Łazienka
AutorWiadomość
Łazienka
Niewielka łazienka, w której również znajdują się rośliny - głónie te, uwielbiające bardziej wilgotne środowisko. Jest niewielka. Po za pomarańczową wanną, toaletą, i niewielką umywalką nie ma tu wiele miejsca. W wolnych przestrzeniach stoją doniczki, co sprawia że można tu zrobić ledwie dwa, może trzy kroki. Nad umywalką wisi lustro w pięknej, złotej ramie misternie rzeźbionej na kształt słońca, którą Frances kupiła za grosze na pchlim targu. Blondynka uwielbia gorące kąpiele z książką w ręku.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
27 kwietnia 1957 roku
Panna Burroughs nie miała pojęcia, czy znajoma z dawnych, szkolnych lat przyjmie jej propozycję, nawet jeśli była dość dobrze zaznajomiona z ciekawską naturą dziewczęcia. Jennifer znała od dawna. Jeszcze ze szkolnych lat, gdy to panna Leach notorycznie sprawiała problemy. Czasem większe, czasem mniejsze, często jednak panna Leach miała okazję natknąć się na Frances, gdy ta pełniła obowiązki prefekta. Obowiązki, do których przykładała się z charakterystyczną dla siebie sumiennością i zaangażowaniem.
W zasadzie jasnowłosa alchemiczka nie byłaby w stanie stwierdzić, w którym momencie przeszły z dość sztywnego przyłapywania na winach do częstszych rozmów. Z początku niepewnego zadawania prostych pytań o piękne, szlachetne kamienie w jakie Jenny zamieniała zwykłe, nic nie znaczące przedmioty by z biegiem czasu przejść do pewniejszych lawin pytań, ciepłych upomnień bądź głębszych rozmyślań. Nie była również w stanie wskazać momentu, w którym wspólnie zaczęły udawać, że rzeczywistość jest znacznie piękniejsza, niż naprawdę. Zdarzało im się, z różną częstotliwością, lawirować na krawędzi między paskudną rzeczywistością a pięknym, przyciągającym wzrok światem fałszu.
Dziewczę wyszło z malowanej na ognisty pomarańcz z wanny, by owinąć nagie, zaczerwienione od ciepłej wody ciało w miękki, puchaty ręcznik. Miała nadzieję, że gorąca kąpiel uspokoi nerwy, jakie w niej narastały. Na nic to jednak się nie zdało, gdyż teraz, gdy szła do salonu miała wrażenie, że poddenerwowanie oraz stres, spowodowany planowanymi wydarzeniami jedynie narastał. Wszak wiele kładła na szali, aby móc przetestować swój eliksir i zakończyć swoje pierwsze badania naukowe.
Wiele pytań kłębiło się w jej głowie. Czy eliksir zadziała? Czy nie przyniesie żadnego, nie pożądanego działania? Czy nie zaszkodzi pannie Leach, jeśli ta go wypije? Nie wiedziała, w pogotowiu jednak miała przygotowane fiolki z miksturami leczniczymi, jednocześnie mając nadzieję, że dziewczyna zjawi się w jej progu.
I nie przeliczyła się, gdyż dzwonek do drzwi zadzwonił dokładnie w momencie, gdy panna Burroughs zapinała niewielkie, posrebrzane guziczki, intensywnie niebieskiej szaty. Z uśmiechem na ustach podeszła do drzwi, aby wpuścić dziewczynę do środka. Uważne, szaroniebieskie spojrzenie omiotło twarz panny Leach, jakby próbując wypatrzyć, czy wszystko było z nią w ostatnim czasie w porządku. Finalnie wątłe ramiona owinięły się wokół wyższej koleżanki, by na krótką chwilę zamknąć ją w przyjaznym uścisku.
- Cieszę się, że przyszłaś. - Szczere słowa opuściły usta Frances, gdy ta zaprosiła znajomą do środka, od razu kierując ją do kuchni. Nie wiedziała, jak w ostatnim czasie radziła sobie dziewczyna, była jednak pewna, że dowie się o wszystkim, jeśli jej eliksir zadziała tak, jak powinien. - Jesteś głodna? Na pewno jesteś głodna, zaraz coś przygotuję. - Ciepły uśmiech powędrował w kierunku dziewczyny, gdy Frances wskazała jej miejsce by chwilę później kilkoma machnięciami różdżki zastawić stół porcelanową zastawą oraz dwoma kieliszkami.Z szafki wyjęła butelkę skrzaciego wina by już po chwili, kolejnymi machnięciami różdżki wyczarować pachnące potrawy. Świeże mięso w ciemnym sosie, ziemniaki, sałatka mieniąca się różnymi kolorami oraz niewielkie ciasto owocowe. Wszystko, na co tylko mogły mieć ochotę.
- Myślałaś o mojej propozycji? - Zapytała, zajmując miejsce naprzeciwko dziewczyny i rozlać lekkie, niskoprocentowe wino do kieliszków.
Tak, jakby świat za oknem nie istniał.
Panna Burroughs nie miała pojęcia, czy znajoma z dawnych, szkolnych lat przyjmie jej propozycję, nawet jeśli była dość dobrze zaznajomiona z ciekawską naturą dziewczęcia. Jennifer znała od dawna. Jeszcze ze szkolnych lat, gdy to panna Leach notorycznie sprawiała problemy. Czasem większe, czasem mniejsze, często jednak panna Leach miała okazję natknąć się na Frances, gdy ta pełniła obowiązki prefekta. Obowiązki, do których przykładała się z charakterystyczną dla siebie sumiennością i zaangażowaniem.
W zasadzie jasnowłosa alchemiczka nie byłaby w stanie stwierdzić, w którym momencie przeszły z dość sztywnego przyłapywania na winach do częstszych rozmów. Z początku niepewnego zadawania prostych pytań o piękne, szlachetne kamienie w jakie Jenny zamieniała zwykłe, nic nie znaczące przedmioty by z biegiem czasu przejść do pewniejszych lawin pytań, ciepłych upomnień bądź głębszych rozmyślań. Nie była również w stanie wskazać momentu, w którym wspólnie zaczęły udawać, że rzeczywistość jest znacznie piękniejsza, niż naprawdę. Zdarzało im się, z różną częstotliwością, lawirować na krawędzi między paskudną rzeczywistością a pięknym, przyciągającym wzrok światem fałszu.
Dziewczę wyszło z malowanej na ognisty pomarańcz z wanny, by owinąć nagie, zaczerwienione od ciepłej wody ciało w miękki, puchaty ręcznik. Miała nadzieję, że gorąca kąpiel uspokoi nerwy, jakie w niej narastały. Na nic to jednak się nie zdało, gdyż teraz, gdy szła do salonu miała wrażenie, że poddenerwowanie oraz stres, spowodowany planowanymi wydarzeniami jedynie narastał. Wszak wiele kładła na szali, aby móc przetestować swój eliksir i zakończyć swoje pierwsze badania naukowe.
Wiele pytań kłębiło się w jej głowie. Czy eliksir zadziała? Czy nie przyniesie żadnego, nie pożądanego działania? Czy nie zaszkodzi pannie Leach, jeśli ta go wypije? Nie wiedziała, w pogotowiu jednak miała przygotowane fiolki z miksturami leczniczymi, jednocześnie mając nadzieję, że dziewczyna zjawi się w jej progu.
I nie przeliczyła się, gdyż dzwonek do drzwi zadzwonił dokładnie w momencie, gdy panna Burroughs zapinała niewielkie, posrebrzane guziczki, intensywnie niebieskiej szaty. Z uśmiechem na ustach podeszła do drzwi, aby wpuścić dziewczynę do środka. Uważne, szaroniebieskie spojrzenie omiotło twarz panny Leach, jakby próbując wypatrzyć, czy wszystko było z nią w ostatnim czasie w porządku. Finalnie wątłe ramiona owinięły się wokół wyższej koleżanki, by na krótką chwilę zamknąć ją w przyjaznym uścisku.
- Cieszę się, że przyszłaś. - Szczere słowa opuściły usta Frances, gdy ta zaprosiła znajomą do środka, od razu kierując ją do kuchni. Nie wiedziała, jak w ostatnim czasie radziła sobie dziewczyna, była jednak pewna, że dowie się o wszystkim, jeśli jej eliksir zadziała tak, jak powinien. - Jesteś głodna? Na pewno jesteś głodna, zaraz coś przygotuję. - Ciepły uśmiech powędrował w kierunku dziewczyny, gdy Frances wskazała jej miejsce by chwilę później kilkoma machnięciami różdżki zastawić stół porcelanową zastawą oraz dwoma kieliszkami.Z szafki wyjęła butelkę skrzaciego wina by już po chwili, kolejnymi machnięciami różdżki wyczarować pachnące potrawy. Świeże mięso w ciemnym sosie, ziemniaki, sałatka mieniąca się różnymi kolorami oraz niewielkie ciasto owocowe. Wszystko, na co tylko mogły mieć ochotę.
- Myślałaś o mojej propozycji? - Zapytała, zajmując miejsce naprzeciwko dziewczyny i rozlać lekkie, niskoprocentowe wino do kieliszków.
Tak, jakby świat za oknem nie istniał.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Wspomnienie trawionego przez płomienie listu, zapisanego schludnym pismem panny Burroughs, prowadzi mnie na próg jej mieszkania. Mija dziś jedenasty dzień od podjętej próby rejestracji, wydana przez ministerstwo legitymacja spoczywa w kieszeni, słowa o okazanym instytucji zaufaniu nawracają co jakiś czas, drwiąco przemykają przez myśli, bo przecież wiem dobrze, że tego zaufania nie było i nie ma za knut, a ceny, jaką przyjdzie zapłacić za swobodę przechodzenia przez kontrole, przewidzieć nie sposób - wiem tyle, że najbardziej oczywista z alchemicznego puntu widzenia metoda mijania się z prawdą działa, a skoro nie podjęto żadnych środków zapobiegawczych, które miałyby uniemożliwić jej użycie, raczej nie spędza urzędnikom snu z powiek. Czekam więc, z przyzwyczajenia szukając dziury w całym, ale nie wychylam się za bardzo, żyjąc, być może zaskakujące, życiem młodej, prawowiernej obywatelki. Jego ładną, przejściową imitacją.
- Wybacz, że nie odpisałam - wpuszczona do środka zwracam się do Frances, lustrując ją równie uważnym spojrzeniem i składając w jej rękach nieprawdę, wyrzucone przez wodę, wygładzone szkiełka, przetransmutowane w parę kolczyków. Dwie drobne, czarne perły w złotej oprawie, przypominającej odrobinę plątaninę skrzeloziela. To od takich fałszywych błyskotek zaczęła się nasza znajomość, jeśli oczywiście pominąć, że pierwsze wrażenie musiałam na dawnej prefekt zrobić okropne - ale cudownie jest widzieć cię w dobrym zdrowiu.
Odwzajemniam uśmiech, wciągnięta w wir doskonałej normalności, zdolność do tworzenia której przyciągnęła mnie do Frances w szkolnych latach. Dbałość o szczegóły, pozory, było w tym coś fascynującego, i chociaż tak na zdrowy rozum powinnam jej chyba nie lubić, chociażby z uwagi na tracone punkty, gdy przyłapywała mnie w środku kolejnej awantury, która w murach zamku nie powinna mieć miejsca, potoczyło się to w zupełnie inny sposób. Panny Burroughs nie próbowałam nigdy kąsać złośliwością, atakiem wyprzedzająco odpowiadając na atak, a misternie splecioną sieć niedopowiedzeń i półprawd, którą się spowiła, przywykłam uznawać za integralną część jej osobowości, na równi z pragnieniem wiedzy. Zamiast więc próbować zedrzeć maskę ideału, i dzisiaj zgodnie dołączam do gry.
- Dziękuję za zaproszenie - podejmuję temat, zasiadając przy jednym stole z alchemiczką, z której właściwie nie spuszczam oka, w oczywisty sposób zaciekawiona otrzymaną wiadomością na tyle, by skupić na niej pełną uwagę - i zapewniam, że skoro mnie tu widzisz, to możesz liczyć na moją współpracę. Również w charakterze królika doświadczalnego.
Pozwalam sobie na beztroski uśmiech i pewną bezpośredniość, ale wszystkie za i przeciw zdążyłam już sobie zważyć, przewartościować i przyjąć, że wypicie powstającego eliksiru to jak najbardziej jest dobry pomysł.
- Gratuluję postawienia zdecydowanych kroków na naukowej ścieżce i chętnie usłyszę więcej, bo pochodna amortencji brzmi enigmatycznie. Zakładam, że śladem pierwowzoru również będzie wywierać wpływ na zachowanie pijącego? - daleko mi do naukowca, ale ciekawość, ten przysłowiowy pierwszy stopień do piekła, ma znaczące przełożenie na entuzjazm. Moralnych implikacji użycia amortencji zupełnie nie roztrząsam, skutecznie uwarzyłam ją tylko raz. Bardziej z uwagi na szczęście, niż rzeczywiste umiejętności, i tak mam świadomość, że leży przy ich górnej granicy. Z wiedzą potrzebną do stworzenia od podstaw nowej receptury nie ma co tego porównywać.
- Wybacz, że nie odpisałam - wpuszczona do środka zwracam się do Frances, lustrując ją równie uważnym spojrzeniem i składając w jej rękach nieprawdę, wyrzucone przez wodę, wygładzone szkiełka, przetransmutowane w parę kolczyków. Dwie drobne, czarne perły w złotej oprawie, przypominającej odrobinę plątaninę skrzeloziela. To od takich fałszywych błyskotek zaczęła się nasza znajomość, jeśli oczywiście pominąć, że pierwsze wrażenie musiałam na dawnej prefekt zrobić okropne - ale cudownie jest widzieć cię w dobrym zdrowiu.
Odwzajemniam uśmiech, wciągnięta w wir doskonałej normalności, zdolność do tworzenia której przyciągnęła mnie do Frances w szkolnych latach. Dbałość o szczegóły, pozory, było w tym coś fascynującego, i chociaż tak na zdrowy rozum powinnam jej chyba nie lubić, chociażby z uwagi na tracone punkty, gdy przyłapywała mnie w środku kolejnej awantury, która w murach zamku nie powinna mieć miejsca, potoczyło się to w zupełnie inny sposób. Panny Burroughs nie próbowałam nigdy kąsać złośliwością, atakiem wyprzedzająco odpowiadając na atak, a misternie splecioną sieć niedopowiedzeń i półprawd, którą się spowiła, przywykłam uznawać za integralną część jej osobowości, na równi z pragnieniem wiedzy. Zamiast więc próbować zedrzeć maskę ideału, i dzisiaj zgodnie dołączam do gry.
- Dziękuję za zaproszenie - podejmuję temat, zasiadając przy jednym stole z alchemiczką, z której właściwie nie spuszczam oka, w oczywisty sposób zaciekawiona otrzymaną wiadomością na tyle, by skupić na niej pełną uwagę - i zapewniam, że skoro mnie tu widzisz, to możesz liczyć na moją współpracę. Również w charakterze królika doświadczalnego.
Pozwalam sobie na beztroski uśmiech i pewną bezpośredniość, ale wszystkie za i przeciw zdążyłam już sobie zważyć, przewartościować i przyjąć, że wypicie powstającego eliksiru to jak najbardziej jest dobry pomysł.
- Gratuluję postawienia zdecydowanych kroków na naukowej ścieżce i chętnie usłyszę więcej, bo pochodna amortencji brzmi enigmatycznie. Zakładam, że śladem pierwowzoru również będzie wywierać wpływ na zachowanie pijącego? - daleko mi do naukowca, ale ciekawość, ten przysłowiowy pierwszy stopień do piekła, ma znaczące przełożenie na entuzjazm. Moralnych implikacji użycia amortencji zupełnie nie roztrząsam, skutecznie uwarzyłam ją tylko raz. Bardziej z uwagi na szczęście, niż rzeczywiste umiejętności, i tak mam świadomość, że leży przy ich górnej granicy. Z wiedzą potrzebną do stworzenia od podstaw nowej receptury nie ma co tego porównywać.
Fate is a very weighty word to throw around before breakfast.
Jasnowłosa alchemiczka machnęła ręką, jakby brak odpowiedzi na list nie był czymś wielkim. I faktycznie, nie uważała go za jakikolwiek uszczerbek na honorze, bądź ich relacji - panna Burroughs liczyła się z tym, że Jennifer, biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, może nie mieć możliwości odpowiedzi, na jej wiadomość. Widok dziewczyny, całej i zdrowej, w progu jej niewielkiej kawalerki sprawiał, że dziewczyna zapomniała o braku odpowiedzi. Uśmiech rozjaśnił twarz blondynki, a jej oczy błysnęły zaciekawieniem, gdy błyskotki znalazły się w jej dłoni. Musiały one jednak poczekać na odpowiednią chwilę, jedzenie w tym momencie zdawało się być ważniejsze. - Jakoś sobie radzę. - Odpowiedziała jedynie, dość wymijająco z resztą na słowa tyczące się jej zdrowia. Wszak pod maską makijażu skrywała zmęczenie, od dłuższego czasu męczące jej drobne ciało.
Nim jednak zajęła na dobre miejsce, zakręciła się koło szklanej tafli niewielkiego lusterka, zawieszonego między częścią kuchenną, a częścią salonowo-sypialnianą.
- Ach, nie ma za co, moja droga. - Słowa uleciały z jej ust, w czasie gdy Frances założyła piękne kolczyki. Wiedziała, że są dziełem udanej sztuki transmutacji, dla niej jednak były prezentem piękniejszym, niż wszelkie diamenty tego świata. - To fantastycznie! - Odpowiedziała, z zadowoleniem klaskając w dłonie. - Jak wyglądają? - Gdy wracała do stołu, pytanie padło z jej ust, wiedząc, że panna Leach z pewnością udzieli jej szczerej, niczym nie zmąconej odpowiedzi. Prezencja kolczyków przez jedną, krótką chwilę zdawała się być równie ważna, co zaplanowane badanie eliksirów czy obowiązek rejestracji różdżek.
Wino zapełniło dwa, pękate kieliszki, a szaroniebieskie oczy błysnęły podekscytowaniem gdy dziewczyna wyjęła z kieszeni szklaną fiolkę, pełną przezroczystego płynu, by położyć ją na stole.
- Częstuj się. - Proste, nic nie znaczące rozpoczęcie wypowiedzi, mające na celu dopilnowanie, by jej gość nie wyszedł głodny. Wszak wszystko zdaje się prostsze, gdy brzuch jest pełen, czyż nie?
Młoda alchemiczka upiła niewielki łyk wina ze swojej szklanki, nim przeszła do wyjaśnienia, co jest punktem jej badań.
- Tak, będzie wywierał wpływ, na zachowanie pijącego. - Rozpoczęła wywód, nakładając jedzenie na swój talerz. - Amortencja mogłaby być bardzo przydatnym, gdyby nie obsesyjna miłość, mieszająca w głowach. Mój eliksir ma na celu wywołanie zaufania, pozornej więzi sprawiającej, że osoba spożywająca eliksir zapała zwykłym, prostym zaufaniem do osoby, której przyjdzie go wypić. - Szaroniebieskie spojrzenie uważnie powiodło po twarzy Jennifer, obserwując jej reakcję, na słowa jakie padły z jej ust. Wiedziała, że część osób może uznać strefy jej badań za dość kontrowersyjne, panna Burroughs jednak była pewna, że w czymś z pewnością to pomoże. O tym w czym, jeszcze się nie zastanawiała. - Mam wrażenie, że może okazać się przydatną miksturą. - Dodała jeszcze, nim umoczyła usta w słodkim winie. Następnie, jak gdyby nigdy nic otworzyła fiolkę i podała ją dziewczynie. Frances była pewna, że skoro panna Leach zjawiła się w jej progu, była pewna, podjętej przez siebie decyzji.
- Obiecuję, że wszystko co padnie z twych ust podczas tej próby, pozostanie tajemnicą. - Rzekła oficjalnie, chcąc uspokoić możliwe nerwy młodego dziewczęcia. Ba! Była nawet w stanie złożyć Wieczystą Przysięgę, jeśli Jennifer zawahałaby się w tej kwestii. Obecne czasy nie sprzyjały pewności co do szczerych intencji innych osób, nawet jeśli były nam znane z okrutnego wręcz przestrzegania wszelkich zasad.
Panna Burroughs pozostało czekać, aż dziewczyna napije się eliksiru, aby mogły rozpocząć testy.
| Podaję Eliksir Fides, ST 65, wyrzucone 61 oczek, sprawdzenie czy utrzymał swoje działanie - rzut. Eliksir utrzymuje działanie.
Nim jednak zajęła na dobre miejsce, zakręciła się koło szklanej tafli niewielkiego lusterka, zawieszonego między częścią kuchenną, a częścią salonowo-sypialnianą.
- Ach, nie ma za co, moja droga. - Słowa uleciały z jej ust, w czasie gdy Frances założyła piękne kolczyki. Wiedziała, że są dziełem udanej sztuki transmutacji, dla niej jednak były prezentem piękniejszym, niż wszelkie diamenty tego świata. - To fantastycznie! - Odpowiedziała, z zadowoleniem klaskając w dłonie. - Jak wyglądają? - Gdy wracała do stołu, pytanie padło z jej ust, wiedząc, że panna Leach z pewnością udzieli jej szczerej, niczym nie zmąconej odpowiedzi. Prezencja kolczyków przez jedną, krótką chwilę zdawała się być równie ważna, co zaplanowane badanie eliksirów czy obowiązek rejestracji różdżek.
Wino zapełniło dwa, pękate kieliszki, a szaroniebieskie oczy błysnęły podekscytowaniem gdy dziewczyna wyjęła z kieszeni szklaną fiolkę, pełną przezroczystego płynu, by położyć ją na stole.
- Częstuj się. - Proste, nic nie znaczące rozpoczęcie wypowiedzi, mające na celu dopilnowanie, by jej gość nie wyszedł głodny. Wszak wszystko zdaje się prostsze, gdy brzuch jest pełen, czyż nie?
Młoda alchemiczka upiła niewielki łyk wina ze swojej szklanki, nim przeszła do wyjaśnienia, co jest punktem jej badań.
- Tak, będzie wywierał wpływ, na zachowanie pijącego. - Rozpoczęła wywód, nakładając jedzenie na swój talerz. - Amortencja mogłaby być bardzo przydatnym, gdyby nie obsesyjna miłość, mieszająca w głowach. Mój eliksir ma na celu wywołanie zaufania, pozornej więzi sprawiającej, że osoba spożywająca eliksir zapała zwykłym, prostym zaufaniem do osoby, której przyjdzie go wypić. - Szaroniebieskie spojrzenie uważnie powiodło po twarzy Jennifer, obserwując jej reakcję, na słowa jakie padły z jej ust. Wiedziała, że część osób może uznać strefy jej badań za dość kontrowersyjne, panna Burroughs jednak była pewna, że w czymś z pewnością to pomoże. O tym w czym, jeszcze się nie zastanawiała. - Mam wrażenie, że może okazać się przydatną miksturą. - Dodała jeszcze, nim umoczyła usta w słodkim winie. Następnie, jak gdyby nigdy nic otworzyła fiolkę i podała ją dziewczynie. Frances była pewna, że skoro panna Leach zjawiła się w jej progu, była pewna, podjętej przez siebie decyzji.
- Obiecuję, że wszystko co padnie z twych ust podczas tej próby, pozostanie tajemnicą. - Rzekła oficjalnie, chcąc uspokoić możliwe nerwy młodego dziewczęcia. Ba! Była nawet w stanie złożyć Wieczystą Przysięgę, jeśli Jennifer zawahałaby się w tej kwestii. Obecne czasy nie sprzyjały pewności co do szczerych intencji innych osób, nawet jeśli były nam znane z okrutnego wręcz przestrzegania wszelkich zasad.
Panna Burroughs pozostało czekać, aż dziewczyna napije się eliksiru, aby mogły rozpocząć testy.
| Podaję Eliksir Fides, ST 65, wyrzucone 61 oczek, sprawdzenie czy utrzymał swoje działanie - rzut. Eliksir utrzymuje działanie.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Sztuczka. Magia, ale nie praca własnych rąk. Ani mój ojciec, ani dziadek, nie powiedzieliby nic dobrego o chodzeniu na skróty, nawet w kwestii błyskotek, ale Frances wygląda w nich dobrze, więc z uznaniem kiwam głową.
- Pasuje ci złoto - stwierdzam beztrosko, i chociaż to konkretne nie jest prawdziwe, wciąż prezentuje się należycie - perły też.
Moja definicja dobrego zdrowia może nieco różnić się od tego, w jaki sposób interpretuje to pojęcie panna Burroughs, ale częstuję się jedzeniem i nie rozwijam tematu, zmęczenie gotowa przypisać pracy badawczej i pracy w szpitalu, a także bez wątpienia wielu innym obowiązkom, do których, czego jestem pewna, alchemiczka dalej podchodzi z niezwykłą sumiennością, to nie mogło zmienić się od szkolnych czasów. Nienaganna prezencja oraz staranny makijaż tylko mnie w tym przekonaniu utwierdzają. Widzę ją żywą, relatywnie bezpieczną, bez dostrzegalnych na pierwszy rzut oka obrażeń, twórczą i realizującą swoje pomysły. A to, jak nic innego, wydaje się dowodem właśnie dobrego zdrowia.
Chwalę posiłek, upijam odrobinę wina, ale skupiam się głównie na łowieniu kolejnych słów, myślami przy eliksirze i badaniach jako takich. Amortencji również.
- Więc w założeniu bardziej jak płynny Amicus, niż nieprzewidywalna w skutkach obsesja - śledzę spojrzeniem otwieraną buteleczkę z przeźroczystą zawartością. Przejmuję ją od Frances, oglądam pod światło, zwracam uwagę na klarowność, wygląda zupełnie jak woda. Machnięcie nad buteleczką dłonią, w celu nakierowania zapachu bliżej, bez wdychania go bezpośrednio, wydaje się wskazywać na jego brak. Przechylam głowę, na kilka sekund, jest jeden eliksir, o którym zdarzyło mi się słyszeć, a który przejawiałby podobne cechy - i nie miałam z nim do czynienia nigdy, choć nie wątpię, że Frances byłaby zdolna uwarzyć Veritaserum.
- Za pomyślność testów - teatralnie unoszę buteleczkę, a później przechylam i opróżniam do połowy, przyjmując dawkę nowego, niesprawdzonego eliksiru. Z błąkającym się na ustach zaczepnym uśmiechem, bez głębszego namysłu bądź oglądania się na uspokajające zapewnienia, z łatwą do zauważenia ciekawością.
- Smakuje jak woda, choć może powinnam po prostu powiedzieć, że nie ma smaku. Zapachu też nie, i na pewno nie odróżniłabym go od wody. Domieszany do napoju, wyglądałoby, ma szansę być równie niewykrywalny, co Veritaserum - nie odróżniłabym, gdyby Frances podała mi eliksir prawdy albo zwykłą wodę, ale pozostałą odrobinę wlewam do kieliszka z winem. A później, cóż, upijam kolejny łyk, a po nim następny.
- Smaku wina, w każdym razie, nie zmienia w żaden znaczący sposób.
Może je minimalnie rozcieńcza, ale to nie jest poważniejsza różnica.
- Pasuje ci złoto - stwierdzam beztrosko, i chociaż to konkretne nie jest prawdziwe, wciąż prezentuje się należycie - perły też.
Moja definicja dobrego zdrowia może nieco różnić się od tego, w jaki sposób interpretuje to pojęcie panna Burroughs, ale częstuję się jedzeniem i nie rozwijam tematu, zmęczenie gotowa przypisać pracy badawczej i pracy w szpitalu, a także bez wątpienia wielu innym obowiązkom, do których, czego jestem pewna, alchemiczka dalej podchodzi z niezwykłą sumiennością, to nie mogło zmienić się od szkolnych czasów. Nienaganna prezencja oraz staranny makijaż tylko mnie w tym przekonaniu utwierdzają. Widzę ją żywą, relatywnie bezpieczną, bez dostrzegalnych na pierwszy rzut oka obrażeń, twórczą i realizującą swoje pomysły. A to, jak nic innego, wydaje się dowodem właśnie dobrego zdrowia.
Chwalę posiłek, upijam odrobinę wina, ale skupiam się głównie na łowieniu kolejnych słów, myślami przy eliksirze i badaniach jako takich. Amortencji również.
- Więc w założeniu bardziej jak płynny Amicus, niż nieprzewidywalna w skutkach obsesja - śledzę spojrzeniem otwieraną buteleczkę z przeźroczystą zawartością. Przejmuję ją od Frances, oglądam pod światło, zwracam uwagę na klarowność, wygląda zupełnie jak woda. Machnięcie nad buteleczką dłonią, w celu nakierowania zapachu bliżej, bez wdychania go bezpośrednio, wydaje się wskazywać na jego brak. Przechylam głowę, na kilka sekund, jest jeden eliksir, o którym zdarzyło mi się słyszeć, a który przejawiałby podobne cechy - i nie miałam z nim do czynienia nigdy, choć nie wątpię, że Frances byłaby zdolna uwarzyć Veritaserum.
- Za pomyślność testów - teatralnie unoszę buteleczkę, a później przechylam i opróżniam do połowy, przyjmując dawkę nowego, niesprawdzonego eliksiru. Z błąkającym się na ustach zaczepnym uśmiechem, bez głębszego namysłu bądź oglądania się na uspokajające zapewnienia, z łatwą do zauważenia ciekawością.
- Smakuje jak woda, choć może powinnam po prostu powiedzieć, że nie ma smaku. Zapachu też nie, i na pewno nie odróżniłabym go od wody. Domieszany do napoju, wyglądałoby, ma szansę być równie niewykrywalny, co Veritaserum - nie odróżniłabym, gdyby Frances podała mi eliksir prawdy albo zwykłą wodę, ale pozostałą odrobinę wlewam do kieliszka z winem. A później, cóż, upijam kolejny łyk, a po nim następny.
- Smaku wina, w każdym razie, nie zmienia w żaden znaczący sposób.
Może je minimalnie rozcieńcza, ale to nie jest poważniejsza różnica.
Fate is a very weighty word to throw around before breakfast.
Proste błyskotki były czymś, co w tych czasach wydawało się niezmiernie ważne — drobnymi elementami, odcinającymi umysł od tego, co dzieje się na zewnątrz. Szczegółami sprawiającymi, że iluzja normalności mogła trwać. Przez lata panna Burroughs nauczyła się dostrzegać oraz celebrować właśnie takie, niewielkie szczegóły.
- Mama twierdzi, że lepiej mi w srebrze… Złoto jednak bardziej przyciąga mój wzrok. Dziękuję. - Powiedziała, ostatni raz, kontrolnie sprawdzając wygląd kolczyków. Lubiła złoto, nawet jeśli w obecnej sytuacji nie było jej na nie stać. Jej skrytka dalej błagała o pomstę Merlina po zakupie porządnego, złotego kociołka, a świadomość kolejnych wydatków nieprzyjemnie kuła młodą dziewczynę. Na szczęście, umiała panować nad myślami.
Na jedną, krótką chwilę zamyślenie pojawiło się na twarzy panny Burroughs, gdy towarzyszka wspomniała o zaklęciu. Frances przyszło słyszeć różne formułki, zawsze jednak bała się rzucać zaklęciami, mimo iż nie miała oporów, aby dolewać im podłych trucizn. Dziewczyna zrzucała to jednak na fakt, że alchemia była jej konikiem, znacznie bliższym sercu niż uroki.
- Można tak powiedzieć, chociaż nie wydaje mi się, aby dało się go do czegokolwiek porównać… Ale nie będę zanudzać Cię suchymi faktami. - Wszak panna Leach już za chwilę miała doskonale dowiedzieć się, jak działa eliksir, który udało się wynaleźć Frances. Oczywiście, jeśli nie popełniła żadnego błędu, skrupulatność dziewczyny sprawiała jednak, że nie mogło być o tym najmniejszej mowy.
Jasnowłosa alchemiczka uniosła swój kieliszek z winem w geście toastu. Miała nadzieję, że testy faktycznie będą pomyślne, a eliksir będzie działał dokładnie tak, jak powinien. Ach, jakże wielkie byłby to dla niej osiągnięcie! Pierwszy, poprawnie stworzony eliksir, który działa dokładnie tak, jak chciała, byłby pozytywną wróżbą, zapowiadającą możliwe dalsze sukcesy w jej karierze naukowej. Kto wie, może faktycznie kiedyś dorówna Nicolasowi Flammelowi?
Teraz jednak nie było czasu na snucie wielkich, dalekosiężnych marzeń. Teraz nadszedł czas sprawdzenia, czy w ogóle jej eliksir posiadał jakiekolwiek działanie. Szaroniebieskie spojrzenie, niczym zaczarowane, nie odrywało się od delikatnej buzi Jennifer, a gdy ta podzieliła się swoją uwagą, na ustach panny Burroughs pojawił się ciepły uśmiech.
- To fantastycznie! Chciałam, aby nie dało się go wykryć. Widzisz, z doświadczenia wiem, że są koneserzy, którzy są w stanie wykryć najmniejsze odstępstwa od smaku tego, co piją… - Przerwała, niepewna czy powinna w tym momencie snuć opowieści o tym, jak niegdyś przyszło jej dolewać podłych trucizn do kufli gości Parszywego byleby tylko ujść z życiem w tak podłym miejscu, jak tawerna jej wujostwa.
Eteryczna blondynka sięgnęła po notes, znajdujący się na krańcu stołu oraz pióro, aby móc zapisać kilka słów zgrabnym, eleganckim pismem.
- Dobrze, bardzo dobrze… - Zaczęła, a jej spojrzenie ponownie wróciło do twarzy dziewczyny, gdy zapisała kilka, kolejnych słów. - Jak się czujesz? Nie kręci Ci się w głowie? - Spytała, chcąc dowiedzieć się, czy działanie eliksiru jest wyczuwalne oraz, czy powoduje jakieś, niepożądane działania. Jeśli takie by wystąpiły, dziewczyna powinna zastanowić się nad sposobem, w jaki mogłaby je zneutralizować.
Panna Burroughs była również ciekawa, czy zaufanie wywoływane przez eliksir w jakikolwiek sposób będzie wyczuwalne w rozmowie, nie za bardzo jednak wiedziała, jak powinna to sprawdzić. Zaufanie bowiem było kwestią dość osobistą. Wiedziała, że są osoby, które na widok zaufanej osoby od razu wylewają wszystko, co leżało im na sercu… Były jednak też osoby takie, jak ona które trzymały wszystko skrycie w swoich sercach.
Postanowiła pójść najprostszą drogą.
- A tak w ogóle… Co u Ciebie? - Wraz z pytaniem, w kierunku Jennifer powędrował ciepły, przyjazny uśmiech.
- Mama twierdzi, że lepiej mi w srebrze… Złoto jednak bardziej przyciąga mój wzrok. Dziękuję. - Powiedziała, ostatni raz, kontrolnie sprawdzając wygląd kolczyków. Lubiła złoto, nawet jeśli w obecnej sytuacji nie było jej na nie stać. Jej skrytka dalej błagała o pomstę Merlina po zakupie porządnego, złotego kociołka, a świadomość kolejnych wydatków nieprzyjemnie kuła młodą dziewczynę. Na szczęście, umiała panować nad myślami.
Na jedną, krótką chwilę zamyślenie pojawiło się na twarzy panny Burroughs, gdy towarzyszka wspomniała o zaklęciu. Frances przyszło słyszeć różne formułki, zawsze jednak bała się rzucać zaklęciami, mimo iż nie miała oporów, aby dolewać im podłych trucizn. Dziewczyna zrzucała to jednak na fakt, że alchemia była jej konikiem, znacznie bliższym sercu niż uroki.
- Można tak powiedzieć, chociaż nie wydaje mi się, aby dało się go do czegokolwiek porównać… Ale nie będę zanudzać Cię suchymi faktami. - Wszak panna Leach już za chwilę miała doskonale dowiedzieć się, jak działa eliksir, który udało się wynaleźć Frances. Oczywiście, jeśli nie popełniła żadnego błędu, skrupulatność dziewczyny sprawiała jednak, że nie mogło być o tym najmniejszej mowy.
Jasnowłosa alchemiczka uniosła swój kieliszek z winem w geście toastu. Miała nadzieję, że testy faktycznie będą pomyślne, a eliksir będzie działał dokładnie tak, jak powinien. Ach, jakże wielkie byłby to dla niej osiągnięcie! Pierwszy, poprawnie stworzony eliksir, który działa dokładnie tak, jak chciała, byłby pozytywną wróżbą, zapowiadającą możliwe dalsze sukcesy w jej karierze naukowej. Kto wie, może faktycznie kiedyś dorówna Nicolasowi Flammelowi?
Teraz jednak nie było czasu na snucie wielkich, dalekosiężnych marzeń. Teraz nadszedł czas sprawdzenia, czy w ogóle jej eliksir posiadał jakiekolwiek działanie. Szaroniebieskie spojrzenie, niczym zaczarowane, nie odrywało się od delikatnej buzi Jennifer, a gdy ta podzieliła się swoją uwagą, na ustach panny Burroughs pojawił się ciepły uśmiech.
- To fantastycznie! Chciałam, aby nie dało się go wykryć. Widzisz, z doświadczenia wiem, że są koneserzy, którzy są w stanie wykryć najmniejsze odstępstwa od smaku tego, co piją… - Przerwała, niepewna czy powinna w tym momencie snuć opowieści o tym, jak niegdyś przyszło jej dolewać podłych trucizn do kufli gości Parszywego byleby tylko ujść z życiem w tak podłym miejscu, jak tawerna jej wujostwa.
Eteryczna blondynka sięgnęła po notes, znajdujący się na krańcu stołu oraz pióro, aby móc zapisać kilka słów zgrabnym, eleganckim pismem.
- Dobrze, bardzo dobrze… - Zaczęła, a jej spojrzenie ponownie wróciło do twarzy dziewczyny, gdy zapisała kilka, kolejnych słów. - Jak się czujesz? Nie kręci Ci się w głowie? - Spytała, chcąc dowiedzieć się, czy działanie eliksiru jest wyczuwalne oraz, czy powoduje jakieś, niepożądane działania. Jeśli takie by wystąpiły, dziewczyna powinna zastanowić się nad sposobem, w jaki mogłaby je zneutralizować.
Panna Burroughs była również ciekawa, czy zaufanie wywoływane przez eliksir w jakikolwiek sposób będzie wyczuwalne w rozmowie, nie za bardzo jednak wiedziała, jak powinna to sprawdzić. Zaufanie bowiem było kwestią dość osobistą. Wiedziała, że są osoby, które na widok zaufanej osoby od razu wylewają wszystko, co leżało im na sercu… Były jednak też osoby takie, jak ona które trzymały wszystko skrycie w swoich sercach.
Postanowiła pójść najprostszą drogą.
- A tak w ogóle… Co u Ciebie? - Wraz z pytaniem, w kierunku Jennifer powędrował ciepły, przyjazny uśmiech.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Eliksir usypia czujność, zakrzywia pojmowanie rzeczywistości - słowa o niezanudzaniu suchymi faktami zyskują znamiona troski, odrobinę się nimi wzruszam. Choć przecież w normalnych okolicznościach zdążyłabym już dawno zasypać Frances pytaniami, właśnie o szczegóły, na same wzruszenia również pozwalam sobie rzadko. Wierzę jej i z jakiegoś powodu nabieram przekonania, że chce dla mnie dobrze - gdyby nie świadomość przyjęcia eliksiru, chyba szykowałabym się właśnie do ucieczki, bo zależy mi na niej w stopniu, którego nie rozumiem i który bez namysłu uznałabym za niebezpieczny. A jeśli moja obecność pod jej dachem jakoś jej zaszkodzi? Przymykam oczy, uspokajając galopadę myśli i zastanawiam się nad odpowiedzią.
- Fizycznie bez zmian. Emocjonalnie paskudnie, jakby właśnie przybyło mi zmartwień i poważnego powodu do strachu. Ale to nie koniecznie przez eliksir jako taki, bardziej z uwagi na to, że i tak martwię się o wszystkich, których znam. W tej chwili o ciebie znacznie bardziej, niż przekraczając próg. Mogę też powiedzieć, że byłabym spokojniejsza, gdybyś nosiła ze sobą Wieczny Płomień.
A do tego Kameleon, Smoczą Łzę, może nawet coś więcej z zakresu eliksirów bojowych, ale ta część wypowiedzi grzęźnie mi w gardle, bezlitośnie przyduszona troską, więc tylko nerwowo się uśmiecham. Wylewność w tej kwestii, otwarte mówienie o odczuciach, stanowi najpewniej zgrzyt, którego Frances nie przeoczy - i kto wie, może nawet dowód na działanie eliksiru. Nie czuję się zobowiązana zważać na każde słowo, długo rozmyślać nad odpowiedzią, ubywa mi część zahamowań w dzieleniu się przemyśleniami z... już nie tyle znajomą, a bliską przyjaciółką. W zamyśleniu bawię się resztką zaprawionego eliksirem wina, zataczam kółko kieliszkiem i wprawiam ją w ruch, na chwilę przed wychyleniem ostatniego łyku. Zahamowania znikają, ale na pewno nie wszystkie - nie powiem jej przecież, że trochę kojarzy mi się z pająkiem, starannie tkającym misterną sieć. Wytłumaczenie się z pozytywnych aspektów tego skojarzenia byłoby niezręczne i mam takie wrażenie, że akurat tego mogłaby nie chcieć usłyszeć. Pojęcia nie mam, co takiego sądzi o pająkach, zmieszanie ukrywam pod pretekstem skupienia na poczęstunku.
- U mnie właściwie jest jak zwykle. Ciekawość przeważa nad zdrowym rozsądkiem, ale to już pewnie sama widzisz - wypowiedź zabarwia się nutą rozbawienia, wyraźnie słyszalną w głosie. Ciepły uśmiech Frances przypomina mi, żeby odpuścić sobie żarty z gatunku, że jeszcze żyję, wiem o niej dość, by ominąć przynajmniej część takich konwersacyjnych mielizn, ostatnim, czego chce w tej chwili jest sprawienie jej przykrości przypomnieniem, że źle się dzieje na zewnątrz. Choć pewnie i tak to zrobiłam.
- Zarejestrowałam różdżkę i chyba po prostu sprawdzam, co dalej, ale na razie umożliwiło mi to pojawienie się tutaj w możliwie spokojny, bezproblemowy sposób.
To nie jest sekret, żadna wielka tajemnica, w obecnym stanie - to jest pod wpływem testowanej mikstury - nie widzę żadnej szkody w podzieleniu się tą informacją, później być może również nie będę żałować. A nawet jeśli, cóż. Przyszłam do panny Burroughs z własnej woli. W tej chwili zastanawiają mnie zupełnie inne kwestie.
- Masz już jakąś nazwę dla swojego eliksiru? Planujesz opublikować badania? Zupełnie mnie to nie dziwi, niewykrywalność to spora zaleta, w takiej postaci może się przydać do bardzo wielu rzeczy. Widzę przynajmniej jedno zastosowanie, które ładnie wyglądałoby podane do wiadomości publicznej, bo biorąc pod uwagę, że w tej chwili dość bezkrytycznie wierzę w twoje dobre intencje - czego, nie wiedząc o przyjęciu mikstury, zapewne bym nie wychwyciła, nawet jeśli taki całkowity brak wątpliwości nie leży w mojej naturze - myślę, że oporny pacjent byłby bardziej skłonny do wypicia zaproponowanych eliksirów. Albo, przykładowo, nie szarpania się z uzdrowicielami. Z mniej pokazowych? Podany komuś, w czyim towarzystwie nie czujesz się bezpiecznie, powinien skutecznie kupić czas. Życzę, po pierwsze, żeby to nie było konieczne. Po drugie, gdyby jednak było, żeby nie zabrakło ci tej mikstury.
Na myśl przychodzi mi też kilka gorszych zastosowań, ale tymi już, pomimo większej niż zwykle swobody wyrażania myśli, jeszcze się nie dzielę. Frances nie jest wrogiem - w rękach kogoś, kto źle by mi życzył, taki eliksir powinien przerażać... choć przecież są i gorsze, a mi brakuje kryształowo przejrzystej moralności, która nakazywałaby potępić ich użycie. W tej chwili skłaniam się bardziej ku stwierdzeniu, że podanie eliksiru to istotna trudność, możliwa wyłącznie w szczególnych okolicznościach, niezbyt perspektywiczna w sytuacji nagłego zagrożenia życia, mniej więcej w takim stopniu, co trucizna w płynnej formie. To nie delikatne, różowo-fioletowe opary eliksiru senności, którego użyto w czasie sylwestra. Mrużę oczy, w zastanowieniu spoglądając na pannę Burroughs.
- Może spróbuj zapytać mnie o coś, co powinno wzbudzić opór przed odpowiedzią? - proponuję, namawiam, próbuję wybadać granice zachowawczości? Na pewno chcę jej pomóc. Ile z tego to jeszcze ja, a ile eliksir?
- Fizycznie bez zmian. Emocjonalnie paskudnie, jakby właśnie przybyło mi zmartwień i poważnego powodu do strachu. Ale to nie koniecznie przez eliksir jako taki, bardziej z uwagi na to, że i tak martwię się o wszystkich, których znam. W tej chwili o ciebie znacznie bardziej, niż przekraczając próg. Mogę też powiedzieć, że byłabym spokojniejsza, gdybyś nosiła ze sobą Wieczny Płomień.
A do tego Kameleon, Smoczą Łzę, może nawet coś więcej z zakresu eliksirów bojowych, ale ta część wypowiedzi grzęźnie mi w gardle, bezlitośnie przyduszona troską, więc tylko nerwowo się uśmiecham. Wylewność w tej kwestii, otwarte mówienie o odczuciach, stanowi najpewniej zgrzyt, którego Frances nie przeoczy - i kto wie, może nawet dowód na działanie eliksiru. Nie czuję się zobowiązana zważać na każde słowo, długo rozmyślać nad odpowiedzią, ubywa mi część zahamowań w dzieleniu się przemyśleniami z... już nie tyle znajomą, a bliską przyjaciółką. W zamyśleniu bawię się resztką zaprawionego eliksirem wina, zataczam kółko kieliszkiem i wprawiam ją w ruch, na chwilę przed wychyleniem ostatniego łyku. Zahamowania znikają, ale na pewno nie wszystkie - nie powiem jej przecież, że trochę kojarzy mi się z pająkiem, starannie tkającym misterną sieć. Wytłumaczenie się z pozytywnych aspektów tego skojarzenia byłoby niezręczne i mam takie wrażenie, że akurat tego mogłaby nie chcieć usłyszeć. Pojęcia nie mam, co takiego sądzi o pająkach, zmieszanie ukrywam pod pretekstem skupienia na poczęstunku.
- U mnie właściwie jest jak zwykle. Ciekawość przeważa nad zdrowym rozsądkiem, ale to już pewnie sama widzisz - wypowiedź zabarwia się nutą rozbawienia, wyraźnie słyszalną w głosie. Ciepły uśmiech Frances przypomina mi, żeby odpuścić sobie żarty z gatunku, że jeszcze żyję, wiem o niej dość, by ominąć przynajmniej część takich konwersacyjnych mielizn, ostatnim, czego chce w tej chwili jest sprawienie jej przykrości przypomnieniem, że źle się dzieje na zewnątrz. Choć pewnie i tak to zrobiłam.
- Zarejestrowałam różdżkę i chyba po prostu sprawdzam, co dalej, ale na razie umożliwiło mi to pojawienie się tutaj w możliwie spokojny, bezproblemowy sposób.
To nie jest sekret, żadna wielka tajemnica, w obecnym stanie - to jest pod wpływem testowanej mikstury - nie widzę żadnej szkody w podzieleniu się tą informacją, później być może również nie będę żałować. A nawet jeśli, cóż. Przyszłam do panny Burroughs z własnej woli. W tej chwili zastanawiają mnie zupełnie inne kwestie.
- Masz już jakąś nazwę dla swojego eliksiru? Planujesz opublikować badania? Zupełnie mnie to nie dziwi, niewykrywalność to spora zaleta, w takiej postaci może się przydać do bardzo wielu rzeczy. Widzę przynajmniej jedno zastosowanie, które ładnie wyglądałoby podane do wiadomości publicznej, bo biorąc pod uwagę, że w tej chwili dość bezkrytycznie wierzę w twoje dobre intencje - czego, nie wiedząc o przyjęciu mikstury, zapewne bym nie wychwyciła, nawet jeśli taki całkowity brak wątpliwości nie leży w mojej naturze - myślę, że oporny pacjent byłby bardziej skłonny do wypicia zaproponowanych eliksirów. Albo, przykładowo, nie szarpania się z uzdrowicielami. Z mniej pokazowych? Podany komuś, w czyim towarzystwie nie czujesz się bezpiecznie, powinien skutecznie kupić czas. Życzę, po pierwsze, żeby to nie było konieczne. Po drugie, gdyby jednak było, żeby nie zabrakło ci tej mikstury.
Na myśl przychodzi mi też kilka gorszych zastosowań, ale tymi już, pomimo większej niż zwykle swobody wyrażania myśli, jeszcze się nie dzielę. Frances nie jest wrogiem - w rękach kogoś, kto źle by mi życzył, taki eliksir powinien przerażać... choć przecież są i gorsze, a mi brakuje kryształowo przejrzystej moralności, która nakazywałaby potępić ich użycie. W tej chwili skłaniam się bardziej ku stwierdzeniu, że podanie eliksiru to istotna trudność, możliwa wyłącznie w szczególnych okolicznościach, niezbyt perspektywiczna w sytuacji nagłego zagrożenia życia, mniej więcej w takim stopniu, co trucizna w płynnej formie. To nie delikatne, różowo-fioletowe opary eliksiru senności, którego użyto w czasie sylwestra. Mrużę oczy, w zastanowieniu spoglądając na pannę Burroughs.
- Może spróbuj zapytać mnie o coś, co powinno wzbudzić opór przed odpowiedzią? - proponuję, namawiam, próbuję wybadać granice zachowawczości? Na pewno chcę jej pomóc. Ile z tego to jeszcze ja, a ile eliksir?
Fate is a very weighty word to throw around before breakfast.
Już podczas pierwszej wypowiedzi towarzyszki Frances upewniła się w fakcie, że nie będzie w stanie jednocześnie przeprowadzać testu, jak i notować jego wyników. Ostrożnie, nadal słuchając dziewczyny sięgnęła po niewielkie pudełeczko, z którego wyjęła samopiszące pióro, pozwalając mu notować. Najwyżej będzie miała później trochę więcej pracy przy dopracowywaniu receptury. Nie chciała jednak pozostawać obojętną na emocje, jakie mogły pojawić się w dziewczynie. Chwilę później delikatne dłonie dziewczyny wędrują w kierunku rąk panny Leach, aby mocno zacisnąć na nich smukłe palce.
- Nie martw się, moja droga. - Proste słowa, wypowiedziane ciepłym tonem oraz chwilowy, mocniejszy uścisk palców miały uspokoić zaniepokojoną pannę Leach. Domyślała się, że może to oznaczać, iż ta w coś się wplątała, bądź jej krew pozostawiała wiele do życzenia w oczach Ministerstwa. W zasadzie, do tej pory panna Burroughs nie zwracała większej uwagi na krew, nie widząc w niej żadnego problemu teraz jednak... Teraz, wszystko zdawało się coraz bardziej komplikować z każdym, kolejnym dniem.
Dopiero po dłuższej chwili, w akompaniamencie cichego skrobania samopiszącego pióra jasnowłosa alchemiczka zabrała swoje dłonie, nie odrywając jednak uważnego spojrzenie próbując wyłapać to, co mogło mieć znaczenie w kwestii badań, jednocześnie skupiając się na słowach, opuszczających usta towarzyszki.
- Jak Ci się to udało? I gdzie mieszkasz? - Zapytała, unosząc z zaciekawieniem brew ku górze, gdy Jennifer wspomniała o rejestracji różdżki. Frances starała się wyłapywać z jej wypowiedzi jak najwięcej faktów oraz subtelnych sugestii, mogących naprowadzić ją na tematy, które mogły potwierdzić działanie eliksiru; rzeczy, o których normalnie zapewne dziewczyna by nie napomniała.
Chwilę później ciche westchnięcie opuściło usta dziewczyny.
- Jeszcze nie myślałam, nad nazwą. Nie zastanawiałam się również, czy będę publikować badania. Obecne czasy nie należą do pewnych, a ja jeszcze nie wiem, czy chcę ściągać na siebie większą uwagę w tym momencie. Ja... mam kogoś bliskiego w Ministerstwie. Nie wiem, czy nie powinnam spytać go radę. - Stwierdziła, wzruszając ramionami, jakby te kwestie nie wydawały jej się najważniejsze... Wszak badania mogła upublicznić w każdej chwili. Dziewczę chciało mieć pewność, że upublicznienie badań nie ściągnie na nią kłopotów. Może powinna zapytać o zadanie nie tylko jedną osobę? Nie wiedziała.
Uśmiech na jej ustach nieznacznie zbladł. Uwielbiała roztaczać pozory normalności, a te rozważania skutecznie je zaburzały, przypominając jej o strachu, który nie jeden z jej znajomych uznawał za, co najmniej, bez podstawny. I ona posiadała nieraz problemy w odcinanie się od tego, co mogło ją w jakikolwiek sposób zranić. Łatwiej było jej odsuwać temat w czasie, skupiając się na tym, co w tym momencie było istotne.
Panna Burroughs kiwnęła głową na znak, że zgadza się z propozycją Jennifer. Skoro sama była skora, aby przejść na trochę wyższy poziom testów, Frances nie miała najmniejszego zamiaru, aby protestować. Dziewczyna przeżuła kolejną porcję obiadu, by popić ją winem, co miało kupić jej odrobinę czasu. W pierwszej chwili nie wiedziała, o co powinna spytać. Wszak nie chodziło o to, aby wnikać w szczegóły życia panny Leach, lecz sprawdzić działanie eliksiru. Ale czy dało się to osiągnąć w taki sposób? Co zabawne, jej eliksir nie miał na celu wymuszania zwierzeń.
Z ciepłym, miękkim spojrzeniem Frances nachyliła się nad stołem, aby ponownie zamknąć w swoich dłoniach dłoń towarzyszki. Chciała, aby dziewczyna czuła się komfortowo, gdyby przyszło jej mówić o rzeczach, które dla innych mogły pozostawać tajemnicą. I już, już miała zadać pytanie, otworzyła nawet usta aby je wypowiedzieć... Gdy w jej pamięci ukazało się coś, co zdawało się być tematem lepszym, jednocześnie o wiele cięższym ładunku emocjonalnym. Jeśli Jenny otworzy się na nią w tej kwestii, z pewnością będą mogły potwierdzić działanie eliksiru.
-Pamiętasz, jak byłaś na piątym roku? Ja byłam wtedy na ostatnim roku, pełniłam obowiązki prefekta naczelnego i zamartwiałam się egzaminami... - Ostrożnie zaczęła temat, mocniej zaciskając palce na dłoni dziewczyny. - W drugim semestrze byłaś jakaś inna.... - Wiedziała o dziewczynie, która z przykrego powodu nie wróciła do szkoły po świątecznej przerwie. Jako prefekt naczelny była na bieżąco ze wszystkimi, szkolnymi wydarzeniami. Nie wiązała jednak tego z zachowaniem dziewczyny. - Chciałabyś mi powiedzieć, co było tego powodem? - Nie nalegała, jedynie proponowała temat. Ciepłym, miękkim głosem, nie zabierając dłoni z dłoni dziewczyny. Sama doskonale wiedziała, jak bolesne potrafią być wspomnienia i nie chciała skrzywdzić dziewczyny, bądź w jakikolwiek sposób zmuszać jej do mówienia. Wszak niektóre tematy pozostawały zbyt ciężkie na wypowiedzenie nawet w gronie najbliższych dusz.
- Nie martw się, moja droga. - Proste słowa, wypowiedziane ciepłym tonem oraz chwilowy, mocniejszy uścisk palców miały uspokoić zaniepokojoną pannę Leach. Domyślała się, że może to oznaczać, iż ta w coś się wplątała, bądź jej krew pozostawiała wiele do życzenia w oczach Ministerstwa. W zasadzie, do tej pory panna Burroughs nie zwracała większej uwagi na krew, nie widząc w niej żadnego problemu teraz jednak... Teraz, wszystko zdawało się coraz bardziej komplikować z każdym, kolejnym dniem.
Dopiero po dłuższej chwili, w akompaniamencie cichego skrobania samopiszącego pióra jasnowłosa alchemiczka zabrała swoje dłonie, nie odrywając jednak uważnego spojrzenie próbując wyłapać to, co mogło mieć znaczenie w kwestii badań, jednocześnie skupiając się na słowach, opuszczających usta towarzyszki.
- Jak Ci się to udało? I gdzie mieszkasz? - Zapytała, unosząc z zaciekawieniem brew ku górze, gdy Jennifer wspomniała o rejestracji różdżki. Frances starała się wyłapywać z jej wypowiedzi jak najwięcej faktów oraz subtelnych sugestii, mogących naprowadzić ją na tematy, które mogły potwierdzić działanie eliksiru; rzeczy, o których normalnie zapewne dziewczyna by nie napomniała.
Chwilę później ciche westchnięcie opuściło usta dziewczyny.
- Jeszcze nie myślałam, nad nazwą. Nie zastanawiałam się również, czy będę publikować badania. Obecne czasy nie należą do pewnych, a ja jeszcze nie wiem, czy chcę ściągać na siebie większą uwagę w tym momencie. Ja... mam kogoś bliskiego w Ministerstwie. Nie wiem, czy nie powinnam spytać go radę. - Stwierdziła, wzruszając ramionami, jakby te kwestie nie wydawały jej się najważniejsze... Wszak badania mogła upublicznić w każdej chwili. Dziewczę chciało mieć pewność, że upublicznienie badań nie ściągnie na nią kłopotów. Może powinna zapytać o zadanie nie tylko jedną osobę? Nie wiedziała.
Uśmiech na jej ustach nieznacznie zbladł. Uwielbiała roztaczać pozory normalności, a te rozważania skutecznie je zaburzały, przypominając jej o strachu, który nie jeden z jej znajomych uznawał za, co najmniej, bez podstawny. I ona posiadała nieraz problemy w odcinanie się od tego, co mogło ją w jakikolwiek sposób zranić. Łatwiej było jej odsuwać temat w czasie, skupiając się na tym, co w tym momencie było istotne.
Panna Burroughs kiwnęła głową na znak, że zgadza się z propozycją Jennifer. Skoro sama była skora, aby przejść na trochę wyższy poziom testów, Frances nie miała najmniejszego zamiaru, aby protestować. Dziewczyna przeżuła kolejną porcję obiadu, by popić ją winem, co miało kupić jej odrobinę czasu. W pierwszej chwili nie wiedziała, o co powinna spytać. Wszak nie chodziło o to, aby wnikać w szczegóły życia panny Leach, lecz sprawdzić działanie eliksiru. Ale czy dało się to osiągnąć w taki sposób? Co zabawne, jej eliksir nie miał na celu wymuszania zwierzeń.
Z ciepłym, miękkim spojrzeniem Frances nachyliła się nad stołem, aby ponownie zamknąć w swoich dłoniach dłoń towarzyszki. Chciała, aby dziewczyna czuła się komfortowo, gdyby przyszło jej mówić o rzeczach, które dla innych mogły pozostawać tajemnicą. I już, już miała zadać pytanie, otworzyła nawet usta aby je wypowiedzieć... Gdy w jej pamięci ukazało się coś, co zdawało się być tematem lepszym, jednocześnie o wiele cięższym ładunku emocjonalnym. Jeśli Jenny otworzy się na nią w tej kwestii, z pewnością będą mogły potwierdzić działanie eliksiru.
-Pamiętasz, jak byłaś na piątym roku? Ja byłam wtedy na ostatnim roku, pełniłam obowiązki prefekta naczelnego i zamartwiałam się egzaminami... - Ostrożnie zaczęła temat, mocniej zaciskając palce na dłoni dziewczyny. - W drugim semestrze byłaś jakaś inna.... - Wiedziała o dziewczynie, która z przykrego powodu nie wróciła do szkoły po świątecznej przerwie. Jako prefekt naczelny była na bieżąco ze wszystkimi, szkolnymi wydarzeniami. Nie wiązała jednak tego z zachowaniem dziewczyny. - Chciałabyś mi powiedzieć, co było tego powodem? - Nie nalegała, jedynie proponowała temat. Ciepłym, miękkim głosem, nie zabierając dłoni z dłoni dziewczyny. Sama doskonale wiedziała, jak bolesne potrafią być wspomnienia i nie chciała skrzywdzić dziewczyny, bądź w jakikolwiek sposób zmuszać jej do mówienia. Wszak niektóre tematy pozostawały zbyt ciężkie na wypowiedzenie nawet w gronie najbliższych dusz.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Gdybym miała jednym słowem określić znajomość z Frances Burroughs, powiedziałabym, że jest bezpieczna. Dziwny to dobór słów w odniesieniu do osoby, na sugestię której bez namysłu sięgnęło się po nowy, powstający dopiero eliksir, ale widok samopiszącego pióra przemawia za tą opinią nawet bardziej, niż drobne, delikatne dłonie, zaciśnięte na moich własnych. Takie gesty nigdy nie przychodziły mi naturalnie, do dziś nie przychodzą. W tych należących do niej nie wyczuwam fałszu, choć przecież łatwiej mi przyjąć, że stanowią wypracowany sposób wpływania na otoczenie, a nie poryw serca - czyż nie tak, jak moje uśmiechy? Więc uśmiecham się, faktycznie uspokojona, bo jeśli czegoś mogę się po niej spodziewać, to właśnie przemyślanych działań i tego, że nie narazi się bez powodu. Pióro takim nie jest - oszczędzi pracy. Skrupulatnej pani prefekt, która napomniała mnie, że lepiej nie przechowywać listu, nie posądzę o pozostawienie w notatkach czegokolwiek, co mogłoby postawić ją w złym świetle. I tym właśnie czuję się uspokojona.
- Wynajmuję pokój. Nic tak przytulnego jak tutaj, ale bywało gorzej, a cena jest naprawdę rozsądna - w granicach miasta, oczywiście. Jak na mnie to już prawie, prawie stabilizacja. Jeśli w ogóle można tu o niej mówić, skoro nie ma takiego miejsca, z którym związałabym się na dłużej, uznała za własne i zdatne do zapuszczenia korzeni. Pomieszczenia to tylko pomieszczenia. Mieszkania. Miejsca snu.
- Pewnie jest jeszcze za wcześnie, żeby podpytywać o szczegóły, ale wierzę, że skoro tam pracuje, na pewno doradził ci to samo - kiwam głową, jakby to była jedyna rozsądna rzecz, którą zrobić może szanowany obywatel. Pójść za głosem ministerstwa. Ożywiam się trochę na tą wzmiankę o kimś bliskim, życzę jej dobrze, ale za język ciągnąć nie zamierzam, tym bardziej, gdybym napotkała w tej kwestii jakikolwiek opór. Powie, ile będzie chciała, a jeśli zechce zmienić temat, nie przeszkodzę jej w tym, bardziej niż normalnie wyczulona na dobór słów i ich użycie w sposób, który nie sprawi Frances przykrości. Jeżeli gotowa jest ponownie zapytać go o radę, zapewne udzielił już jakiejś wcześniej, choć z mojej strony to póki co jedynie przypuszczenia.
- Wszystko ma wady i zalety... choć jeśli wyżej cenioną zaletą jest swoboda działania i brak patrzenia na ręce, to może faktycznie nie ma się z czym spieszyć - przechylam głowę, badawczo przyglądając się Frances. Ciekawi mnie, co zrobi. Nie kryję się z tą ciekawością i już mam powiedzieć coś więcej, kiedy pada pytanie. Wyjątkowo trafne. Dowód na krukońską spostrzegawczość i łączenie faktów, tak w zasadzie to w stopniu, którego chyba powinnam się przestraszyć. Cóż, nie da się ukryć, że nie byłam w tamtym okresie wcieleniem rozsądku.
- Doceniam takt i dobrą pamięć - unik, niemal powrót do starego dobrego nawyku chowania się za kpiną, ale rąk nie cofam, nawet jeśli spoczywają w uścisku Frances dość martwo. Poważnieję, już się nie uśmiecham.
- To się chyba liczy jako dowód na zaufanie i nieco większą otwartość - w moim przypadku znacznie większą, niż normalnie - ale szczególnej potrzeby podzielenia się konkretami nie czuję, więc większość pominę. Wybór jest, przyznaję, trafny - jedno dormitorium, wyraźna wizja, późniejszy przebłysk z ostatnich chwil samobójczyni. Wspomnienie znajomej, koleżanki, bo już nie mam prawa powiedzieć: przyjaciółki - i jak dla mnie stanowi bardzo solidną podstawę, żeby uznać, że działanie mikstury raczej nie wiąże się z przymusem odpowiedzi. Złapałaś ten znicz. Żałuję jednego niewysłanego w porę listu, ale teraz to już i tak bez znaczenia, bo nic się od tego żalu nie zmieni, zmarli nie wracają do życia na życzenie, na kilka spraw jest zwyczajnie za późno.
Bezosobowo, z dostrzegalnym odsunięciem od żywych emocji, które wymaga tego mojego mizernego zasobu zdolności aktorskich w pełnej krasie. Zdobywam się nawet na delikatne wzruszenie ramion, tak w ramach niewerbalnej sugestii, że może zmieńmy temat. Jestem pod wrażeniem działania eliksiru, tego nie muszę udawać. Dużo słów, trochę mniej treści, ale od zawsze byłam gadułą, na tym polu nie zmieniło się nic.
- Wynajmuję pokój. Nic tak przytulnego jak tutaj, ale bywało gorzej, a cena jest naprawdę rozsądna - w granicach miasta, oczywiście. Jak na mnie to już prawie, prawie stabilizacja. Jeśli w ogóle można tu o niej mówić, skoro nie ma takiego miejsca, z którym związałabym się na dłużej, uznała za własne i zdatne do zapuszczenia korzeni. Pomieszczenia to tylko pomieszczenia. Mieszkania. Miejsca snu.
- Pewnie jest jeszcze za wcześnie, żeby podpytywać o szczegóły, ale wierzę, że skoro tam pracuje, na pewno doradził ci to samo - kiwam głową, jakby to była jedyna rozsądna rzecz, którą zrobić może szanowany obywatel. Pójść za głosem ministerstwa. Ożywiam się trochę na tą wzmiankę o kimś bliskim, życzę jej dobrze, ale za język ciągnąć nie zamierzam, tym bardziej, gdybym napotkała w tej kwestii jakikolwiek opór. Powie, ile będzie chciała, a jeśli zechce zmienić temat, nie przeszkodzę jej w tym, bardziej niż normalnie wyczulona na dobór słów i ich użycie w sposób, który nie sprawi Frances przykrości. Jeżeli gotowa jest ponownie zapytać go o radę, zapewne udzielił już jakiejś wcześniej, choć z mojej strony to póki co jedynie przypuszczenia.
- Wszystko ma wady i zalety... choć jeśli wyżej cenioną zaletą jest swoboda działania i brak patrzenia na ręce, to może faktycznie nie ma się z czym spieszyć - przechylam głowę, badawczo przyglądając się Frances. Ciekawi mnie, co zrobi. Nie kryję się z tą ciekawością i już mam powiedzieć coś więcej, kiedy pada pytanie. Wyjątkowo trafne. Dowód na krukońską spostrzegawczość i łączenie faktów, tak w zasadzie to w stopniu, którego chyba powinnam się przestraszyć. Cóż, nie da się ukryć, że nie byłam w tamtym okresie wcieleniem rozsądku.
- Doceniam takt i dobrą pamięć - unik, niemal powrót do starego dobrego nawyku chowania się za kpiną, ale rąk nie cofam, nawet jeśli spoczywają w uścisku Frances dość martwo. Poważnieję, już się nie uśmiecham.
- To się chyba liczy jako dowód na zaufanie i nieco większą otwartość - w moim przypadku znacznie większą, niż normalnie - ale szczególnej potrzeby podzielenia się konkretami nie czuję, więc większość pominę. Wybór jest, przyznaję, trafny - jedno dormitorium, wyraźna wizja, późniejszy przebłysk z ostatnich chwil samobójczyni. Wspomnienie znajomej, koleżanki, bo już nie mam prawa powiedzieć: przyjaciółki - i jak dla mnie stanowi bardzo solidną podstawę, żeby uznać, że działanie mikstury raczej nie wiąże się z przymusem odpowiedzi. Złapałaś ten znicz. Żałuję jednego niewysłanego w porę listu, ale teraz to już i tak bez znaczenia, bo nic się od tego żalu nie zmieni, zmarli nie wracają do życia na życzenie, na kilka spraw jest zwyczajnie za późno.
Bezosobowo, z dostrzegalnym odsunięciem od żywych emocji, które wymaga tego mojego mizernego zasobu zdolności aktorskich w pełnej krasie. Zdobywam się nawet na delikatne wzruszenie ramion, tak w ramach niewerbalnej sugestii, że może zmieńmy temat. Jestem pod wrażeniem działania eliksiru, tego nie muszę udawać. Dużo słów, trochę mniej treści, ale od zawsze byłam gadułą, na tym polu nie zmieniło się nic.
Fate is a very weighty word to throw around before breakfast.
Panna Burroughs kiwnęła głową na znak, że przyjęła informacje do wiadomości, w nieświadomym, obecnym już od czasów szkolnych, odruchu, z którego nawet nie zdawała sobie sprawy.
- Jeśli chciałabyś czasem zjeść domowy obiad, czuj się zaproszona do mnie. - Odpowiedziała, na wzmiankę o obecnym miejscu zamieszkania dziewczyny. Frances nigdy nie lubiła jeść w samotności, a takie przypadkowe spotkanie w celu wspólnego posiłku zdawało jej się całkiem przyjemną wizją. To nic, że ponoć szalała wojna, której panna Burroughs nie przewidziała i z pewnością nie rozumiała... W zasadzie będąc pewnej, że to nic takiego po płomiennych zapewnieniach tych, którzy wiedzieli w tym temacie o wiele więcej. Obecne wydarzenia tym bardziej wywierały na dziewczynie tęsknotę za uciekaniem w pozory normalności, tymi niewielkimi, z pozoru nic nie znaczącymi czynnościami, pozwalającymi jej prowadzić w miarę normalne życie. Wspólne obiady z pewnością do nich należały.
Delikatny uśmiech pojawił się na ustach dziewczęcia, na wspomnienie chłopca z ministerstwa, w którego towarzystwie spędziła ostatnio całkiem sporo czasu. Dopiero teraz jednak zauważała, jak wiele wspólnego z jej bezpieczeństwem miały te spotkania.
- Z pewnością o wiele lepiej orientuje się w tej całej... sytuacji. - Nie wiedziała, jak inaczej nazwać to, co działo się dookoła. Szczerze mówiąc, nawet nie chciała wiedzieć, jak powinna to dokładnie określić. Widziała zainteresowanie w niebieskozielonych oczach, które wywołało nieświadome wzruszenie ramionami. - To całkiem zabawna historia, opowiem Ci jak skończymy. - Obiecała, nie chcąc przegapić cennych chwil działania eliksiru na opowiadanie o sobie oraz swoich rozterkach. Wszak mogły zająć się tym później, czyż nie?
- Chyba masz rację... - Nadal jednak nie była pewna, co powinna zrobić. Sprawa wydawała jej się być taką, nad którą musiała dłużej się zastanowić. Przemyśleć wszystkie plusy oraz minusy, rozliczyć wszystkie za i przeciw, spytać o radę kogoś, kto może lepiej orientować się w sytuacji, aby w końcu podjąć decyzję dotyczącą upublicznienia swoich badań. Tak, jak miała w zwyczaju - nie podejmowała decyzji, bez dokładnego jej przemyślenia.
Szaroniebieskie spojrzenie nie odrywało się od buzi Jennifer, próbując wyłapać każdą, nawet najmniejszą zmianę na jej łagodnej buzi. Kiwnęła głową na jej pierwsze słowa, nie przerywając, gdy Jennifer zaczęła odpowiadać na pytanie, jakie padło z ust jasnowłosej alchemiczki. Słuchała. Uważnie, każdego słowa, jakie padło z jej ust, mając nadzieję, że samopiszące pióro nie pominie ani jednego, najmniejszego słowa, jakże istotnego w późniejszym opisaniu badań.
A gdy dziewczyna skończyła mówić, Frances oparła się o oparcie swojego krzesła, by unieść kieliszek z winem do swych ust. Połączenie faktów nie wydawało się niczym nadzwyczaj trudnym, zwłaszcza dla tak chłonnego umysłu, jaki posiadała panna Burroughs. Nie chciała jednak dopytywać bądź wnikać w jakiekolwiek szczegóły, głównie przez fakt, że uznawała takie opowieści za te, nie przeznaczone dla jej uszu. Wszak nie pasowało to do świata, jaki sobie stworzyła.
- Wygląda na to, że eliksir działa dokładnie tak, jak powinien... - Rzuciła, nie było jednak jasne czy mówi bardziej do siebie, czy do towarzyszącej jej dziewczyny. Z jej obliczeń wynikało, że miały jeszcze kilka, do kilkunastu minut działania eliksiru. Panna Burroughs postanowiła więc zrobić to, co wychodziło jej najlpiej - udać, że przed chwilą nie zahaczyły niebezpiecznie o zbyt ciężki na tę chwilę temat.
- Rejestrowałaś różdżkę na swoje nazwisko? I w ogóle...Nie myślałaś o tym, aby wyprowadzić się z Londynu? - Spytała, unosząc z zaciekawieniem brew. Pytanie proste, nienaznaczone ciężkim bagażem emocjonalnym, zakrawające jednak o tematy, wymagające większej ilości zaufania.
Test eliksiru trwał dobre kilkanaście minut podczas których Frances zadawała coraz to kolejne pytania mające na celu sprawdzić poziom zaufania swojej koleżanki. Skrupulatnie, przy każdej, uzyskanej odpowiedzi wykonywała odpowiednie notatki, aby mieć pewność, że nic jej nie umknie, gdy będzie dopracowywać miksturę. A po zakończonym teście dziewczęta w towarzystwie luźnych rozmów dokończyły obiad, by w końcu się pożegnać, co umożliwiło pannie Burroughs dalszą pracę naukową.
/zt.
[bylobrzydkobedzieladnie]
- Jeśli chciałabyś czasem zjeść domowy obiad, czuj się zaproszona do mnie. - Odpowiedziała, na wzmiankę o obecnym miejscu zamieszkania dziewczyny. Frances nigdy nie lubiła jeść w samotności, a takie przypadkowe spotkanie w celu wspólnego posiłku zdawało jej się całkiem przyjemną wizją. To nic, że ponoć szalała wojna, której panna Burroughs nie przewidziała i z pewnością nie rozumiała... W zasadzie będąc pewnej, że to nic takiego po płomiennych zapewnieniach tych, którzy wiedzieli w tym temacie o wiele więcej. Obecne wydarzenia tym bardziej wywierały na dziewczynie tęsknotę za uciekaniem w pozory normalności, tymi niewielkimi, z pozoru nic nie znaczącymi czynnościami, pozwalającymi jej prowadzić w miarę normalne życie. Wspólne obiady z pewnością do nich należały.
Delikatny uśmiech pojawił się na ustach dziewczęcia, na wspomnienie chłopca z ministerstwa, w którego towarzystwie spędziła ostatnio całkiem sporo czasu. Dopiero teraz jednak zauważała, jak wiele wspólnego z jej bezpieczeństwem miały te spotkania.
- Z pewnością o wiele lepiej orientuje się w tej całej... sytuacji. - Nie wiedziała, jak inaczej nazwać to, co działo się dookoła. Szczerze mówiąc, nawet nie chciała wiedzieć, jak powinna to dokładnie określić. Widziała zainteresowanie w niebieskozielonych oczach, które wywołało nieświadome wzruszenie ramionami. - To całkiem zabawna historia, opowiem Ci jak skończymy. - Obiecała, nie chcąc przegapić cennych chwil działania eliksiru na opowiadanie o sobie oraz swoich rozterkach. Wszak mogły zająć się tym później, czyż nie?
- Chyba masz rację... - Nadal jednak nie była pewna, co powinna zrobić. Sprawa wydawała jej się być taką, nad którą musiała dłużej się zastanowić. Przemyśleć wszystkie plusy oraz minusy, rozliczyć wszystkie za i przeciw, spytać o radę kogoś, kto może lepiej orientować się w sytuacji, aby w końcu podjąć decyzję dotyczącą upublicznienia swoich badań. Tak, jak miała w zwyczaju - nie podejmowała decyzji, bez dokładnego jej przemyślenia.
Szaroniebieskie spojrzenie nie odrywało się od buzi Jennifer, próbując wyłapać każdą, nawet najmniejszą zmianę na jej łagodnej buzi. Kiwnęła głową na jej pierwsze słowa, nie przerywając, gdy Jennifer zaczęła odpowiadać na pytanie, jakie padło z ust jasnowłosej alchemiczki. Słuchała. Uważnie, każdego słowa, jakie padło z jej ust, mając nadzieję, że samopiszące pióro nie pominie ani jednego, najmniejszego słowa, jakże istotnego w późniejszym opisaniu badań.
A gdy dziewczyna skończyła mówić, Frances oparła się o oparcie swojego krzesła, by unieść kieliszek z winem do swych ust. Połączenie faktów nie wydawało się niczym nadzwyczaj trudnym, zwłaszcza dla tak chłonnego umysłu, jaki posiadała panna Burroughs. Nie chciała jednak dopytywać bądź wnikać w jakiekolwiek szczegóły, głównie przez fakt, że uznawała takie opowieści za te, nie przeznaczone dla jej uszu. Wszak nie pasowało to do świata, jaki sobie stworzyła.
- Wygląda na to, że eliksir działa dokładnie tak, jak powinien... - Rzuciła, nie było jednak jasne czy mówi bardziej do siebie, czy do towarzyszącej jej dziewczyny. Z jej obliczeń wynikało, że miały jeszcze kilka, do kilkunastu minut działania eliksiru. Panna Burroughs postanowiła więc zrobić to, co wychodziło jej najlpiej - udać, że przed chwilą nie zahaczyły niebezpiecznie o zbyt ciężki na tę chwilę temat.
- Rejestrowałaś różdżkę na swoje nazwisko? I w ogóle...Nie myślałaś o tym, aby wyprowadzić się z Londynu? - Spytała, unosząc z zaciekawieniem brew. Pytanie proste, nienaznaczone ciężkim bagażem emocjonalnym, zakrawające jednak o tematy, wymagające większej ilości zaufania.
Test eliksiru trwał dobre kilkanaście minut podczas których Frances zadawała coraz to kolejne pytania mające na celu sprawdzić poziom zaufania swojej koleżanki. Skrupulatnie, przy każdej, uzyskanej odpowiedzi wykonywała odpowiednie notatki, aby mieć pewność, że nic jej nie umknie, gdy będzie dopracowywać miksturę. A po zakończonym teście dziewczęta w towarzystwie luźnych rozmów dokończyły obiad, by w końcu się pożegnać, co umożliwiło pannie Burroughs dalszą pracę naukową.
/zt.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Łazienka
Szybka odpowiedź