Wydarzenia


Ekipa forum
Zła widoczność
AutorWiadomość
Zła widoczność [odnośnik]01.02.20 14:34
Grudzień 1952 roku, Wyspa Wight


Przysięgam, jeszcze chwila i się zajebię. Wbiję widelczyk głęboko w gardło i może wreszcie będziecie mieć o czym rozmawiać. Mało estetyczny trup przy stole to niezły temat, a i pewnie by się rozniósł. Ale nie o taką sławę wam chodzi, co nie? Tłumię ziewnięcie, ale w zamian za to nieco zapadam się na krześle. Zjeżdżam z niego coraz niżej i niżej, sukcesywnie, mniej więcej co kwadrans. Za jakieś dwie godziny pewnie znajdę się pod stołem i będę mógł komuś obciągnąć. Ktoś dyskretnie szturcha mnie pod żebra. To matka - siedzi najbliżej. Podciągam się nieco, ale jak na złość, ziewam potężnie, ogarnięty taką słabością, że nie silę się nawet, żeby zasłonić usta. Nie przepadam za rodzinnymi obiadkami, z wielu powodów. Po pierwsze, ciągną się niemiłosiernie - poważnie, ile można jeść? Wiem, jak kochamy się w tradycji i pławimy w naszej historii, ale brać wzór ze starożytnych Rzymian to lekka przesada. Jeść i rzygać, żeby znowu móc jeść. Mam parę typów, kto faktycznie tak robi. Po drugie, rozmowy toczą się kołem wokół tematów niewygodnych dla mnie i nie jest to przypadek. Czuję się jak dziecko, które siedzi pośród dorosłych i nie może zabrać głosu. Nudzę się. Najprostsza rada, jaką mogę usłyszeć i za którą podążyć to naturalnie: dorosnąć. Zaadaptować się do panujących warunków. Nie, dziękuję. W końcu, po trzecie wymuszane są na mnie kontrolowane interakcje społeczne. No jak w laboratorium, akcja-reakcja, przysięgam, że miałem kiedyś podręcznik rozmówek stosownych podczas tańca. Czytywałem go moim syrenim towarzyszkom, na głos, wygrzewając się z nimi na ulubionej skale. Zaśmiewaliśmy się do rozpuku, odgrywaliśmy te scenki pluskając się w wodzie, udając godnego walca angielskiego i prowadząc dialogi tak sztuczne, jak zęby wuja Faustusa. Książeczka skończyła na dnie oceanu, a mi pozostała po niej wiedza czysto kpiąca, zatem, ssę, także na parkiecie. A to już czas najwyższy, rozbrzmiewa gong i wszyscy jak jeden mąż wstają od stołu, w tym ja, z lekkim opóźnieniem, serwetkę z kolan rzucając wpierw na obrus. Raz się zapomniałem i całe tango przetańczyłem ze śliniaczkiem u kołnierza. Musiałem wyglądać zupełnie jak bobas.
Chyba trochę nadal nim jestem, w przeciwieństwie do mej kochanej siostry. Młodsza o prawie dziesięć lat, a widzę w niej damę i kobietę pełną uroku. I to nie tylko moje zdanie - myślę, patrząc, jak pierwszy taniec oddaje Tristanowi. Ziółko z niego, ale Wandzia też umie dać popalić, tak sobie myślę, instynktownie dotykając palcami nierównej linii brwi. Uśmiecham się pod nosem i idę dzielnie podpierać ścianę z kieliszkiem wina w dłoni. Stary spogląda na mnie karcąco, a ja wznoszę toast - na zdrowie. Najpierw rekonesans. Przy okazji zgarniam jeszcze ze stołu czerwoną różę, dostarczoną oczywiście przez Rosierów i wpinam ją sobie do butonierki - może tak powinno się oznaczać kawalerów do wzięcia i odwrotnie. Niby segment plotkarski ma się dobrze, lecz nowinki bywają utajane, umowy zawierają się w kuluarach, targu nader często dobija się w tajemnicy, a zaręczyny wybuchają znienacka, gdy zeswatane pary już się oswoiły z utratą niezależności. Tańczącą Wandzię oglądałem już wielokrotnie, więc upatruję sobie inny cel. Zdaje się, że to najmłodsza siostra Rosiera i niedawny, głośny debiut. Przedstawiono nas sobie, naturalnie, ale wtedy nie kontaktowałem za bardzo. Całą energię poświęcałem na udawanie gościa przyziemnego, mimo że byłem na naprawdę dobrym haju. Nikt mnie nie wywalił (a takie przypadki się zdarzały), więc misję ukończyłem z sukcesem. Dziś jest inaczej, dziś się przyglądam. Łapię grymas jej ust, partner zapewne nie odznacza się wdziękiem - czekam, co zrobi. Da chłopaczynie szanse, czy ucieknie od niego, nim skończy się piosenka? Popijam wino, ma ładny bukiet, idealny dla salonowego rozpasania.
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Zła widoczność 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Zła widoczność [odnośnik]04.03.20 20:23
Jakże cieszył ją powrót do zimnej, pochmurnej Anglii po kolejnych miesiącach rozłąki z rodziną. To był jej ostatni rok nauki w Instytucie Magii Beauxbatons i choć naprawdę lubiła to miejsce, we Francji czuła się jak w domu, to nie mogła się doczekać, aż dobiegną końca przykre obowiązki i ciężar nauki tego, czego uczyć się wcale nie chciała i wreszcie będzie mogła zająć się tym, czym powinna - życiem towarzyskim i reprezentacją własnej rodziny na angielskich salonach. Wolała wypełniać obowiązki młodej damy, nie uczennicy Instytutu. Zwłaszcza, że z przykrością musiała stwierdzić, że francuska szkoła nie ograniczyła przyjęć uczniów ze względu na status krwi - to oburzało, ale przymykano na to oko ze względu na inne zalety placówki.
Przedsmakiem życia, które już niebawem czekało Fantine, był bożonarodzeniowy bal na Wyspie Wight, w posiadłości rodziny Lestrange, na jakie jej rodzina otrzymała zaproszenie. Nie było to dlań pierwsze przyjęcie, zadebiutowała wszak na angielskich salonach kilka miesięcy wcześniej, w sezonie letnim, na balu lady Nott, wciąż jednak postrzegano ją jako debiutantkę. Przyznawać się nie chciała, lecz matka i siostra, znające ją lepiej niż ktokolwiek inny, doskonale wiedziały, że czuje się poddenerwowana i podekscytowana jednocześnie. Przygotowywania trwały od samego rana - dla młodej, rozkapryszonej damy to była godzina mniej więcej jedenasta - i nie jedną służącą przyprawiły o potężny ból głowy. Gdy jednak ujrzała samą siebie w wielkich lustrach w złotych ramach, kiedy przemierzała korytarze posiadłości rodu Lestrange, by pojawić się na sali balowej, uśmiechała się do samej siebie - w złotej sukni z czerwonymi akcentami prezentowała się doskonale i świeżo jednocześnie. Tristan prędko zniknął, skuszony urokiem i czarem lady Evandry, niewiele od Fantine starszej, zaś Melisande czmychnęła przed matką, której uwaga skupiała się dziś na najmłodszej latorośli. Ukończony przed kilkoma miesiącami siedemnasty rok życia napełniał Fantine przekonaniem, że jest już dorosła - a w świecie czarodziejskim była jedynie pełnoletnia, co bynajmniej nie równało się dorosłości, zwłaszcza w przypadku Fanny - więc wolno jej więcej. Gdy tylko ktoś odciągał odeń uważne spojrzenie Cedriny, obserwujące, czy córka prezentuje się olśniewająco i zachowuje godnie, tak jak przystało na młodą damę, sięgała po kolejny kieliszek doskonałego szampana. Ciut częściej od innych dziewcząt w jej wieku, ale wciąż na tyle rzadko, by zachować jasność umysłu. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby w takiej chwili powiedziała coś nieodpowiedniego, co naznaczyłoby jej reputację. A czyż reputacja dla młodej damy nie powinna być rzeczą świętą?
W przypadku mężczyzn sprawa miała się nieco inaczej, nie wymagano od nich, aby była nieskazitelnie czysta. Starszy brat lady Evandry najwyraźniej bardzo mocno wziął to sobie do serca, bo jego zachowanie, zwłaszcza, kiedy ich sobie przedstawiano, sugerowało, że podchodzi doń dość... Nonszalancko. Plotki, które dotarły do młodej Różyczki, jedynie utwierdzały ją w tym przekonaniu, ale ile w nich było prawdy?
Zastanowiła się nad tym, kiedy uchwyciła jego spojrzenie na dłuższą chwilę, gdy ostatnie takty kontredansa dobiegły końca. Z nieukrywaną ulgą wyswobodziła dłonie z rąk lorda Flinta, nalegającego, aby podarowała mu jeszcze walca - ale spotkał się ze stanowczą odmową. Tańczył kiepsko, nadepnął na jej złoty pantofelek, rozmowa z nim była jeszcze bardziej przykrym doświadczeniem. Z ulgą go pożegnała i splotła przed sobą dłonie, unosząc brodę wyżej, gdy jej wzrok spotkał się z oczyma lorda Lestrange - i uśmiechnęła się lekko, niby przypadkiem.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Zła widoczność [odnośnik]05.03.20 0:49
Tak się zaczyna. Najpierw od spojrzenia, niby niewinnego, ale prawda jest taka, że doskonale wiemy, o co gramy. Stawka to przyjemność, pojęta szeroko, bo jedynie amator ogranicza się do myśli o pośpiesznych pocałunkach. Ja najbardziej lubię narastające napięcie, wyraźną pustkę i brak drugiego ciała tuż przy moim. Stymuluje straszliwie, pobudza wyobraźnię, pogania myśli, wystrzeliwujące prędko i nie czekające już na nic. Gubią się, potykają o siebie, przez co taniec może wyjść pokraczny. Tak poległ Flint, Merlinie, świeć nad jego duszą. Dla Fantine jest już martwy.
Przegrywa. Frajer.
Lewy kącik mojej wargi pnie się w górę, dla niej jeszcze niezauważenie. Dookoła moich ust tworzą się zmarszczki, odwrotnie od strony uśmiechu, dołeczek mam w prawym policzku. Jara mnie ta statystyka i drobny triumf, jaki święcę nad wypacykowanym gogusiem. Młodszy ode mnie o prawie dziesięć lat, z tabliczką z własnym nazwiskiem na dębowym biurku w ministerstwie, oto dobra partia. W przeciwieństwie do mnie, stetryczałego już, według brukowców oraz mojego starego i wszystkich ciotek, dziada, o wątpliwej profesji, którą przywykłem się nie chwalić. Gubi mnie to, że roztkliwiam się nad szczegółami. Gdyby małżeństwo było tylko małżeństwem, a nie budzeniem się u boku tej samej osoby codziennie, spożywaniu z nią śniadania, obiadu i kolacji i tak w kółko, jak w jakimś cholernym kołowrotku, dawno dałbym się złapać na ten haczyk. I tak skończę z jakąś grubą rybą, ale jeszcze trochę się poszarpię, powalczę, rozerwę sobie usta. Tak też lubię, jak pękają, gdy się całuję pod naciskiem nieznajomych zębów. Wędkarska metafora plącze mi się z pragnieniem, tego u Freuda chyba nie grali, a to wszystko przez jej usta, pełne, wygięte przed chwilą pogardliwie, a teraz - zachęcająco.
Gdy mrugnę, ten uśmiech zniknie. To moment, kto pierwszy, ten lepszy, ale porozumienie zostało nawiązane, więc odstawiam niedopite wino na tacę przechodzącego kelnera i kroczę w jej stronę. Dzieli nas sporo - nie chodzi o wiek, a o odległość w stopach, bo ona wciąż trzyma pod ramię Flinta pośrodku parkietu. Odprowadza ją, jak głosi przykazanie, mnie zmuszając do wytrawnego lawirowania między zastałymi krewnymi i milczącego znoszenia uszczypliwych przytyków. Najgorsze nie są ciotki, a połechtani już przez wino wujowie (he, he, Alyssa mówi, że to m i powinniście płacić), niedyskretne szepty przyprawiają mnie o odruch wymiotny, ale dzielnie trzymam postawę wyprostowaną, właściwą dla mojego gatunku, choć niezbyt znaną mym plecom. I w końcu, natykamy się na siebie, stwarzając te pozory przypadku, może nawet pomyłki, a ja wyciągam ku niej dłoń, zapraszając, by porzuciła gagatka od centaurów i poszła ze mną, księciem syren. Jeden dech i wymienię dziesięć rzeczy, w których jestem od niego lepszy, ale... wolę byś ty mnie chwaliła.
-Lady Rosier - chylę głowę, wyjątkowo dla ciebie honorując etykietę. Jesteś młoda i drżysz o siebie na tym wielkim świecie, tak samo przed tobą dygotała Evandra, gdy siedemnastoletnia tańczyła swój pierwszy taniec w sukni właściwej lady, anie dziewczynce. Poza tym jednak, chyba nie chcę ci niczego ułatwiać, Fantine. Wybacz mi, bawmy się dobrze.
-Masz ochotę zatańczyć, madame? - pytam lekko, ściskając jej drobną dłoń, jakby sugerując odpowiedź. Dwa razy tak, raz, nie - czy może wolisz posmakować deseru przed obiadem? - kuszę, jesteśmy dopiero po przystawkach, ale moja słabość do słodyczy to rzecz wręcz legendarna.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Zła widoczność 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Zła widoczność [odnośnik]24.03.20 19:27
Pani matka powtarzała Fantine, że od pierwszej chwili pojawienia się na sabacie zaczyna ważyć się jej przyszłość. Gdzieś spośród gości miał znajdować się kandydat na męża - ale małżeństwo samo w sobie było dla Róży konceptem tak odległym i mglistym, że wcale jeszcze o tym nie myślała. Miało minąć jeszcze kilka lat, nim stanie na ślubnym kobiercu z mężczyzną, którego wskaże pan ojciec. Dobre wrażenie zaś powinna wywierać na wszystkich - nie tylko potencjalnych adoratorach. Łaknęła uwagi, uwielbienia i zazdrości o nią, od wszystkich, choć od mężczyzn zwłaszcza. Kwitła w blasku jupiterów tak jak róża kwitnie w świetle słońca.
Wyjdzie za mąż, oczywiście, ale jeszcze nie teraz. Chciała się bawić. Tańczyć do świtu. Pić wino i grać w karty. Za kilka lat, kiedy nadejdzie na nią odpowiednia pora, nikt nie będzie już pamiętał o tym, co się działo, kiedy najstarsi z członków brytyjskiej, magicznej socjety udawali się na spoczynek. Oczywiście - jeśli tylko będzie odpowiednio ostrożna.
- Lordzie Lestrange - odparła, pozwalając, by w jej głosie rozbrzmiała nutka zaskoczenia, jakby wcale się nie spodziewała, że podejdzie akurat do niej; uśmiechnęła się uprzejmie, dygając przed nim lekko, zgodnie z dworską etykietą, po czym podała mu swą drobną dłoń. Na jednym z palców lśniło rubinowe oczko okalane przez złoto. Fantine nie dygotała, gdy ujął ją, by ucałować zgodnie z dobrym obyczajem, nie drżała ze wstydu niby inne debiutantki, onieśmielone męskim towarzystwem i swymi początkami na salonach - wprost przeciwnie. Sprawiała wrażenie nader pewnej siebie, może aż zbyt pewna; czujne oko obserwatora dostrzegłoby jednak, że zielone oczy lśnią od ukrywanej ekscytacji tym miejscem i tą rozmową. Na przyjęciu tym czuła się jak ryba w wodzie, dlatego lekko wzruszyła ramieniem i wyrzekła: - Być może. - Nie zgodziła się od razu, przez kilka uderzeń serca trzymała go w niepewności, choć sama pewności nie miała, że nie wypuści z uścisku jej dłoni i po prostu nie odejdzie, by poprosić do tańca kogoś innego - czyż nie słyszała, że lord Francis Lestrange bywał wyjątkowo... ekscentryczny i niewiele robił sobie z konwenansów? Kto nie ryzykuje, ten nie pije Tourjous Pur. Podobno. Pani matka powtarzała, że kobieta, dama nie może być łatwą zdobyczą. - Z przyjemnością, lordzie Lestrange - powiedziała po chwili, rozwiewając wątpliwości i uśmiechając się szerzej. Przechyliła lekko głowę, zaciekawiona, gdy wspomniał o deserze... - Wszystko zależy od tego co jest na deser - odrzekła figlarnie, a jednocześnie tonem pełnym - udawanego - zastanowienia.
Creme brulee, torcik Charlotte z kremem owocowym, clafoutis czereśniowe, suflet czekoladowy z gorącym sosem truskawkowym? Ton głosu lorda Lestrange i ciągnąca się zań wątpliwej sławy reputacja pozwalała Fanny przypuszczać, że sugerowanego deseru nie odnajdzie na złotych talerzach i paterach, od których uginały się stoły w sali jadalnej.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Zła widoczność [odnośnik]24.03.20 21:12
Widuję je często. Gwiazdy jednego sezonu. Gwiazdy spadające, póki lśnią w górze, my - starcy, mężczyźni, młodzieńcy i chłopcy, wszyscy bez wyjątku wypowiadamy swoje życzenie. Rzadko się spełniają, ale niczego nie ujmuje to zabawie, łowienia owych perełek, walki o pierwszy taniec (każdy kolejny ma jakby mniej cukru) i bitki o nakrycie naprzeciwko. Co roku jest ich kilka, a później trafiają do oprawnego w aksamit albumu z czarodziejskimi fotografiami i kaligrafowanym napisem: rocznik ...
Dalej słyszymy o nich, kiedy wychodzą za mąż i wówczas przestają nas obchodzić i umierają nawet listy wymieniane z grzeczności na każde Boże Narodzenie. Ale są też takie, po których płaczemy, gdy w tle słychać weselne dzwony a znajomość ciągniemy i usiłujemy odgrzewać jak posiłek po tym, kiedy spóźniamy się na kolację. Moja siostra to gwiazda, która sama jedna starcza za całą konstelację. Jeszcze przed swym debiutem kilku młodziakom musiała zgotować piekło nieodwzajemnionego uczucia czy choćby, najprościej - pożądania - a co będzie z lady Rosier?
Zdepcze obcasem kilka serc, pożre kolejne, wzgardzi kwiatami - nonsens, wysyłać kwiaty królewnie chowanej wśród najpiękniejszy róż - wywoła skandal zrywając zaręczyny. Ma fizjonomię awanturnicy, a ja przepowiadam jej młodość pełną burz. Będzie zadowolona, kto by takiej nie chciał? Dyskretny uśmiech, który gnie jej twarz w grymasie zdradza zamiłowanie do huśtania się tak wysoko, jak damie nie wypada. Zabawne, że bronią tego dziewczynkom nie ze strachu, że spadną i rozbiją sobie kolano albo głowę, ale boją się, by nie okazały jasnoróżowej lub białej bielizny towarzyszom igraszek. Nie obchodzi mnie zupełnie, czy ktoś widział już twoje majtki, Fantine, bo ten wieczór jest tylko dla nas i nie wepchnie się między nas ani wyimaginowany kochanek, ani słodka kuzyneczka, pewnie z Fawleyów albo Nottów.
Przyjmuję twą dłoń, lecz moment zwlekam ze zwyczajowym pocałunkiem. Ważę cię w swej ręce, przesuwam kciukiem po twoim małym palcu i zdaje mi się, że skóra jest tak delikatna, że zaraz pęknie odsłaniając kości. Wybornie.
Podnoszę twą dłoń do ust, muskam cię od niechcenia, patrząc ci przy tym w oczy. Kontakt moich ust z twym ciałem to nic, w porównaniu do tego, co wyczyniam jasnym wzrokiem. Wcześniej tego wieczoru pewnie z tuzin całowało twoją drobną rączkę, ale nikt nie patrzył tak, jak ja, tego jestem pewien. Jeśli czegoś się spodziewasz, zawiodę cię.
Ale i tak będziemy się dobrze bawić.
-Zapraszam tędy - mówię zadowolony, szarmancko oferując Fantine ramię. Skubana sprawia, że na chwilę zwątpiłem, czy ze mną pójdzie, ale ciekawość jest silniejsza, niż cokolwiek. Prowadzę ją niedaleko, do bufetu ustawionego w jednym kącie sali, po drugiej stronie od sceny. Tu nie ma tłumów, a na stole pysznią się same owoce. Soczyste pomarańcze kuszące wyjątkowo silnym zapachem, skrojone banany, mięsiste kiwi, pokrojone w kostkę arbuzy w kolorze żywszym, niż różowe wino z bąbelkami, które zostawiłem na parapecie, wszystko ułożone z rozmysłem na szklanych paterach. A wśród tego: pachnący ananas, zimowy cud, ale wyłącznie do adoracji. Wcześniej szepczę słówko służącemu, a teraz trzymam w dłoni mały nożyk, który zręcznie obracam.
-Za pozwoleniem, lady Rosier - zaczynam, zręcznym ruchem pozbawiając owoc jego dumnego pióropusza i odkrawając także drugi jego koniec - znasz zapewne madame Bulstrode. Właśnie w tej chwili tańczy ze swym umiłowanym mężem - dyskretnie kiwam głową we wskazanym kierunku. Piękna para, o dziwo, oboje młodzi i myślący. Tak perorując, obieram ananasa ze skórki i udaje mi się nie zachlapać ani swego odzienia, ani sukni Fantine. Mniej szczęścia ma biały obrus, lecz ktoś musi ponieść ofiarę - otóż jej mąż - tak mówię, krojąc ananasa na ćwiartki i dalej rozprawiając się z nim bezlitośnie, wycinając ze środka rdzeń owocu i krojąc przysmak na mniejsze części. Podsuwam Fantine deserowy widelczyk, samemu już delektując się owocem, który miał służyć jedynie za dekorację. Pachniał za mocno, choć na początku biorę go za gips lub jakieś tworzywo - dorobił się - tak finiszuję, niezwykle z siebie zadowolony. Wznoszę tu toast, za nas, za zimowe owoce i za to, że mam wszelkie środki, by prowadzić ciekawe dyskusje z każdym, od dziewięćdziesięcioletniego lorda-podagryka, po debiutującą panienkę. Niech mnie jednak nie zostawia na pastwę antyków, przynajmniej póki nie zjemy do końca.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Zła widoczność 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Zła widoczność [odnośnik]06.04.20 11:45
W nielicznych chwilach zwątpienia w głowie młodej Róży lgnęła się myśl, czy nie podzieli losu wszystkich tych gwiazd jednego sezonu, których imion nikt już właściwie nie pamiętał. Czasami jedynie któryś z mężczyzn wracał wspomnieniami do lat młodości, kiedy odkrywał ją w innej młodej debiutance. Gdy biły weselne dzwony, a później Czarownica ogłaszała radosną nowinę o powitaniu na świecie potomka szlachetnej pary czarodziejów - stawały się bezimiennymi damami, których los niewielu już obchodził, spełniły wszak swoją powinność. Fantine nie brakowało pewności siebie, co to, to nie, jej miała aż za nadto, bywała wręcz arogancka, tak jak każdy Rosier dostała to wraz z szlachetnie czystą krwią - gen zwycięzcy. Obiecywała sobie, że nie dopuści do tego, by o niej zapomnieli, że nie będzie wyłącznie gwiazdą kilku chwil - zamierzała stać się kometą tego firmamentu, lśnić tak intensywnie, by zaprzeć im dech w piersiach, aby wiedzieli, że nigdy już nie spotkają kogoś takiego jak ona. Jedynie ciut dłużej, niż zwyczajne komety. I nie tak rzadko jak kometa Halleya. Może nie miała w sobie genu wili, który działałby jak czary - miała jednak o sobie wysokie mniemanie, by sądzić, że jej naturalna uroda, osobowość i urok mogły zdziałać równie wiele. Siostra Francisa była niezrównanie piękna, pełna wdzięku i niezapomniana, nie dało się temu zaprzeczyć, ale czyż tego co najpiękniejsze i najbardziej pociągające kobieta nie kryła w środku? Swoim zachowaniu, wewnętrznym blasku i umiejętności odpowiedniego zachowania?
Lord Lestrange także wiedział jak zrobić wrażenie na kobiecie. Nie odrywał spojrzenia od jej oczu, gdy przelotnym muśnięciem ust obdarzył wierzch dłoni Rosierówny, nie pozwalając jednako, by ona odwróciła wzrok. Spoglądała na niego z nieprzewrotnym uśmiechem, na jedno uderzenie serca zamierając w bezruchu, gdy wzdłuż kręgosłupa przebiegł jej dreszcz. To nie pierwszy pocałunek, jaki złożono na jej dłoni tego wieczoru, był jednak pierwszym, który wywarł na Fantine jakiekolwiek wrażenie.
Nie wiedziała czego się po nim spodziewać. Za Francisem już teraz ciągnęła się nieciekawa sława. Uchodził za ekscentrycznego bawidamka. Rozpustnika. Ile było w tym prawdy? Może wiele, może nic, chciała się o tym przekonać. Jego towarzystwo zdawało się znacznie ciekawsze od wszystkich tych lordów, z którymi miała (nie)przyjemność dziś rozmawiać. Znów przez chwilę udawała, że się waha, po czym z łaskawością godną królowej angielskiej przyjęła oferowane przez niego ramię i podążyła we wskazanym przez Lestrange'a kierunku, w bardziej ustronne miejsce, gdzie powietrze przesyciło się zapachem świeżych owoców i słodkości. Oby jedynie nie był silniejszy od perfum, którymi skropiła zagłębienie szyi i nadgarstki - zapach róż i jeżyn oblekał całą jej sylwetkę przywodząc na myśl wspomnienie ciepłego, letniego wieczoru.
- Oczywiście, że znam, panie - potwierdziła Fanny, spoglądając dość niechętnie ku madame Bulstrode, tańczącej właśnie walca z małżonkiem; ich rodzinę i Rosierów dzieliły waśnie, które mogły dobiec końca, jeśli lady Isoldę i Tristana naprawdę coś połączy. Szczerze wątpiła. Można było odnieść wrażenie, że pierwszy syn Corentina Rosiera nie spocznie, dopóki nie zdobędzie lady Evandry. Zdecydowanie chętniej zawiesiła spojrzenie na Francisie, krojącym żywiołowo ananasa, odsunęła się o milimetr, by ani kropla soku nie zabrudziła drogiego materiału spódnicy - cały jej dobry humor prysnąłby wówczas jak mydlana bańka - po czym przyjęła od niego widelczyk. Spojrzała na kawałek ananasa, później na lorda Lestranze. - Cóż ma pan na myśli? Dorobił się... czego? - dopytała z ciekawością, unosząc widelczyk i nieśpiesznie wsuwając słodki owoc do ust.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Zła widoczność [odnośnik]07.04.20 10:15
Wszyscy tu się próżniaczą - jedyna różnica, czy robią to zawodowo, czy już po pracy. To pojęcie tutaj jest jednak nieostre, bale, bankiety, zabawy to nadal przecież robota. Ciężka. Najpierw osiem godzin przy biurku a później kolejne cztery z plecami wyprostowanymi jak struna i fizycznymi wyzwaniami rzucanymi w tańcu. Najpierw pochylanie się nad kociołkiem a później trzymanie kolan przy sobie. Zero odpoczynku, stan ciągłej gotowości i napięcia, bo w każdej chwili mogą wywołać do tablicy, jeśli tylko zauważą, że zaczyna się robić zbyt wesoło. Czasami na podobnych rautach czuję się jak dziwka i w dodatku niezbyt wprawna. Muszę zadowolić mamę, tatę, ciotkę Gryzeldę, wuja Leonarda i stado panienek. Każdego traktować jak perełkę, chociaż bywa nudny, ma nieświeży oddech albo depcze mi po stopach. Taka praca właśnie. Jak miałem naście lat pocieszenie tkwiło w suto zastawionym stole, ale okres dojrzewania mam za sobą, teraz już jem, a nie wpierdalam (serniczek wyjątkiem!), więc naprawdę muszę kopać, żeby kolejny taniec na trzeszczącym parkiecie jawił się inaczej od mechanicznego powtórzenia umownych pozycji. Jeśli traktuję to jako wyzwanie - bardzo proszę. Odzywa się we mnie głęboko ukryty męski gen odpowiedzialny za ukochanie rywalizacji i wówczas przemiana dokonuje się w kilka sekund. Puff, a ja już jestem duszą towarzystwa i zajmuje mnie nawet zgaga lady Honoraty, której radzę odstawienie wina i ciężkich potraw, podczas gdy ona ze złotego talerzyka wsuwa pudding. Ale są też postacie bardziej interesujące i tutaj wymaga się podwójnej uwagi. Moje chęci to nic, jeśli iskra nie pójdzie z drugiej strony. Grzecznościowa konwersacja naprzeciwko rodziców to jedno, a ucieczka i dyskretne zamiecenie pod stół paru zasada to drugie. Nie uważam się za gwałtownika, lecz nie przeszkadza mi to w rozbijaniu obcasem barier młodych dam. Wjeżdżam jak Conrado, przynajmniej w moim wyobrażeniu, nawet samodzielne pokrojenie i obranie ananasa to wszak rozbój w biały dzień. Według co po niektórych, bozia nie dała mi rączek.
Traktuję tak każdą panienkę. Tu szacunek, tam przekora, maksimum uwagi. Całując Fantine widzę tylko ją, reszta sali to rozmyte kolory i szelesty, tło dla naszej przygody, która potrwa może kwadrans, może pół godziny. I co z tego?
Tym lepiej, ograniczenie to kolejna stymulacja, jakiej chcę sprostać, by zapewnić jej rozrywkę. I sobie, bo moje znudzenie nie podoba się rodzicom. Ojciec często z drugiego końca sali sygnalizuje mi, że powinienem częściej się uśmiechać.
Mówisz masz - gnę wargi, które plastycznie układają się w łuk, u boku mam dziewczynę, jej długie włosy przemykają po mym ramieniu, a perfumy, których używa nadal mam w ustach. Słodki zapach, przyjemny, ale chyba dla niej nieodpowiedni. Paczula? Paczula by się nadała.
Przerywam szlachtowanie owocu, by zerknąć, jak sobie radzisz.
Otwierasz usta i delektujesz się owocem pełnym cukru i soków, złoty widelczyk błyska, a ty jesz z zamkniętą buzią. Podoba mi się, jak ruszasz szczęką, dołączam czym prędzej, byś nie posądziła mnie o kpinę. Diabeł tkwi w szczegółach, a ja za nimi przepadam. Chciałbym zobaczyć, jak zdejmujesz pończochy, ale to wcale nie tęsknota za twymi nogami.
-Dorobił się bękarta - mówię, ściszając głos i goniąc już wzrokiem za inną parką, by po chwili już patrzeć na front oblicza Fantine. Szlacheckości nikt jej nie odmówi, w worku na ziemniaki wyglądałaby jak milion galeonów, tresura mięśni twarzy jednak przynosi rezultaty - jeszcze zanim wzięli ślub. Ma uroczego kilkumiesięcznego synka. Nie słyszałaś o tym, lady Rosier? - pytam, lekko unosząc brew. Jasne, że nie słyszała, bo mało kto o tym słyszał. Łajdak już się o to wystarał, ale że dziecko rodziła jedna z moich tutek jestem w uprzywilejowanej pozycji. A on nie wie, że ja wiem, więc może mi co najwyżej naskoczyć. Heidi na szczęście miała przyjaciółki mądrzejsze od siebie, więc zniknęła przed rozwiązaniem - nie, żebym maczał w tym palce - ale gnój dalej zgrywa idealnego męża, co po prostu mnie wkurwia. Na tyle, bym wtrącił swoje trzy grosze i puścił plotkę, bo nie wątpię, że wkrótce pójdzie w eter.
-Szkoda tylko jego żony. Biedaczka nie ma o tym zielonego pojęcia - wzdycham i kręcę głową, karmiąc Fantine informacjami z pierwszej ręki. Smacznego, to nawet lepsze od wyjątkowego okazu zimowego ananasa.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Zła widoczność 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Zła widoczność [odnośnik]13.04.20 15:08
Miała zaledwie siedemnaście lat, ale wiedziała już wiele rzeczy, o których tak młoda dziewczyna wiedzieć nie powinna. Sięgała po niepoprawne opowieści i rzucała czar na okładkę, by zmienić tytuł na Podstawowe eliksiry, bądź Wszystkie księżyce Jowisza i czytywała je z wypiekami na twarzy, kiedy tylko zostawała sama w dormitorium Instytutu Magii Beauxbatons. Niekiedy podsłuchiwała też starsze dziewczęta, czy służki Chateau Rose. Raz nawet wykradła z prywatnych zapasów pani matki fiolkę cennego Veritaserum, by dolać nieświadomej, starszej dziewczynie kilku kropel do soku dyniowego i wymusić nań spowiedź dotyczącą bliskiej znajomości z chłopcem stajennym. Mogła się zatem domyślać jakie myśli mogły się pojawić w głowie lorda Lestrange, gdy wsunęła nieśpiesznie kawałeczek ananasa do ust, ale co najgorsze - bynajmniej nie wzbudzało to w Fantine zgorszenia. Nawet najbledszy rumieniec nie pojawił się na liczku. Właściwie to wydawało jej się to nawet fascynujące, że mogłaby wywierać na mężczyznach podobny wpływ już teraz, myślała o tym, lecz myśli te rozpierzchły się natychmiast, kiedy Francis podzielił się z nią wreszcie tą tajemnicą.
Spodziewała się wiele - ale nie tego.
Fanny zamarła na kilka uderzeń serca, tak głęboko zaskoczona tą wiadomością, że zapomniała nawet o masce, którą winna była nosić nieprzerwanie. To nie święte oburzenie, nie szok, nie potępienie - po prostu nie spodziewała się, że lord Lestrange podzieli się z nią podobnie pikantnymi plotkami. I to już na wstępie ich znajomości. Zamiast zastanowić się nad niedolą nieszczęsnej małżonki rozpustnika, który jak gdyby nigdy nic tańczył z nią walca, ona zastanawiała się nad powodami dla których Francis zdecydował się w ogóle poruszyć ten temat.
Co chciał przez to osiągnąć? To stanowiło dla młodej Róży zagadkę, którą zapragnęła natychmiast rozwikłać.
- Ależ skąd, lordzie Lestrange, gdzież i od kogo mogłabym usłyszeć o podobnych... okropnościach... - wyszeptała Fantine, bardzo starając się przy tym, by w jej głosie rozbrzmiało wyraźne oburzenie - oburzenie myślą, że posądzał ją o plotkowanie. Skłamała bardzo gładko, przyszło jej to niezwykle naturalnie, bez mrugnięcia okiem i zająknięcia. Skłamała, bo przecież tak naprawdę uwielbiała plotki - jak większość dam. Im bardziej pikantne i oburzające tym lepiej. Plotka niekiedy była znacznie cenniejszą walutą niż złoty galeon. Na magicznych salonach każdy miał pełne sakiewki, nie każdy jednak był w posiadaniu informacji. - Rzeczywiście biedaczka... Cóż za rozpustnik z tego człowieka... - westchnęła z udawanym żalem Fantine, zupełnie tak, jakby wcale nie wywodziła się z rodziny, której przodkowie byli bohaterami jednego z najgłośniejszych skandali seksualnych w historii czarodziejskiej socjety w ich kraju. - Nie chcę nawet myśleć, co poczuje, gdy wreszcie się dowie... Myślisz, panie, że będzie miał na tyle odwagi, by się do tego przyznać? - spytała.
Oczywiście, że nie. Matka powtarzała, że mężczyźni to tchórze w takich sprawach - ale przecież im było wolno więcej.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Zła widoczność [odnośnik]14.04.20 14:11
Brytyjczycy niby tacy porządni, ale kochają skandale.
Oczywiście, że tak, a wyższa klasa to nawet się nimi karmi, wsuwając do ust i rozgryzając, jak najlepsze makaroniki. Bo czym innym ma się żywić, skoro plotki są najsoczystsze, a grandy najsmaczniejsze, spośród wszystkich innych deserów? Wybierając a'la carte, zawsze stawiam na dobrze wysmażoną hecę, a moja restauracja serwuje je najlepsze. Dopieszczone. Odpowiednio przybrane. Podane na złotej tacy i oprószone ułudą dyskrecji. Tajemnice rzadko opuszczają bezpieczne mury Wenus - w innym przypadku długo byśmy nie pociągnęli - lecz zdarza się, że coś skapnie, wymknie się przez nieuważny szept, cichy szmer, czyjś zbyt długi język. Mam to pod ścisłą kontrolą, także te drobne zmarszczki na kupowanym milczeniu. Przypadki jednak chodzą po ludziach, na całe szczęście, nikt nie łączy ich ze mną. Jestem nieszkodliwy, odrobinę zakręcony, ale nie mam przecież głowy do niczego, prócz kobiet. Dużo mnie z nimi łączy, również oprócz profesji. Zacznę może właśnie od nieszkodliwego zamiłowania do plotek - czy to niedobrze?
Fantine też je ubóstwia. Wiem, że tak, może sobie zaprzeczać do woli, sznurować usta i zgrywać słodziutką, ale nie dam się zrobić w konia. Tym oddychamy, to wcale nie pełna pierś, żaden papierosowy dym, opium, kadzidła, ani zapachowe świece. Pełno ich, tu, w stolicy, na każdym szlacheckim dworze, a my jedynie okraszamy je odpowiednimi dodatkami. Mi w duszy grają te słodkie, owocowe, choć zdarza się kaprys na coś podwędzanego, a jakie preferuje słodka, dorastająca róża? Machinalnie odwracam głowę, jakby przyciągnęło mnie zmiana muzycznego metrum, choć w istocie badam teren: pozostaje czysty. Tristan dalej jest zajęty moją siostrą, rodzice sobą nawzajem. Wszyscy zatem bawimy się wyśmienicie. Osobno.
Dla rozluźnienia porywam z tacy kelnera dwa kieliszki wina, jeden natychmiast oferuję swej towarzyszce. W tej sztuce - znaczy, picia alkoholu - ćwiczę się od paru dobrych lat i przypuszczam, że i ona wcześniej próbowała swych sił z winem. Na modłę włoską pewnie rozcieńczała je z wodą, sam praktykuję ten zwyczaj latem, kiedy łatwiej się zaprawić. Wznoszę toast wraz z kącikami ust, to uśmiech krzywy, prowokacyjny. Zachęcam do zabawy.
-Och - peszę się, podłapując jej manierę. Mam pomysł na to, jak urządzić tego pajaca tak, by się już nie pozbierał, a salonowe towarzystwo nie zostawiło na nim jednej suchej nitki. Wyskoki mężczyzn, arystokratów są oczywiście, tolerowane. Pod warunkiem, że ktoś nie narobi prawdziwego rumoru - sądziłem, że to głośna sprawa. Nie pamiętam, kto mi o tym powiedział, lecz zdaje się, że tydzień temu podczas polowania w Sherwood nikt nie mówił o niczym innym - kłamię, ale z oczu to patrzy mi dobrze. Ze smakiem zajadam się skrojonym ananasem i z ukontentowaniem wyobrażam sobie, jakie skutki wywoła nasza mała pogawędka. Wykorzystuję Fantine, lecz nie przeszkadza mi to w patrzeniu na nią z prawdziwą życzliwością i sympatią. Obrazek, który pewnie natycha nadzieją mojego ojca, uspokaja drżące serce matki, a w rodzicach Rosierówny budzi może jaki dreszcz?
-Szczerze nie sądzę - zaprzeczam. Nie trzeba, nieprzychylne słowa odkryją karty za niego. Wkrótce zapłaci za bycie obwiesiem, a ja z rozkoszą pocieszę jego żonę. Nie, żebym ostrzył sobie na nią zęby, zwyczajnie chcę się na Bulstrodzie odegrać - mężczyźni potrafią wykazać się odwagą na pojedynku, lecz taka sytuacja... cóż, jest ponad nasze siły - stwierdzam, racząc się doskonałym winem i badając wzrokiem blady dekolt Fantine, na którym cienie tworzą fantastyczne wzory, gdyby ktoś spytał - ale wystarczy nie być sukinsynem, by nie musieć się z nimi zmagać - kończę dobitnie, tonem tak miękkim, jakbym właśnie zanurzył się w futrze puchatego kota. Obelgi z mych ust też mogą brzmieć ładnie, oby królewna Kier nie miała mi tego za złe.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Zła widoczność 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Zła widoczność [odnośnik]08.09.20 18:07
Oczywiście, że Fantine ubóstwia plotki. Damy jej pokroju niewiele miały, tak naprawdę, do roboty, a ich światek był niewielki, ograniczony i odgrodzony od rzeczywistego świata, choć wszystko, czego mogłyby pragnąć pozornie pozostawało na wyciągnięcie ich ręki. Znacznie jednak bardziej od drogich ksiąg kryjących w sobie stare tajemnice Fantine interesowały kto z kim i kiedy. Brytyjczycy jedynie pozornie byli porządni, a w rzeczywistości uwielbiali skandale. Fantine zaś, tak jak i Francis, miała w sobie francuską krew, obie ich rodziny wywodziły się z kraju artystów i cóż... Miłosnych skandali właśnie. Mogli więc udawać, lecz prawda zawsze wyjdzie na jaw.
Nieistotne jak doskonale wystudiowała swoje miny, jak dobrze panowała nad mimiką i mową ciała, nie była w stanie zgasić iskry we własnych oczach, gdy przychodziło do omawiania tego, co działo się podczas ostatniego sabatu. Fantine wiedziała bowiem, że niekiedy sama informacja jest walutą cenniejszą od galeona. Dobrze było po prostu wiedzieć. Nie wiadomo wszak kiedy świadomość tego kto z kim zniknął w labiryncie z żywopłotu w ogrodach Hampton Court okaże się asem w rękawie, czyż nie?
- Naprawdę? Nie słyszałam... - odparła. Akurat podczas polowania w Sherwood nie była obecna, czego wciąż żałowała; miała przygotowaną kreację na ten dzień, lecz silna migrena pokrzyżowała plany Rosierówny. To nie byłaby żadna wymówka, gdyby nie głębokie cienie pod oczyma i zbyt nieprzytomne spojrzenie, by mogła prezentować się wystarczająco dobrze i uzyskać aprobatę pani matki. Liczyła, że Melisande przekaże jej wszystko, co usłyszy i wiele udało się Fantine z siostry wyciągnąć, ale tego akurat nie... Poczuła głęboki żal i wiedziała, że będzie musiała z nią porozmawiać, gdy tylko powrócą do Chateau Rose. Póki co jednak wcale nie było jej do Dover śpieszno. Naprawdę dobrze się bawiła.
- Wielka szkoda - ciągnęła dalej Fantine, wciąż z tym samym, nieszczerym żalem, jakby naprawdę żałowała tej biedaczki. W rzeczywistości nie było w Róży choćby odrobiny współczucia. Właściwie to nawet czuła w duchu pewną satysfakcję, że podobna hańba dotknęła córkę znienawidzonej przezeń rodziny. - Nie sądzisz więc, panie, że dowodem męskości jest niemal brutalna szczerość? Mało kogo na nią stać - odpowiedziała, pochylając się lekko ku niemu, kiedy zauważyła, że wzrok lorda Lestrange błąka gdzieś w zagłębieniu dekoltu jej sukni. Fantine nie wierzyła w ani jedno własne słowo. Sama nie wiedziała co ją podkusiło, aby pleść takie bzdury. Mężczyźni nie byli szczerzy, to oczywiste, sama nawet nie chciałaby, aby byli. Gdyby to ją zdradzał mąż, to wolałaby o tym nie wiedzieć. Czego oczy nie widzą, tego serca nie boli, jak to mówią. Rzeczywistość aranżowanych małżeństw rysowała się zaś wyjątkowo brutalnie. Zazwyczaj, jeśli mąż nie zdradzał swojej żony, to najwyraźniej miał problemy z impotencją. Ewentualnie podawała mu eliksiry miłosne, jeśli znała się na alchemii. O prawdziwą miłość pośród arystokracji trudniej, niż o nie jeden najrzadszy składnik alchemiczny. Mówiła to, bo była ciekawa tego, co chodzi Francisowi naprawdę po głowie i chciała sprowokować go, by pomyślał, że szczerością naprawdę dowiedzie własnej męskości.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Zła widoczność [odnośnik]11.10.20 10:04
Niewielki stół zastawiony misami z przeróżnymi owocami staje się jakby epicentrum tego balu. Jednego z nudniejszych, faktycznie nic się nie dzieje, chociaż po taki rautach wyczekuje się przynajmniej złamanego nosa. Bójki są nieeleganckie, lecz zdarzają się częściej niż pojedynki na zaklęcia. Podchmieleni mężczyźni wychowani na zdobywców tak właśnie reagują, na jakąkolwiek kpinę bądź sugestię. Damy oczywiście też nie są tu bez winy. Wino na sukni i już, drama na całego, mało kto wierzy w przypadkowe potknięcie. Wśród kobiet nie toleruje się niezdarności. Nasz kącik w tej chwili jest ciekawszy niż główna sala, gdzie kilkanaście par tańczy bez finezji - przy stole prezydialnym jeszcze coś się dzieje, lord Abott nadal opycha się duszonym królikiem, na co unoszę brew, bo zjadł tej potrawki już chyba z półtora funta. Nie, żebym mu wyliczał, aczkolwiek...
Byłoby miło, gdyby zostawił coś dla innych. Sam też mam na nią ochotę. Wracam jednak do nas, na potrzeby sytuacji biorąc siebie i Fantine za parę. Duet, tak skromniej i zapewne: stosowniej. Sięgam po zmrożone truskawki, oczywiście przeznaczone do szampana, ale mam na nie lepszy pomysł. Nabijam  jedną na wykałaczkę i wkładam pod fontannę z ciepłej czekolady, która natychmiast zasycha cienką skorupką na soczystym owocu.
-Madame - oferuję jej tak zaimprowizowany szaszłyk - proszę uważać na zęby, w środku nadal będzie zimna - przestrzegam, powtarzając tą sztuczkę i truskawkę zjadając na raz. Brrr. Na zębach rozmazuje mi się czerwony miąższ i czekolada, więc muszę się oblizać - przy zamkniętych ustach.
-Och, zapewne dlatego, że to głównie mężczyźni rozmawiali, wiesz, droga lady. O pewnych rzeczach nie mówi się kobietom. Wy także macie przecież swoje tajemnice - rzucam lekko, niezwykle zadowolony z tego, jakim torem toczy się nasza dyskusja. Za jakiś tydzień będą wiedzieć wszystkie damy, a także ich mężowie, którzy z kolei pomyślą, że są jedynymi, których te wieści ominęły. I zaczną udawać, że oczywiście, słyszeli o tym wcześniej. Pysznie.
-O tak, lady Bulstrode akurat nie zasłużyła na taki los. To zacna dama - kiedyś mnie spławiła, ale nie mam jej tego za złe, wtedy nie potrafiłem rozmawiać z kobietami. Teraz - Fantine promieniej, więc chyba stanąłem na wysokości zadania. Nachyla się do mnie z konspiracyjnym zdaniem, a jej ściśnięty gorsetem dekolt robi się jeszcze bardziej wyeksponowany. Mała spryciula. Odrywam wzrok od dziewczęcych piersi, uprzejmie spoglądając w oczy Róży.
-Uważam, lady Rosier, że prawdziwy mężczyzna nie musi swej męskości udowadniać. Tak robią napuchnięte koguciki - stwierdzam obojętnie, mocząc palec w czekoladowej fontannie. Oblizuję go dokładnie i nie zauważam, że brudzę się przy tym na brodzie - jeśli jednak pragniesz brutalnej prawdy, cóż - skłaniam się lekko - będę musiał odprowadzić cię do któregoś z tych eleganckich młodych lordów. Mój ojciec pragnie, bym poznał córki jego drogich przyjaciół z Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów - wyjaśniam znudzony. To nie moje wymarzone towarzystwo - w końcu jest narzucone, aczkolwiek mam dwadzieścia sześć lat i muszę słuchać ojca.
Właściwie, będę musiał, do momentu aż stary się przekręci, a tego mimo wszystko mu nie życzę.

ztx2 :wink:


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Zła widoczność 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Zła widoczność
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach