Sypialnia
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Przytulna sypialnia typowego młodego kawalera - podłoga i łóżko często zasłane są ubraniami, a wszędzie walają się książki.
Sypialnia
Przytulna sypialnia typowego młodego kawalera - podłoga i łóżko często zasłane są ubraniami, a wszędzie walają się książki.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
I ona tęskniła, choć pozostawała nieświadoma tego, że Steffen nie tylko łamał klątwy, a angażował się w potajemną działalność. Wiedziała co nieco o tym, że w kraju dzieje się źle, że były anomalie, że nastroje społeczne są niespokojne, ale czerpała informacje jedynie z którejś ręki i nie przeżywała tych wydarzeń na swojej skórze. Może dlatego nieco bagatelizowała to wszystko i myślała, że skoro anomalie się skończyły, to nie powinno być tak źle. Sama prosiła ojca, żeby mogli już wrócić, nawet jeśli rozsądek szeptał, że może lepiej byłoby zostać w Norwegii, zwłaszcza że coraz lepiej rozumiała język i potrafiła się już nawet w podstawowy sposób dogadać z tamtejszymi pracownikami w ich ojczystym języku. Poza tym praca tam jej się podobała, ale trudno było zapomnieć, że cała reszta jej rodziny i znajomych znajduje się w Anglii. Była osobą towarzyską i rodzinną, więc brakowało jej tych ludzi i wolała być bliżej nich.
Cieszyła się, że go zastała i odwzajemniła uścisk; w końcu widzenie się po raz pierwszy od miesięcy zasługiwało na wylewność. Steffen był jedną z osób, których na obczyźnie brakowało jej najbardziej. Dobrze było go widzieć, choć po chwili, już po powitaniu, zauważyła że mimo młodzieńczego wyglądu i energii, jego oczy były podkrążone, a cera jakby bledsza. Zrzuciła to jednak na karb odpowiedzialnej pracy i obcowania z klątwami, co pewnie nie należało do najbardziej zdrowych czynności.
- Nie było tak źle, po pewnym czasie można było przyzwyczaić się do zimna i śniegu. Zresztą, widzę że tutaj wcale nie jest dużo cieplej – zauważyła, mając na myśli siarczysty mróz i ilość śniegu większą niż normalnie bywała w Anglii. No i słyszała że podczas anomalii też działy się różne rzeczy. Śnieg w czerwcu, burza, wyładowania magiczne... – Zresztą smoki skutecznie dbały o rozgrzewanie nas – zażartowała, choć tak naprawdę opiekowała się tylko młodzikami i osobnikami schorowanymi, więc nie miała okazji uciekać przed ogniem rozjuszonego dorosłego smoka. – Napijmy się herbaty, będzie dobrze pasować do tych ciastek – zgodziła się, podając mu torebkę z ciasteczkami, ale zaraz jej usta ukształtowały się w „O”, kiedy Steffen wymówił nazwę „Peak District”. – Ojej! To może uda nam się tam spotkać, bo wiesz... będę tam pracować! – pochwaliła się. – Będę uczyć się na smokologa w Peak District, pod okiem tamtejszych specjalistów. Kurczę, od dawna o tym marzyłam!
Ale bezpośrednio po Hogwarcie nie było to możliwe, więc najpierw zdobywała doświadczenie gdzie indziej. Popracowała ponad dwa lata w magicznym zoo w Londynie, a potem przez dziesięć miesięcy podróżowała z ojcem, zahaczając o Amerykę, a później wrócili do Europy i jakieś osiem miesięcy spędzili już w Norwegii, gdzie zdążyła dość dobrze poznać rytm pracy w tamtejszym rezerwacie i zdobyć pierwsze doświadczenia, które mogła przedstawić opiekunom z Peak District, choć ostatecznie największy wpływ na jej przyjęcie miał ojciec, który od lat współpracował z tym rezerwatem i miał ustaloną renomę. Teraz jej ojca przyjęto z powrotem z otwartymi ramionami i okazano też kredyt zaufania jego córce.
- Jestem taka ciekawa, bo choć bywałam w Peak District, to nigdy nie jako pracownik, a tylko jako gość. Teraz będzie inaczej, ale już nie mogę się doczekać. – W ogrodzie magizoologicznym też było fajnie, ale największą fascynacją Remi pozostawały smoki. Może to dlatego, że lubiła wyzwania i nie zadowalała się najprostszą ścieżką, a wolała szukać tej, która może dostarczyć więcej wrażeń?
Cieszyła się, że go zastała i odwzajemniła uścisk; w końcu widzenie się po raz pierwszy od miesięcy zasługiwało na wylewność. Steffen był jedną z osób, których na obczyźnie brakowało jej najbardziej. Dobrze było go widzieć, choć po chwili, już po powitaniu, zauważyła że mimo młodzieńczego wyglądu i energii, jego oczy były podkrążone, a cera jakby bledsza. Zrzuciła to jednak na karb odpowiedzialnej pracy i obcowania z klątwami, co pewnie nie należało do najbardziej zdrowych czynności.
- Nie było tak źle, po pewnym czasie można było przyzwyczaić się do zimna i śniegu. Zresztą, widzę że tutaj wcale nie jest dużo cieplej – zauważyła, mając na myśli siarczysty mróz i ilość śniegu większą niż normalnie bywała w Anglii. No i słyszała że podczas anomalii też działy się różne rzeczy. Śnieg w czerwcu, burza, wyładowania magiczne... – Zresztą smoki skutecznie dbały o rozgrzewanie nas – zażartowała, choć tak naprawdę opiekowała się tylko młodzikami i osobnikami schorowanymi, więc nie miała okazji uciekać przed ogniem rozjuszonego dorosłego smoka. – Napijmy się herbaty, będzie dobrze pasować do tych ciastek – zgodziła się, podając mu torebkę z ciasteczkami, ale zaraz jej usta ukształtowały się w „O”, kiedy Steffen wymówił nazwę „Peak District”. – Ojej! To może uda nam się tam spotkać, bo wiesz... będę tam pracować! – pochwaliła się. – Będę uczyć się na smokologa w Peak District, pod okiem tamtejszych specjalistów. Kurczę, od dawna o tym marzyłam!
Ale bezpośrednio po Hogwarcie nie było to możliwe, więc najpierw zdobywała doświadczenie gdzie indziej. Popracowała ponad dwa lata w magicznym zoo w Londynie, a potem przez dziesięć miesięcy podróżowała z ojcem, zahaczając o Amerykę, a później wrócili do Europy i jakieś osiem miesięcy spędzili już w Norwegii, gdzie zdążyła dość dobrze poznać rytm pracy w tamtejszym rezerwacie i zdobyć pierwsze doświadczenia, które mogła przedstawić opiekunom z Peak District, choć ostatecznie największy wpływ na jej przyjęcie miał ojciec, który od lat współpracował z tym rezerwatem i miał ustaloną renomę. Teraz jej ojca przyjęto z powrotem z otwartymi ramionami i okazano też kredyt zaufania jego córce.
- Jestem taka ciekawa, bo choć bywałam w Peak District, to nigdy nie jako pracownik, a tylko jako gość. Teraz będzie inaczej, ale już nie mogę się doczekać. – W ogrodzie magizoologicznym też było fajnie, ale największą fascynacją Remi pozostawały smoki. Może to dlatego, że lubiła wyzwania i nie zadowalała się najprostszą ścieżką, a wolała szukać tej, która może dostarczyć więcej wrażeń?
-Brr, deszcz jest przecież lepszy od śniegu! - wzdrygnął się Steffen, Anglik z krwi i kości, który pokochał londyński styl życia, wliczając w to mgłę i kałuże. -Chociaż... nie każdy deszcz. W listopadzie i grudniu mieliśmy tutaj okropną nawałnicę, taką jakby burzę zrodzoną z anomalii. Trwała dwa miesiące, nawet sobie nie wyobrażasz, jaki byłem zaskoczony widząc słońce pod koniec grudnia! Chyba nawet się opaliłem, bo od razu poszedłem wysiadywać w parku... - paplał, choć wcale nie był opalony. Już Remi wyglądała zdrowiej, muśnięta bladym norweskim słońce, bo zapewne spędzała całe dni na łonie natury (nawet w chmurach i śniegu), a nie przed biurkiem.
Przewrócił lekko oczami na żart Remi, usiłując ukryć troskę. Niewiele wiedział o smokach, więc martwił się o kuzynkę i jej ryzykowny, jak na jego gust, wybór kariery. Był Gryfonem, ale też molem książkowym, więc poskramianie smoków wydawało mu się szalenie odważne - nie, żeby jego marzenia o tropieniu artefaktów dla Gringotta były bezpieczniejsze.
-Ciasteczka, dziękuję! - ucieszył się i natychmiast (nieco chaotycznie) wysypał je na talerz. Był tym rodzajem gospodarza, który chętnie dzieli się prezentami, ale niestety nie miał kobiecej ręki do równego układania ciasteczek i serwetek.
Natychmiast podgrzał wodę na herbatę, a potem wpakował sobie ciasteczko do ust i usiadł na łóżku, bo kanapa w salonie była zawalona książkami (nie musiał zachęcać Remi aby również usiadła, bo wiedziała, że może czuć się u niego jak w domu).
-Oooo, gratulacje! - wykrzyknął, krusząc nieco, bo wciąż przełykał ciasteczko. Ale zatkało go z wrażenia na wieść o jej nowej pracy! Aż podskoczył na łóżku, które zgrzytnęło pod ciężarem jego pośladków - chyba przydałyby mu się nowsze meble.
-To świetna praca! A Greengrassowie to porządna rodzina, na pewno będą dobrymi pracodawcami! - z uśmiechem pochwalił wybór Remi, z ulgą przyjmując wiadomość, że nie będzie pracowała w Kent. Stracił już na rzecz Rosierów Isabellę, nie chciał aby w ich łapska pchała się jeszcze jego kuzynka. Kto wie, co oni tam robią ze swoimi stażystkami, brrr.
-Kiedy zaczynasz?
Przewrócił lekko oczami na żart Remi, usiłując ukryć troskę. Niewiele wiedział o smokach, więc martwił się o kuzynkę i jej ryzykowny, jak na jego gust, wybór kariery. Był Gryfonem, ale też molem książkowym, więc poskramianie smoków wydawało mu się szalenie odważne - nie, żeby jego marzenia o tropieniu artefaktów dla Gringotta były bezpieczniejsze.
-Ciasteczka, dziękuję! - ucieszył się i natychmiast (nieco chaotycznie) wysypał je na talerz. Był tym rodzajem gospodarza, który chętnie dzieli się prezentami, ale niestety nie miał kobiecej ręki do równego układania ciasteczek i serwetek.
Natychmiast podgrzał wodę na herbatę, a potem wpakował sobie ciasteczko do ust i usiadł na łóżku, bo kanapa w salonie była zawalona książkami (nie musiał zachęcać Remi aby również usiadła, bo wiedziała, że może czuć się u niego jak w domu).
-Oooo, gratulacje! - wykrzyknął, krusząc nieco, bo wciąż przełykał ciasteczko. Ale zatkało go z wrażenia na wieść o jej nowej pracy! Aż podskoczył na łóżku, które zgrzytnęło pod ciężarem jego pośladków - chyba przydałyby mu się nowsze meble.
-To świetna praca! A Greengrassowie to porządna rodzina, na pewno będą dobrymi pracodawcami! - z uśmiechem pochwalił wybór Remi, z ulgą przyjmując wiadomość, że nie będzie pracowała w Kent. Stracił już na rzecz Rosierów Isabellę, nie chciał aby w ich łapska pchała się jeszcze jego kuzynka. Kto wie, co oni tam robią ze swoimi stażystkami, brrr.
-Kiedy zaczynasz?
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Remi najlepiej się czuła, kiedy było ładnie i słonecznie, choć w Londynie rzadko można było na to liczyć. A w Norwegii, tam gdzie była, grudzień był śnieżny, a dni krótkie, latem zaś były tak długie, że można było do późnych godzin przesiadywać na zewnątrz. To też Remi robiła, spędzała całe dnie na świeżym powietrzu.
- Lubię letni deszcz. Na taki czekam z niecierpliwością, zwłaszcza na ten rozkoszny zapach, jaki po sobie pozostawia – rzekła, krzywiąc się jednak, gdy zaczął opowiadać o nawałnicy zrodzonej z anomalii. Nie żałowała, że nie było jej wtedy w Anglii. – A tamten... No cóż, cieszę się, że mnie nie było. Te anomalie musiały być okropnie nieprzyjemne, prawda? Ciekawe, skąd się wzięły i dlaczego potem tak nagle zniknęły – zastanowiła się. Bo kiedy tak czytała te wszystkie wzmianki docierające z Anglii, to bardzo ją nurtowało, co takiego się stało, że doszło do tych dziwnych, niebezpiecznych zjawisk. A potem doszła ich wieść, że anomalii już nie ma, że wszystko wraca do normy, więc wrócili. Czy miała tego pożałować? To się dopiero okaże.
Remi była dość nietypową dziewczyną, bo zamiast otaczać się miłymi, puchatymi stworzonkami ekscytowała się smokami i marzyła o zostaniu smokologiem z prawdziwego zdarzenia. Póki co nadal była na początku swojej ścieżki, bardziej krętej i wyboistej niż miałoby to miejsce, gdyby urodziła się chłopcem. Dziewczynom w pewnych sferach było trudniej, chociaż liczyła na to, że Greengrassowie okażą się na tyle postępowi i nowocześni, że nie będzie ich razić wizja kobiety-smokologa. Liczyła się przecież jej wiedza, prawda? A nie uważała, by była głupsza od chłopców, zaś nad znajomością zaklęć i kondycją mogła popracować, by były jeszcze lepsze.
- Wybrałam takie, które wydawało mi się, że lubimy oboje – powiedziała, patrząc jak z zapałem wysypał je na talerz. – Oczywiście je kupiłam, bo gdybym piekła je sama, to najpewniej ich najlepszym zastosowaniem byłoby strzelanie nimi z procy. A gdybyśmy mieli je jeść, to pewnie skończyłoby się na ukruszeniu przednich zębów.
Jeśli chodzi o gotowanie i pieczenie, Remi musiała się jeszcze wiele nauczyć. Ale jako że jej matka zmarła w dzieciństwie, nie bardzo miał kto jej to pokazać. Ciotka coś tam umiała, ale była zakręconą osobą i co za tym idzie, słabą nauczycielką. Lepiej szło jej uczenie Remi podstaw artystycznych niż rzeczy tak przyziemnych jak gotowanie.
Poszła za nim, także siadając na jego łóżku bez większego skrępowania. W końcu byli rodziną, znali się od dziecka i często bawili się razem. Jej ojciec, gdy akurat nie podróżował, czasem zabierał ją do krewnych Cattermole, a czasem zapraszał ich do Mayfield. No i Hogwart – Remi i Steffen byli na tym samym roku, w tym samym domu, więc często spędzali razem czas w pokoju wspólnym i mieli razem większość lekcji, a na pierwszych latach to nawet wszystkie. Niektórzy rzeczywiście początkowo mieli ich za rodzeństwo, ona sama też często widziała go jako przyszywanego brata. Jedynie na ostatnim roku Steffen był jakiś nieswój, nagle stał się wycofany i cichy, co wówczas ją dość mocno zaskakiwało, ale zrzucała to na karb tego, że gdy przyszedł Grindelwald, to wszyscy może poza Ślizgonami byli jacyś nieswoi.
- Też tak myślę. Mam nadzieję, że zawiodę ich zaufania – pokiwała głową, także biorąc sobie jedno ciasteczko. O Kent nawet nie myślała, nie tylko przez wzgląd na poglądy właścicieli tamtego rezerwatu. Jej ojciec współpracował z Peak District, więc i dla niej oczywistym było, że pójdzie właśnie tam. – Niedługo, chyba jeszcze w tym tygodniu. Najpierw mi wszystko pokażą, będę też musiała uczyć się teorii i udowodnić, że wiem wystarczająco dużo, by móc zbliżyć się nawet do tych najsłabszych, najmniej groźnych smoków.
W Norwegii pod okiem tamtejszych smokologów opiekowała się smokami najmłodszymi oraz starymi i schorowanymi. Ciekawe, czy i tutaj będzie mogła to robić?
- Myślę, że może za miesiąc będę już miała ci do opowiedzenia więcej. Na razie załatwialiśmy wszystkie sprawy w związku z przyjęciem do pracy oraz przeniesieniem reszty moich rzeczy od ciotki do domu w Mayfield. Jeśli będziesz chciał kiedyś wpaść, to szukaj mnie tam, nie będę już mieszkać u cioci. – U ciotki Elii przebywała przez czas między ukończeniem Hogwartu a wyjazdem, a także część wakacji letnich między kolejnymi latami w szkole. Ale teraz Steffen, chcąc ją odwiedzić, będzie musiał pofatygować się do Derbyshire. – Poza tym działo się jeszcze coś ciekawego w ostatnim czasie? – zapytała po chwili.
- Lubię letni deszcz. Na taki czekam z niecierpliwością, zwłaszcza na ten rozkoszny zapach, jaki po sobie pozostawia – rzekła, krzywiąc się jednak, gdy zaczął opowiadać o nawałnicy zrodzonej z anomalii. Nie żałowała, że nie było jej wtedy w Anglii. – A tamten... No cóż, cieszę się, że mnie nie było. Te anomalie musiały być okropnie nieprzyjemne, prawda? Ciekawe, skąd się wzięły i dlaczego potem tak nagle zniknęły – zastanowiła się. Bo kiedy tak czytała te wszystkie wzmianki docierające z Anglii, to bardzo ją nurtowało, co takiego się stało, że doszło do tych dziwnych, niebezpiecznych zjawisk. A potem doszła ich wieść, że anomalii już nie ma, że wszystko wraca do normy, więc wrócili. Czy miała tego pożałować? To się dopiero okaże.
Remi była dość nietypową dziewczyną, bo zamiast otaczać się miłymi, puchatymi stworzonkami ekscytowała się smokami i marzyła o zostaniu smokologiem z prawdziwego zdarzenia. Póki co nadal była na początku swojej ścieżki, bardziej krętej i wyboistej niż miałoby to miejsce, gdyby urodziła się chłopcem. Dziewczynom w pewnych sferach było trudniej, chociaż liczyła na to, że Greengrassowie okażą się na tyle postępowi i nowocześni, że nie będzie ich razić wizja kobiety-smokologa. Liczyła się przecież jej wiedza, prawda? A nie uważała, by była głupsza od chłopców, zaś nad znajomością zaklęć i kondycją mogła popracować, by były jeszcze lepsze.
- Wybrałam takie, które wydawało mi się, że lubimy oboje – powiedziała, patrząc jak z zapałem wysypał je na talerz. – Oczywiście je kupiłam, bo gdybym piekła je sama, to najpewniej ich najlepszym zastosowaniem byłoby strzelanie nimi z procy. A gdybyśmy mieli je jeść, to pewnie skończyłoby się na ukruszeniu przednich zębów.
Jeśli chodzi o gotowanie i pieczenie, Remi musiała się jeszcze wiele nauczyć. Ale jako że jej matka zmarła w dzieciństwie, nie bardzo miał kto jej to pokazać. Ciotka coś tam umiała, ale była zakręconą osobą i co za tym idzie, słabą nauczycielką. Lepiej szło jej uczenie Remi podstaw artystycznych niż rzeczy tak przyziemnych jak gotowanie.
Poszła za nim, także siadając na jego łóżku bez większego skrępowania. W końcu byli rodziną, znali się od dziecka i często bawili się razem. Jej ojciec, gdy akurat nie podróżował, czasem zabierał ją do krewnych Cattermole, a czasem zapraszał ich do Mayfield. No i Hogwart – Remi i Steffen byli na tym samym roku, w tym samym domu, więc często spędzali razem czas w pokoju wspólnym i mieli razem większość lekcji, a na pierwszych latach to nawet wszystkie. Niektórzy rzeczywiście początkowo mieli ich za rodzeństwo, ona sama też często widziała go jako przyszywanego brata. Jedynie na ostatnim roku Steffen był jakiś nieswój, nagle stał się wycofany i cichy, co wówczas ją dość mocno zaskakiwało, ale zrzucała to na karb tego, że gdy przyszedł Grindelwald, to wszyscy może poza Ślizgonami byli jacyś nieswoi.
- Też tak myślę. Mam nadzieję, że zawiodę ich zaufania – pokiwała głową, także biorąc sobie jedno ciasteczko. O Kent nawet nie myślała, nie tylko przez wzgląd na poglądy właścicieli tamtego rezerwatu. Jej ojciec współpracował z Peak District, więc i dla niej oczywistym było, że pójdzie właśnie tam. – Niedługo, chyba jeszcze w tym tygodniu. Najpierw mi wszystko pokażą, będę też musiała uczyć się teorii i udowodnić, że wiem wystarczająco dużo, by móc zbliżyć się nawet do tych najsłabszych, najmniej groźnych smoków.
W Norwegii pod okiem tamtejszych smokologów opiekowała się smokami najmłodszymi oraz starymi i schorowanymi. Ciekawe, czy i tutaj będzie mogła to robić?
- Myślę, że może za miesiąc będę już miała ci do opowiedzenia więcej. Na razie załatwialiśmy wszystkie sprawy w związku z przyjęciem do pracy oraz przeniesieniem reszty moich rzeczy od ciotki do domu w Mayfield. Jeśli będziesz chciał kiedyś wpaść, to szukaj mnie tam, nie będę już mieszkać u cioci. – U ciotki Elii przebywała przez czas między ukończeniem Hogwartu a wyjazdem, a także część wakacji letnich między kolejnymi latami w szkole. Ale teraz Steffen, chcąc ją odwiedzić, będzie musiał pofatygować się do Derbyshire. – Poza tym działo się jeszcze coś ciekawego w ostatnim czasie? – zapytała po chwili.
-Ja też… ale najpierw musimy przetrwać zimę! Ech, tylko tego nam brakowało po strasznej nawałnicy. - westchnął z nieco posępnym rozbawieniem, bo naprawdę chciałby już nadejścia wiosny. Może i lubił deszcz, ale nie chłód.
-Ha! - roześmiał się na wyjaśnienie pochodzenia ciasteczek. Kiedyś mógłby pouczyć Remi gotowania, choć był przeciętniakiem, a nie asem. Ale grunt, że jakoś sobie radziła!
-Co do pysznych ciasteczek, to Bertie otworzył wreszcie własną cukiernię! - podzielił się towarzysko-biznesową nowością, dumny z sukcesu przyjaciela i Gryfona. Bertie był z nimi na roku, więc Remi wiedziała, że Steffen trzymał się z nim nierozłącznie, choć zawsze znajdował też czas dla kuzynki.
-Powinnaś tam wpaść, ma naprawdę odjazdowe słodycze własnego pomysłu… na przykład czekoladki-znicze, które trzeba złapać! - zachęcił, a potem nagle spoważniał, a po jego twarzy przemknął jakiś cień. -No i… to teraz właściwie jedyna fajna cukiernia na Pokątnej. - zaczął ostrożnie. -„Słodka Próżności” spłonęła pod koniec grudnia, a na jej miejscu pojawił się jakiś lokal, do którego wstęp mają tylko czarodzieje czystej krwi. - zacisnął szczękę i odwrócił głowę, usiłując ukryć przed Remi swoje rozgoryczenie i gniew. Nie chciał jej straszyć, ale musiała wiedzieć, co wyprawia się teraz w Londynie. Dobrze, że będzie z dala od tego wszystkiego, w rezerwacie postępowej szlachty.
-Czyli będziesz mieć egzaminy z teorii, nawet w pracy? - roześmiał się. -Hogwart i ten naukowy stres nigdy się nie kończą! - westchnął, wspominając swój oblany egzamin w Gringottcie. Nie wspomniał Remi w listach, że przystępuje do egzaminu na wymarzone stanowisko… i dobrze, wstyd po porażce był jego i tylko jego. Było mu trochę głupio, że zataja coś przed kuzynką, ale wolał się dzielić sukcesami niż porażkami. No i miał teraz czas, by spokojnie poduczyć się w Ministerstwie, choćby teorii. Następnym razem zda ten egzamin goblinów, może nawet nauczy się łamać ich własne zabezpieczenia!
Nie wiedział nawet, że już w marcu czeka go egzamin… w praktyce, ale taki bardzo nieoficjalny. Miał w sobie sporo brawury, ale nie na tyle, by ze spokojem myśleć o próbie włamania do goblińskiego banku i by podejrzewać, że Harald Longbottom może mieć dla Zakonników takie zlecenia!
-Jasne, chętnie cię odwiedzę, jak już się urządzisz! - skinął głową. -Wreszcie działa teleportacja, więc odległość to nie problem. Nie uwierzysz, od maja do grudnia chodziłem do pracy pieszo, jak jakiś mugol! A Błędny Rycerz pękał w szwach! - opowiedział.
Zawahał się na moment zanim odpowiedział na kolejne pytanie.
-Umm, no wiesz, mamy nowego Ministra, zaostrzają się nastroje społeczne… wszystko okej, tylko… lepiej nie afiszować się z mugolskimi ubraniami ani krewnymi, nie po zmroku. - wzruszył ramionami, nieco przygnębiony. Remi doskonale wiedziała, że jego mama to mugolka.
-Ha! - roześmiał się na wyjaśnienie pochodzenia ciasteczek. Kiedyś mógłby pouczyć Remi gotowania, choć był przeciętniakiem, a nie asem. Ale grunt, że jakoś sobie radziła!
-Co do pysznych ciasteczek, to Bertie otworzył wreszcie własną cukiernię! - podzielił się towarzysko-biznesową nowością, dumny z sukcesu przyjaciela i Gryfona. Bertie był z nimi na roku, więc Remi wiedziała, że Steffen trzymał się z nim nierozłącznie, choć zawsze znajdował też czas dla kuzynki.
-Powinnaś tam wpaść, ma naprawdę odjazdowe słodycze własnego pomysłu… na przykład czekoladki-znicze, które trzeba złapać! - zachęcił, a potem nagle spoważniał, a po jego twarzy przemknął jakiś cień. -No i… to teraz właściwie jedyna fajna cukiernia na Pokątnej. - zaczął ostrożnie. -„Słodka Próżności” spłonęła pod koniec grudnia, a na jej miejscu pojawił się jakiś lokal, do którego wstęp mają tylko czarodzieje czystej krwi. - zacisnął szczękę i odwrócił głowę, usiłując ukryć przed Remi swoje rozgoryczenie i gniew. Nie chciał jej straszyć, ale musiała wiedzieć, co wyprawia się teraz w Londynie. Dobrze, że będzie z dala od tego wszystkiego, w rezerwacie postępowej szlachty.
-Czyli będziesz mieć egzaminy z teorii, nawet w pracy? - roześmiał się. -Hogwart i ten naukowy stres nigdy się nie kończą! - westchnął, wspominając swój oblany egzamin w Gringottcie. Nie wspomniał Remi w listach, że przystępuje do egzaminu na wymarzone stanowisko… i dobrze, wstyd po porażce był jego i tylko jego. Było mu trochę głupio, że zataja coś przed kuzynką, ale wolał się dzielić sukcesami niż porażkami. No i miał teraz czas, by spokojnie poduczyć się w Ministerstwie, choćby teorii. Następnym razem zda ten egzamin goblinów, może nawet nauczy się łamać ich własne zabezpieczenia!
Nie wiedział nawet, że już w marcu czeka go egzamin… w praktyce, ale taki bardzo nieoficjalny. Miał w sobie sporo brawury, ale nie na tyle, by ze spokojem myśleć o próbie włamania do goblińskiego banku i by podejrzewać, że Harald Longbottom może mieć dla Zakonników takie zlecenia!
-Jasne, chętnie cię odwiedzę, jak już się urządzisz! - skinął głową. -Wreszcie działa teleportacja, więc odległość to nie problem. Nie uwierzysz, od maja do grudnia chodziłem do pracy pieszo, jak jakiś mugol! A Błędny Rycerz pękał w szwach! - opowiedział.
Zawahał się na moment zanim odpowiedział na kolejne pytanie.
-Umm, no wiesz, mamy nowego Ministra, zaostrzają się nastroje społeczne… wszystko okej, tylko… lepiej nie afiszować się z mugolskimi ubraniami ani krewnymi, nie po zmroku. - wzruszył ramionami, nieco przygnębiony. Remi doskonale wiedziała, że jego mama to mugolka.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Miejmy nadzieję, że marzec przyniesie upragnioną wiosnę – powiedziała, poprawiając dłonią bujne, zwariowane kosmyki. Oczywiście że czekała na wiosnę. Na dłuższe dni, cieplejsze temperatury i budzącą się do życia roślinność. Choć śnieg niósł możliwość takich zabaw, jak lepienie bałwana, ślizganie się czy rzucanie śnieżkami, wolała cieplejsze pory roku.
Pamiętała Bertiego ze szkoły. Trudno byłoby go przegapić, zwłaszcza że często widziała go przy Steffenie.
- Naprawdę? Gdzie? Muszę koniecznie tam wpaść – powiedziała od razu, ciekawa, co też zrodziło się w głowie Botta. Już w szkole miewał szalone pomysły. – Na Pokątnej? Tak się składa, że i tam planuję się w najbliższym czasie pojawić, to na pewno poszukam i zajrzę.
Pamiętała „Słodką Próżność” i skrzywiła się na myśl o pożarze. Dlaczego ktoś postanowił spalić tak nieszkodliwe miejsce jak cukiernia? To było naprawdę dziwne.
- Wiadomo, kto to zrobił i dlaczego? – zapytała, przyglądając mu się i zaraz znowu się skrzywiła na wzmiankę o lokalu tylko dla czystokrwistych. Nigdy nie lubiła takiego podziału, wartościowania krwi na czystą i brudną. Każda była jednakowo czerwona, a umiejętności i charakter nie były zależne od pochodzenia. Znała wielu wartościowych czarodziejów rzekomo „brudnej krwi”. Jej ciotka, a matka Steffena, była nawet mugolką, co nigdy jej nie przeszkadzało i nie uważała jej za gorszą.
- Nie wiem, czy egzaminy. Raczej nie posadzą mnie z kartką i nie każą pisać sprawdzianu – zaśmiała się. – Ale myślę, że będą mnie obserwować i testować moją wiedzę. – Gdy była w Norwegii, tam często pytali ją o to, co robi i dlaczego. Chcieli sprawdzić, czy na pewno miała dobre pojęcie o obowiązkach, które miała wykonywać i o samych smokach. Podejrzewała że w Peak District będzie podobnie. Choć jej ojciec miał wyrobioną renomę, ona o swoją dopiero musiała zawalczyć.
- A za Hogwartem tęsknię. Czasem sobie myślę, że chętnie bym tam wróciła choć na jeden dzień, skoro nie ma tam już Grindelwalda. – Tak słyszała, że go nie było. Że Hogwart znowu był taki jak kiedyś. Tamte lata przed nastaniem złowrogiego dyrektora jawiły jej się jako jeden z najlepszych okresów w życiu, pełnych beztroski i dobrej zabawy, czego nie mogła popsuć nawet nauka, choć oczywiście nie wszystkie przedmioty lubiła. Na taką historię magii raczej nie chciałaby wracać.
- Spodziewam się, że musiało być ciężko. Teleportacja może nie jest przyjemna, ale jakże szybka i pożyteczna, zwłaszcza gdy trzeba dotrzeć na czas do pracy – pokiwała głową, nie pojmując, jak to się stało, że teleportacja mogła nie być możliwa. Przecież to było coś tak fundamentalnego jak korzystanie z czarów. Każdy czarodziej, oczywiście po odpowiedniej nauce, potrafił to robić, nawet jeśli nie każdy to lubił i nie każdy chciał później z umiejętności korzystać. Jak to się stało, że nagle nikt nie mógł tego robić i wszyscy byli skazani na miotły, latające wierzchowce i Błędnego Rycerza?
- A urządzenie się to pewnie kwestia paru dni. Jakby nie patrzeć, to nie żadne nowe i obce miejsce, a mój stary dom. Nadal mam tam swój pokój, wystarczy, że poprzenoszę swoje rzeczy od ciotki, by już nie mieć ich porozrzucanych w dwóch miejscach, a w jednym – wyjaśniła. W obecnej sytuacji, skoro nie planowała pracować w Londynie, a w Peak District, zamieszkanie w dawnym domu wydawało się najlepszą opcją. Nawet jeśli ojciec gdzieś wybędzie, to była dorosła i potrafiła poradzić sobie sama.
Gdy znowu zaczął mówić, jej ciemne spojrzenie stało się mniej pogodne, a bardziej uważne.
- Jest aż tak źle? Dużo się zmieniło, prawda? – dopytywała ostrożnie, ale... im więcej się dowie, tym lepiej. Musiała wiedzieć, w co się wpakowała wracając do kraju. I co robić, żeby nie władować się w poważne tarapaty przez zwykłą niewiedzę i nieświadomość ostatnich wydarzeń. – Więc to prawda, że... chodzi o czystość krwi? Że konserwy coraz agresywniej próbują dzielić społeczeństwo?
Było to jednak spore uproszczenie, ale – Remi nie wiedziała tego, co wiedział Steffen, nie przeżyła tego co on i miała wciąż luki w wiedzy. Niemniej jednak nawet ciotka jej mówiła, że powinna unikać Londynu i że zamieszkanie bliżej Peak District to lepsze rozwiązanie. Nawet oderwana od rzeczywistości, chodząca z głową w chmurach ciotka Elia widziała, że coś złego się święci.
Pamiętała Bertiego ze szkoły. Trudno byłoby go przegapić, zwłaszcza że często widziała go przy Steffenie.
- Naprawdę? Gdzie? Muszę koniecznie tam wpaść – powiedziała od razu, ciekawa, co też zrodziło się w głowie Botta. Już w szkole miewał szalone pomysły. – Na Pokątnej? Tak się składa, że i tam planuję się w najbliższym czasie pojawić, to na pewno poszukam i zajrzę.
Pamiętała „Słodką Próżność” i skrzywiła się na myśl o pożarze. Dlaczego ktoś postanowił spalić tak nieszkodliwe miejsce jak cukiernia? To było naprawdę dziwne.
- Wiadomo, kto to zrobił i dlaczego? – zapytała, przyglądając mu się i zaraz znowu się skrzywiła na wzmiankę o lokalu tylko dla czystokrwistych. Nigdy nie lubiła takiego podziału, wartościowania krwi na czystą i brudną. Każda była jednakowo czerwona, a umiejętności i charakter nie były zależne od pochodzenia. Znała wielu wartościowych czarodziejów rzekomo „brudnej krwi”. Jej ciotka, a matka Steffena, była nawet mugolką, co nigdy jej nie przeszkadzało i nie uważała jej za gorszą.
- Nie wiem, czy egzaminy. Raczej nie posadzą mnie z kartką i nie każą pisać sprawdzianu – zaśmiała się. – Ale myślę, że będą mnie obserwować i testować moją wiedzę. – Gdy była w Norwegii, tam często pytali ją o to, co robi i dlaczego. Chcieli sprawdzić, czy na pewno miała dobre pojęcie o obowiązkach, które miała wykonywać i o samych smokach. Podejrzewała że w Peak District będzie podobnie. Choć jej ojciec miał wyrobioną renomę, ona o swoją dopiero musiała zawalczyć.
- A za Hogwartem tęsknię. Czasem sobie myślę, że chętnie bym tam wróciła choć na jeden dzień, skoro nie ma tam już Grindelwalda. – Tak słyszała, że go nie było. Że Hogwart znowu był taki jak kiedyś. Tamte lata przed nastaniem złowrogiego dyrektora jawiły jej się jako jeden z najlepszych okresów w życiu, pełnych beztroski i dobrej zabawy, czego nie mogła popsuć nawet nauka, choć oczywiście nie wszystkie przedmioty lubiła. Na taką historię magii raczej nie chciałaby wracać.
- Spodziewam się, że musiało być ciężko. Teleportacja może nie jest przyjemna, ale jakże szybka i pożyteczna, zwłaszcza gdy trzeba dotrzeć na czas do pracy – pokiwała głową, nie pojmując, jak to się stało, że teleportacja mogła nie być możliwa. Przecież to było coś tak fundamentalnego jak korzystanie z czarów. Każdy czarodziej, oczywiście po odpowiedniej nauce, potrafił to robić, nawet jeśli nie każdy to lubił i nie każdy chciał później z umiejętności korzystać. Jak to się stało, że nagle nikt nie mógł tego robić i wszyscy byli skazani na miotły, latające wierzchowce i Błędnego Rycerza?
- A urządzenie się to pewnie kwestia paru dni. Jakby nie patrzeć, to nie żadne nowe i obce miejsce, a mój stary dom. Nadal mam tam swój pokój, wystarczy, że poprzenoszę swoje rzeczy od ciotki, by już nie mieć ich porozrzucanych w dwóch miejscach, a w jednym – wyjaśniła. W obecnej sytuacji, skoro nie planowała pracować w Londynie, a w Peak District, zamieszkanie w dawnym domu wydawało się najlepszą opcją. Nawet jeśli ojciec gdzieś wybędzie, to była dorosła i potrafiła poradzić sobie sama.
Gdy znowu zaczął mówić, jej ciemne spojrzenie stało się mniej pogodne, a bardziej uważne.
- Jest aż tak źle? Dużo się zmieniło, prawda? – dopytywała ostrożnie, ale... im więcej się dowie, tym lepiej. Musiała wiedzieć, w co się wpakowała wracając do kraju. I co robić, żeby nie władować się w poważne tarapaty przez zwykłą niewiedzę i nieświadomość ostatnich wydarzeń. – Więc to prawda, że... chodzi o czystość krwi? Że konserwy coraz agresywniej próbują dzielić społeczeństwo?
Było to jednak spore uproszczenie, ale – Remi nie wiedziała tego, co wiedział Steffen, nie przeżyła tego co on i miała wciąż luki w wiedzy. Niemniej jednak nawet ciotka jej mówiła, że powinna unikać Londynu i że zamieszkanie bliżej Peak District to lepsze rozwiązanie. Nawet oderwana od rzeczywistości, chodząca z głową w chmurach ciotka Elia widziała, że coś złego się święci.
-Na Pokątnej! Nazywa się "Cukiernia Wszystkich Smaków". - przytaknął ochoczo Steff, radośnie dzieląc się sukcesem przyjaciela.
Potem przez twarz przemknął mu cień - jako sojusznik Zakonu miał przecież swoje podejrzenia, ale przecież nie mógł podzielić się nimi z Remi. Chociaż byli w tym samym wieku, to wydawała mu się dziecięco naiwna i pragnął, aby jak najdłużej cieszyła się młodością. Gdy wyjeżdżała do Norwegii, był równie beztroski i prawie tak samo optymistyczny (mama mugolka nie pozwalała mu na pełną swobodę w tych trudnych czasach), ale przez te jedenaście miesięcy zdążył przeżyć śmierć mentora w pożarze Ministerstwa, doświadczyć anomalii, zaangażować się w sprawę Zakonu i narazić dla niego życie... Postarzał się teraz duchem i pozbył złudzeń, a Remi pozostała taka sama.
-Nie wiadomo. - uciął, a potem zawahał się i dodał: -Ale ktoś pozostawił w ruinach cukierni napis "niech to będzie nauczka dla wielbicieli szlam." - Remi mogła w końcu przeczytać o tym w grudniowym numerze "Proroka", ale nie wiedział, czy czytała nielegalną gazetę i czy miała czas sięgać do dawnych wydań.
-Powodzenia! - życzył szczerze kuzynce, pragnąc, by dobrze wiodło się jej w wymarzonej pracy. Na wspomnienie Hogwartu uśmiechnął się szerzej - przynajmniej szkoła magii była jak na razie bezpieczna od Czarnego Pana.
-Możemy kiedyś wybrać się tam na wycieczkę, albo chociaż do Hogsmeade. - zaproponował ochoczo. Nie był pewien, czy mogą wejść do zamku bez ważnego powodu, ale chętnie napiłby się kremowego piwa.
Bez przekonania pokiwał głową na wzmiankę Remi o rodzinnym domu, bo on sam nie wytrzymałby dorosłości ze swoją nadopiekuńczą mamą i w małym miasteczku. Ale przecież najważniejsze, że Remi wydaje się zadowolona i że będzie miała blisko do pracy!
-Uhm...tak dokładnie. - mruknął, bo Remi całkiem trafnie podsumowała panującą w społeczeństwie sytuację. -Wiesz, po zniknięciu Grindelwalda poczuliśmy ulgę, ale... to wcale nie gwarantuje bezpieczeństwa, szczególnie czarodziejom półkrwi i mugolakom. Nowy Minister jest bardzo konserwatywny, krążą plotki o próbach rozwiązania lub ograniczenia Biura Aurorów, w londyńskim porcie robi się niebezpiecznie i nie powinnaś zapuszczać się tam po zmroku...wiesz, dobrze, że będziesz w Peak District, a nie w centrum tego... chaosu. - nie znał się na polityce, więc streścił sytuację na tyle, na ile mógł.
Potem przez twarz przemknął mu cień - jako sojusznik Zakonu miał przecież swoje podejrzenia, ale przecież nie mógł podzielić się nimi z Remi. Chociaż byli w tym samym wieku, to wydawała mu się dziecięco naiwna i pragnął, aby jak najdłużej cieszyła się młodością. Gdy wyjeżdżała do Norwegii, był równie beztroski i prawie tak samo optymistyczny (mama mugolka nie pozwalała mu na pełną swobodę w tych trudnych czasach), ale przez te jedenaście miesięcy zdążył przeżyć śmierć mentora w pożarze Ministerstwa, doświadczyć anomalii, zaangażować się w sprawę Zakonu i narazić dla niego życie... Postarzał się teraz duchem i pozbył złudzeń, a Remi pozostała taka sama.
-Nie wiadomo. - uciął, a potem zawahał się i dodał: -Ale ktoś pozostawił w ruinach cukierni napis "niech to będzie nauczka dla wielbicieli szlam." - Remi mogła w końcu przeczytać o tym w grudniowym numerze "Proroka", ale nie wiedział, czy czytała nielegalną gazetę i czy miała czas sięgać do dawnych wydań.
-Powodzenia! - życzył szczerze kuzynce, pragnąc, by dobrze wiodło się jej w wymarzonej pracy. Na wspomnienie Hogwartu uśmiechnął się szerzej - przynajmniej szkoła magii była jak na razie bezpieczna od Czarnego Pana.
-Możemy kiedyś wybrać się tam na wycieczkę, albo chociaż do Hogsmeade. - zaproponował ochoczo. Nie był pewien, czy mogą wejść do zamku bez ważnego powodu, ale chętnie napiłby się kremowego piwa.
Bez przekonania pokiwał głową na wzmiankę Remi o rodzinnym domu, bo on sam nie wytrzymałby dorosłości ze swoją nadopiekuńczą mamą i w małym miasteczku. Ale przecież najważniejsze, że Remi wydaje się zadowolona i że będzie miała blisko do pracy!
-Uhm...tak dokładnie. - mruknął, bo Remi całkiem trafnie podsumowała panującą w społeczeństwie sytuację. -Wiesz, po zniknięciu Grindelwalda poczuliśmy ulgę, ale... to wcale nie gwarantuje bezpieczeństwa, szczególnie czarodziejom półkrwi i mugolakom. Nowy Minister jest bardzo konserwatywny, krążą plotki o próbach rozwiązania lub ograniczenia Biura Aurorów, w londyńskim porcie robi się niebezpiecznie i nie powinnaś zapuszczać się tam po zmroku...wiesz, dobrze, że będziesz w Peak District, a nie w centrum tego... chaosu. - nie znał się na polityce, więc streścił sytuację na tyle, na ile mógł.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Zapamiętam – zapewniła, choć podejrzewała, że trudno będzie przegapić takie miejsce, jeśli rzeczywiście stał za nim Bertie Bott, którego pamiętała ze szkoły.
Gdyby poznała jego myśli pewnie poczułaby się urażona, że miał ją za dziecko. Zawsze wydawało jej się bowiem, że z ich dwójki to ona jest tą, która ma głowę na karku i w szkole zdarzało jej się czasem hamować niektóre pomysły kuzyna. Pewnie, że sama też lubiła psocić, ale zwykle umiała wyczuć, gdzie leży ta cienka granica i czasem wystawiała za nią palec u nogi, jednocześnie pilnując, by Steffen nie zapędził się na tyle, by wpaść w poważne tarapaty. Remi musiała być samodzielna, bo w młodym wieku straciła matkę a jej ojciec dużo podróżował, zaś ona wiele czasu spędzała albo w Hogwarcie, albo pod pieczą ciotki mającej bardzo luźne podejście do wychowania. Musiała też mieć łeb na karku, by pracować w rezerwacie smoków, nieważne, że do tej pory jedynie z bardzo młodymi osobnikami. U smokologów potrzebna była bowiem nie tylko odwaga, ale też zdrowy rozsądek i trzeźwy umysł. Ludzie lekkomyślni i nierozsądni raczej nie kończyli w tym zawodzie dobrze, choć z reguły nie byli nawet dopuszczani do najgroźniejszych gadów.
Ale nie dało się nie zauważyć, że ominęły ją trudne doświadczenia ostatnich miesięcy i wróciła do Anglii kompletnie nieobeznana, nie do końca świadoma zagrożenia. Była wciąż tą samą dziewczyną, która wtedy, pod koniec lutego ubiegłego roku, wyjechała za granicę z ojcem, spełniając swoje marzenia.
A Steffen... On tutaj został i może dlatego nagle uderzyło ją to, że choć z pozoru wydawał się tym samym Steffenem co kiedyś, jednak był jakiś... inny.
- To brzmi... okropnie – wzdrygnęła się po jego słowach. Naprawdę okropność! W szkole na porządku dziennym było słyszenie, że ktoś (najczęściej jakiś Ślizgon) nazywa kogoś szlamą, ale zawsze łudziła się, że po Hogwarcie ludzie z tego wyrastają, a tymczasem okazywało się, że nienawiść tylko rosła w siłę, skoro aż napadano na cukiernie na Pokątnej.
- Chętnie wybiorę się do Hogsmeade! Co powiesz na wypad do Miodowego Królestwa? A potem kremowe piwo w Trzech Miotłach, jak za dawnych lat? – kiedyś, gdy byli uczniami i były organizowane wyjścia do wioski, uwielbiała te miejsca. Nie była w Hogsmeade ani razu od momentu opuszczenia szkoły, jakoś nie było ku temu okazji. Wątpiła też, by wpuszczono ich na teren zamku, ale z odwiedzaniem wioski raczej nie powinno być problemów.
Rodzinny dom Remi przez sporą część czasu stał pusty. Teraz miała tam zamieszkać tylko z ojcem, który i tak będzie zajęty głównie pracą. Zarówno im obojgu, jak i ciotce wydawało się, że tak będzie dla Remi lepiej. Po pierwsze bliżej do pracy, a po drugie, bezpieczniej niż w mieście, zresztą skoro teleportacja była już możliwa, to zawsze mogła wpadać do Londynu po godzinach lub w dni wolne i odwiedzać Steffena, innych znajomych czy lubiane przez siebie miejsca.
- Taak... Skoro rzeczywiście się tak źle dzieje, to lepiej, że będę tam. Ale martwi mnie to, że ty jesteś tutaj – spojrzała na niego znacząco. Nie żeby wątpiła w jego umiejętności czy coś, ale po prostu tak zwyczajnie, po ludzku się o niego martwiła, tym bardziej że przecież pracował dla ministerstwa, a tam podobno doszło do przewrotu i władzę objęły konserwy, co nie napawało optymizmem. Nie chciała, by ktoś z nich coś zrobił Steffenowi za to, że ma matkę mugolkę, więc dla wielu pewnie był czymś gorszym. – No nic, mam nadzieję, że będziesz ostrożny, jeśli rzeczywiście dochodzi tutaj do takich paskudnych rzeczy. – Zanim Prorok stał się nielegalny czasem otrzymywali go w Norwegii. Pamiętała te listy zaginionych i naprawdę nie chciała pewnego dnia znaleźć na jakiejś Steffena. – A jeśli jesteśmy przy porcie, to ostatnio, gdy parę dni temu byłam odwiedzić ciotkę i odebrać od niej swoje rzeczy, to podczas spaceru przypadkiem napotkałam Frances. Prosiła, żeby cię pozdrowić. – Właśnie przypomniała sobie tamto spotkanie sprzed zaledwie trzech dni. – Czeka mnie jeszcze nawiązanie kontaktu z innymi dawnymi znajomymi, by wiedzieli, że już wróciłam. – A Remi nie lubiła zbyt długiej samotności, więc chciała przypomnieć o sobie dawnym kolegom i koleżankom, odnowić kontakty przerwane gdy wyjechała. Ale wszystko po kolei, była w kraju dopiero od kilku dni.
Gdyby poznała jego myśli pewnie poczułaby się urażona, że miał ją za dziecko. Zawsze wydawało jej się bowiem, że z ich dwójki to ona jest tą, która ma głowę na karku i w szkole zdarzało jej się czasem hamować niektóre pomysły kuzyna. Pewnie, że sama też lubiła psocić, ale zwykle umiała wyczuć, gdzie leży ta cienka granica i czasem wystawiała za nią palec u nogi, jednocześnie pilnując, by Steffen nie zapędził się na tyle, by wpaść w poważne tarapaty. Remi musiała być samodzielna, bo w młodym wieku straciła matkę a jej ojciec dużo podróżował, zaś ona wiele czasu spędzała albo w Hogwarcie, albo pod pieczą ciotki mającej bardzo luźne podejście do wychowania. Musiała też mieć łeb na karku, by pracować w rezerwacie smoków, nieważne, że do tej pory jedynie z bardzo młodymi osobnikami. U smokologów potrzebna była bowiem nie tylko odwaga, ale też zdrowy rozsądek i trzeźwy umysł. Ludzie lekkomyślni i nierozsądni raczej nie kończyli w tym zawodzie dobrze, choć z reguły nie byli nawet dopuszczani do najgroźniejszych gadów.
Ale nie dało się nie zauważyć, że ominęły ją trudne doświadczenia ostatnich miesięcy i wróciła do Anglii kompletnie nieobeznana, nie do końca świadoma zagrożenia. Była wciąż tą samą dziewczyną, która wtedy, pod koniec lutego ubiegłego roku, wyjechała za granicę z ojcem, spełniając swoje marzenia.
A Steffen... On tutaj został i może dlatego nagle uderzyło ją to, że choć z pozoru wydawał się tym samym Steffenem co kiedyś, jednak był jakiś... inny.
- To brzmi... okropnie – wzdrygnęła się po jego słowach. Naprawdę okropność! W szkole na porządku dziennym było słyszenie, że ktoś (najczęściej jakiś Ślizgon) nazywa kogoś szlamą, ale zawsze łudziła się, że po Hogwarcie ludzie z tego wyrastają, a tymczasem okazywało się, że nienawiść tylko rosła w siłę, skoro aż napadano na cukiernie na Pokątnej.
- Chętnie wybiorę się do Hogsmeade! Co powiesz na wypad do Miodowego Królestwa? A potem kremowe piwo w Trzech Miotłach, jak za dawnych lat? – kiedyś, gdy byli uczniami i były organizowane wyjścia do wioski, uwielbiała te miejsca. Nie była w Hogsmeade ani razu od momentu opuszczenia szkoły, jakoś nie było ku temu okazji. Wątpiła też, by wpuszczono ich na teren zamku, ale z odwiedzaniem wioski raczej nie powinno być problemów.
Rodzinny dom Remi przez sporą część czasu stał pusty. Teraz miała tam zamieszkać tylko z ojcem, który i tak będzie zajęty głównie pracą. Zarówno im obojgu, jak i ciotce wydawało się, że tak będzie dla Remi lepiej. Po pierwsze bliżej do pracy, a po drugie, bezpieczniej niż w mieście, zresztą skoro teleportacja była już możliwa, to zawsze mogła wpadać do Londynu po godzinach lub w dni wolne i odwiedzać Steffena, innych znajomych czy lubiane przez siebie miejsca.
- Taak... Skoro rzeczywiście się tak źle dzieje, to lepiej, że będę tam. Ale martwi mnie to, że ty jesteś tutaj – spojrzała na niego znacząco. Nie żeby wątpiła w jego umiejętności czy coś, ale po prostu tak zwyczajnie, po ludzku się o niego martwiła, tym bardziej że przecież pracował dla ministerstwa, a tam podobno doszło do przewrotu i władzę objęły konserwy, co nie napawało optymizmem. Nie chciała, by ktoś z nich coś zrobił Steffenowi za to, że ma matkę mugolkę, więc dla wielu pewnie był czymś gorszym. – No nic, mam nadzieję, że będziesz ostrożny, jeśli rzeczywiście dochodzi tutaj do takich paskudnych rzeczy. – Zanim Prorok stał się nielegalny czasem otrzymywali go w Norwegii. Pamiętała te listy zaginionych i naprawdę nie chciała pewnego dnia znaleźć na jakiejś Steffena. – A jeśli jesteśmy przy porcie, to ostatnio, gdy parę dni temu byłam odwiedzić ciotkę i odebrać od niej swoje rzeczy, to podczas spaceru przypadkiem napotkałam Frances. Prosiła, żeby cię pozdrowić. – Właśnie przypomniała sobie tamto spotkanie sprzed zaledwie trzech dni. – Czeka mnie jeszcze nawiązanie kontaktu z innymi dawnymi znajomymi, by wiedzieli, że już wróciłam. – A Remi nie lubiła zbyt długiej samotności, więc chciała przypomnieć o sobie dawnym kolegom i koleżankom, odnowić kontakty przerwane gdy wyjechała. Ale wszystko po kolei, była w kraju dopiero od kilku dni.
Steffen cechował się entuzjazmem i spontanicznością, oraz... zupełnym brakiem samorefleksji. Chociaż na pozór tryskał radością życia, to w głębi ducha bywał nieśmiały, a zaproszenie dziewczyny na randkę było ponad jego możliwości. Uważał Remi za dziecięcą i niewinną z powodu własnej poczciwości, nieświadom, że taka klasyfikacja mogłaby obrazić dziewczynę. W końcu posiadanie głowy na karku to jedno, a idealistyczne narażanie swojego życia to co innego.
-Jest dość okropnie, ale... no, jakoś jest. - przytaknął, uśmiechając się smutno. Nie chciał straszyć Remi ani obrzydzać jej pobytu w kraju, chciał tylko, aby na siebie uważała. Liczył na to, że o reszcie dowie się sama, w swoim czasie. Zawsze mogła podpytać go dalej o sytuację polityczną w Trzech Miotłach, gdy już trochę zorientuje się w sytuacji z własnych doświadczeń w kraju.
-Brzmi świetnie! Może jak zaaklimatyzujesz się w pracy, żebyśmy mogli oblać twój sukces? - zaproponował z uśmiechem, szczerze podekscytowany perspektywą powrotu w stare kąty.
Speszył się nieco troską Remi, mając nadzieję, że nie przestraszył za bardzo kuzynki. Roześmiał się nerwowo, wzruszając ramionami.
-Oj spokojnie, siedzę w Ministerstwie już wiele miesięcy, nowa polityka nie miała żadnego wpływu na pracę łamaczy klątw. Jesteśmy zbyt nudni! - zapewnił, choć niestety musiał uciec się do półprawdy. Może i w ich samej pracy nic się nie zmieniło, ale z departamentu zniknął jego starszy kolega mugolskiego pochodzenia. Oficjalnie odszedł na przedwczesną emeryturę, bo zbliżał się już do sześćdziesiątki, ale Steffen wiedział swoje. Na szczęście, sam był tylko szeregowym pracownikiem i nikomu nie chciało się szukać genealogii jego matki w małym angielskim miasteczku - nie mogła zostać zdekonspirowana w Londynie, bo prawie nie bywała w tym mieście, a nazwisko ojca zapewniało mu bezpieczeństwo.
-Uważam na siebie! - zapewnił.
Myślał, że płynnie przeszli do weselszego tematu, ale na wzmiankę o Frances, na jego policzki wpełzł lekki rumieniec. W Hogwarcie kochał się w końcu w pannie Burroughs, a chociaż obecnie jego serce zajmowała inna (jeszcze nieszczęśliwsza!) miłość, to nie wiedział, czy Remi domyślała się wtedy jego płomiennego uczucia. Odchrząknął nerwowo.
-Ach, super, mam nadal kontakt z jej bratem... Keat, pamiętasz go? Trochę od nas starszy... no i oczywiście z Bertiem, Johnatanem... jak coś, to możemy kiedyś wszyscy skoczyć na potańcówkę! - szybko zmienił temat na chłopaków, choć nie wiedział, czy pozwoliłby Bojczukowi tańczyć ze swoją kuzynką. Najprędzej Keatowi, może!
-Jest dość okropnie, ale... no, jakoś jest. - przytaknął, uśmiechając się smutno. Nie chciał straszyć Remi ani obrzydzać jej pobytu w kraju, chciał tylko, aby na siebie uważała. Liczył na to, że o reszcie dowie się sama, w swoim czasie. Zawsze mogła podpytać go dalej o sytuację polityczną w Trzech Miotłach, gdy już trochę zorientuje się w sytuacji z własnych doświadczeń w kraju.
-Brzmi świetnie! Może jak zaaklimatyzujesz się w pracy, żebyśmy mogli oblać twój sukces? - zaproponował z uśmiechem, szczerze podekscytowany perspektywą powrotu w stare kąty.
Speszył się nieco troską Remi, mając nadzieję, że nie przestraszył za bardzo kuzynki. Roześmiał się nerwowo, wzruszając ramionami.
-Oj spokojnie, siedzę w Ministerstwie już wiele miesięcy, nowa polityka nie miała żadnego wpływu na pracę łamaczy klątw. Jesteśmy zbyt nudni! - zapewnił, choć niestety musiał uciec się do półprawdy. Może i w ich samej pracy nic się nie zmieniło, ale z departamentu zniknął jego starszy kolega mugolskiego pochodzenia. Oficjalnie odszedł na przedwczesną emeryturę, bo zbliżał się już do sześćdziesiątki, ale Steffen wiedział swoje. Na szczęście, sam był tylko szeregowym pracownikiem i nikomu nie chciało się szukać genealogii jego matki w małym angielskim miasteczku - nie mogła zostać zdekonspirowana w Londynie, bo prawie nie bywała w tym mieście, a nazwisko ojca zapewniało mu bezpieczeństwo.
-Uważam na siebie! - zapewnił.
Myślał, że płynnie przeszli do weselszego tematu, ale na wzmiankę o Frances, na jego policzki wpełzł lekki rumieniec. W Hogwarcie kochał się w końcu w pannie Burroughs, a chociaż obecnie jego serce zajmowała inna (jeszcze nieszczęśliwsza!) miłość, to nie wiedział, czy Remi domyślała się wtedy jego płomiennego uczucia. Odchrząknął nerwowo.
-Ach, super, mam nadal kontakt z jej bratem... Keat, pamiętasz go? Trochę od nas starszy... no i oczywiście z Bertiem, Johnatanem... jak coś, to możemy kiedyś wszyscy skoczyć na potańcówkę! - szybko zmienił temat na chłopaków, choć nie wiedział, czy pozwoliłby Bojczukowi tańczyć ze swoją kuzynką. Najprędzej Keatowi, może!
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Remi o sobie w takich kategoriach nie myślała. W tym momencie, gdy była jeszcze nieskalana żadnymi przykrymi wydarzeniami, które mogłyby zweryfikować jej myślenie, uważała się za dziewczynę, która potrafi sobie poradzić z większością sytuacji, bo przez sporą jego część poniekąd wychowywała się sama i uczyła się życia na własnych błędach. Czasem zdarzało jej się robić i głupstwa, ale z każdego starała się wyciągnąć lekcję na przyszłość, by na drugi raz być mądrzejszą. Może nie bez powodu Tiara, zanim umieściła ją w Gryffindorze, rozważała też Ravenclaw. Remi zawsze była rozsądniejsza niż Steffen, choć także miała pewne zapędy do życia w swoim świecie. Skupiała się na swojej pasji, oddana jej do tego stopnia, że spędziwszy prawie rok za granicą, teraz nie do końca ogarniała zmiany, jakie zaszły w Anglii. Odfrunęła dość mocno, pochłonięta spełnianiem swoich marzeń, kiedy w jej ojczyźnie działo się tak źle. A Steffen został i... czy jej się wydawało, czy może jednak trochę wydoroślał? I ona latami to jego widziała jako tego dziecinnego, którego trzeba pilnować, by pewnego dnia nie zapomniał własnej głowy.
- Jasne! Na pewno będziemy w kontakcie – zapewniła. Skoro można się było teleportować, nic nie stało na przeszkodzie, by się odwiedzali i nie ograniczali kontaktu tylko do listów, jak wtedy, gdy była w Norwegii. – Jak wpadniesz, to pokażę ci pamiątki, jakie stamtąd przywiozłam – obiecała.
Znowu poprawiła swoje niesforne loki.
- To dobrze, oby tak zostało – pokiwała głową, mając nadzieję, że Steffenowi nic złego nie groziło, skoro ministerstwo dostało się w ręce kogoś, kto zdecydowanie nie był przyjacielem zwykłych czarodziejów, zwłaszcza mieszańców i mugolaków.
Kiedy nagle się zarumienił, zachichotała.
- Oho! – powiedziała, domyślając się, że może Frances w jakiś sposób mu się podobała. W końcu była ładna i wcale by się nie zdziwiła, gdyby Steffen ją lubił. – Tak, pamiętam. Dowiedziałam się już też, że podobno również pracuje w Peak District – rzekła. – I bardzo chętnie z wami pójdę, jak za dawnych dobrych lat.
Kiedy Remi skończyła szkołę i mieszkała w Londynie, to po pracy w ogrodzie magizoologicznym czasem lubiła wyskoczyć gdzieś ze znajomymi.
Porozmawiali jeszcze trochę, aż w końcu się okazało, że siedziała u niego już kilka godzin. Tyle zeszło nadrabianie tych miesięcy niewidywania się. Pozostało się więc pożegnać z krewnym i obiecać, że niedługo spotkają się znowu, a potem opuściła jego mieszkanie i znalazłszy jakieś ustronne miejsce teleportowała się.
/zt. x 2
- Jasne! Na pewno będziemy w kontakcie – zapewniła. Skoro można się było teleportować, nic nie stało na przeszkodzie, by się odwiedzali i nie ograniczali kontaktu tylko do listów, jak wtedy, gdy była w Norwegii. – Jak wpadniesz, to pokażę ci pamiątki, jakie stamtąd przywiozłam – obiecała.
Znowu poprawiła swoje niesforne loki.
- To dobrze, oby tak zostało – pokiwała głową, mając nadzieję, że Steffenowi nic złego nie groziło, skoro ministerstwo dostało się w ręce kogoś, kto zdecydowanie nie był przyjacielem zwykłych czarodziejów, zwłaszcza mieszańców i mugolaków.
Kiedy nagle się zarumienił, zachichotała.
- Oho! – powiedziała, domyślając się, że może Frances w jakiś sposób mu się podobała. W końcu była ładna i wcale by się nie zdziwiła, gdyby Steffen ją lubił. – Tak, pamiętam. Dowiedziałam się już też, że podobno również pracuje w Peak District – rzekła. – I bardzo chętnie z wami pójdę, jak za dawnych dobrych lat.
Kiedy Remi skończyła szkołę i mieszkała w Londynie, to po pracy w ogrodzie magizoologicznym czasem lubiła wyskoczyć gdzieś ze znajomymi.
Porozmawiali jeszcze trochę, aż w końcu się okazało, że siedziała u niego już kilka godzin. Tyle zeszło nadrabianie tych miesięcy niewidywania się. Pozostało się więc pożegnać z krewnym i obiecać, że niedługo spotkają się znowu, a potem opuściła jego mieszkanie i znalazłszy jakieś ustronne miejsce teleportowała się.
/zt. x 2
2.04
Eliksiry, eliksiry! Steffen nadal uważał, że jego możliwości są... cóż, liczeniem na szczęście, ale i tak postanowił wykorzystać trochę ingrediencji.
Zaczął od prostego eliksir kociego kroku Na dno kociołka wlał krew byka i dolał fiolkę śliny gumochłona. Wrzucił do środka żądło mantykory, bardzo ostrożnie obchodząc się z sercem eliksiru. Zagotował, mieszając starannie, a potem dorzucił do środka piór sroki i kwiatów pierwiosnka, licząc że roślinny składnik nieco polepszy smak eliksiru.
4z: żądło mantykory, krew byka, ślina gumochłona, pióra sroki
1r: kwiaty pierwiosnka
st 30
Eliksiry, eliksiry! Steffen nadal uważał, że jego możliwości są... cóż, liczeniem na szczęście, ale i tak postanowił wykorzystać trochę ingrediencji.
Zaczął od prostego eliksir kociego kroku Na dno kociołka wlał krew byka i dolał fiolkę śliny gumochłona. Wrzucił do środka żądło mantykory, bardzo ostrożnie obchodząc się z sercem eliksiru. Zagotował, mieszając starannie, a potem dorzucił do środka piór sroki i kwiatów pierwiosnka, licząc że roślinny składnik nieco polepszy smak eliksiru.
4z: żądło mantykory, krew byka, ślina gumochłona, pióra sroki
1r: kwiaty pierwiosnka
st 30
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 42
'k100' : 42
Przelał gotowy eliksir do fiolek, a potem starannie wyczyścił kociołek i zabrał się za przygotowywanie eliksiru przeciwbólowego. Sam nie będzie mógł go nikomu podać, ale liczył na to, że przyda się na którejś z misji wykonywanych razem z Marcellą.
Starannie zgniótł na papkę płatki ciemiernika, mieszając je przy tym z kwiatami akacji i zmiażdżonymi borówkami. Papkę rozprowadził po dnie kociołka, a potem zalał mieszanką śliny kuguchara (a fuj) i krwi memortka. Zamieszał starannie i doprowadził do delikatnego wrzenia, czekając na efekty.
3r: ciemiernik, kwiaty akacji, borówki.
2z: ślina kuguchara, krew memortka
st 45
Starannie zgniótł na papkę płatki ciemiernika, mieszając je przy tym z kwiatami akacji i zmiażdżonymi borówkami. Papkę rozprowadził po dnie kociołka, a potem zalał mieszanką śliny kuguchara (a fuj) i krwi memortka. Zamieszał starannie i doprowadził do delikatnego wrzenia, czekając na efekty.
3r: ciemiernik, kwiaty akacji, borówki.
2z: ślina kuguchara, krew memortka
st 45
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 41
'k100' : 41
Kierowany naukową ciekawością, przeszedł do warzenia kolejnego eliksiru, złośliwego, ale... o interesujących efektach. Caput było niby trucizną, ale wywoływało "tylko" migrenę, w opinii Steffena nieszkodliwą (chłopak nigdy nie miał nieszczęścia cierpieć z jej powodu!). Może by tak wlać je do herbaty jakiemuś... Rosierowi, wrr?
Wrzucił na dno kociołka akonit zwany tojadem i zalał go krwią czerwonego kapturka. Zamieszał starannie i ostrożnie dolał jad ogończy.
Na koniec dorzucił nasion granatu, które wyglądały w sumie apetycznie... oraz skrzydełka bahanek, dość obrzydliwe.
2r: akonit, nasiona granatu
3z: krew czerwonego kapturka, skrzydełka bahanek, jad ogończy
st 40
Wrzucił na dno kociołka akonit zwany tojadem i zalał go krwią czerwonego kapturka. Zamieszał starannie i ostrożnie dolał jad ogończy.
Na koniec dorzucił nasion granatu, które wyglądały w sumie apetycznie... oraz skrzydełka bahanek, dość obrzydliwe.
2r: akonit, nasiona granatu
3z: krew czerwonego kapturka, skrzydełka bahanek, jad ogończy
st 40
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 63
'k100' : 63
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Sypialnia
Szybka odpowiedź