim palce, na początku to pomaga. Kiedy wreszcie to poczujesz, pomyśl o tym co chcesz zrobić, tak jak podczas rzucania zaklęcia. W teorii to brzmi dziwnie, ale kiedy tylko spróbujesz tego w praktyce, wszystko zrozumiesz. Będziesz wiedziała o co chodzi z tymi wszystkimi odczuciami. Za pierwszym razem może ci się nie udać go uruchomić, za drugim może to długo trwać, ale kiedy raz załapiesz ten mechanizm, będzie ci to szło szybko i sprawnie - zapewniła, schylając się nieco, żeby pogłaskać psa. - Na razie wszystko rozumiesz czy coś ci wyjaśnić? - Musiała się upewnić, że jej pokrętne słowa są zrozumiałe. Wbrew pozorom nie miała dużego doświadczenia w edukacji.
Miała wrażenie, że doceniała pracę Samanthy w ten sposób dlatego, że sama wiedziała jak to jest sprzątać dla innego biura - głównie dlatego, że to policjanci zazwyczaj pojawiali się na miejscu pierwsi i często to właśnie oni wskazywali gdzie widać dosyć jasne oznaki czarnej magii. Wtedy wzywani byli aurorzy. Zaś amnezjatorzy po tym sprzątali. W taki sposób ciągle kręciło się kółeczko Departamentu. - Tak, nawet Obliviate jest bardzo trudne do użycia. Trochę rozproszenia i można uszkodzić pamięć, a naprawienie tego to okropny problem. Słyszałam o takich przypadkach i brzmiało naprawdę nieciekawie. - Codzienne ploteczki w biurze to będzie coś za czym zdecydowanie tęskniła. Trochę socjalizacji z samego rana, do mocnej czarnej kawy. Niestety trochę szkoda... Ale są priorytety, prawda? Na razie nie słyszała o tym, żeby ktokolwiek jej poszukiwał, więc były w miarę bezpieczne, ale wiedziała też, że jej byli koledzy z pracy nie przejdą obok niej obojętnie. I to w żadnym wypadku w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
- Tak, jest bardzo pięknie, zwłaszcza przy lataniu na miotle nad górami. Można wybrać się na taki urlop, serdecznie polecam. - Uśmiechnęła się łagodnie. Chociaż bez przewodnika taki wypad mógł być niebezpieczny, jednak pani Bott wydawała się odpowiedzialną kobietą, która raczej domyśli się takiego przebiegu wydarzeń. Chyba, że Bertie odziedziczył po niej swoje myślenie o konsekwencjach (czy też jego brak).
Cieszyła się, że trafiła na osobę znacznie bardziej doświadczoną. Pani Bott na pewno miała dużo wiedzy z misji, które wykonywała, więc zapewne powie jej dużo na temat praktycznego użycia świstoklików.
Wysłuchała dokładnie słów kobiety, cicho tylko potakując. Zastanawiała się czy powinna zacząć robić notatki, ostatecznie jednak z braku konkretnych instrukcji w tym wywodzie, zrezygnowała z tego pomysłu. Uniosła kilka razy kubek z ciepłą herbatą do ust, lekko popijając tak, by przypadkiem się nie poparzyć. Czyli wszystko się opierało na pewnego rodzaju odczuwaniu? Nie było w tym żadnego schematu ani magicznego wzoru, ani nawet wypowiadanych słów. - Czyli to coś podobnego jak pierwsze dotknięcie różdżki? - dopytała na wszelki wypadek. Jeśli chodzi o umiejętności nauczania kobiety to nie mogła narzekać, jednak pewnie dzieciaki odbiłyby się od tak długiej teorii nieprzeplecionej żadnym żarcikiem nawet. - To brzmi niesamowicie... Ale chyba muszę spróbować.
- Tak, jest bardzo pięknie, zwłaszcza przy lataniu na miotle nad górami. Można wybrać się na taki urlop, serdecznie polecam. - Uśmiechnęła się łagodnie. Chociaż bez przewodnika taki wypad mógł być niebezpieczny, jednak pani Bott wydawała się odpowiedzialną kobietą, która raczej domyśli się takiego przebiegu wydarzeń. Chyba, że Bertie odziedziczył po niej swoje myślenie o konsekwencjach (czy też jego brak).
Cieszyła się, że trafiła na osobę znacznie bardziej doświadczoną. Pani Bott na pewno miała dużo wiedzy z misji, które wykonywała, więc zapewne powie jej dużo na temat praktycznego użycia świstoklików.
Wysłuchała dokładnie słów kobiety, cicho tylko potakując. Zastanawiała się czy powinna zacząć robić notatki, ostatecznie jednak z braku konkretnych instrukcji w tym wywodzie, zrezygnowała z tego pomysłu. Uniosła kilka razy kubek z ciepłą herbatą do ust, lekko popijając tak, by przypadkiem się nie poparzyć. Czyli wszystko się opierało na pewnego rodzaju odczuwaniu? Nie było w tym żadnego schematu ani magicznego wzoru, ani nawet wypowiadanych słów. - Czyli to coś podobnego jak pierwsze dotknięcie różdżki? - dopytała na wszelki wypadek. Jeśli chodzi o umiejętności nauczania kobiety to nie mogła narzekać, jednak pewnie dzieciaki odbiłyby się od tak długiej teorii nieprzeplecionej żadnym żarcikiem nawet. - To brzmi niesamowicie... Ale chyba muszę spróbować.
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Rozmowa z kimś, kto choć trochę rozumiał trudy pracy amnezjatora, była naprawdę miłą odmianą. Panna Figg, chociaż pracowała jako magiczna policjantka, na pewno z większą łatwością mogła wejść w buty Samanthy niż taki auror. Samantha nieszczególnie lubiła aurorów, którzy zawsze wpadali na miejsce zbrodni ze swoją maniakalną wyższością, nie widząc wiele poza czubkiem swojego nosa. Strasznie ją to denerwowało, chociaż starała się im to wybaczać, bo faktycznie wystawiali się na niebezpieczeństwo. Szczególnie teraz mieli prawo do swoich dziwactw, byle tylko schwytali tych wszystkich bandziorów. - Tak, obliviate to bardzo silne zaklęcie mentalne. Nieuwaga podczas rzucania tego uroku faktycznie może doprowadzić do katastrofy - zgodziła się ze swoją rozmówczynią. Mogłaby o tym opowiadać jeszcze przez długie godziny, ale przecież dziewczyna nie po to tutaj przyszła. Samantha miała podzielić się z nią swoją numerologiczną wiedzą, którą faktycznie posiadała, choć może nie zawsze wiedziała jak ją dobrze przekazać. Chciała powiedzieć zbyt wiele na raz, tak bardzo ją to ekscytowało. Wychowywała się wśród mugoli, dlatego magia po dziś dzień wydawała jej się czymś z kategorii cudów. - A żebyś wiedziała, że chyba się wybierzemy. Dawno nie byliśmy na żadnym porządnym urlopie - uśmiechnęła się, choć może w obecnych czasach nie będą się wybierać zbyt daleko. A może właśnie powinni uciec daleko od tego szaleństwa?
- Powiedzmy... Nie do końca, ale tak, ogólna zasada jest podobna - przytaknęła bez przekonania, ale im dłużej nad tym myślała, tym bardziej stwierdzała, że w zasadzie tok rozumowania Marcelli wcale nie był taki błędny. - Niestety nie mam przy sobie żadnego świstoklika, gdybym tylko wiedziała, że właśnie to cię interesuje, zabrałabym go rano Malcolmowi - westchnęła cicho. - Ale gwarantuję ci, że podstawowe rozumienie numerologii w zupełności wystarczy, żeby go uruchomić. Wszystko ułoży ci się w głowie, kiedy już weźmiesz go do ręki - uśmiechnęła się, dopijając swoją kawę, przegryzając przy tym ciasteczko. - Przepyszne te ciasteczka, musisz mi wysłać przepis - zachwyciła się, unosząc jednego do góry, żeby dokładniej mu się przyjrzeć.
- Powiedzmy... Nie do końca, ale tak, ogólna zasada jest podobna - przytaknęła bez przekonania, ale im dłużej nad tym myślała, tym bardziej stwierdzała, że w zasadzie tok rozumowania Marcelli wcale nie był taki błędny. - Niestety nie mam przy sobie żadnego świstoklika, gdybym tylko wiedziała, że właśnie to cię interesuje, zabrałabym go rano Malcolmowi - westchnęła cicho. - Ale gwarantuję ci, że podstawowe rozumienie numerologii w zupełności wystarczy, żeby go uruchomić. Wszystko ułoży ci się w głowie, kiedy już weźmiesz go do ręki - uśmiechnęła się, dopijając swoją kawę, przegryzając przy tym ciasteczko. - Przepyszne te ciasteczka, musisz mi wysłać przepis - zachwyciła się, unosząc jednego do góry, żeby dokładniej mu się przyjrzeć.
Marcella zupełnie nie wiedziała dlaczego aurorzy mieli aż taką złą opinię w innych, współpracujących z nimi jednostkach. Kiedy poznawała ich osobiście zazwyczaj byli naprawdę w porządku osobami. Ale kiedy przychodziło do spraw, stawali się spięci i pokazywali się ze strony jestem bardziej wykwalifikowany, wiem lepiej.. Może to z powodu trudniejszych testów? W policyjnych szeregach mówiło się o tym często, jednak nigdy wprost do zainteresowanych. Nie chcieli siać konfliktów, ale wśród ludzi, często się pojawiały. - Nigdy nie zdarzało mi się go rzucać. I obym nie musiała. - Nie wiedziała czy taki ciężar to coś, na co była w pełni gotowa. Jednak chętniej znów wsłuchała się w opowieść o świstoklikach. Kto wie, może właśnie one przydadzą się podczas planowanego urlopu w Szkocji. Chociaż dla Marcy był to bardziej dom. I miała wrażenie, że jej myśli odpływają za daleko.
Kiwnęła lekko głową, uśmiechając się przy tym przepraszająco. - Proszę wybaczyć, mogłam wcześniej napisać o co chodzi, ale w dzisiejszej sytuacji, wysyłanie listów nad Londynem jest trochę ryzykowne. Wolałam, żeby nie miała Pani z tego tytułu problemów. - Jeszcze nie wiedziała jak prorocze mogą okazać się te słowa w najbliższym czasie. - Dobrze, spróbuję kiedy tylko nadarzy się okazja. - Miała jeszcze kilka pytań odnośnie podstawowego działania liczb w przypadku świstoklików - chciała wiedzieć czy na pewno nie będzie musiała używać zbyt dużo skomplikowanej matematyki. Nie była w tym specjalnie utalentowana. Miały dość czasu, żeby wszystko rozpisać na pergaminie, dzięki czemu mogła wziąć sobie notatki ze sobą. Reszta spotkania przebiegła na pogaduchach. Marcella nie miała pojęcia dlaczego, ale rozmowy z mamami znajomych zazwyczaj były jakieś zupełnie proste. - Ależ oczywiście, mogę go Pani zapisać, jest bardzo prosty. Ale musiałabym też zdradzić sekret gruszkowego dżemu, a tego nie wiem czy mogę. - Wydawała się rozbawiona. Przepis zapisała na znalezionej gdzieś na dnie szuflady kartce z kalendarza - a konkretnie na jej odwrocie. Doskonale znała ten przepis, korzystała z niego bardzo często. Tajnym składnikiem była odrobina cynamonu.
Kiedy dostrzegła, że zbliża się nieubłaganie zachód słońca, przeprosiła grzecznie za zasiedzenie się. Zostawiła przepis i resztę ciasteczek, by ostatecznie zebrać się do wyjścia. Musiała przetestować ten sposób na świstokliki...
| zt
Kiwnęła lekko głową, uśmiechając się przy tym przepraszająco. - Proszę wybaczyć, mogłam wcześniej napisać o co chodzi, ale w dzisiejszej sytuacji, wysyłanie listów nad Londynem jest trochę ryzykowne. Wolałam, żeby nie miała Pani z tego tytułu problemów. - Jeszcze nie wiedziała jak prorocze mogą okazać się te słowa w najbliższym czasie. - Dobrze, spróbuję kiedy tylko nadarzy się okazja. - Miała jeszcze kilka pytań odnośnie podstawowego działania liczb w przypadku świstoklików - chciała wiedzieć czy na pewno nie będzie musiała używać zbyt dużo skomplikowanej matematyki. Nie była w tym specjalnie utalentowana. Miały dość czasu, żeby wszystko rozpisać na pergaminie, dzięki czemu mogła wziąć sobie notatki ze sobą. Reszta spotkania przebiegła na pogaduchach. Marcella nie miała pojęcia dlaczego, ale rozmowy z mamami znajomych zazwyczaj były jakieś zupełnie proste. - Ależ oczywiście, mogę go Pani zapisać, jest bardzo prosty. Ale musiałabym też zdradzić sekret gruszkowego dżemu, a tego nie wiem czy mogę. - Wydawała się rozbawiona. Przepis zapisała na znalezionej gdzieś na dnie szuflady kartce z kalendarza - a konkretnie na jej odwrocie. Doskonale znała ten przepis, korzystała z niego bardzo często. Tajnym składnikiem była odrobina cynamonu.
Kiedy dostrzegła, że zbliża się nieubłaganie zachód słońca, przeprosiła grzecznie za zasiedzenie się. Zostawiła przepis i resztę ciasteczek, by ostatecznie zebrać się do wyjścia. Musiała przetestować ten sposób na świstokliki...
| zt
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Kuchnia
Szybka odpowiedź