Stół alcheminczny
Strona 1 z 15 • 1, 2, 3 ... 8 ... 15
AutorWiadomość
Stół alcheminczny
Niewielkie pomieszczenie, wygospodarowane z przestrzeni, przeznaczonej na garderobę, o co Frances musiała dość długo prosić wujka, który w końcu ujrzał tego plusy. Znajduje się tu wysłużony stół alchemiczny oraz duży regał, mieszczący ingrediencje, przygotowane eliksiry, wszelkie szkła oraz kociołki, jakich używa Frances. Znajduje się tutaj tylko jedno, niewielkie okienko które jest zasłonięte grubą, czarną zasłoną aby zapewnić półmrok, który lubią eliksiry. Pod sufitem, na niewielkim drążku suszą się roślinne ingrediencje, hodowane przez pannę Burroughs, a pomieszczenie jest tak niewielkie, że jednocześnie mogą przebywać tu tylko dwie osoby.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
12 Stycznia 1957 roku
Przyrządzanie eliksirów, tuż obok szycia było zajęciem, działającym na młodą czarownicę odprężająco. Prawdziwym szczęściem była dla niej możliwość zarabiania na życie właśnie przez warzenie eliksirów. Praca jej nie męczyła (nie licząc kilku współpracowników) wprawiając eteryczną blondynkę w przyjemny, spokojny stan ducha. Nic więc też dziwnego, że nawet w dni wolne od pracy lubiła zamykać się w swojej malutkiej pracowni. Co prawda było jej daleko do tych, znajdujących się w Mungu, stanowiła jednak swoiste sanktuarium właścicielki. Jedynie nieliczni mieli okazję zobaczyć tę część, niewielkiej kawalerki, niegdyś będącą szafą.
Dzisiejszego dnia, korzystając z tego, że matka odwołała cosobotnie zakupy, Frances postanowiła przygotować kilka eliksirów. Niektóre z nich miała przekazać wujowi, by mógł sprzedać je komuś pod ladą, inne zaś miały zasilić szeregi jej niewielkich zapasów. Przez chwilę, blondynka przyglądała się blatu wysłużonego stołu, zastanawiając się, który eliksir powinna przyrządzić jako pierwszy. Czując niewielkie wyrzuty sumienia, postanowiła jako pierwszą uważyć zamówioną truciznę, jaką był wywar z blekotu by jak najszybciej wyrzucić to ze swojej głowy. Z regału zgarnęła wszystkie, potrzebne jej składniki oraz przyrządy by rozpocząć eliksilarny rytuał.
Wpierw nalała do kociołka czystej, źródlanej wody… Chociaż niezmiennie od wielu lat korciło ją by sprawdzić, jak wyszedłby eliksir na bazie brudnej wody Tamizy. Za każdym razem dochodziła jednak do wniosku,że nie ma ochoty na odmalowywanie swojego mieszkania. W czasie gdy baza eliksiru dochodziła do odpowiedniej temperatury, Frances wyjęła z jednej z buteleczek ślaz - teraz zasuszoną, piękną roślinę o różowych kwiatkach. Ostrożnie poszatkowała roślinę, by wrzucić ją do kociołka. Następnie przygotowała blekot, ostrożnie rozgniatając go w moździerzu, by już po kilku chwilach mógł dokończyć do ślazu. Usta dziewczyny rozciągnęły się w uśmiechu, gdy ostrożnie, przez chwilę mieszała w kociołku. Z jednej z niewielkich fiołek Frances wyjęła jeden z włosów z grzywy jelenia, by z precyzją umieścić go w kociołku. Następnie dolała do wywaru śluz gumochłona by na końcu wsypać do kociołka zmielone świerszcze. W tym momencie, pozostało jej czekać.
Przyrządzanie eliksirów, tuż obok szycia było zajęciem, działającym na młodą czarownicę odprężająco. Prawdziwym szczęściem była dla niej możliwość zarabiania na życie właśnie przez warzenie eliksirów. Praca jej nie męczyła (nie licząc kilku współpracowników) wprawiając eteryczną blondynkę w przyjemny, spokojny stan ducha. Nic więc też dziwnego, że nawet w dni wolne od pracy lubiła zamykać się w swojej malutkiej pracowni. Co prawda było jej daleko do tych, znajdujących się w Mungu, stanowiła jednak swoiste sanktuarium właścicielki. Jedynie nieliczni mieli okazję zobaczyć tę część, niewielkiej kawalerki, niegdyś będącą szafą.
Dzisiejszego dnia, korzystając z tego, że matka odwołała cosobotnie zakupy, Frances postanowiła przygotować kilka eliksirów. Niektóre z nich miała przekazać wujowi, by mógł sprzedać je komuś pod ladą, inne zaś miały zasilić szeregi jej niewielkich zapasów. Przez chwilę, blondynka przyglądała się blatu wysłużonego stołu, zastanawiając się, który eliksir powinna przyrządzić jako pierwszy. Czując niewielkie wyrzuty sumienia, postanowiła jako pierwszą uważyć zamówioną truciznę, jaką był wywar z blekotu by jak najszybciej wyrzucić to ze swojej głowy. Z regału zgarnęła wszystkie, potrzebne jej składniki oraz przyrządy by rozpocząć eliksilarny rytuał.
Wpierw nalała do kociołka czystej, źródlanej wody… Chociaż niezmiennie od wielu lat korciło ją by sprawdzić, jak wyszedłby eliksir na bazie brudnej wody Tamizy. Za każdym razem dochodziła jednak do wniosku,że nie ma ochoty na odmalowywanie swojego mieszkania. W czasie gdy baza eliksiru dochodziła do odpowiedniej temperatury, Frances wyjęła z jednej z buteleczek ślaz - teraz zasuszoną, piękną roślinę o różowych kwiatkach. Ostrożnie poszatkowała roślinę, by wrzucić ją do kociołka. Następnie przygotowała blekot, ostrożnie rozgniatając go w moździerzu, by już po kilku chwilach mógł dokończyć do ślazu. Usta dziewczyny rozciągnęły się w uśmiechu, gdy ostrożnie, przez chwilę mieszała w kociołku. Z jednej z niewielkich fiołek Frances wyjęła jeden z włosów z grzywy jelenia, by z precyzją umieścić go w kociołku. Następnie dolała do wywaru śluz gumochłona by na końcu wsypać do kociołka zmielone świerszcze. W tym momencie, pozostało jej czekać.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Frances Burroughs' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 28
'k100' : 28
Frances uważnie przyglądała się zawartości kociołka, gdy zauważyła, że eliksir przybrał troszeczkę inny odcień, niż powinien. Frances wyciągnęła spod stołu opasły notes, by zanotować przebieg warzenia. Zapisała datę, nazwę eliksiru po czym po kolei zapisała proporcje jakich użyła oraz cały proces przygotowywanie eliksiru. Następnie przelała eliksir do czystych fiolek by dokładnie je odpisać i odłożyć na odpowiednią półkę. Cóż, chyba będzie musiała oddać je wujowi, by sprawdził dla niej ich działanie, najlepiej na jakimś odpowiednim... Testerze.
Kociołek został wyczyszczony i odłożony na bok, gdyż Frances wyznawała zasadę, że nie warzy mikstur leczniczych i trucizn w tym samym naczyniu.
Ponownie zebrała składniki, by rozpocząć przyrządzanie kolejnej mikstury - tym razem, maści z wodnej gwiazdy. Och, bardzo lubiła tę roślinę a sama maść, bywała naprawdę przydatna. Frances zaczęła od umieszczenia w kociołku czerwonych jagód jemioły, z których w dzieciństwie przyrządzała z mamą piękne korale, nawlekając je na nić. Następnie włożyła do wywaru gwiazdę wodną i przemieszała zawartość kociołka, by pozwolić jej przez chwilę się gotować. Ostrożnie rozcięła mięsisty liść aloesu który zajmował jedno z lepszych miejsc w jej salonie. A gdy to było gotowe z podobną ostrożnością odcięła miąższ od liścia by dodać go do kociołka. Od dawna uważała, że taki sposób dodawania aloesu pozwala wydobyć z rośliny o wiele więcej, niż dodanie całego liścia.
Przez chwilę przyglądała się pięknemu pióru pawia, by w końcu, trochę niechętnie umieścić je w kociołku. Jako ostatni składnik dodała skrzydełka motyla, mieniące się pięknymi kolorami.
Kociołek został wyczyszczony i odłożony na bok, gdyż Frances wyznawała zasadę, że nie warzy mikstur leczniczych i trucizn w tym samym naczyniu.
Ponownie zebrała składniki, by rozpocząć przyrządzanie kolejnej mikstury - tym razem, maści z wodnej gwiazdy. Och, bardzo lubiła tę roślinę a sama maść, bywała naprawdę przydatna. Frances zaczęła od umieszczenia w kociołku czerwonych jagód jemioły, z których w dzieciństwie przyrządzała z mamą piękne korale, nawlekając je na nić. Następnie włożyła do wywaru gwiazdę wodną i przemieszała zawartość kociołka, by pozwolić jej przez chwilę się gotować. Ostrożnie rozcięła mięsisty liść aloesu który zajmował jedno z lepszych miejsc w jej salonie. A gdy to było gotowe z podobną ostrożnością odcięła miąższ od liścia by dodać go do kociołka. Od dawna uważała, że taki sposób dodawania aloesu pozwala wydobyć z rośliny o wiele więcej, niż dodanie całego liścia.
Przez chwilę przyglądała się pięknemu pióru pawia, by w końcu, trochę niechętnie umieścić je w kociołku. Jako ostatni składnik dodała skrzydełka motyla, mieniące się pięknymi kolorami.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Frances Burroughs' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 12
'k100' : 12
Frances ostrożnie mieszała maść, by z delikatnym zawodem odkryć, że maść zaczęła się w dziwny sposób ważyć i rozwarstwiać. Czyżby dzisiejszy dzień nie był najlepszym, na warzenie eliksirów? Nie, z pewnością nie. Ponownie blondynka wciągnęła notes, by odnotować cały proces warzenia aby później móc go w spokoju przestudiować i wyciągnąć wnioski na przyszłość. W końcu człowiek uczy się przez całe życie, prawda? A eliksiry bywają kapryśne. Nieudana maść uległa utylizacji, a Frances zabrała się za kolejny eliksir, mając nadzieję, że tym razem pójdzie jej lepiej.
Padło na czyścioszka. Panna Burroughs przygotowywała go już wiele razy i wydawał się jej bezpiecznym wyjściem. Warzenie rozpoczęła od dodania posiekanego korzenia z ciemiernika. Pozwoliła wywarowi przez chwilę się gotować, by po kilku minutach dosypać zmielony róg z byka. Następnie Frances dodała świeżo zerwanej mięty, której zapach ponownie przywołał uśmiech na jej bladej twarzy. Blondynka zamieszała miksturę, by pozwolić jej przez chwilę się gotować. A gdy nadeszła odpowiednia pora, dorzuciła do kociołka nektar miodunki oraz pióro białego gołębia. Gdzieś w środku, trzymała kciuki aby przygotowany przez nią eliksir faktycznie wyszedł.
Padło na czyścioszka. Panna Burroughs przygotowywała go już wiele razy i wydawał się jej bezpiecznym wyjściem. Warzenie rozpoczęła od dodania posiekanego korzenia z ciemiernika. Pozwoliła wywarowi przez chwilę się gotować, by po kilku minutach dosypać zmielony róg z byka. Następnie Frances dodała świeżo zerwanej mięty, której zapach ponownie przywołał uśmiech na jej bladej twarzy. Blondynka zamieszała miksturę, by pozwolić jej przez chwilę się gotować. A gdy nadeszła odpowiednia pora, dorzuciła do kociołka nektar miodunki oraz pióro białego gołębia. Gdzieś w środku, trzymała kciuki aby przygotowany przez nią eliksir faktycznie wyszedł.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Frances Burroughs' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 61
'k100' : 61
Frances uśmiechnęła się, widząc jak eliksir przybiera odpowiedni kolor oraz konsystencję. Ten, z pewnością można uznać za udany! Z uśmiechem nieznikającym z ust, Frances ponownie zapisała wszystkie kroki przyrządzania eliksiru by finalnie przelać go do czystych fiolek, które oczywiście opisała. Przypływ szczęścia w warzeniu sprawił, że panna Burroughs poczuła niedosyt. Szybko jednak przyszło jej do głowy, co jeszcze mogła uważyć..
Kociołek wylądował na boku, a blondynka szybko wyczyściła ten, w którym przyrządzała truciznę. Z racji tego, że kolejny eliksir należał do tych, zaliczanych do szkodliwych (mimo iż Frances nie potrafiła się z tym w pełni zgodzić) dziewczyna wolała nie przyrządzać go w tym samym kociołku co czyścioszka.
Kilka minut później, panna Burroughs rozpoczęła warzenie Eliksiru Rue, jakże przydatny dla wielu kobiet. Frances przyrządzała go przede wszystkim z myślą o Philippie. Oczywiście życzyła jej jak najlepiej, w tym własnej, zapewne cudownej rodziny… Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że dziecko w nieodpowiednim momencie może zniszczyć niemal całe życie. A tego, z pewnością jej nie życzyła.
Frances wrzuciła do kociołka rozgnieciony w moździerzu piołun, pozwalając wywarowi przez chwilę się pogotować. W tym czasie, dobrała kolejne ingrediencje. I tak, do kociołka powędrował chmiel, następnie pióro kolibra i krew wieloryba. Frances wymieszała miksturę by jako ostatnie dorzucić łuski kameleona. Była ciekawa, czy znów skorzysta z łutu szczęścia.
Kociołek wylądował na boku, a blondynka szybko wyczyściła ten, w którym przyrządzała truciznę. Z racji tego, że kolejny eliksir należał do tych, zaliczanych do szkodliwych (mimo iż Frances nie potrafiła się z tym w pełni zgodzić) dziewczyna wolała nie przyrządzać go w tym samym kociołku co czyścioszka.
Kilka minut później, panna Burroughs rozpoczęła warzenie Eliksiru Rue, jakże przydatny dla wielu kobiet. Frances przyrządzała go przede wszystkim z myślą o Philippie. Oczywiście życzyła jej jak najlepiej, w tym własnej, zapewne cudownej rodziny… Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że dziecko w nieodpowiednim momencie może zniszczyć niemal całe życie. A tego, z pewnością jej nie życzyła.
Frances wrzuciła do kociołka rozgnieciony w moździerzu piołun, pozwalając wywarowi przez chwilę się pogotować. W tym czasie, dobrała kolejne ingrediencje. I tak, do kociołka powędrował chmiel, następnie pióro kolibra i krew wieloryba. Frances wymieszała miksturę by jako ostatnie dorzucić łuski kameleona. Była ciekawa, czy znów skorzysta z łutu szczęścia.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Frances Burroughs' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 62
'k100' : 62
Burroughs z zadowoleniem zauważyła, że mikstura przybiera piękny, zielony kolor oraz staje się klarowna. Blondynka tak jak przy poprzednich eliksirach zanotowała cały przebieg procesu warzenia, by w końcu rozlać eliksir do niewielki fiolek, które zostały opisane i odłożone na do odpowiedniego pudełeczka, w odpowiedniej części wielkiego regału. Czując przypływ sił, Frances postanowiła wykonać jeszcze jeden specyfik, tym razem znów z szerokimi możliwościami użycia, który z pewnością przyda się jednego dnia jej bratu.
Ponownie zmieniła kociołek, tym razem decydując się na przyrządzenie maści na oparzenia. Do wrzącej wody dodała rozgniecione ogniste nasiona, pozwalając im trochę popracować w wodzie. W tym czasie poszatkowała miętę i rozgniotła mniszka lekarskiego w moździerzu, by ostrożnie wsypać je do wywaru. Frances zamieszała w kociołku, by ponownie pozwolić miksturze się pogotować, a wszystkim, roślinnym ingrediencją zacząć ze sobą pracować. Pod koniec warzenia, dorzuciła do eliksiru krew rekina oraz ślinę węża eskulapa, z delikatnym napięciem w mięśniach czekając na werdykt dotyczący powodzenia tej sesji przygotowywania maści.
Ponownie zmieniła kociołek, tym razem decydując się na przyrządzenie maści na oparzenia. Do wrzącej wody dodała rozgniecione ogniste nasiona, pozwalając im trochę popracować w wodzie. W tym czasie poszatkowała miętę i rozgniotła mniszka lekarskiego w moździerzu, by ostrożnie wsypać je do wywaru. Frances zamieszała w kociołku, by ponownie pozwolić miksturze się pogotować, a wszystkim, roślinnym ingrediencją zacząć ze sobą pracować. Pod koniec warzenia, dorzuciła do eliksiru krew rekina oraz ślinę węża eskulapa, z delikatnym napięciem w mięśniach czekając na werdykt dotyczący powodzenia tej sesji przygotowywania maści.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Frances Burroughs' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 74
'k100' : 74
Panna Burroughs spokojnie mieszkała zawartość kociołka. Szaroniebieskie tęczówki nie odrywały się od mikstury która powoli przyjmowała odpowiednią, gęstą konsystencję by po chwili zacząć również zmieniać kolor na ognista, intensywną barwę pomarańczu. Widząc, że maść wyszła tak, jak powinna Frances przełożyła ją do odpowiedniego, niewielkiego i płaskiego słoiczka, by móc szczelnie ją zamknąć. Nie raz widywała jak maści lądują do kosza z powodu nieodpowiedniego przygotowania, a blondynka z pewnością nie chciała popełnić tego błędu.
Dzisiejsza sesja warzenia eliksirów należała do udanych, nawet jeśli jedna z maści jej nie wyszła. Panna Burroughs dokładnie posprzątała swój niewielki kącik, odłożyła wszystkie ingrediencje na półeczkę by móc udać się do salonu, gdzie napisała szybki liścik do panny Moss po czym oddała się analizie swoich dzisiejszych postępów.
/zt.
Dzisiejsza sesja warzenia eliksirów należała do udanych, nawet jeśli jedna z maści jej nie wyszła. Panna Burroughs dokładnie posprzątała swój niewielki kącik, odłożyła wszystkie ingrediencje na półeczkę by móc udać się do salonu, gdzie napisała szybki liścik do panny Moss po czym oddała się analizie swoich dzisiejszych postępów.
/zt.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
4 Kwietnia 1957 roku
Panna Burroughs miała wrażenie, że świat powoli dobiega końca. Nie była jednak pewna, który świat. Czy ten, w którym przyszło jej żyć? A może ten, jaki wokół siebie wytworzyła? Bezpieczna bańka pełna perfekcji, pozorów jakie wypracowała sobie na przestrzeni lat oraz czystej, niczym nie zakłóconej ignorancji. Tak w końcu było łatwiej - ignorować wszelkie, niepokojące wiadomości i sygnały skupiając się na swoim, trochę monotonnym życiu. Dziewczyna nigdy nie interesowała się polityką, unikając jej niczym Szatańskiej Pożogi. Teraz jednak powoli zaczynała mieć wrażenie, że jej ignorancja zostawała brutalnie atakowana czymś, co nieprzyjemnie napierało na jej bańkę, pozwalającą jej prowadzić spokojne życie oraz ignorować sprawy, o których z pewnością nie chciała wiedzieć. A ta lista, należała do całkiem długich.
W takich chwilach, zbawienna okazywała się praca. Wymagająca skupienia, uwagi i będąca jej największą pasją. Czy to w gwarnym szpitalu, czy niewielkim pomieszczeniu przerobionym na pracownię Frances zapominała o całym, otaczającym ją świecie. Zamykała się, pozostając z sam na sam z kociołkami, fiolkami i ingrediencjami. Bez tego wszystkiego, co mogłoby być w tej sytuacji zbędne, jak natrętne, podszyte strachem myśli, nawiedzające jej głowę. Co było cudownym w jej pracy to fakt, że panna Burroughs nie mogła przestać się rozwijać. Co chwila sama dochodziła do nowego, niewielkiego odkrycia w kwestii alchemii, musiała pozostawać na bieżąco jak i rozwijać zdolności astrologiczne, jeśli chciała kiedyś w końcu dojść do swojego, wyznaczonego przed laty celu.
Dzisiejszy dzień, spędziła właśnie na poszerzaniu wiedzy. Korzystając z krótszego dnia pracy (będącego swego rodzaju wynagrodzeniem, za ostatnie nadgodziny) rozsiadła się na ulubionym, kuchennym blacie by oprzeć się o ramę okna wychodzącego na ulicę i pogrążyć się w lekturze podręcznika do astronomii. Ach, marzył jej się awans. W końcu powoli zbliżała się do roku, spędzonego w szpitalnych murach, a to oznaczało, że powinna rozwinąć swoje umiejętności, by móc odpowiednio wyróżnić się na tle współpracowników na tym samym stanowisku. Była pewna, że jest w stanie to osiągnąć już od samego początku mając wrażenie, że jej wiedza teoretyczna jest o wiele większa. Pozostawało jedynie to udowodnić.
Nie wiedziała, ile spędziła nad książką. Uniosła na chwilę spojrzenie zmęczonych oczu, by przenieść je na widoki za oknem. Nie trudno było wyłapać jego sylwetkę, mimo iż pozornie niczym nie wyróżniał się z tłumu, zapytana o to z pewnością nie byłaby w stanie tego wyjaśnić. Dziewczyna zsunęła się z blatu, wstawiła wodę na herbatę po czym ruszyła w kierunku drzwi, by otworzyć je tuż po delikatnym dźwięku dzwonka.
-Witaj, Michaelu. - Przywitała się miękko, wpuszczając mężczyznę do swojego mieszkania i posyłając mu delikatny, trochę nieśmiały uśmiech. Nie znali się dobrze, jednak niewinne serduszko kobiety zawsze cieszyło się na jego widok, związany z ciekawymi rozmowami, do których nie miała wielu okazji. Połączenie tych rozmów z warzeniem eliksiru, wydawało jej się połączeniem niemal idealnym. Blondynka poprowadziła gościa w głąb niewielkiej kawalerki, pełnej doniczek z najróżniejszymi roślinami, poustawianymi w każdym, możliwym miejscu. - Napijesz się herbaty? - Spytała unosząc z zaciekawieniem brew ku górze, by po chwili odsunąć zbłąkany lok z bladej buzi. - Czytałam tę książkę, o której ostatnio mi opowiadałeś, muszę przyznać, że autor ma bardzo… ekscentryczne podejście do tematu. Powiedz mi jednak, co Cię sprowadza? - Kolejny, nieśmiały uśmiech powędrował w kierunku mężczyzny, gdy Frances oparła się o oparcie kanapy. W końcu, dzisiejsza wizyta miała inny cel, niż tylko rozwodzenie się nad literaturą.
Panna Burroughs miała wrażenie, że świat powoli dobiega końca. Nie była jednak pewna, który świat. Czy ten, w którym przyszło jej żyć? A może ten, jaki wokół siebie wytworzyła? Bezpieczna bańka pełna perfekcji, pozorów jakie wypracowała sobie na przestrzeni lat oraz czystej, niczym nie zakłóconej ignorancji. Tak w końcu było łatwiej - ignorować wszelkie, niepokojące wiadomości i sygnały skupiając się na swoim, trochę monotonnym życiu. Dziewczyna nigdy nie interesowała się polityką, unikając jej niczym Szatańskiej Pożogi. Teraz jednak powoli zaczynała mieć wrażenie, że jej ignorancja zostawała brutalnie atakowana czymś, co nieprzyjemnie napierało na jej bańkę, pozwalającą jej prowadzić spokojne życie oraz ignorować sprawy, o których z pewnością nie chciała wiedzieć. A ta lista, należała do całkiem długich.
W takich chwilach, zbawienna okazywała się praca. Wymagająca skupienia, uwagi i będąca jej największą pasją. Czy to w gwarnym szpitalu, czy niewielkim pomieszczeniu przerobionym na pracownię Frances zapominała o całym, otaczającym ją świecie. Zamykała się, pozostając z sam na sam z kociołkami, fiolkami i ingrediencjami. Bez tego wszystkiego, co mogłoby być w tej sytuacji zbędne, jak natrętne, podszyte strachem myśli, nawiedzające jej głowę. Co było cudownym w jej pracy to fakt, że panna Burroughs nie mogła przestać się rozwijać. Co chwila sama dochodziła do nowego, niewielkiego odkrycia w kwestii alchemii, musiała pozostawać na bieżąco jak i rozwijać zdolności astrologiczne, jeśli chciała kiedyś w końcu dojść do swojego, wyznaczonego przed laty celu.
Dzisiejszy dzień, spędziła właśnie na poszerzaniu wiedzy. Korzystając z krótszego dnia pracy (będącego swego rodzaju wynagrodzeniem, za ostatnie nadgodziny) rozsiadła się na ulubionym, kuchennym blacie by oprzeć się o ramę okna wychodzącego na ulicę i pogrążyć się w lekturze podręcznika do astronomii. Ach, marzył jej się awans. W końcu powoli zbliżała się do roku, spędzonego w szpitalnych murach, a to oznaczało, że powinna rozwinąć swoje umiejętności, by móc odpowiednio wyróżnić się na tle współpracowników na tym samym stanowisku. Była pewna, że jest w stanie to osiągnąć już od samego początku mając wrażenie, że jej wiedza teoretyczna jest o wiele większa. Pozostawało jedynie to udowodnić.
Nie wiedziała, ile spędziła nad książką. Uniosła na chwilę spojrzenie zmęczonych oczu, by przenieść je na widoki za oknem. Nie trudno było wyłapać jego sylwetkę, mimo iż pozornie niczym nie wyróżniał się z tłumu, zapytana o to z pewnością nie byłaby w stanie tego wyjaśnić. Dziewczyna zsunęła się z blatu, wstawiła wodę na herbatę po czym ruszyła w kierunku drzwi, by otworzyć je tuż po delikatnym dźwięku dzwonka.
-Witaj, Michaelu. - Przywitała się miękko, wpuszczając mężczyznę do swojego mieszkania i posyłając mu delikatny, trochę nieśmiały uśmiech. Nie znali się dobrze, jednak niewinne serduszko kobiety zawsze cieszyło się na jego widok, związany z ciekawymi rozmowami, do których nie miała wielu okazji. Połączenie tych rozmów z warzeniem eliksiru, wydawało jej się połączeniem niemal idealnym. Blondynka poprowadziła gościa w głąb niewielkiej kawalerki, pełnej doniczek z najróżniejszymi roślinami, poustawianymi w każdym, możliwym miejscu. - Napijesz się herbaty? - Spytała unosząc z zaciekawieniem brew ku górze, by po chwili odsunąć zbłąkany lok z bladej buzi. - Czytałam tę książkę, o której ostatnio mi opowiadałeś, muszę przyznać, że autor ma bardzo… ekscentryczne podejście do tematu. Powiedz mi jednak, co Cię sprowadza? - Kolejny, nieśmiały uśmiech powędrował w kierunku mężczyzny, gdy Frances oparła się o oparcie kanapy. W końcu, dzisiejsza wizyta miała inny cel, niż tylko rozwodzenie się nad literaturą.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Prawdopodobnie wiele ryzykował. Prawdopodobnie nie powinien był zwracać się do niej z tak niestandardową prośbą, zwłaszcza że znał ją tylko z tych nieistotnych literackich pogaduszek. Rozmówek, które w istocie bardzo sobie cenił, choć nie mógł wykrzesać z nich więcej niż indywidualnej kwestii gustu. Dalece mu do osoby wielce zaangażowanej w jakiekolwiek relacje międzyludzkie, stąd też nie winien narzekać na ten powierzchowny, jedynie dotychczas dostępny, obraz; czuł jednak, że dzisiejsza wizyta nie była w pełni rozsądnym wyborem. Począwszy od tego, że zapewne zaintryguje ją przyczyna rzeczonego zlecenia, skończywszy na (nie)sprawiedliwej, zdecydowanie zbyt skąpej, definicji jego osoby. Bo przecież póki co nie zdołał jeszcze palnąć żadnej głupoty, ba! nawet wydawał się być sympatycznym, acz zdystansowanym i odpowiedzialnym mężczyzną. Nie przyłapała go też na przetrzepywaniu cudzych kieszeni (sam Scaletta też o tym fakcie bynajmniej nie wspominał), nie miała jeszcze okazji słyszeć jego cynicznych komentarzy czy przygnębiająco realistycznych wizji, podkreślonych dodatkowo przez sarkastyczny ton. Dzisiejsze zamówienie miało być kwintesencją tych wątpliwych postaw, których to jeszcze nie zdołał ze swojej strony zaprezentować.
Z dozą niepewności nacisnął guzik dzwonka. Chwilę później ujrzał już jej twarz i sylwetkę wyglądającą zza uchylonych drzwi wejściowych.
- Cześć, Frances. - Minął próg, zdjął buty, zrzucił z siebie skórzaną, wyścielaną od środka kożuchem, kurtkę. Już czuł się głupio. W ogóle jak myślał o całej tej sytuacji to dochodził do wniosku, że misternie ułożony plan składał się ze zbyt wielu czynników. Czy to wszystko było faktycznie warte jego zachodu? - Tak, chętnie - odparł, podążając za Burroughs w głąb kawalerki. - Racja. Autor ma dość osobliwe poglądy - dodał, zakańczając tym samym temat ostatniej konwersacji. Już chciał wydusić z siebie te niefortunne życzenie, już miał zacząć się tłumaczyć, kiedy to czajnik zawył, informując obydwojga o konieczności zaparzenia herbatki. Towarzyszył kobiecie w kuchni, obserwując jak susz stopniowo zabarwia wrzącą wodę. Gdy skupienie w końcu przeniosło się z filiżanek na towarzyszkę, złapał kontakt wzrokowy i powiedział:
- Mam do Ciebie małą prośbę... no dobra, może nie wcale taką małą. - Machinalnie strzelił kostkami dłoni, nadal rozmyślając o tym, czy nie zmienić jeszcze przebiegu tego wszystkiego. - Czy mogłabyś uwarzyć dla mnie pewien eliksir? - spytał, wciąż nie docierając do sedna sprawy. Zwykle tak zdawkowy w słowach, wylewny jedynie po winie i w dobrym humorze; tymczasem omija aspekt najbardziej wówczas istotny, dotyczący bezpośrednio jednego raptem dookreślenia. - Chodzi mi konkretnie o eliksir kameleona. - Ani to trucizna, ani żadna mikstura o szkodliwym działaniu; a jednak sceptycyzm wobec tego niedorzecznego pomysłu na obrabowanie jakiegoś sklepiku przy użyciu tego wywaru nie ustąpił. Zważywszy na nowe zarządzenia ministerstwa zmuszony był zadbać o swój budżet w najbliższych dniach, a właściwie o jego pozyskiwanie. Czekał go wciąż ten rejestr różdżki, który chciał obejść jakimś sprawnym kłamstwem, co do swoich danych osobowych, coby to nie spoufalać się zbytnio i przypadkiem sobie nie zaszkodzić. Obecność strażników na ulicach także wykluczała jego swobodne poruszanie się po mieście, a już tym bardziej dopuszczanie się jakichś niemoralnych, złodziejskich czynów.
- To co, mogę liczyć na Twoją pomoc? - dopytał, uśmiechając się i łapiąc za wciąż parujący napój.
Z dozą niepewności nacisnął guzik dzwonka. Chwilę później ujrzał już jej twarz i sylwetkę wyglądającą zza uchylonych drzwi wejściowych.
- Cześć, Frances. - Minął próg, zdjął buty, zrzucił z siebie skórzaną, wyścielaną od środka kożuchem, kurtkę. Już czuł się głupio. W ogóle jak myślał o całej tej sytuacji to dochodził do wniosku, że misternie ułożony plan składał się ze zbyt wielu czynników. Czy to wszystko było faktycznie warte jego zachodu? - Tak, chętnie - odparł, podążając za Burroughs w głąb kawalerki. - Racja. Autor ma dość osobliwe poglądy - dodał, zakańczając tym samym temat ostatniej konwersacji. Już chciał wydusić z siebie te niefortunne życzenie, już miał zacząć się tłumaczyć, kiedy to czajnik zawył, informując obydwojga o konieczności zaparzenia herbatki. Towarzyszył kobiecie w kuchni, obserwując jak susz stopniowo zabarwia wrzącą wodę. Gdy skupienie w końcu przeniosło się z filiżanek na towarzyszkę, złapał kontakt wzrokowy i powiedział:
- Mam do Ciebie małą prośbę... no dobra, może nie wcale taką małą. - Machinalnie strzelił kostkami dłoni, nadal rozmyślając o tym, czy nie zmienić jeszcze przebiegu tego wszystkiego. - Czy mogłabyś uwarzyć dla mnie pewien eliksir? - spytał, wciąż nie docierając do sedna sprawy. Zwykle tak zdawkowy w słowach, wylewny jedynie po winie i w dobrym humorze; tymczasem omija aspekt najbardziej wówczas istotny, dotyczący bezpośrednio jednego raptem dookreślenia. - Chodzi mi konkretnie o eliksir kameleona. - Ani to trucizna, ani żadna mikstura o szkodliwym działaniu; a jednak sceptycyzm wobec tego niedorzecznego pomysłu na obrabowanie jakiegoś sklepiku przy użyciu tego wywaru nie ustąpił. Zważywszy na nowe zarządzenia ministerstwa zmuszony był zadbać o swój budżet w najbliższych dniach, a właściwie o jego pozyskiwanie. Czekał go wciąż ten rejestr różdżki, który chciał obejść jakimś sprawnym kłamstwem, co do swoich danych osobowych, coby to nie spoufalać się zbytnio i przypadkiem sobie nie zaszkodzić. Obecność strażników na ulicach także wykluczała jego swobodne poruszanie się po mieście, a już tym bardziej dopuszczanie się jakichś niemoralnych, złodziejskich czynów.
- To co, mogę liczyć na Twoją pomoc? - dopytał, uśmiechając się i łapiąc za wciąż parujący napój.
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Coś, co w oczach Michaela zdawało się być niestandardową prośbą, dla panny Burroughs było codziennością. Co prawda klienci rzadko zwracali się do niej bezpośrednio. Zwykle wszelkie interesy dobijane były przez wuja Boyle. Obytego z podejrzaną społecznością doków, wiedzącego jak z nimi rozmawiać i nie dać się oszukać. Oczywiście staruszek pobierał za to prowizję, Frances jednak nadal wychodziła na tym korzystnie. Pensja początkującego alchemika w szpitalu świętego Munga nie należała do wielkich, a dziewczyna marzyła o tym, aby opuścić portowe uliczki i zamieszkać w bardziej przyjaznej dzielnicy. Wystarczyło jedynie spojrzeć na dziewczynę by zauważyć, że nie pasuje do brudnego i brutalnego otoczenia, w jakim przyszło jej żyć.
Uśmiechnęła się, słysząc odpowiedź mężczyzny by przejść do kuchni i zająć się przyrządzaniem herbaty. Miała wrażenie, że w czasie gdy zaparzała napój w pomieszczeniu unosiło się dziwnie napięcie. Czyżby przyszedł do niej z poważniejszą sprawą? Nie, nie sądziła. Była niemal pewna, że nie znali się na tyle, aby miał do niej większe, bardziej istotne prośby niż proste przysługi, nie wymagające zbyt wiele zaangażowania od którejś ze stron.
Blondynka posłała mężczyźnie ciepły uśmiech, mając na celu zachęcić go tym do mówienia. Nie wchodziła mu w słowo. Ostrożnie upiła łyk gorącego napoju, czekając aż znajomy uchyli przed nią rąbek tajemnicy, wyjawiając o jaki eliksir mu chodziło. A gdy w końcu usłyszała jego nazwę, uniosła brew z zaciekawieniem, uważnie przyglądając się jego twarzy.
- Kameleon? - Upewniła się, z nieodgadnionym wyrazem twarzy. - Nie wyglądasz na kogoś, kto potrzebowałby kameleona. - Stwierdziła, wzruszając ramionami. Nie przypominał jej żadnego ze zbirów wuja, czy oprychów jakich można było spotkać w Parszywym, nie zdawał się nawet być kimś, kto potrzebowałby się ukryć… Choć w tych czasach, nie można było być pewnym bezpieczeństwa. Nie zastanawiała się długo, ledwie kilka chwil później jej usta ponownie ułożyły się w delikatnym uśmiechu.
- Tak, mogę go dla Ciebie zrobić, ale najpierw… - Zaczęła, przeczesując palcami blond loki i nie odrywając szaroniebieskiego spojrzenia od jego twarzy, szukając w niej odpowiedzi na swoje pytania. Ach, może w kwestii relacji międzyludzkich nie posiadała doświadczenia, doskonale jednak znała działania eliksirów i potrafiła rozpoznać osobę, która nie miała z nimi wiele wspólnego. - Nie używałeś go wcześniej, prawda? - Retoryczne pytanie powędrowało w jego kierunku, dając dziewczynie chwilę, aby upić niewielki łyk herbaty. - Kameleon sprawia, że wtapiasz się w otoczenie, stając się całkowicie niewidzialnym, to jednak nie oznacza, że nie da się Ciebie wykryć. Jeśli wejdziesz w błoto będzie widać Twoje ślady, część magicznych zabezpieczeń również będzie w stanie Cię wykryć. Zwierzęta również będą mogły Cię wyczuć. Jedna fiolka to jedna porcja, działa przez jakieś piętnaście do dwudziestu minut… - Panna Burroughs zamyśliła się na chwilę, zastanawiając się, czy przekazała mu wszystkie, najistotniejsze informacje. Nie wiedziała, co mężczyzna planował i nie miała zamiaru o to pytać. Niewiedza w tej kwestii oznaczała bezpieczeństwo, nawet jeśli eliksir nie był trucizną. Nie jej było oceniać, chciała jednak aby miał świadomość dokładnego działania eliksiru, nie chcąc aby przypadkiem wpakował się w kłopoty, jakie mogły wynikać z niewiedzy.
- Istnieje niewielka szansa, że możesz poczuć się źle po zażyciu eliksiru, jeśli do tego dojdzie przyjdź od razu do mnie. Masz jakieś pytania? I czy masz alergię na jakieś rośliny? - Och, zwykle o to nie pytała, przyrządzając eliksiry z tego, co wydało jej się odpowiednie. Scaletta nie był jednak podejrzanym typem wuja, a znajomym, który przekonał ją do siebie długimi dyskusjami w zaciszu biblioteki.
Uśmiechnęła się, słysząc odpowiedź mężczyzny by przejść do kuchni i zająć się przyrządzaniem herbaty. Miała wrażenie, że w czasie gdy zaparzała napój w pomieszczeniu unosiło się dziwnie napięcie. Czyżby przyszedł do niej z poważniejszą sprawą? Nie, nie sądziła. Była niemal pewna, że nie znali się na tyle, aby miał do niej większe, bardziej istotne prośby niż proste przysługi, nie wymagające zbyt wiele zaangażowania od którejś ze stron.
Blondynka posłała mężczyźnie ciepły uśmiech, mając na celu zachęcić go tym do mówienia. Nie wchodziła mu w słowo. Ostrożnie upiła łyk gorącego napoju, czekając aż znajomy uchyli przed nią rąbek tajemnicy, wyjawiając o jaki eliksir mu chodziło. A gdy w końcu usłyszała jego nazwę, uniosła brew z zaciekawieniem, uważnie przyglądając się jego twarzy.
- Kameleon? - Upewniła się, z nieodgadnionym wyrazem twarzy. - Nie wyglądasz na kogoś, kto potrzebowałby kameleona. - Stwierdziła, wzruszając ramionami. Nie przypominał jej żadnego ze zbirów wuja, czy oprychów jakich można było spotkać w Parszywym, nie zdawał się nawet być kimś, kto potrzebowałby się ukryć… Choć w tych czasach, nie można było być pewnym bezpieczeństwa. Nie zastanawiała się długo, ledwie kilka chwil później jej usta ponownie ułożyły się w delikatnym uśmiechu.
- Tak, mogę go dla Ciebie zrobić, ale najpierw… - Zaczęła, przeczesując palcami blond loki i nie odrywając szaroniebieskiego spojrzenia od jego twarzy, szukając w niej odpowiedzi na swoje pytania. Ach, może w kwestii relacji międzyludzkich nie posiadała doświadczenia, doskonale jednak znała działania eliksirów i potrafiła rozpoznać osobę, która nie miała z nimi wiele wspólnego. - Nie używałeś go wcześniej, prawda? - Retoryczne pytanie powędrowało w jego kierunku, dając dziewczynie chwilę, aby upić niewielki łyk herbaty. - Kameleon sprawia, że wtapiasz się w otoczenie, stając się całkowicie niewidzialnym, to jednak nie oznacza, że nie da się Ciebie wykryć. Jeśli wejdziesz w błoto będzie widać Twoje ślady, część magicznych zabezpieczeń również będzie w stanie Cię wykryć. Zwierzęta również będą mogły Cię wyczuć. Jedna fiolka to jedna porcja, działa przez jakieś piętnaście do dwudziestu minut… - Panna Burroughs zamyśliła się na chwilę, zastanawiając się, czy przekazała mu wszystkie, najistotniejsze informacje. Nie wiedziała, co mężczyzna planował i nie miała zamiaru o to pytać. Niewiedza w tej kwestii oznaczała bezpieczeństwo, nawet jeśli eliksir nie był trucizną. Nie jej było oceniać, chciała jednak aby miał świadomość dokładnego działania eliksiru, nie chcąc aby przypadkiem wpakował się w kłopoty, jakie mogły wynikać z niewiedzy.
- Istnieje niewielka szansa, że możesz poczuć się źle po zażyciu eliksiru, jeśli do tego dojdzie przyjdź od razu do mnie. Masz jakieś pytania? I czy masz alergię na jakieś rośliny? - Och, zwykle o to nie pytała, przyrządzając eliksiry z tego, co wydało jej się odpowiednie. Scaletta nie był jednak podejrzanym typem wuja, a znajomym, który przekonał ją do siebie długimi dyskusjami w zaciszu biblioteki.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Strona 1 z 15 • 1, 2, 3 ... 8 ... 15
Stół alcheminczny
Szybka odpowiedź