Søren Reagan Avery
Nazwisko matki: Avery
Miejsce zamieszkania: Londyn, UK
Czystość krwi: szlachetna
Status majątkowy: bogaty
Zawód: pałkarz Os z Wimbourne
Wzrost: 187 cm
Waga: 74 kg
Kolor włosów: jasny blond
Kolor oczu: zielono-niebieskie
Znaki szczególne: bardzo jasne włosy, momentami wręcz białe, piegi i laska
Dość sztywne 13 cali, leszczyna i sierść ponuraka, rękojeść pokryta runami układjącymi się w dewizę rodu Averych, wsuwana w laskę
Slytherin
Wilk
martwą Allie
Morzem, świeżo skoszoną trawą i ziarnami kawy
martwego Samaela i matkę
Quidditch, eliksiry, czarna magia
Osy z Wimbourne
Quidditch, szermierka i zwiedzanie barów
Rock & rolla, muzyki operowej i tego, co leci w radiu czarodziejów
Baptiste Radufe
Jeśli dodamy dwa do dwóch, to zawsze wyjdzie nam cztery. Zawsze. Jeśli coś złamiesz, możesz skleić powstałe części, ale ślad pozostanie. Na zawsze. Jeśli skrzywdzisz człowieka, on upadnie. Ale kiedy przestanie go boleć, podniesie się. Otrzepie kolana i wstanie, silniejszy. Zawsze.
Urodzenie się w szlacheckiej rodzinie w wielu przypadkach nie wiąże się z radosnym i szczęśliwym życiem. Pieniądze, pozycje i władza. To trzy rzeczy, które zmieniają i niszczą ludzi. Stają się zgorzkniali, pazerni, niezdolni do uczuć. W takim środowisku na świat przyszedł drugi syn państwa Averych, Søren Reagan. Nie był on jednak jedyny, bo wraz z nim pojawiła się bliźniacza dusza, której nadano imię Allison. Dzieci kochały rodziców bezwarunkowo, niestety nie można powiedzieć w tym przypadku o całkowitej wzajemności. Ojciec, Reagan, był zachwycony widząc prawie białowłose niemowlęta we wspólnej kołysce trzymające się za drobne paluszki. Matka, Laidan, nie poświęcała temu sielskiemu obrazkowi większej uwagi. O wiele bardziej zaprzątał ją widok Samaela, jej pierworodnego, który jako rezolutny pięciolatek nie zaprzątał sobie zbytnio głowy nowym rodzeństwem. Jakby już wtedy wiedział, że jego pozycja jest niezagrożona, że nie będzie musiał oddawać części matczynej uwagi na rzecz bliźniaków.
Dzieci są często właśnie w ten sposób mądrzejsze od dorosłych. Mają obraz rzeczywistości niezniekształcony doświadczeniem życia, widzą wszystko takim, jakim jest. Tak było też w przypadku Sørena, który rósł i rozwijał się jak na drożdżach. Zdolności magiczne ujawniły się u niego bardzo szybko. Na przykład poprzez jego włosy. Już jako kilkulatek był dumnym posiadaczem bujnej, jasnoblond grzywy, kontrastującej z delikatną, piegowatą cerą. Kilku fryzjerów, w tym jeden z samego Londynu, próbowało ujarzmić jego czuprynę, ale za każdym razem następnego dnia wszystko wracało do pierwotnego stanu. Bardzo szybko wsiadł na dziecięcą miotełkę, a jeszcze szybciej jej prędkość i limit wysokości stały się dla niego niewystarczające. Ojciec w ogóle nie wchodził w dyskusje o innej miotle, zbyt bał się o życie syna. Natomiast matka uważała, że w ogóle nie powinien latać, bo to uwłaszcza szlachcicowi i jeśli sobie coś złamie to słusznie, za karę. To pokazuje jak bardzo kobieta interesowała się synem. Początkowo Søren nie dawał za wygraną, próbował zgarnąć każdy ochłap jej uwagi. Dlatego tak bardzo kochał przyjęcia, które organizowano w ich domu - Laidan przeobrażała się wtedy w naprawdę kochającą matkę, która dzieliła swe uczucie równo pomiędzy trójkę swoich dzieci. Przytulała każde do piersi i chwaliła się przed innymi czarodziejami, jakie to postępy czynią jej małe szkraby.
Jednak inteligentni rodzice nie mają głupich dzieci. Søren szybko zauważył, że matka bawi się z nim w kotka i myszkę. Początkowo podjął się wyzwania i zaczął grać w jej grę. Chłopiec starał się zachowywać jak brat. Podpatrywał ukradkiem, które zachowania Samaela wywoływały aprobatę matki i naśladował je. Z większą uwagą ćwiczył fechtunek, jazdę konną i przykładał się do kaligrafii. W większości był jednak za mały, aby cokolwiek osiągnąć, a ciągły brak atencji zniechęcił go do dalszych prób. Skupił się, więc na tym, co otrzymywał bezinteresownie, chociaż zadra w jego dziecięcym sercu pozostała. Miłość, której matka nie doceniała, przelał na ojca. Był zapracowany, całymi dniami przesiadywał w Ministerstwie Magii, ale gdy wracał jego uwagę pochłaniały dzieci. Gdy były całkiem malutkie tarzał się z nimi dla zabawy po podłodze, a kiedy podrosły czytał przed snem książki, których zaczarowane obrazki poruszały się i urozmaicały opowieść. Męskim rytuałem Sørena z ojcem było czytanie niedzielnymi popołudniami. Były to jednak zgoła inne książki. Te opowiadały historie, które wydarzyły się naprawdę i ukształtowały świat, jaki znali. Nie było w nich miłości, ale walka, krew i daty, czyli wszystko, co intrygowało chłopca. Szybko okazało się, że ma świetną pamięć do liczb. Umiejętność ta dała obfity owoc w Hogwarcie. Jednak nauka nigdy nie była najważniejszą rzeczą w jego życiu. Fundamentem, który scalał go od samego początku była Allie.
Podobno bliźniaki łączy więź, której nie zrozumie nawet najbardziej zgrane rodzeństwo. Nikt nigdy tego nie potwierdził, ale porównuje się to do jednej duszy podzielonej na dwa ciała. Miłość między takim połówkami po prostu zawsze działa. Dlatego Søren wsparł się właśnie na niej. Bliźniaczka jako jedyna osoba w domu była obok niego praktycznie cały czas. Dopóki nie sprowadzono dla nich guwernantek, dnie spędzali na zabawie. Wielka i dostojna niczym stara, lekko zgorzkniała matrona rezydencja Averych niespodziewanie tętniła życia. Nawet szczęśliwy Samael nie potrafił obdarować tego domu taką ilością radości i śmiechu. To ich dwójka zgłębiła wszelakie zakamarki domu w czasie zabawy w chowanego, przy okazji zbierając na ubraniach starszy od nich razem wziętych kurz. Czas spędzony z siostrą w dzieciństwie jest właśnie tym, który rozgrzewa częściowo skamieniałe w dorosłym, doczesnym życiu serce młodego Avery'ego. Trzyma te wspomnienia w tej ciepłej, nadal bijącej części siebie i czerpie z nich nadzieję, że przytrafi mu się coś dobrego. Oczywiście razem z Allison dane mu było przełknąć również chwile o wyjątkowo gorzkim smaku. To z jej powodu relacje Sørena i Samaela uległy znacznemu zepsuciu już w czasach młodości. Pierworodny Avery od początku uważał matkę za jedyną kobietę godną jego szacunku. Był to powodem licznych spięć chłopaka z Allie. Jeśli Søren był wtedy obecny, nigdy nie zostawiał tego bez echa. Dokuczliwość Samaela odbierał osobiście, jakby była wymierzona w niego. Chociaż nie miał szans ze starszym o pięć lat i postawniejszym bratem, to stawiał mu się. Często obrywał, nie tylko słownie, a niektóre ślady musiała zauważyć nawet matka. Kobieta jednak nie reagowała w żaden sposób. Jej ingerencja w życie i wychowanie Sørena polegała głównie na karceniu go i porównywaniu do starszego brata. W ten sam sposób przez życie chłopca przewijał się dziadek Marcolf, senior rodu. Mężczyzna dostojny i ciepły jak Grenlandia, krytycznym wzrokiem spoglądał na bliźniaki, rzadko kiedy ofiarując im choćby słowo.
Często rodzina nie jest dobrym lub wystarczającym oparciem dla człowieka. Wtedy ten szuka głębiej, aż napotyka się definicję przyjaciela i doświadcza jej znaczenia na własnej skórze. Tego właśnie potrzebował chłopiec, aby wstrzymać chociaż krwawienie, które zadawała mu swoją ignorancją matka. Okazja do tego nadarzyła się właśnie dzięki, o ironio, Laidan i jej licznym znajomym. Do jej bliskiego kręgu należeli państwo ze szlachetnego rodu Bulstrode. Odwiedzająca ich od czasu do czasu para miała syna. Cichy, ale czujnie przyglądający się światu Liam stał się dla Sørena intrygujący. W pewnym stopniu swoją postawą przypominał mu ojca. Nić porozumienia między ośmio- i dziesięciolatkiem stawała się coraz silniejsza. Znakiem rozpoznawczym dzieci zazwyczaj jest hałas, bliźniaki stanowiły tego doskonały przykład, jednak ten duet charakteryzowała cisza. Nie potrzebowali wielu słów podczas wspólnej zabawy. Liam z uśmiechem przyglądał się, gdy Søren popisywał się na miotle i równie imponująco z niej spadał. Jednak różnica wieku, zwłaszcza pomiędzy tak młodymi chłopcami, ma znaczenie. W szkole Liam spędzał czas z Samem, a im musiały wystarczyć listy. Połączyła ich dzięki temu solidna więź, ale milczenie między nimi tworzyło lukę zbyt dużą, by wtedy można było nazwać to przyjaźnią.
Widocznie los szykował mu kogoś innego do tej roli. Czas oddzielający go od pójścia do Hogwartu minął nieubłaganie. List, który przyniosła sowa obudził w jego sercu nadzieję. Nareszcie będzie mógł przestać znosić gardzącego nim dziadka i tęskniącą za starszym bratem matkę. Wiedział, że będzie tęsknił za ojcem, ale myśl, że będzie miał przy sobie Allie dodawała mu skrzydeł. Już sama wizyta na Pokątnej sprawiła, że nie mógł się doczekać zamknięcia w murach szkoły. Nie chodził mu o zawiązywanie nowych przyjaźni, chociaż wiedział, że jego bliźniaczka na pewno o to zadba. Ekscytowała go myśl o nauce, a jeszcze bardziej otwarte bramy do szkolnej drużynie Quidditcha. Dlatego pierwszym miejscem na zakupach, gdzie skierował swoje kroki nie był sklep Ollivandera, ale ten, na którego wystawie można było odnaleźć najlepsze w owym czasie miotły. Odłączenie się od rodziny wyraźnie odcinającej się na tle innych czarodziejów musiało być mu pisane. Nie możliwe, żeby istniały aż takie zbiegi okoliczności. Jednak to właśnie wtedy na jego drodze stanął zagubiony chłopiec, w dodatku w jego wieku. Søren nie wierzył w przyjaźń od pierwszego wejrzenia, bo nigdy takiej nie otrzymał, ale zmienił to Amodeus.
Chociaż w szkole Magii i Czarodziejstwa razem siostrą trafił do Slytherinu przypadkowe spotkanie z Carterem zbierało swój plon. Początkowo widywali się jedynie w sali od eliksirów i kiwali sobie zdawkowo głowami. W końcu chłopak był Krukonem, w dodatku półkrwi, a Søren musiał skupiać się jednocześnie na swoim kociołku jak i Allie, aby przypadkiem nie oberwać buchającą z niego parą. Uwielbiał ten przedmiot, receptury czy tajemnicze składniki nie miały przed nim tajemnic, ale na zajęciach praktycznych nie pomagał siostrze. Wiedział, że jest ambitna i sama wszystko odkryje, chociażby metodą prób i błędów. Sprawiło to, że profesor Slughorn był bardzo częstym gościem przy kociołkach bliźniaków Nie przepadał jednak za jego postojami, bo wiązało się to z regularnym porównywaniem ich talentu oraz potencjału do brata. Zresztą eliksiry to bardzo żmudny przedmiot, wymagający nieskończonych pokładów cierpliwości i uwagi. Chociaż Søren posiadał wszystkie te cechy, to był tylko młodym chłopakiem z dużym bagażem energii, którą w domu tłumiły sztywne maniery. Wszystko to wyładowywał na lekcjach zaklęć, dających mu w pełni rozwinąć jego szybkość, refleks i pamięć. Była to doskonała odskocznia, pozwalająca mu wyłączyć myślenie, odciąć się od wszystkiego i wszystkich. Chociaż Allison starała się poprawić jego towarzyskość, a on kochał ją za to jeszcze bardziej, to wciąż pozostawał ponurakiem. Jeśli ktoś nadepnął mu na odcisk, potrafił ofuknąć go tak, że poczuł się przy nim mały i bezużyteczny jak źle traktowany skrzat. Obojętnie czy był szlamą czy pełnoprawnym szlachcicem. Jedyna przydatna umiejętność, której nauczył się od brata. Wystarczała mu jego bliźniaczka, dla której przez długi czas był praktycznie cieniem, oraz rozwijająca się relacja z Amodeusem Carterem.
Gdyby nie wzmożony wysiłek w nauce w pierwszym roku, to w drugim niechybnie opadłby gdzieś na dno. Wszystko za sprawą najważniejszej wtedy dla Sørena rzeczy - Quidditcha. Udało mu się dostać do drużyny ślizgonów. Początkowo siedział jedynie na ławce rezerwowych, ale w końcu jeden z pałkarzy dostał tłuczkiem prosto w czoło i trzeba było wystawić do gry młodzika. Właśnie wtedy, podczas swojego pierwszego meczu, gdy powietrze świszczało mu ogłuszająco w uszach, stało się dla niego jasne, co chce robić w życiu. Chociaż sława alchemika czy kariera w ministerstwie stały przed nim otworem, przy Quidditchu nie miały większego znaczenia. Żaden z tych zawodów nie oferował takiej dzikiej wolności, jak wznoszenie się na miotle. To właśnie tam, wysoko w powietrzu, zapominał o wszystkich problemach, rzeczach, które nie dawały mu spać. Na miotłach nie istniały podziały krwi. Drugim pałkarzem u jego boku przez długi czas był Padraig, półkrwiak, ale nie miało to żadnego znaczenia. Liczyły się jedynie tłuczki, które trzeba było posłać w stronę przeciwnika.
Śmierć Krukonki pod koniec drugiej klasy sprowadziła go na ziemię. Pokazała mu ulotność życia i jego kruchość. Uświadomił sobie, że w każde chwili może doznać urazu, takiego jak pałkarz, którego zastąpił. Ponownie zaczął przykładać się do nauki. Lata w szkole płynęły tym spokojniej, że Samael w końcu zakończył edukację i Allie rozwinęła skrzydła. Chociaż pragnął całą siłą zatrzymać ją przy sobie, to wiedział, że nie przyniesie to żadnej korzyści. Nie był szczęśliwy z jej rosnącej samodzielności, ale odsunął się na bok. Poza tym nadal miał ją na oku. Zwłaszcza chłopców, którzy wydawali się co raz chętniej łypać w jej kierunku. Nie pozwalał im przekroczyć granicy, wszyscy oni wiedzieli, że są pod odstrzałem cichego bliźniaka Ślizgonki.
Cichego, właśnie. W tej kwestii nic się nie zmieniło. Nie należał do żadnej grupy wzajemnej adoracji, nie obnosił się ze swoim statusem jak wszyscy inni z dobrych domów. Nazwiska używał tylko, jeśli ktoś mu się naraził, a pochodził z niższej warstwy społecznej. W walce o miejsce w szkolnej hierarchii wszystkie chwyty były dozwolone. Dość wysoka pozycja zapewniała mu wianuszek wzdychających dziewcząt. Nie dziwiło to Sørena, bo prawie białowłosych blondynów z piegami było w Hogwarcie niezwykle mało. Aczkolwiek płeć przeciwna nie wchodziła wtedy w zakres jego zainteresowania. O wiele bardziej intrygowało go to, co niedawno odkrył Amodeus. Początkowo wolał skupić się na wiedzy szkolnej, SUM-y zbliżały się wielkimi krokami, ale szybko dał się przekonać. Czarna magia, niezwykle trudna i pilnie strzeżona w Dziale Ksiąg Zakazanych, nie pozostała mu obojętna. Studiował ją z przyjacielem ograniczając się do samej teorii. Nie wiedział czy poznane zaklęcia kiedykolwiek znajdą u niego zastosowanie w życiu, ale ich znajomość zapewniała mu kontrolę. Dzięki temu nie czuł się bezsilny, rzucony na pastwę nieprzewidywalnego losu.
Egzaminy poszły mu bez problemu, cieszyły go też świetne wyniki siostry. Zawsze wierzył w jej potencjał, po prostu potrzebowała więcej czasu. Razem dołączyli nawet do Klubu Ślimaka, ale bycie zwierzątkiem wystawowym w kolekcji Slughorna nie należało do jego ulubionych zajęć. W końcu szósta klasa miała zbliżać go wielkimi krokami do spełnienia marzeń, już wkrótce miał uwolnić się od rodziny, przestać spędzać wakacje w krainie ułudy. Nie wiedział jak bardzo się mylił.
Pierwszy był wypadek Amodeusa. Søren nigdy by nie pomyślał, że przyjaciel pragnie zastosować zakazaną wiedzę w praktyce. Rana, którą tamten sobie zadał pozostawiła na jego ciele bliznę. Taka sama powstała na umyśle Avery’ego, który nabrał pełnej świadomości jak niszczycielską siłę ma magia, którą posiedli. Z jednej strony jego samego świerzbiła teraz ręka do praktyki, moc, którą mógł kierować dawała wielkie możliwości, ale obraz konsekwencji był zbyt wyraźny. Kolejnym ciosem od losu było owdowienie Samaela. Polubił jego żonę, która w porównaniu do brata, wydawała się normalna. Poza tym była Bulstrodem, co gorsza, siostrą Liama. Mieli w szkole dobry kontakt, był jedną z niewielu osób poza siostrą i Amodeusem, które wpuścił do swojej skorupy. Śmierć Cecile, która jakby nie patrzeć była jego bratową, mocno na niego wpłynęła. Po raz pierwszy postawiono go w czarnym fraku z laską w ręce nad ziejącą w ziemi dziurą. W dodatku w oddali darła się osierocona córeczka Sama. Doszedł do wniosku, że kobiety w życiu równają się samym problemom, na co doskonałym przykładem była jego matka, która cały czas żywo go ignorowała. Zwłaszcza od kiedy regularnie grał w Qudditcha, a ojciec z dumą kupił mu lepszą miotłę. Tak więc jedyną kobietą, której potrzebował była jego siostra.
To miał być koniec mrocznej passy w jego życiu. Wydarzeń, które kształtowały mężczyznę, jakim się stawał. Po skończeniu przedostatniego roku nauki otrzymał zaproszenie na zgrupowanie obiecujących zawodników Qudditcha z całej Anglii. Była to dla Sørena ogromna szansa. Dzięki niej mógł liczyć na posadę, chociażby rezerwowego w którejś z ligowych drużyn. Wybranie się tam ostatecznie ucinało nadzieję Reagana Averyego na karierę naukową syna. Nie był aż tak konserwatywny, żeby przekładać marzenia syna nad powinności. Chłopak wrócił z obozu kilka dni wcześniej ze względu na zbuntowane tłuczki, nad którymi nikt nie potrafił zapanować. To był jego błąd. Trzeci raz, gdy życie ugodziło go prosto w serce.
Był pewien, że rezydencja jest pusta. Skrzaty przywitały go jednak dosyć markotnie. Nie liczył na ich uprzejmość, chociaż traktował je z szacunkiem, ale to zachowanie było dziwne. Mijając kolejne drzwi dzielące go od swojego pokoju, usłyszał nasilający się dźwięk - jęk. Nie miał pojęcia do jakiej osoby mógł należeć. Pomyślał, że Samael szybko pocieszył się po stracie żony. Potem znalazł otwarte na oścież drzwi do jednej z sypialni i zatoczył się, pijany od szoku, który go ogarnął. Obrazy, które zobaczył przez długi czas nawiedzały go w koszmarach, a to co się stało potem, pamięta we fragmentach. W pierwszej chwili stał na przeciwko Sama, patrząc mu w oczy, obaj trzymali w wyciągniętych rękach różdżki. Kłębiące się w nim emocje żalu, bólu, wściekłości i obrzydzenia kazały mu po prostu zabić brata. Kolejny fragment to niekończący się w jego umyśle krzyk matki, która zastygła w przerażeniu, osłaniając się prześcieradłem. Ostatni moment to trzymanie Laidan za rękę, kiedy Samael rzucał zaklęcie Przysięgi Wieczystej, tym samym stając się ich Gwarantem. Milion razy chciał powiedzieć Allie, co widział. Tym bardziej, że bliźniaczka doskonale odbierała targające nim emocje. Søren chciał zlekceważyć konsekwencje złamania Przysięgi, śmierć wydawała mu się łaskawym rozwiązaniem. Jednak powiedzenie siostrze prawdy, a potem zostawienie jej z tym całkiem samej, byłoby najgorszym, co mógł w tej sytuacji zrobić. Oczywiście ojciec o niczym nie wiedział i chłopak wolał, żeby tak zostało. Reagan kochał żonę jak głupiec, a ta miłość właśnie nim go czyniła. Pozostał więc sam z duszącym sekretem. Jeszcze nigdy nie cieszył się tak na myśl o powrocie do szkoły.
Siódmy rok upłynął Sørenowi spokojnie. Skupił się głównie na nauce do owutemów, aby odgonić wszystkie miotające nim demony. Widocznie robił to na tyle dobrze, że przestał niepokoić swoim zachowaniem siostrę, a przyjaciel nic nie zauważył. Nie chciał mieć tajemnic przed dwoma najbliższymi osobami, ale zbyt ich kochał, żeby obarczać takim ciężarem. Robił więc dobrą minę do złej gry, ciesząc się, że najgorsze ma już za sobą. Z trudem rozstawał się ze szkolną drużyną, którą darzył dużym sentymentem. Jednak dewiza, że wszystko jest tymczasowe, nie była czczym gadaniem, więc po egzaminach musiał opuścić bezpieczne mury szkoły. Eliksiry i zaklęcia zdane na wybitny otwierały mu wiele drzwi, ale żadne nie były mu po drodze. Chciał grać, więc szybko zaczął rozglądać się za miejscem w jakiejś ligowej drużynie. Pozwoliłoby mu to na jak najszybsze usamodzielnienie i zamieszkanie pod innym dachem niż jego chory brat. Naprawdę nie mógł uwierzyć, że jest psychiatrą.
Plany zawodowe musiały jednak poczekać. Krótko po zakończeniu nauki zamiast sowy od przyjaciela, on sam pojawił się przed nim we własnej osobie. Historia, którą usłyszał wstrząsnęła nim do głębi. Wyjątkowo nagroda matki roku powędrowała w inne niż Laidan, zimne ręce. Roztrzęsiony Amodeus, który w dodatku nie mógł się czuć w Anglii bezpiecznie, nie miał w kraju nic do roboty. Czując się w obowiązku pomóc przyjacielowi, Søren wyciągnął z rodzinnego skarbca słuszną ilość galeonów i wysłał chłopaka za granicę. Nie wiedział, że pożałuje swojej decyzji, gdy w krótkim czasie kolejna najbliższa osoba odsunie się od niego na odległość kontynentu. Korzystanie w tak młodym wieku ze swojej części majątku nie spodobało się jego ojcu. Ziścił się najgorszy koszmar mężczyzny. Aby móc swobodnie rozporządzać swoją pokaźną częścią rodzinnego majątku, musiał znaleźć kobietę, z którą przedłuży linię Averych. Delikatnie mówiąc Søren wściekł się. Nie chciał ani knuta z tych pieniędzy. Wiedział, że jeśli znajdzie pracę, szybko przestaną mu być potrzebne. Nie zdążył się jednak dobrze zaznajomić z tabelą wyników ligi, gdy u Allie ujawniła się Trauma Krwi. Kiedy zapadła w śpiączkę myślał, że oszaleje. Najsolidniejszy fundament jego życia chwiał się w posadach. Przez ten czas oczekiwania prawie zabił uzdrowiciela pytaniami, a włosy prawie pobielały mu do końca. Cały czas zastanawiał się, co mogło wywołać tak nagłe pojawienie się choroby. Przecież Allison cały czas była w domu, bezpieczna. Właśnie. Wtedy przypomniał sobie jakie wydarzenie w niedawnym czasie wywołało u niego głęboki szok i skok ciśnienia oraz miało miejsce w rezydencji. Spojrzenie w oczy bliźniaczki zaraz po jej przebudzeniu, potwierdziło złowrogie przypuszczenia. Nie sądził, że może być jeszcze gorzej, ale życie widocznie lubiło go zaskakiwać. Odraza, jaka biła od siostry w stosunku do niego, po prostu go zabijała. Nie był w stanie jeść czy spać. W dodatku okazało się, że Samael dostał obsesji na punkcie swojej zagrożonej tajemnicy. Nie mógł znieść strachu targającego bliźniaczką ani jej milczenia. Nie mógł jej chronić na siłę, a bezsilność zabijała od środka. Nie miał problemu z otrzymaniem od ojca mieszkania w Londynie. Reagan cieszył się, że syn zacznie samodzielne życie, zacznie bywać w towarzystwie, a co za tym idzie, pozna jakąś miłą szlachciankę. Korzystając z hojności ojca wysłał Allie do Gizy, z dala od żądnego krwi starszego brata. Miał tam znajomości dzięki przebywającemu w Egipcie Amodeusowi. Chociaż nadal nie wybaczyła mu zatajenia tej okropnej informacji, to nie odrzuciła jego pomocy. Wiedział, że napomknięcie o Przysiędze mogłoby naprawić ich relacje, ale nie chciał się tym zasłaniać. Przyjął swoją karę w milczeniu.
Szalenie tęsknił za przyjacielem i siostrą. Chociaż dostawał oferty na zawodnika rezerwowego, nie chciał grać. Czuł się do niczego, potrzebował chwili spokoju i wytchnienia od niszczącego go psychicznie życia. Wyjechał do Szkocji, aby zdystansować się od minionych wydarzeń, które wciąż były jątrzącą się raną na jego zimny sercu. Nie sądził, że będzie w stanie komukolwiek w przyszłości zaufać, ale przyszłość przez pewien czas nie istniała w jego słowniku. Na łonie natury, u znajomych prowadzących rezerwat wilków, nabrał potrzebnego mu dystansu. Tam po raz pierwszy od ukończenia Hogwartu wsiadł na miotłę. Tęsknił za ciężarem pałki w dłoni, zaczął żałować, że porzucił grę. Quidditch dawał mu kontrolę, tłuczki stanowiły jedyną przeciwność, którą umiał pokonać. Potrzebował tego po tym jak los wyrwał mu z dłoni wszystkie sznurki.
Ucieszył się więc, gdy Amodeus oznajmił swój powrót do kraju, a Allison zaczęła przysyłać listy. Poczuł siłę do działania i niesiony impulsem wrócił do Londynu. Miał dziewiętnaście lat i palącą potrzebę gry. Pozycja pałkarza rezerwowego Os z Wimbourne była spełnieniem jego uczniowskich marzeń. Trenował z entuzjazmem, który towarzyszył mu na pierwszych szkolnych meczach. Jednak tylko na boisku można było zobaczyć na jego ustach ślady uśmiechu. Rzeczy przez które przeszedł pozostawiły na nim swoje piętno. Jeśli wcześniej był wycofanym, spokojnym chłopakiem to teraz był oziębły, oschły i często cyniczny. Przestał uważać, że najgorsze ma już za sobą, bo zawsze po wypowiedzeniu tego zdania za zakrętem pojawiało się nowe cierpienie. Chociaż bliźniaczka nie chowała już do niego urazy, nie mógł się pogodzić z tym, że ostatni raz widział jej twarz wykrzywioną zawodem i bólem. Przez niego. Okropnie tęsknił, więc żeby pozbyć się tego nieznanego mu dotąd uczucia, zaharowywał się na boisku. Na jego delikatnych, arystokratycznych dłoniach pojawiły się odciski od kurczowego ściskania pałki. Jeśli nie mógł trenować pogłębiał przyjaźń z ognistą whisky. Trunek jako jedyny nie patrzał na niego z wyrzutem, nie oczekiwał, że się ożeni, że będzie lepszy, że zniknie z tego świata. Alkohol nie zawsze wypełniał jego zmarznięte ciało ciepłem, którego potrzebował. Sława, którą dało mu pojawianie się na zapleczu drużyny przyciągnęła pierwsze, ciekawskie kobiety. Tym razem ich nie odrzucał, potrzebował substytutu emocji poza boiskiem. Chciał poczuć cokolwiek, po cichu licząc, że gdzieś rzeczywiście istnieje uczucie miłości. Musiał jednak liczyć za cicho.
Ciężka praca opłaciła się, bo w dniu dwudziestych urodzin zagrał w pierwszym składzie drużyny. Sukces smakował goryczą, bo na trybunie zasiadł jedynie jego ojciec. Brakowało mu na tym najważniejszym meczu pary bliźniaczych do jego oczu. Z listów wiedział jednak, że jest szczęśliwa i nie chciał ściągać jej do kraju na siłę. Decyzję o wysłaniu Allie do Gizy uważał za jedną z najlepszych w życiu. Nie mógł z niej robić swojego kaftana bezpieczeństwa, chociaż to właśnie dzięki niej stąpał po właściwej stronie ziemi. Skupił się więc na grze i okazyjnym piciu, aby mogła być z niego dumna.
Kiedy niecałe cztery lata później dowiedział się o drugim ślubie brata, miał ochotę podrzeć i spalić zaproszenie. Utrzymywał z Liamem całkiem dobry kontakt od kiedy wrócił ze Szkocji i czuł, że widok innej kobiety chowającej jego, w dodatku chorą siostrzenicę nie będzie dla niego przyjemny. Był przekonany, że siostra nie pojawi się na tej paradzie pozorów, więc uznał za konieczne reprezentowanie ich dwojga. Søren nie domyślał się jednak, że ta nieobecność będzie uznana za taką zniewagę. Mógł bezczynnie patrzeć na rozgniewanego ojca, którego nie udało mu się ugłaskać. Prawie zadławił się sercem, gdy Samael pojechał po nią do Egiptu. Wiadomość o zaręczeniu Allison z jakimś wymoczkiem prawie zatrzymała zimny kawałek mięsa w jego piersi. Życie tym razem okazało się łaskawsze, bo zauważył zmiany w swojej bliźniaczce. Była pewniejsza siebie, żywsza, wyżej trzymała głowę. To podniosło go na duchu.
Søren oddaje się więc teraz grze całym sobą, szczęśliwy widząc dwie osoby na trybunach. Pensja, którą dostaje nie jest mała, ale myśl o oddaniu na talerzu całego majątku bratu nie jest mu szczególnie miła. Zwłaszcza teraz, gdy powoli udało mu się poskładać w całość. Wszystko idzie do przodu, więc on też się nie zatrzymuje. Gra w ciąż daje mu wolność, odciąża od problemów, więc ma siłę walczyć.
Zawsze spoglądając w lustro widzi ślady tego, co przeżył. Wydaje mu się, że oczy są trochę zbyt stare jak na to ciało. Ale blizny są tylko w środku. Świat widzi Sørena Reagana Averyego i niech nie sądzi, że zegnie przed nim kolano.
7 (+3 różdżka) | |
0 | |
0 | |
7 (+1 różdżka) | |
0 | |
2 (+1 różdżka) | |
10 |
różdżka, miotła (bardzo dobrej jakości), teleportacja, sowa, 5 punktów statystyk
[bylobrzydkobedzieladnie]
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień