Wydarzenia


Ekipa forum
Huśtawka na końcu świata
AutorWiadomość
Huśtawka na końcu świata [odnośnik]13.02.20 19:41
First topic message reminder :

Huśtawka na końcu świata

Jezioro Buttermere, otoczone górami, jest idealnym miejscem zarówno do odpoczynku, jak i romantycznej randki. Swoją urokliwością przyciąga nie tylko czarodziejów, ale też i mugoli. Ci drudzy nie wiedzą jednak o tym, że w tym miejscu można odnaleźć coś więcej niż łagodne, opadające do wody brzegi; coś poza pięknymi górami i okalającą je wodą. Wśród czarodziejów od lat krąży pogłoska, że istnieje ukryte przejście, w szczelinie między górami, które prowadzi do miejsca całkowicie odciętego od wzroku niemagicznych. Informacja głosi, że by się tam dostać, należy znaleźć się przy brzegu jeziora, tam, gdzie obok siebie leży sześć kamieni, jeden większy od drugiego, wszystkie ułożone w krąg wokół niczego. Ze środka kręgu na wschód prowadzić ma ścieżka biegnąca między dwoma wzniesieniami - tę jednak udaje się odnaleźć niewielu. Ścieżka rozwidla się, wyprowadzając niektórych na manowce. Ostatnia ze wskazówek mówi o tym, że przejście znaleźć można tam, gdzie zielenią okryte są skały - jest ono ukryte przez magię, możliwe do ujawnienia przy pomocy poprawnie rzuconego Dissendium. Chociaż ostateczny cel udaje się odnaleźć zaledwie garstce, to co roku, gdy zima na dobre odchodzi, znajdują się śmiałkowie próbujący swoich sił - a ci, którym dopisze szczęście, mogą spędzić kilka chwil na schowanej przed resztą świata huśtawce.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Huśtawka na końcu świata - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Huśtawka na końcu świata [odnośnik]28.02.23 22:28
16.07

Był nów.
Znaczy, było popołudnie, ale był nów i to się liczyło.
Specjalnie wybrał nów, żeby myśleć trzeźwo, żeby czuć się dobrze, żeby czuć się sobą. Żeby zmęczenie po pełni całkowicie minęło, żeby mieć czas do namysłu, żeby drażliwość towarzysząca mu przed pełnią była jeszcze daleko.
Żeby się nie stresować, ale tutaj akurat się przeliczył. Wziął dzień wolny, dostosowując się do dnia wolnego Addy. Wziął nawet wolny wieczór! Trwało zawieszenie broni, łatwiej było takie rzeczy zaplanować. Wyspał się. Wyprasował koszulę, sam, choć w koszuli bez sensu chodzić po górach. Potem ze wstydem poprosił Kerrie o ponowne wyprasowanie koszuli, bo choć ogarniał własne koszule do pracy, to ona robiła to jakoś lepiej.
Może mógł jednak ubrać się inaczej, było mu gorąco. Ze stresu, bo upał wreszcie zelżał, parę dni temu temperatury wróciły do normy, lato - nie licząc deszczowych nocy - zrobiło się całkiem przyjemne. Dlatego zaproponował niezobowiązująca wycieczkę w góry, powtórzenie szlaku, który tak się im kiedyś spodobał.
Wtedy, latem 1954 roku, traktowali to jako przygodę - a on jako sprawdzian dla własnej ambicji, znalezienie miejsca, które tylko nielicznym udawało się odnaleźć. Kolega wychowany w Kumbrii mu o nim opowiedział, dał instrukcje, Mike chyba chciał trochę żartobliwie przetestować wytrwałość Addy i przekonać się, czy ta elegancka dziewczyna poprosi o zawrócenie w połowie trasy.
Dopiero na miejscu przekonał się, że chodziła po górach lepiej tak samo dobrze jak on. Wtedy było tak beztrosko, zupełnie inaczej niż teraz. Prawie beztrosko, bo omal nie zabłądzili między dwoma wzniesieniami, a miejsce ukryte pod zielenią dostrzegła ona, a nie on - ale udało się. Znaleźli wtedy miejsce ukryte przed ludzkim wzrokiem, huśtawkę na dosłownym krańcu świata. Cieszyli się jak dzieciaki, całowali, Adda była jakaś swobodniejsza i radośniejsza niż w Londynie. Teraz już wiedział dlaczego, wiedział, że tylko tam nie musiała oglądać się przez ramię. Podczas dzisiejszej wycieczki role się odwróciły, to on czujnie rozglądał się po pustym szlaku, od czasu do czasu sprawdzając trasę Homenum i nie chcąc, by ktoś zobaczył ich razem. Ryzyko było minimalne, w Cumberland nikt i tak nie powinien jej znać, ale nie chciał... jakoś nie chciał, by w ten dzień wkradła się choć odrobina niepokoju.
Powinien stresować się tym, czy nadal pamięta trasę, ale akurat tego był pewny. Miał dobrą pamięć wzrokową, szybko orientował się w przestrzeni (musiał, zwłaszcza po pełniach) i żadnej chwili spędzonej z Addą tak naprawdę nie zapomniał.
Nie sądził, że kiedykolwiek tu wróci, że powtórzy tą trasę. Ani sam, choć zawieszenie broni pomagało - ani tym bardziej z nią.
Cieszył się, ale tego akurat dostrzec nie mogła. Gdy odebrał ją z Gajówki - prosząc z zawadiackim uśmiechem o pożyczenie własnej kurtki zostawionej u niej przed trzema laty, w górach mogło być chłodniej - uśmiech nie sięgał oczu, spojrzenie było czujne, jakby myślał o czymś innym albo czymś się martwił. I takie pozostało, a podczas kilkugodzinnej trasy Michael mówił dziwnie mało, być może pilnując drogi albo niepokojąc się przebywaniem na terenie obcego hrabstwa, albo podziwiając widoki. Gdy napotykał jej spojrzenie, próbował się uśmiechać i udawać, że jest całkowicie wyluzowany i mówić coś o pięknych drzewach, ale chyba nawet on wiedział, że wypada to sztucznie, aż poddał się i wyszedł trochę na przód. Wziął kilkanaście długich oddechów, przez ostatni rok uczył się przecież technik relaksacyjnych, uspokajania emocji, tych wszystkich trików, które miały mu pomagać przed pełnią i gdy negatywne uczucia brały górę. I choć triki działały, choć coraz lepiej panował nad własnym umysłem i własną genetyką, to dzisiejszy rodzaj stresu był zupełnie inny, nieznany i uparcie nie znikał.
-Udało się! - obejrzał się przez ramię na (miał nadzieję nie nazbyt niespokojną) Addę, docierając do znajomych sprzed lat skał. -Dissendium. - prędko sięgnął po różdżkę, musiał działać, zająć czymś myśli. Przejście rozstąpiło się i dotarli do celu i tutaj już na pewno będą całkowicie sami i podał jej rękę, by pomóc jej przejść przez skały, ale dopiero teraz - gdy nie miał już przed sobą żadnego zadania oprócz tego najważniejszego - stres się nasilił, więc uniknął jej spojrzenia.
Nie widziała go jeszcze takiego.
-Pohuśtasz się? - zapytał, rozkojarzonym spojrzeniem omiatając piękny widok, trochę jakby nalegał.



rzut



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Huśtawka na końcu świata - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Huśtawka na końcu świata [odnośnik]28.02.23 23:51
Coś było nie tak.
Coś było nie tak, a ona nie potrafiła dojść do tego co właściwie jest nie tak i to w tym wszystkim było chyba najgorsze. Początkowo sądziła, że to faktycznie niezobowiązująca wycieczka w góry, kolejny moment tylko dla nich wyszarpnięty spomiędzy kartek kalendarza zapełnionych pracą i obowiązkami. W zasadzie ― niczego innego się nie spodziewała, a sama wizja zaszycia się gdzieś w głuszy działała jak balsam na wszystkie bolączki i stresy. Lubiła góry, za dzieciaka rodzice często zabierali ją na szlak, więc wizyty na kamienistych ścieżkach nie były dla niej pierwszyzną.
Kierowana pierwszym odruchem ― trochę go zaczepiała i zagadywała o to, co słychać, czy nie nudzi się czasami w biurze, czy tyłek przyrósł mu do fotela czy może jeszcze nie. Michael wydawał się być jednak myślami gdzie indziej; skupiony na trasie rzucał co jakiś czas zaklęcie na wykrycie nieproszonych gości, czasem oglądał się przez ramię. Odpowiadał, choć bez serca, czuła się trochę tak, jakby prowadziła przesłuchanie. Pytanie ― odpowiedź, pytanie ― odpowiedź. Po jakimś czasie zaniechała rozmowy, zwalając winę na wymagający szlak i przeszła w tryb obserwacji, zachodząc w głowę co mogło się faktycznie stać i jaki jest prawdziwy powód tej wyprawy. Czy coś się stało? Czy chodziło o coś związanego z Zakonem, co mógł jej przekazać na prawdziwym końcu świata, gdzie mógł mieć pewność, że nikt ich nie zobaczy, nie skojarzy i nie podsłucha?
To mógł być pewien trop, ale pokerowa twarz aurora jak na złość nie dostarczała jej żadnych wskazówek. Nie przypominała sobie, by widziała go kiedyś w takim stanie, więc sprawa, którą miał jej zaprezentować na końcu świata musiała być naprawdę poważna. Może ktoś umarł? Na samą myśl lekko ją zmroziło, dreszcz spłynął w dół kręgosłupa, a przez głowę przeleciały dziesiątki znanych jej twarzy. Michael chyba to zauważył, ale mylnie odczytał, bo po prostu zaproponował pomoc z wdrapaniem się na skałkę, za którą kryła się dalsza część ścieżki. (O co mu chodziło? I po co chciał swoją kurtkę z powrotem?). Mimowolnie wróciła myślami do raportów w Plymouth i machinalnie zaczęła odtwarzać w pamięci każde doniesienie o śmierci informatora, kogoś z podziemnego Ministerstwa czy sprzyjających im czarodziejów. (Może coś się stało z Longbottomem?). Pomyślała o swoich przyjaciołach i znajomych - tych dalszych i bliższych, rozważając, kiedy ostatnio miała z nimi kontakt, odruchowo oceniając ryzyko ich zgonu. (Czy aurorzy byli uprawnieni do likwidacji podejrzanych o zdradę Demimozów? Ale przecież nie miała sobie nic do zarzucenia).
W pewnym momencie przystanęła, zaciągnęła się świeżym powietrzem przesyconym zapachem sosen i żywicy; przymknęła oczy, czując podmuch wiatru uderzający w plecy. Pogoda była przyjemna, upał nie doskwierał, tymczasowo nie zanosiło się także na deszcz, choć dobrze wiedziała, że w górach to nigdy nic nie wiadomo. (A jeśli ktoś rzucił na niego Imperiusa?). Nie odezwała się nawet słowem, kiedy po raz kolejny rzucił Homenum revelio i kontrolnie obejrzał się przez ramię, ale przez całkiem odruchowo wymacała w kieszeni spodni rękojeść różdżki. (Naprawdę powinna poćwiczyć to opcm). Ruszyli dalej, dokładnie tą samą ścieżką, co kiedyś, dawno temu, kiedy wszystko wydawało się prostsze, a nieprzyjemne uczucie potrzasku zdawało się rosnąć z każdym kolejnym krokiem. (Jakie miała opcje?). Uśmiechnęła się z roztargnieniem, kiedy odkrył tajemnicze przejście, uważnym spojrzeniem obrzuciła dłoń aurora, jakby spodziewała się, że z końca różdżki wypłynie jeszcze jakieś zaklęcie, ale nie. Nic takiego nie miało miejsca.
Skorzystała ponownie z oferowanej jej dłoni, bezpiecznie przeszła przez skałki, podziękowała skinieniem głowy i zręcznie udała, że pochłonął ją roztaczający się wokół nich widok. Teraz wydawało jej się, że to miejsce jest jeszcze piękniejsze niż wcześniej, ale jakoś nie potrafiła tego docenić. (To pytanie zabrzmiało prawie jak rozkaz).
Przyjrzała mu się przelotnie, ale usiadła na huśtawce; od niechcenia, lekko, odepchnęła się nogami. Delikatny, chłodny wiatr poruszył jej włosami, wywołał kolejną falę dreszczy.
Mike ― odezwała się w końcu, wkładając mnóstwo sił w opanowanie głosu. ― Coś… się stało? ― zapytała, uważnie przeciągając po nim spojrzeniem. Gdyby miała pewność, że to nie egzekucja, to spytałaby wprost, ale tej pewności wcale nie było, w dodatku Michael nadal zachowywał się dziwnie podejrzanie i… ― Wiesz chyba… że możesz mi powiedzieć, prawda? ― zabrzmiała łagodnie, nawet ufnie, sobie samej kojarząc się z ofiarą przymilającą się do drapieżnika; odwlekającą nieuniknione.
Nawet… nawet jeśli to jakieś nieprzyjemne wiadomości ― dokończyła ostrożnie, nadal wahając się nad ostatecznym wyrokiem. Egzekucja? Ktoś umarł? Imperius? Co z Zakonem? Może to jakaś próba zorganizowana przez Longbottoma?


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Huśtawka na końcu świata [odnośnik]01.03.23 1:22
Przez chwilę błądził wzrokiem po krajobrazie - malowniczym, trzy lata temu zapierającym dech w piersiach, mogli stąd zobaczyć jeziora i wzgórza i chmury i ani żywego ducha w oddali. Teraz jednak go nie widział, niezupełnie. Myśli błądziły wokół własnych wątpliwości, bez końca i pomimo tego, że obiecał sobie, że dziś zostawi wątpliwości za sobą.
To jednak nie było takie proste. Wszystko działo się za szybko i za wolno równocześnie. Może nie śpieszyłby się tak, gdyby nie widmo ponuraka i wojny nad głową - ale z drugiej strony zdawał sobie sprawę z własnej tendencji do odwlekania pewnych spraw w nieskończoność.
Gdy obudził się w szpitalu w Oslo, gdy powiedzieli mu czym się stał, zaczął żałować wszystkiego, co tak długo opóźniał. Nie miał wtedy odwagi żałować utracenia Addy, wydawało mu się, że zamknął tamten rozdział, a myśli o de Verley wzbudzały w nim jedynie złość (bo złość bolała mniej niż żal). Wracała jednak uporczywie, w półprzytomnych majakach w gorączce i po pełni i w snach, w których nigdy go nie zostawiła i po których przebudzenie wydawało się tym boleśniejsze. Na trzeźwo żałował za to tego, że nigdy nie założył rodziny z inną dziewczyną, że nie miał dzieci, że nie został w Anglii, że nie doświadczył tego wszystkiego, na co przecież do trzydziestki nawet nie miał ochoty i co jego zdaniem bezpowrotnie wydarła mu likantropia. Żałował niezdecydowania, ale oskarżając się o opieszałość próbował chyba tylko zabliźnić złamane serce - bo, jak sam kiedyś komuś powiedział, nigdy nie chciał związać się z kimś kto nie był tą jedyną. Dlatego czekał, dlatego odwlekał. Dlatego tak się rozczarował, gdy dziewczyna dla której zdążył kupić pierścionek (po roku znajomości, nie zwlekał chyba tak długo?) zerwała z nim nagłymi i okrutnymi słowami. Wtedy, gdy zaślepiony urażoną dumą szukał w sytuacji jakichkolwiek pozytywów ratujących jego męskie ego, uznał że to dobrze, że nie wyznał jej własnych uczuć. Rozdrapywał nawet własne rany, wyobrażając sobie jak perfidnie upokorzyłaby go gdyby oświadczył się pochopnie. Pogodził ze starokawalerstwem, traktując likantropię jak konieczność samotności. Zamknął w domu.
Potem wrócił do pracy, potem wybuchła wojna, potem Longbottom kazał mu poszukać pomocy magipsychiatry i wszystko zaczęło się zmieniać. Stracił nad sobą panowanie, ziściły się jego najgorsze koszmary, ale gdy już to przeżył - zaczął lepiej rozumieć własną klątwę, uczyć się opanowania.
Ludzie, złączeni wspólną sprawą, zaczęli wyciągać do niego ręce - bliscy i nieznajomi. Vincent opowiedział mu o likantropach w Rumunii, którzy wspierali się nawzajem, których lider miał kochającą żonę. Słowa, z początku potraktowane przez sceptycznego Tonksa jako nieistotna ciekawostka, zakiełkowały stopniowo. Zakon zaczął szukać sojuszników wśród wilkołaków, Michael jako jedyny wilkołak wśród Zakonników zbliżył się do nowych sprzymierzeńców, przyznał przed wszystkimi na spotkaniu Zakonu do własnej klątwy. Nestor Prewett nie przesiadł się wtedy na inne miejsce, co więcej - kilka miesięcy później zaproponował pomoc, podarował im Tyneham. Próbując pomóc Oliverowi, samemu musiał wziąć się w garść. Kerstin wróciła do domu, wypełniając go ciepłem i przypominając Michaelowi jak okropnie było wegetować samemu w tamtej leśniczówce. Hannah widziała go w najgorszym stanie i niespodziewanie wybaczyła, pierwsza wyciągnęła rękę. Billy, który powinien go nienawidzić, traktował go honorowo, dając podwaliny nowej przyjaźni - umocnionej nie tylko tym, że obydwaj troszczyli się o Hannah, a tym, że Moore prawie oddał za Tonksów życie. Alfie, utracony przed laty przyjaciel, zaakceptował go od razu, zasypując przepaść czasu. I wreszcie Just, Just, która pokazała mu drogę w Zakonie i na której przyzwolenie  podświadomie czekał - Just zareagowała zupełnie inaczej niż się spodziewał, nie mówiąc mu o walce, a o rodzinie. Przez ostatni rok sądził, że powinien iść w ogień za nią - dopiero dwa tygodnie temu przebili trochę mur własnych niedomówień i okazało się, że wcale tego nie chciała.
Wydawało mu się, że on tego chciał - ale ostatnio nie był już taki pewny. Był za to pewny, z kim chce spędzić nadchodzące dni i tygodnie i może lata (choć nawet w czasie zawieszenia broni bał się wybiegać myślami tak daleko, bał się, że z rozczarowania pęknie mu serce, albo że będzie musiał sobie wyobrazić przyszłość bez siostry). A obecność i czyny i słowa bliskich - nawet te, których byli nieświadomi - uświadomiła mu, że nie musiał być sam, że może nawet nie mógł być sam. Zwariowałby zupełnie, gdyby był sam, gdyby nadal nie wychodził z leśniczówki pod Londynem - tak jak zupełnie poważnie planował po ugryzieniu, dopóki z samotni nie wyrwały go pożar Ministerstwa i pełzająca wojna.
Bał się tylko tego, co z nią. Bał się, że ta decyzja wynika z egoizmu i nie wiedział, jak wiele powinien jej powiedzieć, z jakich grzechów - podyktowanych trochę złamanym sercem, trochę traumami, trochę głupotą - się wyspowiadać. Wiedział, że nie musiał, że małżeństwa nie są ze sobą zupełnie szczere - wiedział też, że Adda nie jest niewinną panienką z porządnego domu, że przyjęła go jakim był i przyjęła zaproszenie do sypialni na pierwszej randce. Ale chyba chciał - i choć jej czyny świadczyły inaczej to wciąż lękał się, że kieruje nią uczucie do tamtego jego, że obecnego Michaela jeszcze do końca nie poznała.
Chciał jej dać czas, by poznała. Naprawdę chciał. Chyba zmienił zdanie dopiero, gdy usłyszał o ponuraku - i gdy kilka dni później dowiedział się z plotek w Plymouth o festiwalowych tradycjach, które nie interesowały go wcześniej. Wtedy wszystko wskoczyło na swoje miejsce, wtedy znalazł złoty środek, bo może przez rok wyzna jej wszystko stopniowo, albo może przez rok pozna go dobrze - i będzie wolna, a on nie będzie żałował, że nie spróbowali.
Albo może odrzuci go tu i teraz, oczywiście mniej bezpardonowo niż trzy lata temu. Zależało jej na nim, widział to, na pewno znajdzie delikatne i odpowiednie słowa. Na pewno. Powtarzał to sobie, liczył się z każdą ewentualnością, ale i tak się stresował. Coraz bardziej i bardziej, rozważając wszystkie za i przeciw i błądząc spojrzeniem po horyzoncie.
Ostateczne za: kupił ten pierścionek trzy lata temu i choć wtedy cieszył się, że ostatecznie go jej nie dał, to teraz ten kawałek srebra był ostatnim, ciążącym na jego sumieniu sekretem. Ciążącym tym mocniej, że ona powiedziała mu o wszystkim, nawet o tym, co bolało.
W pierwszej chwili nie dotarł do niego dźwięk własnego imienia, ale drgnął, gdy się znowu odezwała. Dziwnym głosem, trochę nienaturalnym. Odwrócił się, spojrzał na nią jakby zaskoczony, wyrwany z zamyślenia. Uśmiechnął blado, uśmiechem niesięgającym oczu, widząc, że siedzi. Zamrugał, widząc jak bardzo drży. Ubrał kurtkę jakiś czas temu (żeby zrobić cokolwiek z rękami), więc nie poczuł, że wiatr jest chłodny - było mu zresztą zbyt gorąco ze stresu.
-Zimno ci? Chcesz kurtkę? - zaniepokoił się i nie czekając na odpowiedź zarzucił jej okrycie na ramiona, gratulując sobie w duchu, że przezornie niósł coś w kieszeni spodni, a nie kurtki.
Zamrugał, gdy spytała czy wszystko w porządku. Czy mu się wydawało, czy była przestraszona? Umiał rozpoznać ludzki strach, jak na dłoni. Czasami uznawał nawet, że strach ma specyficzny zapach - a nozdrza miał nadwrażliwe. Wziął głębszy wdech, widział i czuł, że coś jest nie tak, ale nie rozumiał, nie chciał rozumieć. Zadbał przecież, by byli tu sami. Może ta Kumbria była jednak błędem, może nie powinni wracać do dawnych wspomnień, może powinien ją wziąć na jakieś ładne wrzosowisko w Somerset, albo może najlepiej do domu pod Fideliusem - poprosiłby Just i tyle.
-Nie, no co ty. Jesteśmy tu sami, sprawdzałem. Zresztą, nikt nie zna drogi. - uspokoił ją, choć wydało mu się dziwne, że nie widziała, czy sprawdza. Uśmiechnął się nerwowo, chciałby powiedzieć, że kiedyś wszystko było prościej, bo nie musieli się kryć - ale to nieprawda, bo wtedy tylko on nie musiał.  -Jakie nieprzyjemne...co? Nie byłoby nas tu, gdyby coś się stało. - zmarszczył lekko brwi, dopiero po chwili orientując się, że Adda chyba wcale nie pyta o to, czy coś działo się teraz i tutaj i że chodzi jej o jakieś nieokreślone ogółem.
Merlinie, skąd u niej te podejrzenia?
Chyba nie był nazbyt milczący?
-Pamiętasz, jak byliśmy tu ostatnio? - desperacko spróbował skierować jej uwagę na inne, radośniejsze tory i dopiero teraz uśmiech sięgnął oczu, choć głos pozostał nieco zduszony, stres tylko wzrastał.
To był jeden z ich ostatnich beztroskich dni, późna jesień, przed opadami śniegu i po zagranicznym weekendzie. Później nie znalazła już dla niego całego weekendu, ale znalazła dzień. Teleportowali się do Londynu po wyprawie, kochali na jego kanapie - zbyt niecierpliwi, by dojść do sypialni - a nazajutrz zaczął oglądać wystawy na Pokątnej i mieli jeszcze dla siebie kilka pięknych tygodni zanim Adda zaczęła "nową sprawę w pracy" i zrobiła się dziwnie milcząca.
Może gdyby szybciej oglądał tamte wystawy, wszystko byłoby inaczej?
-Kupiłem ci coś. Niedługo potem. - wsunął dłoń do kieszeni (lewej, z prawej strony trzymał przypiętą różdżkę), z niezadowoleniem orientując się, że lekko drżały. Nigdy nie drżały, byłby martwym aurorem gdyby dłonie mu drżały, co się do cholery z nim działo?
Spojrzał na nią, potem na krajobraz. Drgnął, gdy zobaczył coś nowego, niewielkiego ptaka na gałęzi nad huśtawką.
-O, patrz, wróbel, nad tobą. A myślałem, że tu nawet ptaki nie dolatują. - zażartował, spoglądając w górę. Powinna odruchowo unieść wzrok - wykorzystał ten moment, by otworzyć niewielkie pudełko.
-T...to ci wtedy kupiłem. - szepnął, głos uwiązł mu trochę w gardle. W słońcu błysnęło srebro pierścionka ze szmaragdowym oczkiem, pierścionka, za który zapłacił wtedy więcej niż dyktował rozsądek i który powinien dawno sprzedać za choć część jego wartości. Chciał klęknąć, od razu - ale albo zrobił to wolniej niż powinien, albo ona patrzyła na jakże fascynującego wróbla krócej niż powinna - ich spojrzenia spotkały się nagle, na niezręczne mgnienie sekundy, nad pierścionkiem, ale coś w jego wzroku błagało ją by przez chwilę nic nie mówiła - i klęknął, na jedno kolano, przed huśtawką. Pytanie cisnęło się na usta, musiał je tylko wreszcie wypowiedzieć.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Huśtawka na końcu świata - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Huśtawka na końcu świata [odnośnik]01.03.23 16:05
Miała nadmierne skłonności do ryzyka. Wiedział o tym on, wiedziała ona, wiedział Rhys, wiedziała Maeve, wiedzieli wszyscy, którzy poznali ją choć trochę lepiej. To ryzyko ― smakujące na co dzień wyjątkowo miło ― było głównym fundamentem wszystkich złych i dobrych wydarzeń w jej życiu. Zaryzykowała z Igorem; najpierw zbyt lekko podchodząc do ich znajomości, a potem idąc na żywioł, kiedy podczas spaceru po Londynie rzucił nagle “pobierzmy się” z tym swoim cholernym błyskiem w oku. Zignorowała wtedy wszystkie znaki ostrzegawcze, uznając, że przecież nie może być tak źle.
I nie było tak źle, bo było przecież znacznie gorzej. Zdrady zaczęły się niedługo po tym całym ślubie, a ona zamiast pogrążyć w żalu, zaczęła odpowiadać mu tym samym, choć nigdy nie miała odwagi by wysyczeć mu to w twarz. Zawsze się kryła, obawiając w głębi ducha tego, co może się stać, jeśli się dowie. Bo do czego właściwie był zdolny Igor Chernov ― dowiedziała się cztery miesiące po tym, jak przyjęła jego nazwisko. I choć robiła dobrą minę do złej gry, choć nadal dla świata pozostawała lekkoduszną kokietką z zamiłowaniem do absyntu, to nigdy nie wiedziała, ile tak naprawdę wytrzyma. Kiedy się złamie.
I być może gdyby nie spotkała Hectora ― złamałaby się gdzieś po tamtym sylwestrze, może parę miesięcy później. Wtedy, na tamtym tarasie, też zaryzykowała, grając w otwarte karty, a los ― ten sam przewrotny los, który ustawił na jej drodze Chernova ― podarował jej wtedy jednego z najbliższych przyjaciół. Połączył ich sekret, świadomość bycia zdradzanym. Znalazła w nim podporę, kogoś kto rozumiał aż za dobrze i potrafił wyczuć, kiedy potrzebuje rozmowy, kiedy towarzystwa, a kiedy psychiatrycznej pogadanki. Dzięki niemu przetrwała parę kolejnych miesięcy, dzięki niemu znalazła w sobie jeszcze siłę, by jeszcze raz pójść tropem intuicji.
I odkryć, że ryzyko nadal może mieć słodki smak.
W tamtej kawiarni Ministerstwa znalazła kogoś, kto był w stanie ― całkiem nieświadomie ― poskładać ją w całość. Znaleźć wszystkie okruchy duszy, które pogubiła od momentu w którym mąż pierwszy raz podniósł na nią rękę. Sprawić, że znowu czuła się lekka i wolna, pożądana i interesująca, a w końcu także kochana i ważna. Przez prawie rok łudziła się, że tak może być już zawsze, że uda jej się to wszystko ze sobą pogodzić. Igor się nie dowie, Michael się nie domyśli, a ona będzie bezpiecznie korzystać ze wszystkich benefitów tego układu. Działała egoistycznie, ale przecież początkowo tylko ze sobą flirtowali, żadne z nich nie szukało niczego poważnego; on unikał zobowiązań, ona siłą rzeczy była już z kimś związana.
Czy gdyby powiedziała mu o wszystkim wcześniej, gdyby się przyznała do tego, że ma męża ― czy faktycznie mieliby szansę na szczęśliwe zakończenie? Czy kiedykolwiek miała szansę na to, by mieć go tylko dla siebie? Tak całkowicie, oficjalnie? Chciała wierzyć, że tak. Karmiła się czasem złudzeniami, wyobrażeniami wspólnego życia, którego nie zniszczyłby nawet wybuch wojny, które trwałoby do teraz.
Nie zareagował na swoje własne imię, zbyt mocno pogrążony w rozmyślaniach. Chciałaby wiedzieć, co go trapi, co go tak pochłania. Wedrzeć się pod skórę, popłynąć z prądem krwi, spojrzeć na świat jego oczami, przez chwilę poznać wszystkie jego myśli. Nigdy nie był dobrym aktorem, ale jeśli się na coś uparł ― szło mu zaskakująco dobrze. Pokerowa twarz gdzieś zniknęła, jakby ktoś odjął mu jeden z ciężarów spoczywających na ramionach wraz z przekroczeniem bariery ukrytych skał. Coś się zmieniło, choć nie do końca potrafiła nazwać tę zmianę.
Nie zdążyła zaprotestować z tą kurtką. Znajomy zapach wrzosów był przyjemny, nagrzany materiał podobnie, więc po prostu wsunęła dłonie w przydługie rękawy i westchnęła cicho, wciąż nie mając zielonego pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Początkowy strach nieco zelżał ― gdyby miał ją zabić, to już byłaby martwa ― ale nie zniknął. Tlił się na dnie serca, podsycał coraz to nowsze obawy, rysował coraz gorsze scenariusze, wywoływał autentyczne zmartwienie.
Czego mi nie mówisz? ― zdawały się pytać jej oczy w tych nielicznych chwilach, kiedy udawało jej się złowić jego spojrzenie, ale odpowiedzi nie było. W każdym razie nie tej o którą jej chodziło. Michael nadal kluczył, wydawał się roztargniony, nie do końca podążał torem jej myśli, kiedy odpowiadał na pytania. Coś się stało. Coś musiało się stać, przecież go znała i potrafiła odróżnić dobry nastrój od stresu, od momentów w którym czymś się nadmiernie przejmował.
Drgnęła na siedzisku huśtawki, kiedy spytał ją, czy pamięta ich poprzednią wycieczkę do tego miejsca i po raz pierwszy wydawał się szczery w tym co mówi. Przez chwilę miała ochotę podnieść się z miejsca, podejść bliżej i go objąć, poszukać odpowiedzi na wszystkie swoje pytania w jego ramionach, ale… zrezygnowała. Odepchnęła się znów; stary mechanizm zaskrzypiał leniwie; Adda oparła bok głowy o jeden ze sznurków huśtawki.
Pamiętam ― przyznała po chwili, a uśmiech mimowolnie wypłynął na jej wargi. Doskonale pamiętała wszystkie ich wspólne chwile, nigdy nie próbowała nawet o nich zapomnieć. Zamknęła je w zakamarkach pamięci i często przywoływała, usiłując osłodzić sobie w pewien sposób życie, wmawiając sobie, że tamta decyzja była słuszna.
Schowała dłonie w rękawach kurtki i przez chwilę wpatrywała się gdzieś przed siebie, w stronę linii horyzontu, jakby podziwiała widoki, ale tak naprawdę przeniosła się parę lat wstecz, utonęła w tamtym wspomnieniu i emocjach, które ze sobą niosło. Spojrzenie zmiękło wyraźnie, w zielonych oczach migotały skrawki tamtych uczuć do których przyznała się ― całkiem oficjalnie i całkiem po francusku ― prawie dwa tygodnie temu.
Byłeś bardzo zdeterminowany by odkryć to miejsce ― dodała miękko, a kącik ust uniósł się sam, dodając miłemu uśmiechowi nieco charakteru. ― Albo żeby mi udowodnić, że jesteś lepszy w górskich wycieczkach, ale nie ze mną te numery.
Wolała nie przypominać sobie, że to był właściwie początek końca. Że niedługo potem zauważyła, że Igor zachowuje się inaczej, że jego wypowiedzi są naznaczone podwójnym dnem, że chyba coś podejrzewa. Wolała nie myśleć o tym ile sił musiała włożyć w tamto przedstawienie, w to, by jej uwierzył i odsunął się poza krąg ewentualnych podejrzanych.
Hm? ― mruknęła, wyrwana z zamyślenia; odruchowo zmarszczyła delikatnie brwi, jakby nie dosłyszała do końca co mówi, ale słowa wybrzmiały przecież wyraźnie. Kupił jej coś? Po co teraz o tym wspominał? Chciał jej coś wypomnieć? Przecież nigdy nie przypisywała mu cech mściciela, to by do niego nie pasowało…
Zauważyła, jak wsuwa dłoń do kieszeni i ze zdumieniem odkryła, że rozumie jeszcze mniej. Może chciał po prostu ukryć drżenie rąk? Dostrzegła je, wychwyciła. Temat wspólnej przeszłości dla nich obu był trudny, a Michael nie lubił okazywać słabości, więc to może było to?
Wróbel? ― Podniosła głowę, dając się rozproszyć. Ona chyba też nie spodziewała się wróbli na takiej wysokości, ale nie była ornitologiem, nie chciała doszukiwać się w obecności ptaka jakiejś anomalii. Pojawienie się ptasiego intruza nie było jednak wystarczająco angażujące, Adda dość szybko opuściła wzrok i spotkała się z obrazkiem jeszcze dziwniejszym niż wróbel na końcu świata.
To mi wtedy kupiłeś? ― powtórzyła za nim bezwiednie, wpatrzona w pierścionek z miną, jakby zobaczyła ducha. Zbladła nawet nieco, obraz jej się rozmył, musiała zamrugać parę razy by znów widzieć wyraźnie. Umysł miał problem z przetworzeniem nawału informacji, które nagle do niej dotarły, spływając z zatoczki podejrzeń niby wielka fala. Wzięła głębszy wdech, usiłując kupić sobie jeszcze chwilę czasu, ale wtedy Michael opadł dodatkowo na jedno kolano, co już kompletnie nie pozostawało wszelkich złudzeń co do jego zamiarów.
To mi wtedy kupiłeś… ― powtórzyła znowu, głos miała słaby, jakby ktoś przyłożył jej w plecy i zmusił całe powietrze do pilnej ucieczki z płuc. To jej kupił. Wtedy, prawie cztery lata temu, kiedy ona powoli zastanawiała się, jak najlepiej będzie złamać mu serce. Tak żeby zapomniał, ale jednocześnie pamiętał, bo nie zniosłaby myśli o tym, że kompletnie pozbył się jej z życia. Gdyby wiedziała… (Znów musiała szybko zamrugać, odgonić mgiełkę wzruszenia i gulę rosnącą w gardle). Gdyby wiedziała, że już wtedy nie traktował tego jak zabawy, jak przygodnego, wygodnego romansu… Czy zdobyłaby się wtedy na szczerość? Na wyznanie win? Musiałaby ― stwierdziła po chwili, całkiem poważnie. Musiałaby mu powiedzieć, bo przecież nie mogłaby sobie wziąć drugiego męża. Nie, kiedy pierwszy wciąż żył, kiedy łączyła ich oficjalna umowa i dokumenty. Gdyby Michael zdobył się na ten ruch lata temu ― miałby szansę na starcie się z Chernovem, bo nie wyobrażała sobie scenariusza w którym na wiszące w powietrzu pytanie odpowiada inaczej niż zduszonym “tak”.
Podniosła w końcu wzrok, uchwyciła jego spojrzenie, a w nim niemą prośbę o milczenie. Jeśli chciał to zrobić jak należy, pobawić się w konwenanse ― nie zamierzała mu tego utrudniać. Uśmiechnęła się więc w ciszy, jakby na zachętę, jakby samym spojrzeniem łagodnie roziskrzonych oczu i nieśmiałym ułożeniem warg chciała mu przekazać, że ona zna pytanie, a on zna jej odpowiedź.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Huśtawka na końcu świata [odnośnik]01.03.23 20:16
Udało się. Z pewnym niedowierzaniem obserwował, jak niepokój odpływa z zielonych oczu, a lekko zaciśnięte usta rozluźniają się w łagodnym uśmiechu. Zdołał (na chwilę, ale potrzebował tylko chwili) rozproszyć i odegnać jej niepokój - jednym wspomnieniem? Wciąż chyba nie docierało do niego, że te wspomnienia były dla niej przez lata kotwicą. Tarczą, gdy Igor wmawiał jej, że jest bezwartościowa. Osłodą samotnych, ponurych dni.
On dławił te wspomnienia zbyt długo, by się nimi cieszyć. Budziły złość, jątrzyły ranę w złamanym sercu, a odkąd spotkał ją ponownie w maju - wiązały się też z niezdecydowaniem, strachem. Uciekał od nich, ale nigdy nie uciekł. Do niego też wracały, gdy był osłabiony po pełni lub półprzytomny po odniesionych ranach, gdy już nie miał siły się złościć ani żałować. I wtedy cieszył się, że wracały, bo nieśmiało przypominały mu, że choć wszystko się sypało - to kiedyś w życiu był prawdziwie szczęśliwy nawet jeśli "rozkosznie naiwny" i jeśli było to oparte na kłamstwie. A teraz, teraz wiedział już, że w ich szczęściu nie było kłamstwa, że to zerwanie było maskaradą.
Przyglądał się jej przez chwilę, zamyślonej, pogrążonej we wspomnieniach. Intuicja podpowiadała mu, że myśli o tym, jak stali przed tą huśtawką - młodsi, radośniejsi, trzymając się za ręce. Potem objął ją w talii, a ona oparła głowę o jego tors i stali i patrzyli na widok, a jego rozpierała satysfakcja, że znalazł to miejsce - tak trudne do znalezienie, tylko dla nich.
-Byłem. - przyznał, pamiętając jak uparcie nie poddawał się, gdy kluczyli wśród ścieżek. Jaka ulga go zalała, gdy odnalazła przejście wśród skał. -W końcu czym byłaby droga bez celu? - zapytał retorycznie, niby w odpowiedzi, bo to ukryta huśtawka była wtedy celem ich wyprawy. Ale zazwyczaj zadałby takie pytanie żartobliwie, a jego ton był dziwnie zamyślony, poważny.
Jakby miał na myśli coś innego niż wycieczkę i huśtawkę.
-To ty mi nie powiedziałaś, że wychowałaś się pod Alpami. - parsknął, dopiero teraz rozbawiony, choć stres nadal tlił się w głośno bijącym sercu, w drżących dłoniach. Przypomniał sobie, kiedy mu oznajmiła - na końcu wycieczki, gdy już zdążył się porządnie zdziwić jej kondycją i orientacją w terenie.
Drgnął, gdy Adda spojrzała na niego z bezgranicznym niezrozumieniem. Słowa zamarły mu w gardle, nie wiedział, jak to jej wyjaśnić. Najpierw klęknąć? Pokazać? Powiedzieć?
Wróbel uratował całą sytuację, dając mu jakże potrzebną sekundę rozproszenia.
Otworzył pudełeczko, chciał już zgiąć nogę, ale wtedy napotkał jej wzrok i zobaczył jej minę.
W życiu nie widział Addy tak zaskoczonej - nawet wtedy, gdy wytknął jej Igora w pubie w Somerset, nawet wtedy, gdy przeczytała jego cholerną teczkę - i zupełnie nie wiedział, jak to zinterpretować. Serce ominęło kilka uderzeń, gdy widział, jak blondynka raptownie blednie.
Co, jeśli to był zły pomysł?
Ogarnęła go fala tchórzostwa, iskra zwątpienia - mógłby jeszcze ją przytulić, uspokoić, wycofać się, nie ryzykować odrzucenia ani nie sprawić jej przykrości tym, że będzie musiała go na głos odrzucić. Wybrnąć z tego idiotycznym kłamstwem, kupiłem ci go, więc powinnaś go mieć i tak, ale szybko odegnał tą pokusę.
Obiecał sobie doprowadzić to do końca. Dokończyć coś, czego nie zdążył zrobić trzy lata temu. Zrobi to dla tamtego Michaela, ale też dla siebie - bo choć na początku usiłował nie dopuścić do siebie dawnych uczuć, to przez ostatnie tygodnie wróciły ze zdwojoną siłą. I przede wszystkim zrobi to dla Addy, Addy, której obiecał szczerość, która dwa tygodnie temu nazwała go tym jedynym (pamiętał, wtedy jej słowa umykały mu przez palce, ale rano zaczął wszystko sobie przypominać i analizować, szukać drugiego dna, zastanawiać się, czy na pewno) i która dwa dni temu wysłała mu tamten zagadkowy list, na który wolał nie odpisywać, bo prośba domagała się odpowiedzi na głos.
Jeśli kochasz, powiedz mi - poprosiła i może nie spodziewała się, że wyznanie miłości wiąże się z oświadczynami, ale Michael nie uznawał półśrodków, już nie.
Klęknął, gdy powtórzyła jego słowa jak echo. Spojrzenia spotkały się, umilkła (na szczęście), uśmiechnęła się (to chyba dobrze).
I wtedy słowa popłynęły już same.
-Kocham cię, Adda. - trzy słowa, wprost, bez kluczenia, bez niedomówień. Patrzył jej w oczy, to nagle okazało się proste. Głos brzmiał pewnie, mocno, byli tu sami i mógłby jej to wykrzyczeć. Chciałby jej to wykrzyczeć, ale stres nadal ściskał mu gardło, bo kolejne prośby nie były już tak klarowne i proste. Dzisiejsze oświadczyny nie były obietnicą jaką pragnął jej złożyć trzy lata temu. Wtedy obiecałby jej stabilność, bezpieczeństwo, duże mieszkanie w Londynie, przyszłość. Porozmawialiby o pracy, którą kochali oboje i pewnie spełnialiby się w niej przez jakiś czas - ale potem zaczęliby myśleć o dzieciach, mogliby porozmawiać ponownie, on mógłby postarać się o awans na szkoleniowca kursantów, wymagające lecz bezpieczniejsze stanowisko. Było go stać na ten pierścionek, zapewniłby jej wygodne życie.
Co mógł dać jej teraz? Dom, miał chociaż dom - ale nie miał nawet pełnej spiżarni.
A ona miał przed sobą całe życie, Londyn. Jeszcze nie miała celownika na karku, jak on.
Nie mógł jej nawet podarować wesela - myślał o tym i o tym, jak godziłoby chociażby w jej przykrywkę.
Wziął głęboki oddech.
-Chcę spędzić z tobą życie - ile nam go zostało -i przed laty też chciałem. Nie, jako z kobietą, z którą spędzam noce. Jesteś przecież kimś więcej i chciałbym żebyś została moją żoną. - prosił ją o wiele, naprawdę chciałby dać jej więcej. Czy w ogóle chciała jeszcze kiedykolwiek wychodzić za mąż, po tym co spotkało ją w ostatnim małżeństwie? Myślał o tym bezustannie, nie był pewien. -I... zanim się zdecydujesz, wiem, że możesz chcieć... że powinnaś poznać mnie i to wszystko na nowo, a ja chciałbym poczekać na spokojniejsze czasy, wyprawić ci prawdziwe wesele. - dawał jej furtkę, nie musimy brać tego ślubu od razu, po prostu się zgódź, jeśli coś mi się stanie to chcę by moi bliscy znaleźli moją n a r z e c z o n ą, proszę, ale równocześnie wiedział, że nie zniesie czekania. -Albo możemy wziąć chabrowy ślub, za dwa tygodnie i odnowić przysięgę w spokojniejszych czasach. - dodał na jednym wydechu, z błagalnym naciskiem, choć później będzie przed sobą udawał, że wcale nie naciskał. Słowa o spokojniejszych czasach dodał dla spokoju jej serca, nie wierzył tak do końca, że za rok cokolwiek się zmieni. Zmieni się tylko to, że Adda pozna go lepiej, zdecyduje którego Michaela pokochała. Myślał o tym kompromisie długo (jak na siebie), podobał mu się coraz bardziej, zdejmował z niego ciężar wyrzutów sumienia. Miałaby rok na zmianę zdania, a on miałby aż rok z nią, to dużo. -Wyjdziesz za mnie? - spytał w końcu, po sekundzie uświadamiając sobie, że mówił dużo, ale wciąż nie spytał, nie wprost.




Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Huśtawka na końcu świata - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Huśtawka na końcu świata [odnośnik]01.03.23 23:13
Wysłuchała go w absolutnym milczeniu. Słowa o wielkiej wadze ulatywały w dal, niesione lekkim podmuchem wiatru, niknęły w szumie sosen, jakby cała okolica sprzysięgła się, by faktycznie ukryć ich przed światem, by nikt się nie dowiedział. Adda, oszołomiona i zdezorientowana, wpatrywała się w niego z lekko rozchylonymi wargami, po części zapominając o czymś takim jak oddychanie. Dopiero piekąca duchota ściskająca płuca przypominała o naturalnych odruchach ciała, zmusiła do zachłyśnięcia się chłodnym powietrzem akurat w chwili, kiedy padły pierwsze słowa. Pierwsze wyznanie.
Nie sądziła, że kiedykolwiek je usłyszy. Miała nadzieję ― oczywiście ― czasem fantazjowała na ten temat, czasem jej się śniło. Śnił jej się on i szczęśliwe zakończenie tej historii w różnych wariantach, ale jakoś… wydawało jej się, że to za szybko. Że przecież ledwo co udało jej się go odzyskać, odbudować tamto zaufanie, wyjaśnić sekrety z przeszłości. Czy był pewien tego, co mówi? Czy po prostu porwał go sentyment, echo dawnych dni?
Kolejne słowa popłynęły wartko, o wiele sprawniej niż poprzednie, jakby sam Michael odnalazł ścieżkę, którą chciał podążyć. Wciąż milczała, zasłuchana, dochodząc powoli do wniosku, że tym razem to nie jest kolejna akcja na żywioł, jakich wiele mieli w przeszłości. Że teraz wszystko sobie przemyślał, włożył czas w planowanie, nawet zainteresował się tym, co oferuje festiwal, choć to chyba było ostatnie czego się po nim spodziewała. Wzruszenie ściskało za gardło, serce gubiło rytm, oczy szkliły się coraz bardziej. Pokręciła w pewnym momencie głową, wciąż nie wierząc w to, co słyszy. Do tej pory sądziła, że jest wystarczająco wprawiona w zmyślnym aktorstwie, by szybko opanować przytłaczający nadmiar emocji, ale tu i teraz Michael udowadniał jej, że wcale tak nie było. A przynajmniej nie przy nim, bo wszystkie znane jej sztuczki i ćwiczenia na opanowanie zdawały się zawodzić.
Wdech-wydech, krótkie przymknięcie powiek. Mętlik w głowie rozrastał się, ogarnął serce; myśli rozpierzchły się jak stado ptaków. Od początku. Powinna zacząć od początku…
Mike ― odezwała się w końcu, ton wyszedł wzruszony. Zsunęła się powoli z huśtawki, opadła na kolana i ujęła jego twarz w dłonie. Musiała go dotknąć, przesunąć kciukiem po gładkim policzku, odgadnąć to, co ukrył pomiędzy słowami. ― Nie potrzebuję żadnego wesela. Nie potrzebuję całej tej szopki, gości, prezentów i białej sukni. ― Czy mógł się zadręczać też tym, jak obecnie wyglądała jego sytuacja materialna? Upadek z wyżyn sprzed trzech lat musiał godzić w jego ego nie tylko pod względem zyskanej klątwy, ale i tego, co siłą rzeczy odebrała mu wojna. Nie chciała, żeby o tym myślał, żeby zadręczał się tym, że czegoś jej nie zapewni. To nie było ważne. ― Potrzebuję ciebie. Tylko tyle i aż tyle, bez względu na to, co masz, czego nie masz i ile blizn ci przybyło. Ja… mówiłam ci już, ale każdy ma w życiu tylko jedną, jedyną osobę, która jest mu pisana. I ty jesteś moją. Zawsze nią byłeś… ― Delikatnie przesunęła dłoń wyżej, by odgarnąć jasny kosmyk włosów z jego czoła; uśmiechnęła się. Jeszcze trochę krzywo, jeszcze trochę załzawiona, ale szczera. Szczera jak nigdy dotąd.
Możemy się pobrać za rok ― stwierdziła po kolejnym wdechu. ― Możemy za dwa tygodnie, na festiwalu. Możemy teleportować się do dowolnego urzędnika, który nas nie wyda, dokładnie w tym momencie. A ja w każdym przypadku będę tak samo szczęśliwa, bo będę przysięgać tobie, nikomu innemu. ― Kolejny głębszy wdech, a rysujący się na jej wargach uśmiech nabrał jakiegoś śmiesznego uroku, jakby starała się opanować wzbierającą radość, ale nie do końca jej to wychodziło. Przesunęła dłoń wyżej i leniwym ruchem przeczesała mu włosy, szukając w gestach drogi do opanowania.
Do tej pory przyznanie się do miłości jawiło jej się jako coś niemożliwego. Złamała nieco to przekonanie dwa tygodnie temu, choć słowa skryła pod osłoną obcego języka, którego nie mógł zrozumieć. Szykowała się powoli i bez pośpiechu do tego, by powiedzieć mu to tak, by zrozumiał, ale stale znajdowała wymówki, odwlekała to w czasie. Teraz jednak, kiedy sam powiedział to pierwszy… teraz czuła się prawie w obowiązku, by odpowiedzieć mu tym samym. Upewnić go, że nie jest w tych uczuciach sam.
Kocham cię, Mike. Kocham od prawie czterech lat ― szepnęła w jego usta, zaraz potem musnęła je delikatnie wargami. Uśmiechnęła się znowu; powoli, z rozmysłem przeciągając nieco chwilę teoretycznej niepewności, choć cała jej wypowiedź już była odpowiedzią samą w sobie. ― Wyjdę za ciebie. ― Opuściła dłonie i chwyciła go za wolną rękę, pociągnęła do góry, by wstał razem z nią. Potem spojrzała w końcu na pierścionek, na błyskające wesoło szmaragdowe oczko. Miało w sobie urok wiosennego dnia, jakby miała przed sobą nie prosty kamień szlachetny, a najprawdziwsze dzieło magii, zdolne zakląć jeden moment w kruszcu. Chciała po niego sięgnąć, ale zaraz się zawahała; podniosła na niego oczy, zmrużyła je figlarnie.
Teraz proszę mi go ładnie umieścić na palcu, żeby tradycji stała się zadość ― powiedziała, podsuwając mu dłoń; tylko czekając, aż wypełni jej prośbę, by móc pełnoprawnie rzucić mu się na szyję i całować bez opamiętania.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Huśtawka na końcu świata [odnośnik]02.03.23 23:05
Przez chwilę starał się skupić na jej mimice, próbować odgadnąć jej emocje, ale nie mógł równocześnie być czujny i mówić - dla niego uczuć i stresu też było za wiele, musiał się skupić na najistotniejszym. Na wszystkim, co chciał jej powiedzieć zanim nie zdąży. Choć odnaleźli siebie na nowo, wciąż miał poczucie, że każda ich chwila jest wykradziona losowi, cenna, chwiejna. Ilekroć szła do pracy w Londynie, nawigując dwa życia i zdradzając Ministerstwo każdego dnia; ilekroć myślał o tamtym ponuraku; ilekroć odliczał dni do kolejnej pełni. Paradoksalnie, teraz to on - auror, walczący na tej wojnie czynnie, różdżką, a nie informacjami – czuł się bezpieczniej niż ona. Trwało zawieszenie broni, zakres obowiązków nieco mu się zmienił, wręcz zredukował, a poza tym wrogowie nie mogli go zabić przed Festiwalem Lata bez ryzykowania propagandowej katastrofy.
Nie wątpił, że wykrytą we własnych szeregach zdrajczynię powiesiliby od razu, po cichu. Usiłował ukryć przed nią własny strach, nie pogłębiać tego jej – widział przecież, jaki niepokój wzbudził w niej ponurak. Wiedział po sobie, że panika jedynie utrudnia ryzykowne działanie, że ich praca wymaga zepchnięcia uczuć na bok i zimnej krwi. Ale bał się, wciąż się bał – najbardziej tego, że nie zdąży jej powiedzieć wszystkiego, co powinien. I że powstrzymuje go przed tym jedynie własna opieszałość i tchórzostwo.
Dał radę, słowa zostały wreszcie wypowiedziane na głos, a gdy skończył – poczuł dziwną lekkość, ulgę, a lęk przed jej odpowiedzią gdzieś zniknął. To nie tak, że odpowiedź była mu obojętna, ale nagle uświadomił sobie, że przecież najważniejsze już za nim. Nawet jeśli powiedziałaby nie, najważniejsze było, że wiedziała, że nie zostawią się z żadnymi niedopowiedzeniami.
Choć nie denerwował się już aż tak bardzo jak pięć minut temu, to i tak wstrzymał oddech – a gdy zsunęła się z huśtawki zmarszczył lekko brwi, chciał zaprotestować, to się nie godziło żeby kobieta klęczała (przynajmniej w takich okolicznościach). Głos uwiązł mu jednak w gardle, usta zadrżały lekko gdy ujęła jego twarz w dłonie, a grzeczność wymagała, by dał jej mówić – skoro ona podarowała mu już chwilę milczenia. Widział w jej oczach łzy, trochę się zaniepokoił, ale uśmiech i jej słowa rozwiały wątpliwości, to nie były łzy smutku. Prawie skinął głową, gdy zaproponowała, by pobrali się za rok – ale mówiła dalej, to jednak wcale nie była propozycja. Zwalczył w sobie pokusę, by zaproponować teleportację do Plymouth i postanowił podjąć męską decyzję:
-W takim razie za dwa tygodnie. – wyrwało mu się, bo ze wzruszenia i skołowania nie zarejestrował nawet, że jeszcze nie odpowiedziała. Chyba widział tą odpowiedź w jej gestach i spojrzeniu, aż wreszcie – usłyszał. Jasno i klarownie. Najpierw wyznanie miłości, na które prawie odpowiedział głębokim pocałunkiem, ale Adda cofnęła w porę głowę. Potem odpowiedź.
Uśmiechał się już od jakiegoś czasu, ale gdy wybrzmiała zgoda – rozpromienił się cały, jakby ostatnich lat nie było, uśmiechając się wreszcie całym sobą, jak auror o lwim sercu, którego pamiętała z dawnych, prostszych (dla niego) czasów.
-Tak się cieszę. – szepnął zduszonym głosem, choć nie musiał, mogła teraz z niego czytać jak z otwartej księgi. Poderwał się na nogi, sprężyście, z energią jakiej nie miał od dawna.
-Oczywiście, choć chyba nadal powinienem klęczeć. – roześmiał się łobuzersko i klęknął znowu, chwycił jej dłoń lewą ręką. Prawą ostrożnie (w teorii w tej postaci srebro nie powinno mu nic zrobić, ale i tak miał jakiś uraz) ujął pierścionek opuszkami palców, wsunął jej na palec, a potem chyba chciał wstać, ale ona się nachyliła, zaczęli się całować i opadli w miękką trawę, na ziemię. Ona na nim, on pod nią, ułożył dłonie na jej łopatkach i przyciągnął ją do siebie, przytulił, mocno.
-Tęskniłem, Adda. – szepnął jej do ucha, bo chyba nigdy nie powiedział tego głośno, a do niedawna nie był tego w stanie przyznać nawet przed samym sobą. -Tęskniłem te trzy lata. – ale był zbyt dumny by napisać, ona zresztą chyba też. A choć jej praca mogła ich na powrót rozdzielić, to przecież to ona ponownie ich połączyła.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Huśtawka na końcu świata - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Huśtawka na końcu świata [odnośnik]03.03.23 18:09
Po tym wszystkim, co spotkało ją w związku z Chernovem uważała, że już nie wyjdzie za mąż, że to nie dla niej. Wmówiła sobie ― całkiem skutecznie zresztą ― że stałe związki nie są jej do niczego potrzebne, że potrzeby ciała może zaspokoić przygodnymi epizodami, a towarzystwa na tle intelektualnym ma przecież na pęczki nie tylko w pracy, ale i poza nią. Niewiele było chwil w których była w pomieszczeniu sama, bez wianuszka koleżanek czy kolegów, ale mimo tego niemal stałego towarzystwa ― czasem czuła się dziwnie samotna. W takich chwilach mimowolnie, prawie nieświadomie, wracała do tego, co łączyło ją z Michaelem i z każdym takim powrotem odkrywała coraz więcej niewygodnych faktów dotyczącej samej siebie. Rozkładała na czynniki pierwsze każde ich spotkanie i każdą wspólnie spędzoną chwilę, doszukując się w nich tego, czego brakowało innym relacjom, bo tylko z nim czuła się w końcu zaopiekowana, a poczucie dziwnej pustki i samotności znikało.
Wnioski były niewygodne. Kłuły, wzbudzały niekontrolowaną tęsknotę, przypominały o sercu, które sobie własnoręcznie połamała, ale krok po kroku przybliżały ją do tego prostego stwierdzenia, że tylko z nim czuła się tak dobrze, bo to właśnie Michael i nikt inny był jej pisany. Miała przecież parę miłostek w życiu ― mniejszych lub większych ― ale to nigdy nie było to, co z nim. Świadomość tego, że się poddała, że dała mu odejść ― ba, że sama go do tego zmusiła ― bolała niemiłosiernie, a w najgorszych chwilach ściągała ją na kompletne dno, pozostawiając w gąszczu zwątpienia, beznadziei i przytłaczającego poczucia samotności.
Czasem śniła o szczęśliwym zakończeniu. O tym, że nigdy nie poznała Igora albo o tym, że nigdy nie złamała Michaelowi serca, ale po przebudzeniu czuła w ustach tylko smak goryczy, który natychmiast wypalał słodycz pozostawioną przez sen.
Dzisiejszy dzień, oświadczyny, wyznania, które padły z obu stron, były właśnie jak jeden z jej snów i w losowych chwilach nachodził ją strach, że to wszystko zaraz zniknie, a ona obudzi się sama w gajówce i będzie musiała stawić czoła kolejnemu szaremu, nijakiemu porankowi. To co zwykle kończyło każde senne marzenie ― gwałtowne interakcje, dotyk, natłok emocji ― dzisiaj nie powodowało nagłej, nieprzyjemnej pobudki. Sen lub jawa, nie ważne, trwał dalej, nieprzerwanie, dając nadziei wystarczająco sił na wykiełkowanie. Na zbudzenie przekonania, że to jednak się dzieje naprawdę ― i co najważniejsze ― nagle się nie odstanie. Nie zniknie.
Widziała po nim, że był szczęśliwy. Tak, jak zdarzało mu się być trzy lata temu, kiedy nie ciążyła mu nad głową klątwa, kiedy nie było jeszcze wojny i związanych z nią problemów, a ich największym kłopotem zdawał się być wybór dobrej lokalizacji na wieczór. Chciałaby ― tak bardzo by tego chciała ― żeby częściej taki był. Wesoły, energiczny, prawie beztroski, szczęśliwy.
Parsknęła, kiedy opadli w trawę i ochoczo skorzystała z oferowanej jej bliskości. Wtuliła się w niego, przymknęła oczy. Dobrze, że oboje mieli dziś wolne, że mogli go poświęcić sobie, zbudować jeszcze parę wspomnień, żeby uczynić ten dzień prawdziwie specjalnym.
Ja też za tobą tęskniłam ― szepnęła w jego szyję ― nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo.
Po chwili namysłu uniosła się nieco, spojrzała na niego z góry; włosy zsunęły się jasną kurtyną z jej ramienia.
Dawno cię takiego nie widziałam ― powiedziała powoli, cicho, z rozmysłem. ― Takiego szczęśliwego ― dodała, nie będąc do końca pewna, czy odgadnie tor jej myśli. ― Wiem, że to niemożliwe, żebyś był taki codziennie, ale… ― nachyliła się, pocałowała go w policzek, potem w usta ― ale zrobię co mogę, żeby takie chwile jak ta zdarzały się częściej.
Przez chwilę tylko spoglądała mu w oczy, zastanawiając się, czy te lśniące iskry to efekt komety i słońca, czy tych wszystkich pozytywnych emocji, które teraz mu towarzyszyły. Uniosła dłoń, chcąc pogłaskać jego policzek, ale zielony błysk zwabił jej spojrzenie nieco w bok, na pierścionek. Na ozdobę wciąż będącą dla niej nowością, zawadzającą nieznacznie o materiał rękawa przydługawej kurtki.
Nawet nie zauważyła, kiedy się bezwiednie uśmiechnęła, po raz kolejny tego dnia.
Jest śliczny ― poinformowała Michaela. ― I nawet pasuje mi do oczu. Przyznaj się, długo go wybierałeś? ― Pochyliła głowę, trąciła go nosem w brodę, po chwili znów się przytuliła. Ciaśniej niż wcześniej, mocniej, jakby chciała nadrobić te stracone trzy lata w jeden dzień.
Od niego nigdy nie dostałam pierścionka. Nie mieliśmy zaręczyn ― powiedziała nieco ciszej, nie do końca wiedząc, czemu przywołuje teraz wspomnienie po zmarłym mężu. Żeby uświadomić Michaela, że zawsze miał nad nim przewagę, a teraz ma nawet na to namacalny dowód? Tak, to chyba było to. ― Pewnego dnia, kiedy spacerowaliśmy po Londynie, uznał, że się pobierzemy. Tak, jak staliśmy, bez żadnych przygotowań. Maman się to nie spodobało, papa się pogniewał i obraził. ― Westchnęła dziwnie, jakby rozbawiona i zmartwiona jednocześnie. ― Chciałabym, żebyś ich poznał. Moich rodziców.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Huśtawka na końcu świata [odnośnik]05.03.23 18:53
Kiedyś czuł się wystrychnięty na durnia, choć z perspektywy czasu żałował nie związania się z nią, ale tego, że uwierzył jej wtedy, na samym końcu. Zraniony do żywego, zdławił własną intuicję, choć czuł, że coś jest nie tak. A potem nie dał sobie przestrzeni na tęsknotę, biorąc przypływy wspomnień za zwykłą słabość. Każdy wzbudzał w nim poczucie winy albo poczucie, że już nigdy nie zaufa podobnie nikomu innemu. Podobnie jak Adda, był zresztą w stanie zagłuszyć to wszystko przygodnymi relacjami, bez przywiązania, bez zobowiązań. Po ataku wilkołaka poczucie winy wzmogło się - teraz nawet przygodne relacje wydawały się zagrożeniem, przez niego Astrid nie uciekła w porę, przez wilkołaka wszystko posypało się na tyle, że czyjaś bliskość stała się w teorii zupełnie nieistotna.
Przynajmniej miał wygodną wymówkę, dla siebie i innych, by już nikogo nie szukać.
Nigdy nie był samotnikiem - nawet gdy żył samemu, jako kawaler, nigdy nie był sam. Wychowany z trójką rodzeństwa, gasł w oczach gdy wycofał się do ponurej leśniczówki. Nawet, gdy pragnął samotności i ucieczki, nie było to dla niego zdrowe, ale uparcie ignorował ten fakt. Likantropia podsyciła wcześniejsze problemy z zaufaniem, wygodnie było mu zamknąć się w bańce kompleksów, albo podświadomie szukać bliskości w sytuacjach z góry skazanych na porażkę. Wreszcie postanowił nie szukać wcale, ale tym razem nie w izolacji - dzięki bliskim i terapii złapał nareszcie chwiejny balans, skupił się na rodzinie i na wojnie i na własnym samopoczuciu i wtedy w Plymouth pojawiła się Adda.
Zaskoczyła go, samą swoją obecnością, wsparciem ich strony wojny, nadmiernie (jak na jego gust) serdecznym podejściem. Inaczej ją sobie wyobrażał przez te lata, z początku prześladowany wyobrażeniami, w których wyśmiewa go z Chernovem (po ugryzieniu powróciły), a potem spychając ją w kąt świadomości, w którym nie musiał o niej myśleć. Ani zastanawiać się, czy jest szczęśliwa. Nigdy nie życzył jej nieszczęścia - nie tak naprawdę, choć gdy usłyszał o śmierci jej męża poczuł złośliwe ukłucie satysfakcji, złośliwą nadzieję, że cierpiała i jest sama (i miał rację, ale jakże się mylił) - ale zbyt bolała myśl, w której była szczęśliwa bez niego. To wszystko było zbyt skomplikowane, najprościej byłoby zapomnieć, ale nie umiał zapomnieć i nie wiedział dlaczego.
A w czerwcu zrobiła wszystko, by nie zdołał odepchnąć od siebie powracających uczuć, choć bardzo próbował. Ilekroć się złościł, przyznawała się do czegoś, co zmieniało perspektywę. Domyślał się, że dla niej też to musi być trudne, ale był skołowany, wciąż obrażony, trzy lata urazy nie mogły zniknąć w miesiąc.
Znała go na tyle (jak Just, jak Kerrie), by pomimo tego przełamać jego opory - właściwie podświadomie spodziewał się, że znajdzie go po rozmowie w barze, bo dla Addy, którą znał nie było nic niemożliwego. Właściwie po rozmowie z Billym chyba nawet miał ochotę z nią porozmawiać, ale zauważył, jak unikała go w Plymouth i pomimo wyrzutów sumienia uznał, że może to jakiś element jej gry. Zawziął się ponownie, może ze wstydu, a może z obawy, że rozbroi go całkowicie, a może dlatego, że własne blizny wciąż paliły jego samoocenę żywym ogniem - dopóki w Biurze Aurorów nie zrozumiał, że naprawdę się zdystansowała i że jedna nieudana akcja naprawdę może odebrać im szansę na rozmowę kiedykolwiek.
Dojrzeli obydwoje, ona stała się ostrożniejsza - widział przecież, jak szanuje jego opory, jak daje mu przestrzeń, choć dawna kokietka mogłaby przedrzeć się przez te mury.
A on musiał wreszcie przestać uciekać. Od uczuć, od trudnych uczuć, od samego siebie. Po ugryzieniu zdawało mu się, że obecny i dawny Michael są niemalże dwoma innymi osobami, że tak będzie prościej - odciąć się całkowicie od tęsknoty za utraconym życiem, trochę za utraconym sobą. Od wymagań, które kiedyś przed sobą stawiał. Od tego, że dla osób, które pamiętały go w szczycie formy - dla niej - okaże się rozczarowaniem.
I choć odkąd zaczęli sobie wszystko wyjaśniać minęło tylko kilka tygodni, to zarazem minęła cała wieczność. A on przekonał się, że Adda wciąż widzi w nim tamtego złotego lwa, ale że zarazem mogą zbudować coś nowego, lepszego. I wtedy wreszcie, po miesiącach pracy nad zgruchotaną samoocenę, z całą mocą dotarło do niego coś co usiłował przepracować (dotychczas bez pełnego przekonania): że przecież grudzień 1955 nie musiał oznaczać zamknięcia pewnego rozdziału ani końca całego życia, że mógł oznaczać po prostu nowy początek. Trudny i ryzykowny, ale życie aurora na wojnie byłoby takie i bez likantropii.
Tęskniła i chyba potrzebował to usłyszeć, serce zabiło mocniej na myśl, że naprawdę tęskniła przez trzy lata.
Bał się mieć nadzieję, że ona też tęskni.
Odpowiedział przesunięciem dłonią po jej plecach, wplótł palce w jasne włosy, przymknął oczy.
-Może sobie wyobrażam. - mruknął. Nie wiedział, co czuła ona, ale wiedział po sobie, że niemożność pozbycia się upartych wspomnień sprzed lat była nienormalna - ale mimo wszystko nigdy nie włożyłby ich do myślodsiewni jak innych niewygodnych myśli, nie potrafił.
Uniosła się lekko, spojrzał jej w oczy, chyba chcąc się przekonać czy błyszczą podobnie wesoło. Kąciki ust zadrżały lekko, gdy znów się odezwała - znała go na tyle, by domyślić się, że chyba się trochę speszył.
-Zawsze byłem z tobą szczęśliwy. - przyznał cicho, nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów. Zawsze, poza tamtym jednym wieczorem, ale najwyraźniej odsunął go w zapomnienie.
I najwyraźniej nie musiała się przesadnie starać, co chciał między słowami zakomunikować.
-Ja ciebie też. - tknięty nagłą melancholią, odgarnął delikatnie jej włosy, przesunął palcami po policzku. Pamiętał, co zauważył na jej zdjęciu, gdy pierwszy raz ją zobaczył.
Miała smutne spojrzenie, wtedy nie wiedział dlaczego. Żałował, że przyjął to za pewnik, za cechę urody lub osobowości, że nie dopytywał. Teraz też widział czasem, jak jest smutna lub zatroskana - o niego, o wojnę, o cholernego ponuraka. Ale tamten cień widział w jej oczach tylko, gdy rozmawiali o Igorze.
Miał nadzieję, że z biegiem czasu zniknie, na zawsze.
Podążył za jej wzrokiem, na pierścionek. Opatrzył się z jego widokiem, choć trzy i pół roku temu go zachwycił. Na jej palcu wydawał się jeszcze piękniejszy niż u jubilera.
-Tylko nawet? Miał pasować ci do oczu. - zażartował, ale pewność siebie zniknęła z tonu, gdy spytała jak długo go wybierał.
-Hej, ja nie pytam jak długo stroiłaś się na nasze spotkania. - wytknął bez przekonania, trącając ją nosem.
Nie przyzna się przecież, że wybierał go tygodniami, że był i u Blythe'ów i u ich konkurencji i nawet w mogolskich sklepach i nawet zaszedł na główne ulice handlowe podczas akcji w Liverpoolu i krótkiej służbowej wizyty w Dublinie, że nic nie wydawało się odpowiednie dopóki nie zlecił tego pierścionka na zamówienie. Wtedy jeszcze było go stać, a potem tym trudniej było go sprzedać - bo miał poczucie, że go zamówił, że koszt i tak mu się nie zwróci, że może lepiej pozbyć się go po wojnie albo latem albo gdy będzie naprawdę źle albo gdy spotka odpowiedniego pośrednika, wymówki, wymówki, wymówki. Nigdy nie chciał się z nim rozstawać.
Nadal ją przytulał, ale zastygł lekko, gdy wspomniała jego (pieprzonego Chernova, uzupełniał zawsze w myślach, chcąc nazywać tego pacana po nazwisku, bez lęku) - niepewny, jak zareagować. Do tej pory reagował złością, gniew był instynktowną reakcją na własne upokorzenie i krzywdę bliskich - ale widział też, że jego burzliwe emocje wzbudzały w niej poczucie winy, może nawet strach, a muszą nauczyć się o tym rozmawiać dojrzale. Myślał, że po prostu zmiotą Chernova pod dywan, ale...
...dopiero po sekundzie dotarło do niego, co mówiła. Nie dostała pierścionka? Był aż tak leniwy, tani, nie szanował jej?
Myślałem, że bardziej się cenisz, Adda - ale przecież jej tego nie powie.
-Nic dziwnego, że się obrazili. Prawdziwi mężczyźni załatwiają to inaczej. - skwitował w zamian z głupią satysfakcją i szelmowskim uśmiechem, jakby kwadrans temu wcale nie umierał ze stresu.
I wtedy poprosiła, by poznał jej rodziców i dopiero wtedy dotarło do niego, że papa się obraził i że Chernov też z nim nie porozmawiał.
-Uhm. - spróbował nadal się uśmiechać, ale nieświadomie zrobił minę zupełnie jak pół godziny temu, gdy w milczeniu szli leśną ścieżką. -Mogą się obrazić, że nie spytałem ich o zgodę. - zauważył powoli, zerkając na Addę pytająco i bardzo próbując nie wyglądać na zagubionego.
Przed chwilą tak się cieszył, że w odróżnieniu od Chernova wszystko pięknie zaplanował - dzień wolny, pierścionek, lokalizację - ale o ojcu Addy zupełnie nie pomyślał.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Huśtawka na końcu świata - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Huśtawka na końcu świata [odnośnik]05.03.23 22:06
Nie chciała się rozpłakać i rozkleić ― choć przecież nie byłyby to łzy smutku ― ale słowo za słowem, gest za gestem, sukcesywnie podprowadzał ją pod granicę wzruszenia. Czuła wilgoć pod powiekami, czuła, jak łzy zbierają się w kącikach, ale bohatersko trzymała je w garści. (A przynajmniej tak jej się wydawało). Odchrząknęła nieco głośniej niż zamierzała, otarła policzek o własne ramię, usiłując ukryć jedną słoną uciekinierkę zmierzającą ku szyi.
Ja z tobą też ― dotknęła go znowu; skroń, policzek, szyja, jakby nie mogła nasycić się jego obecnością ― jak z nikim wcześniej i nikim później.
Teraz tamte marne próby zagłuszenia pustki jaką po sobie pozostawił wydawały jej się żałosne, z góry skazane na porażkę. Teraz, dopiero teraz, zrozumiała, że nawet gdyby zdołała zbudować coś z innym mężczyzną, to i tak nie byłoby to samo, że zepsułaby tę relację, zrujnowała życie jakiemuś niewinnemu człowiekowi, bo nie był nim. Nie był Michaelem Tonksem. Jej Michaelem.
Już od dawna tak o nim nie myślała.
Wtuliła się w jego dłoń ― ciepłą, przyjemnie szorstką ― i parsknęła cichym śmiechem, kiedy podsumował jej słowa o pierścionku.
Dobrze ― poprawiła się, zabawnie modulując głos, jakby trochę obrażona, a trochę rozbawiona ― bardzo pasuje mi do oczu i bardzo mi się podoba, znać, że kupował go prawdziwy koneser koloru zielonego ― żartowała dalej, dając upust swojemu wesołemu nastrojowi. Teraz, po tych wszystkich niepokojach, po tym, jak obawiała się, że ciągnie ją w to miejsce żeby zrobić coś strasznego, czuła się strasznie głupio. Uczucie to jednak nie budziło w niej wstydu, nie wpływało na nią negatywnie; bardziej chciało jej się śmiać z samej siebie, z tego, że nawet przez myśl jej nie przeszedł prawdziwy powód tej wycieczki ― a przecież zawsze chwaliła się, jaka to nie jest domyślna i spostrzegawcza.
To zależy od spotkania ― odpowiedziała mu mrukliwie, natychmiast wchodząc w rolę uwodzicielki. ― Widzisz, jeśli wiedziałam, że wychodzimy na potańcówkę, to zazwyczaj stroiłam się przez godzinę, żeby nie mieć żalu o zburzoną fryzurę. ― Pochyliła głowę, musnęła wargami jego szyję. ― Jeśli w planie była wycieczka do przybytku kultury, to może z pół. ― Kolejny pocałunek nieco wyżej, tuż pod uchem. ― Najdłużej trwało, kiedy wiedziałam, że zostaję na noc ― wymruczała mu do ucha ― wybór koloru pończoch to nie jest taka prosta sprawa, jak ci się wydaje, kochanie.
A skoro już wiesz, jak długo się stroiłam, to powinieneś mi się czymś odwdzięczyć ― dodała po sekundzie milczenia, chcąc by ostatnie słowa odpowiednio wybrzmiały. Niedopowiedzenie było celowe - nie musiał jej opowiadać historii pierścionka, nie nalegała. Przyjęłaby cokolwiek innego w zamian, nawet opowieść o tym, co jadł dzisiaj na śniadanie.
Nie chciała go spłoszyć, ani sprawić, że zwątpi we własny sukces, a wyglądało na to, że to właśnie osiągnęła wspominając o rodzicach. Uniosła przelotnie brwi, w zielonych oczach odbiło się pytanie. Przecież nie to miała na myśli.
Och, Mike ― westchnęła lekko i pokręciła głową. ― Nie obrażą się o to, że nie spytałeś ich o zgodę, za to mogę ci poręczyć. Wtedy obrazili się dlatego, że jakby… ― wzruszyła ramieniem, nie do końca pewna, jak to ująć w słowa ― byli wykluczeni z tego elementu mojego życia, a jakby nie patrzeć, wydanie córki za mąż to dość spore wydarzenie w każdej rodzinie. Sam pomyśl, jak byś się poczuł, gdyby własne dziecko przyszło ci powiedzieć, tak znikąd, bez przygotowania, że oto wstąpiło w związek małżeński z kimś, kogo w życiu na oczy nie widziałeś. ― Odgarnęła kosmyk włosów za ucho i uśmiechnęła się do niego ciepło, pocieszająco, a po chwili pocałowała. ― Na pewno się ucieszą, kiedy cię poznają. I chociaż ze względów bezpieczeństwa pewnie na samej uroczystości ich nie będzie, to przynajmniej będą wiedzieć, komu oddałam serce i duszę. A w spokojniejszych czasach ― pocałowała go znowu, tym razem krócej niż poprzednio ― możemy powtórzyć ceremonię, jak mówiłeś. Tym razem z rodzinami, znajomymi i ludźmi, których zechcemy zaprosić.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Huśtawka na końcu świata [odnośnik]15.03.23 18:04
Widział, jak zaszkliły się jej oczy i jak dzielnie próbowała to ukryć. Zazwyczaj nie znosił kobiecych łez, czuł się na ich widok zupełnie bezbronny i zagubiony. Teraz było inaczej. Wiedział, że to łzy wzruszenia, chyba nawet radości. Przez chwilę udawał, że nie widzi - tak jak by sobie tego życzyła - ale wreszcie wymownie zerknął na jej mokry policzek, gdy tak uroczo otarła łzę o ramię. Poczuł ukłucie satysfakcji. Czuł się podobnie, gdy pierwszy raz się poznali, ale wtedy w jego triumfie było mniej ciepła i więcej rozbawienia. Stres już opadł, niedawna adrenalina zmieniła się w ulgę, a ulga w dobry humor. Żartobliwie trącił jej nos własnym, a w dawnych czasach zażartowałby na temat tego nieudanego później (kiedyś lubił być lepszy od innych i zakładał, że taki jest; dopiero Igor Chernov rozwiał tą iluzję), ale teraz jasne oczy pozostały poważne. Rozumiał, może lepiej niż zakładała, choć bał się mówić o tym na głos, nie w takiej chwili. Nie chciał ściągać tutaj wspomnienia osób, których towarzystwem usiłował zagłuszyć pustkę i potrzebę bliskości, nie chciał psuć tej chwili - ale był świadom, że skrzywdził i je i siebie. Kiedyś bał się nawet, że zawsze zostawia na swojej drodze zgliszcza, że tylko bierze i niechcący krzywdzi i koło się zazębia - ale z Hannah odnalazł drogę do przyjaźni (może dlatego, że nigdy nie przekroczył żadnej granicy), a Adda odnalazła go ponownie. Mógł i chciał dać sobie i jej szansę.
Dawno nie słyszał zresztą jej śmiechu, nieskrępowanego wiszącymi nad nimi niedopowiedzeniami i złymi omenami. Sam widok jej szczęście utwierdzał go w przekonaniu, że podjął dobrą decyzję.
-Koneser? No proszę. - uniósł brwi, błysnął zębami z rozbawieniem. -No nie wiem... - podjął grę, zaprzeczając jej tylko dla zabawy. -Kiedyś zielony kojarzył mi się tylko z kolorami Slytherinu na boisku - pożalił się teatralnie - spędziwszy większą część edukacji w Beauxbatons nie rozumiała pewnie tego dramatu, ale ochoczo wspominał przy niej swoje przygody w drużynie Gryfonów. -ale potem poznałem ciebie i spojrzałem ci w oczy. - skwitował, szepcząc te słowa wprost do jej ucha, by dłonie zsunąć z jej talii sugestywnie niżej. Nie umiał być romantyczny, ale próbował.
I przynajmniej wciąż umiał okazać, że mu się podoba.
-O nie, pamiętam jak ci niechcący rozdarłem jedne pończochy. - przypomniał, muskając ustami jej policzek, a może skroń - wierciła się bardzo, oddając prędkie, zachłanne, ale delikatne pocałunki. W głosie nie było słychać śladu skruchy.
-No dobrze. - westchnął z rozbawieniem. Zawahał się przez moment, mógłby powiedzieć jej coś równie śmiesznego, albo coś prawdziwego. Po sekundzie namysłu wybrał to drugie (choć przed laty podjąłby inną decyzję), nawet jeśli wspomnienie było słodkogorzkie. -Tak długo go szukałem, że przypominałem sobie o tym jak długo ilekroć mogłem lub chciałem się go pozbyć. Wyobraź sobie ile to musiało być czasu, że było mi go szkoda. - wyznał. Musiała słyszeć jak stłukł wszystkie kieliszki ledwo zamknęły się za nią drzwi, musiała się domyślać, że to stan w którym mężczyzna jest w stanie wyrzucić pierścionek przez okno. I domyślać, ile był warty. -Ale cieszę się, że go zachowałem, i teraz to już musi ci się podobać. - dodał, łagodząc kontekst triumfalnym uśmiechem.
Dopiero perspektywa poznania rodziców Addy zasiała w nim ziarno niepewności, ale szybko zaczęła tłumaczyć. Przez chwilę słuchał w milczeniu, znów go zaskoczyła. Nigdy w życiu nie widzieli na oczy t a m t e g o? Choć starał się nie przerywać, to mogła wychwycić w jego spojrzeniu znajomy, ambitny błysk.
Skoro nie poznali tamtego dupka to logiczne, że poznają jego. Nawet jeśli do niedawna kojarzyli go tylko z listów gończych. Może i był ostrożny, a od wojny trochę niepewny, ale był też ambitny.
-Oczywiście, że ich poznam, Adda! - zapewnił, starając się brzmieć szczerze i nonszalancko, jakby wcale nie chodziło o rywalizację z martwym konkurentem i jakby wcale nie stresowała go perspektywa poznania jej ojca. -Choćby teraz! - zapalił się, ale prędko roześmiał, samemu świadom własnej pochopności. I tego, że znów pociągała za sznurki - jak w pracy, jak zawsze - ale jakoś mu to nie przeszkadzało.
-Albo lepiej się przygotuję. Zostawiłem u ciebie najlepszą koszulę, nie pójdę do teściów w gorszej. - zamruczał, gdy odwzajemnił pocałunek. Zmrużył oczy, sugestywnie, ale po chwili spoważniał.
-Dziękuję, że mi powiedziałaś. - o rodzicach, dawnych nie-zaręczynach, planach. -Myślisz, że zrozumieją, że na Festiwalu to... tradycja, że nie ma rodziców? - westchnął. Romantyczna legenda o zakochanych biorących ślub wbrew woli rodzin. Im nie przeszkadzała rodzina, byli dorośli, rodzice Michaela nie próbowali ustawić mu małżeństwa i zakładał, że Addy też nie skoro wyszła za tego całego Igora sama. To wojna wszystko psuła i nie miał pewności, czy za rok się skończy, ale musiał w to wierzyć. Wyobrażać sobie, że w sierpniu 1959 mogą wyprawi ceremonię i nie wyobrażać sobie ponuraka. Uśmiechnął się ciepło, wyobrażając sobie coś zdolnego odgonić te myśli. -Będziesz pięknie wyglądać w chabrowym wianku.



Can I not save one
from the pitiless wave?



Ostatnio zmieniony przez Michael Tonks dnia 16.03.23 18:03, w całości zmieniany 1 raz
Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Huśtawka na końcu świata - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Huśtawka na końcu świata [odnośnik]15.03.23 21:43
Mimo tego, że większość własnej edukacji spędziła w Beauxbatons, Hogwart na zawsze zapisał się w jej pamięci jako miejsce w którym chciałaby się uczyć. Francuska Akademia, choć położona w bajecznym miejscu, w równie bajecznym zamku, cechowała się innym charakterem i Addzie ― która zdążyła już przecież poznać smak hogwarckiego życia ― zawsze było tęskno do Szkocji, do rozległego zamczyska nad jeziorem. Kiedy więc Michael dzielił się z nią jakimiś opowieściami ze swoich lat szkolnych, słuchała go z autentyczną ciekawością, próbując sobie wyobrazić, jak to wszystko mogło wyglądać z jego perspektywy i gdzieś w głębi czując rosnące przekonanie, że jeśli jeszcze kiedyś będzie normalnie, to chciałaby, żeby ich dzieci znalazły się właśnie w Hogwarcie.
Ich dzieci. Jeszcze tydzień temu nie wierzyła, że będzie kiedykolwiek o tym myśleć, nawet w ramach pobożnych życzeń.
Uśmiechnęła się szeroko, kiedy szeptał jej do ucha i poczuła rozlewające się ciepło gdzieś w okolicy mostka. Komplement, choć zdecydowanie uderzał w romantyczne nuty, był nieco kulawy i prosty; gdyby padł z ust innego mężczyzny, zapewne spotkałby się z taktycznym milczeniem z jej strony i szansą na poprawę swojej nieciekawej sytuacji. Autorem wypowiedzi był jednak Michael ― jej Michael ― i każda próba romantyzmu z jego strony budziła w niej bliżej nieokreślone uczucia, błazeński uśmiech na twarzy doprawiony speszonym pąsem i właśnie to ciepło zbierające się w okolicy serca. Czasem wydawał jej się niezaprzeczalnie uroczy i rozbrajający ― jak teraz, kiedy próbował na niej romantycznych wynurzeń lub wtedy, kiedy rzucał suchymi żartami.
Lubiła jego suche żarty i proste poczucie humoru. I zdecydowanie podobało jej się to, co robił z dłońmi.
Mhm, niechcący ― mruknęła w jego szyję. ― Już ja znam to twoje “niechcący”. Ale spokojnie, dziś odpokutujesz wszystkie winy. Zadbam o to osobiście ― obiecała, za punkt honoru biorąc sobie dopełnienie danego mu słowa. Nawet jeśli nie spodziewała się oporu z jego strony, a wręcz entuzjastycznego podejścia do tej “pokuty”.
Podniosła znów głowę, ale wyznania tak szczerego się nie spodziewała, zwłaszcza, że jej wypowiedź utrzymana była w lekkim, żartobliwym tonie. Adda mrugnęła zdezorientowana, po raz kolejny tego dnia złapana kompletnie rozbrojona i zaskoczona. W zielonych oczach mignął jakiś smutny cień, widmo melancholii, ale szybko ustąpiło, rozpłynęło się pod ciepłą, miłosną iskrą.
Wyciągnęła powoli dłoń i ułożyła ją na jego policzku, przesunęła po nim kciukiem, a po chwili wsunęła palce w jasne włosy aurora, przeczesała je powoli, jakby dozując sobie przyjemność związaną z dotykiem, z bliskością.
Też się cieszę, że go zachowałeś ― szepnęła nisko, aksamitnie i nachyliła się, składając krótki pocałunek na jego wargach. ― Jest cudowny. Będę go nosić, kiedy tylko będę mogła. ― Choć tak naprawdę wolałaby się z nim nie rozstawać i móc go dumnie prezentować światu cały czas, na okrągło.
Rozpoznała ten ambitny błysk w jego oczach i nie mogła powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu, bo tak bardzo przypominał jej teraz tamtego Michaela z przeszłości, że przez krótki moment była gotowa uwierzyć, że żadna rozłąka, żadna wojna i żadna likantropia wcale nie miały miejsca. Nadal potrafił być dawnym sobą i to było ważne, budowało w niej nadzieje na to, że uda jej się go odpowiednio podbudować, rozwiać kompleksy, których się nabawił przez te lata.
Uniosła lekko brew słysząc o koszuli i trąciła go nosem w policzek.
I co, myślisz, że ci ją tak po prostu oddam? Kiedy to moja nowa piżama i ani myślę się z nią rozstawać ― poinformowała go zaczepnym tonem, otwarcie prowokując do złożenia jakiejś ciekawej kontrpropozycji.
Złagodniała zaraz, kiedy wkroczyli znów na nieco poważniejsze tony rozmowy i na powrót się w niego wtuliła, szukając ciepła i znajomego zapachu wrzosów.
Ja… ― urwała nagle, odkrywając, że nie wie, jak dokładnie ubrać myśli w słowa ― wiem, że kłamstwo stało się moją drugą naturą, że dużo rzeczy ukrywam. Ale… ale próbuję być z tobą szczera. Chcę być z tobą szczera.
Przez chwilę milczała, bawiąc się guzikiem jego koszuli, ale kiedy jedna z nitek niebezpiecznie zaczęła wystawać, a sam guzik się niebezpiecznie poluzował ― cofnęła rękę, udając, że co złego, to nie ona.
Myślę, że zrozumieją jeśli wyjaśnisz im tradycje Festiwalu. I mi przy okazji też, bo przyznam, że nie interesowałam się nim za bardzo do tej pory. Czym się to różni od formalnego małżeństwa? ― Zamyśliła się na moment. ― Jeśli i na tym rodzaju ceremonii zmienia się nazwisko, to już będę mieć trzy w obiegu ― stwierdziła lekko rozbawiona, nie dopuszczając do siebie przykrych myśli na tematy okołowojenne. ― Chabrowy ślub, chabrowy wianek ― mruknęła ― sukienkę też mam mieć chabrową? ― spytała, autentycznie zaciekawiona i jednocześnie rozczulona komplementem.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Huśtawka na końcu świata [odnośnik]27.03.23 20:54
Z satysfakcją zauważył, że lekko się zarumieniła. Z dawnych lat wiedział, że potrafiła peszyć się na zawołanie - ale nie była jedynym łowcą w ich związku. Ona udawała, a on obserwował - z ciekawością, wytrwale, przez trzy lata i ostatni miesiąc (dwa miesiące? W maju nie chciał się przed sobą przyznać, że wciąż nie może oderwać od niej wzroku - ale i tak, nie odrywał), próbując się jej nauczyć. I zyskał pewność odnośnie tego, kiedy jej pąsy i przyśpieszony oddech i uśmiech są szczere. Pewność zachwianą dawnymi kłamstwami, ale odzyskaną w dzień, w którym na niebie zawisła kometa. Świat zdawał się wtedy zmienić, ale oni na powrót odnaleźli siebie, spletli się w jedno. Kiedyś obiecywał sobie, że tym razem będzie roztropniejszy, że nie podda się tak łatwo pożądaniu, że pośpiech zostawił gdzieś za sobą - ale patronus przypomniał mu, że nie mieli czasu. Sposób w jaki patrzyła na niego wtedy Adda (nie inaczej niż wcześniej, jakby to co oznaczają blizny w istocie jej nie przeszkadzało)... to jak sam czuł się gdy się przy niej obudził... to wszystko przypomniało mu, że to nigdy nie było tylko pożądanie, nie z nią. Nie teraz. Próbował potem ochłonąć, nie podejmować decyzji pod wpływem upojnej nocy, ale już następnego dnia zaczął interesować się Festiwalem i stresować, choć plany powziął trochę później. A decyzja tak naprawdę zapadła wcześniej, gdzieś pomiędzy pierwszym, nieśmiałym noclegiem w Gajówce, pamiętną rozmową z Just i pełnią. Gdy rozwiali dawne kłamstwa i gdy wybaczył jej dawne rany, jedyną barierą pozostał lęk przed bliskością. Pokonała ją sama.
-Zadbaj, jestem gotowy. - mruknął niskim, ochrypłym głosem. Zniknęła już dawna nieśmiałość z czerwca, ta przez którą wydawał się Addzie obcy. Tej naturalnej, właściwej przyzwoitym czarodziejom, nigdy między nimi nie było - z uwagi na sposób w jaki się poznali, w jaki spędzili własną młodość.
Zawadiackie spojrzenie złagodniało w odpowiedzi na poważniejszy wyraz jej twarzy.
-Ja też. - przyznał, odwzajemniając delikatny pocałunek. Zażartowałby, że gdyby nie zachował pierścionka to nie mogłaby nosić żadnego - nie wiedział, czy byłoby go na jakiś stać ani czy w dwa tygodnie zdołałby zdobyć używany - ale na dowcipy z własnego statusu majątkowego nie był jeszcze gotowy.
-Och, mam powiedzieć panu de Verley przepraszam, że nie ubrałem się w gości, ale Adda śpi w mojej koszuli? - odparował, może jednak był gotowy na takie dowcipy. Z żartobliwego zdania wynikało wszak, że dwóch galowych koszul nie miał. Żartował, miał wiele koszul z lat spędzonych w londyńskim Ministerstwie - ale jedną ulubioną, kupioną w jednym z tych drogi -Nie, moja droga, muszę dbać o twoją reputację. A umiejący się zachować w gościach mąż to część tej reputacji, hm? - trącił jej nos własnym, perspektywa spotkania jej ojca wciąż budziła tremę, ale już nie zdawała się aż tak przerażająca. Nie, gdy uświadomił sobie, że ze względu na jej pracę i jego nazwisko nie będą mieli raczej okazji bywać w gościach, że być może poznanie jej rodziców to jedna z niewielu okazji na normalność. Na przywołanie uśmiechu na jej twarz.
Mąż wybrzmiało nisko, naturalnie i dopiero po sekundzie Mike zorientował się jak nazwał samego siebie w tym hipotetycznym scenariuszu. Otworzył szerzej oczy, z lekkim, przyjemnym zaskoczeniem. Wciąż do niego to trochę nie docierało, bo, szczerze mówiąc - poza kilkoma słodkimi tygodniami parę lat temu - nie sądził, że kiedykolwiek się ożeni. Choć robili to wszyscy wokół, to w młodości zachłysnął się światem magii (światem idealizowanym, skłaniającym do łamania mugolskich reguł, choć te czarodziejskie były przecież nawet ostrzejsze - ale młodzieńcowi o sporym talencie magicznym i jeszcze większym ego wydawało się, że żadne reguły go nie dotyczą. Tamten młodzieniec nie pasował do żadnego świata, gardząc mugolskim i samemu będąc odrzucanym przez czarodziejską elitę; stworzył zatem swój świat - przyjemny i egoistyczny) i nie miał ani czasu ani chęci na szukanie stałej dziewczyny. Budował pozycję, panicznie bojąc się, że bez najlepszej pracy ją utraci i będzie zmuszony wieść jakieś nudne, mugolskie życie. Poświęcił relacje dla statusu majątkowego i zawodowego, a choć teraz walczył o równość i sprawiedliwość, to wtedy nigdy nie rozważałby poważnego związku z kimś niemagicznym. Nie, gdy mógł mieć przygody w pubach. Czarodziejki pochodziły z kolei z dobrych rodzin, miały dobre nazwiska, marzyły o stabilnym życiu i żadna nie wpadła mu w oko na tyle, by o nią zawalczyć. Chyba sądził, że żadna nie dotrzyma mu kroku. Dotrzymała dopiero Adda, to z nią widział się we własnych marzeniach - marzeniach, które runęły tak nagle, że potem nie widział się już z nikim, nigdy. Została tylko pustka, która potem splotła się z prawdziwą ciemnością.
Zamrugał, jak nie mogąc się przyzwyczaić do myśli, że po raz pierwszy od dawna widzi w swojej przyszłości światło. Dotychczas, choćby wyczarowując patronusa, wiązał własne nadzieje z nadzieją na szczęście bliskich. Może i w miłostkach bywał egoistą, ale serce zawsze miał wielkie, otwarte na innych, a spokoju i radości życzył przyjaciołom równie gorliwie jak rodzinie - gdy Billy opowiadał mu o ślubie z Hannah czuł (nie tylko dzięki palącej whiskey) podobne ciepło, jak na weselu Macmillanów. Widok bliskich, bezpiecznych i radosnych, na jednym z ostatnich świąt przed nachodzącym zawieszeniem, służył mu pomocą przy wyczarowywaniu patronusa. Dotychczas sądził, że to jest szczęście, dotychczas nie myślał o własnym. Trochę z heroicznej pozy, ale też - jak uświadomiła mu brutalnie Just - trochę z tchórzostwa. Bał się rozczarowań, już jedno przeżył.
Chcę być z tobą szczera. Podniósł dłoń do jej policzka i otworzył oczy jeszcze szerzej, gdy przyznała na głos - tak wprost, tak bezbronnie - coś, co wydawało się oczywiste. Jemu, może nie powiedział jej o tym na głos. A może dawne kłamstwa - dwa, były tylko dwa, dwa ważne (drugie było właściwie przemilczeniem) - tak mocno wciąż kłuły ją w sumienie.
-Wiem. - też nie wiedział, jak ubrać myśli słowa, ale z naciskiem spojrzał jej w oczy. -Wbrew pozorom, pani doskonała wiedźmia strażniczko, już wiem kiedy jesteś szczera. - spróbował zażartować. Wcześniej też wiedziałem, czułem, tylko raz zwątpiłem. -Gdybyś nie była, aresztowałbym cię tam w Plymouth. - wzniósł oczy do góry, męsko nie przyznając się, że w decyzji pomogła mu pamięć o Veritaserum podawanym demimozom. -Też chcę być szczery. - dodał, choć niektóre sekrety były zbyt bolesne, by się z nimi odsłaniać. -Choć gdyby nie ta twoja teczka, zajęłoby mi to - wieczność -dłużej. - trzymałby dystans dopóki by się nie domyśliła albo nie zniechęciła.
Uśmiechnął się, zagadnięty o Festiwal. Nie interesował się tym wcześniej, ale zdążył rozpytać wśród znajomych z pracy związanych z Dorset, przygotować się.
-Od wieków zakochane pary obchodziły w ten sposób wolę rodziny, ale od tego może nie zaczynajmy skrótu dla twoich rodziców. - roześmiał się. -Przysięga trwa rok i jeden dzień, po tym czasie może zostać zerwana bez konsekwencji - nie był pewien, czy porównać to do mugolskich rozwodów, to wydawało się jakieś nieodpowiednie. Po pierwsze, nie wiedział ile Adda o nich wie, a po drugie on wiedział, że mugole zwykle musieli wtedy iść do sądu i przedstawić jakieś upokarzające powody. Zerwanie chabrowego małżeństwa miało się obyć bez społecznych konsekwencji, przynajmniej wedle tradycji. Celebrować siłę miłości, a nie jej koniec. -Albo... odnawia, na zawsze. - mocniej uścisnął jej dłoń, spojrzał z nadzieją w zielone oczy. -W sierpniu wyznamy sobie miłość, w przyszłym roku dodamy, że na wieczność. - a jeśli coś stanie mi się na wojnie - będziesz wolna.
Zamrugał, chcąc odepchnąć posępne myśli. Odkąd został w swoim mniemaniu wlikołaczym kaleką, myśl o trwalszym kalectwie i o śmierci prześladowała go częściej niżby chciał.
-To prawdziwe małżeństwo, tylko na rok! - zaprotestował, gdy spytała o nazwisko. Instynktownie, bo w sumie nie wiedział, jak to działało, nie wnikał aż tak konkretnie
Ale wiedział, że -Byłoby mi miło, gdybyś zmieniła. - mruknął cicho, ciepło. -Ale to twoja decyzja. I tak nie będzie... na to dokumentów, będzie przysięga. - i dobrze, bo dokumenty narażały jej bezpieczeństwo. Liczyło się to, co wiązało ich serca, a po wojnie (jeśli będzie po wojnie), mogą to załatwić w już-nie-podziemnym Ministerstwie.
Chyba trochę się speszył.
-Albo białą sukienkę... - wymamrotał niepewnie, bo nie spodziewał się sam po sobie tradycjonalizmu, ale Adda Tonks w bieli wyglądałaby tak ślicznie, ale nie miał odwagi jej tego powiedzieć, a ona bawiła się guzikiem jego koszuli i robiło się gorąco mimo że wiatr w górach był chłodny i...
-...chciałabyś zobaczyć mój dom? - szepnął gardłowo, choć jego doskonały plan na oświadczyny miał jeden słaby punkt. Mógł poprosić siostrę wcześniej (i nie wiedział, że sama go uprzedziła), ale nie chciał, na wypadek odmowy Addy. -...chciałbym jak najszybciej, ale może jutro, bo muszę... coś skoordynować z Just. - męsko obszedł temat to Just musi cię wpuścić i chyba speszył się jeszcze bardziej.





Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Huśtawka na końcu świata - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Huśtawka na końcu świata [odnośnik]28.03.23 17:29
Uniosła lekko brew do góry i przyjrzała mu się bardzo uważnie i wnikliwie. Spojrzeniem nieśpiesznym, niemalże leniwym, przesunęła po jego twarzy, dłuższą chwilę poświęcając na obserwację szarobłękitnych oczu i czającego się w nich wyzwania, zawadiackiej zaczepki, niemalże prowokacji, którą potwierdzały dodane po chwili słowa. Uśmiechnęła się kątem warg w odpowiedzi; lekko, ale bardzo sugestywnie, tak by wiadomym stało się dokąd dzisiejszy dzień wolny zmierza.
Dokładnie tak ― potwierdziła śmiertelnie poważnym tonem, ale oczy błyszczały wesoło, z humorem, przecząc temu co właśnie usłyszał.
Wypowiedziane niskim głosem magiczne słowo-klucz sprawiło, że Addzie po raz kolejny zaczęło się wydawać, że to tylko sen. Złudzenie, przyjemne marzenie z którego otrzeźwi ją poranek i szara rzeczywistość. Do tej pory, przez przeszło trzy lata, tak właśnie przecież było. Śniła o nim, a kiedy tylko uwierzyła w to, że sen jest prawdą ― nadchodziło przebudzenie. Spróbowała więc sama otrzeźwić się bólem, sprawdzić gdzie leży prawda i przygryzła wewnętrzną stronę policzka, potem usta. Nic się nie stało. Nie obudził jej blask komety sączącej się przez okno, ani poranne trele okolicznych kosów. Wciąż była na końcu świata, wciąż z nim, wciąż upojona szczęściem, wciąż w jego kurtce, wciąż ze srebrnym pierścionkiem na palcu.
Mój mąż ― podkreśliła z wyraźnym uznaniem i uciechą, wodząc koniuszkiem nosa po jego policzku ― Michael Tonks zawsze umie się zachować. Jeszcze nigdy mnie w tej kwestii nie zawiódł.
Do tej pory nie przepadała specjalnie za tym słowem; wiązało się z nieprzyjemną przeszłością, widmem człowieka, który wyrządził jej sporo krzywd. Te snuły się wciąż za nią jak nieodłączny cień, psuły momentami nastrój, doprowadzały na granicę psychicznej wytrzymałości utwierdzając w przekonaniu, że nie potrzebuje w swoim życiu drugiej takiej szopki. Nie potrzebuje drugiego męża, drugiego ślubu, nie potrzebuje drugiego życia w tej roli.
Dopóki dwa miesiące temu nie spotkała pod słupem kogoś, kto zawsze był jej pisany.
Nowa łatka ― którą mogła mu przypiąć jako pierwsza ― odczarowała magiczne słowo, częściowo rozwiała ponurą mgłę przeszłości, która odcinała ją od ciepłych promieni optymizmu i dała nadzieję na to, że tamte założenia były błędne. Że jeszcze jest szansa na to, by odciąć się od tego, co było i skupić na tym, co będzie.
Patrząc na Michaela tu i teraz, chciała się skupić wyłącznie na tym. Na wspólnej przyszłości, jakkolwiek długa czy krótka by nie była. W błękitnych oczach aurora widziała obietnicę spokoju, który może nie dotyczył beznadziejnej sytuacji w kraju, ale ich dwójki, tego, co mogą wspólnie odnaleźć. I choć ten błękit ― momentami chłodny jak grudniowy poranek ― czasem błyskał gniewem lub rozpalał się irytacją, to wiedziała, że nigdy nie dostrzeże w nim tej pogardy i przeraźliwego zimna, które widziała w innych oczach, obecnie zamkniętych i spowitych całunem śmierci.
Spróbowałbyś tylko ― parsknęła miękko, słysząc o potencjalnej groźbie aresztowania ― to dopiero dałabym ci popalić. ― Choć wcale nie wątpiła, że wystarczyłby głębszy cień podejrzenia i faktycznie by się do tego posunął, a potem czekałoby ich bardzo dużo papierologii odkręcającej to wszystko. Może koniec końców byłoby nawet całkiem zabawnie?
Wysłuchała w milczeniu tego zalążka historii Festiwalu i parsknęła znowu, kiedy uznał, że być może nie jest to najlepszy skrót, który powinni przedstawić jej rodzinie. Choć sami rodzice nie wydawali jej się jakoś przesiąknięci konwenansami i w gruncie rzeczy sami robili tylko to, co uznali za słuszne, tak trudno było jej zgadnąć, jak podejdą do kwestii jej drugiego małżeństwa. W dodatku takiego, które trwa tylko rok i jeden dzień.
Uśmiechnęła się bezwiednie, gdy dodał parę słów o tym, co stanie się za rok. Nie domyślała się jeszcze, że decyzja Michaela częściowo podyktowana jest ponurymi założeniami co do własnego być albo nie być na przestrzeni tego czasu, choć i jej podobna myśl przemknęła przez głowę. Jeśli nie było konsekwencji, to byłby wolny, niepowiązany z nią w żaden sposób. Mógłby znaleźć szczęście w objęciach innej, choć egoistycznie uznała, że za żadne skarby nie dopuści do takiego scenariusza. Michael był jej i już, koniec, kropka.
Adda Tonks ― mruknęła aksamitnie, tuż przy jego uchu. ― Ładnie brzmi. ― Nie oświeciła go jednak co do podjętej decyzji, nad tą musiała się jeszcze trochę zastanowić. Używała już dwóch nazwisk, to byłoby trzecie. Choć tak naprawdę ― czy stanowiło to jakikolwiek problem? Ile osób znałoby tą część jej życia? Mogłaby je policzyć na palcach jednej ręki.
Biała sukienka ściąga spojrzenia ― głos wciąż pozostawał niski i przyjemny, Michael mógł poczuć muśnięcie warg tuż pod uchem ― ale znajdę coś równie ładnego. Wystroję się tak, żebyś nie mógł wydusić z siebie nawet słowa. ― Ukąsiła go niespodziewanie, skóra na szyi zaróżowiła się lekko. Nim przeszła do kolejnej zaczepki, do kolejnej pieszczoty, padła propozycja. Adda uniosła głowę, błysnęła oczami, szelmowsko uśmiechnięta.
Mówisz o tym domu na wybrzeżu? Przy dróżce porośniętej wrzosami i polnym kwieciem? ― mruknęła, ostentacyjnie powoli rozpinając mu drugi guzik koszuli. ― Oglądany oczami kota prezentował się całkiem ładnie, miałam nawet okazję wślizgnąć się do środka, bo pomylono mnie z innym kotem, ale jakoś… ― ruch ustał, a rozgrzany kawałek skóry musnął kolejny powiew chłodnego wiatru ― …nie skorzystałam z okazji. Myślałam, że poczekam aż sam mi powiesz, ale Just cię ubiegła. ― Pochwyciła jego spojrzenie; wydawał się zaskoczony tą informacją. Może nawet trochę zbity z tropu?...
Ach, bo ty nie wiesz, mój lwie. ― Przechyliła nieznacznie głowę, pozwoliła by jasny lok opadł jej na czoło, a usta rozciągnęły się w bandyckim uśmiechu. ― Ucięłyśmy sobie jakiś czas temu pogawędkę w barze na twój temat.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Huśtawka na końcu świata [odnośnik]29.04.23 18:40
Mąż. W jasnych oczach zatliły się wesołe ogniki, choć samo słowo brzmiało abstrakcyjnie - zwłaszcza w ustach Addy. Dopóki jej nie poznał, kojarzyło się z obowiązkiem. Z rolą, którą miał wypełnić kiedyś, w nieokreślonej przyszłości, od której uciekał tym bardziej, im więcej pytań słyszał od rodziców lub wymagań od dziewczyn. Kariera była ważniejsza, beztroska była ważniejsza. Wszyscy wkoło zdawali się zakładać rodziny - i czarodzieje i mugole - ale on nigdy nie mógł się wpasować w żaden z tych światów. Uciekł od szarości i konwenansów Londynu do świata magii. A gdy przekonał się, że reguły i konwenanse w świecie magii są takie same (a nawet silniejsze) - używał statusu mugolaka i aurora by ich unikać.
A potem poznał Addę. I wszystko się zmieniło, z pozoru niezobowiązujący romans rozpalił w nim nowe pragnienia i nadzieje - aż wszystko zgasło, nagle i brutalnie. Od tamtej pory nie myślał już o sobie jak o potencjalnym mężu, zaślepiony zazdrością wobec męża Addy i poczuciem upokorzenia. Postanowił zabić te emocje nadmiarem innych wrażeń, innych kobiet, w innym kraju - jakiekolwiek plany zakładania rodziny zawiesił na czas nieokreślony. Liczył, że czas uleczy rany, że zapomni i nauczy się ufać od nowa - ale nie śpieszył się. Nie przewidział, że kły wilkołaka i wybuch wojny zmienią "czas nieokreślony" w brutalne "nigdy" i przez jakiś czas mąż kojarzyło mu się już tylko z kimś, kim już nigdy nie będzie miał szansy być.
Do dzisiaj. Wciąż trochę nie dowierzał, że się zgodziła, wciąż niepokoił się tym, co przyniesie przyszłość, ale radość z jej bliskości wreszcie była mocniejsza niż strach przed bliskością - a "mój mąż Michael Tonks" brzmiało w jej ustach miękko i pięknie.
-Właściwie to na razie narzeczony. - poprawił, ale tylko dlatego, że wraz z dobrym humorem udzielił mu się nastrój do żartów. -Jeśli chcesz mnie tak nazywać, to korzystaj póki możesz - bo masz na to całe dwa tygodnie, narzeczona. - roześmiał się, gdy dotarło do niego jak prędko rozpocznie się Festiwal i chabrowe śluby. Do dzisiaj nie wiedział, czy Adda zgodzi się na zaręczyny i na ten plan - dopiero teraz to wszystko wydawało się realne. Za dwa tygodnie zostanie Addą Tonks i faktycznie brzmiało to ładnie.
-Mhm, prościej będzie to wymówić. - potwierdził. -Wiesz, że trzy razy ćwiczyłem twoje nazwisko zanim cię poznałem? - spytał sekretarki, ale z innego działu, bo ta z Biura Aurorów była na niego obrażona. Nie rozumiał francuskiej wymowy jej panieńskiego nazwiska, a o nazwisku Chernova nie chciał myśleć. Szorstko układało się na języku, zupełnie do niej nie pasowało. -Nie spróbowałbym, tylko to zrobił. Nie wzruszają mnie łzy podejrzanych. - zaprotestował jeszcze dla porządku, wznosząc lekko oczy do góry. -W sumie całkiem zabawne byłoby zobaczyć jak tłumaczysz się mi ze spraw osobistych w celi w Plymouth, że też zabrakło mi wtedy poczucia humoru. - roześmiał się, wtulając nos w jej szyję, choć taki scenariusz wcale nie byłby dla nikogo zabawny.
-Wystrój się, ale pamiętaj, że jakoś muszę wydusić z siebie przysięgę... - odpowiedział na kolejną zaczepkę, nieudolnie próbując zamaskować entuzjazm. Dwa tygodnie to niewiele, ale nie mógł się doczekać - choć zarazem już zaczynał myśleć o kwestiach praktycznych. -Rzucę na siebie Sphaecessatio, żeby nie zwracać uwagi tych, którzy znają mnie tylko z plakatów. - obiecał, poważniejąc. Nie było to przesadnie romantyczne, ale poważnie podchodził do pracy - jej i własnej. A jeszcze poważniej do bezpieczeństwa kogoś, kto codziennie bywał w Londynie. -Zróbmy to drugiej nocy festiwalu, tłumy pewnie ustawią się tam w pierwszą noc. - zaproponował, kładąc dłoń na jej policzku. -A wcześniej, póki będziesz panną - wyłowię twój wianek. - błysnął zębami w uśmiechu.
Bliskość Addy skutecznie go rozpraszała, myśli błądziły w różne strony - to na wybrzeże w Dorset, to do wspomnień z kawalerki w Londynie i Gajówki, to do własnej sypialni, którą chciał jej pokazać - ale jej słowa zbiły go z tropu jeszcze skuteczniej.
-Skąd...? - wyrwało mu się, bo choć nie miał nic przeciwko obecności zaufanego kota w swoim ogrodzie, to Fidelius nie powinien tak działać. Na moment nawet się zaniepokoił, obawiając się, że pułapka jakoś zdestabilizowała się w odpowiedzi na obecność cieni w ich domu albo po wyprowadzce Justine - czułby się pewniej, gdyby sam umiał ją nałożyć, albo chociaż nauczył się zakładać Światło (brakowało wszak niewiele) - ale Adda szybko rozwiała jego wątpliwości.
-No proszę. Kiedy? - uniósł lekko brwi, trochę zaskoczony, ale trochę - minimalnie, odrobinę (bardzo!) wzruszony. Czy to było po jego rozmowie z Just, czy wzięła sprawy w swoje ręce?
Czy to jej błogosławieństwo?
-W takim razie chodź. Chodźmy do domu. - usiadł, a potem podał jej rękę, by wstała - by mogli wspólnie teleportować się do Wrzosowej Przystani.

/idziemy tu!



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Huśtawka na końcu świata - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Huśtawka na końcu świata
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach