Hermes Flint
Nazwisko matki: Ollivander
Miejsce zamieszkania: Rodowa posiadłość w Charnwood
Czystość krwi: Czysta szlachetna
Status majątkowy: Bogaty
Zawód: Alchemik
Wzrost: 186 cm
Waga: 83 kg
Kolor włosów: Jasny brąz
Kolor oczu: Zielone
Znaki szczególne: Piegi, które szczególnie widać w lato, gdy się opali. Czarujący uśmiech. Uniesienie brwi, kiedy usłyszy coś absurdalnego i brakuje mu słów na skomentowanie czyjejś głupoty. Blizna po lewej stronie lędźwi po niefortunnym upadku z konia. Kilka drobnych blizn na dłoniach i przedramionach nabytych w trakcie pracy z ziołami i nad eliksirami. Obrączka. Rodowe ozdoby do stroju.
dość sztywna, 12 cali Grab Pióro hoo-hoo
Hogwart, Slytherin
Brak
Wile lub martwych bliskich
Lasem, deszczem, wybijającą się lawendą, ziołami, starymi księgami i pracownią
Bezpieczną rodzinę, której nie dotykają ostatnie nieszczęścia. Oraz Ją - Krukonkę.
Zielarstwem, magicznymi stworzeniami, astronomią
Jastrzębiom z Falmouth
Jazda konna, łucznictwo, kusznictwo, polowania, pływanie
Klasycznej, rock&roll (z czym się nie afiszuje)
Jensen Ackles
Panowała zamieć śnieżna. Chłodny puch, niczym pierzyna z gęsich piór, ukrywał pod gęstnącą warstwą okolicę, wyjący wiatr ocierał się o drewniany dwór zupełnie jak kot ubiegający się o atencję. Zaś gęste, ciężkie chmury były tak szare i ponure, że z trudem można było uwierzyć, że pierworodne dziecko lorda Flinta wybrało sobie południe jako porę, w którą postanowi przyjść na świat. Nikt jednak nie przejmował się szronem rysującym na szybach nieprzyjazne obrazy, kiedy po pokoju, a niedługo potem i korytarzach rozniósł się płacz dziecka. Mężczyzna przestępował z nogi na nogę, wsuwając się do pomieszczenia pośpiesznie, kiedy służka w końcu wpuściła go do izby. Widok małżonki, z której czoła delikatnie wycierano pot, trzymającej w ramionach pierworodne dziecko napełniał go całym wachlarzem emocji. Niecierpliwością - by dowiedzieć się, jakiej płci było dzieciątko, radości - wszak jego żona okazała się na tyle silną kobietą, by wydać na świat potomka i dumą. Ta szczególnie urosła, gdy już po chwili dowiedział się, że był to chłopiec.
Mieli zdrowego, głośnego syna. A przynajmniej, na pierwszy rzut oka wydawał się zdrowy. Po niedługim czasie mieli odkryć, że chłopiec choruje na świniowstręt, co skutkowało jeszcze skrupulatniejszym unikaniem kontaktu z tymi zwierzętami. Hermes był jednocześnie niewątpliwą zapowiedzią wielu nieprzespanych nocy. Ale i ta bladła w obliczu świadomości, że oto pojawił się nowy Flint. Dziedzic. Nawet jeśli szkrab nie miał szansy wiedzieć, jak wielkie oczekiwania na nim od tej pory spoczywały.
Rósł prawidłowo z każdej strony otulony czujnym spojrzeniem rodziców i służby. Z początku bez wyczuwalnej presji, która z każdym kolejnym etapem rozwoju wzrastała, choć na tyle naturalnie, że w późniejszych czasach miała stać się dla niego równie oczywista co oddychanie. Nie miał szansy nacieszyć się dzieciństwem w sposób całkowicie beztroski, bezproduktywnie rzucając zabawkami lub pielęgnując w sobie złe nawyki czy nieodpowiedzialność. Wymagano od niego zawsze więcej, zawsze dokładniej i zawsze szybciej, by nie tylko jak najlepiej przygotować go do późniejszej roli, ale i po to, ażeby świecił przykładem dla młodszego rodzeństwa, które Flintowie mieli w planach.
Leander Flint, skrajny tradycjonalista, szybko rozpoczyna nauczanie o ziołach, nawet jeśli młokos nie zna jeszcze znaczenia wielu słów, to mężczyzna dokładnie dba o to, aby nauka nie okazała się bezowocna. W ten sposób kilkulatek poznaje zagadnienia, nawet jeśli niewiele, z odległej dla wielu dorosłych dziedziny, ale ma braki w bardziej przyziemnych kwestiach, co nadrabia służba. Już wtedy wiadomo, że będzie wysokim młodzieńcem. Szczupły, przewyższający swoje starsze kuzynostwo, który pomimo ciężaru wielkich oczekiwań wyczuwalnych na smukłych barkach, niemal bez przerwy rozciąga wargi w szerokim, od początku czarującym uśmiechu. Ma na twarzy rozsypane trochę piegów, jakby matka w trakcie malowania obrazów otrzepując pędzelek przypadkowo pobrudziła go farbą. Te po latach w znaczącej ilości miały zniknąć, choć nie wszystkie. Lubiły wracać na lato, kiedy niechętnie wystawiając twarz na słońce natychmiastowo łapał opaleniznę tak nieodpowiednią dla szlachty. Szybko sprecyzował swoje upodobania do pogody, deklarując uwielbienie do zimy i mrozów.
Narodziny drugiego dziecka, dziewczynki, były wielkim wydarzeniem także dla niego. Tego dnia odwołane zostały zajęcia, co w umyśle kilkulatka niemal natychmiast urosło do powodu, dla którego jeszcze bardziej miał lubić swoje młodsze rodzeństwo. Nosiło go - nienauczony bezczynnego siedzenia - kiedy siedział z ojcem w salonie oczekując momentu, w którym po nich wyjdą. Tańczące w kominku jęzory ognia, które syczały pożerając kolejne kawałki drewna zaskarbiły sobie jego uwagę tylko na moment. O wiele ciekawszym widokiem był ojciec siedzący obok. To samo zielone spojrzenie do granic zniecierpliwione, dłonie zaciskające się na kanapie, by zaraz otrzeć twarz czy kark. I milczał nawet nie myśląc, aby wykorzystać ten moment na to, aby edukować syna o roślinach. A robił to zawsze, kiedy tylko pojawiała się ku temu okazja. Widok ten wyrył się w pamięci Hermesa na długo, zakłócając obraz, jaki do tej pory przedstawiał ojca. Wymagającego perfekcjonisty, który tylko czasem lekkim uniesieniem kącika warg dawał mu do zrozumienia, że jest dumny z postępów, jakie czynił. Nie spodziewał się, że jest skłonny do zamartwiania się uznając, że to cecha, którą powinny oznaczać się matki. Do wykazywania emocji, które emanowały słabością. Z rozmyślań wyrwał go kobiecy głos i gwałtowne zerwanie się ojca.
Ciekawskie spojrzenie układające się na małym zawiniątku o pomarszczonej, różowej buźce nie wywarło na nim takiego wrażenia, jakiego spodziewał się doznać po rozentuzjazmowanych głosach otaczających go dorosłych. Nie rozumiał o co tyle zachwytu, poza tym wieść, że była to dziewczynka, a nie chłopiec jeszcze bardziej go zniechęciła. Fakt, że nie był już jedynakiem nie ruszył go aż tak bardzo.
Szybko powrócił do rutyny dnia. Nauki pisania oraz czytania. Francuskiego, który póki co został wprowadzany powoli, aby nie myliły mu się słowa. Historii magii i oczywiście zielarstwa. Pierwsze, ostrożne zajęcia szermierki by sprawdzić czy to jeszcze nie za wcześnie - było za wcześnie, więc przełożyli na kolejny rok. Wszystko to blednie w obliczu nowych lekcji, których udziela mu ojciec. Dotychczas luźne, zawieruszone w szumach rozmów zapowiedzi, jakoby i on miał doświadczyć zaszczytu obcowania z centaurami w końcu zostały potwierdzone. Ale nim w ogóle miało do tego dojść musiał nauczyć się ogłady, choć był niemal pewny, że dotychczas ani razu nie wykazał się nawet zalążkiem buntu. Nie dostrzegał w sobie butności, która popychała go do wyzywającego krzyżowania wzroku z rozmówcą, nawet jeśli był to nauczyciel. Uświadomiono mu, że wbrew przekonaniu o tym, że zachowywał się prawidłowo to wciąż wykazywał cechy, które przez centaury zostałyby potraktowane jako zniewaga.
Ilość kolejnych lekcji piętrzyła się, a on czuł się coraz bardziej zniecierpliwiony odkładanym spotkaniem. Zniechęcenie w małym ciele gromadziło się i niemal popychało go do wyrażenia sprzeciwu, ilekroć wyruszał z ojcem w las, pełen nadziei, że nastał właśnie ten dzień, by ostatecznie skończyć kucając między zaroślami do znudzenia powtarzając znane na pamięć nazwy i zastosowanie. Ponieważ ojciec ma głęboko zakorzenioną świadomość pochodzenia wymaga od pierworodnego, aby jego wiedza o rodzie i jego historii była wzbogacana w coraz to nowsze szczegóły, a nie tylko opowiastki, którymi był częstowany każdego dnia, choć często brakowało im konkretnych dat. A Hermes coraz częściej uświadamiany o tym, jaką rolę przyszło mu pełnić na padole przyjmuje decyzję lorda bez zająknięcia.
Kiedy pojawiła się Cressida spotkanie z centaurami wciąż wydawało się ledwie cieniem obietnicy. Dwór raz jeszcze przecięło wyczuwalne przejęcie, a nieco starszy chłopiec ponownie czekał przy ojcu. Tym razem jednak nie czuł ekscytacji, bo nie spodziewał się niczego innego, jak kolejnego dziwnego zawiniątka. A takowym okazała się kolejna dziewczynka, tyle tylko, że jego odczucia w związku z tym się zmieniły się dopiero po chwili. Słyszy szepty, kiedy wychodzi, że te dziecko jest mniejsze od wcześniejszej dwójki, bardziej cherlawe i kiedy następnego dnia wraca do matki i nowej siostry zaskakuje go jedna myśl. Tak ostra i pewna, że nawet nie próbował się jej przeciwstawić, tym bardziej, że zostaje napiętnowana głosem ojca.
Wiedział, że musiał ją chronić. By pomóc tej słabszej siostrze, choć jeszcze nie wiedział jak. Upewnia się w tym, kiedy, jak mu się wydawało, skrzyżowali spojrzenia w momencie podjęcia przez niego tej irracjonalnej decyzji. Mężczyźni nie płakali - słyszał to jak mantrę, ale pomimo tego był to pierwszy raz od dawna, kiedy po opalonych, dziecięcych policzkach pociekły łzy. Nie płakał nawet wtedy, kiedy ześlizgnął się z kucyka podczas pierwszej jazdy na tyle niefortunnie by stłuc sobie tyłek tak mocno, że nie mógł usiąść przez kilka dni.
Przez kilka kolejnych tygodni myślami ciągle ucieka do najmłodszej z sióstr, starając się więcej czasu poświęcić też tej środkowej. Zawsze między lekcjami, często w biegu, byle z dala od ojcowskiego oka, by nie widział jak trwoni czas.
Wkrada się epizod nauki tańca, chociaż wyjątkowo mu nie idzie, bo myślami wciąż wraca do kruszyny w kołysce. Nauczycielka go strofuje, a ten pierwszy raz odwarkuje, że taniec nie jest dla chłopców, a dla dziewczynek. Potem czeka go rozmowa z ojcem, długa i nabrzmiała od surowości. W kolejne lekcje tańca angażuje się bardziej, aby jak najszybciej go opanować - co i tak niezbyt mu wychodzi - więc wszystko tylko się przeciąga. Nienawidzi tańczyć.
Rozpoczyna naukę strzelania z łuku i kuszy, wszak wypadało, by potrafił posługiwać się oboma, by zaimponować innym rodom. Uczynić z siebie lepszego kandydata. Tym samym jego dzień jest zapełniony całkowicie i rzadko może pozwolić sobie na odwiedzenie sióstr. W tym czasie również w końcu zostaje zabrany do centaurów, co całkowicie go onieśmiela. Pomimo bycia przygotowanym na to, co zobaczy widok majestatycznych stworzeń płoszy go i odbiera pewność siebie. Ta wzrasta, kiedy zaczynają opowiadać o gwiazdach wskazując na wiszące sznury gwiazdozbiorów. Kolejne, lepiej widoczne kiedy wiedziało jaką ścieżką powędrować wzrokiem otulały dumnie prężący się pośrodku granatu księżyc rzucający srebrną poświatą na polany. Nie zdradzały jednak wszystkiego, więc niedosyt wiedzy musiał uzupełniać sam. Czasem w trakcie cieplejszych dni wraz z kuzynostwem po zajęciach biegnie nad pobliskie jezioro i to w nim uczy się pływać. Raz niemal topiąc się, ale na ich szczęście był z nimi wtedy wujek. Więcej nie wracali tam bez opiekuna. Mieli zakaz.
Na pierwsze polowanie, podczas którego miał samodzielnie ustrzelić jakąś zwierzynę został zabrany w wakacje przed pójściem do szkoły. Towarzyszące temu dobre nastroje udzieliły się i jemu - pomimo młodego wieku nie wydawało mu się, by mógł mieć z tym większy problem. Był zabierany już wcześniej, chociaż dotąd nie oczekiwano od niego niczego więcej niżeli obecności. Widok zabijanych zwierząt nie budził w nim oburzenia o ile takowe nie musiało za bardzo cierpieć. Stresująca potrzeba sprostaniu oczekiwaniom ojca sprawiła, że kilka pierwszych strzałów chybił. Ledwie zniecierpliwione spojrzenia lorda wystarczyło, by czuł się coraz mniej pewnie. Ostatecznie udało mu się upolować sarnę, chociaż potrzebował do tego trzech strzał i sam przypłacił pościg poharataną przez gałęzie twarzą, kiedy nazbyt skupiony na dogonienia łani nie patrzył jak prowadzi konia.
Na zakupy wybrał się z samym ojcem, który czuł potrzebę by osobiście dopilnować, by jego pierworodny był dobrze przygotowany. Do samego końca nie odpuścili mu lekcji, wyciskając z ostatnich dni tyle, ile tylko się dało.
Tiara ledwie dotknęła jego głowy, a po sali rozniosło się echo decyzji. Slytherin. Od samego początku młodzik skupia się na nauce stroniąc od uczniów o innej krwi niż czysta. Tego nauczono go w domu - nie zadawać się z kimś, kto ma nazbyt wiele wspólnego z mugolami. Robi to nie dlatego, że ich nienawidzi czy odczuwa wrogość, ale tak nakazywały tradycje, a te, jak u ojca, były dla niego ważne. Były świętością. Nie kieruje zielonego spojrzenia w stronę rówieśników z innych domów, chociaż coraz częściej słyszy pogardliwe uwagi w ich kierunku. Uśmiecha się wtedy z wyuczoną od starszych Ślizgonów arogancją, ale nie odzywa wykorzystując fakt, że nie wypada wypowiadać się z pełnymi ustami. Trzyma się ich, chociaż nie czuje potrzeby nawiązywania z nimi bliższej więzi. Wyjątek stanowi równoletni kuzyn, ich więź z każdym dniem się zacieśnia. Tęskni za domem. Za lasem, chociaż rzadko kiedy zdarzało się by mógł wejść do niego samodzielnie. Za obecnością ojca i pasją, z jaką go uczył. Za siostrami i matką. Za ciszą i spokojem, który wydawał się tak odległy w przepełnionej szeptami szkole. Swoje rozterki zostawia dla siebie sądząc, że był raczej osamotniony w odczuciach.
Uważnie słucha na wszystkich zajęciach. Nawet tych, które nieszczególnie go obchodzą. Co nie zaskakuje nikogo, bryluje na Zielarstwie posiadając wiedzę, z którą spokojnie mógł się mierzyć ze starszymi rocznikami. Ale nie zmienia to faktu, że dalej pilnie zagląda do podręczników, by nie zawieść ojca zastojem, kiedy wróci do domu. Dla odmiany Transmutacja nieszczególnie mu wychodzi. Łatwiejszy materiał jeszcze mu wychodzi, chociaż praktycznie nie zdarza mu się, by osiągnął sukces przy pierwszej próbie. Zwykle jest jednym z ostatnich, ale nie czuje się zniechęcony. Zaciska zęby i poświęca nauce więcej czasu w wolnej chwili chłonąc materiał na zapas. Obrona Przed Czarną Magią okazuje się całkiem przyjemna, Zaklęcia i Uroki nieco mniej, ale ostatecznie to Eliksiry stają się czymś, nad czym mógłby siedzieć długie godziny. Z wielkim zaangażowaniem uczestniczy w zajęciach, ale brakuje temu zadzierania nosa, nawet jeśli znajdą się uczniowie, którzy myślą inaczej. Naturalnie łatwo uczy się Astronomii i także Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Niezmiennie od lat szybko dekoncentruje się w trakcie zajęć Historii Magii, tym bardziej, że wiele z zagadnień znał z domu, a Numerologia okazuje się jego kolejnym utrapieniem. Kiedy w końcu nadchodzą przez wielu wyczekiwane zajęcia - latanie na miotle, Hermes nie podziela entuzjazmu. Latanie nie jest dużym problemem, ale nie jest również czymś to czego jest do końca przekonany, O wiele pewniej czuje się w siodle. Zmusza się jednak zawsze do tego, by osiągać jak najlepsze oceny, dla ojca, by godnie reprezentować ród, za co płaci jego życie towarzyskie.
Przez pierwsze dwa lata niemal ciągle trzyma się na uboczu i trudno nie spotkać go z nosem w książkach. Jeśli daje się wciągnąć w dłuższą pogawędkę, to głównie przez Alpharda. Nie do końca wynika to z tego, że nie potrafi rozmawiać z rówieśnikami. Nie czuje co prawda wielkiej potrzeby, ale kiedy nadarzy się okazja to takowa nie sprawia mu problemu. Jest jednak oszczędny w słowach, nazbyt dojrzały na swój wiek i niezbyt chętnie prowadzi pogaduszki o głupotach. Raz nawet jeden Ślizgon rzuca żartem, że skoro nie mówi źle (i ogólnie, wcale) o mugolach to pewnie jest ich zwolennikiem. Szybko ukróca oszczerstwo krótkim spojrzeniem jadowicie zielonych oczu, chłodnym i pogardliwym, które wbija dowcipnisia w fotel. Bo jeżeli coś na pewno odziedziczył po ojcu to stoicki spokój, który momentami bardziej przerażał od uniesionego głosu i najostrzejszych gróźb. I to spojrzenie, w którym wyraźnie odbijało się wysokie mniemanie o sobie.
Powroty do domu zawsze okazywały się takie same. Wielkie uczty z upolowanych dzień wcześniej zwierząt, pełne aprobaty słowa ojca, kiedy okazywało się, że Hermes czynił swoją powinność i dbał o to, aby dobre imię rodu nie zostało splamione. Ten jednak był inny. Po wydarzeniach w Hogwarcie, otworzeniu Komnaty i śmierci Marty ojciec powitał go mocniejszym niż zwykle uściskiem i czujniejszym wzrokiem, jakby sprawdzał czy aby na pewno jego latorośl jest cała, a matka ze łzami w oczach przez kilka minut nie chciała go wypuścić z ramion. Nie było to nietypowe zjawisko na peronie tego dnia i zdawać się mogło, że ten jeden raz mało kto zwracał uwagę na status ciesząc się, że ich potomek jest cały. Nim jeszcze opuścili peron usłyszał upomnienie, aby nic nie mówił siostrom, żeby zwyczajnie ich nie straszyć. Usłuchał, zmieniając natychmiast temat, gdy padały pytania, które niebezpiecznie blisko zahaczały o ostatnie wydarzenia.
Potem niemal od razu następuje powrót do rzeczywistości. Odświeżenie wiedzy młodzika, pomoc siostrom w naukach. Rok szkolny nie wpływał dobrze na relację z młodziutkimi siostrami, dlatego starał się jak mógł, by odbudowywać z nimi kontakt, szczególnie troszcząc się o tą młodszą. Znając jak nikt inny ponadprzeciętne wymagania ojca, zawsze szturchnął rudzielca gdzieś za rogiem szepcząc do ucha kilka pocieszających słów. Robił to jednak ostrożnie nie chcąc w żaden sposób doprowadzić do ucierpienia ojcowskiego autorytetu. Małe sekrety zbliżały ich do siebie i pomimo częstych rozłąk, to właśnie z nią czuł się najbardziej związany, wciąż mając z tyłu głowy, że musi się nią opiekować. Co, podobnie jak dbanie nieskazitelną opinię Flintów, było jego powinnością jako starszego brata.
Początek roku okazał się niespokojny, ciężkie wspomnienie sprzed kilku miesięcy wciąż pozostawało świeże i nie schodziło z ust uczniów, którzy kryli się z tematem na tyle świeżym, że nikomu się jeszcze nie znudził. Hermes też nadstawiał ucha nieskutecznie próbując uciszyć ciekawość, która szeptała pokusy, by spróbować drążyć temat. Mało który jego znajomy znał jakiekolwiek szczegóły, większość ograniczała się do plotek, a paranoicy dodawali swoich teorii, często przekraczające granice rozsądku i wesoło galopując w morze niedorzeczności. Coraz bardziej absurdalne pomysły w końcu zaczęły nudzić, a Hermes wrócił do pilnej nauki, w tym roku jednak pozwalając sobie na więcej swobody i próbę nawiązania relacji z rówieśnikami. Udaje mu się to, choć każdy bez wyjątku posiada czystą krew i negatywny stosunek do mugoli, który nawet przez chwilę mocno mu się udzielił. Nie prześladował innych uczniów, ale nie stronił od kąśliwych uwag, które mogły przysporzyć mu kłopotów, gdyby dowiedział się o nich któryś z nauczycieli. Kaprys trwający ledwie ćwierć roku był apogeum młodzieńczego buntu - przynajmniej on sam tak to sobie tłumaczył, kiedy jego znajomi poczynali sobie coraz śmielej i agresywniej, zaś Flint kolejny raz wycofał się wracając do nauki i tylko od kuzyna słuchając o kolejnych wyczynach pozostałych Ślizgonów.
Kolejne lata nauki nie wyglądały inaczej. Schemat pozostał ten sam, jego upodobania do przedmiotów również. Zaczął coraz bardziej wyróżniać się na zajęciach z Eliksirami i Astronomii pozostając prymusem na Zielarstwie. Nie gorzej radząc sobie z Opieką Nad Magicznymi Stworzeniami czy Obroną Nad Czarną Magią. Reszta przedmiotów szła mu przeciętnie, trzymając poziom, który był akceptowalny przez ojca. To w piątej klasie spotkał Ją.
O rok młodsza, a ponieważ była półkrwi, nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi od razu. Nie była nawet Ślizgonem, a Krukonem - wszystko przemawiało przeciwko niej, a mimo to kiedy w końcu zielone spojrzenie opadło na roześmianą, beztroską twarz nie oderwał wzroku, dopóki nie wpadł na jedną ze ścian. Wkradła się do jego umysłu podstępem, raz za razem wytrącając ze skupienia. Bezwstydnie odtwarzając dźwięczny śmiech, który odbijał się od ścian skroni i wibrował tak długo, aż nie wtórował swoim, zawstydzonym i zażenowanym tym, że tak intensywnie myśli o jakiejś dziewczynie. Czuł rumieńce na twarzy, kiedy zerkano na niego z zaciekawieniem. Czuł się winny przyłapania, ale nie na podejrzanym zachowaniu, a na tym, że pragnął poznać Krukonkę. Walczył ze sobą, by nie opowiedzieć o tym Alphardowi powstrzymując się jednak z obawy o utratę przyjaciela i co gorsze, dowiedzenia się o całej sytuacji przez ojca. A Ona wkradała się pod powieki z gracją figlarnej kotki, kiedy zamykał oczy do snu i wciąż widział ten uśmiech, trochę niezdarne ruchy, przez które chce się podbiec i zaoferować ramię, by nie upadła i otarła sobie przypadkiem kolan czy dłoni. Łapał się na tym, że w wolnych chwilach jej szukał i siadał nieopodal, na tyle blisko, by móc ją słyszeć, ale na tyle daleko, by nie zwracać na siebie jej uwagi. Była mądra, miała swoje zdanie i poczucie humoru, które prowokowało go do śmiechu, od którego musiał się przecież wstrzymywać. Pozbawiała go pewności siebie, budziła w sercu chęć do sprzeciwu, łaknienie tego, aby spróbować czegoś, co było całkowicie zakazane. Pachniała leśnymi tajemnicami, a na zawsze rozpuszczonych włosach, pomiędzy którymi kosmykami tańczył wiatr czasem dało się dostrzec kropelki porannej rosy. Wiedział to, bo czasem podchodził bliżej, czasem sprowokował otarcie w przejściu i czasem pokusił się na przeproszenie jej za swoją nieuwagę, co komentowała rozbawionym śmiechem i zapewnieniem, że nic się nie stało. Próbował przełamać się całą piątą klasę, ale to była ta jedna, jedyna rzecz, której nigdy go nie nauczono. Ubiegać się o względy dziewczyny, całkowicie przyziemnej i zwyczajnie szczęśliwej z tego, co ma, nawet jeśli jest tego niewiele. Widywał ją w kolejnych latach na korytarzach, często obiecując sobie, że jutro spróbuje porozmawiać, ale ostatecznie zawsze porzucał ten plan w ostatniej chwili przypominając sobie nauki ojca. Wiedząc, że gdyby to zrobił, zawiódłby go. I niewątpliwie zhańbiłby cały ród, gdyby pozwoliłby sobie na spoufalanie się z czarownicą półkrwi.
To lato było ciężkie, popełniał banalne błędy i praktycznie nie mógł skupić się na tym, co robił, kiedy tak długo nie widział dziewczęcej twarzy. Upomnienia były nieskuteczne, długie rozmowy sprowadzały go na ziemię tylko na chwilę. Kotwicą spokoju i opanowania dla jego umysłu, powodem, dla którego w końcu musiał wziąć się w garść był list ze szkoły, z którego dowiedział się, że mianowano go na Prefekta. Kolejne obowiązki, zwłaszcza teraz, nie były mu na rękę, ale słysząc słowa uznania z ust ojca zagryzł zęby. Starał się robić wszystko, by młodsi uczniowie uznawali go za wzór. Ten rodzaj presji nie był mu obcy - całe życie oczekiwano od niego, aby dawał dobry przykład siostrom i to pod czujnym, ojcowskim okiem. Był niemal święcie przekonany, że teraz było łatwiej, kiedy zza ramienia nie spoglądał lord. Dzieląc czas między naukę i opiekę nad uczniami z domu zorientował się, że z czasem naturalnie zdołał wyleczyć się nieznacznie z dziewczyny, choć skłamałby, gdy nie powiedział, że widząc ją na korytarzu pragnął tego, by i ona zwróciła na niego uwagę, ślepo ignorując przy tym dziewczęta, które faktycznie to robiły.
Szkołę ukończył z dobrymi wynikami. W zaciszu rodowego dworu wszelkie problemy, które targały magicznym światem nie były dla niego tak wielkim zmartwieniem jak w szkolnych murach. Wrócenie do dawnych obowiązków sprawiło mu więcej przyjemności, niż podejrzewał, a spotkania z centaurami nagle stały się banalnie proste - przynajmniej patrząc na to, jak wielkim problemem okazało się dla niego zagadanie do młodszej czarownicy. Po potrzebnej przerwie kontynuował naukę. Udając się na półtorej roczne szkolenie organizowane przez Ministerstwo Magii wiedział, że po jego zakończeniu czekają go niechybne zaślubiny. Ojciec prężnie działał w tej kwestii odnajdując mu kandydatkę, która nie tylko miała zapewnić czystość krwi, ale i wspomóc prowadzony przez ród interes. Padma z domu Slughorn niewątpliwie miała predyspozycje do tego, aby zostać taką synową, jaką Leander wyobraził sobie dla swojego pierworodnego. Dobrze ułożona, co w podobnym zestawieniu brzmiało tak ohydnie, że Hermes obiecał sobie unikać owego sformułowania, choć nie przyznałby się do tego na głos, młoda i śliczna, z dobrego rodu. Była jednak niepełnoletnia, dlatego lord tak lekko zgodził się na kontynuację nauki przez syna, nawet jeśli wolałby, aby ten został przy nim i pomagał mu prowadzić interesy.
Do pierwszego spotkania z Padmą doszło na jej Sabacie. Wysoka, jak na kobiece standardy i smukła, o ciepłym, czekoladowym spojrzeniu i burzy hebanowych, pachnących lawendą włosów. Nie zdradzała zdenerwowania, zamiast tego uśmiechała się pewna siebie udając nieśmiałą, ilekroć unosiła na niego oczy. Wspólny, pierwszy taniec przypominał mu, jak bardzo tego nie lubi i kiedy tylko nadarzyła się okazja, zaprosił ją na spacer. Połączyła ich alchemia, dzięki której szybko odnaleźli wspólny język i pomogła ona Hermesowi w przekonaniu się, że rozmowa z kobietą, która miała zostać jego przyszłą żoną wcale nie musiała być straszna. Brakowało między nimi uczuć, jakiejś subtelnej chemii, która mogłaby pomóc relacji z przyjacielskiej przeistoczyć się w romantyczną, ale to było coś na co oboje godzili się od początku i nie spodziewali się niczego innego. Te całkowicie naturalnie miały pojawić się później.
Ślub odbył się pół roku później pozostawiając w młodym lordzie dziwne uczucie. Całe życie dążył do tego etapu, kiedy będzie mógł spełnić pierwszą, najważniejszą dla rodu powinność, ale zamiast odczuwać szczęście dokuczało mu przeczucie, że nie było to coś, czego dla siebie chciał. Patrząc na Padmę zastanawiał się co by było, gdyby jej miejsce zajmowała Krukonka. Jak bardzo ojciec by się wściekł? Jak bardzo zawiódłby ród? Czy tak wielka niewiadoma była powodem, dla którego chciał rezygnować ze wszystkiego, co znał? Na czym opierało się wszystko, co do tej pory zrobił? I jeszcze długo nie potrafił odpowiedzieć szczerze względem własnych uczuć. Bo był gotowy na to, by zaryzykować, ale z drugiej strony nie miał żadnej pewności jak bardzo jednostronne mogło to być. Jak bardzo wyidealizował obraz, bądź co bądź, obcej dziewczyny. Dziewięć miesięcy później na świat przyszło jego pierwsze dziecko. Dziewczynka. Nie miał nic przeciwko temu, nie czuł ukłucia żalu czy zawodu. Wzięcie maleństwa na ręce spotkało się z taką samą reakcją jak całe lata wcześniej, kiedy uświadomił sobie, że jest odpowiedzialny za ochronę sióstr. Nawet jeśli tego samego dnia został poinformowany, że musi spłodzić dziedzica wcale nie czuł, by to w jakikolwiek sposób mogło wpłynąć na uczucia, którymi momentalnie obdarzył pierworodną. Wierny rodzinnym tradycjom chciał jednocześnie w miarę możliwości szanować zdanie żony i nie przeforsowywać jej. Te małe porozumienie pozostało między nimi, nie wiedząc, że to matka zakorzeniła w nim przekonanie, że kobieta powinna być na równi z mężczyzną. Zdanie partnerki, z którą spędzało się życie było równie ważne - jak wtedy, kiedy Portii udało się przekonać męża o złamaniu tradycji i wysłaniu córek do innej szkoły, niż Hogwart.
Hermes poświęcił się alchemii warząc eliksiry głównie dla członków rodu czy też bliższych znajomych ze szlacheckich rodów. Pomagał też ojcu, który nie dawał zapominać mu o tym, że to zielarstwo powinno być dla niego na pierwszym miejscu, dalej ucząc go sekretów rodowych, które z czasem miał przekazać własnym dzieciom.
Sama Padma była zdeterminowana i przez lata nauczana, że jej zadaniem było urodzenie mężowi chłopca, dlatego po niespełna roku od narodzin córki doczekali się kolejnego dziecka, tym razem chłopca.
To były czasy, kiedy zaczynało dziać się coraz gorzej. Grindelwald został dyrektorem Hogwartu co spotkało się z niechętnym odebraniem podobnych decyzji przez cały ród Flintów. Na co dzień zupełnie niezainteresowany polityką Hermes zaczął uważniej śledzić co dzieje się poza posiadłością nie planując jednak w jakikolwiek sposób się angażować. Teraz, jako ojciec i mąż pierwszy raz w życiu zaczynał odczuwać niepokój rozumiejąc Leandera na całkowicie nowej płaszczyźnie. To, co mu umykało przez cały czas, kiedy ojciec z przesadną dokładnością dbał, aby jego pociechy pobierały wszystkie niezbędne lekcje. Nie tylko po to, by byli chlubą rodziny, ale może głównie po to, by byli dobrze przygotowani na paradoks dorosłego życia. A znienawidzona przez niego Historia miała nauczyć przekory, a nie tylko dat, tak pustych dla młodego umysłu, odległych i niepojętych. By wyciągnąć nauczkę z błędów przodków, ale patrząc na to, co działo się poza zaczarowanym przez centaury lasem trudno było oczekiwać, by ktokolwiek uczył się z kart historii. Niektórzy nie potrafili uczyć się na własnych błędach.
Odetchnięciem od problemów były zaślubiny Cressidy. Ten krótki zryw radości zaraz pokrył się szaleńczym niepokojem. Nie mógł dłużej czuwać nad rudzielcem, możliwe, że w przeciwieństwie do ojca, który odetchnął oddając córkę mężowi, wcale nie cieszył się z jej szybkich zaślubin. Ale milczał, znosząc nawet taniec, byle nie pokazać, jak bardzo miało mu jej brakować. I chcąc bez marudzenia sprawić jej radość zaoferował ostatni spacer po obrzeżach lasu, o który ją poprosił. To był kolejny raz, kiedy po młodej twarzy niemal przepłynęły łzy.
Wielkim ciosem dla rodu okazało się zabójstwo nestora, do którego Hermes coraz śmielej udawał się po rady w sprawie swoich latorośli. Opiekując się wówczas gnębioną chorobą żoną, wieści o tragedii na Sabacie doszły do nich z opóźnieniem. Te zrodziły w głowie młodego czarodzieja pierwsze zalążki planów, aby opuścić Anglię i uciec jak najdalej, by zapewnić kobiecie i potomkom bezpieczeństwo. Z biegiem czasu decyzja stawała się coraz bardziej rozsądna, ale nie spotkała się z przychylnym odbiorem, kiedy wspomniał o tym na rodzinnej kolacji.
W maju pluł sobie w brodę. Choć jemu i dzieciakom nie stało się nic, co by na dłużej mogło rzutować na ich zdrowie, to wówczas brzemienna Padma poroniła o mały włos sama nie tracąc życia. Niemal natychmiast wysłał sowę do siostry by dowiedzieć się czy u nich noc wyglądała podobnie i jak ona wraz z dziećmi się trzymają. Flintowie z coraz większym lękiem zerkali na to, co dzieje się na politycznej scenie i mało kto próbował kryć się ze swoim niepokojem, tylko przy najmłodszych członkach rodziny zachowując zimną krew. Próby rozmowy z centaurami spełzały na niczym, rozdrażnione nie tylko nie chciały zdradzić o czym szepczą gwiazdy, ale i były nieskore do najmniejszych rozmów. Pomimo wewnętrznych oporów nie naciskał nie chcąc zniszczyć przyjaźni tak skrupulatnie budowanej od wieków.
Kolejne niepokojące doniesienia sprawiały, że Hermes raz za razem ponawiał temat wyniesienia się z Anglii, co roztrzaskiwało się o ostre, radykalne przekonania ojca. Był to pierwszy raz, kiedy się pokłócili, zarzucając sobie brak dbania o rodzinę, a także rodowe tradycje. Leander chciał zostać wierząc, że powrót do normy to kwestia czasu i muszą to przeczekać, dla dobra rodu, zaś Hermes pragnął przenieść się na czas najgorszego chaosu, aby być pewny, że nikomu więcej nic się nie stanie. Ostatecznie wygrał ojciec, jako ten bardziej doświadczony członek rodziny miał decyzyjny głos, czemu Hermes musiał się podporządkować, choć właściwie nie był pewny dlaczego to zrobił.
Oczyszczający deszcz będący istną obietnicą lepszych czasów nie sprawił, że niepokój w sercu Hermesa zmalał. Nadal z niepokojem nadsłuchiwał kolejnych wiadomości, znikając na długie godziny w swojej pracowni, aby ważyć eliksiry dla bliskich osób, które napisali listy z prośbą o pomoc. Szczególnie dla kuzyna, przyjaciela z dziecięcych i przede wszystkim szkolnych lat. Tak jak to robił w ciągu ostatnich miesięcy.
Spotkanie z długo niewidzianym Alphardem i zwierzenie mu się z trosk, które gęsto odbijały się na jego twarzy pod postacią widocznego zmęczenia, a o których nie powinien mówić na głos przybrało niespodziewany obrót, kiedy ten zaoferował mu rozwiązanie, którego nie spodziewał się usłyszeć z ust kuzyna. Starannie ważąc słowa i czytając kolejne fale emocji sztormem odbijających się za zielenią spojrzenia - on jeden z nielicznych to potrafił, nie sparzyć się grając na strunie cierpliwości Flinta - zaoferował mu, by pomagał Rycerzom Walpurgii. Wyjaśnił, ostrożnie i na tyle, na ile mógł w zamian zderzając się z krótką odpowiedzią. Zastanowię się. I żadnym więcej słowem.
Zastanawiał się długo, ale ilekroć zerkał na śpiącą obok żonę. Ilekroć odprowadzał dzieciaki wzrokiem i dostrzegał zmarszczki, które licznie przybyły ostatnimi czasy na pięknej twarzy matki i surowym obliczu ojca gnębionych zmartwieniem. Ilekroć myślał o siostrach, decyzja wydawała mu się oczywista. Ich bezpieczeństwo było dla niego ważniejsze niż jego własne.
Postanowił zacząć pomagać Rycerzom wpierając ich w tym, czym był najlepszy. Eliksirami. Ledwie od miesiąca, trzymając to w tajemnicy przed resztą, by mogli spać choć odrobinę spokojniej.
Statystyki i biegłości | |||
Statystyka | Wartość | Bonus | |
OPCM: | 6 | 0 | |
Zaklęcia i uroki: | 5 | 1 (rożdżka) | |
Czarna magia: | 0 | 0 | |
Magia lecznicza: | 0 | 0 | |
Transmutacja: | 0 | 0 | |
Eliksiry: | 24 | 4 (rożdżka) | |
Sprawność: | 8 | +5 waga | |
Zwinność: | 7 | Brak | |
Język | Wartość | Wydane punkty | |
Język ojczysty: angielski | II | 0 | |
Język obcy: francuski | II | 2 | |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty | |
Anatomia | I | 2 | |
Astronomia | III | 25 | |
Historia Magii | I | 2 | |
Kłamstwo | I | 2 | |
Numerologia | I | 2 | |
ONMS | II | 10 | |
Perswazja | I | 2 | |
Spostrzegawczość | I | 2 | |
Zielarstwo | II | 10 | |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty | |
Szlachecka Etykieta | I | 0 | |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty | |
Neutralny | Neutralny | ||
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty | |
Literatura (wiedza) | I | 0.5 | |
Malarstwo (wiedza) | I | 0.5 | |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty | |
Latanie na miotle | I | 0.5 | |
Pływanie | I | 0.5 | |
Taniec balowy | I | 0.5 | |
Szermierka | I | 0.5 | |
Jeździectwo | II | 7 | |
Łucznictwo | I | 0.5 | |
Kusznictwo | I | 0.5 | |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty | |
Brak | - | (+0) | |
Reszta: 00 |
Różdżka, sowa
Ostatnio zmieniony przez Hermes Flint dnia 16.02.20 14:47, w całości zmieniany 2 razy