Harry Smith
Nazwisko matki: Pinkstone
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: półkrwi
Status majątkowy: średniozamożny
Zawód: śpiewak, muzyk, poeta
Wzrost: 186 cm
Waga: 76 kg
Kolor włosów: ciemny brąz
Kolor oczu: ciemny brąz
Znaki szczególne: burza niesfornych loków; rzucający się w oczy pieprzyk na prawym policzku; orli, duży nos
Bangkirai, kieł chropianka, 13 i ćwierć cala, dość giętka
Gryffindor
szczygieł
śmierciotula
czereśnie, kawa, mleko, świeżo ścięte drewno, słodkie, kobiece perfumy
bogaty i uwielbiany przez publiczność ja z gitarą na scenie
muzyka, śpiew, swawola, gra w karty
Zjednoczeni z Puddlemere
latanie na miotle, pływanie, taniec
własnej, rozrywkowej
Louis Garrel
ze mną można tylko
pójść na wrzosowisko
i zapomnieć wszystko
Historia ta zaczyna się zupełnie przeciętnie.
W Ottery St. Catchpole, w niewielkiej mieścinie w Devon, mieszkał Fred Smith, mugolak, oraz jego żona Miranda, czarownica czystej krwi, z domu Pinkstone. Z tego związku - który również nie miał w sobie nic wyjątkowego, poznali się jeszcze w Hogwarcie i tuż po ukończeniu szkoły wzięli skromny ślub - narodziła się piątka dzieci. Dwóch synów i trzy córki. Harry przyszedł świat jako trzeci, wiosną roku tysiąc dziewięćset trzydziestego pierwszego. Nie wiodło im się ani źle, ani wybitnie dobrze. Czasami nosili ubrania po starszym rodzeństwie, mieli tylko trzy sypialnie, ale nigdy nie martwili się o to, co włożyć do garnka. Fred pracował w jednym ze sklepów na ulicy Pokątnej, zaś Porpentyna do czasu śmierci swojej matki, która zajmowała się gromadką dzieci podczas jej nieobecności, była urzędniczką w Ministerstwie Magii - później zrezygnowała na rzecz roli piastunki domowego ogniska.
W ich małym salonie stało stare pianino. Ojciec zawsze narzekał, że trzeba je wyrzucić, to będzie więcej miejsca, lecz matka nigdy nie wyraziła na to zgody. Było rodzinną pamiątką i lubiła na nim grać. Te rzadkie momenty wpadły Harremu w pamięć bardzo głęboko. Pani Smith była kobietą obowiązkową i pracowitą, pozwalała sobie na takie chwile dopiero wówczas, gdy w domu nie było nic innego do zrobienia - a zaznaczyć należy, że w domu i przy tylu pociechach zawsze jest jakaś robota. Kiedy jednak wydarzał się ten mały cud i palce matki wygrywały melodie chętnie śpiewał razem z nią. Najlepiej spał, kiedy kołysały go do snu jej kołysanki. Chyba właśnie wtedy zrodziła się w nim miłość do muzyki, lecz to nie tak, że kariera śpiewaka śniła mu się od zawsze. Bardzo długo nie wiedział kim tak naprawdę chce zostać i jaka ścieżka jest mu pisana. Harry tak jak wielu innych chłopców interesował się quidditchem, psotami i zabawą w magiczne pojedynki.
Magia, która w nim drzemała, przebudziła się podczas jednej z braterskich potyczek, kiedy to Tim nie chciał oddać mu dziecięcej miotełki. Wybuch złości skończył się przełamaniem drewna i zniszczeniem zabawki bezpowrotnie. Matka skomentowała to słowami: Bardzo dobrze. Skoro nie potraficie się dogadać, to żaden z was nie będzie latał. Harry czuł się tym faktem tak podniecony, że nawet nie był się w stanie na nią obrazić. Wszystkim się chwalił i cieszył, że uwaga rodziców i sąsiadów skupiła się właśnie na nim. Zwykle chwalono pierworodnego państwa Smith za odpowiedzialne zachowanie i pomoc rodzicom, bądź zachwycano się najmłodszą córeczką z ich gromadki. Harry zaś był albo za mały, by zostać sam jak Tim i Emma, albo za stary i zmuszano go do ustępowania młodszym siostrom. Wtedy przez kilka dni wszyscy rozmawiali o nim i niezwykle go do cieszyło. Nie mógł wybaczyć młodszej siostrze, która skradła mu tę uwagę, kiedy i w niej przebudziła się magia - znacznie wcześniej niż w nim.
Niewiele więcej można o tych latach powiedzieć. Dzieciństwo równało się zdartym kolanom, walce o uwagę rodziców, kłótniom z rodzeństwem i wykradaniem czereśni z sadów sąsiadów. Było po prostu dobrze. Bywały chwile, kiedy ojciec dowiadywał się o psotach i spuszczał im lanie, matka czasami krzyczała, a później płakała, kiedy w gazetach zaczęto pisać o wojnie czarodziejów, która wybuchła w Europie. To było jednak gdzieś daleko - ich niewielki świat wydawał się bezpieczny.
Nie wyczekiwał wyjazdu do Hogwartu z równą niecierpliwością co inne dzieci. Oczywiście, pragnął posiadać już własną różdżkę i rzucać czary, jednakże w rodzicach nie wzbudzało to już tak dużej ekscytacji jak w przypadku starszego rodzeństwa. Opowieści Tima i Emmy o szkole magii brzmiały intrygująco, czuł jednak, że tam będzie znów po prostu kolejnym Smithem, nikim wyjątkowym, a nim właśnie pragnął być. Rok przed jego jedenastymi urodzinami otwarto Komnatę Tajemnic i zginęła uczennica mugolskiej krwi, dowiedziały się o tym wszystkie czarodziejskie rodziny, plotki dotarły także i do niego - i bał się. Był jedynie dzieckiem, którego dręczyły na długo przed wyruszeniem do szkoły koszmary o mordującym małych czarodziejów potworze. Zawsze miał niezwykle bujną i bogatą wyobraźnię, która podsuwała mu najróżniejsze pomysły. Nie zawsze miłe i kolorowe. Musisz wziąć się w garść, powtarzał swojemu odbiciu w lustrze, w noc poprzedzającą wyjazd do szkoły, kiedy ściskał już w ręku nowiutką różdżkę z drewna z bangkirai. Nie pozwól, by wzięli cię za tchórza, nie jesteś nim, ostrzegł samego siebie i nazajutrz wyruszył do Hogwartu z zaciętą miną. Obiecał starszej siostrze, że jeżeli potwór nadal tam jest, to ją obroni, a ona uśmiechnęła się naprawdę ciepło i spędziła z nim całą podróż, co dodało Harremu otuchy. Tiara Przydziału wiedziała jakie ma wnętrze - nieidealne, lecz dobre i szlachetne, na tyle odważne, by próbować stawiać czoła własnym lękom, przydzieliła go więc do Gryffindoru.
Nigdy nie aspirował do miana najlepszego ucznia. Raczej nie posiadał ku temu predyspozycji. Nauka większości przedmiotów była dla niego zwyczajną mordęgą. Eliksiry, historia magii, zielarstwo... Zwykle przesiadywał w ostatniej ławce i oczy same mu się zamykały. Uczył się przeciętnie, nie najgorzej, by rodzice nie posyłali mu tyle wyjców i bez problemu przechodzić z roku na rok, wyróżniał się za to w dziedzinie transmutacji, która przychodziła mu z zadziwiającą łatwością, a co więcej - dużą przyjemnością. Lubił zmieniać świat i otoczenie wokół siebie. To co brzydkie i nieforemne w piękne. W rodzinnym domu czasami brakowało galeonów, nie żyli w luksusach, a on pragnął od życia czegoś więcej - i zaklęciami starał się zmieniać swoje szaty w elegantsze, należącym do niego przedmiotom nadawał nowszy i ciekawszy wygląd. Był w tym całkiem niezły. Trochę po kobiecemu próżny, ale nie zepsuty.
Potrafił latać na miotle, lecz nie na tyle dobrze, by kiedykolwiek próbować dostać się do domowej drużyny quidditcha. Gdy był jednak na drugim roku nauki, to kiedy śpiewał na korytarzu głupią, obrażającą profesora eliksirów piosenkę, zaczepiła go jedna z nauczycielek i oznajmiła, że albo będzie odbywał przez następne trzy miesiące szlabany co tydzień, albo weźmie udział w przesłuchaniu do szkolnego chóru, bo taki talent nie może się zmarnować. Cóż miał zrobić? Zgodził się, oczywiście, szlaban i tak dostał jeden, a na przesłuchanie poszedł i z miejsca został przyjęty. Nigdy nie żałował, naprawdę cieszył się, że to się tak skończyło. Tak otworzyły się przed nim drzwi, których dotychczas szukał. Drzwi do blasku reflektorów jak to mówią mugole. Miał wspaniały, miły dla ucha głos, bardzo dobry słuch, zaś pod skrzydłami opiekunki szkolnego chóru, nauczycielki emisji głosu, rozwijał własne. Tak zdobył w szkole popularność. Nie musiał łapać znicza, czy odbijać tłuczków w Ślizgonów. Od początku Harry był chłopcem lubianym, sympatycznym, łatwo nawiązywał znajomości i zjednywał sobie ludzi, ale gdy zaczął występować w szkolnym chórze nabrał dużej pewności siebie, zwłaszcza scenicznej, odwagi. W swojej klasie przybrał rolę tego, który stroi żarty, robi z siebie błazna i rozśmiesza wszystkich, ale mu to wybaczano.
Wtedy też zaczął marzyć o tym, by zdobyć większą popularność. Prawdziwą sławę i uwielbienie tłumów. Jako nastoletni młodzieniec, zainspirowany czytanymi i śpiewanymi przez siebie poematami, sam zaczął pisać własne. Zwłaszcza, gdy zaczęły buzować w nim hormony i dziewczęta stały się naprawdę interesującymi obiektami do obserwacji i konwersacji. Snuł wielkie plany, jedynie artykuły w Proroku Codziennym, które przynosiły ponure wieści i wielkiej wojnie czarodziejów, mąciła jego spokój i marzenia. W szkole byli bezpieczni - podobno. Mówiono, że śmierć Albusa Dumbledore'a to koniec dla tego kraju, że nikt już nie będzie bezpieczny. Wtedy nie rozumiał co to oznacza dla niego samego. Pragnął jedynie móc śpiewać.
Tiara Przydziału nie pomyliła się, gdy przydzieliła go do Gryffindoru. Nie wkroczył na ścieżkę stróża prawa, nie został aurorem, nigdy tego nie pragnął, lecz miał odwagę, by spróbować spełnić swoje marzenia, wskoczyć na głęboką wodę, pójść inną drogą. Rodzice byli z tego powodu niezadowoleni. Uważali, że powinien jak najszybciej złapać bezpieczną posadę, może w sklepie, może w Ministerstwie Magii, ożenić się z jakąś dziewczyną i wieść przeciętne życie. Tym absolutnie nie był zainteresowany. Pragnął czegoś więcej! Sławy, skandujących jego imię dziewcząt, ich miłości i uwielbienia, galeonów, duetu z Celestyną Warbeck. Z pokorą przyjął wiadomość, że nie będą wspierać finansowo jego dzikich pomysłów. Obiecał sobie, że da sobie radę sam. Poprosił jedynie, by mógł spędzić jeszcze kilka miesięcy w rodzinnym domu, aby odłożyć pieniądze na coś własnego.
Pierwsze lata po szkole były dla Smitha dość ciężkie. Pracował jako barman w Dziurawym Kotle, łapał różne dorywcze prace, by zarobić, jednocześnie trzymając się z dala od kłopotów i konfliktów politycznych. Miał wrażenie, że na nic by się tam nie przydał, że sam nie zmieni świata - chciał uczynić go trochę piękniejszym dla siebie i dla innych śpiewając. Swoją muzyką i poezją. Zarobione galeony wydawał na lekcje śpiewu i gry na gitarze. Pragnął zostać muzykiem z prawdziwego zdarzenia. Miał naturalny talent i nauczyciele powtarzali, że jest nieoszlifowanym diamentem - on zaś uparcie i chętnie poddawał się ich rzemieślniczym dłoniom, by zacząć mocno lśnić. Nie zaniedbał także swojej magii. Transmutacja zawsze była jego konikiem, fascynowała go, a teraz stała się kluczem do tego, by mógł na scenie jeszcze bardziej lśnić. Pracował nad tym, aby czarami ulepszać swoje kostiumy, scenografię, samego siebie, nad iluzją. Pragnął, by przyszłe występy były dla widza niezapomniane.
W końcu wyprowadził się z domu, wynajął pokój na poddaszu na przedmieściu Londynu, w mieście tylu możliwości, znalazł kilka innych uzdolnionych artystów, z którymi założyli zespół. Najpierw występowali zupełnie za darmo. W niedrogich barach, w plenerze, w pubach, w niewielkich teatrach. Grali jednak dobrze, zaś głos Smitha podbijał serca publiczności, jego charyzma na scenie przyciągała uwagę, przystojna aparycja i wysoki wzrost były jedynie dodatkową zaletą w oczach damskiej części publiczności. Powoli zdobywali popularność i zaczęli żądać galeonów za swoje występy. Kilka razy wspomniano nawet o nich w Proroku Codziennym i Czarownicy! Na jednej z ostatnich stron, w maleńkiej rubryczce, ale jednak. Wycinki z tych gazet trzyma w swoim kufrze pod łóżkiem. Razem z księgą traktującą o animagii, za którą nawet zapłacił, nie zaś wypożyczył z biblioteki, mając nadzieję, że pewnego dnia uda mu się opanować tę trudną sztuką. Zaczął o tym marzyć jeszcze w latach szkolnych, kiedy opowiedział o tym nauczyciel transmutacji - to byłoby coś! To uczyniłoby go bardziej wyjątkowym, a przecież tego właśnie pragnął. Nauka transmutacji przychodziła mu zaś z łatwością, zawsze nad nią pracował najmocniej i najczęściej jej używał, by upiększać świat wokół siebie, wierzył, że potrafi.
Ciężko pracował, by zdobywać uznanie i sławę (i wciąż to robi, bo nadal funkcjonuje jako skromny muzyk i poeta, wierzy, że najlepsze jeszcze przed nim), lecz jako mężczyzna... Cóż, nigdy nie był materiałem na męża. Brakowało mu odpowiedzialności. Zawsze był też niestały w uczuciach. Poznał kilkanaście miłości swego życia. Czasami tydzień po tygodniu i za każdym razem przysięgał, że tym razem to naprawdę ta jedyna. Zakochiwał się w różnych kobietach, raz szczęśliwie, raz mniej. Nie zawsze uczucia te byłe odwzajemnione. Zawsze jednak wszystkie historie znajdywały odzwierciedlenie w jego poezji. Skomplikowane relacje miłosne bywały dla niego natchnieniem, dlatego czasami z taką łatwością zdobywał uwagę damskiej części publiczności i zyskał przydomek romantyka. Bo romantykiem jest naprawdę. Wciąż wierzy w prawdziwą miłość i że pewnego dnia spotka tę jedyną. Na razie nie jest jednak gotów się ustatkować. Nie chce do niczego się zobowiązywać. To wolny duch, który pragnie żyć tu i teraz. Dziś jest w Londynie, a jutro? Kto wie! Z czasem zaczęło wieść im się zdecydowanie lepiej. Już nie występowali charytatywnie, a zaczęli żądać wyższych zapłat, by móc wygodniej żyć. Zwłaszcza Smith był łasy na brzęk złotych monet. Zdarzyło mu się nawet kilkukrotnie występować w teatrach. Wygrywał przesłuchania na drobne rólki, niezbyt wymagające, lecz to kolejne cegiełki, którymi buduje z wolna swoją pozycję.
To Paryż jest jego marzeniem. Jak dotąd nieosiągalnym. Po pierwsze - kwestie finansowe. Przeprowadzka do stolicy kultury i sztuki będzie kosztować nie mało, zaś on zwykł powtarzać, że w tym kraju nie ma zajęcia dla czarodziejów z jego wykształceniem i zainteresowaniami. Obecna sytuacja w kraju także nie sprzyja zarabianiu worków galeonów przez muzyka. Najpierw chce wzbogacić się na angielskiej ziemi, by do Francji wyjechać już jako ktoś. Drugim z powodów jest troska o rodzinę. Starszy brat musi chronić własną rodzinę. Matka i siostry są zdane na siebie - i niego, ojciec bowiem zginął w maju ubiegłego roku, podczas wybuchu, który dał początek anomaliom. Wciąż bywa nieodpowiedzialny i lekkomyślny. Zdarza mu się zapominać o wszystkim - począwszy od zapłaty rachunków za poddasze, po zaplanowany w piątek wieczór występ. Zbierające się nad krajem ciemne chmury, które przerodziły się w wojenną burzę, zmusiły Harrego do wzięcia się w garść. Przynajmniej bardzo się stara. Zdecydowanie bardziej jednak stara się w końcu przemienić w zwierzę - pewnego dnia się uda i swój występ zwieńczy efektowną transmutacją i wzleci wysoko na własnych, prawdziwych skrzydłach.
w dali znikać cicho
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 10 | 3 (różdżka) |
Zaklęcia i uroki: | 0 | Brak |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 24 | 2 (różdżka) |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 11 | Brak |
Zwinność: | 1 | 1 (aktywności) |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Astronomia | I | 2 |
Historia magii | I | 2 |
Kłamstwo | II | 10 |
Perswazja | II | 10 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Nazwa biegłości | zależne | zależne |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Rozpoznawalność (artysta) | II | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Muzyka (wiedza) | I | 0,5 |
Muzyka (gra na gitarze) | II | 7 |
Muzyka (śpiew) | III | 25 |
Literatura (wiedza) | I | 0,5 |
Literatura (tworzenie poezji) | II | 7 |
Gotowanie | I | 0,5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | I | 0,5 |
Quidditch | I | 0,5 |
Wyścigi na miotłach | I | 0,5 |
Taniec współczesny | I | 0,5 |
Pływanie | I | 0,5 |
Walka wręcz | I | 0,5 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Genetyka (jasnowidz, półwila, wilkołak lub brak) | - | 0 |
Reszta: 1,5 |
sowa
Gdziekolwiek jesteś
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
Ostatnio zmieniony przez Harry Smith dnia 25.05.20 8:55, w całości zmieniany 2 razy
na weekend.
A ty mi chciałaś
serce oddać,
na wieczność
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzał: Ramsey Mulciber
[20.06.20] Ingrediencje (kwiecień-czerwiec)
[10.08.20] Kryształ (lipiec-wrzesień)
[20.08.20] Wsiąkiewka (kwi-cze): +0,5 PB do reszty
[27.01.21] Wsiąkiewka (lipiec-wrzesień): + 0,5 PB
[09.07.20] Rejestracja różdżki
[12.07.20] Wykonywanie zawodu (kwi-cze): +50 PD
[20.07.20] Osiągnięcie: Ulubieniec muz, +60 PD
[20.08.20] Wsiąkiewka (kwi-cze): +30 PD
[11.01.21] Wykonywanie zawodu (lipiec-wrzesień): + 20 PD
[19.01.21] Aktualizacja postaci
[27.01.21] Wsiąkiewka (lipiec-wrzesień): + 30 PD