Kerstin Lotta Tonks
Nazwisko matki: Wilde
Miejsce zamieszkania: Wybrzeże Exmoor, Somerset
Status majątkowy: ubogi
Zawód: Pielęgniarka instrumentariuszka
Wzrost: 164
Waga: 52
Kolor włosów: Brudnozłoty blond
Kolor oczu: Szaroniebieskie
Znaki szczególne: Długa i wiotka szyja, opadające kąciki oczu, cała masa pieprzyków na plecach. Jedyną blizną, jaką posiada, jest rozciągnięte przez czas oparzenie na lewym przedramieniu; gdy miała sześć lat włożyła rękę do ognia.
Ona sama z czarnymi oczami, ociekająca krwią i czarną mazią.
Kwiatami z rodzinnego salonu, talkiem, gorzką, miętową czekoladą i sianem
Całą swoją rodzinę znów razem, siebie pośrodku ściskającą za ramię żywą matkę
Pomaganiem, medycyną, krawiectwem, gotowaniem i ogrodnictwem
Biegam po sali operacyjnej, podnoszę ludzi na duchu, siłuję się z własnymi demonami
Uspokajającego jazzu
Philippine Urvois
Dzieciństwo promyczka
Z najwcześniejszych lat życia nigdy nie da się przywołać obrazów dokładnych jak w pamiętniku. Gdyby tylko. Bardzo chętnie zajrzałaby do takiej księgi własnej głowy, raz jeszcze prześledziła daty, wydarzenia, słowo po słowie powtórzyła te dni, które - pamiętała jedynie tyle - były naprawdę szczęśliwe. Nie pamięta już dokładnie jakim była dzieckiem, czy sprawiała problemy, czy może raczej nazywano ją małym aniołkiem. Znacznie więcej mogła powiedzieć o uczuciach niż o faktach. Nie jest pewna, w jaki dokładnie dzień, miesiąc i rok grali z Just i Gabrielem w chowanego, ale pamięta pogodę (było bardzo ciepło, trochę wilgotno po deszczu), zapachy (trawy, ziemi i cynamonu z ciastka, które ściskała w ręce), dźwięki i wyrwane z kontekstu zdania (Nie siadaj tutaj, to jest mrowisko!)
Żeby więc zacząć od tego, co się na pewno wydarzyło - urodziła się jako ostatnia, w marcu roku 1933. Nie jest pewna, czy jej kochana mama spodziewała się, że może przetrwać kolejny poród, ale wszystko poszło bardzo zgrabnie. Malutka (dosłownie malutka, urodziła się prawie dwa tygodnie wcześniej niż powinna) Kerstin była dzieckiem całkiem zdrowym i zadowolonym z życia. Rodzice twierdzili, że rozwijała się bardzo szybko, ale nic dziwnego - w końcu niezwykle zależało jej na tym, by dogonić rodzeństwo. Nie pamięta dziecięcej złości, ale jest sobie w stanie wyobrazić jak bardzo to musiało wydawać się niesprawiedliwie, że Gabryś już biega, a ona nie może nawet wstać, że Just sama podkrada ciastka z kuchni, a Kerstin nie tyle, że nie sięga, co nawet nie może, bo przecież jak tutaj gryźć bez zębów?
Później jeszcze przez wiele lat wszystkie postępy dokonywała przy pomocy naśladownictwa, chciała być taka fajna jak Just i Gabriel, a jako najmłodsza nie miała żadnego obowiązku, żeby uczyć się samemu, skoro miała ich wsparcie. Dreptała im po piętach, pozwalała się prowadzić za rękę, tak długo, aż zdała sobie sprawę, że są rzeczy, w których nigdy nie będzie ich w stanie dogonić. Ale o tym później.
Teraz będzie o wrażeniach.
Pierwsze wrażenie, które dopada ją, gdy myśli o dzieciństwie, to fakt, że Michaela prawie w nim nie było. Miała może pół roku, kiedy rozpoczął Hogwart, a potem wracał tylko na święta i wakacje i chociaż był, bez wątpienia, równie super starszym bratem, co Gabriel, jako mała dziewczynka czekała na jego przyjazdy tak, jak się czeka na przyjazd bardzo fajnego wujka. Był taki duży i mądry! Kerstin nie przypomina sobie jednak, żeby kiedykolwiek mieli się okazję pobawić.
z Just i Gabrysiem było inaczej, ponieważ z nimi pamięta jeszcze bieganie, wygłupy i wszystkie te inne. Na pewno się nią opiekowali, a może czasem nawet narzekali, bo to była przecież bardzo poważna sprawa, taka mała dziewczynka na chwiejących się nóżkach, która absolutnie wszystko chciała robić razem z nimi. Jak już mówiła, nie wie, czy sprawiała wiele kłopotów, ale na pewno nie była święta - w końcu rękę do ognia wepchnęła właściwie w towarzystwie Just, kiedy siostra się tylko na moment odwróciła. To akurat pamięta doskonale, swój krzyk i jej krzyk, błyszczące bąble na ręce. Po dziś dzień nie jest natomiast pewna, dlaczego to zrobiła - co takiego zobaczyła w kominku, czemu nie wystraszyła się gorąca? Przed tym i po tym wiele razy śnił jej się ogień, aż w końcu zwykłe sny stały się koszmarami, a później, jako nastolatka, budziła się zlana potem i przekonana, że ich dom stoi w ogniu. Nie zwierzyła się z tego rodzicom, ale Justine i Gabrielowi tak.
Ryczała jak bóbr, kiedy oni też odjechali daleko.
Dorastanie, czyli koniec magii
Kiedy trwał rok szkolny, w domu Tonksów bywało nadzwyczajnie cicho. Kerstin zwykła szaleć jedynie wówczas, gdy miała z kim. Sama w sobie należała, o zgrozo, do tych spokojnych. Gdyby nie silna ręka brata i entuzjazm siostry to pewnie nigdy nie poważyłaby się na takie rzeczy jak wspinanie na drzewa albo zjeżdżanie po poręczy schodów. W czasie tych cichych dni, do których z początku przyzwyczajała się z dużym trudem, Kerstin lubiła robić proste rzeczy, takie jak rysowanie, czytanie, czy pomaganie mamie w kuchni. Jako nastolatka uwielbiała piec, a nawet jeszcze bardziej rozmawiać w tym czasie z mamą o świecie, o muzyce, o Londynie, tak po prostu o życiu. Do taty też przychodziła, patrzyła jak pracuje, podawała mu narzędzia w rytmie puszczanej z radia muzyki.
Skłamałaby, gdyby powiedziała, że brak listu po jedenastych urodzinach był dla niej olbrzymim szokiem, niesamowitym cierpieniem etc. etc. Było jej po prostu smutno, lecz nie ze względu na magię. O niej nie wiedziała zbyt wiele, bo w domu po prostu jej nie używali, nawet Just w czasie wakacji albo Michael, kiedy skończył szkołę i ich czasami odwiedzał. Czuła taki wielki smutek, ponieważ obawiała się, że przez to nigdy nie będzie w stanie znaleźć wspólnego języka z rodzeństwem. Pragnęła chodzić do Hogwartu po to, żeby być dalej z nimi i dalej uczyć się od nich odwagi. A jednak wystarczył jeden szczegół, by musiała wreszcie zejść z tej udeptanej wcześniej ścieżki i zacząć wyznaczać własną. Idąc w roku 1944 do mugolskiej szkoły nie miała na siebie żadnego pomysłu ani nawet woli do tego, żeby czegokolwiek szukać. Na Londyn wciąż spadały bomby, więcej myśli poświęcała więc nadziejom na to, że wojna wkrótce się skończy.
I znów będzie o wrażeniach.
Kiedy była nastolatką niezwykle silnie zżyła się ze swoimi rodzicami, zwłaszcza z matką. Jako jedyna spędzała z nimi wszystkie miesiące w roku, z każdym kolejnym coraz bardziej wsiąkając w te zwykłe, mugolskie życie. Na dobrą sprawę nie narzekała na żadne braki, a jednak w głębi ducha wciąż czuła niewielką dziurkę, niemożliwą do zasklepienia. Była rozdarta niczym bohaterka wymyślnej baśni. Zdawała sobie sprawę z istnienia innego świata, a jednak prawie nie miała z nim kontaktu. Ta wiedza gryzła i w pewnym stopniu oddzielała ją od rówieśników. Czuła się przez to mądrzejsza, ale też bardziej zagubiona. Bywały dni, gdy zżerały ją wątpliwości, zwłaszcza wtedy, gdy koleżanki rzucały żarty o magikach i ich królikach z kapeluszy. Czy magia naprawdę istniała? Czy Just, Mike i Gabriel naprawdę spędzali tak wiele czasu w szkole dla czarodziejów? Im była starsza tym częściej miała okazję podglądać zaklęcia, usłyszeć tu i tam o jakimś ciekawym (nie, nie ciekawym - przerażającym) stworzeniu. Więcej też o tym rozmawiali, ponieważ w pewnym momencie wszyscy w rodzinie upewnili się już, że nie jest to dla Kerstin drażliwy temat, że naprawdę nie czuje żalu.
A to wszystko dzięki temu, że nareszcie odnalazła coś własnego, pasję, o którą samodzielnie musiała zawalczyć.
Dorosłość na własnym szlaku
Kiedy chodziła do szkoły średniej bardzo dużo mówiło się o brakach w służbach medycznych. Taka była kolej rzeczy, gdy zaledwie kilka lat wcześniej świat spustoszyła wojna. Część wyjechała, by pomagać innym rannym, część zginęła, a część, która została, z trudem radziła sobie z ciężarem zaniedbanych szpitali i masami ludzi chorujących okresowo, przewlekle i - może przede wszystkim - emocjonalnie. Będąc zupełnie szczerym, Kerstin nie przyszłoby do głowy, żeby zaciągnąć się do tak trudnej i skomplikowanej pracy na podstawie samych tylko głosów potrzeby. Nie do końca wierzyła we własne możliwości bohaterskie - ciągle jeszcze odnosiła wrażenie, że od ratowania ludzi, od podejmowania ekstremalnie trudnych decyzji i generalnie od wielkich rzeczy są Michael i Gabriel, może nawet Justine. Ona nie była magiczna, więc z jakiej racji miałaby czynić cuda?
Wszystko zmieniło się, tutaj pamiętała dokładną datę, 12 kwietnia 1950. Miała siedemnaście lat, niewielkie marzenia o posiadaniu własnego sklepu z płytami do gramofonów oraz kilka dobrych koleżanek, które wspólnie ustaliły, że to najwyższa pora, żeby wziąć się za jakąś wakacyjną pracę. Im więcej kasy oraz doświadczenia na przyszłość, tym lepiej, a niewielki szpital z oddziałem ratunkowym i chirurgicznym potrzebował sanitariuszy. Pamiętała doskonale, że piekielnie się bała, ale nie chciała szukać pracy na własną rękę, poza tym było coś pociągająco egzotycznego w słowie "szpital", więc zgodziła się i razem poszły na krótki kurs dla sanitariuszy, żeby potem zajmować się tak prostymi rzeczami jak karmienie, mycie, przebieranie pościeli i - a to już nie taka prosta rzecz - rozmowy z pacjentami.
Nie mogłaby zliczyć tych wszystkich ludzi, których poznała i którzy zapadli jej w pamięć. Energiczna Rhonda z wrzodami dwunastnicy, młody Ethan, który spadł z rusztowania, ale wciąż tak ślicznie się uśmiechał, starszy pan, który nie był w stanie podać swojego imienia, ale chciał, żeby go od czasu do czasu potrzymać za rękę. Już wtedy w głowie Kerstin zaczęło kiełkować pragnienie towarzyszenia tym ludziom w przyszłości, najbardziej oczywista pomoc, którą może ofiarować. Wtedy jednak na scenę wkroczyła oddziałowa i wyciągnęła z Kerstin pasję, o której dziewczyna sama nie wiedziała, że ją ma. Z konspiracyjnym uśmiechem i złośliwym błyskiem w oku pożyczyła jej któregoś wieczoru wielki atlas anatomiczny.
Po ukończeniu szkoły Kerstin dostała się do King's College, legendarnej szkoły dla pielęgniarek założonej przez wielką Florence Nightingale. Dostała swój własny czepek, mundurek i kaganek na znak tego, że powinna nieść światło humanitaryzmu niezależnie od pory dnia. Później rozpoczęła kurs dla instrumentariuszek ponieważ chirurgia - choć na swój sposób przerażająca - dawała szansę na to, by wziąć udział w czymś naprawdę wielkim. Wszystkie te rzeczy, które ludzie byli w stanie zrobić, żeby się nawzajem ratować, niebywale ją fascynowały. Rzeczywistość układałaby się pięknie, gdyby nie fakt, że wciąż jeszcze istniała ta maleńka dziurka, ten inny świat, od którego Kerstin oddalała się coraz bardziej i bardziej, tracąc przy tym cenny kontakt z rodzeństwem, a wraz z tym jakby część siebie. Mogła żyć bez magii, ale nie mogła żyć bez nich, dlaczego więc nie dało się tego pogodzić?
W czasie, w którym Kerstin zastanawiała się nad tym, w jaki sposób wyjść z inicjatywą i umocnić swoje więzi z rodziną, w świecie czarodziejów zaczęły dziać się okropne rzeczy, o których na początku nie miała pojęcia, ale wkrótce przyszło jej się przekonać.
Tutaj wrażeń nie będzie. To nadal zbyt boli.
Dzisiaj, kiedy wraca
Po nagłej śmierci swojej matki Kerstin wyjechała ukrywać się w Kornwalii wraz z ojcem. Właściwie nie była to w pełni jej własna decyzja, a raczej powodowane miłością zalecenie, gdyż tak miało być bezpieczniej. Z natury była spokojna, nie stawiała żadnego oporu, bez problemu zrezygnowała nawet ze stałej pracy, ponieważ skoro Justine stwierdziła, że tak musi być, to przecież nie mogła się z nią spierać. Starała się teraz spłycać ten dzień do prostych słów i wyjaśnień, ale w rzeczywistości była, wciąż jest, w głębokim szoku. Potrzebowała czasu, żeby pozbierać się po rzeczach, których się dowiedziała. Na długi czas zamknęła się w sobie, milcząca, bierna, bez energii. Nie wróciła do stołu operacyjnego, ale znalazła sobie w Kornwalii rodzinę, u której mogła się zatrudnić jako pielęgniarka środowiskowa. Pomimo tego, że ich najmłodszy syn urodził się niepełnosprawny, byli to szczęśliwi, zżyci ze sobą ludzie. Ciężko było jej patrzeć na cudze relacje, ale potrzebowała zajęcia, czegokolwiek, aby nie siedzieć w domu w ciemnościach, z twarzą przyciśniętą do zalanej łzami poduszki. Starsze córki, dziesięcio- i dwunastoletnia nazywały ją ponurakiem i pewnie miały rację. Poza prostymi czynnościami pielęgnacyjnymi potrafiła tylko stać w oknie i patrzeć jak się bawią, skaczą przez płoty, kopią piłkę, wspinają na drzewa.
W końcu przyszedł czas, gdy nie mogła dłużej wytrzymać - metaforycznie wsadziła łapę w niewielką dziurkę i wytargała z niej olbrzymi otwór. Z nikim się wcześniej nie skontaktowała, tylko na własną rękę wróciła do domu, do Londynu. Bez względu na szalejącą wojnę (a może właśnie przez nią) miała zamiar stać się na nowo częścią ich rodzinnego życia.
Przerażała ją myśl, że ostatnimi wrażeniami kojarzącymi się z siostrą mogłyby się dla niej stać targające wnętrznościami złość i żal, które czuła wobec niej, kiedy ich pierwsze od dawna spotkanie obróciło się w niekończącą się kaskadę tragedii.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
Sprawność: | 3 | Brak |
Zwinność: | 10 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
łaciński | II | 2 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Anatomia | III | 25 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Mugoloznawstwo | II | 0 |
Ekonomia | I | 2 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Neutralna | 0 | 1 |
Rozpoznawalność | I | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Gotowanie | I | ½ |
Krawiectwo | II | 7 |
Literatura (wiedza) | I | ½ |
Muzyka (wiedza) | I | ½ |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
- | 0 | 0 |
- | 0 | 0 |
Reszta: 7 |
Ostatnio zmieniony przez Kerstin Tonks dnia 16.02.20 19:25, w całości zmieniany 7 razy
Kwiecień '57 - Czerwiec '58
Ścieżka kariery: Kerstin od momentu zamieszkania z rodziną nie może już pracować w zawodzie intrumentariuszki; za niewielkie pieniądze wykorzystuje swoje umiejętności w Leśnej Lecznicy magiczno-mugolskiej w Dolinie Godryka. Dodatkowo posiada małe, własnoręcznie założone stoisko na targu, gdzie sprzedaje jajka oraz szyte przez siebie drobiazgi.
Rozwój: Pełniąc rolę głównej gospodyni domowego ogniska, Kerstin rozwinęła wiedzę i zdolności w zakresie gotowania i swojego nowego hobby - krawiectwa. Jest także fizycznie sprawniejsza od kiedy zaczęła uprawiać własny ogród i sprzedawać jajka swoich kur.
Więzy krwi: Mimo pomniejszych miłostek, nie udało jej się z nikim związać na stałe. Jej najbliższa rodzina - na całe szczęście - pozostaje przy życiu. Żałobę przechodziła wyłącznie za zmarłym jeszcze przed narodzinami dzieckiem siostry.
Zyskane znamiona: Brak
Już ponad rok minął od czasu, gdy Kerstin zdecydowała się na podjęcie ryzykownej, choć jedynej słusznej decyzji o przeniesieniu się do domu swojego rodzeństwa. Pozostawiła tatę bezpiecznego i dobrze zaopiekowanego w Kornwalii, ciągnąc tam, gdzie zakończyć mogła się jej przedłużająca melancholia - okropne wspomnienia z ostatnich tygodni przed Bezksiężycową Nocą, ucieczki z Londynu, wieści o śmierci ukochanej mamy. Bez pracy i bez żadnych perspektyw w kraju ogarniętym wojną chciała zmierzać tam, gdzie mogła pomóc; czy to najbliższym, czy nieznanym potrzebującym. Przejęcie domowego ogniska wyczerpanych walkami Tonksów nadało jej życiu sens, którego poszukiwała. Wiedziała już, że tam jest jej miejsce; najpierw w Mickleham, potem w Exmoor, z rodziną, która nigdy nie mogła przestać trzymać się razem.
Choć jednak nigdy nie zaczęła naprawdę żałować tej decyzji, upływający rok był dla niej czasem ciężkich prób i emocjonalnych katuszy - dokładnie tak jak przewidująco ostrzegła ją Justine. Choć sama Kerstin obronną ręką wychodziła ze wszystkich groźnych sytuacji, przypadkowych spotkań z czarnoksiężnikami i ataków w pobliżu Doliny Godryka, raz po raz stawała się świadkiem i uczestnikiem rodzinnych tragedii. Porwanie i długa rekonwalescencja Justine odcisnęły na niej piętno, utwardziły ją i uświadomiły, że wojna cały czas trwa, nawet jeśli ich objęty Fideliusem dom jest bezpieczny. A choć niczego nie pragnęłaby tak jak ucieczki za granicę z całą rodziną, wiedziała, że jej odważne rodzeństwo nigdy się na to nie zgodzi. Mieli w sobie znacznie więcej determinacji niż ona, a Kerry, jak przystało na najmłodszą siostrę, próbowała ich naśladować ciężką, wyczerpującą pracą w Leśnej Lecznicy, Oazie i ziemiach, na które udawała się z przyjaciółmi - choćby do Blithfield.
W czasie wojennej zawieruchy przyszło jej poznać wielu wspaniałych ludzi, z którymi nawiązała przyjaźnie, lepiej też zaaklimatyzowała się w czarodziejskim świecie, który uprzednio pozostawał dla niej tajemniczy. Obserwowała pracę alchemików i uzdrowicieli, opiekowała się bratem-wilkołakiem po pełni i podsłuchiwała dziwaczne rozmowy, które rodzeństwo próbowało prowadzić poza jej zasięgiem. Dwukrotnie serce zabiło jej szybciej w męskim towarzystwie - uroczego półolbrzyma i cygańskiego grajka - z żadnego jednak ziarenka nie wykiełkowała łodyga prawdziwej miłości. Choć w przypadku Thomasa była przekonana, że ślub czeka na nią tuż-tuż, zwarcia rodzinne oraz tajemnicze zniknięcie chłopca pozostawiły ją rozżaloną i bez nadziei. Czy zdoła kiedykolwiek spotkać mężczyznę, który będzie godny tego, by zbudować z nim ciepły dom?
Po ciężkiej zimie przyszedł czas wiosny, która smakowała popiołem i żalem. Utraciła nie tylko ukochanego, ale i maleńkie dziecko, dla którego miała stać się ciocią. Po raz kolejny przyszło Kerstin podnieść się z najczarniejszych głębi smutku, aby pozostać sumienną pracownicą i wsparciem w domu ogarniętym coraz to nowymi konfliktami. Jak dotąd radzi sobie, choć nie jest pewna jak długo jeszcze zdoła pozostawać tak silną.
Przy całej tej szarości pojawiały się jednak niewielkie promyki światła; przygarnęła kotka, kupiła kury i realizowała plany stworzenia ogrodu z prawdziwego zdarzenia. Człowiek musi przecież znaleźć sobie zajęcie, aby zupełnie nie postradać zmysłów.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 30.01.23 22:35, w całości zmieniany 1 raz
Witamy wśród Morsów
twoja karta została zaakceptowana- znajdź towarzystwo •
- wylosuj komponenty •
- załóż domek
- mapa forum •
- pogotowie graficzne i kody •
- ekipa forum
Kartę sprawdzał: Percival Blake
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 24.11.23 19:55, w całości zmieniany 2 razy
kwarc;
wełna puszka pigmejskiego, miedź, ślaz
[30.04.21] Zdobycie odłamka spadającej gwiazdy
[09.09.21] Styczeń/marzec
[29.03.22] Kwiecień/czerwiec
[16.02.23] Lipiec/sierpień
[22.02.23] Kupidynek (kryształ)
[10.08.20] Krawiectwo (0 na I): -0,5 PB z reszty
[19.09.20] Gotowanie (0 na I): -0,5 PB (dokupione); w reszcie zostało 0,5
[17.01.21] Wsiąkiewka (lipiec-wrzesień): + 3 PB
[10.05.21] Krawiectwo na II, -6,5 PB z reszty
[22.07.21] Wsiąkiewka (październik-grudzień); + 3 PB
[01.03.22] Zakup: Ekonomia I; - 2 PB
[20.03.22] Wsiąkiewka (styczeń-marzec); + 3 PB
[30.01.23] Minął fabularny rok, +1 PB
[05.02.23] Wsiąkiewka (kwiecień-czerwiec); +1 PB
[09.12.23] Wsiąkiewka (lipiec-sierpień); +1 PB
[05.08.20] Wsiąkiewka (kwiecień-czerwiec): +30 PD
[16.09.20] [G] Kot: -20 PM
[19.09.20] Zakup: +1 PB; -50 PD
[17.01.21] Wsiąkiewka (lipiec-wrzesień): + 120 PD
[21.01.21] Aktualizacja postaci
[25.01.21] Zakupy: 10 kur; -100 PD
[28.03.21] Osiągnięcie (Na głowie kwietny ma wianek): +30 PD
[10.05.21] Rozwój postaci: zakup 3 PB, - 150 PD
[22.07.21] Wsiąkiewka (październik-grudzień); +120 PD
[23.07.21] Spokojnie jak na wojnie: +7 PD
[11.09.21] Rozwój postaci; +3 sprawność: -240 PD
[11.10.21] Osiągnięcia (Rodzinny portret, wór pełen ziół); + 60 PD
[07.11.21] Osiągnięcia (Do wyboru, do koloru); +30 PD
[12.12.21] Zakup: Naboje (śrut) x 20; - 50 PD
[18.01.22] Osiągnięcia (Złoty myśliciel); +30 PD
[11.02.22] Opłacenie sowy; -50 PD
[15.03.22] Zdobycie osiągnięć: Weteran, Deflorator; +130 PD
[20.03.22] Wsiąkiewka (styczeń-marzec); +120 PD
[20.03.22] Spokojnie jak na wojnie: +50 PD; +1 PB organizacji
[05.02.23] Wsiąkiewka (kwiecień-czerwiec); +60 PD
[09.02.23] Zdobycie Osiągnięcia: Maratończyk, +100 PD
[09.12.23] Wsiąkiewka (lipiec-sierpień); +60 PD
[13.12.58] Wydarzenie: Końca świata dziś nie będzie +50PD
[15.01.24] Darmowa zmiana wizerunku