Prudence Henley Abbott
Nazwisko matki: Slughorn
Miejsce zamieszkania: Dolina Godryka
Czystość krwi: Czysta szlachetna
Status majątkowy: Bogaty
Zawód: alchemik w Szpitalu Świętego Munga
Wzrost: 158 cm
Waga: 61 kg
Kolor włosów: ciemny brąz
Kolor oczu: piwne
Znaki szczególne: piegi, towarzyszący jej stale zapach ziół
9 i ¾ cala, dość sztywna, Agar, Sierść szczuroszczeta
Ravenclaw
Lis
Martwe ciała bliskich
Zapach lasu, ziół, starych książek
Siebie w objęciach najbliższych
Wiele dziedzin naukowych i magicznych, takich jak alchemia, astronomia, zielarstwo, anatomia
Harpie z Holyhead
Spacery, jazda konna, bycie matką
Klasyczna
Gemma Arterton
"Gołębia nie zaduszę,
me czary są bezkrwawe,
w czarodziejską potrawą
wrzucę mą własną duszę."
Pojawia się na świecie pod koniec lutego jako najmłodsze dziecko lorda Greengrass. Przyszła na świat z krzykiem na ustach, po wielu godzinach męczarni swej matki. Z padającym na jej czerwone policzki pomarańczowym światłem słońca i z sosnową wonią wokół. Była marudnym i nieznośnym dzieckiem. Bycie jedyną córką lorda Greengrass, a także posiadanie dwóch starszych braci ewidentnie nie pomagało, gdyż była rozpieszczana na każdym możliwym kroku. I o zgrozo, wszędzie było jej pełno, przez co zapewne przyprawiała niektórych członków swej rodziny oraz guwernantkę o niejedne siwe włosy. Złośliwi powiedzieliby, że niewiele się zmieniła od czasu swych dziecięcych lat. Ale tylko ślepiec by nie zauważył leżącego w tym ziarenka prawdy.
Nie mogła w żaden sposób narzekać na swe dzieciństwo. Tym bardziej, gdy będąc już starszą zrozumiała jak bardzo różniło się ono od większości jej szlachetnie urodzonych rówieśników. Choć w jej domu stawiano na etykietę i wykształcenie, rodzice nie byli dla nich nazbyt surowi, a zasady restrykcyjne. Mogła więc cieszyć się swobodą, której inni mogli jedynie pozazdrościć. Osobiście doceniała zawsze swoją relację z rodzicami. Nie była ona sztywna i chłodna, nawet jeśli od zawsze wiązała się z ogromnym szacunkiem. Greengrassowie otoczyli swe dzieci troską i wyrozumiałością.
Gdy w pierwszych latach swego życia wszędzie podążała za swymi braćmi, tak wraz z wiekiem coraz bardziej trzymała się na uboczu, często spędzając godziny w rodzinnym ogrodzie. Jednak nie tylko ogrody, w których Prudence spędzała swój wolny czas, były chlubą rodu Greengrass. Definitywnie perłą ich osiągnięć był rezerwat smoków Peak District. Smoki jako potężne stworzenia, budzące respekt, napawały młodą Prudence jednak strachem, przez co była rzadkim bywalcem w rezerwacie. Z wiekiem to jednak się zmieniło i choć respekt do majestatycznych gadów pozostał, to strach sam w sobie się zatarł.
W domu przykładano szczególną uwagę do nauczenia ich etykiety, aby mogli ze swobodą obracać się w szerszym i dostojnym towarzystwie, które mieli za zadanie oczarować swą błyskotliwością. Postawiono więc również na nauczenie ich historii magii oraz sztuki, gdzie ich guwernantka usilnie starała się, a już przede wszystkim w przypadku Prudence, odnaleźć w nich wrodzone talenty. I o ile historią magii dziewczyna naprawdę się zainteresowała, z malarstwem i muzyką było już nieco gorzej. Jej obrazy w żaden sposób nie były wybitne, wszystkie instrumenty zaś które brała do dłoni cierpiały istną katuszę. Okazała się być jednak posiadaczką całkiem przyjemnego dla uszu barwy głosu, a i w tańcu nie była najgorsza.
Swe zdolności magiczne objawiła dość wcześnie, tak jak zresztą powinno mieć to miejsce. Nie pamięta niestety tego momentu, ale wierząc opowiastkom rodziny podpaliła włosy swemu bratu, gdy ten starał się ją przedrzeźniać. Można więc śmiało stwierdzić, że od zawsze była dość żywiołowa. Ktoś mógłby pomyśleć, że była nieśmiałą osobą, skoro tak wiele czasu spędzała na uboczu w otoczeniu roślin i sielankowego spokoju posiadłości Greengrassów. Nic bardziej mylnego. Swą śmiałością i swobodą wyrażania swego zdania przebijała swych braci o głowę. I choć dzięki nauce dobrych manier ta jakże niebezpieczna skłonność została zduszona w zarodku, by nie narażać się na niepotrzebne incydenty, niemożliwym byłoby zmienić naturę młodej czarownicy.
Wieść o jej chorobie uderzyła jej rodziców bardzo mocno. Gdy zaalarmowani przybiegli w nocy do jej sypialni, gdy ta nie mogła złapać wdechu najedli się prawdziwego strachu. Pierwsze miesiące po zdiagnozowaniu u dziewczyny Klątwy Odyny były prawdziwym koszmarem, po czasie jednak jej stan zdrowia się ustabilizował. Zalecono jej wykonywanie jak najmniejszej ilości aktywności oraz rutynową inhalację ziołową. Nie mogła się również narażać na żaden stres, ale na to niestety nie miała już większego wpływu.
Nie za chętnie podchodziła do swego wyjazdu do Hogwartu. Od zawsze nie lubiła zmian, a szczególnie już tych nad którymi nie miała większej kontroli. Szkoła była jednak rzeczą nieuniknioną, więc musiała pogodzić się ze swym losem. Nie okazał się on jednak być aż tak złym. Co prawda bracia zostawili ją w tyle, przez co ich drogi rozeszły się już na peronie. Prudence jednak była szczęśliwą posiadaczką dość sporego kuzynostwa, które okazało się być niezwykłą podporą w nowym otoczeniu pełnym nieznajomych. Nie miała szczególnych wymagań co do jej przydziału. Każdy z domów miał wspaniałą historię i godnych reprezentantów, więc z dumą była gotowa nosić kolory każdego z nich. Tiara zdecydowała ostatecznie, że jej miejsce jest jednak wśród Krukonów.
Choć potrzebowała dość często czasu wyłącznie dla siebie, miała dość sporą rzeszę znajomych, a nawet bliskich przyjaciół. Nie była jednak typem osoby, która kwapiłaby się jednak do nawiązywania nowych znajomości, bardziej to te znajdowały ją. W szkole nauczyła się odpowiedzialności i sumienności, które były jej niezbędne do uzyskiwania jak najlepszych wyników w nauce. Nie chciała w końcu zawieść swych rodziców, a i o zgrozo – po prostu lubiła się uczyć. W granicach rozsądku i jej własnych zainteresowań oczywiście. W końcu zaproszono ją do Klubu Ślimaka nie bez powodu. Zaproszenie przyjęła, ale na następnych spotkaniach już się nie zjawiła. Nie za bardzo przypadło jej do gustu w większości dość zadufane towarzystwo zawsze skłonne do wytykania czyiś błędów i wynoszenia siebie samych na piedestały.
W szkole nauczyła się również empatii. Wcześniej raczej tej cechy jej też nie brakowało, ale to właśnie w Hogwarcie mogła się nią naprawdę wykazać. Mądrze starała się nie wtrącać w konflikty. Szczególnie, że nie chciała wpaść w żadne kłopoty. Zdarzyło jej się jednak więcej niż jeden raz wstawić się w czyjejś obronie walcząc sarkazmem, czy trafnymi ripostami. W tym i mugolaków, znajomości z którymi nie unikała. Jej lata w Hogwarcie były wypełnione jednak w większości nauką. Uwielbiała Zielarstwo i ONMS. Astronomia i historia magii również znalazły miejsce w jej sercu jako rzeczy, których uczyła się już w domu. Upodobała również sobie zajęcia z Obrony Magii. Żaden z tych przedmiotów nie mógł równać się jednak z Eliksirami. To w Hogwarcie po raz pierwszy spotkała się z warzeniem eliksirów, które pokochała od swych pierwszych zajęć. Bez większych problemów udawało jej się przygotowywać wywary na zajęciach, a z czasem odkrywała coraz więcej tajników tejże dziedziny. Narodziła się w niej prawdziwa pasja, która później przemieniła się w chęć spełnienia. Gdy koniec nauki w murach Hogwartu był już bliski wybór kolejnej w jej życiu ścieżek okazał się być banalnie prosty. p>
Cóż za wspaniałym połączeniem wydało jej się rozwijanie swych pasji i niesienie pomocy innym. Jej ojciec nie miał nic przeciwko. Zawsze chciał, aby jego dzieci rozwijały się, a praca z eliksirami, czy w Mungu nie godził aż tak mocno w godność arystokratki. Prudence nie byłaby sobą, gdyby do osiągnięcia swego celu wybrała najłatwiejszą z dróg. Nie wybrała się więc od razu do Munga, czy na Ministerski kurs. Odbyła ona trzyletni kurs w katedrze alchemii i uzdrowicielstwa przy Klinice Magicznych Chorób i Urazów Świętego Munga, po którym mogła cieszyć się tytułem w pełni wykwalifikowanego alchemika, co od czasów szkolnych było nigdy niewypowiedzianym na głos marzeniem.
Zdecydowanie alchemia nie była najłatwiejszą profesją. Wymaga ona nie tylko niezbędnej wiedzy, ale również ogromnych pokładów cierpliwości i gotowości poświęcenia wielu godzin swego czasu. Nikt nie powiedział w końcu, że będzie łatwo. Zaraz po ukończeniu kursu alchemicznego przepełniona ambicjom i rządzą poznania nowej dziedziny magii zgłosiła się również na kurs uzdrowicielski, który musiała jednak porzucić, a ona sama zajęła posadę alchemiczki w Mungu. Jej ojciec nigdy nie był oschły, czy nawet surowy, wciąż był arystokratą. Wciąż podlegał on starszyźnie, nestorowi i tradycją, od których nie było ucieczki. O swym obowiązku poinformowana została zaraz, gdy jako młoda dziewczyna była w stanie zrozumieć jego wagę. W końcu godziny spędzone na naukach z guwernantką znalazły wytłumaczenie. Prudence nie miała być dumą swej rodziny bazując na swych osiągnięciach. Czy choćby nawet będąc lwicą salonową. Miała stać się elementem zaciskającym więzi jej i innego rodu poprzez małżeństwo. Wiedziała co musi zrobić, to oczywiste. Nigdy nie zawiodłaby swojej rodziny, choć bycie uwiązaną na całe życie i posłuszną mężczyźnie było jej najgorszym koszmarem. Bała się, że wraz z jej zamążpójściem stanie się więźniem w złotej klatce ubranym w jedwabie, wyglądającym przez okno obcego jej dworu. A nie tego przecież chciała dla siebie. Pragnęła kariery alchemika, wynaleźć lek na wszelkie choroby, uhonorować swym bytem imię jej rodu. Co miała jednak zrobić? Tupnąć nogą? Płakać nad swym okrutnym losem? Jedyne co jej pozostało to błagać ojca by ten znalazł jej jak najlepszego kandydata.
Sabaty, spotkania towarzyskie, podwieczorki stanowiły dla Prudence taką samą codzienność jak warzenie eliksirów. Tylko tą mniej przyjemną. W porównaniu do swych rówieśniczek zaskakująco długo mogła cieszyć się swym panieńskim statusem. Niestety, koniec sielanki miał nastąpić prędzej, czy później.
O niczym innym nie mogła marzyć jak o obraniu roli substytutu. Choć oczywiście było jej przykro z powodu wszystkim arystokratom znanej tragedii związanej z lady Longbottom. Samą postać Lucana Abbotta kojarzyła dużo wcześniej, ale to właśnie w tamtym okresie jego imię niejednokrotnie padało z ust arystokratów podczas ich cichych, choć niezbyt dyskretnych rozmów. Nie miała wtedy jednak choćby krzty przeczucia, że w przyszłości tenże mężczyzna odegra tak olbrzymią rolę w jej życiu.
Myślała, że była mądrzejsza, przecież sama niejednokrotnie odtwarzała wszystkie możliwe scenariusze w swoim umyśle. Jednak gdy powaga sytuacji naprawdę do niej doszła coś w Prudence pękło. Do dziś nie może uwierzyć jak bardzo wtedy była zdesperowana. Błagała ojca, aby nie wydawał jej za mąż. Nie za mężczyznę, którego ona sama nie wybrała, nie za mężczyznę, którego nawet nie znała. Krzyki, ani płacz jednak nie pomagały. Postanowiła więc unieść głowę najwyżej jak tyko potrafiła i stawić czoła swemu największemu demonowi. Czym miała być dla tego mężczyzny? Dekoracją? Zastępstwem? Przekleństwem? Bo na pewno nie panną Longbottom.
Zapewne wiele szlachcianek wyśmiałoby jej niechęć. W końcu Lucan Abbott był i w końcu wciąż jest z dobrej rodziny, z nienaganną opinią, w dobrej pozycji oraz przystojnym mężczyzną. Czego chcieć więcej? Nazwijcie ją zachłanną, ale problem w tym, że Prudence to wszytko nie wystarczało, a raczej nie było dla niej najistotniejsze. Nie mając większego wyboru zmuszona była jednak stanąć na ślubnym kobiercu. Nie mogąc przelać swojego gniewu w żaden sposób na swoich rodziców, którzy byli sprawcami jej niedoli, postanowiła go nakierować na mężczyznę, z którym miała spędzić resztę życia. Zdecydowanie nie był to czyn dojrzały, ale w tamtym momencie na żaden inny nie mogła się zdobyć. Po ich ślubie męża unikała jak tylko mogła, większość czasu spędzając w swej sypialni. Rzucała mu krzywe spojrzenia, odpowiadała milczeniem.
Wiedziała, że lord Abbott równie jak i ona nie jest zachwycony pomysłem ich małżeństwa, więc myślała, że swym zachowaniem robi przysługę im obojgu. Z czasem jednak jej serce ogarnęły wątpliwości, jak i poczucie winy. Koniec końców, oboje byli na siebie skazani i nie miała ona powodu, aby czynić jego i swoje życie jeszcze gorszym utrapieniem. Po długim czasie zdobyła się na szczerą rozmowę z mężem, po której nawiązała się między nimi nić porozumienia. Choć żyli przez długi czas pod jednym dachem, to dopiero wtedy miała okazję go naprawdę poznać. Zaczęli razem jadać, wychodzić, spędzać czas razem i rozmawiać, co najlepiej pomogło im poznać siebie bliżej. Między nimi pojawił się wzajemny szacunek, zaufanie, a następnie przyjaźń. Prudence powróciła do dawnej siebie, ponownie ciesząc się ze swych pasji i znajdując szczęście u boku Lucana. Jak bardzo żałośnie brzmi to, że po roku małżeństwa zakochała się w swoim własnym mężu, którego jeszcze do niedawna darzyła wyłącznie nienawiścią? Jak bardzo idiotyczna i dziecinna była jej postawa wobec niego? Jak bardzo głupia była ona sama, by nie dać im obojgu od razu szansy na szczęście? Ciemne chmury nad ich małżeństwem zniknęły, a ona sama przyjęła oświadczyny jej męża, te szczere, te prawdziwe, zaczynając nowy, lepszy rozdział w ich życiu.
Cierpliwość i zaangażowanie opłaciły się, a rosnące między nimi uczucie wyłącznie scaliło ich małżeństwo. Przypieczętowaniem tego wszystkiego okazała się wiadomość o ciąży Prudence. W życiu nie spodziewałaby się, że macierzyństwo, którego początkowo tak bardzo się obawiała, przyniesie jej tyle radości. Dzień narodzin jej syna był tym najwspanialszym w kartach jej życia. Nic nie równało się z uczuciem trzymania w objęciach po raz pierwszy swego nowonarodzonego dziecka. Jej życie nabrało zupełnie innych barw. Oboje pokochali Logana bez opamiętania, a ich szczęściu nie było granic.
Niestety, ich sielanka co rusz przerywana była jednak coraz to gorszymi wieściami o wydarzeniach w świecie czarodziejów. Atmosfera robiła się coraz bardziej napięta. Nie sądziła, że sprawy w Londynie mogą się jeszcze bardziej pogorszyć. Naiwnie była przekonana, że anomalię to najgorsze co może ich spotkać. Konflikty polityczne i te między rodami nabrały jednak na sile, a odkąd Lord Malfoy objął posadę Ministra Magii sprawy pogorszyły się jeszcze bardziej. Prześladowanie czarodziejów i mugolskiej ludności stało się dla niektórych chlebem powszednim. Londyn został zamknięty, a koszmarowi nie było końca. Nie rozumiała tych podziałów. Czarodzieje powinni się jednoczyć, a nie kierować na siebie swe różdżki. A sprawa z mugolami? Za co miała ich nienawidzić? Za ich niewiedzę o czarodziejskim świecie? Za strach przed tym co nieznane?
W porównaniu do swego męża nie miała jednak jeszcze pojęcia o co naprawdę toczy się ta gra i jak bardzo sytuacja jest poważna, nie tylko dla czarodziejskiego świata, ale przede wszystkim dla losów jej rodziny. Trudno było jej nie zauważyć zmiany w zachowaniu Lucana. Początkowo myślała, że to z powodu bezradności i strachu o to co przyniesie jutro, ale to coś więcej, prawda? Na dodatek nie przyjdzie im się martwić jedynie o ich trójkę, gdyż pod sercem lady Abbott rozkwita kolejne życie. I choć daleko jej od bycia potężną czarownicą, czy choćby nawet przeciętną jeśli chodzi o magię, którą mogłaby chronić swoich bliskich i tak postara się to zrobić za wszelką cenę.
Statystyki i biegłości | |||
Statystyka | Wartość | Bonus | |
OPCM: | 10 | +2 różdżka | |
Zaklęcia i uroki: | 0 | 0 | |
Czarna magia: | 0 | 0 | |
Magia lecznicza: | 5 | 0 | |
Transmutacja: | 0 | 0 | |
Eliksiry: | 20 | +3 różdżka | |
Sprawność: | 1 | Brak | |
Zwinność: | 5 | Brak | |
Język | Wartość | Wydane punkty | |
język ojczysty: angielski | II | 0 | |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty | |
Anatomia | II | 10 | |
Astronomia | III | 25 | |
Historia Magii | I | 2 | |
ONMS | I | 2 | |
Perswazja | II | 10 | |
Spostrzegawczość | I | 2 | |
Ukrywanie się | I | 2 | |
Zielarstwo | II | 10 | |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty | |
Szlachecka Etykieta | I | 0 | |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty | |
Neutralny | Neutralny | ||
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty | |
Literatura (wiedza) | I | 0.5 | |
Malarstwo (tworzenie) | I | 0.5 | |
Malarstwo (wiedza) | I | 0.5 | |
Muzyka (śpiew) | I | 0.5 | |
Muzyka (wiedza) | I | 0.5 | |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty | |
Pływanie | I | 0.5 | |
Taniec balowy | I | 0.5 | |
Jazda konna | I | 0.5 | |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty | |
Brak | - | (+0) | |
Reszta: 3 |
Ostatnio zmieniony przez Prudence Abbott dnia 20.03.20 16:55, w całości zmieniany 10 razy
of the shadow of death
And I fear no evil
because I'm blind to it all
Witamy wśród Morsów
figa abisyńska x2, korzeń ciemiernika, liście kłaposkrzeczki x2, mandragora, ogniste nasiona, piołun, płatki ciemiernika, strączki wnykopieńki
[15.04.20] Ingrediencje (kwiecień-czerwiec)
[28.03.20] Wykonywanie zawodu: +50 PD