Wydarzenia


Ekipa forum
Ulica Zapomnianych Córek
AutorWiadomość
Ulica Zapomnianych Córek [odnośnik]13.02.20 19:32
First topic message reminder :

Ulica Zapomnianych Córek

Ulica wybrukowana prymitywnymi pragnieniami marynarzy, przybijających do londyńskiego portu. To tutaj udają się najbiedniejsi ludzie morza, marzący o zaznaniu kobiecego ciepła - boczna ulica w dokach za dnia wydaje się opuszczonym śmietniskiem, dopiero po zapadnięciu zmroku tętni życiem oraz blaskiem setek lewitujących pomiędzy kamienicami świec. Budynki po obydwu stronach niezwykle wąskiej i stosunkowo krótkiej ulicy, kończącej się ślepym zaułkiem, zajęte są przez wątpliwej jakości domy publiczne. Nie znajdzie się tutaj wyrafinowanych kurtyzan, a podrzędne ladacznice, ceny są jednak przystępne a na parterach niemoralnych przybytków często można dobrze pojeść i wypić. Spotkanie tutaj kogoś z rangą kapitana jest niezwykle rzadkie, równie nieczęsto zapędzają się tutaj służby prawa, więc okolica sprzyja nielegalnym rozrywkom niskiego poziomu.
Tak naprawdę ulica nie ma swej nazwy - przydomek zyskała dzięki pracującym tu dziewczętom, które na zawsze porzuciły swoje rodziny i nazwiska (lub zostały ich pozbawione).
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ulica Zapomnianych Córek - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ulica Zapomnianych Córek [odnośnik]18.07.24 16:05
Ach, Cecil – westchnęła z teatralną dezaprobatą – jak mogłabym o tobie zapomnieć, kiedy z twoich ust padają takie ładne słowa. Na poprzedniej imprezie chociażby – zagadnęła go przez ramię, uśmiechając się przy tym co najmniej podejrzanie – połowy nie zrozumiałam co prawda, ale minę miałeś przy tym bardzo szczerą i uduchowioną, jak na poetę przystało.
Na zewnątrz niosło chłodem, jesień już na dobre przegnała letni gorąc, niekiedy przynosząc nawet zapowiedź nadchodzącej zimy albo jej marnej namiastki, która nawiedzała Anglię co roku. Z uwagi na pochodzenie, Yulia odmawiała nazywania ostatniej pory roku “zimą” – takowe to mieli w Rosji, a tutaj to… tutaj to może była po prostu pora błota. Błota i zasikanego śniegu. Ale na pewno nie zima.
A myślałeś kiedyś o tym, żeby ukraść komuś pranie? – zagadnęła, nurkując w kolejnym zaułku. Wydęła krótko wargi, jakby zawiedziona jego dachowym doświadczeniem, ale przecież nic straconego, mieli do dyspozycji całą noc i cały dach kamienicy na Zapomnianych Córkach. Jeśli dobrze pamiętała, to sąsiedni budynek wcale nie był zbyt daleko. Gdyby zatem przetestować odwagę jej nowego towarzysza?... Nie spotkała nigdy poety tak na żywo, czy oni jedli to samo co zwykli ludzie? Odczuwali to samo? Pili na pewno to samo, Cecil dzielnie zniósł tamtą parszywą mieszankę ale i mydła, a wlana w siebie ilość alkoholu w sposób ostentacyjny sugerowała, że zasłużył na ucałowanie obu policzków w geście wschodniego uznania.
Zuch chłopak – pochwaliła od razu. Omijanie patroli to była bardzo przydatna umiejętność, wymagana wręcz do swobodnego poruszania się po mieście. Jeszcze będą z niego ludzie.
Skinęła głową, w myślach dopisała mu kolejny punkcik na konto. Może i ukradł tylko cukier i żabę, ale każdy przecież od czegoś zaczynał. Ona – na przykład – zaczynała od kradzieży zabawek siostry. Czasem udawało jej się wmówić matce, że to wcale tak nie było, czasem kłamstwo wychodziło na jaw szybciej niż zdążyłaby uciec do swojego pokoju, ale pozwoliło jej już w pierwszych latach wczesnego pacholęctwa rozwinąć niezawodną umiejętność lania wody, nawijania makaronu na uszy tudzież pospolitego lecenia w kulki.
Być może dlatego teraz Cecil sądził, że zna samego cara. Yulia zadumała się na chwilę, pchnęła barkiem drzwi do kamienicy. W zasadzie – a gdyby wmówić mu, że sama jest carską córką na wygnaniu? Historia w sam raz na poemat, jeszcze by ją po rączkach całował za temat i na pewno dzięki niej zyskałby międzynarodową sławę! Tak. Tak właśnie powinna mu to przedstawić.
Zniknęła na moment za drzwiami niewielkiego pokoju, który dzieliła z niejaką Różą, szybko i sprawnie odnalazła paczuszkę ze skrętami z diablego ziela. Zabrała także swoją niezawodną piersiówkę, zakołysała nią krótko sprawdzając zawartość. Napoczęta, czyli niedobrze. Zły omen, zdecydowanie zły. Narzuciła jeszcze na ramiona cienki płaszcz, wsunęła skręty do kieszeni i zaraz była z powrotem. Ruszyli na górę.
Yulia uśmiechnęła się ze zrozumieniem. O tak, kubki zdecydowanie nie lubiły pustości.
Masz coś pod ręką? – zagaiła śmiało i przechyliła się nieznacznie w bok, trąciła go ramieniem w bark. Szare oczy błysnęły niepokojąco, gdy zauważyła drugą piersiówkę, usta same złożyły się do cwaniackiego uśmieszku. Co za równy gość, no takich to ze świecą szukać. – Już mi się podobasz – rzuciła beztrosko. Przejęła piersiówkę, przytknęła nos do szyjki; zapach był faktycznie nietypowy, inny, nie odrzucał tak jak chociażby wódka. Na rodzajach bimbru się nie znała, a jej wiedza ograniczała się do dziwnych, nietypowych faktów. – Piłeś kiedyś muchomorówkę? W pałacu lali to na śniadanie – uzupełniła gładko, bez zająknięcia. Pora na realizację carskiego planu. – Carowi medyk kazał to pić na dobre zdrowie i dożył całych 232 lat. Mówią, że gorzałka z muchomorów to prawie jak kamień fizjonomów czy coś takiego. – Yulia pokiwała głową z miną wyrażającą jedynie śmiertelną powagę i absolutną pewność. Zwróciła Cecilowi piersiówkę, sama sięgnęła do przepastnej kieszeni po swoją.
Tu też coś mam. Powąchaj i zgadnij co to.
W miarę wspinaczki w górę robiło się tylko coraz ciemniej i ciemniej. Górna część kamienicy pozostawała niezamieszkana, częściowo uszkodzona przez spadające odłamki komety. Yulia zachęciła Cecila gestem, by podążył dalej za nią, po czym przeszła przez wyważone drzwi do mieszkania w którym brakowało co najmniej dwóch ścian. Cegły walały się po podłodze w towarzystwie połamanych mebli, a wlewający się do lokum mleczny blask księżyca nadawał całości lekko upiornego wyglądu.
Yulia obejrzała się na Cecila, uśmiechnęła. I było w tym uśmiechu coś bardzo niepokojącego.
Już prawie jesteśmy. Musimy się tylko wspiąć po gruzie, zaraz ci pokażę. – Ruszyła przed siebie żwawym krokiem, prosto do największej kupy śmieci ulokowanej pod jedyną całą ścianą. Wgramoliła się na sam szczyt, stamtąd podciągnęła się na szczyt ściany. Brakowało sufitu, ten w dniu katastrofy zapadł się do środka.
Dasz radę? – zainteresowała się ze swojego miejsca i przykucnęła. W mrokach nocy, przy słabym świetle księżyca, jej oczy zdawały się błyszczeć czystą czernią. – Dam ci rękę w razie czego. Jak się podciągniesz, to musimy przejść kawałek po tej ścianie, do następnego uszkodzonego pokoju i wtedy już tylko jedno podciągnięcie się dzieli nas od dachu. Korytarz byłby wygodniejszy i prostszy, ale na tym poziomie klatka schodowa jest zawalona gruzem i zdewastowana. Zresztą, nadal coś tam dziwnie błyszczy, jakby pozostałość po meteorycie, wolę łazić naokoło.


I wasn't born a freak
I was born who I am
the circus came later


Yulia Dyatlova
Yulia Dyatlova
Zawód : złodziejka, kombinatorka
Wiek : 19/20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
I've got a million things that I can say to you
But that doesn't mean that I'm going to
OPCM : 6 +3
UROKI : 6 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 26
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12388-yulia-dyatlova#381321 https://www.morsmordre.net/t12392-ekler#381423 https://www.morsmordre.net/t12465-yulia-dyatlova#383531 https://www.morsmordre.net/f473-port-of-london-ulica-zapomnianych-corek-12-8 https://www.morsmordre.net/t12393-skrytka-bankowa-nr-2650#381424 https://www.morsmordre.net/t12394-yulia-dyatlova#381427
Re: Ulica Zapomnianych Córek [odnośnik]22.07.24 1:50
Gdyby nie wypita tego wieczoru odwaga, która krążyła już w jego żyłach rozcieńczając krew, poczułby się speszony słowami Yulii. W tym jednak stanie nic mu nie było straszne, nawet przyłapanie na gorącym uczynku uprawiania poezji pod wpływem zachwytu chwilą. Szczególnie, jeśli chwila nosiła imię kobiety. Uśmiechnął się jedynie, tak pewnie, jak trzeźwy Cecil nigdy nie bywał i przypomniał sobie słowa, do których nawiązała:
- Padnę na kolana przed aureolą płomieni, // porażony Słońca gorejącym blaskiem. - Słowa zadudniły mu w głowie i odbiły się echem od czaszki, wypełniając ją w całości. Caradog ponownie niesiony zachwytem uśmiechał się szeroko, beztrosko i idiotycznie. Nie potrafił sobie w tym momencie przypomnieć nic poza krótkim dwuwierszem, którego rozbudowana wersja tkwiła zapewne na którymś świstku papieru upchanym w kieszeni. Nie miał teraz jednak głowy do poszukiwania reszty utworu, zbyt zaczepiony w chwili, która się właśnie działa, zbyt pochłonięty magią, którą roztaczała wokół nich Yulia. Cecil był całkowicie oczarowany i zupełnie zagubiony.
- Pranie? - Powtórzył jak echo, zdziwiony przyziemnością pytania. - Czy to to się dzieje ze znikającymi po praniu skarpetkami? - Sam nie był do końca pewien czy żartował, czy właśnie dokonywał najważniejszego odkrycia w swoim życiu. Pytanie zadane było szczerze, z wyraźną ciekawością w głosie. - Ale nie, o tym nigdy nie pomyślałem.
Na zamyśloną twarz szybko powrócił uśmiech, gdy usłyszał komplement. Jego ego nie powinno poczuć się aż tak połechtane pochwałą za unikanie patroli, ale z jakiegoś powodu, urosło w jego piersiach. Cecil nie był człowiekiem, który miewał problemy z prawem. A przynajmniej nie z własnej inicjatywy. Chowanie się na dachach przed funkcjonariuszami brzmiało ekscytująco, jak przebłysk z innego, nie jego życia. Nie oznaczało to, że kłamał, oczywiście. Nikt rozsądny nie chciał napatoczyć się na patrol po godzinie policyjnej. Zwyczajowo jednak przyjmowaną przez Caradoga taktyką było niewychodzenie wówczas z domu, a nie uciekanie w ciemne zaułki albo załomy dachów. Choć może powinien przyzwyczaić się do takiego poruszania po Londynie? W końcu całkiem oficjalnie został już buntownikiem. Może nie dość oficjalnie, żeby wiedział o tym ktoś oprócz niego, ale czasem tyle to było już nadto. Cecil kategorycznie nie chciał spotkać żadnego przedstawiciela władzy. Nie tej nocy i nie żadnej innej. Miał czas na podjęcie tej stanowczej decyzji, kiedy kluczył za Yulią po nieznanych uliczkach i przejściach, które, był tego pewien, nie istniały jeszcze jakiś czas temu. Noc spadających gwiazd zmieniła topografię Londynu, tworząc połączenia tam, gdzie wcześniej nie ich nie było, często przy okazji zasypując domy, niekiedy z ich mieszkańcami. Wzdrygnął się lekko na samą myśl, skupiając się ponownie na rzeczywistości. Miał nadzieję, że jego towarzyszka uzna ten dreszcz za reakcję na powiew zimnego wiatru. Wolał nie przyznawać się, że widok zawalonych kamienic wywoływał w nim trudny do opisania niepokój i strach. Pogrzebanie żywcem w gruzach walącego się na głowę domu, symbolu bezpieczeństwa musiało być czymś przerażającym. Tym lepiej, że nie był zostawiony sam na sam z własnymi myślami zbyt długo. Czarne rozważania odpłynęły równie nagle jak się pojawiły, kiedy tuż obok ponownie pojawiła się Yulia. Nawet trzeźwo myślący Cecil nie potrafiłby wyjaśnić, jak to się działo, że wystarczyło ledwo spojrzenie, by wypełniła całą jego głowę sobą, nie pozostawiając miejsca na nic więcej. Jego usta znowu ułożyły się w tym samym uśmiechu, co poprzednio, a pierś wypełniła się zapachem wolności, która w tym momencie, i Caradog mógłby to przysiąc wieczyście, niosła ze sobą woń fiołków.
Tym razem się zarumienił. Nie od zimna i nie od alkoholu, ale od ciepłych palców, które otarły się o jego dłoń, od znikającej z uchwytu piersiówki, od twardego akcentu, który tak beztrosko rzucił w jego kierunku niezobowiązującą deklarację, z którą Cecil, nawet upojony, nie wiedział, co mógłby zrobić. Przemilczał ją, pozwalając potokowi słów płynąć z ust Yulii, zasłuchując się w snutych przez nią niesamowitych opowieściach, w które wierzył równie mocno.
- Muchomorówka? - Zapytał po zaciągnięciu się aromatem z drugiej piersiówki. Jedyne co Caradog potrafił powiedzieć o jej zawartości to to, że był to z pewnością alkohol. - Podzielisz się ze mną eliksirem młodości, żebyśmy też dożyli 232 lat? - Oczy błyszczały mu od wszystkiego, co działo się tej nocy, od odbijających się w źrenicach gwiazd, ale przede wszystkim od urzeczenia historią cara, o którym Yulia zdawała się wiedzieć wszystko.
Znowu szli przez gruzowisko, ale tym razem patrzył na nie zupełnie inaczej. Nie jak czyjś grób. Nie jak cmentarzysko tego, czym Londyn był jeszcze niedawno. Teraz w rozrzuconych cegłach widział resztki królestwa, a w roztrzaskanych przez kometę dachówkach, góry czekające na zdobycie. A na ich szczytach, Caradog był przekonany, czekać na nich będą carowie.
- Tej nocy ze wszystkim chyba dam sobie radę - odparł z nieobecnym uśmiechem, ale i tak przyjął pomoc Yulii w dostaniu się na ścianę. Może i był pijany, ale nie na tyle by uwierzyć, że nabył kociej gracji. W przytłumionym świetle księżyca dostrzegał przede wszystkim blask jej oczu, dlatego pozwolił się prowadzić, nie ufając, że zdoła zobaczyć ścieżkę, którą mu opisała. Nie puścił jej dłoni, niepewny czy tracąc z uchwytu jej bezpieczne ciepło, będzie potrafił zachować równowagę na obcym i nierównym terenie.
- Błyszczący w ruinach meteoryt aż prosi się o jakąś poetycką metaforę - mruknął nie pozwalając ciszy zapaść ani na chwilę, myślami błądząc jednocześnie wokół ciał niebieskich. - Na poprzedniej imprezie - wreszcie sobie przypomniał - porównałem cię do gorejącego słońca, bo twoje włosy wyglądały jak płomienie. Dzisiaj są bardziej jak gwiazda polarna wskazująca zagubionym podróżnikom kierunek.
Do kolejnego pokoju wpadało więcej światła odbitego przez księżyc i Cecil utwierdził się w swojej obserwacji. Nie tylko dlatego, że Yulia cały czas wytyczała dla niego kierunek, którym podążał tej nocy. Był tuż za nią, kiedy pokonywali ostatnią przeszkodę przed wejściem na dach. Ryzykując skręcenie kostki, nawet na chwilę nie odwrócił od niej oczu, jakby nawet moment rozkojarzenia mógł zakończyć się zgubieniem drogi. I kiedy dotarli wreszcie na miejsce, rozejrzał się po nocnym niebie w poszukiwaniu najjaśniejszej gwiazdy. Jego spojrzenie nie błądziło długo zanim znowu wylądowało na Yulii. Chłodne powietrze i wiatr, którego nie zatrzymywały już ciasno upchane kamienice wcale nie podziały na niego otrzeźwiająco. Z każdym kolejnym oddechem upijał się nocą coraz bardziej. I choć wciąż był ciekawy spotkania z carem, przestało mieć znaczenie czy rzeczywiście czekał na niego na końcu ich podróży. Liczyło się tylko by w jej trakcie prowadziła go jego własna Gwiazda Polarna, której blask upajał równie mocno, co alkohol.


Dream no small dreamsfor they have no power to move the hearts of men.


Caradog Blishwick
Caradog Blishwick
Zawód : poeta, dziennikarz, buntownik
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
bo to była życia nieśmiałość,
a odwaga — gdy śmiercią niosło.
Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało
wielkie sprawy głupią miłością.
OPCM : 15 +1
UROKI : 10 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t12417-caradog-cecil-blishwick https://www.morsmordre.net/t12438-alkmena#382604 https://www.morsmordre.net/t12478-caradog-cecil-blishwick#383918 https://www.morsmordre.net/f476-somerset-dolina-godryka-lawendowy-zakatek https://www.morsmordre.net/t12457-skrytka-bankowa-nr-2658#383059 https://www.morsmordre.net/t12454-caradog-blishwick#382979
Re: Ulica Zapomnianych Córek [odnośnik]26.08.24 15:35
Yulia skinęła głową z miną absolutnego znawcy alkoholi i caratu. Nie miała pojęcia jak zrobić muchomorówkę – i po prawdzie nie wierzyła w jej prozdrowotne właściwości – ale wyglądało na to, że Cecil także tego nie wiedział. Była zatem wciąż krok dalej, mogła kreować fabułę wieczoru pod własne dyktando. A to, jak zwykle, zabarwione było ochotą na psoty i nakręcanie komuś makaronu na uszy.
Nic jej tak nie cieszyło jak robienie ludzi w balona.
No pewnie, że tak. Jesteśmy w końcu kumplami, nie? – zagadnęła wesoło i odebrała od niego swoją piersiówkę. Bez problemu odkręciła korek, zachlupotała zachęcająco zawartością. Wódka z domieszką, ale Merlin jeden wiedział co Róża jej tam znowu wlała. Miała tylko nadzieję, że nie sok. – Łyknę pierwsza, żebyś zobaczył, że to nie żadna ściema i że specyfik prosto z Rosji wcale nie zabija. Wbrew temu, co mogą próbować wmówić ci lokalni uzdrowiciele. – Uniosła piersiówkę w krótkim toaście i pociągnęła solidny łyk, skrzywiła się. Co za cholerstwo, matko.
Yulia zamrugała szybciej parę razy, przepędziła zbierające się w kącikach oczu łzy. Miała wrażenie, że jeśli teraz się odezwie – zacznie ziać ogniem w najczystszej postaci. Pieprz. Pieprz i ogniste nasiona, tego musiała jej dodać. Niech ktoś przeklnie tę polską wiedźmę!
Moc-khe-mocne – obwieściła, podsuwając Cecilowi piersiówkę – znaczy, że działa. No zobacz po mnie, wyglądam ci jakbym miała więcej niż 20 lat? Żadnej zmarszczki, ani jednej! – Skrzętnie pominęła fakt, że faktycznie wcale nie miała dwudziestu lat, podobnie jak żadnej zmarszczki. – Tylko nie łyknij przy okazji powietrza, bo się zakrztusisz jeszcze. Uratuję cię oczywiście, nie ma się co bać, ale wiesz… no, wiesz.
Cecil najprawdopodobniej nie wiedział, ale Yulia starała się utrzymać w roli koleżanki (prawdopodobnie starszej), która wie wszystko (a na pewno więcej niż on) na temat cara. Póki co nie miała sobie nic do zarzucenia.
Co będziesz robił przez te 232 lata? Napiszesz jakieś wiersze? Ja to bym… ja bym… – zamyśliła się, umilkła na chwilę gdy wspinali się po schodach – wygrałabym wyścigi na aetonanach, mówię ci. Trochę potrenowałabym Funta, może też napiłby się tej muchomorówki, i mistrzostwo byłoby moje.
Czy konie mogły pić alkohol? Wydawało jej się, że nie, ale z drugiej strony ludzie nie powinni jeść spleśniałego sera czy ślimaków, a obie te rzeczy wydawały się być przysmakiem we Francji. Albo gdzieś tam.
Pomogła mu wspiąć się na ścianę po stercie gruzu, a gdy nie puścił jej dłoni, wzmocniła uchwyt. Nie zamierzała dać mu spaść, a spacer po szczycie uszkodzonej ściany nie należał do zadań przesadnie prostych. Zwłaszcza, że Cecil nie wyglądał jej na takiego ulicznika czy rozrabiakę jak Jim albo Marcel. Przeszli zatem dość powoli, ale i bez zbędnego uszczerbku, po ścianie, w stronę kolejnego pomieszczenia. To także nie prezentowało się najlepiej, a w zasadzie: nie prezentowało się w ogóle. Po dawnym mieszkaniu pozostała tylko podłoga, wyjący wiatr i kolejne gruzy.
Dawaj – zachęciła go przez ramię. Nie rozumiała poezji ani trochę, ale Cecil miał miły dla ucha głos, przyjemnie się go słuchała. Sprawiał wrażenie chłopaka, któremu mogłaby usnąć z głową na kolanach i mieć pewność, że obudzi się rano nietknięta.
Gwiazda polarna? – Obejrzała się na niego przez ramię, potem wspięła się do zrujnowanego pomieszczenia i skierowała w stronę gruzowiska. – Czyli że co? Siwieję? Ale ja nie mam jeszcze dwudziestu lat… – jęknęła, trochę się z nim drocząc. Miło było usłyszeć coś takiego, coś odmiennego od reszty oklepanych komplementów, które miały tylko jeden cel. A może miło było tego słuchać właśnie dlatego, że Cecil nie próbował jej przelecieć? Yulia zatrzymała się na chwilę nad tą myślą, obejrzała ją z każdej strony, w międzyczasie podciągając się na sam dach. Ponownie pomogła kompanowi z wspinaczką, potem poprowadziła go w pobliże uszczerbionego komina, mogli się o niego oprzeć i mieć pewność, że nie zlecą.
Chodź tu do mnie – zachęciła Cecila, poklepując miejsce tuż obok siebie. Sama Yulia wyciągnęła nogi, odetchnęła głębiej. Tak wysoko nie było czuć nawet osobliwych zapachów portu, tylko wiatr i woń nadchodzącego deszczu skłębiona gdzieś pod nocnym niebem. – Przed spotkaniem z carem musisz się odpowiednio przygotować. W sensie: napić. Trzeźwym ludziom nie odpowiada, tak to się w ogóle nie robi. Szkoda, że nie mamy żadnego kieliszka do stłuczenia, to na pewno by go ucieszyło… – Znów sięgnęła po piersiówkę, wyciągnęła ją w stronę Cecila. Nocny wiatr uderzył ich od boku, rozwiał włosy, szarpnął kurtką i spódnicą.
Mam jeszcze coś – obwieściła konspiracyjnym tonem i sięgnęła do kieszeni. Tym razem w jej palcach mignęła biała bibułka skręta. – Paliłeś kiedyś?


I wasn't born a freak
I was born who I am
the circus came later


Yulia Dyatlova
Yulia Dyatlova
Zawód : złodziejka, kombinatorka
Wiek : 19/20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
I've got a million things that I can say to you
But that doesn't mean that I'm going to
OPCM : 6 +3
UROKI : 6 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 26
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12388-yulia-dyatlova#381321 https://www.morsmordre.net/t12392-ekler#381423 https://www.morsmordre.net/t12465-yulia-dyatlova#383531 https://www.morsmordre.net/f473-port-of-london-ulica-zapomnianych-corek-12-8 https://www.morsmordre.net/t12393-skrytka-bankowa-nr-2650#381424 https://www.morsmordre.net/t12394-yulia-dyatlova#381427
Re: Ulica Zapomnianych Córek [odnośnik]07.09.24 3:23
Cecil o muchomorówce wiedział jeszcze mniej niż Yulia, bo pięć minut temu usłyszał o niej po raz pierwszy w życu. Dlatego gotowy był uwierzyć we wszystko, co mu o niej opowiadała. Przynajmniej póki co. Nawet jego łatwowierność miała swoje granice, tylko że jeszcze nie teraz. Kiedy będzie wspominał ten wieczór, zapijając ból głowy paskudnie słodką herbatą, dotrze do niego jak wielu nieprawdopodobnym scenariuszom dał się porwać tylko dlatego, że brzmiały tak pięknie. Świat z nimi jako prawdą był piękniejszy, więc wierzył. Ale jeszcze nie był czas na racjonalne przemyślenia, Caradog wciąż był pochłonięty magiczną nocą, którą roztaczali przed sobą. Nocą bez zmartwień, bez strachu, bez wszechobecnego przygnębienia. Wyrwana mu bańka w sam raz na spotkanie z carem.
- Kumplami - powtórzył jak nowonarodzone echo, wciąż niepewne dźwięków, a potem uśmiechnął się tak szeroko jak tylko potrafił. - Pewnie że jesteśmy.
Oddał Yulii jej piersiówkę bez słowa sprzeciwu, w końcu wywary z muchomorów trzeba umieć pić. Obserwował ją więc uważnie i zaśmiał się w głos, gdy zaczęła kaszleć.
- Młodniejesz w oczach - odparł z lekkim przekąsem, ale odebrał podany alkohol. W gruncie rzeczy to Yulia od początku wyglądała jakby przed chwilą wyszła z ostatniej lekcji w Hogwarcie, ale przecież nie mogła być młodsza od niego, prawda? Muchomorówka musiała więc działać. Upił łyk. I jeśli jego przewodniczka tej nocy kaszlała, on zaczął się dusić. Rozpaczliwie łapiąc powietrze wcisnął jej w dłonie piersiówkę, nie chcąc rozlać czarodziejskiego płynu, kiedy skupiał się na ratowaniu własnego życia. Przez chwilę myślał, że naprawę tu umrze. Tuż przed swoją pierwszą misją Zakonu Feniksa, tuż po tym jak zaczął wreszcie robić coś ważnego. Pomyślał o swojej babci stojącej nad jego grobem i prawiącej mu kazanie nawet po śmierci. I chyba to wizja starej pani Blishwick zadziałała jak wystarczający szok dla jego skurczonych w zupełnie innym zdziwieniu płuc, i wreszcie nabrał głębokiego oddechu. A potem jeszcze jednego, dla pewności.
- Dobrze, że nie zabija - wychrypiał, kiedy mógł znowu mówić. - Nawet obyło się bez ratowania - dodał dumnie, ocierając łzy, które pociekły mu z oczu. Miał wrażenie, że każdy jego wydech pachniał spirytusem. Rosjanie tak piją? I żyją? Chciał się zapytać, ale jego gardło wciąż było ściśnięte i pozostawił pozostawić pytania niewypowiedziane. Może jeszcze kiedyś nadarzy się okazja.
- Jeżeli to magia w płynie, to aetoanom nie powinna zaszkodzić - Caradog popisał się swoją niezaawansowaną wiedzą z opieki nad magicznymi stworzeniami. - Mogłabyś ścigać się z gwiazdami i wzbijać do księżyca - dodał wpatrując się w nią oczami, w których odbijało się nocne niebo.
Co on by robił przez 232 lata? Podążał za nią. Kosztował nocy, które pachną wolnością. Wspinał się na dachy, żeby być bliżej gwiazd.
-Pisałbym - odparł po prostu. - Ilu stuleci bym nie przeżył, ilu żyć nie doświadczył, każde spędziłbym na poszukiwaniu właściwych słów do ujęcia esencji świata.
Jego głos był rozmarzony, ale szczery. Alkohol pomagał Cecilowi w otworzeniu się i pokazaniu tych wszystkich zakamarków, które zwykle skrzętnie ukrywał. Mówił z lekkością i swobodą, jakiej trzeźwy Caradog nie doświadczał właściwie nigdy. Lubił ten stan i lubił go niebezpiecznie mocno.
Wspinając się po gruzach, chodząc po dachach, trzymając silnie, ale na szczęście nie kurczowo, dłoń Yulii, poszukiwał w głowie odpowiedniej metafory.
- Fragment gwiazdy, która spadła z firmamentu - wpatrywał się w nocne niebo, kiedy mówił, marszcząc brwi w zamyśleniu. - Zagubiony w obcym i dziwnym świecie, w którym potrafi siać tylko zniszczenie. Jak nieszczęśliwie zakochany stawiający pierwsze kroki w miłości. Jak podróżnik rzucony sztormem na nieznany ląd. Jak słoń w składzie porcelany.
Uśmiechną się, kiedy skończył mówić i popatrzył na Yulię. Jego własną gwiazdę tej nocy, która w przeciwieństwie do komety znikąd nie spadła i jemu też nie pozwoliła. Wręcz przeciwnie, wspinali się razem wyżej i chociaż wszystko, co tej nocy się działo było kłamstwem, w które tak chętnie uwierzył, wiedział, że to jest jedna z tych chwil, które zostaną z nim na zawsze, i do której będzie wracał, żeby móc opisać wierszem gwiazdy. Niezależnie od tego, ile bajek wokół siebie roztaczała Yulia, magia, którą oferowała była prawdziwa i Cecil upijał się nią bardziej niż alkoholem.
- Nie, oczywiście, że nie - odparł speszony. Tym razem płynąca w żyłach muchomorówka mu nie pomogła. - W świetle gwiazd kolory są po prostu przytłumione, nie widać barw i po prostu - szukał przez chwilę słowa zanim zakończył z jedynym, które szczerze oddawał to, co widział - lśnisz.
Tłumaczenie się pochłonęło go tak bardzo, że nawet nie zdał sobie sprawy z tego, co dziewczyna mówiła o swoim wieku. Jego ucho usłyszało każde słowo, mózg je zapisał, ale rozum odłożył na później. I kiedy siadał koło najwyraźniej nieobrażonej naprawdę Yulii, robił to cały czas w przekonaniu, że jest starsza od niego, a jedynie młodo wyglądająca dzięki rosyjskim eliksirom na bazie alkoholu. Odebrał od niej piersiówkę, którą zamieszał zanim upił kolejny łyk. Tym razem był gotowy. Celowo nie oddychał dopóki płyn nie przestał palić mu gardła. W oczach jednak i tak zabłyszczały łzy.
- Może jest tu jakiś kawałek szyby, który nadaje się jeszcze do rozbicia - zasugerował nieco zachrypniętym głosem. Radził sobie jednak coraz lepiej. Jeszcze kilka kolejek i kto wie, może nawet nie będzie więcej płakał. Przynajmniej nie tej nocy, cierpienie odłoży w czasie do wschodu słońca.
- Kilka razy najwyżej - przyznał ze znacznie mniejszym wstydem niż zwykle. Może to dlatego, że przed swoją przewodniczką po tej nocy nie obawiał przyznać w zasadzie do niczego. Diable ziele, ze wszystkich narkotyków, które próbował (poza papierosami i alkoholem to były całe dwa) było chyba jego ulubionym. Może dlatego, że się je paliło, a widok artysty z tlącym się pomiędzy palcami kawałkiem pasował do wizji tego, za kogo Caradog chciał uchodzić. Wyciągnął różdżkę, przywołując na jej czubku delikatny płomień, od którego Yulia mogła odpalić skręta. Przyglądał się jej, kiedy to robiła z delikatnie nieobecnym uśmiechem na twarzy. Nie zauważył nawet, kiedy wzmógł się wiatr, który zaczął unosić w ich kierunku kurz i piasek z ulicy.
- Londyn stąd wygląda prawie spokojnie - zauważył gdy wreszcie odwrócił wzrok od swojej towarzyszki i rozejrzał się wokół. Zawiewające w ich stronę śmieci poderwane z ziemi nie mogły zaburzyć obrazu sennego olbrzyma, który przybrało właśnie miasto.


Dream no small dreamsfor they have no power to move the hearts of men.


Caradog Blishwick
Caradog Blishwick
Zawód : poeta, dziennikarz, buntownik
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
bo to była życia nieśmiałość,
a odwaga — gdy śmiercią niosło.
Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało
wielkie sprawy głupią miłością.
OPCM : 15 +1
UROKI : 10 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t12417-caradog-cecil-blishwick https://www.morsmordre.net/t12438-alkmena#382604 https://www.morsmordre.net/t12478-caradog-cecil-blishwick#383918 https://www.morsmordre.net/f476-somerset-dolina-godryka-lawendowy-zakatek https://www.morsmordre.net/t12457-skrytka-bankowa-nr-2658#383059 https://www.morsmordre.net/t12454-caradog-blishwick#382979
Re: Ulica Zapomnianych Córek [odnośnik]26.09.24 21:14
Uśmiechnęła się ze spokojem i przymknęła na moment oczy, wystawiła twarz ku gwiazdom. Na dachu wiatr wiał mocniej, rozwiewał włosy i targał ubraniem, ale Yulia lubiła wyobrażać sobie, że pod opuszkami palców czuje nie powiew wiatru, a futro wyjątkowo humorzastego magicznego stworzenia, któremu obce są granice zakreślone przez społeczeństwa i przyjęty przez nie zestaw reguł i norm. Teraz, słuchając głosu Cecila, zdała sobie sprawę z tego jak pięknie posługiwał się słowem i jak zręcznie składał zdania. Zazwyczaj jej to umykało, zazwyczaj – w kotle codziennych zdarzeń i emocji – nie skupiała się na czymś takim jak sposób wypowiedzi czy jej zapis. Rozgwieżdżone niebo i chlupoczaca w piersiówce wódka zabarwiona sokiem były jak klin wciśnięty w znaną jej rzeczywistość; świat nagle przycichł i przygasł, pozwolił jej się skupić na innych rzeczach. Odetchnąć.
Yulia zaczerpnęła powietrza, westchnęła głęboko i jakby z ulgą. Ciekawe to było posiedzenie. Całkowicie inne od tego co zwykła robić w towarzystwie chłopców.
Ja… – zająknęła się nagle, zaryzykowała spojrzenie na kompana i w końcu parsknęła, rozbawiona sama sobą. Dawno już nie czuła się speszona. – Wiesz co, wiele już w życiu widziałam i wiele słyszałam. Ale nigdy jeszcze nie spotkałam kogoś, kto by tak ładnie mówił. “Jak nieszczęśliwie zakochany stawiający pierwsze kroki w miłości. Jak podróżnik rzucony sztormem na nieznany ląd. Jak słoń w składzie porcelany” – powtórzyła po nim z wyraźną uciechą, wsłuchując się w rytm słów i wyobrażając sobie porównania. Szczególnie ten słoń ją bawił, choć odciągał myśli w inną stronę, do innego towarzysza. Nie chciała dzisiaj o nim myśleć, wciąż miała mu za złe łamanie obietnic. Miał zostawić Dixona w spokoju, a nie…
Yulia znów westchnęła, tym razem ze zrezygnowaniem i pociągnęła solidny łyk z piersiówki. Skrzywiła się tylko trochę; organizm szybko przyzwyczajał się do alkoholi wszelkiej maści i smaku.
Gdy dotarli w końcu na miejsce nocnego posiedzenia, Cecil znów ją zaskoczył i znów z pomocą samych słów. Yulia obejrzała się na niego przez ramię, chwilę analizowała zarys sylwetki na tle nocnego nieba i rozwiane włosy. Chciałaby złożyć coś w podobnym tonie, chciałaby móc odpowiedzieć czymś ładnym, czymś, co miałoby szansę zapaść w pamięć na dłużej, ale im dłużej się nad tym zastanawiała tym większą miała pustkę w głowie.
Masz naprawdę ładną kamizelkę, Cecil – odparła w końcu z lekkim zażenowaniem, nerwowo potarła kark dłonią. Zdecydowanie to nie było jej terytorium, zdecydowanie nie miała zielonego pojęcia co robi, ani co mówi. – Znaczy… wiesz – Yulia wykonała skomplikowany gest rękami, ale Cecil chyba jednak nie wiedział – też jesteś ładny. No, przystojny.
Coś ją tknęło, nagle przechyliła głowę zaciekawiona nową myślą.
Dużo panien za tobą lata? Jak mówisz takie ładne rzeczy i jeszcze nie umarłeś od muchomorówki to znaczy, że warto się za ciebie zabrać.
Jeszcze jeden łyk – tym razem nawet się nie skrzywiła – jeszcze jeden głębszy oddech. Nocne powietrze, choć nieustannie przesycone esencją portu, pachniało jakoś inaczej tej nocy, a dachówki nie były tak zimne w dotyku.
Szyba to nie to samo – uściśliła szybko, palcami sprawdzając bibułkę blanta. Wyglądała na całą. – W kieliszku pijesz carskie zdrowie, zbicie go raduje cara. A taka szyba… co zrobisz z kawałkiem szyby? Możesz sobie ewentualnie pociąć palce i oczywiście, pociętymi palcami też się w Rosji nie gardzi, prawda. Piłeś kiedyś krew byka? – zapytała nagle i zaraz wróciła wzrokiem do bibułki. – Paskudztwo jakich mało, ale jak chcesz mieć tyle sił witalnych co taki Rasputin to nie ma przebacz, trzeba pić.
Yulia pokiwała głową sama sobie, wsunęła blanta między wargi i nachyliła się wdzięcznie by skorzystać z oferowanego płomienia.
Kilka razy – mruknęła po zaciągnięciu się dymem – to wystarczająco dużo. Trzymaj. – Wzięła jeszcze jeden krótki wdech, po czym oddała mu skręta i rozejrzała się, doszukując się w przygaszonych światłach budynku tego o czym mówił Cecil.
Z grzbietu Funta wygląda jeszcze lepiej – rzuciła bez namysłu rozmarzonym tonem i uśmiechnęła się krótko – to mój aetonan. Kiedyś mogę cię zabrać, sam zobaczysz jak wygląda świat z wysoka. Jest wtedy… czujesz się… – znowu brakowało jej słów, ale wpływ wódki i diablego ziela sprawił, że tylko parsknęła po raz kolejny i przechyliła się, oparła ufnie o jego bark. Głowa opadła bezwiednie na jego ramię, włosy zsunęły jej się na plecy. – W powietrzu jest tylko wolność. Nie ma przeszłości ani przyszłości, tylko wieczne tu i teraz.


I wasn't born a freak
I was born who I am
the circus came later


Yulia Dyatlova
Yulia Dyatlova
Zawód : złodziejka, kombinatorka
Wiek : 19/20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
I've got a million things that I can say to you
But that doesn't mean that I'm going to
OPCM : 6 +3
UROKI : 6 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 26
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12388-yulia-dyatlova#381321 https://www.morsmordre.net/t12392-ekler#381423 https://www.morsmordre.net/t12465-yulia-dyatlova#383531 https://www.morsmordre.net/f473-port-of-london-ulica-zapomnianych-corek-12-8 https://www.morsmordre.net/t12393-skrytka-bankowa-nr-2650#381424 https://www.morsmordre.net/t12394-yulia-dyatlova#381427
Re: Ulica Zapomnianych Córek [odnośnik]Dzisiaj o 1:00
Wiatr wiejący nad nocnym Londynem rozwichrzył mu włosy, gdy stał na dachu, nieco zbyt kurczowo trzymając się dłoni Yulii i patrzył w przestrzeń. Powietrze pachniało wolnością i brakiem zmartwień i chciał by ta chwila trwała jeszcze dłużej, może już na zawsze. Speszył się, gdy odpowiedziała mu jego własnymi słowami. W bladym świetle odległych lamp rumieniec, który ozdobił jego twarz pozostawał niewidoczny.
- Ja... - zaczął niezgrabnie, otrzeźwiony wiatrem, świadomy bardziej niż wcześniej zdań, które układały się w jego ustach zanim je opuściły. - To chyba przez poezję - dodał nieco przepraszająco - za dużo się jej naczytałem.
A potem się zaśmiał, bo dokładnie tak było. Napakował sobie duszę słowami, które brzmiały pięknie i teraz nie potrafił przestać ich w kółko powtarzać. Jak ten zakochany głupiec w składzie porcelany, czy co on tam przed chwilą wymyślił. Może chodziło o słonia? Trudno było się skupić tej nocy, z gwiazdami lśniącymi na niebie i Yulią idącą tuż obok, śmiejącej się z jego żartów. Wyglądała jakby słuchanie go sprawiało jej prawdziwą przyjemność i Cecil nie potrafił powstrzymać głupiego uśmiechu, który rozgościł się na jego twarzy. Nie sięgnął po kolejny łyk z piersiówki. Wytrzeźwiał na tyle, by zdawać sobie sprawę z tego, że był trochę więcej niż wstawiony. A to napełniło go ponownie strachem przed upadkiem z dachu. Wzdrygnął się wyraźnie, spoglądając w dół, wyobrażając, jakie to musi być uczucie lecieć na niechybne spotkanie, z ziemią zbliżającą się z każdym mrugnięciem? Nie chciał wiedzieć, odwrócił się znowu w stronę Yulii, oddalając się od krawędzi, przyciągnięty jej rozszerzonymi przez mrok oczami. Podążył za jej wzrokiem, spoglądając na swoje ubranie. Nic specjalnego, ale w tym momencie wydało mu się rzeczywiście magiczne.
- Dziękuję - szepnął na chwilę całkowicie odarty z umiejętności składania zdań. Kiedy ktoś mu powiedział, że był ładny? Poza mamą. - Nie tak jak ty - spróbował unieść dłoń i dotknąć jej błyszczących w gwiazdach włosów. Nawet w nocy zdawały się płonąć i Cecil wpatrywał się w nie z zachwytem, ledwie rejestrując dźwięki, które zbierały się w słowa, a te w pytanie. Zaśmiał się.
- Nie zupełnie nie - przyznał z rozbrajającą szczerością mężczyzny, który nie był świadomy własnej wartości. - Może teraz, jak będę mógł powiedzieć, że nie umarłem od muchomorówki...
Nie wiedział ani co robił, ani co się działo i próbując złapać się czegoś znajomego, chwycił butelkę, którą wyjął z dłoni Yulii i wypił pokaźny łyk. Alkohol przepalił mu gardło, a łzy znowu nabiegły do oczu.
- Nabieram wprawy - wydusił przez zaciśnięte gardło.
Było mu ciepło. Może od ilości wypitej wódki, a może od obecności Yulii obok niego. Cokolwiek było powodem, zdjął swój płaszcz i rozścielił go na dachu, nieopodal muru. Osunął się wzdłuż niego, zostawiając miejsce dla swoje towarzyszki i zaciągnął się po raz pierwszy skrętem spoglądając w roziskrzone od gwiazd niebo.
- Chciałbym go kiedyś zobaczyć - powiedział rozmarzony. - Londyn, z powietrza - zapatrzył się na chwilę w przestrzeń. - Jak byłem mały, to chciałem latać. Bez różdżki, tak po prostu, umieć oderwać się od ziemi i szybować w obłokach.
Nie było żadnego dobrego powodu, dla którego dzielił się swoim dziecięcym marzeniem właśnie teraz i tutaj. Może poza tym, że tak właśnie wyobrażał sobie, że mógłby się czuć unosząc się pomiędzy chmurami, z daleka od przyziemnych problemów, zostawiając je wszystkie w dole.
- Wolność brzmi tak... - zmarszczył brwi w poszukiwaniu słowa - upajająco.
Przekazał skręta Yulii, przenosząc na nią swoje rozmarzone spojrzenie i myśląc, nie pierwszy raz tej nocy, że wolność nie była jedyną upajającą rzeczą, jaką człowiek może napotkać w życiu.
- W mitologii nordyckiej istniały walkirie. Boginie, wojowniczki, które latały na skrzydlatych koniach - Caradog spróbował zalać swoje myśli potokiem słów. - Funt na pewno dorównuje ich wierzchowcom.
Po tym zamilkł. Zaczerwieniony, bo doskonale wiedział, gdzie zmierzał w tym porównaniu i nie chodziło w nim o aetonana. Porównał jednak Yulię do tylu rzeczy, że bał się o kolejną. Słowa miały swoją moc, ale można je było bardzo łatwo zepsuć wypowiedzeniem w złym momencie. A jednej rzeczy, której Cecil bardzo nie chciał, to popsuć choćby sekundy w tej wykradzionej szaremu życiu kolorowej nocy.


Dream no small dreamsfor they have no power to move the hearts of men.


Caradog Blishwick
Caradog Blishwick
Zawód : poeta, dziennikarz, buntownik
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
bo to była życia nieśmiałość,
a odwaga — gdy śmiercią niosło.
Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało
wielkie sprawy głupią miłością.
OPCM : 15 +1
UROKI : 10 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t12417-caradog-cecil-blishwick https://www.morsmordre.net/t12438-alkmena#382604 https://www.morsmordre.net/t12478-caradog-cecil-blishwick#383918 https://www.morsmordre.net/f476-somerset-dolina-godryka-lawendowy-zakatek https://www.morsmordre.net/t12457-skrytka-bankowa-nr-2658#383059 https://www.morsmordre.net/t12454-caradog-blishwick#382979

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5

Ulica Zapomnianych Córek
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach